Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
W nadmorskim pałacu mieszka dwanaście sióstr. Nie jest tajemnicą, że wszystkie są przeklęte…
Kiedyś królewskie sale pałacu tętniły odgłosami przyjęć i gwarem rozmów. W całym budynku niósł się echem śmiech dwunastu pięknych sióstr, które nie wiedziały, co to ból i rozpacz. Teraz w pustych pokojach gości jedynie samotność, a ściany zamiast muzyki słyszą płacz. Z królewskiego domu uleciało wszelkie życie, a całą magię i piękno spowił mrok…
Mimo żałoby w całym królestwie żyjące siostry wymykają się nocami z domu, aby
tańczyć na tajemniczych balach. Annaleigh nie wie, czy powstrzymać bunt sióstr czy dać się ponieść własnym pragnieniom… Co, jeśli partnerem w tańcu okaże się zło? Czy dziewczyna złamie klątwę, czy to klątwa złamie ją?
Wspaniała, przerażająca opowieść inspirowana klasyczną baśnią braci Grimm, pełna mroku i cudowności nie z tego świata. Poznaj nadmorski świat soli i łez i przekonaj się, czy dobro zawsze musi wygrywać ze złem.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 408
Światło świecy odbijało się od srebrnej kotwicy wyrytej na naszyjniku mojej siostry. Wisiorek był brzydki, a Eulalie sama na pewno nie wybrałaby niczego podobnego. Uwielbiała proste złote łańcuszki i luksusowe obroże wysadzane brylantami, nie coś… takiego. Pewnie tata to dla niej wybrał. Sięgnęłam do mojego naszyjnika z czarnych pereł, żeby ofiarować jej coś bardziej stylowego, ale żałobnicy zajmujący się trumną zamknęli wieko, nim zdążyłam go rozpiąć.
– My, Ludzie Soli, oddajemy to ciało z powrotem morzu – zaintonował Wielki Żeglarz, gdy drewniana skrzynia wsunęła się głęboko do oczekującej na nią krypty.
Starałam się nie zwracać uwagi na mchy porastające głęboką czeluść, gotową połknąć ją całą. Nie myśleć o tym, że moja siostra, która jeszcze kilka dni temu żyła, była ciepła i oddychała, jest teraz chowana na wieczny odpoczynek. Próbowałam nie wyobrażać sobie, jak cienkie dno trumny puchnie od wilgoci i słonej wody, aż rozpada się na kawałki, a ciało Eulalie opada w głębiny pod naszym rodzinnym mauzoleum.
Zamiast tego próbowałam płakać.
Wiedziałam, że tego będzie się ode mnie oczekiwać, tak samo jak zdawałam sobie sprawę, że łzy raczej się nie pojawią. Później owszem, pewnie wieczorem, gdy będę mijać jej sypialnię i zobaczę czarne całuny zasłaniające ścianę luster. Eulalie miała tak wiele luster.
Eulalie.
Najpiękniejsza z moich sióstr. Jej różane wargi zawsze rozciągały się w uśmiechu. Uwielbiała żartować, a jej zielone oczy często lśniły z radości. O jej uwagę zabiegały tłumy zalotników, i to jeszcze zanim została najstarszą córką Thaumas, która miała odziedziczyć cały majątek ojca.
– Zrodziliśmy się z Soli, żyjemy blisko Soli i do Soli powracamy – rzekł Wielki Żeglarz.
– Do Soli – powtórzyli żałobnicy.
Kiedy tata podszedł na skraj krypty, by położyć tam dwie złote monety – opłatę dla Pontusa za zabranie mojej siostry z powrotem do Głębi – rozejrzałam się ukradkiem po mauzoleum. Przepełniali je goście wystrojeni w najlepsze czarne wełny i krepy; wielu z nich starało się kiedyś o rękę Eulalie. Ucieszyłaby się, widząc tylu młodzieńców ze złamanym sercem tak otwarcie ją opłakujących.
– Annaleigh! – Camille dała mi kuksańca.
– Do Soli – wymruczałam i przycisnęłam chusteczkę do oczu, udając płacz.
W sercu czułam niechęć ojca. Jego oczy były mokre od łez, a wydatny nos lśnił czerwono, gdy Wielki Żeglarz wystąpił naprzód z kielichem z masy perłowej wypełnionym morską wodą. Wsunął go do krypty i polał wodą trumnę Eulalie, czym uroczyście rozpoczął jej rozkład. Gdy oblał świece okalające kamienne wejście do krypty, uroczystość się zakończyła.
Ojciec odwrócił się do zebranych. W jego ciemnych włosach dojrzałam szerokie białe pasmo. Czy znajdowało się tam wczoraj?
– Dziękuję, że przybyliście pożegnać moją córkę Eulalie. – Jego głos, zwykle tak silny i dumny, przyzwyczajony do zwracania się do lordów na dworze, zadrżał niepewnie. – Ja i moja rodzina zapraszamy was do Highmoor, by uczcić jej życie. Będzie jedzenie i napoje, i… – Odchrząknął. Brzmiał teraz raczej niczym jąkający się sekretarz, a nie dziewiętnasty książę Wysp Salann. – Wiem, jak wiele znaczyłaby dla Eulalie wasza obecność.
Zakończył przemówienie skinieniem głowy. Twarz miał bez wyrazu. Pragnęłam podejść do niego i ukoić jego ból, ale Morella, moja macocha, już stanęła u jego boku i ujęła go za dłoń. Pobrali się ledwie kilka miesięcy temu i powinni wciąż cieszyć się błogimi i upajającymi chwilami nowego, wspólnego życia.
Pogrzeb mojej siostry to pierwsza wyprawa Morelli do mauzoleum Thaumasów. Czy czuła się niepewnie pod czujnym okiem pamiątkowego posągu mojej matki? Rzeźbiarz korzystał przy pracy z jej ślubnego portretu i nadał zimnemu szaremu marmurowi jej dziewczęcy blask. Jej ciało powróciło do morza wiele lat temu, ale ja wciąż odwiedzałam jej grobowiec prawie co tydzień, opowiadałam o tym, co się u mnie dzieje, i udawałam, że mama słucha. Jej posąg górował w mauzoleum, wyższy nawet od grobowców moich sióstr. Ten Avy był obramowany jej ulubionymi krzewami róż. Latem obsypywały się ciężkimi różowymi kwiatami, przypominającymi krosty spowodowane zarazą, która zabrała ją w osiemnastym roku życia.
Octavia zmarła rok później. Jej ciało znaleziono u stóp wysokiej drabiny bibliotecznej. Miała nienaturalnie powykręcane kończyny. Jej pomnik zdobiła książka i cytat w języku vaipanianskim, którego sama nigdy się nie nauczyłam.
Jeśli wziąć pod uwagę wszystkie nieszczęścia, które spotkały moją rodzinę, śmierć Elizabeth wydawała się nieunikniona. Znaleziono ją w wannie, unoszącą się w wodzie niczym drewno na morzu, nasiąkniętą wilgocią i pozbawioną koloru. Z Highmoor plotki rozprzestrzeniły się na okoliczne wyspy, szeptane przez pomywaczki stajennym, przekazywane przez handlarzy ryb ich żonom, które straszyły nimi niegrzeczne dzieci. Niektórzy mówili, że to było samobójstwo. A większość wierzyła, że jesteśmy przeklęte.
Grób Elizabeth zdobił ptak. Rzeźba miała przedstawiać gołębicę, ale złe proporcje sprawiły, że bardziej przypominała mewę. Doskonały hołd dla Elizabeth, która zawsze pragnęła gdzieś odlecieć.
A jak będzie wyglądał grób Eulalie?
Kiedyś było nas dwanaście – Tuzin Thaumasówien. A teraz stałyśmy w szeregu, siedem moich sióstr i ja, i nie mogłam przestać się zastanawiać, czy w tych ponurych podejrzeniach nie ma trochę prawdy. Czy w jakiś sposób rozzłościłyśmy bogów? Czy na naszej rodzinie odznaczyła się ciemność i będzie nas zabierać jedną po drugiej? A może to tylko seria okropnych, nieszczęśliwych zbiegów okoliczności?
Po uroczystości ludzie zaczęli krążyć wokół nas. Zauważyłam, że gdy szepcą z napięciem kondolencje, starają się do nas nie zbliżać. Czy to dlatego, że chcieli nas uszanować, czy bali się, że coś może się odcisnąć i na nich? Chciałam to uznać za zabobony prostaków, ale gdy podeszła do mnie daleka ciotka z wąskim uśmiechem na wąskich ustach, w jej oczach ujrzałam to samo pytanie. Nie dało się go nie zauważyć.
– Która z was będzie następna?
Czekałam w mauzoleum, aż wszyscy pójdą na stypę, by pożegnać Eulalie w samotności, z dala od wścibskich spojrzeń. Po odprawieniu ceremonii Wielki Żeglarz zabrał kielich, świece, słoną wodę i dwie monety mojego ojca. Nim ruszył dróżką nad brzegiem, prowadzącą do jego samotni na północnym skraju wyspy Selkirk, zatrzymał się przede mną. Obserwowałam młodych służących pracujących przy murowaniu grobu. Układali warstwy cegieł i gruzełkowatej zaprawy, coraz bardziej zasłaniając kłębiącą się poniżej wodę.
Wielki Żeglarz uniósł dłoń, jakby chciał mnie pobłogosławić, ale coś w układzie jego palców się nie zgadzało. Gest wyglądał raczej na ochronny.
Bronił się.
Przede mną.
Teraz, gdy w krypcie nie było ludzi, powietrze się schłodziło i otulało mnie niczym drugi płaszcz. Mdlący, słodki zapach kadzidła wciąż unosił się w pomieszczeniu, ale czuć było też sól. Bez względu na to, gdzie na wyspie się przebywało, zawsze czuło się morze.
Stękając, robotnicy wsunęli ostatnią cegłę na miejsce. Szum morza ucichł.
A potem zostałam sama.
Krypta była w rzeczywistości zwykłą jaskinią, ale kryło się w niej coś wyjątkowego – pod spodem płynęła szeroka rzeka, niosąca do morza słodką wodę i ciała zmarłych Thaumasów. Kolejne pokolenia dodawały od siebie coś do wystroju krypty: rzeźby czy wymyślny mural przedstawiający nocne niebo na sklepieniu. Każde dziecko Thaumasów uczyło się gwiezdnych konstelacji, nim jeszcze opanowało litery. Mój prapradziadek jako pierwszy zaczął stawiać grobowce.
Podczas pogrzebu Elizabeth – jeszcze bardziej ponurej uroczystości niż ta Eulalie, w ciągu której Wielki Żeglarz nie starał się ukryć swojego potępienia dla samobójstwa – liczyłam tablice i posągi w jaskini, by szybciej upłynęła mi uroczystość. Ile jeszcze zostało czasu, nim grobowce zajmą całą powierzchnię tej uświęconej przestrzeni, a dla żywych nie pozostanie ani skrawek miejsca? Nie chciałam, by moją śmierć upamiętniał pomnik. Czy praciocia Clarette spoczywała w większym spokoju, wiedząc, że na jej popiersie będą spoglądały kolejne generacje Thaumasów?
Nie, dziękuję. Po prostu wrzućcie mnie do morza, bym powróciła do Soli.
– Było tu dziś tylu młodych mężczyzn – powiedziałam, klękając przy wciąż wilgotnym murze.
Aż dziw, że w ogóle chciało im się to zamurowywać. Ile czasu upłynie, nim znów rozbije się te kamienie, by otworzyć kryptę dla kolejnej z moich sióstr?
– Bracia Sebastian i Stephan Fitzgeraldowie. Henry. Brygadzista z Vasy. I Edgar.
Dziwnie było prowadzić taką jednostronną rozmowę z Eulalie. Zwykle dominowała we wszystkim, w czym brała udział. Jej niezwykłe opowieści, pełne dowcipu i przesady, zawsze skupiały uwagę słuchających.
– Myślę, że spośród wszystkich żałobników to oni płakali najbardziej. Czy tamtej nocy wymknęłaś się, by spotkać się z jednym z nich?
Zamilkłam, wyobrażając sobie Eulalie wędrującą po klifie, w szarpanej wiatrem koronkowej koszuli nocnej, z bladą skórą lśniącą w poświacie pełni księżyca. Na pewno starała się wyjątkowo dobrze wyglądać na tajemnej schadzce.
Kiedy rybacy znaleźli na skałach poniżej jej roztrzaskane ciało, sądzili, że to wyrzucony na brzeg delfin. Jeśli rzeczywiście istnieje jakieś życie po śmierci, miałam nadzieję, że Eulalie nigdy się o tej pomyłce nie dowie. Jej próżność by tego nie zniosła.
– Potknęłaś się i upadłaś? – Moje słowa odbiły się echem po krypcie. – Ktoś cię popchnął?
Wypowiedziałam te zdania bez zastanowienia. Doskonale wiedziałam, jak zginęły moje pozostałe siostry: Ava chorowała, Octavia wiecznie ulegała wypadkom, nawet Elizabeth… Złapałam gwałtownie powietrze i wbiłam palce w grubą, kłującą wełnę czarnej spódnicy. Była tak przygnębiona po śmierci Octavii. Wszyscy odczuwaliśmy stratę, ale nie tak mocno jak Elizabeth. Ale przy śmierci Eulalie nie było nikogo. Nikt nie widział, co się stało. Tylko jak skończyła.
Na nos spadła mi kropla wody. Następna popłynęła po policzku, gdy do pieczary zaczęły dostawać się strumyki wody. Najwyraźniej zaczęło padać. Nawet niebo opłakiwało dziś Eulalie.
– Będę za tobą tęsknić. – Przygryzłam dolną wargę.
Teraz poczułam łzy, które szczypały w oczy, w oczy, aż w końcu zaczęły płynąć po policzkach. Przesunęłam palcem po misternie wykutym w skale E. Pragnęłam powiedzieć jej jeszcze tyle rzeczy, wyrzucić z siebie ból, bezradność, wściekłość. Ale to nie przywróciłoby jej życia.
– Kocham cię, Eulalie – wyszeptałam i uciekłam z jaskini.
Na zewnątrz rozszalał się sztorm. Potężne, spienione fale uderzały o brzeg. Jaskinia znajdowała się na końcu Szpikulca, wybiegającego daleko w morze półwyspu na Solnej. Do domu była co najmniej mila drogi, a nikomu nie przyszło do głowy, by zostawić dla mnie powóz. Odchyliłam czarną woalkę i ruszyłam przed siebie.
– Nie zapomniałaś o czymś? – zapytała nasza niania, Hanna, gdy skierowałam się na dół, by dołączyć do żałobników.
Zatrzymałam się, czując na sobie matczyne spojrzenie starszej kobiety. Po prowrocie musiałam się od razu przebrać. Przemokłam w ulewie i bez względu na to, czy ciążyła na nas klątwa, nie zamierzałam umierać na przeziębienie.
Hanna uniosła długą czarną wstążkę i popatrzyła na mnie wyczekująco. Westchnęłam i wyciągnęłam rękę, by owinęła mi nią nadgarstek, jak już wielokrotnie to czyniła. Gdy w domostwie następował zgon, nosiło się czarną wstążkę, by nie iść w ślady zmarłego. A że nas prześladował wyjątkowy pech, to służący zaczęli owijać podobnymi tasiemkami szyje kotów, koni i kurczaków.
Służąca zawiązała wstążkę na kokardę, która w każdym innym kolorze byłaby ładna. W mojej garderobie były teraz wyłącznie żałobne ubrania, a każda suknia była ciemniejsza niż poprzednia. Od śmierci mamy przed sześciu laty nie nosiłam nic jaśniejszego niż grafit.
Hanna wybrała błyszczącą satynę, a nie gryzącą krepę z pogrzebu Elizabeth – od niej wokół nadgarstków dostawało się bąbli, które swędziały ładnych kilka dni później.
Poprawiłam mankiet.
– Prawdę mówiąc, wolałabym zostać z tobą. Nigdy nie wiem, co mam podczas takich uroczystości mówić.
Hanna poklepała mnie po policzku.
– Im szybciej tam pójdziesz, tym szybciej będziesz to miała za sobą. – Jej brązowe oczy lśniły ciepło. – Dopilnuję, żebyś przed snem dostała cynamonowej herbaty.
– Dziękuję, Hanno. – Uścisnęłam jej ramię i ruszyłam na dół.
Gdy wkroczyłam do Niebieskiego Pokoju, podeszła do mnie Morella.
– Usiądziesz ze mną? Nikogo tu nie znam. – Pociągnęła mnie w stronę kanapy, nieopodal wysokich, szprosowych okien.
Mimo deszczu rozpościerał się z nich wspaniały widok na klify. Wybór tego pokoju, wychodzącego na miejsce, w którym zginęła Eulalie, wydawał mi się nietaktowny.
Chciałam dołączyć do sióstr, ale Morella patrzyła na mnie tak błagalnie. W takich chwilach trudno było zapomnieć, że wiekiem była bliższa mnie niż ojcu. Nikt się nie dziwił, że wziął sobie nową żonę. Mama odeszła tak dawno temu, a wszystkie wiedziałyśmy, że wciąż liczył na syna. Spotkał Morellę podczas pobytu w Suseally, na stałym lądzie, i wrócił z wyprawy z nią u boku, kompletnie zakochany.
Honor, Mercy i Verity – trzy Gracje, jak je nazywaliśmy, malutkie, gdy zmarła mama – były zachwycone, że znów mogą traktować kogoś jak matkę. Morella była kiedyś guwernantką i od razu polubiła dziewczynki. Trojaczki – Rosalie, Ligeia i Lenore – i ja cieszyłyśmy się szczęściem ojca, ale Camille pochmurniała za każdym razem, gdy ktoś zakładał, że Morella jest jedną z Tuzina Thaumasówien.
