Legendy warszawskie - Artur Oppman - ebook + audiobook

Legendy warszawskie ebook i audiobook

Artur Oppman

0,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Wybór legend związanych z Warszawą spisanych przez Artura Oppmana: Syrena, Kościół Marii Panny, Bazyliszek, Chrystus cudowny u Fary, Zbójcy, Biała Dama i Złota kaczka.

Ciekawe świadectwo dawnych wierzeń związanych z Warszawą, historycznymi miejscami i codziennością w mieście. Pisane prozą lub wierszem podania dotyczące obecnej stolicy Polski, zasłyszane przez autora pod koniec XIX wieku wśród najniższych warstw społecznych, które Oppman często odwiedzał.

Artur Oppman był jednym z najbardziej znanych warszawskich poetów okresu Młodej Polski, redaktor naczelny pisma „Żołnierz polski”, żołnierz Wojska Polskiego, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej.

Książkę polecają Wolne Lektury — najpopularniejsza biblioteka on-line.

Artur Oppman
Legendy warszawskie
Epoka: Modernizm Rodzaj: Epika Gatunek: Legenda

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 62

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 1 godz. 34 min

Lektor: Wojciech Adamczyk

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Artur Oppman

Legendy warszawskie

Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.

Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.

ISBN 978-83-288-3592-4

Legendy warszawskie

Książka, którą czytasz, pochodzi z Wolnych Lektur. Naszą misją jest wspieranie dzieciaków w dostępie do lektur szkolnych oraz zachęcanie ich do czytania. Miło Cię poznać!

Wstęp

Noc srebrna śniegiem, wiatr mroźny dmucha, 
Na skrzypcach zimy gra zawierucha, 
Kłębami śniegu w okna uderza, 
To coś zaszepce, jakby z pacierza, 
To się rozjęczy nutą żałosną, 
Jakby tęskniła za cudną wiosną, 
To znów na chwilę płacz swój uciszy 
I gwiazd milionem błyśnie w tej ciszy. 
Jakże to miło w wieczór zimowy 
W cieple zacisznej siedzieć alkowy; 
W piecu się ogień dopala właśnie, 
W ciemnej czeluści mignie, to zgaśnie, 
Sypie iskierki czerwone, złote, 
W sercach nieznaną budzi tęsknotę 
Za czemś minionem, za czemś dalekiem1, 
Za dawnym światem, za dawnym wiekiem. 
Zimową nocą w alkowie starej 
Umarłych czasów snują się mary, 
W wielkim fotelu, z przed stu lat może, 
Wsłuchał się dziaduś w zamieć na dworze; 
Jakby ustami jakiegoś ducha 
Głos mu wichury gada do ucha, 
0 tem2, co było, co się prześniło, 
Co już — od kiedy! — śpi pod mogiłą... 
I nagle dziatwa przypadnie z wrzawą: 
— Powiedz nam, dziadziu, bajkę ciekawą! 
— Jak szedł Twardowski do piekieł bramy? 
— O, nie, dziadziusiu! Znamy to, znamy! 
— Więc o Madeju, co zbrodnie knował? 
— Ach, wiemy: Madej odpokutował! 
— To o Kopciuszku w zgrzebnej odzieży? 
— Na pamięć umiem, niech dziadziuś wierzy! 
— No, to już nie wiem, co rzec w tej sprawie! 
— Powiedz nam, dziadziu o... o Warszawie! 
Pochylił dziaduś głowę zmęczoną, 
Ale mu w oczach iskry zapłoną, 
Strudzone serce mocniej kołata. 
Bo swej młodości przypomniał lata: 
Jak to w ulicach starej Warszawy 
Gonił za widmem rycerskiej sławy, 
Jak każda cegła, każdy głaz w murze 
Wskrzeszały przeszłość w zlocie, w purpurze. 
Na szarej Wiśle, na mętnej fali 
Piosnka syreny ulata wdali, 
W zapadłych w ziemię lochach zwaliska 
Zły bazyliszek ślepiami błyska, 
Męczeńska Praga krwią się zalała, 
W królewskim zamku łka Dama Biała... 
A nad główkami dzieciaków grona 
Cudowny Chrystus wznosi ramiona... 
Dali mu malcy myśl do gawędy: 
Starej Warszawy stare legendy... 

Syrena

I

— A widzieliście ją, tę syrenę niby, kumie Szymonie?

— Widzieć nie widziałem, kumie Mateuszu, bo drzewa przesłaniały źródełko, a bliżej podejść bałem się jakoś–ci, alem słyszał, jak śpiewa.

— Alboż to syreny śpiewają?

— Jakże to? Nie wiecie o tym, kumie Mateuszu? Śpiewają! I jak jeszcze! Głos to ci się tak rozchodził po Bugaju, po Wiśle, hen, aż za rzekę, jakoby właśnie dzwonek srebrzysty dzwonił. Słuchałbyś dniem i nocą.

— No, i co dalej? Co dalej?

— Ano, nic dalej. Słuchałem, słuchałem, lubość mi się jakowaś rozpływała po kościach, aż w końcu śpiewanie ucichło: widać syrena schowała się na nocleg w źródełku, bo już i słońce zachodziło, a ja powlokłem się do chaty, alem całą noc spać nie mógł, inom o tej syrenie rozmyślał.

— Ciekawość! Warto by ją wypatrzeć, zobaczyć.

— Ale jak? Toć, jeśli nas ujrzy, — umknie i skryje się w wodzie. A zresztą, może to i grzech przyglądać się takowej stworze niechrzczonej i kuszącego jej śpiewania słuchać.

— Grzech nie grzech, — niewiada3! Najlepiej zapytać o to ojca Barnaby, pustelnika. To człek mądry i pobożny; on powie i nauczy, co czynić nam należy.

— Rzetelnie mówicie, kumie Mateuszu, chodźmy do pustelnika Barnaby.

— Ano, to i chodźmy! Ryby przez ten czas z Wisły nie uciekną, a my się od duchownej osoby przeróżności dowiemy.

Tak rozmawiali z sobą dwaj rybacy znad Wisły w owych zamierzchłych czasach, gdy na miejscu dzisiejszej Warszawy, a właściwie jej Powiśla, leżała niewielka rybacka osada, otoczona gęstymi lasami, w których roiło się od grubego zwierza: łosi, turów, wilków i niedźwiedzi.

II

— Więc powiadacie, że śpiewała?

— A juści! śpiewała; gadałem przecie.

— Hm! I często se tak podśpiewuje?

— A co dnia! Jak tylko słoneczko Boże ma się ku zachodowi i czerwienią a złotem pomaluje Wisełkę, wraz ci się na Bugaju jej piosenka rozlega.

— I długo też nuci?

— Do zachodu. Jak się ino4 ciemno zrobi na świecie, już jej nie słychać.

— To nocami nigdy ze źródła nie wychodzi?

— Czy wychodzi, czy nie wychodzi, tego ja nie wiem, ale przepomniałem5 powiedzieć, że w pełnię miesiąca6 też śpiewa. Nieraz mnie ze snu budzi blask księżycowy, co do chałupy zagląda: siadam se na posłaniu, aż ci tu odgłos jakowyś dolata z daleka; jakby skowronek, jakby dzwonek, jakby skrzypeczki lipowe: to ona.

— O to mi chodziło właśnie. Więc trzeba tak zrobić...

Tu ojciec Barnaba zadumał się na długą chwilę, a obaj rybacy czekali w skupieniu, aż namyśli się, co poradzić.

Ojciec Barnaba był to starzec wysoki, chudy, siwobrody, łysy jak kolano, odziany w długą samodziałową opończę. Na pomarszczonym jego obliczu rysowały się powaga i dobroć.

Wszyscy trzej siedzieli przed budką pustelnika, na ławie, uczynionej z dwóch pieńków, na których położono z gruba obciosaną deskę. Było to lipcowe popołudnie i cudnie było w boru7, pachnącym żywicą i kwiatami. Ptaki śpiewały radośnie, pszczoły wesoło brzęczały, a zielony dzięcioł w czerwonym kapturku stukał dziobkiem, jak młotkiem, w korę rozłożystego dębu i wydłubywał robaki.

A ojciec Barnaba namyślał się, namyślał, aż rzecze:

— Więc trzeba tak zrobić: w pełnię miesiąca wybierzemy się we trzech do źródełka; na odzienia nasze naczepić należy gałęzi świeżo zerwanych, najlepiej lipowych, kwiatem okrytych, żeby syrena człowieka nie poczuła, bo się nie pokaże; zaczaimy się przy samym źródle, a gdy wynijdzie i śpiewać zacznie, wtedy zarzucimy na nią sznur, spleciony z cienkich witek wierzbowych, święconą wodą skropiony, ile, że8 takiego żaden się czar nie ima9; zwiążemy i miłościwemu księciu na Czersku zawieziemy w darze. Niech ją na zamku trzyma i niech mu wyśpiewuje.

Ale uszy woskiem musimy sobie zatkać, żeby jej narzekań i lamentów nie słyszeć, bo inaczej serce w nas tak zemdleje, że nie będziemy mieli mocy wziąć jej w niewolę. Srodze jest żałościwe syrenie śpiewanie.

— Tak jest, jak mówicie, ojcze Barnabo; wiem ci ja o tem, bom te piosenki słyszał. Żaden miód, by najprzedniejszy10, tak człowieka nie upoi, jako on głos syreni. Więc tedy do pełni miesięcznej?

— Tak jest, do pełni.

I rozeszli się w swoje strony. Rybacy nad Wisłę do zarzuconych sieci, a ojciec Barnaba na modlitwę.

Podoba Ci się to, co robimy? Jesteśmy organizacją pożytku publicznego. Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/

III

Tam, gdzie dziś nad samym prawie wybrzeżem Wisły, poniżej starożytnych kamienic Starego Miasta, rozciąga się ulica, Bugaj zwana, przed wielu, wielu laty szumiał las zielony, odwieczny.