Facet na wakacje - Kinga Litkowiec, K.C. Hiddenstorm, Paulina Świst, Magdalena Winnicka, Charlotte Mils, Marta W. Staniszewska, J.B. Grajda, Agata Suchocka, Patrycja Strzałkowska, Agnieszka Siepielska, Anna Wolf - ebook
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

Jedenaście pikantnych miłosnych historii, które zapewnią niezapomnianą podróż do krainy rozkoszy. Niezobowiązujący flirt z atrakcyjnym nieznajomym w barze, namiętny seks w hotelowym pokoju, romantyczne zachody słońca na włoskiej Sycylii, mocno zakrapiana impreza w domu gwiazdora rocka zakończona zmysłową nocą spędzoną w jego łóżku… To tylko niektóre wakacyjne przygody, na które zapraszają mistrzynie gatunku. Z tą książką lato będzie wyjątkowo gorące!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 429

Data ważności licencji: 6/15/2028

Oceny
4,1 (487 ocen)
234
123
90
31
9
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ani_Ma

Z braku laku…

Najlepsze, a właściwie jedyne warte na końcu...
10
Gonia125

Dobrze spędzony czas

dobrze spedziny czas
00
aglogowska10

Nie oderwiesz się od lektury

polecam 🌟🌴☀️
00
GumiBunia

Nie oderwiesz się od lektury

:)
00
graphix

Dobrze spędzony czas

Przeczytane ale rewelacji nie ma. Jak to zwykle bywa w antologiach to są różne opowiadania różnych autorów jednak tu mogę powiedzieć że raczej większość fajnych - część po prostu bo pisane przez autorów których lubię. Nawet postanowiłam na podstawie opowiadania przeczytać książkę autorki której jeszcze nie miała okazji książek czytać. Można przeczytać ;)
00



Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN

Redakcja: Beata Kostrzewska

Redaktor prowadzący: Grażyna Muszyńska

Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Dorota Piekarska, Barbara Milanowska (Lingventa)

Zdjęcie na okładce:

© FXQuadro/Shutterstock

Elementy graficzne w tekście:

© Ekaterina Tutynina/Dreamstime.com

© Diana Meleshchuk/Dreamstime.com

Przygoda z rockmanem © Kinga Litkowiec

Obietnica © K.C. Hiddenstorm

Chłopak na wakacje © Magdalena Winnicka

Brzoskwinie i wisienki © Charlotte Mils

Hotel © Marta W. Staniszewska

Trzy tygodnie na miłość © J.B. Grajda

Kwestia honoru © Agata Suchocka

Wspieraj mnie © Patrycja Strzałkowska

Focus © Agnieszka Siepielska

Palermo © Anna Wolf

Sprawa Mariusza K. © Paulina Świst

© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2021

ISBN 978-83-287-1725-1

Wydawnictwo Akurat

Wydanie I

Warszawa 2021

To bardzo głupi pomysł, Maggie – mówi sceptycznie moja przyjaciółka.

– Zoe ma rację. Zobaczysz, że wylądujemy w areszcie – popiera ją Katie.

– Nie wierzę, że otaczam się takimi tchórzami – odzywam się zniesmaczona. – Nic się nie wydarzy!

Muszę to zrobić. Skoro doszłam pod samą rezydencję, to do niej wejdę. Przynajmniej spróbuję, bo sobie to obiecałam.

Kilka dni temu skończyłam dwadzieścia jeden lat, a dziś uczciłam to w towarzystwie moich najlepszych przyjaciółek. Wypiłyśmy trochę więcej, niż miałyśmy w planie, i właśnie przez to powstał ten szalony pomysł.

– Rodzice chybaby mnie zabili! Ledwo ich przekonałam, żeby wypuścili mnie do tego klubu, ale to jest już przesada. Mag, chcesz wejść do domu gwiazdy rocka! Kiedy tylko nas zobaczy, zawiadomi policję!

– Tam jest mnóstwo ludzi, a połowy pewnie w ogóle nie zna. Daj spokój, Zoe. Jesteśmy ubrane w kiecki za pięćset dolarów, wyglądamy jak jedne z dzianych lalek, którymi otacza się Dark Souls – wybuchnęłam, próbując przekonać przyjaciółkę.

Naprawdę chcę tam wejść. Muszę to zrobić i po raz pierwszy zobaczyć na żywo Adama Danielsa, wokalistę mojego ulubionego zespołu rockowego. Rzadko bywa w New Jersey, a teraz urządza prywatną imprezę w swojej willi. Dlaczego miałabym nie spróbować spełnić jednego ze swoich największych marzeń?

– Przypominam ci, że jutro musimy oddać te kiecki do sklepu, bo nas na nie nie stać. Jeśli je zniszczymy, będziemy miały problemy.

– Oddamy je jutro w idealnym stanie i odzyskamy swoje pieniądze – zapewniam spokojnie.

Każda z nas wydała wszystkie swoje oszczędności na sukienki, na które normalnie nie mogłybyśmy sobie pozwolić. Zostawiłyśmy metki i schowałyśmy je pod materiałem, by jutro móc zwrócić je pod pretekstem złego rozmiaru czy też dlatego, że zwyczajnie się rozmyśliłyśmy. Nawet pod wpływem alkoholu zdaję sobie sprawę z tego, że muszę uważać na cudo, które opina moje ciało niczym druga skóra.

Zoe jednak nie wygląda na przekonaną. Jest nieśmiała i nawet drinki nie potrafią przerwać jej wiecznych wątpliwości co do każdej podejmowanej decyzji. Patrzy na mnie z wściekłością i żalem, jakbym ją zawiodła. Zupełnie nie rozumiem, o co jej teraz chodzi. Mam jednak nadzieję, że chociaż Katie przestanie mieć wątpliwości. Skupiam się teraz na niej i biorę na siebie zadanie przekonania jej do mojego, może szalonego, pomysłu.

– Obie słyszałyście, o czym rozmawiały te dziewczyny w klubie. Adam przyjechał tu na kilka dni z całym zespołem. Niedługo rusza dalej w wakacyjną trasę koncertową i cholera wie, kiedy znów tu będzie. Taka okazja pewnie nigdy więcej się nie powtórzy. Zgodziłyście się tu przyjść, więc po prostu zróbmy to i chociaż raz nie przejmujmy się konsekwencjami każdej podejmowanej przez nas decyzji – wygłaszam tę przemowę tonem polityka.

– Powiedzmy, że uda nam się tam wejść. A co, jeśli są tam tylko osoby z jego najbliższego otoczenia? Wtedy będziemy spalone. Nie masz przecież pewności, że to nie jest kameralne przyjęcie.

– To rockmani! Mają przyjaciół, którzy kochają kobiety, zresztą tak samo jak oni. Każdy z nich pewnie przyprowadził kilka panienek! – rzucam nerwowo, mając już dość ciągłego tłumaczenia, że wszystko będzie w porządku.

– Ale nie będziemy się wychylać? – pyta niepewnie Katie.

– Co?! Ty chyba sobie żartujesz! – krzyczy oburzona Zoe. – Myślałam, że tylko Mag zwariowała!

– Hej! Nie zwariowałam! Możesz tego nie rozumieć, bo słuchasz tylko mdłego popu, a twoim największym marzeniem jest autograf Justina Biebera!

Dopiero teraz dochodzi do mnie, że przegięłam. Zoe nigdy nie oceniała nas na podstawie upodobań muzycznych, my też nie odzywałyśmy się, gdy puszczała swoją playlistę. Teraz powiedziałam za dużo. Jest mi strasznie głupio i zaczynam czuć się winna.

– Nie każdy marzy o facecie, który nie pamięta, ile lasek zaliczył – rzuca kąśliwie.

W innych okolicznościach z pewnością coś bym odburknęła, jednak teraz jest mi po prostu wstyd za mój długi język.

– Przepraszam, Zoe – mówię ze skruchą.

– Wiecie co? Ja odpuszczam. Pójdę do domu i posłucham sobie mdłego popu przed snem. Na dziś wystarczy mi wrażeń. A wy idźcie i postarajcie się nie wpaść.

– Poczekaj! Na pewno nie chcesz wybrać się z nami? – pyta ją Kat.

– Nie. Nawet nie lubię ich muzyki. – Uśmiecha się krzywo i macha nam krótko na pożegnanie.

– Jutro ją przeproszę jak należy – odzywam się po chwili. – Nie chciałam jej urazić, po prostu wiem, że ona nigdy tego nie zrozumie.

– Nie musisz mi się tłumaczyć – odpowiada ze zrozumieniem Katie. – Nie jestem przekonana, czy to dobry pomysł, ale jeśli tego nie zrobię, do końca życia będę żałowała – dodaje, uśmiechając się nieznacznie. – Jaki jest plan?

– Przy drzwiach jest tylko jeden ochroniarz, wystarczy odwrócić jego uwagę.

– Jak chcesz to zrobić?

– Jak na filmach? – Szczerzę się do przyjaciółki, na co ona unosi brwi, posyłając mi pytające spojrzenie. – Rzucimy coś, żeby narobiło hałasu. Facet pójdzie zobaczyć, co się dzieje, a my wtedy wejdziemy.

– Mówisz poważnie? Co chcesz rzucić i jakim cudem? – Patrzy na mnie jak na idiotkę, na co tylko wzruszam ramionami. – Nie powinnaś oglądać tylu filmów.

– No dobrze, może nie do końca to przemyślałam – przyznaję z pokorą.

– Poczekajmy. To nie robot, może pójdzie za potrzebą.

Kiwam głową, choć wciąż zastanawiam się nad innym planem. Niedługo północ. Chcę jak najdłużej cieszyć się z pobytu w domu człowieka, który swoim głosem namieszał mi w głowie. Przysięgam, że kiedyś byłam inna. Przypominałam trochę Zoe. Skryta dziewczyna, nieczująca potrzeby wychylania się. I tak oto pewnego dnia przypadkiem trafiłam na jedną z piosenek Dark Souls. Tak właśnie zaczęła się moja obsesja. Do tamtego momentu oglądałam się za chłopakami o dziecięcej urodzie. Teraz nie rozumiem, dlaczego mi się podobali. Gdy pokochałam kawałki tego zespołu, zmieniły się moje preferencje, nie tylko muzyczne. Chciałam odnaleźć mężczyznę przypominającego Adama. Wysokiego, o szczupłej sylwetce, z wyraźną rzeźbą mięśni. Wytatuowanego i najlepiej z kilkoma kolczykami. O ostrych i męskich rysach twarzy. Z ciemnymi włosami i oczami barwą przypominającymi szmaragdy skąpane w mroku. Bardzo późno zrozumiałam, że nie ma drugiego takiego. Spotykałam się więc z facetami, którzy chociaż w niewielkiej części przypominali Adama. Nie związałam się jednak z nikim na poważnie. Nie dlatego, że nie byli moim ideałem mężczyzny. Problemem nigdy nie był wygląd, a charakter. Wiem, że dziś może się okazać, że Adam został przeze mnie bardzo wyidealizowany i czar szybko pryśnie. Może tak nawet byłoby dla mnie lepiej.

– Mag! – Katie mnie szturcha. – Idziesz?!

Wracam na ziemię i zauważam, że ochroniarz zniknął. Nie zastanawiam się, gdzie poszedł i ile mamy czasu. Po prostu podciągam sukienkę aż do talii i przeskakuję przez bramę. Dokładnie to samo robi moja przyjaciółka, a kiedy jesteśmy po drugiej stronie, biegniemy prosto do drzwi i bez zastanowienia wchodzimy, a raczej wpadamy do środka. Uderza w nas głośna muzyka, dochodząca z przeciwnej strony domu.

– Obyśmy tego nie żałowały – szepcze nerwowo Katie.

– Już tu jesteśmy. Za późno na wątpliwości.

Idziemy za dźwiękami muzyki, aż w końcu znajdujemy się na tyłach willi. Impreza wydaje się podzielona. Część gości znajduje się w ogromnym salonie. Piją, rozmawiają lub tańczą do rytmu. Przeszklone drzwi prowadzące na taras są otwarte i właśnie tam przebywa reszta ludzi. Kilka osób znajduje się w basenie, reszta bawi się wokół niego.

– Nasze sukienki wyglądają tu bardzo marnie – zauważa cierpkim tonem Kat.

Rozglądam się dookoła, przyglądając się wszystkim dziewczynom. Niektóre z nich wyglądają tak, jakby przyszły tu prosto z wybiegu. Kiedy urosły mi piersi, a pośladki się zaokrągliły, byłam zadowolona ze swojego wyglądu. Teraz jednak zaczynam się czuć jak brzydkie kaczątko.

– Wtopmy się w tłum – sugeruję przyjaciółce, starając się nie myśleć o tym, jak bardzo się wyróżniamy.

Przez przeszkloną ścianę zauważam Adama. Stoi tyłem, ale nie ma na sobie koszulki, więc bez problemu rozpoznaję go po tatuażu przedstawiającym zionącego ogniem smoka. Nagle czuję niepokój, przez który zamiast na taras podchodzę do stolika z alkoholem. Wypijam trzy shoty w ciągu dziesięciu sekund, po czym zerkam na Katie, która wlewa w siebie kieliszek wina.

– To się źle skończy – niemal warczy.

Spoglądam przez ramię i od razu zauważam pozostałych członków zespołu. Sean Cave, basista, rozmawia z kilkoma dziewczynami, które dosłownie pożerają go wzrokiem. Urodą przypomina napakowanego włoskiego modela, a jego jasnoszare oczy wydają się hipnotyzować, nawet gdy patrzą jedynie z plakatu. Nic dziwnego, że kobiety za nim szaleją. Tuż obok, na skórzanej białej kanapie, siedzi Harry Tena, perkusista, do którego Kat ma słabość. Blondyn z nieco przydługimi włosami i kolczykiem w wardze wygląda na znudzonego. Szturcham Katie i daję jej dyskretnie znać kiwnięciem głowy. Dziewczyna od razu spogląda we wskazanym przeze mnie kierunku, a po chwili na jej twarzy pojawiają się rumieńce.

– Boże, jaki on jest seksowny – piszczy mi do ucha.

– Idź do niego – nakłaniam przyjaciółkę.

– Zwariowałaś! Jestem zbyt trzeźwa, a to oznacza, że jeszcze myślę. – Po tych słowach od razu odwraca się w stronę baru i sięga po kolejną lampkę wina. – Poza tym wolałabym nie zbliżać się do niego nawet na odległość dwóch metrów. Nie mam zamiaru ryzykować.

– Przystopuj – mówię poważnie. – Jeśli przesadzisz i zalejesz się w trupa, zwrócisz na sobie zbyt dużą uwagę.

– Masz rację. – Zerka przez moje ramię i zamiera na moment. – Ale chyba to już nieważne, bo zbliża się tu Adam – dodaje drżącym głosem.

– Uśmiechnij się i nie mów niczego głupiego – nakazuję cicho.

Kat posyła mi wymuszony uśmiech, to musi wystarczyć. Sama robię to samo i zaczynam mamrotać coś o swoich paznokciach, a moja przyjaciółka udaje, że słucha, i zgrywa przejętą, choć na pewno nie słyszy niczego, co wychodzi z moich ust. Tak naprawdę nawet ja nie wiem, co przed sekundą powiedziałam. Szybko dolatuje do mnie mocny i cholernie seksowny zapach. Czuję obecność Adama za swoimi plecami i niemal mdleję. Walczę sama ze sobą, żeby się nie odwrócić. Pewnie przyszedł po coś do picia i zaraz odejdzie. Najchętniej zagadałabym do niego, jednak to nie wchodzi w grę z dwóch powodów. Po pierwsze, zaczęłabym pewnie mówić od rzeczy. A po drugie, istnieje prawdopodobieństwo, że naprawdę zna tu wszystkich.

Nagle ociera się ramieniem o moje nagie plecy, a w moim ciele wybucha tysiąc fajerwerków. Zaraz zacznę piszczeć z podniecenia. Boże, jestem taką idiotką.

– Shoty są niezłe, ale to jest znacznie lepsze.

Niepewnie odwracam głowę w kierunku mężczyzny, mając nadzieję, że mówi do kogoś innego, jednak on skupia swoje spojrzenie na mnie. Przez kilka pierwszych chwil patrzę na niego jak zahipnotyzowana, ale gdy unosi rękę wyżej, wracam do rzeczywistości. Odwracam się w kierunku Adama i sięgam po kieliszek wypełniony żółto-czerwonym alkoholem. Nie spuszczając z mężczyzny wzroku, upijam łyk, a w myślach krzyczę na siebie, że nie mogę tak się na niego gapić.

– Dobre, co to? – pytam, próbując zachować opanowany ton.

– Sex on the beach – mówi gardłowo.

Znów czuję, jakbym miała za chwilę zemdleć albo dostać orgazmu. Jego oczy błądzą po moim ciele, ma moment zatrzymują się na ustach, aż w końcu ponownie nawiązujemy kontakt wzrokowy.

– Widzę cię… Widzę was po raz pierwszy – odzywa się po chwili.

– Nie masz pamięci do twarzy – mówi zestresowana Katie.

– Wręcz przeciwnie. Mam dobrą pamięć – odpowiada, przyglądając się nam z zadumą. – Na pewno widzimy się po raz pierwszy.

Serce zaczyna walić mi jak szalone. Nie chcę stąd wychodzić. Próbuję znaleźć dobrą wymówkę, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Na szczęście do mężczyzny zbliża się Sean i odwraca jego uwagę.

– Stary, muszę cię na chwilę porwać.

Adam rzuca nam przelotne spojrzenie, po czym odchodzi ze swoim kolegą, a ja już ledwo trzymam się na nogach.

– Powinnyśmy stąd spierdalać – mówi przerażona Katie.

– Powinnyśmy, ale tego nie uczynimy – odpowiadam zdeterminowana. – Gdyby nasza obecność mu przeszkadzała, od razu coś by z tym zrobił.

– Głupia wymówka – karci mnie oschłym tonem.

– Jeśli chcesz, to idź. Jednak ja zostanę i mam nadzieję, że ty również. Możemy pójść nad basen. Tam jest ciemniej.

– Mag, jesteś postrzelona.

– Chcę jeszcze z nim porozmawiać – przyznaję podekscytowana. – Jego głos jest cholernie podniecający.

– Ciebie wszystko w nim podnieca i nawet to rozumiem, ale boję się, że będziemy mieć przez to kłopoty.

– Jeśli coś się stanie, wezmę wszystko na siebie. Obiecuję. Mogę powiedzieć, że szantażem zmusiłam cię do przyjścia tutaj. – Składam dłonie w błagalnym geście. – Proszę.

– Dobrze – odpowiada bez przekonania Katie.

Niemal skaczę z radości, gdy to słyszę. Zabieram drinka, którego podał mi Adam, i ciągnę przyjaciółkę w stronę basenu. Kiedy wychodzimy na zewnątrz, rześkie powietrze sprawia, że czuję się jeszcze lepiej. Choć ludzie, którzy nas otaczają, mają wszystko, o czym my możemy jedynie marzyć, teraz są tacy sami jak ja i Katie. Przez te kilka godzin chcę udawać, że tu pasuję. Nie twierdzę, że marzę o takim życiu, ale nie pogardziłabym kilkoma dodatkowymi zerami na koncie, pozostając przy tym wciąż anonimowa. Moja przyszłość jednak nie wróży bogactwa. Skończyłam bardzo zwykłą i bardzo przeciętną szkołę, nie mam znajomości i zbyt wielu perspektyw. Po wakacjach zaczynam pracę jako asystentka dyrektora w biurze rachunkowym. Będę mieszkać u rodziców przez kolejne pięć lat, póki nie uzbieram wystarczającej sumy, by móc wynająć mieszkanie, urządzić je i wciąż mieć oszczędności.

Kiedy alkohol zaczyna działać, bez problemu odrzucam myśli, którymi z pewnością zacznę przejmować się po wytrzeźwieniu. Poruszam biodrami w rytm muzyki i zaczynam naprawdę dobrze się bawić. Już po kilku minutach podchodzi do nas dwóch mężczyzn. Nie mam pojęcia, kim są, widzę ich po raz pierwszy w życiu, ale wyglądają na obrzydliwie bogatych i bardzo pewnych siebie. Zbyt pewnych.

– Kiedy zgodziłem się tu przyjść, nie spodziewałem się, że będę miał takie niesamowite widoki – stwierdza jeden z nich.

Uśmiecham się grzecznie, choć mam ochotę wywrócić oczami.

– Piękne kobiety to nasz nałóg – dodaje drugi.

Zaczyna robić mi się niedobrze. Sposób, w jaki mówią, a nawet ich najdrobniejsze gesty, sprawiają, że mam mdłości. Zachowują się, jakby robili nam przysługę, że z nami rozmawiają, i jakby chcieli coś w zamian.

– Przepraszam, ale muszę do toalety – odzywa się Kat. – Chodź ze mną, chyba za dużo wypiłam.

Przyjaciółka łapie moją dłoń i ciągnie mnie w stronę domu. Rzucam szybkie „przepraszam” facetom, którzy wyglądają na zaskoczonych tym, że nie błagamy ich o zainteresowanie. Czy wszyscy nadziani ludzie są tak zakochani w sobie? Kiedy wydaje mi się, że mogę na chwilę odetchnąć z ulgą, ponownie trafiam na mężczyznę, którego z oczywistych przyczyn powinnam unikać.

– A więc jak się tu znalazłyście? – pyta Adam, na którego niemal wpadam w wejściu.

Cholera.

– Przyszłyśmy z koleżanką – jąka się Kat. – Gdzieś tu powinna być. – Udaje, że jej szuka, rozglądając się na wszystkie strony.

– Przepraszam, ale moja przyjaciółka musi skorzystać z toalety – wtrącam cicho.

Adam gestem dłoni wskazuje nam kierunek, w którym musimy się udać, i na szczęście nie mówi nic więcej. Choć to głupie, w drodze do łazienki obie śmiejemy się w głos.

– Za dużo wypiłyśmy – mówi Kat, otwierając jedyne drzwi, jakie tu widzimy.

– Wiem. Powinnyśmy stąd spieprzać, a my dalej jesteśmy w jego domu. – Chichoczę głośno.

– Więc co robimy? Uciekamy czy dalej igramy z ogniem?

– Poigrajmy jeszcze trochę.

– Zauważyłaś, że alkohol zaczyna działać po pewnym czasie? – pyta rozbawiona Katie.

– Tak. Mam ochotę zatańczyć na stole Adama Danielsa!

– Boże! Tylko tego nie rób! – Dziewczyna zakrywa twarz dłońmi i tłumi śmiech.

W bardzo dobrych humorach wracamy na imprezę, która trwa w najlepsze. Zauważam dwóch mężczyzn, którzy wcześniej próbowali poderwać nas nad basenem. Skoro oni są w środku, my musimy wyjść na zewnątrz. Na szczęście Kat również ich widzi i bardzo chętnie udaje się ze mną na taras. Kilka osób tańczy, więc dołączamy do nich i ocieramy się o swoje ciała. Rzadko kiedy piję, ale gdy już to robię, to w towarzystwie mojej przyjaciółki. Z Zoe nie wychodzimy tak często, bo jest wyjątkowo nieśmiałą osobą. Za to z Katie rozumiem się bez słów. Lubimy się razem bawić i zawsze czujemy się świetnie w swoim towarzystwie. Nawet teraz, wśród ludzi, od których odstajemy. Odwracamy się do siebie plecami, stykamy nimi i poruszamy seksownie biodrami. Moja twarz skierowana jest w stronę wejścia do domu, na progu nagle pojawia się Adam i bez cienia wstydu zaczyna mi się przyglądać. Nie wiem, dlaczego to robię, ale posyłam mu najbardziej seksowne i prowokujące spojrzenie, jakie jestem w stanie przywołać. Być może ryzykuję, ale, cholera… Jestem w domu mężczyzny, którego plakaty zdobią moją sypialnię. Jestem tu i dochodzę do wniosku, że dziś jest mój szczęśliwy dzień. Uginam delikatnie kolana, schodząc nieco niżej. Adam przygląda mi się z jeszcze większą ciekawością i nawet z tej odległości widzę, że podoba mu się to, na co patrzy. Nagle Katie odwraca się ku mnie, więc niechętnie robię to samo.

– Jeśli wypiję jeszcze jednego drinka, ściągnę tę sukienkę i wskoczę do basenu – krzyczy mi do ucha.

Mam nadzieję, że nikt tego nie usłyszał.

– Przypominam ci, że nie masz na sobie stanika.

– I co z tego?! Jestem wśród ludzi, którzy z pewnością nie takie rzeczy już widzieli!

A jeszcze nie tak dawno temu nie była wcale pewna, czy chce się tu wkraść. Teraz rozważa kąpiel toples. Mam jednak nadzieję, że tylko żartuje. Mimo wszystko notuję sobie w głowie, żeby jej pilnować. Zdecydowanie nie powinna więcej pić.

Znów podrygujemy w rytm muzyki. Zastanawiam się, czy Adam wciąż mnie obserwuje. Liczę, że tak. Podchodzi do nas jakiś mężczyzna, zaczyna z nami tańczyć. Skądś kojarzę jego twarz, ale nie podoba mi się ten trójkąt. Kat wydaje się bardzo zainteresowana, dlatego po prostu odpuszczam. Skoro przebywa na świeżym powietrzu, a w zasięgu jej wzroku nie znajduje się alkohol, chyba mogę zostawić ją samą.

Ruszam w stronę rezydencji, ale w wejściu na taras nie zauważam Adama. Czuję się zawiedziona. Być może nawet na mnie nie patrzył. Lub po prostu przyglądał mi się jak skończonej wariatce, a ja źle odczytałam jego spojrzenie. Jakaś część mnie chce wracać do domu. Zatrzymuję się na chwilę, by zastanowić się, gdzie powinnam teraz pójść, jednak nagle na biodrach czuję czyjeś ręce. Już mam się odwrócić i wybuchnąć, ale zanim robię cokolwiek, słyszę ten głos.

– Zatańcz ze mną.

Przez chwilę zastanawiam się, czy to na pewno Adam. Nie pomyliłabym jego głosu z żadnym innym, ale wyobraźnia może przecież płatać figle. Ostrożnie odwracam się w stronę mężczyzny, który okazuje się być tym, za kogo go wzięłam. Nie odpowiadam mu, tylko zarzucam ręce na jego ramiona, a on wciąż obejmuje moje biodra. Zaczyna mi dudnić w uszach. Trochę przez alkohol, jednak przede wszystkim z powodu tego, co właśnie się dzieje. Nigdy nie myślałam, że kiedykolwiek będę miała możliwość dotknięcia Adama. Próbuję nie zachowywać się jak idiotka i ze wszystkich sił wstrzymuję szeroki uśmiech. To trudne, szczególnie teraz, kiedy on tak na mnie spogląda. Głowę pochyla nieznacznie w lewo i przymrużonymi oczami wpatruje się we mnie tak, jakby chciał poznać wszystkie moje myśli. Nagle nachyla się ku mnie, a moje serce staje. Jego usta są tak blisko moich, że myślę już tylko o tym, jak bardzo chciałabym go pocałować.

– Jak się tu dostałaś? – pyta szorstkim głosem.

Przerywamy taniec, ale nie zmieniamy pozycji. Wciąż jesteśmy bardzo blisko, przez co nawet nie potrafię się skupić. Nie czuję lęku przed odpowiedzią.

– Nie uwierzyłeś w koleżankę? – W odpowiedzi wolno kręci głową i posyła mi subtelny uśmiech. – A uwierzysz, jeśli powiem ci, że się tu wkradłyśmy?

– W to jestem w stanie uwierzyć – mówi jakby trochę rozbawiony. – Chyba musimy porozmawiać.

– Zadzwonisz po policję?

Teraz panikuję.

– Po policję? – odpowiada zaskoczony. – Chcę tylko porozmawiać. Spokojnie, mała.

Kciukiem przejeżdża po mojej dolnej wardze, a to sprawia, że nogi się pode mną uginają. Wiem, że w tym momencie powinna mi się zapalić czerwona kontrolka, że powinnam uciekać. Pewnie zrobiłabym to bez zastanowienia, gdyby stał przede mną jakikolwiek inny mężczyzna. Jednak to przecież Adam.

Przechodzimy do środka, jednak Daniels chwyta moją rękę i wyciąga mnie z pomieszczenia, w którym przebywają inni goście. Dobrze, teraz zaczynam się trochę niepokoić, a jednocześnie czuję pewne podniecenie. Mentalnie strzelam sobie w czoło, karcąc się za zbyt dużą ilość wypitego alkoholu. Teraz to nawet nie potrafię się zmusić do racjonalnego myślenia.

– Gdzie mnie prowadzisz? – pytam, gdy wspinamy się po schodach.

– Tam, gdzie jest cicho.

Ta odpowiedź nie do końca mi się podoba.

Wchodzimy do ogromnej sypialni, co jest kolejnym złym znakiem.

– Jak się tu wkradłyście? – Adam zamyka drzwi i staje za mną. – Odpowiedz.

– Poczekałyśmy, aż ochroniarz pójdzie za potrzebą. – Nie jestem w stanie ukryć dobrego humoru, choć sytuacja jest dość przerażająca.

Adam robi kilka kroków i się szczerzy, rozbawiony moją odpowiedzią, i zaraża mnie swoim uśmiechem.

– Dlaczego to zrobiłyście?

– Jesteśmy waszymi fankami. Ale spokojnie, nie jesteśmy psychiczne!

– Coś z wami na pewno musi być nie tak, skoro zdecydowałyście się na coś takiego.

– Za dużo wypiłyśmy.

– Jak dużo?

– Może o dwa drinki więcej, niż planowałyśmy – kłamię, bo nie chcę wyjść na alkoholiczkę.

Mężczyzna przygląda mi się z dziwnym zainteresowaniem. Wygląda tak, jakby właśnie intensywnie o czymś myślał.

– I nie jesteś zalana w trupa? – pyta podejrzliwym tonem.

– Nie!

– Więc mogę zrobić to…

Zbliża się do mnie z prędkością świata, po czym przyciska usta do moich warg. Zaskoczona, rozchylam je i tym samym wpuszczam jego język, który od razu odnajduje mój. Jęczę równie zszokowana, co pobudzona. Walczę ze sobą, bo to jest złe, ale z drugiej strony spełnia się moja fantazja. Wiem, że jeśli tego nie przerwę, wszystko pójdzie w jeszcze gorszym kierunku.

– Poczekaj. – Z bólem kończę pocałunek, który był najlepszy w moim życiu. – Przyznaję, że mam bzika na twoim punkcie i niejednokrotnie wyobrażałam sobie wiele rzeczy, które… – Uświadamiam sobie w tym momencie, co chciałam mu powiedzieć. Zaciskam usta, ponownie strzelając sobie mentalnie w łeb. – Nieważne. Chodzi o to, że nie jestem taka. Chciałam zobaczyć cię na żywo, ale nie mam ochoty być jedną z tych dziewczyn, które rozkładają przed tobą nogi, gdy tylko kiwniesz palcem.

Choć się wstydzę, unoszę głowę i patrzę prosto w jego oczy. Adam po raz kolejny mnie obserwuje i to coraz mniej mi się podoba.

– Co chciałaś powiedzieć? – pyta z zadumą w głosie, na co posyłam mu pytające spojrzenie. – Co sobie wyobrażałaś?

– Naprawdę tylko to zapamiętałeś? – rzucam zniesmaczona.

– Nie. Nie o to chodzi. Wybacz, źle to zabrzmiało. – Chwyta mnie w pasie i odwraca tyłem do siebie, po czym mocno dociska swoje ciało do mojego. – Wyobrażałaś sobie, że cię pieprzę? – szepcze bezwstydnie do mojego ucha. – Odpowiedz – ponagla, gdy ja jedynie patrzę przed sobie szeroko otwartymi oczami. Ledwo zauważalnie kiwam głową. – Teraz możesz to zrobić naprawdę i pękasz?

– Nie jestem dziwką – odpowiadam cicho.

– A więc kim jesteś? Powiedz mi coś o sobie.

– Nikim – mówię gorzko. – W normalnych okolicznościach nawet nie zwróciłbyś na mnie uwagi.

– Zdradzić ci coś? – Jego oddech owiewa moją szyję, co cholernie utrudnia mi samokontrolę. – Dawno nie zwróciłem uwagi na nikogo, dopóki nie zobaczyłem ciebie.

– Mało kreatywny sposób na podryw.

– Mówię szczerze. Jesteś piękna. Wyróżniłaś się z tłumu i tylko dlatego domyśliłem się, że nie jesteś jedną z dziewczyn, które zaprosili moi kumple. Powiedz mi więc… Kim jesteś?

– Nazywam się Maggie Tomhson. I tak jak już mówiłam, jestem nikim – stwierdzam cierpko i uwalniam się z jego uścisku. – Przyjaciółka pewnie mnie szuka.

Chcę go wyminąć i zejść na dół, ale blokuje mi drogę.

– Nigdy nie mów, że jesteś nikim – odzywa się poważnie. – Wtedy ludzie będą tak o tobie myśleć, a ty na to nie zasługujesz.

– Skąd wiesz? Nie znasz mnie – ripostuję.

– Jeszcze żadna fanka nie dała mi kosza. Musisz być kimś wyjątkowym.

– Może masz po prostu za duże ego? – rzucam kąśliwie.

– Mam wiele dużych rzeczy – odpiera znaczącym tonem.

– Boże. – Śmieję się, kręcąc głową. – Pójdę już.

Tym razem mnie przepuszcza. Schodzę na dół, w głowie mając zupełny mętlik. Z jednej strony jestem z siebie dumna, bo oparłam się pokusie i może w jakimś stopniu zyskałam szacunek Adama. Jednak z drugiej, taka okazja już nigdy mi się nie przytrafi i będę musiała zastanawiać się, jak to jest poczuć w sobie tego mężczyznę.

Katie bawi się w najlepsze przy basenie. Chciałabym już stąd pójść, bo nagle zaczęłam czuć się źle w tym miejscu, jednak nie mogę zmusić do tego przyjaciółki. Zostawić jej też nie mogę, więc pozostaje mi czekać. Zauważam przy niej Harry’ego i już wiem, że tak szybko jej stąd nie wyciągnę. Ten, w przeciwieństwie do swojego przyjaciela, nawet nie próbuje zaciągnąć Kat w ustronne miejsce. Jeśli wierzyć mediom, jest najspokojniejszym członkiem zespołu i nieczęsto pozwala sobie na jakiekolwiek szaleństwo. Choć na takiego nie wygląda, podobno ma duże serce. Jeśli to prawda, sprawdza się powiedzenie, że nie można oceniać książki po okładce.

– Chodź, przedstawię cię kilku osobom – zaczepia mnie Adam.

Nie daje mi szansy na jakikolwiek sprzeciw. Bierze mnie za rękę i prowadzi prosto do grupy ludzi, która od razu skupia się na nim. Niechętnie uśmiecham się i witam z każdą osobą, którą mi przedstawia. Nie mam pojęcia, po co w ogóle to robi, ale nie chcę zachować się niewłaściwie. Dlatego właśnie odpowiadam na ich pytania, choć w większości przypadków udzielam wymijających odpowiedzi. Być może trochę przesadzam, mówiąc, że jestem pracownikiem biura rachunkowego, bo nawet nie podjęłam jeszcze tej pracy, a kiedy tak się stanie, będę przez większość dnia sprzątać papiery i parzyć kawę. Nikt tu nic o mnie nie wie, przez co nie patrzą na mnie z góry. Chyba właśnie dlatego szybko luzuję i przestaję się przejmować. Dochodzę nawet do wniosku, że głupio robiłam, wciąż rozmyślając, jak bardzo tu nie pasuję. Przecież wejście tutaj było moim pomysłem.

Katie podchodzi do mnie i bez problemu nawiązuje kolejne znajomości. Zauważam, że wypiła coś podczas mojej nieobecności i chyba jej to służy. Sama również postanawiam uraczyć się jeszcze jednym drinkiem i trochę zabawić, zanim wrócę do szarej rzeczywistości.

Przez dwie kolejne godziny naprawdę jest dobrze. Spędzam czas głównie z Adamem, który z każdą kolejną minutą jeszcze bardziej mąci mi w głowie. Gości z czasem zaczyna ubywać, a ja i Kat wciąż tu jesteśmy. Nikt jednak nie sugeruje nam, że powinnyśmy wyjść, więc korzystamy, nie przejmując się zupełnie niczym. Tańczę z Adamem, a jego dłonie coraz odważniej błądzą po moim ciele. Nawet nie zauważam, gdy odciąga mnie na bok. Dopiero kiedy moje plecy uderzają o ścianę, uświadamiam sobie, że jesteśmy sami.

– Co robisz? – pytam drżącym głosem.

Nie odpowiada mi. Znów się całujemy, ale tym razem ten pocałunek jest znacznie intensywniejszy. Kolczyk w jego języku pieści mój i podwaja wszystkie doznania, które teraz atakują mnie z każdej strony. Bardzo szybko się poddaję. Jestem już zbyt pijana, by w ogóle analizować to, co się dzieje. Wiem, że wyjdę na łatwą, ale nagle przestaje mnie to obchodzić. Z premedytacją przejeżdżam palcami po torsie mężczyzny, zahaczając o gumkę jego spodni, a robiąc to wszystko, mruczę seksownie w jego usta. Zdecydowałam się na coś cholernie głupiego.

– Do mnie. Teraz… – warczy w odpowiedzi.

Nie protestuję, gdy prowadzi mnie na górę ani kiedy zamyka za nami drzwi. Nie protestuję nawet, gdy niemal rzuca się na mnie i zrywa sukienkę z mojego ciała. Krzyczę zaskoczona, kiedy popycha mnie na łóżko, a chwilę później zawisa nade mną. Na jego twarzy pojawia się lubieżny uśmiech.

– Jak to sobie wyobrażałaś? – pyta głębokim głosem. – Co z tobą robiłem, gdy o mnie fantazjowałaś?

– To strasznie krępujące – odpowiadam zawstydzona.

– Chcę posłuchać.

Zasłaniam dłońmi twarz, ale Adam szybko je chwyta i układa nad moją głową.

– Dlaczego chcesz to wiedzieć?

– Jestem ciekaw, jaka jesteś.

– I dowiesz się tego, gdy usłyszysz moje fantazje?

– Nawet nie wiesz, jak wiele mi tym wyjawisz.

Skoro nie mogę zasłonić oczu, zamykam je i tak jest mi lepiej. Wracam myślami do wieczorów, w których robiłam dokładnie to samo, choć towarzyszył mi mój różowy przyjaciel z trzema poziomami wibracji.

– Wyobrażałam sobie, jak mnie całujesz. Wszędzie – mówię przez zaciśnięte gardło. Dopiero zaczynam, a już z trudem przełykam ślinę. – Czasami wyobrażałam sobie też, że się kochamy, leniwie i nieśpiesznie. A czasami, że pieprzysz mnie jak…

Milknę, bo to już nie przechodzi mi przez gardło.

– Że pieprzę cię jak dziwkę? – szepcze mi do ucha, a następnie przejeżdża językiem po mojej szyi. – Mam cię pieprzyć, skarbie? – Zasysa skórę na dekolcie, a ja w odpowiedzi wydaję z siebie cichy jęk. – A może chcesz, żebym był delikatny?

– Potrafisz być delikatny? – Dopiero teraz otwieram oczy. Widok jego twarzy tak blisko odbiera mi świadomość. – Wyglądasz na kogoś, kto uznaje tylko ostry seks.

– Dlatego mam nadzieję, że poprosisz mnie o najlepsze pieprzenie w twoim życiu. Jednak z przyjemnością spełnię każde twoje życzenie.

Jego bezpośredniość i zaskakująca pewność siebie onieśmielają mnie. Gdybym nie przesadziła z alkoholem, nie potrafiłabym nawet na niego spojrzeć bez wstydu i zażenowania. Jednak w moich żyłach krąży wystarczająco dużo promili, bym teraz mogła przynajmniej się odezwać.

– Zrób to – mówię wprost.

Adam nie waha się ani przez moment. Najpierw całuje mnie zachłannie, a później językiem sunie w dół. Choć puszcza moje dłonie, ja wciąż trzymam je za głową. Kiedy zsuwa ze mnie majtki, zamykam oczy i delektuję się tym, co mi daje. Jego język atakuje moją cipkę, a zimny kolczyk, który dokładnie czuję, doprowadza mnie do szaleństwa. Zaczynam wić się z powodu intensywności dotyku mężczyzny i tego wszystkiego, co robi z moim ciałem. Adam zaciska dłonie na moich udach, przytrzymując mnie w miejscu, po czym zasysa mocno moją łechtaczkę. Kiedy zaczynam jęczeć, unosi się i przygląda mi się z pragnieniem wymalowanym w oczach. W tej pozycji mogę podziwiać jego idealnie wyrzeźbione ciało, częściowo zakryte tatuażami. Patrzę na niego i nie wierzę, że to dzieje się naprawdę.

– Zabezpieczasz się?

– Biorę tabletki – odpowiadam, dysząc.

Wyciąga do mnie dłoń, a kiedy podaję mu swoją, unosi mnie do pozycji siedzącej i sięga do zapięcia mojego biustonosza, które sprawnie rozpina, pozbawiając mnie ostatniego skrawka materiału osłaniającego ciało. Znów mnie całuje, napierając tak bardzo, że ponownie kładę się na łóżku. Jednym ruchem przewraca mnie na brzuch i szybko unosi moje biodra. Zanim przystosowuję się do nowej pozycji, wbija się we mnie z siłą, na którą nie byłam gotowa. Nie pozwala mi się przyzwyczaić do swojego rozmiaru i ani na chwilę nie zwalnia tempa, którego naprawdę się nie spodziewałam. Jednak ból i dyskomfort w końcu mijają, ustępując miejsca zupełnie odmiennym uczuciom. Kiedy tylko się rozluźniam, moje ciało otwiera się na mężczyznę, który robi z nim rzeczy, jakich nie wyobrażałam sobie nawet podczas najbardziej grzesznych fantazji. Przyjemność, jaką odczuwam, odbiera mi resztki wstydu, które do tej pory kryły się z tyłu mojej głowy.

Po serii silnych pchnięć Adam opada na mnie, przez co moje do tej pory uniesione pośladki osuwają się pod jego ciężarem. Porusza się we mnie rytmicznie, a jego ciężki oddech owiewa mój kark. Jego penis rozciąga moje wnętrze, udowadniając mi tym samym, jak niewiele wiedziałam o prawdziwej przyjemności. Mężczyzna dominuje nade mną, a to naprawdę coraz bardziej mi się podoba. Nigdy nie czułam się tak bezbronna i tak spragniona jednocześnie. Z trudem nabieram powietrza do płuc, gdy zaczyna we mnie narastać orgazm. Słyszę głośne sapanie Adama, przyśpiesza swoje ruchy jeszcze bardziej, a kilka sekund później oboje zaczynamy szczytować. Nasze głośne oddechy łączą się ze sobą, a serca grają wspólną melodię, która roznosi się po pomieszczeniu. Wsłuchuję się w nią i uśmiecham pod nosem, ciesząc się ostatnimi sekundami bliskości z człowiekiem, dla którego postanowiłam stracić głowę.

Mężczyzna zsuwa się ze mnie i kładzie obok. Czuję, że na mnie patrzy, ale nie jestem w stanie unieść powiek, albo po prostu nie chcę tego robić. Jednak w końcu uchylam je delikatnie. Jestem świadoma swojego błędu i tego, co teraz Adam o mnie pomyśli.

– Prześpij się – odzywa się, po czym wstaje z łóżka.

Od razu zrywam się z materaca.

– Nie. Muszę iść. Zostawiłam Kat – zaczynam się jąkać.

– Spokojnie, nic jej nie będzie. Znajdę ją i powiem, żeby została.

– Chcesz, żebyśmy nocowały w twoim domu? – pytam zaskoczona, unosząc brwi.

– Właśnie to przed chwilą powiedziałem – odpowiada, ubierając się pośpiesznie. – Tam jest łazienka. – Wskazuje na drzwi znajdujące się obok łóżka.

Nie mówiąc nic więcej, wychodzi z sypialni.

Przez pierwsze kilka minut chodzę nerwowo po pokoju. W końcu dochodzę do wniosku, że powinnam się umyć i przemyśleć, co najlepszego zrobiłam. Idę do łazienki, nie zwracając uwagi na jej wygląd, którym z pewnością zachwycałabym się w innych okolicznościach, i wchodzę pod prysznic. Ciepła woda spływa po moim ciele, ale ja wciąż nie czuję się lepiej. Własne fantazje doprowadziły mnie do sytuacji, do której nie powinno dojść. Zanim się tu dostałam, niejednokrotnie myślałam o tym, że seks z Danielsem byłby przygodą, której nie zapomniałabym do końca życia. I owszem, nie zapomnę. Nigdy nie wymażę z głowy wspomnienia, kiedy to zachowałam się jak zwykła dziwka. Kurwa, to było do przewidzenia!

Po prysznicu doprowadzam się do porządku przed lustrem i próbuję wmówić sama sobie, że nic takiego się nie stało. Tak, uległam mężczyźnie, na którego punkcie mam obsesję. Kto by tego nie zrobił? Przynajmniej w taki sposób mogę się usprawiedliwić. Boli mnie jednak to, że on po wszystkim wyszedł.

Kiedy wracam do sypialni, zauważam Adama z powrotem na łóżku, z trudem unosi powieki.

– Twoja przyjaciółka położyła się spać – mówi zaspanym głosem.

Przyglądam się mu, nie dowierzając, że tu wrócił.

– Ściągnij ten ręcznik i kładź się w końcu – rzuca nieco ostrzej, a po sekundzie zamyka oczy.

Stoję w bezruchu jeszcze chwilę i próbuję dojść do tego, co właśnie się wydarzyło. Może za bardzo analizuję? Chyba naprawdę powinnam się przespać. Zrzucam z siebie okrycie, które ląduje obok mojej sukienki. W pierwszej chwili chcę ją podnieść i sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku, ale rezygnuję i kładę się do łóżka. Mimo myśli buzujących mi w głowie sen przychodzi bardzo szybko. Nic dziwnego, za oknem już świta.

Gdy tylko otwieram oczy, moją głowę atakują wszystkie wspomnienia.

– Kurwa – szepczę pod nosem.

Ostrożnie odwracam się na materacu i z ulgą odkrywam, że jestem tu sama. Wstaję szybko i niemal biegnę do sukienki, ale kiedy tylko ją unoszę, w moich oczach pojawiają się łzy. W najgorszym momencie z łazienki wychodzi Adam i przygląda mi się badawczo.

– Co jest?

– Mam zniszczoną sukienkę – rzucam.

– Wy naprawdę macie takiego pierdolca na punkcie ciuchów? – pyta rozbawiony.

Nie jest mi do śmiechu. Mam ochotę zacząć naprawdę płakać, ale staram się powstrzymać.

– Dziś miałam ją oddać – szepczę. – Do sklepu. – Wypuszczam głośno powietrze z płuc i siadam na łóżku, trzymając zniszczony materiał w dłoni. Nawet nie krępuje mnie to, że jestem naga. – Ty nie rozumiesz. Nie stać mnie na nią – mówię cicho, wpatrując się w dywan. – Z przyjaciółkami świętowałyśmy moje urodziny. Kupiłyśmy sobie sukienki, na które pewnie tak naprawdę nigdy nie będziemy mogły sobie pozwolić, wydając na nie wszystkie oszczędności. – Śmieję się gorzko i unoszę metkę. – Myślisz, że nie zerwałabym jej, gdyby była moja? Dziś miałam ją oddać pod pretekstem złego rozmiaru i odzyskać swoje pieniądze.

Adam milczy, a gdy tracę nadzieję, że się odezwie, w końcu zaczyna mówić.

– Po co to zrobiłaś? Mogłaś ją zniszczyć na tysiąc różnych sposobów. Nie pomyślałaś o tym?

– Pomyślałam i naprawdę nie wiem, dlaczego wpadłam na tak idiotyczny pomysł i żadne argumenty do mnie nie przemawiały – odpowiadam zrezygnowana. – Poszłam w niej do klubu ze świadomością, że wystarczy kropla drinka i wszystkie pieniądze przepadną.

– Oddam ci je.

– Nie, nie chcę – mówię stanowczo.

Dopiero teraz unoszę głowę i patrzę na mężczyznę, który podchodzi i kuca przede mną.

– W końcu to ja ją zniszczyłem. – Nawet nie ukrywa zadowolenia, przypominając mi o tym.

– Doprowadziła do tego moja głupota – ripostuję.

– Żałujesz? – pyta z dziwną troską.

– Nie wiem. Na pewno nie jestem z tego dumna. Nie chciałam być laską na jeden numerek, a popatrz. Jestem.

– Mogę cię przelecieć jeszcze raz, wtedy nią nie będziesz. – Śmieje się, za co mam ochotę zabić go spojrzeniem. – Wybacz, tylko żartowałem. Nie traktuję cię tak. Nie wmawiaj sobie tego.

– Tak to widzę – przyznaję.

– Myślisz, że nie mam szacunku do kobiet? Wiesz, nie jestem święty i wcale nie twierdzę, że czasami nie sypiam z przypadkowymi dziewczynami, ale nie zaliczam cię do nich.

– Dlaczego? Nie różnię się od nich.

– Różnisz się, Mag – odpowiada, uśmiechając się przy tym subtelnie. – Dam ci swoją koszulkę. Później idziemy na plażę.

– Na plażę? – powtarzam wolno.

– Tak. Kiedy słodko spałaś, ja zdążyłem już wszystko zorganizować. Twoja przyjaciółka nie może się doczekać.

O nic więcej nie pytam. Jestem zbyt przytłoczona tym, co zdarzyło się w ciągu ostatnich godzin. To dla mnie zbyt wiele wrażeń. Zakładam bieliznę i koszulkę od Adama, a w mojej głowie pojawia się myśl, że wolałabym niewypraną, którą nosił. Wtedy czułabym jego uzależniający zapach. Wiem, że jestem chora, ale nic na to nie poradzę. Przynajmniej mogę mieć bezwstydne myśli, a Adam nie musi o nich wiedzieć.

Na dole spotykam resztę zespołu oraz Katie. Cieszę się, że nie ma tu nikogo więcej. Moja torebka leży na kanapie, a ja dopiero teraz przypominam sobie, że w ogóle ją miałam. Odruchowo idę w jej stronę, żeby sprawdzić, czy nikt mi niczego nie ukradł, ale szybko się wycofuję. Przecież przebywali tu tylko nadziani ludzie, a w mojej torebce jedyną cenną rzeczą jest telefon, choć oczywiście nie należy do tych najnowszych i najdroższych modeli.

Wystarczy dziesięć minut spaceru, a już jesteśmy na miejscu. Zabraliśmy ze sobą kilka przekąsek, z czego ogromnie się cieszę, bo potrzebuję kalorii. Ktoś pomyślał nawet o kawie. Bezwstydnie rozsiadam się na kocu i zajmuję swoim śniadaniem. Sean i Harry wbiegają do wody, a Kat udaje, że nie chce do nich dołączyć.

– Idź, jeśli masz ochotę – namawiam ją.

– Przypominam ci, że nie mam stanika.

– No tak, zapomniałam.

– Sean i Harry ściągnęli koszulki, weź którąś z nich – proponuje Adam.

Katie myśli przez chwilę, ale finalnie wykorzystuje pomysł mężczyzny i przebiera się pośpiesznie, jakby nie mogła dłużej wytrzymać.

– Wyobrażałaś sobie kiedyś nasz seks na plaży? – Adam szepcze mi do ucha niskim tonem.

– Nawet nie wiesz, jak mnie tym zawstydzasz. Wczoraj powiedziałam zdecydowanie za dużo i naprawdę nie musisz mi o tym przypominać – odpowiadam nieco nerwowo. Robi mi się głupio, bo przypominam sobie o wszystkim, co zrobiłam i co mówiłam. – Muszę ci się do czegoś przyznać – stwierdzam gorzko, zmuszając się do tego, by spojrzeć na mężczyznę. – Nie pracuję w biurze rachunkowym. Będę tam pracować, ale nie na żadnym wyższym stanowisku. Po prostu zajmę się układaniem dokumentów i parzeniem kawy. Zaczynam po wakacjach. Nie jest to praca moich marzeń, ale nie mam wyboru.

– Dlaczego skłamałaś?

– Chyba dlatego, żeby nie odstawać od reszty – wyznaję skrępowana. – Wy jesteście bogaci i macie wszystko. Ja jestem…

– Nie kończ – przerywa mi ostrym tonem. – Mamy pieniądze i wiele możliwości, ale wierz mi, że w życiu nic nie przychodzi łatwo. A droga do kariery bywa bardziej kręta, niż możesz to sobie wyobrazić.

– Co chcesz przez to powiedzieć? – pytam zainteresowana.

– To temat na długie rozmowy, na które niestety nie mamy czasu. Za cztery dni muszę ruszyć w trasę.

– Mówisz tak, jakbyś nie chciał tego robić – zauważam.

– To nie tak… – Robi dłuższą pauzę, a jego oczy w wyjątkowym skupieniu wpatrują się we mnie. – Chcesz się przekonać, z czym wiąże się to, co robię?

– Jak?

– Jedź ze mną.

– W trasę? Z tobą? Nawet mnie nie znasz – dukam.

Czy moja wyobraźnia stała się tak bardzo realistyczna, że nie odróżniam jej od rzeczywistości? Mam wrażenie, że to sen. Dość dziwny i nielogiczny.

– Nie znam, masz rację. Chcę cię poznać.

– Dlaczego?

Jeśli to nie sen, to wcale nie jest mi lepiej.

– Nie mam pojęcia, Mag. Kurwa, jest coś w tobie. Nie umiem ci tego wytłumaczyć.

– Znamy się kilka godzin – przypominam mu poważnym tonem.

– I już się pieprzyliśmy – dodaje z lubieżnym uśmiechem.

Tym razem nie czuję się zawstydzona. Cieszę się, że nie mówi tego w sposób, który mógłby mnie w jakimkolwiek stopniu urazić.

– To szalone.

– Mam dwadzieścia osiem lat, jestem gwiazdą rocka i zdzieram sobie gardło na każdym koncercie od pięciu lat. Moje życie jest szalone i chciałbym ci je pokazać. Niczego od ciebie nie wymagam, nie musisz się mnie bać.

– Nie boję się ciebie, a tego, co mi proponujesz.

– Proponuję ci wakacje w trasie koncertowej. Poznasz ludzi, z którymi na pewno znajdziesz wspólny język. A kiedy dobiegną końca, zobaczymy, co wydarzy się dalej.

– Nie wierzę w to, co słyszę – mówię zestresowana, choć po chwili parskam śmiechem. – To obłęd. Zakładałam, że po wczorajszym włamaniu wyląduję raczej w areszcie, a nie na trasie koncertowej.

– Czyli się zgadzasz?

– Nie wierzę, że to mówię, ale tak – rzucam szybko, nie zastanawiając się ani chwili.

Wiem, że po przeanalizowaniu wszystkiego odmówiłabym, a później żałowałabym przez resztę swojego życia.

Wygląda na to, że mam cztery dni na poukładanie swoich spraw i spakowanie rzeczy. To szalone. Jednak jestem przekonana, że czekają mnie najlepsze wakacje w życiu.

PYTANIA DO…

Paulina Graszka: Jesteś bohaterką książki o wakacyjnym romansie. W jakich okolicznościach chciałabyś poznać swojego wymarzonego i totalnie gorącego amanta? Plaża, zachód słońca i impreza pod gołym niebem. Mógłby być wokalistą zespołu i zaprosić mnie na scenę podczas koncertu. Później after party w kameralnym gronie, dużo możliwości do flirtu i kto wie, co byłoby dalej. Ewa Pilarczyk: Który obraz kobiety jest Ci bliższy: grzeczna czy grzeszna, uległa czy dominująca, niepoprawna romantyczka czy kusicielka i kobieta świadoma własnych potrzeb, rozważna i romantyczna czy spontaniczna i dająca się ponieść chwili? Nie mam nic z grzecznej dziewczynki, zdecydowanie jestem grzeszna, wręcz zepsuta . W życiu jestem dominująca i ciężko mi odpuścić, jednak są miejsca, w których chętnie pozwalam sobie na uległość. Myślę, że jestem kimś pomiędzy niepoprawną romantyczką a kobietą świadomą własnych potrzeb. Zazwyczaj działam spontanicznie, w niewielu kwestiach swojego życia zdaję się na rozwagę. Justyna Szwarc: Wyłowiłaś złotą flądrę podczas wakacji nad Bałtykiem. Ryba spełni Twoją fantazję z ulubionej książki. O co byś poprosiła? Mam ich tak wiele! Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że moimi ulubionymi książkami są te najbardziej niegrzeczne! Nie mam konkretnej sceny, jednak chciałabym być bohaterką serii „Niebezpieczni mężczyźni” K.N. Haner. Choć nie ma ona lekko, Phix jest wystarczającym powodem, by to wytrzymać. Anna Moczulska: Odbywasz wakacyjny rejs statkiem. Niestety w czasie sztormu wypadasz za burtę i budzisz się na bezludnej wyspie wraz z superboskim, acz nieprzystępnym kapitanem. Woda wyrzuca na brzeg walizkę, w której znajdują się tylko trzy rzeczy. Co chciałabyś tam znaleźć, żeby uwieść i zdobyć serce boskiego kapitana? Z pewnością bardzo seksowne bikini oraz swoją kosmetyczkę. A jeśli moje starania nic by nie dały, to także dobrą książkę, by umilić sobie czas. Renata Kozłowska: Czy zdarzyła Ci się wakacyjna gafa? Taka, która wywołała rumieniec wstydu i zażenowanie. Coś, o czym chętnie byś zapomniała. Na szczęście nie zdarzyło mi się nic okropnie zawstydzającego. Jednak pamiętam do dziś moje ostatnie wakacje we Włoszech. Byłam w parku wodnym, a dookoła tylu przystojniaków, że nie wiedziałam, na kim mogę zawiesić oko na dłużej. Gdy w końcu wybrałam, zapatrzyłam się aż za bardzo. Wpadłam na kobietę, która niestety trzymała loda (czekoladowego!), i całość wylądowała na mojej białej bluzce, którą kupiłam specjalnie na tamten dzień.

Dokładnie wiem, kiedy pierwszy raz pomyślałam, że nigdy nie zapomnę tamtego lata. Stałam na tarasie absurdalnie wielkiego domu, który wynajęliśmy na dwa tygodnie, wsłuchując się w kojący szum fal. Promienie zachodzącego słońca kładły się na mojej skórze, grzały ją, a ja uderzałam pierścionkiem o balustradę, delektując się jego słodkim ciężarem na palcu. I rzeczywiście, tamto lato wyryło się w mojej pamięci jak żadne inne. Tyle że niekoniecznie tak, jak to sobie wtedy wyobrażałam.

Nauczyłam się, że szczęście przychodzi niespodziewanie i tak samo niespodziewanie może się skończyć. Zro­zumiałam, że nawet najgłębszy dół, w jaki wpadamy, ma dno, naprawdę je ma, mimo że trudno w to uwierzyć, gdy leży się z twarzą w błocie. I najważniejsze – da się z niego wyjść. Trzeba tylko się zmusić, żeby wziąć następny oddech i zdać się na czyjąś pomoc, która zawsze, ale to zawsze przychodzi. Najczęściej ze strony, z której absolutnie się jej nie spodziewamy.

Oczywiście wtedy – gdy metaforycznie leżałam twarzą w błocie – wcale tak nie myślałam. I przeklęłabym każdego, kto spróbowałby mi tłumaczyć, że jest inaczej. Przekonałam się jednak, że nie wolno się poddawać. Pod żadnym pozorem. Brać czegokolwiek za pewnik zresztą też nie. Życie jest ulotne, jest ziarenkiem piasku na dłoni. Trzeba je doceniać, delektować się nim jak dobrym winem. Dawać pozytywną energię i ją chłonąć. I, na miłość boską, słuchać głosu serca.

Ale po kolei.

Nazywam się Kate Reynolds, a wszystko zaczęło się tak…

– Podoba ci się tu? – zapytał Steven, którego zarost łaskotał mój policzek. Stałam wsparta o balustradę wynajętego domu, a on znajdował się zaraz za mną. Nie mogłam dojrzeć jego twarzy, lecz wyraźnie czułam napierające na mnie umięśnione ciało.

Pokiwałam głową, ocierając się przy tym o jego podbródek.

– Jeszcze jak. Powietrze… – zrobiłam głęboki wdech – smakuje tu inaczej.

Oplótł mnie ręką w pasie i mocniej przycisnął do siebie.

– Ty też smakujesz tu inaczej.

Uśmiechnęłam się.

– Tak?

– Mhm. Niedługo znów tego spróbuję.

Chciałam odwrócić głowę, by na niego spojrzeć, ale mi nie pozwolił.

– Patrz przed siebie.

– Ale…

– Jesteśmy w raju, nie uważasz? – zapytał.

Istotnie, byliśmy. Przed nami rozciągał się ocean – bezkresny, niezmierzony. Na prawo w pewnej odległości znajdował się hotel, na lewo zaś kończąca się skałami plaża. Piękne miejsce. Zachwycające.

– Chciałabyś spędzić tu miesiąc miodowy? – kontynuował Steven.

– Jeszcze… – zaczęłam i zaraz urwałam, czując, jak jego ręka wsuwa się w moje szorty. – Steve, co ty…

– Chcę sprawdzić, czy jesteś tak mokra jak rano.

– Przecież ktoś nas może zobaczyć!

– No i co z tego? – Przygryzł mi płatek ucha. – Nie kręci cię to? Że mogą to zobaczyć?

Przeszył mnie przyjemny dreszcz, gdy jego dłoń wsunęła się głębiej. Palcami rozchylił wargi sromowe i zaczął pocierać łechtaczkę. Drugą rękę przesunął na moje piersi, pieszcząc je przez materiał koszulki. Jęknęłam cicho.

– Widzisz? To ci się podoba.

Tak, podobało mi się. Podobało jak jasna cholera.

Dotyk Stevena zadziałał błyskawicznie, rozpalając mnie do czerwoności. Mężczyzna drażnił się ze mną, wsuwał i wysuwał palce, zbliżał się do najwrażliwszego punktu, żeby zaraz się oddalić, testował moją wytrzymałość.

Wypchnęłam biodra do przodu, prowokując zwiększenie nacisku jego ręki, i zamruczałam z rozkoszy. Czułam pulsowanie cipki, swoje skowyczące pragnienie. W połączeniu z pieszczotą Stevena zmieniało się to w słodką torturę.

– Właśnie tak – wyszeptał. – Dojdziesz dla mnie, prawda?

– Tak…

Przymknęłam powieki, skupiając się na przyjemności, którą mi dawał. Kciukiem drażnił sutki, pocierał je, wiedząc, że cholernie mnie to kręci. Palce drugiej dłoni wtargnęły w cipkę i zaczęły ją posuwać. Czułam, że jestem mokra, czułam każdy jego ruch. Gdy jego kciuk nacisnął nabrzmiałą łechtaczkę, z trudem powstrzymałam krzyk.

– O tak, właśnie tak – pochwalił, podkręcając tempo. – Dojdź dla mnie, mała suczko.

Lubiłam, kiedy w łóżku zwracał się do mnie w ten sposób. Lubiłam być suką, którą rżnął, jak tylko chciał. Kręciło mnie to, kręciło nas oboje. Sypialnia była naszym placem zabaw i – jak widać – nie ograniczaliśmy się tylko do niej.

Zacisnęłam palce na balustradzie, z sykiem wciągając powietrze przez zęby. Steve poruszał we mnie palcami z wyważoną agresją, doprowadzał na skraj ekstazy. I wreszcie – gdy pchnął szczególnie mocno – poczułam, jak zalewa mnie biel, w której się spalam. Chybabym upadła, gdyby mężczyzna mnie nie przytrzymał. Doszłam niezwykle intensywnie, mając pełną świadomość, że ktoś – może jeden z naszych przyjaciół, może hotelowy gość – mógł wszystko widzieć. Była w tym adrenalina, która dodatkowo mnie podkręcała.

– Podobało ci się? – zapytał Steven, okręcając mnie przodem do siebie.

Patrzyłam na niego, przytłoczona ogromem doznań. Nad nami skrzeczały mewy, za nami szumiały fale. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, wydłużając cienie. Istotnie, to był raj. A ja byłam tu z nim, z przystojnym blondynem o brązowych oczach.

– Bardzo – zapewniłam.

Uśmiechnął się tym swoim szczególnym uśmiechem – czarującym, a zarazem trochę złowieszczym.

– Wieczorem dalszy ciąg zabawy.

Mój wzrok przeskoczył na drzwi tarasowe.

– A teraz?

– Teraz wprowadzimy się w imprezowy nastrój. – Steve ujął moją dłoń, ale pokręciłam głową.

– Jeszcze trochę tu postoję.

Przyjrzał mi się.

– Na pewno?

– Tak. Chcę jeszcze… Nasycić się tym miejscem.

Nasycić się tym miejscem? Jezu.

Steven przez chwilę stał bez ruchu, nie spuszczając ze mnie badawczego wzroku, wreszcie skapitulował.

– Będę w środku. Nie zrób nic antyspołecznego.

Kąciki moich warg drgnęły przy próbie powstrzymania uśmiechu.

– Nic antyspołecznego, przyjęłam.

Cmoknął mnie w czubek głowy, a potem wszedł do domu i cicho zasunął za sobą drzwi. Nie miałam ochoty wracać do reszty, jeszcze nie. Potrzebowałam… sama nie wiedziałam czego.

Ochłonąć?

Na przykład.

I nie chodziło o ten cudowny orgazm, tylko szereg zmian, poważnych zmian, które majaczyły na horyzoncie. Wzbudzały we mnie ekscytację, ale również strach. I to coraz większy, im bardziej o nich rozmyślałam. Trochę to przypominało jakiś szczególny rodzaj transu. Byłam tu, a zarazem znajdowałam się też jakby obok siebie.

I… no właśnie!

Znowu to robiłam.

Gapiłam się na pierścionek zaręczynowy, popadając przy tym w osobliwą zadumę. Od chwili, gdy Steven mi się oświadczył, minął jakiś miesiąc, a ja w dalszym ciągu nie mogłam przestać. Przeciwnie. To się nasilało. I najwyraźniej zaczynało zakrawać na obsesję.

To nie miało związku z tym obrzydliwie wielkim diamentem, wyjście za mąż nie było też moim marzeniem i jedynym słusznym celem życiowym. Chciałam tego, jasne, ta myśl po prostu od czasu do czasu wypływała na powierzchnię mojego umysłu, w miarę jak z dwudziestu pięciu świeczek na torcie zrobiło się dwadzieścia sześć, potem dwadzieścia siedem. Nigdy jednak nie robiłam z oświadczyn czy ślubu sprawy życia i śmierci, jak to się czasem zdarzało moim koleżankom. Może nie sądziłam, że sprawy zajdą tak daleko, może było mi zwyczajnie wszystko jedno. A może… Cholera, sama nie wiem. Może to ten dziwny lęk?

– Kate? – Znieruchomiałam na dźwięk głosu za plecami.

Obróciłam się powoli, stając twarzą w twarz z Olive. Gdyby nie to, że była moją przyjaciółką, chybabym ją zamordowała. To była laska z rodzaju tych, które jedzą, co chcą, i nie tyją. Śliczna jak z okładki, wysportowana, towarzyska, zabawna. Nie żeby mi czegoś brakowało, ale uroda Olive była onieśmielająca. A ja kochałam tę dziewczynę tak, jak kocha się siostrę.

– A gdzie mój drink? – zapytałam, spoglądając na wysoką szklankę w jej dłoni.

Uśmiechnęła się.

– W środku.

Skrzyżowałam ręce na piersiach.

– To po co przyszłaś? – Może po to, żeby zapytać, jak było, bo widziałaś, że Steven dogadzał mi ręką?

– Po ciebie – odparła i siorbnęła łyk zielonego napoju. – Bałam się, że znów wpadasz w tę swoją katatonię.

– Jaką znowu katatonię?

– No wiesz, gapisz się na swój pierścionek i wzrok ci się robi taki pusty. Z początku sądziłam, że próbujesz jakoś sprawdzić, czy to prawdziwy diament, ale teraz na serio zaczynam podejrzewać, że ci odbija.

Spoglądałam na Olive, na jej proste ciemne włosy, obcięte równo do linii szczęki, neonowozielony lakier na paznokciach i skąpe bikini w podobnym kolorze, udając, że nie mam pojęcia, o co chodzi.

– No, co tak patrzysz? – Wskazała na mnie brodą. – Myślisz, że niczego nie zauważyłam?

Przejechałam kciukiem po fasetach wyszlifowanego kamienia błyszczącego na palcu, po czym wsunęłam ręce w tylne kieszenie szortów.

– To miłe, że martwisz się o moje zdrowie psychiczne. – Wyszczerzyłam się. – Ja też się martwię. O twój alkoholizm.

Olive wzięła kolejny łyk drinka, a zaraz potem zaprezentowała mi jeden ze swoich sekretnych talentów – beknęła przeciągle.

– Brawo. – Uśmiechnęłam się. – Mamusia jest dumna.

– Chodź. – Zakołysała szklanką i obrała kurs na rozsuwane drzwi. – Za trzeźwa jesteś. Może stąd ci się to bierze.

Parsknęłam.

– Jakbyśmy od dwóch dni nie robili tu nic innego.

– Jak się zestarzejemy, będziemy się bawić tak. – Olive zatoczyła ręką łuk i wycelowała palec w widoczny w oddali hotel, strzelisty biały budynek z potężnymi literami na dachu, które dało się odczytać nawet stąd. RED STAR. – Ale teraz jest ostatni gwizdek, żeby zaszaleć. – Przyjrzała mi się z powagą. – Niedługo będę miała trzydzieści lat. Trzydzieści! Wiesz, co to znaczy?

– Że na urodziny kupię ci balkonik? – podsunęłam.

Trzepnęła mnie w ramię.

– Serio mówię.

Nie dałam się na to nabrać. Za długo się znałyśmy.

– Ty nigdy nie mówisz serio.

Kolejny raz pociągnęła napój przez słomkę i usłyszałyśmy tylko dźwięk zasysania. Olive krytycznie przyjrzała się pustej szklance, a potem zarządziła:

– Idziemy ścigać naszą młodość, Kate. Już! Będziemy pić, tańczyć i znów pić. I nie przestaniemy, dopóki się nie porzygamy.

– Rozkoszna wizja.

Tym razem to ona nie dała się nabrać. Naprawdę za długo się znałyśmy.

– Raczej znajoma.

Rzuciłam szumiącemu oceanowi ostatnie spojrzenie i poszłam za nią. Bo i dlaczego nie? Po co miałam tkwić na tarasie w nieskończoność? Przecież po to tu przyjechaliśmy – ja, Steven, Olive i reszta paczki – żeby się zabawić. Ten ostatni raz tak szaleńczo, dziko i lekkomyślnie. Bez zastanawiania się nad jutrem, bez martwienia się o to, czy mieścimy się w szerszej perspektywie świata. Tylko wóda, muzyka i zew wolności. Prawie jak na pierwszym roku studiów, tylko ze znacznie większym budżetem.

Weszłyśmy do salonu połączonego z kuchnią w naszym absurdalnie wielkim domu. Olive cofnęła się i podniosła coś, co dopiero po chwili zidentyfikowałam jako kawałek limonki. Wróciła, niosąc ją triumfalnie, i z trzaskiem zamknęła przesuwane drzwi. To był jej brzydki nawyk, nie dało się go wykorzenić, chociaż się staraliśmy. Odruchowo podskoczyłam, słysząc ten dźwięk – ostry, przecinający płynące z głośników Beautiful People Marilyna Mansona.

– OLIVE! – ryknęli jednocześnie Jessie i Luke.

– No co? – obruszyła się Olive, jakby właśnie nie grzmotnęła drzwiami z taką siłą, że prawie wyleciały z zawiasów.

– Nie trzaskaj drzwiami – przypomniała Jess. – Ile razy można ci mówić?

Dziewczyna zatrzepotała rzęsami.

– To nie ja. Przeciąg jest. Poza tym… – Uniosła zmasakrowany kawałek limonki. – To stanowi o wiele większe zagrożenie. Ktoś mógł się poślizgnąć i skręcić sobie kark.

Jess przewróciła oczami, a ja przygryzłam wewnętrzną stronę policzka, żeby nie ryknąć śmiechem. Znałam tę technikę, Olive odbijała od siebie zarzuty niby piłeczkę od ping-ponga. Czy chodziło o trzaskanie drzwiami, czy pracę semestralną, której nie oddała na czas, zawsze potrafiła przedstawić sytuację w odpowiedni dla siebie sposób.

– Pewnie wypadł z twojego drinka – osądziła Jess, po czym usiadła Luke’owi na kolanach. Przyjął to z wyraźnym zadowoleniem i niemal od razu zaczął obmacywać jej piersi.

Steve i Arthur wymienili spojrzenia, po czym wrócili do przerwanych czynności. Mój narzeczony do produkowania drinków i krojenia zabójczej limonki, Arthur do parodiowania ubezdźwięcznionego Humphreya Bogarta na ekranie przytwierdzonego do ściany telewizora. Trzeba przyznać, szło mu całkiem nieźle.

– Coś do picia? – Steven opromienił mnie uśmiechem. Lubiłam ten jego uśmiech i dołeczki, które pojawiały mu się wtedy w policzkach.

–Wó-dę! Wó-dę! Wó-dę! – zaczął skandować Luke. Jessie skrzywiła się, gdy ryknął jej w ucho.

– W sumie może być – zgodziłam się. – Tylko z jakimś słodkim sokiem.

Steven wychylił się zza baru i cmoknął mnie w czoło.

– Się robi, dziecinko.

Zmarszczyłam nos. Nie znosiłam tej „dziecinki”, a on dobrze o tym wiedział. Nazywał mnie tak z premedytacją, kiedy chciał mnie zirytować. Mówił, że seksownie się denerwuję. Nie ukrywam, schlebiało mi to.

– A może zagramy w Twistera? – Olive klepnęła mnie w ramię. – Co ty na to? – Przeniosła spojrzenie na Stevena. – Hej, barman! Dolewka!

Mężczyzna łypnął na nią.

– Magiczne słowo?

Olive chwyciła się za pierś, ścisnęła ją i lekko uniosła. Każdej innej pannie wydrapałabym za to oczy, jednak Olive to była Olive.

– Daję duże napiwki.

– Zapamiętam – mruknął Steve.

– To co z tym Twisterem? – Przyjaciółka straciła zainteresowanie osobą mojego narzeczonego i z powrotem przeniosła je na mnie.

Zerknęłam na Arthura, który zmieniał się w coraz bardziej pijanego Bogarta, a potem przeniosłam wzrok na Luke’a. Bawił się utlenionymi włosami Jess i wyglądał, jakby jedyną rzeczą, która dzieliła go od szczęścia, była paczka prezerwatyw.

– Wiesz, myślę, że to nie chwyci. – Ściszyłam głos. – Arthur może nas obrzygać, a Luke… Nie wiem, czy chciałabym oglądać Twistera, na którego on ma ochotę.

Olive obcięła ich wzrokiem.

– To może być bez Luke’a i Jess. Oni zajmą się przygotowaniem ogniska.

– Więc tak to teraz nazywamy? – Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Trochę z powodu tego, jak zaczął się mój poranek, a trochę dlatego, że wystarczyło podejść do Stevena, szepnąć mu na ucho trzy słowa i zmienić się w drugich Luke’a i Jess, zajętych sobą, zafiksowanych na punkcie tego, żeby jak najszybciej pójść do łóżka.

Olive nachyliła się ku mnie tak blisko, że czułam jej oddech na policzku.

– A jak nazywacie to ty i Steve?

Uśmiechnęłam się.

– Łatwiej będzie powiedzieć, jak tego nie nazywamy.