Wpatrywałam się w wiszący po drugiej stronie pokoju olbrzymi obraz. Przedstawiał okręt wciągany w błękitną głębię przez krakena o wściekłych oczach. W Niebieskim Pokoju było wiele skarbów z morza – na jednej półce leżała grupka kłujących jeżowców, na cokole w kącie stała oblepiona pąklami kotwica i mnóstwo znalezisk trzech Gracji ustawionych na każdej płaskiej powierzchni, do której były w stanie dosięgnąć.
– Czy wszystkie uroczystości tak wyglądają? – zapytała Morella, rozścielając suknię na granatowych aksamitnych poduszkach. – Tak poważnie i posępnie?
Spojrzałam na nią zdziwiona.
– To w końcu pogrzeb.
Wsunęła za ucho kosmyk jasnoblond włosów i uśmiechnęła się nerwowo.
– Oczywiście, po prostu… Czemu woda? Nie rozumiem, czemu jej po prostu nie pochowacie w ziemi, jak to się robi na stałym lądzie?
Spojrzałam na ojca. Na pewno chciałby, abym była miła i wyjaśniła nasze zwyczaje. Starałam się wykrzesać z siebie trochę współczucia dla Morelli.
– Wielki Żeglarz mówi, że Pontus stworzył nasze wyspy i ludzi, którzy na nich żyją. Sól wyrzucana przez przypływy miała zapewnić siłę. Do tego dodał przebiegłość rekina i piękno meduzy oraz dorzucił wierność konika morskiego i ciekawość morświna. Gdy ukształtował już swój twór, wraz z dwiema rękami, dwiema nogami, głową i sercem, wdmuchnął weń trochę własnego życia, i tak stworzył pierwszych Ludzi Soli. Więc kiedy umieramy, nie możemy być pochowani w ziemi. Zsuwamy się z powrotem do wody i trafiamy do domu.
To wyjaśnienie wydawało się ją satysfakcjonować.
– Widzisz, taka mowa na pogrzebie byłaby cudowna. A tam kładli tylko nacisk na… śmierć.
Uśmiechnęłam się do niej.
– Cóż, to twój pierwszy. Przyzwyczaisz się.
Morella ujęła moją dłoń i spojrzała na mnie poważnie.
– To okropne, że musiałaś już w tak wielu uczestniczyć. Jesteś zdecydowanie za młoda na tyle bólu i smutku.
Deszcz zaczął mocniej dzwonić o szyby, spowijając Highmoor w szarości. Szalejące fale przewalały potężne głazy u stóp klifów z hukiem i taką łatwością, jakby to były kulki w kieszeni chłopca.
– I co teraz?
Zamrugałam, ponownie skupiając uwagę na niej.
– O co pytasz?
Przygryzła wargę i wyjąkała:
– Teraz, gdy jest już… w Soli… co mamy robić?
– To wszystko. Pożegnaliśmy się. Po stypie wszystko się skończy.
Morella, sfrustrowana, zaczęła się bawić brzegiem sukni.
– Ale to nieprawda. Twój ojciec powiedział, że przez następne tygodnie będziemy chodzić w czerni.
– Tak naprawdę to przez kolejne miesiące. Najpierw czerń przez sześć miesięcy, a przez następne pół roku ciemne szarości.
– Rok? – krzyknęła – Naprawdę mam nosić te ponure barwy przez cały rok?
Słysząc jej słowa, ludzie w pobliżu odwrócili się w naszą stronę. Przynajmniej zarumieniła się ze wstydu.
– Chodzi mi o to, że… Ortun dopiero przywiózł moją wyprawę ślubną. Nie mam nic czarnego. – Na dzisiejszą uroczystość pożyczyła suknię od Camille, ale ta nie leżała na niej dobrze. Wygładziła stanik sukni. – Nie chodzi tylko o ubrania. A co z tobą i Camille? Powinnyście obie obracać się wśród ludzi, spotykać młodzieńców, zakochiwać się.
Przechyliłam głowę, zastanawiając się, czy mówi poważnie.
– Właśnie zmarła moja siostra. Nie mam specjalnej ochoty na tańce.
Grzmot sprawił, że aż podskoczyłyśmy. Morella ścisnęła mnie za rękę. Spojrzałam jej w oczy.
– Przepraszam, Annaleigh, nie potrafię dziś powiedzieć nic sensownego. To znaczy, po wszystkich tych tragediach ta rodzina zasługuje na radość. Nosiliście już tyle żałoby, że starczy wam do końca życia. Czemu dalej się umartwiacie? Mercy, Honor i mała Verity powinny się bawić lalkami w ogrodzie, a nie przyjmować kondolencje i prowadzić rozmowy towarzyskie. A Rosalie i Ligeia… Lenore też. Spójrz na nie.
Trojaczki usiadły na kanapce przeznaczonej najwyżej dla dwóch osób. Oplotły się ramionami i wyglądały niczym gruby pająk, gdy płakały w woalki. Nikt nie miał odwagi podejść do tak skoncentrowanej kupki cierpienia.
– Serce mi pęka, gdy patrzę na ten cały ból.
Wyplątałam dłoń z jej ręki.
– Ale tak się robi, gdy ktoś umrze. Nie możesz zmienić tradycji tylko dlatego, że ci się nie podoba.
– A co, gdyby znalazł się powód do radości? Coś, co powinno się świętować, a nie ukrywać? Czyż radosne wieści nie powinny zwyciężyć?
Podszedł do nas służący z winem. Wzięłam kieliszek, ale Morella tylko z gracją pokręciła głową. Szybko odnalazła się w roli pani na Highmoor.
– Tak sądzę – odparłam z wahaniem. – Znów zadudnił grzmot. – Ale nie mamy dziś wiele do świętowania.
– Myślę, że jednak mamy. – Morella nachyliła się do mnie i wyszeptała: – Nowe życie.
Dyskretnie położyła dłoń na swoim brzuchu.
Z zaskoczenia prawie się zakrztusiłam winem.
– Jesteś w ciąży? – Uśmiechnęła się od ucha do ucha. – Czy ojciec o tym wie?
– Jeszcze nie. Miałam mu powiedzieć, ale przeszkodzili mi rybacy z Eulalie.
– Będzie szczęśliwy. Wiesz, który to miesiąc?
– Myślę, że trzeci. – Przeczesała palcami włosy. – Naprawdę sądzisz, że Ortun będzie zadowolony? Zrobiłabym wszystko, byle tylko znów zaczął się uśmiechać.
Spojrzałam na ojca, otoczonego przez przyjaciół, ale zbyt głęboko pogrążonego we wspomnieniach o Eulalie, by uczestniczyć w rozmowie. Skinęłam głową.
– Jestem tego pewna.
Morella wciągnęła głęboko powietrze.
– W takim razie dobre wieści nie powinny czekać, prawda?
Nim zdążyłam odpowiedzieć, wstała i podeszła do fortepianu na środku pokoju. Sięgnęła po dzwonek stojący na pokrywie i zadzwoniła nim, tym samym uciszając wszystkich w pokoju.
Zaschło mi w gardle, gdy uświadomiłam sobie, co zamierza zrobić.
– Ortun? – wyrwała mojego ojca z zamyślenia.
Głos miała wysoki i cienki, zupełnie jak dźwięk dzwonka, który trzymała w ręku. Dzwonek należał do mamy. Znalazłyśmy go z Camille lata temu, gdy bawiłyśmy się na strychu w przebierańców. Uwielbiałyśmy jego srebrzyste brzmienie i przyniosłyśmy go mamie, gdy jej głos stał się zbyt słaby, by nieść się po domu. Teraz za każdym razem, gdy słyszałam ten dźwięk, wspomnienia jej ostatniej ciąży wracały z mocą lodowatej fali uderzającej mnie w pierś.
Mój ojciec podszedł do Morelli, a ta podjęła przemowę:
– Ortun i ja chcemy podziękować wam wszystkim za przybycie. Ostatnie kilka dni spowijała ciemność, ale wasza obecność tutaj jest niczym pierwsze ciepłe promienie wschodzącego na niebie słońca.
Słowa, chociaż starannie dobrane, przychodziły jej bez trudu. Zmarszczyłam brwi. Musiała to przećwiczyć.
– Wasze wspomnienia kochanej, pięknej Eulalie wypełniają nasze serca radością, unosząc nas z mroku. I jesteśmy weseli, nawet szczęśliwi, bo oto nadchodzi nowy poranek, a w domu Thaumasów otwiera się nowy rozdział.
Camille, która po drugiej stronie pokoju rozmawiała z jednym z wujów, spojrzała na mnie nerwowo. Nawet trojaczki przestały się trzymać razem. Lenore stanęła obok kanapy, wbijając palce w miękkie oparcie.
Morella ujęła dłoń ojca, a drugą rękę złożyła na płaskim brzuchu, uśmiechając się szeroko na widok zainteresowania.
– I jak poranne słońce rozświetla mrok nocy, tak ciemności smutku rozpierzchną się wraz z przybyciem na świat naszego syna.
Co za kobieta! – krzyknęła Hanna, rozpinając malutkie dżetowe guziczki na plecach mojej sukni.
Pomogła mi ją zdjąć, po czym odgarnęła ciemne, przetykane siwizną, kręcone włosy.
– Żeby wykorzystać dzień Eulalie, by ogłosić tak szokujące wieści. Co za bezczelność!
Camille rzuciła się na moje łóżko, obok Ligei. Wyszywana kanapa ugięła się pod jej ciężarem.
– Nie znoszę jej! – zawołała i piskliwym głosem przedrzeźniła Morellę: – I tak jak bóg światła, Vaipany, i jego słońce, mój syn będzie lśniącym promieniem porannego słońca, mój syn będzie jak słońce.
Zdusiła chichot w poduszce.
– Mogła lepiej wybrać moment – przyznała Rosalie, opierając się o kolumienkę łóżka i bawiąc się końcem rudawego warkocza. Trojaczki, identyczne pod każdym względem, miały kasztanowy odcień włosów, którego strasznie im zazdrościłam, zupełnie inny niż reszta rodziny. Z moich wszystkich sióstr Eulalie miała najjaśniejsze włosy, prawie blond. Moje były najciemniejsze, w tym samym kolorze, co czarny piasek Sallan, tak charakterystyczny dla plaż archipelagu.
Zdjęłam podwiązki i cichym chrząknięciem przyznałam jej rację. Chociaż cieszyłam się szczęściem taty i Morelli, takie wiadomości naprawdę należało zostawić na inną okazję. Zsuwając bure pończochy, zastanawiałam się, z czego składała się wyprawa ślubna mojej macochy. Czy tata uzupełnił ją białymi jedwabnymi pończochami, wstążkami i koronkami, z nadzieją, że nowa żona położy kres jego nieszczęściu? Naciągnęłam przez głowę czarną bawełnianą koszulę nocną i porzuciłam myśli o atłasowych halkach i ozdobionych klejnotami sukniach.
– Jeśli to rzeczywiście syn, to co to będzie dla nas oznaczało? – zapytała Lenore, siedząca przy oknie. – Czy on zostanie dziedzicem?
Camille się poderwała. Twarz miała opuchniętą od płaczu, ale spojrzenie jej bursztynowych oczu był skupione i pełne złości.
– Ja wszystko dziedziczę. A potem Annaleigh, jeśli klątwa mnie pochłonie.
– Nic nikogo nie pochłonie – warknęłam. – To bzdury.
– Madame Morella tak nie uważa – powiedziała Hanna, stając na palcach, by powiesić suknię w szafie. Przygnębiał mnie fakt, że wszystkie miały podobny odcień.
– Że jesteśmy przeklęte? – zapytała Rosalie.
– Że wy, dziewczęta, wszystko odziedziczycie. Słyszałam, jak w rozmowie z waszą ciotką Lysbette chwaliła się, że w jej brzuchu rośnie następny książę.
Camille przewróciła oczami.
– Może i tak podchodzą do sprawy na lądzie, ale nie tutaj. Chciałabym zobaczyć jej minę, gdy ojciec jej to wyjaśni.
Usiadłam na szezlongu i okryłam się narzutką. Nie dość, że nie zdołałam się w pełni rozgrzać po wędrówce w deszczu, to wieści Morelli dodatkowo mnie zmroziły.
Ligeia podrzucała poduszkę.
– Więc twój mąż zostanie dwudziestym księciem Salann?
– Jeśli będę chciała – odparła Camille. – Mogę też zostać księżną z pełnią władzy, a on byłby tylko małżonkiem. Jestem pewna, że Berta nauczyła cię tego wszystkiego wieki temu.
Ligeia wzruszyła ramionami.
– Staram się nie pamiętać wszystkiego, co mówią guwernantki. One są takie ponure. Poza tym urodziłam się jako ósma. Nie podejrzewałam, że mam szansę na jakiekolwiek dziedzictwo.
Jako szósta córka doskonale rozumiałam, co czuła. Urodziłam się w środku, a teraz byłam druga w kolejce. W nocy po śmierci Eulalie nie mogłam spać, czując, jak przygniata mnie ciężar nowych obowiązków. Herb Thaumasów – srebrna ośmiornica o rozrzuconych ramionach, trzymająca w nich trójząb, berło i pióro – widniał w każdym pokoju Highmoor. Ten naprzeciwko mojego łóżka nagle nabrał zupełnie nowego znaczenia. Co będzie, jeśli coś się stanie Camille i nagle wszystko spadnie na mnie? Pożałowałam, że nie spędzałam więcej czasu nad lekcjami historii zamiast przy fortepianie.
Camille nauczyła mnie grać. Dzieliła nas najmniejsza różnica wieku spośród nas wszystkich, poza trojaczkami. Urodziłam się dziesięć miesięcy po niej i byłyśmy najbliższymi przyjaciółkami. Zawsze chciałam podążać jej śladem. Kiedy skończyła sześć lat, mama zaczęła ją uczyć gry na starym pianinie stojącym w jej saloniku. Camile była pojętną uczennicą i przekazywała mi wszystko, czego się nauczyła. Mama pokazała nam wersje na cztery ręce jej ulubionych piosenek i szybko doszła do wniosku, że na tyle opanowałyśmy pianino, że możemy się przenieść na fortepian w Niebieskim Pokoju.
Dom był pełen muzyki i śmiechu, gdy siostry tańczyły do melodii, które im grałyśmy. Ileż popołudni spędziłam na wyściełanej ławce, przytulona bokiem do Camille, a nasze dłonie przesuwały się sprawnie po klawiszach z kości słoniowej. Wciąż wolałam duet z nią niż zagrać nawet najpiękniejsze solo. Bez Camille u mego boku muzyka wydawała mi się o połowę gorsza.
– Panno Annaleigh?
Wyrwana z zamyślenia spojrzałam na wpatrującą się we mnie Hannę.
– Czy powiedziała, który to miesiąc?
– Morella? Uważa, że trzeci. Może trochę później.
– Później? – Camille zachichotała. – Przecież pobrali się cztery miesiące temu.
Lenore porzuciła okno i przysiadła się do mnie.
– Camille, czemu ona ci tak przeszkadza? Ja się cieszę, że tu jest. Gracje są szczęśliwe, że znów mają matkę.
– Ona nie jest ich matką. Ani naszą. W ogóle się nie umywa.
– Stara się – zauważyła Lenore. – Zapytała, czy może pomóc w planowaniu naszego balu. Możemy wykorzystać go na debiut, skoro nie wolno nam podczas żałoby pokazać się na dworze.
– Nie możecie też wyprawić balu – zauważyła Camille.
– Ale to nasze szesnaste urodziny! – Rosalie usiadła nadąsana. – Czemu przez cały rok nie możemy mieć żadnych przyjemności? Zmęczyła mnie już żałoba.
– A twoje siostry pewnie zmęczyła śmierć, ale tak już jest! – wybuchła Camille, podrywając się z łóżka.
Zatrzasnęła za sobą drzwi, nim którakolwiek z nas zdążyła ją powstrzymać.
Rozalie zamrugała.
– Co jej się stało?
Przygryzłam wargę, czując, że powinnam za nią iść, ale nie miałam już siły na kłótnię, która pewnie by się wywiązała.
– Tęskni za Eulalie.
– Wszystkie tęsknimy – skwitowała Rosalie.
Zapadła cisza, a nasze myśli skupiły się znów na Eulalie. Hanna kręciła się po pokoju, zapalając świece i wygaszając gazowe lampy. Kandelabry rzucały drżące cienie w kątach pokoju.
Lenore podkradła mi część narzutki i schowała się pod nią.
– Myślicie, że to bardzo niestosowne, by zrobić tak, jak mówi Morella? Zorganizować bal? Szesnaście lat kończy się tylko raz… To nie nasza wina, że wciąż ktoś umiera.
– Nie sądzę, by było coś złego w tym, że chcecie świętować, ale pomyśl, co czuje Camille. Żadna z nas nie debiutowała. Elizabeth i Eulalie też nie.
– To świętujcie z nami! – zaproponowała Rosalie. – To może być wielkie przyjęcie, na którym pokażemy wszystkim, że dziewczęta Thaumasów nie są przeklęte i że w naszej rodzinie nie dzieje się nic złego.
– I mamy urodziny dopiero za trzy tygodnie. Do tej pory żałoba może trwać, a potem po prostu… się ją przerwie – zaproponowała Ligeia.
– Nie wiem, czemu próbujecie przekonać mnie. To ojciec musi się na zgodzić na ten plan.
– Zgodzi się, jeśli Morella go poprosi. – Rosalie uśmiechnęła się chytrze. – W łóżku.
Trojaczki zaczęły chichotać. Rozległo się pukanie do drzwi i wszystkie ucichłyśmy, pewne, że to ojciec przyszedł skarcić nas za te hałasy. Okazało się jednak, że to Verity. Stała na środku korytarza, w koszuli nocnej o dwa numery na nią za dużej. Włosy miała potargane, a na twarzy ślady łez.
– Verity?
Nic nie powiedziała, tylko uniosła ręce, prosząc, by ją podnieść. Wzięłam ją w ramiona. Pachniała słodkim ciepłem dzieciństwa. Chociaż była spocona od snu, na gołych ramionach miała gęsią skórkę. Wtuliła się w moją szyję, szukając pocieszenia.
– Co się stało, maleńka? – Głaskałam ją po plecach. Jej włosy były miękkie jak u króliczka.
– Mogę tu zostać na noc? Eulalie jest dla mnie niedobra.
Trojaczki wymieniły zaniepokojone spojrzenia.
– Oczywiście, że możesz, ale pamiętasz, o czym rozmawiałyśmy przed pogrzebem? Wiesz, że Eulalie już z nami nie ma? Jest teraz z mamą i Elizabeth w Głębi.
Poczułam, że kiwa głową.
– Ale nadal ściąga ze mnie kołdrę. – Jej cieniutkie rączki obejmowały mnie za szyję. Trzymała się mocniej niż rozgwiazda w czasie przypływu.
– Lenore, sprawdź, co z Mercy i Honor, dobrze?
Lenore pocałowała Verity w głowę, po czym wyszła.
– Jestem pewna, że tylko się z tobą drażniły. To była zabawa.
– Niezbyt miła.
– Nie – zgodziłam się i zaniosłam ją do łóżka. – Możesz tu dziś zostać. Jesteś bezpieczna. Śpij.
Verity jęknęła cicho, ale zamknęła oczy i wtuliła się w pościel.
– My też już powinnyśmy iść – wyszeptała Rosalie, zsuwając się z łóżka. – Ojciec niedługo będzie sprawdzał, czy śpimy.
– Odprowadzić was na drugie piętro? – zapytała Hanna, wręczając Rosalie i Ligei świece.
Rosalie pokręciła głową, ale pozwoliła się przytulić, nim wyszła z pokoju.
– Zastanów się nad tym, o czym mówiłyśmy – dodała Ligeia, całując mnie w policzek. – Koniec żałoby zrobiłby dobrze nam wszystkim.
Przytuliła na dobranoc Hannę i wyszła.
Trojaczki nie chciały oddzielnych pokoi, twierdziły, że lepiej im się śpi razem.
Hanna skupiła swoją uwagę na mnie.
– Panienko Annaleigh, ty także idziesz spać?
Spojrzałam na zakopaną pod kołdrą Verity.
– Jeszcze nie. Zbyt wiele myśli kołacze mi się po głowie.
Hanna podeszła do stolika nocnego, a ja przeniosłam się z powrotem na szezlong. W kółko składałam i rozkładałam narzutkę na kolanach. Niania wzięła filiżanki herbaty cynamonowej i usiadła obok mnie. Coś w jej ruchach przypomniało mi wieczór sprzed sześciu lat, zaraz po pogrzebie mamy.
Hanna siedziała wtedy dokładnie tak jak teraz, ale ja zsunęłam się na podłogę, a głowę wtuliłam w jej podołek, podczas gdy ona pocieszała tyle moich sióstr, ile zdołała. Camille siedziała obok mnie, z opuchniętymi od łez oczami. Elizabeth i Eulalie klęczały nieopodal, tuląc łkające trojaczki. Ava i Octavia siedziały po obu stronach Hanny i trzymały w objęciach śpiące Gracje. Nie było z nami tylko Verity, która miała ledwie kilka dni i została z mamką.
Żadna z nas nie chciała być tamtego wieczora sama.
– Piękny pogrzeb – powiedziała Hanna, mieszając herbatę, czym przywołała mnie do teraźniejszości. – Tylu młodych ludzi. Tyle łez. Jestem pewna, że Eulalie byłaby zadowolona.
Pociągnęłam łyk, pozwalając aromatom rozpłynąć się po moim języku, po czym przytaknęłam.
– Niewiele mówisz – odezwała się Hanna, gdy milczenie się przeciągało.
– Wciąż myślę o tym, jaki to dziwny dzień. Wszystko jest dziwne, odkąd… ją znaleźli – zająknęłam się, jakby myśl, którą chciałam wypowiedzieć, była zbyt niezręczna, by ubrać ją w słowa. – Nie sądzisz, że okoliczności jej śmierci są trochę niejasne?
Hanna spojrzała na mnie.
– Śmierć kogoś młodego, zwłaszcza takiego jak Eulalie, pięknej i ze świetlaną przyszłością, zawsze prowokuje pytania.
– To nie to. Rozumiem, co się stało pozostałym. Każda śmierć była okropna i smutna, ale wiem, czemu do nich doszło. Ale Eulalie… Co ona w ogóle tam robiła? Sama w ciemnościach?
– Obie wiemy, że nie zostałaby długo sama.
Pomyślałam o tych wszystkich zapłakanych chłopakach.
– Ale czemu miałaby spotykać się z kimś akurat tam? Nie lubiła chodzić na klify nawet w ciągu dnia. Bała się wysokości. To bez sensu.
Hanna cmoknęła, odstawiła filiżankę i mnie przytuliła. Poczułam zapach jej mleczno-miodowego mydła. Hanna była zbyt praktyczna, by używać perfum i olejków do kąpieli, ale jej ciepły, rozsądny zapach miał na nas wszystkie pocieszający wpływ. Wciągnęłam go w nozdrza, opierając głowę o jej ramię.
Było teraz miększe, a skóra widoczna powyżej kołnierzyka szmizjerki pomarszczyła się i wydawała cienka niczym pergamin. Hanna została nianią w Highmoor po urodzinach Avy, zawsze gotowa opatrywać podrapane kolana i zranione uczucia. Jej syn, Fisher, był trzy lata starszy ode mnie i dorastał razem z nami. Hanna wiązała nam pierwsze gorsety i pomagała upinać włosy, ocierając łzy, gdy nieposłuszne kosmyki nie chciały współpracować. Była przy nas zawsze, gdy potrzebowałyśmy przytulenia czy buziaka na dobranoc.
– Czy szykowałaś ją tamtej nocy do snu? – zapytałam, siadając prosto. Hanna pewnie jako jedna z ostatnich widziała Eulalie żywą. – Nie zauważyłaś niczego podejrzanego?
Pokręciła głową.
– Nic sobie nie przypominam. Ale nie siedziałam u niej długo. Mercy bolał brzuch. Przyszła poprosić o herbatę miętową.
– A… później? Pomagałaś przy… jej ciele, prawda?
– Oczywiście. Zajmowałam się wszystkimi twoimi siostrami. I twoją matką.
– Jak wyglądała?
Hanna przełknęła ślinę z trudem i wykonała ochronny gest na piersi.
– O takich sprawach nie powinno się rozmawiać.
Skrzywiłam się.
– Wiem, że musiała być… Że to musiało wyglądać strasznie, ale czy coś było… nie tak?
Hanna zmrużyła sceptycznie oczy.
– Spadła z ponad trzydziestu metrów, na skały. Całkiem sporo było nie tak.
– Przepraszam – powiedziałam zawiedziona.
Chciałam zapytać, czy ktoś jeszcze szykował jej ciało przed odesłaniem go w Głębię, ale Hanna miała już dość tego tematu.
– Skarbie, jesteś zmęczona – powiedziała. – Połóż się, a jutro poczujesz się lepiej.
Ucałowała mnie w czoło i wyszła. Drzwi zamknęły się za nią cicho. Sprawdziłam, czy Verity rzeczywiście śpi, po czym podeszłam do okna, czując dziwny niepokój. Z mojej sypialni widać było ogrody z południowej strony domu, trzy piętra niżej. Na środku trawnika stała szeroka marmurowa fontanna w kształcie klipera, a obok rozciągał się ozdobny labirynt z krzewów.
Verity przewróciła się na drugi bok i wymamrotała coś niezrozumiale. Zaczęłam zaciągać ciężkie zasłony, gdy ujrzałam światło. Przestało padać, ale niebo zasnuwały ciemne chmury. Nie było widać gwiazd.
Pomiędzy wystrzyżonymi w kształt skaczących humbaków krzewami migotała latarnia. Gdy światło odsunęło się od drzew, ujrzałam dwie postacie. Mniejsza, niosąca latarnię, odstawiła ją i usiadła na brzegu fontanny. Światło padło na siwy kosmyk we włosach ojca.
Co robił tak późno w ogrodzie, w noc pogrzebu Eulalie? Nas wszystkie wysłał wcześnie spać i nakazał spędzić ten czas na głębokich modłach do Pontusa, podczas których miałyśmy prosić boga morza, by zapewnił naszej siostrze wieczny odpoczynek w Głębi.
Druga postać zsunęła kaptur i zobaczyłam mnóstwo blond loczków. Morella. Poklepała miejsce obok siebie i ojciec usiadł. Po chwili jego ramiona zaczęły drżeć. Płakał.
Morella objęła go i przyciągnęła do siebie. Odwróciłam głowę, gdy wyciągnęła rękę, by pogłaskać go po policzku. Nie musiałam jej słyszeć, by wiedzieć, że wypowiadane słowa koiły uczucia mojego ojca niczym balsam. Może i nie rozumiała naszych wyspiarskich zwyczajów, ale poczułam radość, że jest z nami w Highmoor. Nikt nie powinien mierzyć się z takim bólem sam.
Odwróciłam się od okna, wsunęłam pod kołdrę i przytuliłam do Verity, a jej równy oddech ukołysał mnie do snu.
Kiedy zeszłam na śniadanie, ujrzałam Morellę w niebieskiej atłasowej sukni, z marszczoną organdyną przy łokciach i perłami na szyi. Jej widok olśniewał, jakby była błyszczącym kolibrem w pokoju pełnym zasłoniętych portretów i wieńców.
Podniosła głowę znad kredensu, na którym stały tace z jedzeniem. W Highmoor śniadania odbywały się mało formalnie. Każdy przychodził do jadalni i sam się obsługiwał.
– Dzień dobry, Annaleigh. – Morella sięgnęła po imbirową babeczkę i posmarowała ją masłem. – Dobrze spałaś?
Prawda była taka, że nie. Verity bardzo się kręciła i kopała w nocy. Ja wciąż wracałam myślami do Eulalie i jej spaceru po klifie, nie mogąc zasnąć. Udało mi się to dopiero dobrze po północy.
– Witaj, kochanie – zawołał od drzwi ojciec.
Odwróciłyśmy się. Każda z nas sądziła, że ojciec zwraca się do niej, ale on podszedł do Morelli i ucałował ją na dzień dobry. Miał na sobie ciemny surdut, ale w odcieniu głębokiej szarości, a nie kruczoczarnym, do którego tak się już przyzwyczaiłam.
– Wyglądasz wspaniale – powiedział, obracając ją wokół jej osi, by popatrzeć na ledwo widoczną wypukłość na brzuchu.
– Myślę, że ciąża mi służy.
Rzeczywiście promieniała radością. Ciąże mamy zawsze wiązały się z okropnymi porannymi mdłościami, więc akuszerki nakazywały leżenie o wiele wcześniej niż u większości ciężarnych. Kiedy byłam już wystarczająco duża, Ava i Octavia dopuściły mnie do pomocy i pokazały najlepsze olejki i napary, które miały złagodzić dolegliwości mamy.
– Też tak myślisz, Annaleigh? – zapytała Morella.
Pewnie przez włączenie mnie do rozmowy próbowała być miła.
Spojrzałam na błękitny atłas. Wyglądała ślicznie, ale to nie był odpowiedni kolor na dzień po pogrzebie pasierbicy.
– Suknie Eulalie są już na ciebie za małe?
– Co? A tak, oczywiście. – Wykorzystała tę chwilę, by z zadowoleniem przesunąć dłonią po brzuchu.
– Prawdę mówiąc – wtrącił się ojciec, sięgając po solone śledzie – mamy coś do omówienia w tej kwestii, ze wszystkimi. Annaleigh, mogłabyś zawołać siostry?
– Teraz? – spojrzałam na jaja, które właśnie sobie nałożyłam. Na pewno wystygną.
– Proszę.
Postawiłam ostentacyjnie mój nie do końca zapełniony talerz na środku stołu i poszłam na górę. Ja byłam rannym ptaszkiem, ale część moich sióstr nie podzielała zamiłowania do wczesnych godzin. Mercy i Rosalie były prawie niemożliwe do dobudzenia.
Postanowiłam zacząć od Camille.
Odsłoniła już zasłony, a słabe światło oblewało jej pomalowane na śliwkowo meble. Zaskoczyło mnie, że siostra siedzi przy toaletce i upina włosy. Chociaż na ustach i policzkach nie widziałam żadnego koloru, na blacie leżały słoiczki z kosmetykami i buteleczki z rżniętego szkła z perfumami. Czarna krepowa zasłona, taka sama, jak na moim lustrze, leżała zgnieciona u jej stóp. Zastanawiałam się, kiedy zdążyła ją tam rzucić.
– Już skończyłaś śniadanie? – zapytała.
– Ojciec chce, żebyśmy wszystkie zeszły do jadalni. Ma nam coś do powiedzenia.
Dłoń Camille zamarła nad szkatułką z biżuterią, po czym z niechęcią uniosła czarny dżetowy kolczyk.
– Powiedział co?
Usiadłam obok niej i przesunęłam palcami po moim koku. Nie widziałam swojego odbicia od prawie tygodnia.
– Niebieska suknia Morelli wiele mówi. Eulalie dostałaby szału, gdyby zobaczyła, co się dzieje. Pamiętasz, jak po śmierci Octavii chciała zobaczyć… co to było, chyba obwoźny cyrk? A tata nie pozwolił nam wychodzić z domu? Powiedział – obniżyłam głos – „Ból taki jak nasz nie powinien być wystawiany na widok publiczny”. A Octavia nie żyła już od miesięcy!
– Eulalie chodziła naburmuszona przez całe tygodnie.
– A teraz upamiętniamy ją czernią przez ile… pięć dni? Ojciec już jest w szarościach. Tak być nie powinno.
Moja siostra otworzyła słoiczek i przyjrzała się pomadce w kolorze wina.
– Zgadzam się.
– Naprawdę? – zapytałam, patrząc znacząco w lustro.
Zabrałam jej słoiczek, rozlewając trochę pomadki. Gdy spływała po moich palcach, wyglądała jak krew.
Camille poprawiła pukiel włosów.
– Nigdy nie potrafiłam ułożyć fryzury bez lustra.
– Pomogłabym ci. A co, jeśli Eulalie…
Camille przewróciła oczami.
– Duch Eulalie nie zobaczy błyszczącej powierzchni i w niej nie utknie. Ledwie wytrzymywała w domu za życia. Skąd pomysł, że chciałaby tu zostać po śmierci?
Odstawiłam pomadkę. Nie wiedziałam, w co wytrzeć palce.
– Ale masz humorek.
Podała mi chusteczkę.
– Źle spałam. Nie mogłam przestać myśleć o tych głupotach, które wygadywała Ligeia.
Wybrała inny odcień pomadki i rozsmarowała na ustach cieniutką warstwę w brązowym kolorze. Na jej twarzy rysowało się poczucie winy.
– Nigdy nie zdobędę męża, jeśli coś się nie zmieni.
– Nieprawda – zaprotestowałam. – Każdy mężczyzna byłby zaszczycony, gdyby cię miał u swojego boku. Jesteś mądra i równie piękna jak Eulalie.
Camille uśmiechnęła się krzywo.
– Nikt nie jest taki jak Eulalie. Ale jeśli będę się ukrywać w tym ponurym domu, schowana pod warstwami krepy, to nigdy nikogo nie znajdę. Szanuję pamięć Eulalie i wszystkich naszych sióstr, ale jeśli będziemy za każdym razem przechodzić przez wszystkie etapy żałoby, to same umrzemy, nim to się skończy. Jestem gotowa, by zmienić podejście. I twoje spojrzenie zbitego psa tego nie zmieni.
Podniosłam zasłonę z podłogi i zatopiłam w niej palce. Nie byłam zła na Camille. Miała prawo do szczęścia. Wszystkie miałyśmy. Wszystkie marzyłyśmy o czymś więcej. To jasne, że moje siostry wolałyby być na dworze, uczestniczyć w balach i koncertach. Chciały być pannami młodymi, żonami, matkami. Byłabym potworem, gdybym im tego odmawiała. Mimo to ściskałam krepę.
– Ojciec chce, żebyśmy zeszły na dół – zawołała Rosalie, przerywając nam rozważania.
Trojaczki stały w drzwiach i gapiły się do środka. W dziwnym porannym świetle ich odbicie w lustrze przypominało groteskową zbieraninę kończyn i warkoczy. Przez moment wyglądały jak jeden stwór, a nie trzy oddzielne siostry.
Lenore oderwała się od grupy i obraz się rozwiał.
– Zwiążesz mi to? – Wyciągnęła do mnie czarną wstążkę. – Rosalie za mocno zaciska.
Uklękła obok Camille i uniosła ciężki warkocz, ukazując blady kark. Trojaczki nosiły wstążki na szyi, jak obroże. Kiedy byłyśmy małe, Octavia uwielbiała opowiadać nam przed snem krwawe, przerażające historie. Wymyślała bajki o pannach, które usychały z tęsknoty za ukochanymi, o duchach i goblinach, zwiastunach i przecherach, z którymi głupi ludzie próbowali się targować. Później, pewna, że wciąż chowamy się z przerażenia pod kołdrami, zakradała się razem z Eulalie do naszych pokoi i ściągała z nas pościel.
Jedną z ich ulubionych opowieści była ta o dziewczynie, która zawsze nosiła zawiązaną na szyi zieloną wstążkę. Nigdy nie widziano jej bez niej, ani w szkole, ani w kościele, miała ją nawet w dniu ślubu. Wszyscy goście uważali, że wyglądała wspaniale, ale nie rozumieli, czemu wybrała tak prostą ozdobę. Podczas miesiąca miodowego jej mąż podarował jej brylantową kolię, która lśniła niczym gwiazdy. Chciał, aby ją założyła i nie miała na sobie nic więcej, gdy wieczorem przyjdzie do łóżka. Odmówiła, a on, odszedł rozzłoszczony. Gdy wrócił później do sypialni, zobaczył ją śpiącą na wielkim łożu, nagą. Miała na sobie tylko kolię i zieloną wstążkę. Przysunął się do niej i delikatnie rozwiązał tasiemkę, a w tym momencie jej odcięta głowa odtoczyła się od ciała.
Trojaczki uwielbiały tę upiorną opowieść i w kółko prosiły, żeby im ją opowiedzieć. Kiedy Octavia zmarła, z upiorną satysfakcją zaczęły zakładać na szyje czarne wstążki.
Gdy już zawiązałam kokardę, Lenore ułożyła ją bardziej zawadiacko.
– Gracje są już na dole. Je obudziłyśmy pierwsze.
Camille wstała od lustra. Kiedy podałam jej zasłonę, odrzuciła ją. Zwierciadło zostało bez okrycia.
Mercy, Honor i Verity siedziały przy drugim końcu stołu w jadalni. Starsze dziewczęta zajadały jaja i śledzie. Przed Verity stała miska truskawek ze śmietaną, ale mała tylko bawiła się jedzeniem. Zauważyłam, że siedzi tak daleko od Honor i Mercy, jak tylko się da bez zmiany miejsca. Najwyraźniej nie przebaczyła im jeszcze nocnego żartu. My nawet nie sięgnęłyśmy po talerze. Ojciec usiadł u szczytu stołu i czekał, by coś ogłosić.
Zaczął bez wstępów:
– Po śniadaniu czeka was wspaniała niespodzianka w złotym saloniku.
Złoty salonik był niewielki i elegancki, używany tylko dla ważnych gości z królewskiego dworu lub dla Wielkiego Żeglarza. Wiele lat temu król i jego rodzina przyjechali do nas podczas letniego objazdu, a królowa Adelaide korzystała z niego jako swojego dziennego saloniku. Pochwaliła lśniące adamaszkowe zasłony, a mama przysięgła, że nigdy ich nie zmieni.
– O co chodzi, ojcze? – zapytała Camille.
– Po głębokim namyśle postanowiłem, że pora zakończyć ten rodzinny smutek. Highmoor już zbyt długo pogrążone jest w ciemnościach. Kończę z żałobą.
– Eulalie pochowaliśmy ledwie wczoraj. – Skrzyżowałam ramiona na piersi. – Wczoraj.
Noga mi podskoczyła, gdy ktoś kopnął mnie pod stołem. Nie miałam pewności, ale podejrzewałam Rosalie. Ojciec spojrzał na mnie znacząco.
– Wiem, że to się może wydawać przedwczesne, ale…
– Bardzo przedwczesne – przerwałam i znów zostałam kopnięta. Tym razem byłam przekonana, że to Ligeia.
Ojciec ścisnął szczyt nosa, próbując zahamować migrenę.
– Czy chciałabyś coś powiedzieć, Annaleigh?
– Jak w ogóle możesz coś takiego rozważać? Tak nie wolno.
– Już i tak zbyt wiele życia spędziliśmy w żałobie. Teraz pora na nowe, a nie chcę, aby nasze nowe życie rozpoczynało się w smutku.
– Twoje nowe życie. Twoje i Morelli. Nie podjąbyś takiej decyzji, gdyby nie jej ciąża.
Trojaczki jęknęły zszokowane. W oczach Morelli ujrzałam ból, ale brnęłam dalej. Co tam uczucia, to było zbyt ważne.
– Powiedziała, że to chłopiec, a ty już starasz się poruszyć niebo i ziemię, by ją zadowolić. Zgadzasz się nawet zapomnieć o swojej pierwszej rodzinie. Twojej przeklętej rodzinie – wymsknęło mi się to słowo, czarne i brzydkie.
Verity jęknęła, jakby zbierało się jej na płacz.
– Nie ma żadnej klątwy. – Lenore podbiegła do niej. – Powiedz jej, że nie ma klątwy – warknęła do mnie.
– Nie chcę umierać – zaczęła zawodzić Verity i przewróciła miskę ze śmietaną.
– Nie umrzesz – powiedział ojciec, zaciskając palce na podłokietnikach fotela tak mocno, że dziw, że drewno nie pękło. – Annaleigh, co to za zachowanie? Natychmiast przeproś.
Podeszłam i uklękłam obok Verity. Przytuliłam ją i zaczęłam głaskać delikatne włosy.
– Przepraszam. Nie chciałam cię zdenerwować. Tak naprawdę to nie jest klątwa.
– Nie mówiłem o Verity – odezwał się zimno ojciec.
Zacisnęłam usta w niemym sprzeciwie. Chociaż kolana mi się trzęsły, zmusiłam się, by nie odwracać od niego wzroku.
– Annaleigh – rzucił ostrzegawczo.
Odliczałam sekundy tykające na małym srebrnym zegarze na kominku. Po dwudziestu Camille odchrząknęła, by zwrócić uwagę ojca.
– Mówiłeś, że w saloniku coś na nas czeka?
Ojciec potarł brodę i nagle wydał mi się znacznie starszy.
– Tak. Właściwie to był pomysł Morelli. Coś dla was wszystkich – westchnął. – By uczcić koniec naszej żałoby, wezwałem krawców, by zaprojektowali wam nowe ubrania, a także modystki i szewców.
Wszystkie siostry zaczęły piszczeć z radości. Rosalie podbiegła do ojca i Morelli i zarzuciła im ręce na szyje.
– Dziękuję, dziękuję!
Ucałowałam Verity w czubek głowy i wstałam, by wrócić do swojego pokoju. Nie chciałam nowych ubrań. Nie zamierzałam zapominać o starych zwyczajach i dać się przekupić lśniącymi świecidełkami i jedwabiami.
– Annaleigh! – Głos ojca mnie powstrzymał. – Gdzie idziesz?
– Nie potrzebuję nowych ubrań, więc nie będę wam przeszkadzać.
Pokręcił głową.
– Wszyscy kończymy z żałobą, ty także. Nie będziesz chodzić w burych tweedach, gdy reszta z nas zaczyna nowe życie.
Nabrałam powietrza, ale nie byłam w stanie powstrzymać ciętej riposty.
– Jestem pewna, że Eulalie też chciałaby zacząć nowe życie.
Podszedł do mnie trzema wielkimi krokami. Mój ojciec nie był brutalny, ale w tej chwili naprawdę się bałam, że mnie uderzy. Złapał mnie za łokieć i zaciągnął do korytarza.
– Ten upór ma się skończyć. Natychmiast.
Sięgając po siły, o których istnieniu nie miałam pojęcia, pokręciłam głową i otwarcie mu się sprzeciwiłam.
– Idź, rozpoczynaj nowe życie, skoro tak bardzo tego chcesz. Ale zostaw mnie, bym mogła opłakiwać siostry tak, jak uznam za stosowne.
– Nikt z nas nie zdoła zacząć nowego życia, jeśli ty będziesz krążyć po domu cała w czerni i nie dasz nam zapomnieć!
Odwrócił się do okna, przeklinając pod nosem. Kiedy znów na mnie spojrzał, jego czoło orały zmarszczki.
– Nie chcę się kłócić, Annaleigh. Tęsknię za Eulalie tak bardzo, jak i ty. Za Elizabeth, Octavią i Avą także. A szczególnie za twoją matką. Myślisz, że cieszy mnie to, że połowę rodziny oddałem z powrotem do Soli?
Ojciec opadł na niewielką ławeczkę. Była dla niego za niska i kolana podeszły mu pod brodę. Po chwili skinął, bym do niego dołączyła.
– Wiem, że większość mężczyzn pragnie dorodnych synów, którzy pójdą w ich ślady, przejmą ziemie i nazwiska, ale mnie zawsze rozpierała duma, że mam tyle córek. Wiele moich najlepszych wspomnień dotyczy tego, jak cała wasza jedenastka bawi się w przebieranki z waszą matką, jak wybieracie lalki. Uwielbiałem te czasy. A gdy Cecilia zaszła w ciążę z Verity… To była taka wspaniała niespodzianka. Kiedy odeszła, nie sądziłem, że jeszcze kiedyś poczuję taką radość.
Po nosie spłynęła mu łza. Otarł ją ze wzrokiem wbitym w kafelki u naszych stóp. Niewielkie kawałki oszlifowanego przez morze szkła układały się w mozaikę fal przelewających się przez korytarz.
– Po tylu latach tragedii i smutków mam wreszcie szansę znów zaznać radości. Nie będzie idealna, bo jak by mogła być, gdy odeszło tyle osób, które kochałem, ale chcę się nią nacieszyć, póki jeszcze mogę.
Zupełnie już postrzępiłam wstążkę na nadgarstku. Bawiłam się frędzelkami z wrażeniem déjà vu. Czy nie o tym dopiero co rozmawiałam z Camille?
– Myślisz, że ci krawcy mają jakieś jasnoszare jedwabie? – zapytałam, ustępując.
– Cecilia uwielbiała cię w zieleni. – Dał mi kuksańca. – To dlatego cały twój pokój jest w jadeitowym kolorze. Mówiła, że twoje oczy kojarzą jej się z morzem tuż przed wielkim sztormem.
– Zobaczę, co mają – odparłam, ujmując rękę, którą mi podał. – Ale na pewno w różu mnie nie zobaczysz.
– Spójrz na ten atłas! To najpiękniejszy odcień różu, jaki kiedykolwiek widziałam! – zawołała Rosalie, podrzucając materiał nad głowę.
Złoty salonik tonął w materiałach i lamówkach. Kuferki z wstążkami i koronkami leżały otwarte niczym skrzynie skarbów, z których wysypuje się zawartość. Wszystkie płaskie powierzchnie były zajęte. Zdążyłam się już potknąć o trzy pudełka z guzikami.
Camille przyłożyła do twarzy próbkę szafranowego koloru.
– Jak ci się podoba ten odcień, Annaleigh?
– Doskonale do ciebie pasuje – odezwała się Morella.
Siedziała pośrodku tego chaosu, na tuftowanym szezlongu, niczym rozpieszczona królowa pszczół. Nie spojrzała na mnie od zajścia w jadalni. Musiałam ją w jakiś sposób przeprosić.
– Coś niebieskiego bardziej podkreślałoby twoje oczy. – Uniosłam błękitną belę. – Widzisz? Uwydatnia twoją cerę, wyglądasz znakomicie. Morello, jak sądzisz?
Morella skinęła lekko głową, po czym odwróciła się, by obejrzeć lśniącą wstążkę, którą Mercy wyciągnęła z pudełka.
– Ten szyfon pasuje do pani idealnie – odezwała się krawcowa. – Widziała pani te rysunki? – Kobieta podała Camille kilkanaście wzorów. – Z tego materiału możemy wykonać każdą z tych sukien.
Camille wzięła rysunki i usiadła na pufie zarzuconym lśniącymi pastelowo adamaszkami. Krawcowa uklękła obok niej i zaczęła notować.
Na stojaku obok mnie na wyściełanych wieszakach zawieszono kremowe lny i piękne zielone jedwabie. Wybrałam trzy wzory na długie, powłóczyste suknie, a nawet suknię balową na przyjęcie trojaczek. Mimo moich wątpliwości tiul w kolorze piany morskiej – upstrzony srebrnymi cekinami niczym gwiazdami – sprawił, że nie mogłam się doczekać. To będzie naprawdę cudowna suknia.
Lenore otworzyła ozdobne pudło.
– Och! Spójrzcie na to!
W wyłożonym aksamitem pudełku leżała para pantofelków. Srebrna skóra wyglądała na miękką jak puch i lśniła w świetle popołudnia. Po obu stronach przyszyto jedwabne wstążki, służące do obwiązywania kostek.
Te buciki były przeznaczone do tańca.
Verity złapała jeden i przysunęła go do twarzy, przyglądając się z zachwytem wzorkom z paciorków na czubku.
– Buty elfów!
– Wspaniałe – dodała z podziwem Morella.
Reynold Gerver, szewc, odezwał się:
– Zrobienie jednej pary zajmuje dwa tygodnie. Podeszwy są dodatkowo wyściełane dla większego komfortu. Można w nich tańczyć całą noc, a rano stopy w ogóle nie będą bolały.
Rosalie zabrała Verity but.
– Chcę taką parę na nasz bal.
– Nie, ja je zobaczyłam pierwsza! – zaprotestowała Lenore. – To ja je chcę.
– Każda z nas powinna dostać parę – odezwała się Ligeia.
Przysiadła się do Morelli i dotknęła wstążek.
– Tylko raz kończy się szesnaście lat.
Camille uniosła wzrok znad rysunków.
– A są też w innych kolorach? Bardzo bym chciała parę w kolorze różowego złota, by pasowała do mojej sukni balowej.
Gerver skinął głową.
– Mam tu próbki wszystkich moich skór.
Wyciągnął teczkę spod żółtego materiału. Spojrzał na Morellę.
– Te pantofelki są wyjątkowe… więc kosztują też odpowiednio.
– Odpowiednio? – od drzwi zadudnił głos ojca. – Zostawiam moje dziewczyny na godzinę i już przehulały dom?
Rosalie uniosła lśniący pantofelek.
– Ojcze! Spójrz na to! Te buty byłyby idealne na nasz bal! Możemy je dostać? Proszę!
Ojciec popatrzył po pełnych nadziei twarzach moich sióstr.
– I pewnie każda z was chce parę?
– My też? – zapytała Honor, stając na palcach, by wyjrzeć zza sterty pudeł na kapelusze.
Ojciec miał niewzruszoną minę.
– Muszę je zobaczyć. Jedna z najważniejszych zasad handlu brzmi: „Nigdy nie podejmuj decyzji przed obejrzeniem towaru”.
Rosalie przekazała pantofelek Verity i pchnęła ją lekko. Dziewczynka podeszła do ojca z nabożnie wyciągniętym przed siebie butem.
– Ojcze, to są buty elfów.
Tato zaczął obracać pantofelek w rękach z teatralną przesadą.
– Mówisz, że to buty elfów? – Zielone oczy Verity, w tym samym odcieniu, co moje, aż zalśniły. – Wydają się niesamowicie delikatne. Aż za bardzo.
Szewc wystąpił naprzód.
– Ależ skąd. Zapewniam pana, że wytrzymają cały sezon balów. Wykonuję podeszwy z najlepszej skóry w królestwie. Elastycznej, a zarazem wytrzymałej.
Ojciec nie wyglądał na przekonanego.
– Ile za osiem par?
Morella pociągnęła nosem.
– Dziewięć par – poprawił się ojciec. – Dziewięć par gotowych przed końcem miesiąca. Moje córki wyprawiają bal. I będą potrzebowały butów.
Gerver zagwizdał przez zęby.
– To niewiele czasu. Będę potrzebował pomocników…
– Ile?
Gerver zaczął liczyć na palcach, po czym poprawił złote okulary, które zsuwały mu się z nosa.
– Jedna para kosztuje sto siedemdziesiąt pięć złotych floretów. Ale aby zrobić dziewięć par w trzy tygodnie… Musiałbym wziąć co najmniej trzy tysiące.
Radosna atmosfera w pokoju przygasła. Nie było szans, by ojciec zgodził się na taką rozrzutność. Już same suknie będą go kosztowały majątek.
– Jestem pewna, że dziewięć par butów nie doprowadzi nas do bankructwa, Ortunie – powiedziała z promiennym uśmiechem Morella.
Verity stanęła na palcach, wpatrując się w minę ojca. Ten ukląkł przy niej.
– Kochanie, naprawdę myślisz, że te pantofelki są tyle warte?
Dziewczynka popatrzyła na nas, po czym kiwnęła głową.
Ku naszemu zaskoczeniu ojciec uśmiechnął się szeroko.
– W takim razie wybierz swoje. Buty elfów dla wszystkich!
Ostatnim pociągnięciem wioseł, przepłynąwszy wzdłuż wypłowiałego od słońca doku, przybiłam jolką do przystani w Selkirk. Słońce ledwie unosiło się nad horyzontem. Podczas stypy Eulalie Morella wspomniała, że miała powiedzieć ojcu o dziecku, ale przeszkodzili jej rybacy, którzy przynieśli do domu ciało Eulalie. Może coś widzieli, jakiś drobiazg, o którym zapomnieli poinformować, ponieważ uznali śmierć mojej siostry za wypadek.
Umocowałam linę cumującą do knagi i wyszłam na brzeg. Musiałam znaleźć tych rybaków.
Pięć wysp Salann ciągnęło się przez morze Kaleic niczym lśniące perły na naszyjniku.
Selkirk leżała najdalej na północnym wschodzie. Tu mieszkali handlarze ryb, kapitanowie i żeglarze. Na tętniącym życiem nabrzeżu oporządzano codzienne dostawy owoców morza.
Z kamienistych brzegów następnej, Astrei – najgęściej zaludnionej – wyrastały sklepy, targi i tawerny. To było lśniące miasto handlu i bogactwa. Od kiedy ogłoszono bal, trojaczki pływały tam prawie codziennie, by buszować po sklepach w poszukiwaniu drobnych skarbów. Dodatkowa para pończoch, nowy odcień pomadki. Morella zdołała jakoś przekonać ojca, że są to przedmioty niezbędne dla młodych panien, które mają się pokazać w towarzystwie.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki