Ludzie są dobrzy - Janusz Korczak - ebook

Ludzie są dobrzy ebook

Janusz Korczak

0,0
8,49 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
  • Wydawca: Avia-Artis
  • Język: polski
  • Rok wydania: 2021
Opis

“Ludzie są dobrzy” to utwór Janusza Korczaka, polsko-żydowskiego lekarza, pedagoga, pisarza i publicysty, który był prekursorem działań na rzecz praw dziecka.

Jest to przejmująca historia emigracji opowiedziana z perspektywy małej dziewczynki. Po śmierci ojca, osierocona narratorka przez pewien czas tuła się po rodzinie, by wreszcie razem z matką opuścić kraj i popłynąć do Palestyny. Utwór w fenomenalny sposób pokazuje świat widziany oczami dziecka, które nie ma nad własnym życiem kontroli i nie zna przesłanek stojących za decyzjami dorosłych.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 28

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wydawnictwo Avia Artis

2021

ISBN: 978-83-8226-456-2
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (https://writeapp.io).

LUDZIE SĄ DOBRZY

Była mała, ale pamięta. Już taka jest, że pamięta.  Mama szyje, pierze, gotuje, a ojciec leży w łóżku. Ojciec chory, a mama nie ma czasu.  — Powiedz, tatusiu, jak tam jest. Ale od początku.  — Tyle razy mówiłem.  — Ale chcę jeszcze raz.  — A no, dobrze. Więc siadamy na okręt.  — Nie. Że dostałeś certyfikat. Bo nie rozumiem, co to jest. Co to jest port? Co to jest kajuta? Dlaczego woła się tam na ciebie: aba? Co to jest morze? Dlaczego po hebrajsku „dzieńdobry“ mówi się — szalom, — i „do widzenia“ — szalom? Jeżeli ktoś ma umierać, czy też mówi: „szalom“?  Była mała, ale pamięta. Już taka jest.  Pamięta, że ojciec zakasłał, mama prędko wyszła z pokoju.  — Pojedziemy koleją.  — Będę siedziała przy oknie.  — No, tak. Potem będziesz zmęczona. Mama położy na ławce palto, wyjmie z walizki poduszkę.  — Nieprawda. Mama pościel zapakuje osobno, bo do walizki nie zmieści się. I ja nie będę zmęczona. Nie będę spała.  — To nie. Potem okręt.  — Na okręcie są pomarańcze? Będziesz tam sadził drzewa? Będziesz zdrów?  — No, tak. Zobacz, gdzie jest mama. Poproś, żeby nie płakała.  — Skąd wiesz, że mama płacze?  Zesunęła się z łóżka na podłogę. Była mała. Zaniosła stołeczek do drzwi. Zawsze tak robiła, żeby sięgnąć do klamki. Wyszła do sieni.  — Mamo, dlaczego płaczesz?  Mama wytarła oczy i pomyślała trochę.  — Nie mów przy tatusiu... nie mów, że ktoś umiera.  — Bo nie grzecznie tak mówić? Brzydko?  — Nie brzydko, tylko tatuś jest chory. Chory powinien być wesół, a śmierć jest smutna.  No tak; dziadzio też mówi, że za wiele się pyta i za wiele chce wiedzieć. Ale dlaczego dzieci nie mają rozumieć wszystkiego tak, jak dorośli?  Była mała, ale pamięta, że potem jechała koleją i siedziała przy oknie. Nie do morza jeszcze jechała, tylko do lasu. A w lesie, w białym domu, leżał tatuś na białym łóżku.  — Powiedz, jak tam jest.  — Będziesz miała osiołka. Konika z długimi uszami.  — Wiem.  — Będziesz siedziała na osiołku, jak chłopiec. Dziewczynki w spodniach chodzą w Palestynie.  — Wiem. Widziałam na obrazku.  — Białe kurki będziesz karmiła. Zrobię ci latawca na długim sznurku; wysoko puścisz go z wiatrem.  — Winogrona będę zrywała. Są tam chaluce, szomrzy i prorocy.  — Dziadzio mówił ci o prorokach?  — Mówił. Sama też rozumiem.  — A kto to są prorocy, jeżeli rozumiesz?  — Prorok wszystko może i wie, co będzie. Ja też wiem.  — Powiedz, bo i ja chcę wiedzieć.  — Wiem, że będziesz zdrów i będziesz pracował w polu.  Zaczęła się śmiać, żeby tatusiowi i mamie było wesoło. Ale weszła pani w białym fartuchu, spędziła ją z łóżka i nawet gniewała się. A tatuś mówi:  — Tak, tak. Zejdź. Nie można. Pani ma słuszność.  Potem pożegnały się i wyszły z białego domu do bramy w tym lesie. A tatuś oparł się o okno, wychylił się, kłaniał się ręką i zawołał zdaleka: „szalom“. A mama nic, tylko prędko wyszły za ogrodzenie. I to był ostatni już raz.  Potem mieszkała u cioci.  Ciocia dobra była, ale ten chłopczyk, ten kuzyn, ciągle chciał, żeby była koniem i żołnierzem, i popychał ją, uderzał batem po nogach i śmiał się, że jest beksa.  — Bawmy się w okręt — prosiła go.  Ale on chce, żeby i na okręcie były konie i bitwy.  Długo były u babci i dziadzia. Ale dziadzio nie opowiada o prorokach:  — Co ci będę głowę zawracał? I tak za dużo myślisz. Główkę męczysz, kochanie.  Wcale nie;