Gaza. Rzecz o kulturze eksterminacji - Paweł Mościcki - ebook

Gaza. Rzecz o kulturze eksterminacji ebook

Paweł Mościcki

0,0
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 267

Data ważności licencji: 4/15/2032

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wstęp

W każdej epoce trzeba od nowa starać się wydrzeć tradycję

konformizmowi, który pragnie nad nią zapanować.

Walter Benjamin, O pojęciu historii[1]

Od jakiegoś czasu w internecie krąży mem następującej treści: „Minął rok. Teraz już wiesz, jak zachowywałbyś się w trakcie ludobójstwa”. Istotnie, obcowanie z wydarzeniami o historycznym znaczeniu i epickich wymiarach daje niełatwy przywilej wglądu w indywidualną i zbiorową świadomość danego czasu. Ci, którzy od dekad zadręczali się pytaniami o to, „jak to było możliwe”, jak to jest, gdy nie chce się widzieć popełnianych wokół siebie masowych zbrodni, mogą znaleźć odpowiedź bez sięgania w przeszłość ani w odległe zakątki świata. Wystarczy rozejrzeć się wokół siebie, a najlepiej spojrzeć w lustro.

Powiedzmy sobie szczerze i od razu: na Zachodzie mamy dziś ten rzadki i wątpliwy historyczny przywilej, dlatego że żyjemy w krajach, które otwarcie wspierają dokonywane przez Izrael na oczach wszystkich ludobójstwo Palestyńczyków w Strefie Gazy. A skoro tak, funkcjonujemy w kulturze, którą trzeba było wytworzyć i podtrzymywać, żeby tego rodzaju sytuacja była możliwa, znośna, a nawet akceptowalna. Najbardziej adekwatnym określeniem takiego systemu uwarunkowań jest kultura eksterminacji, ponieważ ludobójstwo nie tylko może się w niej odbyć, ale też w żaden sposób nie zaburza jej funkcjonowania. Stanowi integralną część świata, który spontanicznie uznajemy za własny. Nic dziwnego, że – jak pisze Chris Hedges – ludobójstwo po roku stało się niemal „nową normalnością”[2].

Jesteśmy więc częścią kultury, której płynne funkcjonowanie opiera się na niezauważalności, można by powiedzieć – banalności, otaczającego nas zła. Urzędnicy zatwierdzają plany współpracy z Izraelem, izraelscy sportowcy uczestniczą w olimpiadzie, sprzedawcy broni nieniepokojeni czekają na klientów w trakcie cyklicznych targów zbrojeniowych. Niektóre kraje wciąż potrafią używać izraelskiej flagi na znak solidarności z narodem doświadczającym trudnych chwil. Tego rodzaju gesty są obsceniczne tylko w oczach dość znacznej mniejszości, i tak już zepchniętej na margines opinii publicznej i stygmatyzowanej za pomocą najbardziej odrażających oskarżeń i porównań.

W kulturze eksterminacji w złym tonie jest urazić oprawców albo ich zwolenników. To oni mają mandat do tego, by uciszać protestujących, są w stanie ich zaszczuć, szantażować moralnie, wywierać instytucjonalną, symboliczną, finansową i fizyczną presję. W kulturze eksterminacji moralne autorytety – pisarze, filozofowie, artyści, działacze – milczą na temat dokonywanego mordu albo jawnie popierają jego sprawców, używając do tego swojego indywidualnego lub instytucjonalnego autorytetu. Tych strategii jest oczywiście więcej, łącznie z pozorowaną empatią i markowanym namysłem nad nieskończoną złożonością trwającego latami „konfliktu religijnego” i tak dalej. Ujmując rzecz inaczej: istnieją różne sposoby, aby nic nie powiedzieć albo swoimi słowami zakrywać to, co dzieje się naprawdę. Kulturę eksterminacji można porównać do języka, którego gramatyka sprawia, że w pełni zrozumiałe są tylko emocje, racje i motywacje morderców.

Nie wiem, czy istnieje bardziej wyrazista reprezentacja tego rodzaju użytku z języka niż apologetyczny względem Izraela esej Herty Müller, laureatki Literackiej Nagrody Nobla z 2009 roku. Nie jest to bynajmniej głos odosobniony, ale znamienny. W tekście ujętym w formę listu otwartego pisała ona między innymi:

Hamas kontroluje selekcję obrazów i zarządza naszymi uczuciami. Nasze uczucia są ich najsilniejszą bronią przeciwko Izraelowi. (…) Dlatego nikt nawet nie zastanawia się, czy ogólnoświatowe oburzenie na śmierć i cierpienie w Gazie nie jest aby częścią strategii Hamasu. (…) Mam wrażenie, że strategią Hamasu i jego zwolenników jest uczynienie wszystkiego, co izraelskie, a więc wszystkiego, co żydowskie, nieznośnym dla świata. Hamas chce, aby globalny nastrój antysemityzmu stał się czymś permanentnym[3].

W tym krótkim fragmencie widać cały zestaw strategii retorycznych, które służą do podtrzymywania kultury eksterminacji a nawet nadania jej pozorów moralności. Identyfikacja Izraela i „wszystkiego, co izraelskie” (cokolwiek to znaczy) bez wyjątku z żydowskością jako taką to oczywiście fundament tego gmachu. Podobnie jak utożsamienie krytyków ludobójstwa z Hamasem i popieraniem jego polityki. Odwołanie do stanu wyższej konieczności, uzasadniającego użycie wszelkich dostępnych środków, też należy do kanonu legitymacji przemocy państwa czy nielegalnych operacji militarnych. Jednak apel o to, żeby nie pozwolić sobie na empatię wobec mordowanych masowo Palestyńczyków, sugestia, że w samym odruchu współczucia tkwi zasiane przez terrorystów ziarno wątpliwości, są po prostu wstrząsające. Skrajne emocjonalne i moralne znieczulenie podtrzymywane w służbie arbitralnego ideologicznego podziału to kwintesencja kultury eksterminacji. Müller jedynie wyraża wprost coś, co jest w tej kulturze nieuświadomioną i głęboko zakorzenioną w mechanizmach jej funkcjonowania normą.

Co ciekawe, Herta Müller nie otrzymała Nobla jedynie za literacką wartość swoich dzieł, ale – jak głosiło uzasadnienie komitetu przyznającego to wyróżnienie – za przedstawienie „środowiska wywłaszczonych”. Sekretarz Akademii Szwedzkiej Peter Englund podkreślał w 2009 roku „moralny impet” twórczości Müller, dzięki któremu „posiada ona zdolność autentycznego oddania tego, jak wygląda życie w dyktaturze oraz jak to jest być mniejszością w innym kraju i jak to jest żyć na wygnaniu”[4]. Wygląda na to, że tej etycznej siły nie wystarczyło autorce na rozpoznanie cierpiących ludzi w mieszkańcach bombardowanej Strefy Gazy. Jest to tym bardziej zastanawiające, że gdyby zacytować wypowiedź szwedzkiego urzędnika w tym roku, można by pomyśleć, że Nobel zostanie przyznany pisarzowi lub pisarce z Palestyny.

Tekst Müller nie spotkał się z jakimś znaczącym potępieniem ani z polemiką. W kulturze eksterminacji nie przynosi więc ujmy jawne popieranie ludobójstwa. To publiczny sprzeciw wobec tych działań wystawia na szwank karierę, społeczny status, bezpieczeństwo jednostek i ich rodzin. W kulturze tej instytucjonalny bojkot protestujących i represje w miejscach pracy – również w zachodnich instytucjach kultury, na co dzień zajętych już niemal wyłącznie dekolonizacją samych siebie – grożą tylko krytykom państwa Izrael. Wielu z nich niemal automatycznie musi mierzyć się z falą oskarżeń o antysemityzm i popieranie terroryzmu, co wciąż grozi śmiercią cywilną niezależnie od fałszywości tych zarzutów.

To krytycy ludobójstwa muszą w swoich postach w mediach społecznościowych wykropkowywać nawet słowo „Gaza”, jeśli chcą przebić się przez ścisły kordon cenzorski korporacyjnych algorytmów. Wreszcie w kulturze eksterminacji „zwykli ludzie”, uwrażliwieni na wszelkie typy inności i prawa wszystkich możliwych mniejszości, bez zastanowienia formułują albo powielają najbardziej niesłychane rasistowskie, islamofobiczne i orientalistyczne klisze. Bez zawahania potrafią dehumanizować całe społeczeństwa, nie tracąc ani na chwilę swojego moralnego impetu.

Jak zauważył niedawno Andreas Malm, ludobójstwo w Gazie ma charakter „przedsięwzięcia międzynarodowego”[5]. Nie byłoby możliwe bez aktywnej pomocy większości państw zachodnich. Kraje, w których żyjemy, nie są jedynie biernymi obserwatorami, niechętnymi do wyciągania wniosków z obserwowanego okrucieństwa. To kraje współuczestniczące w ludobójstwie. W 2014 roku, zaraz po zakończeniu wcześniejszej operacji Izraela przeciw Gazie – o kryptonimie „Ochronny Brzeg” (Protective Edge) – Akkas Al-Ali postanowił napisać „list do izraelskiego przyjaciela”, odwołując się do znanej i wielokrotnie wykorzystywanej formuły. Pisał w nim, że „jako izraelski Żyd musisz z pewnością wiedzieć, że te zbrodnie są popełniane w twoim imieniu. Czy tego chcesz, czy nie, państwo Izrael włączyło cię do tych działań”[6]. Poetyka listu otwartego sprawia, że w istocie zawsze zaadresowany jest do wszystkich, do całego świata. Podobnie jak noblistka postanowiła upomnieć nas, żeby nie ronić łez nad cierpieniem Palestyńczyków, tak palestyński autor zwrócił uwagę na to, że wszystko to dzieje się rzekomo dla nas – nie tylko dla izraelskich Żydów. Dla naszego dobra i w imię naszego bezpieczeństwa. Na szali stoją bowiem „zachodnie wartości”, „cywilizacja”, „demokracja” i wszystkie inne nobliwe posągi, które da się przytaszczyć na miejsce zbrodni, żeby zasłaniały przykry widok.

Również ze względu na to usilne wciąganie nas do współudziału w ludobójstwie, to permanentne szukanie w nas sojuszników w wypaczaniu sensu tego, co się dzieje, nie można o masakrze Gazy milczeć. Wszystkie te zabiegi podtrzymują bowiem system, którego integralną częścią jest planowana i realizowana latami próba usunięcia znakomitej części arabskich mieszkańców Palestyny z zamieszkiwanych przez nich ziem w celu urzeczywistnienia projektu politycznego, którego nie da się dziś bronić na podstawie żadnych istniejących kryteriów demokracji, praworządności, praw człowieka i tak dalej. Według oficjalnych zasad, jakimi rzekomo kieruje się nasza kultura, sama koncepcja państwa izraelskiego w jego obecnym kształcie powinna rozbić wszystkie skale systemów ostrzegania przed „ekstremizmem religijnym”, „faszystowskimi tendencjami” i „przemocą na tle rasowym”. Tymczasem państwo to nie tylko nie wyróżnia się z ogólnego pejzażu liberalnych demokracji, ale uchodzi niekiedy za ich modelową realizację.

Gdy Palestyńczycy w Gazie wciąż giną od kul izraelskich żołnierzy albo pod gruzami domów bombardowanych przez Siły Obronne Izraela (ang. Israel Defence Forces, IDF), można już przeczytać analizy autorów próbujących wyobrazić sobie, jak będziemy w przyszłości rozliczać się z tego, co się dziś dzieje. Trudno nie starać się zrozumieć „takiego odwrócenia wartości, którymi szczycą się zachodnie społeczeństwa, takiego politycznego zaniechania, takiego intelektualnego upadku”[7] – jak nazywa to Didier Fassin. Pytanie, które dotychczas kierowaliśmy ku przeszłości, próbując rozwikłać tajemnicę skrywaną przed nami przez historię, zadajemy dziś naszym czasom. I trudno uznać, że mają one w zanadrzu odpowiednie środki na znalezienie właściwej odpowiedzi.

Żeby drążyć to palące zagadnienie, nie trzeba koniecznie wybiegać myślami w przyszłość, zwłaszcza że nikt nie gwarantuje nam w niej komfortu, z jakim możemy dziś rozprawiać o zbrodniach z przeszłości. Dziś bowiem to negacjoniści wciąż stanowią wierzchołek klasy rządzącej. Trzeba więc podjąć próbę sforsowania całego systemu formatowania opinii, który na co dzień budują najpotężniejsze instytucje na świecie i wciąż najbardziej wpływowi gracze na arenie międzynarodowej. Ich praca polega na systematycznym „fabrykowaniu przyzwolenia”[8] wobec rzeczy, które zobaczone wprost mogłyby zamienić w kamień. Żeby przebić się przez tę powłokę ideologicznego zaślepienia, potrzebna jest kontrhistoria teraźniejszości, która jednak z konieczności nie będzie mogła zaczynać się dzisiaj.

Każda teraźniejszość jest zakorzeniona w przeszłości poprzez tradycję. To za jej pomocą historia staje się czymś, co warunkuje współczesność. Walter Benjamin pisał w Pasażach, że materialista historyczny powinien ratować zjawiska nie tylko przed zapomnieniem, ale także przed taką formą ich upamiętniania, takim mechanizmem tworzenia z nich spuścizny, który niekiedy stanowi większe zagrożenie niż ich proste wymazanie. „Istnieje tradycja będąca katastrofą”[9] – dodawał i trudno nie przyznać mu racji. Jeśli w teraźniejszości powtarza się coś, czego mieliśmy na gruncie doświadczeń historii absolutnie nie powtarzać, należy zadać sobie pytanie, w jakiej kondycji jest sama nasza tradycja. Co takiego w niej sprawia, że „Nigdy więcej” stało się pustym hasłem, a niekiedy wręcz obrazą dla dzisiejszych ofiar? Skoro nie jesteśmy w stanie ochronić ich przed obecną masakrą, być może źle pamiętamy i źle opowiadamy potomnym poprzednie. Albo włączamy je w konteksty, w których nigdy nie powinny się znaleźć.

Gdy obserwuje się dominujący w naszej kulturze system reagowania na wojnę z Palestyńczykami w Gazie, trudno nie odnieść wrażenia, że znakomita większość społeczeństwa i niemal cała klasa polityczna krajów zachodnich tkwią w stanie bliskim zaczarowania. Przypominają się analizy Siegfrieda Kracauera, który w książce o Jacques’u Offenbachu badał relację między Ludwikiem Napoleonem a burżuazją. „W pewnych okresach przypominał lunatyka cierpiącego na halucynacje, a jego otoczenie daremnie starało się odgadnąć, czyich on słucha głosów. Wyglądało na to, że obawia się chwili przebudzenia, która oznaczałaby dla niego powrót do szarej rzeczywistości. A ponieważ burżuazja również nie chciała, by ją budzono, wszystko było w porządku; pod warunkiem że wspólna drzemka nie zostanie nagle przerwana”[10]. Właśnie tradycja, którą zbudowaliśmy sobie na podstawie historycznych doświadczeń, pełni dziś funkcję tej drzemki. I ani globalne drobnomieszczaństwo, ani klasa polityczna nie tylko nie chce, ale w praktyce nie potrafiłaby się z niej naprawdę wybudzić.

Innym przydatnym odniesieniem dla dzisiejszej sytuacji, pozwalającym dopracować obraz samoświadomości produkowanej przez kulturę eksterminacji z większą precyzją, jest serial Rozdzielenie. Opowiada on o pracownikach korporacji, którzy zgodzili się przeprowadzić na sobie tytułowy zabieg „partycji” sprawiający, że mają niejako dwa mózgi, a w związku z tym dwa całkowicie odrębne żywoty. Jeden prywatny, drugi zarezerwowany dla pracy. Będąc w jednym, dosłownie wymazują pamięć o wszystkim, co dotyczy drugiego, i odwrotnie. Na czym zaś polega ich praca? Tu mamy tak naprawdę do czynienia z drugą partycją, być może bardziej znaczącą od tej, od której serial bierze swój tytuł. Gdyby zapytać, czym właściwie zajmują się pracownicy korporacji, należałoby odpowiedzieć, że ich zadaniem jest optymalizacja procesów. Dbają o to, żeby wszystko przebiegało bez przeszkód, żeby robota szła dalej. Jednym słowem, robią to, co każdy pracownik korporacji na całym świecie. Kto wie, może każdy pracownik w każdej pracy.

Wyjątkowość bohaterów serialu polega jednak na tym, że sens ich zawodu jest dla nich całkowitą abstrakcją, przełożoną na system znaków graficznych i cyfr, pod którymi może kryć się dosłownie wszystko. A że nic z tego, co dzieje się w pracy, nie przenika w ogóle do ich świadomości w życiu prywatnym, nie mają nawet jak się tego dowiedzieć. Co więcej, wykonując swoje zadania, wprawdzie opierają się na złożonych systemach obliczeniowych, ale decyzje muszą podejmować intuicyjnie. Ta współzależność bezdusznej aparatury ze zmysłowością, technologii z emocjonalnym wyczuciem stanowią najbardziej przerażający wymiar tej wizji.

Mam poczucie, że dzisiejsza polityka rozwija się według podobnego schematu i tu też mamy do czynienia z dwoma rodzajami partycji. Nie tylko polityczne i prywatne wartości zupełnie się ze sobą rozjeżdżają, ale stopniowo przyzwyczajamy się już do tego, żeby w kwestiach publicznych zgadzać się na rzeczy, na które nigdy nie zgodzilibyśmy się w żadnej sytuacji z życia prywatnego. Skądinąd nasze odruchowe reakcje i emocjonalne odruchy dawno stały się wypadkową oddziałującej na nas na coraz bardziej podprogowych poziomach aparatury. Tymczasem usprawnianie samego systemu stało się tak ważne, że całkowicie oddzieliło się od jego oficjalnych wartości i zasad. W ten sposób zresztą – dokładnie jak w serialu Rozdzielenie – doprowadziło to cały system do głębokiego kryzysu. Sama izolacja, mająca chronić stabilność korporacyjnego świata, zaczyna być dla niej największym zagrożeniem.

Nie przypadkiem daję tu przykład filmowy (serial) i wizualny (abstrakcyjne znaki na ekranach korporacyjnych komputerów). Nie od dziś wiadomo, że polityka zlała się na dobre z wizualnością i dziś te dwie domeny nie mogą bez siebie funkcjonować. Nie inaczej jest z optymalizacją kultury eksterminacji, która byłaby niemożliwa bez odpowiedniego wykorzystania różnych kodów obrazowych. Przede wszystkim w dzisiejszym świecie nie można zarządzać żadnym systemem – w tym, rzecz jasna, zaawansowanymi systemami militarnymi – bez użycia tak zwanych obrazów technicznych[11] czy „obrazów operacyjnych”[12]. Chodzi o takie komunikaty wizualne, które nie są przeznaczone dla ludzkiego obserwatora, a jedynie krążą po różnych częściach systemu, zapewniając mu płynne działanie. Oczywiście dane wywiadowcze, dokumentacja militarna są następnie obserwowane przez ludzi, ale to tylko drobna część operacji, których mnogości wręcz nie sposób prześledzić.

Następnie pojawiają się już bardziej znajome obrazy o charakterze propagandowym. Granice między nimi a materiałem wywiadowczym też dawno uległy zatarciu i tę szarą strefę między nimi armia izraelska wykorzystuje może najsprawniej na świecie. Chodzi tu o wszystkie te atrakcyjne i hipernowoczesne symulacje, infografiki, modele przestrzenne, które mają przekonać szerszą rzeszę odbiorców – nie tylko podejmujących decyzje polityków – do konieczności stosowania takich, a nie innych środków. Najsłynniejsze przykłady to choćby „ukazywanie” tunelów Hamasu pod szpitalem Al Shifa czy równie niesamowite animacje pokazujące składy rakiet Hezbollahu w domach w południowym Libanie. Oczywiście arsenał obrazów propagandowych nie wyczerpuje się w tych profesjonalnych symulacjach. Obejmuje też propagandę mającą ocieplać wizerunek armii izraelskiej, zniechęcać do Palestyńczyków, stawiać pod moralnym pręgierzem światową opinię publiczną rzekomo osuwającą się w prymitywny antysemityzm za każdym razem, gdy postanowi zadać elementarne pytania izraelskim przywódcom. Wypływamy tu na szerokie wody, na których krążą łodzie pod banderami kanałów telewizyjnych, tytułów prasowych, influenserów na portalach społecznościowych, armie botów i tak dalej. Wszystkie jednak za pomocą różnych środków mają realizować podobne zadania.

Nie należy zapominać również o bardziej czasochłonnych i oddziaływających bardziej długotrwale obrazach. Popularne seriale, takie jak Homeland czy Fauda, potrafią na lata utrwalić podprogowy obraz konfliktu, na którym zależy producentom. Zdarzają się oczywiście wyjątki, jak serial Our Boys, choć i tu można by się doszukać subtelnych tropów hasbary, czyli izraelskiej propagandy. Taki PR-owy charakter mają też niekiedy wielkie dzieła sztuki filmowej, których wydźwięk akurat w tej kwestii często pozostaje w tle, co wcale nie znaczy, że jest nieobecny. Jeszcze do tego wrócę.

Skoro obrazy mogą być narzędziem w rękach oprawców, mogą stać się również narzędziem oporu. Dlatego w tym procesie przemierzania kultury eksterminacji chciałbym tutaj czasem pójść śladami filmów, które przydają się właśnie do tego, aby zaburzać sprawność ludobójczej operacji, nie usprawniać systemu, a nawet w jakiejś mierze go demontować. Skoro ludobójstwo w Gazie stanowi przykład masakry sfilmowanej, zarejestrowanej, a niekiedy nawet inscenizowanej pod dyktando obrazów filmowych, konieczne jest pokazanie również innych przekazów wizualnych, które tej procedurze przeciwdziałają.

Celowo nie odwołuję się do dzieł artystycznych mających wysoką wartość estetyczną. Skupiam się na wartości użytkowej obrazów, ich zdolności do interwencji w najbardziej zwarte spoiwa wojennej propagandy. Są to też filmy łatwo dostępne, zrobione prostymi środkami i odwołujące się do jak najszerszego grona odbiorców. To właśnie na tym przyziemnym, praktycznym poziomie toczy się najważniejsza według mnie walka o to, żeby naszą tradycję i kulturę – a więc nasze przyszłe intuicje – budowały nie tylko dokumenty barbarzyństwa, lecz także dokumenty oporu.

Przypisy

Wstęp

[1] Walter Benjamin, O pojęciu historii, przeł. Adam Lipszyc, w: tegoż, Konstelacje. Wybór tekstów, przeł. Adam Lipszyc, Anna Wołkowicz, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2012, s. 314.

[2] Por. Chris Hedges, Genocide. The New Normal, Substack, 6.01.2025, https://chrishedges.substack.com/p/genocide-the-new-normal, dostęp: 20 kwietnia 2025.

[3] Herta Müller, Open Letter, „Truth of the Middle East”, 5 czerwca 2024, https://truthofthemiddleeast.com/herta-muller/, dostęp: 20 kwietnia 2025.

[4] Alison Flood, Herta Müller Takes Nobel Prize of Literature, „The Guardian”, 8 października 2009, https://www.theguardian.com/books/2009/oct/08/herta-muller-nobel-prize-literature, dostęp: 20 kwietnia 2025.

[5] Andreas Malm, The Destruction of Palestine Is the Destruction of the Earth, Verso, 8 kwietnia 2024, https://www.versobooks.com/en-gb/blogs/news/the-destruction-of-palestine-is-the-destruction-of-the-earth, dostęp: 20 kwietnia 2025.

[6] Akkas Al-Ali, “You know what is happening”: Letter to an Israeli friend, „Ceasefire Magazine”, 27 sierpnia 2014, https://ceasefiremagazine.co.uk/you-happening-letter-israeli-friend/, dostęp: 20 kwietnia 2025.

[7] Didier Fassin, Une étrange défaite. Sur le consentement à l’écrasement de Gaza, La Découverte, Paris 2024, s. 8.

[8] Por. Noam Chomsky, Edward S. Herman, Manufacturing Consent. The Political Economy of the Mass Media, Pantheon Books, New York 1988.

[9] Walter Benjamin, Pasaże, przeł. Ireneusz Kania, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2005, s. 521 (N 9, 4).

[10] Siegfried Kracauer, Jacques Offenbach i Paryż jego czasów, przeł. Andrzej Sąpoliński, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1992, s. 114.

[11] Por. Das Technische Bild. Kompendium zu einer Stilgeschichte wissenschaftlicher Bilder, Hrsg. Horst Bredekamp, Brigit Schneider, Vera Dünkel, Akademie Verlag, Berlin 2008.

[12] Por. Harun Farocki, Eye/Machine, 2000, https://www.harunfarocki.de/installations/2000s/2000/eye-machine.html, dostęp: 20 kwietnia 2025.

Redakcja: Przemysław Wielgosz

Korekta: Paulina Bieniek, Marcin Grabski

Przygotowanie e-booka: Małgorzata Widła

Projekt graficzny: Przemek Dębowski

Zdjęcie na okładce: Hani Alshaer/Anadolu via Getty Images

Copyright © by Paweł Mościcki 2025

Copyright © for this Edition by Wydawnictwo Karakter 2025

ISBN 978-83-68059-74-8

220. książka wydawnictwa Karakter

Wydawnictwo Karakter

ul. Grabowskiego 13/1, 31-126 Kraków

karakter.pl

Zapraszamy instytucje, organizacje oraz biblioteki do składania zamówień hurtowych z atrakcyjnymi rabatami.

Dodatkowe informacje dostępne pod adresem [email protected] oraz pod numerem telefonu 511 630 317

Niniejsza publikacja jest chroniona prawem autorskim.

Publikacja może być zwielokrotniana i wykorzystywana wyłącznie w zakresie dozwolonym przez prawo lub umowę zawartą z Wydawcą. Zwielokrotnianie i wykorzystywanie treści publikacji w jakiejkolwiek formie do eksploracji tekstów i danych (text and data mining) lub do trenowania modeli sztucznej inteligencji bez uprzedniej wyraźnej zgody Wydawcy jest zabronione.