Cztery pory roku - Jackie Ashenden - ebook

Cztery pory roku ebook

Ashenden Jackie

4,0

Opis

Rose w dzieciństwie została uprowadzona i pracuje jako pokojówka u bezdusznego bogacza. Pragnie uciec, ale sama sobie nie poradzi. Prosi o pomoc Aresa Aristiadesa, byłego żołnierza Legii Cudzoziemskiej, który bywa gościem u jej pracodawcy. Przystojny Ares, o naznaczonej bliznami twarzy, nosi w sobie jakąś mroczną tajemnicę. Zadziwia Rose prośbą, by została jego żoną, a ponieważ są sobie obcy, proponuje, żeby o każdej porze roku spotykali się na dwa tygodnie w innym miejscu na świecie, by się lepiej poznać…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 161

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (2 oceny)
1
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Jackie Ashenden

Cztery pory roku

Tłumaczenie:

Barbara Bryła

Rozdział pierwszy

Wiosna

Ta mała pokojówka znowu sprzątała jego pokój.

Przed spotkaniem ze swoim teściem Ares wszedł do siebie na drinka i zastał ją tam. Klęczała przed wielkim kamiennym kominkiem, wymiatając z niego popiół. Nucąc. Wciąż nuciła, kiedy zamknął za sobą drzwi, podszedł do fotela stojącego przed kominkiem i usiadł. Nuciła nadal, jak gdyby nie było go w pokoju.

Kiedy po raz pierwszy zjawiła się, by u niego posprzątać, myślał, że to nucenie będzie go irytować, ale tak nie było. To mu się nawet podobało. Miała delikatny, lekki głos z przyjemną chrypką. Kobiecy. Kojący.

Głównie jednak podobało mu się to, że nuciła sobie, jak gdyby nie był Aresem Aristiadesem, szefem Hercules Security, jednej z największych prywatnych firm ochroniarskich, zatrudnianej przez rządy krajów na całym świecie. Aresem Aristiadesem, byłym żołnierzem francuskiej Legii Cudzoziemskiej, pokrytym bliznami, złamanym, ale twardszym od greckich gór, w których przyszedł na świat. Aresem Aristiadesem, którego serce i dusza umarły przed laty.

Obowiązki jednak pozostały, bo oto był tutaj, w odwiedzinach u swoich teściów w ich odległej górskiej posiadłości niedaleko Morza Czarnego. Tak jak to robił co roku od śmierci Nayi. A przynajmniej w latach, kiedy nie przebywał w szpitalu ani nie służył w Legii.

Ta właśnie pokojówka sprzątała jego pokój od pięciu lat, chociaż dopiero później zauważył, że nuciła. A w zeszłym roku zauważył także, że była kobietą i jej skromna czarna sukienka nie maskowała ponętnych kształtów. Miała długie, miodowo-złociste włosy, które upinała surowo w kok, słodką buzię w kształcie serca, pełne usta i lekko krzywy nosek. Jej długie rzęsy wyglądały, jak gdyby zanurzono je w płynnym złocie.

Personelowi tutaj nie było wolno podnosić oczu na gości – tak powiedział mu teść, co zdaniem Aresa nie miało sensu, ale nie obchodziło go to na tyle, by z tym dyskutować – i ta mała pokojówka nigdy na niego nie patrzyła. Z jednym wyjątkiem. Kiedy rok wcześniej wychodziła z jego apartamentu z wiaderkiem pełnym popiołu, te złociste rzęsy uniosły się nagle i spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami. One też były złociste.

To było tylko przelotne spojrzenie i zaraz potem wyszła, ale nie dostrzegł w jej oczach strachu, tylko pełną podziwu ciekawość. Co było zaskakujące, bo ludzie zwykle tak na niego nie reagowali. Byli… zaniepokojeni, jeśli nie przerażeni. Jak zauważył, widok blizn na jego twarzy tak działał na innych.

Myślał, że po tym, co się stało, dziewczyna nie pojawi się już więcej w jego pokoju, a jednak rok później znowu klęczała przed jego kominkiem, wygarniając popiół. Nie wiedział, co o tym myśleć ani co zrobić z pożądaniem, które zapłonęło w nim w chwili, gdy spojrzał w jej złociste oczy. Myślał, że jego żądze były tak samo martwe, jak jego żona, ale jedno spojrzenie małej pokojówki sprawiło, że ożyły. Nie wiedział, dlaczego wciąż je odczuwa, skoro od tamtego zdarzenia minął już rok.

Czym wyróżniała się ta kobieta, nie był pewien ani nie chciał się nad tym zastanawiać. Ale uświadomił sobie, że lata mijają, a on nie stawał się młodszy. I że złożył pewne obietnice. Obiecał swojemu ojcu, że nie pozwoli, by ród Aristiadesów na nim wygasł, a swojej zmarłej żonie – że zapełni ich dom dziećmi. Jego ojciec i żona oboje już nie żyli, ale te obietnice wiązały go niczym żelazne łańcuchy i nie mógł – nie chciał – ich złamać. Niko, jego ojciec, był bardzo dumny ze swojego rodu, wywodzącego się ponoć od potężnego herosa Herkulesa. I choć Ares sam nie przywiązywał do tego większej wagi, złożył ojcu przysięgę. Ale tak naprawdę chciał to zrobić, by uczcić pamięć Nayi. Ona zawsze kochała dzieci i planowali dużą rodzinę. Gdy odeszła, te plany się nie zmieniły. Od jej śmierci wszystko, co robił, było hołdem dla jej pamięci. Jeśli jednak chciał mieć dzieci, potrzebował też żony, a im szybciej, tym lepiej. A ta mała pokojówka podobała mu się bardziej, niż się tego spodziewał.

– Jak masz na imię? – zapytał ją po rosyjsku, zakładając, że była Rosjanką, skoro tu pracowała. Jego głos brzmiał chropowato, bo ogień w pożarze przed laty uszkodził mu struny głosowe, ale sam już tego nie zauważał.

Dziewczyna drgnęła zaskoczona.

– Rose – powiedziała cicho. Odwróciła głowę i spojrzała na niego przez ramię. – A pan?

Jej oczy były takie, jak je zapamiętał. Przypominały wielkie złote monety i znowu nie dostrzegł w nich przerażenia. Ani litości czy nawet współczucia z powodu ogromnych blizn po oparzeniach, które szpeciły mu twarz. Patrzyła na niego tak, jak gdyby ich w ogóle nie widziała.

Cały płonął z pożądania, ale nie wykonał żadnego gestu. Nie był już chłopcem zdanym na łaskę swoich hormonów. Był mężczyzną i potrafił nad sobą zapanować. I nie obchodziło go, co inni myślą o jego bliznach.

– Nie wiesz?

Nie mrugnęła nawet okiem.

– Nie znam imion naszych gości.

Nie powinien angażować służącej w czcze pogawędki, miał zejść na dół za pięć minut. Ale uznał, że Iwan, jego teść, mógł poczekać.

Iwan był rosyjskim oligarchą, który maczał palce w wielu podejrzanych interesach. Nigdy nie wybaczył Aresowi tego, że jego córka podczas wakacji w Atenach zakochała się w ubogim greckim pasterzu. Sprzeciwiał się temu małżeństwu. Ale Naya zawsze była silną kobietą i pragnęła Aresa. Nie obchodziło jej, że mieszkał w górskiej chacie bez drachmy przy duszy.

Z biegiem lat Ares zyskał szacunek Iwana, kiedy już stał się tym, kim był teraz, „bogiem wojny”, jak nazywano go w pewnych kręgach. Ares jednak nie lubił Iwana. I nie przyjechał tu dla niego. Znalazł się tu tylko dlatego, że chciałaby tego Naya.

– Dlaczego chcesz wiedzieć? – zapytał. Była tylko pokojówką, choć musiał przyznać, że nie zachowywała się jak pokojówka.

Nie odpowiedziała od razu, marszcząc złociste brwi. Potem rzuciła nagle szufelkę pełną popiołu i szczotkę, odwróciła się do niego i wstała. Popiół oprószył jej uniform, ale go nie strzepała. Zdawała się w ogóle tego nie zauważać. Twarz miała napiętą, jak gdyby się na coś przygotowywała.

– Ja… potrzebuję pańskiej pomocy – powiedziała.

Ares wpatrywał się w nią, zaskoczony. Już od dawna nikt go nie zaskakiwał. W tych czasach nie odczuwał zupełnie nic, najmniejszej nawet emocji. Dziwne było więc, że ta mała pokojówka była w stanie je w nim obudzić.

Siedział z wyciągniętymi nogami, czarna skóra jego ręcznie szytych butów błyszczała w promieniach wpadającego przez okno słońca. Dziewczyna stała tuż przy jego stopach. Tak blisko mężczyzny obracającego miliardami, mającego w kieszeni rządy wielu krajów. Pokrytego bliznami, ale potężnego, który bez wysiłku mógłby ją zmiażdżyć. Mężczyzny, o którym najwyraźniej myślała, że może jej pomóc.

Ares nie przywykł do tego, że proszono go o pomoc, a już na pewno nie do tego, by jej udzielać.

– Pomocy – powtórzył. – Myślisz, że mógłbym ci pomóc.

– Tak. – Nawet nie zauważyła, że to nie było pytanie. – Nie mam nikogo innego.

Jeśli zwróciła się do niego, to rzeczywiście musiała nie mieć nikogo. Przechylił lekko głowę, przyglądając jej się.

Nie była wysoka. Stojąc, gdy on siedział, z ledwością sięgała na wysokość jego oczu. Ale miała w sobie determinację i upór i patrzyła mu w oczy odważnie. W jej spojrzeniu była desperacja.

Czarna sukienka nie dodawała jej urody, ale też nie skrywała jej krągłości. Miała wdzięczną, kobiecą figurę, jakiej oczekiwałby od żony. Ale dlaczego myślał, że ta mała pokojówka mogłaby nią zostać, nie miał pojęcia. Z drugiej strony, dlaczego nie? Nie miało znaczenia, kogo wybierze. Żadna nigdy nie będzie Nayą, więc każda ładna kobieta była równie dobra. Ale najwyraźniej nie przeszkadzały jej jego blizny, a to zdecydowanie przemawiało na jej korzyść. Nie obchodziło go, co inni o nich myślą, ale nie chciał też spotykać się z obrzydzeniem czy przerażeniem co rano przy śniadaniu ani co noc w swoim łóżku.

– I co? – zapytała, na pozór spokojnie. Ares podejrzewał, że przywykła do ukrywania swoich emocji.

– Pomocy w czym? – Naprawdę nie powinien ciągnąć tej rozmowy, ale teraz był zaciekawiony i bardziej niż zadowolony, że jego teść będzie musiał czekać.

Patrzyła mu prosto w oczy. Dla kogoś mniej odpornego mogłoby to być deprymujące, ale Ares nigdy nie miał z tym problemu. Zacisnęła śliczne usta i przestępowała z nogi na nogę, a w końcu rzuciła spojrzenie na drzwi, jak gdyby ktoś mógł ich podsłuchiwać.

– Zamierzają mnie sprzedać – powiedziała cicho. – Chyba jutro, a może pojutrze, nie jestem pewna. Nie wiem, dokąd pójdę ani do kogo, ale nie chcę tu zostawać, żeby się o tym przekonać. Muszę stąd uciec. Nie mam pieniędzy i nigdy nie byłam na zewnątrz tego kompleksu. Sama i tak nie mogę się stąd wydostać. Wiem, bo próbowałam. Ktoś musi mnie stąd zabrać, a ja nie mam kogo o to poprosić. – Chwyciła drżący oddech. – Proszę, sir. Proszę mi pomóc.

Rose wiedziała, że powiedziała za dużo w chwili, gdy słowa wymknęły jej się z ust, ale nie mogła ich powstrzymać. Nie chciała brzmieć jak przestraszona mała dziewczynka. Zmęczyło ją bycie ofiarą. Była nią przez całe życie i to musiało się skończyć. Tutaj. Teraz. Dzisiaj.

Mężczyzna z bliznami milczał, rozparty w fotelu, jak gdyby nic na całym świecie go nie obchodziło. Takich jak on nic nie musiało obchodzić. Byli bogaci, potężni i owiani złą sławą. Zatrzymywali się w posiadłości Iwana, poznała ich wszystkich. Ścieliła im łóżka, czyściła kominki, szorowała wanny i składała ubrania. Niektórzy byli okropni, wydzierali się na nią bez powodu, a inni obmacywali ją, bo myśleli, że mają do tego prawo. Jeszcze inni robili obrzydliwe insynuacje, a potem się śmiali. A pozostali ignorowali ją, jak gdyby jej tam w ogóle nie było. Ale ten mężczyzna… On był inny. Wpatrywała się w niego nieruchomo.

Był niezwykle wysoki i potężnie zbudowany. Miał szerokie ramiona i muskuły jak strażnicy, którzy pilnowali bram kompleksu. Ale pomijając ich siłę fizyczną, przy nim wydawali się mali i nic nieznaczący. Myśleli, że są wilkami, ale ten człowiek był przy nich smokiem. Emanował siłą olbrzyma, arogancją króla i pewnością siebie samego Boga, a ona nie miała pojęcia, kim był i co dawało mu taką moc. Jednego była pewna: on mógł jej pomóc.

Sprzątała jego pokój od pięciu lat i dopiero w poprzednim roku zaryzykowała karę, spoglądając mu w oczy. Jego blizny szokowały, ale tylko dlatego, że się ich nie spodziewała. Nie przejmowała się nimi. Obchodziło ją tylko to, że jako jedyny nie próbował jej obmacywać, nie mówił świństw i nie robił grubiańskich żartów, kiedy była w pokoju. Nie wydzierał się na nią, ale też jej nie ignorował. Wyczuwała, że ją obserwował, ale to jej nie przerażało. Wydawał się zaciekawiony, choć nie była pewna, z jakiego powodu. Może podobało mu się to, jak nuciła.

To było jednak nieistotne. Liczyło się to, że nigdy nie wykonał żadnego wrogiego gestu wobec niej. Co nie znaczyło, że był lepszy od całej reszty, ale przynajmniej nie był gorszy. Zresztą nie miała wyboru. Zamierzali ją jutro sprzedać, a on był jej jedyną szansą na ucieczkę.

Wpatrywała się w niego uporczywie, czekając, by coś powiedział. Serce jej waliło.

Odwzajemnił spojrzenie, nie spiesząc się. Jak gdyby nie słyszał jej przemowy. Nosił wyjątkowo dobrze skrojony garnitur z ciemnoszarej wełny; umiała się poznać na dobrym krawiectwie, bo była bardzo spostrzegawcza. Śnieżnobiałą koszulę miał rozpiętą pod szyją, nie zawracał sobie głowy krawatem. Miał ciemną karnację, co biel koszuli świetnie podkreślała, czarne, krótko przycięte włosy i oczy o zaskakującej, srebrzysto-zielonej barwie, niczym zmatowiałe morze. Straszliwe blizny szpeciły całą połowę jego twarzy, pozostawiając drugą prawie nietkniętą. I ta druga strona była piękna, z wysokimi kośćmi policzkowymi, zmysłowymi ustami i prostym nosem, podczas gdy reszta jego twarzy była… przerażająca, a jednocześnie zniewalająca, magnetyczna. Ale to też nie miało znaczenia. Potrzebowała jego pomocy i potrzebowała jej teraz.

– Kto zamierza cię sprzedać? – Jego głos brzmiał jak łoskot kamieni.

– Szef – odparła. – Iwan Wasiliew.

Słysząc to nazwisko, nie zareagował. Być może wiedział, że Iwan Wasiliew kupił na rynku handlarzy ludźmi dwie małe dziewczynki i jedną wybrał na swoją córkę, a z drugiej zrobił służącą. Może nie zawracał sobie tym głowy. Może nawet sam był w to zamieszany.

Zrobiło jej się zimno na tę myśl, ale nie dała tego po sobie poznać. Ukrywanie emocji było jedną z pierwszych rzeczy, jakich się tutaj nauczyła, i robiła to automatycznie. To nie miało znaczenia, czy był w to zamieszany. Liczyło się tylko to, że mógł ją stąd wydostać. Atena powiedziała jej, że zostanie sprzedana, a Rose wierzyła jej bezgranicznie.

Trafiła do posiadłości Wasiliewa jako dziecko, otrzymała absolutne minimum edukacji, a potem przydzielono ją do pracy. Nigdy nie pozwolono jej wyjść na zewnątrz i nie mogła kontaktować się ze światem za murami. Wiedziała tylko tyle, ile udało jej się wynieść z podsłuchanych rozmów i kontaktów z Ateną. W ciągu tych lat zdarzały się momenty, kiedy myślała o ucieczce, ale nie miała dokąd uciekać. Nigdy jednak nie zapomniała, że była tu więźniem. A teraz Wasiliew zamierzał się jej pozbyć, więc nie była nawet tym. Była czyjąś własnością.

– Rozumiem – powiedział Ares beznamiętnie. – A dlaczego myślisz, że ci pomogę, Rose?

– Nie myślę tak. Mam tylko nadzieję.

Milczał przez chwilę, patrząc na nią z irytującym spokojem.

– Dlaczego właśnie ja?

– Nie mam nikogo innego, kogo mogłabym poprosić, a pan nigdy nie próbował mnie obmacywać.

Zaśmiał się ponuro.

– I tyle? Bardzo nisko ustawiłaś poprzeczkę.

Musiała go przekonać, by jej pomógł. Był jej ostatnią szansą.

– Nie muszę panu ufać. Potrzebuję tylko, żeby mnie pan stąd wydostał. – Zaczerpnęła powietrza. – Zrobię wszystko, czego pan zechce. Wszystko. – Jeśli to oznaczałoby ucieczkę stąd, pozwoli mu zrobić ze sobą, co tylko będzie chciał. Atena chroniła ją przed niechcianym zainteresowaniem mężczyzn, więc pozostała nietknięta. Co nie znaczy, że nie wiedziała, czego mężczyźni chcą od kobiet.

– Wszystko – powtórzył cicho. Nie opuszczał wzroku, by otaksować jej sylwetkę, tak jak robili to inni. Patrzył jej prosto w oczy, a jego spojrzenie wciskało ją w podłogę. Miał piękne oczy.

Zacisnęła zęby. Nie miała pojęcia, dlaczego myślała o jego oczach, ale wiedziała, że nie może odwrócić wzroku. Bo wtedy okazałaby strach, a to byłoby najgorsze, co mogła zrobić. Strach zapraszał do bicia lub czegoś gorszego. W tym miejscu liczyła się siła.

– A więc oddasz mi się, jeśli cię o to poproszę? – spytał bez mrugnięcia okiem, jak gdyby pytał o to kobiety na co dzień. – Zdejmiesz swój uniform i położysz się nago na moim łóżku?

To był test. Nie wiedziała, skąd to wiedziała, ale tak było. Zdawała już takie testy.

– Tak – odparła. – Ale będzie mi pan musiał pomóc z zamkiem błyskawicznym. – Odwróciła się, pokazując mu plecy.

Zapadła cisza. Serce dudniło jej w uszach. Wstrzymała oddech, czekając na to, że usłyszy, jak on wstaje, podchodzi do niej, chwyta za zamek błyskawiczny i pociąga go na dół. Poczuła dreszcze. Miała nadzieję, że będzie delikatny, chociaż nie wyglądał na faceta znającego się na delikatności. Więc może chociaż zrobi to szybko. Protekcja Ateny dotąd jej tego oszczędziła.

Atena trafiła tu w tym samym czasie, co Rose. Dwie małe, śmiertelnie wystraszone dziewczynki uczepiły się kurczowo siebie nawzajem podczas długiej podroży do domu Wasiliewa. Atenę też porwano z ulicy, ale nie została służącą. Żona Wasiliewa zrobiła z niej swoją córkę, w zastępstwie tej, którą straciła. Rozpieszczano ją i żyła w luksusie, ale była takim samym więźniem, jak Rose. To Atena nalegała, by Rose spędzała z nią czas, chociaż żona Wasiliewa tego nie pochwalała. To dzięki Atenie nikomu nie wolno było tknąć Rose, bo inaczej Atena wpadłaby w rozpacz, a nikt tego nie chciał. Jej rozpacz doprowadziłaby do rozpaczy żonę Wasiliewa, a Wasiliew zrobiłby dla żony wszystko. Tak, Rose miała szczęście. Była dotąd chroniona.

Stała teraz sztywno, spoglądając na kominek, który dopiero co wyczyściła. A za jej plecami wciąż panowała cisza.

– Zamek błyskawiczny – powiedziała w końcu, bo chciała, żeby było już po wszystkim. – Sama nie mogę go…

– Twoje ciało mnie nie interesuje, moja mała. – Te słowa były ciężkie jak buldożer. Odwróciła się do niego gwałtownie. Siedział nadal w fotelu z kamienną twarzą.

– Zapłacę panu. – Była zdesperowana. – Nie mam pieniędzy, ale na wolności znajdę pracę i…

– Nie potrzebuję twoich pieniędzy. – Przechylił głowę niczym drapieżny ptak, spojrzenie miał tak badawcze, że znowu poczuła dreszcze. – Ale też nie robię niczego za darmo.

– Więc czego pan chce? – zapytała bez ogródek.

– Będę musiał się nad tym zastanowić. – Zerknął na masywny platynowy zegarek na swoim ręku. – Możemy omówić to później. Mam spotkanie, na które już jestem spóźniony.

Zacisnęła nieświadomie dłonie w pięści. Bała się mieć nadzieję, ale teraz została jej tylko ona. Musiała wiedzieć to teraz.

– Czy to znaczy, że mi pan pomoże?

Podniósł wzrok znad zegarka. W gasnącym wieczornym świetle jego srebrzysto-zielone oczy miały zagadkowy wyraz.

– Tak – odparł. – Dlaczego nie?

Rozdział drugi

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Tytuł oryginału: The Maid the Greek Married

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2022

© 2022 by Jackie Ashenden

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

© 2022 by Marcella Bell

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2024

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN: 978-83-8342-382-1

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek