dzień jak co dzień (tomik) - Józef Czechowicz - ebook

dzień jak co dzień (tomik) ebook

Józef Czechowicz

0,0
20,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

„Minimum słów, maksimum treści” — hasło przewodnie Awangardy Krakowskiej głośno wybrzmiewa z poezji Józefa Czechowicza, który pomimo odrzucenia głoszonego przez nią pragmatycznego światopoglądu, inspirował się jej założeniami.

Józef Czechowicz jest uznawany za jednego z najznakomitszych poetów polskich XX wieku. Urodził się w 1903 roku w Lublinie. Tworzył w epoce dwudziestolecia międzywojennego. Był aktywnym uczestnikiem życia kulturalnego swojego rodzinnego miasta. Pracował w redakcjach czasopism oraz w Polskim Radiu, dla którego pisywał słuchowiska. Ochotniczo walczył w wojnie polsko-bolszewickiej.

W 1930 roku, trzy lata po wydaniu debiutanckiego tomiku Kamień, księgarnia Ferdynanda Hoesicka opublikowała drugi zbiór wierszy Czechowicza dzień jak co dzień. W jego skład weszły utwory napisane w latach 1927–1929.

Józef Czechowicz należał do twórców tak zwanej Drugiej Awangardy — odrzucał kult nowoczesności oraz optymizm przedstawicieli futuryzmu i Awangardy Krakowskiej.

Utwory Czechowicza mają osobliwy rytm i nietypową kompozycję. Autor pozostawił wyobraźni czytelnika pole do własnych rozważań, pozostawiając w swych wierszach wiele niedopowiedzeń. Poeta na przekór regułom językowym zrezygnował z dużych liter oraz znaków interpunkcyjnych, co poszerza możliwości interpretacyjne; stosowana przez niego składnia również jest nietypowa. Cechą charakterystyczną poezji Józefa Czechowicza jest jej muzyczność: zmiana tempa, nadawanie wersom różnych długości, a także posługiwanie się terminologią muzyczną (na przykład w wierszu coda). Poeta często stosował skróty myślowe i elipsy, jego twórczość przepełniona jest symbolami.

Z tomiku Czechowicza wybrzmiewa aura katastrofizmu — przekonania, że zagłada współczesnego świata jest nieunikniona. Jednocześnie utwory te wychwalają idylliczne życie na wsi. Wiersze zamieszczone w zbiorze dzień jak co dzień mają charakter dualny — uczucie szczęścia i beztroskie życie stopniowo przechodzą w apokalipsę. Autor zachwyca się prowincją, sennością i spokojem małych miasteczek. Zarazem nawiązuje do kryzysu ekonomicznego i problemu głodu, który dotknął go osobiście (utwór jedyna). Poeta porusza temat wojny, życia żołnierskiego i wraca pamięcią do swych doświadczeń bojowych z 1920 roku, między innymi w wierszach dzisiaj verdun oraz mózg lat 12. W świecie i wąwozach czasu Czechowicz posłużył się słownictwem przywodzącym na myśl płynącą rzekę, która symbolizuje niebezpieczeństwo. Zdradził tym samym swoje pesymistyczne nastawienie do przyszłości. Poeta często sięgał do terminologii kosmologicznej oraz przywodzącej na myśl magię, dostrzega się to między innymi w wierszach na wsi, do tereski z lisieux, czy jednakowo. W tomiku dzień jak co dzień autor wyraził swą miłość do matki, nazywanej matusią, której zadedykował cały zbiór. Matka była dla niego bezpieczną przystanią ratującą przed śmiercią. Szczególne zainteresowanie wzbudza zamieszczony w zbiorze cykl prowincja noc, który w centrum uwagi umieścił trzy miasta: Lublin, Wilno i Zamość. Czechowicz nakreślił w nich wizję prowincji sennej, rozwijającej się w zgodzie z naturą, nie znajdując w swoich utworach miejsca na wychwalanie zdobyczy cywilizacyjnych. Podmiot liryczny w tomie dzień jak co dzień jest zabłąkany — tęskni za spokojem i stabilizacją, a z drugiej strony wypatruje nieuchronnego przyjścia zagłady i poszukuje ratunku.

Józef Czechowicz poniósł śmierć podczas nalotu bombowego na Lublin w 1939 roku. Jego los dopełnił się łudząco podobnie do losu podmiotu lirycznego wiersza żal z tomiku nuta człowiecza.

Wybrane wiersze Józefa Czechowicza są lekturą w szkołach ponadpodstawowych. Nasze wydanie zawiera przypisy opracowane specjalnie dla uczennic i uczniów.

Książkę polecają Wolne Lektury — najpopularniejsza biblioteka on-line.

Józef Czechowicz
dzień jak co dzień (tomik)
Epoka: Dwudziestolecie międzywojenne Rodzaj: Liryka Gatunek: Wiersz

dzień jak co dzień (tomik) to lektura szkolna.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 28

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Józef Czechowicz

dzień jak co dzień (tomik)

Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.

Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.

ISBN-978-83-288-3167-4

dzień jak co dzień (tomik)

Książka, którą czytasz, pochodzi z Wolnych Lektur. Naszą misją jest wspieranie dzieciaków w dostępie do lektur szkolnych oraz zachęcanie ich do czytania. Miło Cię poznać!

[Dedykacja]

wiersze z lat 1927 1928 1929

wiersz jedyna dedykuję pani marji grzegorzewskiej

wiersz światło popołudniu zechce przyjąć pani marja maćkowska

wiersz wąwozy czasu zechce przyjąć pan wilam horzyca

wiersz świat zechce przyjąć pan jan wydra

wiersz narzeczona zechce przyjąć pan wiktor ziółkowski

książkę poświęcam matce mej i siostrze

daleko

wiatraki kołyszą horyzont 
chaty pachną stepem 
chatom źle 
stoją na palcach o zachodzie ślepe 
wspinają się jak konie 
za chwilę się pogryzą  
nie step ucichłe morze 
rozlewa się wieczór bez szumu 
świecące szyby otoczyły kolejowy dworzec 
zachód mozolnie żuje gumę  
ostajcie zdrowo matuś 
z wojska napiszę list 
nad parowozem dym białe kwiaty 
gwizd  
w niedzielę pociąg odjechał 
w inną niedzielę przyjdzie 
pracują czerwone obłoki pchają się ku słońcu 
na stacji dzień jak co dzień tydzień jak tydzień 
a szyny 
szyny się nigdzie nie kończą 

na wsi1

siano pachnie snem 
siano pachniało w dawnych snach 
popołudnia wiejskie grzeją żytem 
słońce dzwoni w rzekę z rozbłyskanych blach 
życie pola złotolite  
wieczorem przez niebo pomost 
wieczór i nieszpór2
mleczne krowy wracają do domostw 
przeżuwać nad korytem pełnym zmierzchu  
nocami spod ramion krzyżów na rozdrogach 
sypie się gwiazd błękitne próchno 
chmurki siedzą przed progiem w murawie 
to kule białego puchu 
dmuchawiec 
księżyc idzie srebrne chusty prać 
świerszczyki świergocą w stogach 
czegóż się bać  
przecież siano pachnie snem 
a ukryta w nim melodia kantyczki 
tuli do mnie dziecięce policzki 
chroni przed złem 
Podoba Ci się to, co robimy? Jesteśmy organizacją pożytku publicznego. Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/

jesień

uliczka za uliczką rzucona sierpem stromo 
okuty słońca mosiądzem szedł tędy młody żołnierz 
złocisty talerz fryzjera kłaniał się jemu domom 
a ten sam wiatr oblizywał wisły masywne połcie 
za domami podzwania tramwaj jak w bramę wchodzi w powietrze 
żołnierz także się wdziera w powietrze młodo idąc 
jesień biegnie na przełaj na bliskim jest kilometrze 
kasztan przy rogatce już rdzawo policzki wydął 
no więc będzie szaro jak film się poprzemyka 
już wypukłe zdarzenia cwałują ławą dokąd 
takiej geografii nie ma na życiu nie ma równika 
jak pilotowi trzeba powierzyć się młodym krokom  

miłość

przedświt się czule czołgał 
przez mroczne puszcze i haszcze 
noc przed nim płynęła wołgą3
górą krążyła jak jastrząb 
u dróg ciemnych z niebem twarzą w twarz 
chaty tłoczyły się w ciżbie 
miłość bez gwiazd