Fedra - Jean Racine - ebook

Fedra ebook

Racine Jean

0,0

Opis

"Fedra" to dramat Jeana Racine'a, francuskiego dramaturga, autora przesiąkniętych pesymizmem sztuk, uważanych za mistrzowskie w przedstawianiu kobiecej psychiki.
"Fedra" to klasycystyczna tragedia której treść zaczerpnięta została z mitologii greckiej i opowiada o nieszczęśliwej miłości, jaką tytułowa bohaterka zapałała do własnego pasierba.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 62

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Jean Racine

FEDRA

Wydawnictwo Avia Artis

2022

ISBN: 978-83-8226-883-6
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (https://writeapp.io).

Osoby

TEZEUSZ, syn Egeja, król Aten FEDRA, żona Tezeusza, córka Minosa i Pasifay HIPOLIT, syn Tezeusza i Antjopy, królowej Amazonek ARYCJA, księżniczka królewskiej krwi ateńskiej TERAMENES, ochmistrz Hipolita ENONA, piastunka i powiernica Fedry ISMENA, powiernica Arycji PANOPE, jedna z dworek Fedry STRAŻNICY

Rzecz dzieje się w Trezenie, mieście na Peloponezie.

Akt I

SCENA I

HIPOLIT, TERAMENES.

HIPOLIT:Tak, zamiar mój powzięty, drogi Teramenie: Jadę, dłużej nie gościć mi w lubej Trezenie. W tej śmiertelnej obawie, jaka mną porusza, Hańbiącej bezczynności nie ścierpi ma dusza. Od pół roku rodzica z mych oczu straciwszy, O los jego niepokój muszę czuć najżywszy, Nieświadom, ni gdzie bawi, ni jakie koleje... TERAMENES:Gdzież jeszcze, panie, znaleźć go żywisz nadzieję? Już, aby uspokoić twych obaw zawiązki, Zbiegłem dwa morza, które Korynt dzieli wąski, Pytałem o Tezeja ludów, co są blisko Acheronu, gdy w piekłach gubi swe łożysko, Zbiegiem próżno Elidę, Tenarę, by potem Dotrzeć do mórz, rozgłośnych Ikarowym lotem. Jakimż nowym wysiłkiem, w jakiej szczęsnej ziemi, Mniemasz, iż zdołasz zgonić go kroki chyżemi? Kto wie, panie, król, rodzic twój wielki, azali Pragnie, abyśmy jego ukrycie poznali? Może, gdy my tu drżymy wraz o jego głowę, On, spokojny, miłostki kryjąc jakieś nowe, Przy boku lubej, która, bądź wcześniej, bądź później...

HIPOLIT:Wstrzymaj się i Tezeja imieniu nie bluźnij! Wszak on, z bujnej młodości pokus uleczony, Dziś przeciw tym zaporom nie jest bez obrony I Fedra, w trwałych uczuć okuwszy go pęta, Oddawna już rywalki szczęsnej nie pamięta. Słowem, mą powinnością jest spieszyć w tę drogę, Rzucając miejsca, w których dłużej żyć nie mogę. TERAMENES:I odkądże to, panie, przykrem ci się stało Lube miejsce, gdzie młodość swą spędziłeś całą I w którem przekładałeś spokojne wywczasy Ponad świetności Aten, nad dworskie hałasy? I czemuż ci ta ziemia dzisiaj tak niemiłą? HIPOLIT:Te czasy już przepadły. Wszystko się zmieniło, Odkąd na te wybrzeża bogi nam zesłały Potomkinię Minosa oraz Pazifay. TERAMENES:Rozumiem, znam niedolę, co serce ci toczy: Fedry drażni cię bliskość i rani twe oczy. Ta złowroga macocha zaledwo was, panie, Ujrzała, wnet twym losem stało się wygnanie. Lecz nienawiść jej dawna ku twojej osobie Wygasła, albo znacznie ostygła w tej dobie. A zresztą, w czemże dzisiaj zagrażać ci zdoła Kobieta bliska śmierci, której sama woła? Dotknięta jakimś bólem, co zjada ją skrycie, Zmierżona sama sobą i własne klnąc życie, Czyż knuć jakoweś plany przeciwko wam może? HIPOLIT:Nie o jej też nienawiść daremną się trwożę, Kto inny spokojności mej stał się przeszkodą:

Uchodzę, wyznam oto, przed Arycją młodą, Odroślą krwi nieszczęsnej, od wieka nam wrogiej. TERAMENES:Co? I ty, panie, wyrok jej niesiesz tak srogi? Okrutnych Pallantydów siostrzyca ta miła Czyż kiedykolwiek zbrodnie swych braci dzieliła? Zacóż nienawiść ścigać ma piękność tak przednią? HIPOLIT:Gdybym jej nienawidził, nie kryłbym się przed nią. TERAMENES:Panie, wolnoż mi szukać słowa tej zagadki? Czyżby to miał już nie być Hipolit, ów rzadki Bohater, w swej hardości głuchy na rozkazy Mocy, której Tezeusz uległ tyle razy? Czyżby Wenus, niezdolna na wzgardę swą patrzeć, Chciała błędy Tezeja twą słabością zatrzeć I, narówni z innymi pojmawszy cię w sidła, Zmusiła, abyś winne jej palił kadzidła? Czyliżbyś kochał, panie?HIPOLIT: Coś rzec się ośmielił? Ty, coś od lat najmłodszych myśl mą każdą dzielił, Ty możesz żądać, abym zaparł się niegodnie Uczuć serca, co słabość ma sobie za zbrodnię? Niedość, że Amazonka matka z swojem mlekiem Wszczepiła mi tę dumę, rosnącą wraz z wiekiem, Ja sam, w młodzieńcze lata wstąpiwszy dojrzałe, W świadomości tych uczuć zwykłem czerpać chwałę. Ty, opiekun, przyjaciel wierny od lat dawnych, Prawiłeś mi o ojca mego dziełach sławnych — Wiesz, jak ma dusza, tkliwa na czucia szlachetne, Rozpalała się, chłonąc czyny jego świetne, Słysząc, jak ów bohater mocą dłoni swojej Po stracie Heraklesa żal śmiertelnych koi,

Jak poskramia potwory i złoczyńców kara, Prokusta, Cercyjona, Skirona, Sinara, Jak kości Epidaura olbrzyma w proch miota I Minotaura zbawia sprosnego żywota. Lecz znów, gdyś mi wyliczał mniej chlubne zapały, Jak w stu miejscach obnosi swój płomień niestały, Jak za Heleny grabież pomsty woła Sparta, Jak płacze Peribea, z czci przezeń odarta, I tyle innych, których i imion nie pomnę, Nazbyt ufnych w przysięgi jego wiarołomne: Arjadna, żal swój zimnym zwierzająca skałom, Fedra, porwana przezeń z większą nieco chwałą — Wiesz, jak, słuchając, żalu pełen i boleści, Nagliłem nieraz, abyś skrócił swe powieści, Szczęsny, gdybym w pamięci zdołał czyny owe Zatrzeć, tak chlubnych dziejów niegodną połowę! I jaż miałbym znów z siebie dziś dawać igrzysko? Mnież mieliby bogowie pogrążyć tak nisko? W mych nikczemnych wzdychaniach wzgardy tem godniejszy, Że Tezeusza słabość dzieł jego nie zmniejszy, Z mej zaś ręki dotychczas żadna bestja krwawa, Poległszy, do wywczasów nie dała mi prawa! Gdyby nawet ma duma ulec miała klęsce, Godziż mi się Arycję przyjąć za zwycięzcę? Czyż mogłyby zapomnieć me zbłąkane zmysły O strasznych groźbach, jakie nad nami zawisły? Ojciec jej nienawidzi, niezłomną ustawą Odjął jej macierzyństwa przyrodzone prawo — Lęka się snać odrośli tej rasy zbrodniczej — Wraz z nią ród cały pogrześć w niepamięci życzy I, do zgonu trzymając ją w ciasnej niewoli, Nigdy hymenu ogniów wzniecić nie pozwoli. Miałżebym przeciw ojcu przy jej boku stawać?

Niebacznego zuchwalstwa miałbym przykład dawać? I szalonej miłości nieopatrzna siła... TERAMENES: Ach, panie, jeśli twoja godzina wybiła, Darmobyś w zimnych racjach znaleźć chciał ostoję! Tezeusz, pragnąc przymknąć, otwarł oczy twoje I zakaz jego, płomień twój drażniąc młodzieńczy, Przedmiot gniewu w twych oczach nowym czarem wieńczy. I czemuż się tak lękać niewinnej miłości? Czyż w twem sercu jej słodycz nigdy nie zagości? Wiecznież pragniesz swym dzikim skrupułem się rządzić? Krocząc w ślad Herkulesa, czyż można pobłądzić? Któż w obliczu Wenery został nieugięty? Ty sam gdzieżbyś był, panie, ty, wróg jej zawzięty, Gdyby dumna Antjopa wzbraniała się zawsze Tezejowi swe czucia objawić łaskawsze? Pocóż się tak nieść górnie, młody przyjacielu? Przyznaj, wszystko się zmienia... I od dni niewielu Mniej często widać ciebie, jak, dumny i śmiały, Wzdłuż wybrzeża powozisz swój rydwan wspaniały, Albo, w Neptuna sztuce zarówno uczony, Wędzidłem pęd rumaka miarkujesz szalony; Mniej często krzyków naszych gwar potrząsa knieją; Twe oczy jakimś blaskiem tajemnym goreją! Ty kochasz, płoniesz cały — tak, panie, to jasne: Ty cierpisz, sam przed sobą czucia kłamiąc własne. Czy Arycji tak słodkie uwiodły cię lica? HIPOLIT: Teramenie, odjeżdżam, by szukać rodzica. TERAMENES:Czy nie pożegnasz Fedry, nim ruszysz stąd, panie? HIPOLIT:Mam ten zamiar. Spiesz, poproś ją o posłuchanie! Tak każe mi powinność. Lecz oto Enona

Spieszy tu, jakby nowem nieszczęściem rażona.

SCENA II

HIPOLIT, TERAMENES, ENONA.

ENONA: Ach, panie, strasznej wieści widzisz we mnie gońca! Królowa już dobiega losów swoich końca. Dzień i noc przy jej boku stróżuję daremno: Ginie od cierpień jakichś, tajonych przede mną. W ciągłej rozterce, zmysłów swych zebrać nie może, Niepokojem miotana, rzuca nagle łoże, Pragnie widzieć blask słońca, jednakże nikogo Oczy jej, zbyt znękane, oglądać nie mogą. Idzie tu. HIPOLIT: Dość! Królowej niech się wola ziści:

Wraz usunę z jej oczu przedmiot nienawiści!

SCENA III

FEDRA, ENONA.

FEDRA: Nie, nie pójdę już dalej, przystańmy, Enono! Omdlewam, dziwna niemoc uciska me łono, Oczy me razi jasność, dawno niewidziana, I drżące się pode mną zginają kolana. Och! Och! (siada)ENONA: Bogi, wejrzyjcie na biedną królowę! FEDRA: Jakże mi te klejnoty uciskają głowę! Jakaż natrętna ręka, podchodząc mą wolę, Włosy mi w puklów tysiąc zaplotła na czole? Wszystko mnie drażni, wszystko w męczarnię się zmienia.