Jesienna nadzieja - Rina Dark - ebook

Jesienna nadzieja ebook

Dark Rina

4,6

Opis

"Jesienna nadzieja" to wzruszająca opowieść o sile miłości i wiary w najtrudniejszych chwilach życia. Główna bohaterka, Zuzka, musi stawić czoła nieuleczalnej chorobie swojej córki Julki. Kiedy wszystko zdaje się być stracone, na scenę wkracza Wojtek, którego obecność odmienia życie całej rodziny.

Czy miłość i wiara w cud może pokonać największe przeciwności losu?

To książka, która poruszy Twoje emocje i pozostawi w sercu ślad na długo po jej przeczytaniu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 77

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (25 ocen)
20
2
0
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Rrttttt

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo polecam do wieczornej herbaty. Szybko, niewymagająco i ciekawie. Spędziłam przy niej miło czas
10
Swan_87

Nie oderwiesz się od lektury

Piękna i wzruszająca historia. Gorąco polecam.
10
gosiaa86

Nie oderwiesz się od lektury

piękna historia
10
madzia1829
(edytowany)

Z braku laku…

krótkie opowiadanko ale dziwnie napisane (jakby wypracowanie szkolne), nie w moim stylu. Na dodatek nie dokończone!!
00
A_nia78

Z braku laku…

Krótka. Jak opowiadanie. Szybko się wszystko dzieje i przez to jest mało wiarygodna.
00

Popularność




Copyright: K.E. December

Copyright: Rina Dark

Wrocław/Stalowa Wola 2023

 

Wydanie pierwsze

ISBN 978-83-965701-3-0

 

Projekt okładki: K.E. December

Zdjęcie na okładce: Adobe Stock

Redakcja: Kinga Szelest

Przygotowanie wersji elektronicznej: Epubeum

 

Kopiowanie, przetwarzanie, rozpowszechnianie tych materiałów w całości lub w części bez zgody autora jest zabronione.

 

Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci (żyjących obecnie albo w przeszłości) oraz miejsc czy zdarzeń losowych jest czysto przypadkowe.

Był pierwszy dzień kalendarzowej jesieni, dochodził zmierzch, a ja wracałam ze szpitala ze łzami w oczach, zastanawiając się nad sensem życia. Nie tego się spodziewałam. Nie na takie słowa z ust lekarzy czekałam. Jadąc na badania, miałam nadzieję na cud, który niestety się nie wydarzył.

Spojrzałam we wstecznym lusterku na słodko śpiącą córeczkę, nieświadomą tego, co czeka ją w niedalekiej przyszłości. Taka mała i taka bezbronna. Nie zasłużyła na taki los. Tyle miesięcy walki i bólu… Tak wiele przeszła przez ostatni rok, a teraz ktoś mi powiedział, że nie ma już żadnych szans. Że nie ma ratunku dla mojego dziecka. Łzy paliły mnie żywym ogniem, a serce pękało na pół. Chciałam krzyczeć z rozpaczy, rwać włosy z głowy z tej bezradności, ale przecież nie mogłam. Nie mogłam okazywać słabości przy Julce. Musiałam walczyć do ostatniej kropli krwi, i taki też miałam plan. Byłam gotowa na to, by stawić czoła każdemu wyzwaniu, choć w mojej głowie cały czas brzmiały słowa lekarza.

 

Pani Zuzanno, jest pani pielęgniarką, więc wie pani, jak to wygląda. Wyczerpaliśmy już wszelkie środki leczenia, proponuję oddać córkę do hospicjum, bo tam będzie żyła bez bólu. Poczekamy jeszcze te kilka dni na telefon z Barcelony, bo to jej ostatnia nadzieja, ale proszę nie oczekiwać cudów. Choroba jest w zaawansowanym stadium i nawet innowacyjne leczenie hiszpańskich lekarzy może nie przynieść skutków.

 

Oddać córkę do hospicjum… Czy on do reszty oszalał? Zostawić ją samą w tym okropnym miejscu i czekać, aż umrze? Ciekawe, czy ten lekarz oddałby swoje dziecko do hospicjum? Ja na pewno nie zamierzałam tego zrobić. Byłam pielęgniarką. Postanowiłam, że będę się nią opiekować sama. Nie potrzebowałam niczyjej pomocy. Wiedziałam, że sobie z tym poradzę, a jeśli ona nie przeżyje, to ja…

Kilka łez spłynęło po moich policzkach. Starłam je, bo nie chciałam, żeby Jula widziała, że płakałam. Mocniej zacisnęłam dłonie na kierownicy, a wycieraczki ledwo nadążały ściągać krople deszczu. Pierwszy jesienny deszcz… Zmrużyłam oczy, ponieważ miałam zamazany obraz i ledwo co widziałam drogę przed sobą. Przełączyłam światła na przeciwmgielne i dzięki temu dostrzegłam leżącą na drodze postać. Zahamowałam z piskiem opon i gdyby nie pasy, to wyleciałabym przez przednią szybę. Odwróciłam się, by zobaczyć, czy nie obudziłam Julki, ale ona cały czas słodko spała.

– Cholera – burknęłam pod nosem, zastanawiając się, co mam zrobić.

Był późny wieczór. Dookoła nie było żadnej żywej duszy. Najbliższe budynki znajdowały się w odległości paru kilometrów. Powinnam była wysiąść i pomóc tej osobie, ale… Przez głowę przeleciały mi różne scenariusze – zaczynając od tego, że to morderca, który nas zabije, jak tylko wysiądę z samochodu, kończąc na tym, że to zboczeniec lub porywacz.

A jeśli ten ktoś miał tylko wypadek i potrzebował pomocy?

Biłam się z myślami. Rozum podpowiadał mi, że muszę wysiąść, by sprawdzić, co się stało. Moim obowiązkiem było udzielenie pomocy. Rozsądek jednak mówił coś zupełnie innego. Wyłączyłam silnik i wyjęłam kluczyki ze stacyjki. Ostatni raz zerknęłam na śpiącą Julkę, a następnie wysiadłam z auta. Przymknęłam delikatnie drzwi, po czym na bezdechu ruszyłam w stronę leżącej postaci.

Mężczyzna ubrany był jak motocyklista i w ogóle się nie ruszał. Przyśpieszyłam, uważając, żeby nie poślizgnąć się na mokrej jezdni. Po zrobieniu kilku kroków byłam cała przemoczona. Deszcz lał tak mocno, jakby było jakieś oberwanie chmury, a do tego zerwał się silny wiatr. Minęłam motocykl, który leżał w rowie, i ukucnęłam obok nieznanego mi człowieka. Od razu sprawdziłam jego puls, całe szczęście był wyczuwalny. Wyciągnęłam z kieszeni telefon, ale oczywiście nie miałam zasięgu. Ani jednej cholernej kreski. Nie miałam jak zadzwonić po pogotowie, dlatego sama zaczęłam sprawdzać, czy mężczyzna nie ma więcej obrażeń. Bez prześwietlenia trudno było cokolwiek dostrzec, ale przynajmniej nie wyczułam nigdzie krwi. Uniosłam głowę do nieba i chciałam krzyczeć. W aucie spała moja córka, a na drodze leżał człowiek, któremu nie miałam jak pomóc. Tą drogą rzadko kiedy przejeżdżały jakieś samochody, a w taką pogodę wątpiłam, że przejedzie ktokolwiek.

– Cholera! – zaklęłam.

Facet był nieprzytomny i potrzebował pomocy.

Nagle mężczyzna zaczął kaszleć i odzyskiwać przytomność. Przewróciłam go na bok, przytrzymując mu głowę.

– Halo, proszę pana, słyszy mnie pan?! – krzyknęłam. – Miał pan wypadek, proszę powiedzieć, czy coś pana boli?

Poruszył się i próbował wstać, ale zatrzymałam go w miejscu.

– Proszę się nie ruszać, dopóki nie upewnię się, że nic panu nie jest.

Zignorował moje polecenie i usiadł, po czym podniósł ręce i powoli zdjął kask. Odsunęłam się od niego, bacznie go obserwując. Było ciemno, więc słabo widziałam jego twarz, ale kiedy się odezwał, zamarłam, doskonale wiedząc, kim jest.

– Nic mi nie jest – odpowiedział głosem, który kojarzyłam z młodzieńczych lat.

Przetarłam mokrą od deszczu twarz, a potem skoncentrowałam swoją uwagę na mężczyźnie przede mną, w którym rozpoznałam swojego dawnego znajomego, moją pierwszą, prawdziwą miłość – Wojtka. Zszokowana aż zamrugałam. Przez te osiem lat, podczas których nie mieliśmy żadnego kontaktu, znacznie się zmienił, ale nawet w ciemności wiedziałam, że jego zielone oczy, błyszczące jak diamenty, są takie same. Nie, to nie mogła być prawda, ale przecież jego głos rozpoznałabym nawet na końcu świata.

To niemożliwe…

Nie chciałam wracać do przeszłości. Nie teraz, kiedy na głowie miałam chorobę córki. To jej musiałam poświęcić sto dziesięć procent uwagi, nie jemu. Właściwie to myślałam, a nawet byłam pewna, że już nigdy go nie spotkam, że ten rozdział w moim życiu jest już zamknięty, aż tu nagle pojawił się niczym duch przeszłości, żeby zniszczyć to, co udało mi się osiągnąć bez niego. Wstałam. Chciałam uciec jak najdalej stąd, ale złapał mnie za rękę i przytrzymał w miejscu. Wzrokiem pełnym lęku i obawy spojrzałam na jego dłoń.

– Zuzka? – zapytał zachrypniętym głosem, którego kiedyś mogłabym słuchać bez przerwy. – Zuza, to naprawdę ty? – Uśmiechnął się szeroko, a mnie przeszył niespodziewany dreszcz.

– Chyba mnie pan z kimś pomylił – skłamałam i zabrałam dłoń. – Skoro wszystko w porządku, to muszę już jechać. Motocykl jest w rowie, ale wygląda na sprawny, więc bez problemu powinien odpalić – paplałam, co mi ślina na język przyniosła, a przecież nawet nie sprawdziłam motocykla.

Co, jeśli zostawię faceta samego, a on nie da rady stąd odjechać i będzie musiał czekać, być może do rana, aż ktoś zjawi się na drodze i mu pomoże?

– Daj spokój, Zuza, poznałbym cię wszędzie. To ja, Wojtek, nie poznajesz mnie? Czy może udajesz, bo wciąż masz żal? – Chciał się podnieść. – Kurwa, ale boli – syknął przez zęby i złapał się za nogę, wykrzywiając twarz z bólu.

Niestety, nie miałam już wyjścia. Rozpoznał mnie i nie mogłam dłużej udawać.

– Wojtek? To naprawdę ty? Przepraszam, ale nie poznałam cię, tyle lat się nie widzieliśmy – brnęłam w kłamstwa, co wcale mi się nie podobało, bo zawsze ceniłam sobie szczerość, ale w tej sytuacji nie miałam wyjścia.

Stałam przemoczona do suchej nitki i nie wiedziałam, jak się zachować.

– Zuzka, musisz mi pomóc, bo chyba sam nie dam rady wstać. Przez ten cholerny deszcz wpadłem w poślizg.

– Skoro jechałeś jak wariat, to nic dziwnego, że wpadłeś w poślizg. Ciesz się, że tylko tak to się skończyło. Naprawdę nie mogłeś jechać wolniej?

– Skąd wiesz, jak jechałem?

– Bo znam cię i wiem, jak potrafisz być nieodpowiedzialny – warknęłam, drżąc z zimna.

– Jezus, spotykamy się po tylu latach, a ty tak mnie witasz? – zapytał, intensywnie mi się przyglądając.

– A co myślałeś, że z radości wypuszczę kolorowe baloniki? – Spiorunowałam go wzrokiem.

– Nieważne. – Pokręcił głową, próbując się podnieść. – Cholera, pomożesz mi w końcu?

– Tak, nie mam wyjścia – odpowiedziałam zmieszana i pochyliłam się, żeby złapać go pod ramię i pomóc wstać.

Był ciężki, ale jakoś udało mi się podnieść go pionu. Nasze twarze znalazły się na tej samej wysokości. Wzięłam głęboki wdech, gdy poczułam zapach perfum, których używał osiem lat temu. Przez chwilę przyglądaliśmy się sobie bez słowa, aż Wojtek złapał kosmyk moich mokrych włosów i założył za ucho. Przez moje ciało przeszedł delikatny dreszcz, a w sercu coś drgnęło. Tak długo go nie widziałam, a czułam się, jakby wcale nie minęło tak dużo czasu.

– Nic się nie zmieniłaś – szepnął, przysuwając usta niebezpiecznie blisko mojej twarzy.

– Wręcz przeciwnie. Zmieniłam się, i to bardzo – odpowiedziałam, odsuwając się od niego i głośno westchnęłam. – Deszcz coraz mocniej leje. Zabiorę cię do siebie i opatrzę nogę. O tej godzinie już wszystko jest pozamykane, a sam wiesz, że do najbliższego szpitala jest ponad pięćdziesiąt kilometrów. Po motocykl możesz przyjechać jutro, raczej nikt go nie zabierze przez noc. Chyba że masz jakiś inny pomysł?

– Nie mam innego pomysłu. – Uśmiechnął się. – Wciąż mieszkasz…

– Tak, dalej mieszkam, jak ty to mówiłeś, na zadupiu – przerwałam mu, śmiejąc się pod nosem.

– Bo to jest zadupie, Zuzka. Sama przed chwilą powiedziałaś, że najbliższy szpital jest parędziesiąt kilometrów stąd.

Przewróciłam oczami, nie chcąc się z nim o to kłócić. Mieszkałam w pięknym domku jednorodzinnym, który odziedziczyłam po rodzicach, w malowniczej miejscowości w Bieszczadach. Kochałam to urokliwe miejsce, ale jak widać, nie każdy potrafi docenić piękno przyrody.

– Zadupie w Bieszczadach, ale wciąż zadup…

– Które kocham całą sobą – weszłam mu w słowo. – Nie wiem, czy pamiętasz, ale nie ma piękniejszego miejsca niż Bieszczady, szczególnie jesienną porą. – Wbiłam palec wskazujący w jego klatkę piersiową.

– Pamiętam, wszystko doskonale pamiętam. – Westchnął. – Pójdziemy do auta? Noga mnie okropnie boli i jestem cały przemoczony.

– Co ty nie powiesz… Nie wiem, czy zauważyłeś, ale ja również – burknęłam, a następnie pomogłam mu wsiąść do samochodu od strony pasażera, a sama usiadłam za kierownicą.

Spojrzałam w lusterko wsteczne i delikatnie się uśmiechnęłam. Na szczęście Julka cały czas spała. Zaciekawiony moim zachowaniem Wojtek odwrócił się i przyjrzał śpiącej pod kocem dziewczynce.

– Masz dziecko? – zapytał zdziwiony.

Zignorowałam jego pytanie. Patrzyłam przed siebie, udając, że nie widzę jego pytającego wzroku. Deszcz dalej lał, więc włączyłam wycieraczki i uruchomiłam silnik samochodu. Musiałam skupić się na drodze, a z takim pasażerem trudno było się nie rozpraszać.

– Zuza, masz córkę? – ponowił pytanie lekko uniesionym głosem.

– Tak, jak widzisz, mam córkę, ma na imię Julka i, proszę, mów ciszej, bo ją obudzisz. – Pokręciłam głową, bo rozmowa o moim dziecku była ostatnim, na co miałam teraz ochotę, szczególnie z nim.

– Nie wiedziałem – odpowiedział zmieszany. – W takim razie nie wiem, czy pomysł, żebyś zabierała mnie do domu, jest rzeczywiście dobry. Twój mąż może nie być zadowolony, że przyprowadzasz obcego mężczyznę, w dodatku w nocy.

– Nie musisz się martwić moim nieistniejącym mężem. Mieszkamy z Julką same. – Westchnęłam i dodałam gazu, z całej siły zaciskając dłonie na kierownicy.

– Same? A gdzie ojciec dziewczynki? – Spojrzał na mnie, dziwnie marszcząc brwi.

– Tak, same, zresztą zadajesz za dużo pytań. Co cię to wszystko obchodzi? – warknęłam.

– A nie mówiłem, że nic się nie zmieniłaś? Dalej jesteś pyskata.

– Oczywiście, że się zmieniłam! Nie jestem już tamtą dziewczyną, którą znałeś i którą… – Zawahałam się.

– I którą zostawiłem osiem lat temu, bo chciałem wyjechać do wielkiego miasta? Nie krępuj się tego powiedzieć. – Przeczesał ręką mokre włosy. – Pragnąłem innego życia. Chciałem cię zabrać ze sobą, ale ty wolałaś zostać tutaj.

– Jak miło, że o tym pamiętasz, ale ja znam zupełnie inną wersję.

– Jaką? – dopytywał się.

Wróciłam wspomnieniami do stycznia sprzed ośmiu lat, do tamtej mroźnej zimy, która na zawsze pozostanie w mojej pamięci. To był okres, gdy moje serce rozpadło się na kawałki i nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak się stało, pozostawało to dla mnie zagadką. Facet, który rzekomo żywił do mnie wielkie uczucie, zdecydował się odejść, pozostawiając mnie z bólem i dezorientacją. Byłam gotowa zrobić dla niego wszystko, a jednak wybrał inną kobietę, przynajmniej tak szeptali sąsiedzi. Doskonale pamiętałam, jak bardzo mnie to bolało i ile czasu potrzebowałam, żeby dojść do siebie. Ta sytuacja mocno mnie zmieniła. Stałam się silniejsza i niezależna emocjonalnie, a przynajmniej tak mi się wydawało do czasu, aż ponownie spotkałam Wojtka.

– Wyjechałeś i poznałeś tam jakiegoś mieszczucha, dla którego kopnąłeś mnie w dupę. To dlatego nigdy nie wróciłeś, a obiecałeś, że wrócisz. Miałeś ją, swoją nową, lepszą miłość.

– Zuzka, o co chodzi? Co ty za głupoty wygadujesz? Kto ci naopowiadał takich bzdur?

– Nieważne, teraz to już nie jest ważne. – Zerknęłam na niego i posłałam mu ostre spojrzenie. – Po tym, co mi zrobiłeś, powinnam cię zostawić na środku drogi, a ja zabieram cię do domu, to jakieś nieporozumienie.

Pokręciłam głową.

– Jakbyś nie chciała, tobyś tego nie zrobiła. – Uśmiechnął się mrocznie.

– Wiesz, że podnosisz mi ciśnienie?

– Zawsze ci je podnosiłem. – Uniósł kąciki ust i przesunął się na fotelu tak, żeby siedzieć bokiem.

Nawet na chwilę nie spuszczał ze mnie wzroku. Poruszyłam się nerwowo, bo czułam, że przeszywał mnie na wylot. W moim gardle urosła ogromna gula, a brzuch bolał mnie ze zdenerwowania. Chciałam coś odpowiedzieć, ale nie mogłam. Nie chciałam się kłócić i budzić Julki, ale miałam wielką ochotę wysadzić go i zostawić na poboczu. Mówił to wszystko tak, jakby nic się nie stało. Jakby to, co wydarzyło się tyle lat temu, nic nie znaczyło. A może właśnie tak było? Może dla niego to nie znaczyło nic. Dla mnie to było wszystko. Był moją pierwszą miłością. Mieliśmy plany i marzenia, których nie traktował poważnie. Zostawił mnie samą, obiecując, że po mnie wróci, lecz tak się nie stało. Pozbył się mnie jak śmiecia. Jak zużytej nic niewartej zabawki. Nie rozumiałam, dlaczego los znów postawił go na mojej drodze. Czy naprawdę miałam mało kłopotów, żeby trzeba było dokładać mi ich jeszcze więcej?

Do końca podróży nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Panowała niezręczna cisza i zastanawiałam się, co wydarzy się dalej, jak to będzie wyglądać w domu i co na obcego faceta powie moja córka? Pomóc mu to był naprawdę kiepski pomysł.

***

Po długiej i nieprzyjemnej jeździe podjechałam pod dom. Bez słowa wysiadłam z auta i wzięłam Julkę na ręce, po czym delikatnie, uważając, żeby jej nie obudzić, zaniosłam do jej pokoju. Mała miała twardy sen i na szczęście się nie przebudziła, nawet wtedy, gdy przebierałam ją w piżamkę. W tym czasie Wojtkowi jakoś udało się wejść do środka i usiąść na kanapie w salonie.

– Poczekaj tutaj. Zaraz przyniosę ręczniki i napalę w kominku.

Przytaknął, rozglądając się dookoła. Był to mój dom rodzinny, który Wojtek musiał dobrze pamiętać, bo kiedyś spędzał w nim mnóstwo czasu. Odkąd zostaliśmy parą, bywał u mnie codziennie. Miał nawet własne miejsce w szafie i półkę w łazience.

Zostawiłam go samego i poszłam przebrać się w czarne legginsy i niebieską bluzkę. Nie chciałam przy nim chodzić w piżamie, bo czułabym się niepewnie. Po chwili wróciłam i wręczyłam mu ręcznik oraz szlafrok.

– Proszę, to moje, ale myślę, że się w niego jakoś wciśniesz.

Wziął ode mnie rzeczy i rozejrzał po salonie.

– A gdzie twoja mama? – zapytał.

– Moja mama przeprowadziła się na Florydę.

– Dlaczego nie przeprowadziłaś się z nią? – Przyjrzał mi się uważnie. – Tam jest zupełnie inne życie, inne możliwości. Wiem, co mówię, bo tam byłem. Naprawdę wolałaś zostać tutaj?

– Tak, wolałam zostać tutaj. Przecież wiesz, że nie lubię zatłoczonych miast. Tu jest mój dom, wśród przyrody i z dala od miejskiego zgiełku. Zresztą co ja ci mówię, przecież to właśnie dlatego mnie zostawiłeś.

– Zuza, to nie tak.

– Skończmy ten temat, nie chcę o tym rozmawiać. To było dawno temu. Przebierz się, bo jeszcze się rozchorujesz.

– Nie wiem, czy dam radę zrobić to sam. Wszystko mnie boli. – Dla potwierdzenia swoich słów, głośno jęknął i próbował się podnieść. – Chociaż, gdyby nie ten cholerny deszcz i poślizg, w który wpadłem, nie spotkałbym ciebie.

Zignorowałam jego ostatnie zdanie i złapałam go pod pachy.

– Pomogę ci.

Pomogłam mu się podnieść i zsunęłam z jego ramion czarną skórzaną kurtkę, a potem delikatnie wsadziłam dłonie pod koszulkę, muskając jego ciało. Czułam twarde mięśnie pod palcami, ale starałam się to ignorować, tym bardziej że Wojtek cały czas przyglądał się mojej twarzy, zapewne szukając u mnie jakiejkolwiek reakcji na jego bliskość. Ściągnęłam mokrą koszulkę i obejrzałam jego klatkę piersiową, a gdy zauważyłam z boku silne otarcie, nie wiedząc czemu, przyłożyłam do niego dłoń.

– To na pewno mocno boli – szepnęłam, przesuwając rękę odrobinę niżej, na ciemnofioletowy siniec. – Masz dużo tatuaży.

Przyglądałam się mu dalej, błądząc dłonią po jego ciele. Już nie wyglądał jak chłopczyk, był prawdziwym mężczyzną z krwi i kości, dobrze zbudowanym i miał mnóstwo tatuaży. Zmienił również fryzurę. Kiedyś nosił krótko przystrzyżone włosy, teraz wiązał je w kitkę na czubku.

– Podobają ci się? – przerwał moje rozmyślania.

– Słucham?

– Pytam, czy podobają ci się moje tatuaże.

– Yyy, tak, chyba tak.

Zarumieniłam się i odeszłam od niego na bezpieczną odległość, nie wiedząc, co zrobić z rękoma, podczas gdy on cały czas intensywnie mi się przyglądał.

– Spodnie musisz sobie ściągnąć sam. Ja w tym czasie rozpalę w kominku. Lubię…

– Lubisz patrzeć na ogień – przerwał mi. – I lubisz ciepło. Palisz w kominku, a mamy dopiero wrzesień.

Zignorowałam jego słowa, które świadczyły o tym, jak dobrze mnie znał, i podeszłam do kominka, żeby rozpalić drewno przyniesione z rana. Kątem oka widziałam, jak Wojtek zdejmował spodnie i przez chwilę stał w samych bokserkach, aż okrył się moim szlafrokiem, który ewidentnie był na niego za mały.

Gdy ogień zaczął się tlić, przymknęłam drzwiczki i wzięłam od Wojtka mokre ubrania, żeby rozwiesić na suszarce, ale zanim to zrobiłam, zanurzyłam twarz w jego koszulce i zaciągnęłam zapachem, który kiedyś tak kochałam. Wspomnienia tego, jak przed laty oglądaliśmy razem filmy, uderzyły we mnie niespodziewanie i sprawiły, że zmiękły mi kolana. Jego obecność w moim domu wywoływała nieproszone uczucia. Zagryzłam zęby i poszłam do kuchni zrobić gorącą herbatę, a następnie wyciągnęłam apteczkę i wróciłam do salonu.

– Połóż się na kanapie. Chciałabym sprawdzić twoją nogę.

– Tak jest, siostro! – Zasalutował mi, śmiejąc się cicho.

– Nie wiem, co cię tak bawi – burknęłam, podchodząc bliżej. – Może być złamana.

Usiadłam obok niego i delikatnie zaczęłam kręcić jego stopą, w prawo, w lewo, w górę, w dół. Wykrzywił usta i wstrzymał oddech, ale nie narzekał. Posmarowałam nogę maścią na stłuczenia i obrzęki, po czym owinęłam bandażem.

– Myślę, że to tylko stłuczenie, ale jeśli do jutra ból nie zmaleje, powinieneś zrobić prześwietlenie. Możesz się przespać na kanapie, a jutro z rana pojechać po motocykl… – Zawahałam się. – A tak w ogóle to co ty tutaj robisz? Dlaczego wróciłeś?

– Zuza – podniósł się i złapał moją dłoń – wiesz, że gdy rodzice zginęli w wypadku samochodowym, postanowiłem się stąd wyprowadzić.

– Szkoda, że mnie nie wziąłeś pod uwagę.

– Zuza…

– Po co wróciłeś? – przerwałam mu.

– Chciałem odwiedzić stare śmieci. Zobaczyć, co się dzieje w okolicy i ile rzeczy się zmieniło. A potem wrócić do Wrocławia. Mam tam swoją firmę, która naprawdę dobrze prosperuje. Kupiłem apartament, dwa samochody i motor.

– Proszę, proszę… Dobrze ci się powodzi. Czyli wyjazd do wielkiego miasta był udany. – Wywróciłam oczami. – Naprawdę nie rozumiem, co ty tutaj robisz. Nienawidziłeś tego miejsca.

– Może tak, może nie. – Westchnął. – Niby mi się powodzi, ale jednak czegoś mi brakuje do szczęścia. Sam nie wiem. Od kilku dni coś mi mówiło, żebym tutaj przyjechał, i oto jestem. – Ścisnął mocniej moją dłoń.

– Jak zauważyłeś, okolica się nie zmieniła. Bieszczady to wciąż zadupie i dużo im brakuje do twojego wielkiego Wrocławia. – Zabrałam rękę i wstałam. – Jutro możesz wracać do domu.

– Dlaczego się tak zachowujesz? Nie cieszysz się, że mnie spotkałaś?

Nie wytrzymałam i postanowiłam to z siebie wyrzucić.

– A z czego mam się cieszyć? Wojtek, ty mnie zostawiłeś osiem lat temu. Obiecałeś wrócić. Obiecałeś wspólne życie, więc czekałam na ciebie jak ta idiotka, a ty co? Nie wróciłeś! Nawet się nie odezwałeś. Nie napisałeś żadnego głupiego esemesa. Naprawdę myślisz, że powinnam się teraz cieszyć, że cię spotkałam?

– Zuza, przepraszam cię.

Chciał wstać, ale powstrzymałam go gestem.

– Nie przepraszaj, bo twoje przeprosiny są nic nie warte. Zresztą mam większe zmartwienia na głowie niż twój przyjazd. A teraz wybacz, ale idę spać. Mam nadzieję, że jak rano wstanę, to ciebie już tutaj nie będzie. Zamknij dom i klucz zostaw pod wycieraczką – poinstruowałam go, głośno przy tym ziewając, i ruszyłam w stronę schodów.

Wydarzenia tego dnia wypompowały ze mnie wszystkie siły. Byłam zmęczona, a od nadmiaru emocji kręciło mi się w głowie.

– Zuza, poczekaj! – zawołał za mną.

– Dobrej nocy – powiedziałam drwiąco i ze łzami w oczach opuściłam salon.

Nie byłam pewna, czy to, co mu właśnie powiedziałam, było prawdą. Czy naprawdę chciałam, żeby wyjechał z samego rana bez pożegnania? Po tylu latach znowu pojawił się w moim życiu w najmniej odpowiednim momencie. Kochałam go ponad wszystko, a on z dnia na dzień zostawił mnie samą. Nie potrafiłam mu tego wybaczyć. Za bardzo mnie skrzywdził, żebym mogła przejść nad tym do porządku dziennego, ale z drugiej strony, gdy tylko pomyślałam, że jutro wstanę, a jego nie będzie, to wielka gula żalu pojawiła się w moim gardle.

Otarłam łzy i poszłam zajrzeć do pokoju Julki. Badania wymęczyły ją do tego stopnia, że nawet na chwilę się nie przebudziła. Podeszłam do jej łóżeczka i przez moment przyglądałam się, jak słodko spała, po czym pocałowałam ją w czoło i cicho szepnęłam:

– Śpij dobrze, kochanie. Mamusia będzie walczyć o ciebie do końca. Nic mnie nie rozproszy.

Zapłakana weszłam do swojej sypialni i niczym kłoda runęłam na łóżko. W całym domu panowała grobowa cisza. Wpatrywałam się w sufit, słysząc, jak głośno biło moje serce. Nie mogłam usnąć. Biłam się z myślami, czy powinnam zejść do Wojtka i porozmawiać o tym, co wydarzyło się kilka lat temu, czy lepiej będzie zostawić wszystko, żeby było tak jak do tej pory. W końcu zdecydowałam nie robić nic. Musiałam skupić się na córeczce. Nie mogłam sobie pozwolić na kolejne zmartwienia. To Julka była teraz priorytetem i poza nią nie liczyło się dla mnie nic.

 

Koniec fragmentu