Chichot losu - K.N Haner - ebook + audiobook + książka

Chichot losu ebook i audiobook

Haner K.N.

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Brayan miał być tylko przyjacielem... ale Meg przyjaźń z mężczyznami kiepsko wychodzi. Przystojny Anglik coraz śmielej zadamawiał się w życiu panny Donell. Ale kiedy ona pogodziła się ze swoją największą miłością Erickiem, i on polubił Brayana, a nawet „dał błogosławieństwo” na ten związek, wszystko zaczęło się psuć. A Meg coraz częściej zaczęła zadawać sobie pytania.

Czy Brayan jest dla mnie odpowiednim mężczyzną?

Kto jest ojcem mojego dziecka?

I czy Erick przestał mnie już kochać?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 141

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 3 godz. 22 min

Lektor: Kamila Worobiej

Oceny
4,4 (160 ocen)
102
27
20
9
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Anka19799

Całkiem niezła

Poprzednie części trochę lepsze. Nie rozumiem głównej bohaterki. Niby taka zakochana a sypia z kim popadnie.
00
agnieszka221

Nie oderwiesz się od lektury

za krotkie te ksiazki
00
myszkaa877

Nie oderwiesz się od lektury

Uwielbiam tą serię po prostu
00
PatrycjaWasiak

Dobrze spędzony czas

Meg tym razem szykuje się do powrotu do domu na święta. Strach przed powrotem sprawia iż zabiera ze sobą Brayana jako pomocną przyjacielską dłoń. . W życiu Panny Donell jak zawsze nie brakuje nudy przed nią ślub siostry, chrzciny siostrzenicy a i oczywiście nie zabraknie w tym wszystkim efektu Ericka. Tylko czy tym razem on zadziała? Czy urok Brayana przyćmi Ericka? . Oh Czytelniku nie od dziś wiemy, że kobieta niezdecydowaną jest! Megan w tej części pokazuje jak bardzo jest to możliwe. Opiera się urokowi swojego przyjaciela chodź ten z dnia na dzień przekracza odrobinę granicę przyjaźni. Czy Megan mu ulegnie? Czy to jeszcze jest przyjaźń czy może już związek? . Nie ukrywam w tej części Panna Donell lekko podniosła mi ciśnienie swoimi zagraniami wobec mężczyzn. Aczkolwiek przymykam oko zważywszy iż hormony potrafią płatać figle więc cóż miała prawo lekko zamieszać. Tylko czy alby na pewno dobrą decyzję podjęła?
00
Cioteczka1920

Nie polecam

pierwsze czesci fajne a ta książka .... nic się w niej nie dzieje ... kiedy koniec !?
00

Popularność




Roz­dział 1

Obudzi­łam się o świ­cie. Obok mnie nie było ani Toma, ani Bray­ana. Prze­cią­gnę­łam się, a potem nie­chęt­nie wsta­łam, by pójść do łazienki. Wpraw­dzie udało mi się prze­spać całą noc, ale rano mia­łam strasz­nie wyso­kie ciśnie­nie. Wyszłam z sypialni i zanie­mó­wi­łam… Na naroż­nej kana­pie spali moi chłopcy. Chyba gadali długo. Przy­kry­łam ich obu kocami, bo zosta­wili uchy­lone okno, więc w salo­nie pano­wał prze­raź­liwy chłód. Nie chcia­łam ich budzić, ale byłam głodna jak wilk, więc posta­no­wi­łam pójść po coś do jedze­nia. Naj­ci­szej jak umia­łam, wyję­łam z lodówki banana i jogurt, po czym wró­ci­łam do łóżka. Wzię­łam lap­top Bray­ana i włą­czy­łam film. Przy oka­zji spraw­dzi­łam pocztę, nie zna­la­złam nic cie­ka­wego. Z nudów prze­glą­da­łam por­tale plot­kar­skie, mia­łam nadzieję, że dowiem się cze­goś o Ericku – śnił mi się całą noc. Oprócz zdjęć z ban­kietu, który odbył się dwa tygo­dnie temu, nie było nic nowego. Na żad­nym ze zdjęć nie dostrze­głam sie­bie, zdzi­wiło mnie to nieco, ale poczu­łam ulgę. Nie wspo­mnieli o mnie ani sło­wem. Może to zasługa Ericka? Byłoby miło wysłać mu wia­do­mość, ale nie mogłam tego zro­bić. Chcia­łam oszczę­dzić mu cier­pień.

Cie­ka­wiło mnie, jak roz­pra­wił się z Fili­pem. Na pewno nie uszło mu to na sucho, chyba że zrzu­cił winę na mnie i zro­bił z sie­bie nie­wi­niątko. Wcale by mnie to nie zdzi­wiło. Boże, jak ja go nie­na­wi­dzi­łam! Żało­wa­łam, że sama mu wtedy nie przy­wa­li­łam!

– O, kurwa, ale tu zimno! – Usły­sza­łam głos Bray­ana.

Potem mój przy­ja­ciel zerwał się z kanapy i przy­biegł do sypialni. Wsu­nął się pospiesz­nie pod koł­drę i dotknął mnie zim­nymi sto­pami.

– Ale jesteś cie­plutka! – szep­nął i wtu­lił się we mnie jak małe dziecko.

– Nie zamknę­li­ście okna na noc! – powie­dzia­łam z wyrzu­tem, przy­tu­la­jąc go i czule gła­dząc dłońmi po ple­cach.

– Gada­li­śmy długo, cał­kiem jak za daw­nych cza­sów. Z Lily to naprawdę koniec, Tom w końcu przej­rzał na oczy.

– Tak po pro­stu?

– Poznał prawdę. Ona ma faceta w Bel­gii, przy­je­chała, bo dowie­działa się o tobie. Myślała, że jeste­ście razem.

– Aha – sko­men­to­wa­łam zamy­ślona. – W pią­tek wyglą­dał na szczę­śli­wego, gdy się do niego kle­iła. Pew­nie całą noc nie dała mu potem spać.

– Bzyk­nął ją raz czy dwa, tak dla zasady. Wczo­raj powie­dział jej, że to koniec i że ma się odwa­lić. Podobno się popła­kała.

– Może jed­nak go kocha? – zapy­ta­łam, choć sama w to nie wie­rzy­łam.

– Tak, kocha, jego fiuta i pie­nią­dze… – powie­dział z sar­ka­zmem Brayan.

– Co do pie­nię­dzy, to chyba już wiem, co z nimi zro­bię – zmie­ni­łam temat.

– Tak? – Brayan spoj­rzał na mnie pyta­jąco.

– Chcę kupić miesz­ka­nie. Tu, w Lon­dy­nie – oświad­czy­łam.

Brayan, ewi­dent­nie zasko­czony, uśmiech­nął się lekko.

– Chcesz tu zostać? Na stałe? – dopy­ty­wał.

Mia­łam wra­że­nie, że nie bar­dzo mi wie­rzy.

– Tak, chcę tu uro­dzić i wycho­wać syna – powie­dzia­łam cał­kiem poważ­nie.

– Twoja rodzina nie będzie zado­wo­lona. – Brayan usiadł na łóżku i uważ­nie mi się przy­glą­dał.

– Wiem o tym. To moja decy­zja, chcę czuć się swo­bod­nie, a w Nowym Jorku ze świa­do­mo­ścią, że Erick gdzieś tam jest, ni­gdy nie będę się tak czuła. No i Filip… – Urwa­łam w pół zda­nia.

– Wiem, wiem, nic nie musisz mówić. Swoją drogą nie­źle to sobie wykom­bi­no­wał – stwier­dził Brayan.

– To mani­pu­lant i hipo­kryta. Pie­przony pan dok­to­rek! – wark­nę­łam, na myśl o nim wpa­da­łam furię.

– Jest dok­to­rem? – Moj przy­ja­ciel uniósł z nie­do­wie­rza­niem brew.

– Tak, w dodatku gine­ko­lo­giem!

Brayan par­sk­nął śmie­chem.

– Prze­pra­szam – zre­flek­to­wał się, pró­bu­jąc opa­no­wać weso­łość. – Co za iro­nia losu – skwi­to­wał.

Nie­długo potem obu­dził się Tom. Wszedł do sypialni, drżąc z zimna. Poin­for­mo­wa­łam go o pla­nach zwią­za­nych z zaku­pem miesz­ka­nia. Wyzna­łam też, że chcę zain­we­sto­wać część pie­nię­dzy w kawiar­nię, ale o tym już wie­dział wcze­śniej. W schowku samo­cho­do­wym był pra­wie milion dola­rów, więc uzna­łam, że wystar­czy mi na wszystko. Kie­dyś oddam Eric­kowi te pie­nią­dze, mam nadzieję, że wkrótce będę miała nie­wiel­kie udziały w kawiarni. Zde­cy­do­wa­łam, że następ­nego dnia pójdę do banku zała­twić for­mal­no­ści, a potem poszu­kam dewe­lo­pera. Spodo­bała mi się ta oko­lica i stwier­dzi­łam, że z chę­cią tu zamiesz­kam. Widzia­łam nie­da­leko osie­dle nowych blo­ków, może tam coś znajdę. Posta­no­wi­łam zająć się tym jesz­cze przed odlo­tem. Nie kupi­łam bile­tów powrot­nych, nie wie­działam, jak długo nas nie będzie, pew­nie wró­cimy dopiero na początku stycz­nia. A może Tom przy­leci do nas na syl­we­stra?

Tego ranka nie poru­sza­li­śmy już trud­nych tema­tów. Usta­li­li­śmy, że zimą wyje­dziemy razem na waka­cje, to wła­śnie o tym wyjeź­dzie pano­wie wczo­raj tak długo roz­ma­wiali. Drugi try­mestr to naj­lep­szy czas na podróże, więc zamie­rza­łam z tego sko­rzy­stać. Jesz­cze nie wie­dzie­li­śmy, dokąd pole­cimy, ale na pewno w cie­płe kraje, by wygrzać się i pić bez­al­ko­ho­lowe drinki z palemką. Na myśl przy­szły mi waka­cje z Eric­kiem, seks w domu, na plaży i w oce­anie. Chyba hor­mony mi buzo­wały, bo na samą myśl o sek­sie czu­łam roz­koszne pod­nie­ce­nie. Cho­lera! Jak ja to wytrzy­mam? Erick kochał się ze mną codzien­nie i wszę­dzie, gdzie tylko to było moż­liwe. Łatwo się czło­wiek przy­zwy­czaja do dobrego… Teraz, gdy nie byłam już aż tak zestre­so­wana, znowu zaczę­łam odczu­wać pożą­da­nie. Mia­łam nadzieję, że mi to minie i że to fak­tycz­nie hor­mony, bo jeśli nie, to będę zmu­szona zaku­pić wibra­tor. Chry­ste! Ni­gdy nie mia­łam cze­goś takiego w ręku. Moje myśli zde­cy­do­wa­nie się roz­sza­lały, aż dosta­łam wypie­ków. To takie dziwne! Nie­przy­zwo­ite!

Tego dnia Hooko­wie mieli w pla­nach uro­czy­sty obiad. Obcho­dzili dwu­dzie­stą szó­stą rocz­nicę ślubu, a ja na śmierć o tym zapo­mnia­łam. W pośpie­chu poje­cha­li­śmy po pre­zent. Zgod­nie wybra­li­śmy ręcz­nie malo­waną por­ce­la­nową zastawę na dwa­na­ście osób. Skła­da­li­śmy się we troje, więc licząc na głowę, wcale nie wyszło drogo. Na doda­tek Brayan tak zba­je­ro­wał eks­pe­dientkę, że dała nam spory rabat. Dla pani Hook chło­paki kupiły jesz­cze kwiaty, a dla pana Hooka dobrą whi­sky.

Oczy­wi­ście na obiad dotar­li­śmy spóź­nieni. Dzięki temu spo­tka­niu mia­łam oka­zję poznać dal­szą rodzinę pań­stwa Hooków. Nie wie­dzia­łam, że Tom ma tyle sióstr i tylu braci cio­tecz­nych. W pierw­szej chwili byłam onie­śmie­lona, przy­szło chyba ze trzy­dzie­ści osób. Ponie­waż w domu nie było wystar­cza­jąco miej­sca, pani Hook przy­go­to­wała wszystko w kawiarni na dole. W nie­dzielę lokal jest zamknięty, więc można było tam usta­wić ina­czej meble i zro­bić małe przy­ję­cie. Stoły ugi­nały się od ogrom­nej ilo­ści pysz­nego jedze­nia, ciast i prze­ką­sek. Hooko­wie nie powie­dzieli nikomu o mojej ciąży, toteż czu­łam się swo­bod­nie. Rodzinka oka­zała się naprawdę fan­ta­styczna, wręcz wylu­zo­wana. Dwie z pię­ciu cio­tecz­nych sióstr Toma były w moim wieku, wyda­wały się bar­dzo sym­pa­tyczne. Jedna wła­śnie skoń­czyła prawo, druga odby­wała staż w dużym wydaw­nic­twie, obie były sin­giel­kami. Cho­lera! A ja… Nie obro­ni­łam dyplomu, ucie­kłam ze Sta­nów i byłam w ciąży. Na doda­tek nie zna­łam ojca swo­jego dziecka. Ale histo­ria!

Moje roz­mów­czy­nie zaczy­nały się roz­krę­cać i coraz czę­ściej zada­wały oso­bi­ste pyta­nia. Na szczę­ście ura­to­wał mnie Brayan. Na jego widok uśmiech­nęły się kokie­te­ryj­nie, szep­cząc coś mię­dzy sobą. On jed­nak nie był nimi zain­te­re­so­wany, co mnie zdzi­wiło, bo obie dziew­czyny były bar­dzo atrak­cyjne. Urodę miały typowo angiel­ską – jasna skóra, włosy w odcie­niach blond i sza­ro­nie­bie­skie oczy.

Rozej­rza­łam się po sali. Nie­da­leko dostrze­głam Tho­masa. Zaba­wiał towa­rzy­stwo, sypiąc jak z rękawa aneg­do­tami i dow­ci­pami. Widać było, że dobrze się czuł w gro­nie rodzin­nym. Ucie­szyło mnie to. Tom był wesoły i wylu­zo­wany. Przy toa­ście prze­szedł samego sie­bie. Gdy skła­dał rodzi­com życze­nia, wszy­scy popła­kali się ze śmie­chu. Pre­zent od nas także się spodo­bał.

– Gorzko, gorzko! – krzy­czeli moi przy­ja­ciele, gwiż­dżąc przy tym prze­raź­li­wie.

– Daj spo­kój, synku! – upo­mi­nała ich nieco zawsty­dzona pani Hook.

– Żono moja kochana, chodź tu do mnie! – zawo­łał lekko pod­chmie­lony pan Hook i poca­ło­wał mał­żonkę w usta.

Miło było na nich patrzeć, aż trudno uwie­rzyć, że po tylu latach można być na­dal tak szczę­śliwą parą. Na doda­tek mieli cudow­nego syna, a do tego kawiar­nię, która dobrze pro­spe­ro­wała. Nic, tylko się cie­szyć.

W pew­nym momen­cie pod­szedł do mnie brat cio­teczny Tho­masa, Jacob, i wrę­czył mi szklankę z drin­kiem.

– Pro­szę… – Uśmiech­nął się sze­roko, uka­zu­jąc piękne, równe zęby.

– Nie, dzię­kuję, nie piję – odmó­wi­łam, nieco skrę­po­wana tą nagłą pro­po­zy­cją.

– Daj spo­kój, jed­nego się nie napi­jesz? – nama­wiał nie­zra­żony.

– Nie mogę pić, Jaco­bie – wyja­śni­łam.

Jego natar­czy­wość zaczęła być uciąż­liwa. Już na samym początku zauwa­ży­łam, że cią­gle się na mnie gapi. Był chyba star­szy od Toma, na nie­szczę­ście przy­szedł sam. Oczy­wi­ście Brayan, jak zawsze, pospie­szył mi z odsie­czą.

– Jak się czu­jesz, skar­bie? – zapy­tał, obej­mu­jąc mnie czule.

Tro­chę mnie zasko­czył tym gestem, ale wkrótce zro­zu­mia­łam jego tak­tykę.

– Dobrze, kotku – odpo­wie­dzia­łam, odgry­wa­jąc rolę kochanki. Z tru­dem powstrzy­ma­łam śmiech.

Efekt był natych­mia­stowy. Jacob bez słowa wyco­fał się, chyba zro­biło mu się głu­pio.

– Co za palant! – rzu­cił Brayan.

– Daj spo­kój, prze­cież nie wie, że jestem w ciąży.

– Nie o tym mówię. Znam go, cho­dzi­li­śmy razem do szkoły. Zarywa do wszyst­kich dziew­czyn, nawet do Lily, gdy była z Tomem! – wyja­śnił zde­ner­wo­wany.

– Więc uzna­łeś, że uda­jąc mojego chło­paka, odstra­szysz go? – sko­men­to­wa­łam iro­nicz­nie.

– Tak, skar­bie! – odpo­wie­dział i posłał mi jeden ze swo­ich wyjąt­ko­wych, zare­zer­wo­wa­nych tylko dla mnie, uśmie­chów. – Daj buziaka, to będziemy bar­dziej wia­ry­godni! – popro­sił roz­ba­wiony i bez namy­słu pochy­lił się ku mnie.

– Spa­daj! Mogę ci zaraz urzą­dzić awan­turę jak wku­rzona narze­czona, to też będzie wia­ry­godne! – Odsu­nę­łam go zde­cy­do­wa­nym gestem i ostro zmie­rzy­łam wzro­kiem.

Naszą burz­liwą roz­mowę prze­rwał Tom.

– Co tam, gołą­beczki? Widzę, że Jacob już wkro­czył do akcji.

– Taaa… – odrzekł z nie­chę­cią Brayan, prze­wra­ca­jąc oczami. – Musia­łem inter­we­nio­wać.

– Gapi się na was! – dodał cicho Tom.

Sły­sząc to, Brayan natych­miast objął mnie w pasie i przy­su­nął bli­sko sie­bie. Mało tego, nachy­lił się i zło­żył namiętny poca­łu­nek na moich zaci­śnię­tych ustach.

Mia­łam wra­że­nie, że Tomowi się to nie spodo­bało.

– Jesteś taka słodka! – mówił gło­śno Brayan i pusz­czał do mnie oczko.

Wcale nie było mi do śmie­chu. Co on, do cho­lery, wypra­wiał? Tom też był wście­kły. Aby nie robić sceny, ode­pchnę­łam go deli­kat­nie i ode­szłam bez słowa.

„Miał tego nie robić! Miał nie prze­kra­czać gra­nic! Nawet w żar­tach”.

Takie myśli kotło­wały się w mojej gło­wie. Ależ mnie zde­ner­wo­wał! Poszłam do łazienki, prze­krę­ci­łam zamek w drzwiach i usia­dłam na brzegu wanny. Nie wie­dzia­łam dla­czego, ale zebrało mi się na płacz. W tym momen­cie poczu­łam się samotna, było mi bar­dzo smutno i źle. Świa­do­mość, że obaj moi przy­ja­ciele praw­do­po­dob­nie czuli do mnie coś wię­cej niż przy­jaźń, wszystko kom­pli­ko­wała. Sta­ra­łam się o tym nie myśleć, choć znowu naszła mnie reflek­sja, czy przy­jaźń dam­sko-męska w ogóle jest moż­liwa. Tho­mas uda­wał obo­jęt­nego, Brayan przy­bie­rał maskę pod­ry­wa­cza, choć wie­dzia­łam, że nie poka­zuje praw­dzi­wej twa­rzy. Gdyby nie fakt, że byłam w ciąży i kocha­łam kogoś innego, być może bym mu ule­gła. Brayan pocią­gał mnie fizycz­nie, przy­po­mi­nał mi Ericka, ale nie mogłam gło­śno się do tego przy­znać. Sta­ra­łam się trzy­mać go na dystans, a on dzi­siej­szego dnia prze­kro­czył gra­nicę. Tom nato­miast w ogóle mnie nie inte­re­so­wał, był wpraw­dzie cudowny, kochany, ale to naprawdę tylko przy­ja­ciel. Sytu­acja z Bray­anem nieco mnie prze­ra­żała. W tym momen­cie zaczę­łam się zasta­na­wiać, czy zapro­sze­nie go na święta było dobrym pomy­słem.

Minęło kilka minut, zanim się opa­no­wa­łam. Spoj­rza­łam w lustro i z prze­ra­że­niem stwier­dzi­łam, że mam zaczer­wie­nione oczy. Nikt nie powi­nien widzieć, że pła­ka­łam.

Wyszłam z łazienki i szyb­kim kro­kiem skie­ro­wa­łam się w stronę scho­dów.

– Hej! Co jest? Ura­zi­łem cię? – Usły­sza­łam głos Bray­ana, pobrzmie­wało w nim zakło­po­ta­nie.

Chło­pak chwy­cił moją dłoń.

– Jestem zmę­czona, pójdę się poło­żyć – powie­dzia­łam cicho, spusz­cza­jąc wzrok. Nie mogłam na niego spoj­rzeć, zbyt przy­po­mi­nał mi Ericka.

Kiedy wyj­mo­wa­łam swoją dłoń z jego cie­płej, gład­kiej dłoni, mia­łam wra­że­nie, jak­bym roz­sta­wała się z nim na zawsze.

Weszłam jesz­cze na chwilę do kuchni, gdzie natknę­łam się na panią Hook.

– Jak się czu­jesz, kocha­nie? – zapy­tała z tro­ską. Wyglą­dała naprawdę pięk­nie.

– Zmę­czy­łam się tro­chę, położę się – powie­dzia­łam, przy­wo­łu­jąc na twarz wymu­szony uśmiech.

– Wszystko w porządku? – Mama Toma zawsze wyczu­wała mój nastrój.

– Tak. Po pro­stu naprawdę jestem zmę­czona.

Pani Hook spoj­rzała na mnie uważ­nie, w jej twa­rzy dostrze­głam tro­skę.

– Gdy­byś cze­goś potrze­bo­wała, daj znać. – Deli­kat­nie dotknęła mojego ramie­nia, po czym wró­ciła do gości.

Pobie­głam do swo­jego pokoju. Chyba pierw­szy raz, odkąd tu zamiesz­ka­łam, zamknę­łam się na klucz. Potrze­bo­wa­łam pobyć sama. Musia­łam to wszystko prze­my­śleć. Być może prze­sa­dza­łam, a może winne były hor­mony. W gło­wie mia­łam mętlik. Wzię­łam do ręki iPoda i zało­ży­łam słu­chawki. Słu­cha­jąc Ellie Gou­l­ding, zaczę­łam pła­kać. Odru­chowo poło­ży­łam dłoń na brzu­chu i nagle poczu­łam ruchy mojego dziecka. Zresztą nie pierw­szy raz, ale zawsze kiedy to się działo, czu­łam duże wzru­sze­nie. Pew­nie mój syn wie­dział, że jego mama jest smutna, i czuł to samo. Mając świa­do­mość jego bli­sko­ści, powoli się uspo­ko­iłam. Oddy­cha­łam głę­boko i sta­ra­łam się nie myśleć o niczym złym. W końcu zasnę­łam.

Obu­dziło mnie gło­śne wale­nie w drzwi pokoju. Odwró­ci­łam się tak gwał­tow­nie, że słu­chawka wypa­dła mi z ucha. Poty­ka­jąc się o fotel, pod­bie­głam do drzwi i otwo­rzy­łam je sze­roko. Na kory­ta­rzu stali Tom i Brayan.

– Osza­la­łaś?! – wrza­snął Brayan i bez zapro­sze­nia wszedł do środka.

– Zasnę­łam, nie sły­sza­łam puka­nia – powie­dzia­łam chłodno, sta­ra­jąc się nie zdra­dzić, jakie emo­cje mną tar­gały.

Tom patrzył na mnie zmar­twiony.

– Myśle­li­śmy, że coś się stało. Nie zamy­kaj się wię­cej. Ni­gdy tego nie robisz! – krzy­czał Brayan.

Tom tym­cza­sem usiadł na łóżku, wziął do ręki iPoda i wło­żył sobie jedną słu­chawkę do ucha.

– Ellie Gou­l­ding – oznaj­mił od nie­chce­nia i nie­znacz­nie się uśmiech­nął.

– Wła­śnie poma­gała mi zasnąć – powie­dzia­łam spo­koj­nie. Pode­szłam i usia­dłam obok niego.

Ukrad­kiem spo­glą­da­łam na Bray­ana, który ze zło­ści aż poczer­wie­niał. Jego zaci­śnięte usta drżały, jakby chciał coś powie­dzieć. Widzia­łam, że z tru­dem powstrzy­muje emo­cje.

– Chcesz dalej spać czy wra­casz do nas? Zaraz będzie tort.

– Zostanę tutaj, jeśli twoim rodzi­com nie sprawi to przy­kro­ści – powie­dzia­łam, mając nadzieję, że Tom to zro­zu­mie.

– Spoko, na pewno się nie obrażą! – Uśmiech­nął się i wstał. – Chodź, stary – rzu­cił w stronę sto­ją­cego przy oknie Bray­ana.

– Zaraz do was przyjdę – oznaj­mił tam­ten.

Na te słowa Tom zmru­żył oczy i pokrę­cił głową. Byłam pewna, że reak­cja przy­ja­ciela nie bar­dzo mu się spodo­bała. Ustą­pił jed­nak i cicho zamknął za sobą drzwi.

– Ura­zi­łem cię? – zapy­tał Brayan.

– Dobrze wiesz, o co mi cho­dzi. – Usia­dłam po turecku i wni­kli­wie wpa­try­wa­łam się w niego, opar­tego jedną ręką o sko­śny sufit. „Cho­lera! Ale on sek­sowny…” – pomy­śla­łam.

– To były tylko żarty, Meg – tłu­ma­czył.

– Czyżby? – zapy­ta­łam z iro­nią, uno­sząc z dez­apro­batą brew.

– Uwa­żasz, że zro­bi­łem to spe­cjal­nie? – Brayan zaczął krą­żyć ner­wowo po pokoju.

– Nie wiem, czy spe­cjal­nie, ale mia­łeś nie prze­kra­czać pew­nych gra­nic – oświad­czy­łam spo­koj­nie.

– To był tylko nie­winny buziak. W dodatku bez języczka! – pró­bo­wał żar­to­wać.

– Tego by jesz­cze bra­ko­wało! – wark­nę­łam. – Naprawdę nie chcę o tym gadać, po pro­stu nie rób tego wię­cej.

– Jeśli czu­jesz się ura­żona, to prze­pra­szam – szep­nął.

– Prze­pro­siny przy­jęte. – Pode­szłam do drzwi i je otwo­rzy­łam. – A teraz wybacz, ale naprawdę chcę się poło­żyć.

Spoj­rzał na mnie prze­ni­kli­wie. Mia­łam wra­że­nie, że jest roz­cza­ro­wany. Może liczył na coś wię­cej…

– Chcesz, bym pomógł ci szu­kać miesz­ka­nia? – zapy­tał.

– Zaj­miemy się tym jutro, dobrze? Brayan, naprawdę jestem zmę­czona i chcę iść spać.

– Dobra już, dobra! Wycho­dzę. – Pod­niósł dło­nie w geście kapi­tu­la­cji. – Śpij dobrze, mała. – Nachy­lił się, by poca­ło­wać mnie w poli­czek, a ja odru­chowo odsu­nę­łam się od niego. Spoj­rzał na mnie zasko­czony i dodał smutno: – Rozu­miem.

Tego wie­czora zadzwo­ni­łam do Kim. Roz­ma­wia­łam z nią chyba godzinę, opo­wia­dała mi o przy­go­to­wa­niach do ślubu, wesela i chrztu. Oka­zało się, że zapro­sili całą rodzinę, miała przy­le­cieć nawet nasza cio­cia z Austra­lii, sio­stra mamy. O Chry­ste! Lubię rodzinne zjazdy, ale w tej sytu­acji… Nie wie­dzia­łam, co o tym myśleć.

– Będziesz na mnie wście­kła, sio­strzyczko – dodała nie­pew­nie już na sam koniec roz­mowy.

– Co się stało? – zapy­ta­łam spo­koj­nie.

– Bo gdy wysy­ła­li­śmy zapro­sze­nia na początku wrze­śnia, to wtedy jesz­cze nic nie wie­dzia­łam… – Urwała, a w jej gło­sie wyczu­łam zakło­po­ta­nie.

– No mów! – pona­gla­łam ją.

– Erick też jest zapro­szony – odpo­wie­działa szybko, jakby chciała pozbyć się bala­stu, który cią­żył jej praw­do­po­dob­nie od dłuż­szego czasu.

– Co takiego?! – wyją­ka­łam.

– Na ślub i na wesele też – dodała, chyba tylko po to, by mnie dobić.

– Może nie przyj­dzie? – stwier­dzi­łam z nadzieją.

– Do tej pory nie potwier­dził przy­by­cia, więc jest szansa, że go nie będzie. – Sio­stra wyraź­nie pró­bo­wała mnie pocie­szyć.

– Prze­żyję jakoś. – Zaśmia­łam się ner­wowo, lecz wcale nie było mi do śmie­chu.

„Jeśli Erick się tam pojawi, chyba spłonę żyw­cem. A jeśli przyj­dzie z kimś? Z jakąś kobietą? Z Monicą? O nie!” Moje myśli wiro­wały jak komety, mia­łam wra­że­nie, że jestem na auto­stra­dzie. To wszystko zakra­wało na jakąś farsę.

– Nie zamar­twiaj się tym, sio­stro, będzie dobrze – pocie­szała mnie Kim.

Roz­ma­wia­ły­śmy jesz­cze chwilę, zer­k­nę­łam na zega­rek, była pra­wie jede­na­sta w nocy. Stwier­dzi­łam, że naj­wyż­szy czas się poło­żyć. Na dziś wystar­czyło mi już wra­żeń. Wzię­łam prysz­nic i prze­bra­łam się w piżamę. Nie­stety, roz­mowa z sio­strą roz­bu­dziła tęsk­notę za Eric­kiem, myśli o nim nie pozwa­lały mi zasnąć. Nie chcia­łam go spo­tkać, nie mogłam. W końcu udało mi się odgo­nić zmar­twie­nia i pomy­śla­łam o rolach, które będę odgry­wać pod­czas uro­czy­sto­ści. Świad­kowa i matka chrzestna to nie byle kto. Jak mówiła Scar­lett O’Hara: „Pomy­ślę o tym jutro”.

Roz­dział 2

Boże, nie wyspa­łam się! Zanim zasnę­łam, było chyba już dobrze po dru­giej. Sen też mia­łam nie­spo­kojny i co godzinę budzi­łam się do łazienki. Była jede­na­sta, a ja ledwo patrzy­łam na oczy.

Zeszłam do kuchni. Nie­stety, nikogo tam nie zasta­łam. Tom zapewne był w kawiarni i poma­gał rodzi­com. Powin­nam jechać do banku wypła­cić pie­nią­dze. Chcia­łam dać je rodzi­com Toma na roz­bu­dowę i remont kawiarni.

Z tru­dem się ubra­łam i umy­łam. Wszystko robi­łam w żół­wim tem­pie, nawet śnia­da­nie jadłam od nie­chce­nia.

Bank mie­ścił się nie­da­leko, więc zde­cy­do­wa­łam, że pójdę pie­szo, zresztą mój samo­chód chyba wziął Brayan. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – i tak jazda tutaj spra­wiała mi ogromne trud­no­ści. Spoj­rza­łam na ter­mo­metr w kuchni za oknem. Ale zimno! Minus 12 stopni. Wzdry­gnę­łam się na samą myśl, że mam wyjść na taki mróz. Zało­ży­łam grube leg­ginsy i długi swe­ter, owi­nę­łam szyję sza­li­kiem, wcią­gnę­łam wyso­kie kozaki, a na grzbiet zarzu­ci­łam cie­płą puchową kurtkę.

Droga zajęła mi nie­całe dwa­dzie­ścia minut. Nie­stety, w banku była spora kolejka, usia­dłam więc i roz­pię­łam kurtkę. Wewnątrz bowiem, w prze­ci­wień­stwie do tem­pe­ra­tury na dwo­rze, było bar­dzo gorąco. Odru­chowo poło­ży­łam dłoń na brzu­chu i ponow­nie poczu­łam ruchy mojego maleń­stwa.

– Pro­szę, teraz pani – zwró­ciła się do mnie młoda kobieta, prze­pusz­cza­jąc mnie w kolejce.

Wyrwała mnie z zamy­śle­nia, więc chwilę trwało, nim zare­ago­wa­łam.

– Dzię­kuję – powie­dzia­łam i pode­szłam do okienka.

Dopiero po chwili zorien­to­wa­łam się, dla­czego mnie prze­pu­ściła. Wymow­nie spoj­rzała na mój brzuch, zapewne domy­śliła się, że jestem w ciąży. Nie­które kobiety, mimo iż nie było widać jesz­cze brzuszka, instynk­tow­nie roz­po­zna­wały te ocze­ku­jące dziecka. Dla mnie był to feno­me­nalny dar. Odwró­ci­łam się i uśmie­chem podzię­ko­wa­łam za ten jakże miły gest.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki