Hitler. Studium tyranii - Bullock Alan - ebook

Hitler. Studium tyranii ebook

Bullock Alan

0,0
99,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Najdokładniejsza biografia Adolfa Hitlera, a jednocześnie wnikliwe studium ideologii nazistowskiej.

Monumentalne dzieło Alana Bullocka skupia się na sylwetce dyktatora i tyrana. Autor odtwarza historię całego życia Adolfa Hitlera, drogę od szczytu władzy do spektakularnego upadku. Jak jego dzieciństwo wpłynęło na to, kim się stał? Jakich środków użył, aby rozciągnąć swoją władzę daleko poza granice Niemiec? I dlaczego swoimi przemowami porywał tłumy?

Najnowsze polskie wydanie zostało wzbogacone o przedmowę profesora Andrzeja Ledera, która rzuca nowe światło na klasyczną już analizę postaci Hitlera. Jest też uzupełnione o fragmenty, które we wcześniejszych edycjach były usunięte przez cenzurę PRL.

„Biografia Hitlera autorstwa Alana Bullocka to wybitne dzieło. Wyczerpujące, przejrzyste i świetnie napisane.” – TheNew York Times

„Wspaniale napisany, gruntownie udokumentowany i niezwykle przekonujący portret Hitlera. Przez długi czas pozostanie jego najbardziej wiarygodną biografią.” – Journal of Central European Affairs

„Dzięki tej książce Alan Bullock triumfalnie znalazł się wśród najlepszych współczesnych historyków.” – The Guardian

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 1213

Data ważności licencji: 4/4/2031

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł oryginału

Hitler. A Study in Tyranny

Copyright © Alan Bullock 1952, 1964

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Copyright © for the translation by Tomasz Daab & Marta Michalska

Projekt okładki

Paweł Szczepanik

Fotografia na okładce

© Alamy/BE&W

Autor wstępu

Andrzej Leder

Redaktorka nabywająca

Milena Rachid Chehab

Redaktorka prowadząca

Aleksandra Grząba

Opieka produkcyjna

Maria Król

Korekta

Anna Strożek

Korekta wstępu

Paulina Wróbel

Indeks

Lucyna Sterczewska

ISBN 978-83-240-9940-5

W wydaniu zostały przywrócone fragmenty tekstu usunięte przez cenzurę.

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl

Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl

Społeczny Instytut Wydawniczy Znak

ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków

Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]

Wydanie I (Znak), Kraków 2024

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Błaszczyk

Mojej Matce i Ojcu

„Tak na przykład nikt nie sięga po władzę tyrana dlatego, by nie marznąć”.

Arystoteles, Polityka, Księga II, s. 1267 a

Alana Bullocka opowieść o Adolfie Hitlerze

Często słyszy się opinię, jakoby nie można było porównywać współczesnych ruchów populistycznych z europejskim faszyzmem czy nazizmem początku XX wieku. Lektura książki Alana Bullocka rzuca na tę kwestię światło dwukierunkowo. Z jednej strony pozwala zrozumieć ciąg wydarzeń sprzed mniej więcej stulecia, wydarzeń, które doprowadziły do strasznych konsekwencji w postaci wybuchu II wojny światowej i Zagłady. Z drugiej – zmusza do zastanowienia się nad warunkami, w których taki ciąg wydarzeń jest możliwy. Zachęca też do zapytywania, czy dzisiejsze, niespokojne czasy różnią się aż tak bardzo od tamtych dni? Czy coś w klimacie społecznym, choćby rozpowszechnienie fantazmatów lub coraz łatwiejsze uciekanie się do przemocy, nie skłania do myśli, że historia może się powtórzyć? Czy nie zmusza, by wyjść poza bon mot Marksa mówiący, że to, co za pierwszym razem rozgrywa się jako dramat, za drugim występuje jako farsa?

Jeśli zaakceptujemy wagę tak sformułowanego dylematu, możemy ­zadać kolejne pytania. Czy książka napisana prawie bezpośrednio po dramatycznych wydarzeniach tamtych czasów może stanowić dla nas podstawę do rozstrzygania w tej kwestii? Czy perspektywa procesu norymberskiego – bo ta właśnie towarzyszyła tworzeniu się dzieła Bullocka – nie została usunięta w cień przez ciągle na nowo odkrywane dokumenty i ciągle w nowy sposób pisane rozprawy historyków?

Uważna lektura biografii Hitlera napisanej przez Bullocka pozwala uzyskać odpowiedzi. Jestem przekonany, że ta książka nie tylko umożliwia – na tyle, na ile jest to w ogóle realne – zrozumienie człowieka odpowiedzialnego za zapewne największą zbrodnię XX wieku, lecz także naświetla dynamikę procesów społecznych i politycznych, które zbiegły się w zjawisku niemieckiego nazizmu i jego przerażającej epopei. Jak więc osiągnął Bullock to, że jego praca od ponad siedemdziesięciu lat nadaje ton dyskusji o przywódcy III Rzeszy? I co sprawia, że pozwala nam zrozumieć nie tylko przeszłość, ale co najmniej część wydarzeń, których świadkami jesteśmy współcześnie?

***

Z perspektywy powyżej sformułowanych pytań najciekawszy jest dla nas okres kształtowania się politycznej osobowości Hitlera i budowania przez niego ruchu narodowosocjalistycznego – aż do momentu przejęcia przez niego władzy w państwie niemieckim. Z dwóch przyczyn. Po pierwsze sam autor biografii przyznaje we wstępie do drugiego wydania, że w latach 1933–1945, a więc po zdobyciu władzy, historia dyktatora łączy się nierozdzielnie z historią państwa. Druga przyczyna jest jednak ważniejsza. Dzisiaj w największych krajach dawnego Zachodu nacjonalistyczny populizm występuje przede wszystkim w postaci ruchów i partii, które raczej dopiero dążą do zdobycia władzy, niż już ją mają. Najbardziej znaczące jest więc dla nas pytanie, czy ten stan zamętu i niepewności politycznej, w którym się znaleźliśmy, wykazuje podobieństwo do czasów, kiedy Hitler z nic nieznaczącego imigranta z Austrii stał się w Republice Weimarskiej wodzem potężnego ruchu politycznego. Od razu pojawiają się też pytania o rolę kontekstu historycznego: katastrof, które dotknęły Niemcy – od klęski w I wojnie światowej, przez powojenną inflację, aż po straszne, sięgające 40 procent bezrobocie będące skutkiem kryzysu 1929 roku; pytania o rolę i specyfikę masowego nacjonalistycznego i rasistowskiego ruchu wyrastającego w tym kontekście; wreszcie pytanie o rolę pojedynczego człowieka, Adolfa Hitlera, „wiodącego” – jak należałoby spolszczyć słowo führend, führer – ten ruch.

Pracy Hitler. Studium tyranii zarzucano czasem, że przedstawia wodza nazistów jako człowieka bezideowego, ogarniętego czystą żądzą władzy; że twierdzi się w niej, iż właśnie sama ta żądza doprowadziła go na szczyt. Przeciw­stawiano temu obraz kogoś ogarniętego obsesyjną ideą, z której wyrastały wszystkie jego działania. Sądzę, że zarzut ów mija się ze sposobem prowadzenia wywodu przez Bullocka. Potrafi on bowiem precyzyjnie wpierw oddzielić, a potem połączyć ze sobą poziom głębokich, fundamentalnych przekonań, które w Hitlerze ukształtowały się jeszcze w Wiedniu, we wczesnej i biednej młodości, z poziomem umiejętności strategicznych, również tam ukształtowanych, przy okazji obserwacji burzliwego życia politycznego stolicy Habsburgów, wreszcie – z intuicją taktyczną w walce o władzę, której uczył się już w okresie tworzenia się partii nazistowskiej i późniejszego jej przewodzenia. Jeśli więc pierwsza warstwa, którą można nazwać ogólnym światopoglądem – warstwa pozwalająca obsesyjnie obarczać Żydów odpowiedzialnością za wszystkie rażące Hitlera zjawiska współczesnego mu świata: rządy między­narodowych elit pieniądza i pauperyzację mieszczaństwa, rozgardiasz towarzyszący parlamentaryzmowi, a także wolności obyczajowej i wolności słowa, czy wreszcie socjalizm, internacjonalizm i komunizm – była całkowicie trwałym horyzontem poczynań wodza nazistów, to dwie pozostałe pozwalały na elastyczność konieczną do skutecznego prowadzenia polityki w niespokojnych czasach i potrzebną przy niepowstrzymanym dążeniu do władzy.

Strategia, której Hitler nauczył się od burmistrza Wiednia, przywódcy partii chrześcijańsko-społecznej, Karla Luegera, a także – o, paradoksie – od przywódców partii socjaldemokratycznej, opierała się na zrozumieniu roli masowych ruchów i głębokim przekonaniu, że bez zorganizowania mas w swoistą „pięść” nie da się zdobyć i utrzymać władzy w nowoczesnym społeczeństwie. Rzut oka na losy współczesnych „demokratur” – zastępy zwolenników Erdogana powstrzymujące czołgi wojskowego zamachu stanu czy histeryczny tłum szturmujący Kapitol – pokazuje, że prawda ta jest nadal aktualna.

Jeśli więc ponure idee, które kształtowały wyobraźnię Hitlera, trwale nadawały kierunek jego działaniom, to intuicja strategiczna pozwalała mu w elastyczny sposób wybierać odłam społeczeństwa, do którego adresował swoje wezwania.

W tym kontekście bardzo ciekawa jest niechęć, jaką Hitler okazywał klasie robotniczej i związany z tym stosunkowo późny moment, w którym poli­tycznie zwrócił się w jej stronę. I znowu: Bullock za pomocą jednego fragmentu zaczerpniętego z Mein Kampf uzmysławia czytelnikowi różnicę, którą Hitler widział między robotnikami a spauperyzowanym drobnomieszczaństwem. Cytując: „Ci, z którymi spędziłem moje młode lata, należeli do drobnej burżuazji… Przepaść, która oddziela tę klasę (…) od klasy robotniczej, jest często głębsza, niż ludziom się zdaje. (…) Powodem tego podziału, który moglibyśmy nawet nazwać wrogością, jest lęk (…): lęk przed wpadnięciem w dawne warunki, albo przynajmniej przed zrównaniem z robotnikami…” (s. 40). Precyzyjny sposób ulokowania tego fragmentu książki Hitlera w całości wywodu Bullocka opowiadającego o latach kształtowania się politycznej sylwetki przyszłego przywódcy nazistów pozwala czytelnikowi bez trudu śledzić późniejsze strategiczne decyzje kierownictwa hitlerowskiego ruchu.

Właśnie precyzja wydaje mi się nieprzemijającą siłą tej historycznej biografii. Pozwala ona na prowadzenie wielowarstwowej opowieści, która – ­biorąc pod uwagę ogrom i komplikację historycznego materiału, który musi ogarnąć – jest względnie zwięzła, a jednak zdolna do tego, by pokazać wzajemne zazębianie się poziomów światopoglądowego, strategicznego i taktycznego w taki sposób, który wciąga czytelnika w śledzenie trybików i zębatych kółek owej politycznej i ideologicznej machiny, która na jego oczach dojrzewa w umyśle, a następnie tworzy się w praktyce politycznej Adolfa Hitlera, praktyce, która doprowadziła do ustanowienia – zgodnie z określeniem Hannah Arendt – państwa totalitarnego.

***

Poziom taktyczny był dla Hitlera najtrudniejszy. Uczył się go długo, nigdy do końca skutecznie. Choć wcześnie, jak pokazuje Bullock, zdał sobie sprawę z tego, że w praktyce politycznej kluczowa jest zdolność wyczucia „momentu decyzji”, często w owych decyzjach popełniał błędy, za które płacił wysoką cenę. Z momentów opowiedzianych w biografii Bullocka uderzające są dwa.

Pierwszy dotyczy puczu monachijskiego z 1923 roku. Kluczowy w tej historii był ranek 9 listopada, gdy kilkutysięczny tłum uzbrojonych esamanów Hitlera maszerował w kierunku Odeonsplatz w Monachium, by wesprzeć oblężonego w Ministerstwie Wojny Röhma z bojówkarzami, a następnie przejąć władzę z rąk przedstawicieli administracji cywilnej i wojskowej. Poprzedniego dnia Hitler uzyskał już z ich strony zapewnienie, że przyłączą się do puczu mającego na celu obalenie władzy Berlina w Bawarii, a także – jak planował – obalenie republiki w samej stolicy Rzeszy. Czuł się więc pewnie. Co więcej, wraz z nazistami maszerował generał Ludendorff, jeden z dwóch najważniejszych dowódców armii niemieckiej w okresie I wojny światowej – nikt nie wyobrażał sobie, że można do niego strzelić. Naprzeciw nich stanął niewielki oddział policji. Mimo osobistego apelu Hitlera do policjantów, by się poddali, nagle otworzono ogień. W ciągu minuty padło szesnastu nazistów i trzech policjantów.

Zastanawiające jest to, że mimo znaczącej przewagi liczebnej żaden z przywódców nazistowskich nie rzucił hasła do rozprawienia się z policją. Tylko generał Ludendorff z adiutantem pomaszerowali w stronę wycelowanych w ich kierunku karabinów, przeszli przez szereg policji i okazało się, że są… sami. Hitler, Göring i inni naziści wycofali się i uciekli.

Bullock proponuje szeroką interpretację tego zachowania. Poza nieprzygotowaniem czysto organizacyjnym, „Hitler nigdy nie miał zamiaru odwołać się do użycia siły; od samego początku jego koncepcją było dokonanie rewolucji w porozumieniu z władzami politycznymi i wojskowymi” (s. 121). Dlatego gdy zrozumiał, że grozi mu konfrontacja z policją i wojskiem, a Kahr (władza cywilna) i Lossow (władza wojskowa) są przeciw niemu, „wiedział, że próba się nie udała” (s. 122). Cała scena na Odeonsplatz była już tylko demonstracją polityczną, sceną dramatyczną odegraną na rzecz przyszłej strategii, a nie rzeczywistą próbą zdobycia władzy siłą.

O ile taktyka rewolucjonisty zawiodła Hitlera, to strategicznie odniósł on sukces. Już w czasie rozprawy sądowej potrafił uczynić ze swej winy polityczną zasługę: oto próbował obalić republikę „zdrajców”, przedstawiciele władz spiskowali wraz z nim, ale to on ponosi odpowiedzialność za ten czyn, w istocie „chwalebny”. Co więcej, wódz nazistów zrozumiał, że nie wystarczy przechwycenie dawnego państwa, teka ministra czy inny zaszczyt w starym stylu. Chodzi o budowę państwa nowego typu. Dostrzegł to, paradoksalnie, jego wspólnik, generał Lossow, który z sarkazmem zauważył w czasie procesu: „uważał się za niemieckiego Mussoliniego” (s. 124). Dostrzegła to też bawarska policja, która w okresie uwięzienia Hitlera dwukrotnie zalecała wydalenie go z Niemiec do Austrii, której nadal był obywatelem.

Ponownie precyzja wywodu Bullocka pozwala z tego skomplikowanego splotu wydarzeń, wypowiedzi, strzałów, wrzasków, obietnic złamanych i dotrzymanych, ambicji indywidualnych i ciemnych interesów politycznych, tysiąca lat historii Rzeszy z jej królestwami i księstwami oraz nie­dawnych historycznych zaszłości wyłonić nić wiążącą taktykę słabej jeszcze partii narodowosocjalistycznej z polityczną strategią samego Hitlera i przerażającą wizją, która jej przyświecała.

Takie połączenie sztywnej wizji ideologicznej z elastyczną strategią oraz taktyką opartą na próbach i błędach cechuje też najskuteczniejszych przywódców populistycznych współczesności. Zanim zawłaszczą państwo, paktują z instytucjami, próbują je korumpować albo przeciągać na swoją stronę, cofają się o krok lub nawet dwa, by potem głosić, że była to wymagana ofiara na ołtarzu historycznej konieczności, albo oskarżają swoich przeciwników, demokratów o łamanie podstawowych praw „państwa i narodu”.

***

Drugi niezwykle interesujący moment, w którym Hitler podjął taktyczną decyzję do dziś uważaną za błąd, to jesień 1941 roku, kiedy armie niemiec­kie parły w głąb Związku Radzieckiego, biorąc miliony jeńców i zbliżając się do Moskwy oraz Leningradu na północy i Sewastopola na południu. Choć sztab generalny naciskał na to, by skupić cały wysiłek na odcinku środkowym i zdobyć Moskwę, Hitler odrzucił ten plan i wydał rozkaz, by poważne siły zajęły się zdobywaniem Ukrainy. Zwycięstwo na tym obszarze spowodowało jednak, że środkowa grupa armii czekała dwa miesiące na rozkaz zaatakowania stolicy Stalina, a kiedy ruszyła, w październiku, było już za późno. Jak wiadomo, jesień i zima powstrzymywały ofensywę armii hitlerowskiej, a w grudniu, zaskakując tak niemieckich generałów, jak samego Führera, Rosjanie przeszli do kontrofensywy.

Najciekawsza w opowieści Bullocka o tym etapie wojny jest próba zrozumienia motywów Hitlera. Dlaczego osłabił uderzenie idące wprost na Moskwę, mogące rozbić gros sił Armii Czerwonej? Dlaczego upierał się przy zdobywaniu Ukrainy i Leningradu? Opierając się na zapisanych sprawo­zdaniach z rozmów z Mussolinim i Ciano, brytyjski historyk lokuje odpowiedź w prymacie strategicznie rozumianej ideologii. Przede wszystkim Hitler tak bardzo gardził bolszewikami, że nie wierzył, iż są zdolni do długotrwałej mobilizacji. Jednak nie wszystkie jego motywy były pozbawione racjonalności. Hitlerowi nie chodziło bowiem tylko o pokonanie militarne Rosji. Chodziło o stworzenie nowego imperium kolonialnego. „Czym Indie są dla Anglii (…) tym będą dla nas tereny Rosji…” (s. 677) – cytuje Bullock jedną z „wypowiedzi stołowych” Hitlera. Koloniami miały być Ukraina dostarczająca zboża i surowców, dalekie południe z ropą naftową i ogromne tereny Rosji – „przestrzeń życiowa” dla Niemców, gdzie Rosjanie będą mieli tylko „prawo do umycia się w święto” (s. 678). Führer rozumiał bowiem – to lekcja jeszcze z Wiednia – że bez poparcia niemieckiego ludu Niemcom nie uda mu się utrzymać tak ogromnego wysiłku wojennego, jakiego od nich wymagał. Uważał, że Cesarstwo przegrało I wojnę światową, gdyż „wtedy przywódcy nie tkwili korzeniami w ludzie, bo mimo wszystko było to państwo klasowe” (s. 680). Obietnica ogromnych terenów nadających się do skolonizowania miała zapewnić narodowym socjalistom potrzebne ludowe poparcie.

Takie obietnice (na przykład: niedługo będziecie zarabiać więcej niż najbogatsi Europejczycy) do dziś stanowią element repertuaru przywódców mobilizujących poparcie ludu. Problem jednak w tym, że ideologicznie rozumiana strategia stanęła u Hitlera w konflikcie ze zwykłą wojenną taktyką. Nie tylko militarną. Traktowanie ludności ukraińskiej, białoruskiej i rosyjskiej jak „podludzi” uniemożliwiło uzyskanie poparcia na zdobywanych terenach ZSRR. Błędy taktyczne doprowadziły więc do porażki, zwiastuna ostatecznej klęski.

Przy okazji omawiania tej sprawy możemy ukazać jeszcze jeden poziom analizy prowadzonej przez Bullocka. Jest on uważnym psychologiem, wnikającym w psychiczne uwarunkowania decyzji politycznych. Zagłębia się w motywy indywidualne przywódcy nazistów i psychologiczne motywy społeczne dotyczące armii, mieszczaństwa i warstw ludowych.

Opisując reakcję Hitlera na wieść o ataku Japonii na Pearl Harbour i przystąpieniu Stanów Zjednoczonych do wojny, Bullock zauważa, że Führer nie przejął się tym zbytnio. Poza typowym prymatem ideologii, która kazała mu lekceważyć amerykańską demokrację „mieszaniny ras” oraz trafnym przekonaniem, że wojna ze Stanami właściwie już się toczy, było coś jeszcze. Brytyjski historyk jest tu ostrożny, pisze, że ten „drugi czynnik trudniej oszacować” (s. 685). A jednak formułuje mocną hipotezę psychologiczną: „przy zamiłowaniu Hitlera do wszystkiego, co wielkie, perspektywa wojny obejmującej cały świat podniecała jego wyobraźnię i dodawała bodźca tej wierze w historyczny sens jego powołania, która była dlań stałym narkotykiem” (tamże). To cechy osobowości Hitlera, jego zamiłowanie do wielkich spektakli, tłumaczą postawę wobec wybuchu wojny kontynentalnej. Być może owe dziwne decyzje w czasie kampanii rosyjskiej w 1941 roku pozwala zrozumieć także prymat wizji „wielkiego teatru działań” nad praktyką frontową. Hitler, nie osiągnąwszy jeszcze ostatecznego zwycięstwa, już projekto­wał wielką scenę dla spektaklu kolonialnego Niemców.

***

Zrozumienie umysłu Hitlera, docenienie jego przenikliwości, ale też dostrzeżenie ograniczeń, pozwala Bullockowi rozwiązywać dylemat prześladujący badaczy od dawna. Jednostka czy proces społeczny – co decyduje o przebiegu wydarzeń historycznych? Zaproponowałbym hipotezę, że Bullock postrzega Adolfa Hitlera jako symptom kryzysu niemieckiego społeczeństwa – oczywiście bez użycia tego psychologicznego terminu.

Zacznijmy od tego, że brytyjski historyk zwraca uwagę na rolę kłamstwa w strategii politycznej przywódcy nazistów. Cytuje uderzające, warte przypomnienia zdania z Mein Kampf: „Prawdą jest, że w wielkim kłamstwie zawsze jest pewien element wiarygodności, albowiem szerokie masy narodu w głębi emocjonalnej sfery swej natury nie tyle są świadome i celowo złe, ile łatwo ulegają zepsuciu; tak więc w swoich prymitywnych umysłach łatwiej padają ofiarą wielkiego kłamstwa niż drobnego, bo same często uciekają się do małych kłamstewek (…)” (s. 76). Hitler jest więc odkrywcą i kodyfikatorem nieświadomości zbiorowej jako narzędzia politycznego. Jego wykrzykiwana nienawiść i jej sfałszowane figury: „listopadowi zdrajcy” z 1918 roku, którzy doprowadzili do klęski Niemiec, komuniści i Żydzi – przede ­wszystkim Żydzi – pozwalają na konstruowanie wielkich kłamstw, które zaludniają fantazmaty owej zbiorowej nieświadomości. Dla ludu te kłamstwa są tak ogromne, że nie do wymyślenia; muszą więc być prawdziwe. Wódz nazistów sam wcześniej pisał, że przywódca polityczny musi mieć zdolność odczytywania nastroju tłumu, ale przemawiając, nie tylko wyczuwał nastrój; nadawał jakby formę temu, co tkwiło w uczuciach i pragnieniach tłumu. Wyrażał i ujawniał coś, co przepływało przez ogromne, ślepe cielsko najbardziej dynamicznego, rewolucyjnego narodu ówczesnej Europy, jak o Niemcach pisał czeski filozof z połowy XX wieku, Jan Patočka.

