Łowcy przygód w dalekich krainach - Schulz Raimund - ebook
NOWOŚĆ

Łowcy przygód w dalekich krainach ebook

Schulz Raimund

0,0

Opis

Podróże antycznych bohaterów od razu kojarzymy z Odyseuszem. Tymczasem Raimund Schulz pokazuje, że prawdziwych Odyseuszy było całkiem wielu. Na wyprawy w nieznane, na odkrywcze przygody, na przecieranie nowych szlaków kupieckich decydowali się śmiałkowie greccy, feniccy, chińscy, indyjscy czy wreszcie Rzymianie. Ich dokonania autor starannie zebrał śledząc przekazy ze wszystkich bez mała kultur starożytnych. Zdumiewa rozmach tych wypraw i ich opisów – od koła podbiegunowego na północy do południowych krańców Afryki, od wysp atlantyckich do dalekich Chin. Rzecz opisana barwnie i wciągająco by czytelnik też mógł zakosztować smaku antycznych przygód w podróży i poczuł się odkrywcą.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 1261

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginału

Abenteurer der Ferne. Die Großen Entdeckungsfahrten und das Weltwissen der Antike

Redaktor prowadzący

Michał Karpowicz

Redakcja

Joanna Gil-Siemińska

Korekta

Mirosława Kostrzyńska

Indeks

Mirosława Kostrzyńska

Projekt okładki i stron tytułowych

Ewa Majewska

© Copyright by Klett-Cotta – J.G. Cotta’sche Buchhandlung Nachfolger GmbH, Stuttgart.

© Copyright for the Polish edition by Państwowy Instytut Wydawniczy, 2020.

Wydanie pierwsze

Państwowy Instytut Wydawniczy

ul. Foksal 17, 00-372 Warszawa

tel. 22 826 02 01

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa www.piw.pl

www.fb.com/panstwowyinstytutwydawniczy

ISBN: 978-83-8196-740-2

OD REDAKCJI

Transkrypcje

Tekst zawiera nazewnictwo w wielu językach Azji, dlatego – podobnie jak w innych niedawno wydanych publikacjach dotyczących tego regionu – zastosowaliśmy transkrypcję uproszczoną, spolszczoną, której odczytanie będzie najbliższe oryginalnej wymowie. Aby jednak Czytelnik mógł odnaleźć interesujące go nazwy i terminy w dostępnym w internecie piśmiennictwie, w indeksie dodaliśmy w nawiasach powszechniej dziś stosowaną transkrypcję pinyin dla nazw i terminów chińskich.

Nazewnictwo

Nazwy geograficzne oparte są na Nazewnictwie geograficznym świata opracowanym przez Komisję Standaryzacji Nazw Geograficznych.

Starożytne nazwy geograficzne zaczerpnięto z polskich przekładów starożytnych źródeł, wykorzystanych w tekście, a także z Geografii antycznej M.S. Bodnarskiego, Warszawa 1957.

Terminy występujące w języku polskim oparte są na pisowni, którą można znaleźć w Encyklopedii PWN.

Przypisy

Przypisy pochodzące od autora mają numerację arabską i są umieszczone na końcu książki. U dołu strony znajdują się oznaczone w tekście gwiazdkami przypisy od tłumacza i redakcji.

PODZIĘKOWANIE

Szczególne podziękowania od redakcji należą się Ivonnie Nowickiej za konsultacje dotyczące świata kultury perskiej.

WPROWADZENIE ALBO AMERYKANIN W KARTAGINIE

Był to czas, kiedy nieskończenie wiele ludów i ludzi

przemieszczało się tam i z powrotem po Ziemi

(Cypria[I], fragment I)

WKartaginie żył niegdyś tajemniczy cudzoziemiec, który interesował się nieznanymi rękopisami. Pochodził – według opowieści – z olbrzymiego lądu, leżącego po drugiej stronie Atlantyku. Żyło tam podobno mnóstwo ludzi, nad wielką zatoką osiedlili się Hellenowie, których przeprowadził przez morze Herakles. Między tamtą ziemią i Hiszpanią miały znajdować się cztery wyspy, między innymi Ogygia, na której mieszkała nimfa Kalipso. Do wysp mogły dotrzeć tylko statki wiosłowe, ponieważ morze wokół nich było muliste i trudne do przebycia. Jedna z wysp była podobno święta, charakteryzował ją łagodny klimat i unoszące się w powietrzu piękne aromaty. W jaskini ze złocistej skały miał tam spać bóg Kronos. Co trzydzieści lat Hellenowie z wielkiego zachodniego lądu wysyłali poselstwo z darami ofiarnymi, które po upływie kolejnych trzydziestu lat latach było zmieniane przez nowe. Cudzoziemiec – jak mówi opowieść – sam należał do takiego poselstwa, jednak nie wrócił na swój kontynent. Ponieważ chciał zobaczyć inne części świata, ruszył w podróż. „Co w drodze przeżył, ile ludów nawiedził – mówi Plutarch – trudno byłoby wyliczyć, w końcu jednak, poszukując mądrości i wiedzy osiadł w Kartaginie”.

„Dziwna historia”, powiedziałby Anglik. Dla antycznych słuchaczy jednak wcale nie była niedorzeczna. Tajemnicze wyspy, odległe kontynenty i żeglarze przemierzający bezkres oceanu w poszukiwaniu przygód i mądrości – były to ulubione tematy, podejmowane nawet przez najpoważniejszych uczonych. Należał do nich Plutarch, który spisał tę historię w I wieku n.e.1 O co jednak chodzi z wyspami na Atlantyku i lądem na dalekim zachodzie? Czyżby to była Ameryka, jak wierzył wielki astronom Johannes Kepler i wielu innych? A jeżeli rzeczywiście cudzoziemiec stamtąd pochodził i na lądzie tym żyli Grecy, czy można z tego wyciągnąć wniosek, że ludzie antyku wiedzieli o Ameryce już tysiąc pięćset lat przed Kolumbem? A może raczej cała ta opowieść to tylko morskie opowieści, z których w świecie śródziemnomorskim tak niezwykle często drwiono?

Do dzisiaj nikt nie udzielił zadowalającej odpowiedzi na te pytania. Jedno wszak jest pewne – Plutarch spisał swoją historię w czasach, kiedy geograficzna wiedza o świecie antyku osiągnęła swój punkt szczytowy i tylko nieznacznie różniła się od wiedzy zachodnich Europejczyków przed wyprawami Kolumba. W ciągu tysiąclecia Grecy i Rzymianie poszerzyli swój geograficzny horyzont aż po Jawę i Morze Południowochińskie na wschodzie, po Ural i syberyjskie stepy na północy, w Afryce aż po rzekę Niger i jezioro Czad, a po Skandynawię i prawdopodobnie Islandię na północnym zachodzie.

Tylko nieliczni wątpili w kulisty kształt Ziemi, zatem do zasobów wiedzy powszechnej, dostępnej dla intelektualistów i osób zainteresowanych geografią, należała także wiedza o możliwości podróży z Hiszpanii do Indii przez Atlantyk, a nawet założenie, że na oceanie mogą znajdować się nieznane kontynenty. Celem tej książki jest wyjaśnienie, jak do powstania tych idei i realizacji wypraw doszło, co dopingowało starożytnych, by przekraczać granice tego, co poznane, jak daleko dotarli i jakie konsekwencje miało ciągłe poszerzanie horyzontu świata dla rozwoju polityki, społeczeństwa i kultury.

Fakt, że jak dotąd nie pojawiło się takie całościowe, obejmujące cały antyk opracowanie – ostatnie ogólne dzieło z 1963 roku jest koncepcyjnie przestarzałe2, nowsze prace koncentrują się na określonych epokach, obszarach docelowych i poszczególnych przedsięwzięciach3 – ma wiele przyczyn. Historia odkryć w starożytności ze względu na kiepski stan źródeł – nie zachowała się w oryginale ani jedna kompletna relacja z wyprawy – i wielostronność interpretacji to delikatny obszar pracy. Śmiałe tezy występują obok tez skrajnie krytycznych, odbierających rację bytu jakimkolwiek próbom rekonstrukcji. Do tego dochodzi magia spektakularnych tematów, takich jak Atlantyda, Thule czy Hiperborejczycy, które nie tylko przyciągają obeznanych z tematyką amatorów, lecz także stają się areną dla ezoterycznych fantastów, krótko mówiąc – wokół historii antycznych odkryć zawsze unosi się delikatny zapach czegoś niepoważnego, podejrzanego. Zapewne to właśnie może być przyczyną, dlaczego profesjonaliści i herosi historii antyku dotychczas ignorowali ten temat. Próbowali dochodzić istoty antyku poprzez analizę jego rozwoju kulturalnego, politycznego, prawnego, militarnego oraz gospodarczego i koncentrowali się najczęściej na klasycznych aktorach centrum śródziemnomorskiego świata, takich jak Sparta, Ateny i Rzym. Zapewne ich spojrzenie kierowało się także ku krańcom tego świata, jednak z reguły tylko wtedy, gdy chodziło o wielkie wydarzenia militarne, na przykład wojny perskie, wyprawa Aleksandra Wielkiego, wojny punickie lub ekspansja Rzymu na środkowoeuropejskie obszary wewnętrzne. Zdarzenia te były doceniane także ze względu na ich wymiar poznawczy, ich wpisywanie się w historię odkryć geograficznych, jednak niewielu uczonym przychodziło do głowy, by uczynić z tego zagadnienia główny obszar swoich badań.

Historia odkryć geograficznych z czasów antyku długo zatem pozostawała tematem marginalnym, którym w Niemczech zajmowało się tylko kilku wybitnych naukowców, takich jak Richard Hennig, Albrecht Dihle czy Dieter Timpe. Prace Henniga mocno się już jednak w wielu aspektach zestarzały, a studia Dihlego oraz Timpego omawiają tylko określone obszary (Wschód oraz północna Europa) i specyficzne problemy (przede wszystkim z dziedziny etnografii). O wiele bardziej otwarci na ten temat są naukowcy z krajów, które mają własną długą tradycję odkryć (na przykład Hiszpania lub Anglia), jednak także i tutaj przeważają specjalistyczne badania dotyczące konkretnych obszarów, czy to lądowych, czy morskich (Oceanu Indyjskiego, Morza Północnego itd.). Nowy impuls przyniosła nasilająca się po upadku Związku Radzieckiego i zapoczątkowaniu epoki Internetu globalizacja. Uruchomione przez nią „zwroty” w naukach historycznych zaowocowały dążeniem do uwolnienia się od dawnych ograniczeń, jednak do dzisiaj trwa walka o metodę przyjętą we współczesnej historii poszczególnych regionów świata oraz historii globalnej. Ten nowy trend objął także antyk – niektórzy mówią o procesach globalizacyjnych, które rozpoczęły się około 3000 roku p.n.e.4; w ramach „zwrotu przestrzennego” na nowo odkryto antyczną geografię jako temat badawczy, którym zaczęło się zajmować wielu młodych naukowców5. Także etnografia, która długo była egzotycznym kierunkiem badań wyspecjalizowanych filologów, cieszy się coraz większym zainteresowaniem na całym świecie6. Dobrze rozpoznany jest także stan źródeł. Nie brak komentarzy i zbiorów fragmentów tekstów źródłowych7.

