59,90 zł
Na ulicach Berlina, w biurach ministerstw, w studiach filmowych i sztabach wojskowych – ci, którzy tworzyli aparat nazistowskiej władzy, byli częścią codziennego świata; zwyczajni, a jednak zdolni do czynów, które zmieniły bieg historii i naznaczyły XX wiek. Richard J. Evans wydobywa ich portrety z mroku przeszłości, pokazując, jak zwykli ludzie stawali się wykonawcami zbrodniczej ideologii.
Obok nazwisk doskonale znanych – takich jak Goebbels czy Himmler – Evans przypomina także tych, którzy pozostają w cieniu wielkich narracji historycznych. Szkolny nauczyciel Julius Streicher, odpowiedzialny za szerzenie antysemickiego jadu, czy Leni Riefenstahl, aktorka i reżyserka filmowa, której twórczość stała się wizualnym orężem nazizmu – to przykłady, jak różnorodne środowiska wspierały machinę Trzeciej Rzeszy.
Ludzie Hitlera to wnikliwe studium środowiska, które umożliwiło narodziny i funkcjonowanie nazistowskiego państwa. Evans, jeden z najwybitniejszych historyków zajmujących się dziejami nazizmu, obala przekonanie, że sprawcy stanowili odrębną kategorię ludzi – pokazuje ich raczej jako jednostki zakorzenione w zwyczajnym życiu społecznym, w którym ambicje, lojalność czy karierowiczostwo stopniowo prowadziły ku zbrodni.
Sir Richard John Evans reprezentuje to, co najlepsze w anglosaskiej literaturze poświęconej Trzeciej Rzeszy.
PROF.ANDRZEJ CHWALBA, AUTOR KSIĄŻKI POLSKA KRWAWI, POLSKA WALCZY
To nie historia psychopatów czy szaleńców, a urzędników, dziennikarzy i artystów. Evans ostrzega, że nawet niepozorne jednostki mogą być wspólnikami w jawnie zbrodniczym systemie. W 2025 roku lektura obowiązkowa!
GRZEGORZ BOBREK, YOUTUBER, AUTOR WOJNY OCZAMI WROGA
Rzeczowe spojrzenie na epokę nazizmu i ludzi, którzy przyczynili się do realizacji jej złowrogich celów.
,,KIRKUS REVIEWS”
Co sprawiło, że niemieccy obywatele i przywódcy poparli reżim oparty na wojnie, ludobójstwie i dyktaturze? Evans, wybitny historyk nazizmu, podejmuje wciąż aktualne pytanie, szukając – poprzez portrety tak różnych postaci Trzeciej Rzeszy jak Hermann Göring, Rudolf Hess, Adolf Hitler, architekt Albert Speer czy reżyserka Leni Riefenstahl – wspólnego mianownika ludzkiego doświadczenia.
„THE NEW YORK TIMES”
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 962
Tytuł oryginału: Hitler’s People
Opieka redakcyjna: MAŁGORZATA DUDZIAK
Redakcja: WOJCIECH ADAMSKI
Korekta: KAMIL BOGUSIEWICZ, EWA KOCHANOWICZ, JOANNA ZABOROWSKA
Projekt okładki, stron tytułowych i wnętrza książki: ROBERT KLEEMANN
Redaktor techniczny: ROBERT GĘBUŚ
Zdjęcie użyte na okładce przedstawia czołowych niemieckich nazistów sfotografowanych w 1933 roku. Od strony lewej: Hanns Kerrl, Joseph Goebbels, Adolf Hitler, Ernst Röhm, Hermann Göring, Richard Darré, Heinrich Himmler, Rudolf Hess, Wilhelm Frick. Zdjęcie pochodzi z Universal History Archive / Universal Images Group via Getty Images.
Copyright © 2024, Richard Evans All rights reserved © Copyright for the Polish translation by Maciej Antosiewicz © Copyright for this edition by Wydawnictwo Literackie, 2025
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-08-09301-6
Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kraków bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40 księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl e-mail: [email protected] tel. (+48 12) 619 27 70
Konwersja do formatu ePub 3: eLitera s.c.
Ten e-book jest zgodny z wymogami Europejskiego Aktu o Dostępności (EAA).
Wydawca zakazuje eksploatacji tekstów i danych (TDM), szkolenia technologii lub systemów sztucznej inteligencji w odniesieniu do wszelkich materiałów znajdujących się w niniejszej publikacji, w całości i w częściach, niezależnie od formy jej udostępnienia (art. 26 [3] ust. 1 i 2 ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych [tj. Dz.U. z 2025 r. poz. 24 z późn. zm.]).
Pamięci Johna Dixona Walsha (1927–2022),
który nauczył mnie Historii
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Niewiele osób w służbie Trzeciej Rzeszy spotkało się z tak powszechnym i gwałtownym potępieniem jak Ilse Koch. Inne nazistki popełniały znacznie gorsze zbrodnie; na przykład Erna Petri, żona oficera SS, który zarządzał majątkiem ziemskim w okupowanej Polsce, powiedziała śledczym w Niemczech Wschodnich w 1962 roku, iż chciała udowodnić mężowi i jego kolegom z SS, że nie jest gorsza od żadnego mężczyzny, zaprowadziła więc czterech Żydów i sześcioro małych żydowskich dzieci do lasu, ustawiła ich nad rowem i zastrzeliła, nie zważając na ich błagania o łaskę. Później, kiedy sobie uświadomiła, że wpłynie to na zaostrzenie wyroku, odwołała swoje zeznanie, ale potwierdziło je siedemnastu świadków. Inna żona esesmana, Elisabeth Willhaus, której mąż był komendantem osławionego obozu pracy przy ulicy Janowskiej we Lwowie, zwykła siadywać na balkonie swojej willi, usytuowanej przy samym obozie, i strzelać z francuskiego karabinu salonowego do więźniów bez żadnego powodu – poza tym, że chciała się popisać celnością1. Gertrude Segel, sekretarka Gestapo, która pracowała w Drohobyczu na południe od Lwowa, została po wojnie oskarżona przez żydowskich świadków o to, że kazała zabić trzy pokojówki, robotnice przymusowe z obozu, i zadeptała na śmierć małe żydowskie dziecko. Ona i jej mąż też strzelali podobno do żydowskich więźniów z balkonu swojej willi. Przyjaciółka Gertrude, Josefine Block, zwykła okładać więźniów szpicrutą i zabiła sześcioletnią żydowską dziewczynkę, przewracając ją na ziemię i depcząc jej po głowie. Ale żadna z tych kobiet nie zyskała takiego rozgłosu jak Koch, zapewne dlatego, że ich zbrodnie zostały popełnione w Europie Wschodniej, nie na zachodzie, a ofiarami nie były szczególnie znane osoby2.
Nietrudno zrozumieć, dlaczego Koch zdobyła rozgłos, który nie stał się udziałem tamtych kobiet. Była żoną Karla Ottona Kocha, wyższego oficera SS, pełniącego kolejno funkcję komendanta obozów koncentracyjnych w Sachsenburgu, Esterwegen, Sachsenhausen, Buchenwaldzie i Majdanku, zanim w sierpniu 1942 roku został zwolniony z obowiązków po masowej ucieczce więźniów z Majdanka. Ilse Koch stawała przed sądem pod różnymi zarzutami aż trzykrotnie: po raz pierwszy w 1944 roku wraz z mężem, na wniosek samej SS, za korupcję; po raz drugi w 1947 roku przed amerykańskim trybunałem wojskowym w Dachau; po raz trzeci w latach 1950–1951 przed zachodnioniemieckim sądem w Augsburgu. Wysunięte przeciwko niej oskarżenia wywołały światową sensację. Pisząc o jej skazaniu przez amerykański trybunał wojskowy 25 sierpnia 1947 roku, magazyn „Time” obwieścił: „Sprawiedliwość dosięgła rudowłosą czterdziestoletnią Wiedźmę z Buchenwaldu, która dla przyjemności chłostała więźniów w nazistowskim obozie koncentracyjnym, a kiedy zmarli na skutek tortur, kazała robić z ich skóry rękawiczki i abażury do lamp”. Była „maniaczką seksualną”, stwierdził autor artykułu3. Rzecznik oskarżenia William Denson określił ją jako „zboczoną sadystkę na monumentalną skalę niespotykaną w historii”. Główny oskarżyciel na jej procesie w Niemczech Zachodnich w latach 1950–1951, Johann Ilkow, powiedział w swoim przemówieniu końcowym, że „opętana przez demona brutalności i nieposkromionych instynktów”, dopuszczała się „niewyobrażalnych zbrodni z zimnym wyrachowaniem” i „bezwstydnie folgowała swoim seksualnym popędom”4. Po jej śmierci we wrześniu 1967 roku „New York Post” doniósł, że kazała „więźniom uczestniczyć w orgiach połączonych z sadyzmem i wynaturzeniem”, z kolei „Washington Post” poinformował czytelników, że „podniecała więźniów seksualnie”, „jeżdżąc po obozie w obcisłych bryczesach” i „zdejmując bluzkę”. Magazyn „Newsweek” nie był odosobniony w swojej opinii, kiedy nazwał ją nimfomanką oraz masową morderczynią. W świetle tego wszystkiego trudno się dziwić, że w 1957 roku powstał film z gatunku soft porno zatytułowany Ilsa: Wilczyca z SS („Najbardziej przerażająca ze wszystkich nazistów: popełniła zbrodnie tak straszne, że nawet esesmani się jej bali!”)5.
