6,49 zł
“Horacy Sparkins” to opowiadanie Karola Dickensa, angielskiego pisarza uważanego przez wielu za największego pisarza epoki wiktoriańskiej.
“— Doprawdy, kochanie, przez cały czas patrzał na Teresę, — rzekła pani Malderton do męża, który, po pracowicie spędzonym dniu siedział przy kominku z jedwabną chustką na głowie, ze szklanką wina w ręku. — Przez cały wieczór. Dlatego, powtarzam, nie należy szczędzić zachęty. Musimy go stanowczo zaprosić na obiad!
— Kogo? — zapytał pan Malderton.
— Wiesz, o kim mówię, kochanie — ten młody człowiek z czarnemi faworytami, w białej chustce na szyi — dżentelmen, który wczoraj po raz pierwszy zaszczycił nasz asambl swoją obecnością i za jednym zamachem zdobył sobie nieprzeliczone grono wielbicielek. Nazywa się, nazywa się — mój Boże znów zapomniałam! “
Fragment
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 26
Wydawnictwo Avia Artis
2021
— Doprawdy, kochanie, przez cały czas patrzał na Teresę, — rzekła pani Malderton do męża, który, po pracowicie spędzonym dniu siedział przy kominku z jedwabną chustką na głowie, ze szklanką wina w ręku. — Przez cały wieczór. Dlatego, powtarzam, nie należy szczędzić zachęty. Musimy go stanowczo zaprosić na obiad! — Kogo? — zapytał pan Malderton. — Wiesz, o kim mówię, kochanie — ten młody człowiek z czarnemi faworytami, w białej chustce na szyi — dżentlmen, który wczoraj po raz pierwszy zaszczycił nasz asambl swoją obecnością i za jednym zamachem zdobył sobie nieprzeliczone grono wielbicielek. Nazywa się, nazywa się — mój Boże znów zapomniałam! Marjanno, ty przecież pamiętasz? — zwróciła się pani Malderton do najmłodszej córki, która robiła na drutach torebkę i usiłowała wyglądać sentymentalnie. — Pan Horacy Sparkins, mamusiu, — odrzekła panna Marianna z westchnieniem. — Właśnie, właśnie — Horacy Sparkins! — ciągnęła dalej pani Malderton. — Jeszcze nie zdarzyło mi się spotkać równie uprzejmego i eleganckiego mężczyzny. W tym czarnym fraku wyglądał jak — jak sam — — Jak książę Leopold, mamusiu. Tyle szlachetności. Tyle sentymentu! — wtrąciła Marjanna tonem najszczerszego uwielbienia. — Zważ, kochanie, zwróciła się ponownie matka do męża, — że Teresa ma już dwadzieścia osiem lat; i że trzeba coś wreszcie uradzić. Panna Teresa Malderton odznaczała się lilipucim wzrostem, nadmierną tuszą, wspaniałą cerą i doskonałym humorem; była niezaręczona, jakkolwiek — trzeba przyznać — nieszczęście to nie wynikało bynajmniej z jej opieszałości. Napróżno flirtowała przez dziesięć lat; napróżno państwo Malderton spraszali do siebie młodych kawalerów szlachetnej krwi z Camberwell, a nawet z Wandsworth i Brixton; że pominiemy tych, którzy korzystając ze sposobności, „wpadali na kilka minut“. Panna Malderton znana była tak daleko i szeroko, jak lew na szczycie Northumberland House’u i jej wyjście zamąż miało w sobie tyleż prawdopodobieństwa, co wyjście tego lwa z nakreślonego mu przez architekta obrębu. — Ręczę, że ci się spodoba, — brzmiały słowa pani Malderton. — Taki dżentlmen! Tyle wdzięku! — Taki mądry! — zawtórowała Marjanna. — A z jakim polotem się wysławia! — dodała Teresa. — Żywi dla ciebie tyle szacunku! — kusiła szanowna mama. Pan Malderton chrząknął i wlepił oczy w ogień. — Tak, zauważyłam, że przepada za towarzystwem tatusia, — nie pozostała wtyle Marjanna. — O, bezwątpienia, — jak echo jękła Teresa. — Nawet mi to wyznał w tajemnicy, — powtórzyła mama. — Dobrze, dobrze, — odparł pan Malderton, mile dotknięty słowami żony; zobaczę go jutro na asamblu; jak mi się spodoba, to go zaproszę. Wie chyba, że mieszkamy w Oak Lodge, Camberwell, w sercu arystokratycznej dzielnicy? — Oczywiście — i że jesteś właścicielem jednokonnego powozu. — Zobaczymy, — rzekł papa, układając się do drzemki, — zobaczymy. Pan Malderton