Do dzisiaj nie udało się wypracować jasnych metodycznych i treściowych kryteriów, za pomocą których wszystkie te inicjatywy badawcze można by połączyć w ogólny obraz odkryć epoki antyku i określić ich znaczenie dla historii świata, chociaż analiza początków historycznych procesów globalizacyjnych i tworzenia się sieci obiecuje obfitość obserwacji. Dalekosiężne ekspedycje podejmowane w czasach antycznych zdecydowały o pierwszych transregionalnych kontaktach kulturowych, kolonialnych ruchach osadniczych, wojskowej i mocarstwowej ekspansji oraz powiązaniach gospodarczych. Gorące fazy otwarcia przeplatały się z okresami wstrzymania tych kontaktów, umacniania pozycji, gromadzenia i nowego przegrupowywania sił, które następnie znów kierowano dalej.

Wszystko to regularnie prowadziło do przewartościowania świata (rewaluacji), w którym to, co dobrze znane, mierzono miarą tego, co nowe, a to, co nieznane, sprzęgano z tym, co znane. Proces ten znajdował wyraz w ożywieniu piśmiennictwa w najróżniejszych dziedzinach8. Wyprawy i ekspansja terytorialna dynamizowały myślenie i prowadziły do przełomów poznawczych w dziedzinie geograficznej, etnograficznej i filozoficznej znajomości świata, należącej do klasycznej, tradycyjnej istoty europejskiej kultury wiedzy. Jednak do dzisiaj brak współczesnej syntezy, która brałaby pod lupę wyprawy rozpoznawcze do dalekich krain w perspektywie dłuższego okresu czasu, a nie jako odrębnie rozpatrywane izolowane przypadki, wpisując je także w ogólny kontekst antycznej historii. Poniższa książka jest próbą spisania takiej właśnie zintegrowanej historii odkryć geograficznych – całościowego przedstawienia ekspansji terytorialnej i poznawania dalekich krain w kontekście rozwoju politycznego, gospodarczego i kulturowego.

Aby można było zrozumieć całą złożoność tych procesów, potrzebny jest nośny model analizy. Konieczne jest wskazanie podstawowego wzoru, zestawu czynników, który wskaże drogę przez zagmatwaną różnorodność szeroko zakrojonej mobilności i wyjaśni, dlaczego niektóre społeczeństwa miały odwagę porzucić granice tego, co dobrze znane, a inne nie, dlaczego w określonych okresach i w określonych miejscach ludzie podejmowali to wyzwanie częściej. Nazywam ten wzór układem eksploracyjnym. Był on podstawą każdej brzemiennej w skutki wyprawy odkrywczej i sam w sobie wyjaśnia wiele pytań dotyczących tego, co czyni antyk tak wyjątkową epoką.

(1.) Najpierw muszą pojawić się ludzie, którzy są gotowi przynajmniej na pewien określony czas porzucić swoją rodzimą przestrzeń życiową i wziąć na siebie ryzyko związane z odkrywaniem dalekich krain. Przemierzanie wielkich odległości jest archetypem ludzkiej egzystencji, opiewanym w pieśniach, idealizowanym w epice i przekształcanym w mity założycielskie ludów i religii. Jednak społeczności, zwłaszcza takie jak te w śródziemnomorskim antyku, które w dziewięćdziesięciu procentach żyły z rolnictwa, potrzebowały szczególnej m e n t a l n e j i  s p o ł e c z n e j p r e d y s p o z y c j i, forsującej wymarsz w nieznane niewynikający z przymusu militarnego i honorującej go społecznym uznaniem.

Nie tylko historia cudzoziemca z Kartaginy, lecz także inne źródła wskazują na to, że ponadregionalna mobilność była stosunkowo łatwą do wybrania alternatywą dla „nieruchomej” egzystencji i że ci, którzy rzucali się w wir przygód, cieszyli się równie wielkim uwielbieniem jak bohaterowie pól bitewnych. Herakles, Odyseusz, Jazon czy Eneasz są wielkimi światowymi wędrowcami, przemierzają dalekie morza i krainy, zanim ponownie ujrzą swoją ojczyznę lub znajdą nowe miasto. Niezliczone mity snują opowieści o młodych mężczyznach, mających odwagę wyruszyć w obce kraje, zwyciężać potwory, zdobywać serca pięknych dziewic, nim staną się dojrzali i potężni – jest to motyw, który o tyle pokrywa się z realnym światem, że w licznych społecznościach antyku młodzi mężczyźni rzeczywiście musieli wywalczyć swoją pozycję w świecie dorosłych poprzez wykazanie się w dalekich wyprawach9. Czy to możliwe, że z tej mentalności odważnego wyprawiania się w nieznane rozwinął się w określonych okolicznościach spirit of exploration – „duch odkrywania”, porównywalny z takimż duchem wczesnej nowożytności? A jeśli tak było, to z jakich źródeł czerpał energię i jak bardzo był nośny?

Aby na to odpowiedzieć, należy (2.) spytać dokładniej o  c e l e odkrywców oraz zrozumieć, z jakimi o c z e k i w a n i a m i  i  w y o b r a ż e n i a m i  zmierzali oni ku obcym wybrzeżom i krajom. Augustyn pewnego razu zauważył, że na portowej promenadzie w Kartaginie można podziwiać mozaiki, ukazujące człekopodobne stworzenia10: cudowne istoty z jednym tylko okiem na środku czoła lub z twarzą na piersiach; inne miały olbrzymie uszy, głowę psa lub stopy zwrócone do tyłu. W opasłych tomiszczach kosztujących grosze, można było zagłębiać się w opowieściach na ich temat11. Opisywane istoty są starożytnym wariantem kosmitów, którzy w futurystycznych wehikułach przemierzają bezkresne przestrzenie wszechświata; na pozór wyglądają jak ludzie, jednak niepokojąco inaczej; raz są przyjaźnie pomocni, innym razem śmiertelnie podstępni. Szpiczaste lub wielkie uszy należą do oswojonego arsenału cech nieznanych istot zarówno wtedy, jak i dziś; tak samo jak w późniejszych wiekach, także starożytni obcy żyli na progu światów, których jak dotąd nie widział jeszcze żaden człowiek12.

Lubowanie się w historiach wyobrażonych światów i cieszenie oczu obrazami dalekich, niesamowitych istot to jedno, a odważne wyruszenie w podróż i szukanie drogi do tych miejsc to co innego. To o wiele bardziej ryzykowne przedsięwzięcie, wymagające porządnej m o t y w a c j i. Każda wyprawa wiąże się z nadzieją na zysk13. Może on mieć charakter materialny, na przykład w formie cennych surowców i metali, których brakuje w ojczyźnie; może polegać na zyskach z handlu, gdy znajdzie się omijającą pośredników drogę do odległych skarbów. Może mieć jednak także charakter polityczny, kiedy przywódca kolonistów dąży do zdobycia władzy i wpływów, których odmawia mu się w domu, lub kiedy wódz dzięki podbojom zdobywa sławę, uznanie i akceptację; lub charakter ideowo-intelektualny, gdy podróżnik przywozi z wyprawy wiedzę i ogłasza się znawcą nowych szlaków, krajów i ludzi, o których inni nie mają pojęcia.

Z reguły motywy te nie są od siebie całkowicie odizolowane – podboje zawsze zdają się obiecywać także zyski materialne i wiążą się z poszerzeniem horyzontu geograficznego. Najczęściej tworzą one zespół powiązanych ze sobą i wzajemnie się wspomagających czynników. Aby rozszyfrować je na tle historycznej sytuacji wyjściowej w czasach antycznych i ogólnie zrozumieć dynamikę ówczesnych odkryć, trzeba koniecznie (3.) znać jej p o l i t y c z n e i  g o s p o d a r c z e w a r u n k i  r a m o w e.

Wyprawy w dalekie kraje zawsze są przedsięwzięciem zbiorowym i już choćby dlatego sprawą polityczną. Odkrycia rzadko były rezultatem przypadku, zjawisk przyrodniczych czy woli bogów; wynikały raczej z kompleksowych decyzji, które wykluwały się w ramach politycznego ładu i społeczno-ekonomicznego otoczenia, istotnych dla sukcesu ekspedycji. Nie bez powodu cudzoziemiec z historii Plutarcha wybrał na nową ojczyznę Kartaginę i nie bez powodu tu i w innych miastach wybrzeża tak mocno obecna była egzotyka obczyzny. Miasta te stanowiły punkty wyjściowe i docelowe poszukiwaczy zamorskich przygód i były szczególnie otwarte na wyruszenie w nieznane i na przyjęcie wiedzy o dalekich krainach. Wiedza wśród społeczności żeglarzy (Liedl nazywa ich communities of seafarers)14 była przekazywana ustnie i od najwcześniejszych czasów utrwalana za pomocą kodu, który przyjął formę mitu i epickich opowieści. Wyjaśnienie tego kodu należy do najbardziej pasjonujących, ale też leżących na najbardziej grząskim gruncie zadań historii odkryć epoki antyku.

Jednak czy tylko doświadczenia z wypraw w nieznane i nadzieja na zyski z handlu były tym, co prawdopodobnie uczyniło miasta portowe i ich mieszkańców pionierami odkryć? Jak miały się one do celów zdobywców, którzy twierdzili, jakoby znaleźli koniec świata i zbadali nowe krainy? Do starożytnych odkryć dochodziło w atmosferze nie tylko pokojowego handlu i przyjaznego nawiązywania kontaktów, lecz także militarnej przemocy, która wielokrotnie zadawała głębokie rany w przestrzeniach i społeczeństwach, na które natrafiły armie i floty ekspedycyjne. Jakie były relacje między ekspansją militarną, dalekosiężnym handlem i kolonizacją? Czy poruszały się one podobnymi trasami i kierowały ku tym samym krajom, jaki był ich udział w poszerzeniu światowego horyzontu i jego przetwarzaniu?

Na wszystkie te pytania można odpowiedzieć tylko wtedy, kiedy weźmie się pod uwagę (4.) g e o g r a f i c z n e w a r u n k i  r a m o w e e k s p l o r a c j i  d a l e k i c h k r a j ó w  i  w y o b r a ż e n i a  p r z e s t r z e n n e o r g a n i z a t o r ó w  w y p r a w. Żaden kapitan, żaden pirat, żaden przywódca kolonistów, a także żaden wódz nie wysyła swojej drużyny na zupełnie nieznane wody w poszukiwaniu zjaw. Musi mieć akceptowalne, wewnętrznie spójne, ogólne wyobrażenie o przybliżonym położeniu celu w stosunku do znanych obszarów i o prowadzącej do niego drodze, nawet jeśli bliższe dane i dokładna długość drogi są (jeszcze) nieznane. Te wytyczne zapewniały organizatorom wypraw bezpieczeństwo i autorytet, jednak jak daleko sięgały ich wyobrażenia przestrzenne i cele?

Głeboko wierzymy, że Morze Śródziemne było środkiem ciężkości klasycznego antyku. Studia śródziemnomorskie są w cenie i stanowią warunek dla zrozumienia podstaw antycznej historii i związków przyczynowo-skutkowych w niej występujących15. Mimo to także one nie oferują całej prawdy, a niekiedy wręcz zacieśniają perspektywę, skupiając swoje zainteresowania głównie na politycznych procesach, zachodzących w śródziemnomorskich centrach.

Nadszedł czas, by do dobrze znanej optyki dodać nową – Morze Śródziemne (nie zapominając o jego wyjątkowości) wpisać w szerszy kontekst, jego rzekome peryferie potraktować jako pulsujące strefy kontaktu między wieloma rejonami świata (zarówno lądami, jak i oceanami)16, a ludzi, którzy przez antyczną literaturę elit chętnie byli spychani na margines, potraktować poważnie jako motory historycznych przemian.

W ten sposób historia otwiera się także na innych, poza dobrze znanymi graczami typu Ateny, Sparta i Rzym. Otwiera się historia wpływowych grup i poszukiwaczy przygód z dalekich stron; ich perspektywa nie skupiała się na świecie śródziemnomorskim, lecz wykraczała daleko poza niego i natrafiała na społeczeństwa, które wystawiały swoje czułki w przeciwnym kierunku: ku peryferiom basenu Morza Śródziemnego. Poniższa książka nie oferuje wprawdzie historii odkryć antyku z perspektywy Hindusów, Arabów czy nomadów z wnętrza Azji – co z pewnością byłoby wartym zachodu i ekscytującym zadaniem, stanowiącym jednak wyzwanie dla specjalistów – może jednak te kultury i ich przedstawicieli na tyle połączyć z historią śródziemnomorską, że będą oni traktowani nie jako bierne obiekty grecko-rzymskiej eksploracji, lecz jako równorzędni aktorzy teatru wydarzeń światowych, którzy niekiedy o wiele wcześniej niż Grecy i Rzymianie przez morza i szlakami karawanowymi docierali do wschodnio- lub północnośródziemnomorskich stref kontaktu.

Takie zorientowanie potrzebuje jednak zawsze punktu odniesienia, a tym nadal pozostanie grecko-rzymska strefa cywilizacyjna (w odniesieniu do której czuję się kompetentny). Koniecznym i fascynującym zadaniem współczesnej historii odkryć jest jednak łączenie tego punktu widzenia z perspektywą innych makroregionów. Historia ta umożliwia uwolnienie grecko-rzymskiego antyku z geograficznej i historiograficznej izolacji i wpisanie go w ramy światowej historii starożytnej, która jest czymś więcej niż tylko pradziejami historycznej globalizacji.

Zasięg wypraw do dalekich krain – i to jest ostatni czynnik, jaki należy określić – naturalnie (5.) zależy także od tego, jakimi dysponowano ś r o d k a m i  t e c h n i c z n y m i  i  m a t e r i a l n y m i. Czy prawdą jest, że wyruszenie w podróż morską było możliwe tylko z takich miejsc, które miały wystarczające zasoby drewna i metali do budowy statków? Czy motorem eksploracji dalekich krajów był niedostatek, czy bogactwo? I jak ma się to ogólnie do umiejętności określania pozycji geograficznej i umiejętności żeglarskich antyku?

Na ogół skłaniamy się ku temu, by lekceważyć umiejętności starożytnych odkrywców, co niekiedy prowadzi do hiperkrytycznego obchodzenia się ze źródłami. Żeglarze antyczni rzekomo pływali tylko wzdłuż wybrzeży i obawiali się otwartego morza niczym diabeł święconej wody; przeciwne wiatry i prądy, a także sztormowa pogoda tworzyły jakoby bariery nie do pokonania, tak samo jak nieprzyjazne dla ludzi pustynie. Ze szlaków karawanowych poza umiarkowanymi szerokościami geograficznymi rzekomo mogli korzystać tylko autochtoni, ale nie podróżnicy z basenu Morza Śródziemnego – to tylko niektóre zastrzeżenia. Na pewno można je odłożyć ad acta.

Pogląd, jakoby starożytna żegluga odbywała się wyłącznie albo przede wszystkim wzdłuż wybrzeży i nigdy zimą (mare clausum), już dawno został przez badania zdemaskowany jako mit17. Mimo to wciąż jest żywy, przede wszystkim dlatego, że optyka antycznych źródeł i współczesnych obserwatorów jest naznaczona przez historię wojen morskich, które ze szczególnych, ale niepozwalających na uogólnienie powodów rozgrywały się głównie w pobliżu wybrzeży. Jak dotąd w basenie Morza Śródziemnego wraki znajdowano wyłącznie niedaleko brzegów. To wynika jednak z faktu, że ich znajdowanie jest możliwe tylko w płytkich wodach przybrzeżnych; Morze Śródziemne ma średnią głębokość od tysiąca czterystu pięćdziesięciu do tysiąca pięciuset metrów (w przypadku Bałtyku wynosi ona tylko pięćdziesiąt pięć metrów), a główna niecka, po której także często żeglowano – głębokość od trzech do pięciu tysięcy metrów, co w gruncie rzeczy wyklucza jakiekolwiek poszukiwania i badania18. Do tego dochodzi niekiedy spora dawka sceptycyzmu co do poziomu technicznego i otwartości na innowacje antycznej nautyki19, która bez znajomości kompasu magnetycznego (wynalezionego w Chinach prawdopodobnie dopiero w XI wieku)20, jakoby nie była zdolna do rejsów po otwartym morzu i miała nie być w stanie halsować pod wiatr.

Także te wątpliwości w trakcie badań zostały już wielokrotnie przekonująco obalone. Już od wczesnego I tysiąclecia p.n.e. starożytni żeglarze, także bez użycia żagla łacińskiego, radzili sobie z manewrami halsowania pod wiatr (dzięki wystarczającemu zanurzeniu kila, przez wybieranie prostokątnego żagla i obracanie rei). Istnieją także warte przemyślenia tezy, że niektórzy żeglarze posługiwali się kompasem słonecznym21.

W rzeczywistości przynajmniej od środkowej epoki brązu, nie tylko w basenie Morza Śródziemnego, lecz na niemal wszystkich akwenach świata, pojawiły się statki nadające się do pływania na otwartym morzu. Nie trzeba nawet wskazywać na wielokrotnie przywoływane podróże oceaniczne Polinezyjczyków kultury Lapita, żeby pokazać, że ludzie od najwcześniejszych czasów, także bez technicznych urządzeń i instrumentów takich jak kompas magnetyczny i sekstans, mniej lub bardziej regularnie pokonywali po otwartym morzu wielkie odległości bez wybrzeży w zasięgu wzroku22. Także na Morzu Śródziemnym już od około 2000 roku p.n.e. żeglowano z Krety do Egiptu oraz z Sycylii na Sardynię, pokonując przez morze odcinki dochodzące do dwustu kilometrów, co w przybliżeniu odpowiada długości rejsów wczesnych Polinezyjczyków na Oceanie Spokojnym23. W czasie epoki antycznej pokonywane dystanse zwiększały się, a sezonowe okresy żeglugi rozciągnęły się na cały rok. W okresie cesarstwa przemierzano mierzące około tysiąca kilometrów akweny Morza Arabskiego i Oceanu Indyjskiego, a dla wielkich statków transportujących zboże bezpośrednia podróż z Aleksandrii na Sycylię i do zachodniej części basenu Morza Śródziemnego także zimą była standardem24.

To nie tylko oszczędzało czas, lecz także przynosiło żegludze wymierne korzyści. Każdy marynarz wie, że na pełnym morzu łatwiej przetrwać silne sztormy, natomiast największe niebezpieczeństwa czyhają w pobliżu lądów i wybrzeży, gdzie płycizny i rafy, nieobliczalne prądy, wiry i wiatry katabatyczne[II] (zwłaszcza gdy wiatr spycha statek na wybrzeże) oraz piraci grożą tragicznym przerwaniem rejsu. Nie bez powodu obawa, że podczas sztormu albo nocą zostanie się zagnanym na (być może nieznany) brzeg, jest wciąż powracającym motywem antycznej literatury25.

Jeśli mimo to okręty wojenne i statki handlowe wolały żeglugę przybrzeżną i także większość morskich podróży eksploracyjnych odbywała się wzdłuż obcego wybrzeża26, miało to niewiele wspólnego ze strachem przed otwartym morzem czy z brakiem umiejętności żeglowania bez lądu w zasięgu wzroku, lecz z praktycznymi korzyściami tego typu żeglugi. Śródziemnomorscy żeglarze od zawsze wykorzystywali bowiem (i dziś też tak robią), zwłaszcza latem, termiczne wiatry przybrzeżne – pojawiającą się po wschodzie słońca i wiejącą za dnia w stronę lądu bryzę morską i nocną bryzę lądową, dzięki którym mogli żeglować (półwiatrem) niezależnie od panującego na pełnym morzu kierunku wiatru. To, obok innych argumentów, pokazuje absurdalność twierdzenia, jakoby antyczna żegluga odbywała się przede wszystkim w ciągu dnia. Często preferowano nawet nocne rejsy przez otwarte morze, zamiast płynąć w dzień, ponieważ niezachmurzone nocne niebo umożliwiało bardziej precyzyjną nawigację według gwiazd27.

Jeśli frachtowce wieczorem podpływały do portu, to także dlatego, że nocny wiatr lądowy jest słabszy niż bryza morska za dnia28. Do tego dochodziły jeszcze kalkulacje logistyczne, kupieckie i związane z polityką handlową – kiedy kapitan wyrusza na zupełnie nieznane lub tylko do pewnego stopnia znane wody, by rozpoznać dalekie trasy lub założyć placówki handlowe i kolonie, szuka odpowiednich partnerów, punktów osadniczych i przystani na położonych blisko wybrzeża wyspach lub na samym wybrzeżu, najchętniej w pobliżu ujścia rzek, stanowiących źródło wody pitnej i drogę prowadzącą w głąb lądu. Regularne zaopatrywanie się na wybrzeżu w wodę i żywność pozwalało ponadto uniknąć zabierania wielkich ilości zaopatrzenia i pozwalało zostawić więcej miejsca na towary lub wioślarzy, ewentualnie żołnierzy. Mając na pokładzie większe ilości towarów podczas rejsu wzdłuż wybrzeża (żegluga kabotażowa[III]), w stosunkowo krótkim czasie można było go zaoferować o wiele większej klienteli29.

Jeśli chodzi o wiosłowe okręty wojenne, jest jasne, że nie były przeznaczone do żeglugi po otwartym morzu, lecz do szybkiego manewrowania, taranowania i/lub abordażu w pobliżu wybrzeża (co nie znaczy, że po niewielkich przeróbkach nie mogłyby poradzić sobie z rejsem przez otwarte morze). Aby zaoszczędzić na obciążeniu statku i móc wypełnić jego przestrzeń jak najliczniejszą grupą wioślarzy lub żołnierzy, trzeba było zrezygnować z dużych ilości prowiantu – wieczorami pożywienia, a także możliwości noclegu szukano na lądzie. Dowódcy okrętów wypatrywali wodzów, zajmujących pozycje na lądzie, a rozbitkowie z zatopionych w bitwie morskiej okrętów liczyli na ratunek, jaki oferowało niedalekie wybrzeże.

Gdy poszukiwano cennych metali lub innych towarów, którymi planowano handlować z pominięciem pośredników, nie kalkulowano w taki sposób.

Poszukiwana w takich sytuacjach umiejętność przekraczania otwartego morza bez kontaktu wzrokowego z lądem, a także pokonywania niemal bezkresnych odcinków na skraju najbardziej suchych pustyń opierała się na tym, że ludzie w czasach antycznych żyli w o wiele bliższym związku z naturą, a świat zwierząt, roślin i całą przyrodę nieożywioną odbierali zmysłami o wiele intensywniej niż człowiek współczesny. Pozycję określało się według „ścieżki gwiazd” i „znaków natury” – na pełnym morzu na podstawie zapachu, koloru i temperatury wody, według wiatru i zjawisk atmosferycznych, obserwacji ptaków i ryb, obecności resztek roślinnych, a także na podstawie znanego u wszystkich kultur, praktykowanego także przez Hindusów i Polinezyjczyków, wypuszczania trzymanych na statkach ptaków-zwiadowców w celu określenia bliskości brzegów i lądów; na lądzie na podstawie ruchów wydm, charakterystycznych oznakowań czy form terenu30. Dlatego antyczni żeglarze i podróżujący lądem z reguły – o ile nie byli częścią wielkich operacji militarnych, wymagających koordynacji wielu jednostek – mogli obejść się bez precyzyjnych map. Węch, wzrok, słuch i wyostrzony przez pokolenia siódmy zmysł stanowiły pewną pomoc, zwłaszcza kiedy były połączone z wiedzą przewodników karawan i pilotów, a także z nieustannie udoskonalanymi środkami transportu31. W wypadku nawigacji po otwartym morzu dochodzi do tego fakt, że rozwijała się ona w rejonach, które stwarzały stosunkowo niewielkie trudności żeglugowe. Morze Śródziemne przypomina pod tym względem wody melanezyjskie i różni się od północnego Atlantyku, a także od Morza Czerwonego32. Z punktu widzenia żeglugi to jeszcze w miarę obliczalny wielki akwen. Prądy powietrzne latem są regularne, niebo jest najczęściej słoneczne, rzadko pojawia się mgła, tylko w nielicznych rejonach (Mała Syrta, cieśniny morskie) występują niebezpieczne pływy33, nie ma cyklonów. Burze są gwałtowne, ale krótkie. Zimą unikano podróży morskich przede wszystkim dlatego, że zachmurzone niebo utrudniało nawigację według gwiazd.

Niezwykle urozmaicona linia brzegowa, zwłaszcza na północy, oraz liczne wyspy w połączeniu z korzystnymi warunkami klimatycznymi czynią Morze Śródziemne wprost idealnym akwenem treningowym dla żeglarzy34, którzy wypływali stąd przez Gibraltar na Atlantyk, przez Bosfor na Morze Czarne, a drogą pośrednią (rzeką i wykopanym za czasów faraona Necho kanałem) na Morze Czerwone i stamtąd ewentualnie Morze Arabskie czy dalej na Ocean Indyjski i tam uczyli się nowych żeglarskich i nawigacyjnych umiejętności od miejscowych żeglarzy35.

Mimo to wyprawy w dalekie kraje wiązały się z olbrzymi niebezpieczeństwami – niezliczone opowieści o olbrzymach pożerających ludzi i potworach morskich, kobietach mordujących mężczyzn i podstępnych boginiach odzwierciedlają lęki w epickich opowieściach i mitach36. Strach przed morzem i rozpaczliwe poszukiwanie ratującej życie wyspy to klasyczne toposy, tak samo jak respekt przed bezgranicznym stepem czy tragiczny los zbłąkanego w podróży, którego mordują lub uprowadzają zbójcy i którego odnajduje się martwego lub jako niewolnika obcych panów. Przemierzanie wielkich przestrzeni było przedsięwzięciem wymagającym wysokich nakładów, często prowadzącym do kompletnej ruiny, żeby nie wspomnieć o niemal niewyobrażalnych z dzisiejszego punktu widzenia uciążliwościach.

Niestety niewiele wiemy o życiu na pokładzie starożytnego statku, który wypływając z Morza Czerwonego, kierował się ku brzegom Indii lub żeglował dalej na Morze Południowochińskie. Nie zachowały się też do naszych czasów żadne opisy codziennych zmagań starożytnej karawany na zboczach Hindukuszu, w saharyjskim Fazzanie lub na skraju Takla Makan. Jednak jedno jest pewne – niedostatki prawie nie różniły się od tych w czasach średniowiecza i wczesnej epoki nowożytnej37; także dlatego bogaci kupcy unikali długich podróży i zamiast jechać osobiście, wysyłali w drogę swoich podwładnych. Z drugiej strony logistyka, transport wody pitnej oraz żywności pochodzenia zwierzęcego i roślinnego nie odbiegały od standardów tak zwanej epoki wielkich odkryć geograficznych.

Skoro tak to wygląda i antyk pod względem uwarunkowań techniczno-nautycznych (i być może mentalnie, jeśli chodzi o poszukiwanie nowych lądów) najwyraźniej tylko nieznacznie różnił się od wczesnej epoki nowożytnej i jeśli ponadto dysponował porównywalną wiedzą geograficzną, tym bardziej nasuwa się pytanie: dlaczego już w czasach antycznych nie doszło do epokowego przełomu, takiego, jakim było późniejsze opłynięcie Afryki przez Portugalczyków i podróż przez Atlantyk Kolumba, albo – żeby sformułować to inaczej – dlaczego tak długo trwało, nim ludzie basenu Morza Śródziemnego ostatecznie pokonali barierę wielkich oceanów, krótko mówiąc: dlaczego „wczesna epoka nowożytna” w tym względzie zaczęła się tak „późno”? Na to fundamentalne pytanie można odpowiedzieć tylko w ramach szczegółowego opisu kontekstu rozwoju politycznego, gospodarczego i kulturalnego. To właśnie zostanie przeanalizowane poniżej.

Kiedy zbierze się wymienione kryteria „układu eksploracyjnego”, wtedy staje się jasne, dlaczego historia odkryć epoki antycznej nie może zacząć się od Homera i innych z epoki poprzedzającej klasyczny antyk, lecz w okresie, gdy stworzono podstawy zorganizowanej eksploracji dalekich krain. Chodzi tu o epokę brązu, III i II tysiąclecia p.n.e. W tym czasie nastąpiła fundamentalna zmiana. Źródła pisane z tego okresu, które pojawiają się po raz pierwszy (stanowiąc dla późniejszych badaczy uzupełnienie danych archeologicznych), poświadczają istnienie większych wspólnot we wschodniej części basenu Morza Śródziemnego (Mezopotamia, Egipt), które pod panowaniem monarchów opanowały sztukę rozwiniętego rolnictwa, znały rzemieślniczą specjalizację i dysponowały sporymi armiami. Polityczna stratyfikacja, rozwarstwienie społeczne oraz zdolny do obrony system, w którym głównym ośrodkiem władzy i kontroli aktywności gospodarczej był pałac władcy, prowadziły do tego, że wśród elit rosło zapotrzebowanie na dobra z odległych krajów – przede wszystkim minerały i metale (cyna, miedź), lecz także drewno (do budowy świątyń i statków) oraz wykorzystywane w medycynie egzotyczne produkty naturalne i towary luksusowe (kadzidło, opium, bursztyn, perły, kamienie szlachetne)38. Często występowały one tylko w odległych rejonach basenu Morza Śródziemnego, na wschodnioafrykańskim wybrzeżu, w Indiach, na osiągalnej drogą atlantycką Północy czy w Azji Środkowej.

W wielu z tych regionów można w tym samym czasie zaobserwować wczesne formy górnictwa i metalurgii. Powstało coś na kształt ponadregionalnego rynku stymulującego handel, tworzenie się sieci powiązań i podróże na długich dystansach, a także inicjującego kreowanie odpowiednich technik kulturowych, takich jak magazynowanie towarów i pismo (służące z początku do utrwalania informacji o towarach w formie spisów)39. W tym samym czasie lub nieco tylko później w lądowych i morskich strefach transferowych (Lewant, Cypr, Azja Mniejsza) mniejsze miasta-państwa wyspecjalizowały się w pozyskiwaniu i transporcie towarów.

Wraz z wynalezieniem ożaglowania, które pozwalało statkom pływać kursami pełnymi (od fordewindu do granicy półwiatru) i osiągać prędkość do około pięciu węzłów (dziewięć kilometrów na godzinę)40, a także z udomowieniem osła, mogącego dźwigać ciężary do dziewięćdziesięciu kilogramów na dystansie do pięćdziesięciu kilometrów dziennie, od IV tysiąclecia p.n.e. te rewolucyjne techniki transportowe stale ulepszano i uzupełniano, między innymi poprzez udomowienie wielbłądów z Arabii i sprowadzenie konia z zachodnich stepów Eurazji41.

Wszystko to doprowadziło do pierwszej intensywnej fazy odkrywania dalekich krajów – wschodniośródziemnomorski świat był zdominowany przez kultury, których dobrobyt i tożsamość w dużej mierze opierały się na opanowaniu morskich i lądowych szlaków komunikacyjnych. To dlatego od połowy II tysiąclecia p.n.e. w budowie statków widać różnicowanie konstrukcji jednostek handlowych i okrętów wojennych42. Szukanie dostępu do dalekich krain odbywało się – co pokazują świadectwa archeologiczne – w atmosferze rywalizacji, która pokonywanie długich tras, kontrolę szlaków morskich i karawanowych oraz pozyskiwanie egzotycznych produktów i posiadanie zdolnych do żeglugi po morzach statków czyniła źródłem sławy i bogactwa43. Tym samym zostały stworzone podstawy dla mającego nastąpić ponad dwa tysiące lat później przełomu, który rozpoczął się na Morzu Śródziemnym i pozwolił na wyprawy ku coraz dalej położonym regionom aż po granice świata… a nawet poza nie.

Część IŚwiat w ruchu WŁADCY, HANDLARZE I BOHATEROWIE WCZESNEGO OKRESU

Rozdział 1. KAPITANOWIE I WOJOWNICY EPOKI BRĄZU

Cień przeszłości i poszukiwacze przygód na morzu

Kto ma wyjątkowe szczęście podziwiać zachód słońca na plaży w Kommos w południowej części Krety, ten słyszy okrzyki i widzi sylwetki dumnych stateczków, które zbliżają się do zatoki przy akompaniamencie pieśni wiosłujących mężczyzn, których twarze pokryte są nalotem soli, pewnych siebie, odważnych i zadowolonych. Tak samo było cztery tysiące lat temu, kiedy Kommos było przystankiem dla żeglarzy, którzy obrali morze za swoją ojczyznę, a dalekie krainy – za swój cel.

Ci mężczyźni z Syrii, Egiptu, Anatolii i Lewantu nie wzbudzali strachu. Ich statki były niewiele mniejsze niż Santa Maria Kolumba1. Zostały zbudowane w północnosyryjskim mieście Ugarit, jednym z najważniejszych ośrodków handlowych epoki brązu. Zapewne stamtąd pochodzili także kapitanowie przybywający na Kretę. W Ugarit mieszkało do ośmiu tysięcy ludzi; była to wielojęzyczna społeczność, która swoje życie całkowicie poświęciła morzu i handlowi morskiemu; podobnie było w innych miastach-królestwach Lewantu (na przykład Tell Kazel w Amurru, Byblos, Bejrut, Tell Abu Hawam). Nie wiadomo dokładnie, jak pozyskiwano towary. W Ugarit znaleziono co prawda gliniane tabliczki z archiwum pałacowego, porównywalne ze świadectwami z innych królestw, jednak także one nie dają jednoznacznego obrazu. Jedno wydaje się wszak pewne i dotyczy nie tylko Ugarit – to dominująca rola królewskiego pałacu w inicjowaniu i realizacji ponadregionalnej wymiany dóbr. Rządy i prestiż króla opierały się nie tylko na tym, że chronił swój kraj przed atakami z zewnątrz, lecz także na tym, że w świecie nieustannych naturalnych zagrożeń był w stanie zapewnić zaopatrzenie w dobra, surowce i żywność dla siebie i swoich poddanych. Umiejętność regularnego sprowadzania tych dóbr, zarządzania nimi, przetwarzania ich i przekazywania dalej stanowiła podstawę gospodarki pałacowej2.

Król działał przy tym w centrum sieci w różnym stopniu zależnych od niego poddanych, pozostających z nim w mniej lub bardziej bliskich związkach, którzy na jego zlecenie pozyskiwali drogą morską towary, nabywane za miejscowe produkty i srebro3. Sporną kwestią pozostaje, czy istniała korelacja między typem towarów a intensywnością kontroli władcy, jednak wielce prawdopodobne, że ugarycki król zwracał szczególną uwagę na obrót cennymi metalami i zamorskim zbożem oraz towarami luksusowymi, podczas gdy dystrybucja politycznie mniej znaczących, ale ważnych dla codziennego życia towarów użytkowych (jak ceramika) należała raczej do zakresu kompetencji osób niższej rangi, nienależących do ścisłej elity4. Możliwe, że różni tego typu pełnomocnicy w ramach oficjalnych zleceń działali także na własny rachunek (nawet w handlu zbożem) i że na peryferiach pałacowej sieci otwierały się wykorzystywane przez nich autonomiczne pola działania i zarobkowania5. Handlarzy całkiem niezależnych od rozkazów i nadzoru władcy, którzy prowadziliby swoje interesy wyłącznie na prywatny rachunek, w świecie wschodniośródziemnomorskiej epoki brązu nie było: wszystko odbywało się w ramach różnego stopnia zależności w obrębie podlegającej królowi sieci, która poprzez kanały dyplomatyczne i umowy była powiązana z sieciami innych królów i państw. Wątpliwe zatem, czy określenie „handel”, tak jak je dziś powszechnie rozumiemy, jest adekwatne. Było to raczej szeroko zakrojone i regularne pozyskiwanie towarów oraz wymiana towarowa między wielkimi i średnimi władcami, prowadzona zgodnie z umownymi regułami i dyplomatycznymi formami, przy czym zawsze brano pod uwagę bieżące zasoby i potrzeby danego systemu pałacowego.

Zasady obowiązujące w wypadku dóbr i surowców dotyczyły także ludzi zatrudnianych na dworach jako specjaliści (lekarze, artyści, budowniczowie, rzeźbiarze). Działali oni w obrębie tkanych przez władców sieci. Zasięg sprawowanej przez pałac kontroli nie tylko na morzu, lecz także na lądzie był jednak ograniczony; zwłaszcza w odległych regionach przygranicznych, na wybrzeżach oraz wzdłuż szlaków karawanowych wyspecjalizowane wspólnoty prowadziły swoje interesy na bazie rodzinnej w formie małych kompanii. Jednak zupełnie swobodnie działającej grupy „przedsiębiorców”, podróżujących po morzach i lądach oraz oferujących swoje usługi proponującym najwięcej, nie było, choćby dlatego, że specjaliści byli zależni od pałaców i bez nich nie byli zdolni do funkcjonowania6.

Dla historyka zajmującego się odkryciami geograficznymi kluczowe będzie tu pytanie, jakie impulsy do poszerzania horyzontów i jaka dynamika pogłębiania wiedzy o świecie mogły się wyłonić z takiego systemu i stać warunkiem wstępnym dla jego funkcjonowania, a także, w jakim stopniu taki system stwarzał podstawy do późniejszego rozwoju i gdzie znajdowały się granice jego wydajności oraz na czym polegały słabości. Bezsporne jest, że decydujące siły napędowe globalnego obrotu dobrami rozwinęły się w centrach pałacowych oraz miastach portowych i to te ośrodki stanowiły punkt wyjścia dla dalekich podróży. Tylko władcy pałaców posiadali zasoby i autorytet, by móc zlecić większe ekspedycje w celu pozyskania dóbr; z drugiej strony potrzebowali oni egzotycznych towarów luksusowych (takich jak perły, kość słoniowa, bursztyn, cenne metale) do zwiększenia własnego prestiżu i zachowania władzy. W ten sposób mogli zademonstrować, że tylko oni dysponują wiedzą o trasach i mają dostęp do najodleglejszych krajów oraz ich produktów; z kolei zlecając podporządkowanym pałacowi rzemieślnikom przetworzenie nabytych surowców zgodnie ze swoimi potrzebami, demonstrowali władzę udomawiania tego, co obce, i wykorzystywania do własnych celów magii związanej z egzotycznymi produktami z dalekich krain (na przykład kością słoniową)7.

Jednak nie wszystkie królestwa regularnie wysyłały własne statki po towary do dalekich krajów; wydaje się, że przyjął się swego rodzaju podział obowiązków, typowy także dla późniejszych okresów. Wielkie państwa terytorialne, na przykład Hetytów, a później Asyryjczyków, chętnie korzystały ze specjalistycznej wiedzy małych, zorientowanych na żeglugę miast-królestw. Dzięki temu ugarycki król mógł wystawić państwową flotę liczącą do stu jednostek, zrezygnował natomiast z dużej armii lądowej, ustabilizował bowiem swoją pozycję wśród wielkich sąsiadujących potęg jako niezbędny im dystrybutor towarów i przetwórca surowców, które o wiele potężniejszym państwom były niezbędne do funkcjonowania. Ugarit jako wasal Hetytów cieszył się daleko idącą autonomią, otrzymywał nawet środki na budowę statków, te bowiem zaopatrywały Hetytów w zboże z Egiptu i Syrii, a także w oliwę z oliwek, wino i sól8. Nad Nil z kolei kupcy z Ugarit dostarczali rudy lub wytopione już z nich metale. Cyna docierała na wybrzeże Morza Śródziemnego szlakami karawanowymi z dalekiej Azji (dzisiejszy Afganistan), a miedź – z Anatolii i Cypru (Alaszija), dysponującego należącymi do najbogatszych na świecie złożami. Cyna i miedź potrzebne były do produkcji brązu, najbardziej rozpowszechnionego metalu epoki.

Z tego właśnie powodu w Ugarit kupcy z Aszdod, Cypru, Lewantu, Krety i Myken byli w rejonie portu powszednim zjawiskiem. Na polecenie swoich władców z pomocą tłumaczy kupowali towary z odległych regionów (na przykład cynę) lub produkty przetwarzane w Ugarit9. Wytwórcy z Ugarit mogli wprowadzać w strumień wymiany towarowej swoje własne produkty: farbowane na kolor purpurowy szaty, tak cenione na dworach wielkich królestw, a także wino, dostarczane do egipskiej delty Nilu. Rzemieślnicy wykorzystywali także zasoby pobliskich lasów, by wytwarzać z drewna meble i elementy konstrukcyjne; produkowano także wyroby z miedzi i złota oraz wszystko, co było powiązane z budową statków10.

Solidne statki były niezastąpionymi środkami transportu, a ustalone trasy morskie – arteriami sieci wymiany i pozyskiwania towarów. Z mierzącego około piętnastu metrów długości wraku statku z XIV wieku p.n.e., który został znaleziony mniej więcej w połowie drogi z Ugarit do Kommos przy południowotureckim wybrzeżu (Uluburun), wydobyto obok dziesięciu ton miedzi w pięciuset sztabach określanych mianem „skóry wołu”[IV] (prawdopodobnie z Cypru), tonę czystej cyny i sztaby szkła oraz sto pięćdziesiąt wielkich naczyń zasobowych (pithoi), prawdopodobnie kananejskiego pochodzenia. Trzy z nich zawierały cypryjskie lampki oliwne i misy, siedem kolejnych – owoce granatu i oliwę z oliwek, a także żywicę do konserwowania wina. Ponadto znaleziono sto trzydzieści pięć mniejszych wyrobów ceramicznych z Cypru, dwadzieścia cztery kamienne kotwice, jakich używano w Ugarit, Byblos i na Cyprze, a także szereg towarów luksusowych: figurkę kobiecą, egipską kość słoniową, skorupy jaj strusi i skorupy żółwi, fajansowe miseczki do picia, kły hipopotamów, złoto, srebro, kananejską biżuterię, tysiące szklanych paciorków oraz czterdzieści jeden paciorków wykonanych z bursztynu11.

Zaskakują nie tylko olbrzymie odległości między krajami pochodzenia gotowych wyrobów, stosunkowo nietrwałych substancji organicznych czy surowców – bursztyn musiał zostać przywieziony lądem z wybrzeża Bałtyku aż do Adriatyku lub przez Bałkany nad Morze Śródziemne i następnie poddany obróbce12 – lecz także ich różnorodność i ilości. Gdy połączyć wiedzę na temat ładunku z wraku z Uluburun i innych wraków z informacjami zapisanymi w dokumentach pochodzących z archiwów pałacowych, uzyskujemy obraz sieci handlu wymiennego i pozyskiwania towarów, wykraczającej poza basen Morza Śródziemnego – sięgającej na południu wzdłuż Nilu do kraju Kusz (Nubia), skąd w dobrych latach do Egiptu rocznie docierało (jako trybut) do trzystu kilogramów złota13, na południowym wschodzie poprzez Wadi Hammamat do Morza Czerwonego i dalej do południowej Arabii i Puntu (Somalia / Erytrea), czyli legendarnego kraju kadzidlanego, dokąd faraonowie wysyłali swoje statki już na początku II tysiąclecia p.n.e., a na północnym zachodzie aż po Atlantyk i bezpośrednio do północnoeuropejskich krain w głębi lądu i do wybrzeży obfitujących w bursztyn. Kiedy dodać do tego wymianę dóbr (lapis lazuli, miedź, drewno) między Mezopotamią i cywilizacją doliny Indusu, która urwała się około 1800 roku p.n.e., ale pozostawiła ślad w postaci mglistej wiedzy o tamtej części świata, widać wyraźnie, że w środkowej epoce brązu istniała eurazjatycka sieć dystrybucji, która w basenie Morza Śródziemnego nie obejmowała jednak jeszcze dużych części odległego zachodu i północnoafrykańskich wód na zachód od Egiptu14.

W przypadku towarów z wraku z Uluburun mogło chodzić o ładunek lokalnego króla z północnej Palestyny lub egipskiego faraona; wśród pasażerów statku znajdowali się prawdopodobnie lewantyńscy kupcy oraz – gdy uwzględnić poszlakę w formie należących do dwóch osób mieczy i pieczęci – dwóch wysokich rangą Mykeńczyków, którzy być może na polecenie swojego władcy nadzorowali transport towaru. Ładunek i miejsce zatonięcia statku pozwalają przypuszczać, że kapitan miał kontakty sięgające północno-zachodnich Bałkanów; żeglował najpierw do Egei, a następnie do Kommos, skąd ugaryckie statki wracały ze zbożem, oliwą i ceramiką15.

Statki takie jak ten z Uluburun były arkami, na których pokładach pływali ludzie nieznający etnicznych granic, wielojęzyczni, odważni i zdecydowani, by wykorzystać każdą szansę pozyskania towarów i surowców16. Należeli oni do pierwszych pochodzących ze Starego Świata odkrywców. Nawet jeśli działali na polecenie lub za pozwoleniem swoich władców i konkurowali między sobą o królewskie łaski, kierowali się pierwotnym marzeniem ludzkości – o bogactwie, sławie i udziale w beneficjach władzy17. Sinaranu, jeden z osobistych handlarzy (tamkar) ugaryckiego króla, podczas swoich podróży na Kretę handlował z tak wielkim powodzeniem, że – zwolniony z danin w naturze i podatków – zdobył wielkie bogactwa i w ramach oficjalnych zleceń, korzystając z własnego statku, mógł kupować towary takie jak piwo, oliwa i zboże. Królowi musiał przekazywać jedynie prezenty18.

Prawdopodobnie to ta – w poszczególnych przypadkach trudna do ustalenia – swoboda działania, jaką każdy władca dawał i musiał pozostawić swoim wysłannikom, zwłaszcza operującym na morzu, była czynnikiem, który istotnie przyczynił się do powiększenia sieci połączeń drogą morską i rozszerzenia geograficznego horyzontu. Niektórzy Ugarytyjczycy, gdy już w Kommos uzupełnili zapasy wody, naprawili statki i sprzedali towary władcom pałaców w Fajstos i Knossos, nie wracali od razu do Egiptu czy Lewantu, lecz kierowali się w stronę dalekiego zachodu. Jeden z mieczy pochodzący z wraku z Uluburun pochodzi z południowej Italii.

Z południowej Italii być może przeprawiano się na Sycylię i Sardynię. Wyspa posiadała na południowym zachodzie jedne z najbardziej pożądanych skarbów ówczesnego świata: bogate rudy żelaza, miedzi, cyny i srebra. Ugarytyjczycy i inni żeglarze wybrzeża lewantyńskiego nawiązali kontakty handlowe, sięgające od wschodniego wybrzeża do niemal drugiego krańca basenu Morza Śródziemnego19.

Kreta i kontakty Minojczyków

W samym środku basenu Morza Śródziemnego znajdowała się Kreta. Tak jak Lewant nie posiadała ani złóż miedzi, ani cyny. Dlatego Minojczycy już w okresie starszych pałaców próbowali włączyć się we wschodniośródziemnomorską sieć handlową Ugarytyjczyków i Cypryjczyków oraz rozszerzyli swoje kontakty przez Cyklady aż do zachodniej Anatolii (Milet). Lista ładunków statków z cyną z syryjskiego centrum handlu Mari wspomina o kreteńskich tłumaczach, a Kretę określa jako punkt docelowy. W jednym z tekstów z Mari pojawia się kreteński handlarz skupujący cynę dla Ugarit (widocznie Ugarit było portem dystrybucyjnym na końcu wschodniego szlaku cynowego)20. Jeszcze ściślejsze były kontakty z krajem faraonów, przyciągającym kreteńskich artystów, architektów, producentów tkanin oraz uzdrowicieli, leczących kreteńskimi roślinami leczniczymi. Ładunek płynący w przeciwnym kierunku zawierał obok kości słoniowej i zboża przede wszystkim sylfion (łac. silphium) z terenów późniejszej Cyrenajki21. Wiatry sprzyjały korzystaniu z bezpośredniego szlaku morskiego z Krety do doliny Nilu lub dalej na zachód ku Cyrenajce i stamtąd do Egiptu. Statek z epoki brązu pokonywał w ciągu doby do stu pięćdziesięciu kilometrów, bezpośrednia podróż z Krety do Egiptu trwała wiele dni i wymagała nawigacji według gwiazd. Jednego i drugiego Minojczycy nauczyli się prawdopodobnie od Egipcjan, których statki były bardzo podobne do jednostek Kreteńczyków22.

Nie dziwi zatem, że Minojczycy byli aktywni także w regionie położonym na północ od swojej wyspy. Egea już od początku III tysiąclecia p.n.e., ze względu na umiejętności żeglarskie swoich mieszkańców i kilka miejsc występowania złóż metali, była włączona we wschodniośródziemnomorską wymianę towarową23. Tutaj Minojczycy natrafili na mykeńską kulturę pałacową, której elity ceniły minojskich artystów i ich umiejętności w obróbce metali. Prawdopodobnie także zaopatrywali Mykeńczyków w towary egipskie (kość słoniową, nubijskie złoto). Z kolei Minojczyków przyciągała możliwość pozyskania srebra z wysp egejskich oraz miedzi (i srebra?) z kopalni Laurion koło Aten24. Natomiast władcy Myken, Tyrynsu i Pylos potrzebowali złota i bursztynu (być może nawet indyjskiego pieprzu), a poza tym surowego metalu, by zabezpieczyć swój status i lojalność arystokracji, a także by utrzymać armię; część cyny wraz z dwustoma sztabami miedzi z wraku z Uluburun mogła być przeznaczona do wyprodukowania mieczy z brązu na dworach w Pylos albo w Mykenach. W zamian władcy oferowali ceramikę, oliwę z oliwek i tekstylia25.

Pod koniec XV wieku p.n.e. skończyła się pokojowa wymiana między Kretą i Grecją. Mykeńczycy zdobyli Knossos i przejęli kontakty handlowe tego ośrodka. Większość mykeńsko-minojskich produktów nadal była wprowadzana do pałacowego systemu wymiany i zaopatrzenia Lewantu, część jednak docierała na zachód. Zachodni obszar panowania mykeńskiej kultury pałacowej był naturalnym punktem wyjściowym dla przepraw do południowej Italii i w rejon Adriatyku. Przedłużał on korytarz handlu morskiego prowadzącego wzdłuż południowego wybrzeża Azji Mniejszej i przez Morze Egejskie, przy czym niekiedy wybierano bezpośredni szlak przez otwarte morze, wiodący z Cypru przez Kretę i Sycylię (ewentualnie Maltę) do Sardynii26.

Decydującą przyczyną orientacji na zachód było poszukiwanie cyny i miedzi27. Mykeńska ceramika oraz zwykłe szkło i fajansowe paciorki znajdowane w Italii i na Sardynii wskazują na kontakty kupców ze wschodu z centrum obróbki surowego bursztynu we Frattesina di Fratta Polesine (Rovigo w Wenecji Euganejskiej)[V]. Poza tym do basenu Morza Śródziemnego docierała przez Italię cyna z centralnej i zachodniej Europy. Być może Mykeńczycy próbowali także zgłębić tajemnicę szlaku śródlądowego z Niziny Padańskiej do obfitujących w bursztyn wybrzeży Bałtyku i znaleźć połączenie z atlantycką siecią handlu bursztynem; przedmioty z bursztynu i znaleziska paciorków wskazują na powiązania sięgające aż do Brytanii28.

Italscy wojownicy w Mykenach

Początkowo nie chodziło o regularne pozyskiwanie ewentualnie wymianę dóbr, lecz o sondujące próby rozpoznania, które dopiero w XIII stuleciu p.n.e. doprowadziły do wykształcenia się „metalurgicznego koine”, sięgającego od Sardynii po Cypr29. Nawiązane przez mykeńskich kapitanów kontakty z tubylczymi grupami etnicznymi praktycznie nie wychodziły poza teren przybrzeżnej wyspy lub osiedla na wybrzeżu oraz przystani. Egejsko-mykeńscy rzemieślnicy lub handlarze spędzali tam zapewne pewien czas; jest jednak raczej nieprawdopodobne, żeby sami udawali się w głąb lądu ze swoimi towarami.

Wędrówka mykeńskich lub egejskich towarów aż do Brytanii następowała za pośrednictwem lokalnych sieci handlarzy pośredników na zasadzie biegu sztafetowego, z jednego miejsca do sąsiadującego z nim kolejnego punktu, bardzo rzadko za pośrednictwem pojedynczego kupca. Wśród przywiezionych statkami do Italii towarów mykeńskiego i cypryjskiego pochodzenia (sztaby miedzi) znajdujemy bardzo mało tak typowych dla Wschodu towarów luksusowych. Odpowiada to strukturze ludnościowej osiedli z ich brakiem struktur produkcyjnych i organizacyjnych dobrze zakorzenionego na Wschodzie pałacowego systemu wymiany30.

Zamiast sieci międzypałacowych powstawały morskie kanały transferu między basenem Morza Egejskiego i Italią oraz Sardynią. Także ludziom żyjącym na zachodzie otwierały one drzwi do bogatego świata wschodniośródziemnomorskich pałaców. Wszystkie wskazówki archeologiczne przemawiają za tym, że od XIV wieku p.n.e. wojownicy z Italii, zwani w źródłach Szardanami (należącymi do ludu Szardana / Szerden), wykorzystywali szlaki (tyle że oni przemierzali je w kierunku wschodnim), które ich mykeńscy „partnerzy handlowi” ustanowili w poszukiwaniu cyny i bursztynu. Szardanowie nosili wyprodukowane w Italii wysokiej jakości długie miecze, które używane jako broń kłująca i sieczna o wiele skuteczniej przebijały skórzany napierśnik przeciwnika i mocniej uszkadzały jego brązowy hełm niż wschodnie miecze kłujące, umożliwiając nową formę efektywnej walki wręcz. Jako pierwsze na to wyzwanie zareagowały prawdopodobnie mykeńskie elity, które zwerbowały grupy zachodnich wojowników do swoich armii i wyposażyły swoich żołnierzy w tę „nowoczesną” broń31.

Nowe miecze ujawniły swoją wielką skuteczność w połączeniu z drugą innowacją – podczas gdy przeznaczone do dalekich podróży statki handlowe polegały na sile wiatru, Mykeńczycy wykorzystywali jednostki napędzane wiosłami, zaprojektowane tak, by uzyskać jak największą prędkość, i niezależne od kierunku wiatru. Każdy rząd wioseł wymagał dwudziestu pięciu ludzi. Mniej więcej między 1300 a 1200 rokiem p.n.e., a więc w tym samym okresie, w którym zaczęto używać italskich mieczy, wyposażono te pięćdziesięciowiosłowce (pentekontery) w maszt z żaglem rejowym, wyposażonym w typ olinowania zwany gejtawami32. Okręty te były przeznaczone do napaści na inne statki oraz nabrzeżne miasta; mogły zabierać na pokład wojowników, którzy, uzbrojeni w nowe miecze, najlepiej nadawali się do brania udziału w tego rodzaju operacjach, jak pokazują to ilustrujące takie walki przedstawienia na wazach33.

Z nowym typem statku i italsko-środkowoeuropejską techniką walki wręcz Mykeńczycy posiedli zupełnie nowe środki, by z zaskoczenia atakować wschodniośródziemnomorskie wybrzeża i wyspy. Hetycki król skarżył się, że pewien mieszkaniec Ahhijawy (Mykeńczyk) założył bazę w Anatolii i przedsięwziął wyprawę łupieżczą na Cypr. Wyprawy grabieżcze Mykeńczyków obrały za cel także warowną Troję, która przetwarzała srebro i kontrolowała żeglugę na Morzu Marmara; stamtąd agresorzy wtargnęli być może do basenu Morza Czarnego. W 1208 roku p.n.e. wraz z Szardanami i innymi grupami wojowników drogą morską zaatakowali państwo faraonów pod rządami Merenptaha (1213–1203 p.n.e.)34.

Ten rozwój sytuacji jest w sumie mało zaskakujący. Opierająca się na umowach i dyplomacji wymiana dóbr między pałacami nie była przecież „międzynarodowym ładem pokojowym”, mającym zapobiegać wojnom lub wyprawom łupieżczym. Każdy porządek stwarza ludzi i grupy ludzi, którzy mają w nim udział, jednak równocześnie go naruszają, szukając alternatywnych dróg osiągnięcia sukcesu. Przemoc na morzu i z morza należała do typowych zjawisk na Morzu Śródziemnym, od kiedy pojawiły się statki, jednak Mykeńczykom podejmującym łupieżczą wyprawę do wschodniośródziemnomorskiego świata przyświecał także inny cel w postaci prestiżu militarnych, bohaterskich czynów, jaki tego typu wyprawy miały w obrębie kultury mykeńskiej35. Była ona ryzykowną, ale w przypadku odniesienia sukcesu bardzo lukratywną alternatywą dla pokojowych form handlu i pozyskiwania dóbr – zrabowane towary luksusowe wzbogacały królewski skarbiec, a pojmani jeńcy pracowali jako niewolnicy przy budowie pałaców oraz przy produkcji tkanin, ceramiki i oliwy.

Mykeńczycy swoimi wyprawami wskazali region zapewniający ogromne możliwości wzbogacenia się, co niczym magnes przyciągało inne grupy wojowników i stale zwiększało liczbę walczących ramię w ramię wojowników. W pierwszym rzędzie należeli do nich ci, którym ich nowa technika walki wskazała drogę. Na początku byli to zapewne tylko pojedynczy zbrojni lub małe grupy wojowników z ludu Szardana, którzy walczyli w mykeńskich szeregach i uczyli mykeńskich panów posługiwania się nową bronią36. To pierwsi specjaliści, którzy inaczej niż lekarze i mistrzowie budowlani nie działali w  o b r ę b i e systemu wymiany wschodniośródziemnomorskiej sieci pałaców, lecz wtargnęli do systemu pałaców o d z e w n ą t r z  lub się z nim związali. Gdy zestawić ten fakt z historycznymi modelami migracji i powiązać z archeologicznymi i pisanymi świadectwami późnej epoki brązu, nasuwa się wniosek, że za tymi pierwszymi pionierami poszły coraz większe z każdym pokoleniem fale zorganizowanych jednostek (wraz z rodzinami tworzących te jednostki wojowników), które rozprzestrzeniły się nie tylko w Mykenach, lecz także w całym wschodnim basenie Morza Śródziemnego i pociągnęły za sobą inne obce ludy37. Wszystkie one szukały swojego szczęścia na bogatszym Wschodzie i w jego okazałych pałacach; działały częściowo na własną rękę jako piraci, jednak także jako wyszkolona do walki wręcz piechota uzupełniały armie oddziałów rydwanów lewantyńskich królów i lokalnych władców, którzy własną, krajową piechotę powoływali pod broń zapewne tylko w sporadycznych przypadkach38. Listy z Amarny wspominają wojowników z plemienia Szardana, walczących u boku egipskich oddziałów rydwanów. Później podczas bitwy pod Kadesz (nad Orontesem – 1275 rok p.n.e.) walczyli oni w szeregach faraona Ramzesa II przeciwko Hetytom, którzy z kolei posiłkowali się obcymi ludami z Azji Mniejszej – Lukka i Szekelesz. Szardanowie pojawiają się też w składzie mieszanego oddziału egipskiej armii operującej przy granicy północnej; być może ich doświadczenie w walce wręcz było jednym z decydujących czynników odparcia pod koniec XIII wieku p.n.e. przez faraona Merenptaha ataku na Egipt, przypuszczonego przez Mykeńczyków i inne obce ludy (wśród nich byli także Szardanowie)39. W Mykenach grupy Szardanów najwyraźniej przejęły zadanie ochrony regionów górskich, gdzie nie można było używać rydwanów. Malowidło z Pylos (XIII wiek p.n.e.) pokazuje przypuszczalnie oddział (wyposażony w nieco skrócone we wcześniejszym okresie miecze italskiego pochodzenia i włócznie) podczas odpierania intruzów. Także ugarycki król uzupełnił miejscową elitę wojowników (marijannu) wojownikami Szardana40. Znalezisko pochodzącego z Italii miecza i włóczni z wraku z Uluburun pozwala przypuszczać, że wojownicy Szardana służyli jako straż na statkach handlowych przewożących cenne ładunki41.

Nie jest do końca jasne, jak i na jakiej podstawie obcy wojownicy byli włączani do armii pałacowych. Często używane określenie „żołnierze najemni” zakłada istnienie grup wolnych wojowników, którzy zaciągali się na służbę władców na zasadzie umowy i za odpowiednie wynagrodzenie (żołd)42. Nie ma jednak świadectw potwierdzających takie zjawisko, są natomiast źródła potwierdzające fakt, że po nieudanych atakach i klęskach najeźdźców pojmani jeńcy byli wcielani do zwycięskich armii, a potem wynagradzani za swoje dokonania militarne ziemią i obietnicą łupów43. Nie wiadomo jednak, czy grupy tych wojowników udawało się z powodzeniem włączać w system sprawowanej przez władców kontroli nad gospodarką pałacową. Nie wiemy także, jaki był stosunek osiedlonych wojowników obcego pochodzenia do ich działających niezależnie współplemieńców. W dalszym ciągu pojawiały się napierające z zachodu wspólnoty wojowników, działające między sieciami gospodarek pałacowych i wybierające cele ataku zależnie od nadarzających się okazji. Już choćby dlatego stanowiły one obok „zintegrowanych” wojowników trudny do opanowania i niepewny element, który przyczynił się do tego, że pod koniec XIII wieku p.n.e. wiele dawnych ośrodków władzy skupionych w pałacach ogarnął zabójczy kryzys.

Upadek pałaców

Oszczegółach upadku pałaców wiadomo bardzo mało. Można go rekonstruować tylko na podstawie analizy skutków tego procesu, kierując się kryteriami historycznej racjonalności i uwzględniając wszystkie dostępne wskazówki. Pewne jest, że od około 1200 roku p.n.e. wiele mykeńskich pałaców-cytadel zostało zniszczonych lub porzuconych. Taki sam los spotkał Ugarit i inne wasalne królestwa Hetytów, takie jak Amurru z jego najważniejszym miastem Sumur (dziś Tell Kazel). Państwo Hetytów upadło około 1200 roku p.n.e., tuż przed zniszczeniem jego stolicy Hattusy i opuszczeniem jej przez ostatnich mieszkańców.

Dzisiaj najczęściej wymienia się wiele regionalnie zróżnicowanych powodów upadku poszczególnych pałaców; państwo Hetytów z pewnością padło ofiarą innych czynników kryzysowych niż miasta syryjskiego wybrzeża. Spektrum tych czynników sięga od zmian ekologicznych (wahania klimatu, okresy suszy, wyjałowienie terenów uprawnych) i katastrof naturalnych (trzęsienia ziemi), przez rozpad pałacowego systemu wymiany, po rebelie i ogólne załamanie pałaców, których przeciążony system w czasie kryzysu nie ostał się wobec ataku z zewnątrz. Można znaleźć wiele wskazówek i przekonujących argumentów dotyczących poszczególnych przyczyn upadku pałaców, badacze jednak skłaniają się ku temu, by nieco pomniejszyć znaczenie czynnika militarnego44. Upadek całego szeregu państw terytorialnych i księstw w dającym się określić przedziale czasu zupełnie bez ataku z zewnątrz byłby jednak czymś wyjątkowym. Istnieją poza tym wyraźne przesłanki militarnych zagrożeń i konfliktów – władcy Myken i Tyrynsu przed upadkiem tych ośrodków zintensyfikowali wysiłki mające zwiększyć ich potencjał obronny i rozbudowali kompleksy cytadel oraz przenieśli miejsca produkcji i obróbki metali za mury twierdz45. W Atenach i wielu innych miastach zbudowano nowe umocnienia, a władcy Pylos wzmocnili ochronę wybrzeża. Nie wszystkie pałace były ufortyfikowane; nie oznacza to jednak, że nie było zagrożeń, lecz tylko, że zagrożeni te miały różny charakter. W Azji Mniejszej i Ugarit próbowano zmobilizować wszystkie siły przeciwko „napastnikom z morza”. Nauka określa agresorów zbiorczym mianem Ludów Morza, ponieważ egipskie teksty określają tych ludzi jako przybywających „z morza”, „z oceanu” lub „wysp pośrodku morza”. Często przyjmowano, że pochodzili oni z basenu Morza Egejskiego, zachodniej Anatolii i Cylicji; świadectwa archeologiczne (broń i ceramika) przemawiają jednak raczej za pochodzeniem większych grup z Italii; wśród napastników znajdowali się także Szardanowie46.

Piractwo i wojowniczość Szardanów były już wówczas zjawiskami dobrze znanymi we wschodniej części basenu Morza Śródziemnego. Być może przedsięwzięte przez Pylos działania obronne były rutyną, podczas gdy lokalni królowie dalej na wschodzie dopiero na krótko przed atakami zostali namówieni przez zaprzyjaźnionych władców do otoczenia swoich miast murami od strony morza47. Liczba przybywających z zachodu grup wojowników i piratów zwiększyła się gwałtownie, jednak przynajmniej w przypadku Myken na krótko przed atakami musiało dojść do pogłębienia zarysowującego się od dłuższego czasu kryzysu lub takiego skumulowania niekorzystnych okoliczności, że dopiero teraz napastnicy zdołali odnieść sukces.

Jedną ze słabości systemu był problem ze stałym zaopatrzeniem w surowce roślinne i metale oraz fakt, że bezpieczeństwo importu opierało się w pierwszej linii nie na równowartościowych wzajemnych świadczeniach, lecz na militarnej i politycznomocarstwowej dominacji odbiorcy towarów. Kiedy jego pozycja zaczęła się chwiać z powodu niepowodzeń militarnych lub błędnych decyzji w obliczu kryzysów (powstałych z przyczyn naturalnych lub organizacyjnych), także import dóbr do pałaców przestał być pewny. Na mykeńskich władcach mogła się na przykład o wiele bardziej negatywnie niż na sojuszniczych Ludach Morza odbić klęska ich oddziałów w starciu z wojskiem faraona Merenptaha w delcie Nilu: Ludy Morza nie miały własnego ośrodka władzy, osiedlały się w nieprzyjacielskim kraju lub szukały nowego celu ataku.

Do tego dochodzi kolejny problem strukturalny – dla pałaców regularny import, składowanie i dystrybuowanie dóbr oraz surowców w obrębie własnego obszaru władzy odgrywało większą rolę niż rozważania, co można zaoferować za te importowane towary48. Ten „system redystrybucyjny” musiał być w Mykenach szczególnie widoczny, pałace znajdowały się bowiem w otoczeniu ubogim w surowce. Mykeńskie tabliczki nigdzie nie wspominają o handlu lub o towarach przeznaczonych na handel, pojawiają się w nich tylko mgliste wzmianki o oliwie. Zarządcy pałaców ewidentnie przywiązywali wielką wagę do magazynowania zboża, wina i oliwy, sprawowali też kontrolę nad produkcją ceramiki i tekstyliów; ich dystrybucję oraz produkcję przedmiotów metalowych pozostawiano jednak lokalnym grupom handlarzy oraz poszczególnym kupcom i kontrolowano tylko poprzez pobór danin49. Pałac w Pylos prowadził księgowość dotyczącą budowy statków, ich budowniczych i załóg, jednak zamiast przeprowadzać te prace na własną rękę, przekazywał je gminom wybrzeża. Te oddawały do dyspozycji pałacu budowniczych statków, kapitanów i wioślarzy, co oznacza, że to te lokalne społeczności dysponowały „wiedzą tajemną” dotyczącą żeglugi, jej warunków i zasobów50.

Specjalistyczna wiedza związana z  ż e g l a r s t w e m pozwalała gminom wybrzeża na względną autonomię; podobnie osiedleni w regionach granicznych wojownicy obcego pochodzenia dysponowali wyspecjalizowaną wiedzą związaną z  u z b r o j e n i e m; eksperci w dziedzinie budowy statków, prawdopodobnie tak jak zwerbowani wojownicy, otrzymywali w ramach wynagrodzenia ziemię51. Znaleziska archeologiczne wskazują, że także w niektórych miastach wybrzeża północnej Syrii (Tell Kazel) w ostatnich dekadach XIII wieku p.n.e. grupy italskich wojowników dostosowały się do struktury społecznej pałaców, ale dzięki własnej produkcji ceramiki i wytwarzaniu tkanin o typowej dla swojej kultury ornamentyce zachowywały swoją tożsamość52. Pałac był niejako zależny od ich umiejętności i musiał mieć nadzieję, że będą respektować zasady gry systemu pałacowego. Teraz jednak pionierzy migracji, bazując na dotychczasowym doświadczeniu, przy całej swojej lojalności wobec nowych panów, coraz bardziej skłonni byli oferować podążającym ich śladem rodakom informacje i kontakty53. Otwierali przed nimi różne furtki, dzięki czemu intruzi, korzystając z ograniczonego zasięgu centralnej kontroli, mogli podkopać mury pałaców. Jeśli przełożyć to na sytuację panującą pod koniec XIII wieku p.n.e., oznaczało to, że piraci tacy jak wymienione w późniejszych tekstach ludy Lukka lub Szikalaju, „którzy żyli na statkach”54, nie mogli co prawda zdobyć twierdz takich jak Mykeny lub Ugarit, a już na pewno nie hetyckiej stolicy Hattusa na anatolijskiej wyżynie, kierowali się jednak doświadczeniami swoich poprzedników i byli w stanie zakłócić niezwykle ważną dla funkcjonowania gospodarki pałacowej wymianę dóbr, a w szczególności w położonych w głębi lądu państwach ugodzić w zaopatrzenie w zboże i surowce (w szczególności cynę), stanowiące piętę Achillesa tych państw55. Królowie hetyccy, tak jak Mykeńczycy, dysponowali tylko ograniczonymi zasobami rolniczymi i dlatego poważny problem stanowiły dla nich podejmowane przez Mykeńczyków lub inne obce ludy ataki na wybrzeża Azji Mniejszej. Dopóki w głębi państwa utrzymywano wystarczający poziom stabilności i bogactwa, by odpierać ataki z pomocą wasali i zintegrowanych z lokalną społecznością wojowników, ta słabość pozostawała niewidoczna. Jednak w dekadach przed „atakiem Ludów Morza” okres suszy najwyraźniej podważył rolnicze fundamenty państwa, a klęski w walkach na lądzie (przeciwko Asyryjczykom pod Diyarbakir[VI] w południowo-wschodniej Turcji) i zaostrzający się kryzys wokół kwestii następstwa tronu tak bardzo osłabiły stabilność królestwa, że w zasadzie nie było ono już w stanie ponieść większych wydatków na walki obronne na wybrzeżu. Źródła z czasów bezpośrednio poprzedzających ataki Ludów Morza mówią o tym, że obok Cypru także państwo Hetytów starało się importować drogą morską zboże z Egiptu i za pośrednictwem Ugarit; w kraju panowała klęska głodu. Kiedy do tego statki sojuszniczego Cypru zwróciły się przeciwko Hetytom i przeszły na stronę Ludów Morza, podstawy istnienia państwa zostały ekstremalnie zagrożone56.

Podobnych scenariuszy można domyślać się w przypadku sporej części świata mykeńskiego. Wiele pałaców było zależnych od stałego dopływu surowców i produktów rolnych (z Egiptu?) i w tym celu obciążało poddaną ludność daninami w naturze. System, który w tak dużym stopniu opiera się na imporcie surowców z innych krajów oraz kontroli i redystrybucji zasobów rolnych, załamuje się, gdy tylko w którymś miejscu pojawią się luki, które nie zostaną dostatecznie szybko zlikwidowane. Takie luki mogły być spowodowane przez słabe zbiory, trzęsienie ziemi lub złe zarządzanie prowadzone przez pałac. Prawdopodobnie nie tylko mykeńskie pałace pod koniec XIII wieku p.n.e. próbowały narzucić miejscowej ludności kraju wyższe podatki i zwiększyć swoją kontrolę nad działającymi wprawdzie na ich zlecenie, ale coraz bardziej samodzielnie kupcami morskimi, jednak bez skutku57. Militarne niepowodzenia w Egipcie osłabiły autorytet mykeńskich władców nie tylko w oczach ludności, która jęczała pod ciężarem danin, lecz także w odczuciu tych, na których wojskowe usługi władcy byli skazani – zintegrowanych z lokalną ludnością zachodnich wojowników oraz mieszkańców gmin wybrzeża. Według jednej z młodszych hipotez wyspecjalizowane w walkach z użyciem okrętów wojennych społeczności wybrzeża wykorzystały słabość swoich zleceniodawców i z niezastąpionych pomocników zmieniły się w niebezpiecznych przeciwników, współpracujących z niezadowoloną ludnością wiejską oraz zewnętrznymi agresorami58. Podobnej nielojalności można się było też spodziewać ze strony walczących pod sztandarami mykeńskimi wojowników Szardana. Być może osłabiona przez materialne niedobory organizacja pałacowa nie była w stanie zaopatrywać wojowników obcego pochodzenia i ludności, popychając ich w ten sposób ku sojuszowi z wrogami. Obrabowany ze swoich ostatnich zasobów mykeński system obronny nie zdołał sprostać napastnikom. Pałace zostały zdobyte, splądrowane i spalone.

Być może niektórzy władcy poddali się już wcześniej i zaplanowali exodus przez morze i osiedlenie się na odległych wybrzeżach59. Miejscowa ludność często uciekała dopiero podczas ataku. Niektórzy zbierali się pod komendą lokalnych przywódców (basileus[VII]), którzy wypełniali próżnię władzy powstałą w wyniku upadku pałaców i ugruntowywali swoją pozycję nowych władców. Inni przyłączali się do wojowników i piratów, którzy zadawali pałacom ostatnie ciosy60. Za obładowanymi łupami zwycięzcami podążali rzemieślnicy i członkowie gmin, pełni nadziei, że przedsięwzięcia Ludów Morza przyniosą im lepsze zyski61. Ich droga prowadziła ku wybrzeżom Azji Mniejszej i na Cypr, a więc tam, gdzie sami Mykeńczycy od pokoleń kierowali swoje wyprawy łupieżcze. Podczas tych wypraw udało im się między innymi zdobyć Troję, jednak ich największym sukcesem było zajęcie Ugarit około 1160 roku p.n.e. Także tutaj czynniki wewnętrzne mogły ułatwić upadek miasta – król Ammurapi zaniedbał dobre relacje z handlarzami i rzemieślnikami, a przywilejami obdarzył elitę wojowników walczących na rydwanach. Poza tym Ugarit miało związane ręce ze względu na zobowiązania wobec Hetytów. W czasie ataku ugarycka flota uczestniczyła w akcjach na zachodzie, a gwardia pałacowa została skierowana na główne terytorium hetyckie. Kiedy do brzegu przybili na swoich pięćdziesięciowiosłowcach Szikalaju, zabrakło sił zdolnych do obrony. Ludność uciekła, osiedla zostały splądrowane i podpalone62; w Ugarit doszło do walk ulicznych, jednak mieszkańcy miasta nie chcieli ginąć za nielubianego króla. Woleli zbiec. W pałacu podłożono ogień63.

Podobny przebieg musiało mieć także zajęcie pobliskiego Ras Ibn Hani oraz Tell Kazel, które Ludy Morza wykorzystały jako obóz zborny i bazę operacyjną. Jak można stwierdzić na podstawie znalezisk ceramiki, w większości osiedli zamieszkali cudzoziemcy z Italii i basenu Morza Egejskiego, co jest kolejnym dowodem na to, że napastnicy poruszali się szlakami swoich poprzedników i wykorzystywali ich doświadczenia64