Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
James Dean, ikona popkultury, kanoniczny wzór romantycznego i wrażliwego buntownika, obiekt kultu fanów na całym świecie. Każdy chciał być jak on, ale wszystkim chodziło o obraz ekranowego giganta, a nie chłopaka z Marion w Indianie. Krótkie życie aktora obrosło legendą, skrywając na dekady prawdę o człowieku, który nie chciał pogodzić się z wykreowanym na potrzeby mas wizerunkiem i 30 października 1955 roku pędził swoim Porsche 550 Spyder, by od niego uciec. Jaką tajemnicę skrywał idol wszech czasów? Jason Colavito odpowiada na to pytanie w swojej książce.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 493
Aktorstwo to najbardziej samotna profesja na świecie. Zostajesz sam ze swoimi myślami i wyobraźnią – to wszystko, co masz. Nie jest łatwo być dobrym aktorem. Jeszcze trudniej jest być człowiekiem. A ja chcę być i jednym, i drugim… i będę, zanim odejdę.
– James Dean1
Słowa opisujące seksualność człowieka nieustannie się zmieniają. W niniejszej książce, zamiast używać współczesnych określeń w odniesieniu do ludzi minionej epoki (którzy sami nigdy by ich nie użyli, a nawet mogliby nie rozpoznać ich znaczenia), posłużyłem się historycznymi terminami „homoseksualny” i „gej” oraz rzadziej – pejoratywnym słowem „pedalski”, używanym powszechnie w latach czterdziestych i pięćdziesiątych dwudziestego wieku. Terminy te bardziej oddają sposób, w jaki ludzie tamtych czasów, w tym osoby homoseksualne lub biseksualne, rozmawiały i myślały o sobie, nawet jeśli mogą wydawać się dziś ograniczające lub mniej precyzyjne niż współczesne określenia.
Środa, dziesiąty października 1956 roku. Uroczysta gala towarzysząca premierze Olbrzyma rozbłysła blaskiem licznych gwiazd. Całe Hollywood przybyło do nowojorskiego Roxy Theater, drugiego co do wielkości pałacu filmowego na świecie z sześcioma tysiącami miejsc siedzących, aby celebrować najnowszy epicki dramat słynnego reżysera George’a Stevensa, który pobije rekord 1956 roku, zarówno pod względem długości (trzy i pół godziny), jak i wpływów z biletów. Błyski fleszy rozświetlały pojawiające się osobistości, a zwłaszcza gwiazdy filmu Olbrzym – Elizabeth Taylor, Rocka Hudsona i Mercedes McCambridge – którzy pozdrawiali wiwatujących przed wejściem do „świątyni sztuki filmowej” w stylu hiszpańskim, aby następnie zasiąść na swoich miejscach w lożach naprzeciwko szerokiej, niezbyt głębokiej sceny, na której grupa taneczna The Icy Roxyettes wirowała na łyżwach do dźwięków rewii Fall Fantasy w wykonaniu orkiestry Roxy Theater. Jak donosił jeden z reporterów, policja zmagała się z opanowaniem wielkiej napierającej fali krzyczących i ogarniętych szaleństwem fanów, którzy zgromadzili się przy aksamitnych sznurach oddzielających widownię na rogu Zachodniej Pięćdziesiątej Ulicy i Siódmej Alei, aby zobaczyć przybywające gwiazdy oraz oddać hołd tej jednej, której nie było. Wewnątrz budynku celebryci, gwiazdy i twórcy zajmowali miejsca, za które musieli zapłacić nawet piętnaście dolarów. Zebrane środki przekazano na walkę z dystrofią mięśniową2. W prasie pisano, że wydarzenie to było większe niż finałowe mecze baseballowe World Series, które zakończyły się tego samego popołudnia w innej części miasta, gdzie drużyna Yankees pokonała Dodgersów.
Kiedy kolejne gwiazdy, takie jak aktorka Natalie Wood i komik Henny Youngmann, wchodziły do budynku, ponad sześćdziesięciu reporterów z dwudziestu siedmiu miast prześcigało się w zadawaniu pytań. Relację telewizyjną sprzed wejścia do przestronnego lobby teatru, wypełnionego teraz po brzegi gośćmi, prowadzili na żywo piosenkarka i aktorka Jayne Meadows oraz aktor Chill Wills, a rolę bileterek pełniły modelki. Obsada filmu zatrzymywała się, by porozmawiać z popularnymi prezenterami radiowymi WRCA-FM, Texem McCrarym i Jinxem Falkenbergiem, nagrywającymi specjalną audycję poświęconą Olbrzymowi, którą wyemitowano już następnego wieczoru. Mimo plejady gwiazd Texa i Jinxa, jak nazywano duet prezenterów, najbardziej interesował nieobecny aktor, którego imię widniało na wielkiej, podświetlonej reklamie wiszącej nad wejściem do pałacu filmowego – James Dean. Krążyły plotki, że młody aktor z Olbrzyma, który zginął w wypadku samochodowym w wieku dwudziestu czterech lat niemal dokładnie rok wcześniej, otrzyma wkrótce bezprecedensowo drugą pośmiertną nominację do Oscara. Choć zagrał jedynie w trzech filmach, był prawdopodobnie najsłynniejszym człowiekiem na świecie. Miał fankluby od Los Angeles po Paryż i Dżakartę. Tex i Jinx chcieli się dowiedzieć, jak gwiazdy wspominają swojego zmarłego kolegę. Taylor nie szczędziła Deanowi pochwał, twierdząc, że gdyby nie przedwczesna śmierć, stałby się jednym z najwybitniejszych aktorów swoich czasów. McCambridge wspominała jego życzliwość. Natomiast Hudson szorstko poinformował prezenterów radiowych, że nie znał dobrze Deana, ale wydawał się mu wyniosły3.
Setki, a nawet tysiące osób zgromadzonych w środku i przed teatrem, przyszły tego wieczoru z przekonaniem, że znały Jamesa tak dobrze, jak miliony jego fanów w całej Ameryce i na świecie. Bo czyż nie widzieli na ekranie młodego przystojnego mężczyzny, który obnażał swoją duszę? Czyż nie poczuli jego bólu i nie ujrzeli w nim zwykłego chłopaka, ukrywającego się wśród zmieniających się kadrów? Tysiąc najwierniejszych fanów Deana, zapełniwszy najwyższy balkon Roxy Theater, zaczęło głośno tupać, gdy wyświetlono jego nazwisko w napisach początkowych, i krzyczeć bez opamiętania, gdy ich idol po raz pierwszy pojawił się na ekranie. Goście specjalni i reporterzy w dolnej części widowni usłyszeli nieziemski pisk dochodzący z góry. Ktoś zapewne rozpoznał Larry’ego Chandlera, rytownika z Los Angeles, który, korzystając z urlopu, przyjechał do Nowego Jorku na premierę. Jeden z reporterów zwrócił uwagę na jego uderzające podobieństwo do Deana. Chandler wyznał mu podczas rozmowy, że był wielkim fanem aktora i – podobnie jak niezliczone rzesze fanów – przeczytał o swoim idolu każdą informację, jaką mógł znaleźć. Setki artykułów w magazynach obsesyjnie opisywały życie zmarłego gwiazdora milionom czytelników, którzy domagali się jeszcze więcej. W księgarniach rozsianych po całym Manhattanie, na przykład w Doubleday Book Shop, w której Dean robił kiedyś zakupy, oraz w całym kraju pojawiły się reklamy nowej biografii gwiazdora, napisanej przez jego najlepszego przyjaciela. Biografia miała trafić do sprzedaży za kilka tygodni. Na zdjęciach reklamujących książkę twarz aktora wyłaniała się z czarnej okładki niczym duch.
Gwiazdy spoglądające z lobby Roxy Theater na tłum musiały odczuwać obecność ducha Deana na każdym kroku. Jego twarz spoglądała z okładek magazynów w każdym kiosku, od popularnego magazynu „Look” po najbardziej tandetne tabloidy. Jego wycięta z kartonu podobizna promowała Olbrzyma wszędzie tam, gdzie wyświetlano film – z wyjątkiem Roxy Theater, gdzie kartonowy Dean został usunięty, ponieważ od stóp do głów pokryty był śladami pomadki z pocałunków fanek. Patrząc na ludzi zgromadzonych, by oddać hołd Jamesowi Deanowi, trudno było nie zauważyć jego twarzy odbitej w ich obliczach. Aby wyglądać jak on, młodzi mężczyźni i nastoletni chłopcy zaczesywali włosy wysoko, nosili dżinsy jak Dean na zdjęciach, ściągali brwi, garbili się i mamrotali coś pod nosem, naśladując jego gburowate odzywki. James plasował się na szczycie ogólnokrajowych sondaży na ulubionego aktora filmowego młodych mężczyzn4. Pisarz John Dos Passos przypatrywał się chłopcom i młodym mężczyznom ubierającym się jak James Dean, ich „nonszalanckim fryzurom” i „pogardzie wypisanej na ustach” i nazywał ich hipokrytami, rozpieszczonymi mięczakami, udającymi prawdziwych mężczyzn5. Mimo że określał ich „ponurymi nastolatkami”, jego pogarda nie powstrzymała chłopców przed wycinaniem z kolorowych magazynów kolejnych zdjęć Deana, analizowaniem w kółko trzech jego filmów i czerpaniem od nieżyjącego idola inspiracji, jak być mężczyzną.
Wpływ Deana na całe pokolenia mężczyzn nawet w dzisiejszych czasach wciąż jest widoczny – od codziennych ubrań, przez nonszalancko ułożone włosy, skończywszy na sposobie mówienia oraz poruszania się. Jego styl jest tak wszechobecny, że stał się amerykańskim idiomem, językiem nowoczesnej męskości, prawie tak niewidocznej, jak powietrze. Trudno sobie wyobrazić, że w latach pięćdziesiątych ktoś musiał go wymyślić. A jednak siedemdziesiąt lat po śmierci Jamesa Deana jego nazwisko wciąż symbolizuje określony typ młodzieńczej męskości. Najczęściej reprezentuje go młody mężczyzna okrzyknięty „nowym Jamesem Deanem” lub ci, którzy wskazują go jako wzór do naśladowania – od Dennisa Hoppera, Boba Dylana, Elvisa Presleya, Martina Sheena, Brada Pitta, Johnny’ego Deppa, Luke’a Perry’ego, Rivera Phoenixa, Nicolasa Cage’a, Leonarda DiCaprio i Heatha Ledgera, po Austina Butlera, Jacoba Elordiego i wielu innych. Ale echo stylu Deana pobrzmiewa wszędzie.
Była w tym jakaś ironia losu, że młodzi heteroseksualni mężczyźni uznawali Jamesa Deana za ideał męskości. Dean zginął w połowie lat pięćdziesiątych, w czasach, gdy homofobia była na porządku dziennym. Parlamentarzyści Kongresu grzmieli przeciwko homoseksualnym „zboczeńcom” i usuwali ze stanowisk setki gejów zatrudnionych w administracji. Prezydent Eisenhower zakazał zatrudniania osób homoseksualnych w instytucjach federalnych, a pracodawcy w całym kraju poszli za jego przykładem. Gazety i magazyny straszyły krzykliwymi nagłówkami o „groźnym widmie homoseksualizmu”, ostrzegając, że „geniusze to potencjalni dewianci” i że telewizja, kino oraz uniwersytety stały się „przytulnym domem dla homoseksualistów”. Jedna z publicystek narzekała, że kultura amerykańska została wręcz zainfekowana przez homoseksualistów (takim terminem określano wówczas zarówno gejów, jak i osoby biseksualne): „Amerykanie muszą zmierzyć się z faktem istnienia homoseksualizmu tak, jak zmierzyli się z rakiem, gruźlicą i epilepsją” – pisała na łamach prasy. Gwiazdy filmowe, aktorzy Broadwayu i sportowcy udający heteroseksualnych byli – według niej – „najgroźniejszym typem męskich homoseksualistów”. Bulwersowała się, że tych „zboczeńców można oglądać na naszych ekranach i scenach. Piszą nasze książki, malują nasze obrazy, czasem rywalizują w naszych najlepszych zawodach sportowych”6. Trzeba było ich powstrzymać. Takie przekonania nie były odosobnione. Media zostały zalane przez tysiące artykułów ostrzegających przed homoseksualistami. Tekstów było tak wiele, że żaden wykształcony Amerykanin nie mógł ich przeoczyć.
Młodzi mężczyźni, którzy stylizowali się na Jamesa Deana, brali sobie te ostrzeżenia do serca i stanowczo egzekwowali niepisane zasady męskości od każdego chłopca, który wydawał im się zbyt „miękki”. W całym kraju nastolatkowie urządzali „polowania na pedałów” – nocami przeszukiwali parki oraz pobocza dróg i zwabiali mężczyzn obietnicą seksu, aby potem ich obrabować i pobić. Tymczasem mężczyzna, którego tak podziwiali i którym chcieli być, nie był heteroseksualny.
Zainteresowałem się próbą wyjaśnienia dualistycznego dziedzictwa Jamesa Deana – jako wzoru (heteroseksualnej) męskości i jednocześnie ikony społeczności queerowej – gdy podczas lockdownu w 2020 roku po raz pierwszy obejrzałem jego najsłynniejszy film, czyli Buntownika bez powodu. Przez większość swojej kariery badałem filmy science fiction i horrory. W tych gatunkach kosmici i potwory symbolizują siły społeczne, których nie potrafimy zbyt dobrze wyrażać. Jako gej wyczulony na podteksty natychmiast dostrzegłem w Buntowniku bez powodu wyraźną historię miłosną między dwoma chłopakami, zawoalowaną jednak w taki sposób, by spełniała wymogi obyczajowości lat pięćdziesiątych. Buntownik bez powodu stał się za sprawą Deana podsumowaniem nowej ery, kwintesencją powstającego wzorca naturalnej i bardziej emocjonalnej męskości, którą ówcześni krytycy mylnie brali za androgyniczność. Dzięki jego charyzmatycznej grze film stał się również pierwszym obrazem młodzieńczej miłości gejowskiej pokazanej na ekranie w pozytywny sposób, a zarazem jedynym w okresie dwóch kluczowych dekad kształtujących współczesne tożsamości seksualne. Filmowy bohater, nastoletni Jim, grany przez Deana, nawiązuje głęboką i intensywną relację z nastolatkiem o imieniu Plato, w którego wciela się Sal Mineo. Relacja ta przyćmiewa związek Jima z Judy, bohaterką graną przez Natalie Wood. Dean celowo nadał filmowi osobisty wymiar, instruując Mineo, by ten grał jak zakochany szczeniak, co przyszło mu z wielką łatwością. Sal wspominał, że jego postać była „w pewnym sensie pierwszym nastolatkiem o orientacji homoseksualnej w historii kina. Każdy, kto ogląda ten film, widzi, że mój bohater miał ochotę na Jamesa Deana. Teraz, gdy wszyscy już znają prawdę o Jimmym, wychodzi na to, że podobała mu się zarówno Natalie, jak i ja. A zatem to ja musiałem zostać wyeliminowany”7. Fala rozpaczy, jaka ogarnęła bohatera granego przez Deana po śmierci Plato, miała oczyszczający charakter niczym katharsis.
Jednakże heteroseksualni krytycy – zarówno ówcześni, jak i dzisiejsi – nie dostrzegali tego. Robert J. Landry z „Variety” uznał, że film tak naprawdę opowiada o „biuście, szmince i seksualnych uniesieniach” Natalie Wood, a Jack Moffitt z „Hollywood Reporter” opisał zakończenie, które się nie wydarzyło, byle tylko nie wspominać o tym, jak bohater Deana załamał się i opłakiwał chłopca, którego kochał8. To, czego nie dostrzegli heteroseksualni krytycy, młodzi geje – zarówno wtedy, jak i dziś – wyłapali w mig. Rozpoznali tę historię, zrozumieli ją i przez krótką chwilę mogli zobaczyć siebie oraz swoje życie podniesione do rangi sztuki. Zastanawiając się, dlaczego moja interpretacja tak diametralnie różni się od tego, co pisali heteroseksualni krytycy, doszedłem do wniosku, że wszystko, co zobaczyłem na ekranie, odnosiło się – mniej lub bardziej – do samego Jamesa Deana. To odkrycie popchnęło mnie w 2021 roku do napisania dla magazynu „Esquire” artykułu, w którym przyjrzałem się Deanowi jako ikonie społeczności queerowej, i w którym sprostowałem oszczerstwa, jakie „Esquire” opublikował w 1956 roku. Tak właśnie narodziła się ta książka9.
Po śmierci James Dean stał się symbolem nieokiełznanego, impulsywnego, temperamentnego, heteroseksualnego Amerykanina – wizerunku, który zupełnie nie pasował do jego drobnej, delikatnej sylwetki, artystycznych zainteresowań i rozwijającej się queerowej tożsamości. I właśnie ten rozdźwięk między realną osobą a wizerunkiem, jaki wykreował, nadawał mu siłę, jakiej nie mieli jego rywale – magnetyzm, który fascynował każdego, kto go widział. Zarówno za życia, jak i po śmierci przekraczał granice, jakie amerykańscy politycy i przedstawiciele kultury narzucili seksualności i męskości. Dean stworzył nowy obraz mężczyzny, który na zawsze zmienił znaczenie męskości. Zapoczątkował rewolucję w amerykańskim podejściu do męskości i seksualności, która trwa do dziś.
Ta książka nie jest klasyczną biografią. Nie skupiam się na szkolnych projektach plastycznych ani na finansowych aspektach kontraktów filmowych. Nie opisuję wszystkich osób, które Dean spotkał, ani szczegółów każdej przeprowadzonej rozmowy. Tę pracę wykonali już inni biografowie. Val Holley w James Dean: The Biography z 1995 roku prześledził drobiazgowo codzienne życie aktora10. I choć książka Holleya jest już nieco przestarzała, nie zamierzam powtarzać opowiedzianych już historii. Zamiast tego próbuję zbadać, jak konflikty społeczne lat pięćdziesiątych dotyczące tematów seksualności i męskości kształtowały popkulturę oraz jaki miały wpływ na człowieka, który stał się symbolem zarówno swojej epoki, jak i samego wyobrażenia o męskości wśród młodych mieszkańców Ameryki. Opowiem tu jedną historię, a nie wszystkie historie Jamesa Deana.
Pisząc o tych kwestiach, nie da się uniknąć historii. Książka ma formę narracyjną, jednak aby nadać opowieści płynności, bezpośredniości i dramatyzmu, musiałem podejmować trudne decyzje, gdy docierałem do niezbyt wiarygodnych źródeł informacji. W przypadku historii osób homoseksualnych źródła są często niedokładne, ponieważ wiele historii zapomniano, celowo je zawoalowano, pozbawiono kontekstu lub nigdy ich nie spisano z powodu wielu lat opresji społecznej i cenzury. Większość dokumentów po prostu zniszczono. Na przykład w połowie dwudziestego wieku FBI zgromadziło ponad trzysta tysięcy stron materiałów dotyczących życia seksualnego queerowych Amerykanów, w tym wielu celebrytów, po czym w 1973 roku wszystkie akta zostały zniszczone. Sporo mężczyzn, o których życiu powinniśmy coś wiedzieć, nie pozostawiło po sobie wielu zapisanych śladów swoich myśli i uczuć – albo dlatego, że sami się cenzurowali, albo dlatego, że ich bliscy zniszczyli to, co po nich zostało. Niektóre historie można dziś odtworzyć jedynie ze strzępków informacji, sporadycznych artykułów prasowych i wspomnień spisywanych wiele lat po wydarzeniach.
Tego typu utrudnienia dotyczą również dyskusji o życiu Jamesa Deana. Zmarł tak młodo, że pozostawił po sobie bardzo niewiele spisanych przemyśleń i tylko garść wywiadów, a wiele jego dokumentów celowo zniszczono po jego śmierci. Pomimo jego ogromnej sławy główne źródła informacji są zaskakująco rzadkie. Każda napisana o nim biografia opiera się na trzech szczegółowych i dobrze udokumentowanych pozycjach z 1956 roku: książkowej biografii Williama Basta James Dean, studium biograficznym James Dean Joego Hyamsa z magazynu „Redbook” oraz artykule George’a Scullina z magazynu „Look” – James Dean: The Legend and the Facts11. To właśnie te trzy historie ustanowiły kanon faktów, na którym opierały się wszystkie późniejsze biografie – tyle że każda z tych trzech opowieści zawierała zmyślone i zniekształcone historie, zarówno celowo, jak i przypadkowo. Wszyscy trzej autorzy, jako pisarze swojej epoki, w dużej mierze bazowali na teoriach freudowskich, przypisując Deanowi zachowania wynikające z traumy po utracie matki lub z rozczarowania nieobecnym ojcem. Wszyscy też czerpali garściami z oficjalnej biografii Deana przygotowanej przez studio filmowe Warner Bros. – pod kierunkiem Waltera Rossa, dyrektora działu promocji wytwórni, który później napisał pełną jadu powieść o „niemoralnym” Deanie12. Głównym źródłem informacji miał być sam Dean – oczywiście z „poprawkami” studia.
Większość pozostałych informacji wykorzystanych do spisania historii życia Deana bazuje na wspomnieniach jego znajomych, które zostały spisane zazwyczaj wiele lat później i często zniekształcone przez uprzedzenia oraz zawodną pamięć. Aby przedstawić życie Deana w możliwie najwierniejszy sposób, musiałem dokonać selekcji rozmaitych informacji, by z tej niesamowitej ilości sprzecznych historii, tendencyjnych opowieści i konfabulacji stworzyć spójną narrację. Poza kilkoma podstawowymi faktami dotyczącymi imion i dat niemal każda informacja o życiu Jamesa Deana była przedmiotem sporów. Dlatego niezwykle szczęśliwym zrządzeniem losu było to, że podczas pracy nad tą książką do publicznego obiegu trafił pokaźny zbiór niemal czterystu dokumentów Jamesa Deana obejmujących lata 1952–1955 – zarówno prawnych, biznesowych, jak i osobistych – przechowywanych przez jego agentkę, Jane Deacy. Ten bezprecedensowy wgląd w życie Deana, opowiedziany jego własnymi słowami oraz widziany oczami jego najbliższych współpracowników, dostarczył kilku nieoczekiwanych odkryć. Stał się również jedynym niezależnym, archiwalnym potwierdzeniem wielu informacji znanych wcześniej z wątpliwych relacji z drugiej ręki. Wśród dokumentów znalazły się listy pisane przez Deana, korespondencja przychodząca, dokumenty finansowe, umowy biznesowe oraz – co najbardziej zaskakujące – akta prawne dotyczące nieznanej dotąd sprawy sądowej, w której były kochanek Deana domagał się zwrotu pieniędzy, jakie wydał na jego utrzymanie podczas ich związku13.
Opowiadając historię Jamesa Deana, odrzuciłem stary, wielokrotnie powielany, lecz dziś już anachroniczny freudowski schemat, bezrefleksyjnie powtarzany od lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku. Niektórzy biografowie, nie mając żadnych konkretnych dowodów, próbowali sprowadzić życie Deana do szaleńczego, lecz daremnego pędu, który miał jeden cel – ponowne zjednoczenie ze zmarłą matką lub pojednanie z nieobecnym ojcem. Zamiast tego posłużyłem się udokumentowanymi źródłami informacji i niepodważalnymi faktami, następnie wybrałem najbardziej wiarygodne wspomnienia oraz relacje świadków i ułożyłem historię, która nie jest sprzeczna z historycznymi danymi. Najważniejsze rozbieżności wynikające z różnych źródeł informacji omówiłem w przypisach. Wymagało to jednak odrzucenia wszystkich twierdzeń, plotek i legend, które były niewiarygodne pod względem chronologii zdarzeń lub sprzeczne z ustalonymi faktami. Mam nadzieję, że efekt końcowy stanowi spójną i logiczną opowieść o życiu człowieka zbyt często przedstawianego jako niezrozumiałego i irracjonalnego – historię, która odsłania pełną wewnętrznych konfliktów, lecz jakże racjonalną duszę ukrytą pod fasadą zbuntowanego outsidera. W 1957 roku magazyn dla mężczyzn „Real” nazwał Jamesa Deana „naszym najdziwniejszym bohaterem narodowym”. Rok wcześniej magazyn „Look”, wielki rywal magazynu „Life”, określił go mianem „najbardziej osobliwej legendy od czasów Valentino”14. Jeśli porównać Deana do innych mężczyzn o podobnym pochodzeniu i ambicjach, którzy dorastali jako osoby queerowe w nietolerancyjnej Ameryce, jego „dziwne” zachowanie staje się zrozumiałe i znajome – jest częścią szerokiego spektrum strategii obronnych, które przyjmowali nieheteronormatywni mężczyźni, by chronić się przed wrogim i niebezpiecznym światem.
Żadna opowieść o życiu Jamesa Deana nie może pominąć kwestii jego seksualności oraz tematu plotek i kontrowersji towarzyszących mu w życiu. Dean utrzymywał relacje seksualne zarówno z kobietami, jak i mężczyznami, ale jego rodzina, przyjaciele i współpracownicy dochodzili do różnych wniosków na temat tego, jakie znaczenie miały dla niego te relacje. W związku z odmiennymi interpretacjami seksualności Deana poprzedni biografowie przedstawiali go w różny sposób. Jeden z nich zauważył, że zarówno jego przyjaciele i kochankowie, jak i biografowie określali go jako homoseksualnego, heteroseksualnego, biseksualnego i aseksualnego15. Sam Dean nie ułatwiał zadania – mówił rządowi USA, że jest homoseksualistą, a kobietom, z którymi się spotykał, że nie jest. Nie poznamy uczuć człowieka, który od dawna nie żyje, a spekulacje, czy w dzisiejszych czasach nazwałby siebie gejem, biseksualnym, heteroelastycznym, homoelastycznym, demiseksualnym16, queer czy jeszcze inaczej, są zarówno nieistotne, jak i anachroniczne – wynikałyby bowiem z niezrozumienia, jak mężczyźni w jego czasach pojmowali seksualność.
W latach czterdziestych i pięćdziesiątych dwudziestego wieku młody mężczyzna, który odczuwał choćby najmniejsze zainteresowanie innymi mężczyznami, postrzegał to w jeden sposób – jako homoseksualność. Choć w literaturze akademickiej istniał termin taki jak „biseksualność”, w popularnych mediach niemal się go nie używało. Pomimo tego, co twierdził Alfred Kinsey w swojej słynnej skali seksualności, większość Amerykanów nie wierzyła, że biseksualność naprawdę istnieje. W powszechnym rozumieniu mężczyzna, który odczuwał pociąg do innego mężczyzny, był homoseksualistą – niezależnie od tego, czy miał też intymne relacje z kobietami. Edmund Bergler, znany psychoanalityk, który twierdził, jakoby leczył homoseksualizm, napisał w 1959 roku: „Biseksualność zalicza się do homoseksualizmu, zarówno w potocznym, jak i naukowym rozumieniu”. Popularny tabloid „Confidential”, czytany w czasach swojej świetności przez ponad dziesięć procent Amerykanów, w 1957 roku wysunął tezę, że biseksualność to mit17. Wielu biseksualnych mężczyzn było określanych mianem „ukrytych homoseksualistów” zgodnie z teorią, że tylko wisząca nad nimi hańba społeczna powstrzymywała ich przed całkowitym porzuceniem kobiet na rzecz „uwodzicielskich rozkoszy sodomii”. W połowie dwudziestego wieku określenie „homoseksualny” nie oznaczało więc wyłącznie bycia gejem w dzisiejszym rozumieniu, ale odnosiło się do znacznie szerszego spektrum tożsamości obejmujących to, co współcześnie określamy mianem „queerowy”. W tym sensie James Dean, niezależnie od tego, jak dzisiaj interpretujemy jego słowa i czyny, według ówczesnych standardów był określany jako homoseksualista.
A on tego nienawidził – tak jak nauczono go nienawidzić samego siebie.
William Faulkner napisał kiedyś: „Przeszłość nigdy nie umiera. Właściwie nawet nie jest przeszłością”18. Obyczajowość powojenna wciąż odbija się echem w naszym współczesnym świecie, a zmagania i cierpienia tych, którzy żyli i umierali w cieniu urojonych wartości i toksycznego konformizmu, przypominają nam o niebezpieczeństwach, jakie niesie społeczeństwo, gdy w imię mściwej moralnej czystości najbardziej krzywdzi bezbronnych. Paraliżujący strach dotyczący męskości i seksualności, dotykający najbardziej nastolatków i młodych dorosłych, znajduje swoje odbicie we współczesnych konfliktach rozgrywających się od instytucji rządowych, po seriale telewizyjne i media społecznościowe. Historia Jamesa Deana to także historia naszych czasów – wciąż możemy się wiele nauczyć od człowieka, który przetarł nowy szlak i próbował, choć nie bez trudności, żyć jak w dwudziestym pierwszym wieku, pozostając w duszącym uścisku swojej własnej epoki.
Dżentelmeni czy lalusie? W styczniu 1947 roku, na kilka tygodni przed szesnastymi urodzinami Jamesa Byrona Deana, znana ekspertka od etykiety, Emily Post, podjęła temat męskości w swojej popularnej ogólnokrajowej rubryce prasowej. Wielu młodych mężczyzn z wielkich miast i małych miejscowości, od wybrzeży po środkowe stany, uwierzyło, że dobre maniery to relikt przeszłości przynależący do przedwojennego świata, oznaka słabości, zniewieściałości, a nawet homoseksualizmu. Uważali, że prawdziwy mężczyzna zachowuje się agresywnie i przemawia pięściami. „Zauważam, niestety, że wielu młodych mężczyzn jest dziś przekonanych, iż w pierwszej kolejności powinni kierować się uporem” – pisała z dezaprobatą Emily Post. „Gardzą dobrymi manierami i umyślnie stają się niechlujni”. Pouczała jednak, że męskość i maniery nie wykluczają się wzajemnie, a dobrze wychowani mężczyźni mają większe szanse na zdobycie pozycji liderów w „męskim świecie”19. Jednak na farmie w Indianie, gdzie James Dean kształtował swój upór i nonszalancję jako rodzaj męskiej zbroi chroniącej go przed światem, dżentelmen według Emily Post wydawałby się istotą z innej planety.
Koledzy i nauczyciele wspominali nastoletniego Deana jako upartego i utalentowanego chłopaka ulegającego silnym emocjom i często popadającego w stan w którym pragnął, by zostawiono go w spokoju. Kiedy jesienią 1945 roku rozpoczął naukę w Fairmount High School, jedna z pierwszych nauczycielek Jamesa była zdumiona jego oczytaniem i wiedzą niemal na każdy temat. Jak wielu ciekawych świata chłopców, którzy spędzali sporo czasu w samotności, czytał dużo, choć niezbyt dogłębnie – w zasadzie wszystko, co wpadło mu w ręce, od klasyki po instrukcje obsługi. Miał dar konwersacji, który pozwalał mu sprawiać wrażenie, że wie więcej, niż w rzeczywistości wiedział. Twierdził, że już w gimnazjum przerobił materiał szkoły średniej. Pomimo swojej ciekawości świata i widocznej inteligencji nigdy nie przykładał się do nauki – mówił, że woli żyć20. Miał kiepskie oceny z większości przedmiotów poza kilkoma, zwłaszcza z psychologii i sztuki. Największym zadaniem do odrobienia, a zarazem największą porażką przyszłego aktora, było zrozumienie samego siebie.
W roku 1947 James Dean był pod wieloma względami typowym nastolatkiem powojennej Ameryki. W ciągu ostatnich miesięcy jego rysy wyostrzyły się – z cherubina o okrągłej twarzy, jakim był w pierwszej klasie, przeistoczył się w intrygującego drugoklasistę o krótko ostrzyżonych włosach, wyrazistej szczęce i przenikliwym spojrzeniu wyróżniającym go na tle innych twarzy w albumie Fairmount High School z roku 1947. Przystojny i wysportowany, choć trochę zakompleksiony z powodu swoich stu siedemdziesięciu trzech centymetrów wzrostu i krótkowzroczności, która zmuszała go do noszenia dużych, okrągłych okularów, grał w koszykówkę i baseball, a nawet próbował swoich sił w skoku o tyczce. Sukcesy osiągał siłą woli, często ku irytacji trenerów, którzy woleli, by ich słuchał. W szkolnej rozprawce o sobie samym napisał, że sport to „serce każdego amerykańskiego chłopca”. Kochał prędkość – najpierw na motocyklu, który kupił kilka miesięcy wcześniej, a rok później, gdy nauczył się prowadzić, w pożyczanych od kolegów samochodach. Nigdy nie miał wypadku na motorze i nie wyobrażał sobie, że mógłby go mieć. Znajomi Deana ze szkoły wspominali jego brawurową jazdę po mieście, niebezpieczne akrobacje na motocyklu i zwycięstwa w nielegalnych wyścigach samochodowych. Część z tych historii była prawdziwa, a część należała do szkolnych legend.
Inne chłopięce upodobania Jamesa nie budziły już takiego podziwu. Uwielbiał hamburgery i miał obsesję na punkcie lodów – szczególnie w kombinacji malinowo-kawowej. Lubił grać na bongosach i czytać westerny, a jego idolem był Billy the Kid, osierocony banita, którego przestępcza kariera zakończyła się śmiercią w wieku dwudziestu jeden lat. W kolejnych miesiącach rozwijał fascynację korridą – egzotycznym sportem, który opowiadał o świecie poza farmą i Ameryką, o ekscytującym tańcu śmierci między człowiekiem a bestią. Nie lubił zakładać ubrań ludzi dorosłych – wolał T-shirty oraz dżinsy. „Jeśli nie muszę się przebierać do filmu, wolę wskoczyć w stare dżinsy i T-shirt”21. Lubił, gdy nazywano go Jimmym. Wszyscy młodzi mężczyźni, których kiedykolwiek znał, dorastali, zmieniali się i porzucali chłopięce przyzwyczajenia – ale nie Dean. Korrida i bongosy, lody oraz dżinsy zostały z nim na zawsze.
Jako dziecko przeczytał wszystkie książki zgromadzone na półkach pod schodami w białym, czternastopokojowym domu z 1904 roku, w którym mieszkał z ciotką i wujem. Były tam Biblie, moralizatorskie opowieści biblijne dla młodych czytelników oraz niedawno wznowione tomy The Rover Boys – przygodowej serii o beztroskich nastoletnich chłopcach, którzy kwestionowali autorytety, robili psikusy i uwodzili kobiety, podróżując po świecie i doświadczając tych wszystkich rzeczy, o których chłopak z farmy mógł tylko marzyć. Bracia Tom, Dick i Sam Roverowie przemówili do wyobraźni Deana, ponieważ szli przez życie z arogancką obojętnością wobec innych i traktowali świat jak swoją zabawkę, a ich dowcipy balansowały na granicy brawury i przestępstwa. A jednak zawsze wychodzili z opresji obronną ręką i zdobywali uwielbienie kobiet oraz podziw mężczyzn. Gdyby James jako jedenastolatek obejrzał kreskówkę The Dover Boys z serii Zwariowane Melodie, będącą parodią powieści The Rover Boys, mógłby uznać ją za wyjątkowo zabawną.
Miał jednak upodobanie do makabrycznych historii (im bardziej dramatyczne i krwawe, tym lepsze), szczególnie jeśli mógł je później dramatycznie odegrać. Chrześcijański Związek Wstrzemięźliwości Kobiet sponsorował konkurs dramatyczny, a Dean jako dziecko z zapałem odgrywał pełne przemocy i histerii „zbrodnie” tych, którzy zatracili się w alkoholu. Ubolewał jednak, że „krwawe ody” są zbyt moralizatorskie i dydaktyczne. Rok wcześniej, jako członek kółka teatralnego, zagrał w Małpiej łapce, ponurej historii z dreszczykiem na podstawie opowiadania o tym samym tytule. Wcielił się w młodego mężczyznę, który ginie w wypadku przy pracy krótko po tym, jak jego rodzice padają ofiarą przeklętej małpiej łapki – artefaktu zdolnego zmieniać rzeczywistość, spełniając życzenia w najbardziej przewrotny sposób.
„Przecież my wszyscy będziemy bogaci, sławni i szczęśliwi!” – Dean w roli Herberta dramatycznie wykrzykiwał do dzieci grających jego rodziców, starając się, by publiczność uwierzyła, że jedno życzenie może odmienić rzeczywistość i spełnić marzenia. Być może nawet sam w to wierzył. Dla Herberta nie skończyło się to dobrze, jednak Dean miał nadzieję, że odpowiednia historia i właściwie wypowiedziane życzenie mogą urzeczywistnić marzenia. W tym samym roku szkolnym, w kolejnej sztuce, Mooncalf Mugford, zagrał główną rolę – sędziwego starca, który uciekał w świat fantazji i przekonał swoją żonę, by dołączyła do świata jego złudzeń. Wiele lat po spektaklu widzowie wspominali, jak bardzo zapadła im w pamięć ostatnia scena, w której Dean sugestywnie odegrał tęsknotę za wyimaginowanym lepszym światem. Adeline Brookshire, nauczycielka dramatu w liceum, zapamiętała również, że James w swoim entuzjazmie, pochłonięty wolnością, jaką dawała mu gra, zupełnie nie zwracał uwagi na innych aktorów i niemal udusił dziewczynę grającą jego żonę.
Latem, po drugiej klasie liceum, minęło siedem lat od czasu, gdy Dean i jego babcia przebyli długą podróż pociągiem z domu jego rodziców w Los Angeles do rodzinnej posiadłości w Fairmount. Towarzyszyli wtedy jego ukochanej zmarłej matce, Mildred, w ostatniej drodze po przegranej walce z rakiem. Wydarzenie to miało go prześladować przez całe życie. Od dnia narodzin w Marion w stanie Indiana ósmego lutego 1931 roku aż do śmierci matki czternastego lipca 1940 roku Dean cieszył się jej miłością i bliskością, która opierała się na wspólnej pasji do sztuki – pasji, którą jego ojciec uważał za podejrzaną i niemęską. Winton nigdy tak naprawdę nie chciał mieć dziecka, a gdy Mildred odeszła, skorzystał z okazji, by oddać syna pod opiekę statecznych krewnych – Ortense i Marcusa Winslowów, którzy traktowali zamkniętego w sobie, małomównego chłopca z życzliwą wyrozumiałością, a nawet odstąpili mu swoją własną sypialnię z klonowymi meblami, ponieważ ta bardziej mu się podobała22. Winslowowie obdarzyli Deana troską i miłością, ale zauważyli, że rzadko dzielił się z nimi swoim światem wewnętrznym. Bez trudu jednym spojrzeniem komunikował im swoją radość lub smutek, ale powody tych nastrojów pozostawały dla nich niezrozumiałe23. Gdy rozpoczął naukę w liceum, Winslowowie odczuli, jak zaczął się od nich oddalać. „Stał się trudny do okiełznania i nie wiedzieliśmy, co się z nim dzieje” – wspominał Marcus Winslow w rozmowie z dziennikarzem magazynu plotkarskiego, Joe Hyamsem. „Nie byliśmy mu już do niczego potrzebni”24. W rzeczywistości Dean zaczął postrzegać siebie jako outsidera, obcego, istotę z innego świata.
Egzotyczne krainy i odległe planety, o których czytał w ulubionych magazynach przygodowych z kolorowymi okładkami przedstawiającymi bohaterów z mocno zarysowaną żuchwą oraz półnagie kobiety, jawiły się Deanowi jako kusząca ucieczka od Fairmount, sennego farmerskiego miasteczka, liczącego zaledwie dwa tysiące sześciuset mieszkańców. Główna ulica, zabudowana przeważnie dziewiętnastowiecznymi budynkami, rozciągała się na długość dwóch przecznic. Dumą miasteczka było piętnaście kościołów, za to gazeta lokalna ukazywała się zaledwie raz w tygodniu. Jedyny, choć nadal ograniczony, kontakt ze światem zapewniały mieszkańcom gazety z większych miast – Indianapolis i odległego Chicago – oraz radio. Niekończące się połacie pól rozciągających się dookoła Fairmount sprawiały, że miasteczko wydawało się zagubione w czasie i przestrzeni. Z pewnością tak postrzegał je Dean – godzinami wpatrywał się w rozciągającą się na wszystkie strony pustkę otaczającą farmę, gdzie mieszkał z ciotką i wujem, oraz w bezkres czarnego jak smoła nieba z niezliczoną ilością gwiazd, marząc przy tym o życiu z dala od tej nudnej mieściny i jej ograniczonych mieszkańców. W jednym z późniejszych wierszy pisał: „Moje miasto karmi się groźną bigoterią”. Fairmount było jak każde inne małe miasto na Środkowym Zachodzie – w większości białe, głęboko religijne, nieufne wobec obcych. Znajdowało się w samym sercu regionu, należącego jeszcze całkiem niedawno do Ku Klux Klanu, gdzie rozmowy miejscowych kwakrów często przechodziły w rasistowskie uwagi i zjadliwe komentarze na temat katolików i żydów. Tak jak niemal w całej Ameryce, również i tutaj spoglądano krzywo na delikatnych, zniewieściałych mężczyzn, a „pedałów” i „cioty” traktowano z pogardą.
Młody Dean zawsze czuł, że różni się od innych chłopców, a pełne nienawiści komentarze dorosłych o „ciotach”, „pedziach” i „homo” bardzo go raniły25. Kochał sztukę – rysował, malował i lepił z gliny figurki, którym nadawał imiona. Jednak takie upodobania praktyczni mężczyźni i chłopcy z Fairmount uznawali za podejrzane. Uwielbiał teatr i występy, ale był wrażliwy na krytykę i przerażała go myśl, że ktoś mógłby go upokorzyć. Marzył o tym, by zostać aktorem, mimo że mężczyźni z miasteczka traktowali teatr podejrzliwie jako miejsce „pedałów”. Winslowowie próbowali zainteresować Deana bardziej konwencjonalnym życiem – Marcus starał się nauczyć go pracy na farmie, a Ortense zaaranżowała spotkanie z córką swojej przyjaciółki, rówieśniczką Jamesa. Randka była niezręczna i zakończyła się fiaskiem. Marcus opowiadał, że chłopak podsumował randkę, malując na poczekaniu akwarelę przedstawiającą rozlane na obrusie wino, co artystycznie miało symbolizować stratę jego czasu. Czy ta historia była prawdziwa – nie wiadomo, ale wszyscy, którzy ją słyszeli, twierdzili, że brzmiała bardzo prawdopodobnie. Dean nie chciał uprawiać ziemi, pracować w kopalni, spędzić życia w fabryce ani żyć w miasteczku, które można było objąć wzrokiem.
Wiedział za to, że różni się od pozostałych chłopców w szczególny sposób. Czasem myślał o chłopcach w taki sposób, w jaki wolno było myśleć tylko o dziewczynach – i to go przerażało. W późniejszych latach zużyto morze atramentu, próbując rozwikłać, co dokładnie czuł młody Dean, ale może nawet on sam nigdy tego nie wiedział. „Nie jestem homoseksualistą, ale nie zamierzam przejść przez życie z jedną ręką związaną za plecami” – miał kiedyś powiedzieć o swojej orientacji26. Czerpał przyjemność zarówno z relacji z kobietami, jak i mężczyznami i potrafił być namiętnym kochankiem dla swoich dziewczyn – choć nigdy na długo. Najtrwalsze i najintymniejsze związki łączyły go z mężczyznami, lecz trudno nazwać je romansami. Najczulsze z tych relacji balansowały między braterską czułością a pożądaniem, nieustannie przechodząc z jednej formy w drugą. Bez względu na to, czy chodziło o kobietę, czy mężczyznę, zawsze znajdował jakiś powód, by nie dopuścić do tego, by miłość się rozwijała. W późniejszych latach William Bast, jego najbliższy przyjaciel, a zarazem osoba, z którą łączyła go najsilniejsza więź, wyznał, że w lepszym świecie mogliby być razem na zawsze. Liz Sheridan, jedyna dziewczyna, z którą Dean zamieszkał, powiedziała dokładnie tak samo.
Bez względu na to, co naprawdę czuł, jego zachowanie nie różniło się niczym od zachowania wszystkich tych, którzy w mękach skrywali swoje uczucia do innych chłopców. „Nauczyłem się, że muszę uprawiać sport w liceum, żeby nie wytykano mnie jako ciotę” – wspominał powieściopisarz i krytyk Jack Ricardo, który dorastał jako gej w podobnym miasteczku jak Dean. „Nauczyłem się, że muszę chodzić z dziewczyną, by bronić swojej męskości i nie zawieść tak zwanych przyjaciół. Nauczyłem się również, że o homoseksualności nie wolno mówić, bo samo wspomnienie tego słowa wystarczy, by zostać napiętnowanym”27. James opanuje te lekcje mistrzowsko.
Ale latem 1947 roku nastoletni Jimmy Dean wiedział jedynie, że czasami odczuwa coś, czego nie powinien czuć – coś, o czym nie mógł, a może nawet nie chciał mówić. Co miałby powiedzieć? Doskonale znał poglądy surowych kwakrów z kościoła, do którego chodził, oraz pobożnej rodziny na temat seksualnej niemoralności. Każdy chłopak choć trochę ciekawy świata nie mógł przeoczyć tego, że gazety i czasopisma przedstawiały takie uczucia jako coś strasznego. Magazyn „Life” oznajmił tysiącom chłopców takich jak Dean, że „neurotyczni” homoseksualiści należą do grup najczęściej leczonych przez psychoanalityków, a „Cosmopolitan” pisał w czerwcu, że tylko psychoanaliza może „wyleczyć” homoseksualizm i doprowadzić „dotkniętego” nim człowieka do „szczęśliwego małżeństwa”28. W czerwcowym numerze popularnego wśród nastoletnich chłopców magazynu science fiction „Amazing Stories” pojawił się artykuł o mściwej karze boga na starożytnych homoseksualnych gigantach, w którym z odrazą opisywano ich „obrzydliwe czyny popełniane dla samozaspokojenia”29. Dziewiątego czerwca „Newsweek” opublikował artykuł Homoseksualiści w mundurach, krzycząc o „nienormalności zboczeńców”, którzy w jakiś sposób przeniknęli do armii, określając ich mianem „przypadków neuropsychiatrycznych” i piętnując ich jako „niepożądanych”30. Żadne inne słowa nie mogły bardziej zranić Jimmy’ego Deana.
Według magazynu armia korzystała z pomocy psychiatrów, by wytropić homoseksualistów w swoich szeregach, szukając ich „(1) na podstawie zniewieściałego wyglądu lub zachowania i (2) poprzez powtarzanie określonych słów ze słownika homoseksualistów i obserwowanie reakcji”. Za najbardziej prawdopodobnych homoseksualistów uznawano inteligentnych białych mężczyzn z rozbitych rodzin, w których rządziła apodyktyczna matka. Twierdzono nawet, że można wykryć homoseksualistów na podstawie badania moczu, w którym był nadmiar estrogenu. Podejrzanych odsyłano do szpitali, gdzie psychiatrzy oceniali, czy da się ich „wyleczyć”. Mówiło się, że rokuje tylko pięćdziesiąt procent z nich. By zwalczyć „zagrożenie” ze strony homoseksualnych żołnierzy, armia wprowadziła nową politykę, która od pierwszego lipca nakazywała automatyczne usunięcie z szeregów armii każdego mężczyzny, który dopuścił się „czynu homoseksualnego”, z dyscyplinarnym zwolnieniem ze służby – stygmatyzując go w ten sposób na całe życie jako niepożądanego31.
Jimmy Dean nie mógł wówczas wiedzieć, że będzie to jedno z pierwszych tąpnięć, które wywoła masową, ogólnokrajową panikę dotyczącą rzekomo zgubnego wpływu homoseksualistów na Amerykę – panikę, która w ciągu jego życia doprowadzi do usunięcia tysięcy gejów i biseksualnych mężczyzn z pracy w administracji rządowej oraz wprowadzi nowe prawo i politykę pozwalające na ich prześladowanie. Jednak doskonale rozumiał, co społeczeństwo myśli o mężczyznach, którzy są inni. I to naznaczyło go na zawsze. Jego myśli zderzały się z głęboko zakorzenionym, dziecięcym lękiem, że Bóg ukarał go, zabierając mu matkę i ojca. Kolejną karą miały być jego sekretne uczucia. Zaczął czytać o życiu po śmierci i tajemnicach świata, a fascynacja tym, co dzieje się z duszą po śmierci ciała, nigdy go już nie opuściła.
Jego nauczyciel plastyki, Gurney Maddingly, wspominał rozmowy, jakie prowadził z dociekliwym nastolatkiem – o okultyzmie, kosmitach i starożytnych tajemnicach. Tematy te z pewnością były inspirowane opowiadaniami science fiction i rzekomo prawdziwymi historiami z popularnych magazynów, jak na przykład „Amazing Stories”, które kusiły chłopców swoimi ekscytującymi kolorowymi okładkami przedstawiającymi potwory, kosmitów i muskularnych bohaterów. Pretekstem do jednej z takich rozmów był obraz, który Dean namalował – przedstawiał ciała wstające z grobu. „Rozmawialiśmy o spirytystach kontaktujących się ze zmarłymi, zwłaszcza o Harrym Houdinim, oraz o tym, czy piramidy zbudowali Egipcjanie, czy może istoty z kosmosu. Powiedział: »Kiedy umrzemy, dowiemy się wszystkiego, ale musimy poczekać«”32. Większość osób słyszących Deana mówiącego w ten sposób zakładała, że miał nadzieję na spotkanie z duchem matki. Ale martwił się także o własną duszę. W dorosłym życiu jego ulubioną książką był wydany w 1943 roku Mały Książę, opowieść o chłopcu z innej planety, który poznaje zło tego świata i prawdę o miłości. Chłopiec błaga swojego jedynego przyjaciela na Ziemi, by nie był smutny, kiedy on odbierze sobie życie i opuści swoje martwe ciało, by móc wrócić do gwiazd, skąd przybył.
Szesnastoletni James Dean często pędził motocyklem osiemdziesiąt kilometrów na godzinę główną ulicą Fairmount, pokonując w pobliżu cmentarza zakręty w kształcie litery S, a potem długą drogę z miasteczka na farmę Winslowów. Silnik motocykla ryczał tak głośno, że mieszkańcy słyszeli go z odległości kilometra. Rozpędzony w promieniach letniego słońca pod bezkresnym niebem, z głową zaprzątniętą tajemnicami tego świata oraz życia po śmierci, wyglądał tak, jakby chciał przyspieszyć wystarczająco mocno, żeby się stąd uwolnić i uciec do innego, lepszego świata, który czekał tuż za horyzontem.
Kiedy w maju 1947 roku w Fairmount High School zakończył się rok szkolny, długie wakacje zapowiadały mnóstwo wolnego czasu, który Dean mógł poświęcić na sztukę i literaturę. Nie trzeba było odrabiać lekcji, a sezon sportowy dobiegł końca. James po raz kolejny uzyskał przeciętne oceny. Zawsze bał się, że jeśli inni chłopcy dowiedzą się, że jest inteligentny, uznają go za zniewieściałego, niewystarczająco męskiego, homoseksualnego. „Wolę nie mieć dobrych ocen, niż dać się nazwać lalusiem” – powiedział Ortense, wyjaśniając jej swoje podejście33. Jego rozumowanie nie było zupełnie bezpodstawne. Tamtego lata nowojorscy psychiatrzy opublikowali raport, w którym skarżyli się, że w mieście brakuje klinik zdrowia psychicznego, by leczyć nastolatków i młodych dorosłych z tendencjami homoseksualnymi34. Uczucia tego rodzaju uznano za patologię – to była choroba. Bycie „lalusiem” było równoznaczne z przyznaniem się do bycia chorym, zdegenerowanym, złym.
Dean i tak już budził podejrzenia – samotnik, który miał trudności z nawiązywaniem przyjaźni, spędzał popołudnia, ćwicząc teatralne monologi ze swoją nauczycielką dramatu, Adeline Brookshire, oraz przygotowując się do przedstawień. Bez dziewczyny i bez randek był podwójnie podejrzany. Dziewczyny się nim interesowały, ale koledzy wspominali, że on sam nigdy nie wydawał się nimi zainteresowany. Według gazet z tamtego okresu, uprawianie sportu mogło być „metodą, aby nasi chłopcy pozostali normalnymi mężczyznami, nawet jeśli od czasu do czasu zostanie zdemaskowany jakiś homoseksualny sportowiec”. Dlatego „chłopców zniewieściałych i niemęskich należy zachęcać do udziału w zabawach i sportach z normalnymi chłopcami”35. Aby zdobyć szacunek, a nawet akceptację rówieśników, oraz zapewnić sobie przykrywkę dla swoich teatralnych inklinacji, Dean rzucił się w wir sportu – baseballu, koszykówki, lekkoatletyki. Rywalizował tak zawzięcie, by udowodnić swoją męskość, że połamał piętnaście par okularów w trakcie swojej szkolnej kariery sportowej. „Musiałem się tam wykazać” – powiedział36. W klasie przyjmował rolę lekceważącego wszystko buntownika. Raz, ku przerażeniu Brookshire, zaproponował jej papierosy w środku lekcji.
To była demonstracja męskości i brawury tworząca nową opowieść o Jimmym Deanie, gwieździe sportu i śmiałym twardzielu, jakby wyjętym prosto z jego ulubionych powieści przygodowych dla chłopców. Było to jednak tylko częściowo skuteczne. Kiedy chłopcy przychodzili na treningi lub mecze, gromadzili się w hałaśliwych i zżytych grupach. Dean przychodził i wychodził prawie zawsze sam. Nigdy nie wydawał się w pełni zrelaksowany wśród kolegów z drużyny czy klasy – wspominał jego trener koszykówki, Paul Weaver. „Był trochę inny niż większość chłopców” – dodał Weaver, nie rozumiejąc jednak, dlaczego tak było37. James często budził się z płaczem w nocy. Miał powracający sen, w którym był uwięziony w szklanej skrzyni. Nie był w stanie się z niej wydostać. Musiał patrzeć, jak inni ludzie dookoła dobrze się bawią i śmieją, a on nie mógł do nich dołączyć38. Nawet jego przyjaciele od wyścigów byli raczej typami, którzy, siedząc obok siebie, majstrowali przy swoich motocyklach, niż kimś, komu można było zwierzyć się z sekretów. Wspominali za to, jak Dean zabawiał ich, wymyślając fikcyjne wyścigi, podczas których relacjonował wydarzenia na żywo jako komentator radiowy. Świat wyobraźni i udawania należał do niego.
Letnie miesiące były zazwyczaj spokojniejsze. Kiedy nie belował siana, nie pracował dorywczo za dziesięć centów na godzinę w miejscowej przetwórni ani nie ścigał się motocyklem, spędzał godziny, pochłaniając każdą możliwą lekturę. Znosił do swojego pokoju stosy starych książek i almanachów, które gdzieś znalazł, i wertował je w poszukiwaniu intrygujących anegdot oraz opowieści, leżąc pod zawieszoną rozetką otrzymaną w nagrodę za hodowlę czempionów krów rasy Guernsey. Wyróżnienie to otrzymał pewnego lata od Klubu 4H – nie za hodowlę krów, lecz za imponującą wystawę, którą przygotował z próbek gleby zebranych podczas wiercenia szybu gazowego na farmie Winslowów. Władze hrabstwa nie dysponowały nagrodą za osiągnięcia w dziedzinie gleboznawstwa, więc Dean dumnie przyjął w zastępstwie to „bycze” trofeum. Nadawało się świetnie jako anegdota.
Praca na farmie schodziła zawsze na dalszy plan, gdy pojawiało się coś ciekawszego – a często nawet wówczas, gdy nie działo się nic szczególnego. „Ale jak już byłem na farmie, to pracowałem jak szalony, dopóki ktoś na mnie patrzył” – wspominał Dean w jednym z wywiadów wiele lat później. „Czterdzieści akrów owsa było olbrzymią sceną, a gdy publiczność znikała, ucinałem sobie drzemkę i nie było już dalszej orki czy też bronowania”39. Jego wuj zwykle przymykał na to oko. Po siedmiu latach niemal całkiem porzucił nadzieję, że uda mu się skłonić Deana do robienia czegokolwiek, na co ten nie miał ochoty. Obserwował natomiast liczne fascynacje, które przejawiał młody Jimmy – jak choćby wtedy, gdy koniecznie musiał poznać każdy najmniejszy mechanizm nowego sprzętu rolniczego Marcusa. Rozpracowywał ten mechanizm bez wytchnienia, dopóki nie uznał, że dowiedział się wszystkiego, co było warte poznania. Wtedy porzucał temat na zawsze. „Po co Bóg miałby umieszczać tutaj te wszystkie rzeczy, jeśli nie po to, by nas interesowały?” – wspominał Dean swoje wątpliwości40. Jednak niezmienną fascynacją pozostawały opowiadania. Ciągle czytał różne historie, odgrywał je, wsłuchiwał się w nie, wchodził w świat i życie innych osób, jakby to była zbroja mająca go chronić przed światem i przed samym sobą.
Gdyby latem 1947 roku James Dean przebywał w Nowym Jorku lub Los Angeles, w dwóch miastach, w których pewnego dnia pragnął zamieszkać, z pewnością odnalazłby odbicie swojego życia w historiach opowiadanych przez wpływowe osoby. Były to opowieści o chłopcach niewiele różniących się od niego oraz historie, które – choć nie zdawał sobie z tego sprawy – miały pewnego dnia zdeterminować jego życie i spuściznę. Powieść, odrzucony scenariusz filmowy, broadwayowska sztuka – pozornie niepowiązane ze sobą zdarzenia z 1947 roku miały ukształtować przyszłość Jimmy’ego Deana, czego sam Dean nie mógł przewidzieć w wieku szesnastu lat.
Wkrótce listę bestsellerów podbiła nowa sensacyjna powieść. Roznieciło to gniew rodziców, którzy potępiali niemal pornograficzne opisy młodocianych przestępców oraz mrok kryjący się w sercach nastoletnich chłopców. The Amboy Dukes Irvinga Shulmana, licząca dwieście siedemdziesiąt trzy strony powieść, wydana przez wydawnictwo Doubleday, opowiadała o brutalnych, psychopatycznych, ale uwodzicielsko atrakcyjnych żydowskich nastolatkach, którzy przemierzali ulice Brooklynu, walcząc ze sobą na noże i pistolety, dokonując gwałtów oraz mordując bez opamiętania.
Shulman uważał, że amerykańskie społeczeństwo zżera choroba – wynik gnijącej struktury społecznej, okrucieństwa wspieranego przez kapitalizm oraz porażki systemu edukacji. Twierdził, że w obliczu braku przywództwa młodzi mężczyźni mają naturalne inklinacje do dewiacji, ale to społeczeństwo w swoim bezmyślnym dążeniu do dominacji i wyzysku prowadzi nastoletnich chłopców ku destrukcji.
Gdy dwa lata później wydawnictwo Avon Books wydało wersję kieszonkową z usuniętymi wszystkimi żydowskimi odniesieniami, książka zaczęła się sprzedawać na masową skalę, osiągając wynik ponad trzech milionów sprzedanych egzemplarzy do 1955 roku. Powieść wzbudziła obawy nauczycieli oraz rodziców, a wkrótce również Kongresu. Martwiono się, że podatni chłopcy ze szkół średnich wkroczą na ścieżkę przestępczości. Do tego momentu niewiele osób czytało tę obszerną książkę w twardej okładce. Jej publikacja nie przeszła jednak bez echa w Warner Bros. Pictures w Hollywood, gdzie Shulman został wkrótce zatrudniony jako scenarzysta kontraktowy – częściowo po to, by znokautować konkurencję. Bardzo podobna historia była już w produkcji, a premierę zaplanowano pod koniec 1947 roku. Potrzebowali tylko odpowiedniego aktora do głównej roli.
W styczniu producent Warner Bros., Jerry Wald, powiedział w rozmowie z „New York Timesem”, że zamierza wyprodukować film zatytułowany Buntownik bez powodu, który będzie „studium na temat przestępczości nieletnich i jej przyczyn”. Jednak w czasie tej rozmowy Wald, producent Mildred Pierce, bardziej entuzjastycznie nastawiony był do swojego aktualnego projektu – ekranizacji ostatniej powieści Charlesa Jacksona, The Fall of Valor, czyli Upadek męstwa, pierwszego amerykańskiego bestsellera, który wprost poruszał temat homoseksualizmu. Fabuła książki: nieudane małżeństwo bohatera ostatecznie się rozpada, gdy ten zakochuje się w przystojnym marynarzu. Wald uwielbiał tę historię – z jednym drobnym wyjątkiem. Wątek homoseksualny, jak powiedział „New York Timesowi”, został „dyskretnie usunięty”41. Zamiast tego filmowa wersja miała być wiwisekcją wypalonego, lecz zdecydowanie heteroseksualnego małżeństwa. Tym samym Wald podążył ścieżką wydeptaną przez film Krzyżowy ogień z 1947 roku, będący ekranizacją powieści The Brick Foxhole z 1945 roku. W książce tej ofiarą morderstwa był gej, ale hollywoodzki zakaz przedstawiania „zboczeń seksualnych” sprawił, że w wersji filmowej uczyniono go Żydem.
W lutym poprzedniego roku wytwórnia Warner Bros. za pięć tysięcy dolarów wykupiła prawa filmowe do książki Buntownik bez powodu: hipnoanaliza psychopatycznego przestępcy (Rebel without a Cause: The Hypnoanalysis of a Criminal Psychopath) – literackiego studium nastoletniego przestępcy-psychopaty autorstwa trzydziestoletniego psychoanalityka Roberta M. Lindnera. Kiedy książka ukazała się w 1944 roku, wywołała sensację, odkrywając przed czytelnikami tajemniczy świat nastoletnich przestępców oraz czynniki psychologiczne, które rzekomo pchały ich ku przestępczości. Metody Lindnera budziły wątpliwości. Swoje wnioski wyciągał na podstawie hipnozy, podczas której stosował sugestywne pytania i wywierał silną presję, by nagiąć życie pacjenta do teorii Zygmunta Freuda. Twierdził, w sposób wręcz absurdalny, że nastolatek, którego poddał hipnozie, znienawidził społeczeństwo przez wrogość wobec własnego ojca, ponieważ jako roczne dziecko widział współżyjących rodziców i uznał wówczas akt seksualny za atak. Nienawiść do rodziców miała się następnie przerodzić w nienawiść do społeczeństwa. Jednak kluczowe ustalenia Lindnera odbiły się szerokim echem wśród młodego pokolenia. Pisał z dezaprobatą o zbuntowanych młodych ludziach, którzy odrzucali umowę społeczną regulującą amerykańskie życie oraz buntowali się przeciwko społeczeństwu, autorytetom i moralności, lecz bez jasnej wizji tego, co miałoby zastąpić odrzucane wartości. Każdy z nich był „buntownikiem bez powodu, agitatorem bez sloganu, rewolucjonistą bez programu”42.
Choć buntownik mógł nie mieć powodu do walki, to z jakiejś przyczyny musiał się nim stać. Lindner obarczał winą za ten stan rzeczy zamknięcie amerykańskiej granicy i wynikające z tego skostnienie społeczeństwa, w którym nie ma już nowych granic do przekraczania ani nowych ziem do odkrycia: „Zagęszczenie ludzi w miastach zbieżne z zanikiem granic – zarówno fizycznych, jak i psychologicznych – jest czynnikiem społecznym odpowiedzialnym za powstawanie wzorca psychopatycznego. Z behawioralnego punktu widzenia psychopata działa w sposób charakterystyczny dla ludzi pogranicza”. Według Lindnera dzika wolność od zasad, moralności i prawa, typowa dla mitu Dzikiego Zachodu, była tym samym, czego szukali młodzi mężczyźni pozbawieni perspektyw ekonomicznych, czujący się zakładnikami „rutyny zawodowej” i dotknięci „społecznym wykluczeniem”43. Ci chłopcy, często odizolowani i poszukujący samotności, nosili w sobie zalążek zła. Gdyby Lindner poznał młodego Jamesa Deana, zauważyłby zapewne, że samotny chłopiec mający za idola buntownika z pogranicza, Billy’ego Kida, jest skazany na bunt przeciwko dusznemu społeczeństwu, nawet kosztem własnego szczęścia.
Lindner widział w gniewnych młodzieńcach zalążek faszyzmu i żądał rozwiązania problemu. Twierdził, że historia wyznaczyła Ameryce zadanie „oczyszczenia cywilizacji z drapieżnej istoty”, jaką był nastoletni buntownik, aby „uczynić z niego porządnego obywatela nowego świata”44. Jego marzeniem było społeczeństwo konformistów.
Jerry Wald przeczytał entuzjastyczne recenzje Buntownika. Zaintrygowała go możliwość ukazania nowego problemu społecznego i zrobienie filmu dydaktycznego ostrzegającego przed kolejną paniką moralną. Filmy „z problemem”, choć moralizatorskie i protekcjonalne, niezmiennie cieszyły się popularnością. Pojawienie się nowego zagadnienia społecznego, jakim była przestępczość nieletnich, stwarzało szansę na radykalne odświeżenie wcześniejszych produkcji studia Warner Bros. o trudnym życiu zbuntowanej młodzieży, w których występowała grupa aktorska Dead End Kids, w takich hitach jak Aniołowie o brudnych twarzach.
W połowie 1946 roku Jerry Wald opracował dwudziestoośmiostronicowy konspekt scenariusza Buntownika, opowiadający historię chorego psychicznie chłopca, którego traumatyczne wspomnienia dzieciństwa popychają do morderstwa. Szef studia, Jack Warner, poparł ten projekt. W kwietniu 1947 roku Peter Viertel ukończył wstępny scenariusz, a w czerwcu nad korektą tekstu pracował Theodor Geisel, znany później jako Dr Seuss. Wald nie był jednak zadowolony z wyników, więc zlecił Irvingowi Shulmanowi kolejną wersję – również bez powodzenia. William Orr, menedżer do spraw talentów w wytwórni Warner Bros., uznał, że film może być świetną trampoliną do kariery dla wschodzącej gwiazdy, dwudziestotrzyletniego Marlona Brando – młodego, zuchwałego adepta aktorstwa metodą Stanisławskiego, który całkowicie poświęcał się dla roli i dążył do realizmu, a techniki aktorskie zgłębiał u Stelli Adler i Elii Kazana. Kazan, członek Partii Komunistycznej w latach trzydziestych, miał greckie korzenie, co nie stanowiło problemu dla studiów filmowych, które go zatrudniały, ale wkrótce zwróciło uwagę rządu USA.
Tej wiosny Orr, poszukując nowych talentów w Nowym Jorku, usłyszał świetne opinie o Brando. Aktor wnosił do gry czysty naturalizm, który polaryzował widzów, ale dzięki któremu mógł dostać główną rolę w filmie o nieprzewidywalnym zabójcy. W maju, również w Nowym Jorku, Orr zaprosił Brando, mierzącego sto siedemdziesiąt osiem centymetrów i ważącego siedemdziesiąt siedem kilogramów, na próbne zdjęcia do Buntownika bez powodu, w którym miał zagrać postać o imieniu Harold, zaczerpniętą z niedokończonego scenariusza Viertela. W scenie próbnej przedstawiającej powrót Harolda do domu do swojej dziewczyny, Brando ubrany był w zwyczajny pasiasty T-shirt, jednak wyglądał bardziej jak dojrzały mężczyzna niż nastolatek. Krzyczał do aktorki grającej jego ukochaną: „Nienawidzę twojej głupiej twarzy!”. Jednocześnie szlochał i wściekał się na swoich rodziców oraz planował rabunek i ucieczkę do Ameryki Południowej.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Dwa pierwsze zdania cytatu są skrótem wypowiedzi Edwina Millera, An Actor in Search of Himself, „Seventeen”, październik 1955, s. 114, natomiast trzy ostatnie pochodzą z tekstu The Little Things That Made a Myth, zamieszczonego w Official James Dean Anniversary Book (New York: Dell, 1956), s. 34. Popularna wersja łącząca te fragmenty bez podania źródła pojawiła się w książce Roystona Ellisa Rebel (London: World Distributors, 1962, s. 57), zanim została użyta – znów bez podania źródła – jako motto do głośnej biografii Jamesa Deana autorstwa Johna Howletta z 1975 roku. [wróć]
Broszura promująca premierę Olbrzyma, Warner Bros. i Roxy Theatre, 1956; ‘Giant’ to have Roxy Premiere, „Brooklyn Daily”, 21 września 1956, s. 17; H. Viggo Andersen, World Premiere of ‘Giant’ Gives New Yorkers Thrill, „Hartford Courant”, 14 października 1956, s. 13E; Frances Smiley, Premiere of ‘Giant’ Was Outsized Race for Quotes from Stars of Picture, „St. Louis Globe-Democrat”, 15 października 1956, s. 1B; Kaspar Monahan, ‘Giant’ Premiere Stirs Big Crowd, „Pittsburgh Press”, 11 października 1956, s. 12. [wróć]
Tex and Jinx, WRCA-FM, 11 października 1956. [wróć]
Gertrude Trawick, Jett Rink, Not Davy Crockett Is Latest Hero of Teenagers, „Macon [GA] News”, 31 stycznia 1957, s. 19; Eugene Gilbert, They Still Like Movies… and Boys Prefer Blondes, „Meriden [CT] Journal”, 17 stycznia 1957, s. 14. [wróć]
John Dos Passos, The Death of James Dean, „Esquire”, październik 1958, s. 121–23; John Dos Passos, Midcentury (Boston: Houghton Mifflin, 1961), s. 479–86. [wróć]
Nell Dodson Russell, The Way I See It, „St. Paul Recorder”, 14 kwietnia 1950, s. 3. [wróć]
Boze Hadleigh, Celluloid Gaze (New York: Limelight Editions, 2002), s. 13. Niektórzy oskarżali Hadleigha o zmyślanie fragmentów wywiadów, chociaż sam twierdził, że prawie wszystkie posiada na taśmach. (Zob. np. wywiad z Bozem Hadleighem przeprowadzony w 1987 roku przez Woody’ego McBrearity’ego [Woody McBrearity, Woody McBrearity Interviews Boze Hadleigh, YouTube video, 6:05, 19 stycznia 2010, https://www.youtube.com/watch?v=YpKn362MoQU ].) Część wywiadów została opublikowana za życia rozmówców bez żadnych zastrzeżeń i – o ile mi wiadomo – nikt nie zakwestionował autentyczności niepublikowanych wcześniej fragmentów rozmowy Hadleigha z Salem Mineo z 1972 roku. [wróć]
Recenzja filmu Buntownik bez powodu, „Variety”, 26 października 1955, s. 6; Jack Moffitt, recenzja filmu Buntownik bez powodu, „Hollywood Reporter”, 21 października 1955. [wróć]
Martin Majer, The Apotheosis of Jimmy Dean, „Esquire”, grudzień 1956; Jason Colavito, It’s Time We Let James Dean Be the Queer Icon That He Is, „Esquire”, 30 września 2021. [wróć]
Val Holley, James Dean: The Biography (New York: St. Martin’s Press, 1995). [wróć]
William Bast, James Dean: A Biography (New York: Ballantine, 1956); Joe Hyams, James Dean, „Redbook”, wrzesień 1956; George Scullin, James Dean: The Legend and the Facts, „Look”, 16 października 1956. [wróć]
Walter Ross, The Immortal (New York: Simon & Schuster, 1958). Ross określa homoseksualne życie swojego bohatera wzorowanego na Deanie jako „niemoralne” – s. 237. [wróć]
Rodzina Deacy sprzedała część kolekcji na aukcji w maju 2023 roku. Przedstawiciel rodziny poinformował mnie, że dokumenty stanowiły kompletną teczkę Deacy dotyczącą Deana. Jednak treść listów wskazuje na to, że musiały istnieć także inne dokumenty, w tym kilka listów napisanych przez Deana, które – według jego przyjaciół – prawdopodobnie zostały zniszczone po jego śmierci w ramach działań mających chronić go przed oskarżeniami o homoseksualizm. Zakupiłem dwa dokumenty potwierdzające w najwyższym stopniu historie o homoseksualizmie Deana, aby nie zaginęły na zawsze w archiwach. [wróć]
Nagłówki z okładek „Real”, lipiec 1957 oraz „Look”, 16 października 1956. [wróć]
Joe Hyams i Jay Hyams, James Dean: Little Boy Lost (New York: Warner Books, 1992), s. 5. [wróć]
Demiseksualizm – odczuwanie pociągu seksualnego wyłącznie do kogoś, z kim wcześniej nawiązało się silną więź emocjonalną. Wszystkie przypisy z gwiazdką powstały na potrzeby polskiego wydania i pochodzą od tłumacza lub redaktorki. [wróć]
Edmund Bergler, One Thousand Homosexuals: Conspiracy of Silence, or Curing and Deglamorizing Homosexuals? (Paterson, NJ: Pageant Books, 1959), s. 152; B. Richard Peterson, Homosexuals Can Be Cured! „Confidential”, maj 1957, s. 38. [wróć]
William Faulkner, Requiem dla zakonnicy, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1980, tłum. Wacław Niepokólczycki. [wróć]
Emily Post, Are Gentlemen Sissies? „Evening Star” [Washington, DC], 5 stycznia 1947, s. 14. [wróć]
Hedda Hopper i James Brough, The Whole Truth and Nothing But (New York: Doubleday, 1963), s. 172. [wróć]
Spotlighting James Dean, w: „The New Film Show Annual” (Great Britain: LTA Robinson, c. 1955), s. 61. [wróć]
Biograf Val Holley twierdzi, że w dzieciństwie Dean miewał krwotoki z nosa i siniaki sugerujące przemoc fizyczną, przypuszczalnie ze strony ojca. Jednak źródła, na które się powołuje, nie wskazują konkretnej przyczyny, a ja sam nie znalazłem niezależnego potwierdzenia, że siniaki były wynikiem przemocy (Holley, James Dean, s. 17). [wróć]
Donald Spoto, Rebel: The Life and Legend of James Dean (New York: Harper Collins, 1996), rozdz. 2-3; wiele anegdot z dzieciństwa Deana pojawiło się po raz pierwszy w pośmiertnych wspomnieniach prasowych, m.in. Emma Woolen Dean, James Dean – The Boy I Loved, „Photoplay”, marzec 1956, s. 57, 84–85. [wróć]
Hyams and Hyams, James Dean, s. 18. [wróć]
Charakterystyka uczuć Deana opiera się na opisach jego autobiograficznych rozmów z przyjaciółmi w późniejszych latach życia oraz ich wspomnieniach na temat jego postawy jako nastolatka. W połączeniu z relacją Joego Hyamsa z 1992 roku, dotyczącą relacji Deana z pastorem Jamesem DeWeerdem (zob. dalej), a także opisanymi przez Hyamsa rozmowami o dyskomforcie Deana wynikającym z tego, co Hyams interpretował jako nawiązania do homoseksualizmu, założyłem, że świadomość jego uczuć i pragnień, jaką wykazywał na studiach, nie była mu całkowicie obca we wcześniejszych latach i nie pojawiła się nagle znikąd. [wróć]
Jako pierwszy podał ten cytat David Dalton (David Dalton, James Dean: The Mutant King: A Biography [New York: Dell, 1974]; David Dalton, James Dean: The Mutant King: A Biography [Chicago: Chicago Review Press, 2001], s. 150–151), ale nie wskazał źródła. Kiedy zapytał go o to antropolog James F. Hopgood, Dalton nie potrafił sobie przypomnieć, skąd pochodzi cytat, ale przypuszczał, że jego źródłem mogła być Natalie Wood (James F. Hopgood, Adoration and Pilgrimage: James Dean and Fairmount, wyd. Kindle [Eugene, OR: Luminare Press, 2022], s. 86). Późniejsi autorzy zmieniali cytat tak, by Dean wyraźnie zaprzeczał, że jest gejem, a wielu – począwszy od Micka St. Michaela w 1989 roku – twierdziło, że Dean użył tych słów w odpowiedzi na pytanie reportera o seksualność. Nie znalazłem jednak żadnych dowodów na to i wydaje się mało prawdopodobne, by tak dbający o swój wizerunek Dean otwarcie prowokował kontrowersje na tle seksualnym. [wróć]
Jack Ricardo, A Different Kind of Coming Out, „Record” [Hackensack, NJ], 27 listopada, 1972, A18. [wróć]
Francis Sill Wickware, Psychoanalysis, „Life”, 3 lutego 1947, s. 104; Howard Whitman, Is Psychoanalysis at War with God?, „Cosmopolitan”, czerwiec 1947, s. 110. [wróć]
Marx Kaye, Mystery of the Peruvian Giants, „Amazing Stories”, czerwiec 1947, s. 162–63. On the popularity of pulps, see Anita P. Forbes, “Combating Cheap Magazines”, „English Journal” 26, nr 6 (czerwiec 1937): s. 476–78. [wróć]
Homosexuals in Uniform, „Newsweek”, 9 czerwca 1947, s. 54. [wróć]
Homosexuals in Uniform, s. 54. [wróć]
Hyams and Hyams, James Dean, s. 14. [wróć]
Lynne Brennan, The Legend of Jimmy Dean, „Indianapolis Star Magazine”, 10 grudnia 1967, s. 27. [wróć]
Mental Aid Found Deficient in Kings, „New York Times”, 6 lipca 1947, s. 15. [wróć]
E. B. Henderson, “Athletics Help Keep Males Normal Men,” „Minnesota Spokesman”, 21 lutego, 1947, s. 6. [wróć]
[Przypis nie zawiera treści w oryginale – uzupełniony przez wydawcę na podstawie źródeł współczesnych. – przyp. red.]: „Musiałem się tam wykazać” („I had to prove myself back there”) – jedyny kontekst, w jakim pojawia się ten fragment, pochodzi z biografii The James Dean Story autorstwa Ronalda Martinetti’ego, opublikowanej w serwisie The Blacklisted Journalist: https://www.blacklistedjournalist.com/column58k1.html. [wróć]
Spoto, Rebel, s. 36. [wróć]
Ernst Jacobi, The Lonely One, w: The Real James Dean Story (New York: Fawcett, c. 1956), s. 64. [wróć]
Hedda Hopper, Hollywood’s Rebellious Genius, „Hartford Courant”, 27 marca 1955. [wróć]
Brennan, Legend of Jimmy Dean, s. 27; Hopper and Brough, Whole Truth, s. 173. [wróć]
Thomas M. Pryor, Jerry Wald, the Big Idea Man, „New York Times”, 19 stycznia 1947, X5. [wróć]
Robert M. Lindner, Rebel without a Cause: The Hypnoanalysis of Criminal Psychopath (New York: Other Press, 2003 [1944]), s. 2. [wróć]
Lindner, Rebel without a Cause, s. 13. [wróć]
Lindner, Rebel without a Cause, s. 14. [wróć]