Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
27 osób interesuje się tą książką
Owen nie chciał przyjąć do wiadomości, że ta historia nie będzie miała dalszego ciągu. Że wszystko skończy się na jednej cudownej nocy. Zaczęło się od tego, że niczym rycerz na białym koniu wyratował tajemniczą piękność z opresji. Zamiast podziękowań jednak usłyszał od niej, że jest dupkiem. Nim zdołał ochłonąć z irytacji, dziewczyna w ramach przeprosin zaprosiła go na drinka. A potem wylądowali w łóżku. I ta noc... nigdy nie przeżył nic równie pięknego!
Rano Devyn zniknęła z jego łóżka i z jego życia. Owen nie potrafił przestać o niej myśleć. Chciał ją mieć przy sobie, ale ona nie zostawiła mu nawet numeru telefonu. Owen powoli przyzwyczajał się do myśli, że już jej nigdy nie zobaczy. Któregoś dnia zapukał do pewnych drzwi i... zupełnie nieoczekiwanie stanął twarzą w twarz z Devyn.
Był jednym z właścicieli mieszkania, które wynajmowała matka dziewczyny. Ponieważ sąsiedzi skarżyli się na rodzinę, przyszedł rozmówić się z najemczynią. I zamiast niej zastał Devyn, ale ona nie chciała mieć z nim więcej nic wspólnego. A to był dopiero pierwszy wstrząs, który targnął poukładanym światem Owena.
Czasami nawet najcudowniejsza noc kończy się tak samo...
Książka dla czytelników powyżej osiemnastego roku życia.Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 469
Penelope Ward, Vi Keeland
Dziewczyna na jedną noc.
Nie pasujemy do siebie #3
Tytuł oryginału: The Rules of Dating My One-Night Stand (The Law of Opposites Attract #3)
Tłumaczenie: Wojciech Białas
Projekt okładki: Justyna Knapik
Materiały graficzne na okładce zostały wykorzystane za zgodą Shutterstock Images LLC.
ISBN: 978-83-289-1871-9
Copyright © 2023. THE RULES OF DATING MY ONE-NIGHT STAND by Vi Keeland and Penelope Ward
The moral rights of the author have been asserted.
Polish edition copyright © 2025 by Helion S.A.
All rights reserved. No part of this book may be reproduced or transmitted in any form or by any means, electronic or mechanical, including photocopying, recording or by any information storage retrieval system, without permission from the Publisher.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.
Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.
Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.
Drogi Czytelniku!
Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres
https://editio.pl/user/opinie/dzinp3_ebook
Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.
Helion S.A. ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice tel. 32 230 98 63 e-mail: [email protected] WWW: https://editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)
– Ziemia do Owena.
Billie, żona mojego kumpla, pomachała mi dłonią przed oczami.
Zamrugałem kilka razy. – Przepraszam, co mówiłaś?
– Nic nie mówiłam. – Wskazała na mój telefon. – Ale od pół godziny wpatrujesz się tylko w to cholerstwo. Siedzimy sobie w knajpie, korzystając z happy hour i promocyjnych cen drinków, a ty nawet nie zauważyłeś tej kobiety, która przysunęła się do ciebie niby od niechcenia i próbowała przyciągnąć twoją uwagę.
Spojrzałem w lewo. Krzesło było puste.
Billie pokręciła głową. – Już dawno sobie odpuściła. A co masz takiego ważnego w tym telefonie?
– Właściwie to nic. Po prostu nadrabiam zaległości w czytaniu maili służbowych.
– Wiesz, co by ci dobrze zrobiło?
– Co?
– Tatuaż, kolczyk w sutku i kilka szotów tequili.
Parsknąłem śmiechem. – Po pierwsze, mam wrażenie, że ta lista jest ułożona w niewłaściwej kolejności. Bez tequili nie mógłbym nawet poddać pod rozwagę dwóch pozostałych pomysłów, nie wspominając o tym, że aby przekłuć sobie sutek, potrzebowałbym o wiele więcej niż kilka szotów. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć, co w tym takiego fascynującego.
Billie wzruszyła ramionami. – To seksowne.
– Co jest seksowne? – Mój kumpel Colby wrócił do stolika po wizycie w łazience. Zarzucił ramię na szyję swojej żony. – Lepiej, żeby chodziło o mnie.
– Mówiłam o kolczykowaniu sutka.
Colby zrobił kwaśną minę. – Chłopie, żebyś wiedział, jak to boli.
Wytrzeszczyłem oczy. – Taki sztywniak jak ty, Colby Lennon, dał sobie przekłuć sutek?
– To kręci moją żonę, więc czemu nie?
Pokręciłem głową. – Nigdy nie sądziłem, że dożyję tego dnia, stary.
Colby wychylił resztę piwa ze swojej szklanki. – A tak w ogóle to czemu prowadzicie rozmowę na temat przekłuwania sutków?
– Owenowi trzeba czegoś, żeby nie siedział ciągle z nosem w komórce. – Billie wykonała gest dłonią, wskazując na zatłoczone wnętrze knajpy. – W tym lokalu roi się od bombowych lasek, a on tu ślęczy nad mailami.
Billie miała rację, ale tego wieczoru nie byłem w nastroju do nawiązywania znajomości z dziewczynami. Właściwie to nie ciągnęło mnie do tego już od jakiegoś czasu. Żadna nie wzbudzała mojego zainteresowania. Dlatego przez kilka ostatnich miesięcy dałem się pochłonąć sprawom zawodowym, i to nawet bardziej niż zazwyczaj.
– Wiesz, co powinieneś zrobić? – zapytał Colby.
– Niech zgadnę! Strzelić sobie tatuaż, kolczyk w sutku i kilka szotów tequili?
Mój kumpel wyszczerzył zęby. – Nie. Powinieneś zapłacić za nasze drinki. Bo ja i moja żonka mamy jeszcze tylko pół godziny wolnego, potem będziemy musieli zluzować nianię, więc zamierzam cię tu zostawić, żeby jeszcze zdążyć przyssać się do tej ślicznotki w alejce obok knajpy.
Uśmiechnąłem się. – Załatwione, stary. Nie żałuj sobie. Pogadamy potem.
Pożegnaliśmy się, po czym spróbowałem zwrócić na siebie uwagę barmana, aby uregulować rachunek, ale był zajęty. Wobec tego udałem się do toalety, by pozbyć się choć części wypitej tequili i napojów gazowanych. W korytarzu wiodącym do łazienek wiła się kolejka kobiet, ale toaleta dla mężczyzn była praktycznie pusta. Akurat kiedy zacząłem się załatwiać, rozległ się dzwonek telefonu. Wygrzebałem go z kieszeni, żeby odebrać, i dopiero w tym momencie zdałem sobie sprawę, że źródłem hałasu jednak nie był mój telefon. Jedyny oprócz mnie koleś, na którego się tu natknąłem, zdążył wyjść chwilę wcześniej. Wobec tego zasunąłem rozporek i obszedłem opustoszałą łazienkę dookoła, by zlokalizować źródło dźwięku. To, czego szukałem, znalazło się w drugiej kabinie, na uchwycie z papierem toaletowym.
Teraz telefony potrafią kosztować kilka tysięcy, więc uznałem, że lepiej oddam go barmanowi, zanim jakiś podpity gość po prostu schowa sobie zgubę do kieszeni. Nie zdążyłem wrócić do głównej sali, gdy telefon ponownie zadzwonił. Przyszło mi do głowy, że może to właściciel wybrał swój numer, by się przekonać, gdzie zostawił sprzęt, więc przeciągnąłem palcem po wyświetlaczu, żeby odebrać.
– Halo?
– Yyy… kto mówi? – zapytał kobiecy głos.
– Owen.
– Owen, czy masz telefon Devyn?
– Właśnie znalazłem go w toalecie.
– Ale gdzie w toalecie?
– W barze Polo Place przy Dwudziestej Pierwszej Alei.
– Szlag by to. Właśnie tego się obawiałam. Tak to jest, jak się ma za sobą kiepski dzień. Albo raczej kiepski tydzień.
– Twój znajomy ma słabą głowę?
– To znajoma, ale zgadza się, picie alkoholu nie należy do jej mocnych stron. Potrzebuje trzech łyków na jednego szota, a gdy zamówi mrożoną Margaritę, to lód w kieliszku zdąży się całkiem roztopić, zanim wypije go choćby do połowy.
– Devyn to dziewczyna? Znalazłem jej komórkę w męskiej łazience.
– A czy do damskiej trzeba było czekać w długiej kolejce?
– Właściwie tak.
– W takim razie skorzystała z męskiej. Devyn nie cierpi publicznych toalet. W związku z tym odwleka wizytę do ostatniej chwili, przekonana, że zapanuje nad pęcherzem do powrotu do domu. No a potem sytuacja robi się podbramkowa i Devyn musi się władować tam, gdzie jest wolne miejsce. Co w przypadku barów często oznacza ubikację dla mężczyzn.
– A dlaczego nienawidzi publicznych toalet? Ma fobię na punkcie zarazków czy coś w tym rodzaju?
– Nie, ma za sobą dwa złe doświadczenia związane z takimi miejscami. Pierwsze przytrafiło jej się w knajpie Applebee’s, kiedy była jeszcze nastolatką. Drzwi w kabinie ubikacji nie chciały się zamknąć, więc domknęła je na tyle, na ile się dało. Ale kiedy przysiadła nad sedesem i zaczęła sikać, do kabiny wtarabaniła się jakaś schlana babka i puściła pawia prosto na jej uda.
– Chyba żartujesz.
– Nie. Niestety nie. Devyn próbowała odskoczyć, ale jej reakcja była spóźniona – nie dość, że została obrzygana, to kiedy zrywała się na równe nogi, obsikała sobie niechcący ciuchy.
– Właściwie boję się spytać, ale… jak wyglądało to drugie złe doświadczenie?
– Och, to wydarzyło się, gdy moja przyjaciółka była na randce w ciemno w pewnej zacisznej restauracji i stwierdziła, że musi skorzystać z toalety. W kabinie obok załatwiała się jakaś kobieta, która najwyraźniej zabrała ze sobą do ubikacji swojego synka. Malec wetknął głowę pod przegrodę, żeby podejrzeć, jak Devyn sika, a kiedy jakiś czas później zauważył ją w restauracji, zaczął pokazywać na nią palcem i wydzierać się w niebogłosy, dopytując, dlaczego nie ma włosów na pisi.
Parsknąłem śmiechem. – To całkiem zabawne.
– Dla nas owszem. Dla niej… już nie za bardzo. Ale to całkiem niezły przykład na to, jakiego pecha ma Devyn. A ostatnio było nawet jeszcze gorzej.
Nie miałem pojęcia dlaczego, ale zaciekawiło mnie to. – A co takiego się ostatnio wydarzyło?
– Devyn ma gównianą matkę, która tylko przerzuca na nią swoje problemy. I jest jeszcze gość, w którym ona kocha się od lat, a który tylko ją zwodzi. Że nie wspomnę o rodzeństwie z piekła rodem, które moja przyjaciółka uważa za anioły. Jestem niemal pewna, że to szatański pomiot.
– Przykro mi to słyszeć.
– Mówisz poważnie? – zapytała kobieta.
Zastanowiłem się nad jej pytaniem. – Tak, naprawdę mi przykro. To przerąbane mieć gównianych rodziców i być zwodzonym.
– Wydajesz się miłym facetem. Możesz mi przypomnieć, jak masz na imię?
– Owen. A ty?
– Mia. – Moja rozmówczyni umilkła na moment. – Słuchaj, skoro już się zakumplowaliśmy, to może zechciałbyś rozejrzeć się po knajpie i poszukać mojej przyjaciółki? Mógłbyś jej wtedy oddać telefon, a ja miałabym pewność, że nic się jej nie stało.
– Dobra, da się zrobić. Ale w tym barze jest dzisiaj spory ruch. Możesz mi ją jakoś opisać, żebym miał pojęcie, jak wygląda?
– Długie falujące kasztanowe włosy. Jasna karnacja i jasnozielone oczy. Jest niska, ale ma ładne kształty. Wygląda trochę jak żywcem przeniesiona z lat siedemdziesiątych, roztacza wokół siebie taki klimat boho, coś w rodzaju tego, co dawniej prezentowała Stevie Nicks, tylko że jest jeszcze bardziej seksowna.
Rozejrzałem się po sali, ale nie zauważyłem nikogo, kto choćby częściowo odpowiadał temu opisowi. – Sorry, ale nigdzie jej nie widzę.
Moja rozmówczyni westchnęła. – Przyślę ci zdjęcie. Jeśli macie tam mało światła, to możesz przeoczyć jej kasztanowe włosy. Zaczekaj. Wyślę fotkę na jej komórkę. Zawsze ją opieprzam, że nie założyła sobie żadnego hasła, ale tym razem będzie nam to na rękę.
Kilka sekund później telefon, który trzymałem w dłoni, zawibrował. Otworzyłem wiadomość i na ekranie wyświetliło się zdjęcie. Może to zabrzmi, jak bym był ostatnią pipą, ale serce na moment stanęło mi w piersi. Kobieta na ekranie komórki była niesamowicie piękna, ale rzecz nie sprowadzała się wyłącznie do wyglądu. Fotka przedstawiała ją w chwili, gdy się śmiała, odrzucając głowę do tyłu, a ja… poczułem szaloną chęć, by się przekonać, jak brzmi jej śmiech.
– Wow – rzuciłem. Ale w dalszym ciągu gapiłem się na zdjęcie na wyświetlaczu, nie podnosząc telefonu do ucha. Kompletnie zapomniałem, że prowadzę z kimś rozmowę. Dopóki nie usłyszałem dobiegającego z oddali głosu Mii.
– Halo? Jesteś tam jeszcze, Owen?
– Cholera. – Podniosłem komórkę do ucha. – Przepraszam. Potrzebowałem minuty, żeby otworzyć zdjęcie.
– Och, w porządku. A już sądziłam, że nic nie mówisz, bo zacząłeś się ślinić. Tak bywa z facetami, kiedy zobaczą Devyn.
Zmarszczyłem brwi. Cudownie.
Wyrzuciłem z głowy niedorzeczne myśli, w których kiełkowała zazdrość, i ponownie rozejrzałem się po sali. – Zrobię rundkę dookoła baru i zobaczymy, może uda mi się ją wypatrzyć.
Przepychając się przez tłum ludzi, którzy nie zdążyli się jeszcze rozejść po happy hour i którzy wydawali się już w tym momencie naprawdę rozradowani, obszedłem salę dookoła. Miałem właśnie dać sobie spokój i przekazać Mii, że zostawię komórkę jej przyjaciółki u barmana, kiedy nagle zauważyłem kobietę ze zdjęcia.
I wtedy przytrafiło mi się to kolejny raz. Serce ponownie zamarło mi wpiersi. Chociaż tym razem przyszło mi na myśl, że to pewnie tylko rezultat nadmiernej ilości kawy, którą wlałem w siebie tego dnia. Kofeina może wywoływać palpitacje. Przecież niemożliwe, żeby przyprawiał mnie o kołatanie serca widok jakiejś przypadkowo spotkanej kobiety. Ostatnimi czasy nie poczułem nic takiego nawet wtedy, gdy jedna dziewczyna zaprosiła mnie do siebie do domu.
Przecisnąłem się przez grupkę hipsterów popijających drinki Moscow Mule, serwowane w miedzianych kubeczkach, by się lepiej przyjrzeć kolesiowi, z którym rozmawiała nieznajoma.
Cholera. Evan Cooper – wśród moich znajomych znany również jako McPrzegryw. Typ był kompletnym pacanem.
– Widzisz coś? – zapytała przez telefon Mia.
– Tak. Chyba ją znalazłem.
– Och, to super!
– Tylko że… nawija właśnie z takim jednym kolesiem, za którym nie przepadam.
– Uch. Niech zgadnę. Przystojniak, ale kobieciarz. Wygląda pewnie jak gwiazda filmowa, muzyk rockowy albo coś w tym stylu?
– Skąd wiedziałaś?
– Bo moja przyjaciółka to fantastyczna dziewczyna, ale ma beznadziejny gust do facetów.
– Ten facet jest rzeczywiście przystojny, nawet ja muszę to przyznać. Można by go wziąć za brata Jareda Leto. Ale to kompletny zasraniec. Wciska kobietom, że jest właścicielem sieci fast foodów, a tak naprawdę pracuje w McDonaldzie.
W słuchawce rozległo się westchnienie Mii. – Tak, to brzmi znajomo.
– Chcesz zaczekać przy telefonie, kiedy do niej podejdę i wręczę jej komórkę?
– Byłoby świetnie. Wielkie dzięki, Owen.
– W porządku, w takim razie zaczekaj.
Ruszyłem w kierunku narożnika, w którym siedzieli koło siebie McPrzegryw i Devyn, ale nagle stanąłem jak wryty, gdy dziewczyna chlusnęła kolesiowi drinkiem prosto w twarz. McPrzegryw położył jej ręce na ramionach i lekko ją odepchnął, a ja zacząłem się przeciskać przez resztę imprezowiczów w ich kierunku.
– Co tu się, kurwa, wyrabia? – zawołałem.
McPrzegryw machnął rękami. – Ta suka oblała mnie właśnie drinkiem.
– Taak, a ja widziałem, jak ją popchnąłeś. Nie tykaj kobiety, choćby nawet napluła ci w twarz.
– To nie twoja sprawa, Dawson.
Zrobiłem krok w jego stronę, wyprostowałem ramiona i spojrzałem na niego z góry. Moje sześć stóp i dwa cale wzrostu oznaczały, że McPrzegryw był ode mnie o sześć cali niższy, a do tego chuderlawy – złamałbym go jak patyk.
– Właśnie zdecydowałem, że to moja sprawa. A teraz przeproś i wynocha.
– Za nic nie będę przepraszał.
Zrobiłem kolejny krok w jego stronę i naruszyłem jego przestrzeń osobistą. – W takim razie masz jeszcze mniej czasu, żeby stąd zniknąć, Cooper.
McPrzegryw wymamrotał coś pod nosem, ale odwrócił się na pięcie i odszedł. Jednak nie zdołałem się powstrzymać. – I nie wracaj tu bez kubełka nuggetsów dla mnie! – zawołałem.
Odprowadziłem go wzrokiem, gdy przemykał wśród klientów baru. Byłem rozbawiony własnym grepsem. Ale kiedy się odwróciłem, zobaczyłem, że nieznajoma wcale nie wygląda na rozbawioną.
– Twoim zdaniem to było śmieszne? Jakiś koleś startuje do mnie z łapskami, a ty się uśmiechasz?
– Wolnego. Wcale nie uważam, że to, co zrobił, było zabawne. Źle mnie zrozumiałaś.
– Po prostu spadaj. Nie potrzebuję, żeby dziś wieczorem przystawiały się do mnie jeszcze jakieś inne dupki.
Aż mnie cofnęło. – Dupki?
– Dokładnie tak. Wszyscy jesteście tacy sami. Myślicie tylko o jednym.
Pokręciłem głową. To ja tu starałem się jej pomóc, a ona wystartowała do mnie z wyzwiskami. – Nie przejmuj się, kotku. Niczego od ciebie nie chcę. Nie jesteś w moim typie.
Odwróciłem się, żeby odejść, nagle jednak uświadomiłem sobie, że przecież wciąż ściskam w dłoni jej telefon. Nie byłem pewien, czy przyjaciółka nieznajomej zdążyła się rozłączyć, czy nie, ale rzuciłem go na kontuar. – A tak w ogóle to nie musisz dziękować ani za ocalenie ci tyłka, ani za zwrócenie telefonu. Miłego wieczoru.
Moje serce nie zatrzymało się absolutnie ani razu, gdy wracałem na drugą stronę sali. Byłem wkurzony. Od razu wyszedłbym na ulicę, ale musiałem jeszcze zapłacić rachunek. Dlatego usiadłem na miejscu, które zajmowałem wcześniej ze swoimi przyjaciółmi, i zaczekałem na barmana, choć wszystko się we mnie gotowało. Tyle dobrego, że nie musiałem czekać zbyt długo.
– Hej, mogę uregulować należność? – zapytałem, gdy pracownik baru pojawił się obok mnie.
– Pewnie.
– A właściwie… Mógłbym zamówić jeszcze szota tequili, zanim za wszystko zapłacę? Właśnie laska mnie opieprzyła za to, że chciałem pomóc.
Na twarzy barmana pojawił się uśmiech. Chwycił butelkę tequili i szklaneczkę do szotów. – Nie ma sprawy. – Nalał mi drinka i przesunął naczynie w moją stronę. – Ja stawiam. Za minutę przyniosę ci rachunek.
Podniosłem szklaneczkę do ust i popatrzyłem na drugą stronę sali. Nieznajoma rozmawiała właśnie przez telefon i spoglądała w moją stronę. Pokręciłem głową i wychyliłem tequilę. Kilka minut później, gdy byłem już zajęty rozliczaniem rachunku, poczułem, że ktoś zatrzymuje się u mojego boku.
– A jaki jest twój typ? – rozległ się kobiecy głos. Pobrzmiewał w nim filuterny i przyjazny ton.
Podniosłem wzrok i moim oczom ukazała się ostatnia osoba, po której bym się spodziewał, że powie mi coś miłego – Devyn, kobieta, która chwilę wcześniej posłała mnie na bambus. Podniosłem swoją kartę kredytową i wsunąłem ją z powrotem do portfela, po czym odpowiedziałem, nie siląc się na żadne uprzejmości, takie jak podtrzymywanie kontaktu wzrokowego.
– Mój typ? W pierwszej kolejności kobiety, które nie wyzywają mnie od dupków, kiedy próbuję im pomóc.
– Przyszłam, bo chciałam cię naprawdę przeprosić za to, co się wydarzyło. Poniosło mnie, to adrenalina, a poza tym przez cały ten tydzień jestem wściekła na cały świat. Nie powinnam się była na tobie wyżywać.
Jej słowa zabrzmiały szczerze, więc zaryzykowałem spojrzenie w jej stronę i… p… puk.
Kurwa. Co jest, do cholery?
Mimo że ta reakcja przydarzyła mi się już wcześniej, i tak spadło to na mnie jak grom z jasnego nieba. Gapiłem się na swoją rozmówczynię, próbując dociec, co tu się, do diabła, wyrabia. Ale nieznajoma musiała uznać moje milczenie za oznakę, że odrzucam jej przeprosiny.
– Mogę ci chociaż postawić drinka? – zapytała. – Okropnie mi głupio. Moja przyjaciółka Mia opowiedziała mi, jak starałeś się mnie odszukać, żeby oddać mi telefon. Powiedziała, że wydajesz się miłym facetem. Totalnie schrzaniłam.
Zawahałem się. Nie przepadam za podkręcaniem dramaturgii. Ale ta kobieta miała tak hipnotyzujące oczy, a ja od wieków nie czułem, by ktokolwiek wzbudził moje zainteresowanie. Chociaż czerwona flaga to czerwona flaga…
Tylko że nagle ona się uśmiechnęła. A jej uśmiech był niemal oślepiający. Olśniewający. Promienny. Zachwycający.
Zostałem ni stąd, ni zowąd mistrzem świata wużywaniu epitetów.
Dziewczyna zatrzepotała rzęsami. – To co, jeden drink?
Skinąłem głową. – Jasne. Tylko jeden.
Akurat…
Przez cały tydzień byłem jak pijany.
Po raz pierwszy w mojej karierze zdarzyło mi się zaprezentować zainteresowanemu kupnem nie tę nieruchomość, co trzeba. Poza tym straciłem jednego klienta na rzecz konkurencji. No i zaliczyłem mnóstwo spóźnień na umówione spotkania z klientami. To nie był ani trochę etos pracy, dzięki któremu zdobyłem pozycję jednego z topowych pośredników w handlu luksusowymi nieruchomościami w mieście – to akurat było cholernie pewne.
Dobrze wiedziałem, co jest ze mną nie tak. Byłem zafiksowany na jednym z najlepszych i zarazem najgorszych wieczorów mojego życia. Był to wieczór, w który poznałem tę fascynującą, pełną fantazji kobietę o kasztanowych włosach. Był to też wieczór, kiedy ta kobieta… nieoczekiwanie zerwała ze mną kontakt. Zawsze musi być pierwszy raz, co?
Jak mogłem dać jej tak odejść? A co niby miałem zrobić, pobiec za nią? To nie w moim stylu. Owen Dawson nie ugania się za kobietami. To kobiety uganiają się za mną, a ja z reguły nie jestem nimi zainteresowany. Tyle że od mojego spotkania z Devyn w tamtym hotelowym pokoju zdążyły upłynąć trzy dni, a ja wciąż nie potrafiłem przestać o niej myśleć. Czy to nie zakrawało na ironię, że po całych miesiącach – wróć, wręcz po latach – zobojętnienia, kiedy nie byłem w stanie wykrzesać z siebie żadnych uczuć, względem żadnej osoby, pierwsza dziewczyna, która wznieciła we mnie iskrę zainteresowania, postanowiła od razu potem zniknąć jak widmo?
Wszystko to było bez sensu. Między mną a Devyn wywiązała się interesująca konwersacja, przerywana często wybuchami śmiechu, a kiedy opuszczaliśmy wspólnie lokal, byłem pewny, że to początek jakiejś potencjalnie epickiej historii. Udaliśmy się do najbliższego hotelu, zaledwie kilka budynków od baru, bo wydawało się, że żadne z nas nie wytrzyma na tyle długo, by znaleźć jakiś bardziej oddalony. Tak silnie buzowała chemia, która się pojawiła między nami. A to, co miało miejsce, gdy zamknęły się za nami drzwi pokoju, można jedynie opisać jako eksplozję euforii.
Tyle że w tym momencie jedynym, co pozostało mi po tej dziewczynie, było jej imię i wspomnienie jej smaku, zapachu. I tego, jakie to fantastyczne uczucie być głęboko w niej.
Zdarzały mi się już wcześniej przygody na jedną noc, ale nigdy dotąd nie pragnąłem, żeby czas zwolnił, by nie uronić choćby momentu. A właśnie tak czułem się z tą kobietą – i to jeszcze zanim poszliśmy do łóżka. Dokładnie w tym rzecz – cała sprawa nie sprowadzała się jedynie do seksu. Liczyła się każda rzecz. A ja zapragnąłem czegoś więcej niż tylko jednej nocy. Ani przez chwilę nie przemknęło mi przez myśl, że ta dziewczyna może uciec i nie zapisać mi swojego numeru telefonu. Devyn była jak Kopciuszek, tylko że nie został po niej nawet cholerny pantofelek. W ogóle żaden trop. Nie miałem zupełnie nic poza jej imieniem.
– Przepraszam.
Tylko tyle powiedziała, zanim zostawiła mnie w tamtym hotelowym pokoju – oniemiałego, z wciąż wyprężonym fiutem.
Za co mnie przepraszała? To był najlepszy pieprzony seks w moim życiu i nawet gdybym miał jej nigdy nie zobaczyć, to i tak cieszyło mnie, że to do tego doszło. Nie zamieniłbym tego wspomnienia na nic innego. Zdecydowanie więc nie było powodu do przeprosin. Ta noc wyrwała mnie z trwającej od dłuższego czasu apatii. Sądziłem już, że coś jest ze mną nie tak, bo miałem wrażenie, że od całych wieków nic, a w szczególności żadna kobieta, nie wzbudziło we mnie podekscytowania.
Pomyślałem, że może któregoś dnia opowiem całą tę historię chłopakom, ale najpierw musiałem się po tym otrząsnąć. Choć z drugiej strony byłem pewien, że przynajmniej jednemu z moich kumpli wystarczy na mnie spojrzeć, by się domyślił, że coś nie gra.
Ja i moi trzej przyjaciele byliśmy współwłaścicielami nowojorskiej kamienicy mieszczącej czterdzieści apartamentów, w której zresztą sami mieszkaliśmy. Najstarszym członkiem naszej ekipy był Colby. Przez kilka lat największy playboy z całej naszej paczki, dopóki nie trafił na miłość swojego życia, Billie. Holden grał na bębnach w kapeli i też był niezłym kobieciarzem, dopóki nie ustatkował się u boku siostry naszego przyjaciela Ryana, Lali. Spośród trójki moich kumpli chyba Brayden był mi najbliższy, a poza tym i on, i ja byliśmy jedynymi singlami, jacy pozostali w naszej ekipie. Każdy z nas był nieustannie na bieżąco z tym, co się działo u pozostałych. Byliśmy bardziej jak bracia i zazwyczaj o wszystkim sobie mówiliśmy. Poważnie, jeśli któremuś zdarzyło się pierdnąć, to pozostali dowiadywali się o tym, nawet jeśli przebywali akurat w innej części kamienicy.
