59,99 zł
Orgia smaków, która pobudza zmysły i poprawia nastrój –
nie tylko dla wielbicieli marihuany
Marihuanę wykorzystywano w kuchni od zarania dziejów. Jednak dopiero teraz podbija ona kulinarny świat. Jedzenie terapeutyczne działa dwustopniowo: po pierwsze wspomaga walkę z chorobami dzięki substancjom leczniczym, a po drugie poprawia humor i łagodzi stres. Korzyści zdrowotne spożywania marihuany w posiłkach zostały naukowo udowodnione.
Konopne gotowanie to jedyne takie kompendium. Znajdziesz w nim pełną, usystematyzowaną i podaną w bardzo przystępny sposób wiedzę na temat marihuany.
Dzięki tej książce:
Stonerchefowie to prawdziwi eksperci w dziedzinie konopnego gotowania. Dzielą się swoimi sekretami i recepturami na:
Poznaj fantastyczne smaki, jakich nie spotkasz nawet w najlepszych restauracjach, i wyrusz w podróż do kulinarnego Disneylandu!
------------------------------------------------------------------------------------
Jesteśmy psychologami, którzy żyją ze sobą w kompletnej symbiozie. Szerzymy wiedzę o konopiach, a w naszej kuchni powstają rozpustne dzieła sztuki. Zawodowo zajmujemy się tworzeniem treści popularnonaukowych o marihuanie na rynku amerykańskim; od ponad 5 lat analizujemy badania naukowe i przekazujemy tę wiedzę w przystępny sposób, zwiększając świadomość na temat konopi wśród największej społeczności użytkowników marihuany na świecie. Naszą wiedzę i doświadczenie przenieśliśmy na rodzimy grunt w postaci „Weedukacji”, którą prowadzimy jako Stonerchefowie. Szerszej publiczności daliśmy się poznać pierwszym ślubem konopnym w Polsce. Nasze życiowe motto brzmi: „Można? Można!”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 269
Data ważności licencji: 4/20/2026
Witaj w kuchni przyszłości!
Jest nam niesamowicie miło, że czytasz tę książkę, bo czeka cię przygoda na zupełnie nowym polu gotowania. Marihuana w kuchni to szlachetna przyprawa. Nie jest może tak droga jak szafran, jednak wachlarz jej możliwych zastosowań terapeutycznych i potencjał właściwości profilaktycznych sprawiają, że ową szlachetność powinniśmy tu traktować raczej metaforycznie.
Gdy piszemy te słowa, marihuana jest w Polsce dostępna wyłącznie na użytek medyczny. Niezależnie od tego, czy czytasz tę książkę w „naszych” czasach, czy sięgasz po nią w niedalekiej (mamy nadzieję) przyszłości, kiedy konopie są legalne w pełnym spektrum – odnajdziesz w niej wszystko, czego potrzebujesz, aby maksymalnie wykorzystać swoje możliwości.
Początkowo miała to być książka wyłącznie kulinarna, z podstawowym zapleczem teoretycznym. Tak się jednak złożyło – nie daliśmy rady oszukać naszego maksymalizmu – że owocem naszej pracy jest pełne kompendium wiedzy na temat wykorzystania marihuany w kuchni, wraz z tłem historycznym, informacjami o potencjalnym zastosowaniu w medycynie, klasyfikacją botaniczną, a wreszcie wyjaśnieniem, dlaczego jesteśmy stworzeni do korzystania z konopi. Rozprawiamy się raz a dobrze z najpopularniejszymi mitami, którymi obrosła marihuana, posiłkując się najnowszymi badaniami naukowymi i wyjaśniając mechanizmy stojące za konopną prohibicją z perspektywy psychologów.
Słowem – pomieściliśmy tu wszystko, co chcielibyście wiedzieć o marihuanie, ale baliście się zapytać. Po prostu zamarzyło nam się, żeby ta książka połączyła użytkowników marihuany bez względu na charakter jej użytkowania. Mało tego, chcieliśmy, żeby Konopne gotowanie mogło też służyć za prezent, który pomoże skruszyć kolejne mury pokoleniowe i na nowo przybliży ludziom utracone dziedzictwo – ponieważ tym są dla naszej cywilizacji konopie, również te osławione, indyjskie.
Przeprowadzimy cię także przez całe zaplecze techniczne związane z konopnym gotowaniem, a zrobimy to w myśl nieśmiertelnej zasady: uczyć, bawiąc. Dowiesz się, jak działają substancje czynne w marihuanie; jak dochodzi do ich aktywacji; czym są efekt otoczenia i roślinna synergia; w czym najlepiej rozpuszczać marihuanę i jak później wprowadzić do potraw otrzymane w ten sposób ekstrakty, żeby z nich odpowiedzialnie korzystać. Odkryjemy razem tajniki weed pairingu, czyli sztuki łączenia poszczególnych szczepów marihuany z potrawami według klucza smaków i zapachów – coś, po czym poznasz prawdziwe oblicze „spersonalizowanej kuchni”.
A skoro już o kuchni mowa, przygotuj się na to, że w drugiej części książki zmierzysz się z kwintesencją ROZPUSTY, tak, pisanej dużymi literami. Wprowadzimy cię do naszej autorskiej kuchni, w której łączymy domowe ciepło z ułańską fantazją i stoickim spokojem. W żadnym razie nie są to pozycje dietetyczne, ale jakość użytych składników i nasza filozofia gotowania zmażą połowę grzechu, a o drugiej zapomnisz, gdy odkryjesz morze satysfakcji z jedzenia.
Co jednak najważniejsze – zawsze będziesz patrzeć na tę książkę ze szczerą radością, bo to właśnie radość towarzyszyła nam przez cały czas jej tworzenia, przy każdym zapisanym przepisie i każdym ukończonym zdaniu.
A zatem: cześć, stonersie! Przed nami wesoła wycieczka.
Zanim zaczniemy współpracować z konopiami w kuchni, warto poznać naszego nowego towarzysza. Choć konopie – według Carla Sagana – prawdopodobnie dały początek cywilizacji uprawnej, a do świtu XX wieku powszechnie wykorzystywano je w przemyśle tekstylnym, włókiennictwie i medycynie, dzisiaj musimy się tej rośliny uczyć na nowo1. Jej historia jest piękna, a zarazem nieco tragiczna, lecz obecne trendy legalizacyjne pozwalają mieć nadzieję, że powoli zmierzamy do szczęśliwego zakończenia.
W tym rozdziale uzbroimy cię w podstawy wiedzy na temat konopi. Nie tylko poznasz jedną z najstarszych roślin na świecie – jej pochodzenie, klasyfikację botaniczną, historię i obecny status prawny – ale również odkryjesz wachlarz jej medycznych zastosowań, ponieważ to właśnie w tym aspekcie drzemie największy potencjał marihuany.
A skoro już użyliśmy słowa na „m”, rozwiejemy w tej książce wszelkie wątpliwości odnośnie do nazewnictwa. Wszak marihuana to rodzaj konopi – jedyny, któremu nadano tak osobliwą nazwę własną. Zresztą nie bez powodu, ale i do tego dojdziemy.
Zdajemy sobie sprawę, że kiedy patrzysz na zdjęcie okładkowe, towarzyszy ci raczej głód dręcząco-kuszących przepisów aniżeli głód wiedzy. Niemniej przed tobą kawał historii i biologii, bez zrozumienia których trudno korzystać z konopi w sposób świadomy.
Obiecujemy, że przedstawimy wszystko w bardzo lekkostrawnej odsłonie, żeby później wystarczyło miejsca w brzuszku na te wszystkie pyszności.
Konopie to całoroczne rośliny kwitnące, które należą do rodziny botanicznej konopiowatych – Cannabaceae. Wywodzą się z gatunku Cannabis sativa L., co w tłumaczeniu na język polski oznacza „konopie siewne”. Początkowo rosły dziko, głównie we wschodniej Azji i w krajach okołorównikowych, gdzie panowały sprzyjające warunki klimatyczne2. Wkrótce jednak ludzie wykorzystali zdolność konopi do adaptacji i z powodzeniem zaczęli je uprawiać, a w miarę odkrywania mnogości ich zastosowań również stosować na skalę przemysłową, m.in. w przemyśle budowlanym, włókienniczym, papierniczym, spożywczym i farmaceutycznym.
Tak oto dochodzimy do kwestii klasyfikacji botanicznej, która zazwyczaj wywołuje najwięcej zamieszania. Sprowadza się jednak do kilku prostych pytań. Które konopie to marihuana, a które nie? Czy konopie siewne to to samo co konopie włókniste? A jeśli tak, to po co używać dwóch różnych nazw? I co w ogóle robi tam marihuana?
No właśnie, idąc za klasykiem: czy marihuana jest z konopi?
Proponujemy się skupić.
Ponieważ obiecaliśmy rozprawić się z tematem w sposób lekkostrawny, to niech ta sekcja będzie nam świadkiem, że się udało. Żeby nauczyć się odróżniać od siebie poszczególne odmiany konopi, wypada zrozumieć znaczenie podstawowych nazw, których się używa w tym celu. Rozłożymy więc klasyfikację botaniczną konopi na części pierwsze – od samej korony.
Konopie siewne (Cannabis sativa L.)
Nazwa „konopie siewne” to najszerszy termin, który obejmuje wszystkie odmiany tej rośliny. Odmiany należą do gatunku, gatunki – do rodzaju, a rodzaje – do rodziny botanicznej. Przekładając na język kinematografii: mamy filmy, potem gatunki, a następnie ich rodzaje. Skoro więc potrafimy odróżnić dramat obyczajowy od thrillera politycznego, to podział konopi też będziemy mieć w małym palcu.
Teraz wyobraź sobie, że twój mózg to dysk twardy, a my w tym momencie zapisujemy na nim dwie frazy: Cannabis sativa i Cannabis indica. To ważne, bo zbliżamy się do rozwiązania najgrubszego węzła tej słownikowej telenoweli.
Cannabis sativa
Europejscy botanicy używali określenia sativa w odniesieniu do konopi pochodzących z terenów Azji oraz tych uprawianych w Europie. Są to rośliny rozdzielnopłciowe, a to oznacza, że rozróżniamy osobniki męskie i żeńskie. Pierwsze uprawia się dla niezwykle wytrzymałych włókien, które służą m.in. do produkcji lin, papieru i ubrań, oraz dla nasion, używanych w przetwórstwie spożywczym. Z drugich pozyskuje się żywicę, w której znajdziemy substancje aktywne – jej wykorzystanie dotyczy takich obszarów jak medycyna, rytuały duchowe i użytek rekreacyjny.
Z początku konopie uprawiane do celów przemysłowych określano mianem „włóknistych” lub właśnie „przemysłowych”. Odmianę bogatą w związki o właściwościach terapeutycznych nazywano po prostu konopiami3.
W SKRÓCIE: Gdy mówimy „konopie siewne”, możemy mieć na myśli zarówno konopie przemysłowe, jak i konopie stosowane w medycynie oraz w celach rekreacyjnych. Obie należą do gatunku Cannabis sativa L. Do pewnego momentu wystarczyło dodać określenie „włókniste” lub „przemysłowe” (ang. hemp), aby ludziom łatwiej było się poruszać w terminologicznym gąszczu.
I wtedy przyszedł postęp, przekornie komplikując sprawy, zamiast je uprościć.
Cannabis indica
Jak się zapewne domyślasz, nazwa Cannabis indica pochodzi od regionu, w którym uprawiano ten rodzaj konopi; mowa o Indiach oraz państwach sąsiednich. Zanim zaczęto je uprawiać, rosły dziko na terenach górskich, przez co swoją budową dostosowały się do przetrwania w mniej sprzyjających warunkach. W odróżnieniu od sativy, charakteryzującej się długimi i cienkimi łodygami z luźnymi kwiatostanami, indica wygląda raczej jak krępy krzak, a jej skupiska przypominają busz4.
Rośliny Cannabis indica nie mają swojego odpowiednika przemysłowego. Uprawia się je głównie dla żywicy, którą stosuje się w celach terapeutycznych lub czysto relaksacyjnych. Stąd od momentu odkrycia Cannabis indica wszystkim konopiom bogatym w związki terapeutyczne i psychoaktywne nadaje się nazwę „indyjskie”.
Marihuana: nowe stare konopie
Spokojnie, nie jest to żadna nowa odmiana konopi, którą musisz poznać. Marihuana to po prostu konopie o wysokiej zawartości żywicy. Uprawia się ją i spożywa głównie dla zawartych w niej związków aktywnych (kannabinoidów), takich jak THC i CBD (rozpiszemy się o nich w rozdziale poświęconym zawiłościom terminologii konopnej).
Zatem mówiąc „marihuana”, możemy mieć na myśli zarówno Cannabis sativa, jak i Cannabis indica. Ponieważ „konopie indyjskie” nie mają swojego odpowiednika przemysłowego, z definicji marihuany wypadają konopie włókniste. Problem z marihuaną jest taki, że do lat 20. XX wieku takie słowo nie istniało w żadnym oficjalnym słowniku. Ludzie z powodzeniem odróżniali konopie lecznicze (indyjskie) od włóknistych (przemysłowych). Marihuanę spopularyzowała prasa amerykańska w ramach propagandy politycznej wymierzonej zarówno w samą roślinę, jak i w mniejszości rasowe – głównie Meksykanów, którzy słowem marijuana określali skręty z konopiami indyjskimi, wypalane w chwilach wolnych od pracy. Ten wątek poruszymy niedługo, ponieważ jest on niezbędny do zrozumienia obecnej sytuacji prawnej konopi na świecie i zmian, które w nim zachodzą5.
Z uwagi na historię wyrazu „marihuana” i jej rasistowskie tło wiele osób optuje za tym, aby do rośliny zwracać się tak, jak zaleca klasyfikacja botaniczna: per konopie. Dopiero później możemy stosować określenia: lecznicze lub rekreacyjne, w zależności od celu użytkowania. Tyle że słowo na „m” tak mocno zadomowiło się w globalnej kulturze, że poprawianie błędów leksykalnych zajęłoby kolejnych kilkadziesiąt lat.
Z dwojga złego lepiej chyba zaprzestać stygmatyzowania marihuany. Dlatego na kolejnych stronach będziemy korzystać właśnie z tej nazwy.
ZAPAMIĘTAJ:
Każda marihuana to konopie siewne, ale nie wszystkie konopie siewne to marihuana. Podobnie jak nie wszystkie grzyby są pieczarkami, choć każda pieczarka jest grzybem.Konopie dzielimy na włókniste (przemysłowe) i indyjskie (lecznicze, od nazwy Cannabis indica).Marihuana to potoczne określenie konopi idyjskich.Marihuaną może być zarówno Cannabis sativa, jak i Cannabis indica. Konopie przemysłowe występują jedynie w rodzaju sativa.Marihuanę uprawia się na dwa sposoby: na zewnątrz (w słońcu) i wewnątrz (pod sztucznym oświetleniem). Jest to roślina jednoroczna. W zależności od metody osoba parająca się jej uprawą (oczywiście wyłącznie w miejscu, gdzie marihuana jest legalna) może liczyć na jeden (najczęściej) lub więcej zbiorów, co jednak wymaga specjalnych zabiegów, na których opis nie możemy tu poświęcić miejsca.
Uprawa marihuany na słońcu wymaga przynajmniej umiarkowanego klimatu. Jeśli w danym miejscu doświadczamy uroków wszystkich pór roku, to bardzo prawdopodobne, że marihuana obrodzi tylko raz w sezonie. Co innego, jeśli mamy szczęście mieszkać niedaleko równika, bo wtedy dane nam będzie zbierać ją częściej. Wybierając grządkę pod gołym niebem, zdajemy się jednak na warunki pogodowe, łaskawość lokalnych drapieżników, które będą odstraszać szkodniki, i czystość gleby, w której roślina będzie rosła.
Z kolei uprawa marihuany w zamkniętym pomieszczeniu przypomina trochę zabawę w stwórcę. Hodowca dysponujący sztucznym oświetleniem jest w stanie tak dopasować parametry uprawy, aby odwzorować idealny klimat zarówno dla fazy wegetatywnej, jak i dla okresu kwitnienia. Taka metoda zapewnia całkowitą kontrolę nad dostępem światła, wody i powietrza, a ponadto umożliwia dostarczanie roślinom niezbędnych substancji odżywczych w optymalnych dawkach. Wszystko to przyczynia się do maksymalizacji – zarówno ilościowej, jak i jakościowej – zbiorów6.
Średni czas uprawy marihuany wynosi około 3–4 miesięcy, od nasionka aż po zbiór. Po ścięciu konopie suszy się w wiechach, a później zamyka w słoikach, gdzie zachodzi proces dojrzewania, zakończony rozwinięciem kompletnego profilu zapachowego danego szczepu. Dojrzewanie trwa minimum 2 tygodnie.
Ze względu na wymogi standaryzacyjne dotyczące suszu konopnego dopuszczonego do obrotu farmaceutycznego medyczną marihuanę uprawia się w zamkniętych pomieszczeniach i w kontrolowanych warunkach.
Pierwsze wzmianki na temat medycznego zastosowania marihuany pochodzą ze starożytnych Chin i datuje się je na 2700 r. p.n.e. Wtedy to cesarz Shen Nung użył suszu z kwiatostanów konopi zamiast zwykłej herbaty i odkrywszy niezwykłe właściwości rośliny, rozpisywał się nad jej zastosowaniami w wielu dolegliwościach: od niestrawności przez reumatyzm po dnę moczanową7. Marihuana miała też znaczny wpływ na rozwój medycyny ajurwedyjskiej8. Hindusi wykorzystywali ją w leczeniu stanów lękowych, depresji, padaczki, bólu i wścieklizny, a oprócz tego uważali ją za silny afrodyzjak i nieodłączny element rytuałów duchowych na cześć Śiwy. Z dobroczynnych właściwości marihuany korzystali również Egipcjanie, stosując ją u uskarżających się na jaskrę, hemoroidy, choroby skóry i ostre stany zapalne9. Zresztą co tu dużo mówić, pył z marihuany (nadal zdatny do spożycia!) znaleziono na trumnie Ramzesa II, skądinąd jednego z najbardziej znamienitych i płodnych władców Egiptu, który dożył 96 lat z pięknym uzębieniem10.
Marihuanę można było znaleźć swego czasu w każdym lekospisie na świecie. Kiedy w XIX wieku brytyjski lekarz i wynalazca William O’Shaughnessy usystematyzował przeprowadzone w Indiach badania poświęcone medycznym właściwościom marihuany (za które, między innymi, został odznaczony tytułem szlacheckim), jego odkrycia dotarły aż do Stanów Zjednoczonych. A ponieważ w Stanach wszystko musi być „większe”, to łatwo sobie wyobrazić, jak tamtejsze społeczeństwo przyjęło wieści o rewolucyjnym naturalnym lekarstwie11.
Na początku XX wieku duża część leków dostępnych w aptekach bazowała na jakiejś formie konopi indyjskich, przy czym były to zazwyczaj formy skoncentrowane (nalewki i haszysz)12. Niestety, w 1930 roku rząd Stanów Zjednoczonych zmagał się z ogromnym kryzysem zaufania ze strony społeczeństwa. Pogłębiająca się depresja w gospodarce, coraz gorsze warunki ekonomiczne, a wreszcie sromotna klęska prohibicji doprowadziły do sytuacji, w której trzeba było znaleźć ludziom nowego wroga. Dostali go wraz z rosnącą popularnością słowa „marihuana”.
Nikt już nie wierzył w walkę z alkoholizmem, a heroiniści i inni narkomani stanowili dla amerykańskiego biura do spraw walki z narkotykami zbyt mało istotny odsetek, by można było pompować nimi statystyki i budować propagandę sukcesu. Co innego marihuana; w tamtych czasach około 100 tysięcy dorosłych obywateli USA korzystało rekreacyjnie z palonych konopi indyjskich – głównie meksykańscy imigranci oraz czarnoskórzy muzycy jazzowi.
Na początku wspominaliśmy, że żaden ówczesny słownik nie uwzględniał hasła „marihuana”. Nazwy tej używali jedynie Meksykanie korzystający po pracy z suszu konopnego w skrętach. Meksykanie byli też na celowniku amerykańskiej prasy, która od wczesnych lat 20. uprawiała skierowany przeciwko tej grupie yellow journalism, przypisując marihuanie fatalne właściwości, a korzystającym z niej imigrantom cechy przestępców i jednostek skrajnie zdemoralizowanych13. Wykorzystując narastające w kraju nastroje rasistowskie, depresję ekonomiczną i strach przed obcą kulturą, łatwo było przekonać społeczeństwo do tego, że to właśnie marihuana ma destrukcyjny wpływ na rasy inne niż biała, jak to określił Harry J. Anslinger, jeden z ojców konopnej prohibicji. Miało to służyć nasileniu inwigilacji mniejszości etnicznych w USA.
Amerykanie nie byli wówczas zaznajomieni z paleniem suszu konopnego. Kojarzyli haszysz, nalewki, kremy, a nawet plastry z olejem konopnym, ale nowa forma konsumpcji i używane przy jej okazji obco brzmiące słowo nie budziły jednoznacznych skojarzeń. Łatwo było zatem sprawić, by społeczeństwo zobaczyło w marihuanie wroga.
