Do usłyszenia! O ślimakach, które nie są mięczakami - Andrzej Marek Grabowski - ebook

Do usłyszenia! O ślimakach, które nie są mięczakami ebook

Andrzej Marek Grabowski

0,0
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

Jędruś po wypadku samochodowym stracił słuch. Wkrótce dostanie implant, ale teraz musi radzić sobie (nie słysząc) z nauką, z docinkami kolegów, z codziennym życiem. Na szczęście jest Hania – najlepsza przyjaciółka, która uczy go migać i opowiada o życiu z implantem ślimakowym, bo sama taki ma. I tata – z którym piszą opowieść o… ślimakach spełniających swoje marzenia! Te ślimaki dają radę, na pewno nie są mięczakami! Jędruś też sobie poradzi!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 111

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Andrzej Marek GrabowskiDo usłyszenia! O ślimakach, które nie są mięczakami

© by Andrzej Marek Grabowski © by Wydawnictwo Literatura

Konsultacja merytoryczna: Specjaliści z Polskiej Fundacji Pomocy Dzieciom Niedosłyszącym -ECHO-

Okładka i ilustracje: Kasia CerazyKorekta: Lidia Kowalczyk, Joanna Pijewska

Wydanie elektroniczne I, Łódź 2025

ISBN 978-83-8208-764-2

Wydawnictwo Literatura

91-334 Łódź, ul. Srebrna [email protected] tel. (42) 630-23-81www.wydawnictwoliteratura.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Ossowska

To czarne BMW powinno nas przepuścić. Wiem, bo jechaliśmy główną drogą. Tata prowadził pewnie i spokojnie, już prawie dojeżdżaliśmy do skrzyżowania, gdy mama krzyknęła:

– Uważaj!

Wracaliśmy znad morza. Jak co roku na początku wakacji byliśmy w Mikoszewie, a ja znalazłem największy bursztyn w życiu! Miał siedem centymetrów długości, pięć szerokości i był gruby na dwa palce. Właśnie trzymałem go na wysokości oczu i patrzyłem na muszkę, która zastygła na miliony lat w złocistej ciszy. Ciekawe, czy muszki coś myślą, co czują, gdy nagle zalewa je kropla żywicy. Taki owad uśpiony w bursztynie nazywa się inkluzja.

Zdążyłem podnieść wzrok. Zobaczyłem, że Beemka jednak nie poczekała i spróbowała przed nas wskoczyć. Tata warknął: „Oż ty…” i jednocześnie gwałtownie nacisnął hamulec. Ale było już za późno. Rozległ się potworny huk, nasza Skoda wyleciała w powietrze i zakręciła się, jakby wpadła na karuzelę. Potem coś grzmotnęło i zapadła ciemność. Ciemność i CISZA.

W ogrodzie

Ogród porastały stare pokrzywione drzewa, chwasty i ogromne liście łopianu. Pod jednym z nich stał czerwony czajnik. Nie wiadomo, skąd się tam wziął, ale na pewno pojawił się bardzo dawno temu. Z pokrytego emalią naczynia przez dziurę w pokrywce, jak przez okienko w dachu, wyjrzał ślimak Adaś.

– Ile można siedzieć w jednym miejscu! – mruknął. – Niedługo zardzewieję jak to nieszczęsne naczynie! Tak pięknie siąpi deszczyk, idealna pogoda na spacer.

Potem wyciągnął szyję i zawołał do gromady dzieci, które były zajęte jedzeniem śniadania:

– Hej, dzieciarnia, czas rozprostować nogę! Kto ma ochotę na wycieczkę?

– Ja, tatusiu – pisnął najmniejszy ślimaczek.

– Nikt więcej? – zdziwił się Adaś.

Odpowiedział mu tylko chrzęst przeżuwanych liści.

– Smacznego! – mruknął i przesunął oczy, by spojrzeć na żonę. – A ty, moja droga Marto?

– O nie! Daj mi spokój ze swoimi zwariowanymi pomysłami!

I wróciła do wycierania nosa kilku ślimaczątkom, które złapały katar.

Adaś przyjrzał się jedynemu dziecku, które chciało z nim wyruszyć w podróż. Był to zupełny maluch, jego beżową skorupkę zdobił ciągnący się dookoła zwojów ciemnoróżowy szlaczek.

– Brawo, Jędrusiu! – powiedział tata. – Pojedziemy sprawdzić, czy morze nadal wesoło pluska, bo może morze może wyparować!

– Może co pojedziemy sprawdzić? – nie zrozumiał synek.

Tata się zaśmiał.

– Nie może, ale na pewno pojedziemy. Nad morze! Morze to wielka woda! Nawet jeśli wyciągniesz oczy wysoko, do samego nieba, nie zobaczysz drugiego brzegu – wyjaśnił.

– Czy morze jest większe od kałuży na naszym podwórku?

Adaś zaśmiał się, aż mu zadudniło w skorupie.

– Oczywiście!

– Nawet od stawu za polem? – znowu zapytał synek.

Adaś nadal się śmiał. Uspokoił się dopiero, gdy jakaś tłusta, zabłąkana mucha pacnęła w jego muszlę.

– O, pardon! – bąknęła mucha, która zapewne przybyła z dalekich krajów.

Tatuś ponownie spojrzał na synka i powiedział:

– Morze jest ogromne jak największa puszcza, a nasz staw w porównaniu z nim to krzaczek poziomek. Morze jest wielkie i piękne jak… życie!

– Ojej! – zdziwił się Jędruś. – Naprawdę?

– Naprawdę, naprawdę – potwierdził tata.

– Bardzo chciałbym zobaczyć morze! – westchnął Jędruś.

– Zapamiętaj, synu, że zawsze trzeba spełniać marzenia. Oczywiście, o ile nie są strasznie głupie.

– To jedźmy zobaczyć to morze! Już się nie mogę doczekać – pisnął maluch.

– Skoczymy tam i z powrotem na jednej nodze.

– Ale, tatusiu – Jędruś zatrzymał się w pół kroku – czy podróż nad takie ogromne morze jest bezpieczna?

– Oj tam, oj tam, wszystko na świecie może być bezpieczne albo niebezpieczne, nawet jedzenie śniadania. To zależy, czy ślimak zachowuje się rozsądnie, czy nie.

– Już ty jesteś rozsądny! – rzuciła Marta i poszła sprawdzić, czy dojrzały poziomki pod lasem.

Adaś znowu się uśmiechnął, a potem zawołał:

– Trzeba żyć z fantazją, chyba już zapomniałaś, co to przygoda!

– Mam codziennie mnóstwo przygód, kiedy dzieci się przeziębią! – odkrzyknęła mama.

Tata pokiwał głową, a potem odwrócił się do Jędrusia.

– Synek, nie pękaj jak skorupa pod butem! Przy mnie nic ci nie grozi! Jesteś dzielnym ślimakiem, nie możesz być mięczakiem.

Jędruś westchnął i powiedział cichutko, tak żeby nikt go nie usłyszał:

– Chyba małemu ślimakowi wolno być mięczakiem. Tym bardziej, że przecież ślimaki są mięczakami…

Adaś spojrzał na gromadę swoich dzieci i zawołał:

– Do zobaczenia, moje żarłoki! I uważajcie, bo wesołe życie minie was jak pędząca hulajnoga!

A potem zerknął na najmniejszego synka.

– Nawet najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku, który w tej chwili robimy!

I Adaś z Jędrusiem pognali przed siebie tak szybko, jak tylko ślimaki potrafią!

* * *

Kiedy otworzyłem oczy, nie miałem pojęcia, gdzie jestem. Może dlatego, że obudziłem się w szpitalu. Podobno byłem przez kilka dni nieprzytomny, ale zupełnie tego nie pamiętam. Wyobraźcie sobie, że tylko ja zostałem ranny! Mama i tata mieli po kilka siniaków, mój brat Jacek rozcięte czoło, a Kasi – mojej siostrze – w ogóle nic się nie stało, bo siedziała pośrodku. Trochę ucierpiał kierowca czarnego BMW. Miał złamany nos i rękę, jednak jego zupełnie mi nie żal, bo kiedy spowodował wypadek, był pijany. Tak powiedział Jacek. Mam nadzieję, że pójdzie za to do więzienia! Nie Jacek, oczywiście, tylko ten pirat z Beemki!

W szpitalu bardzo się dziwiłem, że wszyscy tak CICHO mówią. Pomyślałem, że to właśnie dlatego, że jesteśmy w szpitalu, a tutaj, tak jak w bibliotece, nie powinno się głośno rozmawiać. No ale później się okazało, że wszyscy mówili normalnie, tylko ja ich słabo słyszałem.

Gdy zdarzył się wypadek, byłem zapięty pasami, jednak i tak w coś walnąłem i to uderzenie spowodowało uszkodzenie w mojej głowie. Najgorsze było to, że z dnia na dzień słyszałem coraz gorzej. Strasznie mnie to denerwowało, nie mogłem myśleć o niczym innym, tylko o tym, że coraz słabiej słyszę. Bałem się, że za chwilę w ogóle ogłuchnę! Najgorzej było, kiedy próbowałem zasnąć. Myśli tak mnie bombardowały, że do rana przewracałem się z boku na bok. Musiałem na to zdenerwowanie znaleźć jakiś sposób. No i wreszcie coś wymyśliłem!

Bardzo lubię obserwować owady, nawet muchy, a najbardziej mrówki i pająki. Może kiedy będę dorosły, zostanę przyrodnikiem? Taki naukowiec badający owady nazywa się entomolog, a nauka o owadach to entomologia. Lubię też ŚLIMAKI, są takie ładne, mają piękne skorupy i zgrabne rożki*. Ślimaki nie są owadami, lecz mięczakami, mają drugą, bardzo śmieszną nazwę – brzuchonogi. Ślimakami zajmuje się nauka – limakologia. Tę nazwę łatwo zapamiętać, bo gdyby dodać „ś”, brzmiałaby „ślimakologia”! Skończę studia i zostanę entomologiem i (ś)limakologiem! Taki mam pomysł. Kto wie, może mi się uda? Podobno jeśli ktoś bardzo czegoś pragnie, to na pewno to osiągnie. Tak w każdym razie mówią moi rodzice.

A potem jeszcze dostałem strasznego kataru, zapalenia gardła, uszu, nosa, chyba cały byłem zapalony jak ognisko na działce u mojego kolegi Waldka.

Już miałem wyjść ze szpitala, ale przez tę infekcję przetrzymali mnie jeszcze ponad tydzień i karmili całymi garściami lekarstw. A ja zanurzałem się coraz głębiej w ciszę, jakbym nurkował w wodzie. Nie wiedziałem, co się w mojej głowie dzieje, więc postanowiłem NIE MYŚLEĆ o wypadku, chorobie i o tym, co ze mną będzie.

Uciekłem do świata ślimaków i naprawdę całkiem mi się tam podobało. Zaraz wam opowiem, co sobie wyobrażałem.

W Mikoszewie, obok ośrodka wczasowego Barcelona, rośnie brzozowy zagajnik, a w nim mieszkają całe stada pięknych winniczków, wstężyków i pomrowów. Winniczek to duży ślimak w brązowej skorupie, wstężyki są mniejsze, ich muszle mają różne barwy, od kremowej do ciemnobrązowej, a wzdłuż skorupki ciągnie się ciemniejsza kreska. Pomrów to ślimak bez muszli, taki golas, przypominający wielką czarną albo brązową kluchę. Szczerze mówiąc, za pomrowami nie przepadam, tym bardziej, że są kanibalami, czyli zjadają inne ślimaki, nawet pomrowy!

Kiedy padał deszcz, wkładałem mój żółty nieprzemakalny płaszcz z kapturem i piękne granatowe kalosze, a potem ruszałem do lasku, żeby przyglądać się ślimakom, które spacerowały po ścieżkach. No i właśnie te wędrujące brzuchonogi przypomniały mi się, gdy leżałem w szpitalu. Postanowiłem wymyślić o nich opowieść. Nawet wyobraziłem sobie, że sam jestem ślimakiem! Dziwny pomysł? Trochę dziwny, ale nie wpadłem na lepszy. Gdybyście w nocy godzinami leżeli w ciemnej, cichej sali i nie mogli zasnąć, może przyszłyby wam do głowy jeszcze dziwniejsze.

Pomyślałem, że należę do rodziny wstężyków, mam na imię Jędrek – czyli tak, jak się nazywam naprawdę – i podróżuję z moim tatą ślimakiem Adasiem nad morze. Mój tata często opowiadał, jak w młodości jeździł autostopem. Wychodził z kolegami na drogę, zatrzymywali samochody i jechali nad morze, w góry albo nad jeziora. Kiedyś nawet dojechali autostopem aż do Anglii!

Autostopowicze mieli też inny sposób. Gdy ktoś dowiózł ich do stacji benzynowej, zaczepiali innych kierowców i prosili o podwiezienie. Podobno jeśli jest się grzecznym i dowcipnym, niewielu ludzi odmawia. Postanowiłem, że ślimaki z mojej opowieści też będą podróżowały autostopem. Najlepsze było to, że na początku nie miałem pojęcia, dokąd je ta podróż doprowadzi. Dla sympatycznych zwierzątek byłaby to podróż życia! A może życia i śmierci? Na pewno – podróż pełna przygód.

* Naukowcy nazywają rogi ślimaków „czułkami”, ale zapewniam Was, że żaden rozsądny ślimak nie używa tej nazwy. Przecież „rogi” albo „rożki” brzmią znacznie ładniej i poważniej!

Podróż

Dostępne w wersji pełnej

Morze

Dostępne w wersji pełnej

Ryba

Dostępne w wersji pełnej

Na tratwie

Dostępne w wersji pełnej

Port

Dostępne w wersji pełnej

Wyścig

Dostępne w wersji pełnej

Ptak

Dostępne w wersji pełnej

Wiewiórka

Dostępne w wersji pełnej

Powrót

Dostępne w wersji pełnej

Niesłychane spotkanie

Dostępne w wersji pełnej

Śmierdzialnia

Dostępne w wersji pełnej

Do domu!

Dostępne w wersji pełnej

Wypadek

Dostępne w wersji pełnej

Ratunek dla taty

Dostępne w wersji pełnej

Na polanie

Dostępne w wersji pełnej

Niezwykła wizyta

Dostępne w wersji pełnej

Parę słów do Rodziców

Dostępne w wersji pełnej

Podziękowania

Dostępne w wersji pełnej