Kolory miłości - Carol Marinelli - ebook

Kolory miłości ebook

Carol Marinelli

3,5

Opis

Rosyjski milioner Damian Żukow zleca sprzedaż swojego domu w Sydney Alinie Ritchie. On sam decyduje się wyjechać na zawsze do Rosji. Alina, z zamiłowania malarka, jest najgorszym pośrednikiem nieruchomości, z jakim miał do czynienia. Jednak pomimo licznych wpadek i braku profesjonalizmu robi na Damianie wielkie wrażenie i wprowadza zamęt w jego życiu. Teraz już ten pewny siebie biznesmen nie jest przekonany, czy wszystko dobrze zaplanował…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 159

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (22 oceny)
7
5
4
5
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Carol Marinelli

Kolory miłości

Tłumaczenie:

PROLOG

Jednak nie dzisiaj.

Damian Żukow wyjrzał przez okno prywatnego samolotu, który za chwilę miał wylądować w Sydney. Woda była szmaragdowobłękitna, a pływające po niej łódki i jachty zostawiały za sobą pióropusze białej piany. Ten widok zawsze robił na nim wrażenie i zawsze był zapowiedzią czegoś miłego.

Jednak nie dzisiaj.

Patrząc w dół, przypomniał sobie, jak po raz pierwszy przyleciał do Australii. Wtedy wyglądało to zupełnie inaczej i z całą pewnością nie czekał na niego nikt z prasy. Już wówczas postanowił jednak, że nadejdzie czas, kiedy przestanie być anonimową osobą. Kiedy wyjechał z Rosji, miał zaledwie trzynaście lat. Przyleciał tu ze swoją ciotką, Katią. Podobnie jak teraz z zaciekawieniem wyglądał przez okno, słuchając opowieści ciotki o farmie Blue Mountains, która miała się stać jego nowym domem. Do tej pory nie zaznał w życiu wiele dobrego. Nie znał własnego ojca, a jego matka była alkoholiczką. Niewielką rentę, jaką dostawali, prawie całkowicie wydawała na alkohol. Odkąd skończył pięć lat, Damian przejął odpowiedzialność za ich utrzymanie. Każdą wolną chwilę przeznaczał na pracę zarobkową i żebranie od zagranicznych turystów. Razem z kolegą, Michaiłem, który podobnie jak on był dzieckiem ulicy, myli szyby w samochodach. Niejednokrotnie zdobywał pożywienie w koszach na śmieci wielkich restauracji i hoteli. Przygotowywał skromne posiłki sobie i matce, dla której liczyła się jedynie wódka. Kiedy matka zmarła, na jej pogrzeb przyjechała z Australii Katia, jej jedyna siostra.

– Annika zawsze mi mówiła, że doskonale sobie radzicie. – Katia nie ukrywała przerażenia, kiedy się przekonała, w jakich warunkach żyła jej siostra i siostrzeniec. – W swoich listach i telefonach… – przerwała, spoglądając na siostrzeńca. Na jego twarzy malowała się nieufność, zmieszanie, ale także ulga.

– Dlaczego nie powiedziała mi, że było tak źle?

– Sliszkom gorda – usłyszała w odpowiedzi. To prawda. Annika była zbyt dumna, żeby prosić kogokolwiek o pomoc. A przy tym była zbyt słaba, żeby się zmienić, nawet jeśli cierpiał na tym jej jedyny syn.

– Teraz będzie lepiej – powiedziała Katia, obejmując Damiana, on jednak wysunął się z jej objęć.

Przenieśli się z mroźnej rosyjskiej zimy prosto do skąpanej w słońcu Australii. Damian w milczeniu wyglądał przez małe okno samolotu, chłonąc rozpościerające się przed nim widoki. Słyszał, że port w Sydney jest jednym z najpiękniejszych na świecie.

Teraz w to wierzył.

Po raz pierwszy od bardzo dawna to, co mu powiedziano, okazało się prawdą. Zupełnie, jakby po raz pierwszy w życiu zobaczył słońce. Blask go oślepiał, ale nie był w stanie się powstrzymać przed patrzeniem na nie. Jego serce było skute lodem, ale teraz, kiedy ujrzał Operę w Sydney i Harbour Bridge, postanowił, że nigdy więcej nie wróci do Rosji. Postanowił, że zrobi wszystko, żeby tu pozostać na zawsze. I tak właśnie uczynił. Nie przepuścił najmniejszej możliwości, która umożliwiała mu realizację tego postanowienia. Bardzo szybko nauczył się angielskiego i choć mówił z silnym rosyjskim akcentem, to jednak poprawnie. Uczył się bardzo dobrze i po zrobieniu matury wstąpił na uniwersytet. Nauka była dla niego najważniejsza, ale nie stronił też od przyjemności. Był bardzo przystojny i podobał się kobietom, co skrzętnie wykorzystywał. Seks był dla niego bardzo ważny i wciąż szukał na tym polu nowych wrażeń. Nadia była jedną z dziewczyn, z którymi się wówczas spotykał. Lubił ją, głównie dlatego, że mógł z nią porozmawiać po rosyjsku. Spędzili ze sobą zaledwie jedną noc, ale była to noc brzemienna w skutki. W wieku dziewiętnastu lat Damian miał zostać ojcem. Porzucił studia i znalazł sobie pracę. Był w niej tak dobry, że wkrótce jego usługi zaczęły być poszukiwane na rynku. Nie chciał się wiązać z żadną z firm, żeby zachować absolutną niezależność i móc samemu decydować o swoim losie. Po dwóch latach małżeństwa rozwiódł się z Nadią, a z tego związku pozostał mu ukochany syn Roman.

Zamknął na chwilę oczy, myśląc o czekającym go spotkaniu z byłą żoną. Wiedział, że nie będzie łatwe. Dziennikarze już zwęszyli, że Nadia postanowiła wyjść za Władimira i wyjechać do Rosji wraz z synem. Rodzina Żukowów była niezwykle wpływowa i prasa nie zamierzała zrezygnować z tak smakowitego kąska, jakim był konflikt między byłymi małżonkami. Damian konsekwentnie odmawiał wszelkich komentarzy, choć wiedział, że w końcu będzie musiał zająć jakieś stanowisko.

Obsługa lotniska zrobiła wszystko, co w ich mocy, żeby uchronić go przed natarczywymi dziennikarzami. Jak Damian miałby odpowiadać na ich pytania, skoro nie był w stanie porozmawiać o tym z własnym synem? Jak miałby powiedzieć Romanowi, że być może wcale nie jest jego ojcem? Już sama myśl o tym sprawiała, że dostawał potwornego bólu głowy.

– Zdrastwuj, Damian. – Borys, jego kierowca, przywitał się z nim i ruszył w stronę domu.

Damian niechętnie wybrał numer Nadii.

– Chciałbym rozmawiać z Romanem.

– Wyjechał na kilka dni z przyjaciółmi – oznajmiła jego była żona. – Chciał spędzić z nimi trochę czasu przed naszym wyjazdem.

– Koniec z tymi gierkami, Nadia. To ja chcę spędzić z nim trochę czasu. Jestem w Sydney. Masz mi powiedzieć, gdzie on jest.

– Może spotkamy się, żeby porozmawiać? Mogłabym do ciebie podjechać…

Damian nie mógł powstrzymać uśmiechu. Gdyby tylko wiedziała, jak śmieszą go te próby uwiedzenia go, zapewne by sobie odpuściła. Za niecały miesiąc miała wyjść za mąż za Władimira i Damian nie zamierzał stawać mu na drodze.

Najzwyczajniej w świecie nie miał na to ochoty.

– Nie mamy o czym ze sobą rozmawiać…

– Damian…

Przerwał rozmowę. Obawiał się, że w przeciwnym razie mógłby jej powiedzieć, co o niej myśli, a nie było to nic pochlebnego.

– Zawieź mnie do hotelu – polecił kierowcy. Nie chciał znaleźć się teraz w swoim tutejszym mieszkaniu. To już nie był jego dom. – Kiedy otwierają nowe kasyno?

– W przyszłym tygodniu. Domyślam się, że dostałeś zaproszenie?

– Naturalnie – odparł, z trudem powstrzymując irytację. – Zawieź mnie do jakiegoś hotelu, w którym mają wolny apartament prezydencki. Będę go potrzebował przez jakiś miesiąc.

Jego asystentka, Marianna, została w Stanach, ale Borys doskonale poradził sobie z powierzonym mu zadaniem. Wykonał kilka telefonów i wkrótce zatrzymali się na podjeździe luksusowego hotelu. Z apartamentu wyprowadziła się właśnie jakaś gwiazda muzyki pop i cały personel dosłownie stawał na rzęsach, żeby przygotować wszystko na przyjęcie Damiana Żukowa. Wszedł do środka i rozejrzał się po wnętrzu. Wszystkie hotele były do siebie podobne i ten też niczym się nie wyróżniał.

– Czy możemy panu coś zaoferować? Drinka?

– Chcę, żeby zostawiono mnie w spokoju i pilnowano mojej prywatności. Zadzwonię, jeśli będę czegoś potrzebował.

Wreszcie drzwi się zamknęły i Damian po raz pierwszy od dawna został zupełnie sam.

I po raz pierwszy od dawna miał chwilę, żeby pomyśleć. Nie mógł uwierzyć w to, że Roman może nie być jego synem. To on trzymał go w ramionach zaraz po urodzeniu i on kochał go ponad wszystko. Kiedy Nadia powiedziała mu, że być może Roman nie jest jego synem, starał się utopić ból w alkoholu i w ramionach przypadkowych kobiet.

Prawie pomogło.

Prawie.

Wziął do ręki jedną z gazet, które obsługa mu przygotowała, i zamarł. Na pierwszej stronie widniało zdjęcie przedstawiające jego i Władimira. Napis głosił: „Kogo byś wybrał?”. On jednak wiedział, że Nadia nie miała żadnego wyboru. Niezależnie od tego, co sobie myślała, nigdy więcej nie zdecydowałby się z nią być. Prasa jednak uwielbiała takie historie. Władimir, pięćdziesięcioletni przedsiębiorca, obrzydliwie bogaty, ale niemający komu przekazać majątku. I on, Damian, lat trzydzieści trzy, przystojny, interesujący. Jego majątek był wart kilka razy tyle co Władimira.

Wady? Tak, zdecydowanie był playboyem, stałym bywalcem kasyn na całym świecie. Uwielbiał od czasu do czasu zniknąć na swoim jachcie z kilkoma blondynkami na pokładzie. Ciężko pracował i lubił się zabawić. Był rozwodnikiem, dlaczego miałby sobie tego odmawiać? To prawda, że miał skandaliczną reputację, ale za to nikt nie mógł mu zarzucić, że jest złym ojcem. Uwielbiał swojego syna i starał się spędzać z nim tyle czasu, ile to było możliwe. Sydney było miastem, które uważał za swój dom i zawsze tu wracał.

Autor artykułu zadał pytanie, dlaczego nie walczy z Nadią. Czyżby zamierzał pozwolić jej zabrać syna do Rosji? Dlaczego nie zatrudnił prawników, którzy bez trudu uzyskaliby dla syna zakaz wyjazdu z kraju, w którym się urodził? Autor artykułu był bezlitosny. Może Damian wcale nie chciał mieć syna obok siebie? Może jego miłość była tylko na pokaz? A może gdzieś w pobliżu czaiła się nowa pani Żukow? Jeśli tak, to niech Bóg ma ją w swojej opiece.

Damian nalał sobie whisky i wypił ją jednym haustem. Podszedł do okna, z którego widać było jego mieszkanie. To właśnie na jego tarasie uczył Romana pływać i spędził tam niezliczone wieczory z nim i jego kolegami, słuchając ich okropnej muzyki. Musi je sprzedać. Podobnie jak farmę w Blue Mountains. Jeśli Roman ma wyjechać do Rosji, on też nie ma po co tu zostać. Nie ma tu po co wracać. Przyszło mu do głowy, żeby zadzwonić do swojej asystentki, żeby przyjechała i wszystkim się zajęła, ale zrezygnował z tego pomysłu. To było bardzo osobiste zadanie, a ona ostatnio zbyt śmiało sobie z nim poczynała. Zwłaszcza w sypialni.

Sięgnął po telefon.

– Będę potrzebował asystentki na kilka tygodni. Kogoś, kto jest dyskretny i ma doświadczenie w handlu nieruchomościami.

– Naturalnie. Kiedy miałaby…

– Jutro rano o ósmej.

Jutro się wszystkim zajmie. Jutro zacznie zwijać swoje tutejsze życie, a potem wyjedzie na zawsze. Nic już go tu nie trzyma. Nalał sobie kolejną porcję alkoholu. Co można robić w Sydney w środę wieczorem? Pójdzie do kasyna. Upije się, żeby sprostać reputacji, jaką mu przypisywano. Blondynka. A może brunetka albo ruda? Niech będą wszystkie trzy. Będzie się dziś bawić tak, jakby nie było jutra. Wypił swoją whisky i jeszcze raz spojrzał na widok za oknem, który niegdyś przynosił mu ukojenie. Kiedyś, ale nie dziś.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Dlaczego skłamała?

Alina Ritchie wypuściła odruchowo wstrzymywane powietrze i spojrzała na okazały hotel, przed którym zatrzymała się taksówka. Po raz dziesiąty wyjęła z torebki lusterko i sprawdziła, jak wygląda. I jak zwykle pożałowała, że ma taką banalną, nierzucającą się w oczy urodę. Była starannie umalowana i uczesana, ale jak tylko wyszła z samochodu, panująca w powietrzu wilgoć sprawiła, że jej ciemne włosy zaczęły się kręcić i tańczyć wokół twarzy. Przygładziła je ręką i weszła do holu. Dziś na pewno się jej powiedzie. To była szansa, na którą czekała bardzo długo. Musi wreszcie znaleźć jakąś sensowną pracę, która zapewni jej utrzymanie. Zrezygnowała ze studiów na akademii sztuk pięknych, a zamiast tego zaczęła studiować biznes. Uwielbiała malować, ale miała dość ograniczony repertuar, czego matka nie omieszkała jej nieustannie wytykać. Malowała bowiem jedynie kwiaty. Całe mnóstwo kwiatów!

– Potrzebujesz solidnej posady – gderała Amanda Ritchie. – Nie mogę cię utrzymywać do końca życia, Alino. I nie powinnaś być zależna od żadnego mężczyzny, zapamiętaj sobie.

Niestety, nie było łatwo zdobyć taką pracę. Starających się o posadę osobistej asystentki było całe mnóstwo i Alina nie była najlepszą z nich. Jej natura marzycielki nie do końca czyniła ją odpowiednią kandydatką do pracy w korporacji. Zarabiała na życie jako kelnerka w restauracji, a wolny czas poświęcała na malowanie. Wczoraj wieczorem zadzwoniono do niej z agencji, do której zgłosiła swoje CV kilka miesięcy temu. Musieli być zdesperowani, skoro zadzwonili właśnie do niej! Była całkowicie zaskoczona ich propozycją. Potrzebowali asystentki dla jakiegoś biznesmena na kilka tygodni i to od zaraz. Nie mając nikogo lepszego, zadzwonili do niej.

– Z pani CV wynika, że ma pani jakieś doświadczenie w handlu nieruchomościami?

– Tak.

Nie było to do końca kłamstwem. Pomagała matce w sprzedaży farmy, żeby bank nie przejął jej na poczet długów. Kobieta z agencji oznajmiła jej, że ich klientem jest ni mniej, ni więcej tylko sam Damian Żukow.

– Zakładam, że wie pani, kto to jest?

Nie można było nie wiedzieć, kim jest Damian Żukow! Czasami jadał w restauracjach, w których pracowała, ale jak dotąd ich drogi się nie skrzyżowały. Alina miała ochotę wyznać, że ta praca jest dla kogoś zupełnie innego niż ona, ale nie mogła się oprzeć pokusie umieszczenia później w swoim résumé tego, że pracowała dla Damiana Żukowa. To zdecydowanie podniosłoby jej szanse na rynku pracy.

Agencja sporządziła umowę i Elizabeth pofatygowała się nawet do restauracji, w której Alina akurat pracowała, żeby mogła ją podpisać.

– Mam nadzieję, że nie muszę ci mówić, jaki to ważny klient i jak wiele zależy od tego, jak się spiszesz. Jesteś pewna, że sobie poradzisz?

– Z całą pewnością – odparła z przekonaniem, ignorując wyraz powątpiewania, jaki dostrzegła na twarzy Elizabeth.

Dasz sobie radę, przekonywała samą siebie, stojąc teraz przed wejściem do hotelu i próbując uspokoić rozedrgane nerwy. Musi jej się udać, w przeciwnym bowiem razie… Alina wypuściła powietrze i złożyła sobie obietnicę. Jeśli dziś się jej nie powiedzie, podda się. Uzna, że praca w korporacji nie jest dla niej i zrezygnuje. Wciągnęła brzuch, żałując, że nie miała dość siły, żeby przestrzegać diety. Właściciel restauracji pozwalał pracownikom jeść do woli, a ona nie należała do osób, które potrafiłyby z takiego zaproszenia nie skorzystać. Dziś miała grać rolę szczupłej asystentki, dla której takie pokusy jak jedzenie po prostu nie istnieją. Podeszła do recepcji i przedstawiła się.

– Chwileczkę. – Recepcjonistka podała jej kartę uruchamiającą windę, która miała ją zabrać do prezydenckiego apartamentu.

Jechała na dwudzieste czwarte piętro i czuła, że robi jej się słabo. A kiedy drzwi windy otworzyły się i weszła do niej przepiękna i bardzo elegancko ubrana kobieta, nogi niemal się pod nią ugięły. To musiała być dziewczyna, z którą spędził noc. Alina czytała wystarczająco dużo artykułów w prasie, żeby wiedzieć, jaką reputacją cieszył się Damian Żukow. Kiedy szła korytarzem, minęła ją posągowa blondynka w butach na wysokim obcasie. Jedna jej pierś była niemal całkiem odsłonięta. Choć w tej chwili miała ochotę odwrócić się na pięcie i uciec, to jednak podniosła rękę, żeby zadzwonić do drzwi apartamentu Żukowa. Wówczas w zasięgu jej wzroku pojawiła się kolejna, tym razem rudowłosa kobieta, która nie zaszczyciła jej nawet jednym spojrzeniem.

– Dzień dobry! – Alina zastukała w uchylone drzwi i czekała. – Alina Ritchie z agencji…

Cisza.

Może zasnął wyczerpany po nocy pełnej wrażeń. Pchnęła drzwi i weszła do środka.

W mieszkaniu panował bałagan. Wszędzie były porozrzucane ubrania, talerze z niedokończonym jedzeniem, na pół opróżnione kieliszki.

– Dzień dobry – powtórzyła, ale jej zawołanie pozostało bez odpowiedzi.

A może leżał gdzieś nieżywy po zbyt intensywnie spędzonej nocy? Zastanawiała się, co ma zrobić, kiedy usłyszała za plecami głęboki głos z wyraźnym akcentem.

– A więc dotarłaś tutaj.

Odwróciła się zaskoczona i to, co zobaczyła, odebrało jej mowę. Damian Żukow wyglądał, jakby całą noc przygotowywano go na tę chwilę w hotelowym spa. Stał przed nią niczym feniks powstały z popiołów. Wyglądał absolutnie oszałamiająco. Ubrany w nieskazitelny czarny garnitur, śnieżnobiałą jedwabną koszulę i srebrnoszary krawat, doskonale podkreślający kolor oczu. To właśnie jego oczy zrobiły na niej największe wrażenie. Przy nich nawet nocne niebo wydawało się nijakie. Alina mogłaby się w nie wpatrywać całą wieczność.

– Jestem Damian.

Jakby nie wiedziała.

Ujęła wyciągniętą w swoim kierunku dłoń i poczuła, jak szczupłe, silne palce obejmują jej własne. W tym momencie doleciał ją zapach jego wody – czysty, świeży i zdecydowanie męski. Nigdy wcześniej nie czuła czegoś równie wspaniałego.

– A ja, Alina.

– Alina? – Damian zmarszczył brwi. – To słowiańskie imię?

– Nie, celtyckie. – Alina z trudem wydobywała z siebie głos. Upojna noc, jaką zapewne miał za sobą, nie pozostawiła na Damianie nawet najmniejszego śladu. No, może poza lekko zaczerwienionymi oczami.

– W zasadzie można powiedzieć, że obie wersje są prawdziwe.

– Obie?

Damian czuł, że jeśli za chwilę nie napije się mocnej kawy, jego mózg odmówi współdziałania. Zazwyczaj zaczynał dzień właśnie od kawy, ale dziś najpierw się wykąpał i ubrał. Pamiętał, że jest umówiony o ósmej, a praca zawsze była dla niego najważniejsza. To dzięki sumienności i punktualności zaszedł tak wysoko.

– To imię ma korzenie zarówno słowiańskie, jak i celtyckie… – przerwała, czując jego roztargnienie. Co go mogło obchodzić jej imię? – Co mogę dla pana zrobić? – spytała, zamiast ciągnąć wątek dotyczący jej imienia.

– Kawy. Dużo mocnej kawy. I proszę zawołać kogoś, żeby tu posprzątał.

– Czy śniadanie też pan sobie życzy? – spytała, sięgając po telefon.

– Chcę kawy. Proszę nie dzwonić, tylko nacisnąć przycisk na blacie w kuchni.

Alina zarumieniła się. Pracowała już w hotelach, ale nigdy w apartamencie prezydenckim, gdzie kelner czekał tuż obok i wystarczyło jedynie nacisnąć odpowiedni przycisk.

– Możemy prosić o mocną kawę i kogoś, kto by tu posprzątał? – spytała, kiedy kelner pojawił się w apartamencie. Z trudem się powstrzymała, żeby nie przeprosić za panujący w pomieszczeniu bałagan.

– Naturalnie.

Damian zaprosił ją gestem do szerokiego biurka. Odsunął na bok pustą butelkę po koniaku i kilka kieliszków i włączył laptop.

– Mam do sprzedania dwie posiadłości… – zawahał się. Niejednokrotnie kupował i sprzedawał domy, ale tym razem chodziło o coś innego. Miał sprzedać dom, w którym mieszkał. – Chcę, żebyś rozmawiała bezpośrednio z agentami i przedstawiła mi dwie, może trzy najlepsze oferty.

– Zadzwonię do kilku jeszcze dzisiaj.

– I co im powiesz?

Ton jego głosu i surowe spojrzenie utwierdziło ją w przekonaniu, że powiedziała niewłaściwą rzecz.

– Po pierwsze, musisz te nieruchomości obejrzeć. Po drugie, musisz być niesłychanie dyskretna. Nie chcę, żeby prasa o wszystkim się dowiedziała.

Skontaktujesz się z agentami, sporządzisz dla mnie listę, a potem ja porozmawiam z tymi, których wybiorę. Mam nadzieję, że robiłaś już coś podobnego? Zamierzam sprzedać farmę w Blue Mountains. Mam tam dzierżawców, którzy nie będą uszczęśliwieni, gdy się dowiedzą, że ją sprzedaję. Dlatego, jeśli nie masz żadnego doświadczenia…

– Prowadzą interesy bezpośrednio z farmy? – przerwała mu Alina.

Damian lekko skinął głową.

– Znam świetnego agenta zajmującego się sprzedażą tego typu nieruchomości. Ma doświadczenie w postępowaniu z dzierżawcami i zagranicznymi inwestorami, ale oczywiście skontaktuję się także z innymi.

Omal jej nie powiedział, żeby wyszła. W ostatniej chwili postanowił jednak dać jej jeszcze jedną szansę.

– Pochodzisz ze wsi?

– Tak. Wie pan, jak to mówią…

– Nie, nie wiem. Kto mówi?

– Możesz zabrać dziewczynę ze wsi… To takie przysłowie. Możesz…

– Zadzwonię teraz do dzierżawców – przerwał jej w pół słowa.

Słuchała, jak przekazywał im przez telefon tę niemiłą wiadomość.

– Rozumiem, Ross, ale podjąłem już decyzję. Farma zostanie wystawiona na sprzedaż tak szybko, jak to możliwe.

Właśnie to powiedział.

Alina doskonale wiedziała, co teraz czuje Ross. Jeden telefon zmienił całe jego dotychczasowe życie. Zastanawiała się, dlaczego Damian nie może bardziej mieć na względzie ich dobra. Kiedy odpowiedział, po raz pierwszy usłyszała w jego głosie cień uczucia.

– Podjąłem decyzję dopiero dziś w nocy.

ROZDZIAŁ DRUGI

To był wyjątkowo długi ranek. Najpierw zjawiła się ekipa sprzątająca, żeby uporządkować apartament Damiana, który zdawał się zupełnie niespeszony bałaganem, jakiego narobił.

– Czy dzierżawcy mieszkają na terenie farmy?

– Tak. To moja osobista własność i dlatego tak bardzo zależy mi na dyskrecji.

Alina skinęła głową i przejechała językiem po zaschniętych ustach.

– Czy mam szukać innej…?

– Nie, nie zamierzam niczego kupować. To będzie bardzo pracowity miesiąc. – Spojrzał jej prosto w oczy. – Masz jeszcze jakieś pytania?

– Nie – odparła, obawiając się, żeby nie uznał, że jest nadmiernie wścibska.

– Powinnaś mieć mnóstwo pytań. Masz sprzedać moje dwie posiadłości i nic nie chcesz o nich wiedzieć? Zamierzałem przekazać ci dzisiaj… – urwał, gdyż najwyraźniej zabrakło mu odpowiedniego słowa.

Alina siedziała bez ruchu, nie chcąc go ponownie zirytować. W każdej chwili spodziewała się, że zostanie poproszona o to, by wyjść. Stała się jednak rzecz zupełnie niespodziewana. Jej rozmówca uśmiechnął się do niej szeroko, po raz pierwszy, odkąd tu weszła.

– Czasem zdarza mi się zająknąć.

Milczała, nie wiedząc, dokąd to prowadzi.

– Nie musisz tak siedzieć i udawać, że nie zauważyłaś, że brakuje mi odpowiedniego słowa.

Alina patrzyła na niego jak zauroczona. Jego uśmiech był zupełnie zniewalający. Miał zmysłowe usta, które poruszały się niewiarygodnie wolno. Patrząc na nie mimowolnie dotknęła palcem własnych.

– Nie bój się podpowiedzieć mi odpowiednie słowo.

– Informacje. Chciał pan przekazać mi dziś informacje.

– Więc wykorzystaj je odpowiednio.

Alina skinęła głową.

– Jeśli na przyszłość nie będziesz czegoś pewna, będziesz miała jakieś wątpliwości…

– Wtedy pana spytam.

Zła odpowiedź. Poznała to po jego minie.

– Jeśli pozwolisz mi skończyć, to się dowiesz. W takim wypadku masz się skontaktować z Marianną, moją asystentką w Stanach.

– Niezależnie od pory dnia? Wziąwszy pod uwagę różnicę czasu…

– Zanim zawrócisz mi głowę, masz się skontaktować z Marianną.

Jak na razie szło im jak po grudzie.

– Zadzwoń do asystentki Hassana i dowiedz się, czy może zjeść dziś ze mną kolację. Będzie tu tylko przez tydzień, dlatego muszę się z nim spotkać. Lubi restaurację przy The Rocks, a ja ostatnio tam nie byłem. – Wymienił nazwę restauracji, w której Alina kiedyś pracowała.

– Jakiś problem? – spytał, widząc jej zaskoczoną minę.

– Nie, dlaczego?

– Bo nie zapisałaś jej nazwy.

Nic nie mogło ujść jego uwagi. Alina zapisała nazwę restauracji i czekała na dalsze instrukcje, ale Damian milczał. Najwyraźniej uznał, że dość się już napracowali i nadeszła pora lunchu. Nie myliła się. Początkowo Damian miał zamiar zadzwonić do Marianny, ale po krótkim namyśle zmienił zdanie. Postanowił dać szansę Alinie.

Nigdy wcześniej nie spotkał kogoś tak nieśmiałego jak ona i tak przepraszającego, że żyje. Rumieniła się, kiedy do niej mówił, i sprawiała wrażenie bardzo zakłopotanej.

– Mogłabyś mi zorganizować środek od bólu głowy? – poprosił po chwili. – W łazience są chyba jakieś tabletki. Możesz mi przynieść ze dwie?

Alina musiała przyznać przed samą sobą, że ten człowiek zrobił na niej ogromne wrażenie. Doskonale wiedziała, że jest poza jej zasięgiem, ale nie zmieniało to faktu, że żaden mężczyzna nie spodobał jej się tak jak Damian. Stała na środku jego łazienki, rozglądając się po niej z ciekawością. Wszystko tu było piękne i w doskonałym gatunku. W powietrzu unosił się delikatny zapach wody toaletowej. Nie mogąc się powstrzymać, sięgnęła po szklaną butelkę. „Damian”. A więc miał swój własny zapach. Odkręciła zakrętkę i powąchała. Był oszałamiający. Mogłaby go wąchać całe wieki, ale w tej chwili zadzwonił telefon Damiana. Podskoczyła zaskoczona, przy czym kilka kropli wylało jej się na rękę. Pospiesznie zakręciła butelkę, wzięła z opakowania dwie tabletki i wróciła do salonu.

Damian rozmawiał z kimś po rosyjsku. Zrozumiała imię Nadia i domyśliła się, że rozmawia z byłą żoną. Wycofała się, nasłuchując wściekłego głosu swojego szefa. Miała nadzieję, że sama nie stanie się obiektem jego wściekłości. W końcu Damian rzucił jakieś przekleństwo i przerwał połączenie. Matka zawsze jej powtarzała, że sposób, w jaki mężczyzna zwraca się do swojej byłej żony czy dziewczyny, bardzo dużo mówi o nim samym. Mógł jej się podobać jak żaden inny, ale nie miała wątpliwości, że Damian Żukow to drań. Tylko dlaczego jej ciało mówiło coś zupełnie innego? Kiedy podeszła, Damian podniósł na nią wzrok. Miała zarumienione policzki, zapewne z powodu sceny, której przed chwilą była świadkiem. Damian nie zamierzał jej mówić, co odpowiedziała mu Nadia, kiedy nazwał ją dziwką. Zniżyła głos i zamruczała do słuchawki: „Jeśli tylko chcesz, żebym nią była…”.

Alina wyciągnęła rękę i z nieśmiałym uśmiechem podała mu tabletki.

– Obawiam się, że dwie nie wystarczą. Przynieś mi całe opakowanie i szklankę wody.

– Na pudełku napisano, żeby nie brać naraz więcej niż dwie.

– Gdybym potrzebował pielęgniarki, to bym ją zatrudnił. – Damian spojrzał na nią i Alina mimowolnie wstrzymała oddech. – Pielęgniarki, która nie szperałaby w moich rzeczach – dodał, wciągając zapach swojej wody, która wylała jej się na rękę.

– Nie przyniosę więcej – oznajmiła twardo. Nie zamierzała szprycować nikogo lekami, nawet jeśli były to tylko tabletki przeciwbólowe. Oczy Damiana rozszerzyły się ze zdumienia, ale zanim zdążył coś powiedzieć, Alina dokończyła myśl. – Jeśli zamierza pan przedawkować, proszę je sobie samemu przynieść.

Położyła tabletki na stoliku i czekała na krzyk, jaki słyszała podczas rozmowy z Nadią.

Nic takiego nie nastąpiło. Damian wstał i sięgnął po marynarkę.

– Pojedziemy obejrzeć obie rezydencje, ale najpierw zjemy lunch. Może świeże powietrze zrobi mi lepiej niż tabletki. – Spodobał mu się jej nieśmiały uśmiech i wyraz ulgi, jaki dostrzegł na jej twarzy. Spodobało mu się, że mu się sprzeciwiła. Niewiele osób odważyłoby się to zrobić.

– Zarezerwuj nam stolik. Sama wybierz miejsce.

To tyle. Proste polecenie do wykonania.

– Obawiam się, że nie mogę zjeść z panem lunchu… – Alina starała się wytłumaczyć temu despotycznemu człowiekowi obowiązujące ją zasady. – Takie są wymogi agencji, która mnie zatrudniła. Jest to sformułowane w umowie, którą podpisał pan wczoraj.

– Czyżby?

Wyjęła z torebki swoją kopię i podała mu. Rzeczywiście, podpis, jaki na niej widniał, z całą pewnością został złożony przez niego.

– Masz rację. Napisano tu, że masz kończyć pracę o piątej. Mogę spytać dlaczego?

– Jestem zatrudniona w tej agencji dorywczo. Takie tam panują zasady. – Nie dodała, że Elizabeth nie miałaby nic przeciwko temu, żeby została z nim nawet do północy, jeśli tylko miałoby go to zadowolić. Nie powiedziała też, że dzięki tym godzinom może jeszcze pracować wieczorami.

– Rozumiem. Ale mamy jeszcze bardzo wiele do omówienia, a ja muszę coś zjeść.

Alina zadzwoniła do jednej z restauracji, których listę przesłała jej Marianna, i zamówiła samochód z kierowcą. Kiedy zjechali na dół, już na nich czekał. Kierowca otworzył drzwi i Alina zdała sobie sprawę, że obaj czekają, aż wsiądzie do samochodu i usiądzie z tyłu. Obok niego. A więc tak wygląda życie osobistej asystentki kogoś takiego jak Damian. Obok niego, ale nie z nim. Damian w milczeniu wyglądał przez okno, nie próbując nawiązać rozmowy. Co do niej, to serce waliło jej jak oszalałe. Znała go zaledwie od pięciu godzin, ale było to pięć najbardziej zajmujących godzin w jej życiu. Wyjrzała przez okno po swojej stronie, kiedy usłyszała głos Damiana.

– Tutaj urodził się Roman – powiedział bardziej do siebie niż do niej, kiedy mijali szpital. Wiedział, że jego czas w Australii dobiega końca i tym bardziej chciał dokładnie wszystko zapamiętać.

Alina spojrzała na niego i skonstatowała, że cała jego arogancja i pewność siebie gdzieś się ulotniły. Sprawiał wrażenie bardzo smutnego i bardzo chciałaby móc go spytać, co go tak gnębi, ale oczywiście nie zrobiła tego.