Tylko że gdyby usłyszeli tę historię, na sto procent darliby ze mnie łacha. Choć nie miałem pewności, czy byliby wobec mnie bardziej krytyczni niż ja sam w tym momencie.
Z zamyślenia wyrwał mnie odgłos pukania do drzwi mojego apartamentu.
Otworzyłem.
Brayden przekroczył próg, roztaczając wokół siebie zapach swojej ulubionej wody kolońskiej Polo. – Wybieramy się do szpitala, żeby zobaczyć małą. Jedziesz z nami?
Holdenowi i Lali urodziło się właśnie pierwsze dziecko. Piąty członek naszej paczki, Ryan, starszy brat Lali, zmarł na białaczkę, gdy wszyscy mieliśmy zaledwie dwadzieścia parę lat. Kamienicę kupiliśmy za pieniądze, które zapisał nam w testamencie. Ryan nie był już wśród nas obecny ciałem, ale jego duch towarzyszył nam na każdym kroku.
Byłem tak pogrążony w rozmyślaniach, że o mało nie zapomniałem o planowanych odwiedzinach u małej Hope.
– Jadę – odparłem. – Ale spotkamy się na miejscu. Muszę coś najpierw załatwić.
Twarz Braydena przybrała sceptyczny wyraz. – A niby co takiego?
– Holden dał mi spis spraw, którymi muszę się zająć pod jego nieobecność, a ja ciągle odkładałem jedną rzecz na później. Chcę móc mu powiedzieć, że wszystko jest pod kontrolą i że odhaczyłem każdy punkt z jego listy. Dlatego najpierw to załatwię, a dopiero potem pojadę do szpitala.
– A co to takiego?
– Chodzi o tę rodzinę spod czterystadziesiątki. O tę kobietę, Verę, tę z dwójką niesfornych nastolatków, na których wołamy Frick i Frack. Ostatnio było więcej skarg na hałas dobiegający z ich mieszkania. Musimy dać im ostrzeżenie, że jeśli to będzie się powtarzać, to dostaną wypowiedzenie umowy najmu.
– Auć. Zapowiada się rozrywkowo.
– Tak. – Zrobiłem zdegustowaną minę. – Właśnie dlatego odkładałem to na później. Masz może ochotę wziąć to na siebie?
– Nie. Ty jesteś lepszy w takich sytuacjach. W naszej paczce to ty odgrywasz rolę złego policjanta.
Prawdopodobnie właśnie tak to wyglądało. – Dzięki.
– Nie ma sprawy. – Brayden zachichotał, po czym przyjrzał mi się uważniej, przechylając głowę. – Wszystko OK?
Poczułem, jak drgnęła mi warga. – Tak. A czemu pytasz?
– Sam nie wiem. Wydajesz się… jakby zamyślony?
– Nie – skłamałem. – Wszystko gra.
Brayden zmrużył oczy. – W porządku. Skoro tak mówisz.
Kiedy wyszedł, ruszyłem pod drzwi z numerem czterysta dziesięć, niepewny, jak się do tego zabrać. Cała moja wiedza na temat mieszkającej tam kobiety ograniczała się do tego, że była samotną matką. Współczułem jej z tego powodu, bo wychowywanie tych dzieciaków musiało być niewdzięcznym zadaniem. Tyle że Vera nie zareagowała na żadne z ostrzeżeń, które wystosowaliśmy pod jej adresem na przestrzeni kilku minionych miesięcy, ani nigdy nie spróbowała się ogarnąć. Wiedziałem, że nie zawsze da się kontrolować nastolatków, ale cierpliwość pozostałych lokatorów miała swoje granice.
Wziąłem głęboki oddech, po czym zapukałem do mieszkania.
Drzwi się otworzyły. – Wreszcie. Najwyższy cza… – Urwała w pół słowa.
Co?
Jakby odcięło mi dopływ powietrza. Prawdę mówiąc, równie dobrze mogłem mieć halucynacje, bo stojąca przede mną osoba nie była bynajmniej zamieszkałą w tym lokalu wychowującą dwójkę dzieci kobietą w średnim wieku.
Ani odrobinę.
Ale znałem ją.
Natychmiast poznałem tę ślicznotkę jakby żywcem wyjętą z lat siedemdziesiątych. Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś ją zobaczę.
Co ona tu, do diabła, robiła?
Prawie odebrało mi mowę, ale zdołałem wydusić pytanie. – Devyn?
Dziewczyna pokręciła głową. – Nie. Przepraszam.
Drzwi zatrzasnęły się przed moim nosem.
Przepraszam.
To była ostatnia rzecz, którą usłyszałem od niej tuż przed tym, jak zostawiła mnie w tamtym hotelu, a teraz dodatkowo ostatnie słowo, które wypowiedziała do mnie tuż przed tym, jak zatrzasnęła przede mną drzwi.
Myśl.
Myśl.
Co robić?
Uniosłem się dumą. Postanowiłem, że nie zapukam ponownie. Pieprzyć to. Nie byłem z tych, co to się płaszczą albo próbują na siłę. Nie wiedziałem, czy powinienem być w tym momencie wkurzony, czy skołowany.
Dziewczyna najwyraźniej nie miała ochoty się ze mną widzieć. Tyle że miałem w tym lokalu coś do załatwienia, a przecież ona nie była nawet osobą, z którą musiałem się rozmówić. Czyżby pracowała jako niania? To musiało być wytłumaczenie.
Wiedziałem, że przyda mi się trochę czasu na zastanowienie, jak podejść do tej sprawy.
Czy to się naprawdę dopiero co wydarzyło, czy może tkwiłem w środku jakiegoś popieprzonego snu?
Po wyjściu ze szpitala postanowiłem, że pokonam tych kilka przecznic dzielących mnie od domu spacerem, żeby świeże powietrze rozjaśniło mi w głowie.
Nie planowałem wspominać Holdenowi ani słowem o zdarzeniu, które miało miejsce tuż przed tym, gdy wyszedłem z domu. Ale kiedy mój kumpel spytał o moją minę, przedstawiłem mu nieskładne sprawozdanie z całego tego incydentu. Brayden usłyszał przypadkiem fragment naszej rozmowy, ale tylko ten opowiadający o tajemniczej kobiecie przebywającej w naszym budynku. Nie zdążył natomiast podsłuchać, że zdarzyło mi się spędzić z nią noc.
Brayden stwierdził, że widywał tę nieznajomą w naszym budynku od jakichś kilku dni, ale nie znał jej tożsamości ani nie miał pojęcia, że rezydowała pod czterystadziesiątką. Jak to, do diabła, możliwe, że sam nie zwróciłem na nią uwagi? Ale, co ważniejsze, kim właściwie była Devyn? Dlaczego przebywała w tym feralnym mieszkaniu? Czy naprawdę była opiekunką? Przecież te dwa diabły były za stare na nianię. Chociaż, jeśli wziąć pod uwagę powodowany przez nich chaos, ktoś, kto miałby na nich oko, byłby pomocny.
Po wejściu do swojego apartamentu sięgnąłem do lodówki po piwo, żeby się odstresować. Zdążyłem opróżnić butelkę jakoś do połowy, po czym odstawiłem ją na blat, zebrałem się w sobie i ruszyłem z powrotem pod numer czterysta dziesięć.
Maszerując korytarzem i wjeżdżając windą do góry, czułem krążącą w moich żyłach adrenalinę. Równie dobrze mogło się okazać, że Devyn wcale tam nie ma. Może tego dnia skończyła już pracę i wróciła do siebie. Niemniej wciąż nie przekazałem ostrzeżenia i musiałem się tym zająć niezależnie od tego, czy zastanę ją na miejscu, czy nie.
A przynajmniej taką wymówkę powtarzałem sobie w duchu, zmierzając w stronę lokalu pod numerem czterysta dziesięć.
Gdy dotarłem na miejsce, wahałem się przez kilka sekund, szykując się mentalnie do tego, by zapukać. W końcu zmusiłem się, żeby uderzyć kostkami dłoni w drzwi.
Puk.
Puk.
Puk.
Minęło kilka minut, a ja nie doczekałem się żadnej reakcji. Może nie zastałem nikogo w domu? Intuicja podpowiadała mi jednak, że wewnątrz mieszkania mogła przebywać pewna kobieta o kasztanowych włosach, ignorująca moją obecność. Właśnie miałem się odwrócić na pięcie i odejść, kiedy drzwi w końcu się otworzyły.
W pięknych oczach Devyn dało się dostrzec znużenie. Beztroski blask jaśniejący w nich tamtego wieczoru, kiedy się poznaliśmy, przepadł bez śladu. Przyszło mi na myśl, że nasze wcześniejsze, niespodziewane spotkanie wstrząsnęło nią w równym stopniu jak mną. A w tym momencie sprawiała wrażenie tak samo oniemiałej jak ja.
Staliśmy naprzeciwko siebie chyba z dziesięć sekund, po prostu przypatrując się sobie nawzajem. Ale mijały kolejne chwile, a dziewczyna wciąż nie trzasnęła mi drzwiami przed twarzą, więc poczułem, jak lekko schodzi ze mnie napięcie.
A to już jakiś sukces.
– Co ty tutaj robisz? – zapytała w końcu Devyn.
Mimo całego stresu, który zdawała się odczuwać, wyglądała przepięknie. Miałem ochotę ująć jej twarz w dłonie, przyciągnąć jej wargi do swoich ust i znowu zakosztować jej smaku. Ale zamiast to uczynić, upomniałem się w myślach, że przecież ta dziewczyna najwyraźniej nie chciała mieć ze mną nic wspólnego.
Skrzyżowałem ramiona na piersi. – Po pierwsze, wyjaśnij mi, dlaczego wcześniej zatrzasnęłaś mi drzwi przed nosem?
– Jak mnie w ogóle znalazłeś?
– Znalazłem?
Okurwa.
Nie wiem, czy to dlatego, że od kilku dni miałem w głowie totalny bajzel, ale ani przez chwilę nie zaświtała mi myśl, że Devyn może mnie uznać za stalkera. Właściwie to poczułem się tym lekko urażony.
– Wcale cię nie szukałem, Devyn. To, w jaki sposób pożegnałaś się ze mną tamtej nocy w hotelu, stanowiło jednoznaczny komunikat, co chcesz mi przekazać. Nie jestem stalkerem, możesz mi wierzyć.
– W takim razie co tutaj robisz?
– To moja kamienica.
Dziewczyna zrobiła wielkie oczy. – Jesteś jej właścicielem?
– Owszem. I przyszedłem, żeby poinformować zamieszkałą tu lokatorkę o skargach na hałas.
Wyraz napięcia na twarzy Devyn zelżał. – Czyli nie wiedziałeś, że tu jestem?
Spojrzałem głęboko w jej piękne zielone oczy. – Nie, nie wiedziałem.
– Ja… – Dziewczyna potrząsnęła głową, wpatrując się we podłogę. – Boże, przepraszam.
– Często to powtarzasz, wiesz?
Devyn podniosła wzrok. – Niby co?
– Że przepraszasz.
– Bardzo… – Urwała z wahaniem. – Jezu, prawie znowu to powiedziałam. – Przełknęła ślinę. – Denerwuję się.
Ona się denerwuje?
– Niepotrzebnie – odparłem, starając się, by w moim głosie zabrzmiała pewność siebie. – Nie ma się o co denerwować. Sam próbuję się odnaleźć w tej sytuacji na gorąco, podobnie jak ty. Kiedy otworzyłaś mi wcześniej drzwi, byłem w szoku. Zanim zatrzasnęłaś mi je przed nosem, odniosłem wrażenie, że coś wytrąciło cię z równowagi, więc nie zapukałem ponownie. Ale wiedziałem, że muszę tu wrócić. Przychodzę z oficjalną sprawą, którą muszę załatwić. – Westchnąłem. – Mogę wejść na chwilę do środka?
Devyn skinęła głową i odsunęła się na bok. Po przekroczeniu progu zauważyłem, że w mieszkaniu panuje bałagan – na kanapie piętrzył się stos nieposkładanych ubrań wyjętych z pralki, a podłogę zagracały sterty książek.
Gdy tak staliśmy naprzeciwko siebie w salonie, w powietrzu wciąż dawało się wyczuć łączącą nas chemię. Te wibracje nie straciły ani odrobinę na sile – przynajmniej z mojego punktu widzenia – od tamtej nocy, pomimo odmiennych okoliczności. Chciałem powiedzieć tej dziewczynie, jak fantastycznie wspominam nasze wspólne chwile i jak się cieszę, że znowu się z nią spotykam. Ale z mojego gardła nie dobył się nawet jeden dźwięk. Nie przestałem dusić tego wszystkiego w sobie, bo mowa ciała Devyn sygnalizowała, że wcale nie była otwarta na tego rodzaju wyznania. Stała sztywno, ciężko oddychając. Ta dziewczyna miała się na baczności – jakby czaiła się za kilkoma warstwami pancerza.
– Jak już wspominałem… – zacząłem, a potem odchrząknąłem. – Przyszedłem tu, bo dochodzą do nas skargi innych lokatorów na dobiegający z tego mieszkania hałas. Dwoje mieszkających tu nastolatków od jakiegoś czasu stanowi źródło licznych problemów na terenie naszej kamienicy. Doszliśmy do punktu, że coś trzeba w tej sprawie zrobić. Gdzie znajdę kobietę, która wynajmuje ten lokal… Verę Marks?
– Nie ma jej tutaj.
– A gdzie jest?
– Właściwie to nie wiem – wymamrotała Devyn. – Ulotniła się.
– Opiekujesz się tymi dzieciakami? Mam nadzieję, że kosisz niezły hajs.
– Vera nic mi nie płaci.
– Nic? – Zmarszczyłem brwi. – Jak to możliwe?
Devyn uciekła na chwilę wzrokiem gdzieś w bok. – Heath i Hannah to moi brat i siostra.
Na mojej twarzy odmalował się wyraz osłupienia. – Vera Marks to twoja matka?
– Skoro chcesz ją tak nazywać… – Dziewczyna przewróciła oczami. – Owszem, urodziła mnie. I to by było na tyle.
Przypomniało mi się, jak przyjaciółka Devyn, Mia, wspomniała, że jej kumpela ma do dupy matkę. Było więc zrozumiałe, że ich relacja nie należała do łatwych – kryła się za tym pewnie jakaś dłuższa historia, która jednak miała pozostać dla mnie tajemnicą tego dnia, a może nawet na zawsze. Nie chciałem zarzucać Devyn pytaniami w sytuacji, kiedy w dalszym ciągu nie otrząsnęła się z szoku, w jaki wprawiłem ją, zjawiając się pod drzwiami tego mieszkania. Ale w środku aż mnie skręcało z ciekawości.
Co sprowadziło tę dziewczynę do baru tamtego wieczoru?
Dlaczego uciekła zhotelu?
Co jej zrobiła matka?
Czy mieszkała wNowym Jorku?
Od jak dawna pomieszkiwała pod czterysta dziesięć?
Zanim zdążyłem się zastanowić, co powiedzieć, drzwi wejściowe otworzyły się gwałtownie i do środka wmaszerowali Frick i Frack. Brat i siostra mieli po kilkanaście lat, przy czym smarkacz wyglądał na odrobinę starszego niż smarkula. Mógł mieć z piętnaście lat. Nie mogłem uwierzyć, że te piekielne dzieciaki, jak się dowiedziałem Heath i Hannah, to rodzeństwo Devyn.
– W windzie jeździ jakaś dziwna baba, która dopiero co nas zaczepiała – oświadczył chłopak. Miał potargane długie brązowe włosy, które opadały mu praktycznie na oczy, i nosił starą koszulkę z logo Def Leppard.
– Była przerażająca i próbowała wyciągnąć od nas kasę – dodała jego siostra. – Wydaje nam się, że nie mieszka w naszym bloku. Nigdy wcześniej jej tu nie widzieliśmy.
Heath wskazał na korytarz. – Lepiej leć to ogarnąć.
Wypadłem na korytarz i pobiegłem w kierunku windy. Gdy drzwi kabiny rozsunęły się na boki, moim oczom ukazała się kobieta o długich blond włosach leżąca nieruchomo na podłodze i poczułem, jak ogarnia mnie panika.
Serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi. Kurwa!
Kiedy schyliłem się, żeby dotknąć leżącej blondynki, dotarło do mnie, że jest plastikowa, a jej włosy dają się z łatwością oddzielić od głowy.
To manekin.
Pieprzony manekin.
Zazgrzytałem zębami i wyciągnąłem kukłę na zewnątrz, po czym oparłem ją o ścianę korytarza.
Odwróciłem się, by pójść z powrotem pod czterysta dziesięć, i w tym momencie się zorientowałem, że tych dwoje dzieciaków cały czas stało za mną z komórkami wycelowanymi w moją stronę. Wyglądało na to, że wszystko nagrali. A teraz, gdy odkryłem, jak mnie wkręcili, otwarcie śmiali mi się prosto w twarz.
Już miałem im zrobić z dupy jesień średniowiecza, kiedy zauważyłem stojącą za nimi Devyn – na twarzy dziewczyny nie dało się dostrzec nawet śladu wesołości. Ewidentnie miała z tymi dzieciakami przesrane, prawie nie była w stanie ich kontrolować. Nie chciałem wyjść na palanta, więc zamiast nawrzeszczeć na Fricka i Fracka, parsknąłem wymuszonym śmiechem – mimo że w całej tej sytuacji nie było nic zabawnego.
– Skąd wytrzasnęliście tego manekina? – zapytała Devyn z przyganą w głosie.
– Ukradliśmy z Macy’s – odparła smarkula. – Po prostu wynieśliśmy go przez drzwi.
Devyn wskazała palcem za siebie. – Marsz mi w tej chwili do mieszkania i do mycia. Obydwoje!
Małolaty zniknęły, a ja i ich siostra zostaliśmy po przeciwnych stronach korytarza, twarzą w twarz.
Stałem tak, ciężko oddychając, rozdarty między wściekłością a chcicą jak u napalonego psa, wywołaną obecnością tej pięknej kobiety. Jedynym, czego pragnąłem, było chwycić ją w ramiona i zapewnić, że niezależnie od tego, co musiała w tej chwili przechodzić, wszystko się ułoży.
– Muszę iść – odezwała się wreszcie Devyn i ruszyła w stronę swojego mieszkania.
Pospieszyłem w ślad za nią. – Devyn, zaczekaj. Powinniśmy porozmawiać.
Dziewczyna odwróciła się i pokręciła głową. Z jej oczu wyzierał żal. – Naprawdę nie mogę.
– Rozumiem, że masz teraz mnóstwo na głowie. Chodziło mi o to, że możemy porozmawiać później, niekoniecznie od razu dzisiejszego wieczoru.
– Nie sądzę, Owen. – Cofnęła się, wciąż odwrócona w moją stronę. – Przepraszam.
Gdybym dostawał dychę za każdym razem, kiedy ta kobieta mnie przepraszała…
Devyn przekroczyła próg mieszkania – a potem zamknęła mi drzwi przed nosem.
Kolejny raz.
– O co chodzi? Czy coś tu się wydarzyło?
Gdy dwa dni później wróciłem z pracy i wszedłem głównym wejściem do naszej kamienicy, zobaczyłem, że cały hol roi się od gliniarzy.
– Mieszka pan tutaj? – zapytał najwyższy z nich.
Skinąłem głową. – Na pierwszym piętrze. Poza tym jestem jednym z właścicieli tego budynku.
– Komisarz Wells. – Mężczyzna dał znak drugiemu policjantowi, który od razu do nas dołączył. – To mój partner, komisarz Tambour. Jedna z lokatorek tej kamienicy została obrabowana, chodzi o panią Unger.
– Cholera. Nic jej nie jest?
Gliniarz skinął głową. – Wszystko w porządku. Sprawcą był jakiś dzieciak. Znaleźliśmy go na dachu. Miał przy sobie jednego z kotów pani Unger. Podobno drogiego, persa. Został zdewastowany.
Zmarszczyłem brwi. – Kot został zdewastowany?
– Tak. Był biały. A teraz jest ufarbowany w czarne i pomarańczowe pręgi. Wygląda trochę jak tygrys.
Zacisnąłem powieki. Nastolatek, który ukradł kota, żeby go zafarbować? Byłem prawie pewien, że znam tożsamość sprawcy.
– Znacie nazwisko tego dzieciaka, który to zrobił?
Gliniarz pokręcił głową. – Milczy jak zaklęty. Jeśli nie liczyć tego, że nazwał mojego partnera psem.
Jezu Chryste. – Czy wciąż przebywa na terenie budynku?
– Jest właśnie w drodze na komendę, gdzie trafi do aresztu.
Szlag by to. – OK. Mogę iść do swojego mieszkania?
– Jasne. My też wyniesiemy się stąd za kilka minut.
Zamiast wcisnąć jedynkę na panelu windy, wybrałem trójkę. Nie miałem pewności, czy zastanę Devyn w domu, ale domyślałem się, że nie będzie tam Heatha – bo chłopak był według wszelkiego prawdopodobieństwa w drodze do aresztu.
Zapukałem do drzwi z numerem czterysta dziesięć i zaczekałem, ale nikt nie otworzył. Miałem już sobie darować i odejść, kiedy usłyszałem dobiegające z wnętrza mieszkania kichnięcie. Wobec tego zapukałem jeszcze raz, tym razem głośniej. – Devyn? Jesteś tam? To ważne.
Drzwi się otworzyły, ale w progu wcale nie stanęła Devyn, tylko Hannah – młodsza połowa tej nastoletniej wersji duetu Bonnie i Clyde.
Oparłem ręce na biodrach. – Nie słyszałaś, jak wcześniej pukałem?
– Myślałam, że to ktoś inny.
– Na przykład kto? Może gliny?
Smarkula pochyliła się do przodu i wystawiła głowę za drzwi, po czym rozejrzała się na prawo i lewo. – Są tutaj?
– Nie na tym piętrze, ale czekają na dole.
– Dorwali Heatha?
Westchnąłem. – Co go, do diabła, naszło, że włamać się do mieszkania pani Unger?
– Wcale się nie włamaliśmy. Zostawiła otwarte drzwi. Zawsze zostawia otwarte.
– Jak to my? Czyli ty też maczałaś w tym palce?
Hannah wydęła wargi.
Pokręciłem głową. – Zastałem twoją siostrę?
– Nie.
– Gdzie ona teraz jest?
– A skąd mam wiedzieć?
Jezu, trudno się było dogadać ztymi dzieciakami. – Musisz do niej zadzwonić i przekazać jej, co się dzieje.
Hannah skrzyżowała ramiona na piersi. – Nie jestem donosicielką.
– Twój brat trafił do aresztu, Hannah. Potrzebuje pomocy.
Smarkula wybałuszyła oczy. – Do aresztu? Tylko za to, że pomalował kota sprejem? To nawet nie jest permanentna farba. Zmywalna była tańsza.
Wskazałem na komórkę widoczną w dłoni dziewczyny. – Dzwoń do siostry.
– Już dzwoniłam. Nie odpowiada.
Potrząsnąłem głową. Po co robiła trudności, skoro zdążyła zatelefonować? – Nagrałaś jej wiadomość?
– Owszem, ale nie dostałam żadnej odpowiedzi.
Westchnąłem. – OK. Opowiedz mi dokładnie, co się wydarzyło, a ja zobaczę, co da się zrobić.
– Zeszliśmy na drugie piętro, żeby pobawić się w dzwonienie do mieszkań i uciekanie, ale gdy wysiedliśmy z windy, zobaczyliśmy, że drzwi mieszkania tej staruszki na końcu korytarza są otwarte. A potem wylazł stamtąd jej nadęty kocur. Więc postanowiliśmy go sobie pożyczyć.
Pożyczyć. – Dobra i co dalej?
– Powiedziałam, że ten kot łazi, jakby miał się za tygrysa. A Heath stwierdził, że powinniśmy go przerobić na tygrysa. No więc zamknęliśmy sierściucha u nas w mieszkaniu, a sami skoczyliśmy do sklepu Duane Reade, gdzie kupiliśmy czarną i pomarańczową farbę do włosów. Kiedy wróciliśmy, drzwi do mieszkania tej staruszki były w dalszym ciągu otwarte. Nawet nie zauważyła, że jej bezcenny kot gdzieś się podział. Heath chciał nagrać jej reakcję, kiedy zobaczy efekt naszej pracy, więc zakradł się ze zwierzakiem do środka. Nie sądziliśmy, że go złapią.
– Jestem pewien, że w więzieniach roi się od ludzi, którzy nie sądzili, że ktoś ich złapie.
– Możesz pomóc Heathowi? To był tylko taki kawał.
Pani Unger rzeczywiście miała w zwyczaju zostawiać drzwi swojego mieszkania uchylone, żeby jej koty mogły swobodnie szwendać się po korytarzu, więc ta opowieść brzmiała całkiem wiarygodnie. Nie miałem pojęcia, czy mogę tu coś pomóc, ale pomyślałem, że co mi szkodzi spróbować.
Wymierzyłem palec w Hannah. – Zostań tutaj. Nigdzie nie wychodź i nie pakuj się w kolejne kłopoty.
Dziewczyna przewróciła oczami. – Jak se tam chcesz.
– Tak, nie ma za co.
Zszedłem schodami na drugie piętro, do mieszkania pani Unger. Nie miałem pojęcia, dlaczego dałem się wciągnąć w ten pierdolnik, ale i tak zapukałem do drzwi.
Staruszka otworzyła mi ze swoim zdewastowanym kotem na ręku. Nie zamierzałem mówić tego na głos, ale gówniarzom całkiem nieźle wyszły te malowane pręgi. Naprawdę wyglądały jak u tygrysa.
– Dzień dobry, pani Unger. Jak się pani czuje?
– Bywało lepiej. – Staruszka zmarszczyła czoło. – Jacyś chuligani torturowali mojego Śnieżka.
– Tak, słyszałem. Właśnie o tym przyszedłem z panią porozmawiać.
– Przydałyby się lepsze zamki w naszych drzwiach.
Ugryzłem się w język, żeby nie powiedzieć, że z zamka jest pożytek tylko wtedy, kiedy zamyka się drzwi.
– Dobry pomysł. Zajmę się tym. Ale miałem nadzieję, że moglibyśmy porozmawiać o tym dzieciaku, który zafarbował Śnieżkowi futro.
– A o czym konkretnie?
– No cóż, czy istnieje szansa, abym zdołał panią namówić, by nie wnosiła pani oskarżenia? Znam tę rodzinę. To nie jest zły dzieciak, tylko trochę go nosi.
Mina pani Unger nie wskazywała na to, by udało mi się wzbudzić w niej jakieś zauważalne współczucie, więc uznałem, że trzeba uderzyć w bardziej dramatyczne tony.
– Jego matka się ulotniła. Zostawiła chłopaka i jego młodszą siostrę samym sobie. Dzieciaki wyczyniają różne głupoty i kręcą filmiki, próbując przyciągnąć czyjąś uwagę, bo nie dostały jej u siebie w domu.
Twarz staruszki przybrała mniej surowy wyraz.
Kto wie, możliwe, że w ściemie, którą odstawiałem, kryło się jakieś ziarenko prawdy. Odniosłem wrażenie, że pani Unger kupiła tę historyjkę, więc kontynuowałem.
– Tak się składa, że ten dzieciak uwielbia koty. Zastosował zmywalną farbę, bo ma bardziej łagodne działanie. Nie miał złych zamiarów. Po prostu znalazł sobie durny sposób na zwrócenie na siebie uwagi.
– No nie wiem…
Potrzeba było dalszych piętnastu minut perswazji, a także zobowiązania z mojej strony, że osobiście zajmę się później doprowadzeniem futra Śnieżka do porządku, i w końcu pani Unger zgodziła się nie wnosić oskarżenia. Wiedziałem, że gdyby policji naprawdę zależało na drążeniu sprawy, to mogłaby podjąć odpowiednie procedury nawet bez udziału staruszki, ale z reguły brak współpracy osoby wnoszącej skargę oznaczał, że zamykali śledztwo – chyba że chcieli ukarać kogoś dla przykładu. Cholera. Taka ewentualność mogła przecież zaistnieć w przypadku bezczelnego gówniarza, który zwyzywał policjanta od psów i któremu należało dać nauczkę.
Zachodziło spore ryzyko, że Heath właśnie kopał pod sobą dołek, więc uznałem, że lepiej udam się na komendę. Po drodze zatelefonowałem do swojego ojca. Był na emeryturze, ale odsłużył trzydzieści lat w policji w Filadelfii, z czego piętnaście na stanowisku inspektora. Chciałem się go po prostu poradzić, ale on zaoferował mi coś lepszego – zaproponował, że sam podzwoni i sprawdzi, co da się zrobić. Miał trochę znajomości w nowojorskiej policji sięgających okresu, gdy działał w międzywydziałowych grupach zadaniowych.
Wszedłem do naszej rejonowej komendy i od razu się zameldowałem przy okienku recepcji. – Dzień dobry, szukam Heatha… Szlag by to. Czy chłopak nosi to samo nazwisko co Vera? – Yyy… ma jakieś piętnaście lat i przywieziono go tu może z godzinę temu.
Policjant wykonał gest głową. – Jesteś synem Franka Dawsona?
Uśmiechnąłem się. – Tak.
– Mądry ruch, że zadzwoniłeś do ojca. Ten chłopak to prawdziwy wrzód na tyłku. Masz farta, że lubię mieć w ludziach dłużników. – Potrząsnął głową. – Telefonowałem do kobiety, która złożyła zawiadomienie. Nie chce wnosić oskarżenia. Wobec tego gówniarz zostanie wypuszczony… na razie. Ale możesz mi wierzyć, jeśli nic się nie zmieni, to ten dzieciak znowu będzie miał z nami do czynienia.
– Wielkie dzięki, panie oficerze. Jestem panu wdzięczny.
– Przedzwonię, gdzie trzeba, i poproszę, żeby ci go tu przyprowadzili. To może potrwać kilka minut.
– Świetnie. Bardzo dziękuję.
Z kilku minut zrobiła się prawie godzina. Heath chyba nie został poinformowany, kto przyszedł wyciągnąć go z paki, bo sprawiał wrażenie, jakby mój widok był dla niego szokiem.
– Co ty…
Podniosłem dłoń, nie pozwalając mu dokończyć. – Pogadamy na zewnątrz. A kiedy mówię pogadamy, to mam na myśli, że ja będę gadał, a ty będziesz słuchał.
Smarkacz zmarszczył brwi, ale pokiwał głową.
Gliniarz z dyżurki ponownie dał mi znak ruchem głowy. – Powodzenia z tym typkiem.
Po wyjściu na ulicę oddaliliśmy się o kilka budynków od komendy, po czym odwróciłem się w stronę Heatha. – Co ty sobie, do diabła, myślałeś?
– Myślałem, że to przyciągnie masę widzów.
– Po pierwsze… – Wyciągnąłem przed siebie rękę. – Daj mi swoją komórkę.
– Po co?
– Wykasuję filmik, który nagrałeś. A jeśli będziesz mi się stawiał, to odprowadzę cię z powrotem prosto na komendę. Musiałem ubłagać panią Unger, żeby nie wnosiła oskarżenia. I wciągnąć w to mojego ojca, emerytowanego gliniarza, żeby poprosił o pomoc kogoś, kto wisiał mu przysługę.
Heath wręczył mi telefon, a ja wykasowałem nagranie, po czym oddałem mu urządzenie.
– Powiesz mojej siostrze? – zapytał.
– Oczywiście, że powiem Devyn. Jest za was odpowiedzialna.
Dzieciak zmarszczył czoło, ale nic nie powiedział.
Wskazałem ruchem głowy na stację metra. – Dalej. Idziemy.
– Z tego przystanku jedzie się do centrum.
– Wpadniemy gdzieś po drodze.
– Gdzie?
– Zobaczysz.
Nie była to co prawda knajpa Angelo’s w Filadelfii, ale żarcie i tak było cholernie pyszne. Zabrałem Heatha na mały posiłek do Joe’s Pizza w Greenwich Village – mój ojciec zawsze rozgrywał to w ten sposób, kiedy chciał ze mną pogadać. Zazwyczaj oznaczało to kłopoty, ale wraz z upływem czasu zacząłem doceniać, że nie ograniczał się do tego, żeby na mnie nawrzeszczeć i wymierzyć mi karę, jak to miała w zwyczaju większość ojców. Przeprowadzał ze mną rozmowę, jak facet z facetem, a jednocześnie dzielił ze mną pizzę, przez co właściwie nie byłem się w stanie wyłączyć i musiałem go słuchać. Nie żeby sprawa się rozpływała – i tak dostawałem karę na cały miesiąc – ale on przeprowadzał to tak, że najpierw wysłuchiwałem, co miał mi do powiedzenia.
Zaczekałem, aż Heath zabierze się do jedzenia drugiego kawałka pizzy, i dopiero wtedy przeszedłem do rozmowy.
– No dobra, pogadajmy. Dlaczego ty i twoja siostra zachowujecie się zawsze jak zupełni gówniarze?
Chłopak wzruszył ramionami. – Nudzimy się. Tu nie ma nic do roboty.
– Mieszkacie w Nowym Jorku. Można o tym miejscu powiedzieć wiele rzeczy, ale zdecydowanie nie można go nazwać nudnym.
Heath znowu zareagował wzruszeniem ramion. – A co tu niby jest do roboty?
– Praca domowa, nauka, pomaganie starszej siostrze w obowiązkach domowych.
– Czyli jak mówiłem, nuda.
– A co nie byłoby nudne?
– Nie wiem.
– Masz jakieś hobby? Uprawiasz jakiś sport?
– Raczej nie.
Podrapałem się po brodzie. – Nagrywasz sporo filmików. Lubisz to?
– Tak.
– Czy w twojej szkole działa jakieś kółko filmowe albo fotograficzne, do którego mógłbyś dołączyć.
– Nie wiem.
– Hm, to może się dowiedz.
– Dobra, może.
– Umówmy się tak: nie możecie już więcej odstawiać takich wygłupów jak przez kilka ostatnich miesięcy. Koniec ze zrzucaniem badziewia z dachu, podprowadzaniem manekinów z domów towarowych albo farbowaniem kotów naszych lokatorów. Jeśli dopadnie was nuda, będziecie musieli znaleźć sobie jakieś zajęcie, które nie wpakuje was w kłopoty. Ale wydaje mi się, że wasza skłonność do pakowania się w kłopoty wynika z czegoś więcej niż tylko ze znudzenia. Chcesz wiedzieć, co myślę?
Heath zmarszczył brwi. – Nie bardzo.
Wyszczerzyłem się. – Miło, że spytałeś. Wydaje mi się, że próbujecie zwrócić na siebie uwagę. Wasza mama jest nieobecna, a nawet kiedy się pojawi, to i tak was nie pilnuje. Starania o ściągnięcie na siebie uwagi w negatywny sposób nie są rzadkie w przypadku nastolatków, a czasem również dorosłych. Ostatecznie kiedy ktoś na ciebie wrzeszczy, to znaczy, że nie jesteś mu obojętny, prawda?
– Wcale nie próbuję zwrócić na siebie uwagi.
– Ach tak? W takim razie po co wrzucasz filmiki na media społecznościowe?
Chłopak nie miał na to oczywiście żadnej odpowiedzi.
Westchnąłem. – Słuchaj, nie jestem odpowiednią osobą do tego, żeby wygłaszać ci kazania. Właściwie to nie mam bladego pojęcia, czy cokolwiek z tego, co mówię, trzyma się kupy. Ale z jakiegoś zwariowanego powodu postanowiłem, że nie będę stał z boku. I tak się składa, że nie uznaję półśrodków. Dlatego chciałbym spróbować ci pomóc.
Heath zatkał sobie usta kawałkiem pizzy i przez kilka minut nic nie odpowiadał. Byłem zaskoczony, gdy w końcu się odezwał.
– Miałem kiedyś kamerę. Lubiłem kręcić filmy i tak dalej.
– Ach tak? A co się z nią stało?
– Sprzedaliśmy ją do lombardu.
– Dlaczego to zrobiłeś, skoro lubiłeś kręcić filmy?
– Bo opchnęliśmy ostatnią sztukę biżuterii, którą mama zostawiła przed swoim odejściem, a zaczynało nam się już kończyć żarcie w puszkach.
Poczułem ścisk w sercu. – Przykro mi, stary.
Chłopak ponownie wzruszył ramionami. Skoro jednak trochę się przede mną otworzył, to postanowiłem, że pociągnę go za język.
– Jak często się to zdarza? To znaczy te zniknięcia twojej mamy.
– Często.
– Wiesz, dokąd się udaje, kiedy odchodzi?
– Mówi, że potrzebuje swobody. – Heath przewrócił oczami. – Zazwyczaj oznacza to, że poznała jakiegoś kolesia, który nie ma ochoty zadawać się z jej dzieciakami. W związku z tym dają nogę, na jakiś czas.
– Współczuję.
– Odpuść sobie – odparł chłopak. – Nie potrzebuję twojej litości.
Cholera, ten dzieciak dźwigał spory bagaż emocjonalny jak na swój wiek. – A wasza siostra zjawia się zawsze, kiedy mama znika?
Heath potrząsnął głową. – Z reguły do niej nie dzwonimy, bo kiedy usłyszy, co się dzieje, to przyjeżdża. Ale nie mieliśmy forsy na żarcie. Nie chcemy być dla niej wrzodem na tyłku.
Nie wiedziałem, co powiedzieć, więc tylko skinąłem głową, a potem obydwaj dokończyliśmy pizzę w milczeniu. Chłopak otarł usta. – Możemy już iść?
– Pewnie.
Złapaliśmy metro i piętnaście minut później byliśmy naprzeciwko naszej kamienicy. Przyszło mi na myśl, że będę tego pewnie żałował, ale ten dzieciak naprawdę potrzebował czyjejś pomocy. Dlatego kiedy weszliśmy do windy, nie spieszyłem się z wciśnięciem guzika na trzecie piętro.
– Słuchaj, jeśli będziesz miał kiedyś ochotę na pizzę, to zajrzyj do mnie. Możemy pogadać albo po prostu zjeść w milczeniu. Obojętne.
Heath zareagował kolejnym wzruszeniem ramion. – Dzięki.
Uznałem, że powinienem porozmawiać o ostatnich wydarzeniach również z jego siostrą, dlatego podążyłem w ślad za nim pod czterysta dziesięć. Chłopak nie miał klucza, więc zapukał.
Drzwi się otworzyły i w progu stanęła Devyn. Od razu zmarszczyła brwi. – Owen? Co robisz razem z Heathem?
– Hannah nic ci nie opowiadała?
– A o czym miała mi opowiadać?
Szlag by to. Spadła na mnie rola posłańca przynoszącego złe wieści. Z kolei Heath podjął próbę wślizgnięcia się do mieszkania, żeby wyłgać się od konieczności udziału w tej konwersacji, ale zdążył tylko przejść przez próg, bo chwyciłem go za koszulkę.
– Nie tak prędko, młody.
Devyn zmrużyła oczy. – Co jest grane? Czy podczas twojej randki coś się wydarzyło, Heath?
– Randki? – zapytałem.
Wskazała za siebie kciukiem. – Hannah mówiła, że Heath wyszedł na randkę.
– Wydaje mi się, że wcisnęła ci ściemę, chyba że miała na myśli randkę z komisarzem Wellsem.
– Policja? Co się stało, Heath?
– Twój brat pożyczył sobie kota tej staruszki z drugiego pięta i postanowił zrobić go na bóstwo. Pani Unger się zdenerwowała.
Devyn spojrzała mi w oczy. – Mógłbyś mi to może przetłumaczyć na angielski?
Skinąłem głową. – Heath i Hannah zabrali persa pani Unger i zafarbowali go w czarne i pomarańczowe pręgi. Potem twój brat zakradł się do mieszkania staruszki, żeby nagrać jej reakcję, kiedy zobaczy zwierzaka. Pani Unger zadzwoniła na policję, a gliniarze złapali Heatha na dachu i zgarnęli go za próbę włamania i wandalizm.
Devyn aż wytrzeszczyła oczy. Popatrzyła na swojego brata. – Czyś ty oszalał?
– To był tylko taki kawał.
– Czyli co, przez cały ten czas byłeś w areszcie, a nie na randce?
– Wypuścili mnie, kiedy pani Unger oświadczyła, że nie zamierza wnosić oskarżenia.
Devyn przeniosła spojrzenie na mnie. – A co ty masz z tym wszystkim wspólnego?
– Porozmawiałem z panią Unger i pojechałem na komendę, żeby odebrać twojego brata.
– W ogóle się ze mną nie kontaktując? – zapytała podniesionym głosem.
– Hannah powiedziała, że już do ciebie dzwoniła i że nagrała ci wiadomość. Więc uznałem, że wszystko ci wytłumaczy.
Dziewczyna wskazała palcem na Heatha. – Właź do środka. Weź prysznic, a potem posadź tyłek na kanapie. Musimy pogadać.
Dzieciak miał na tyle rozumu, żeby zachować milczenie i wykonać polecenie. Gdy ja i Devyn zostaliśmy sami, dziewczyna wyszła na korytarz i zamknęła za sobą drzwi. Uznałem, że chce pewnie ponarzekać, jak trudno jest zajmować się tymi dzieciakami, a może nawet uzna za stosowne podziękować mi za wyświadczoną przysługę. Nie mogłem się bardziej mylić…
Devyn ujęła się pod boki. – Po co to wszystko zrobiłeś?
– A co konkretnie?
– Po co się w to wtrącałeś? Po co pojechałeś na komendę?
Czy ona mówi serio? – Sądzę, że to raczej oczywiste. Próbowałem pomóc.
– Dlaczego?
– Jak to dlaczego?
– Nie prześpię się z tobą znowu z ramach rewanżu, jeśli tak to sobie wykombinowałeś.
Pokręciłem głową, a jednocześnie poczułem, jak krew napływa mi do policzków. – Wiesz, czasem ludzie pomagają innym po prostu dlatego, że są dobrzy.
– Moje doświadczenie mówi co innego. Kiedy ktoś chce mi pomóc, to zwykle oczekuje czegoś w zamian.
– Wiesz co? Nie zamierzam wysłuchiwać tych bredni. Zbyt słabo mnie znasz, żeby mieć o mnie tak kiepską opinię. – Pochyliłem się tak, że nasze oczy znalazły się na tej samej wysokości. – Nie ma za co. – Potem zrobiłem w tył zwrot i oddaliłem się korytarzem, targany złością.
Minęło kilka godzin, a ze mnie wciąż nie zeszło napięcie. Miałem wrażenie, jakby ktoś zamknął mój kark w ogromnym imadle, że nie wspomnę o pulsującym bólu głowy, rozsadzającym mi czaszkę tuż powyżej brwi. A teraz jeszcze moja warta sto dolarów koszula była cała upaprana czarną i pomarańczową farbą. Byłem tak wściekły, że nie pomyślałem o tym, by ją zdjąć, zanim zabrałem się do czyszczenia przeklętego kocura pani Unger. Już miałem sobie nalać szklaneczkę whisky, żeby ukoić nerwy, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi mojego apartamentu.
Devyn była ostatnią osobą, którą spodziewałbym się zobaczyć za progiem. Dziewczyna wyciągnęła w moją stronę trzymaną w dłoni szklankę z przezroczystym płynem.
– Marna ze mnie kucharka, ale chciałam cię przeprosić za tę wcześniejszą scenę. Poza tym uznałam, że przyda ci się drink po tym, jak spędziłeś popołudnie z moim młodszym bratem. To tequila z wodą sodową. Piłeś to tamtego wieczoru, kiedy się poznaliśmy.
Nie podobało mi się, że tak łatwo zmiękłem. Przecież od kilku godzin miotałem się z wściekłości. – Nie pomogłem wam dlatego, że chciałem dostać coś w zamian – oświadczyłem.
– Wiem. Po prostu zareagowałam odruchowo, co było kompletnie nie do przyjęcia. – Dziewczyna się uśmiechnęła. – Mam niedobry nawyk, że zbyt łatwo przyjmuję postawę defensywną. Chyba nie przywykłam do miłych facetów. Zechcesz mi wybaczyć?
Otworzyłem drzwi szerzej. – Wejdziesz do środka? Moglibyśmy wspólnie zająć się tym drinkiem. Jestem pewien, że w tej chwili tobie też dobrze by zrobił.
– Dzięki za propozycję, ale naprawdę nie powinnam.
Patrzyłem na nią uważnie, skupiając uwagę to na jednym, to na drugim oku. – Nie powinnaś czy nie chcesz?
Devyn przygryzła wargę. – Nie powinnam.
Wyciągnąłem rękę, a ona wręczyła mi szklankę. – Przeprosiny przyjęte.
– Dzięki. I dziękuję za wszystko, co zrobiłeś dla Heatha.
Skinąłem głową. – Nie ma sprawy.
– Miłego wieczoru.
– Nawzajem.
Stałem w progu, obserwując, jak Devyn oddala się w kierunku windy. W chwili, gdy drzwi kabiny zaczęły się rozsuwać, zawołałem w ślad za nią. – Hej!
Odwróciła się w moją stronę.
– Nie powinnaś do mnie wchodzić, bo nie chcesz zostawiać tej narowistej dwójki na górze bez nadzoru, czy dlatego, że nie masz do siebie wystarczająco dużo zaufania, żeby przyjąć moje zaproszenie i wypić ze mną drinka?
Warga dziewczyny drgnęła w powstrzymywanym uśmiechu, a potem Devyn weszła do windy. – Dzieciaki już śpią. Raczej nie ma ryzyka, że mogłyby się wpakować w kłopoty.
No proszę… może jednak nie wszystko przepadło.
Chrup.
Chrup.
Chrup.
Dźwięk, który wydobywał się z ust Heatha jedzącego muesli Cap’n Crunch, zaczynał mi już działać na nerwy. Dotąd sądziłam, że po prostu ogólnie wkurzają mnie odgłosy przeżuwania, ale to chrupanie było o wiele gorsze. Możliwe, że ostatnio żyłam po prostu w sporym stresie, przez co wszystko, co mnie zazwyczaj drażniło, uległo wyolbrzymieniu.
Mój brat wziął parę łyków mleka.
Siorb.
Siorb.
Siorb.
To było jeszcze gorsze niż chrupanie.
Heath wytarł usta rękawem. – Ten Owen jest całkiem spoko.
Dźwięk tego imienia wystarczył, żeby podskoczyło mi tętno. W mojej głowie w okamgnieniu rozbłysło wspomnienie tego, jak wpijałam paznokcie w plecy tego faceta. Siłą woli zmusiłam się, żeby przegnać tę myśl, i nagle zatęskniłam za niedawnym chrupaniem i siorbaniem.
Oparłam łokcie na blacie stołu. – A z jakiej racji pomyślałeś o nim akurat w tej chwili?
– Rozmawialiśmy trochę wczoraj, kiedy jedliśmy pizzę.
– O czym rozmawialiście?
Heath wyżłopał resztę mleka prosto z miski. – O różnych takich.
– Na przykład?
Mój brat się zawahał. – Opowiedziałem mu o mamie.
Uch. Jeszcze jeden powód, żeby Owen mógł się nad nami litować.
– Nie powinieneś z nikim rozmawiać o mamie.
– Czemu nie?
– Ludzie nie zrozumieją, a poza tym nic im do tego.
– Przecież nie da się tego uniknąć. Ludzie zaczną się w końcu zastanawiać, gdzie zniknęła, jeśli nie wróci do domu.
Westchnęłam. – A właściwie to co mu dokładnie opowiedziałeś?
– No, tak jakby… że to nie jest pierwszy raz, kiedy mama przepadła, i w ogóle.