Ilse Koch, 1940 rok.Irma Grese oczekująca na proces w Celle, 1945 rok.Kim była zatem Ilse Koch i dlaczego zdobyła taką ponurą sławę? Urodzona w 1906 roku w Dreźnie w protestanckiej rodzinie z niższej klasy średniej, uczęszczała do szkoły podstawowej w tym mieście, a później skończyła kurs dla sekretarek. Podobnie jak wielu młodych ludzi z jej środowiska, miała silnie nacjonalistyczne, prawicowe poglądy, a pracując jako sekretarka w kilku tamtejszych firmach, stykała się z kręgami towarzyskimi, w których obracali się funkcjonariusze drezdeńskiej SS. W maju 1932 roku, w wieku dwudziestu pięciu lat, wstąpiła do partii nazistowskiej, co w tamtym czasie było dla młodej kobiety krokiem dosyć niezwykłym. W 1934 roku związała się z jednym z esesmanów, Karlem Ottonem Kochem. Urodzony w 1897 roku Karl służył w wojsku w czasie wojny światowej i – jak wielu weteranów – miał trudności z przystosowaniem się do cywilnego życia: przechodził z jednej dorywczej posady biurowej do następnej, a w długich okresach braku zatrudnienia dokonywał drobnych kradzieży i malwersacji. Jego pierwsze małżeństwo zakończyło się rozwodem. Pochodzący również z niższej klasy średniej – jego ojciec pracował w Urzędzie Stanu Cywilnego – znalazł rozwiązanie dla swoich problemów w marcu 1931 roku, wstępując do partii nazistowskiej, a później do SS, gdzie też wykonywał pracę biurową. W październiku 1934 roku, niedługo po tym, jak poznał Ilse, Karl Otto Koch uzyskał przydział do sztabu wyższego oficera SS Theodora Eickego, który kierował Inspektoratem Obozów Koncentracyjnych. Koch zaimponował swojemu nowemu zwierzchnikowi zdolnościami administracyjnymi i zaangażowaniem ideologicznym, kilkakrotnie awansował, a w końcu 1 września 1936 roku objął funkcję komendanta obozu koncentracyjnego Sachsenhausen, nowego i wciąż nieukończonego obiektu nieopodal Berlina. Częste przenosiny najwyraźniej nie wpływały niekorzystnie na jego relacje z Ilse i 25 maja 1937 roku zawarli związek małżeński w pobliskim Urzędzie Stanu Cywilnego, po czym wzięli udział w ceremonii ślubnej SS, która odbyła się o północy przy blasku pochodni w dębowym zagajniku w Sachsenhausen. To właśnie od tego momentu Ilse zaczęła zdobywać ponurą reputację, która ostatecznie zaprowadziła ją na ławę oskarżonych6.
1 sierpnia 1937 roku Karl został mianowany komendantem innego, jeszcze nowszego obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie, położonego na szczycie wzgórza niedaleko Weimaru. Do końca roku obóz zapełnił się politycznymi przeciwnikami nazistów, a także, w coraz większej liczbie, drobnymi przestępcami, „aspołecznymi”, włóczęgami i wszelkiego rodzaju „elementami niepożądanymi”. Koch kierował obozem ze skrajną, a często arbitralną surowością i brutalnością. Przydzielał więźniom ciężką i wyczerpującą pracę, dopilnowując przy tym, aby byli permanentnie niedożywieni. Zarządzał częste egzekucje więźniów, którzy złamali regulamin, i torturował niedoszłych uciekinierów, zanim kazał ich rozstrzelać lub zabić śmiertelnym zastrzykiem. Rankiem po nieudanym zamachu na życie Hitlera, dokonanym w listopadzie 1939 roku przez samotnego socjalistę (i nie-Żyda), cieślę Georga Elsera, który skonstruował bombę i podłożył ją w monachijskiej piwiarni Bürgerbräukeller, gdzie nazistowski przywódca miał wygłosić przemówienie, Koch rozkazał strażnikom z SS wybrać około dwudziestu żydowskich więźniów, a następnie zabić ich strzałem w potylicę. Więźniowie umierali tak często i w takiej liczbie, że trzeba było zbudować krematorium, aby pozbywać się zwłok: od momentu otwarcia obozu w 1937 roku do jego porzucenia pod koniec wojny z ogólnej liczby około 239 tysięcy więźniów zginęło ponad 56 tysięcy7.
Sposób zarządzania Buchenwaldem przez Karla Ottona Kocha nie był zapewne niczym wyjątkowym w porównaniu z rządami komendantów innych obozów koncentracyjnych. Tym, co go mimo wszystko wyróżniało, była jaskrawa, niepohamowana korupcja. Defraudując i przywłaszczając sobie fundusze, a także wykorzystując więźniów jako niewolniczą siłę roboczą w swojej willi położonej poza terenem obozu, Koch wkrótce się wzbogacił, a Ilse dzieliła z nim nieuczciwie zdobyte dochody; kazała na przykład wybudować dla siebie wielką halę, aby móc jeździć konno w złą pogodę8. Ale wielokrotnie widziano ją też, jak jeździła po obozie. Zapewne dlatego, że była właściwie jedyną kobietą, z jaką się stykali, a do tego względnie młodą i atrakcyjną, wyróżniającą się płomiennorudymi włosami, więźniowie zaczęli zwracać uwagę na jej eleganckie stroje oraz kosztowną biżuterię i fantazjować na temat jej życia prywatnego. Krążyły plotki, iż wchodziła do obozu i groziła więźniom, że doniesie na nich strażnikom, jeśli będą na nią patrzeć pożądliwym wzrokiem. Jeden ze świadków, Walter Retterpath, zeznał później, że widział, jak podjeżdża konno do grupy więźniów budujących drogę i bije jednego z nich szpicrutą po twarzy, krzycząc: „Jak śmiesz patrzeć na moje nogi!”. Przedmiotem domysłów i komentarzy stały się również jej rzekome romanse z dwoma oficerami SS, a także pozamałżeńskie związki jej męża. Zgodnie z najbardziej sensacyjną pogłoską nakłaniała strażników, aby jej meldowali, czy któryś z nowo przybyłych więźniów ma tatuaż; później rozkazywała zabić nieszczęśnika, ściągnąć zeń wytatuowaną skórę, wygarbować i zrobić z niej abażur do lampy9.
Korupcja Kochów przekroczyła w końcu dopuszczalne dla kierownictwa SS granice. Oboje mieli wielu wrogów, także wśród oficerów i strażników obozowych, wobec których komendant zachowywał się grubiańsko i którym wymierzał surowe kary dyscyplinarne. Heinrich Himmler na ogół wspierał Kocha, którego znał i cenił, ale uznał za wskazane przenieść go we wrześniu 1941 roku jako komendanta do kolejnego obozu koncentracyjnego, Majdanka pod Lublinem. Tam powtórzył się ten sam wzór sadyzmu i brutalności, korupcji i malwersacji. Ale to nie defraudacje zakończyły karierę Kocha, tylko zdarzenie, do którego doszło nocą z 14 na 15 lipca 1942 roku, kiedy osiemdziesięciu sześciu radzieckich jeńców wojennych podbiegło do obozowego ogrodzenia, przystawiło do niego własnej roboty drabinę, wspięło się na nią i zniknęło wśród okolicznych pól. Dwóch zastrzelili strażnicy, lecz pozostali uciekli i nigdy ich nie złapano. Koch próbował to zatuszować, zarządzając egzekucję kilkudziesięciu jeńców radzieckich, których oskarżył (fałszywie) o współudział w przygotowywaniu ucieczki. Himmler natychmiast odwołał Kocha, który został przeniesiony na niższe stanowisko gdzieś indziej, ale zachował swój dom w Buchenwaldzie. Himmler wyznaczył młodego i ambitnego prawnika SS nazwiskiem Konrad Morgen, aby zbadał doniesienia o korupcji Kochów w Buchenwaldzie i zwłaszcza Majdanku, gdzie w ciągu wielu tygodni pracy Morgen znalazł niezbite dowody, skutkiem czego w sierpniu 1943 roku Himmler rozkazał aresztować Karla Ottona i Ilse; według Morgena ci dwoje „zawsze działali razem”. Minął jednak rok, nim zaczął się ich proces. Chociaż prokurator wysuwał pod adresem Ilse zarzuty rozwiązłości seksualnej, została oskarżona tylko o przywłaszczenie sobie skradzionych dóbr, a pod koniec procesu uniewinniona z braku dowodów i zwolniona. Jej mąż, uznany za winnego, spędził jednak wiele miesięcy w więzieniu, a 5 kwietnia 1945 roku, nieco ponad miesiąc przed oficjalnym zakończeniem wojny, został rozstrzelany przez pluton egzekucyjny10.
Ilse Koch uważała oddalenie zarzutów przez trybunał SS za potwierdzenie swoich zapewnień o niewinności. Ale nie cieszyła się tą świadomością długo. Kiedy Amerykanie wyzwolili Buchenwald, znaleźli tam ponad 20 tysięcy zagłodzonych, wycieńczonych, chorych i umierających więźniów. Niektórzy czuli się jednak na siłach złożyć zeznania, a inni przedstawili swoim wyzwolicielom konkretne dowody popełnionych w obozie okrucieństw, w tym wystawione na stole, gdzie wszyscy mogli je zobaczyć, kawałki wytatuowanej ludzkiej skóry i abażur do lampy sporządzony podobno z tego samego materiału. Raporty zaczęły łączyć zachowaną ludzką skórę z postępkami żony byłego komendanta. W rzeczywistości jest prawdopodobne, że próbki zostały pobrane ze zwłok więźniów przez lekarza SS Ericha Wagnera, który pisał rozprawę o tatuażach, świadczących według niego o przestępczych skłonnościach wytatuowanych ludzi. Brakowało konkretnych dowodów na ich powiązanie z Ilse Koch. Jeden były więzień utrzymywał, że Koch obserwowała nowo przybyłych więźniów z tarasu swojego domu, kiedy rozbierano ich do naga, a „jeśli zobaczyła tatuaż [...] który jej się podobał [...] wydawała polecenie, aby zabito więźnia i przyniesiono jej skórę”. Ale w istocie jej dom stał poza terenem obozu, mniej więcej kilometr dalej, więc nie byłoby to możliwe. Obciążające zeznania niemal zawsze opierały się na pogłoskach albo czymś, co jeden z amerykańskich śledczych nazwał „obiegową wiedzą” więźniów11.
Historia abażurów Ilse Koch pobudzała wyobraźnię prasy i opinii publicznej jako szokujący przykład nazistowskiego okrucieństwa i pogardy dla życia ludzkiego. Stała się istotną częścią aktu oskarżenia, kiedy władze amerykańskie postawiły Ilse wraz z trzydziestoma innymi osobami przed sądem. Główny prokurator William Denson, pod wrażeniem opowieści powtarzanych ustawicznie przez byłych więźniów, z którymi rozmawiał, opisał Ilse Koch jako „atrakcyjną seksualnie, zdeprawowaną kobietę, która biła więźniów, donosiła na nich i frymarczyła ludzką skórą”. Nie mogła posłużyć się zwyczajową wymówką, że „tylko wykonywała rozkazy”, ponieważ nie zajmowała żadnej oficjalnej pozycji w hierarchii nazistowskiej. Denson nazwał ją „komendantką” (Kommandeuse) obozu, lecz była to jego inwencja. Kiedy tuż przed rozpoczęciem procesu wyszło na jaw, że jest w trzecim miesiącu ciąży, tym bardziej utwierdziło to prokuratorów i prasę w przekonaniu, iż określenie jej jako „nimfomanki” aż nazbyt odpowiada prawdzie. Podczas samego procesu dziennikarze pisali o Ilse Koch językiem mocno nacechowanym seksualnie, zwracając uwagę na jej „zmysłowe ciało” i nazywając ją „niewyżytą seksualnie wiedźmą z Buchenwaldu”. A mimo to zeznania byłych więźniów często nie ostawały się w krzyżowym ogniu przesłuchań. Nikt, nawet Konrad Morgen, nie odnalazł abażurów zrobionych z ludzkiej skóry ani nie dostarczył żadnych dowodów na to, że wytatuowana skóra była zdzierana z więźniów i kolekcjonowana na jej rozkaz. Zabrakło jakichkolwiek konkretnych dowodów na poparcie zarzutu, że więźniów zabijano na jej polecenie. Powołana na świadka Ilse Koch zaprzeczyła wszystkiemu i podkreśliła, że przez większość swojego pobytu w Buchenwaldzie była w ciąży; ale jej twierdzenie, jakoby nie wiedziała nic o tym, co się działo w obozie, zostało zdezawuowane jako kłamstwo, kiedy Denson wykazał, że zatrudniała więźniów jako robotników przymusowych w swoim domu i ogrodzie. Ostatecznie otrzymała wyrok dożywotniego więzienia; sąd nie uznał większości argumentów jej obrońcy, ale ciąża prawdopodobnie ocaliła ją przed szubienicą12.
