La Salette - Tomasz P. Terlikowski - ebook

La Salette ebook

Tomasz P. Terlikowski

4,3

Opis

La Salette

Objawienia, które wstrząsnęły Kościołem

CZY KOŚCIÓŁ OCALEJE?

19 września 1846 roku, w małej alpejskiej miejscowości La Salette, dwójce pasterzy – Melanii i Maksyminowi – objawiła się Maryja, by przekazać orędzie dla świata. Przesłanie, które otrzymały dzieci, wstrząsnęło Kościołem. Jednak najważniejsze jest to, że te objawienia wypełniają się na naszych oczach. Jakie słowa skierowała do ludzi Matka Boża w tym miejscu? Dlaczego Płacząca Pani objawiła się właśnie tej dwójce dzieci?

Tomasz P. Terlikowski w dogłębny sposób analizuje historię i treść objawienia z La Salette, wskazując czytelnikom najważniejsze aspekty tego niezwykłego spotkania ubogich pasterzy z Matką Boga. Podążając za słowami Maryi, podkreśla potrzebę wejścia na drogę nawrócenia, którą szczególnie dziś powinniśmy kroczyć. Tym samym potwierdza, że choć objawienie we francuskiej miejscowości dokonało się niemal dwa wieki temu, nadal pozostaje aktualne i żywe.

Tomasz P. Terlikowski – polski dziennikarz, filozof, publicysta i działacz katolicki. Autor wielu książek o tematyce wiary oraz objawień maryjnych, m.in. Akita.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 195

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (4 oceny)
1
3
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Copyright © Tomasz P. Terlikowski 2021

Copyright © for this edition by Wydawnictwo Esprit 2021

All rights reserved

Na okładce: Statue of a weeping Madonna at the Shrine of Our Lady of La Salette in Enfield, USA © Art Phaneuf / Alamy Stock Photo

Redakcja: Krystyna Stobierska

Korekta: Malwina Kozłowska, Alicja Laskowska

Wydanie I, Kraków 2021

ISBN 978-83-66859-69-2

Wydawnictwo Esprit sp. z o.o.

ul. Władysława Siwka 27a, 31-588 Kraków

tel./fax 12 267 05 69, 12 264 37 09, 12 264 37 19

e-mail: [email protected]

[email protected]

[email protected]

Księgarnia internetowa: www.esprit.com.pl

Wstęp

Jeśli Ziemia Święta jest piątą Ewangelią, to La Salette – jako miejsce i wydarzenie – jest Ewangelią w pigułce. Objawienie Matki Bożej w tej alpejskiej wiosce, choć tak krótkie, zawiera w kilkunastu zdaniach istotę nauczania Jezusa Chrystusa. I chodzi tu nie tylko o słowa, które wypowiedziane zostały do Melanii i Maksymina, ale o cały kontekst tego wydarzenia, o osoby, którym Matka Pana się objawiła, o miejsce i wreszcie o to, co wydarzyło się potem – przede wszystkim z wizjonerami. Uważne przemedytowanie tych wydarzeń, ale też słów wypowiedzianych w La Salette, pozwala w całej pełni zrozumieć, czym jest Ewangelia, a matczyne, pełne łez oblicze Matki Bożej ułatwia przylgnięcie za Jej pośrednictwem do Syna.

Już samo miejsce objawienia nie jest przypadkowe. La Salette w diecezji Grenoble to maleńka osada – taki Nazaret czy Betlejem tamtych czasów. Znajdująca się na uboczu, bez wielkich aspiracji politycznych czy ekonomicznych, zwyczajna miejscowość na końcu świata. I właśnie w takim miejscu objawia się człowiekowi – przez swoją Matkę – Jezus Chrystus. W cichości, ukryciu, na uboczu wielkich wydarzeń świata. Jakby zmuszając do zatrzymania się, ale też pokazując, że wielkie rzeczy dzieją się nie w centrum świata, nie w wirze wydarzeń, nie w Rzymie, Paryżu czy Nowym Jorku, ale na uboczu. Trudno nie dostrzec, że tak samo było i w czasach Jezusa Chrystusa. Mesjasz przyszedł na świat w Betlejem, uciekał do Egiptu, a na koniec trafił do Nazaretu, czyli nędznej mieściny, której nie szanowano szczególnie w Izraelu. Z pogardą mówiono o nim „Nazarejczyk” i pytano: „Czyż może być co dobrego z Nazaretu?” (J 1, 46)1. I dokładnie to samo pytanie można było zadać w odniesieniu do La Salette. Miejscowi nie byli ani szczególnie pobożni (to stwierdzenie dotyczy zwłaszcza rodzin wizjonerów), ani przesadnie zainteresowani moralnością. Ot, zwyczajni szarzy ludzie, zaangażowani w pracę i walkę o przeżycie tak bardzo, że nie mieli czasu dla swoich dzieci. A mimo to właśnie do nich przyszła Matka, która wciąż przypomina słowa Jezusa: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary. Bo nie przyszedłem, aby powołać sprawiedliwych, ale grzeszników” (Mt 9, 12).

Jeszcze mocniej tę zwyczajność, szarość, codzienność widać w przypadku dzieci. Melania i Maksymin są, by ująć rzecz zupełnie wprost, całkowitym zaprzeczeniem stereotypu dobrych, pobożnych dzieci, którym może objawiać się Matka Boża. Modlitwa nie jest ich chlebem codziennym (na pytanie, czy się modlą, odpowiadają Matce Pana: „niespecjalnie, proszę Pani”), prawdy wiary nie są im przekazane, a znajomość rzeczy Bożych jest tak minimalna, że tuż po objawieniu dzieci zastanawiają się, z kim się spotkały. „Musiała to być jakaś wielka Święta!” – stwierdza tylko Melania… I to także jest niezwykle mocne przypomnienie prawd Ewangelii.

To bowiem, co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi, a co jest słabe u Boga, przewyższa mocą ludzi. Przeto przypatrzcie się, bracia, powołaniu waszemu! Według oceny ludzkiej niewielu [tam] mędrców, niewielu możnych, niewielu szlachetnie urodzonych. Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał, co niemocne, aby mocnych poniżyć; i to, co nieszlachetnie urodzone według świata oraz wzgardzone, i to, co [w ogóle] nie jest, wyróżnił Bóg, by to, co jest, unicestwić, tak by się żadne stworzenie nie chełpiło wobec Boga (1 Kor 1, 25–29)

– wskazuje św. Paweł. Tacy właśnie byli Melania i Maksymin. Prości, niemocni, biedni, wzgardzeni, ale jednocześnie wybrani przez Boga.

Ten wybór wcale ich zresztą nie zmienił. I chłopak, i dziewczyna pozostali sobą. Nadal byli upartymi, lekko zagubionymi (to bardziej Maksymin niż Melania) w wielkim świecie ubogimi pasterzami. Objawienie Matki nie dało im nadzwyczajnych zdolności, nie uzdrowiło upośledzonego porządku naturalnego. Ono dało im tylko moc, by mówili ludziom o tym, co objawiła Płacząca Pani. „Ogłoście to całemu mojemu ludowi!” – mówi Pani do dzieci. I one to robią, przechowując skarb słowa Bożego w „glinianych naczyniach” swojego życia. Ich wierność Objawieniu – ale równocześnie zagubienie, upadki, kłopoty – pokazuje, czym jest chrześcijanin, wskazuje, dlaczego ojcem naszej wiary jest Abraham, którego wbrew popularnej apologetyce trudno byłoby wynieść na ołtarze. Był mężem, który – by się lepiej urządzić w świecie – utrzymywał, że Sara jest jego siostrą (tak by faraon mógł skorzystać z jej piękna), który próbował zrealizować boską obietnicę potomstwa, posługując się ludzkimi metodami (czyli poczynając Izmaela ze służącą Sary, co wedle ówczesnych norm prawnych czyniło główną żonę matką dziecka z żony/konkubiny mniej istotnej). A jednak on jest ojcem naszej wiary, bo pozostał wierny wezwaniu. I podobnie jest z Melanią i Maksyminem, którzy pozostali wierni wezwaniu i do końca swojego skomplikowanego życia głosili orędzie. Ich przykład daje też nadzieję nam, zwyczajnym grzesznikom. My także, jeśli tylko chwycimy się Bożej obietnicy, jeśli – mimo wszystkich upadków – pozostaniemy wierni pierwszej miłości, pierwszemu wezwaniu, spotkamy się z Panem, dojdziemy do Niego, dzięki wierze, zaufaniu, otwarciu, a nie uczynkom. Będziemy zbawieni z łaski przez wiarę, a nie przez wypełnianie uczynków Prawa.

Jednocześnie jest w objawieniu z La Salette niezwykle mocna lekcja tego, czym jest chrześcijaństwo dla zwykłych, zaangażowanych w pracę ludzi. To, co przekazuje nam Matka Boża Płacząca, nie ma nic wspólnego z wielkimi wymogami życia mniszego czy zakonnego. To prosta metoda bycia z Panem, której wierni mogą pozostać wszyscy – od rolnika po profesora czy dziennikarza. Od ojca licznej rodziny po zakonnika. Tych kilka prostych przykazań to esencja chrześcijańskiego życia.

Wierność w rzeczach małych – tak najkrócej podsumować można program życia chrześcijańskiego z La Salette. Nie ma w nim nic potężnego, nic przekraczającego nasze możliwości. Jest wezwanie do najprostszych praktyk religijnych, które często uznajemy za bezwartościowe. A Matka Pana w słowach skierowanych do Melanii i Maksymina pokazuje, że nie tylko mają one znaczenie, ale że ich brak ma katastrofalne skutki dla świata. Odrzucenie postu, codziennej modlitwy, niedzielnej Mszy Świętej nie jest czymś nieważnym, ale pozostaje aktem, który realnie zmienia świat. Niewierność człowieka – i nie mówimy tu o wielkich niewiernościach zbrodniarzy, ale małych codziennych, niemal niedostrzegalnych niewiernościach każdego z nas – ma skutki w rzeczywistości. „[…] stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych” (Rz 8, 18) – pisał św. Paweł. A tę mocną prawdę przypomina również Matka z La Salette, ostrzegając dzieci, że drobne niewierności, brak modlitwy, brak szacunku dla niedzieli i dla Imienia Bożego skutkuje w przyrodzie.

Jeżeli zbiory się psują, to tylko z waszej winy. Pokazałam wam to zeszłego roku na ziemniakach, ale nic sobie z tego nie robiliście; przeciwnie, znajdując zepsute ziemniaki, przeklinaliście, wymawiając Imię mojego Syna. Będą się one psuły nadal, a tego roku na Boże Narodzenie nie będzie ich wcale2

– mówi Matka Pana.

Kontekstu tych słów nie należy jednak ograniczać tylko do kary. O wiele istotniejsze jest w nich przypomnienie o tym, że to nie nasze wysiłki są najistotniejsze, że nie one są naszą siłą, ale że to Bóg nią jest.

Jeżeli Pan domu nie zbuduje,

na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą.

Jeżeli Pan miasta nie ustrzeże,

strażnik czuwa daremnie.

Daremne to dla was

wstawać przed świtem,

wysiadywać do późna –

dla was, którzy jecie chleb zapracowany ciężko;

tyleż daje On i we śnie tym, których miłuje (Ps 127, 1–3)

– głosi psalmista. A Jezus uzupełnia:

Nie martwcie się o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie? Przypatrzcie się ptakom podniebnym: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichlerzy, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one? (Mt 6, 25–26).

I właśnie to przekazuje nam Matka Pana w krótkich i mocnych słowach o gnijących ziemniakach.

Wreszcie sprawa ostatnia. To świadomość wstawiennictwa Matki Pana. W objawieniu w La Salette prawda ta jest wyrażona w niezwykle sugestywnym obrazie Maryi powstrzymującej ramię Syna przed karą. Ten język nie powinien jednak skłaniać do odrzucenia najbardziej fundamentalnej prawdy o tym, że Maryja pozostaje uczestniczką dzieła zbawienia, że Jej zasługi, Jej modlitwa chronią nas przed skutkami naszych własnych działań. Szkaplerz, pełna zaufania modlitwa do Matki, ucieczka ku obrończyni grzeszników zwyczajnie pomagają nam wszystkim odnaleźć pełne miłości oblicze samego Boga. Ona zaś nigdy nie wzywa nas do czego innego niż to, czego oczekuje od nas Jej Syn. Tu nic nie zmieniło się od czasów wesela w Kanie, gdzie Maryja wzywała: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie” (J 2, 5).

Objawienie z La Salette w lapidarnej formie wzywa do tego samego – byśmy robili wszystko, cokolwiek kazał Pan. I byśmy pamiętali, że będąc chrześcijanami, nie stajemy się herosami, ale pozostajemy biednymi grzesznikami, jak Melania i Maksymin. Sądzeni zaś będziemy z wierności wezwaniu, a nie z tego, czy zostaliśmy supermenami.

ROZDZIAŁ 1Byt i czas

Rok 1846 niczym szczególnym się nie wyróżniał. Na Nowej Zelandii zakończyła się maorysko-brytyjska wojna o maszt flagowy. W Stanach Zjednoczonych 22 lutego po raz ostatni zabrzmiał Dzwon Wolności, niespełna dwa miesiące później rozgorzała wojna meksykańsko-amerykańska, a wreszcie w lipcu Kalifornia została włączona do USA. Z perspektywy Kościoła istotnym wydarzeniem był wybór kard. Giovanniego Mastai Ferrettiego na papieża. Włoski kardynał, który uchodził za neutralnego, raczej niezdecydowanego, a wśród niektórych w tym czasie za liberalnego, przyjął imię Piusa IX i rozpoczął swoje urzędowanie od łagodnych reform Państwa Kościelnego, postulowanych od dawna przez rzymskie mieszczaństwo. Zaczęło się od decyzji o budowie czterech linii kolejowych, rok później złagodzono cenzurę, a w 1848 roku papież wprowadził nawet konstytucję (Statut Fundamentalny dla Rządów Doczesnych w Państwach Świętego Kościoła). Zapowiadały się zatem, zdaniem wielu, zmiany3. Od tych politycznych wydarzeń istotniejsze wydają się jednak – trudne do precyzyjnego umiejscowienia na kontinuum czasowym – zmiany społeczne i gospodarcze związane z rozgrywającą się wówczas rewolucją przemysłową i komunikacyjną. W 1846 roku skonstruowano w Filadelfii pierwszą rotacyjną prasę drukarską (rok później ją opatentowano)4, a także opatentowano maszynę do szycia. Wcześniej zaś prawdziwą rewolucję rozpoczęła maszyna parowa, która przyczyniła się nie tylko do gigantycznej rewolucji przemysłowej i budowy setek kilometrów linii kolejowych, ale także do zdecydowanego ułatwienia komunikacji. „Do 1845 roku kolej działała w dziewięciu krajach europejskich […] w 1855 roku – już w czternastu”5 – notują Asa Briggs i Peter Burger. Świat stał się zdecydowanie mniejszy, a tempo życia przyspieszyło. Tempo zmian przyspieszył Morse, który w latach trzydziestych XIX wieku opatentował elektryczny telegraf i opracował do niego odpowiedni alfabet. W tym samym czasie powstały pierwsze międzynarodowe agencje prasowe – paryska Havasa, londyńska Reutera i berlińska Wolffa – które sprawiły, że informacja zaczęła mieć wymiar międzynarodowy6. Rewolucja informacyjna dopiero nabierała tempa. Niebawem w Europie miały pojawić się (w USA już wychodziły) pierwsze bulwarówki. Media miały się stać jednym z istotnych elementów sprawowania władzy.

Koniec pewnego świata

We Francji – choć z twierdzy Ham zbiegł Ludwik Napoleon – nic się jeszcze nie zmieniło. Władza króla Francuzów Ludwika Filipa wydawała się nienaruszona i mimo że jego kraj dopadła depresja gospodarcza i niedobory żywności, to on sam 1 stycznia 1848 roku miał powiedzieć: „Dwie rzeczy są teraz niemożliwe we Francji: rewolucja i wojna”7. Ta ocena była jednak – i to przez cały okres monarchii lipcowej – zdecydowanie na wyrost. „Na siedemnaście i pół roku rządów co najmniej siedemnaście zamachów”8 – wskazuje historyk Dominique Paoli. Nieustannie też trwają zamieszki. Rewolucjoniści nie odpuszczają i bez przerwy próbują podważyć władzę królewską, a wady strukturalne modelu monarchii konstytucyjnej tylko wzmacniają ich pozycję. Francją rządzi wówczas niewielka, zamknięta w sobie i wstrząsana licznymi skandalami politycznymi i obyczajowymi kasta. Bierne prawo wyborcze przysługuje dwustu czterdziestu tysiącom obywateli (na trzydzieści sześć milionów mieszkańców), a czynne – zaledwie pięćdziesięciu sześciu tysiącom. Władza sprawowana przez miejscową burżuazję jest kompletnie nieczuła na losy najuboższych, a rząd zajmuje się raczej pacyfikowaniem negatywnych emocji niż jakąkolwiek próbą reformy społecznej9.

Intelektualnie jest to dla Francji czas niezwykle ciekawy. Z jednej strony mamy całą grupę myślicieli tradycjonalistycznych, kontrrewolucyjnych, którzy z nostalgią spoglądają w przeszłość (by wymienić tylko Josepha de Maistre’a, Louisa de Bonalda czy wreszcie młodego księdza Félicité-Roberta de Lamennaisa), a z drugiej całą grupę myślicieli rewolucyjnych, socjalistycznych czy socjalizujących, jak chociażby Henri de Saint-Simon, Pierre-Joseph Proudhon czy Charles Fourier. August Comte pracuje nad Kursem filozofii pozytywnej.

Powyższy krótki opis uświadamia, że w pierwszej połowie XIX wieku Francja znajduje się w nieustannym wrzeniu, w nieustannym procesie zmian. Zaczęło się od zerwania ze wszystkim, co tworzyło ją wcześniej – rewolucji francuskiej – a później nadeszły kolejne zmiany. Najpierw okres napoleoński, potem piętnastoletni okres restauracji Burbonów i panowania Ludwika XVIII, rewolucja roku 1830 i panowanie Ludwika Filipa (w nieustannym kryzysie gabinetowym), i wreszcie kolejna rewolucja roku 1848.

Kościół znajdował się w samym centrum tych wydarzeń. Po Wielkiej Rewolucji Francuskiej był głęboko okaleczony. Tysiące kapłanów, zakonników, zakonnic i ludzi świeckich zostało zamordowanych za wiarę. Zakony zlikwidowano, ich działalności zakazano, a stan kapłański najpierw podporządkowano państwu, a potem likwidowano. Wielu księży zmuszono do porzucenia kapłaństwa, innych okrutnie zamordowano. Niekiedy ich winą było to, że odprawili Mszę Świętą lub w niej uczestniczyli, czasem wystarczyło, że odmówili zawarcia małżeństwa albo po prostu nosili strój duchowny. Mordowano także świeckich. W pewnym momencie zwyczajnie zakazano jakiegokolwiek kultu chrześcijańskiego. Zniszczono i sprofanowano nawet najpiękniejsze świątynie. Mordy w Wandei, gdzie rewolucyjne władze zabiły tysiące chłopów – których jedyną winą było pragnienie zachowania wiary ojców – to zdaniem wielu historyków pierwsze ludobójstwo w historii nowożytnej Europy. Zaganiani do kościołów, stodół czy innych budynków ludzie są podpalani. Kobiety – gwałcone. Niekiedy ludzi topi się w barkach na środku rzeki. To nie była po prostu wojna, ale zaplanowana rzeź ludzi wierzących.

Represje te nie mają charakteru strasznych, lecz nieuniknionych czynów popełnianych w czasie zażartych walk w długiej i okrutnej wojnie, lecz wyraźny charakter rzezi dokonywanych z premedytacją, zorganizowanych i zaplanowanych, popełnianych z zimną krwią, szeroko zakrojonych i systematycznych, ze świadomą i deklarowaną wolą zniszczenia ściśle określonego regionu i eksterminacji całego zamieszkującego ten region ludu, zwłaszcza kobiet i dzieci, aby wytępić tę przeklętą rasę (sic) z ideologicznego punktu widzenia uznaną za niepoprawną10

– komentuje tamtą straszliwą rzeź Reynald Secher.

Efekty tych działań były potężne.

Połowa kleru świeckiego złożyła przysięgę cywilną, przystępując w ten sposób do schizmy. Ilość to niebagatelna. Połowa z tej połowy poddała się, porzuciła posługę kapłańską. Następuje też masowe zarzucenie praktyk religijnych. W 1801 roku pięćdziesiąt procent Francuzów nie świętuje już Wielkanocy (w 1789 roku świętowało dziewięćdziesiąt procent). Kościół francuski zamienił się w pobojowisko. „Od czasu zniszczenia pogaństwa – napisze Lamennais w 1808 roku – historia nie zna drugiego przypadku tak wielkiej i tak całkowitej degeneracji”11

– wskazuje Jean de Viguerie. Kres prześladowaniom położył dopiero Napoleon. Oto jak Tadeusz Dmochowski opisuje proces zmian, który ostatecznie doprowadził do podpisania konkordatu:

Już 28 listopada 1799 r. Napoleon zezwolił więzionym na wyspach Ré i d’Oléron oraz zesłanym do Gujany księżom na powrót do kraju pod warunkiem złożenia przepisanej przysięgi. […] Odchodząc od antykatolickich represji, równolegle jednak Napoleon, rozporządzeniem z 22 stycznia 1800 r., utrzymał sprawowanie kultu dekadowego w tych świątyniach, gdzie był on sprawowany obok kultu chrześcijańskiego, przy czym 24 lipca 1800 r. uściślił, że obchody dekady obowiązują tylko urzędy publiczne i urzędników państwowych, a obywatele mogą sobie wybrać, czy wolą niedzielę, czy dekadę jako dzień odpoczynku, a 20 października zezwolił wielu emigrantom, w tym i księżom, na powrót do kraju (nie dotyczyło to jednak biskupów). 5 czerwca 1800 r. w Mediolanie Napoleon Bonaparte w czasie przemówienia do duchowieństwa oświadczył, że „katolicyzm jest jedyną religią, która może zapewnić prawdziwe szczęście dla dobrze zarządzanego społeczeństwa i wzmocnić podstawy dobrego rządu” i zapewnił, że zawsze i z użyciem wszelkich środków „będzie ją chronił i bronił” oraz że w najsurowszy sposób będzie karał włącznie z karą śmierci każdego, kto będzie ją obrażał lub występował przeciwko jej kapłanom. „Francja […] w końcu otworzyła oczy; uznała, że religia katolicka jest jak kotwica”, która może ją naprawić i uratować12.

Od tego momentu Kościół mógł się już rozwijać normalnie, a restauracja w roku 1814 (przerwana na krótko przez sto dni Napoleona) przywróciła mu ogromną większość przywilejów. Jednak zdaniem wielu z ówczesnych obserwatorów trudno mówić o odrodzeniu katolicyzmu we Francji. Restauracja była fasadą, a nie rzeczywistością. Rzesze, które odeszły od Kościoła, wcale szybko do niego nie wracały, spadała liczba zarówno księży, jak i wiernych, a niemała część Francuzów, szczególnie tych mieszkających w miastach, stała się indyferentna religijnie13.

Tak przedstawiała się sytuacja w wielkich miastach, ale na wsiach, na prowincji, a taką było przecież La Salette, życie toczyło się po staremu. Gdy tylko zdjęto rewolucyjne zakazy i nakazy, na parafie wrócili księża, młodzi chłopcy zaczęli chętnie wstępować do seminariów, a kolejne dni upływały zgodnie z kalendarzem liturgicznym. Relatywnie wysoki był wówczas także poziom duchowieństwa, a to za sprawą odradzających się po rewolucji seminariów duchownych często prowadzonych przez powołane do tego zgromadzenia, na przykład sulpicjanów14 lub Misjonarzy św. Wincentego á Paulo15. Nacisk na formację kapłańską był także cechą charakterystyczną francuskiej szkoły duchowości16, którą tradycyjnie wywodzi się od kard. Pierre’a de Bérulle’a17. Wszystko to jednak dotyczyło raczej wsi niż miast. Tam zachodził błyskawiczny proces laicyzacji. Francja stała się więc krajem dwóch prędkości religijnych. W miastach była coraz bardziej ateistyczna, na wsiach wciąż tradycyjnie – co nie znaczy głęboko – wierząca.

Musimy pamiętać, że chodzi tu o życie ludzi, którzy doświadczali wielu trudności, o których my nie mamy najmniejszego pojęcia. To byli ludzie, których życie w istotny sposób zależało od życzliwości mocodawcy, od dobroczynności natury, od życzliwości innych. Zależność ta pociągnęła za sobą potrzebę utrzymania za wszelką cenę takiej życzliwości: była to sprawa życia lub śmierci. Utrata tej życzliwości oznaczała w istocie skazanie na pewną śmierć. Znajdujemy się zatem wewnątrz szczególnego antropologicznego i kulturowego doświadczenia, które nie może być porównywane do tego, co przeżywamy dzisiaj. I oczywiście ten antropologiczny model nie mógł nie wpływać na doświadczenie religijne i chrześcijańskie. Tamci ludzie potrzebowali życzliwości Boga, ponieważ to od Niego byli zależni poprzez pracę mocodawców, cykle natury i miłość Kościoła. Odpowiedź na pytanie wymaga pełnej świadomości tej szczególnej sytuacji. Chleb dla tych ludzi był znakiem, że tej życzliwości nie zabrakło, i oni wiedzieli, że trzeba zrobić wszystko, by ją zachować. A metodą była jeszcze większa zależność od Boga. To uzależnienie francuski historyk Jean Delumeau określa strachem przed utratą życzliwości. Na tym strachu bazowały pewne formy głoszenia (przepowiadania) chrześcijańskiego18

– wyjaśnia specyfikę ludowej pobożności tamtego czasu ks. Gian Matteo Roggio z Papieskiej Międzynarodowej Akademii Mariologicznej.

Na peryferiach

Dynamiczne zmiany, rewolucja i jej następstwa, wojny napoleońskie, zmiana technologiczna – to wszystko docierało do niewielkiej alpejskiej gminy na obrzeżach Francji z ogromnym opóźnieniem. Można wręcz powiedzieć, że leżała ona na „peryferiach”, na marginesie ówczesnego świata. I jako taka – co bardzo mocno w wielu swoich wypowiedziach podkreśla papież Franciszek – była w pewnym sensie „miejscem uprzywilejowanym”.

Jezus nas uczy, że Dobra Nowina, którą niesie, nie jest zastrzeżona jedynie dla pewnej części ludzkości, należy ją przekazywać wszystkim. To radosna wieść przeznaczona dla tych, którzy jej oczekują, ale także dla takich, którzy być może nie czekają już na nic i nie mają nawet siły, by szukać i pytać. Wyruszając z Galilei, Jezus uczy nas, że nikt nie jest wykluczony z Bożego zbawienia, przeciwnie, że Bóg woli zaczynać od peryferii, od ostatnich, by dotrzeć do wszystkich.

O Galilei, miejscu powołania apostołów, papież Franciszek mówi:

Jezus zaczyna swoją misję nie tylko od miejsca dalekiego od centrum, ale także od ludzi, których można nazwać przeciętnymi […]. By wybrać swoich pierwszych uczniów i przyszłych apostołów, nie zwraca się do szkół dla uczonych w Piśmie i znawców Prawa, ale do ludzi pokornych i prostych, którzy z zaangażowaniem przygotowują się na przyjście królestwa Bożego. Jezus powołuje ich tam, gdzie pracują, na brzegu jeziora: są bowiem rybakami. Wzywa ich, a oni natychmiast podążają za Nim. Porzucają sieci i idą z Nim: ich życie stanie się nadzwyczajną i fascynującą przygodą19.

I właśnie z tej „peryferyjnej perspektywy” warto spojrzeć na miejsce objawienia w La Salette i osoby, do których jest ono skierowane. Zacznijmy od tego pierwszego. Nawet teraz wyprawa do tej alpejskiej miejscowości trwa. Od Grenoble – samochodem, po nieźle utrzymanej drodze – jedzie się do sanktuarium ponad półtorej godziny (a jeśli jest mgła, co zdarza się tu często, nawet zdecydowanie dłużej). Od miejsca objawień do pierwszej położonej niżej miejscowości jedzie się przynajmniej kwadrans. Piechotą ta sama droga zajmuje o wiele więcej czasu. I już tylko to pozwala zobaczyć w La Salette ewangeliczne peryferia, o których tyle obecnie mówi Franciszek. Ksiądz Roggio charakteryzuje warunki życia w La Salette:

Położenie w Alpach utrudniało komunikację z resztą kraju i powodowało, że zmiany we Francji nie docierały tu odpowiednio szybko. Znajdujemy się w świecie, przez który przetoczyła się rewolucja, rządy Napoleona, ale który zasadniczo żyje według niezmiennych od wieków reguł. Jest to świat, w którym ciężko pracuje się na swoje utrzymanie; świat, w którym nie ma szczególnego bogactwa; jest to w końcu świat, który odczuwa głęboki wpływ cykli przyrodniczych, a także klęsk naturalnych, takich jak głód, choroby. Charakteryzuje go także niski poziom życia. Europejski kryzys związany z bardzo niskimi zbiorami zboża w połowie lat czterdziestych XIX wieku wywołał tam ogromne skutki, także z powodu wysokich cen i niedostępności zasobów. Mamy zatem w La Sallette do czynienia z tradycyjnym światem borykającym się z ówczesnymi formami globalizacji i ubóstwa.

Ale na kategorie peryferii i centrum warto także spojrzeć z perspektywy współczesnej socjologii. To napięcie między centrum a peryferiami klasyk myśli paleokonserwatywnej Richard Weaver ujmuje jeszcze inaczej – centrum oznacza „wewnętrzną integrację instytucji, idei i wartości”. Integracja ta zapobiega konfliktom. Peryferia natomiast – z tego punktu widzenia – to miejsce, gdzie chaotycznie współistnieją cząstkowe prawdy, wartości sprzeczne ze sobą. Ujmując rzecz najkrócej: peryferia to chaos, a centrum – ład20. Jeśli spojrzeć na osiemnastowieczne La Salette z tej perspektywy, można zauważyć, że było ono miejscem z wciąż żywymi tradycyjnymi wartościami, ale odległym od centrum, gdzie działy się rzeczy najważniejsze. Ksiądz Roggio wskazuje:

Obecnie owa peryferyjność jest kategorią zarówno antropologiczną, jak i teologiczną i wskazuje na trzy rzeczy: „odległość” od ośrodków władzy i podejmowania decyzji; oddzielenie od „wysokiej” kultury; i wreszcie boskie upodobanie do tych, którzy nie znajdują się w historycznych ośrodkach podejmowania decyzji (ale stanowią część tej historii i z tą historią są połączeni w różnych formach i sposobach). To jest wybór Boga, aby te miejsca dalekie od ośrodków władzy i kultury „wysokiej” (a więc w pewnym sensie bez znaczenia dla ludzkiej logiki), uczynić „sanktuarium” Jego słowa i Jego przesłania. Warto wskazać na Jezusa, który rozpoczyna swoją posługę nie w Jerozolimie, lecz w Galilei; nie angażując do niej najpierw uczonych w Piśmie i faryzeuszy, ale ludzi prostych oraz grzeszników czy prostytutki. Z historycznego punktu widzenia La Salette jest jednak z pewnością miejscem, jak wiele innych, typowych dla wiejskiej Francji i jej organizacji społeczno-gospodarczej, naznaczonej przez naturalne trudności w zakresie egzystencji i chorób. Z antropologicznego i teologicznego punktu widzenia z pewnością jest to miejsce marginalne; tak jak ludźmi – z tak rozumianego marginesu – są także świadkowie objawienia, Maksymin i Melania. Osoby typowe dla tamtej organizacji ekonomicznej, ale mało znaczące w skali kraju, w odniesieniu do ośrodków władzy politycznej i „wysokiej” kultury. Wszystko to razem tworzy symboliczną przestrzeń objawienia. Miejsca i ludzie z peryferii, a może wręcz z marginesu, nie znajdują się w przestrzeni myśli możnych tego świata czy w świecie ich zamysłów i projektów. Bóg „strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych” (Łk 1, 52) – jak śpiewała Maryja w pieśni Magnificat.

Ludzie z marginesu

Symboliczną peryferyjność, marginalność miejsca objawień wzmacnia jeszcze sytuacja rodzinna dwójki wizjonerów, którym ukazała się Płaczącą Pani. Ich także, co podkreśla ks. Roggio, można uznać za ludzi pochodzących z marginesu – i to zarówno społecznego, jak i religijnego. Oczywiście trzeba brać poprawkę na ówczesne miejsce dzieci w społeczeństwie, szczególnie ubogim i rolniczym. Dzieciństwo kończyło się tam bardzo wcześnie, a dzieci pracowały albo u rodziców, albo wysyłane były na służbę do tych, którzy mogli zapewnić jakąkolwiek zapłatę. Pierwszą i najczęściej wykonywaną przez dzieci pracą było – nie tylko w Alpach, lecz także w wielu innych miejscach – pasanie bydła czy owiec. Wbrew sielskim obrazkom praca ta wcale nie była prosta. Zaczynała się wcześnie rano i wymagała sporo uwagi. Należało dopilnować, by zwierzęta nie wchodziły w szkodę innym gospodarzom. Jeśli się to udawało, pozostawało mnóstwo czasu na zabawy czy sen. Nie było także niczym zaskakującym to, że dzieci były wynajmowane do pomocy innym rodzinom, a nawet że wysyłano je na służbę do bogatszych domów, tak by, po pierwsze, ubyło „gąb do wyżywienia”, a po drugie, by otrzymać choćby niewielką zapłatę za pracę dzieci. Sytuacja takich dzieci była, rzecz jasna, niełatwa, bo gospodarze często trzymali je na dystans, kazali im spać ze zwierzętami, a także wykorzystywali je do ciężkiej pracy21.

Z tej perspektywy życie nastoletnich wizjonerów z La Salette nie było niczym wyjątkowym. Oni także, jak tysiące dzieci z chłopskich rodzin, zostali bardzo wcześnie wysłani do pracy i zaangażowani w utrzymanie rodziny. Jest to jednak tylko część obrazu, na który poza ówczesną „normą” (nawet jeśli z naszego punktu widzenia wydaje się ona przerażająca) składają się także wykraczające nawet poza tamte standardy sytuacje. „Były to rzeczywiście rodziny, które dzisiaj nazwalibyśmy środowiskiem z problemami. Obie naznaczone były brakami zarówno w kwestiach emocjonalnych, jak i materialnych” – wyjaśnia ks. Roggio i dodaje:

Maksymin wcześnie utracił swoją mamę, a ojciec poślubił inną kobietę. Melania pochodziła z licznej rodziny, w każdym znaczeniu tego słowa. Duża rodzina to więcej rąk do pracy i więcej pieniędzy koniecznych, by ją utrzymać, co w czasie kryzysu i braku źródła zarobku mogło stać się wyrokiem, jak w przypadku Melanii, zmuszanej do żebrania na ulicach rodzinnego miasteczka. Wszystko to z pewnością wywarło wpływ na osobowość świadków objawienia.

Należy dodać, że rodzina Piotra Calvat (zwanego także Mathieu) i Julii była niezwykle biedna, a Melania (czwarta z dziesięciorga dzieci) jako sześcio- lub siedmioletnie dziecko już żebrała na ulicach Corps. Gdy miała osiem lat, zaczęła pracować jako pasterka u kolejnych gospodarzy. „Jako dziecko i dorastająca dziewczyna była pozbawiona ciepła rodzinnego domu. Przyzwyczaiła się do spędzania całych dni samotnie, tylko ze zwierzętami”22 – wskazuje ks. Jean Stern. Nie uczyła się nigdy, nie znała języka francuskiego (choć jej rodzice się nim posługiwali), a mówiła jedynie po prowansalsku (czy też w sensie ścisłym dialektem). Nie uczęszczała na katechezę (jej rodzice zresztą bardzo długo pozostawali w związku cywilnym). Uchodziła za dziecko wiecznie nadąsane i wrogie. Jean-Baptiste Pra – gospodarz, u którego pracowała, gdy miało miejsce objawienie – mówił o niej, że „była leniwa, nieposłuszna i nadąsana do tego stopnia, że czasem nie chciała odpowiadać na pytania”23. Matka, co przyznaje Melania w napisanej wiele lat później i niewiele, jak się zdaje, mającej wspólnego z rzeczywistością autobiografii, od dzieciństwa miała jej nie lubić24. I akurat w to można uwierzyć, bowiem jej matka, gdy rozmawiano z nią w celu ustalenia prawdziwości objawień, o Melanii wypowiadała się wyłącznie negatywnie. Trudno zobaczyć w niej choćby ślad miłości i czułości wobec córki, o której mówiła, że „miała zbyt tępą głowę, by nauczyć się choćby katechizmu”25.

Dzieciństwo Maksymina Girauda również naznaczone jest tragizmem. Gdy ma szesnaście miesięcy, umiera jego matka (Anna Maria), a trzy miesiące później jego ojciec żeni się ponownie z Marią Court, która nie jest w stanie obdarzyć pasierba czułością i miłością. Do rodzinnego domu często zagląda głód, ponieważ ojciec, Germain, choć jest zdolnym rzemieślnikiem znającym swoją wartość, zdecydowanie za dużo pije. Mimo biedy, być może kierując się dumą, nigdy nie najmuje swojego syna do pracy, chociaż w okolicy to częsta praktyka. Wyjątek robi we wrześniu 1846 roku, ale na prośbę przyjaciela, a nie by zarobić. Takie podejście sprawiało, że choć w domu często brakowało chleba, Maksymin nie musiał pracować i miał wiele czasu na zabawę. „Biegał swobodnie po uliczkach Corps oraz wzdłuż drogi głównej, na której zbierał nawóz na opał”26 – opisuje dzieciństwo chłopca ks. Jean Jaouen. Życie religijne Maksymina przed objawieniem nie istniało. Ojciec miał – jak wskazuje ks. Stern – opinię człowieka niewierzącego, chętnie odwiedzającego karczmę. „Aż do momentu objawienia jego noga nie przekroczyła progu kościoła”27. Przy takim opisie nie będzie wielkim zaskoczeniem informacja, że Maksymin, tak jak jego ojciec, nie modlił się, nie chodził do kościoła, a także – z braku zainteresowania zajętego głównie piciem ojca – nie uczył się. Jeśli mówił po francusku nieco lepiej niż Melania, to jedynie dlatego, że jako dziecko często przysłuchiwał się rozmowom toczonym na rynku w Corps, gdzie całymi dniami przebywał28.

Skąd brał się ów brak religijności w rodzinach obu wizjonerów? Czy był on czymś wówczas nietypowym? Odpowiedź jest skomplikowana. Choć na wsiach katolicyzm był religią żywą, to ludzie biedni często i tam nie praktykowali – bo nie mieli na to czasu. I tak, jak podkreśla ks. Roggio, było także w życiu dwojga dzieci, którym objawić się miała Matka Boża.

Po pierwsze, oni musieli sobie nieustannie radzić z trudnościami życia oraz brakiem podstawowych środków koniecznych do życia, i właśnie temu musieli poświęcić cały swój czas. Na religijność już go nie starczało. Po drugie, te dzieci musiały pracować, a to oznacza, że musiały respektować rytm dnia i czas pracy narzucony przez ewentualnych pracodawców. I wreszcie, po trzecie, ich praca nie była „chroniona” jak dziś; była to praca ciężka, bez urlopu i uczciwej zapłaty. Pracować trzeba było zawsze, zarówno podczas zimna, deszczu, słońca czy śniegu.

I właśnie to zaangażowanie, a także dokonująca się już także na wsiach, choć wolniej niż gdzie indziej, laicyzacja sprawiły, że rodziny wizjonerów w zasadzie nie praktykowały wiary. Na ile było to powszechne? Odpowiedź możemy wyczytać w reakcji na wiadomość o objawieniu gospodarza, u którego pracowała Melania. „Mam uwierzyć, że ta mała widziała Najświętszą Pannę, ona, która nawet nie mówi pacierza”29 – powiedział Jean-Baptiste Pra. Niewiara i niewiedza religijna rodzin wizjonerów i ich samych była rzeczą znaną i nikt jej nie zaprzeczał.

Logika integracji

W objawieniu w La Salette jest coś zaskakującego, szczególnie dla dobrze ułożonych i wychowanych chrześcijan, którzy chcieliby, by Matka Boża ukazywała się jeśli nie siostrom zakonnym, to przynajmniej dzieciom z rodzin wierzących, które same prowadzą choćby minimalne życie religijne. Mieszczańska moralność skłania do myślenia, że tak powinno być. A jednak, jak wskazuje ks. Roggio, to właśnie takie myślenie jest niechrześcijańskie:

Prawdziwym problemem jest to, że niektóre cechy tradycyjnej powszechnej świadomości chrześcijańskiej nie są ewangeliczne. Trudno nie zadać pytania: kogo spotykał Chrystus? On nie bał się spotykać z ludźmi, których możemy nazwać „dalekimi” od Boga; a nawet więcej, poszukiwał ich, by mieli możliwość przemiany, za darmo i niezasłużonej, tej „dalekości” w „bliskość”. Maria, jak uczą Ewangelia i Kościół, jest pierwszą i doskonałą uczennicą Chrystusa; i Ona nauczyła się od Niego kogo, jak i gdzie trzeba szukać.

Dalej teolog dodaje:

Kościół nigdy nie nauczał, że świętość świadków objawienia jest koniecznym warunkiem autentyczności objawienia. Nauczał zawsze, że autentyczne objawienia są powołaniem do świętości, powołaniem, na które można odpowiedzieć także negatywnie, to znaczy mówiąc „nie”. Ewangelia nie jest dla świętych, ale dla grzeszników, aby zmienili swoje życie. Nie istnieje profil świadka objawienia, uniwersalny dla wszystkich czasów i miejsc. Myślenie, że taki profil istnieje, jest owocem powszechnej świadomości chrześcijańskiej, która wymazała ewangeliczny skandal nawrócenia, przebaczenia i pojednania. Kościół jednak rodzi się nie dzięki świętym, lecz dzięki grzesznikom, którym ich grzechy zostały wybaczone, dzięki apostołom, którzy odpowiadając „tak” na to niezasłużone przebaczenie, stali się świętymi.

Ale to nie wszystko. Wybór takich a nie innych świadków objawienia ma także, jak sądzę, inne uzasadnienie. Ma on uświadamiać, że Jezus nie przyszedł do sprawiedliwych, pobożnych i wiernych, ale do grzeszników, ludzi zagubionych, odrzuconych. „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem, aby powołać sprawiedliwych, ale grzeszników” (Mk 2, 17) – mówi Jezus. A Matka Boża w La Salette, objawiając się właśnie dzieciom z rodzin pokaleczonych, pogardzanych, trudnych, staje się – jak to określa o. Zdzisław J. Kijas – „osobową formą współczucia Odwiecznego Ojca”.

W Maryi Bóg idzie za człowiekiem, szuka go po jego krętych drogach historii, a znalazłszy go, stara się wziąć na ramiona i przynieść na powrót do owczarni. W Maryi Bóg zarazem współodczuwa trud drogi człowieczej, jego tęsknotę za możliwie pełną i szybką realizacją siebie, jak również widzi pełne niebezpieczeństw, powikłań i przeszkód ziemskie drogi prowadzące do prawdziwego szczęścia30

– wskazuje teolog, analizując objawienia w La Salette. W ten sposób Matka Boża staje się wzorem także dla nas, zwykłych chrześcijan: świeckich, ale i kapłanów.

[…] drogą Kościoła jest właśnie wyjście poza własne ogrodzenie, aby iść szukać dalekich na „peryferiach” egzystencji; jest stosowaniem w pełni logiki Boga; naśladowaniem Nauczyciela […]. Prawdziwa miłość zawsze jest bowiem niezasłużona, bezwarunkowa i bezinteresowna! (por. 1 Kor 13). Miłość w sposób kreatywny znajduje odpowiednie słowa, by dotrzeć do tych wszystkich, którzy uważani są za nieuleczalnie chorych, a więc nietykalnych. […] Taka jest logika Jezusa, taka jest droga Kościoła: nie tylko przyjmowanie i akceptowanie z ewangeliczną odwagą tych, którzy pukają do naszych drzwi, ale wychodzenie i szukanie dalekich, bez uprzedzeń i strachu, oraz pokazywanie im bezinteresownie tego, co sami darmo otrzymaliśmy: „Kto twierdzi, że w Nim trwa, powinien również sam postępować tak, jak On postępował” (1 J 2, 6)31.

Przywołana wypowiedź to słowa papieża Franciszka skierowane do kardynałów w 2015 roku. Można powiedzieć, że to jest właśnie logika, którą kierowała się Maryja, wybierając świadków swoich objawień. Ona szukała tych na marginesie, aby spróbować ich ponownie „zintegrować ze swoim Synem”32.

ROZDZIAŁ 2Objawienie światła

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ 3Krótki traktat mariologiczny

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ 4Krótki traktat o Bożej opatrzności

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ 5Mała droga La Salette

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ 6Sekret

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ 7„Ona uniosła się i zniknęła, a mnie zostawiła z wszystkimi moimi wadami”

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ 8Dwie Melanie

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ 9Uznanie przez Kościół

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ZAKOŃCZENIECzyli sola gratia po katolicku

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

1 Wszystkie cytaty biblijne podano za: Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Biblia Tysiąclecia, wyd. 5, Poznań 2003 [przyp. red.].

2Objawienie z 19 września 1846 roku. Opis krytyczny, w: J. Stern, J. Kręcidło, J. Pochwat, La Salette w świetle dokumentów źródłowych i magisterium Kościoła, Kraków–Dębowiec 2016, s. 34 (Studia Salettensia, 7).

3 Z. Zieliński, Papiestwo i papieże dwóch ostatnich wieków, Poznań 2007, s. 161–162.

4 J. Osterhammel, Historia XIX wieku. Przeobrażenie świata, tłum. I. Drozdowska-Broering i in., Poznań 2020 (wersja mobi), loc 1246.

5 A. Briggs, P. Burke, Społeczna historia mediów. Od Gutenberga do Internetu, tłum. J. Jedliński, Warszawa 2010, s. 171.

6 Zob. L. Gorman, D. McLean, Media i społeczeństwo. Wprowadzenie historyczne, tłum. A. Sadza, Kraków 2010, s. 9.

7 A. Zamojski, Święte szaleństwo. Romantycy, patrioci, rewolucjoniści, tłum. M. Ronikier, Kraków 2011, s. 496.

8 D. Paoli, Następstwa rewolucji francuskiej, w: R. Escande (red.), Czarna księga rewolucji francuskiej, tłum. K. Kubaszczyk, B. Biały, Dębogóra 2015, s. 465.

9 Zob. R. Dobek, François Guizot – myśliciel i minister burżuazyjnej Francji, „Historia Slavorum Occidentis” 2016, nr 2 (11), s. 207.

10 R. Secher, Ludobójstwo francusko-francuskie. Wandea – Departament Zemsty, tłum. M. Miszalski, Warszawa 2015, s. 306.

11 J. de Viguerie, Prześladowanie religijne, w: Czarna księga rewolucji francuskiej, dz. cyt., s. 267.

12 T. Dmochowski, Rewolucja francuska wobec Kościoła katolickiego w okresie Dyrektoriatu (1795–1799), „Cywilizacja i Polityka” 2017, nr 15, s. 143–144.

13 Zob. A. Wielomski, Filozofia polityczna francuskiego tradycjonalizmu 1789–1830, Kraków 2003, s. 207.

14 Sulpicjanie (Stowarzyszenie Prezbiterów św. Sulpicjusza) – zgromadzenie zakonne założone we Francji w 1642 r. Jego głównym celem pozostaje wspieranie duchowego i intelektualnego rozwoju innych księży. Nie prowadzą oni jednak własnej formacji młodych mężczyzn pragnących zostać duchownymi. Przyjmują do swego grona wyłącznie wyświęconych wcześniej kapłanów spośród księży diecezjalnych. Członkowie zgromadzenia, nabywając przynależność do niego, nie tracą swojej przynależności do diecezji, a ich bezpośrednim przełożonym pozostaje ich dotychczasowy biskup. Obecnie zgromadzenie liczy 297 członków. Sulpicjanami jest 14 żyjących biskupów i 1 kardynał.

15 Zgromadzenie Księży Misjonarzy św. Wincentego á Paulo (nazywani także lazarystami, księżmi misjonarzami lub Zgromadzeniem Misji) powstało w 1625 r. Jego domeną było głoszenie Ewangelii ubogim poprzez misję i rekolekcje parafialne, a także szczególna troska o formację duchownych. Na świecie jest obecnie ponad 4100 misjonarzy.

16 Francuska Szkoła Duchowości ukształtowana została w efekcie kontrreformacji. U jej podstaw leżała tajemnica Wcielenia i wierność zobowiązaniom chrztu świętego. Ukształtowała ona cały szereg zgromadzeń zakonnych, które wpłynęły na historię Kościoła aż do XX wieku.

17 Pierre de Bérulle (1575–1629) – teolog, pisarz ascetyczny, założyciel francuskich oratorianów (których celem miała być formacja duchowieństwa), jedna z kluczowych postaci francuskiej kontrreformacji. Kardynał de Bérulle zapoczątkował także berulliańską szkołę duchowości, która stała się jednym z fundamentów francuskiej szkoły duchowości. U podstaw jego rozumienia duchowości znajduje się głębokie doświadczenie ograniczoności i skończoności człowieka wobec nieskończonego Boga oraz możliwości ich zjednoczenia w Chrystusie poprzez adorację Chrystusa i kontemplację tajemnicy Wcielonego Słowa. Przylgnięcie do Chrystusa sprawia, że grzeszna natura człowieka zostaje odnowiona i wyniesiona do jedności z Bogiem. Kardynał szerzył też ideę oddania w niewolę Najświętszej Maryi Pannie, którą później podjął św. Ludwik Maria Grignion de Montfort.

18 Zapis cytowanej w publikacji rozmowy z ks. G.M. Roggio MS znajduje się w archiwum autora.

19 Franciszek, O peryferiach jako uprzywilejowanym miejscu ewangelizacji, http://www.archivioradiovaticana.va/storico/2014/01/26/anioł_pański_z_papieżem_o_peryferiach_jako_uprzywilejowanym_miejscu/pol-767569.

20 Zob. J.T. Hryniewicz, Teoria „centrum – peryferie” w epoce globalizacji, „Studia Regionalne i Lokalne” 2010, nr 2 (40), s. 5.

21 Zob. C. Heywood, Childhood in Nineteenth-Century France. Work, Health and Education Among the „Classes Populaires”, Cambridge 2002, s. 53–56.

22 J. Stern MS, Maksymin i Melania. Pasterze z La Salette, tłum. J. Pochwat MS, Kraków 2008, s. 19.

23 J. Jaouen MS, La Salette. Dar Chrystusa dla Kościoła, tłum. M. Taszycka, Kraków 1989, s. 121.

24 Zob. P. Gouin, Pasterka z La Salette – Melania Calvat, tłum. K.M. Brodzik, Kraków 1984, s. 27.

25 J. Jaouen MS, La Salette, dz. cyt., s. 117.

26 Tamże, s. 127.

27 J. Stern MS, Maksymin i Melania, dz. cyt., s. 9–10.

28 Zob. Ch. de Salmiech MS, Piękna Pani. Historia objawienia Matki Bożej Płaczącej w wiosce La Salette we Francji, tłum. T. Ptak MS, Kraków 2008, s. 9.

29 J. Jaouen MS, La Salette, dz. cyt., s. 119.

30 Z.J. Kijas OFMConv, Maryja Płacząca, Matka Ludu Bożego, „Studia Saletyńskie” 2003, nr 3, s. 228.

31Homilia Papieża Franciszka podczas Mszy św. z nowymi kardynałami. Bazylika św. Piotra, 15 lutego 2015 r., https://www.vatican.va/content/francesco/pl/homilies/2015/documents/papa-francesco_20150215_omelia-nuovi-cardinali.html.

32 „Współczucie prowadzi Jezusa do konkretnego działania: do reintegracji zepchniętego na margines! I są to trzy kluczowe pojęcia, jakie proponuje nam dzisiaj Kościół w liturgii słowa: współczucie Jezusa w obliczu wykluczenia oraz pragnienie integracji” – mówił papież. Tamże.