Gałązka rozmarynu - Amy Lowell - ebook
NOWOŚĆ

Gałązka rozmarynu ebook

Amy Lowell

0,0

Opis

Tom "Gałązka rozmarynu" – w przekładzie trzech tłumaczy: Engelkinga, Szuby i Sławka – ukazuje różne wymiary amerykańskiego modernizmu oraz wielogłosowość dzieła samej Amy Lowell, jednej z najwybitniejszych osób w gronie imagistów. To właśnie ona, choć długo odsuwana od kanonu, nadała poezji ogromną siłę. Związała zachwyt codziennością z ryzykiem intymności. Pisała o miłości między kobietami w epoce, która zakazywała słowa „lesbijka”. Oddawała zapach ogrodu, światło księżyca, ułamek gestu – i czyniła z nich literaturę. Kolejna pozycja w serii „This Is Not America” prezentuje głos „innej Ameryki” – queerowej, odważnej i niejednoznacznej. Dowodzi, że poezja to nie dogmat, lecz żywa lekcja ruchu i różnorodności. 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 40

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



W ogrodzie

Wersja Andrzeja Szuby

Wytryskując z ust kamiennych posągów,

By rozlać się beztrosko pod niebem,

W basenach o granitowych krawędziach,

Gdzie tęcza zwilża im stopy

I szepcze do przelotnego wiatru,

Woda napełnia szmerem ogród pośród

Cichych, krótko przystrzyżonych trawników.

Woń wilgotnych paproci w kamiennych tunelach,

Gdzie ciurkają i pluszczą fontanny,

Marmurowe fontanny, pożółkłe od obfitości wody.

Woda – rozbryzgując się na zmatowiałych

Od mchu stopniach – opada;

I powietrze wodą pulsuje,

Jej bulgotem i pędem, jej spazmami,

I głębokim, chłodnym pomrukiem.

A ja pragnęłam nocy i ciebie,

Chciałam cię oglądać w basenie,

Biel i blask w cętkowanej srebrem wodzie,

Gdy wysoko na łuku nocy

Nad ogrodem wędrował księżyc,

A wonne bzy ogarniał wielki spokój.

Noc i woda, i ty, bielusieńka, w kąpieli!

.

W ogrodzie

Wersja Leszka Engelkinga

Tryskając z ust kamiennych postaci,

By rozlać się swobodnie pod firmamentem

W obramowanych granitem basenach,

Gdzie tęcza wilży ich stopy

I z szelestem się zwraca do ulotnego wiatru,

Woda wypełnia szumem ogród,

Pośród cichych, krótko przystrzyżonych trawników.

Mokra woń paproci w tunelach z kamienia,

Gdzie ciurkają i pluszczą fontanny,

Marmurowe fontanny, żółte od wody nadmiaru.

Rozbryzgując się na matowych od mchu stopniach,

Woda spada;

Powietrze nią pulsuje,

Jej bulgotem i pędem.

Jej skokami i głębokimi, chłodnymi pomrukami.

A ja pragnę nocy i ciebie,

Chcę cię widzieć w basenie:

Biel i blask w srebrno nakrapianej wodzie.

Księżyc kłusował przez ogród,

Wysoki w sklepieniu nocy,

A zapach bzów był ciężki w swym znieruchomieniu.

Noc i woda, i ty, biel twoja, w kąpieli!

.

Dar

Patrz! Daruję ci siebie, ukochany!

Moje słowa to słoiczki,

Weź je i postaw na półce.

Mają kształty niezwykłe i piękne,

Cieszą oczy kolorem i blaskiem,

Które głoszą ich wielkie zalety.

Woń z ich wnętrza wypełnia pokój

Słodyczą kwiatów i roztartych traw.

Kiedy dam ci już wszystkie,

Będziesz miał mnie całą,

Ale ja będę martwa.

.

Niezdara

Jarzysz się w moim sercu

Jak płomyki niezliczonych świec.

Ale kiedy chcę ogrzać dłonie,

Przewracam świece, niezgrabna,

I wpadam potem

Na stoły i krzesła.

.

Jaka ja głupia

Masa dni przede mną piętrzy się bezładnie,

Chaos atomów, z którym do ładu dojść muszę,

Jakoś przeżyć, a najpierw trzeba je odkurzyć.

Wszystko musi być na czas, starannie,

Nie będzie odroczeń czy powtórzeń żadnych.

Jak mnich, gdy różańcem leczy swoją duszę,

Tak ja przesuwam te zimne cząstki bez wzruszeń,

Trud podejmując codzienny, co jest jak pył marny.

Znałam wielkich słońc chwałę nieskończoną,

Gdy dni pulsowały ogniem i radością!

Piłam szampana z kielicha namiętności

I czułam, jak śmieje się w żyłach krew rozżarzona!

Lecz ręka była zbyt niecierpliwa i wino rozlała,

Rozbiła kielich, nic nie zrozumiała.

.

Dama

Wersja Andrzeja Szuby

Jesteś przekwitła i piękna

Jak melodia ze starej opery

Wygrywana na klawikordzie;

Albo jak zalane słońcem jedwabie

W osiemnastowiecznym buduarze.

W twoich oczach

Tlą się zwiędłe róże wydartych czasowi minut,

Twoja dusza

Jak szczelny słój z korzeniami

Rozsiewa nieuchwytny aromat.

Zachwycają mnie twoje półtony,

A połączenia kolorów

Doprowadzają do szaleństwa.

Moja młodość jest nowiutkim pieniążkiem,

Który rzucam ci do stóp.

Nie dozwól, by leżał w kurzu –

Niechaj bawi cię jego połysk.

.

Dama

Wersja Leszka Engelkinga

Jesteś piękna i wyblakła

Jak melodia ze starej opery

Na klawikordzie zagrana

Lub jak zalane słońcem jedwabie

Osiemnastowiecznego buduaru.

W twoich oczach

Tlą się opadłe róże przeżytych chwil,

Aromat twojej duszy

Jest nieuchwytny, ulotny

I ma w sobie ostry zapach

Szczelnie zamkniętych słoiczków z przyprawami.

Zachwycają mnie twoje półtony,

Szaleństwem napełnia spojrzenie

Na twoje pomieszane kolory.

Mój animusz jest jak świeżo wybity miedziak,

Który rzucam ci pod stopy.

Podnieś go, otrzyj z kurzu,

Jego blask może się okazać zabawny.

.

Dama

Wersja Tadeusza Sławka

Jest Pani piękna i lekko przygaszona

Jak melodia ze starej opery,

Którą ktoś gra na klawesynie;

A może jak przesiąknięte słońcem jedwabne

Tapety w osiemnastowiecznym buduarze.

W Pani oczach

Tlą się opadłe różane płatki chwil przeżytych do końca,

A Pani dusza pachnie perfumą

Mroczną i gęstą

Jak woń przypraw w słoikach.

Zachwycają mnie Pani półtony

I prawie odchodzę od zmysłów,

Widząc stonowane kolory, które Pani nosi.

Cała moja siła to świeżo wybita moneta,

Którą rzucam Pani pod nogi.

Proszę podnieść ją z prochu,

Jej błysk może Panią rozbawi.

.

Wiosenny dzień (fragment)

Południe i popołudnie

Kłąb zatłoczonych ulic. Przypływ i odpływ ruchu. Nieruchoma fasada kościoła, od której odbijają się ludzkie fale. Błysk słońca na boczne ulice. Świetliste wiry w aptecznych witrynach, skąd słoje żądlą tłum strzałami z fioletu, błękitu i złota. Łoskot i wstrząs, pomruk wysokich okien, wirowanie pasów w maszynach, zamazane kształty koni i samochodów. Korkociąg i dreszcz hamulców tramwaju, i fałszywy ton dzwonów dobijających się do metalicznego nieba. Jestem częścią miasta, pyłkiem miotanym wraz z tłumem. Dumna, że pod stopą czuję wirujący od stóp chodnik. Stopy drobią, skaczą, mitrężą, powłóczą, mozolą się lub podskakują i spieszą na sprężystych podbiciach. Chłopiec sprzedaje gazety, czuję zapach świeżej farby drukarskiej. Gazety są rześkie jak powietrze, ich woń kłuje nozdrza jak tulipany i narcyzy.

Błękit nieba przechodzi w cytrynę, i wielkie złote języki oślepiają witryny wystawiające swój towar w potokach ognia.

.

Ulice

z Yakury Sanjina; 1769

Choć przewędrowałem osiemset osiem ulic tego miasta,

Nic nie wydało mi się piękniejsze

Od Kobiet z Zielonych Domów

Strojnych w pasy ze złotogłowiu

I suknie z długimi rękawami

Koloru drzewnych słojów.

Podczas przechadzki

Rąbki ich szat unoszą się na wietrze,