Gdy jednak dokonano rewizji wyroków sądowych, to chociaż kara śmierci dla kilku oskarżonych została utrzymana, wyrok dożywotniego więzienia dla Koch zmniejszono do czterech lat ze względu na „wątpliwą wiarygodność” przedstawionych dowodów oraz fakt, że jej postępowanie nie doprowadziło do żadnych zgonów ani poważnych obrażeń u więźniów. Nie ponosiła też żadnej odpowiedzialności za ogólne funkcjonowanie obozu. Reakcja amerykańskiej prasy była natychmiastowa i gwałtowna. Oburzenie opinii publicznej rzekomą pobłażliwością sądu wojskowego było tak ogromne, że interweniował prezydent Truman, a podkomisja Senatu wszczęła dochodzenie, ostro krytykując kolegium rewizyjne i jego zalecenia. W tej sytuacji, aby uniknąć sporów, władze amerykańskie przekazały sprawę zachodnioniemieckiemu wymiarowi sprawiedliwości. Niemiecki prokurator określił Ilse Koch jako potwora. Była „okrutna w sposób rzadko spotykany u kobiety”. Nie da się jej nazwać „nawet dobrą matką”, raczej pijaczką, która „uganiała się za żonatymi mężczyznami”. Oskarżyciel powtórzył zdyskredytowany zarzut, że była „komendantką” Buchenwaldu, a Karl Otto Koch „jej oddanym we wszystkim niewolnikiem”. Podniecał ją „straszny widok” okrutnych kar wymierzanych nieposłusznym więźniom. Przy co najmniej dwudziestu pięciu okazjach nakłaniała strażników do morderstwa i czasem była obecna przy egzekucjach, które zarządziła. A także „folgowała swoim popędom seksualnym bez cienia wstydu”. Oskarżyciel powrócił do odrzuconego wcześniej wątku abażurów.
27 listopada 1950 roku w Augsburgu zaczął się nowy proces, podczas którego Ilse Koch znowu wszystkiemu zaprzeczyła. „Jestem normalną kobietą” – upierała się. W ciągu następnych sześciu tygodni 241 świadków złożyło w sądzie zeznania. Chociaż wiele z nich opierało się na pogłoskach, znaczna część brzmiała przekonywająco. Katolicki ksiądz Alfred Risser opowiedział sądowi, że na własne oczy widział, jak Ilse Koch wybrała więźnia do ukarania, po czym esesman podniósł ciężki kamień i roztrzaskał mu głowę. Inny ksiądz, Alfred Berchtold, zeznał, że również widział, jak Ilse Koch doniosła strażnikowi na jednego z więźniów w kolumnie, a później ten człowiek został zabrany i zamordowany. Koch odrzuciła te zarzuty, dając tym samym do zrozumienia, że księża świadomie kłamią. Utrzymywała też, że nigdy nie wchodziła do obozu, co całkowicie mijało się z prawdą. Szczególnie wymowne były świadectwa dokumentalne, które ujawniały jej przynależność do partii nazistowskiej, chociaż zawsze temu zaprzeczała. Pod ogromną presją Ilse Koch doznała załamania nerwowego i przez jakiś czas postępowanie toczyło się bez jej udziału. Ostatecznie sąd skazał ją na dożywotnie więzienie (kara śmierci została w Niemczech Zachodnich zniesiona w 1949 roku). Udowodniono jej podżeganie do morderstwa, natomiast część najbardziej sensacyjnych zarzutów została oddalona. Według sądu jej winę spotęgowało naruszenie ówczesnych stereotypów płciowych. Ilse Koch, głosiło orzeczenie, „świadomie stłumiła wszelkie współczucie i litość, które powinna odczuwać jako kobieta”, „umyślnie zamknęła się na wszelkie lepsze odruchy” w sytuacjach, „gdzie okazanie współczucia i empatii byłoby szczególnie oczywiste dla każdej kobiety”. Zachodnioniemiecka prasa przyjęła ten werdykt z entuzjazmem. To, że Koch uparcie zaprzeczała wysuniętym wobec niej zarzutom, jej kłamstwa, brak skruchy – wszystko to dodatkowo działało na jej niekorzyść. Liberalny tygodnik „Die Zeit” wyrażał opinię wielu ludzi, kiedy opisał ją jako „wynaturzoną nimfomankę, histeryczną, żądną władzy”13.
Mimo niezliczonych próśb o łaskę Ilse Koch nie została zwolniona z więzienia dla kobiet w Aichach. Do końca zaprzeczała stawianym jej zarzutom. W przypływie rozpaczy 2 września 1967 roku powiesiła się na prześcieradle w swojej celi. Z pewnością była winna czerpania na różne sposoby zysków z malwersacji swojego męża. Zeznania niektórych byłych więźniów, że zachęcała strażników do morderstwa, brzmiały przekonywająco. Podzielała w pełni nazistowski światopogląd – wymierzona w nią „propaganda nienawiści”, jak utrzymywała, „została rozpętana głównie przez Żydów”, chociaż świadkowie, którzy zeznawali przeciwko niej, podobnie jak dziennikarze, którzy nie szczędzili jej niewybrednych epitetów w prasie, w większości nie byli Żydami. Nie pomogła sobie, wypierając się do samego końca, jakoby zrobiła cokolwiek złego. Jej opór był nazistowski w swoim nieprzejednaniu: kiedy została aresztowana w Niemczech, powiedziała podobno, że „reżim” zachodnioniemiecki będzie krótkotrwały, Trzecia Rzesza wróci, a ci, którzy ją prześladują, „przekonają się, co się z nimi stanie”. Nie tylko w Ameryce, ale przede wszystkim w Niemczech Zachodnich tendencja do przypisywania zbrodni nazizmu zdeprawowanym, psychopatycznym jednostkom zapewniała wygodną wymówkę ogromnej liczbie zwyczajnych Niemców, którzy wynieśli nazizm do władzy, utrzymywali go tam i uczestniczyli w jego zbrodniach. Zarówno Niemcy zachodni, jak i Amerykanie mogli twierdzić, że stawiając „Wiedźmę z Buchenwaldu” przed sądem, zademonstrowali swoją gotowość do wymierzania sprawiedliwości nazistowskim zbrodniarzom, podczas gdy w rzeczywistości setki ludzi, którzy dopuszczali się morderstw i okrucieństw na skalę przemysłową, wykpiły się znacznie łagodniejszymi wyrokami lub w ogóle uniknęły kary14.
Wśród tych, których pociągnięto do odpowiedzialności, znalazło się stosunkowo niewiele kobiet, co nie powinno dziwić, zważywszy na skrajnie zmaskulinizowany charakter reżimu nazistowskiego. Kilka z nich zyskało znaczny rozgłos, chociaż nieliczne aż taki jak Ilse Koch. Wyróżniała się spośród nich Irma Grese, nazywana przez prasę „piękną bestią z Belsen”, „królową gangu Belsen”, „jasnowłosym monstrum” i „kobietą Szatana”15. „Była jedną z najpiękniejszych kobiet, jakie w życiu widziałam – wspominała więźniarka i lekarka obozowa z Auschwitz, Gisella Perl. – Ciało miała doskonałe w każdym szczególe, twarz czystą i anielską, oczy błękitne i wesołe, najbardziej niewinne oczy, jakie można sobie wyobrazić. A mimo to Irma Grese była najbardziej zdeprawowaną, okrutną, pomysłową psychopatką, jaką kiedykolwiek spotkałam”16.
Grese zajmowała poczesne miejsce wśród oskarżonych na procesie strażników i pracowników administracji obozu koncentracyjnego Bergen-Belsen, którego odkrycie przez wojska brytyjskie 15 kwietnia 1945 roku wywołało szok i przerażenie na całym świecie. Przebywało tam około 60 tysięcy wygłodzonych i schorowanych więźniów, a kolejne 13 tysięcy leżało martwych i niepogrzebanych; 14 tysięcy spośród ocalałych było tak słabych, że zmarli w ciągu kilku tygodni po wyzwoleniu17. Grese pozostała w obozie, najwyraźniej nieświadoma, że może się czegoś obawiać ze strony aliantów. Ale dwa dni po ich wkroczeniu została aresztowana. Najpierw musiała pomagać w grzebaniu umarłych, a później przeniesiono ją do więzienia w mieście Celle, gdzie przebywała aż do procesu przed brytyjskim trybunałem wojskowym w Lüneburgu, wraz z komendantem obozu Josefem Kramerem i czterdziestoma trzema innymi oskarżonymi. Około dwóch tysięcy dziennikarzy i obserwatorów było obecnych na sali sądowej, kiedy odczytywano zarzuty, oskarżając wszystkich o świadome uczestnictwo w „systemie mordowania, brutalności, okrucieństwa lub zbrodniczego zaniedbania”. Wielu z nich, w tym Grese, służyło wcześniej w Auschwitz, skąd ewakuowano ich do Belsen, kiedy zbliżała się Armia Czerwona18.
Powołana na świadka Grese przyznała, że zmuszała więźniarki do stania całymi godzinami na porannych apelach i że w Auschwitz nosiła ze sobą pejcz, którym je biła. „To był bardzo lekki pejcz – wyjaśniła sądowi – ale kiedy nim kogoś uderzyłam, bolało”. Chociaż komendant obozu wyraźnie tego zabronił, używała pejcza, gdy odkryła, że więźniarka coś ukradła, albo kiedy jej polecenia nie były wykonywane. Przyznała również, że miała pistolet i że biła więźniarki kijem albo policzkowała dłonią w rękawiczce. Dawni więźniowie zeznali, że widzieli, jak bez powodu zastrzeliła trzydziestoletnią węgierską Żydówkę w Auschwitz. Inny świadek opowiedział sądowi, że jej „ulubionym zajęciem było bicie ich i kopanie ciężkimi butami, kiedy upadli na ziemię”. Były polski więzień opisał, jak Grese jechała na rowerze z komandem roboczym, w towarzystwie psa, kiedy więźniarki maszerowały szesnaście kilometrów poza obóz, aby zbierać zioła do obozowej kuchni. Niektóre z nich przewracały się po drodze, zbyt słabe i niedożywione, aby iść dalej, a wówczas Grese szczuła je psem. Chociaż podczas krzyżowego przesłuchania twierdziła, że nigdy nie miała psa, przyznała, że kazała brygadzie roboczej biegać „dla sportu” dookoła obozu, co było karą za kradzież przez nieznane osoby mięsa z obozowej kuchni. Kilka więźniarek padło z wyczerpania, chociaż Grese zaprzeczała, żeby któraś z nich umarła. W Auschwitz asystowała też lekarzowi obozowemu Josefowi Mengelemu przy selekcjach więźniarek do komór gazowych, wiedząc, co je czeka. „Jeśli któraś uciekła – podpowiedział jej prokurator – sprowadzała ją pani z powrotem i biła”. „Tak” – odparła. Zapytana, czy kazała więźniarkom klęczeć podczas porannego apelu, jeśli popełniły jakieś wykroczenie, przyznała, że tak19.
Irma Grese nie dopuściła się wcale poważniejszych zbrodni niż wielu mężczyzn ze straży obozowej. Tym, co przyciągało uwagę męskiego w przeważającej większości korpusu prasowego, były jej młodość i uroda. Urodzona 7 października 1923 roku w rolniczej Meklemburgii, miała trudne dzieciństwo; jej matka popełniła samobójstwo w 1936 roku, prawdopodobnie z powodu problemów małżeńskich. Porzuciwszy szkołę w wieku czternastu lat, Grese pracowała przez jakiś czas w gospodarstwie rolnym, a później jako pomoc pielęgniarska w sanatorium SS w Hohenlychen. Niebawem wstąpiła do służby pomocniczej SS8* i objęła funkcję strażniczki w kobiecym obozie koncentracyjnym w Ravensbrück, przez co jej ojciec zerwał z nią kontakty. W marcu 1943 roku została przeniesiona do Auschwitz-Birkenau, gdzie nadzorowała więźniarskie komanda robocze aż do ewakuacji obozu 18 stycznia 1945 roku. Choć w chwili przybycia do Auschwitz nie miała jeszcze dwudziestu lat, nie było to niczym niezwykłym: w latach 1943–1944 dwie trzecie strażniczek w Ravensbrück liczyło sobie dwadzieścia pięć lat lub mniej20. Na początku marca 1945 roku, po krótkim okresie w Ravensbrück, Grese została przeniesiona do Belsen. Zeznania przeciwko niej składały zatem głównie więźniarki, które nadzorowała w Birkenau. To wystarczyło sądowi, aby ją skazać, i 13 grudnia została powieszona. Brytyjski kat Albert Pierrepoint uważał, że „można było sobie tylko życzyć, żeby poznać kiedyś taką ładną dziewczynę”21.
Grese do samego końca wierzyła, że nie zrobiła nic złego. W pewnym momencie podczas krzyżowego przesłuchania straciła panowanie nad sobą i zaczęła krzyczeć na oskarżyciela, uderzając przy tym pięścią w balustradę. „Po raz pierwszy podczas procesu jasnowłosa Irma Grese wyglądała na przerażoną, prawdopodobnie pierwszy raz w życiu” – poinformował czytelników „Daily Herald”22. Poza tym beznamiętność i chłód, z jakimi opisywała swoje zbrodnie, oraz brak skruchy były głęboko szokujące dla obserwatorów. „Irma pokazuje pazury”, głosił nagłówek w jednej z brytyjskich gazet relacjonującej jej reakcję na przesłuchanie23. W doniesieniach prasowych z procesu dominowały opisy jej zachowania: maska zaprzeczenia, przesłaniająca zeznania pozostałych oskarżonych, wreszcie opadła. Gazety przypisywały jej zbrodnie, których uparcie się wypierała, a nawet takie, jakich nie zarzucał jej żaden ze świadków oskarżenia. „Daily Herald” zdołał nadać jej zeznaniu w sądzie wymiar orgiastyczny: „Wywrzaskując odpowiedzi ochrypłym głosem, przemawiała Irma Grese, strażniczka z SS. Kulminacja nastąpiła w momencie, kiedy śmiejąc się szyderczo, zademonstrowała sądowi, jak posługiwała się pejczem”24. Według jednej z relacji kazała wiązać nogi więźniarkom podczas porodu, tak aby umierały w cierpieniu. Była, obwieścił „Sunday Telegraph”, „kobietą, której nie dorównywała okrucieństwem żadna inna w historii”, „morderczynią i sadystką” według jednej z gazet niemieckich, „diabłem w przebraniu”, jak ujęła to inna. Amerykański historyk Daniel Patrick Brown napisał nawet, że słynęła w Auschwitz „z nocnych schadzek z więźniarkami (które później wysyłała do komory gazowej)”25. Nawet byli więźniowie składali czasem zeznania, które odzwierciedlały raczej stereotyp, jakim się stała, niż rzeczywistość, której doświadczyli. Więźniarka i lekarka Gisella Perl twierdziła, że Grese wybierała spośród więźniarek ładne kobiety i biła je pejczem po piersiach, a jej ciałem wstrząsały spazmy rozkoszy26.
Perl wspominała, jak Grese przyszła obejrzeć operację piersi młodej więźniarki, gdy w rany po uderzeniach pejczem wdało się zakażenie. Operacja odbywała się bez znieczulenia i pacjentka krzyczała z bólu przez cały czas. Tymczasem Grese:
...patrzyła, jak zagłębiam nóż w zainfekowaną pierś, która tryskała na wszystkie strony krwią i ropą. Uniosłam na chwilę głowę i ujrzałam najbardziej przerażający widok, jaki zdarzyło mi się oglądać, którego wspomnienie będzie mnie nawiedzało do końca życia. Irma Grese napawała się obrazem ludzkiego cierpienia. Jej napięte ciało kołysało się w przód i w tył wymownym, rytmicznym ruchem. Policzki jej pałały, a szeroko otwarte oczy miały zastygły, nieobecny wyraz pełnej seksualnej ekstazy.
Ale takie relacje należy traktować z dużą dozą ostrożności. Na bardziej racjonalnych obserwatorach Grese wywarła wrażenie niedojrzałej, prostej młodej kobiety, która nie miała pojęcia, dlaczego się ją demonizuje, i nie mogła nawet zrozumieć, dlaczego sądzi ją brytyjski trybunał wojskowy. Listy, które pisała w celi do rodziny, świadczą o tym, że w pełni zachowała złudzenia związane z nazizmem: „Nigdy nie stracę honoru – oznajmiła, używając słów z motta SS – bo tak to się nazywa: wierność!”. Ma czyste sumienie, utrzymywała. Umiera za swoją ukochaną Ojczyznę. Pozostanie wierna aż do śmierci, napisała27.
Kryteria doboru strażniczek obozowych skupiały się na zaangażowaniu ideologicznym, sprawności fizycznej i odporności psychicznej. Początkowo przyjmowano mniejszość kandydatek, ale w późniejszym okresie wojny niedobory personelu spowodowały złagodzenie tych zasad28. W styczniu 1945 roku było łącznie 546 strażniczek w obozie kobiecym Ravensbrück i dwanaście w Bergen-Belsen. Ogólna ich liczba w tym okresie sięgała 3500 strażniczek w kobiecych obozach koncentracyjnych, rekrutowanych często spośród robotnic fabrycznych lub za pośrednictwem urzędów zatrudnienia29. Po wojnie niewiele z nich pociągnięto do odpowiedzialności, co zapewne odzwierciedlało „niedowierzanie aliantów, że kobiety mogły dopuszczać się okrucieństw, a także pragnienie Niemców, aby zrehabilitować mężczyzn, potwierdzając normalność kobiet”, jak ujęła to jedna z historyczek30. Byłe strażniczki wypierały się generalnie swojej winy, a nawet przedstawiały siebie jako ofiary, często przez wiele dziesięcioleci po wojnie31. Na procesach, jeśli do nich dochodziło, występowała tendencja do minimalizowania wolności wyboru strażniczek i – z wyjątkiem jednostkowych przypadków – pomniejszania ich odpowiedzialności osobistej ze względu na podległość władzy mężczyzn32. Tylko nieliczne oskarżone potraktowano odrębnie z powodu tego, co uchodziło za drastyczne naruszenie norm kobiecego charakteru, zachowania bądź wyglądu, nadano ich sprawom posmak sensacji i napiętnowano jako bestie lub potwory w mediach, odróżniając tym samym ich przypadki od tego, co rozumiano generalnie jako normalność33. Lecz w rzeczywistości kobieca normalność w Trzeciej Rzeszy obejmowała szerokie spektrum zachowań, a postępowanie sprawczyń takich jak Ilse Koch czy Irma Grese, choć obie ogromnie się od siebie różniły, wcale nie było aż tak wyjątkowe, jak mogłaby to sugerować ich demonizacja. Niepotrzebne były żadne głęboko zakorzenione psychopatyczne zaburzenia osobowości, aby zwyczajna kobieta stała się morderczynią, nie mówiąc już o współudziale w zbrodniach nazizmu lub ich ułatwianiu.
W 1971 roku amerykańska historyczka Mary Ritter Beard przedstawiła mało dotąd znaną postać w nazistowskiej hierarchii, Gertrud Scholtz-Klink, jako kobiecego Hitlera, nazistowskiego dyktatora dla płci żeńskiej:
W 1941 roku rządziła prawie trzydziestoma milionami niemieckich kobiet i umacniała swoje zwierzchnictwo nad około dwudziestoma milionami innych kobiet w krajach okupowanych przez wojska niemieckie. Dyktatorską władzę owej pani Führer über Alles opisał barwnie Peter Engelmann [...]. „Frau Klink – stwierdził Engelmann – decyduje o życiu kobiet we wszystkim. Mówi im, ile muszą mieć dzieci i kiedy, jak mają się ubierać, co mają gotować i jak. Co powinny powiedzieć, żegnając ze śmiechem swoich mężów i synów idących na wojnę. Jak powinny się zachowywać, uśmiechnięte, kiedy ich mężczyźni polegną. Oto jest odpowiedzialność za nastroje w kraju, jądro narodowego morale”1.
Rozmawiając z Scholtz-Klink wiele lat później, inna amerykańska historyczka, Claudia Koonz, przedstawiła ją jako „kobietę, która ponosiła główną odpowiedzialność za utworzenie odrębnej sfery kobiecej w nazistowskim społeczeństwie”, ponieważ ustanowiła „masową organizację, która indoktrynowała pokolenie młodych kobiet i dziewcząt”, wpajając im ideologię nazizmu. Gertrud Scholtz-Klink przyczyniła się do ukształtowania jednej połowy „uporządkowanego świata zdominowanego przez mężczyzn i łagodnego świata miłości utrzymywanego przez kobiety”2. Ten drugi umożliwiał w istocie istnienie tego pierwszego: „Matki i żony [...] wnosiły istotny wkład w nazistowską władzę, zachowując iluzję miłości w środowisku nienawiści”3. Jak oceniałaby Scholtz-Klink swoją rolę w Trzeciej Rzeszy teraz, zastanawiała się Koonz, ponad trzy i pół dziesięciolecia po jej gwałtownym i katastrofalnym upadku?
Ku zaskoczeniu badaczki Scholtz-Klink nie okazywała żadnej skruchy w związku ze swoją działalnością jako „przywódczyni kobiet Rzeszy” w nazistowskich Niemczech. „Mój referat kobiecy [...] stanowił niemal państwo w państwie – powiedziała. – W swoim ministerstwie kierowałam departamentami zajmującymi się gospodarką, edukacją, kwestiami kolonialnymi, sprawami konsumenckimi i zdrowiem, oświatą i opieką społeczną. Żaden mężczyzna nie mieszał się do nas, robiłyśmy, co nam się podobało”. Były „jedną wielką szczęśliwą rodziną”. Scholtz-Klink twierdziła (niezgodnie z prawdą, jak się okazało), że utrzymywała częste nieoficjalne kontakty z Hitlerem, Himmlerem, Göringiem, Rosenbergiem i innymi nazistowskimi przywódcami. Słuchali tego, co miała do powiedzenia, i stosowali się do jej rad. „Nasza praca (a wykonywałyśmy ją dobrze) polegała na wprowadzaniu do codziennego życia wszystkich niemieckich kobiet – nawet w najmniejszych wioskach – nazistowskich ideałów”. Scholtz-Klink „zjednoczyła wszystkie niemieckie kobiety” we wspólnocie narodowej.
Gertrud Scholtz-Klink wygłasza przemówienie, Stuttgart, 1938 rok.Jak zatem zainteresowała się nazizmem? W latach dwudziestych, jak powiedziała, była po prostu gospodynią domową i matką. Oczywiście wspierała działalność polityczną swojego pierwszego męża, „oddanego członka SA”. Kiedy pewnego dnia doznał zawału serca podczas demonstracji, zamiast obwiniać o jego śmierć ruch nazistowski, obarczała winą jego wrogów, chociaż nie ma żadnych dowodów na to, aby jej mąż brał udział w walkach ulicznych czy jakichkolwiek innych aktach przemocy. Umarł z powodu nadmiernej egzaltacji. „Chciałam go zastąpić – powiedziała – poświęcić się ruchowi, dla którego poniósł męczeńską śmierć”. Zaproponowała partii swoją pomoc i powierzono jej zadanie utworzenia organizacji nazistowskich kobiet w Badenii, gdzie mieszkała. Zabrała się do tego z energią i determinacją. Kiedy w 1933 roku naziści doszli do władzy, przystąpiła do działania. W lutym i marcu Hitler poczynił pierwsze zasadnicze kroki w kierunku ustanowienia swojej dyktatury, a 27 kwietnia Scholtz-Klink poczuła się dostatecznie pewnie, aby ogłosić, że organizacja patronacka liberalnych stowarzyszeń feministycznych, Federacja Niemieckich Związków Kobiet, zostaje w Badenii rozwiązana. Bezradne feministki, zaskoczone i oburzone, złożyły protest w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych Rzeszy, ale nic nie wskórały. Deklarację Scholtz-Klink, że obejmuje przywództwo nad wszystkimi inicjatywami kobiecymi w Badenii, powtórzyły inne nazistki w pozostałych częściach Niemiec. W miarę jak proces Gleichschaltung, „ujednolicania”, nabierał tempa w całej Rzeszy, dotykając wszystkich elementów społeczeństwa obywatelskiego z wyjątkiem Kościołów, stało się jasne, że organizacje kobiece nie będą wyjątkiem. W obliczu groźby wymuszonej likwidacji na szczeblu ogólnokrajowym 15 maja 1933 roku Federacja rozwiązała się sama4.
Partia nazistowska od dawna uważała ruch feministyczny w Niemczech za wywrotowy, obliczony na podkopanie niemieckiej rodziny i oderwanie niemieckiej kobiety od wyznaczonej jej biologicznie roli gospodyni domowej i matki. Feminizm, ogłosili naziści, to doktryna żydowska, a ruch feministyczny jest inspirowany i kierowany przez Żydów (w rzeczywistości w jego szeregach było bardzo niewiele Żydówek, ponieważ większość należała do zupełnie odrębnego Związku Kobiet Żydowskich). Nazistowska wizja miejsca kobiet w społeczeństwie była zlepkiem poglądów tradycyjnych, kładących na przykład nacisk na odrębne sfery w życiu społecznym: męską i kobiecą, oraz radykalnych, podkreślających potrzebę zerwania z moralnością chrześcijańską w dążeniu do płodzenia większej liczby dzieci dla Rzeszy. Sam Hitler oznajmił w 1935 roku, że największym wyróżnieniem dla kobiety jest rodzenie dzieci dla wspólnoty narodowej. Ustawicznie powtarzał, że dla kobiet nie ma miejsca w polityce5. „Równość kobiet przejawia się w tym, że cieszą się należnym im szacunkiem w tych dziedzinach życia, które przeznaczyła dla nich natura [...]. Mężczyzna i kobieta są dwiema zupełnie różnymi istotami. U mężczyzny dominujące jest rozumienie, u kobiety – uczucie”6. Zwracając się bezpośrednio do Scholtz-Klink, powiedział: „Naprawdę doskonale zrozumiała pani, jak uniknąć przekształcenia organizacji kobiet w całkowite przeciwieństwo organizacji mężczyzn i na odwrót, przekształcenia organizacji kobiet w element bojowej organizacji mężczyzn”7.
Rozmawiając z Claudią Koonz w 1981 roku, Scholtz-Klink próbowała jednak uwypuklać swoje feministyczne, a ściślej mówiąc, pseudofeministyczne aspiracje. Początkowo, oświadczyła, mężczyźni w ruchu nazistowskim chcieli, aby nazistowska organizacja kobiet pełniła funkcję służebną, pomocniczą: ale „ja byłam zdecydowana stworzyć godną i niezależną organizację kobiecą. Naprawdę coś osiągnąć”. Jej praca, powiedziała, była zasadniczo apolityczna. „Obok dominującego motywu męskiej brutalności – stwierdziła Koonz – Gertrud Scholtz-Klink i miliony jej zwolenniczek stworzyły społeczną stronę tyranii. Pracowicie administrując opieką socjalną, programami edukacyjnymi, zajęciami rekreacyjnymi, indoktrynacją ideologiczną i organizacją konsumencką, nazistowskie kobiety cerowały, podczas gdy nazistowscy mężczyźni maszerowali”. Nieokazująca najmniejszej skruchy Scholtz-Klink broniła tego, co robiła w Trzeciej Rzeszy; wydała nawet książkę złożoną z esejów, które ją usprawiedliwiały, pełnych nostalgii za dniami jej chwały jako „przywódczyni kobiet Rzeszy”8.
Jak Scholtz-Klink doszła do swojej pozycji na czele nazistowskiej organizacji kobiecej? Niełatwo było tam dotrzeć, a ona potrzebowała po drodze męskiego patronatu i pomocy. Urodzona 9 lutego 1902 roku w Adelsheim, malowniczym małym miasteczku w Badenii na południowym zachodzie Niemiec, była córką urzędnika państwowego niższego szczebla, który zmarł, kiedy miała zaledwie osiem lat. Po uzyskaniu świadectwa ukończenia szkoły nie przystąpiła do matury, egzaminu, który zapewniłby jej wstęp na uniwersytet, lecz pozostała w domu, aby pomagać matce w prowadzeniu gospodarstwa i opiece nad dwoma młodszymi braćmi. W wieku dziewiętnastu lat poślubiła Eugena Klinka, nauczyciela szkoły średniej, z którym miała dwie córki i trzech synów, ale najmłodszy umarł w niemowlęctwie. Klink służył w wojsku jako oficer podczas wojny światowej i – podobnie jak wielu weteranów w Republice Weimarskiej – ciążył ku skrajnej prawicy. Po jego nagłej śmierci w marcu 1930 roku zaopiekował się nią okręgowy przywódca partii nazistowskiej (gauleiter) w Badenii, Robert Wagner, „stary bojownik” ruchu i uczestnik puczu monachijskiego w 1923 roku. To Wagner, przyjaciel jej zmarłego męża, postawił Gertrud na czele nazistowskiej organizacji kobiecej w Badenii. Ona zaś nie zwlekała ze znalezieniem następcy Klinka i w 1932 roku poślubiła Günthera Scholtza, wiejskiego lekarza i lokalnego funkcjonariusza partyjnego, dodając jego nazwisko do nazwiska swojego pierwszego męża9.
Nadejście Trzeciej Rzeszy pozwoliło Scholtz-Klink wkroczyć na scenę ogólnokrajową. Ale postawiło ją również w skomplikowanej sytuacji politycznej i przysporzyło jej poważnych problemów w domu. Kiedy w 1934 roku przeniosła się do Berlina, przekonała męża, aby zrezygnował z praktyki lekarskiej i towarzyszył jej wraz z resztą rodziny, która powiększyła się teraz o kolejnych dwoje dzieci. Ale nic z tego nie wyszło. Już po roku Scholtz zmęczył się swoim nowym życiem męża zajmującego się domem i wrócił do Badenii, kończąc małżeństwo, które zamknął ostatecznie formalny rozwód w 1937 roku10. Działalność polityczna Gertrud zepchnęła go w cień, co było uderzającym odwróceniem ról oczekiwanych przez reżim od mężów i żon. Ale Scholtz-Klink wcale nie była wojowniczą i pewną siebie feministką. Tajemnica jej sukcesu kryła się w połączeniu żelaznej determinacji z jednej strony oraz dyskretnego i taktownego przestrzegania – na pokaz – konserwatywnych ról płci z drugiej. Tylko w ten sposób mogła sobie poradzić z paradoksem zaangażowania się w świat polityki, który odmawiał kobietom prawa do zajmowania się polityką. Na szczeblu ogólnokrajowym organizacja kobiet należących do partii nazistowskiej – stanowiły one znikomą mniejszość, około 5% ogólnej liczby członków – była targana konfliktami personalnymi i sporami politycznymi. Dwie główne postacie, Paula Siber i Lydia Gottschewski, były apodyktyczne, nietaktowne i uparte. Ich rywalizacja niszczyła staranną restrukturyzację organizacyjną nazistowskiego ruchu kobiet, dokonaną przez Gregora Strassera w 1931 roku. Co więcej, przemówienia Gottschewski miały dla kierownictwa partii podejrzany wydźwięk feministycznej propagandy. Sypały się oskarżenia i kontroskarżenia. Wyszły na jaw nieprawidłowości finansowe i hierarchia partyjna zabroniła Siber przemawiać publicznie11.
Podczas gdy Siber i Gottschewski uwikłały się w spory teoretyczne na temat właściwej roli kobiet w narodowym socjalizmie i zabiegały o zwolenniczki w walce o władzę w obrębie ruchu, Scholtz-Klink, po zniszczeniu organizacji feministycznych w Badenii, skupiła swoją uwagę na opiece socjalnej i pracy społecznej, powstrzymując się od wygłaszania górnolotnych deklaracji i podejmowania inicjatyw politycznych. Gauleiter Robert Wagner rozpływał się w pochwałach, a kiedy jego akcje w partii zwyżkowały, jej pozycja również się umocniła. To zapewniło jej poparcie Ericha Hilgenfeldta, szefa Narodowosocjalistycznej Organizacji Pomocy Społecznej (NSV), uważał on bowiem, że roztaczając patronat nad Scholtz-Klink, wymanewruje swoich rywali, takich jak minister spraw wewnętrznych Rzeszy Wilhelm Frick, który popierał Siber. Krążyły pogłoski o romansie Hilgenfeldta z Scholtz-Klink, a z pewnością oboje mieli problemy małżeńskie – od 1935 roku Hilgenfeldt żył w separacji z żoną i rozwiódł się z nią pięć lat później. Bez względu na prawdziwość tych insynuacji rozwiązanie sporów w obrębie nazistowskiego ruchu kobiet – nominacja mężczyzny, Gottfrieda Daniela Krummachera, konserwatywnego lokalnego administratora, którego zarekomendował Kościół protestancki – wydawało się jedynie tymczasowym środkiem zaradczym. W krótkim czasie Krummacher zreorganizował jednak ruch, wprowadzając podział pracy pomiędzy organizacją patronacką, Deutsches Frauenwerk (DFW), a bardziej elitarnym klubem członkiń i aktywistek partii nazistowskiej, NS-Frauenschaft (NSF). Przy poparciu Roberta Leya, szefa Niemieckiego Frontu Pracy, oraz Rudolfa Hessa, zastępcy Führera i głównego administratora partii nazistowskiej, Krummacher zwrócił się do Hilgenfeldta, aby rozwiązał pozostałe problemy12.
Przy aprobacie tych dwóch ważnych figur rozpoczęło się poszukiwanie osoby, która na stałe obejmie przywództwo nad nazistowskimi kobietami. Dzięki swojej dyskrecji, lojalności i zdolnościom administracyjnym oczywistą kandydatką była Scholtz-Klink. W 1934 roku stanęła na czele wszystkich większych organizacji kobiecych, w tym Służby Pracy Kobiet, a w listopadzie przyznano jej tytuł przywódczyni kobiet Rzeszy (Reichsfrauenführerin). Tym samym stała się najwyższą rangą kobietą w hitlerowskich Niemczech. Chociaż jej tytuł i pozycja zgadzały się na pozór z zasadą wodzostwa, dominującą w nazizmie od połowy lat dwudziestych, twierdzenie, że była kimś w rodzaju dyktatora, kobiecym odpowiednikiem Hitlera, jest ogromną przesadą. To nie Scholtz-Klink mówiła niemieckim kobietom, ile mają rodzić dzieci, jakie ubrania kupować, jakie posiłki gotować lub jak się zachowywać, kiedy ich mężczyźni zginą na polu walki. Nazistowska Frauenschaft (Wspólnota Kobiet) była ściśle powiązana z instytucjami opieki socjalnej Frontu Pracy i Narodowosocjalistyczną Organizacją Pomocy Społecznej. Jej członkinie szyły ubrania i przygotowywały posiłki dla członków partii podczas zebrań, prowadziły kursy dla kobiet w ciąży i młodych matek, wygłaszały odczyty na temat zdrowia i higieny osobistej oraz współdziałały z Frontem Pracy przy organizowaniu wycieczek i wydarzeń kulturalnych dla pracujących kobiet. Urządzały też szkolenia na temat idei i celów ruchu nazistowskiego, a na zlecenie SS kursy instruktażowe dla zaaprobowanych przyszłych żon esesmanów. Podczas wojny kompetencje NS-Frauenschaft rosły, zwłaszcza w dziedzinach takich jak akcje ratunkowe po nalotach bombowych13.
Były to wszystko działania na niskim szczeblu, wyraźnie podporządkowane ogólnemu kierownictwu Frontu Pracy i organizacji opieki społecznej partii nazistowskiej. Drugorzędna pozycja NS-Frauenschaft pozostawała jasna: na przykład w podręcznikach na temat ruchu nazistowskiego ta nazwa zawsze pojawiała się na samym końcu każdej listy składowych i stowarzyszonych organizacji partyjnych. Po 1933 roku Scholtz-Klink nigdy nie zdołała uzyskać audiencji u Hitlera. Pozostała uzależniona od patronatu potężnych mężczyzn w obrębie reżimu i popadała w kłopoty, ilekroć go zabrakło. W 1937 roku starła się z Robertem Leyem na tle kwestii, kto odpowiada za przysposobienie zawodowe kobiet, i mimo tymczasowego, choć ograniczonego porozumienia w sprawie podziału kompetencji Ley krytykował ją za posługiwanie się tytułem Leiterinnen (naczelniczki) w odniesieniu do niektórych funkcjonariuszek, zarzucając jej promowanie emancypacji kobiet i podważanie jedności partii. Scholtz-Klink uratował Hess, który oznajmił, że Hitler jest z niej całkowicie zadowolony, ale kiedy 10 maja 1941 roku Hess poleciał bez upoważnienia do Szkocji, podejmując szaleńczą próbę wynegocjowania angielsko-niemieckiego traktatu pokojowego, jego następca, Martin Bormann, okazał się mniej przychylny i wspólnie z Leyem uniemożliwił Scholtz-Klink połączenie NS-Frauenschaft z Deutsches Frauenwerk, motywując decyzję tym, że fuzja osłabiłaby znaczenie Frontu Pracy w zakresie opieki społecznej14.
Świadoma swojej delikatnej i zależnej pozycji w hierarchii nazistowskiej Scholtz-Klink starała się nie wykraczać zbyt daleko poza wyznaczoną jej sferę. Dosyć często wypowiadała się publicznie, ale zwykle w kwestiach kobiecych. Zachęcała na przykład do głosowania „tak” w plebiscycie dotyczącym aneksji Austrii w 1938 roku i prowadziła podobną kampanię w Kraju Sudetów, chociaż tam plebiscyt nigdy się nie odbył. Otaczała się lojalną grupą dobrze wykształconych kobiet, w tym kilkoma z doktoratami lub kwalifikacjami zawodowymi, zwłaszcza w nauczaniu, które brały na siebie administracyjny ciężar kierowania różnymi organizacjami kobiecymi podległymi Scholtz-Klink. Ale nie miała w zasadzie żadnego wpływu na politykę Frontu Pracy wobec kobiet, a najważniejsze kwestie, takie jak polityka rodzinna, kontrola urodzeń, antykoncepcja, edukacja, przysposobienie zawodowe i wiele innych, pozostawały poza jej gestią. Kampanią pozyskiwania kobiecej siły roboczej podczas wojny kierował Front Pracy, a nie Scholtz-Klink. Co więcej, nie udało się jej przyciągnąć większości dorosłych kobiet niemieckich do Deutsches Frauenwerk – tak naprawdę jej propozycja połączenia tej struktury z bardziej elitarną NS-Frauenschaft była przyznaniem się do porażki w ustanowieniu skutecznej organizacji masowej na własnych warunkach. W odróżnieniu od innych instytucji nazistowskich, takich jak Izba Kultury Rzeszy czy stowarzyszenia zawodowe, Frauenwerk nie dysponowała żadnymi środkami nacisku, aby zmuszać kobiety do wstępowania w jej szeregi. Niemieckim gospodyniom domowym i matkom nie można było zagrozić zwolnieniem z pracy, a odmówienie im pomocy socjalnej podkopywałoby prowadzoną przez reżim politykę zachęcania kobiet, aby siedziały w domu i rodziły dzieci. Ta pomoc była w istocie tak hojna, że kobiety nie zwracały uwagi na kampanię, która miała je nakłonić do podjęcia pracy w fabrykach amunicji i innych zakładach zbrojeniowych, kiedy począwszy od 1939 roku pobór mężczyzn do służby wojskowej spowodował poważne niedobory siły roboczej, co zmusiło reżim do werbowania robotników cudzoziemskich, których w 1944 roku było co najmniej siedem milionów. Deutsches Frauenwerk wywierała znikomy wpływ na życie kobiet, a NS-Frauenschaft nie zyskała żadnego znaczenia politycznego15.
Kobiety niemieckie, doszła do wniosku historyczka Jill Stephenson, okazały się „szczególnie odporne” na oddziaływanie nazizmu, ponieważ były trudne do upolitycznienia i znacznie bardziej niż mężczyźni przywiązane do Kościoła. Około 90% kobiet nie przejawiało żadnego zainteresowania organizacjami nazistowskimi. Większość z nich „chciała po prostu pozostać prywatnymi, niezorganizowanymi obywatelkami”. A wiele z tych, które gdzieś wstąpiły, zrobiły to z powodów czysto instrumentalnych, traktując ideologię nazistowską jako coś oczywistego, ale się w nią nie zagłębiając16. Argument, że NS-Frauenschaft wykształciła własną ideologię, niezależną od partii nazistowskiej, nie przekonał historyków; wszystko, co robiła Scholtz-Klink, to naśladowanie nazistowskich stereotypów dotyczących ról płci, i głównie z tego powodu mogła zdobyć i utrzymać pozycję, którą zajmowała17. Co więcej, często deklarowany cel partii nazistowskiej, utworzenie całkowicie odrębnych sfer dla mężczyzn i kobiet w Trzeciej Rzeszy, nie mógł zostać osiągnięty. Polityka rzeczywiście stała się domeną mężczyzn, a nazistowska propaganda nieustannie podkreślała, że mężczyźni powinni być odważni, kobiety zaś macierzyńskie. Ale przedstawienie przez Claudię Koonz kobiet jako pośrednich sprawców, których spokojne życie domowe stanowiło podporę brutalnego barbarzyństwa mężczyzn, nadmiernie upraszcza kwestię. Równie problematyczny jest jednak pogląd przeciwny, że kobiety były w przeważającej większości ofiarami nazistowskiej męskiej supremacji i mizoginii. Te dwie diametralnie przeciwstawne wizje miejsca kobiet w hitlerowskich Niemczech doprowadziły do zażartego sporu pod koniec lat osiemdziesiątych i na początku dziewięćdziesiątych18. Ale badania historyczne posunęły się od tamtej pory do przodu, zwłaszcza jeśli chodzi o studia nad kobietami jako sprawcami. Ukazały nie tylko działalność strażniczek w obozach koncentracyjnych, sekretarek i administratorek, lekarek i pielęgniarek zamieszanych w eksperymenty medyczne na więźniach obozów koncentracyjnych lub w akcję T-4, mordowanie umysłowo chorych i niepełnosprawnych, w tym dzieci, lecz także wielu innych kobiet, które donosiły na współobywateli do Gestapo z powodu różnego rodzaju przewinień lub zgłaszały się do służby przy germanizacji okupowanej Polski, uczestnicząc w wysiedlaniu polskich rodzin z ich gospodarstw, aby zrobić miejsce dla napływających niemieckich osadników, i przy okazji grabiąc bezwstydnie polskie mienie19. Co więcej, kobiety były głęboko zaangażowane w wiele aspektów reżimu, nawet jeśli nie brały bezpośredniego udziału w jego zbrodniach. Jako żony i matki wiedziały o zbrodniach swoich mężczyzn, w większości tolerowały je lub aprobowały, a czasem nawet w nich pomagały. Zakres ich działań wspierających Trzecią Rzeszę był ogromny20.
Zanim wybuchła wojna, Gertrud Scholtz-Klink po rozwodzie z Güntherem Scholtzem znalazła nowego partnera. Był nim August Heissmeyer, SS-Obergruppenführer (generał broni). Pobrali się 6 grudnia 1940 roku – z pewnością nie przypadkiem dzień wcześniej mężczyzna, który podobno był jej kochankiem, Erich Hilgenfeldt, poślubił swoją drugą żonę. Od 1936 roku Heissmeyer pełnił funkcję inspektora Narodowo-Politycznych Zakładów Wychowawczych (w skrócie NPEA lub Napola), elitarnych instytucji nazistowskich kładących nacisk na odwagę i dyscyplinę wojskową. Heissmeyer wniósł do związku sześcioro swoich dzieci z pierwszego małżeństwa, łącznie zatem w rodzinie Gertrud Scholtz-Klink było ich dziesięcioro, co stanowiło przykład dla każdej nazistowskiej żony i matki. Heissmeyer nie zajmował się jednak wyłącznie edukacją. Nazista od połowy lat dwudziestych, był również wyższym dowódcą SS i policji (Höherer SS- und Polizeiführer) w Berlinie, a przez krótki czas na przełomie 1939 i 1940 roku pełnił obowiązki inspektora obozów koncentracyjnych, objąwszy to stanowisko po odejściu Theodora Eickego, twórcy obozowego regulaminu, zanim na jego miejsce przyszedł Richard Glücks. Heissmeyer zajmował zatem wysoką pozycję w hierarchii SS; w ostatniej fazie wojny dowodził jednostką wojskową w randze generała Waffen-SS. Miał dostatecznie duże wpływy, aby w 1944 roku jego bratanek Kurt, lekarz specjalizujący się w gruźlicy, uzyskał zgodę na prowadzenie eksperymentów na dwudziestu żydowskich dzieciach w wieku poniżej dwunastu lat, które przysłał mu z Auschwitz do obozu koncentracyjnego w Neuengamme doktor Josef Mengele. W ramach eksperymentu, który miał mu przynieść drugi doktorat i nominację na profesora, Kurt Heissmeyer wstrzyknął dzieciom zarazki gruźlicy. Po zainfekowaniu usunął im chirurgicznie węzły chłonne pod pachami, przysparzając im ogromnych cierpień. Z naukowego punktu widzenia „badania” były bezużyteczne, oparte na fałszywych nazistowskich założeniach o innej budowie ciała u Żydów. Kiedy w kwietniu 1945 roku do Hamburga zbliżały się wojska brytyjskie, dzieci przewieziono do podobozu w Bullenhuser Damm i powieszono dla zatarcia śladów. W 1948 roku August Heissmeyer został aresztowany przez władze francuskie, osądzony i skazany na karę więzienia. Po wyjściu na wolność w 1952 roku pracował jako dyrektor filii koncernu Coca-Cola w Schwäbisch Hall aż do emerytury; zmarł w 1979 roku w wieku osiemdziesięciu dwóch lat. Po wojnie Kurt Heissmeyer podjął na nowo praktykę lekarską w Magdeburgu, ale został wytropiony i w 1963 roku stanął przed sądem; umarł w więzieniu cztery lata później21.
Scholtz-Klink była zatem głęboko zamieszana w najbardziej zbrodnicze aspekty reżimu nazistowskiego, a przynajmniej musiała ich być w pełni świadoma. Zasygnalizowała swoją niezależność i status, odmawiając przyjęcia nazwiska Augusta Heissmeyera, kiedy go poślubiła. Ale nie ma wątpliwości, że był to związek oparty na prawdziwym uczuciu, a nie małżeństwo z politycznego rozsądku. W 1944 roku urodziła syna, liczba dzieci w rodzinie zwiększyła się zatem do jedenaściorga. Ten związek sprawił, że zetknęła się z najbardziej mroczną stroną nazizmu – SS, obozami, nieludzkimi eksperymentami medycznymi, brutalnymi morderstwami, eksterminacją Żydów. Podczas rozmowy w 1981 roku Claudia Koonz zapytała ją, co myśli o tym wszystkim teraz. Scholtz-Klink przyznała, że „dorastała w rodzinie antysemickiej, więc takie poglądy nie wydawały się czymś niezwykłym”. „Oczywiście – powiedziała – nigdy nie chodziło nam o to, aby tylu Żydów zniknęło”. To stwierdzenie warto przeanalizować dokładniej, od eufemizmu „zniknęło” aż po niewyjaśnione „nam” – czyżby miała na myśli kobiety w odróżnieniu od mężczyzn? Nazistowska organizacja kobiet pod jej zwierzchnictwem skupiała się na „programach opieki społecznej, aby pomóc narodowi niemieckiemu”. Nie Żydom zatem; a w istocie Żydzi byli wykluczeni ze struktur, którymi kierowała, i nie otrzymywali od nich żadnej pomocy. Co się tyczy obozów koncentracyjnych, przyznała, że wiedziała o ich istnieniu i nawet odwiedziła jeden pod Berlinem („kilka moich kobiet pracowało tam społecznie”). Życie w obozie było „normalne”. A w każdym razie: „Kiedy więźniowie przeszli reedukację, wychodzili na wolność, aby znowu spełniać użyteczną funkcję w społeczeństwie”. Obozy koncentracyjne mogły być czasami „upiększane” na użytek gości czy nawet dziennikarzy. Na przykład 23 sierpnia 1940 roku August Heissmeyer i Scholtz-Klink odwiedzili kobiecy obóz koncentracyjny w Ravensbrück. Warunki nie były tak straszne jak w obozach dla mężczyzn, przynajmniej na tym etapie, ale upokarzające i nieludzkie rytuały przyjmowania nowych więźniarek i codzienna dyscyplina tam również obowiązywały. W 1981 roku Scholtz-Klink nie zmieniła swojego nastawienia od czasów Trzeciej Rzeszy: więźniowie obozów byli przestępcami, którzy wymagali „reedukacji”, a nie politycznymi przeciwnikami nazistów czy ludźmi „aspołecznymi”, którzy nie uczestniczyli w budowaniu rzekomej wspólnoty narodowej. Nie wyjaśniła też, na czym naprawdę miała polegać „reedukacja”, ani nie zdradziła, że wie, chociaż musiała to wiedzieć, iż ogromna liczba więźniów zmarła w obozach lub nigdy nie wyszła na wolność22.
Później Gertrud Scholtz-Klink przedstawiała wojnę, obozy i eksterminację Żydów jako bezosobowe zdarzenia losowe, za które nie należało winić nazizmu. Jej zdaniem nie można było pozwolić, aby wymazały pamięć o dobrej stronie narodowego socjalizmu, którą reprezentowała zwłaszcza ona23. Ale pod koniec wojny Scholtz-Klink i jej mąż, świadomi, że zostaną potraktowani przez zwycięskich aliantów jako zbrodniarze, postanowili się ukryć. Na początku maja 1945 roku nadal przebywali w Berlinie, lecz kiedy dowiedzieli się z radia o śmierci Hitlera, opuścili stolicę; po drodze omal nie wpadli w ręce żołnierzy Armii Czerwonej, uczestnicząc w wymianie ognia, podczas której Scholtz-Klink została lekko ranna. Spalili swoje dokumenty i wyrzucili broń, a chociaż kilka razy zatrzymywano ich na radzieckich punktach kontrolnych, udało im się uciec. Jako Heinrich i Maria Stuckenbrockowie dotarli na południe i z pomocą Pauline księżnej zu Wied, córki ostatniego króla Wirtembergii i przedstawicielki Niemieckiego Czerwonego Krzyża, zdobyli fałszywe papiery i zamieszkali w jednej z jej posiadłości nieopodal Bebenhausen w Badenii-Wirtembergii, pozostawiwszy dzieci u matki Heissmeyera. Żyli tam spokojnie, zarabiając na swoje utrzymanie, Gertrud jako pomoc domowa, August jako robotnik rolny, dopóki nocą z 28 na 29 lutego 1948 roku amerykańskie władze okupacyjne, uprzedzone przez kogoś, kto zwrócił uwagę na częste wizyty księżnej u jednej z bliskich współpracownic Scholtz-Klink, nie wytropiły ich wreszcie i nie aresztowały24.
Scholtz-Klink, której nazwisko było tak znane, że zmieniła je w końcu na Heissmeyer, spędziła półtora roku w więzieniu za posługiwanie się fałszywymi dokumentami, a później, jak miliony innych Niemców, musiała wypełnić długi i szczegółowy kwestionariusz na temat swojej działalności w okresie nazistowskim, po czym komisja denazyfikacyjna sklasyfikowała ją jako „obciążoną” (belastet), co było drugą najwyższą kategorią, zaraz po „winowajcy”. Tym samym straciła prawo do głosowania i podejmowania pracy zawodowej, w tym nauczania, na okres pięciu lat. W sierpniu 1949 roku wytoczono jej proces. Uzasadniała swoje zaangażowanie, przedstawiając wojnę jako konflikt między Europą i Wschodem. Nadal podziwiała Hitlera, jak przyznała, i do samego końca wierzyła, że Niemcy wygrają wojnę. Wyparła się wszelkiego udziału w „polityce mężczyzn” i zbrodniach, do jakich mogła ona doprowadzić. Jej brak skruchy i zaprezentowane dowody przekonały sąd, aby uznać ją za „głównego winowajcę” (Hauptschuldige), co oznaczało najwyższy stopień odpowiedzialności za nazizm. Okres pozbawienia praw publicznych przedłużono jej do dziesięciu lat i została skazana na półtora roku więzienia, ale sąd orzekł, że już odbyła tę karę, chociaż za inne przestępstwo. Po rewizji wyroku skazano ją na dwa i pół roku więzienia, nie zaliczając na poczet kary poprzednich osiemnastu miesięcy. W lipcu 1950 roku odwołała się jednak skutecznie do prezydenta Wirtembergii-Hohenzollern, prosząc o złagodzenie kary, ponieważ ma pod opieką jedenaścioro dzieci, i wyrok uchylono25. Od tamtej pory prowadziła prywatne życie jako gospodyni domowa, a jej mąż, sklasyfikowany podobnie, skazany i zwolniony po złagodzeniu wyroku, za pośrednictwem koncernu Coca-Cola wkroczył w świat biznesu. Scholtz-Klink wydała samousprawiedliwiającą książkę o kobietach w nazistowskich Niemczech i nadal twierdziła, że reżim był zasadniczo dobrą rzeczą, zwłaszcza dla kobiet. Zmarła w 1999 roku w wieku dziewięćdziesięciu siedmiu lat; do końca nie okazała skruchy26.
W nazistowskich Niemczech było mnóstwo ludzi, którzy nosili imponujące, ale zasadniczo puste tytuły – do tego stopnia, że powstała cała odrębna kategoria dowcipów na ich temat. Reichsfrauführerin, przywódczyni kobiet Rzeszy, też się do nich zaliczała. Jak zauważyła Claudia Koonz, „Scholtz-Klink wykonywała rozkazy swoich przełożonych, nie uczestnicząc w żadnych dyskusjach na wysokim szczeblu, podczas których debatowano nad tymi rozkazami”. Ale to jej najwyraźniej nie martwiło. „Imponowały jej zewnętrzne przejawy statusu”, stwierdziła Koonz27. Tak czy inaczej, około połowy ofiar poddanych przez reżim przymusowej sterylizacji stanowiły kobiety, drugą zaś połowę, aby skonstatować rzecz oczywistą, mężczyźni, którzy cierpieli tak samo. Mężczyźni i kobiety mogli być ofiarami w różny, zależny od płci, sposób, tak samo jak mogli zachowywać się różnie jako sprawcy. Ale fakt, że Trzecia Rzesza, w jeszcze większym stopniu niż społeczeństwo, z którego wyrosła, wyznawała zasadę męskiej supremacji, nie oznaczał, że mężczyźni byli po prostu sprawcami, a kobiety po prostu ofiarami28.
Gertrud Scholtz-Klink nikogo nie zabijała ani nie torturowała, nie dopuszczała się żadnych aktów przemocy ani nie kierowała zbrodniczymi instytucjami. Nie brała bezpośredniego udziału w formułowaniu polityki ludobójstwa i wojny prowadzonej przez jej przełożonych. Ale, jak stwierdził trybunał denazyfikacyjny, odgrywała mimo to ważną rolę w reżimie, pomagając prezentować go milionom kobiet, a za ich pośrednictwem również milionom mężczyzn, jako dobrotliwy system społeczny i polityczny, którego negatywną stronę odczuwała tylko znikoma mniejszość społeczeństwa – Żydzi, socjaliści, komuniści, „aspołeczni”, Cyganie, drobni przestępcy i tak dalej. Nie można powiedzieć, że w nazistowskich Niemczech życie kobiet było odseparowane od życia mężczyzn, ani też że kobiety zapewniały swoim mężczyznom emocjonalne ciepło i przyjazne otoczenie, które pozwalały im dokonywać aktów przemocy opartych na ideologii nienawiści. Przeważająca większość kobiet wiodła własne życie, nie tylko jako opiekunki domowego ogniska, lecz także w różnych rolach na rynku pracy i – w miarę trwania wojny – we wspomaganiu wysiłku wojennego. W 1944 roku około 450 tysięcy młodych kobiet zostało powołanych do obrony przeciwlotniczej, a pod koniec wojny wydawano im broń i uczono je strzelać. Mówiąc bardziej prozaicznie, Scholtz-Klink i jej organizacje miały na celu przede wszystkim podtrzymywanie reżimu, popularyzowanie jego polityki i wspieranie do końca jego daremnych wysiłków, aby wygrać wojnę. Obraz, który przedstawiała po wojnie Scholtz-Klink, był fałszywy, ponieważ przesłaniał bliskie związki kobiet z reżimem i zaprzeczał zarówno jego zbrodniom, jak i udziałowi w nich kobiet.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
1 Philip Friedman, Roads to Extinction: Essays on the Holocaust, Melrose Park, PA 1980, s. 311. ↩
2 Wendy Lower, Hitler’s Furies: German Women in the Nazi Killing Fields, London 2013 (wyd. pol.: Furie Hitlera: Niemki na froncie wschodnim, tłum. Barbara Gadomska, Wołowiec 2015), s. 120–144. Tylko Petri została po wojnie osądzona i skazana na dożywotnie więzienie; zob. Gudrun Schwarz, Eine Frau an seiner Seite. Ehefrauen in der „SS-Sippengemeinschaft”, Hamburg 1997 (wyd. pol.: Żony SS-manów: kobiety w elitarnych kręgach III Rzeszy, tłum. Bartosz Nowacki, Warszawa 2016). ↩
3 Cyt. za: Tomaz Jardim, Ilse Koch on Trial: Making the „Bitch of Buchenwald”, London 2023, s. 143. ↩
4 Tamże, s. 159, 174, 251. ↩
5 Tamże, s. 164, 289–291. ↩
6 Tamże, s. 11–20. ↩
7 Tamże, s. 21–33; Walter Bartel, Buchenwald: Mahnung und Verpflichtung, Dokumente und Berichte, Berlin 1983. ↩
8 Nikolaus Wachsmann, KL: A History of the Nazi Concentration Camps, New York 2015 (wyd. pol.: KL: Historia nazistowskich obozów koncentracyjnych, tłum. Maciej Antosiewicz, Warszawa 2016), s. 197–198. ↩
9 T. Jardim, Ilse Koch, s. 31–40. ↩
10 Tamże, s. 41–77; N. Wachsmann, KL, s. 383–391. ↩
11 T. Jardim, Ilse Koch, s. 77–91. ↩
12 Tamże, s. 91–146. Koch miała już troje dzieci, z których jedno zmarło w niemowlęctwie. Ojciec czwartego był nieznany, a dziecko oddano na wychowanie. ↩
13 Tamże, s. 147–259. ↩
14 Tamże, s. 260–294, 217. Zob. też Alexandra Przyrembel, Der Bann eines Bildes. Ilse Koch, die „Kommandeuse von Buchenwald” [w:] Insa Eschenbach et al. (red.), Gedächtnis und Geschlecht. Deutungsmuster in Darstellungen des nationalsozialistischen Genozids, Frankfurt 2002, s. 245–267. ↩
15 John Cramer, Belsen Trial 1945. Der Lüneburger Prozess gegen Wachpersonal der Konzentrationslager Auschwitz und Bergen-Belsen, Göttingen 2011, s. 287. ↩
16 Gisella Perl, I Was a Doctor in Auschwitz, London 2019. ↩
17 Joanne Reilly, Belsen: The Liberation of a Concentration Camp, London 1998; Ben Shepherd, After Daybreak: The Liberation of Bergen-Belsen, 1945, New York 2007. ↩
18 Claudia Taake, Angeklagt: SS-Frauen vor Gericht, Oldenburg 1998, s. 49–66. ↩
19 Raymond Phillips (red.), Trial of Josef Kramer and Forty-Four Others (The Belsen Trial), London 1949, s. 248–260. O obowiązkach i wyposażeniu strażniczek obozowych, które zwykle uczono posługiwania się bronią palną, zob. Kathrin Kompisch, Täterinnen. Frauen im Nationalsozialismus, Köln 2008 (wyd. pol.: Sprawczynie, tłum. Sławomir Kupisz, Natalia Badiyan-Siekierzycka, Warszawa 2012), s. 155–202. ↩
20 Anette Kretzer, NS-Täterchaft und Geschlecht. Der erste britische Ravensbrück-Prozess 1946/47 in Hamburg, Berlin 2009, s. 243; Bernhard Strebel, Das KZ Ravensbrück. Geschichte eines Lagerkomplexes, Paderborn 2003 (KL Ravensbrück: historia kompleksu obozów, tłum. Agnieszka Milewska, poprawiła Magdalena Kurkowska, Gdańsk–Warszawa–Sztutowo 2018), s. 78. ↩
21 Albert Pierrepoint, Executioner: Pierrepoint, London 1974, s. 148. ↩
22 Cyt. za: J. Cramer, Belsen Trial, s. 281. ↩
23 Cyt. za: tamże, s. 288. ↩
24 Cyt. za: tamże, s. 294. ↩
25 Daniel P. Brown, The Camp Women: The Female Auxiliaries Who Assisted the SS in Running the Nazi Concentration Camp System, Atglen, PA 2002, s. 12; zob. też tenże, The Beautiful Beast: The Life and Crimes of SS-Aufseherin Irma Grese, San Marino, CA 2004 (wyd. pol.: Piękna bestia: zbrodnie SS-Aufseherin Irmy Grese, tłum. Jan S. Zaus, Poznań 2024). ↩
26 G. Perl, I Was a Doctor, s. 45, także dla tekstu poniżej. ↩
27 Cyt. za: K. Kompisch, Täterinnen, s. 135–141. ↩
28 Gudrun Schwarz, Frauen in Konzentrationslagern – Täterinnen und Zuschauerinnen [w:] Ulrich Herbert et al. (red.), Die nationalsozialistischen Konzentrationslager, Frankfurt 2002, s. 800–821; taż, „...möchte ich nochmals um meine Einberufung als SS-Aufseherin bitten”: Wärterinnen in den nationalsozialistischen Konzentrationslagern [w:] Barbara Distel (red.), Frauen im Holocaust, Gerlingen 2001, s. 331–352. ↩
29 K. Kompisch, Täterinnen, s. 30–36; także Ino Arndt, Das Frauenkonzentrationslager Ravensbrück