Anslinger mógł liczyć na wsparcie wpływowych znajomych: barona prasowego Williama Randolpha Hearsta, koncern farmaceutyczny DuPont oraz Andrew Mellona, lobbystę, sekretarza skarbu państwa USA w czasie kadencji prezydenta Hoovera oraz (cóż za przypadek!) udziałowca w DuPont i właściciela jednego z największych banków w Stanach Zjednoczonych.
Hearst stracił 800 tysięcy akrów lasu, które podczas rewolucji meksykańskiej przeznaczono pod wycinkę, na rzecz Pancho Villi, generała pochodzącego z meksykańskiej klasy robotniczej. DuPont rozpoczynało patentowanie leków, które miały konkurować z marihuaną, lecz napotkało problem, ponieważ naturalnej konkurencji nie sposób było opatentować. Dodatkowo koncern wyprodukował (i oczywiście opatentował) nylon – tworzywo sztuczne, które wyparło konopie włókniste z przemysłu włókienniczego. Nie wspominając już o tym, jak na pozycję tego surowca wpłynęły ogromne inwestycje w przerabianie miazgi drzewnej na papier. Mellon Bank stanowił jedno ze źródeł finansowania DuPont, a sam Andrew Mellon zainwestował w stacje napędzane paliwami kopalnymi tuż przed odkryciem Henry’ego Forda, któremu udało się przetworzyć biomasę konopną na ekologiczne paliwo.
Na skutek szeroko zakrojonej kampanii medialnej, połączonej z fabrykowaniem wypowiedzi lekarzy oraz rozprzestrzenianiem fałszywych opinii o szkodliwości marihuany, w 1937 roku rząd uchwalił „The Marihuana Tax Act”. Nowe prawo nakładało olbrzymi podatek na licencjonowanie zarówno ujętego w tytule produktu, jak i konopi włóknistych, grzebiąc tym samym potężny sektor przemysłowy wraz z dotychczasowymi osiągnięciami naukowymi na polu medycznego zastosowania tej rośliny14. Kolejne lata okazały się dla statusu prawnego konopi równią pochyłą; najpierw ONZ wpisało je na listę najniebezpieczniejszych substancji psychoaktywnych, a następnie prezydent Nixon kazał je umieścić w podobnym dokumencie utworzonym przez rząd federalny USA – pomimo wyrażonego w 1971 roku sprzeciwu komisji Shafera, która składała się m.in. z lekarzy i rekomendowała całkowite usunięcie marihuany z listy substancji kontrolowanych.
Choć do lat 90. ubiegłego wieku w USA i na całym świecie stopniowo zaostrzano politykę względem marihuany, do tego czasu poczyniono wiele odkryć naukowych, które wskazały ówczesnemu rządowi, że przekonanie, jakoby marihuana nie miała żadnych zastosowań medycznych, jest błędem. Mowa tu m.in. o wyizolowaniu CBD i THC, a także o odkryciu receptorów kannabinoidowych i układu endokannabinoidowego.
Obecnie coraz więcej państw decyduje się na legalizację medycznego wykorzystania marihuany i/lub dekryminalizację użytku rekreacyjnego. Niektóre idą jeszcze dalej, legalizując marihuanę w pełnym spektrum. Ponieważ konopie towarzyszyły ludziom od ponad 5 tysięcy lat, nikogo raczej nie dziwi, że marihuana pozostaje na pierwszym miejscu na liście najczęściej wykorzystywanych substancji psychoaktywnych.
Ogólną wartość rynku konopnego w samej Europie do 2027 roku szacuje się na 37 miliardów dolarów15. Badacze rozpisują się nad wykorzystaniem kannabinoidów jako nowatorskich cząsteczek przeciwzapalnych, a wskazania do terapii medyczną marihuaną obejmują szerokie spektrum chorób: od migren przez chroniczny ból, choroby autoimmunizacyjne (immunologiczne) i schorzenia neurodegeneracyjne aż po padaczki lekooporne i nowotwory (o tym więcej za chwilę).
Pojawia się coraz więcej głosów, że natura zaprogramowała ludzi do korzystania z marihuany.
Słynne powiedzenie mówi, że na świecie tylko dwie rzeczy są pewne – śmierć i podatki. My dorzucilibyśmy do tego (dość przykrego) tandemu jeden pozytyw: ludzie i konopie są dla siebie stworzeni. Pozwolimy sobie zażartować, że nie ma w tym stwierdzeniu ani grama przesady. Jeśli nadal się zastanawiasz, dlaczego konopie mają tak ogromny potencjał terapeutyczny, to spieszymy z odpowiedzią. Tłumaczy to jedno z najnowszych odkryć współczesnej nauki – być może jedno z najważniejszych z punktu widzenia schorzeń, które trapią dzisiejsze społeczeństwo.
Chodzi o układ endokannabinoidowy, czyli sieć połączeń neurochemicznych, dzięki którym związki aktywne w marihuanie mogą wpływać zarówno na fizjologiczny, jak i psychologiczny aspekt zdrowia człowieka.
Układ endokannabinoidowy: nadrzędna sieć samoregulacji procesów biologicznych organizmu
Układ endokannabinoidowy to nadrzędny system kontrolujący równowagę biologiczną naszego ciała. Odpowiada za fizjologiczne i psychologiczne efekty działania konopi. Jego receptory (CB1 i CB2), z którymi THC i CBD wchodzą w interakcje, są rozsiane po całym ciele – od mózgu i centralnego układu nerwowego przez układ odpornościowy i przewód pokarmowy po obwodowy układ nerwowy16. Pierwsze doniesienia o jego istnieniu pochodzą z przeprowadzonego w 1988 roku badania na szczurach, dzięki któremu zespół badawczy odkrył pierwsze receptory kannabinoidowe w zwierzęcych mózgach. Następnie jego obecność potwierdzono na próbach ludzkich17.
Na układ endokannabinoidowy składają się trzy elementy:
receptory kannabinoidowe, znajdujące się na powierzchni komórek,
endokannabinoidy, czyli związki aktywujące wspomniane receptory,
enzymy metaboliczne odpowiedzialne za optymalizację zasobów endokannabinoidów.
Największe skupiska receptorów CB1 znajdują się w mózgu i w centralnym układzie nerwowym, choć ich niewielkie ilości znajdziemy w całym ciele, nawet w śliniankach. To właśnie z tymi receptorami łączy się THC odpowiedzialne za odurzające działanie marihuany i efekty odprężające. Receptory CB1 odkryto również w zakończeniach nerwowych, gdzie regulują odczuwanie bólu.
Z kolei receptory CB2 okupują przede wszystkim obwodowy układ nerwowy oraz układ odpornościowy. Aktywacja receptora CB2 przez kannabinoidy zawarte w marihuanie pozwala redukować stany zapalne w mechanizmie stymulowania poprawnej reakcji układu odpornościowego.
Endokannabinoidy to występujące w organizmie zwierząt i ludzi (głównie w podwzgórzu, ale także w tkance tłuszczowej, mięśniach i wątrobie) odpowiedniki kannabinoidów pochodzenia roślinnego. Wchodzą w interakcje z wymienionymi wyżej receptorami w celu wywołania określonych reakcji organizmu. Do tej pory odkryto dwa endokannabinoidy: anandamid (AEA) oraz 2-arachidonyloglicerol (2-AG).
Rolą enzymów jest niszczenie kannabinoidów w momencie, w którym zostaną wykorzystane przez organizm. Służy to przypilnowaniu, aby kannabinoidy były zużywane wyłącznie w czasie, gdy nasze ciało tego potrzebuje – i ani chwili dłużej18.
Dlaczego układ endokannabinoidowy jest taki ważny?
Zadaniem układu endokannabinoidowego jest utrzymanie homeostazy, czyli równowagi pomiędzy wszystkimi procesami biologicznymi zachodzącymi w naszym ciele w każdym układzie i każdym organie19. Układ endokannabinoidowy kontroluje m.in.:
pamięć i procesy poznawcze,
motorykę,
nastrój,
rytm snu i czuwania,
temperaturę ciała,
funkcjonowanie układu odpornościowego,
trawienie,
metabolizm,
funkcje sercowo-naczyniowe,
apetyt,
odczuwanie bólu,
ochronę neuronów.
W bardzo dużym uproszczeniu można przyjąć, że jakiekolwiek zaburzenie równowagi którejś z powyższych funkcji stymuluje układ endokannabinoidowy do produkcji większej liczby endokannabinoidów w celu przywrócenia homeostazy. Niestety, układ endokannabinoidowy ma swoje ograniczenia. Przy zbyt dużym obciążeniu nie jest w stanie doprodukować wystarczającej liczby tych cząsteczek. Sprawie nie pomaga to, że nasze własne kannabinoidy krążą w krwiobiegu względnie krótko, a ciało nie gromadzi ich na zapas. Zaburzenia w funkcjonowaniu układu endokannabinoidowego mogą prowadzić do klinicznego deficytu endokannabinoidów.
Według teorii zaproponowanej przez dra Ethana Russo, uznanego neurobiologa i badacza marihuany, kliniczny niedobór endokannabinoidów może skutkować zaburzeniami pracy wielu układów i organów oraz przyczyniać się do rozwoju licznych chorób, których źródło pozostawało do niedawna zagadką20.
Dzisiaj kliniczny niedobór endokannabinoidów łączy się z występowaniem m.in. migreny, fibromialgii, zespołu jelita drażliwego, padaczek lekoopornych, cukrzycy typu 1, reumatoidalnego zapalenia stawów (RZS), zespołu stresu pourazowego (PTSD) oraz chorób neurodegeneracyjnych21.
Medyczne właściwości i zastosowanie marihuany
W zależności od spożywanego szczepu dominującym związkiem w kwiatach marihuany jest THC albo CBD. Obydwa kannabinoidy są pod względem budowy bardzo zbliżone do naszych endokannabinoidów, co pozwala im na interakcję z receptorami CB1 i CB2. Zarówno THC, jak i CBD mają wiele właściwości prozdrowotnych, wynikających z różnych mechanizmów.
W szczegóły tych mechanizmów zagłębimy się w następnym rozdziale tej książki, na tym etapie wystarczy wiedzieć, że wspólnym celem THC i CBD jest wyrównywanie wspomnianych wcześniej niedoborów kannabinoidowych w organizmie.
WŁAŚCIWOŚCI TERAPEUTYCZNE SZCZEPÓW BOGATYCH W THC22
poprawa nastrojuuśmierzanie bólusilne działanie przeciwzapalne i antyoksydacyjneochrona komórek nerwowych w mózgudziałanie przeciwstresowe i antydepresyjnepobudzenie apetyturedukcja spastyczności mięśniowejdziałanie nasenneWŁAŚCIWOŚCI TERAPEUTYCZNE SZCZEPÓW MARIHUANY BOGATYCH W CBD23
redukcja stanów zapalnychuśmierzanie bólu przez wpływ na sygnały bólowe wysyłane do mózguochrona komórek nerwowych w mózgudziałanie antyoksydacyjnewsparcie koncentracjiredukcja stresu i stanów lękowychdziałanie antydepresyjne i przeciwpsychotycznedziałanie przeciwdrgawkowewsparcie neurogenezymodulacja reakcji odpornościowychNależy pamiętać, że THC i CBD, choć dominujące, są jedynie dwoma z ponad 115 kannabinoidów zidentyfikowanych w marihuanie. Każdy z nich – podobnie jak terpeny, czyli związki nadające kwiatom konopi smak i zapach – ma własny wachlarz właściwości prozdrowotnych, wzmacniając jednocześnie wartość terapeutyczną dwóch głównych „graczy”.
Z tego względu marihuana oferuje mnogość potencjalnych zastosowań medycznych. Z obecnie dostępnej wiedzy naukowej wynika, że można ją wykorzystać w leczeniu (lub w łagodzeniu objawów) następujących chorób24:
astma,
choroby autoimmunologiczne,
zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi (ADHD),
spektrum zaburzeń autystycznych,
cukrzyca,
fibromialgia,
jaskra,
zespół przewlekłego zmęczenia,
nudności i wymioty,
migrena i bóle głowy,
bezsenność i zaburzenia snu,
ból,
choroba Alzheimera,
choroba Parkinsona,
nowotwory,
choroby skóry,
przewlekły stres,
depresja,
zespół stresu pourazowego,
schizofrenia,
zaburzenia neurologiczne,
schorzenia geriatryczne,
zaburzenia żołądkowo-jelitowe,
zapalenie stawów,
zaburzenia apetytu i wyniszczenie.
Zainteresowanie świata medycyny marihuaną i jej właściwościami prozdrowotnymi sprawiło, że coraz więcej środków przeznacza się na jej badanie, a kolejne państwa ustanawiają normy prawne przygotowujące grunt pod rozwój programów dla pacjentów używających medycznej marihuany. Są na świecie miejsca, w których władze poszły o krok dalej i postanowiły przywrócić na swoim terenie dziedzictwo kulturowe sprzed prohibicji, legalizując również rekreacyjne wykorzystanie tej rośliny.
Gdy piszemy te słowa, marihuana jest legalna w pełnym spektrum jedynie w dwóch krajach na świecie: w Kanadzie i w Urugwaju. Jeśli chodzi o Stany Zjednoczone, pełna wolność jej używania panuje w 15 stanach, natomiast 36 wdrożyło programy dla osób korzystających z niej w ramach leczenia.
W Europie sytuacja jest rozwojowa. Obecnie w żadnym kraju marihuana nie została zalegalizowana w stopniu przypominającym rozwiązania wprowadzone za oceanem. Nawet Holandia, wbrew popularnemu przekonaniu, nie ustanowiła ram prawnych dla sprzedaży marihuany – „trzyma” roślinę w szarej strefie i toleruje konsumpcję oraz limitowaną liczbę placówek sprzedających konopie (coffee shopów), a wszystko to w ramach polityki redukcji szkód.
Hiszpania to kolejny kraj z bardzo liberalną polityką wobec marihuany. Obywatele mogą nawet uprawiać własne krzaczki w domu, dopóki nie wystawiają ich na widok publiczny. Podobnie jak w Holandii, tutaj też występuje kreatywny system sprzedaży – nawet bardziej pomysłowy niż w Niderlandach. Hiszpanie nie sprzedają bowiem marihuany; oni się nią dzielą z innymi w konopnych klubach społecznych, których działalność opiera się na „wymianie dóbr i wzajemnym wsparciu”.
Niektóre kraje, takie jak Czechy, Portugalia czy Gruzja, zdecydowały się na częściową depenalizację marihuany. Posiadanie i konsumpcję traktuje się tam jako wykroczenie i karze mandatami.
W 22 krajach Europy pacjenci mogą korzystać z marihuany w celach medycznych. Od niedawna należy do tej grupy Polska, i to z dość liberalnymi zasadami.
Status prawny marihuany w Polsce
Rekreacyjne korzystanie z marihuany – choć my wolimy przymiotnik „profilaktyczne” – pozostaje w Polsce nielegalne w myśl przepisów ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Samo posiadanie rośliny podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech. Chyba że mamy receptę. Wtedy magicznie narkotyk zmienia się w substancję leczniczą, a my możemy korzystać z jej właściwości bez obaw o konsekwencje prawne.
Jak już sygnalizowaliśmy w przedmowie, jeśli czytasz tę książkę w przyszłości, to mamy nadzieję, że właśnie pracujemy nad jej aktualizacją, a ludzie mogą dbać o swoje zdrowie w bezpieczny sposób bez całego administracyjnego entourage’u.
Wiele osób ze względu na piętno, którym naznaczone są konopie przez błędy amerykańskiego przedwojnia, obawia się, że ich schorzenie nie jest wystarczająco poważne, aby mogli się ubiegać o receptę na medyczną marihuanę. Tymczasem z tego leku mogą w Polsce korzystać nie tylko pacjenci onkologiczni lub paliatywni, ale również osoby zmagające się z zaburzeniami snu, bólem stawów, migrenami, chorobami skórnymi i stresem pourazowym.
Jak zostać pacjentem używającym medycznej marihuany?
Polska ma bardzo liberalne, a zarazem rozsądne i ugruntowane naukowo prawo regulujące zasady terapii medyczną marihuaną. Nie istnieje oficjalna lista schorzeń, która ograniczałaby dostęp do leku do wybranej grupy pacjentów. Pod tym względem możemy się pochwalić rozwiązaniami lepszymi niż w niektórych stanach w USA.
W dużym skrócie: jeśli istnieją przesłanki do zaangażowania układu endokannabinoidowego w rozwój i przebieg choroby, lekarz może zalecić taką terapię – i nie musi to być tzw. ostatnia deska ratunku. Jeśli cierpimy na zaburzenia snu, mamy takie samo prawo otrzymać receptę na medyczną marihuanę jak osoba chora na nowotwór.
Możesz skonsultować z lekarzem pomysł wdrożenia konopnej terapii, posiłkując się przedstawioną na stronie 14 listą medycznych zastosowań marihuany.
I tutaj dochodzimy do – właściwie jedynej – przeszkody na drodze do zostania pacjentem używającym medycznej marihuany. Podczas prowadzenia działalności edukacyjnej w internecie zetknęliśmy się z naprawdę przykrymi historiami. Ludzie mogący czerpać wymierne korzyści ze stosowania marihuany opowiadali, że są odprawiani z kwitkiem i całą kaskadą posądzeń o chęć legalnego odurzenia się. Naszym zdaniem wynika to ze stosunkowo niedawnego – bo mówimy o latach 90. XX wieku – odkrycia i opisania układu endokannabinoidowego. Choć jest to zagadnienie niezwykle ważne dla postępu medycyny, pozostaje względnie nowe i wielu specjalistów mogło nawet o nim nie słyszeć bądź skłonnych jest je bagatelizować ze względu na wcześniej wspomnianą stygmatyzację.
Jeśli jednak uda nam się trafić na kompetentnego lekarza z praktyką i odpowiednim zapleczem teoretycznym, kwalifikacja do terapii medyczną marihuaną nie różni się niczym od zwykłej wizyty, na której lekarz wystawia receptę na konkretne lekarstwo. Przedstawienie historii schorzenia lub choroby jest wskazane, ale nie obligatoryjne. Innymi słowy, receptę można uzyskać już na pierwszej wizycie, zarówno u lekarzy prowadzących indywidualną praktykę, jak i w placówkach zrzeszających tego typu specjalistów.
Medyczną marihuanę można nabyć w wybranych aptekach, które podpisały umowę z hurtowniami dostarczającymi surowiec. Obecnie pacjenci mają dostęp do trzech szczepów suszu konopnego, wszystkie charakteryzuje duża przewaga THC nad CBD. Bardziej zrównoważone odmiany, podobnie jak inne formy podania, mają wejść na polski rynek w 2021 roku. O przepisaniu konkretnej odmiany lub konkretnego preparatu decyduje lekarz po wspólnej konsultacji z pacjentem. W zależności od potrzeb może przepisać dwie różne odmiany w celu ukierunkowania ich działania na różne symptomy.
W wyniku konopnej prohibicji ludzie stracili dostęp do wszechstronnego narzędzia, które wspiera nadrzędny system utrzymujący pracę innych układów i organów w stanie równowagi. Dzisiaj mamy dostęp do badań, które łączą występowanie wielu chorób cywilizacyjnych z klinicznym niedoborem kannabinoidów, a świat nauki odkrywa przed nami kolejne medyczne zastosowania marihuany. Jednocześnie lepszy poziom edukacji społeczeństwa i rosnąca świadomość korzystnego profilu bezpieczeństwa marihuany na tle innych substancji psychoaktywnych sprawiają, że legalizacja rośliny postępuje na świecie z efektem kuli śnieżnej.
W dobie zawirowań gospodarczych konopie dają nadzieję na stworzenie znaczącego rynku, którego wartość w samej Europie szacuje się na 37 miliardów dolarów do 2027 roku. Oczywiście chodzi o sam sektor medyczny. Według niektórych prognoz rynek rekreacyjny może osiągnąć wartość 65 miliardów do 2028 roku. Prestiżowe magazyny ekonomiczne, jak „Business Insider”, zwiastują legalizację marihuany w Polsce do 2030 roku. Według raportu The Poland Cannabis White Paper w 2028 roku polski rynek konopny może być wart 2 miliardy euro25.
A teraz, skoro już omówiliśmy blaski marihuany, skupmy się na potencjalnych cieniach.
Zdecydowana większość obaw i negatywnych postaw wobec marihuany wynika z silnych przekonań na temat jej działania, wpływu na zdrowie jednostki, społeczeństwa i potencjalnych skutków ubocznych. Warto dodać, że w zdecydowanej większości przekonania te nie mają podstawy naukowej. Ba, najnowsze badania na temat wpływu marihuany na człowieka oraz zdrowie publiczne pokazują, że ma ona działanie zupełnie odwrotne do tego, które jej do niedawna przypisywano. Innymi słowy: marihuana może przeciwdziałać zagrożeniom, o które ją do tej pory oskarżano.
Niesłychane, prawda? A jednak!
Mogłoby się wydawać, że za wprowadzeniem konopnej prohibicji przemawiały wiarygodne przesłanki naukowe. Wszak jeśli podejmuje się tak drastyczne kroki, za stwierdzeniami, że marihuana rozleniwia, uzależnia i niszczy komórki mózgowe, musiały stać twarde dowody. Otóż nic bardziej mylnego.
Kryminalizację marihuany umożliwiło zastosowanie przez ówczesny rząd Stanów Zjednoczonych oraz większość tamtejszej prasy peryferyjnego modelu perswazji. Prostymi słowami: aby ukształtować na nowo społeczny obraz tej rośliny, sięgnięto po argumenty emocjonalne, prowadzące do szybkiej (i łatwej do odwrócenia) zmiany stanowiska w danej kwestii.
Dzięki zmianie statusu prawnego korzystanie z marihuany było odtąd w oczach społeczeństwa czynem niemoralnym, a jej użytkownikom łatwo było przykleić łatkę przestępcy. Ludzie mają tendencję do wykorzystywania uproszczonych metod wnioskowania (heurystyk), więc mało kto zastanawiał się wtedy, czy korzystanie z marihuany jest faktycznie niemoralne – po prostu przyjmowano to za pewnik.
Dzisiaj, wraz z postępem naukowym oraz rozwojem ruchów legalizacyjnych, jesteśmy w posiadaniu rzetelnej wiedzy, która pozwala wskazać wiarygodne dowody na bezzasadność konopnej prohibicji, a tym samym zdjąć moralne piętno z użytkowników marihuany.
Zmiana stanowiska pod wpływem racjonalnych argumentów – w psychologii przekonywanie z ich użyciem nazywamy centralnym modelem perswazji – zachodzi stopniowo i niestety wymaga czasu, lecz jest długotrwała i trudno ją odwrócić. Dlatego jeśli kiedykolwiek obudziło się w tobie poczucie winy z powodu korzystania z marihuany, musisz wiedzieć, że było ono prawdopodobnie spowodowane presją i wyobrażeniami innych ludzi na temat tej rośliny – niekoniecznie zgodnymi z prawdą. Innymi słowy, padamy ofiarami stygmatyzacji, czyli naznaczenia społecznego. W miejscach, gdzie marihuana jest legalna, ten problem występuje bardzo rzadko.
Prawda jest taka, że wiele osób nie ma zielonego pojęcia o mechanizmie działania marihuany. Poniżej rozbrajamy kilka powszechnych mitów na ten temat.
Najczęstsze obawy związane z długofalowymi skutkami korzystania z marihuany dotyczą jej wpływu na pamięć, iloraz inteligencji i motywację, a także rzekomych właściwości uzależniających. Zadajmy więc kilka pytań.
Czy marihuana ogłupia?
Jednym z mitów na temat marihuany jest to, że istnieje związek przyczynowo-skutkowy między jej długotrwałym używaniem a spadkiem ilorazu inteligencji w wyniku uszkodzeń komórek mózgowych26.
Gdyby tak było, marihuana musiałaby powodować nieodwracalne uszkodzenia neuronów na poziomie strukturalnym. Tymczasem udowodniono, że główne kannabinoidy zawarte w marihuanie – THC i CBD – mają silne działanie antyoksydacyjne, przeciwzapalne i neuroprotekcyjne, co w prostym tłumaczeniu oznacza, że marihuana ochrania komórki, zamiast prowadzić do ich niszczenia. Co więcej, oba kannabinoidy biorą udział w powstawaniu nowych połączeń nerwowych (neurogenezie), co z kolei przekłada się na poprawę funkcji poznawczych27.
Do tej pory w żadnym badaniu mózgu metodą rezonansu magnetycznego nie wykazano niekorzystnych różnic na poziomie strukturalnym u osób regularnie używających marihuany w porównaniu z osobami stroniącymi od tej rośliny28.
Czy marihuana uszkadza pamięć?
Popularne stwierdzenie, że osoby regularnie korzystające z marihuany mają „dziury w głowie”, stanowi z naukowego punktu widzenia nieporozumienie. Wytłumaczenie bezpośrednio wiąże się z tym, o czym już pisaliśmy. Marihuana redukuje stany zapalne w mózgu i jednocześnie chroni komórki przed stresem oksydacyjnym i degeneracją. W badaniu przeprowadzonym przez Yosefa Sarnego wykazano, że regularne przyjmowanie dawki do 10 mg THC poprawia pamięć i pozostałe funkcje poznawcze29. Z kolei Gary Wenk, lekarz badający wpływ marihuany na procesy neurodegeneracyjne, twierdzi, że regularne sięganie po nią po osiągnięciu pewnego wieku być może chroni przed chorobą Alzheimera30. Analizy badań przedklinicznych wykazały, że kannabinoidy wykazują potencjał terapeutyczny w różnych formach demencji. Im człowiek starszy, tym większe korzyści może czerpać ze stosowania marihuany.
Wcześniej wspomniane nieporozumienie wynika z doraźnych efektów związanych z przyjmowaniem większych dawek THC. Gdy stężenie THC w krwiobiegu przekracza pewien próg, nasz mózg bardziej selektywnie zapamiętuje informacje. Dzieje się tak, ponieważ THC naśladuje działanie jednego z endokannabinoidów, który reguluje procesy pamięciowe i pomaga nam decydować, jakie informacje są dla nas ważne, jak przetwarzamy bodźce z otoczenia i na czym w danym momencie mamy skupić uwagę albo czy się odprężyć. Stąd może się zdarzyć, że osoba pod wpływem marihuany na chwilę zgubi wątek, na przykład podczas opowiadania historii. Nie jest to efekt stały, a uciekająca myśl często po chwili do nas wraca31.
Czy marihuana rozleniwia?
Na świecie zidentyfikowano do tej pory ponad 700 różnych szczepów marihuany. Każdy cechuje się innymi proporcjami między kannabinoidami, terpenami a pozostałymi związkami zawartymi w konopiach. Istnieją odmiany, których stosowanie skutkuje wręcz poprawą koncentracji, zwiększeniem produktywności i podbiciem poziomu energii. Z drugiej strony spektrum mamy szczepy, które faktycznie rozluźniają, wzmagają apetyt, senność i powodują ogólne rozleniwienie.
Użytkowników marihuany często portretuje się jako osoby leniwe, mniej ambitne i mające problemy z motywacją. Tymczasem badania przeprowadzone w stanach USA, w których zalegalizowano rekreacyjny użytek marihuany, dowiodły, że osoby korzystające z jej dobrodziejstw zarabiają w skali roku więcej niż abstynenci, więcej jest wśród nich osób z wyższym wykształceniem, wcześniej zakładają rodziny, wykazują wyższy poziom aktywności fizycznej i czerpią większą satysfakcję z relacji interpersonalnych32.
To, czy dana osoba będzie po marihuanie produktywna czy leniwa, zależy nie tylko od odmiany, ale także od nawyków związanych z używaniem tej rośliny.
Czy marihuana powoduje depresję i schizofrenię?
Marihuana była stosowana w leczeniu depresji i stanów lękowych już w starożytności, a dzisiejsze doniesienia naukowe pokazują, że nasi przodkowie mieli ku temu podstawy. Według badania przeprowadzonego przez The University of New Mexico marihuana może być skuteczną alternatywą dla konwencjonalnych antydepresantów ze względu na lepszy profil bezpieczeństwa i większą doraźną skuteczność. Pacjenci wdychający codziennie marihuanę zgłaszali ulgę w objawach depresji już po kilku minutach od skorzystania z inhalacji. U zdecydowanej większości nie pojawiły się skutki uboczne33.
W kwestii schizofrenii udowodniono, że marihuana nie jest w stanie bezpośrednio jej wywołać, a może jedynie przyspieszyć jej pojawienie się u osób genetycznie predysponowanych do tej choroby. Według badaczy z Uniwersytetu Harvarda za rozwój tego typu zaburzeń psychicznych odpowiada właśnie czynnik genetyczny, a nie sama roślina34. Ponadto, zdaniem Musy Samiego, badacza i psychiatry z King’s College w Londynie, gdyby marihuana wywoływała schizofrenię, to częstotliwość korzystania z konopi byłaby powiązana z intensywnością objawów choroby, czego nie wykazało żadne dotychczasowe badanie35.
Czy marihuana uzależnia?
Marihuana nie jest w stanie spowodować fizycznego uzależnienia, co nie oznacza, że nie można się od niej uzależnić. W przypadku marihuany możemy mówić o uzależnieniu behawioralnym, które dotyczy negatywnych nawyków i czynności, które wiążą się z jej używaniem. W momencie gdy korzystanie z marihuany staje się priorytetem i cierpią na tym pozostałe aspekty naszego życia, możemy mówić o użytkowaniu problemowym. Za rozwój uzależnienia behawioralnego odpowiada w dużej części układ dopaminowy, na który wpływa marihuana.
W ocenie badaczy z National Institute on Drug Abuse 91% użytkowników marihuany korzysta z niej w sposób właściwy. Do nawiązania pewnego rodzaju „relacji” z konopiami przyznaje się 30% badanych, natomiast 9% wykazuje objawy uzależnienia behawioralnego. Tymczasem od alkoholu uzależnia się około 15% regularnych użytkowników, a od tytoniu 32%36. Obie substancje (alkohol i tytoń) mogą prowadzić do uzależnienia fizycznego i śmierci z przedawkowania.
Substancja bramkowa czy jednak nie?
Jeszcze na początku XXI wieku panowało przekonanie, że mimo swojej łagodnej natury marihuana stanowi substancję bramkową, czyli prowadzi do rozpoczęcia „przygody” z twardymi używkami. Tymczasem według raportu organizacji Drug Policy Alliance, sporządzonego na podstawie 53 publikacji naukowych, nie istnieją dowody na poparcie tej teorii. Co więcej, marihuanę wspomina się ostatnio jako tzw. exit drug, czyli narzędzie do wychodzenia z uzależnienia od innych substancji psychoaktywnych, w tym nikotyny, alkoholu, heroiny i leków na bazie opioidów37.
Czy marihuana jest przeznaczona tylko do celów medycznych?
Jeśli korzystasz z marihuany w sposób rekreacyjny w miejscu, gdzie taki użytek jest dozwolony, to powinno już samo w sobie stanowić odpowiedź. Niestety, społeczeństwo stygmatyzuje użytek rekreacyjny, choć teraz już wiesz, że wynika to z uprzedzeń, a nie z twardej argumentacji naukowej. W naszej ocenie użytek rekreacyjny tak czy inaczej nosi znamiona użytku medycznego, bo kannabinoidy wspierają układ endokannabinoidowy, a więc odpowiedzialne korzystanie z nich – nawet rekreacyjne – może być elementem profilaktyki zdrowotnej. Tym bardziej że marihuana z wiekiem służy nam coraz lepiej. Do tego konopie są bezpieczniejsze od innych popularnych substancji psychoaktywnych, w tym kofeiny. Skoro więc nie wytykamy palcami ludzi pijących regularnie kawę, to idąc tym samym tropem, nie powinniśmy stygmatyzować osób, które korzystają z marihuany dla rekreacji.
Mimo że w ciągu 5 tysięcy lat nie udokumentowano żadnego przypadku śmiertelnego przedawkowania marihuany – nie jest to możliwe, ponieważ kannabinoidy nie zaburzają działania obszaru pnia mózgu odpowiedzialnego za kontrolę oddychania – to istnieje kilka skutków ubocznych, o których warto wiedzieć. Tym samym chcielibyśmy zwrócić uwagę na to, że nie ma jeszcze długofalowych badań, które odnoszą się do niepożądanych reakcji organizmu wywołanych wieloletnim użytkowaniem marihuany; dlatego sami podchodzimy do tematu z sokratejskim „wiem, że nic nie wiem”.
Najczęstsze skutki uboczne używania marihuany:
suchość w ustach,
zaczerwienienie oczu,
selektywna pamięć krótkotrwała,
zakrzywione postrzeganie czasu,
uczucie zmęczenia,
senność,
nagły przypływ apetytu.
W razie przekroczenia progu tolerancji THC – gdy przyjmiemy za dużo marihuany na raz – może dojść do problemów z koordynacją oraz dyskomfortu psychicznego w postaci niepewności, uczucia lęku i myślenia paranoidalnego38. Do tego tematu wrócimy jeszcze w rozdziale poświęconym dawkowaniu posiłków z medyczną marihuaną.
Według stanowiska Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) marihuana jest względnie bezpieczną substancją, niemniej jednak musimy – tak jak zawsze, kiedy przyjmujemy jakąkolwiek substancję – uwzględnić przeciwwskazania. Informacje na ten temat pochodzące z literatury naukowej są dość skąpe, lecz wypada o nich wspomnieć.
Ze względu na wrażliwą naturę tematu i nikłą liczbę badań jednym z głównych przeciwwskazań do korzystania z marihuany jest ciąża. Kobietom spodziewającym się dziecka odradza się korzystanie z niej, ponieważ może prowadzić do niższej masy ciała noworodka i negatywnie wpłynąć na rozwój jego mózgu. To samo dotyczy kobiet karmiących piersią.
Choć badania wykluczyły – po uwzględnieniu w metodologii czynników środowiskowych – możliwość obniżenia ilorazu inteligencji u młodzieży korzystającej regularnie z marihuany, nie zaleca się jej przyjmowania zdrowym nastolatkom, ponieważ nie wiadomo, jak w długiej perspektywie może wpływać na rozwój mózgu. Wiadomo za to, że wczesna inicjacja może prowadzić do zaburzeń ośrodka nagrody i obniżenia motywacji w późniejszych etapach życia u młodych osób uzależnionych od niej behawioralnie39.
Osoby z zaburzeniami pracy serca powinny stronić od palenia (lub inhalacji w ogóle) marihuany oraz od szczepów bogatych w THC, a raczej zwrócić się w stronę odmian o większej zawartości CBD – spożywanych na przykład w pożywieniu lub w formie ekstraktów40.
Jeśli przyjmujesz dodatkowo inne leki, a myślisz o przyjmowaniu medycznej marihuany, skonsultuj się z lekarzem w celu uniknięcia potencjalnych interakcji między różnymi substancjami. THC i CBD działają na grupę enzymów wątrobowych (cytochrom P450), które odpowiadają za metabolizowanie substancji czynnych w lekarstwach. W zależności od rodzaju interakcji kannabinoidy mogą zmniejszać lub zwiększać stężenie tych substancji w krwiobiegu. Może to skutkować działaniem subterapeutycznym lub niebezpiecznie wysokim stężeniem leków w organizmie41.
Teraz, gdy absolutne podstawy mamy już za sobą, możemy śmiało kroczyć w stronę kuchni. Po drodze mamy jeszcze jeden przystanek, bez którego gotowanie z marihuaną w naszym wydaniu by się nie obeszło.
W naszych domach zawsze dużo się gotowało, a rodzice kładli duży nacisk na jakość pożywienia, za co jesteśmy im niezmiernie wdzięczni. Bardziej niż zwiedzanie molochów handlowych kręci nas wybieranie produktów na targach, odwiedzanie lokalnych sklepów, przebieranie w ekologicznym towarze i doglądanie własnych warzyw i owoców w przydomowym ogródku.
Nasza filozofia gotowania i jedzenia jest prosta, wznosi się bowiem na kilku solidnych fundamentach, dzięki którym możemy sobie pozwolić na celebrowanie jedzenia z poczuciem, że oto w naszych brzuszkach lądują najlepsze możliwe składniki.
Zanim jednak do tego przejdziemy, chcielibyśmy wyjaśnić, że przepisy, które znajdziesz w naszej książce, nie są przepisami dietetycznymi; bliżej im do kategorii comfort food. Z naszego doświadczenia wynika jednak, że „metkowanie” posiłków wyłącznie po formie jest niesprawiedliwe, bo tak samo, jak można zjeść kaszotto, które źle wpłynie na nasze zdrowie, tak można skonsumować burgera, który dzięki jakości użytych składników będzie po prostu sycącym, pożywnym posiłkiem, a nie zapychaczem, jak zwykło się postrzegać tego typu jedzenie. Cokolwiek byśmy napisali, zdajemy sobie też sprawę, że są to przepisy wyjątkowe, więc niezależnie od tego, czy jesteś pacjentem, czy używasz marihuany profilaktycznie w miejscu, gdzie jest ona legalna, będziesz z nich pewnie korzystać właśnie w ten sposób, rezerwując je sobie na wyjątkowe chwile.
Stonerchefowe fundamenty gotowania i jedzenia to przede wszystkim:
Czytanie składów zamiast haseł reklamowych.
Cokolwiek producent napisze na opakowaniu, jedynym elementem etykiety, który nie nagina faktów, jest skład. Powinien być najprostszy, jak to tylko możliwe. Sami kierujemy się zasadą, że jeżeli widzimy w spisie składników coś, czego nie mamy w domu albo czego byśmy nie kupili, to nie ma sensu dodatkowo obciążać ciała. W śmietanie ma być sama śmietanka (bez zagęszczaczy), a wędlina nie potrzebuje całego rzędu „E”. Trzymasz w domu takie półprodukty? Jeśli nie, to nie ma sensu kupować ich w formie „gotowców”.
Wybieranie produktów ekologicznych, zawsze
kiedy jest to możliwe.
Rolnictwo ekologiczne dostarcza nam produktów, które są jak najbliżej natury, jednak przede wszystkim podlega ściślejszej kontroli jakości niż tzw. żywność konwencjonalna. Chodzi o warzywa uprawiane w żyznej glebie, bez pestycydów; mięso ze zwierząt przebywających na otwartym terenie i karmionych trawą lub sianem; jajka od kur, które cieszyły się nie tylko wolnością, ale też odżywczą karmą zamiast przemysłowej paszy. Takie jedzenie jest nie tylko fizjologicznie odpowiednie dla człowieka, ale przede wszystkim ma w sobie więcej wartości odżywczych. Jeśli jednak nie masz dostępu do takiej żywności, to patrz punkt pierwszy – czytaj składy i wybieraj produkty z jak najkrótszą listą składników.
Robienie od podstaw w domu wszystkiego, co się da.
No dobrze, masz w domu ekologiczne mięso, warzywa też (nawet sezonowe); ale czy masz też pewność, że pieczywo, ciasto do pizzy, sosy, mieszanki przypraw i cała reszta dodatków mają równie wysoką jakość? Jeśli po sprawdzeniu składu okaże się, że tak, to świetnie. Często jednak tzw. gotowce pozostawiają pod tym względem wiele do życzenia. A wiesz, jak cudowny smak ma pieczywo wypiekane z mąki i wody w domu? Jak pachnie sos, kiedy samemu zadbasz o składniki i dopasujesz smaki do swoich upodobań? Owszem, trzeba na to wygospodarować więcej czasu, ale efekt daje ogrom satysfakcji, a przejście na taki poziom samodzielności wymaga jedynie konsekwencji.
Bycie w zdrowej relacji z jedzeniem.
Chodzi nam głównie o desery. W naszym odczuciu deser z samej definicji jest czymś nadprogramowym. Ciasta nie występują w naturze, cukierków nie zrywa się z drzew, a gorąca czekolada nie płynie zamiast wody w rzekach (nad czym bardzo ubolewamy). Jeśli posłodzisz deser daktylami, w twoim ciele i tak zmienią się w cukier, więc jeśli będziesz ich spożywać za dużo, może się to odbić na twoim zdrowiu. Jeśli zamiast śmietany użyjesz do masy sernikowej awokado, i tak dostarczysz sobie kalorycznego tłuszczu, który może popchnąć wskazówkę na wadze nie w tę stronę, co trzeba. Niezależnie więc od tego, czy korzystasz z deserów tradycyjnych, czy wolisz je w tzw. dietetycznej wersji, pamiętaj: skład przede wszystkim – najlepiej jeszcze, żeby na drugim miejscu na podium był umiar.
Robienie zakupów lokalnie.
Poznawanie oferty lokalnych sklepów i dostawców to jak poszukiwanie skarbów. Rzeczywiście, jak daleko sięgamy pamięcią, najlepsze produkty znajdowaliśmy zawsze w mniejszych sklepach spożywczych lub na targach. Najwyśmienitszą wołowinę, jaką jedliśmy w życiu, kupiliśmy od pani, która ma mały stragan na bazarze pod Halą Mirowską w Warszawie, a najsmaczniejszą słodką śmietankę (50% tłuszczu!) prosto od krowy – na małym stoisku obok piekarni gruzińskiej, również na Mirowie. W Poznaniu zdobyliśmy cudownego łososia jurajskiego i obłędne sery ekologiczne. A wiesz, co jest najlepsze? Wszystkie te miejsca mieliśmy „pod nosem”. Kiedyś nam to umykało, bo daliśmy się zwieść pozornej dostępności wszystkiego w sklepach wielkopowierzchniowych i oferowanej przez nie niższej cenie, a okazało się, że te wyjątkowe rzeczy kupowane lokalnie wcale nie były specjalnie droższe od ogólnodostępnych produktów tego samego typu.
Dlaczego o tym wspominamy? Ponieważ jest to kilka prostych kroków, dzięki którym można zapewnić sobie posiłki ze zdrowych, odżywczych składników, niezależnie od tego, czy bawimy się w kuchnię dietetyczną, czy tworzymy dania z dekadenckim skrętem. Poza tym, umówmy się, gotujemy z marihuaną, więc szkoda byłoby wykorzystywać tak wartościową „przyprawę” do produktów wątpliwej jakości.
Ahoj! Powoli dobijamy do brzegu! Kuchnię widać już na horyzoncie, jeszcze tylko miniemy łąki, trawy i będziemy mogli się rozstawiać ze sprzętem. Pamiętaj, że gotowanie z marihuaną to zupełnie nowy świat; nowa gałąź gastronomii, którą można łączyć z terapeutycznym wykorzystaniem kannabinoidów, czyli – w dużym skrócie – łączyć przyjemne z pożytecznym.
Dlatego w tym rozdziale pochylimy się nad całym zapleczem technicznym. Wyjaśnimy najważniejsze terminy przydatne w konopnej kuchni, odkryjemy zalety gotowania z marihuaną, opowiemy, dlaczego całe kwiaty i ich przetwory są z terapeutycznego punktu widzenia lepsze od wyizolowanych kannabinoidów, pokażemy ci, jak rozpoznać jakość suszu konopnego, a na sam koniec odkryjemy przed tobą weed pairing, czyli kuchnię przyszłości.
Zacznijmy od kilku ważnych pytań.
Przede wszystkim spożywanie posiłków z marihuaną jest obiektywnie najzdrowszą formą przyjmowania kannabinoidów, ponieważ zupełnie pomija inhalację. Marihuanę zazwyczaj spożywa się w formie dymu lub pary uzyskiwanych przez spalanie bądź waporyzację. Mimo że dotychczasowe badania nie wykazały związku przyczyno-skutkowego między regularnym paleniem czystej marihuany a upośledzeniem funkcji płuc i rozwojem nowotworów układu oddechowego (dowody naukowe wskazują na wręcz przeciwną relację), to wedle ogólnego konsensusu spalanie jakiejkolwiek substancji i dostarczanie jej tą drogą do organizmu może rodzić obawy o zdrowie, chociażby przez wzgląd na obecność substancji smolistych lub wysoką temperaturę dymu. Z kolei waporyzacja, choć nie wymaga spalania, nie została jeszcze przebadana w takim czasie i skali, żeby można było stwierdzić jej bezpieczeństwo w długofalowej perspektywie. Trudno się natomiast sprzeczać z tym, że zadaniem jedzenia jest odżywienie organizmu i zapewnienie mu takiej ilości niezbędnych do życia substancji, żeby mógł funkcjonować w sposób optymalny. W przypadku jedzenia z marihuaną wystarczy po prostu zadbać o odpowiednią jakość składników, żeby sposób przyjmowania kannabinoidów nie budził zastrzeżeń pod kątem bezpieczeństwa.
Drugą zaletą z punktu widzenia pacjenta i osób rozpoczynających regularne stosowanie marihuany jest dawkowanie. Ekstrakty bazowe, podobnie jak gotowe posiłki z marihuaną, łatwo podzielić na porcje, dzięki czemu będziemy wiedzieli, ile substancji aktywnych znajduje się w całym posiłku oraz w pojedynczej porcji.
A teraz uwaga, trochę nieskomplikowanej biologii. Przyjmując marihuanę w formie posiłku, musimy liczyć się z tym, że zanim kannabinoidy dostaną się do krwiobiegu, muszą najpierw przejść przez układ pokarmowy. Wiąże się to przede wszystkim z opóźnionym działaniem; efekty odczuwa się zazwyczaj po 40–90 minutach od posiłku. Co prawda ta cecha jest dosyć zdradliwa (ale o niej porozmawiamy w rozdziale poświęconemu dawkowaniu), jednak ma pewną poważną zaletę. Dzięki temu kannabinoidy uwalniają się do krwiobiegu stopniowo, a co za tym idzie, ich terapeutyczne działanie rozciąga się w czasie. Dla porównania: inhalowana marihuana zaczyna działać po kilku minutach, a efekty utrzymują się do 3–4 godzin. Marihuana przyjęta w jedzeniu może działać nawet do 12 godzin, co nie oznacza, że przez cały ten czas będziemy odczuwać efekty psychoaktywne.
Wypada nam też wspomnieć o dyskrecji, ponieważ gotowanie z marihuaną bardzo wyróżnia się tutaj na plus w porównaniu z paleniem czy waporyzacją. Pomijamy oczywiście sam aspekt gotowania, który potrafi wypełnić kuchnię specyficznym aromatem. Zapach palonej marihuany jest tak charakterystyczny, że nie da się go pomylić z niczym innym; nawet osoby niekorzystające w ogóle z tej rośliny są w stanie wyczuć „śmiesznego papierosa”. Przy waporyzacji ten problem nie jest aż tak dokuczliwy, bo żeby poczuć wyraźny zapach, musielibyśmy wydmuchać parę z urządzenia (waporyzatora) prosto w czyjąś twarz. Nie zmienia to jednak faktu, że obecnie w Polsce waporyzuje się jedynie suszone kwiaty marihuany; nie mamy bowiem jeszcze dostępu do przetworów takich jak e-liquidy z marihuaną lub surowa żywica, które za oceanem są już chlebem powszednim. Poza tym przygotowanie do waporyzacji wiąże się ze zmieleniem suszu w młynku i załadowaniem go do komory grzewczej, co również ma niewiele wspólnego z dyskrecją. A jedzenie? No cóż, jedzenie, jakie jest – każdy widzi. Raczej nikt nie zawoła „O, masz jedzenie z marihuaną” na widok kanapki z pastą przygotowaną z dodatkiem infuzji konopnej.
Wcześniej wspominaliśmy, że na świecie zidentyfikowano ponad 700 różnych szczepów marihuany. Każdy ma nie tylko unikatowy profil kannabinoidów, ale też własną paletę zapachów, co z kolei otwiera przed nami drzwi do potężnego skarbca, w którym możemy eksperymentować w poszukiwaniu różnych efektów i doznań organoleptycznych. To jest właśnie kuchnia przyszłości.
Jak najbardziej! Konopie włókniste coraz częściej uprawia się dla kwiatów, które charakteryzują się większym stężeniem CBD względem THC. Gotowanie z tego typu konopiami jest jak najbardziej zasadne, ponieważ CBD nie ma właściwości odurzających, a odmiany bogate w ten związek mają wiele właściwości prozdrowotnych.
Wypada nam jednak przypomnieć, że konopie naturalnie zawierają minimum 1% THC, a zawartość na poziomie 0,2–0,3% jest wynikiem zaniżania tego stężenia na drodze uprawy, aby były one dostosowane do norm obowiązujących w większości krajów, które nakładają limity na stężenie THC w legalnych produktach konopnych. Według badań przeprowadzonych w Izraelu już 1% THC w ekstrakcie konopnym może odblokować szerszy potencjał terapeutyczny w roślinie. Idąc tym tropem, można wnosić, że produkty z konopi włóknistych nie mają pełnej wartości leczniczej. Właśnie dlatego susze, oleje CBD i inne przetwory z tej odmiany klasyfikuje się jako suplementy diety lub „nową żywność”, a nie jako lek (jak marihuanę). Ze względu na zaniżony poziom THC zawartość CBD w suszu z konopi włóknistych też nie jest spektakularna – jeśli wyniesie 8%, to i tak możemy się uznać za szczęściarzy.
Nie zmienia to jednak faktu, że konopie włókniste jak najbardziej nadają się do gotowania, a infuzje z CBD stanowią ciekawą alternatywę dla entuzjastów konopi, którzy chcieliby czerpać przynajmniej z części ich właściwości prozdrowotnych, za to bez tzw. konopnego haju. Jeśli więc nie jesteś pacjentem używającym medycznej marihuany lub mimo dostępu do odmian bogatych w THC po prostu szukasz delikatnego wprowadzenia do tematu, to masz zielone światło.
Właśnie dlatego nie tworzyliśmy osobnych przepisów z infuzjami z konopi włóknistych. Zasady przygotowania posiłków z ich dodatkiem pozostają praktycznie takie same jak w przypadku użycia marihuany. Zmieniamy jedynie surowiec źródłowy. Każdą potrawę opisaną w tej książce z powodzeniem przygotujesz z suszu CBD lub jego ekstraktów.
Wbrew pozorom nie tylko kwiaty nadają się do gotowania z marihuaną, choć to właśnie one są najbardziej pożądaną częścią rośliny w kuchni. Oprócz nich do przygotowania stonerskich posiłków nadają się: pył z żywicy konopnej (ang. kief), liście cukrowe (ang. trim), liście z fazy wegetatywnej (ang. fan leaves) oraz koncentraty.
Kwiatostany
Kwiatostany marihuany zazwyczaj suszy się i wykorzystuje, paląc w formie jointa, w fajce lub w waporyzatorze. Jak możesz się domyślać, są one też głównym obiektem zainteresowania konopnych szefów kuchni. Do konsumpcji nadają się jedynie żeńskie kwiaty – męskie służą wyłącznie do reprodukcji – wystarczająco bogate w kannabinoidy i pozostałe substancje aktywne. W okresie przejściowym między fazą wzrostu a fazą kwitnienia oddziela się je od męskich osobników. Robi się to w celu maksymalizacji zbiorów, ponieważ jeśli dopuści się do zapłodnienia, kwiatostany mogą stracić na jakości (pod względem zawartości żywicy i kannabinoidów).
W zależności od genów kwiaty marihuany – zwane pieszczotliwie szyszkami lub po prostu „topami” – mają różne stężenie THC, zazwyczaj między 10% a 30%. Do tej pory zdecydowana większość hodowców skupiała się właśnie na tym kannabinoidzie, jednak wraz z rozwojem tzw. upraw selektywnych rozwinęła się uprawa szczepów bogatych w CBD. Manipulacja proporcjami THC do CBD pozwala na uzyskanie konkretnych efektów terapeutycznych, a co za tym idzie, dostosowanie terapii do pacjenta i jego schorzenia. W przypadku użytkowników rekreacyjnych lub korzystających z marihuany w ramach profilaktyki zdrowotnej większe stężenie CBD łagodzi działanie psychoaktywne THC, zapewniając bardziej zbalansowane odczucia.
Porównanie zawartości THC w poszczególnych częściach marihuany
Najcenniejsze są kwiatostany na szczycie rośliny, ponieważ to właśnie one pozyskują najwięcej energii ze światła. Są większe i gęstsze od tych, które wyrastają na niższych partiach łodygi; na te drugie zwykło się mówić „popcorn”.
Kwiatostany wykorzystuje się do ekstrakcji kannabinoidów i innych związków zawartych w marihuanie. Zazwyczaj tworzy się z nich infuzje bazowe – wykorzystując tłuszcze, alkohol lub glicerynę – które później trafiają do właściwego posiłku. Jeśli zależy nam na właściwościach THC, kwiaty powinny być suszone i poddane procesowi leżakowania w szczelnych pojemnikach. W swojej surowej postaci marihuana zawiera THCA, czyli kwasową, nieaktywną formę THC. Innymi słowy, spożywanie surowych kwiatostanów nie wywoła odmiennych stanów świadomości. Taką formę wykorzystuje się do przygotowywania soków konopnych, cenionych ze względu na silne działanie przeciwzapalne THCA.
Aktywacja wymaga użycia ciepła; najczęściej przeprowadza się ten proces w odpowiednio nagrzanym piekarniku – więcej o tym przeczytasz w sekcji dotyczącej dekarboksylacji suszu konopnego. Dopiero gdy kannabinoidy zostaną aktywowane, susz można wykorzystać do przygotowania infuzji bazowych.
Z kwiatów można też przyrządzić ekstrakty, które na dalszym etapie poddaje się filtracji, aby usunąć chlorofil i inne części rośliny wpływające na smak. Jeśli do gotowania użyjemy olejów lub koncentratów, takich jak haszysz, wosk czy kruszonka, akcenty konopne nie będą się wybijać w gotowym daniu.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
1The People’s history, „The Trist” 2000, Vol. 13, No 2, www.mit.edu/~thistle/v13/2/history.html (dostęp: 26.01.2021).
2 A. Pollio, The name of cannabis: A short guide for nonbotanists, „Cannabis and Cannabinoid Research” 2016, Vol. 1, s. 234–238.
3 H. Gabrielová, Hemp vs marijuana, Fundacion Canna, [2016], www.fundacion-canna.es/en/hemp-vs-marijuana (dostęp: 26.01.2021).
4 D. Piomelli, E.B. Russo, The Cannabis sativa Versus Cannabis indica Debate: An Interview with Ethan Russo, MD, „Cannabis and Cannabinoid Research” 2016, Vol. 1, s. 44–46.
5 R. Solomon, Racism and its effect on cannabis research, „Cannabis and Cannabinoid Research” 2020, Vol. 5, s. 2–5; S. Siff, The illegalization of marijuana: a brief history, „Origins. Current Events in Historical Perspective” 2014, Vol. 7, Issue 8, https://origins.osu.edu/article/illegalization-marijuana-brief-history (dostęp: 26.01.2021).
6 S. Eichhorn Bilodeau i wsp., An update on plant photobiology and implications for cannabis production, „Frontiers in Plant Science” 2019, Vol. 10, s. 296; R. Backer i wsp., Closing the yield gap for cannabis: A meta-analysis of factors determining cannabis yield, „Frontiers in Plant Science” 2019, Vol. 10, s. 495.
7 J. Gumbiner, History of cannabis in ancient China, „Psychology Today”, 10.05.2011, www.psychologytoday.com/us/blog/the-teenage-mind/201105/history-cannabis-in-ancient-china (dostęp: 26.01.2021).
8 T. Wrona, Ancient Egypt’s rich history of medical cannabis, „The Cannigma”, 15.09.2019, https://cannigma.com/history/egypt-has-a-rich-medical-cannabis-history-discover-why (dostęp: 26.01.2021).
9 Tamże.
10 R.C. Clarke, M.D. Merlin, Cannabis: Evolution and ethnobotany, Berkeley: University of California Press, 2013.
11 B. Houlihan, Sir William Brooke O’Shaugnessy – medical cannabis pioneer, „Irish Hemp History”, 12.06.2016, https://medium.com/@dubhempmuseum/sir-william-brooke-oshaughnessy-medical-cannabis-pioneer-c94798fd7722 (dostęp: 26.01.2021).
12 M.B. Bridgeman, D.T. Abazia, Medicinal cannabis: History, pharmacology, and implications for the acute care setting, „P&T: a Peer-Reviewed Journal for Formulary Management” 2017, Vol. 42, s. 180–188.
13 M. Burnett, A. Reiman, How did marijuana become illegal in the first place?, Drug Policy Alliance, 8.10.2014, https://drugpolicy.org/blog/how-did-marijuana-become-illegal-first-place (dostęp: 26.01.2021).
14 D.H. Gieringer, Marihuana Tax Act (1937), w: M.A. Kleiman, J.E. Hawdon (eds), Encyclopedia of drug policy, SAGE Publications: 2011, Vol. 1, s. 486–487, cyt. za: https://sk.sagepub.com/reference/drugpolicy/n213.xml (dostęp: 26.01.2021).
15European cannabis market worth ~$37 billion by 2027, rising at a CAGR of 29.6% between 2020 & 2027 – ResearchAndMarkets.com, Business Wire, 26.08.2020, www.businesswire.com/news/home/20200826005435/en/European-Cannabis-Market-Worth-37-Billion-by-2027-Rising-at-a-CAGR-of-29.6-Between-2020-2027---ResearchAndMarkets.com (dostęp: 26.01.2021).
16 S. Zou, U. Kumar, Cannabinoid receptors and the endocannabinoid system: Signaling and function in the central nervous system, „International Journal of Molecular Sciences” 2018, Vol. 19, s. 833.
17 R.G. Pertwee, Cannabinoid pharmacology: The first 66 years, „British Journal of Pharmacology” 2006, Vol. 147 (Suppl. 1), s. S163–S171.
18 N. Battista i wsp., The endocannabinoid system: An overview, „Frontiers in Behavioral Neuroscience” 2012, Vol. 6, s. 9; Z. Mouslech, V. Valla, Endocannabinoid system: An overview of its potential in current medical practice, „Neuroendocrinology Letters” 2009, Vol. 30, s. 153–179; H.Ch. Lu, K. Mackie, An Introduction to the Endogenous Cannabinoid System, „Biological Psychiatry” 2016, Vol. 79, s. 516–525.
19 J. Komorowski, H. Stępień, Rola układu endokannabinoidowego w regulacji czynności dokrewnej i kontroli równowagi energetycznej człowieka, „Postępy Higieny i Medycyny Doświadczalnej” (online), 2007, Vol. 61, s. 99–105, http://31.186.81.235:8080/api/files/view/2116.pdf (dostęp: 2.02.2021).
20 E.B. Russo, Clinical endocannabinoid deficiency (CECD): Can this concept explain therapeutic benefits of cannabis in migraine, fibromyalgia, irritable bowel syndrome and other treatment-resistant conditions?, „Neuroendocrinology Letters” 2008, Vol. 29, s. 192–200.
21 E.B. Russo, Clinical endocannabinoid deficiency reconsidered: Current research supports the theory in migraine, fibromyalgia, irritable bowel, and other treatment-resistant syndromes, „Cannabis and Cannabinoid Research” 2016, Vol. 1, s. 154–165.
22 C.W. Webb, S.M. Webb, Therapeutic benefits of cannabis: A patient survey, „Hawaii Journal of Medicine & Public Health” 2014, Vol. 73, s. 109–111; N. Montero-Oleas i wsp., Therapeutic use of cannabis and cannabinoids: An evidence mapping and appraisal of systematic reviews, „BMC Complementary Medicine and Therapies” 2020, Vol. 20, s. 12.
23 M. Newton, D.W. Newton, Cannabidiol or CBD oil: Help, hope, and hype for psychiatric and neurologic conditions, „Journal of the American Psychiatric Nurses Association” 2020, Vol. 26, s. 447–457; P. Grinspoon, Cannabidiol (CBD) – What we know and what we don’t, Harvard Health Publishing, Harvard Medical School, 24.08.2018, www.health.harvard.edu/blog/cannabidiol-cbd-what-we-know-and-what-we-dont-2018082414476 (dostęp: 25.01.2021); C. Larsen, J. Shahinas, Dosage, efficacy and safety of cannabidiol administration in adults: a systematic review of human trials, „Journal of Clinical Medicine Research” 2020, Vol. 12, s. 129–141; H.J. VanDolah, B.A. Bauer, K.F. Mauck, Clinicians’ guide to cannabidiol and hemp oils, „Mayo Clinic proceedings” 2019, Vol. 94, s. 1840–1851; F.A. Pamplona, L.R. da Silva, A.C. Coan, Potential clinical benefits of CBD-Rich cannabis extracts over purified CBD in treatment-resistant epilepsy: Observational data meta-analysis,„Frontiers in Neurology” 2018, Vol. 9, s. 759.
24 J.C. Cather, Cannabidiol primer for healthcare professionalproceedings,„Baylor University Medical Center” 2020, Vol. 33, s. 376–379; N. Montero-Oleas i wsp., dz. cyt., s. 12; E.P. Baron, Comprehensive review of medicinal marijuana, cannabinoids, and therapeutic implications in medicine and headache, „Headache Currence” 2015, Vol. 55, s. 885–916; P.M. Azcarate i wsp., Medical reasons for marijuana use, forms of use, and patient perception of physician attitudes among the US population,„Journal of General Internal Medicine” 2020, Vol. 35, s. 1979–1986; G. Habib, U. Levinger, [Characteristics Of Medical Cannabis Usage Among Patients With Fibromyalgia], „Harefuah” 2020, Vol. 159, s. 343–348; P. Brunetti i wsp., Herbal preparations of medical Cannabis: A vademecum for prescribing doctors, „Medicina”(Kaunas, Lithuania) 2020, Vol. 56, s. 237; National Academies of Sciences, Engineering, and Medicine, The health effects of cannabis and cannabinoids: The current state of evidence and recommendations for research, Washington: National Academies Press, 2017.
25The Poland cannabis white paper, Prohibition Partners, 2019, https://prohibitionpartners.com/reports/#the-poland-cannabis-white-paper (dostęp: 26.01.2021); Legalna marihuana zmienia światowy rynek, „Business Insider Polska”, 30.11.2019, https://businessinsider.com.pl/finanse/rynek-marihuany-legalna-marihuana-zmieni-rynki-na-calym-swiecie/gw0tdtv (dostęp: 26.01.2021).
26 O. Rogeberg, Correlations between cannabis use and IQ change in the Dunedin cohort are consistent with confounding from socioeconomic status, „Proceedings of the National Academy of Sciences of the United States of America” 2013, Vol. 110, s. 4251–4254.
27 A.J. Hampson i wsp., Neuroprotective antioxidants from marijuana, „Annals of the New York Academy of Sciences” 2000, Vol. 899, s. 274–282.
28 Y. Chye i wsp., Cortical surface morphology in long-term cannabis users: A multi-site MRI study, „European Neuropsychopharmacology” 2019, Vol. 29, s. 257–265.
29 Y. Sarne, THC for age-related cognitive decline?, „Aging” 2018, Vol. 10, s. 3628–3629.
30 Y. Marchalant i wsp., Cannabinoid receptor stimulation is anti-inflammatory and improves memory in old rats, „Neurobiology of Aging” 2008, Vol. 29, s. 1894–1901; G.L. Wenk, Using marijuana to prevent Alzheimer’s disease, „Psychology Today”, 1.04.2016, www.psychologytoday.com/us/blog/your-brain-food/201604/using-marijuana-prevent-alzheimer-s-disease (dostęp: 26.01.2021).
31 A. Wilcox, How cannabis affects your memory, „Herb”, 20.02.2016, https://herb.co/news/health/cannabis-affects-memory (dostęp: 26.01.2021).
32Cannabis consumers are happy campers: Cannabis Wellness Trends™, BDSA, 6.06.2017, https://bdsa.com/cannabis-consumers-happy-campers (dostęp: 26.01.2021).
33 X. Li, The effectiveness of cannabis flower for immediate relief from symptoms of depression, „The Yale Journal Of Biology And Medicine” 2020, Vol. 93, s. 251–264.
34 J.M. Grohol,