Iluż współczesnych populistycznych polityków idzie tym tropem! Wielkie kłamstwa – o „skradzionych wyborach” w najpotężniejszym kraju świata, o amerykańskim Żydzie chcącym zniszczyć mały, środkowoeuropejski naród, w którego stolicy się urodził, o katastrofie lotniczej, która nie mogła przecież zdarzyć się z przyczyn technicznych, musiała więc być efektem zamachu i spisku – wszystkie te i wiele innych są jak balsam na dusze ludzi, którzy – w słowach Hitlera – „łatwiej padają ofiarą wielkiego kłamstwa niż drobnego”.

Podkreślając tę właśnie umiejętność czy też cechę Hitlera, Bullock wyraźnie pokazuje perspektywę, która pozwala mu mówić o swoistej wielkości, może nawet geniuszu tej postaci. Za chwilę jednak wycofuje się z tego – w epilogu książki jak na dłoni widać ogromną ambiwalencję, którą biograf czuje wobec swojego „bohatera”. Nakreśliwszy obraz zalet Hitlera: „mistrzostwo w wykorzystaniu irracjonalnych czynników w polityce, wyczucie słabości przeciwników, zdolność do uproszczeń, umiejętność koordynacji, śmiałość i gotowość podejmowania ryzyka” (s. 834), zmienia w następnym akapicie ton, by rzucić na papier te przygniatające słowa: „Jego życie nie wywyższa, a poniża ludzkość, a 12 lat jego dyktatury było wyjałowione z wszelkich idei prócz jednej: dalszego rozszerzania panowania własnego i panowania narodu, z którym się utożsamiał. Nawet to panowanie pojmował w najbrutalniejszy sposób: w postaci nie kończących się dróg strategicznych, garnizonów SS i obozów koncentracyjnych…” (s. 835). Być może te właśnie słowa spowodowały, że zarzucano Bullockowi niedocenianie strasznej „ideowości” Hitlera – osobiście sądzę, że trzeba je czytać właśnie jako wyraz ambiwalencji. Faktem jest jednak, że czegoś tu brakuje. Do tego wrócę za chwilę.

Jeszcze jedna cecha psychiki Hitlera wyłania się przed oczyma uważnego czytelnika dzieła Bullocka. Być może mniej wyraźnie podkreślona przez brytyjskiego historyka odegrała zapewne ogromną, niewykluczone, że decydującą rolę tak we wzlocie, jak w upadku Führera. Myślę o szczególnym oderwaniu od realności, nieliczeniu się z tym, co Freud nazwał „zasadą rzeczywistości”, o chęci traktowania swoich życzeń, celów, swojej woli jak tego, co najbardziej prawdziwe. W napisanej pod koniec XX wieku charakterystyce ostatnich stu lat niemieckiej historii Christian Graf von Krockow postawił tezę, że duch tego narodu, przeniknięty idealistyczną filozofią – od Fichtego do Nietzschego – wykorzystywał ogromny pragmatyzm i umiejętności organizacyjne najnowocześniejszego społeczeństwa przemysłowego do całkowicie nierealnych, obłędnych celów. Ponownie Hitler występuje tu jako symptom owej cechy.

W początkowym okresie ta umiejętność wybiegania poza aktualny kontekst rzeczywistości mu służyła. To dlatego przyjął najnowocześniejszą taktykę pola walki: atakujące kolumny pancerne, które w pierwszych latach wojny przełamały wyniesiony z I wojny światowej „realizm” tak armii francuskiej, jak radzieckiej. Ta cecha pozwoliła mu lekceważyć „rzeczywiste” traktaty i gwarancje udzielone Czechosłowacji i Polsce przez zachodnich polityków. Rozumiał, że tamte społeczeństwa nie chcą wojny, więc gwarancje są warte tyle, ile papier, na którym są zapisane. Gdy jednak zaczął ponosić porażki, nie chciał zaakceptować realiów wojny, którą rozpoczął. Siedział samotny w swoim „wilczym szańcu” w Kętrzynie i wciąż próbował reżyserować wielkie spektakle w skali kontynentu. Jak pisze Bullock, jeszcze w 1944 roku, po ostatniej wielkiej mobilizacji, miał do dyspozycji prawie dziesięcio­milionową armię, rozproszył ją jednak na ogromnym teatrze wojny – od krajów bałtyc­kich, przez Bałkany, po Ardeny – pozostawiając na najprostszej drodze radzieckiego marszałka Żukowa do Berlina marne dwanaście dywizji.

***

W całej biografii uderza stosunkowo mały nacisk położony na kwestię Zagłady. Z jednej strony Bullock wielokrotnie podkreśla antysemityzm Hitlera i całego jego otoczenia. Z tego względu zalicza się go do „intencjonalistów”, wiążących Zagładę z osobistymi przekonaniami nazistowskiej elity, w odróżnieniu od tych, jak Theodor W. Adorno czy Zygmunt Bauman, którzy uważają ją za efekt wewnętrznej logiki (czy jej braku) nowożytnego, kapitalistycznego państwa, albo – jak Daniel Goldhagen – za realizację pragnienia ogromnej większości zwykłych Niemców. Z drugiej strony samemu „ostatecznemu rozwią­zaniu” poświęca brytyjski historyk stosunkowo niewiele uwagi. Owszem, skrupulatnie odnotowuje morderczą skuteczność obozów zagłady, odróżnia je od obozów koncentracyjnych, wymienia potworne praktyki stosowane wobec Żydów, a jednak… W stosunku do przenikliwej analizy innych wątków ten jest swoiście „zaniedbany”. Szczególnie jeśli odniesiemy go do olbrzymiej koncentracji holocaust studies w drugiej połowie XX stulecia.

Jak już wspomniałem, Bullock opierał się w swojej pracy na protokołach z procesów norymberskich. Musimy pamiętać, że było to pierwsze zderzenie umysłu Europejczyków ze zbrodnią o takiej skali. To dopiero w czasie tego procesu prawnik Rafał Lemkin zaproponował nowy termin, „ludobójstwo”, opisujący ten rodzaj przestępstw.

Wagę antysemityzmu dla nazistowskiego totalitaryzmu pierwsza w ­pełni uchwyciła Hannah Arendt w swojej pracy Korzenie totalitaryzmu. Trzeba jednak pamiętać, że ukazała się ona w 1951 roku, a więc w momencie, w którym książka Bullocka była już zapewne gotowa. Co więcej, nie była to praca historyka, a filozofki.

Sądzę jednak, że problem jest głębszy. Nawet po ujawnieniu występków hitlerowców w czasie norymberskiego procesu i po ukazaniu się dzieła Arendt świadomość zbiorowa ówczesnego Zachodu nie mogła uchwycić sensu tak irracjonalnej i wszechogarniającej zbrodni. Trzeba było procesu Eichmanna w roku 1961, procesów frankfurckich, w czasie których sądzono strażników z Auschwitz, trzeba było młodzieżowej rewolty końca lat 60. z jej pytaniem kierowanym do ojców: „a gdzie wtedy byłeś?”, trzeba było wreszcie całej dyskusji, która potem przetoczyła się przez Europę, dla zrozumienia wagi Zagłady dla historii Niemiec, ale też – a może przede wszystkim – dla załamania się ideowego porządku Europy. Wśród książek historycznych być może dopiero Powojnie Tony’ego Judta z 2005 roku porusza kwestię tej etycznej katastrofy kontynentu i cywilizacji.

Jednak, mimo że Zagłada nie była centralnym wątkiem jego pracy, Bullock zdawał sobie sprawę z tego ostatniego faktu, związku hitleryzmu z Europą. Nie na darmo zamyka swoją książkę znamiennymi, pełnymi wagi słowami: „Hitler w istocie rzeczy był Europejczykiem, nie mniej niż typowym, niemieckim zjawiskiem. Warunki i stan umysłów, które eksploatował, nie ograni­czały się tylko do jednego kraju, choć w Niemczech występowały silniej, niż gdzie indziej. Hitler był idiomatyczny dla Niemiec, ale myśli i uczucia, którym nadał wyraz, miały zasięg bardziej uniwersalny.” (s. 837).

Czy dzisiaj jesteśmy od nich wolni?

Andrzej Leder

Wstęp autora do wydania drugiego

Zabrałem się do tego studium, mając dwa pytania na względzie. Po pierwsze, zasugerowany tym, co było mówione na procesie norymberskim, chciałem dociec, jak wielką rolę odegrał Hitler w historii Trzeciej Rzeszy i czy Göring i inni oskarżeni nie przesadzili, twierdząc, że w ustroju narodowosocjalistycznym wola jednego i tylko jednego człowieka decydowała o wszystkim. To zaś wiodło do innego pytania o znacznie rozleglejszym zasięgu. Jeżeli obraz Hitlera przedstawiony na tym procesie był istotnie prawdziwy, to jakie talenty posiadał ten człowiek, które umożliwiły mu najpierw dojście do władzy, a później jej utrzymanie? Postanowiłem zrekonstruować, w miarę moich możli­wości, historię jego życia od urodzenia w 1889 aż do śmierci w 1945 roku w nadziei, że pozwoli mi to przedstawić opis jednej z najbardziej zagad­kowych i godnych uwagi karier w dziejach nowoczesnych.

Mojej książce nadałem więc formę historycznej narracji, przerwanej tylko w jednym miejscu rozdziałem, w którym spróbowałem pokazać Hitlera w przededniu jego wielkiego triumfu (rozdział 7). Nie zamierzałem pisać historii Niemiec ani studium o rządzie i społeczeństwie w ustroju hitlerowskim. Moim tematem jest nie dyktatura, lecz dyktator, osobista władza człowieka, choć można by dodać, że w większości lat od roku 1933 do 1945 łączy się ona nierozdzielnie z najbardziej doniosłą częścią historii Trzeciej Rzeszy. Do 1934 roku ciekawość budzą środki, przy pomocy których Hitler doszedł do władzy; po 1934 roku główne zainteresowanie przesuwa się na jego politykę zagraniczną i w końcu na wojnę, na środki, do których się uciekł, aby rozciągnąć swoją władzę poza granicę Niemiec. Jeżeli czasem, zwłaszcza w okresie między rokiem 1938 i 1945, sylwetka Hitlera nieco niknie w cieniu opisywanych wydarzeń dotyczących polityki i wojny, to wynika to z tego, że swoje prywatne życie (skąpe i nieciekawe nawet w najlepszym czasie) poświęcił obowiązkom związanym ze stanowiskiem, jakie sam sobie stworzył. W ostatnim roku życia jednak, kiedy jego imperium zaczęło się walić, znów z całą brutalnością wyszła na jaw prawdziwa natura tego człowieka.

Nikt nie może zasiąść do studiów nad współczesną mu epoką – a być może nawet nad żadną epoką – wolny od uprzedzeń wynikających z własnego charakteru czy doświadczeń. W sposób nieunikniony towarzyszy to każdej pracy historyka, a niniejsze studium, w tym samym stopniu co inne na temat niedawnych wydarzeń, podlega tym wpływom. Mimo to pisałem moją książkę bez osobistych uprzedzeń i bez chęci udowodnienia czegokolwiek. Nie mam też prostej formułki na wytłumaczenie wydarzeń, które opisałem; wydaje mi się, że dla niewielu ważnych historycznych wydarzeń można by ją zdobyć. Nie miałem także zamiaru ani rehabilitować Hitlera, ani go oskarżać. Ponieważ nie mogę uważać się za bezstronnego sędziego, nie mogę się też przystrajać w togę prokuratora, a tym bardziej w togę obrońcy. I aczkolwiek niektóre z moich interpretacji mogą podlegać dyskusji, to jednak są one solidnie podbudowane faktami, a faktom tym nie brak wymowy.

