Cena odmowy. Opór żydowskiego więźnia politycznego wobec Sowietów 1939-1949 - Leder Salomon - ebook

Cena odmowy. Opór żydowskiego więźnia politycznego wobec Sowietów 1939-1949 ebook

Leder Salomon

0,0

Opis

Te wspomnienia przeczą wielu stereotypom na temat postawy Żydów podczas II wojny światowej. Mówią również niewygodną prawdę o polskim antysemityzmie, odsłaniają napięcia polsko--ukraińskie, ale przede wszystkim pokazują okrucieństwo Sowietów wobec podbitych narodów: Polaków, Ukraińców, Żydów. Po wejściu wojsk sowieckich na Kresy Wschodnie, jak pisze Salomon Leder: „całe życie stało się w treści i formie wulgarne, nieznośne”. A wszelki opór skutkował utratą życia lub co najmniej wolności. Barbarzyński najazd Rosji na Ukrainę rozpoczęty 24 lutego 2022 potwierdził niestety tragiczną aktualność przesłania Autora tu i teraz. Przeprowadzone niedawno „referenda” w Chersoniu, Zaporożu i innych miastach Ukrainy mające sankcjonować aneksję tych terytoriów przez Rosję jako żywo przypominają opisy działań władz sowieckich we Lwowie w 1939 roku. Apologetyka stalinizmu doprowadziła we współczesnej Rosji do analogicznej pogardy dla praw człowieka jako jednostki i instrumentalnego stosowania prawa do sankcjonowania bezprawia jak te, o których pisał dr Leder w odniesieniu do lat 40. XX wieku. Rzeczywistość, jaką widzimy 80 lat później w Europie, niestety potwierdza, że świadectwa takie jak niniejsza relacja są potrzebne dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 393

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Copyright

© by Fundacja Ośrodka KARTA and Żydowski Instytut Historyczny im. Emanuela Ringelbluma, 2023

© by Miriam Weber-Leder & Pinchas Leder, 2023

Redaktorka prowadząca Agnieszka Knyt

Opracowanie i przypisy Jan Wittlin

Redakcja Anna Richter

Opracowanie graficzne Agnieszka Warda

Książka dofinansowana przez Stowarzyszenie Żydowski Instytut Historyczny

Wydawcy:

Ośrodek KARTA

ul. Narbutta 29, 02-536 Warszawa, tel. (48) 22 848-07-12

kontakt do wydawnictwa: [email protected]

dystrybucja: [email protected]

księgarnia internetowa: ksiegarnia.karta.org.pl; www.karta.org.pl

Żydowski Instytut Historyczny im. Emanuela Ringelbluma

ul. Tłomackie 3/5, 00-090 Warszawa

strona internetowa: jhi.pl

księgarnia internetowa: www.ksiegarnianatlomackiem.pl

ISBN 978-83-66707-86-3 (KARTA)

ISBN 978-83-66485-92-1 (ŻIH)

Wydanie I

Warszawa 2023

WSTĘP

Jedenasty rok żyję w Izraelu, a od czasu mego aresztowania we Lwowie i wywiezienia mnie przez bolszewików jako więźnia politycznego upłynęło lat dwadzieścia. Nie przystąpiłem dotychczas do wydania pamiętników o moich przeżyciach, gdyż miałem w tym względzie kilka hamulców.

Losy mego narodu pod okupacją hitlerowską były nierównie tragiczniejsze i donioślejsze w skutkach – sześć milionów Żydów wymordowała bestia hitlerowska z premedytacją i nienawistną konsekwencją. U początków zła i nieszczęścia stał niewątpliwie także Stalin z całym swoim rewolucyjno-rozbójniczym, nienawistnym w stosunku do człowieka, mimo odmiennej ideologii, systemem pozbawiania wolności osobistej, a nawet pierwotnych, naturalnych praw człowieka. Nadał temu tendencje skierowane wprost na wytępienie narodu żydowskiego dopiero Hitler i on też te zbrodnicze zamiary w znacznej mierze wykonał. To było przyczyną, dla której odsunąłem swoje pierwotne zamiary spisania dziejów mego życia, jako więźnia politycznego, w owym okresie na czas późniejszy.

Gdy jednak współczesna, utylitarystyczna ocena i poglądy niektórych warstw naszego narodu, a także działalność pewnych polityków żydowskich niejako oswoiły się z tragicznymi skutkami antyżydowskiej nienawiści hitlerowskiej, a zatem gotowi są ludzie jeśli nie wybaczyć, to przejść do pozytywnego ustosunkowania się do Niemiec Zachodnich, które czynią przynajmniej starania i próby stworzenia warunków modus vivendi przez szilumim1 z Narodem Żydowskim, przyszła może chwila, aby spokojnie, bez uczucia nienawiści zainteresować czytelnika wypadkami i przeżyciami z okresu wojny na odcinku sowieckim i naświetlić je należycie. Celem niniejszych wspomnień nie jest szerzenie lub pogłębianie nienawiści do bolszewików, ale sprawiedliwe rozmieszczenie świateł i cieni, naświetlenie win czy zbrodni politycznych oraz doprowadzenie do pewnej równowagi szal sprawiedliwości, przy uwzględnieniu oczywiście różnicy bodźców i motywów, z powodu których zbrodnie zostały popełnione.

Ciężar zbrodni hitlerowskich w obliczu historii ludzkości pozostanie oczywiście nierównie większy. Motywy udręczania ludzi i ludów z powodu ich odmiennych światopoglądów nie znajdą jednak usprawiedliwienia w obliczu historii narodów, ich kultury i cywilizacji. Słusznie zauważył pewien chrześcijański uczony w czasie ubiegłej wojny odnośnie do zbrodni sowieckich – że obojętną jest rzeczą, czy męczy się i prześladuje niewinnego człowieka z powodu jego rasy czy też z powodu klasy społecznej, do której się zalicza. Jedno i drugie pozostaje zbrodnią przeciw ludzkości i nie wolno jej bezkarnie popełniać ludziom, którzy rządzą narodami, chociażby pod pretekstem wielkich idei.

Miałem dość czasu, aby przemyśleć dzieje moje i przeżycia na terenie Sowietów. Obrałem formę możliwie chronologicznego opowiadania o tych czasach i wypadkach. Pamiętnik mój podlega ocenie i krytyce wszystkich czytelników, z których wielu może przeżyło podobne koleje losów. Nie czuję w moim sercu żadnej nienawiści, która mąciłaby sprawiedliwą ocenę faktów i przeżyć. Dużo wydawnictw omawiało ten okres wojennej historii sowieckiej. Wiele z nich okrzyczano jako nienawistne, inspirowane propagandą antysowiecką albo posądzono autorów wręcz o zmyślanie wydarzeń. Sam fakt, że moją pracę odkładałem tyle lat, dalej przytoczone okoliczności i nazwiska uczestniczących w nich ludzi, którzy jeszcze żyją, dają gwarancję prawdziwości przedstawionych wypadków. Jeśli w moim tekście jest pewien retusz i upiększanie lub łagodzenie wydarzeń, to kierowałem się przy tym raczej zasadą rzymską: quieta non movere2 w obliczu istniejących jeszcze, bolących skutków hitlerowskiego barbarzyństwa i powtarzających się od czasu do czasu, nawet współcześnie, sowieckich prób wejścia w rodzinę cywilizowanych narodów.

Samo głoszenie najbardziej humanitarnych haseł, jak je spotykaliśmy i spotykamy w propagandowej sowieckiej literaturze politycznej i społecznej, szczególnie po śmierci Stalina, nie usprawiedliwia i nie łagodzi odmiennej, wręcz barbarzyńskiej praktyki. Było nią na przykład: zatopienie około 300 tysięcy więźniów politycznych z okazji budowy Kanału Białomorskiego3, niewspółmierna liczba wypadków śmierci wśród więźniów politycznych, którzy budowali linię kolejową Turkiestan–Sybir, albo zlikwidowanie 11 tysięcy oficerów polskich w lesie katyńskim, o który to czyn podejrzewa się Sowiety4. Gdy przed Trybunałem Międzynarodowym w Norymberdze wysunięta została przez Niemców także kwestia winy Sowietów za zbrodnie wojny, miał Stalin, duchowy wódz Sowietów z owych czasów, zauważyć, że dla zwycięzców nie ma sędziów, a zwycięzcami byli też bolszewicy sowieccy z nim na czele.

A jednak niechaj ta skromna moja praca piętnaście lat po zakończeniu wojny będzie zaprzeczeniem tego twierdzenia. Niewątpliwie jeszcze przez wiele pokoleń będą wracały głosy oskarżenia przeciw Sowietom, mniej lub bardziej donośne, zawsze jednak uzasadnione, mimo nieustannych zaprzeczeń oficjalnych osób z aparatu komunistycznego. Ileż to oskarżeń już za naszego życia znalazło potwierdzenie w samej Moskwie! Dzierżyński, Jeżow, Jagoda, Wyszynski, Beria, no i sam Stalin znaleźli się już na indeksie zbrodniarzy przeciw człowieczeństwu z oskarżenia własnych towarzyszy, choć żaden sąd międzynarodowy nie miał nigdy możności ich sądzić. I dołączy się niewątpliwie z czasem, gdy minie okres ich władzy, dalszych winnych. Jest to zbrodnia przeciw ludzkości, jeśli się pod pozorem „rewolucyjnej” sprawiedliwości niszczy człowieka z motywów politycznych, które z wymiarem sprawiedliwości nie mają nic wspólnego, i gdy sprawiedliwość staje się instrumentem władzy politycznej, kierującej się uczuciem zemsty.

Jak bardzo groźny to objaw, jeśli stosuje się taki wymiar sprawiedliwości w zasięgu masowym i w zamiarze fizycznego zniszczenia człowieka, a nawet jego niewinnej rodziny, co zawsze szło w parze w Związku Sowieckim. Jest to tak groźny stan i tak wielkie mieści się w nim niebezpieczeństwo dla ludzkości, że należy je z gruntu wykorzenić i uniemożliwić w przyszłości. Czasowe ulgi, podyktowane potrzebą chwili lub taktyką, jak to określa szkoła sowiecka, nie powinny łudzić świata, gdyż w miarę potrzeby politycznej znowu nowi dyktatorzy sięgną po ten środek zatrwożenia człowieka – uczynienia go posłusznym i powolnym dla celów pożądanych w danej chwili. Mogą istnieć różnice w kwalifikacji i ocenie stanów faktycznych zbrodni, ale ogólnoludzkie prawa przyrodzone i naturalne, które są też treścią i istotą wymiaru sprawiedliwości, muszą być przez ludzkość uszanowane we wszelkich okolicznościach, gdyż odmienne stanowisko jest dla niej nie mniej groźne niżeli współczesne niebezpieczeństwo atomowe i wodorowe5. Wymiar permanentnej rewolucyjnej sprawiedliwości nie może się stać instrumentem polityki wewnętrznej i furtką bezkarnej tendencji utrzymania się przy władzy.

*

Ulegając zachętom i namowom bliskich przyjaciół, w czasie mego siedemdziesięcioletniego obchodu jubileuszowego, postanowiłem nakreślić dzieje swego przebywania w charakterze więźnia politycznego na terenach sowieckich w okresie 1939–48 w formie pamiętnika możliwie bezpretensjonalnego, a obiektywnie prawdziwego i opartego wyłącznie na własnych przeżyciach w suchym, prawdziwym świetle faktów, tak jak one się rozegrały i jak je sam odczułem. Wystrzegam się przy tym wszelkich tendencji politycznych lub społecznych. Tendencyjnych przedstawień było już przez ten czas wiele i podyktowane one były albo przesadną animozją, która siłą rzeczy nadać musi opisom specjalne zabarwienie, które tylko zaciemnia lub koślawi prawdę, albo apologetyką i usprawiedliwianiem systemu bolszewickiego, na co jednak ten nie zasługuje. Zdaję sobie sprawę z tego, że niełatwo być obiektywnym po tego rodzaju osobistych przeżyciach, jakie były moim udziałem, ale starać się będę o to rzetelnie. Zadaniem moim będzie opowiedzieć fakty i prawdy, jak je sam widziałem i przeżywałem, a konkluzje i ocenę pragnę pozostawić czytelnikom.

Stale prześladuje mnie myśl, że nie wolno nawet w obliczu hitlerowskiego barbarzyństwa, które prześcignęło wszelkie zbrodnicze zamysły ludzkie i hasła ludobójstwa, zapomnieć całkowicie i pozostawić bez reakcji czy oceny to wszystko, co zdziałał przeciw ludzkości system sowiecki w czasie realizowania haseł własnej rewolucji na obcych terenach z pogwałceniem najbardziej podstawowych praw ludzkich. Zwycięzca, który posługiwał się w walce barbarzyńskimi środkami przeciw niewinnej ludności, która nie brała udziału w walce, musi się liczyć z tym, że zdarty będzie z jego czoła wawrzyn zwycięstwa i postawiony on będzie w obliczu historii kulturalnego świata w stan oskarżenia, który napiętnuje go jako zbrodniarza, aczkolwiek nie znajdzie się już środek represji karnej przeciw niemu.

Dr Salomon Leder, Tel Awiw, 1960

W GENEWIE

Miałem wziąć udział w Kongresie Syjonistycznym sierpniowym6 w 1939 roku i wrócić, aby połączyć się z rodziną i z nią kontynuować wczasy. Pomnę, że aktualną troską było to, jaką obrać drogę do Genewy. Najkrótsza prowadziła przez hitlerowskie Niemcy, przed którą przyjaciele ostrzegali mnie, jako członka komitetu antyhitlerowskiego w Polsce7. Z ostrożności wybrałem drogę żmudniejszą i dłuższą: przez Węgry, Jugosławię i Włochy do Szwajcarii. Przejeżdżając przez Skole, jeszcze raz uścisnąłem moją żonę i córkę w nastroju radosnym, niczego złego nieprzewidującym.

W połowie sierpnia byłem pogrążony w pracy kongresowej. Posiedzenia plenarne odbywały się w Genewie w gmachu Teatru Miejskiego. Obrady naszej grupy ogólnosyjonistycznej odbywały się w budynku szkolnym, postawionym do naszej dyspozycji, gdzie przewodniczyli nam błogosławionej pamięci Usyszkin8, Supraski9, Auster10 – wiceburmistrz Jerozolimy. Spotkania delegatów obywatelskich kierunków syjonistycznych, na których zjawiali się w dniach wolnych od posiedzeń albo w przerwach między posiedzeniami także prezydent profesor Weizman11 i Celina Sokołow12, odbywały się permanentnie w kawiarni Lirique, położonej naprzeciw gmachu teatralnego. Biura i wystawy kongresowe WIZO13 mieściły się w budynku dawniej teatralnym – Electoral.

Aż nadszedł dzień feralny, piątek 23 sierpnia, gdy z powodu zbliżającej się soboty posiedzenia zostały wcześniej przerwane. Grupy delegatów kongresowych wybrały się na zwiedzenie wspaniałych gmachów Ligi Narodów. Wędrowaliśmy po oszklonych, imponujących korytarzach, oglądaliśmy sale posiedzeń malowidłami i freskami upiększone. Wzrok nasz zatrzymał się na daleko położonym, a jednak tak blisko widocznym śnieżno-słonecznym Mont Blanc. W jednym z gmachów zwiedziłem razem z błogosławionej pamięci doktorem Adolfem Rothfeldem14 kino propagandowe, służące walce z chorobami infekcyjnymi w zasięgu światowym. Było to, jak pomnę, bardzo pożądane miejsce wypoczynku i ochłodzenia się w czasie, gdy nie stosowano jeszcze urządzeń air condition. Doktor Rothfeld zdążył się lekko zdrzemnąć, ale obudził go odgłos jakiegoś na tym miejscu niespotykanego gwaru ludzkiego i zaniepokojenia. Dziennikarze i niezliczony tłum sprawozdawców Ligi biegli w przyspieszonym tempie wzdłuż i wszerz, a niepodobna było dobić się do jakiegoś aparatu telefonicznego, których w gmachach Ligi Narodów było zresztą mnóstwo. Zrozumieli wszyscy, że stało się coś poważnego w polityce świata. Każda grupa próbowała bezskutecznie połączyć się z placówką dyplomatyczną państwa ojczystego – w końcu jednak doszła do nas smutna prawda.

Stalin porozumiał się przez Mołotowa z hitlerowcem Ribbentropem i zawarł z nim traktat handlowy, który niewątpliwie był też polityczny i wojskowy, skierowany w pierwszym rzędzie przeciw Polsce15. Gdańsk nie dawał wówczas spokoju Hitlerowi, który ponadto dążył do nowego Lebensraumu16. Oddał Stalin część Polski na pożarcie Hitlerowi, aby przede wszystkim na jakiś czas ratować własną skórę. W ten sposób przynajmniej próbowali usprawiedliwić ten jego krok zwolennicy Sowietów.

Nie wchodząc w dalszą analizę motywów zaistniałych wydarzeń politycznych, świat dyplomatyczny i dziennikarski – znajdujący się w Genewie, w centrum zainteresowań politycznych, jakim była siedziba Ligi Narodów – zareagował trwogą i paniką wojenną. Wszyscy się rozpierzchli i wrócili do miasta. Doktor Rosmarin17 połączył się z polskim posłem w Bernie. Co ciekawe i charakterystyczne, że na pytanie, czy delegaci polscy mają wrócić do domu, otrzymał odpowiedź bezwzględnie uspokajającą i zapewnienie, że nie ma powodu do paniki – tak oceniał polski poseł 23 sierpnia 1939 zaistniałą sytuację. Okazuje się, że nie tylko aparat wojskowy obrony kraju nie był we właściwych rękach. Kawiarnia Lirique, w której my, syjonistyczni delegaci, zwykliśmy byli się schadzać, z miejsca przemianowana została przez dowcipnisia na „Panique”; określenie to było niewątpliwie trafne i odpowiadające zaistniałym nastrojom. Usyszkin od pierwszej chwili nie szczędził pesymistycznych horoskopów i nawet w pewnej chwili, na posiedzeniu naszej frakcji, wręcz wyraził się, że to oznacza wojnę światową i najprawdopodobniej w tym gronie już się nie spotkamy. Najbardziej był zaniepokojony o dalsze losy Żydów polskich i przewidywania jego późniejsze dzieje potwierdziły w tragicznym zasięgu.

W niedzielę najbliższą uczestniczyłem jeszcze w posiedzeniach Kongresu w czasie, gdy rozważano wniosek o skrócenie Kongresu i danie delegatom sposobności powrotu do domów. We wdzięcznej pamięci zachowam radę daną mi przez towarzysza Austera, abym z nim poleciał przez Wenecję do Palestyny i zależnie od sytuacji, jaka się wytworzy, dalej zadecydował. Nie usłuchałem, jak okazało się później, dobrej i życzliwej rady. Świadomość, że – jako pełniący obowiązki prezesa Gminy Żydowskiej – jestem odpowiedzialny za losy Żydów lwowskich oraz niepokój o losy własnej rodziny nie pozwoliły mi usłuchać tej rady. Żydom lwowskim oraz rodzinie w niczym nie pomogłem, wracając wówczas do Lwowa, a sam znalazłem się na okres dziesięcioletni w więzieniach Sybiru.

W towarzystwie doktora Ignacego Schwarzbarta18 i Leona Schutzmana19, prezesa Gminy w Borysławiu, znalazłem się 26 sierpnia na dworcu Cornavin w Genewie i w pociągu powrotnym przez Włochy, Jugosławię i Węgry (Budapeszt). Wzdłuż całej trasy kolejowej, a w szczególności przez Włochy, towarzyszyli nam w podróży żołnierze i oficerowie powołani do służby czynnej. 28 sierpnia na granicy polsko-węgierskiej były już zaćmienia świateł w nocy i zauważyliśmy kryte ruchy wojsk w atmosferze zaistniałego już faktycznie stanu wojennego.

WRZESIEŃ 1939

O świcie 1 września, gdy jeszcze nie zdążyłem wypocząć po ciężkiej podróży kolejowej ani wypakować mego bagażu podróżnego, obudziła mnie donośna eksplozja. Pierwsza bomba eksplodowała w okolicy górnej Gródeckiej i zabrała wiele ofiar w ludziach. Okazało się, że była to pierwsza bomba lotnicza zrzucona przez Niemców na Lwów, bez wypowiedzenia formalnej wojny. Uszkodzona została gruntownie wieża kościoła Elżbiety i wrogi samolot został jakimś cudem zestrzelony. We Lwowie cud ten się już nie powtórzył w następnych tygodniach walki z powodu braku dział przeciwlotniczych, które jednak kilka tygodni przedtem w większej liczbie zostały przez Polskę dostarczone Anglii. O Polsce i jej obronie nie pomyślano w epoce ministra Becka i Kasprzyckiego jako ministra wojny20.

Zestrzelony został wówczas lotnik, obywatel polski pochodzenia niemieckiego, jednak od wielu pokoleń spolszczony razem z ojcem piekarzem, członkiem „Strzelnicy”. Młody ten lotnik od dawna był w służbie szpiegowskiej Hitlera. Ojciec jego był członkiem „Strzelnicy”, która koncentrowała polskich patriotów-mieszczan, i kroczył w pochodach narodowych polskich w kontuszu. W „Strzelnicy” było też zawsze centrum antyżydowskiej propagandy. Członkami byli liczni obywatele o niemieckich nazwiskach: Neumanowie, Hoflinger, Winkler, Kornbergerowie, Schirmerowie i wielu innych obywateli, którzy w święto narodowe polskie nakładali polskie kontusze, czapki z czaplim piórem i oczywiście polskie historyczne karabele. Kontynuowali oni polskie tradycje mieszczańskie, do których należała też nienawiść do Żydów, głoszenie haseł: „Swój do swego po swoje”, co oznaczało bojkot gospodarczy Żydów. Trudno było realizować te hasła w czasie liberalnych rządów austriackich, ale karta się odwróciła w listopadzie 1918, gdy zapoczątkowana została nowa era polska pogromem Żydów lwowskich, których oskarżono o działalność antypolską, neutralność polityczną w walce z Ukraińcami, a nawet o cichą sympatię do nich.

To mieszczaństwo pochodzenia niemieckiego wróciło obecnie w pielesze hitlerowskie i zadeklarowało się jako Volksdeutsche. Na ich życzenie przyjechała w październiku 1939 karawana aut ciężarowych wojskowych hitlerowskich zza Sanu, po ustaleniu tak zwanego Interessengrenze21 między Hitlerem a Stalinem, i zabrała tych tak zwanych Volksdeutsche za San na „niemiecką stronę”. Wszyscy ci „Polacy do wczoraj” łatwo wyrzekli się Polski. Już w tych dniach, gdy Żydzi wylegli na ulice, aby przyjrzeć się temu eksodusowi „polskich” hiperpatriotów „strzelniczych”, eskortujący ich wojskowi niemieccy pochodzenia saskiego niedwuznacznie grozili, że jeszcze przyjdą do Lwowa, a wtedy „biada Żydom”. I dotrzymali groźby w roku 1941.

Od września 1939 Lwów znalazł się w stanie oblężenia, wszystkie drogi zostały zatarasowane i pozostawały pod ostrzałem oraz pod stałymi nalotami lotniczymi. Radio polskie, które czynne było jeszcze, stale powtarzało tajne znaki w formie, która już po krótkim czasie wywoływała u nieszczęśliwej ludności ironiczne komentarze i jawne niedowierzanie. Pomnę słowa: „przeszedł”, „zbliża się” i tym podobne. O tym, że od pierwszej chwili wybuchu wojny nie była zorganizowana obrona, a jako jedyną obronę przed bombardowaniem niemieckim umieszczono na dachach karabiny maszynowe, i to niewielkiego kalibru i zasięgu, ludność wiedziała. Uważała się więc za straconą, nawet gdyby nie była atakowana przez tak potężną maszynę wojenną, jaką przygotował przeciw Polsce Hitler. Nie było też w narodzie żadnej wiary w pomoc Zachodu i nikt nie łudził się nawet w tym względzie. Jedyne, co podtrzymywało jeszcze nadzieje na lepsze, to wersje o bliskim wycofaniu się wojsk niemieckich spod Lwowa i oddaniu miasta Armii Czerwonej, w myśl umowy zawartej o wspólnej granicy.

Pogarszała się sytuacja z godziny na godzinę. W popłochu wracały do miasta polskie oddziały wojskowe piesze i ze sprzętem artyleryjskim spod Kleparówki i Lewandówki. Żołnierze polscy porzucili sprzęt wojenny, a już po kilku dniach cała uliczna komunikacja kołowa została zatarasowana i uniemożliwione było korzystanie z niej. Ludność cywilna grabiła, co mogła, a w szczególności żywność z magazynów wojskowych przy ulicy Janowskiej, które były przepełnione zapasami aprowizacyjnymi. Nikt motłochowi nie przeszkadzał w tej grabieży. Widziałem wypadki usuwania znaków i dystynkcji oficerskich Wojska Polskiego i ukrywanie się wojskowych za pomocą cywilnej odzieży po domach. Armaty niemieckie wciąż dudniły, a motory lotnicze ogłuszały ludność. Od czasu do czasu słyszało się polską obronę za pomocą grzechotu karabinów maszynowych. W jednym z tych dni usłyszeliśmy ogłoszenie radiowe nadane kilkakrotnie spod oblężonego Lwowa: „Jesteśmy w Kleparowie – jutro będziemy na ulicach Lwowa, w najbliższych sześciu godzinach będzie jeszcze otwarta droga, prowadząca na Stryj, i zapewniamy bezpieczne opuszczenie miasta stawiającym jeszcze opór we Lwowie”. Wiele osób opuściło miasto, ale wiele też zginęło, gdyż gościniec stryjski był bez przerwy pod ostrzałem.

Dom Grünera, w którym mieściło się kino „Marysieńka”, przy placu Smolki stanowił jakiś czas w dzielnicy, w której mieszkałem, dobry schron w piwnicach, gdzie znajdowało się urządzenie centralnego ogrzewania. Tam schroniło się i przeżyło kilka makabrycznych nocy kilkuset mieszkańców Żydów bez chleba i wody z powodu uszkodzonego w tamtym czasie wodociągu miejskiego. Dostęp do studzien starych, które uruchomiono w niewystarczającej liczbie, stał się niebezpieczny z powodu bezustannego ostrzeliwania ulic przez artylerię i lotnictwo niemieckie. W kotłowni przy ulicy Smolki 5 urządzono modły w Jom Kipur22, w którym wzięli udział błogosławionej pamięci rabin Jecheskiel Lewin23, nieliczni członkowie Gminy Żydowskiej. Spełniliśmy obowiązek wobec Boga i nabożnie prosiliśmy o Jego ochronę, która jednak niestety nie przyszła.

Aż pewnego dnia o świcie stało się cicho na ziemi i w powietrzu, a w mieście zakotłowało wieścią, że na rogatce przy ulicy Zielonej zjawiły się pierwsze patrole wojskowe sowieckie i że Prezydium miasta szykuje się do przywitania w mieście „Oswobodzicielskiej Armii Czerwonej”, jak ją sami bolszewicy nazywali.

Niemcy wycofali się spod Lwowa, po pozostawieniu wielu ofiar i strat w ludziach na przedmieściach, spowodowanych nie przez Wojsko Polskie, ale przez bohaterską polską młodzież Lwowa, która złożyła swoją hekatombę w obronie miasta, które od wieków Naród Polski uważał za swoje. Padło w tych walkach około trzydziestu Żydów, których pochowaliśmy po odejściu Niemców.

LWÓW SOWIECKI

Na rogatce Zielonej czekał generał sowiecki ze swoim sztabem, ale chleba i soli nie wynieśli mu tradycyjnym polskim zwyczajem prezydent miasta lub jego zastępcy. Każdy z nich uchylił się od tego „zaszczytu”, a jednak należało wręczyć klucze miasta wprawdzie nie zwycięzcy, gdyż Polska nie była w stanie wojny z Rosją sowiecką, ale temu, kto wówczas zapewnił, że Armia Czerwona przybyła „oswobodzić” Lwów.

Już wkrótce stało się powszechnie wiadome, co skłoniło Stalina do „oswobodzenia”, a raczej zajęcia Lwowa we współdziałaniu sojuszniczym z Hitlerem. W ratuszu lwowskim zasiadł generał sowiecki i miasto przeszło w jego ręce. Po ulicach miasta krążyły sowieckie tanki24 i szerzyły wojenny popłoch. Nie zauważyłem żadnej radości, a co najwyżej zadowolenie wśród Żydów, że hitlerowskie wojska opuściły okolicę Lwowa. Przyjęcie oziębłe wojsk sowieckich było najlepszym dowodem, że żadna z zamieszkujących miasto narodowości, a więc ani Polacy, ani Żydzi lub Ukraińcy, nie ufała bolszewikom już od pierwszej chwili, a hasła propagandzistów bolszewickich, wygłaszane za pomocą głośników, umieszczonych na tankach i autach pancernych, nie znajdowały wiary.

Polacy szybko dowiedzieli się, że akcja Stalina jest im wroga, a Ukraińcy dalecy byli też od komunizmu i nawet w swym wrogim nastawieniu do Polski i narodowym dążeniu do samodzielnej Ukrainy nie życzyli sobie w żadnym wypadku Ukrainy sowieckiej. Kogo chcieli właściwie oswobodzić bolszewicy z polskiej tyranii i kto sobie życzył oswobodzenia z ich rąk? Ani oswobodzenia, ani też wolności komunistycznej nikt sobie nie życzył, ani nikt w tej rewolucji Armii Czerwonej dobrowolnie udziału nie brał. Nawet byli członkowie rozwiązanej już w tym czasie przez Moskwę Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy (KPZU) znaleźli się w tragicznej sytuacji, gdyż bolszewicy wyłowili ich i albo unieszkodliwili fizycznie, albo też umieścili ich w więzieniach i obozach. Wbrew temu, co głosiła w tych pierwszych dniach i później propaganda sowiecka, że Armia Czerwona została rzekomo wezwana przez ludność Lwowa, aby ją oswobodzić z rąk polskich ciemiężców, prawdą jest i pozostanie, że nikt rewolucji społecznej sobie nie życzył prócz może nielicznych jednostek i w rewolucji tej ludność miasta udziału nie brała. Wszystkie zmiany rewolucyjne zostały wprowadzone przemocą i przy bezpośrednim współdziałaniu Armii Czerwonej, przy jej inicjatywie. Ludność stała na uboczu i tylko ironicznymi uwagami towarzyszyła tym niezliczonym mitingom i hasłom rewolucyjnym, które na nich głoszono.

A tymczasem realizowała władza sowiecka hasło, że z dawnego ustroju nie ma pozostać „kamień na kamieniu”. Przeprowadzono pewne reformy w duchu rewolucji komunistycznej, w dzikim popłochu i bez wszelkiego systemu czy porządku. Już w pierwszych dniach pobytu we Lwowie upaństwowili hotele, kawiarnie, restauracje, a więc to, co było im potrzebne dla wojska, następnie banki i wszelkie przedsiębiorstwa handlowe, a także fabryki oraz domy mieszkalne. Szkoły dłuższy czas nie były czynne, a po pewnym czasie uruchomiono wyłącznie szkoły ukraińskie. Jakiś czas pozostawiono w spokoju szkolnictwo żydowskie ŻTSL25, ale pod pedagogicznym nadzorem komunistów i przy wprowadzeniu języka ukraińskiego jako wykładowego, co nastręczało wiele trudności, gdyż językiem tym inteligencja we Lwowie nie władała.

Lwów był niewątpliwie pod względem kulturalnym i języka potocznego miastem polskim, a element ukraiński składał się z około 5 procent ludności, zatrudnionej przeważnie w charakterze służby domowej. Także odsetek inteligencji ukraińskiej był we Lwowie znikomy. W pierwszym okresie okupacji nawet Ukraina sowiecka nie miała sił intelektualnych dostatecznych, aby zasilić nimi teren okupowany. To też było przyczyną faktu, że pojawiły się – w chęci uzyskania lepszych warunków pracy i mieszkań – odpowiednio nowe elementy z Ukrainy i z centralnej Rosji, które temu wówczas już dwudziestoletniemu państwu komunistycznemu zaszczytu nie sprawiły. Aferzyści, złodzieje i oszuści zajęli wysokie stanowiska w mieście, a najlepiej urządzili się władający językiem rosyjskim. Bardzo często słyszało się w ustach Rosjan określenie obelżywe odnośnie do Ukraińców – chochoł.

Ludność stała się celem różnych szantażów i prowokacji na tle gospodarczym i politycznym. Oficerowie sowieccy, zresztą na ogół niezaczepni w stosunku do miejscowej ludności, domagali się za pomocą jawnych lub ukrytych pogróżek korzyści materialnych od ludności miejscowej, jako to mieszkań, odzieży i tym podobnych. Fizycznych gwałtów nie zanotowano do czasu wprowadzenia do Lwowa częściowo też wojsk pochodzenia mongolskiego. Na skutek zażaleń jednak przywracano porządek naruszony. Nie było na ogół wypadków brutalnego znęcania się nad ludnością i upokarzania jej czci.

W propagandzie rewolucyjnej było wiele elementów prymitywnych, prostackich i naiwnych, ale to należy położyć na karb niedorozwinięcia i braku inteligencji czynników sowieckich, które za tę propagandę były odpowiedzialne i nią kierowały we Lwowie. Władze sowieckie w pierwszym okresie stosowały taktykę dwutorową, z jednej strony – przez gnębienie i pozbawianie praw elementów ekonomicznie dotychczas ufundowanych starano się pozyskać dla nowego ustroju ludność biedną i tak zwane doły społeczeństwa, a z drugiej strony – głoszeniem haseł rewolucyjnych i ciągłą propagandą w myśl zasady, że praca jest obowiązkiem honoru obywatela sowieckiego, dążyli do zaszeregowania ludzi w sowiecki aparat pracy taniej lub w ogóle darmowej. Hasła głoszone były jednak w jaskrawej sprzeczności z rzeczywistością i prędko zorientowała się ludność, że w tym ustroju gospodarczym tylko materialistyczny egoizm i łapownictwo pomagają w codziennym bycie sowieckiego człowieka. Głoszono potrzebę przewarstwienia społecznego ludności i zaprzestania kapitalistycznego wyzyskiwania „człowieka przez człowieka”, a nowy system był w tym względzie bezlitosny i bezwzględniejszy aniżeli dawny eksploatator kapitalistyczny. Okoliczność, stale podkreślana w propagandzie, że to wszystko służy obecnie państwu i ogółowi, a nie jednostce, była dla ofiary systemu raczej obojętna, gdyż nadal czuł się człowiek – choć teraz przez aparat państwowy – eksploatowany i nie otrzymywał ekwiwalentu pracy. Wszelkie głosy krytyki systemu bolszewickiego były niedopuszczalne i kończyły się więzieniem.

Dużo przejawów humoru w tych smutnych czasach można było zauważyć z okazji imprez urządzonych pod hasłem zbratania stanów i warstw społecznych. Pomocnice domowe zostały zaproszone na specjalną zabawę z udziałem oficerów sowieckich i to równouprawnienie towarzyskie znalazło u nich chętny poklask. Realizując te hasła, pomocnice domowe zajęły miejsca pań domowych i zaczęły korzystać z ich strojów i odzieży, ale idylla się szybko skończyła, gdyż straciły one pracę z powodu zubożenia pracodawców, musiały więc szukać jej w fabrykach i kołchozach.

W myśl bolszewickiej propagandy całe życie miasta uległo przeobrażeniu, ale zmiany zaistniałe często były niezrozumiałe. Nie były podyktowane żadną wolą rewolucyjną, a źródłem ich była tylko samowola czynników miejscowych i nieoświeconych elementów, często o zbrodniczych skłonnościach. Nawet zasady społeczne i gospodarcze, mieszczące się w ramach ideologicznych, wykoślawiono i nadano im charakter karykaturalny. W nowym systemie pewne zawody stały się oczywiście zbędne i zachodziła potrzeba przewarstwienia zawodowego tych ludzi, wychowanych w ustroju kapitalistycznym. Zadanie to oddawano przeważnie do wykonania ludziom bez wszelkiego wykształcenia fachowego, przysłanym z Kijowa. Przy rozwinięciu typowej dla bolszewików krzykliwej propagandy zaczęło się kształcenie fachowe i „produktywizacja” inteligencji lwowskiej przez analfabetów z Kijowa. Pomijam trudności wypływające z nieznajomości języka rosyjskiego i ukraińskiego. Całe kształcenie polegało na tak zwanej politgramotie – nauczaniu komunizmu i konstytucji stalinowskiej z roku 193626 oraz ośmieszaniu wiedzy i nauki burżuazyjnej.

W poszukiwaniu nowego zawodu zgłosiłem się na taki kurs buchalteryjny. Ponieważ należałem do osobistości zdyskredytowanych dawną przynależnością do sfer nacjonalno-kapitalistycznych, skazanych w czasie późniejszym na ideologiczne przeszkolenie sowieckie, dopiero po uiszczeniu za mnie wysokiej opłaty na rzecz kierownika kursu zdołałem uzyskać przyjęcie. Wkrótce nastąpiło moje uwięzienie, nie bez przyczynienia się do tego oczywiście samego kierownika kursu.

Na tym kursie, w którym uczestniczyłem tylko jeden tydzień, zdążyli mnie pouczyć, że w ustroju kapitalistycznym buchalter jest powolnym narzędziem kapitalisty, któremu służy fałszowaniem ksiąg i bilansów na szkodę państwa i narodu. Natomiast w ustroju sowieckim jest on zaufanym sługą państwa i narodu. Życie w Związku Sowieckim w więzieniach i obozach oraz krótko na wolności pouczyło mnie, ile zakłamania było w tym twierdzeniu. Wszak buchalterzy i naczelnicy fabryk w Rosji sowieckiej zapełniają masowo więzienia z powodu sprzeniewierzeń i oszustw na szkodę państwa i zbiorowej własności.

Dla przykładu przywołam, że w czasie mego pobytu w Semipałatyńsku w grudniu 1941 pojawiły się w czasie głodu chlebowego na bazarze ogromne ilości sucharów wojskowych do sprzedaży – po cenach paskarskich – na długi czas, zanim fabryka sowiecka odprowadziła wyprodukowany kontyngent dla wojska i ludności cywilnej do sprzedaży w ramach systemu kartkowego. Było to następstwem zmowy oszukańczej między kierownikami fabryki skrzynek i fabryki sucharów odnośnie do wagi skrzynek i towaru, przy czym nadwyżka towaru poszła „na pasek”. Sprzedawcy chleba i innych produktów kartkowych mogli w systemie sowieckiej buchalterii i księgowości dojść do zawrotnych fortun. A czyż system zaopatrywania sklepów spożywczych, przeznaczonych dla aparatu NKWD, nie był objęty systemem kontrolnym sowieckim? I jak to było możliwe, że sklepy te sprzedawały towar swym członkom za 20 procent ceny bazarowej, którą musiał płacić zwykły obywatel sowiecki? Cen takich dla pracujących w NKWD żadna ustawa nie przewidywała i manipulacje te były dla ludności tajne.

Pracownica jednej fabryki, towarzyszka Kuźmińska27, stała się reprezentantką świata pracy także u władz ustawodawczych i pod skrzydłami Wandy Wasilewskiej28 (Polki z pochodzenia, a później żony ukraińskiego pisarza Kornijczuka29) rozwinęła mścicielską działalność w stosunku do dawnych pracodawców z czasów polskich. Spowodowała ich aresztowanie za prześladowanie „świata pracy”. Nic nie było wiadomo o jakiejś jej dawnej działalności ideowej i pozostaje zagadką, jak taką osobę, zupełną analfabetkę, mogło życie wysunąć na czołowe stanowisko we Lwowie „zrewolucjonizowanym” przez Armię Czerwoną.

W mieście tym była z dawien dawna rozbudowana żydowska opieka społeczna nad biednymi, starcami i chorymi. Gdy weszli bolszewicy do miasta, oprócz szpitala bogato uposażonego, założonego przez filantropa Lazarusa30, a następnie prowadzonego w ramach budżetu Żydowskiej Gminy Wyznaniowej, była w mieście ogromna sieć ochronek żydowskich, zakładów sierot (męskich i żeńskich) i Dom Opieki Społecznej. Mimo że Żydzi byli fundatorami tych instytucji i że oni ofiarowali w swoich testamentach na rzecz biednych około 90 domów fundacyjnych, w których bezpłatnie mieszkali biedni, prebendariusze nie ograniczyli swej działalności tylko do Żydów i na przykład z posiłków dwurazowych w Domu Opieki Społecznej, gdzie wydawano około 2000 obiadów dziennie za symboliczną opłatą 20 groszy, mogli korzystać wszyscy, bez względu na wyznanie. Dom ten był dziełem znanej działaczki filantropki, Runy Próchnik31, która życie swe poświęciła tej instytucji, mieszczącej się w dzielnicy żydowskiej w czteropiętrowym gmachu, za jej staraniem i inicjatywą wybudowanym.

Wszystko to, co służyło ludności całej, uznane zostało przez bolszewików za niepotrzebne, wręcz sprzeczne z istotą i celami rewolucji. Jeść powinien tylko ten, kto pracuje. Dla starców, chorych, inwalidów, niezdolnych do pracy i nieletnich, żyjących bez opieki, nie znajdują bolszewicy pomocy – zdaniem ich powinni zginąć, gdy pracować nie chcą czy nie mogą. Przy całej wzniosłości głoszonych przez komunizm zasad miłości bliźniego i obowiązku chronienia przed cierpieniem ludzkim, tylko ten człowiek cieszy się widocznie ich opieką i tak długo jest mu ona udzielana, jak długo dać może państwu swoją pracę niewolniczą. A później, gdy sił nie starczy, należy go strącić ze skały tarpejskiej32 jako ciężar społeczny.

Pomnę z owych czasów opowiadanie znanej wówczas działaczki społecznej we Lwowie, błogosławionej pamięci doktor Wisi Brillowej33. Kobieta ta, młoda jeszcze, z poświęceniem czasu, sił i pracy oraz wyrzekając się wszelkich osobistych przyjemności i radości życia, poświęciła się opiece nad żydowskimi sierotami we Lwowie w sierocińcu przy ulicy Zborowskich. W ciągu długich lat wychowywała się w tym sierocińcu dziewczyna żydowska, która, jak się okazuje, znalazła się z czasem w sferze wpływów agitatorów komunistycznych. Gdy bolszewicy zajęli Lwów jesienią 1939, uważała Brillowa, że jest jej moralnym obowiązkiem kontynuować działalność filantropijną i pewnego dnia zjawiła się we właściwym biurze ratuszowym, w którym dawniej pracowała. I (o dziwo!) zastała przy swym biurku urzędowym swoją wychowanicę z ulicy Zborowskich, która z papierosem w ustach, założywszy prowokacyjnie jedną nogę na drugą, oświadczyła pani Brillowej, że jej już tutaj teraz nie potrzeba, że czasy się zmieniły i że nie będą już kapitaliści zmuszali w ochronkach biednych dzieci do jedzenia! Zakręciła się w oczach pani Brillowej łezka i, skłoniwszy się w milczeniu, odeszła. Czasy miłości bliźniego odeszły… Gdy pewien czas później zetknąłem się z elementem młodzieżowym w Rosji, który określają jako bezprizorni34 i jako przestępcy, gdyż jest on postrachem całego społeczeństwa, zrozumiałem, jak doniosłe znaczenie miała opieka nad sierotami i opuszczonymi dziećmi żydowskimi we Lwowie.

Zgodnie z prawdą należy stwierdzić, że w dniach, gdy wkroczyły sowieckie wojska do Lwowa, nie było żadnej politycznej współpracy ani nawet kontaktów z czynnikami sowieckimi ze strony odpowiedzialnych i poważnych czynników żydowskich. Przyczyna tego leżała może w tym, że Lwów jako par excellence syjonistyczne środowisko nie cieszył się zaufaniem sfer sowieckich ani ich żydowskich – nielicznych zresztą – doradców. Masa żydowska natomiast godziła się z bolszewikami jako mniejszym złem w porównaniu z grożącym jeszcze niedawno hitlerowskim niebezpieczeństwem. Tylko jeden żydowski, wybitny zresztą, adwokat, który, jak po powrocie z Sybiru słyszałem z miarodajnego źródła, także w czasie okupacji niemieckiej próbował zdobyć łaskę Niemiec, szukał i znalazł przyjazny kontakt z bolszewikami. Prawda, że człowiek ten zawsze tendował35 do kół lewicowych, mimo że stylem życia należał do bardzo kapitalistycznego środowiska.

Przywódcy społeczeństwa polskiego i ukraińskiego zachowali się również ekskluzywnie, a wybitni ich reprezentanci z obozu ukraińskiego narodowego (były dyktator Ukrainy Zachodniej Petruszewycz36, sędzia Synhałewycz37, doktor Kost Łewycki38 i nawet przywódca ukraińskich socjalistów – doktor Starosolski39) dzielili ze mną losy więźnia i zginęli w więzieniu lub na Sybirze. Inną drogą poszli: były polski premier profesor Bartel40, profesor Ganszyniec41 i pisarz Boy-Żeleński42, którzy od pierwszej chwili ustosunkowali się przyjaźnie do nowej rzeczywistości. Przyjęli oni stanowiska na uniwersytecie dawniej polskim, obecnie imienia Iwana Franka, i na mitingach komunistycznych byli też wyróżniani jako wierni przyjaciele narodów sowieckich. W danej chwili zadecydował u nich widocznie lewicowy ich punkt patrzenia na życie i wiele obelg musieli znieść w czasie rządów komunistycznych od polskich kół narodowych.

1 Pojęcie przyjęte z języka hebrajskiego na określenie świadczeń wypłaconych przez Republikę Federalną Niemiec na rzecz Izraela po 1951 roku; oparte jest na definicji określonej w Księdze Izajasza. Świadczenie to nosi pewne cechy rekompensaty z zastrzeżeniem, że jego realizacja nie oznacza zwolnienia od winy, a przyjęcie przebaczenia. (Przypisy opracował Jan Wittlin, o ile nie zaznaczono inaczej).

2 Łac.: Nie poruszaj tego, co jest spokojne.

3 Właśc. Kanał Białomorsko-Bałtycki, łączący Bałtyk i Morze Białe, budowany w latach 1930–33 głównie przez więźniów Gułagu. W sumie przez 21 miesięcy pracowało na budowie kanału około 170 tysięcy więźniów i specprzesiedleńców. Podawane są różne liczby osób, które zginęły podczas budowy – od 25 do 85 tysięcy. (Przyp. red.)

4 Przez pół wieku władze ZSRS zaprzeczały swojej odpowiedzialności za zbrodnię katyńską, dopiero 13 kwietnia 1990 oficjalnie przyznały, że była to „jedna z ciężkich zbrodni stalinizmu”. (Przyp. red.)

5 Autor spisywał wspomnienia w latach 1959–60, czyli w okresie szczytowego zagrożenia wojną nuklearną.

6 XXI Kongres Syjonistyczny odbył się w dniach 16–25 sierpnia 1939 w Genewie.

7 Centralny Komitet dla Antyhitlerowskiej Akcji Gospodarczej.

8 Abraham Menachem Mendel Usyszkin (1863–1941) – inżynier i nauczyciel, jeden z przywódców ruchu syjonistycznego.

9 Yehoshua (Alter) Supraski (1880–1948) – działacz syjonistyczny z Kurska, członek rządu tymczasowego Dawida Ben-Guriona w okresie poprzedzającym Deklarację Niepodległości Izraela.

10 Daniel Auster (1893–1963) – prawnik, pierwszy żydowski burmistrz Jerozolimy, sygnatariusz Deklaracji Niepodległości Izraela.

11 Chaim Azriel Weizman (1874–1952) – chemik i polityk, prezydent Światowej Organizacji Syjonistycznej oraz pierwszy prezydent Izraela.

12 Celina Sokołow (1886–1984) – córka Nachuma Sokołowa (1859–1936), działacza syjonistycznego i prezydenta Światowej Organizacji Syjonistycznej.

13 Women’s International Zionist Organization – Międzynarodowa Syjonistyczna Organizacja Kobiet, założona w Londynie w 1920 roku.

14 Adolf Rothfeld (1886–1942) – adwokat, działacz syjonistyczny, radny Lwowa, przewodniczący Judenratu we Lwowie podczas okupacji hitlerowskiej.

15 19 sierpnia 1939 w Berlinie podpisano sowiecko-niemiecką umowę handlową, wynegocjowaną przez ministrów spraw zagranicznych obu państw – Joachima von Ribbentropa i Wiaczesława Mołotowa. Umowa obejmowała dostarczenie Niemcom przez stronę sowiecką surowców w zamian za broń, technologię wojskową oraz urządzenia techniczne. Kilka dni później – 23 sierpnia – zawarto tzw. pakt Ribbentrop–Mołotow, będący formalnie umową o nieagresji pomiędzy III Rzeszą i ZSRS, która zgodnie z załączonym tajnym protokołem dodatkowym dotyczyła rozbioru terytoriów lub rozporządzenia niepodległością suwerennych państw: Polski, Litwy, Łotwy, Estonii, Finlandii i Rumunii. (Przyp. red.)

16 Niem.: przestrzeń życiowa. (Przyp. red.)

17 Henryk Rosmarin (1882–1955) – adwokat i polityk, działacz syjonistyczny, poseł na sejm II RP.

18 Ignacy Izaak Schwarzbart (1888–1961) – adwokat, działacz syjonistyczny, poseł na sejm II RP.

19 Leon Schutzman – przedsiębiorca naftowy, prezes gminy żydowskiej w Borysławiu.

20 Józef Beck (1894–1944) – minister spraw zagranicznych w latach 1932–39. Tadeusz Kasprzycki (1891–1978) – minister spraw wojskowych w latach 1935–39. (Przyp. red.)

21 Na mocy traktatu o granicach i przyjaźni zawartego pomiędzy III Rzeszą i ZSRS 28 września 1939. W tajnym protokole, stanowiącym załącznik, usankcjonowane zostały zmiany graniczne względem ustaleń paktu Ribbentrop–Mołotow z 23 sierpnia 1939.

22 22 września.

23 Jecheskiel Lewin (1897–1941) – doktor filozofii, rabin synagogi postępowej Katowic (1925–28) i Lwowa (1928–41), zamordowany w czasie pogromu w lipcu 1941, po zajęciu Lwowa przez Wehrmacht.

24 Ros.: czołgi. (Przyp. red.)

25 Żydowskie Towarzystwo Szkoły Ludowej i Średniej.

26 Konstytucja z 1936 roku formalnie gwarantowała szeroki zakres praw obywatelskich, gwarancje te nie miały jednak żadnego znaczenia w praktyce stosowania prawa wobec obywateli ZSRS przez władze wszystkich szczebli. W sferze prawa własności ochrona własności prywatnej ograniczona była wyłącznie do zysków z pracy własnej, miejsca zamieszkania i jego wyposażenia oraz przedmiotów codziennego użytku. W szczególności za własność państwową uznano: ziemię i wszelkie bogactwa naturalne, wody, lasy, młyny, fabryki, kopalnie, linie kolejowe, infrastrukturę transportu wodnego i powietrznego, banki, podmioty świadczące usługi pocztowe, telegraficzne i telefoniczne, większe gospodarstwa rolne oraz wielorodzinne budynki mieszkalne w miastach.

27 Helena Kuźmińska – robotnica we lwowskiej fabryce czekolady Branka.

28 Wanda Wasilewska (1905–1964) – pisarka i działaczka socjalistyczna i komunistyczna, założycielka i przewodnicząca Związku Patriotów Polskich w ZSRS, wiceprzewodnicząca PKWN, deputowana do Rady Najwyższej ZSRS.

29 Ołeksandr Kornijczuk (1905–1972) – dramatopisarz i działacz społeczno-polityczny, przedstawiciel realizmu socjalistycznego.

30 Maurycy Lazarus (1832–1912) – bankier i filantrop, poseł do Sejmu Krajowego Galicji.

31 Runa Próchnik-Reitmanowa – działaczka filantropijna ze Lwowa.

32 W starożytności miejsce na Kapitolu w Rzymie, gdzie z urwistego zbocza zrzucano przestępców.

33 Malwina Wiesenberg-Brillowa – działaczka filantropijna ze Lwowa, przewodnicząca Towarzystwa Opieki nad Sierotami, założycielka schroniska dla dziewcząt.

34 Potoczne określenie dzieci ulicy w Rosji, najczęściej pozostających w konflikcie z prawem. Zjawisko bezprizorności pojawiło się w ZSRS po raz pierwszy po rewolucji październikowej. (Przyp. red.)

35 Daw.: skłaniał się. (Przyp. red.)

36 Jewhen Petruszewycz (1863–1940) – adwokat, polityk, przywódca Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej.

37 Wołodymyr Synhałewycz (1875–1945) – polityk, prawnik, poseł do Rady Państwa oraz Sejmu Krajowego Galicji.

38 Kost Łewycki (1859–1941) – polityk, adwokat, publicysta, premier Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej.

39 Wołodymyr Starosolski (1878–1942) – działacz społeczny i polityczny, adwokat, socjolog. Aresztowany w 1940 roku przez NKWD.

40 Kazimierz Władysław Bartel (1882–1941) – matematyk, poseł na Sejm, pięciokrotny premier Polski.

41 Ryszard Ganszyniec (także Gansiniec; 1888–1958) – filolog klasyczny, historyk kultury, profesor uniwersytetów Poznańskiego, Lwowskiego, Wrocławskiego i Jagiellońskiego, członek Polskiej Akademii Umiejętności.

42 Tadeusz Boy-Żeleński (1874–1941) – literat, tłumacz, krytyk literacki i teatralny.