22,99 zł
Pamiętacie, jak na ekranie telewizora pojawiała się wieczorynka? Wszystkie dzieci czekały na ten moment, żeby znów spotkać swoich ulubionych bohaterów. Bolek i Lolek przeżywali szalone przygody i płatali sobie figle, a my śmialiśmy się wraz z nimi.
Teraz Bolek i Lolek jakich pamiętacie wracają z zupełnie nowymi przygodami.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 92
Data ważności licencji: 12/31/2027
Mańkowi,
– To będą najgorsze wakacje na świecie – westchnął Bolek, przewracając się na drugi bok.
– Mhm – mruknął Lolek, zajęty oglądaniem komiksu o przygodach Tytusa, Romka i A’Tomka.
Kończyła się właśnie pierwsza wakacyjna niedziela. W piątek obaj mieli zakończenie szkoły i z ulgą wrzucili galowe stroje do prania. Białe koszule i czarne spodnie nie należały do ich ulubionych ubrań. Bolek dziwnym trafem zawsze robił dziurę na prawym kolanie, a Lolek brudził koszulę czymś czerwonym – lodami truskawkowymi, ketchupem albo pomidorem. Dlaczego akurat tak? Nie mam pojęcia. Oni zresztą też nie, po prostu to właśnie im się przydarzało, gdy tylko wkładali galowe stroje. Tym razem było jednak inaczej – Bolek wrócił do domu z plamą na czarnych spodniach, a Lolek z dziurą w rękawie, ale nawet tego nie zauważyli. Po prostu wrzucili ciuchy do pralki i przebrali się.
– Nigdzie nie jedziemy, to jakiś koszmar – jęczał wciąż Bolek, gapiąc się teraz w sufit. Leżał rozwalony na łóżku, z nogami na poduszce. – Ani na obóz, ani na kolonie, ani do dziadków na wieś. To po prostu katastrofa.
– Mhm. – Lolek nie odrywał się od komiksu. Siedział po turecku na swoim łóżku, opierając się o ścianę, i ślinił palec, przewracając strony.
– Przecież ja umrę z nudów. Właściwie to już umarłem. Zobacz, nie żyję. – I Bolek zwiesił głowę z łóżka, wywalając przy tym jęzor.
– Mhm. – Na Lolku pochłoniętym czytaniem chyba nic nie zrobiłoby wrażenia. Nic oprócz…
– Chłopcy, kolacja! – zawołał tata, wchodząc do pokoju.
Jego młodszy syn jednym susem znalazł się w kuchni, po czym wrócił się po komiks.
– A ty, młodzieńcze, dokąd z tą książką? – Tata przyglądał mu się, mrużąc jedno oko.
– Po pierfe to nie fąfka, fylko fomiks, a po dfugie do fuchni – odparł urażony Lolek, przełykając gorącego ziemniaka. – To znaczy – dodał, gdy już go przełknął – po pierwsze to nie książka, tylko komiks, a po drugie do kuchni. Chciałbym dokończyć lekturę.
– Co to, to nie, synu młodszy. Kolację jemy razem, przy jednym stole – jemy i rozmawiamy. Przecież nie będę gadał z książką ani z komiksem. A ty, synu starszy, co właściwie robisz? – zapytał tata, kiedy Lolek powędrował z powrotem do kuchni.
Bolek zsunął się z łóżka i leżał teraz z nogami na poduszce i z głową na dywanie.
– Nie żyję, nie widzisz? Postanowiłem umrzeć, skoro mamy mieć wakacje… takie… takie… do bani.
– Do bani, powiadasz. A co to właściwie znaczy? – zainteresował się tata.
– No do niczego! Nigdzie nie jedziemy i przez całe dwa miesiące będziemy siedzieć w domu!
Tata tylko uśmiechnął się tajemniczo i podrapał się po głowie.
– To akurat może się jeszcze zmienić, ale oferta wakacyjna dotyczy tylko żywych Bolków, umarłych nie bierzemy pod uwagę.
– No dobra, idę, idę, żartowałem z tym umieraniem z nudów. – Chłopiec zerwał się z łóżka i pomaszerował do kuchni, skąd roznosił się zapach gotowanych ziemniaków, kefiru i jajek sadzonych.
– A umyliście ręce? – Mama, nalewając do szklanek kompot, spojrzała podejrzliwie na obu synów.
Młodszy siedział już przy stole i majtając nogami, próbował dosięgnąć widelcem półmiska pełnego parujących ziemniaków, a starszy osunął się na krzesło i podparł głowę dłońmi.
– Tylko nie wylej… – zaczął Bolek, ale nie zdążył nawet dokończyć, bo czerwona struga kompotu z czereśni przecięła stół i zatrzymała się tuż przed jego talerzem. – Kompotu – dodał spokojnie, nie zmieniając pozycji.
– Mamooo, wylało się! – jęknął Lolek, podnosząc przewróconą przed chwilą szklankę i wyjadając z niej rozgotowane czereśnie.
Mama tylko westchnęła. Wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć, ale chyba się powstrzymała, bo wzięła garść serwetek i wytarła stół, po czym jeszcze przetarła go mokrą szmatką.
– Ręce. Czy ja o wszystkim muszę wam przypominać? – powiedziała trochę zirytowana. Była zmęczona i nie miałaby nic przeciwko temu, by położyć się od razu spać, ale musiała przecież jeszcze ugotować chłopcom obiad na jutro. Mieli wakacje, a Lolek, kiedy nudzi się w domu, jest ciągle głodny. „Cała nadzieja w Marianie” – pomyślała mama i zapytała tatę: – Zaczynamy już czy czekamy na twojego brata?
Chłopcy uwielbiali starszego brata taty, czyli stryjka Mariana. Czasem przychodził do nich na kolację, a wtedy trudno było ich zagonić do łóżek. Właśnie wrócili z łazienki, gdzie Bolek, trochę chcący, a trochę niechcący, oblał Lolka wodą z kranu, a Lolek, bardzo chcący, odkręcił prysznic i ochlapał Bolka od stóp do głów, przy okazji zalewając ściany i podłogę.
– Stryjek przyjdzie? Ekstra! – Bolek podskoczył z radości, pryskając na wszystkie strony kropelkami wody.
– Idźcie się przebrać! Tylko szybko, bo jedzenie wystygnie! – zawołał tata, z trudem powstrzymując się od śmiechu, bo Lolek wystartował jak rakieta kosmiczna i pognał do pokoju, a Bolek, nie spiesząc się wcale, stawiał długie, powolne kroki jak bocian. Całkiem mokry bocian.
Kiedy już wrócili w suchych ubraniach, przy stole z rodzicami siedział stryjek Marian.
– Stryjku, fajnie, że jesteś! – wrzasnął Lolek, o mało znów nie wylewając kompotu. Na szczęście stryjek w samą porę chwycił przechylającą się szklankę.
– Cześć, chłopaki! Musiałem przyjść, sami rozumiecie. Dziś jest bardzo ważny dzień – powiedział stryjek, kiedy już uścisnął dłonie obu bratankom, a temu starszemu zmierzwił włosy. Bolek strasznie tego nie lubił, ale stryjkowi akurat wybaczał.
– A czemu ważny? Bo to pierwszy dzień najkoszmarniejszych wakacji pod słońcem? – zapytał, poprawiając sobie przedziałek.
– Wręcz przeciwnie! To pierwszy dzień najfajniejszych wakacji w waszym życiu, tylko jeszcze o tym nie wiecie – odparł tajemniczo stryjek i puścił do nich oko.
– Drużyna Lolka i Bolka! Super brzmi, co? – Lolek podskakiwał niczym piłeczka pingpongowa, podciągając opadające spodnie od pidżamy. – Będziemy zuchami i bohaterami! Poproszę mamę, to na pewno uszyje nam takie fajne peleryny, jak ma Superman albo Zorro. Będziemy krążyć po mieście i ratować tych, którzy będą za potrzebą!
– Chyba raczej „w potrzebie”, gamoniu jeden! – parsknął Bolek, rzucając w brata poduszką. – „Za potrzebą” oznacza, że ktoś musi iść szybko do kibelka!
Lolek obraził się, przynajmniej na chwilę, bo dłużej i tak nie potrafił. Za bardzo cieszył się z propozycji, którą stryjek Marian przedstawił im podczas kolacji. Chłopców czekały wakacje w domu i wyjeżdżać poza miasto mogli tylko w weekendy, kiedy rodzice nie pracowali, dlatego mieli wykorzystać wolny czas na zdobycie odznaki zuchów. A właściwie to dziesięciu odznak. Dopiero kiedy wykonają wszystkie zadania i zdobędą wszystkie odznaki, zostaną oficjalnie mianowani na zuchów. Stryjek Marian był kiedyś harcerzem, więc na odznakach i zadaniach znał się najlepiej pod słońcem. To akurat Lolek świetnie wiedział. Bolek zresztą też i choć nie podskakiwał z radości jak młodszy brat, nie mógł się już doczekać pierwszego zadania. Stryjek całkiem poważnie oznajmił:
– To bardzo trudne zadania. Nawet jeśli na początku wydadzą się wam proste niczym fantastyczne spaghetti z sosem pomidorowym waszej mamy albo słomka do woreczka z lemoniadą, nie dajcie się zwieść!
– Mamooo, zjadłbym coś. – Lolek zrobił się nagle strasznie głodny. Chociaż nie – nie głodny, po prostu poczuł ochotę na pyszne, pachnące spaghetti swojej mamy. Nikt nie robi tak pysznego i pachnącego spaghetti, tylko mama!
– Kochanie, dopiero co zjadłeś kolację. Może napij się trochę wody? Twój brzuch jeszcze nie wie, że jest pełny. Dowie się dopiero za chwilę. A czekolada jeszcze nie jest gotowa – dodała mama, zaglądając do lodówki, gdzie chłodził się jeszcze pyszniejszy niż spaghetti blok czekoladowy. Mama przygotowywała go w dużych półmiskach, a potem kroiła w paski. Były ciemne i pachniały jak najprawdziwsza czekolada.
– Czekolada, mniam! Zupełnie o niej zapomniałem! – ucieszył się Lolek.
– Dlatego mama schowała ją przed tobą do lodówki – rzucił Bolek. – Inaczej zjadłbyś ją przed kolacją.
– A mogę się napić lemoniady? – zapytał niewinnie Lolek. – No co? Przecież mama mówiła, żebym się napił – zaprotestował, kiedy wszyscy przy stole się roześmieli.
– Tylko nie wspominaj teraz o pieczonym dinozaurze, bo nasz młodszy syn jeszcze zażąda takiego na jutrzejszy obiad! – zawołał ze śmiechem tata do stryjka.
– Przynajmniej dzięki temu wiem, jakie będzie pierwsze zadanie – oznajmił stryjek, a oczy Bolka i Lolka aż się zaokrągliły z ciekawości.
– Jakie? Jakie? – przekrzykiwali się jeden przez drugiego, ale stryjek zachował kamienną twarz.
– Dowiecie się w odpowiednim momencie – odparł tylko i zaczął szeptać coś mamie na ucho, a ona spojrzała na niego z niedowierzaniem, po czym pokiwała głową.
Dalsza część rozdziału dostępna w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Ilustracje
Elżbieta Śmietanka
Opieka redakcyjna
Aleksandra Bisztyga
Adiustacja
Aurelia Hołubowska
Korekta
Judyta Wałęga
Łamanie
Agnieszka Szatkowska
Copyright © for the text by Karolina Macios
Copyright © for the characters of “Bolek i Lolek” by heirs of Ledwig, Lorek, Nehrebecki
Copyright © for the Polish edition by SIW Znak sp. z o.o. 2016
ISBN 978-83-240-3971-5
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37
Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]
Plik opracował i przygotował Woblink
woblink.com