Bibliografia zamieszczona na końcu książki zawiera wyszczególnienie źródeł, na których oparłem moją pracę. W ciągu dziesięciu lat od czasu pierwszego jej wydania ogłoszono wiele nowych materiałów rzucających światło na historię partii narodowosocjalistycznej i Trzeciej Rzeszy. Skorzystałem z okazji nowego wydania tej książki, aby, uwzględniając wspomniane materiały, szczegółowo zrewidować jej tekst i – tam, gdzie wydało mi się to konieczne – napisać go na nowo.

Dziesięć lat to także zmiana spojrzenia; rzecz, którą trudniej już uwzględnić. Nie znalazłem jednak powodów do zasadniczej zmiany obrazu Hitlera, jaki dałem w pierwszym wydaniu mojej książki, choć nie zawahałem się przed zmianą akcentów tam, gdzie wydawały mi się już niesłuszne. Najbardziej kompletnej rewizji dokonałem w omówieniu wypadków, które doprowadziły do wybuchu drugiej wojny światowej, częściowo ze względu na wiele świeżo opublikowanych dokumentów dyplomatycznych, a częściowo dlatego, że właśnie tu odległa perspektywa, z jakiej możemy spojrzeć na tamte wydarzenia, najbardziej wpłynęła na moje poglądy. Z wdzięcznością muszę też wspomnieć o pracy A.J.P. Taylora Origins of the Second World War, bo dała mi bodźca do ponownego zapoznania się z całą dokumentacją związaną z polityką zagraniczną Hitlera w latach 1933–1939. Fakt, że nie zgadzam się z Taylorem w zapatrywaniach na Hitlera i jego politykę zagraniczną – jeszcze bardziej obecnie, po ponownym przestudiowaniu wspomnianych dokumentów – w niczym nie pomniejsza mojego długu wdzięczności za to, że pobudził mnie do krytycznego spojrzenia na moją relację.

Wśród wielu innych pisarzy, od których dużo się nauczyłem od chwili pierwszego wydania tej książki, chciałbym wymienić dwóch moich oksfordzkich kolegów: profesora Trevor-Ropera, którego esej The Mind of Adolf Hitler przekonał mnie, że rozmowy Hitlera przy stole warte są dokładnego przeczytania, i dyrektora St. Anthony’s College, F.W. Deakina, który łaskawie umożliwił mi, jeszcze przed jej ukazaniem się w druku, zapoznanie się z jego pracą nad stosunkami niemiecko-włoskimi: The Brutal Friendship. Mozolne dociekania Franza Jetzingera w książce Hitler’s Youth (do jej angielskiego wydania przyczyniłem się, pisząc wstęp) pozwoliły mi pełniej i bardziej wiarygodnie przedstawić młodość Hitlera. Pozostałe długi wdzięczności, zbyt liczne, aby je tu wymienić, znalazły wyraz w przypisach na odpowiednich stronach tej książki.

Tekst i bibliografia zostały zrewidowane i zaktualizowane, ale ze względu na olbrzymią liczbę publikacji dotyczących historii tamtych lat musiałem ograniczyć się do wymienienia tylko dzieł źródłowych i relacji z pierwszej ręki, rezygnując z prac o drugorzędnym znaczeniu, chyba że zawierają one albo korzystają z nieopublikowanych materiałów.

W przedmowie do pierwszego wydania wyraziłem podziękowanie przyjaciołom, którzy dopomogli mi w różnoraki sposób; w nie mniejszym stopniu – panu Stanleyowi Hylandowi za jego umiejętne i cierpliwe opracowanie indeksu. Teraz muszę jeszcze dodać podziękowanie dla panny S. Buttar za trud, z jakim odczytywała i przepisywała poprawiony rękopis.

Największą wdzięczność winienem żonie, nie tylko za okazaną pomoc, kiedy podejmowałem tę pracę, ale także za przyjazną krytykę i zachętę, gdy stanąłem przed zadaniem zrewidowania jej.

Alan Bullock

Część pierwsza

Przywódca partii

1889–1933

Rozdział 1

Kształtujące lata

1889–1918

I

Adolf Hitler urodził się o wpół do siódmej wieczorem 20 kwietnia 1889 roku w gospodzie „Zum Pommer”, w małym miasteczku Braunau nad rzeką Inn, granicą między Austrią i Bawarią.

W dniu jego narodzin Europa, w której przyszedł na świat i którą miał potem zniszczyć, robiła niezwykłe wrażenie ustabilizowanej na wieki. Imperium Habsburgów, gdzie jego ojciec był drobnym urzędnikiem, oparło się burzom lat sześćdziesiątych, przetrwało utratę włoskich prowincji, porażkę w wojnie z Prusami i nawet przekształcenie się starego imperium w dualistyczną monarchię austro-węgierską. Habsburgowie, najstarszy z wielkich panujących domów, przeżyli najazdy Turków, Rewolucję Francuską, Napoleona i byli widoczną rękojmią niewzruszonej ciągłości. Cesarz Franciszek Józef od czterdziestu już lat zasiadał na tronie, a czekało go jeszcze ponad ćwierć wieku panowania.

Trzy republiki, które Hitler miał zniszczyć, Austria z traktatu w Saint-Germain, Czechosłowacja i Polska, jeszcze nie powstały. Cztery wielkie domy panujące: Habsburgów, Hohenzollernów, Romanowów i Ottomanów, rządziły w środkowej i wschodniej Europie. O Rewolucji Październikowej i Związku Radzieckim nikomu się jeszcze nie śniło: Rosja ciągle była świętą „matuszką Rassieją” pod panowaniem carów. Latem tego samego 1889 roku Lenin, wówczas dziewiętnastoletni student, popadł w zatarg z władzami i wraz z matką przeniósł się z Kazania do Samary. Stalin był synem ubogiego łatacza butów w Tyflisie, a Mussolini – sześcioletnim dzieckiem w rodzinie kowala z niegościnnej Romanii.

***

Rodzina Hitlera, zarówno ze strony ojca, jak i matki, pochodziła z Waldviertel, ubogiego zakątka leżącego na północnym brzegu Dunaju, o jakieś 80 kilo­metrów na północny zachód od Wiednia, pomiędzy Dunajem a granicą Czech i Moraw. Te pagórkowate i lesiste strony, z kilkoma zaledwie miasteczkami i słabą siecią kolejową, zamieszkiwała ludność rolnicza, odcięta od głównego nurtu życia Austrii. Z tego to wiejskiego rodu, z jego częstymi małżeństwami między sobą, wywodził się Hitler. Jego nazwisko, prawdo­podobnie czeskiego pochodzenia i rozmaicie pisane, zjawia się w Waldviertel dopiero w pierwszej połowie piętnastego wieku.

Domniemany dziadek przyszłego kanclerza, Johann Georg Hiedler, był młynarzem, jak się wydaje bez stałego miejsca zamieszkania, który swój zawód wykonywał, wędrując po Dolnej Austrii. W czasie tych wędrówek poznał prostą dziewczynę ze wsi Strones, Marię Annę Schicklgruber, z którą w maju 1842 roku wziął ślub w Döllersheim.

Pięć lat przedtem, w roku 1837, Maria powiła nieprawe dziecię, znane pod imieniem Alois. Utarło się mniemanie, że ojcem tego dziecka był Johann Georg Hiedler. Ale choć Johann Georg ożenił się z Marią Anną już jako czterdziestosiedmioletni mężczyzna, nie kwapił się z usynowieniem Aloi­sa, który prawie do czterdziestego roku życia nosił nazwisko matki, Schicklgruber, i wychowywał się u stryja, Johanna Nepomuka Hiedlera, w Spitalu.

W 1876 roku Johann Nepomuk zakrzątnął się wokół zalegalizowania sytuacji młodzieńca, który rósł w jego domu. Udał się do proboszcza w Döllersheim i zdołał go namówić, aby wykreślił w księgach metrykalnych słowo „nieślubne” i dołączył oświadczenie trzech świadków stwierdzające, że Johann Georg Hiedler uznał Aloisa za swego syna. Nie jest to jednak żaden miarodajny dowód i zapewne nigdy nie dowiemy się, kto naprawdę był ojcem Aloisa i dziadkiem Adolfa Hitlera. Przypuszczano nawet, że mógł nim być jakiś Żyd, co jednak nie znajduje ani potwierdzenia, ani zaprzeczenia. Tak czy owak faktem jest, że od roku 1877, a więc na 12 lat przed narodzeniem się Adolfa, Alois Hiedler przezwał się „Hitler” i pod tym nazwiskiem znano jego syna dopóty, dopóki jego przeciwnicy nie wyciągnęli na jaw owego dawno zapomnianego wiejskiego skandalu i bez uzasadnienia nie usiłowali przyczepić do Adolfa Hitlera nazwiska Schicklgruber, które nosiła jego babka.

Mając lat 13, Alois opuścił dom stryja; oddano go na praktykę do wiedeńskiego szewczyny. Nie pozostał jednak w tym fachu i po ukończeniu 18 lat wstąpił na służbę do urzędu celnego. Od roku 1855 do 1895 pracował jako celnik w Braunau i w innych miastach Górnej Austrii. Awansował normalnie i jako młodszy urzędnik celny z pewnością wzniósł się nieco na drabinie społecznej, zważywszy jego wiejskie pochodzenie.

W imponującym uniformie c.k. urzędnika Alois Hitler niewątpliwie budził respekt i szacunek, ale jego prywatne życie zaprzeczało pozorom.

W 1864 roku poślubił Annę Glass, przybraną córkę swego kolegi, także celnika. Małżeństwo nie było udane. Nie mieli dzieci i po separacji Anna, dużo starsza od męża i schorowana, umarła w roku 1883. W miesiąc później Alois ożenił się z Franciszką Matzelberger, młodą pokojówką z hotelu, z którą miał już syna i która w 3 miesiące po ślubie urodziła mu córkę, Angelę.

To drugie małżeństwo również nie było udane. W rok po urodzeniu córki Franciszka umarła na gruźlicę. Tym razem Alois odczekał pół roku, zanim ożenił się po raz trzeci. Jego następną żoną była o dwadzieścia trzy lata młodsza od niego Klara Pölzl, pochodząca ze Spitala, z tej samej wsi, z której wywodzili się Hitlerowie. Obie rodziny były spokrewnione przez związki małżeńskie, a Klara była wnuczką Johanna Nepomuka Hiedlera, u którego wychowywał się Alois. Mieszkała nawet w jego domu w Braunau, gdy był ożeniony z Anną Glass, ale w 20. roku życia wyjechała do Wiednia, gdzie zarabiała na życie jako służąca. To małżeństwo między tak bliskimi kuzynami wymagało dyspensy biskupa, którą w końcu udało się uzyskać, i 7 stycznia 1885 roku Alois Hitler ożenił się po raz trzeci. 17 maja tegoż roku urodził się w Braunau ich pierwszy syn, Gustav.

Adolf był trzecim synem z tego związku. Gustaw i Ida, jego starsze rodzeństwo, zmarli w dzieciństwie; młodszy brat, Edward, umarł, mając 6 lat. Wyżyła tylko młodsza siostra Adolfa, Paula, urodzona w roku 1896. Ale było jeszcze przyrodnie rodzeństwo z drugiego małżeństwa Aloisa z Franciszką Matzelberger: przyrodni brat Alois i przyrodnia siostra Angela. Hitler tylko z nią utrzymywał coś w rodzaju przyjaznych stosunków. Przez jakiś czas zarządzała mu domem w Berchtesgaden i to w jej córce, Geli Raubal, zakochał się Hitler.

***

Kiedy Adolf przyszedł na świat, ojciec jego przekroczył już pięćdziesiątkę, a matka miała niespełna 30 lat. Alois Hitler był nie tylko dużo starszy od Klary, ale także oschły, niesympatyczny i zapalczywy. Jego życie prywatne – trzy żony, jedna o czternaście lat starsza, druga o dwadzieścia trzy lata młodsza, separacja i siedmioro dzieci, w tym jedno nieślubne i dwoje, które narodziły się wkrótce po zawarciu małżeństwa – nasuwają myśl, że miał wybujały temperament i trudny charakter.

Zdaje się, że pod koniec życia stał się nawet zgorzkniały pod wpływem jakiegoś rozczarowania, być może związanego z innym jeszcze dziedzictwem. Po przejściu na emeryturę w 1895 roku, w wieku lat 58, nie wrócił do swych rodzinnych stron. Pozostał w Górnej Austrii i z całą rodziną przeniósł się tylko na krótko z Passau, miasteczka na granicy z Niemcami, do Hafeld-am-Traun i do Lambach, zanim na dobre już osiadł w Leonding, wiosce pod Linzem, nad rzeką Traun, w miejscu, gdzie łączy się ona z Dunajem. Tu, w małym domku z ogródkiem, emerytowany urzędnik celny spędził swoje ostatnie lata, od roku 1899 do 1903.

W Mein Kampf* Hitler usiłuje przedstawić się jako dziecko biedy i wyrzeczeń. Naprawdę jednak ojciec jego miał się całkiem nieźle i dał synowi możność zdobycia przyzwoitej edukacji. Po pięcioletniej nauce w szkole przygotowawczej jedenastoletni Adolf we wrześniu 1900 roku wstąpił do gimnazjum realnego w Linzu. Był to średni zakład naukowy przygotowujący młodzież do kariery technicznej lub handlowej. Na początku 1903 roku Alois Hitler umarł, ale wdowa po nim nadal korzystała z renty i wcale nie żyła w biedzie. Adolf opuścił gimnazjum w Linzu w 1904 roku bynajmniej nie dlatego, że matka nie mogła płacić za jego naukę; po prostu na skutek słabych postępów musiał się przenieść do innej szkoły w Steyr, gdzie mieszkał w internacie i zakończył naukę w wieku lat 16. Na rok przedtem, w 1904, w pierwszy dzień Zielonych Świąt, na życzenie matki został konfirmowany w rzymskokatolickim kościele katedralnym w Linzu.

W Mein Kampf Hitler w dramatycznych barwach przedstawia konflikt z ojcem na tle swoich artystycznych upodobań.

Nie chciałem zostać urzędnikiem, nie i jeszcze raz nie. Wszystkie wysiłki mojego ojca zmierzające do rozbudzenia we mnie zamiłowania lub chęci do pracy urzędniczej, poparte przykładami z własnego życia, dawały wręcz przeciwny skutek… Pewnego dnia zrozumiałem jasno, że zostanę malarzem, artystą… Mój ojciec zaniemówił… „Artysta! Nie! Nigdy, dopóki ja żyję…” Ojciec stale powtarzał to „nigdy!”. Ja zaś jeszcze bardziej upierałem się przy swoim „a jednak!”1.

Pewne jest, że stosunki między ojcem i synem nie układały się dobrze. Trudno jednak uwierzyć, aby powodem tego mogły być artystyczne zapędy Adolfa, który nie miał jeszcze 14 lat, gdy ojciec umarł. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że Alois nie był zadowolony z postępów syna w nauce i wcale niedwuznacznie dawał mu to odczuć. Hitler, wyszukując wszystkie możliwe tłumaczenia – od choroby i tyranii ojca aż do własnych artystycznych ambicji i względów politycznych – przemilcza swoje złe postępy w nauce, której nie skończył. To niepowodzenie długo nie dawało mu spokoju, znajdując często wyraz w szydzeniu z „wykształconych dżentelmenów” z dyplomami i doktoratami.

W czterdzieści lat później, na zebraniach w kwaterach głównych, zebraniach, które dostarczały tematu do „rozmów przy stole”, Hitler nieraz z pogardą mówił o swoich szkolnych nauczycielach:

Nie rozumieli młodzieży; ich jedynym celem było napychanie młodych głów różnymi wiadomościami i zamienianie nas w edukowane małpy, takie jak oni. Gdy jakiś uczeń wykazał bodaj cień oryginalności, prześladowali go nielitościwie, a ci wszyscy prymusi, których znałem, do niczego w życiu nie doszli2.

Ze swej strony nauczyciele nie mieli wysokiego mniemania o swoim najsłynniejszym uczniu. Jeden z nich, dr Edward Hümer, tak scharakteryzował sztubaka Adolfa Hitlera w czasie jego procesu w 1923 roku:

Dobrze pamiętam tego chudego, bladego chłopca. Z pewnością był zdolny, lecz na dosyć ograniczonym polu. Brak mu jednak było samodyscypliny, był kłótliwy, arogancki, uparty i nieopanowany. Trudno mu było dopasować się do szkoły. Ponadto był leniwy… za szybko tracił chęć do ciężkiej pracy. Na uwagi i wyrzuty reagował ze źle ukrywaną wrogością, a jednocześnie wymagał od kolegów bezwzględnego posłuszeństwa, przyjmując na siebie rolę ich wodza…3

Tylko dla jednego z nauczycieli Hitler ma dobre słowo. W Mein Kampf robi wyjątek dla doktora Leopolda Pötscha, gorliwego niemieckiego nacjonalisty, który – jak chce Hitler – miał na niego decydujący wpływ.

Siedzieliśmy, często płonąc z entuzjazmu, czasem wzruszeni do łez… Nacjonalistyczny zapał, jaki odczuwaliśmy na nasz młodzieńczy sposób, potrafił on zamienić w narzędzie edukacji. Temu nauczycielowi zawdzięczam, że historia stała się moim ulubionym przedmiotem4.

Kiedy Adolf Hitler w 1905 roku ostatecznie opuścił szkołę, jego matka, czterdziestosześcioletnia wdowa, sprzedała domek w Leonding. Z pieniędzy uzyskanych z tej sprzedaży i z comiesięcznej renty w wysokości 140 koron mogła nieźle żyć. Przeniosła się do wynajętego mieszkania, początkowo przy Humboldtstrasse w Linzu, a później, w roku 1907, na Urfahr, przedmieście tegoż miasta. Nie ma żadnej wątpliwości, że Hitler kochał swoją matkę, miała jednak ona niewielki wpływ na swego samowolnego syna, który za nic nie chciał się ustatkować i zabrać do zarobkowania i dwa następne lata spędził na marzeniach o tym, aby zostać malarzem lub architektem. Mieszkał u matki, zapełniał szkicowniki arcynieciekawymi rysunkami i opracowywał imponujące plany przebudowy Linzu. Jedynym jego przyjacielem był o osiem miesięcy młodszy syn tapicera z Linzu, August Kubizek, który chętnie i z nabożnym lękiem wysłuchiwał jego długich, entuzjastycznych tyrad w czasie pieszych spacerów po mieście. Razem chodzili do teatru, skąd Hitler wyniósł dozgonne zamiłowanie do oper Wagnera. Jego umysł przepojony był wagnerowskim romantyzmem i marzeniami o własnej artystycznej karierze i karierze muzycznej Kubizka. Żył w świecie, który sobie stworzył, pozwalając matce troszczyć się o swoje materialne potrzeby i z pogardą odrzucając myśl o tak przyziemnych rzeczach jak pieniądze i praca.

***

Pobyt w Wiedniu w maju i w czerwcu 1906 roku rozbudził w nim entuzjastyczny zachwyt dla wiedeńskich gmachów, muzeów i Opery. Po powrocie do Linzu jeszcze mniej niż kiedykolwiek skłonny był jąć się jakiejś pracy. Myślał tylko o wyjeździe do Wiednia i o wstąpieniu do Akademii Sztuk Pięknych. Te ambicje martwiły i niepokoiły jego matkę, w końcu jednak skapitulowała. Jesienią 1907 roku Hitler po raz drugi wyjechał do Wiednia z wielkimi nadziejami na przyszłość.

Pierwsza próba dostania się do Akademii, w październiku 1907 roku, zakończyła się fiaskiem. W spisach egzaminacyjnych Akademii znajdujemy taką notatkę:

Następujący kandydaci przystąpili do egzaminów wstępnych, które złożyli z wynikiem niezadowalającym: Adolf Hitler, Braunau nad rzeką Inn, 20 kwietnia 1889. Niemiec. Katolik. Syn urzędnika państwowego. Wykształcenie 4 klasy gimnazjum realnego. Kilka główek. Szkice niezadowalające5.

Hitler pisze w Mein Kampf, że ten wynik był dla niego straszliwym ciosem. Dyrektor Akademii radził mu spróbować szczęścia w architekturze – nie widział w nim materiału na artystę. Hitler nie chciał pogodzić się z klęską. Nawet choroba matki, która umierała na raka, nie skłoniła go do powrotu do Linzu. Przyjechał dopiero po jej śmierci (21 grudnia 1907), na pogrzeb, a w lutym 1908 roku znów wrócił do Wiednia, by podjąć życie „przyszłego artysty”. Utrzymywał się z renty sierocej i ze skromnych oszczędności matki. Niebawem dołączył do niego Kubizek, który, za jego namową, wstąpił do wiedeńskiego konserwatorium. Mieszkali razem obok Dworca Zachodniego, w jednym z domów przy ulicy Stumpergasse, w wynajętym pokoju, tak małym, że z trudem mieściło się w nim pianino Kubizka i stół Hitlera.

Hitler pędził życie samotnika. Prócz Kubizka nie miał innych przyjaciół. Kobiety się nim interesowały, ale on nie zwracał na nie najmniejszej uwagi. Prawie stale o czymś marzył albo nad czymś rozmyślał; z abstrakcyjnej zadumy przechodził nagle do nieopanowanego i entuzjastycznego gadulstwa. Godzinami włóczył się po ulicach i parkach, przyglądał się monumentalnym budynkom, które podziwiał, lub nagle znikał w publicznej bibliotece w pogoni za jakąś nową pasją. Raz po raz obaj młodzi ludzie odwiedzali Operę i Burgtheater. Ale gdy Kubizek studiował pilnie w konserwatorium, Hitler nie potrafił systematycznie i w sposób zdyscyplinowany pracować. Rysował mało, pisał za to więcej i nawet próbował komponować muzyczny dramat na temat starogermańskiej sagi o kowalu. Miał usposobienie artysty, lecz brakowało mu talentu, wyszkolenia i twórczej energii.

W lipcu 1908 roku Kubizek pojechał na lato do Linzu. W miesiąc później Hitler wyruszył w odwiedziny do swoich dwóch ciotek w Spitalu.

Rozstając się, obaj sądzili, że jesienią znów zjadą się w Wiedniu. Ale gdy Kubizek wrócił do stolicy, nie znalazł nawet śladu swego przyjaciela.

W połowie września Hitler znów próbował dostać się do Akademii. Tym razem jednak nie dopuszczono go nawet do egzaminów. Dyrektor raz jeszcze doradził mu, aby próbował wstąpić na architekturę, ale na przeszkodzie stanął brak matury. Może więc pod wpływem zranionej dumy unikał Kubizka. Tak czy owak na najbliższe pięć lat Hitler wolał usunąć się w cień.

II

Na początku 1909 roku Wiedeń był stolicą Imperium, które miało 50 milionów poddanych i rozciągało się od Renu do Dniestru i od Saksonii po Czarnogórę. Arystokratyczne, barokowe miasto z czasów Mozarta stało się wielkim centrum przemysłowym i handlowym z dwoma milionami mieszkańców. Po hałaśliwych i zatłoczonych ulicach sunęły tramwaje elektryczne. Masywne, monumentalne budowle, wzniesione na Ringstrasse w ostatnim ćwierćwieczu dziewiętnastego stulecia, tchnęły dobrobytem i pewnością siebie wiedeńskiego mieszczaństwa, podczas gdy coraz liczniejsze fabryki i biedniejsze ulice przedmieść świadczyły o rosnącym znaczeniu klasy robotniczej. Dla dwudziestolatka, który nie miał domu, przyjaciół i środków do życia, to miasto musiało się wydawać nieczułe i nieprzyjazne. Wiedeń nie był dobrym miejscem dla kogoś bez pieniędzy i pracy. Hitler sam mówi, że następne cztery lata, od 1909 do 1913, były najgorsze w jego życiu. Pod wieloma względami były też najważniejszym, kształtującym okresem, w którym ostatecznie uformowały się jego charakter i poglądy.

O swoim pobycie w Wiedniu Hitler pisze jak o „pięciu latach, podczas których musiał pracować na chleb, początkowo jako niewykwalifikowany robotnik, a później jako drugorzędny artysta malarz”6. Pisze o uczuciach chłopa ze wsi, który nagle stwierdził, że nie ma dla niego pracy. „Wałęsa się, jest głodny. Zastawia lub sprzedaje resztki swego skromnego mienia. Jego odzież zdziera się, a im biedniej wygląda, tym niżej spada w społecznej hierarchii”7.

Nieco dalej Hitler daje inny jeszcze obraz swoich wiedeńskich czasów: „W latach 1909–1910 moja sytuacja na tyle się już poprawiła, że nie potrzebowałem pracować na chleb jako zwykły robotnik. Uniezależniłem się i zarabiałem, rysując i malując akwarele”. Wyjaśnia, że choć dawało mu to skromne zarobki, był jednak panem własnego czasu i czuł się teraz bliższy upragnionego zawodu – zawodu architekta.

W porównaniu ze świadectwem ludzi, którzy go wówczas znali, jest to bardzo ubarwiona relacja. Świadectwo to, choć nader skąpe, wystarcza, by zadać całkowity kłam obrazowi, jaki daje o sobie Hitler: człowieka, który ciężką fizyczną pracą zarabiał na życie, by zamienić się w końcu w adepta sztuk pięknych.

Według Konrada Heidena, który pierwszy zebrał w całość strzępy różnych niezależnych świadectw, Hitler w roku 1909, z braku pieniędzy na komorne, musiał wyprowadzić się z umeblowanego pokoju na Simon Denk Gasse. Latem mógł jeszcze sypiać na dworze, ale z nadejściem jesieni znalazł dla siebie łóżko w domu noclegowym za dworcem Meidling. Przy końcu tego roku przeniósł się do przytułku dla mężczyzn, założonego przez jakąś instytucję charytatywną i mieszczącego się pod numerem 27 przy Meldemannstrasse, w 20. okręgu Wiednia, po drugiej stronie miasta, już nad brzegiem Dunaju. Tu mieszkał przez pozostałe trzy lata swego pobytu w Wiedniu, od 1910 do 1913.

Udało się jeszcze odnaleźć paru ludzi, którzy znali Hitlera w owym czasie, wśród nich zaś niejakiego Reinholda Hanischa, włóczęgę rodem z Sudetów. Ten dobrze wówczas znał Hitlera, a jego słowa znalazły częściowo potwierdzenie w jednym z paru dokumentów, jakie wykryto w kilka lat później. Tak się bowiem złożyło, że w 1910 roku, po kłótni, Hitler oskarżył Hanischa o oszustwo na pewną drobną kwotę. Ogłoszone sprawozdania wiedeńskiego sądu policyjnego (obok własnych zeznań Hitlera) zawierają także zeznanie innego mieszkańca przytułku przy Meldemannstrasse, Zygfryda Loffnera, który stwierdza, że Hanisch i Hitler przyjaźnili się i zawsze trzymali się razem.

Hanisch tak opisuje swoje pierwsze spotkanie z Hitlerem w schronisku Meidling w 1909 roku:

Od razu, od pierwszego dnia, siadł obok przydzielonego mi łóżka człowiek, który nie miał na sobie nic prócz pary podartych spodni – Hitler. Jego ubranie zabrano do odwszalni, bo od dawna włóczył się po mieście bez dachu nad głową i w straszliwym zaniedbaniu8.

Hanisch i Hitler wspólnymi siłami zarabiali na chleb, trzepali dywany, dźwigali worki za Dworcem Zachodnim, imali się każdej przypadkowej pracy, często nawet uprzątania śniegu z ulic. Hitler, który nie miał palta, boleśnie odczuwał chłód. Wtedy Hanisch wpadł na pewien pomysł. Zapytał któregoś dnia, jaki jest zawód Hitlera. „«Jestem malarzem» – odparł Hitler. Myśląc, że jest malarzem pokojowym, powiedziałem, że z pewnością łatwo można zarobić w tym fachu. Ale to go uraziło: odparł, że nie jest takim malarzem, tylko studentem Akademii i artystą”. Kiedy obaj przenieśli się na Meldemannstrasse, „zaczęliśmy się zastanawiać nad lepszymi sposobami zarobkowania. Hitler zaproponował, abyśmy fałszowali obrazy. Mówił, że już w Linzu malował olejno nieduże pejzaże, które przypiekał w piecu, aby zbrązowiały, i parokrotnie udało mu się je sprzedać handlarzom jako dzieła starych mistrzów”. To brzmi zupełnie nieprawdopodobnie, Hanisch jednak, który zarejestrował się pod nazwiskiem Waltera Fritza, bał się zadrzeć z prawem. „Powiedziałem Hitlerowi, że lepiej będzie trzymać się uczciwej drogi i malować pocztówki. Miałem się zająć ich sprzedażą. Postanowiliśmy więc pracować razem i dzielić się zarobkami”9.

Hitlerowi starczyło pieniędzy na zakup paru czystych kartek, atramentu i farb. Tak uzbrojony namalował kilka widoczków Wiednia, które ­Hanisch sprzedawał po knajpach i na targach albo drobnym kupcom, którzy chcieli jakoś wypełnić puste ramki do obrazów. To pomagało im obu utrzymać się przy życiu, aż wreszcie latem 1910 roku Hanisch sprzedał za 10 koron zrobioną przez Hitlera kopię rysunku wiedeńskiego parlamentu. Hitler był przekonany, że kopia warta jest dużo więcej – w swojej skardze ocenił ją na 50 koron – uważał się więc za oszukanego, a kiedy Hanisch nie wrócił na noc do schroniska, wniósł przeciwko niemu skargę, która skończyła się tygodniem więzienia dla Hanischa i zerwaniem z nim spółki.

To było w sierpniu 1910 roku. Przez pozostałe cztery lata przed pierwszą wojną, początkowo w Wiedniu, później w Monachium, Hitler w ten sam sposób wiązał koniec z końcem. Niektóre z jego rysunków, przeważnie ciężkie i bezduszne kopie szkiców różnych gmachów, z niezdarnymi próbami dodania do nich ludzkich sylwetek, można było w trzydziestych latach nabyć w Wiedniu, gdzie osiągnęły nawet unikalną cenę. Częściej jednak malował Hitler afisze lub niewyszukane plakaty ogłoszeniowe dla małych sklepów: święty Mikołaj sprzedający kolorowe świeczki, puder przeciw poceniu się lub iglica katedry Świętego Stefana, która wysoko wznosi się nad górą mydła – z podpisem „A. Hitler” w rogu. On sam później opisuje te lata jako okres wielkiego osamotnienia, w którym kontakt z ludźmi ograniczał się do współlokatorów schroniska, gdzie ciągle jeszcze mieszkał i gdzie, jak twierdzi Hanisch, „spotkać można było tylko włóczęgów, pijaków i tym podobnych ludzi”.

***

Po wspomnianej kłótni Hanisch stracił Hitlera z oczu. Opisuje go jednak takim, jakiego znał w roku 1910, gdy ten miał lat dwadzieścia jeden. Hitler nosił stary, sięgający mu niemal do kostek czarny płaszcz, który dostał od handlarza starzyzny ze schroniska, węgierskiego Żyda Neumanna. Długie włosy spod czarnego zatłuszczonego melonika opadały mu aż na kołnierz. Ciemna broda pokrywała wychudłą i wygłodzoną twarz, której jedynym wydatnym szczegółem były wielkie, szeroko otwarte oczy nad ciemnym zarostem. Hanisch dodaje na zakończenie, że był to „wygląd taki, jaki rzadko można spotkać wśród chrześcijan”10.

Od czasu do czasu ciotka Hitlera, Johanna Pölzl, przysyłała mu z Linzu jakąś drobną kwotę. Zdaje się nawet, że kiedy umarła w marcu 1911 roku, Hitler coś tam po niej odziedziczył. W maju tegoż roku cofnięto mu rentę sierocą, lecz mimo to ciągle unikał stałej pracy.

Hanisch przedstawia go jako człowieka o zmiennych humorach i lenia; te dwie cechy później nieraz w nim wystąpią. Hitler nienawidził regularnego zajęcia. Gdy zarobił kilka koron, przestawał rysować na parę dni i chodził do kawiarni na ciastka z kremem i gazety. Nie miał żadnego z pospolitych nałogów. Nie palił, nie pił i – zgodnie z tym, co mówił Hanisch – był zbyt nieśmiały, aby odnosić sukcesy u kobiet. Jego namiętnością było czytanie gazet i rozprawianie o polityce.

Raz po raz – przypomina sobie Hanisch – zdarzały się takie dnie, kiedy po prostu nie chciał wziąć się do pracy. Wtedy włóczył się po domach noclegowych, żył zupą i chlebem, które tam dostawał, i rozprawiał o polityce, często dając się wciągnąć w burzliwe dyskusje11.

Kiedy wpadał w podniecenie, krzyczał i gestykulował, tak że w końcu współlokatorzy wymyślali mu, bo przeszkadzał im spać, albo też hałas ściągał portiera, który przychodził, aby zaprowadzić spokój. Czasami wyśmiewano się z Hitlera, kiedy indziej znów jego słowa wywoływały silne wrażenie.

Któregoś wieczoru – relacjonuje Hanisch – Hitler poszedł do kina na sfilmowany Tunel Kellermanna. Jest tam scena, w której mówca porywa tłum siłą swojej wymowy. Hitler wyszedł prawie nieprzytomny z podniecenia. Był pod tak silnym wrażeniem tej sceny, że przez parę dni o niczym innym nie mówił, tylko o potędze słowa12.

Po takich wybuchach gwałtownych dyskusji i napaści nadchodziły chwile depresji.

Każdego, kto znał Hitlera, uderzało w nim to połączenie ambicji i energii z indolencją. Nie tylko rozpaczliwie chciał wywierać silny wpływ na ludzi, ale nie brakło mu też sprytnych pomysłów na zdobycie fortuny i sławy, od innowacji w nurkowaniu do projektowania samolotu. Gdy był w takim nastroju, rozprawiał z ożywieniem i szastał na prawo i na lewo pieniędzmi, które miał dopiero zdobyć, nie potrafił się jednak zmusić do twardej i rzetelnej pracy, jakiej wymagały te plany. Jego zapał słabł, on sam markotniał i przygasał, a potem jak oszalały zaczynał gonić za jakimś nowym trikiem, którym błyskawicznie mógłby zdobyć powodzenie. Tak samo było z jego intelektualnymi zainteresowaniami. Dużo czasu spędzał w bibliotece publicznej, ale lekturę dobierał chaotycznie: antyczny Rzym, religie Wschodu, joga, okultyzm, hipnotyzm, astrologia, protestantyzm – wszystko po kolei go ciekawiło, ale nie na długo. Chwytał się kilkunastu zajęć, ale przy żadnym nie wytrwał; żył z dnia na dzień, tak jak mu było wygodnie. Miewał krótkotrwałe zrywy aktywności, ale nigdy przy niczym nie pozostawał dłużej.

Z czasem ten zwyczaj mocno się w nim zakorzenił. Stał się jeszcze bardziej ekscentryczny, bardziej wpatrzony w siebie. Budził w ludziach wrażenie „cudacznie niezrównoważonego”. Bez opanowania dawał się ponosić nienawiści do Żydów, księży, socjaldemokratów, Habsburgów. Tych kilka osób, z którymi się przyjaźnił, zaczynało go już mieć dosyć, jego dziwacznego zachowania się i szaleńczej gadaniny. Neumanna, Żyda, który dawał mu dowody przyjaźni, zraził swym gwałtownym antysemityzmem; Kany, kierownik przytułku dla mężczyzn, uważał go za jednego z najdziwaczniejszych pensjonariuszy, z jakimi miał do czynienia. Jednakże okres wiedeński wycisnął niezatarte piętno na charakterze i umyśle Hitlera.

W tych latach spojrzenie na życie i pogląd na świat przybrały definitywną postać w moim umyśle. To był granitowy fundament moich postępków w tym czasie. Potem już bardzo nieznacznie go rozszerzyłem i nic w nim nie zmieniłem… Wiedeń był dla mnie twardą szkołą, ale dał mi najbardziej gruntowną naukę w mym życiu13.

Choć pretensjonalnie powiedziana, ale jednak to prawda. Czas zastanowić się, jaka to była ta nauka.

III

Idea walki jest tak stara jak samo życie, bo życie można zachować tylko dlatego, że jakaś inna żywa istota ginie w walce… W tej walce zwycięża silniejszy i bardziej dzielny, gdy mniej dzielny i słabszy przegrywa. Walka jest ojcem wszystkiego… Człowiek utrzymuje się przy życiu lub broni się przed zwierzęcym światem nie dzięki humanitarnym zasadom, lecz jedynie dzięki najbardziej brutalnej walce… Jeżeli nie będziemy walczyli o życie, nigdy nie wygramy o nie walki14.

To jest naturalna filozofia domów noclegowych. W tej walce wolno się chwytać każdej chytrości i podstępu, nawet najbardziej pozbawionych skrupułów, i każdej broni lub okazji, żeby nie wiem jak zdradzieckich. Zacytujmy jeszcze jeden typowy ustęp z mów Hitlera: „Do każdego celu, do którego człowiek doszedł – doszedł tylko dzięki swojej oryginalności plus brutalność”15. Przebiegłość, kłamstwo, wykręty, oszustwa i pochlebstwo; bezwzględność z całkowitym wyeliminowaniem sentymentalizmu i lojalności – oto kwalifikacje, które sprzyjają wyniesieniu się ludzi; lecz przede wszystkim – sprzyja temu silna wola. Takie zasady wyniósł Hitler z tych wiedeńskich lat. Nigdy nikomu nie ufał, nigdy przed nikim nie otworzył serca, nigdy nie uznawał jakiejkolwiek lojalności. Jego brak skrupułów zaskakiwał później nawet tych, którzy sami chełpili się ich brakiem. Nauczył się kłamać z przekonaniem i udawać z całą szczerością. Aż do końca nie przyznawał się do porażki i uporczywie wierzył, że samą tylko siłą woli zdoła odwrócić bieg wypadków.

Jego brak zaufania dorównywał jego pogardzie. Ludźmi kierują strach, żądza władzy, zazdrość, często niskie i podłe pobudki. Polityka – do tego wniosku Hitler doszedł później – oto sztuka wykorzystania tych słabostek dla własnych celów. Już w Wiedniu podziwiał Karla Luegera, słynnego burmistrza tego miasta i wodza partii chrześcijańsko-społecznej, bo ten „miał rzadki dar poznawania ludzi i brał ich takimi, jacy w istocie byli, nigdy za coś lepszego”16. Gardził zwłaszcza masami. „Każdy, kto właściwie ocenia polityczną inteligencję mas, łatwo dojrzy, że nie jest ona dostatecznie rozwinięta, by pozwoliła im stworzyć sobie ogólny polityczny osąd na swój własny rachunek”17. To znów był materiał, którym zręczny polityk mógł manewrować. Jak dotąd Hitler nie myślał jeszcze o politycznej karierze, lecz większość czasu spędzał na czytaniu i dyskutowaniu o polityce, to zaś, czego się nauczył, stanowiło doniosłą cząstkę jego politycznego terminowania.

W tej sytuacji, w jakiej był w Wiedniu, uporczywie trzymał się myśli, że jest czymś lepszym niż ludzie, z którymi wypadło mu obcować.

Ci, z którymi spędziłem moje młode lata, należeli do drobnej burżuazji… Przepaść, która oddziela tę klasę – wcale nie tak dobrze sytuowaną – od klasy robotniczej, jest często głębsza, niż ludziom się zdaje. Powodem tego podziału, który moglibyśmy nawet nazwać wrogością, jest lęk dominujący w owej socjalnej grupie świeżo wyniesionej ponad robotniczy poziom: lęk przed wpadnięciem w dawne warunki albo przynajmniej przed zrównaniem z robotnikami…18

Hitler pisze wprawdzie w Mein Kampf o opłakanych warunkach, w jakich żyli w owym czasie robotnicy w Wiedniu, ale z każdego wiersza tego opisu bije w oczy, że nie budzą w nim oni współczucia. „Nie wiem, co wtedy bardziej mnie przerażało: materialna bieda moich ówczesnych towarzyszy, ich nieokrzesane maniery i obyczaje czy też niski poziom intelektualnej kultury”19. Najmniej jednak przemawiały do niego wysiłki biedaków i wyzyskiwanych, zmierzających do poprawienia swej sytuacji własnymi siłami. Jego nienawiść kierowała się nie tyle ku włóczęgom, żebrakom, zbankrutowanym przemysłowcom i zdeklasowanym dżentelmenom, tym wyrzutkom i szumowinom zjawiającym się i znikającym w przytułku na Meldemannstrasse, ile przeciwko ludziom pracy, którzy należeli do partii socjaldemokratycznej i do związków zawodowych i którzy głosili równość i solidarność klasy pracującej. Oni przede wszystkim, znacznie bardziej od tych pierwszych, zagrażali jego pretensjom do wyższości. Solidarność była dla niego cnotą bezużyteczną. Zawzięcie odmawiał wstąpienia do jakiegoś związku lub zaakceptowania w inny sposób przynależności do świata pracy. Cała ideologia ruchu robotniczego była mu obca i nienawistna.

Wszystko, co o tym słyszałem, wywoływało tylko ten skutek, że budziło we mnie jak najsilniejszy antagonizm. Każda rzecz była zdyskredytowana: naród, bo miał być wynalazkiem klasy posiadającej (jakże często słyszałem to ­zdanie!); ojczyzna, bo miała być narzędziem w ręku burżuazji i służyła wyzyskowi mas pracujących; autorytet prawa, bo dzięki niemu trzymano w ryzach proletariat; religia, bo była środkiem do ogłupiania ludzi, by ich potem można było eksploatować; moralność, bo była symbolem głupiej i owczej uległości. Nie było nic, czego nie obrzucono by błotem… Zadawałem więc sobie pytanie: czy ci ludzie warci są, aby należeć do wielkiego narodu? Było to głębo­ko niepokojące pytanie, bo jeżeli miałbym sobie odpowiedzieć „tak”, to walka w obronie narodowości nie byłaby już warta tych poświęceń i trudów, jakich domagamy się od najlepszych jednostek, skoro skorzystałby na niej podobny motłoch. Z drugiej strony, gdybym miał sobie odpowiedzieć „nie”, to nasz naród naprawdę byłby ubogi w ludzi. W czasie tej duchowej udręki i głębokich rozważań widziałem przed sobą wciąż rosnącą i groźną armię ludzi, których nie można było dłużej uważać za należących do własnego narodu20.

Rozwiązanie swego dylematu znalazł Hitler w „odkryciu”, że świat pracy jest ofiarą przemyślnego i chytrego systemu, stworzonego przez liderów ­partii socjaldemokratycznej dla zatrucia i skorumpowania umysłów po to, by mogli oni cynicznie, dla własnych celów, wykorzystywać nędzę mas. I wtedy doszedł do wniosku, który koronuje jego wywody:

Odkryłem związek między tym destrukcyjnym nauczaniem i specyficznym charakterem ludu, który do tego czasu był mi prawie nieznany. Poznanie Żydów – to jedyny klucz do zrozumienia wewnętrznej natury i prawdziwych celów socjaldemokracji21.

W tym antysemityzmie Hitlera nie ma nic nowego; był on charakterystyczny dla Wiednia. Wszystko, co Hitler powiedział lub napisał o Żydach, to tylko odbicie antysemickich periodyków i ulotek, które czytał w Wiedniu przed rokiem 1914. W Linzu było bardzo mało Żydów. „Nie pamiętam, żebym w domu za życia ojca kiedykolwiek słyszał to słowo”. W pierwszym wiedeńskim okresie gwałtowny antysemityzm prasy oburzył nawet Hitlera. A potem:

Któregoś dnia w obrębie miasta nagle napotkałem jakiegoś cudaka w długim chałacie, z czarnymi pejsami. Moją pierwszą myślą było: czy to Żyd? Żydzi w Linzu z pewnością tak nie wyglądali. Przyjrzałem się temu człowiekowi pilnie i uważnie, ale im dłużej patrzałem na jego dziwne rysy i badałem je cząstka po cząstce, tym ostrzej w mym mózgu kształtowało się pytanie: czy to Niemiec? W książkach szukałem pomocy dla rozwiązania moich wątpliwości. Po raz pierwszy w życiu za parę halerzy nabyłem antysemickie broszury22.

Język, którym Hitler opisuje swoje odkrycie, został wyraźnie zapożyczony z plugawego słownictwa, jakie możemy znaleźć w większości wydawnictw antyżydowskich:

Czy jest jakieś plugastwo, taki czy inny bezwstyd, zwłaszcza w życiu kulturalnym, w których nie maczałby palców bodaj jeden Żyd?… Wystarczy tylko ostrożnie naciąć taki wrzód, by natychmiast wyjrzał z niego, niby robak z gnijącego ciała, często oślepiony nagłym światłem, co najmniej jeden Żydek23.

Najbardziej charakterystyczną cechą wiedeńskiego antysemityzmu był jego seksualizm.

Czarnowłosy żydowski młodzieniec z satanicznym uśmiechem całymi godzinami czatuje na nic niepodejrzewającą dziewczynę, którą chce splugawić swoją krwią, i w ten sposób zrabować ją jej narodowi… To Żydzi byli i są tymi, którzy sprowadzili Murzynów do Nadrenii zawsze z tym jasnym celem i ukrytym zamiarem, aby przez nieuchronną bastardyzację zniszczyć znienawidzoną przez nich białą rasę i w ten sposób, strąciwszy ją z jej kulturalnego i politycznego poziomu, zdobyć nad nią panowanie24.

Gdzie indziej Hitler pisze o „koszmarnej wizji uwiedzenia setek i tysięcy dziewcząt przez odrażających, krzywonogich żydowskich bękartów”. Nieraz już wysuwano myśl, że podłożem tego antysemityzmu Hitlera może być jakieś seksualne przeżycie – kto wie, czy nie nabyta choroba weneryczna.

Hitler nigdzie w Mein Kampf nie przytacza ani jednego faktu na poparcie swej dzikiej nienawiści. To zupełnie zrozumiałe, bo jego antysemityzm nie miał żadnego związku z faktami i opierał się na czystej fantazji; przy czytaniu tych stron ma się wrażenie, jakby się wchodziło w obłędny świat: w świat odrażających i potwornie zniekształconych cieni. Żyd nie jest już ludzką istotą; stał się mityczną postacią, złośliwie wykrzywionym, pożądliwym diabłem, wyposażonym w piekielne moce, ucieleśnieniem zła, czymś, w czym odbija się cała nienawiść Hitlera, jego lęk – i pragnienia. Żyd, jak każda obsesja, jest wytłumaczeniem całkowitym, nie cząstkowym. Żyd jest wszędzie i za wszystko odpowiedzialny: za modernizm w sztuce i muzyce, którego Hitler nie lubił; za pornografię i prostytucję; za antynarodową krytykę prasy; za wyzysk mas przez kapitalizm i – odwrotnie – za wyzysk mas przez socjalizm, i – w niemałym stopniu – za jego własne, Hitlera, niepowodzenia.

Tak więc odkryłem w końcu, kim są te złe duchy, które sprowadzają nasz naród na manowce… Odpowiednio też wzrosła moja miłość do mego narodu. Czyż można winić nieszczęsne ofiary, gdy się zważy, z jaką szatańską zręcznością działają ci źli doradcy?… Im bliżej poznawałem Żydów, tym łatwiej było mi usprawiedliwić robotników25.

Hitler szybko nabrał przekonania, że za tym wszystkim stoi żydowska, światowa konspiracja, która zmierza do podporządkowania Żydom aryjskich narodów, jako akt zemsty za własną niższość. Jej celem jest osłabienie narodu przez wywoływanie konfliktów klasowych i tworzenie różnic socjalnych, atakowanie wartości ras, bohaterstwa, walki i autorytatywnych rządów na rzecz fałszywego internacjonalizmu, humanitaryzmu, pacyfizmu i materialistycznych ideałów demokracji.

Żydowska doktryna marksizmu odrzuca arystokratyczną zasadę natury, zastępując ją – i odwieczny przywilej siły i energii – liczebnością mas i ich martwą wagą. Tak więc odmawia człowiekowi indywidualnej wartości, nie uznaje znaczenia narodowości i rasy, przez co pozbawia ludzkość fundamentalnej podstawy jej bytu i kultury26.

W oczach Hitlera nierówność jednostek i ras była jednym z praw natury. Ten biedak, często przymierający głodem, bez pracy, rodziny i domu, uparcie czepiał się wiary, która podtrzymywała jego pretensje do własnej wyższości. Zdawało mu się, że z prawa przynależy do nadludzi. Propagowanie równości zagrażało jego wierze, która pozwalała mu się utrzymać na powierzchni; wierze, że jest czymś lepszym niż robotnicy, włóczędzy, Żydzi i Słowianie, o których ocierał się na ulicy.

Hitlerowi nie była potrzebna żadna demokratyczna zdobycz: ani wolność słowa i prasy, ani parlament. W pierwszym okresie swego pobytu w Wiedniu czasami chodził na sesje Reichsratu, reprezentatywnego zgromadzenia austriackiej połowy cesarstwa; w Mein Kampf poświęca nawet piętnaście stron na wyrażenie pogardy wobec tego, co widział. Demokracja parlamentarna sprowadza rządzenie do politycznego szachrajstwa, premiuje przeciętność, jest wroga idei wodzostwa, zachęca do unikania odpowiedzialności i poświęca decyzje partyjnym kompromisom. „Większość reprezentuje nie tylko ignorancję, ale i tchórzostwo… Większość nigdy nie zastąpi człowieka”27.

Hitlera przez całe życie gniewały dyskusje. W dysputach, w które się wdawał po przytułkach lub kawiarniach, nie panował nad sobą, gdy spotkał się z odmiennym zdaniem. Zaczynał wtedy krzyczeć i rozhisteryzowany miotał obelgi na oponentów. W ten sam nieopanowany sposób reagował na wszelki sprzeciw, gdy już zdobył pełnię władzy. Ten autorytatywny temperament rozwijał się w miarę sprawowania władzy, ale jego zarodki tkwiły już w Hitlerze, kiedy miał lat dwadzieścia: instynkt tyranii.

***

Dla Hitlera wiara w równość ras była jeszcze większą zbrodnią niż wiara w równość ludzi. Już w szkole był zagorzałym niemieckim nacjonalistą. W Austro-Węgrzech znaczyło to jeszcze więcej niż w samych Niemczech, a w fanatycznym charakterze nacjonalizmu Hitlera aż do końca odbija się jego austriackie pochodzenie.

Od wielu wieków austriaccy Niemcy grali pierwsze skrzypce w polityce i życiu kulturalnym środkowej Europy. Aż do 1871 roku nie było jednolitego państwa niemieckiego. Niemcy żyli pod rządami różnych państewek – ­Bawarii, Prus, Wirtembergii, Hanoweru, Saksonii – luźno złączonych w Święte Cesarstwo Rzymskie, a potem, po roku 1815, w Związek Niemiecki. Austria zarówno w Cesarstwie Rzymskim, jak i w Związku Niemieckim cieszyła się tradycyjną hegemonią, jako kierująca niemiecka potęga. W połowie XIX wieku ciągle jeszcze Wiedeń, nie Berlin, uchodził za pierwsze z niemiec­kich miast. Co więcej, Habsburgowie nie tylko zajmowali dominujące stanowisko wśród innych niemieckich władców, ale panowali także nad rozległą krainą i wieloma różnymi ludami.

Z obu tych powodów wiedeńscy i austriaccy Niemcy, którzy identyfikowali się z Habsburgami, uważali się za rasę panów, korzystającą z politycznych przywilejów i chełpiącą się tradycją kulturalną, jakiej tylko niewiele europejskich narodów mogło dorównać.

W drugiej połowie XIX wieku rzucono wyzwanie temu stanowisku, a później je podminowano.

Pod egidą Prus Związek Niemiecki przekształcił się w jednolite państwo, z którego wyeliminowano Niemców austriackich. W roku 1866 Prusy pobiły Austrię pod Sadową i nowe niemieckie państwo, ze stolicą w Berlinie, wciąż zyskujące na znaczeniu, zajęło pierwsze miejsce, które dawniej wśród niemiec­kich państewek zajmowały Austria i Wiedeń.

Jednocześnie dominacja Niemców w cesarstwie Habsburgów została silnie podważona, początkowo przez Włochów, którzy zdobyli sobie niepodległość w latach sześćdziesiątych, potem przez Węgrów, którym przyznano równouprawnienie w roku 1867, i w końcu przez Słowian. U Słowian i u innych ludów, podporządkowanych cesarstwu, to domaganie się równouprawnienia szło wolniej niż u Węgrów i rozwijało się nierówno. Niemcy gorąco mu się sprzeciwiali, zwłaszcza na terenie Czech i Moraw, zamieszkanych przez Czechów, Słowian najbardziej zaawansowanych w rozwoju. Te narodowe konflikty dominowały w polityce austriackiej od roku 1870 aż do rozpadu cesarstwa w roku 1918.

W tym konflikcie Hitler nie uznawał ustępstw. Niemcy muszą rządzić cesarstwem, przynajmniej jego austriacką połową, za pomocą autorytatywnej i scentralizowanej władzy. Musi być tylko jeden obowiązujący język – niemiec­ki, a szkół i wyższych zakładów naukowych należy użyć do „wszczepiania poczucia wspólnoty narodowej”, co jest dosyć mętnym określeniem germanizacji. Reichsrat, zgromadzenie narodowe, w którym Niemcy (stanowiący tylko 35 procent całej ludności Austrii) byli stale w mniejszości, należy rozwiązać. Tu leżał powód szczególnej nienawiści do partii socjaldemokratycznej, która nie chciała przyjąć pangermańskiego nacjonalistycznego kierunku i zamiast tego propagowała konflikty klasowe ze szkodą dla jedności narodowej.

We wrześniu 1938, w czasie kryzysu sudeckiego, Hitler powiedział w wywiadzie prasowym:

Czesi nie mają żadnych cech charakterystycznych dla narodu ani z punktu widzenia etnologicznego, strategicznego, ekonomicznego, ani językowego. Oddanie rządów nad mniejszościami należącymi do takich ras jak Niemcy, Polacy i Węgrzy, z ich tysiącletnią kulturą, garstce intelektualnie niżej stojących Czechów, było dziełem szaleństwa i ignorancji28.

Z tym poglądem Hitler zapoznał się w Austrii jeszcze przed rokiem 1914 i w gruncie rzeczy cały kryzys czeski w latach 1938–1939 był tylko częścią starego sporu, sięgającego korzeniami w głąb dziejów imperium Habsburgów, z którego wywodził się Hitler.

Jeszcze bardziej rzuca się w oczy austriackie pochodzenie Hitlera w okresie Anschlussu, czyli włączenia Austrii do Niemiec, którego dokonał on na początku 1938 roku. Jeszcze na długo przed rokiem 1914 ekstremistyczny odłam austriackich Niemców otwarcie zaczął mówić o zerwaniu z imperium Habsburgów i przyłączeniu niemieckiej części Austrii do cesarstwa niemiec­kiego. Polityka Habsburgów wobec konfliktów narodowościowych, które dzieliły ich ludy, była chwiejna i niepewna. Pangermańskim ekstremistom wydawało się to zdradą niemieckiej sprawy. W Mein Kampf Hitler pyta:

Jak można pozostawać wiernym poddanym domu Habsburgów, którego cała przeszłość i obecne postępowanie dowodzi stałej i ciągłej gotowości do zdrady interesów niemieckiego narodu?… Niemiec-Austriak czuje w głębi swej duszy, że historyczna misja domu Habsburgów dobiegła końca… Dlatego z zadowoleniem witałem każdy ruch, który mógł doprowadzić do rozpadu tego absurdalnego państwa, tego babilońskiego imperium, które obrało sobie za cel stłumienie germańskich cech w dziesięciu milionach ludzi. Taki rozpad bowiem oznaczałby uwolnienie moich niemieckich Austriaków, którzy dopiero wtedy mogliby powrócić na łono swojej ojczyzny29.

Kiedy po dokonanym Anschlussie i spełnionym nareszcie marzeniu o Wielkich Niemczech, których Bismarck sobie nie życzył, Hitler znów przyjechał do Wiednia, rzekł tam w niekłamanym uniesieniu: „Wierzę, że to Bóg wysłał stąd młodzieńca do Rzeszy, by tam mógł doróść, i że to On go wydźwignął na wodza narodu, aby przywiódł swoją Ojczyznę z powrotem do Rzeszy”30.

W marcu 1938 roku kanclerz Niemiec, Austriak z pochodzenia, odwrócił decyzję Bismarcka, kanclerza Niemiec, Prusaka z pochodzenia, który w sześćdziesiątych latach XIX wieku wykluczył austriackich Niemców z nowej Rzeszy Niemieckiej. Niewola babilońska dobiegła końca.

IV

Idee polityczne, którymi nasiąkł Hitler w Wiedniu, i jego program nie miały w sobie nic nowego: były po prostu odbiciem radykalnej, pangermańskiej, brukowej polityki i obiegowych frazesów zaczerpniętych z antysemickiej i ultra­nacjonalistycznej prasy. Oryginalność ich polega na hitlerowskim ujęciu zagadnienia, jak kreować masowy ruch i zapewnić sobie władzę na podstawie tych idei. Także i tu Hitler, choć nie brał udziału w życiu politycznym, dużo zawdzięcza obserwacjom poczynionym w ciągu lat spędzonych w Wiedniu.

Interesowały go trzy partie: partia austriackich socjaldemokratów, pangermańska partia nacjonalistów Georga von Schönerera i chrześcijańsko-społeczna partia Karla Luegera. Od socjaldemokratów wziął Hitler ideę partii mas i masowej propagandy. W Mein Kampf opisuje wrażenie, jakie wywarł na nim widok „niezliczonych szeregów wiedeńskich robotników maszerujących czwórkami w masowej demonstracji. Stałem prawie przez dwie godziny, z zapartym tchem patrząc na straszliwego, ludzkiego smoka, który powoli przetaczał się przede mną”31.

Studiując socjaldemokratyczną prasę i przemówienia partyjne, Hitler doszedł do wniosku, że: