Londyn. Miasto queer - Peter Ackroyd - ebook

Londyn. Miasto queer ebook

Peter Ackroyd

3,5

Opis

FASCYNUJĄCA HISTORIA PŁCI I SEKSU W JEDNEJ Z NAJSTARSZYCH METROPOLII EUROPY

Peter Ackroyd odsłania tajemną historię Londynu w całym jej zróżnicowaniu, ze wszystkimi pokusami, ale także niebezpieczeństwami i okrucieństwami. Autor spogląda na

Londyn z zupełnie nowej perspektywy: dziejów i doświadczeń populacji queer.

Ackroyd prowadzi nas w odmęty nieznanych epizodów z dziejów Londynu, od osławionych średniowiecznych Normanów po szaleństwo egzekucji za sodomię w początkach XIX wieku.

Wiedzie nas przez lupanary, puby, teatry i królewskie sypialnie, opowiada o Gay Liberation Front, muzyce disco i grozie

AIDS, aż po czasy współczesnych parad równości.

„Po swej szamańskiej arii na cześć Londynu (Londyn: biografa) Peter Ackroyd przedstawił wartką, wciągającą, sporządzoną w »kieszonkowym« stylu historię seksu w jego

ukochanej metropolii”.

Alasdair Lees, „Independent

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 286

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (17 ocen)
4
5
4
4
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
natwoj4

Z braku laku…

nie polecam, bardzo chaotycznie napisana. A wstawianie w ksiazce o queer londynie historii pedofilskich i o przemocy seksualnej totalnie mnie zniesmaczylo
20

Popularność




Peter Ackroyd Londyn. Miasto queer Tytuł oryginału Queer City ISBN Copyright © Peter Ackroyd 2017All rights reserved Copyright © for the Polish translation by Zysk i S-ka Wydawnictwo s.j., Poznań 2018 Redakcja Magdalena Wójcik Skład i łamanie Studio Graficzne Pixelnoiz Projekt graficzny okładki Tobiasz Zysk Wszystkie materiały ilustracyjne wewnątrz książki pochodzą z archiwów BE&W Agencja Fotograficzna. Wydanie 1 Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67 faks 61 852 63 26 dział handlowy, tel./faks 61 855 06 [email protected] Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w Zysk i S-ka Wydawnictwo.

Słowo od tłumacza

Zrazu chciałem tytułowe słowo queer, które bardzo często występuje też w tekście książki, oddać, wykorzystując jeden z polskich odpowiedników. I tu natychmiast pojawił się kłopot: żaden z owych mnogich ekwiwalentów nie skrzy się takim bogactwem kontekstów, w których mógłby sensownie wystąpić. Kłopot to niebagatelny, ale nie rozstrzygający; mógłbym zaryzykować i wystawiając czytelnika na konfuzje, w jakimś stopniu starać się „wymusić” przynajmniej część owej wieloznaczności na wybranym terminie (mającym korzeń w odmienności, inności, dziwności, różnicy [„różnia” polskich tłumaczy Derridy]. Rzecz jasna utraciłbym potoczność albo wybrańca — zwłaszcza przy ostatnim wyborze — albo jego funkcji, ale ryzyko ma swoją cenę, inaczej jest tylko mizdrzeniem się.

Im dłużej jednak obcowałem z książką Ackroyda, tym wyraźniej widziałem, że przedstawia ona nie tylko pewien niebagatelny aspekt życia tyleż Londynu, co Anglii, a od pewnego momentu Wielkiej Brytanii, ale także historię funkcjonowania samego słowa queer, traktowanego czasami żartobliwie i filuternie, czasami z dezaprobatą czy nawet wstrętem, czasami z oburzeniem czy wrogością, by dość nieoczekiwanie w ostatniej ćwierci XX wieku zacząć ewoluować w kierunku znaczeń neutralno-opisowych. Rzecz jasna za tymi przemianami stoją — aczkolwiek różne mając sprawstwo — przemiany społeczno-polityczne, szczególnie głębokie we wspomnianym ćwierćwieczu.

Nie wykluczam tego, że przemiany te zaznaczą się w Polsce w sposób mniej marginalny i represjonowany niż rzecz ma się obecnie, ale właśnie dlatego mam poczucie, że warto zaufać słowotwórczemu sprawstwu owych przemian i liczyć na to, że to one wycisną kształt tego odpowiednika.

Jeśli zważyć na smutną pod pewnymi względami uległość polszczyzny wobec dyktatu anglosaskiego, niepodobna wykluczać, że po prostu zostanie przyswojone queer, za czym mógłby przemawiać fakt, że w 2012 roku pierwszy w Polsce portal dla osób LGBT innastrona.pl zmienił nazwę na queer.pl.

Zdecydowałem się zatem na tytuł Miasto queer, a także występowanie w tekście prawie nieodmiennego queer, prawie: gdyż postanowiłem zachować angielski sufiks -s dla tworzenia liczby mnogiej. Z rzadka nie cofałem się też przed zachowaniem angielskiego queerness.

Przy czym owa nieodmienność była efektem pewnej kapitulacji, korciło mnie bowiem, by używać w liczbie mnogiej nieprzesądzające płci queery, nawet queer-owość. Tyle że sam mając niejaką skłonność do radykalnych rozwiązań translacyjnych, a na dodatek wspierany przez osoby nie mniej radykalne, czas jakiś myślałem o fonetyzacji: „kłir”, „kłiry”, „kłirowość”. Oburzenie osób, których słuch i smak językowy szanuję, sprawiło, że się wycofałem. W takim razie nie ma co epatować radykalizmem połowicznym, aczkolwiek nie ukrywam, że nader byłbym rad, gdyby się jednak „kłir” przyjął.

Tłumacz pragnie podziękować Sebastianowi Matuszewskiemu za konsultacje lingwistyczne związane z terminologią środowiska queer.

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Rozdział 1

I cóż jest w nazwie?1

Safona, statuetka z brązu autorstwa M. Aizelina.

Miłość, która nigdy nie śmie wyznać swego imienia, ani na chwilę nie milknie. Nawet jeśli kiedyś została nazwana peccatum illud horribile, inter christianos non nominandum — ów straszliwy występek, niemający nawet nazwy pośród chrześcijan — była zawsze, nieustannie omawiana.

Queer stanowiło kiedyś termin wyrażający wstręt, dziś jednak wymawiany jest z szacunkiem, śmiało może wystąpić w języku akademickim; Queer studies przynależą do uniwersyteckich programów zajęć.

Gay pochodzi nie wiadomo skąd. Słowo to stanowiło pochodną od gai, co w języku staroprowansalskim znaczyło „radosny” czy też „pełen wigoru”. Być może również miało związek z gockim gaheis — o znaczeniu: „gwałtowny”, „popędliwy” — albo też z frankijskim gahi, czyli „szybki”. Jakikolwiek język podejrzewamy o źródłosłów, wszędzie chodzi o termin oznaczający radosną zabawę i pogodny nastrój. Angielskie gay pierwotnie wiązano z prostytutkami oraz mężczyznami, którzy je najmowali. Wszystkie „gej-damy” były na rynku. Dwudziestowieczne znaczenie, mówiące o osobach utrzymujących kontakty erotyczne z przedstawicielami lub przedstawicielkami tej samej płci, zostało wynalezione — jak się zdaje — przez Amerykanów w latach czterdziestych XX wieku. Długo trwał okres inkubacji, zanim dotarło ono do Anglii; nawet pod koniec lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia ciągle wiele było osób, które nie rozumiały frazy „bar gejowski”.

Sodomia, poczynając od XI wieku, stanowiła wszechobejmujący termin, który mógł oznaczać dosłownie wszystko. Stosowano go w odniesieniu do heretyków i cudzołożników, bluźnierców, bałwochwalców i buntowników — mówiąc inaczej, do każdego, kto zakłócał uświęcony porządek świata. Słowo to wiązało się także z luksusem i dumą, a regularnie kojarzono je z niepojętym bogactwem. Było rzecz jasna stosowane także w stosunku do tych, którzy mieli odmienne poglądy na temat natury popędu seksualnego, i często wieńczyło długą listę innych oskarżeń.

Bugger2 oznaczał pierwotnie heretyka, a zwłaszcza wyznawcę wiary albigensów, która napłynęła z Bułgarii. Ponieważ jednak potępiała ona współżycie małżeńskie, a właściwie wszelkie cielesne współżycie, konotacje tego słowa rozpełzły się daleko poza sferę religii. Pochodzi od francuskiego bougre, jak pauvre bougre, czyli„biednywstręciuch”.

Ingle, czyli „zdeprawowany chłopiec”, było słowem dobrze znanym pod koniec XVI wieku. Czyż nie ma zdania: every nook should have an ingle, co można by przetłumaczyć jako „W każdym kąciku powinien kryć się ścichapęk”. We wschodnim Londynie przetrwała do dziś ulica Ingal Road. Pathic oznaczał pasywnego partnera, a na światło dzienne określenie to wychynęło na początku XVII wieku. Jak na ironię, pathic nie musiał być podniecony, natomiast czynnik męski — jak najbardziej, atoli tylko pathic był karany. Bardziej stanowiło to jednak kwestię napiętnowania społecznego niż seksualnego. Pathic podążał swoją własną drogą, lekceważąc konwenanse i za nic mając oczekiwania społeczne wobec niego. Przywodził na myśl kota, który chadza swoimi ścieżkami.

Słowo catamite zostało ukute w tym samym okresie co pa­thic. Nieletni chłopiec był „kurczakiem”, stąd też termin „kurczęcy jastrząb”. Słowa takie mogły wieść podziemną egzystencję przez wiele dekad, zanim weszły do powszechnego obiegu, ale sama czynność ciągle nie mogła być nazwana. Prototypem slangowych określeń dla wszystkich chłopięcych queers był młody i pozbawiony brody Ganimedes, często portretowany z kogutem w ręku i znany także jako kinaidos.

W XVIII wieku mollies, „ciotki”, „mięczaki”, zyskały szczególne znaczenie. Jemmy stanowiło skrót od Jamesa I, czyli Jakuba I (Stuarta), którego apetyty były dobrze znane. Do mniej popularnych terminów należał też indorsers, zaczerpnięte ze slangu bokserskiego określenie na zadany przeciwnikowi cios od tyłu. W jednym z zapisków pochodzących z więzienia Newgate kieszonkowcom radzi się, aby „zostawili indorsers ich bestialskim apetytom”. Grzeczniejszym terminem było fribble, utworzone od postaci wymyślonej przez Davida Garricka. Inne osiemnastowieczne terminy obejmowały: madge, windward passage — przewiewne przejście/korytarz — a także caudlemaking lub „dawać caudle”, od łacińskiego cauda, oznaczającego „ogon”. Queers często nazywano backgammon players — „graczami w tryktraka” — albo „dżentelmenami od zaplecza”, czasami zajmującymi się caterwauling. Mogło to obejmować także gamahuche czy też oddawanie się fellatio — co stosowało się zarówno do mężczyzn, jak i do kobiet.

Kobiecość zawsze stanowiła część tego, co David Garrick jako Mr Fribble nazywał ooman nater — „ludziskową naturą”. Nie była ona zarezerwowana wyłącznie dla queers i stosowała się również do mężczyzn, którzy kochali je bardziej, niż wskazywałby na to ich własny interes. W biblijnym przekładzie Johna Wycliffe’a z końca XIV wieku effeminati oddane jest jako men maad wymmenysch. Osoby takie uważano za samolubne i głupie. Właściwa im była miękkość czy słabość. Aby skomplikować sprawę jeszcze bardziej, mogły one być w ogóle aseksualne.

Effeminate nie należy mylić z camp, które wskazuje na rozmyślną intencję, aby zwracać na siebie uwagę, zaszokować czy rozbawić; camp sugeruje wykwint oraz ostentację i, jak się przypuszcza, pochodzi od włoskiego czasownika campeggiare — „wyróżniać się” albo „dominować”. Władczynią camp była być może queen lub quean. Słowo to zrazu stosowano na określenie nieskromnych czy zuchwałych niewiast, silnie demonstrujących swoją płeć, ale już na początku XII wieku używano go również w odniesieniu do ekstrawaganckich queers, którzy mogli być bardziej nawet niewieści od samych niewiast.

W roku 1869 Węgier Karl-Maria Benkert ukuł termin homoszexualitás, stając się w ten sposób jednym z nierozpoznanych legislatorów ludzkości. Dla niego była to kwestia nie moralności, lecz klasyfikacji. Obiekt potrzebował klinicysty bardziej niż księdza. Na grobie Benkerta ciągle są świeże kwiaty. Dwadzieścia trzy lata później Charles Gilbert ­Chaddock wprowadził ten termin do angielszczyzny, w której pozostaje do dziś. Havelock Ellis określił go jako „barbarzyński neologizm, wyrosły z monstrualnego pomieszania korzeni greckich i łacińskich” — niewykluczone jednak, że pomylił słowo z samą czynnością.

Gdy w roku 1918 J.R. Ackerleya spytano o to, czy jest „homo czy hetero”, nie wiedział, o co chodzi. Inny z angielskich pamiętnikarzy, T.C. Worsley, wspomina, że w roku 1929 „homoseksualizm” był ciągle terminem technicznym, z którego implikacji nie w pełni zdawał sobie sprawę. Nawet w latach pięćdziesiątych XX wieku mężczyzn w podeszłym wieku słowo to wprawiało w zakłopotanie. W walhalli Oxford English Dictionary zostało uwzględnione dopiero w suplemencie z roku 1976.

Inny termin pojawił się w roku 1862, w dziele Karla Heinricha Ulrichsa. Uranian lub urning były synonimami wywiedzionymi z Platońskiego opisu miłośników tej samej płci, którzy w Uczcie zostają określeni jako ouranios, czyli „niebiańscy” (w grece ouranos znaczy tyle co „urynał” — co otwiera inną linię skojarzeń). Jakiekolwiek mogły być tego nadziemskie źródła, terminologia ta się jednak nie przyjęła. Kto chciałby, by go nazywano urning? Brzmi to jak jakiś rodzaj gnoma. Mianem urnind obdarzano kobietę queer, podczas gdy uranodioniksi byli to biseksualiści. Mnożyła się niezgrabna nomenklatura — wystarczy wspomnieć o „równoseksualizmie” oraz „miłości homogenicznej”. Pod koniec XIX wieku wynaleziono także invert3, ale znacznie większą popularnością cieszył się termin pervert — „perwersyjny”.

Najróżniejsze eufemizmy były używane w mieszanych związkach bratersko-siostrzanych XIX wieku. Czy on jest „na serio”? Czy wszystko jest z nim „jak należy”? Czy jest „muzyczny”? Czy jest „teatralny”? Czy jest „temperamentny”? Czy jest „TBH” — co po złamaniu akronimu znaczyło to be had, czyli „do wzięcia”? Para młodych mężczyzn w latach trzydziestych XX wieku mogła zostać spytana o to, czy „mieszka razem”. Mniej eufemistyczne terminy obejmowały fairy, shirt-lifter, pansy, nancy boy, pervert, bone-smoker, poof — co kiedyś brzmiało puff — sissy, Mary Anne, fudge-packer (ubijacz piany), butt-piler (piętrowiec pośladkowy), pillow biter (gryziec poduszek), a po amerykańsku faggot lub fag. Faggots były to kawałki drewna układane na szczycie stosu, na którym oskarżony sodomita płonął żywcem. No, tu przynajmniej mamy jakieś wyjaśnienie. Może to również pochodzić od obsługiwania prymusa przez szeregowego uczniaka. W tej atmosferze wyłaniały się bardziej skomplikowane słowa. W XIX wieku mianem dangler opatrywano kogoś, kto udawał, że preferuje kobiety, chociaż w rzeczywistości było inaczej…

Kobiece warianty namiętności do osób tej samej płci obejmowały „safistkę” i „lesbijkę”. I jedno, i drugie nawiązywało do niezrównanej poetki z wyspy Lesbos, aczkolwiek termin „lesbijka” pojawił się w użyciu dopiero w latach trzydziestych XVIII wieku. Sapphist — sofistka — często stawała się sapph na początku XX wieku. Można znaleźć aluzję do tribade — trybada — albo tribadic women, przy czym i jedno, i drugie ma źródła w łacinie i grece. Jest coś takiego jak fricatrice — ta, co trze, i subigatrice — ta, która orze bruzdy. W osiemnastowiecznej Anglii napotkamy słowo tommy, które po raz pierwszy wspomniane zostaje w Sapphic Epistle z 1777 roku. Od czasu do czasu można też było usłyszeć butch, femme, dyke, bull-dyke i diesel-dyke.

Użycie słowa queer oznacza obronę i odrzucenie klinicznego neologizmu Karla-Marii Benkerta — „homoseksualizm”. Queer nie wskazuje przy tym na żadną z płci. To wygodny termin i będzie stosowany w tej książce, co nie wyklucza użycia innych słów, takich jak gay tam, gdzie wydają się bardziej odpowiednie albo gdzie wygodniej jest ich użyć. Ostatecznie poręczny może się okazać termin homoerotic — inny uciekinier z XX wieku. Może też być nieodzowne przywołanie LGBTQIA — terminu zaczynającego się od lesbijskości, kończącego aseksualizmem, a gdzieś po środku mający transseksualność.

Ludzie queer napływają z przestrzeni i czasu, a w każdym przypadku jest to odrębna historia zróżnicowania. Ktoś może powiedzieć, że to opowieść równie dziwaczna jak samo słowo queer w jednym ze swych odcieni znaczeniowych. Jeśli jednak istotnie tak jest, to im wydaje się dziwaczniejsza — tym lepiej.

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1 Żaden z późniejszych rozdziałów nie będzie tak upstrzony anglicyzmami jak ten, ale też żaden nie będzie prezentował tak zwięzłej panoramy historycznej terminów głównie angielskich. (Przyp. tłum.)

2 Bugger — pederasta, łajdak, drań, ktoś uciążliwy.

3 Osoba odgrywająca w związku rolę płci przeciwnej; odpowiadałby temu mniej więcej termin „odwrócenie”.