– Ja też.

Jej głos przywrócił go do rzeczywistości. Spojrzał na nią z zainteresowaniem.

– Jak dawno temu to było?

– Dwadzieścia cztery lata temu. Moja mama chciała urodzić mnie w domu, ale były jakieś komplikacje z ciążą i musiała przyjechać do szpitala. – Zarumieniła się, zawstydzona tym, co przed chwilą powiedziała.

– Ja miałem wtedy dziewięć lat i nie wiedziałem nawet, że istnieje taki kraj jak Australia.

Policzyła szybko, że ma teraz trzydzieści cztery lata. Z gazet wiedziała, że Roman ma czternaście.

– Wcześnie został pan ojcem.

– Czy ja wiem?

Dostrzegł jej pytający wzrok, ale nie zamierzał wyjaśniać swojej asystentce, że nigdy nie czuł się młodo. Tak naprawdę to nigdy nie miał prawdziwego dzieciństwa.

– Chodziłam tutaj do szkoły.

– Sądziłem, że wychowałaś się na wsi.

– W ciągu tygodnia mieszkałam w mieście, a do domu wracałam tylko na weekend. – Wymieniła nazwę szkoły, którą skończyła, i Damian uniósł ze zdumieniem brwi. To była bardzo dobra szkoła dla dziewcząt. – Mamie zależało na moim wykształceniu.

– To świetnie.

– Niech mi pan uwierzy, ta szkoła nie była miła. Jeszcze teraz na widok mundurka dostaję dreszczy.

– Nie lubiłaś swojej szkoły?

– Nienawidziłam jej. Jakoś nie potrafiłam się w niej odnaleźć.

Damian wzruszył ramionami.

– Gorsze rzeczy się zdarzają. Ja swojej też nie lubiłem.

Alina spojrzała na niego z zainteresowaniem. On jednak ponownie zagłębił się we własnych myślach. Samochód zatrzymał się przed restauracją. Po raz kolejny odrzuciła propozycję zjedzenia z nim lunchu.

– Spotkamy się w samochodzie.

Ustalili, że kierowca podjedzie po nią, kiedy Damian skończy jeść. Być może ktoś uznałby, że odrzucenie jego zaproszenia to z jej strony głupota, ale tak było znacznie bezpieczniej. Nigdy wcześniej nie spotkała kogoś tak bardzo męskiego i przerażała ją reakcja własnego ciała na jego bliskość. Zaczęła jeść przygotowaną w domu kanapkę, analizując jednocześnie swoje uczucia. Damian był przystojny, to prawda, ale był zły i bardzo niebezpieczny. Sposób, w jaki zwracał się do byłej żony, utwierdził ją w przekonaniu, że te trzy kobiety opuszczające jego apartament nad ranem były jedynie skromną namiastką tego, do czego był zdolny… Ugryzła kawałek jabłka, po czym wrzuciła je do kosza. Miała dosyć jabłek. Podeszła do ulicznego sprzedawcy i zamówiła sobie hot doga.

– Z podwójną cebulą i serem.

Naprawdę zmierzała przejść na dietę, ale pracowity ranek z Damianem tak ją wyczerpał, że potrzebowała solidnej porcji kalorii. Damian był zaprzeczeniem wszystkiego, co podobało jej się w mężczyznach. Jak mogła zainteresować się facetem, który pozwalał, aby jego syna wywieziono do innego kraju? Wprawdzie Roman miał już czternaście lat, podczas gdy ona miała zaledwie trzy, kiedy odszedł od nich ojciec.

Ugryzła tłustego hot doga i na chwilę przestała myśleć o Damianie. Spojrzała na drapacze chmur, zastanawiając się, czy za jednym z tych okien siedzi jej ojciec. Czy poznałaby go, gdyby teraz przed nią stanął? A on czy by ją poznał? Czy w ogóle by mu na niej zależało? Dokończyła jeść i ciężko westchnęła. Zapewne nie.

Damian usiadł na tarasie i popatrzył na przelewający się chodnikiem tłum. Nagle dostrzegł Alinę wyrzucającą jabłko do kosza. Potem kupiła hot doga i zjadła go z szybkością, która go zaskoczyła. Zastanawiał się, czy ma ją zostawić, czy nie. W niczym nie przypominała Marianny ani pozostałego personelu. Wszyscy jego pracownicy byli niezwykle kompetentni, a jednocześnie zupełnie nierzucający się w oczy. To nie miało sensu. Sypiał czasem z Marianną, ale kiedy razem pracowali, w ogóle nie dostrzegał w niej kobiety. Alina natomiast tak bardzo chciała stopić się z tłem i pozostać niezauważona, że mimo woli zwracał uwagę na jej obecność. Była taka nieśmiała, ale nie zgodziła się dać mu całego opakowania tabletek.

– Czy mogę coś jeszcze panu podać, sir?

– Jeszcze jedną kawę, poproszę. Mógłby pan przynieść mi opakowanie tabletek przeciwbólowych?

– Naturalnie, sir.