Kto zdradził Anne Frank - Sullivan Rosemary - ebook + książka

Kto zdradził Anne Frank ebook

Sullivan Rosemary

3,9

Opis

NIEROZWIĄZANA TAJEMNICA CZY PILNIE STRZEŻONY SEKRET?

Korzystając z nowoczesnej technologii, niedawno odkrytych dokumentów i wyrafinowanych metod śledczych, międzynarodowy zespół ekspertów – prowadzony przez zafascynowanego sprawą emerytowanego agenta FBI –  rozwiązał zagadkę, która od zakończenia II wojny światowej intrygowała kolejne pokolenia: kto wydał Anne Frank i jej rodzinę? I dlaczego?
Ponad trzydzieści milionów osób przeczytało Dziennik Anne Frank, świadectwo nastoletniej dziewczyny. Anne pisała go, ukrywając się z rodziną i czterema innymi osobami w amsterdamskiej oficynie w czasie II wojny światowej aż do chwili aresztowania przez nazistów i zsyłki do obozu koncentracyjnego. Jednak pomimo wielu prac – artykułów, książek, sztuk teatralnych i powieści – opowiadających historię Anne, nikt jednoznacznie nie wyjaśnił, jak ośmiu ludziom udało się przetrwać przez ponad dwa lata i kto lub co ostatecznie naprowadziło nazistów na ich trop.
Emerytowany agent FBI Vincent Pankoke i jego niestrudzeni śledczy z ogromną pieczołowitością przestudiowali dziesiątki tysięcy stron akt, w tym nigdy wcześniej nie odkrytych. Przeprowadzili też rozmowy z wieloma potomkami ludzi, którzy znali Franków. Korzystając z metod opracowanych przez FBI, zespół skrupulatnie odtworzył wielomiesięczny tok wydarzeń poprzedzający niesławne aresztowanie – i doszedł do wstrząsajacego wniosku.

    Kto zdradził Anne Frank to pasjonująca relacja z tej misji. Rosemary Sullivan przedstawia śledczych, wyjaśnia motywy zarówno ukrywających się, jak i ich prześladowców, oraz kreśli sylwetki podejrzanych. Całość dopełnia plastycznymi obrazami Amsterdamu z czasów wojny – miejsca, w którym bez względu na zamożność, wykształcenie czy podejmowane środki ostrożności nigdy nie było wiadomo, komu można zaufać.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 497

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (17 ocen)
5
8
3
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Wikann

Nie oderwiesz się od lektury

drobiazgowe śledztwo zakończone smutnym wynikiem, trzyma w napięciu
00
AStrach

Dobrze spędzony czas

Przed faktami nie ma ucieczki, mrówcza praca analityczna się opłaca.
00

Popularność




Przedmowa

Dzień Pamięci i pamięć o niewoli

Trzeciego maja 2019 roku wylądowałam na amsterdamskim lotnisku Schiphol, skąd udałam się taksówką na ulicę Spuistraat przecinającą samo serce miasta. Tam spotkałam się z kobietą reprezentującą Nederlands Letterenfonds* i po krótkim powitaniu pozwoliłam oprowadzić się po mieszkaniu, które miałam zajmować przez najbliższy miesiąc. Przyleciałam do Amsterdamu, aby napisać książkę o prowadzonym śledztwie dotyczącym nierozwikłanej sprawy zdradzieckiego ujawnienia Anne Frank i pozostałych mieszkańców Oficyny – zdrady, do której doszło 4 sierpnia 1944 roku.

Wielu z nas zna przynajmniej zarysy historii Anne Frank – żydowskiej nastolatki, która podczas nazistowskiej okupacji Holandii w trakcie II wojny światowej przez ponad dwa lata ukrywała się z rodzicami, siostrą i garstką przyjaciół rodziny w amsterdamskiej oficynie. Cała grupa została zdradzona, a następnie wysłana do obozów koncentracyjnych; z pogromu ocalał jedynie ojciec Anne – Otto Frank. Wiedzę o tych zdarzeniach czerpiemy w głównej mierze z niezwykłego dziennika, który Anne zostawiła tamtego sierpniowego dnia, gdy przyszli po nich naziści.

Historia Anne Frank, jako element holenderskiej spuścizny kulturowej, zawsze była bliska sercu tamtejszego filmowca, Thijsa Bayensa. W 2016 roku zaprosił on swego przyjaciela, dziennikarza Pietera van Twiska, do udziału w przedsięwzięciu, które początkowo miało na celu tylko nakręcenie filmu dokumentalnego, niedługo potem rozszerzyło się zaś o napisanie książki. Inicjatywa rozwijała się powoli, lecz już w 2018 roku nad sprawą pracowało co najmniej 22 ludzi i wielu dzielących się swą wiedzą rzeczoznawców. Pierwszą misję śledztwa stanowiło zidentyfikowanie zdrajcy, jednak wkrótce dochodzenie nabrało rozmachu. Zespół zajmujący się zadaniem – Cold Case Team**, jak potem go nazwano – postanowił przyjrzeć się reakcjom społeczeństwa znajdującego się pod okupacją wroga, a więc w sytuacji, gdy codzienne życie jest przesiąknięte strachem.

Czwartego maja, nazajutrz po moim przylocie, Holendrzy jak co roku obchodzili Dzień Pamięci, wspominając okrucieństwa II wojny światowej i okupione dużymi stratami zwycięstwo. Thijs Bayens poprosił, bym razem z nim i jego synem Joachimem uczestniczyła w cichym przemarszu ulicami Amsterdamu, który rozpoczyna ceremonie upamiętniające.

Na miejscu spotkania pojawiło się może 200 osób, lecz w trakcie pochodu przez miasto tłum gęstniał. Przez pewien czas dobiegały nas dźwięki cygańskiej orkiestry grającej przed gmachem opery, a potem przeszliśmy przez Dzielnicę Żydowską, mijając monumentalną synagogę portugalską, Żydowskie Muzeum Historyczne i Ermitaż, wokół którego na chodnikach zamontowano tablice pamiątkowe. Skręciliśmy w lewo i udaliśmy się wzdłuż rzeki Amstel, pokonując biały drewniany Magere Brug (Chudy Most), który 12 lutego 1941 roku naziści przegrodzili drutem kolczastym, aby odizolować żydowski kwartał. (Pod naciskiem władz gminy kilka dni później most został ponownie otwarty). Ruszyliśmy dalej przez centrum, aż dotarliśmy do placu Dam, gdzie zgromadziło się mniej więcej 25 tysięcy ludzi pragnących zobaczyć parę królewską i wysłuchać przemowy Femke Halsemy, burmistrzyni Amsterdamu. Padły wówczas słowa:

Napisać, zadzwonić. Dać się usłyszeć… albo nie. Objąć kochanka, przejść przez ulicę… albo nie. Przybyć wieczorem na plac Dam dziś, czwartego maja… albo nie. Za każdym razem, setki razy dziennie, dokonujemy wyborów. Bez namysłu, bez ograniczeń (…) Czym dla człowieka jest utrata wszelkiej wolności? Okupacja? Gdy przestrzeń wokół ciebie się kurczy (…)

Nasza wolność jest okupiona bólem i ogromnym smutkiem (…) Dlatego przekazujemy pamięć o niewoli, jakby wojna toczyła się jeszcze wczoraj (…) Dlatego upamiętniamy (…) tego roku, za rok i przez wszystkie kolejne lata[1].

Dzień po zakwaterowaniu wybrałam się z Thijsem na kolację. Rozmawialiśmy o europejskiej polityce, a zwłaszcza o nasilającej się ksenofobii i antyimigranckich nastrojach. Potem zapytałam, dlaczego zdecydował się podjąć dochodzenie w sprawie tajemniczej zdrady. Odparł, że osobiste przeżycia znajdują odzwierciedlenie w jego pracy filmowca. Dorastał w Amsterdamie lat 70., gdy cały świat znał to miasto z jego specyficznego luzu obejmującego squattersów, wioski artystów czy demonstracje na rzecz pokoju. Człowiek czuł się wtedy wolny i swobodnie to okazywał. Jednak od tego czasu wiele się zmieniło – obecnie w Holandii, Europie i Ameryce Północnej mamy do czynienia z erupcją rasizmu i strachu.

Kilka miesięcy temu Thijs trafił na ulicę Prinsengracht i utknął w długiej kolejce zwiedzających, wijącej się przed wejściem do Domu Anne Frank. Obserwując tłum, pomyślał, że rodzina Franków i inni ukrywający się wraz z nią w Oficynie byli tylko zwykłymi ludźmi w zwyczajnej okolicy, żyjącymi pośród znajomych i kolegów, sąsiadów i sklepikarzy, wujów i ciotek. Tak po prostu. Potem jednak ruszyła machina faszyzmu i powoli, lecz nieubłaganie, presja strachu zapanowała nad relacjami, a ludzie zwrócili się przeciwko sobie.

Thijs opuścił kłębiący się pod budynkiem tłum i podjął decyzję o rozpoczęciu publicznego dyskursu. Tam, gdzie do tej pory panowała tolerancja, teraz krzewiła się nieufność. W którym momencie zrezygnowaliśmy ze wspierania się nawzajem? Za kim się opowiadamy? A za kim nie? Wstępem do tej rozmowy miała stać się zdrada, której ofiarą padła Anne Frank. Dowiedziałam się od Thijsa, że na północy Amsterdamu znajduje się ogromny, prawie dwudziestometrowy mural, widoczny niemal z całego miasta. Malunek przedstawia Anne i jest opatrzony cytatem z jej dziennika: Pozwólcie mi być sobą. „Sądzę, że tymi słowami zwraca się do nas wszystkich” – uważa Thijs.

Ponieważ chciał mi przy okazji coś pokazać, przeszliśmy się na pobliski Torensluis, jeden z najszerszych mostów w Amsterdamie, przerzucony nad kanałem Singel. Z oddali ujrzałam wielki posąg ustawiony na marmurowym cokole. Było to imponujące popiersie, przywodzące na myśl Honoré de Balzaca. Thijs wyjaśnił, że to pomnik dziewiętnastowiecznego pisarza Eduarda Douwesa Dekkera, który zasłynął powieścią potępiającą nadużycia kolonializmu w holenderskich Indiach Wschodnich i jest uważany za jednego z najwybitniejszych prozaików pochodzących z Holandii. Zdumiałam się na wieść o tym, że autorem posągu jest ojciec Thijsa, Hans Bayens. Jego rzeźby znajdują się nie tylko w Amsterdamie, lecz także w Utrechcie, Zwolle i innych miastach.

Z relacji Thijsa wynikało, że jego ojciec nieczęsto mówił o wojnie, gdyż związana z nią trauma odcisnęła na nim zbyt głębokie piętno. Matka wspominała, że przez długie lata po jej zakończeniu zrywał się z łóżka i z krzykiem wyciągał ręce w stronę okna, przebudzony koszmarną wizją nadlatujących bombowców.

Thijs nie poznał dziadków, oboje zmarli przed jego narodzinami. Słyszał jednak opowieści o nich, a największe wrażenie wywarło na nim odkrycie, że ich dom był doorgangshuis, tymczasowym schronieniem wykorzystywanym przez ruch oporu do ukrywania Żydów. W piwnicy zawsze gnieździli się jacyś ludzie, czasami przez kilka tygodni, zanim nie znalazło się dla nich bardziej stałe lokum, w którym byliby bezpieczni.

Rozpoczynając śledztwo w sprawie Anne Frank, Thijs spytał najlepszego przyjaciela swego ojca o wspomnienia z wojny. Usłyszał, że powinien przeprowadzić wywiad z dziewięćdziesięciotrzyletnim wówczas Joopem Goudsmitem, który przez całą wojenną zawieruchę przebywał z dziadkami Thijsa. Goudsmit stał się częścią rodziny Bayensów. Potrafił opisać dom, piwniczne pomieszczenie, gdzie się ukrywał, i zakazane radio schowane pod deskami podłogowymi, a nawet podać liczbę Żydów, którzy przewinęli się przez lokal. Wyjawił, że Bayens narażał się na ogromne ryzyko, współpracując z fałszerzami dokumentów.

Może zdumiewać, że ojciec Thijsa nigdy mu tego nie wyznał, lecz takie zachowanie było wtedy typowe. Po wojnie mnóstwo ludzi obłudnie chełpiło się zaangażowaniem w ruch oporu, a ci, którzy naprawdę nadstawiali karku – jak dziadkowie Thijsa – często woleli milczeć. Wojna położyła się jednak na życiu jego najbliższych cieniem i Thijs miał nadzieję, że poszukiwanie powodów nalotu na Oficynę pozwoli mu zgłębić tajniki historii własnej rodziny. Przeżycia Anne Frank stały się symbolem, lecz zarazem nie były wyjątkowe – podobnych dramatów rozegrało się w Europie setki tysięcy. Thijs traktował je jako ostrzeżenie. „Nie można dopuścić, by to kiedykolwiek się powtórzyło” – powiedział.

* Fundacja wspierająca literaturę niderlandzką w kraju i za granicą (przyp. red.).

** Dla uproszenia nazywany dalej zespołem śledczym (przyp. tłum.).

Rozdział 1

Nalot i zielony policjant

Czwartego sierpnia 1944 roku 33-letni SS-Hauptscharführer, Karl Josef Silberbauer, funkcjonariusz Referatu IV B4 służby bezpieczeństwa – Sicherheitsdienst (SD) – zwanego potocznie „łowcami Żydów”, siedział w swoim biurze przy Euterpestraat w Amsterdamie, kiedy niespodziewanie zadzwonił telefon. Zamierzał właśnie wyjść, by coś przekąsić, mimo to podniósł słuchawkę – czego później żałował. W trakcie rozmowy jego przełożony, oficer SS Julius Dettmann, przekazał mu wiadomość, że w kompleksie magazynowym przy Prinsengracht 262 w centrum Amsterdamu ukrywają się Żydzi. Dettmann nie wyjawił Silberbauerowi, kto stoi za tym przeciekiem, lecz najwyraźniej była to osoba godna zaufania i dobrze znana służbom wywiadowczym SS. Silberbauer otrzymywał zdecydowanie zbyt wiele anonimowych informacji, które okazywały się bezużyteczne lub nieaktualne – Żydzi znikali, zanim przybywał oddział łowców. Skoro jednak dostawszy cynk, Dettmann skontaktował się z nim, jasne było, że wierzy swoim źródłom i ma pewność, iż donos wart jest sprawdzenia.

Dettmann zadzwonił również do holenderskiego sierżanta Abrahama Kapera z Biura ds. Żydowskich, któremu polecił wysłanie na Prinsengracht kilku swoich ludzi mających towarzyszyć Silberbauerowi. Kaper ściągnął na polowanie dwóch holenderskich policjantów – Gezinusa Gringhuisa i Willema Grootendorsta z IV B4 – oraz jeszcze jednego człowieka.

Istnieje wiele wersji relacji opisujących zdarzenia, które rozegrały się przed przybyciem Silberbauera oraz jego podkomendnych na Prinsengracht 263 i później. Absolutnie pewne zaś jest tylko jedno – znaleziono osiem ukrywających się osób. Byli to Otto Frank i jego żona Edith, ich dwie córki, Anne i Margot; przyjaciele Franków – Hermann van Pels z żoną Auguste i synem Peterem oraz dentysta Fritz Pfeffer. Holendrzy nazywali ukrywających się onderduikers, nurkami[1]. Wymienieni ludzie nurkowali przez dwa lata i trzydzieści dni.

Uwięzienie, nawet niesprawiedliwe, to jedno. Ale ukrywanie się jest czymś zupełnie innym. Jak można sprostać trwającej 25 miesięcy całkowitej izolacji – nie móc wyjrzeć przez okno z obawy, że zostanie się dostrzeżonym; nigdy nie wychodzić na zewnątrz i nie oddychać świeżym powietrzem; milczeć godzinami, by nie usłyszeli cię pracownicy magazynu na dole? Zachowanie takiej dyscypliny musi być podyktowane skrajnym strachem. Większość ludzi postradałaby zmysły.

Co robili podczas długich godzin każdego powszedniego dnia, sporadycznie coś szepcząc i chodząc na palcach, gdy niżej krzątali się robotnicy? Uczyli się, pisali. Otto Frank czytał książki historyczne i powieści. Uwielbiał Karola Dickensa. Dzieci opanowywały angielski, francuski i matematykę. Anne i Margot prowadziły dzienniki. Wszyscy przygotowywali się do życia, jakie mieli wieść po wojnie. Choć byli na celowniku nazistów, ich wspólników oraz informatorów, wciąż wierzyli w cywilizację i przyszłość.

Latem 1944 roku w Oficynie zapanował optymizm. Otto przypiął do ściany mapę Europy i śledził nadawane przez BBC i Radio Oranje wiadomości holenderskiego rządu na uchodźstwie w Londynie. Wprawdzie Niemcy konfiskowali odbiorniki radiowe, by uniemożliwić Holendrom odbiór zagranicznych stacji, lecz Ottonowi udało się przemycić jedno do kryjówki, dzięki czemu słuchał nocnych audycji o postępach sił alianckich. Dwa miesiące wcześniej, 4 czerwca, alianci odbili Rzym, dwa dni później zaś miało miejsce lądowanie w Normandii – największa w historii operacja desantowa, często określana kryptonimem D-Day. Pod koniec czerwca Amerykanie wciąż walczyli w Normandii, ale rozpoczęta 25 lipca operacja Cobra doprowadziła do załamania niemieckiego oporu w północno-zachodniej Francji. Na wschodzie Rosjanie wkraczali do Polski. Dwudziestego lipca, ku radości mieszkańców Oficyny, naczelne dowództwo w Berlinie podjęło próbę zamachu na Hitlera.

Wyglądało na to, że w ciągu kilku tygodni, może miesięcy, wojna dobiegnie końca. Wszyscy snuli plany na przyszłość. Margot i Anne napomykały o powrocie do szkoły.

Zdarzenie, które miało miejsce potem, nie mieściło się w głowie. Wedle słów, jakimi posłużył się Otto w udzielonym ponad dwie dekady później wywiadzie: „Wejście uzbrojonego Gestapo położyło kres wszystkiemu”[2].

Jeśli chcemy spojrzeć na sprawę z perspektywy mieszkańców Oficyny, możemy opierać się tylko na relacji Ottona, jedynego ocalałego spośród całej ósemki. Aresztowanie niewątpliwie wryło mu się w pamięć, opowiadał o nim bowiem w najdrobniejszych szczegółach.

Wspomina, że była mniej więcej dziesiąta trzydzieści. Udzielał Peterowi lekcji angielskiego w pokoju van Pelsów na górze. Peter popełnił w dyktandzie błąd, bo napisał słowo double przez dwa b. Otto właśnie zwrócił chłopcu uwagę, kiedy usłyszał czyjeś ciężkie kroki na schodach. Zaniepokoił się, gdyż o tej godzinie wszyscy mieszkańcy Oficyny zachowywali się bardzo cicho, by nie było ich słychać w pomieszczeniach biurowych na dole. Nagle otworzyły się drzwi i stanął w nich mężczyzna z wycelowanym w nich pistoletem. Nie miał na sobie policyjnego munduru. Podnieśli ręce. Trzymając ich na muszce, mężczyzna kazał im zejść na dół[3].

W słowach, jakimi Otto Frank opowiada o nalocie, wyczuwa się głęboki szok. W trakcie traumatycznych doświadczeń czas zwalnia, rozciąga się niczym guma, a niektóre detale specyficznie zapadają w pamięć. Otto zapamiętał błąd w pisowni, lekcję ortografii, skrzypiące schody, skierowany w swoją stronę pistolet.

Zapamiętał, że uczył Petera. Zapamiętał nawet słowo, przy którym chłopiec się pomylił – double napisane przez dwa b. To kwestia zasad. Otto wierzy w zasady i porządek, lecz mroczna siła zgania go ze schodów z zamiarem zabicia zarówno jego samego, jak i wszystkiego, co jest mu drogie. Powód? Władza, nienawiść czy tylko świadomość takiej możliwości? Nawet w retrospekcji Otto zagłusza obezwładniające go przerażenie i próbuje panować nad sobą w poczuciu odpowiedzialności za innych. Patrząc na broń w ręce policjanta w cywilu, wraca myślami do tego, co już wie: alianci prą naprzód. Odrobina szczęścia, ślepy los i mogą się uratować. Myli się jednak. On i jego rodzina zostaną przewiezieni ostatnim pociągiem towarowym do Auschwitz. Zdarzyło się to, co wydawało się nieprawdopodobne, Otto wie jednak, że nieprawdopodobne czasami się dzieje.

Gdy Otto i Peter zeszli na parter Oficyny, ujrzeli pozostałych stojących z podniesionymi rękami. Nie było żadnej histerii ani płaczu, jedynie cisza. Każdy był oszołomiony obrotem zdarzeń. Teraz – tak blisko końca.

Na środku pokoju Otto zauważył człowieka, którego podejrzewał o przynależność do Grüne Polizei, jak Holendrzy nazywali miejscową niemiecką policję ze względu na zielone mundury funkcjonariuszy. Widział oczywiście Silberbauera, który formalnie nie należał do Grüne Polizei, lecz był podoficerem SS. Nazista utrzymywał potem, że ani on, ani żaden z policjantów w cywilu nie sięgnął po broń, jednak świadectwo Ottona jest bardziej wiarygodne. Podobnie jak większość powojennych zeznań esesmanów, relacja Silberbauera miała jedynie oczyścić go z zarzutów.

Spokój i opanowanie aresztowanych zdawało się działać na nazistę jak płachta na byka. Otto wspomina, że gdy Silberbauer rozkazał im zabrać swoje rzeczy przed udaniem się do siedziby Gestapo przy Euterpestraat i Anne wzięła teczkę ojca, w której trzymała dziennik, wyrwał ją dziewczynce, wytrząsnął na podłogę zeszyt w kraciastej okładce oraz kilka luźnych kartek, a potem wrzucił do środka ostatnie kosztowności i pieniądze, które mieszkańcy Oficyny zdołali zatrzymać, w tym mały pakiecik Fritza Pfeffera, zawierający złoto dentystyczne. Niemcy przegrywały wojnę. Większość łupów, jakie łowcy Żydów zbierali na rzecz Rzeszy, trafiała w tamtym czasie do prywatnych kieszeni.

O ironio, dziennik Anne Frank uratowała właśnie chciwość Silberbauera. Gdyby nastolatka trzymała teczkę przy sobie i zachowała ją podczas aresztowania, dziennik bez wątpienia zostałby jej odebrany w siedzibie SS i zniszczony lub zgubiony na zawsze.

Według słów Ottona, w tej właśnie chwili Silberbauer zwrócił uwagę na stojącą pod oknem szarą skrzynkę z metalowymi klamrami. Na jej pokrywie widniał napis: Leutnant d. Res. Otto Frank – porucznik rezerwy Otto Frank. „Skąd masz tę skrzynię?!” – wypalił Silberbauer. Gdy Otto wyjaśnił, że był oficerem w czasie I wojny światowej, nazista wyglądał na zszokowanego. Otto zrelacjonował to następująco:

Mężczyzna był bardzo skonfundowany. Patrząc na mnie, rzekł wreszcie:

– Dlaczego nie zgłosiłeś, kim jesteś?

Zagryzłem wargi.

– Na litość, dlaczego? Zostałbyś po ludzku potraktowany! Wysłaliby cię do Theresienstadt.

Milczałem. Najwyraźniej w jego mniemaniu obóz Theresienstadt był oazą spokoju, więc cóż miałem powiedzieć. Po prostu patrzyłem mu w oczy. Nagle odwrócił wzrok, a ja uświadomiłem sobie jedną rzecz: ten człowiek stał na baczność. W głębi duszy był poruszony; gdyby się ośmielił, mógłby mi nawet zasalutować.

Potem obrócił się na pięcie i pobiegł na górę. Chwilę później zbiegł na dół, wrócił, a potem pognał po schodach jeszcze raz, i jeszcze. Wołał przy tym: „Nie spieszcie się!”.

Zwracał się zarówno do nas, jak i do swoich ludzi[4].

W cytowanej relacji to nazista okazywał niepokój, biegając w górę i w dół niczym Szalony Kapelusznik, podczas gdy mieszkańcy Oficyny zachowywali zimną krew. W tej instynktownej reakcji na jego oficerską rangę Otto dopatrzył się niemieckiego kultu posłuszeństwa, lecz mógł nie docenić wdrukowanego rasizmu Silberbauera. Wiele lat później powiedział: „Gdyby [Silberbauer] był sam, może by nas oszczędził”[5].

To mało prawdopodobne. Po umieszczeniu więźniów w ciężarówce, która miała dostarczyć ich do siedziby Gestapo na przesłuchanie, Silberbauer wrócił do budynku, by porozmawiać z jedną z pracownic biura, Miep Gies. Niewykluczone, że nie aresztował jej tylko ze względu na austriackie pochodzenie, takie samo jak jego własne, ale nie omieszkał jej pouczyć: „Nie wstyd ci było pomagać tym żydowskim śmieciom?”[6].

Karl Silberbauer twierdził później, iż dopiero po latach dowiedział się – dzięki artykułowi w gazecie – że wśród aresztowanych była piętnastoletnia Anne Frank.

W udzielonym w 1963 roku wywiadzie tłumaczył dziennikarzowi śledczemu:

Ludzie, których wyciągałem z kryjówek, nie zapadali mi w pamięć. Gdyby to był człowiek pokroju generała de Gaulle’a albo ważny członek ruchu oporu – to co innego. Takich sytuacji się nie zapomina. Gdybym akurat nie był na służbie, kiedy mój kolega odebrał telefon z donosem… nigdy nie zetknąłbym się z tą Anne Frank. Do dziś pamiętam, że właśnie zamierzałem wyjść i coś zjeść. A ponieważ cała sprawa nabrzmiała dopiero po wojnie, wszystko spadło na moje barki… Zastanawiam się, kto za tym stoi. Może ten Wiesenthal albo jakaś osoba z ministerstwa, która pragnie wkraść się w łaski Żydów[7].

Trudno sobie nawet wyobrazić nikczemniejszą, bardziej wyzutą z uczuć wypowiedź. Silberbauer znakomicie zdawał sobie sprawę z tego, że „ta Anne Frank”, którą aresztował 4 sierpnia 1944 roku, zmarła w obozie koncentracyjnym Bergen-Belsen, wygłodzona i chora na tyfus. Zupełnie jakby nie liczyła się śmierć dziecka – przypadkowa, odrealniona, naznaczona nieistotnym cierpieniem – a jedynie jego poczucie bycia ofiarą. Jakież to dziwne, że zdemaskowany oprawca zawsze użala się tylko nad sobą.

Rozdział 2

Dziennik Anne Frank

Dziennik Anne Frank, kiedy czytamy go z myślą o tym, czym jest w istocie – spisaną przez trzynastolatkę relacją dotyczącą codzienności życia w ukryciu podczas przerażającej nazistowskiej okupacji jej miasta – jawi się jako lektura niezwykle wstrząsająca. Na jego kartach Anne uwieczniła szczegóły ponad dwóch lat klaustrofobicznej egzystencji, jaką wiodła wraz z rodziną w znajdującej się na tyłach firmy ojca oficynie w strachu przed nazistowskimi oprawcami.

Wie, co czeka ją na zewnątrz. Tak jak pozostałe siedem osób, z którymi dzieli przestrzeń, doświadcza głodu i nieustannego strachu przed koszmarem aresztowania, stale wystawiona na niebezpieczeństwo wykrycia i śmierci. Choć nie ją pierwszą dotykają podobne przeżycia, może być jedną z pierwszych relacjonujących ich przebieg. Inne arcydzieła zrodzone na gruncie Holokaustu – Czy to jest człowiek Prima Leviego oraz Noc Eliego Wiesela – zostały napisane z perspektywy czasu przez ludzi, którzy przeżyli. Lecz Anne Frank nie przeżyje.

To właśnie sprawia, że lektura jej dziennika jest tak poruszająca. Czytelnik, w odróżnieniu od Anne, od początku wie, co się wydarzy.

Dziewczynka dostała dziennik w prezencie na swoje trzynaste urodziny 12 czerwca 1942 roku. Jej rodzina postanowiła zacząć się ukrywać niecały miesiąc później, 6 lipca, gdy szesnastoletnią wówczas siostrę Anne, Margot, wezwano do Arbeiteseinsatz, pracy przymusowej w Niemczech. Otto Frank był już wtedy świadomy, że termin „praca przymusowa” stanowi eufemistyczne określenie niewolnictwa.

Marząc o posiadaniu serdecznej przyjaciółki, Anne Frank wymyśliła dziewczynkę o imieniu Kitty, do której w swym dzienniku zwraca się z absolutną szczerością. Pisze o nadziei, tajemnicach swego kobiecego ciała czy płomiennym zauroczeniu siedemnastoletnim chłopcem, którego rodzina razem z Frankami ukrywała się w Oficynie. Anne jeszcze nie przestała być dzieckiem; wycina z gazet zdjęcia gwiazd filmowych i członków rodziny królewskiej, by ozdobić nimi ścianę sypialni. Choć urodziła się w Niemczech, we Frankfurcie nad Menem, trafiła do Holandii w wieku sześciu lat i podstawowym językiem jest dla niej niderlandzki – w nim też prowadzi dziennik. Marzy o zostaniu pisarką, pragnie w przyszłości stać się sławna. Jakież to przygnębiające dla czytelnika, który wie wszak, że żadna przyszłość nie jest jej pisana.

Świat, w jakim żyje Anne, stanowi dla nas abstrakcję. W lipcu 1943 roku bliscy odkrywają, że nastolatka potrzebuje okularów. Miep Gies, jedna z osób pomagających mieszkańcom Oficyny, proponuje, że zabierze ją do okulisty, jednak Anne odczuwa przerażenie na samą myśl o wyjściu na ulicę. Kiedy chce założyć płaszcz, ten okazuje się już na nią za mały, a ona sama przez swą bladość jest łatwo rozpoznawalna jako ukrywająca się Żydówka. Ostatecznie nie dostaje więc okularów. W sierpniu 1944 minie 25 miesięcy, odkąd przestała wychodzić na zewnątrz.

Z otwartych okien Oficyny mogłyby dochodzić do pracowników sąsiednich firm odgłosy świadczące o obecności jej mieszkańców. Aby zaczerpnąć świeżego powietrza, czternastoletnia Anne musi się schylić i schwycić jego powiew wpadający przez szczelinę nad parapetem. W swoim dzienniku pisze o okropnej klaustrofobii związanej z zamknięciem w małych pokojach i nigdy niesłabnącym lęku, podsycanym przez konieczność zachowania absolutnej ciszy. Chodzi po schodach w tę i z powrotem; ciska się jak ptak uwięziony w klatce. Jedyną ulgę przynosi sen, a i on jest przerywany przez strach[1].

A jednak zawsze w końcu się ożywia. Opowiada Kitty, że aby pokonać strach i alienację, trzeba szukać spokoju w kontakcie z naturą i obcowaniu z Bogiem. Jakby na tę jedną chwilę, siedząc w oknie na poddaszu i spoglądając w blade niebo, zapominała, że nie może opuszczać Oficyny. Jak to możliwe, iż w tak przerażających okolicznościach potrafi cieszyć się życiem, tryskając przy tym energią i optymizmem?

Pod koniec dziennika Anne opisuje zdarzenia pewnej szczególnie koszmarnej nocy, kiedy to do magazynu włamują się złodzieje i ktoś – przypuszczalnie policja – łomocze w regał maskujący wejście do tajnej przybudówki. Anne opowiada Kitty o przekonaniu, że czeka ją pewna śmierć. Nazajutrz w pierwszym odruchu oświadcza, iż poświęci się sprawom, które są jej bliskie: Holandii, językowi niderlandzkiemu i pisaniu. Deklaruje, że nic nie powstrzyma jej przed osiągnięciem swoich celów[2].

Jakże niezwykła wydaje się taka deklaracja w obliczu faktu, że składająca ją osoba kończy właśnie 15 lat. Ostatni wpis w dzienniku opatrzony jest datą 1 sierpnia 1944 roku, pojawia się więc trzy dni przed aresztowaniem wszystkich mieszkańców kryjówki, włączając w to Anne i jej rodzinę. Otto Frank powróci z obozu jako jedyna z ośmiu osób, które przebywały wówczas w Oficynie.

Wielu spośród wyzwolonych wraz z nadejściem końca wojny ocalałych nie potrafiło przelać na papier swoich przeżyć. Musiało minąć 10 lat, by Elie Wiesel napisał Noc. „Czy można oczyścić i ucywilizować język wypaczony i zatruty przez wroga? – pyta Wiesel. – Głód, pragnienie, strach, transport, selekcja, ogień, komin – każde z tych słów coś znaczy, ale w tamtych czasach znaczyło coś całkiem innego”. W jaki sposób można, bez przywłaszczania sobie i profanowania przerażającego cierpienia, przedstawić obcowanie z „obłąkanym, wyzbytym uczuć światem, w którym bycie nieludzkim nie świadczyło jakoby o braku człowieczeństwa, gdzie wykształceni ludzie, przywdziawszy posłusznie mundury, przyjeżdżali zabijać”[3]?

Gdy w 1947 roku Primo Levi przesłał swoją książkę Czy to jest człowiek do wydawnictwa Einaudiego w Turynie, zarówno niezwykle sławny w tamtym czasie poeta Cesare Pavese, jak i Natalia Ginzburg, której mąż został zamordowany przez Niemców w Rzymie, odmówili publikacji. Levi kontaktował się z wieloma wydawcami, lecz żaden się nie zgodził. Wyjaśniali, że na to za wcześnie. „Włosi mają inne zmartwienia (…) niż czytanie o niemieckich obozach śmierci. Włosi mówią: »To już koniec. Basta! Dość tych potworności!«”[4].

W kulminacyjnym punkcie sztuki teatralnej Pamiętnik Anne Frank, a potem także filmu nakręconego na podstawie dziennika, padają słowa z jego ostatnich stron:

To wielki cud, że nie zrezygnowałam ze wszystkich swoich oczekiwań, bo wydają się absurdalne i niewykonalne. Mocno się ich jednak trzymam, ponieważ wciąż jeszcze wierzę w wewnętrzną dobroć ludzi[5].

Społeczeństwo nie potrafiło spojrzeć wprost na to, co się wydarzyło: morderstwa na niespotykaną skalę, masowe groby uniemożliwiające indywidualne oddanie czci zmarłym. Zarówno w teatralnej, jak i filmowej wersji dziennika Niemców przemianowano na nazistów, a obraz doświadczeń Żydów złagodzono. Usunięto na przykład wzmiankę o święcie Jom Kippur, co miało być próbą nadania tej historii bardziej świeckiego, uniwersalnego wymiaru. Tłumaczka niemieckiego wydania Dziennika, które ukazało się w 1950 roku, stonowała „wszelkie wrogie odniesienia względem kraju niemieckiego i Niemców”, wychodząc z założenia, że „książka przeznaczona do sprzedaży Niemcom nie może ich znieważać”[6].

Forma dziennika nadaje mu jednak charakter żywego dokumentu. Jego odbiór zmienia się wraz ze sposobem, w jaki ewoluuje nasza wiedza lub umiejętność stawiania jej czoła. Od lat 60. XX wieku powstają książki, filmy, muzea i pomniki upamiętniające Holokaust. W ludziach wreszcie pojawiła się gotowość do zmierzenia się z szaleństwem nazizmu i chęć zbadania obojętności na przemoc, która pozwalała szerzyć się faszyzmowi niczym zarazie.

Bliższy naszemu dzisiejszemu światopoglądowi wydaje się komentarz, jaki Anne zamieściła pod koniec dziennika: „W ludziach jest teraz żądza niszczenia, żądza zabijania, mordowania i wściekłości i tak długo, jak długo cała ludzkość, bez wyjątku, nie przejdzie wielkiej metamorfozy, wojna będzie szaleć”[7].

Być może zastanawiasz się, jaki jest sens pytania o winnego zdrady Anne Frank w tak odległych czasach wojennych. Otóż taki, że blisko 80 lat od zakończenia tamtej apokalipsy popadliśmy w samozadowolenie i myślimy podobnie, jak sądzili dawniejsi Holendrzy – że to się nie ma prawa tutaj wydarzyć. Współczesne społeczeństwo zdaje się jednak stawać coraz podatniejsze na ideologiczne podziały i ulegać kuszącej wizji autorytaryzmu, zapominając o prostej lekcji: faszyzm, jeśli pozwolić mu zaistnieć, już w stadium początkowym daje przerzuty.

Świat Anne Frank nie pozostawia najmniejszych złudzeń. Czym są prawdziwe narzędzia wojny? To nie tylko przemoc fizyczna, ale również retoryczna. Próbując ustalić, jak Adolfowi Hitlerowi udało się przejąć władzę, amerykańskie Biuro Służb Strategicznych zleciło w 1943 roku sporządzenie raportu wyjaśniającego jego taktykę: „Nigdy nie przyznawać się do potknięcia ani błędu; nigdy nie brać na siebie winy; w danej chwili skupiać się tylko na jednym wrogu; obwiniać tego wroga za wszelkie niepowodzenia; wykorzystywać każdą okazję do wzbudzenia politycznej zawieruchy”[8]. Wkrótce hiperbola, ekstremizm, zniesławienie oraz pomówienie staną się powszechnymi i ogólnie akceptowanymi środkami sprawowania władzy.

Aby w pełni ujrzeć wpływ okupacji na miasto pokroju Amsterdamu, należy zrozumieć, że choć zdarzali się tacy, którzy wspierali nazistów – ze względu na skłonność do oportunizmu, sprzedajność, tchórzostwo czy nieumiejętność spojrzenia prawdzie w oczy – i istniał ruch oporu, zdecydowana większość ludzi po prostu próbowała się nie wychylać.

Do czego prowadzi brak zaufania obywateli do instytucji, które mają za zadanie ich bronić? Co się dzieje, gdy kruszeje opoka fundamentalnych praw stanowiących o przyzwoitości i ją chroniących? W 1940 roku Holandia była niczym szalka Petriego umożliwiająca obserwowanie, w jaki sposób ludzie wychowani w duchu wolności reagują na katastrofę, która załomotała do ich drzwi. A postawione wcześniej pytania ani trochę się nie zdezaktualizowały.

Rozdział 3

Zespół śledczy

Biuro zespołu śledczego mieści się w północnej części Amsterdamu. Aby do niego dotrzeć, należy skorzystać z przeprawy promowej przez rzekę IJ, oddzielającą Amsterdam-Noord od centrum miasta. Podróż rozpoczyna się na Dworcu Centralnym, któremu bliźniacze wieże zegarowe, wieżyczki i gotycko-renesansowa fasada nadają rozmach godny królewskiego pałacu. Wrażenie to blednie dopiero w zestawieniu z galerią sklepów i restauracji, mnogością torów kolejowych, zejść do metra i chodników prowadzących do doków. Wystarczy się przejść, wsiąść na nadpływający rzeką Amstel prom wiozący pasażerów z nieodłącznymi rowerami, by poczuć zapierający dech w piersiach powiew wolności. Nietrudno sobie jednak wyobrazić maszerujące przez wielki dworzec zastępy Wehrmachtu czy poganianych ulicą przez żołnierzy z pałkami mężczyzn, kobiet i dzieci – właśnie taki widok zdruzgotał Anne Frank, gdy przebywając w biurze przy Prinsengracht 263, wyjrzała oknem przez wąską szczelinę między zasłonami.

Siedziba grupy dochodzeniowej, zlokalizowana w nowo powstałej dzielnicy mieszkaniowej, okazała się dużym pomieszczeniem podzielonym na sekcje dla śledczych, badaczy i personelu administracyjnego. Poinformowano mnie, że w styczniu 2019 roku biuro – do którego niepowołane osoby nie miały wstępu – zatrudniało 23 pracowników i dysponowało osobnym pokojem operacyjnym. Wisiały tam osie czasu zdarzeń i stała dźwiękoszczelna kabina MuteCube, umożliwiająca prowadzenie poufnych narad, w których mogło uczestniczyć nawet czterech rozmówców.

Na jednej ze ścian widniały zdjęcia nazistowskich oficjeli, ich holenderskich kolaborantów z SD oraz informatorów określanych jako V-Mann i V-Frau (litera V oznacza vetrouwen, czyli zaufanie), którzy brali udział w prześladowaniach Żydów. Pod tą galerią ustawiono niewielki przestrzenny model przedstawiający zabudowania przy Prinsengracht 263 wraz ze znajdującą się na tyłach Oficyną.

Po przeciwnej stronie powieszono fotografie mieszkańców Oficyny: rodziny Franków i van Pelsów oraz Fritza Pfeffera, a także ich pomocników: Johannesa Kleimana, Victora Kuglera, Bep Voskuijl oraz Miep i Jana Giesów. Ściany pokoju operacyjnego zajmowały mapy Amsterdamu z okresu wojny oraz oś czasu zawierająca zdjęcia i wycinki dotyczące ważnych wydarzeń powiązanych z kwestią zdrady.

Duży fragment kolejnej ściany pokrywało metrowe zdjęcie lotnicze kanału Prinsengracht, zrobione 3 sierpnia 1944 roku z samolotu brytyjskich sił lotniczych (RAF). Wykonano je zaledwie 12 godzin przed aresztowaniem mieszkańców Oficyny. Wyraźnie widać na nim siedzibę firmy Ottona Franka wraz z ulokowaną na tyłach budynku samą Oficyną. Ukrywający się wciąż przebywali wtedy w środku, nieświadomi, że mają przed sobą ostatnią noc tego, co zastępowało im wolność. Thijs wyjaśnił, że patrzenie na mapę dawało zespołowi trudne do opisania poczucie więzi z tymi ludźmi – zupełnie jakby czas stanął w miejscu.

Kolega Thijsa, Pieter van Twisk, przejawiał właściwą bibliofilom skrupulatność wynikającą ze skłonności do pedanterii i obsesji na punkcie szczegółów. Patrząc nań, można było mieć pewność, że wszelkie jego wnioski są poparte twardymi dowodami. Podobnie jak zadziało się to w przypadku Thijsa, badania prowadzone przez Pietera w ramach śledztwa zyskały bardziej osobisty wymiar, niż początkowo przypuszczał. Na wczesnych etapach przedsięwzięcia przetrząsał archiwa miasta Groningen w poszukiwaniu informacji o holenderskim kolaborancie, Pieterze Schaapie. Pod koniec wojny Schaap polował w Groningen na przywódcę ruchu oporu noszącego nazwisko Schalken, które wydało się Pieterowi dziwnie znajome.

W końcu znalazł w miejskich archiwach dokument zawierający wykaz osób z potwierdzeniem ich przynależności do ruchu oporu. Wynikało z niego, że Schalken był jednym z przywódców Landelijke Knokploegen (Narodowych Oddziałów Bojowych), zbrojnego ramienia tego ruchu, a ponadto ukrywał się w domu dziadków Pietera. On sam znał tę historię z rodzinnych opowieści, lecz nigdy nie dawał jej wiary.

W znalezionym dokumencie widniały personalia jego dziadka, Pietera van Twiska, po którym odziedziczył imię i nazwisko, w dolnej części strony umieszczona była zaś następująca adnotacja:

Czy ryzykował i dlaczego? Tak, przez cały czas członkostwa w ruchu oporu był adresem kontaktowym dla KP, OD, LO etc. W jego rodzinnym domu ukrywało się kilku wybitnych bojowników ruchu oporu – między innymi Schalken. Wyżej wymienione osoby były poszukiwane przez SD. Wcześniej [Schalken] brał też udział w ukrywaniu broni[1].

Schalkena nigdy nie złapano, nie aresztowano także dziadków Pietera. Sam Pieter pamiętał, jak jego wuj, który w czasie wojny był chłopcem, opowiadał mu, że Schalken stanowił dla niego wzór. Podczas jednego z nazistowskich nalotów Schalken wyszedł z domu, nie okazując emocji, po czym przystanął, zapalił papierosa, a chwilę potem ze stoickim spokojem wsiadł na rower i odjechał. Żaden z niemieckich oficerów nie podejrzewał, że to właśnie jego szukano.

Trudno o holenderską rodzinę, która nie miałaby wojennej przeszłości.

Po wojnie przez całe dziesięciolecia głoszono powszechnie, że większość Holendrów przeciwstawiała się nazistom, wielu należało do ruchu oporu, a przynajmniej go wspierało. Podobna narracja obowiązywała wówczas w większości europejskich krajów, lecz rzeczywistość nie była tak czarno-biała. Pieter jest zdania, że na przestrzeni minionych trzech dekad wyłaniał się bardziej zniuansowany obraz Holokaustu i Holandii – początkowo wśród historyków, a potem także wśród pozostałej części społeczeństwa.

Kraj ten zrodził Barucha Spinozę, filozofa liberalizmu, i od dawnych czasów był postrzegany jako kolebka tolerancji, co skłoniło wielu Żydów do szukania w nim schronienia, kiedy w 1933 roku Hitler doszedł do władzy. Na tle wielu europejskich państw holenderski antysemityzm miał dość łagodną twarz. A jednak to właśnie z Holandii przetransportowano do obozów zagłady na wschodzie więcej Żydów niż z jakiegokolwiek innego zachodnioeuropejskiego kraju. Spośród 140 tysięcy mieszkających tam Żydów, aż 107 tysięcy zostało deportowanych. Wróciło zaledwie pięć i pół tysiąca.

Pieter wyznał, że do udziału w śledztwie skłoniła go między innymi chęć zrozumienia, co stało za tak tragicznymi statystykami. Czy rasizm jest niczym uśpiony patogen, budzący się w określonych okolicznościach? Brutalne przykłady antysemickiej propagandy nazistów, wystawione w Verzetsmuseum (Muzeum Ruchu Oporu) w Amsterdamie, rażą bezlitosną zjadliwością. Plakaty przedstawiające bezdusznych „żydowskich bolszewików” depczących martwe ciała; zakrwawiony krucyfiks na podłodze; groteskowe karykatury drapieżnych mężczyzn w melonikach i garniturach; przerażające obrazy Żydów w roli pasożytów kulturowych, podludzi. Jak ktokolwiek mógł uwierzyć w taką demagogię? Badając społeczeństwo, w którym żyła Anne Frank, Pieter miał nadzieję poznać przyczynę zdarzeń. Uważał, że tylko dzięki temu można ustrzec się przed ich powtórzeniem.

Postanowiwszy wszcząć dochodzenie w sprawie powodów nalotu na Oficynę, Thijs i Pieter zaczęli szukać źródeł finansowania, biorąc pod uwagę crowdsourcing, władze Amsterdamu, prywatnych inwestorów i wydawców. Następnie zabrali się za tworzenie zespołu holenderskich śledczych, historyków i badaczy. W jego skład weszli między innymi Luc Gerrits, były detektyw z wydziału zabójstw; Leo Simais, śledczy do spraw poważnych przestępstw i szef policyjnego departamentu spraw nierozwiązanych i osób zaginionych; kilku emerytowanych detektywów oraz jeden śledczy ze służb wywiadu i bezpieczeństwa Holandii (AIVD).

Na pierwszym spotkaniu zespołu, 30 czerwca 2016 roku, Leo wprowadził zwyczaj organizowania sesji, które nazwał FOT (z ang. feet on the table – nogi na stole). Miały one stanowić wstęp do rozmów, burzy mózgów i analiz. Od czego zacząć? W tej kwestii Leo wyraził się jasno – od prawdopodobnej rozmowy telefonicznej, podczas której zdrajca poinformował SD o Żydach ukrywających się w budynku przy Prinsengracht 263. Jakie były szanse, że istotnie mogło dojść do takiej rozmowy? Czy na ulicach Amsterdamu w roku 1944 wciąż znajdowały się działające budki telefoniczne? A może miedziane kable komunikacyjne zostały przetopione w celach wojskowych? Czy numer telefonu SD był publicznie dostępny? Pytań wciąż przybywało.

Już wstępna faza śledztwa nie pozostawiła wątpliwości co do dyskusyjnej roli amsterdamskiej policji. Jak wszystkie instytucje rządowe w Holandii, musiała ona do pewnego stopnia kolaborować z wrogiem, lecz niektórzy funkcjonariusze najwyraźniej posuwali się w tej współpracy dalej, niż było to konieczne.

Mając to na uwadze, Thijs zasugerował pozyskanie do zespołu kogoś z zewnątrz – niezależnej osoby, która nie pochodziłaby z Holandii. Zapytał Luca, czy jest możliwość znalezienia agenta FBI chętnego do poprowadzenia tej zagadkowej sprawy. Ponieważ tego rodzaju zdrada nie stanowi przestępstwa kryminalnego i nie zostawia fizycznych śladów – aby poczynić jakiekolwiek postępy, zespół śledczy musiał oprzeć się na najnowszych metodach gromadzenia informacji. Leo zwrócił się więc do Hansa Smita, szefa tajnego oddziału policji krajowej, mającego za sobą szkolenie w FBI. Smit zasugerował, że warto zadzwonić do jego dobrego kolegi z jednostki FBI do zadań specjalnych, który dopiero co przeszedł na emeryturę. „To człowiek, jakiego szukacie” – oznajmił Smit. „Nazywa się Vince Pankoke”.

Wkrótce potem Thijs i Pieter skontaktowali się za pośrednictwem Skype’a z mieszkającym na Florydzie Vince’em. Uprzejmość i profesjonalizm śledczego oraz jego zainteresowanie przedsięwzięciem zrobiły wrażenie na obu mężczyznach.

Po ośmiu latach służby w policji, przez 27 kolejnych Vince był agentem specjalnym FBI i prowadził głośne później dochodzenie rozpracowujące kolumbijskich handlarzy narkotyków.

Zajmował się również sprawą firmy Sky Capital, której dyrektor generalny, Ross Mandell, może się kojarzyć z fikcyjną postacią Gordona Gekko z filmu Wall Street. Poznawszy Vince’a, nie sposób podejrzewać go o taką przeszłość. Wciąż zdaje się wieść skryte życie. Sprawia wrażenie pogodnego, zwykłego mężczyzny lubiącego luźne, lniane koszule – póki nie odkryje się jego zamiłowania do niebezpiecznych wyścigów motocyklowych czy głodu nowych wyzwań.

Vince jest z natury uprzejmy, a przy tym bez skrępowania opowiada o swojej rodzinie i niemieckim dziedzictwie. Jego ojciec podczas II wojny światowej walczył w armii amerykańskiej. Vince jako dziecko słuchał wojennych opowieści i już wtedy uderzyło go, że żołnierze, do których strzelał ojciec, mogli być jego krewnymi. Oczywiste jest, że Vince wierzy w istnienie zła i sam widział go niemało. Rosyjski pisarz Aleksander Sołżenicyn wkrótce po zwolnieniu z łagrów powiedział, że świat ma pewien poziom tolerancji na zło; że będzie ono istnieć zawsze. Lecz gdy ten poziom zostaje przekroczony, upada wszelka moralność, a istota ludzka staje się zdolna do wszystkiego.

Vince zastanawiał się głośno, jak doszło do tego, że tak wyrafinowane, inteligentne i demokratyczne społeczeństwo niemieckie poddało się totalitarnej dyktaturze i zdegenerowało do tego stopnia, iż wszczęło wojnę, która ostatecznie pochłonęła 75 milionów ofiar, w tym zarówno cywilów, jak żołnierzy alianckich i państw Osi? Doświadczenie nabyte podczas licznych tajnych operacji w szeregach FBI podpowiada mu, że jedno jest zawsze pewne: ktoś na tym zarabia. Niemieccy przemysłowcy już od 1933 roku potajemnie finansowali Hitlera, a dla takich przedsiębiorstw jak Bayer, BMW, Krupp, Daimler czy IG Farben wojna okazała się świetnym motorem biznesu – wyszły z niej bogatsze, niż były wcześniej. Vince dobrze rozumiał, że efektywności biurokratycznej machiny, którą Niemcy wykorzystali w celu eliminacji Żydów z okupowanej Holandii, dorównywała jedynie ich sprawność w potajemnym rabowaniu żydowskich majątków.

Jak wielu innych Amerykanów, Vince usłyszał o Anne Frank w szkole. Po latach, już jako doświadczony agent, odwiedził jej dom. Przy okazji dowiedział się, że pytanie „kto zdradził Anne Frank?” nigdy nie doczekało się jednoznacznej odpowiedzi, co było dla niego niemałym zaskoczeniem. Zwykł mówić o sobie, że uwielbia wyzwania, więc bez namysłu włączył się do śledztwa. Ale gdy działania związane z tym przedsięwzięciem szły już pełną parą, zdarzały mu się chwile zwątpienia. Zastanawiał się wówczas, w co się wpakował: rzecz dotyczyła wydarzeń sprzed ponad 75 lat i sam zdrajca – podobnie jak większość bezpośrednich świadków – już nie żył, nie mówiąc o innych piętrzących się przeciwnościach. „Sytuacja nie mogła być trudniejsza” – stwierdził. Mimo to nie potrafił wyzbyć się przekonania, że powinien pracować nad tą sprawą. Najpierw zajął się pozyskiwaniem do zespołu ekspertów z rozmaitych dziedzin, dysponujących wiedzą na temat spraw policyjnych z okresu wojennego, historii Amsterdamu, kolaborantów, faszystowskich grabieży w Holandii oraz ruchu oporu.

W październiku 2018 roku do tego grona dołączyła Monique Koemans, analityk kryminalny rządu holenderskiego, z wykształcenia doktor kryminalistyki i historyczka. Zapoznawszy się z e-mailem zawierającym zaproszenie do zespołu śledczego, nie wahała się nawet przez chwilę. Nieczęsto miała okazję zajmować się sprawami, w których mogła korzystać ze swych doświadczeń kryminologa i historyka, poprosiła więc swoich przełożonych o roczny urlop.

Jako młoda dziewczyna czytała dziennik Anne Frank ponad 20 razy; pisała nawet o niej, stawiając pierwsze kroki w publicystyce. Przekonana, że teraźniejszość nigdy zbyt daleko nie odbiega od przeszłości, nie miała oporów wobec zajmowania się tak starą sprawą.

W Amsterdamie ślady wojny widać na każdym kroku – po drodze do pracy Monique przechodziła obok siedziby „Het Parool”, ogólnokrajowego dziennika, który po raz pierwszy ukazał się w 1941 roku jako wydawnictwo podziemne ruchu oporu. Obecnie jej życie toczy się w Hadze, także głęboko naznaczonej wojennymi szramami. Spacerując dzielnicą Bezuidenhout – gdzie mieszkali jej dziadkowie, a babka o włos uniknęła śmierci podczas nalotu bombowego – Monique mija dom, w którym ukrywał się dziadek, kiedy pracował dla podziemnego wydawnictwa. Jej dawny sąsiad był synem mężczyzny ocalałego z Holokaustu. Opowiadał, jak pod koniec wojny pociąg pełen więźniów z obozu koncentracyjnego Bergen-Belsen został przez nazistów porzucony w środku lasu. Składem tym jechały jego babka i matka, dla której opuszczenie wtedy Bergen-Belsen równało się przeżyciu wojny, co nie udało się Anne i Margot Frank, przebywającym wówczas w tym samym obozie.

Trzy inne młode historyczki – Christine Hoste, Circe de Bruin i Anna Foulidis – zajęły się większością prac badawczych prowadzonych w archiwach miasta, między innymi w Instituut voor Oorlogs-, Holocaust- en Genocidestudies (Instytucie Badań nad Wojną, Holokaustem i Ludobójstwem; NIOD) oraz Stadsarchief Amsterdam (Amsterdamskim Archiwum Miejskim). Zapoznawały się tam z tysiącami dokumentów, sporządzały notatki i raporty, organizowały spotkania i przygotowywały wywiady. Zapytane, jak wpłynęło na nie uczestniczenie w badaniach nad Holokaustem, odparły zgodnie, że zajrzenie za kulisy przeszłości było bolesne, lecz na szczęście koncentrowały się w swej pracy na kwestiach holenderskich – na przykład obozie przejściowym Westerbork (obecnie muzeum), gdzie Christine przeprowadziła wywiad z dyrektorem placówki. Christine przyznała później, że wątpi, by poradziła sobie emocjonalnie z badaniami dotyczącymi obozów zlokalizowanych na terenie Niemiec czy Polski.

Thijs zwrócił się do swojego przyjaciela, Jeana Hellwiga, profesora wizytującego historii publicznej na Uniwersytecie Amsterdamskim, aby zgodził się zostać kierownikiem projektu. Stanowiłoby to dla niego naturalną kontynuację wcześniejszego przedsięwzięcia – Warlovechild. Misją tego projektu było gromadzenie historii, filmów i zdjęć dokumentujących losy dzieci holenderskich żołnierzy, które zostały porzucone po rewolucji narodowej w Indonezji w latach 1945–1949[2]. „Na własne oczy widziałem uzdrawiającą moc odkrywania historycznej prawdy” – oświadczył Jean. Profesor poprosił następnie o pomoc 11 studentów, umożliwiając im tym samym odbycie stażu uniwersyteckiego poprzez działania na rzecz śledztwa.

Jako ostatni do zespołu dołączył Brendan Rook, detektyw i oficer piechoty armii australijskiej, przez ponad 10 lat zasiadający w Międzynarodowym Trybunale Karnym w Hadze, gdzie badał zbrodnie wojenne, zbrodnie przeciwko ludzkości oraz przypadki ludobójstwa z całego świata. Gdy Vince pracował jeszcze w FBI, nawiązał ścisłą współpracę z holenderską policją, a jeden z jego najważniejszych tamtejszych kontaktów poznał go z Lukiem Gerritsem. Vince wspomniał Lucowi, że szuka kogoś, z kim mógłby nieformalnie skonsultować swoje koncepcje; innego śledczego, który służyłby mu pomocą przy porządkowaniu faktów, co pozwoliłoby skupić się na kwestiach mogących doprowadzić do rozwiązania zagadki. Luc spotkał się z Brendanem w Hadze i – zapoznawszy się z jego doświadczeniem śledczym – napomknął mu o grupie dochodzeniowej pracującej nad sprawą Anne Frank. Zaciekawił go do tego stopnia, że Brendan wkrótce wziął urlop w swoim miejscu pracy, by móc poświęcić czas temu śledztwu.

Vince i Brendan są bratnimi duszami. Łączy ich wyjątkowy sposób interpretowania spraw. O ile dla setek odwiedzających, których tłumy kłębią się przed Domem Anne Frank, miejsce to jest tylko muzeum, o tyle dla nich stanowi ono scenę zbrodni. Wyobrazili sobie dokładnie, co i gdzie mogło wydarzyć się feralnego ranka 4 sierpnia 1944 roku.

Brendan wyjaśnił, że ilekroć przychodzi na miejsce przestępstwa, odkrywa nowe szczegóły. Stojąc dziś przed budynkiem i patrząc na jego cztery kondygnacje, widoczny od frontu strych i okna, jednego jest całkowicie pewien: zawodowy policjant z łatwością domyśliłby się istnienia tylnej oficyny, a znalezienie prowadzącego do niej sekretnego wejścia zajęłoby mu niewiele czasu.

Rozdział 4

Interesariusze

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Przypisy

Przedmowa

[1] Femke Halsema, wystąpienie na Placu Dam, 4 maja 2019, w Narodowy Dzień Pamięci, tłum. zespół śledczy (zwany odtąd CCT, od ang. cold case team).

Rozdział 1. Nalot i zielony policjant

[1] W Holandii ukrywało się od 25 do 27 tysięcy Żydów; jedna trzecia z nich została zdradzona.

[2] Wywiad we francuskiej telewizji z lat 60., cytowany w książce Carol Ann Lee, The Hidden Life of Otto Frank (Harper Perennial, New York 2003), s. 130.

[3] Menno Metselaar i in., red., Anne Frank: A Museum with a Story (Anne Frank Stichting, Amsterdam 2001), s. 176.

[4] Ernst Schnabel, The Footsteps of Anne Frank, tłum. Richard i Clara Winstonowie (Southbank Publishing, Harpenden, UK 2014), s. 133. Co czwarty więzień obozu Theresienstadt umierał.

[5] Jeroen de Bruyn i Joop van Wijk, Anne Frank: The Untold Story: The Hidden Truth About Eli Vossen, the Youngest Helper of the Secret Annex (Bep Voskuijl Productions, Laag-Soeren, Netherlands 2018), s. 112.

[6] E. Schnabel, The Footsteps…, op. cit. s. 139.

[7] Jules Huf, Listen, We Are Not Interested in Politics: Interview with Karl Silberbauer (Posłuchajcie, nie interesuje nas polityka), „De Groene Amsterdammer”, 14 maja 1986 (artykuł ten po raz pierwszy ukazał się w gazecie „Kurier” 21 listopada 1963 ), tłum. Joachim Bayens i Rory Dekker.

Rozdział 2. Dziennik Anne Frank

[1] Wypis z dziennika Anne Frank, 29 października 1943; Anne Frank, Dziennik, tłum. Alicja Oczko (Znak Horyzont, Kraków 2020), s. 131.

[2] Ibid., wypis z dziennika Anne Frank, 11 kwietnia 1944, s. 243.

[3] Elie Wiesel, Noc, tłum. Małgorzata Kozłowska (Wydawnictwo Literackie, Kraków 2007).

[4] Ian Thomson, Primo Levi (Vintage, New York 2003), s. 244.

[5] Wypis z dziennika Anne Frank, 15 lipca 1944; Anne Frank, Dziennik, op. cit., s. 304.

[6] Cynthia Ozick, Who Owns Anne Frank?, „New Yorker”, 10 października 1997, https://www.newyorker.com/magazine/1997/10/06/who-owns-anne-frank (dostęp: 25.10.21).

[7] Wypis z dziennika Anne Frank, 3 maja 1944; Anne Frank, Dziennik, op. cit., s. 259.

[8] Walter C. Langer, Psychological Analysis of Adolf Hitler’s Life and Legend (Office of Strategic Services, Washington, DC 1943), s. 219 (tajny dokument, dopuszczony do publikacji w 1999 roku); zob. też Henry A. Murray, Analysis of the Personality of Adolph Hitler: With Predictions of His Future Behaviour and Suggestions for Dealing with Him Now and After Germany’s Surrender (Harvard Psychological Clinic, Cambridge, MA 1943), https://ia601305.us.archive.org/22/items/AnalysisThePersonalityofAdolphHitler/AnalysisofThePersonalityofAdolphHitler.pdf (dostęp: 25.10.21).

Rozdział 3. Zespół śledczy

[1] „Twisk, Pieter van”, Systeemkaarten voor verzetsbetrokkenen (OVCG) (karty członków ruchu oporu), nr 2183, Groninger Archieven, https://www.groningerarchieven.nl/archieven?mivast=5&mizig=210&miadt=5&micode=2183&milang=nl&mizk_alle=van%20Twisk&miview=inv2 (dostęp: 25.10.21).

[2] Do Indonezji wysłano 130 tysięcy młodych Holendrów, by odbili kolonię, a wiele popełnionych wówczas okrucieństw wciąż jest okrytych milczeniem. Po przegranej wojnie żołnierze uciekli, opuszczając swoje dzieci, często nienawidzone przez tamtejszą ludność ze względu na połowicznie holenderskie pochodzenie. Jean przybliżył społeczeństwu historię ówczesnego zatargu kolonialnego, rozmawiając z niektórymi z ocalałych dzieci – dziś już ponadsześćdziesięcioletnimi – oraz ich dawno zaginionymi ojcami i krewnymi. Sam Jean także jest pół Holendrem, pół Indonezyjczykiem, choć należy do późniejszego pokolenia.

Rozdział 4. Interesariusze

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Przedmowa. Dzień Pamięci i pamięć o niewoli
Rozdział 1. Nalot i zielony policjant
Rozdział 2. Dziennik Anne Frank
Rozdział 3. Zespół śledczy
Rozdział 4. Interesariusze
Rozdział 5. „Przekonajmy się, na co go stać”
Rozdział 6. Chwila spokoju
Rozdział 7. Napaść
Rozdział 8. Prinsengracht 263
Rozdział 9. Kryjówka
Rozdział 10. Proszono cię. Godziłeś się
Rozdział 11. Wstrząsający incydent
Rozdział 12. Analiza nalotu
Rozdział 13. Obóz Westerbork
Rozdział 14. Powrót
Rozdział 15. Kolaboranci
Rozdział 16. One nie wrócą
Rozdział 17. Śledztwo
Rozdział 18. Obrońcy dokumentów
Rozdział 19. Inna biblioteczka
Rozdział 20. Pierwsza zdrada
Rozdział 21. Szantażysta
Rozdział 22. Sąsiedztwo
Rozdział 23. Opiekunka
Rozdział 24. Jeszcze inna teoria
Rozdział 25. Łowcy Żydów
Rozdział 26. V-Frau
Rozdział 27. Brak niezbitych dowodów (część pierwsza)
Rozdział 28. Idźcie do tych swoich Żydów!
Rozdział 29. Sondowanie pamięci
Rozdział 30. „Człowiek, który aresztował Anne Frank”
Rozdział 31. Co wiedziała Miep
Rozdział 32. Brak niezbitych dowodów (część druga)
Rozdział 33. Właściciel warzywniaka
Rozdział 34. Rada Żydowska
Rozdział 35. Drugie spojrzenie
Rozdział 36. Holenderski notariusz
Rozdział 37. Eksperci w akcji
Rozdział 38. Notatka i przyjaciele
Rozdział 39. Maszynistka
Rozdział 40. Wnuczka

Tytuł oryginału:

The Betrayal of Anne Frank. A Cold Case Investigation

Pierwsze wydanie: Harper, Nowy Jork 2022

Harper is an Imprint of HarperCollinsPublishers.

Opracowanie graficzne okładki: Madgrafik

Projekt okładki oryginalnej: Joanne O’Neill

Zdjęcia na okładce: © Spaarnestad Photo/Bridgeman Images (house); © Anne Frank Fonds Basel/Getty Images (Anne Frank)

Mapy dzięki uprzejmości Shutterstock/Bardocz Peter

Redaktor prowadzący: Alicja Oczko

Opracowanie redakcyjne: Bogumiła Widła

Korekta: Monika Ulatowska

Copyright © 2022 by Rosemary Sullivan & Proditione Media B.V.

Afterword copyright © 2022 by Vince Pankoke.

All rights reserved.

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2022

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Niniejsze wydanie zostało opublikowane na licencji HarperCollins Publishers, LLC.

HarperCollins jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

ISBN 978-83-276-7665-8

HarperCollins Polska sp. z o.o.

ul. Domaniewska 34a

02-672 Warszawa

www.harpercollins.pl

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink