Elektra - Sofokles - ebook + książka

Elektra ebook

Sofokles

0,0

Opis

Elektra i Orestes to dzieci władcy Myken i Argos, Agamemnona, i jego żony, Klitajmestry. Podczas nieobecności króla, który pod Troją odbija żonę swego brata, Helenę, Klitajmestra dopuszcza się zdrady, a po powrocie męża zabija go i poślubia jego kuzyna, Ajgistosa. Dzieci Agamemnona chcą pomścić śmierć ojca.

Sofokles popełnił tę tragedię w 416 r. p. n. e., ale królewna mykeńska z mitologii greckiej była też główną postacią w utworach Eurypides i Jeana-Paula Sartre.

Książkę polecają Wolne Lektury — najpopularniejsza biblioteka on-line.

tłum. Kazimierz Morawski
Epoka: Starożytność Rodzaj: Dramat Gatunek: Tragedia

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 58

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Sofokles

Elektra

tłum. Kazimierz Morawski

Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.

Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.

ISBN 978-83-288-3941-0

Elektra

OSOBY DRAMATU:
PIASTUNORESTESPILADES (osoba niema)ELEKTRACHÓR MYKEŃSKICH NIEWIASTCHRYSOTEMIS, siostra ElektryKLITAJMESTRAEGIST
Rzecz dzieje się przed pałacem królewskim w Mykenach.
Wchodzą: Orestes, Pilades i Piastun.

PIASTUN

O synu tego, co kiedyś pod Troją  
Szykom przewodził, ciesz teraz twe oczy  
Tym, za czymś tęsknił od dawna serdecznie.  
Bo otóż Argos stare, upragnione,  
Szalonej córy Inacha1 siedziba;  
To zaś, Oreście, boga wilkobójcy2
Rynek likejski; z lewego masz boku  
Hery3 świątynię przesławną; więc wolnoć  
Złotem błyszczące oglądać Mykeny  
I krwią zbroczone Pelopidów gniazdo4,  
Skąd kiedyś, w strasznym rodzica pogromie5,  
Ja cię z rąk siostry rodzonej przejąłem,  
By cię stąd uwieść, zbawić i wychować,  
Ażbyś mi wyrósł na ojca mściciela.  
Nuże, Oreście, i ty, druhu miły,  
Piladzie, radźcie, co czynić wypada,  
Bo już nam słonko błysło zza osłonek  
I budzi ptasząt poranne świergoty,  
A noc już zwija gwiaździstą oponę6;  
Więc zanim z domu kto wyjdzie, rzecz całą  
Ułóżcie dobrze, byście nie zwlekali,  
Kiedy nie pora; dziś czynów trza stali. 

ORESTES

O wierny sługo, niechybne ty znaki  
Dajesz twej dobrej dla panów swych woli.  
Bo jako rumak szlachetny w złej chwili,  
Pomimo wieku, nie pada na duchu,  
Lecz kark podniesie, ty również podniety  
Nie skąpiąc, w pierwszym zstępujesz szeregu.  
A więc wyjawię ci moje zamysły,  
Ty zaś słuchając uważnie słów moich,  
Gdy w czym pobłądzę, nie poskąp mi rady.  
Kiedym więc stanął przed Pytii7 wyrocznią,  
By się wywiedzieć, jakim to sposobem  
Pomściłbym mego rodzica morderców,  
To rzekł Apollo, co zaraz usłyszysz:  
Że sam, bez tarczy i zbrojnych zastępów,  
Podstępem słusznej dokonać mam łaźni.  
Że więc tak bóstwo do nas przemówiło,  
Ty, skoro tylko nadarzy się pora,  
Wejdź tam do wnętrza i zbadaj, co czynią,  
Byś nam dokładną dał o tym wiadomość.  
Wiek i czas długi nie dadzą cię poznać,  
A siwe włosy podejrzeń nie wzbudzą.  
Powiesz im tedy, że z dala przybywasz  
Od Fanoteusa, człowieka z Fokidy,  
Co z nimi dawnym przymierzem związany.  
Rzeknij, przysięgą stwierdzając twe słowa,  
Że Orest poległ za losu dopustem,  
Skoro wśród igrzysk pytyjskich się zwalił  
Z wartkiego wozu. Tak niechaj brzmi mowa.  
My zaś grób ojca — jak to przykazano —  
Ofiarnym płynem i włosów kędziorem  
Uwieńczym, potem zaś tutaj wrócimy  
W ręku dźwigając miedzianą tę urnę,  
Która, jak wiesz to, ukryta wśród krzewów,  
By w zmyślnej mowie wygłosić im chytrze  
Orędzie miłe, że znikłem ze świata,  
Żem na proch starty i żarem zwęglony.  
Bo cóż mi szkodzi, gdy w słowie umarły  
W rzeczy8 żyć będę i sławy dostąpię?  
Nie groźnym, mniemam, słowo, co zysk niesie.  
Toż mówią często, że i mądrzy ludzie  
Śmierć swą zmyślali; a kiedy do domu  
Potem wrócili, cześć mieli tym większą.  
Więc i ja tuszę9, że wbrew ludzkim głosom  
Wrogom żyw błysnę, jak gwiazda niebiosom.  
Ojczysta ziemio, opiekuńcze bogi,  
Dajcie mi szczęście na przyszłości drogi!  
Gniazdo rodowe, tchnij we mnie hart męski,  
Bom tu zesłany na pomstę twej klęski.  
Nie dopuść na mnie hańby ni pożogi,  
Że rząd i świetność przynoszę w te progi.  
To się wyrzekło, a teraz wnet, starcze,  
Patrz, byś dokonał swojego zadania.  
My zaś odejdźmy, nim pora odbieży,  
Co w każdej ludzi potrzebie ster dzierży. 

ELEKTRA

Biada mi, biada!  

PIASTUN

Jakiś głos, synu, doleciał mych uszu  
Z wnętrza, zapewne jęk domowej sługi.  

ORESTES

Może Elektry nieszczęsnej: czyż czekać  
Tu nie należy, by skargi wysłuchać?  

PIASTUN

Bynajmniej. Wprzódy Loksjasza10 rozkazy  
Wykonać trzeba i od nich poczynać,  
Roszcząc11 ofiarą grób ojca — a z płynu  
Zejdzie zwycięstwo i siła do czynu.  
Orestes z towarzyszami odchodzi. Z pałacu wychodzi Elektra.

ELEKTRA

O święte słońce i wietrzne powiewy,  
Co okalacie tę ziemię, 
Wyście słyszały żałoby mej śpiewy,  
Znacie rozpaczy mej brzemię. 
I wy widzicie me piersi skrwawione,  
Gdy noc uchyli zasłonę. 
A kiedy pomrok nad światłem przemoże12,  
Z żalami wtedy i boleścią domu 
Dzielę nieszczęsna wciąż łoże. 
Płaczę nad ojcem, bo krwawym zamachem  
Ares13 nie uczcił go w dali, 
Lecz jak dąb runął, a matka mu z gachem14
Egistem byli za drwali. 
Ostrym mu głowę rozszczepią żelazem  
A nikt nie płacze, że srodze 
Pod tak strasznym zginął razem,  
I sama w bólu zawodzę. 
Lecz w tym żalu nie ustanę,  
Nie zniecham skargi gorącej, 
Dopóki patrzę w gwiazd smugi świetlane,  
Patrzę w jasnego dnia słońce. 
I ze słowikiem, co płacze swe dzieci15,  
W drzwiach tego domu się puszczę w zawody.  
Aż głos mój wszędzie doleci. 
O wy, Hadesa16, Persefony17 grody,  
Hermesie18 zmarłych, i ty, Pani zemsty, 
Srogie Erynie19, potomstwo wy boże,  
Zbrodniczych ciosów śledzicie pochrzęsty 
I tych, co w cudze wkradają się łoże;  
Przyjdźcie, wspomóżcie, pomścijcie śmierć ojca,  
I w rodzinną ziemię 
Wróćcie mi prędko bratniego mołojca,  
Bo rozpaczy brzemię 
Tak mnie ugniata, że jedna wśród żarów  
Nie dźwignę takich ciężarów. 
Wchodzi Chór Niewiast.

CHÓR

Elektro, matki nieszczęsnej ty dziecię,  
Czemuż tak ciągle roztapiasz się w jęki  
Nad tym, co w matki podstępne wpadł siecie,  
Ze zbrodniczej zginął ręki? 
Klnę temu, co się pokalał w tym czynie,  
Jeśli mi rzec to przystoi — niech zginie! 

ELEKTRA

O miłe drużki20, z pociechą w żałobie  
Przyszłyście do mnie — to pewnym.  
Lecz ja nie ścierpię, bym na ojca grobie  
Płaczem nie łkała wciąż rzewnym; 
Choć wy gotowe do wszelkiej miłości,  
Dajcie mi szaleć w żałości. 

CHÓR

A przecież Hades z wszechwspólnej czeluści  
Na żadne prośby, ofiary, 
Ojca ci już nie wypuści. 
Czemuż się gubisz, tak jęcząc bez miary?  
Czemuż, gdy nic już klęski nie przemoże21,  
Gonisz mary w twym uporze? 

ELEKTRA

Głupi, kto zgon rodziców w niepamięci fali  
Grzebie! A we mnie współczucie obudzi 
Ptaszę, co nad Itysem22, Itysem się żali,  
Płochy śpiewak przez Zeusa zesłany do ludzi; 
Cześć oddam bożą nieszczęsnej ja Niobie23,  
Gdy w kamiennym płacze grobie. 

CHÓR

Nie w ciebie jedną życia gromy biją,  
Lecz ból twój jednak nadmiernym się wyda,  
Jeżeli spojrzysz, jak siostry twe żyją,  
Ifianassa i Chrysotemida, 
A w młodzi wieńcu, nietknięty od ciosów,  
Ten, w którym kiedyś mykeńska kraina 
Powita zbawcę z ramienia niebiosów  
I cnych ojców przyjmie syna. 

ELEKTRA

On to, za którym wciąż myślą ja gonię,  
Błądząc bez dziatek, nie związana śluby24, 
Brnąc w łez i klęski niezgłębione tonie.  
A on tymczasem, mych ofiar i zguby 
Niepomny, żywot daleko gdzieś pędzi,  
Głuchy dla moich orędzi. 
I wciąż tęsknotą się łzawi,  
Lecz — tęskniąc — tu się nie jawi. 

CHÓR

Odwagi, dziecię! Przecież Zeus na niebie  
Dojrzy wszystkiego, on rządca ogromny; 
Zwierz mu cierpienia, które gniotą ciebie:  
Nie sarkaj — lecz nie zapomnij! 
Czas — to zręczny bóg: on zmieni  
Myśl Oresta, co u skłonu 
Skał kryzejskich25 dziś się leni,  
On zmiękczy nawet władcę Acheronu. 

ELEKTRA

A mnie tymczasem uchodzą nadzieje,  
Sił już na życie nie starczy, 
I bez rodziców w sieroctwie marnieję,  
I bez męża bronnej tarczy. 
Toż pogardzonej równa służebnej  
W ojcowskim domu padam od mozołów  
I w przetartej szacie zgrzebnej  
Do pustych zbliżam się stołów. 

CHÓR

Żałosnym był powrotny jęk,  
Żałosną ta biesiada, 
Od żelaznych kiedy szczęk  
Trupem mąż upada. 
Zdrada radziła, a miłość zabiła,  
Z nich się ta zbrodnia poczęła, 
Czy to że boska działała tu siła,  
Czy rąk śmiertelnych to dzieła. 

ELEKTRA

O, najstraszniejszy z wszystkich dni,  
Które przeżyłam na świecie! 
O, nocy! Uczty zlanej w krwi  
Klątwa nas gniecie. 
Zabłysły ojcu dwie podłe prawice,  
Zrobiły ze mnie nędzną niewolnicę,  
Życie me starły na nice.