12,99 zł
Historia Dywizjonu 303 zaliczanego do najlepszych jednostek myśliwskich II wojny światowej. W czasie bitwy o Wielką Brytanię w 1940 roku przypisywano mu 126 pewnych zestrzeleń zaliczonych oficjalnie podczas wojny, co stawiało go na pierwszym miejscu wśród dywizjonów myśliwskich biorących udział w bitwie. W kolejnych latach Polacy strzegli brytyjskiego nieba, a następnie wyruszyli do walki nad okupowaną Francję. Sukcesy, urok osobisty i zawiłe życiorysy sprawiły że Polacy stali się ulubieńcami prasy. Reporterzy, którzy poznali ich osobiście oraz dowiedzieli się o brawurowym i niezwykle skutecznym stylu walki, zapełnili angielskie gazety doniesieniami od bohaterskich Polakach.
Dywizjon 303 przeszedł do legendy. Trafił do filmów, książek i piosenek.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Na leżakach rozstawionych w rejonie stoisk samolotów wypoczywało w cieniu drzew kilku pilotów. Dyskutowali żywo o trapiących ich od wielu dni problemach i wszyscy zadawali sobie to samo pytanie: kiedy nareszcie przestaną niepotrzebnie „mieszać” powietrze i rozpoczną bojową robotę? Po co ten dalszy trening? Ot, chociażby i teraz – gdzieś nad kanałem La Manche, Kentem i może nad Londynem wre zacięta walka z niemieckimi Messerschmittami i Dornierami, a oni szykują się do lotu treningowego na Hurricane’ach, by w składzie eskadry ćwiczyć atakowanie wyprawy bombowej, którą będą imitować trzy dwusilnikowe Blenheimy! I po co, u diabła? Przecież wykonywali takie ataki w Polsce we wrześniu 1939 roku i wiosną bieżącego roku pod niebem Francji! I to na ostro, z załadowanymi karabinami maszynowymi, nieźle dając się we znaki hitlerowskim samolotom.
– Anglicy są uparci i nie odstąpią od żadnego ćwiczebnego lotu, zaplanowanego w programie przeszkolenia – stwierdził autorytatywnie dowódca dywizjonu mjr pil. Zdzisław Krasnodębski. – Rozmawiałem z nimi w tej sprawie, ale tylko pokiwali głowami i powiedzieli, że nic na to nie poradzą. Przepisy King’s Regulation obowiązują wszystkich, nawet samego króla Wielkiej Brytanii…
– Bez przesady – zaśmiał się por. Urbanowicz.
– Dziś mamy trzydziestego sierpnia – kontynuował Krasnodębski. – Sądzę, że do piątego września powinniśmy zakończyć loty treningowe…
– O ile nam Niemcy na to pozwolą – dopowiedział z przekąsem por. Ludwik Paszkiewicz, zwany Paszką.
– Jesteś dowódcą eskadry i powinieneś dawać podwładnym przykład lojalności wobec naszych gospodarzy, a ty na nich psioczysz – zaśmiał się Krasnodębski, klepiąc kolegę po ramieniu.
– A tymczasem Niemcy przestaną latać nad Anglią i nawet sobie do nich nie postrzelamy – denerwował się Paszka. – A poza tym, co ze mnie za dowódca eskadry? Tu rządzą Anglicy, którzy ślepo trzymają się przepisów i programu szkolenia, a na dodatek uważają, że nic nie umiemy.
– To się w końcu zmieni. Nauczymy się angielskiego i po dwóch, a może trzech miesiącach, jak to sami sugerują, przekażą nam dowodzenie na ziemi i w powietrzu. Panowie, głowa do góry!
– A po co nam język angielski? Wystarczy polecieć na południe od Londynu, by napotkać niemieckie wyprawy i niszczyć je wypróbowanym sposobem – tubalnym głosem włączył się do dyskusji zbudzony z drzemki ppor. Jan Zumbach, dla kolegów Kaczor Donald.
– Janek ma rację – powiedział ppor. Kazimierz Daszewski.
– Gdybym dobrze znał język angielski, postarałbym się im to wszystko wytłumaczyć – rzucił por. Zdzisław Henneberg, patrząc znacząco na por. Witolda Urbanowicza, który milcząc, przysłuchiwał się dyskusji.
Urbanowicz znał już język angielski dosyć dobrze, do Anglii przybył na początku roku. Przeszkolił się na Hurricane’ach w brytyjskiej szkole myśliwskiej już w lipcu i następnie latał bojowo w brytyjskim 145. dywizjonie, który startował z nadmorskiego lotniska Tangmere. Polak zestrzelił już 2 niemieckie samoloty. Przed kilkoma dniami skierowano go do dywizjonu 303, gdzie objął dowództwo eskadry A i jednocześnie, jako znający język gospodarzy, miał pomagać mjr. Krasnodębskiemu. Teraz, sprowokowany, zabrał głos.
– Koledzy, nie ma rady, każdy z was musi wykonać jeszcze po dwa loty ćwiczebne na ataki w zespole eskadry przeciwko wyprawom bombowym. Jak dobrze pójdzie i dopisze pogoda, zajmie nam to raptem kilka dni. Wtedy nasz dywizjon będzie mógł się włączyć do służby bojowej. Rozmawiałem na ten temat ze squadron leaderem1 Kelletem oraz flight lieutenantami2 Kentem i Forbesem. Wszyscy trzej zgadzają się, że dywizjon dobrze lata, lecz bez wykonania tych ostatnich dwóch ćwiczeń dowódca 11. Grupy Myśliwskiej, wicemarszałek Park, nie godzi się na włączenie nas do składu bojowego podległych mu dywizjonów.
– To na co czekamy? Dlaczego nie latamy? Przecież jest wspaniała pogoda! – wykrzyknął Paszka.
– Oj, ty w gorącej wodzie kąpany. Ćwiczenie trzeba przygotować wspólnie z bombowcami, a operations room zajęte jest przede wszystkim bojowymi akcjami – uspokajał Paszkiewicza Urbanowicz. – Jak tylko znajdzie się przerwa między bojowymi akcjami, na pewno wystartuje wyznaczona eskadra. Przecież Anglikom też zależy na tym, aby mieć nowy zdolny do walki dywizjon, bo Luftwaffe wciąż atakuje, a brytyjskie dywizjony myśliwskie są zdziesiątkowane.
– Cóż, zobaczymy, czy będą o nas dziś pamiętać – pokiwał głową Paszka. – Czaimy się do tego naszego lotu już od kilku godzin i nic nie wskazuje na to, że go wykonamy.
Ledwo skończył, gdy zaterkotał telefon na stanowisku dowodzenia. Wzywano dowódcę s/ldr Kelleta, który przybiegł z sąsiedniego pomieszczenia. Mieściła się tam kancelaria dywizjonu. Za chwilę wszystko było jasne – mieli startować do lotu treningowego eskadrą na atakowanie szyku bombowców, imitowanych przez 6 lekkich bombowych Blenheimów. Wyznaczono strefę na przeprowadzenie treningu – był to rejon na północ od Londynu, w okolicy miasta St. Albans, na wysokości 3000 metrów, a więc poza obszarem rozgrywających się dotychczas walk powietrznych.
O godzinie 16.45 wystartowały z lotniska Northolt dwa klucze Hurricane’ów z dywizjonu 303. Pierwszym dowodził s/ldr Kellet, drugim f/lt Forbes. Zaraz po starcie Kellet skierował się na wznoszeniu na północ i nawiązał łączność radiową ze stanowiskiem dowodzenia.
– Halo ballerina, here is apeny leader calling. My squadron airborn. Over3. – Kellet cedził słowa powoli i wyraźnie, tak by Polacy przyswajali sobie sposób prowadzenia radiowej łączności.
– Apeny leader, here is ballerina, receiving you loud and deer. Vector for you tree two zero, angel ten. Over.
Znaczyło to, że dywizjon miał wznieść się na wysokość 10 000 stóp z kursem lotu 320°.
Por. Paszkiewicz leciał w drugim kluczu po prawej stronie prowadzącego klucz, miał więc swobodę w obserwacji przestrzeni i manewrowaniu samolotem. Gdy eskadra osiągnęła nakazaną wysokość, Paszka, obdarzony niezwykłą spostrzegawczością i refleksem, zauważył z lewej strony rój samolotów, przemieszczających się na południowy wschód od strony słońca. Trudno było je obserwować. Polak wytężył wzrok i stwierdził, że tam toczy się walka.
Serce zabiło mu przyspieszonym rytmem, czuł, jak krew uderza mu do głowy… Dlaczego Kellet nie kieruje się w tamtą stronę, by pomóc brytyjskim myśliwcom? – myślał gorączkowo. – Dlaczego lecimy na ten niepotrzebny trening? A może Kellet niczego nie zauważył? Trzeba go powiadomić… Przełączył radiostację na nadawanie i zameldował dowódcy o tym, co zauważył. Chyba jego meldunek przekazany w języku angielskim był niezrozumiały tak dla Anglików, jak i dla Polaków, bo ani dowódca, ani nikt inny nie zareagował. Wszyscy kontynuowali lot po nakazanym kursie, wciąż oddalając się od Londynu.
Paszkiewicz nie był w stanie lecieć dalej spokojnie za szykiem eskadry. Podświadomie pchnął dźwignię gazu do przodu, włączył doładowanie i położył Hurricane’a do podciąganego zakrętu. Silnik szarpnął samolotem do przodu, pilot szybko zbliżał się do rejonu walki. Widział wyraźnie, jak myśliwce brytyjskie rzuciły się na niemieckie bombowce, jak dwa z nich buchnęły ciemnym dymem i runęły w dół, ciągnąc za sobą warkocze ognia… Wyżej trwała kotłowanina myśliwców, prowadzących pojedynki powietrzne, w dole wykwitły białe czasze spadochronów, paliła się jakaś miejscowość, wybuchały bomby.
Niespodziewanie od szyku niemieckiego oderwał się jeden Dornier i skierował się w stronę nadlatującego polskiego Hurricane’a. Gdy pilot spostrzegł, z kim ma do czynienia, znurkował gwałtownie, chcąc zgubić przeciwnika. Paszkiewicz szybko ocenił sytuację i odgadł zamiary Niemca. Natychmiast wykonał zwrot bojowy i ostro poszedł w dół za uciekającym bombowcem, a gdy jego sylwetka w celowniku stała się dostatecznie duża, uruchomił wszystkie karabiny maszynowe. Strzelał krótkimi seriami po skrzydłach i kadłubie. Nagle prawy silnik bombowca stanął w płomieniach. Paszkiewicz był tak blisko swego przeciwnika, że musiał wykonać gwałtowny unik, by się z nim nie zderzyć. Widział, jak strzelcy pokładowi kierowali karabiny w jego stronę i częstowali go gęstym ogniem… Kiedy zawrócił, by powtórzyć atak, zobaczył, że pilot niemiecki wykonuje ślizgi to w lewą, to znów w prawą stronę. Pożar silnika jakby przygasł. W tejże samej chwili Paszkiewicz runął na wroga po raz drugi i wypuścił nową serię z karabinów z odległości może 150 metrów.
Od niemieckiego bombowca oderwała się osłona kabiny, błyskając w promieniach słonecznych, a zaraz za nią pokoziołkował jeden z lotników. Wielkie cielsko samolotu runęło w stronę ziemi w ostatnich, niesterowanych już manewrach. W momencie gdy na wysokości 300 metrów rozwinęła się czasza spadochronu niemieckiego lotnika, bombowiec z krzyżami na kadłubie wbił się w zieleń pola. Ku górze trysnął słup dymu i ognia.
Paszkiewicz był rozgrzany walką, chciało mu się krzyczeć z radości. Wszystko stało się tak nagle i tak nieoczekiwanie. Gdy trochę ochłonął, pomyślał o kolegach, od których się odłączył. W czasie walki słyszał w słuchawkach komendy Kelleta i nawigatora naprowadzania ze stanowiska dowodzenia, ale nie bardzo je rozumiał. Domyślał się tylko, że eskadra kontynuuje lot na zaplanowane ćwiczenie. Wykonał więc dwa okrążenia nad dogorywającym Dornierem, zaznaczył miejsce zdarzenia na mapie i skierował się w stronę ogarniętego pożarami miasteczka. Nie spotkał tam jednak żadnych samolotów – ani własnych, ani nieprzyjacielskich. Zawrócił więc na lotnisko startu w Northolt i siadł tam przed swoją eskadrą. Mechanik przyjął go ze zdziwieniem, sądząc, że zmusiła go do lądowania usterka w silniku. Ale gdy dowiedział się, że stoczył zwycięską walkę z Dornierem, ucieszył się serdecznie i gorąco mu pogratulował. Samolot, obsługiwany przez niego, spisał się w walce doskonale, więc sukces pilota był także jego sukcesem.
Nad lotnisko przyleciała niebawem eskadra w defiladowym szyku. Na końcu brakowało jednego samolotu i Paszkiewicz jakby się zawstydził, że to przez niego powstała ta luka.
Wkrótce wszyscy piloci zebrali się w baraku na omówienie wykonanego lotu. Centralną osobą stał się Paszkiewicz, który musiał zdać dokładną relację ze swojej pierwszej walki i odniesionego zwycięstwa. Jak się okazało, nikt z eskadry nie zauważył uwijających się w blasku słońca samolotów niemieckich i własnych myśliwców. Nikt też nie zrozumiał meldunku Paszkiewicza, a jego odłączenie od szyku tłumaczono sobie defektem silnika. Patrzono na Paszkiewicza jak na bohatera – podczas gdy inni marnowali czas na markowane ataki, on z determinacją rzucił się do walki. Najwyraźniej mu zazdroszczono.
Podsumowując wyniki lotu, s/ldr Kellet wytknął Paszkiewiczowi niezdyscyplinowanie, podkreślając, że eskadra to jedna uderzeniowa jednostka bojowa. Co by to było, gdyby każdy pilot działał według własnego uznania? Polak powinien był zrobić wszystko, aby zwrócić uwagę dowódcy na to, co zauważył, a przede wszystkim nadać zrozumiały dla wszystkich meldunek przez radio, oczywiście w języku angielskim – też zrozumiałym! Decyzja należała nie do niego, a do dowódcy.
Paszkiewicz stał ze spuszczoną głową, nie mogąc nawet wykrztusić słowa na swoją obronę.
– Za niezdyscyplinowanie lotnicze udzielam panu nagany – powiedział służbiście Kellet, przyjmując postawę na baczność.
– Yes, sir! – odpowiedział głucho Paszka.
Koledzy, siedzący wokół i przysłuchujący się wywodowi Kelleta, byli zaskoczeni stanowiskiem brytyjskiego dowódcy. W duchu każdy pochwalał decyzję Paszkiewicza i każdy zazdrościł mu zwycięstwa. Jak to? Za pierwsze zwycięstwo dla dywizjonu nagana?
Lecz niemal w tej samej chwili, wśród zupełnej ciszy, Kellet zbliżył się raźnym krokiem do Paszkiewicza i śmiejąc się, podał mu rękę.
– My best congratulations, dear Ludwik!4
I uścisnął go serdecznie. To samo zrobili inni.
Tego samego dnia Kellet, meldując dowódcy 11. Grupy Myśliwskiej o pierwszym zwycięstwie jego dywizjonu podczas lotu treningowego, zaproponował, aby polski dywizjon 303 uznać za przygotowany do pełnienia służby bojowej. Propozycja została przyjęta. Był to gorący okres dla obrony powietrznej Wysp Brytyjskich, każdy dywizjon i każdy pilot myśliwski liczył się wtedy na wagę złota.
Od tego dnia karty historii dywizjonu 303 zapełniały się bardzo szybko. Zwycięstwa przeplatały się ze stratami, radości ze smutkami. Polacy walczyli mężnie, z wielką brawurą, odnosili znakomite sukcesy. We wrześniu 1940 roku dywizjon 303 uplasował się na pierwszym miejscu wśród wszystkich dywizjonów myśliwskich RAF, biorących udział w bitwie powietrznej o Wielką Brytanię.
Po kapitulacji Francji i podpisaniu 22 czerwca 1940 roku zawieszenia broni między Francją i Niemcami premier rządu Wielkiej Brytanii, sir Winston Churchill, przemawiając w parlamencie brytyjskim na temat sytuacji wojennej, powiedział: The battle of France is over, the battle of Britain is about to begin (Bitwa o Francję skończyła się, niebawem zacznie się bitwa o Brytanię). Od tego momentu zaczęto używać określenia Battle of Great Britain dla wszystkich poczynań niemieckich przeciwko Wyspom Brytyjskim i akcji obronnych brytyjskiego lotnictwa – Royal Air Force. Hitler początkowo liczył na to, że uda mu się nakłonić Londyn do zawarcia pokoju, jednak opór ze strony Wielkiej Brytanii spowodował, że nakazał przygotowanie operacji desantowej przeciwko Wyspom.
Niemcy posiadali wtedy potężne lotnictwo, natomiast ich flota wojenna znacznie ustępowała brytyjskiej Royal Navy. W tej sytuacji w Berlinie zadecydowano, że przede wszystkim należy zniszczyć brytyjskie lotnictwo i całkowicie zapanować w powietrzu nad kanałem La Manche i południową Anglią. Gdy Luftwaffe będzie mogła w całości zwrócić się przeciwko Royal Navy i obezwładnić ją, operacja desantowa „Seelöwe” („Lew Morski”) z pewnością się powiedzie.
Działaniami powietrznymi przeciwko Wyspom Brytyjskim, prowadzonymi pod kryptonimem „Adler” („Orzeł”), dowodził marszałek Hermann Goering. Przeprowadzić ją miały trzy Floty Powietrzne: 2., 3. i 5. Floty 2. i 3. miały łącznie 2600 samolotów, w tym 1200 bombowców dalekiego zasięgu (He-777, Do-17, Do-125, Ju-88), 280 samolotów bombardowania nurkowego (Ju-87 Stuka) i 980 myśliwców (Me-109 i Me-110). Resztę stanowiły samoloty transportowe i łącznikowe. Floty te bazowały na lotniskach Francji, Belgii i Holandii.
5. Flota Powietrzna była najmniej liczna – dysponowała 190 bombowcami dalekiego zasięgu i myśliwcami Me-110. Zadaniem jej było atakowanie północnej Anglii, tak by trzymać lotnictwo brytyjskie w rozproszeniu i nie dopuścić do jego koncentracji na południu, gdzie miał być wysadzony desant. Flota ta bazowała na lotniskach południowej Norwegii.
Główną rolę w obronie Wysp Brytyjskich w 1940 roku odgrywało lotnictwo myśliwskie – Fighter Command, którym dowodził a/c/m5 sir Hugh Dowding. Obszar Wysp Brytyjskich podzielono na cztery rejony, których miały bronić cztery grupy myśliwskie: 10. (południowo-zachodnia Anglia), 11. (południowo-wschodnia Anglia), 12. (Anglia centralna) i 13. (Anglia północna). Grupy podzielone były na sektory; miały swoje stacje lotnicze (garnizony), stanowiska dowodzenia i przydzielone dywizjony bojowe.
Na początku lipca 1940 roku w skład Fighter Command wchodziło:
– 19 dywizjonów wyposażonych w samoloty typu Supermarine „Spitfire”;
– 26 dywizjonów na samolotach typu Hawker „Hurricane”;
– 6 dywizjonów na samolotach typu Bristol „Blenheim”;
– 2 dywizjony na samolotach typu Boulton „Paul Defiant”.
Dywizjony Blenheimów i Defiantów, ze względu na małe osiągi bojowe tych myśliwców, nie miały większego znaczenia. Realne siły podczas bitwy o Wielką Brytanię stanowiły dywizjony Spitfire’ów i Hurricane’ów (łącznie 620 samolotów), przy czym najważniejszą rolę odegrała 11. Grupa Myśliwska, dowodzona przez a/v/m6 Keitha Parka. Było to 6 dywizjonów Spitfire’ów (54, 64, 65, 74, 609 i 610) oraz 13 dywizjonów Hurricane’ów (1, 32, 43, 56, 79, 111, 145,151, 238, 257, 501, 601 i 615).
Latem i jesienią 1940 roku brytyjska artyleria przeciwlotnicza dysponowała około 2 tysiącami dział różnego kalibru. Do obrony Londynu i innych ważniejszych miast przygotowano 1500 balonów zaporowych. Istotne znaczenie miała także sieć stacji radarowych, rozmieszczonych wzdłuż południowego i wschodniego wybrzeża Anglii.
Według historyków brytyjskich bitwa o Wielką Brytanię trwała od 10 lipca do 31 października 1940 roku i można w niej wyróżnić pięć okresów.
Okres pierwszy trwał od 10 lipca do 7 sierpnia. Przeważały wtedy ataki Luftwaffe na brytyjskie konwoje morskie na kanale La Manche i Morzu Północnym wzdłuż wybrzeży Szkocji i Anglii, a także na porty Plymouth, Harwich, Dover i ujście Tamizy. Niemieckie lotnictwo wykonywało także nocne naloty na nadbrzeżne miejscowości od Szkocji po Tamizę i Southampton, a także minowało porty brytyjskie.
W dniu 10 lipca w południe wyprawa składająca się z 20 Do-17 w osłonie 30 Me-109 i Me- -110 zaatakowała bombami konwój naprzeciwko Dover. Tylko jeden statek został trafiony i zatopiony. W tym samym czasie inna wyprawa, składająca się z 70 niemieckich bombowców, zaatakowała Swansea i Falmouth – zginęło trzydziestu Anglików, wielu było rannych, zostały uszkodzone urządzenia portowe i dzielnice mieszkaniowe. Tego dnia brytyjscy myśliwcy na Hurricane’ach i Spitfire’ach wykonali 609 lotów, zestrzeliwując 13 niemieckich samolotów przy stracie 6 własnych myśliwców.
W następnych dniach Niemcy atakowali w dzień i w nocy brytyjskie porty i inne miasta małymi ugrupowaniami, liczącymi po kilkadziesiąt samolotów. 7 sierpnia nieprzyjaciel zaatakował konwój naprzeciwko Cromer. Prowadził też intensywne rozpoznanie w południowej Anglii. W nocy pojedyncze samoloty zrzucały bomby na miejscowości od ujścia Tamizy po Aberdeen w Szkocji, a także w Poole i Dorset po Lands End i Liverpool.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. Squadron leader (s/ldr) – major. [wróć]
2. Flight lieutenant (f/lt) — kapitan [wróć]
3. Halo ballerina, wzywa dowódca apenów. Mój dywizjon w powietrzu. Odbiór. (Ballerina — kryptonim stanowiska dowodzenia; apeny — kryptonim dywizjonu 303. Każdy pilot miał przydzielony osobisty numer od 14 w górę). [wróć]
4. – Moje wielkie gratulacje, drogi Ludwiku! [wróć]
5. A/c/m (air chief marshal) — generał broni. [wróć]
6. A/v/m (air vice marshal) – generał brygady. [wróć]