Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Wstąp do Awangardy - ekskluzywnego klubu dla wybranych
Ava Sackler nie zaprząta sobie głowy problemami. Została wychowana przez matkę, która wpoiła jej, że kobieta ma być jedynie ozdobą u boku bogatego mężczyzny - i właśnie takiego kandydata na męża jej znajduje. Obrzydliwie zamożny Roger Walton nie wyjawia, czym się zajmuje, a Ava udaje, że nie widzi, że pieniądze, które wydaje z konta narzeczonego, pochodzą z nie do końca legalnych źródeł. Sielanka kończy się w chwili, gdy Roger prawie traci życie w strzelaninie, a do Avy zgłasza się jego wspólnik i oznajmia, że dziewczyna musi przejąć obowiązki menadżera ekskluzywnego nowojorskiego klubu Awangarda.
Co weekend jego próg przekraczają najbogatsi i najbardziej wpływowi ludzie. Oczekują tylko jednego: indywidualnych zasad. Ava ma do czynienia z ludźmi, z którymi wcześniej nie chciałaby nawet przebywać w jednym pomieszczeniu. To bardzo niebezpieczne towarzystwo, a przewodzi mu Santiago Torres, któremu atrakcyjna menadżerka od razu wpada w oko. I to może być jedyne światełko w ciemnym tunelu prowadzącym w coraz to mroczniejsze zakamarki dzielnic zamieszkanych przez nowojorskie elity.
Niczego nieświadoma Ava wkracza w świat mrocznych pragnień, wybujałych fantazji i ludzi, którzy myślą, że za odpowiednią kwotę mogą kupić dosłownie wszystko. Nawet ją.
Książka dla czytelników powyżej osiemnastego roku życia.Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 298
K. N. Haner
Awangarda
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lubfragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.
Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.
Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.
Opieka redakcyjna: Barbara Lepionka
Redakcja: Jarosław Lipski
Korekta: Anna Smutkiewicz
Zdjęcie na okładce oraz ilustracje wewnątrz książki wykorzystano zazgodą Shutterstock.
Helion S.A.
ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice
tel. 32 230 98 63
e-mail: [email protected]
WWW: editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)
Drogi Czytelniku!
Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres
editio.pl/user/opinie/nowaks_ebook
Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.
ISBN: 978-83-289-3349-1
Copyright © Helion S.A. 2025
Upadek z nieba na samo dno piekła musi być bolesny.
Dla tych, którzy zaczynają od nowa.
Jeśli wszystko się wali, może to znak, że przyszedł czas zbudować coś piękniejszego.
Bo czasem koniec to tylko sprytnie przebrany początek.
Wybór między szpilkami od Jimmy’ego Choo a louboutinami to nie była taka prosta sprawa. Od dwudziestu minut stałam przed lustrem i przyglądałam się dwóm różnym butom, które zdobiły moje stopy. Roger zawołał mnie po raz kolejny, bo już byliśmy spóźnieni. Kryształki przegrały jednak z klasyczną lakierowaną czernią z czerwoną podeszwą. To nie był sylwester, więc nie musiałam błyszczeć. Zresztą mój narzeczony zawsze obsypywał mnie komplementami, więc cokolwiek bym wybrała, i tak by zachwalał.
– Avo, naprawdę musimy już wychodzić! – usłyszałam jego głos, a sekundę później Roger wszedł do garderoby.
Uśmiechnęłam się do niego słodko. To zawsze działało i łagodziło nerwy.
– Nie mogłam zdecydować, które buty powinnam włożyć. Myślisz, że to dobry wybór? – Z premedytacją postawiłam stopę na pufie i zaprezentowałam mu swoją zgrabną, opaloną malediwskim słońcem nogę.
Dopiero co wróciliśmy z cudownych wakacji.
– Wiesz, że we wszystkim wyglądasz jak bogini, Avo. – Roger podszedł blisko, chwycił mnie pod kolanem i gwałtownie do siebie przyciągnął. – I nie prowokuj mnie w tej chwili, bo nie mamy już czasu. Zerżnę cię, jak wrócimy albo jeszcze w drodze powrotnej z imprezy. – Patrzył prosto wmoje zakochane w nim oczy.
Tak, ja naprawdę go kochałam. Nie za pieniądze, jak to wpoiła mi matka. Roger był dla mnie dobry, hojny, traktował mnie jak skarb. Wydawało mi się, że szanowaliśmy się wzajemnie, byliśmy sobie wierni i mieliśmy wspólne plany na życie. On marzył o dużej rodzinie, a ja byłam w stanie poświęcić swoje ciało, by urodzić mu gromadkę dzieci. Chciałam, by już zawsze patrzył na mnie tak, jak w tej chwili. Wydawał się szczery, zakochany i bezgranicznie oddany.
– Wiesz, że zawsze jestem na ciebie napalona – słodziłam mu, ale taki był fakt.
Ten facet sprawiał, że moje libido dostawało szału.
Bywały dni, że potrafiliśmy pieprzyć się po cztery czy pięć razy dziennie, a znaliśmy się od ośmiu lat, więc to nie były te „początkowe” motyle w brzuchu. Ogień, który cały czaspłonął w nas obojgu, wydawał mi się gwarancją tego, że moje idealne życie nigdy nie zmieni się na gorsze. Matka nauczyła mnie, jak zdobyć i utrzymać przy sobie mężczyznę.
Jej słowa wyryły się w mojej głowie już na stałe:Pamiętaj, Avo, facet to prosty twór. Bądź doskonałą kochanką, idealną gospodynią i dobrą matką dla jego dzieci. Dokładnie w tej kolejności.
I taka właśnie chciałam być.
– A ty wiesz, że zawsze działasz na mnie jak viagra, ale są chwile, w których muszę się opanować, i to jest właśnie ta chwila. – Jego czuły, a jednocześnie namiętny pocałunek był obietnicą tego, że jak wrócimy, to naprawdę porządnie mnie zerżnie.
Uwielbiałam to.
Kochałam seks z Rogerem i nie zamieniłabym tego na nic innego. Roger był moim pierwszym i jedynym mężczyzną. Wydawało mi się, że dla niego też było wyjątkowe to, że miał mnie jako pierwszy i – wierzyłam w to – ostatni.
W ciągu dwudziestu ośmiu lat swojego życia to z nim przeżyłam najlepsze chwile, wszystko układało się idealnie. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że cokolwiek mogłoby pójść nie tak.
– Nie założyłam bielizny – szepnęłam mu do ucha izpremedytacją wyszłam z garderoby.
Lubiłam uprawiać z nim erotyczną grę, która jedynie nas nakręcała. Potem nie potrafiliśmy się od siebie oderwać. Niektórzy uważają, że miłość to choroba psychiczna, i jeśli tak jest, to byłam chorobliwie zakochana w Rogerze i nie chciałam znaleźć na to lekarstwa.
– Avo… – Roger szybko mnie dogonił.
Stanęłam na półpiętrze, a on dwa schodki wyżej.
– Słucham cię, kochanie. – Spojrzałam na niego spod wachlarza wytuszowanych rzęs.
Ukryłam uśmiech, który wkradał mi się na usta.
– Dlaczego mnie tak prowokujesz? Wiesz, że nie mamy czasu. – Jego ochrypły głos wskazywał na to, że nasze spóźnienie na przyjęcie zdecydowanie przekroczy kulturalny kwadrans.
– Bo mogę… – Oblizałam lśniące od błyszczyku wargi.
– Klękaj – rozkazał, zszedł na półpiętro, a sekundę potem sięgnął do rozporka i szybko wyciągnął swojego kutasa, który już był twardy i gotowy.
– Z przyjemnością.
Patrzyłam mu w oczy, gdy przed nim klęknęłam, odrzuciłam włosy za ramiona i bez wahania objęłam ustami pulsującą główkę penisa. Roger zamruczał ochryple i zacisnął dłonie na mojej głowie. Wsunął się głębiej, tak jak lubił. Przytrzymał mnie, ale był tak rozpalony, że doskonale wiedziałam, czego chce. Wystarczyła chwila, a trysnął prosto do mojego gardła. Wiedziałam, że widok łez w kącikach moich oczu był dla niego satysfakcjonujący. Ja też czułam się wtedy doskonale. Spełniałam każdą fantazję i zachciankę swojego mężczyzny. On nauczył mnie wszystkiego, co wiedziałam o seksie. Otwierał mi głowę, nie wywierał presji.
– Kiedyś przez ciebie oszaleję – skwitował, podając mi dłoń, bym wstała z kolan.
Wymownie otarłam kąciki ust palcami i uśmiechnęłam się słodko.
To chyba lubił we mnie najbardziej: połączenie wiecznie napalonej, a jednocześnie słodkiej i uroczej kobiety.
– Nie pozwolę na to. – Mrugnęłam i ruszyłam schodami w dół.
Dwupoziomowy apartament, w którym mieszkaliśmy, mieścił się w jednym z najwyższych drapaczy chmur w samym centrum Manhattanu. Codziennie mogłam patrzeć na zachód słońca, a ten widok był wart miliony dolarów. Zasypiałam w najlepszej pościeli i budziłam się obok mężczyzny swoich marzeń. Moje życie było idealne w każdym calu.
Roger dołączył do mnie tuż przy windzie, która zwiozła nas prosto na parking.
– Na przyjęciu będę musiał porozmawiać z kilkoma osobami. Domykam parę tematów i to dobra okazja, by poszło wszystko po mojej myśli – poinformował mnie, ale wiedziałam, że nie mam co dopytywać o szczegóły.
Nauczyłam się, że Roger i tak mi nie powie. W sumie wiedziałam jedynie, że chodzi o dwie firmy: z branży motoryzacyjnej i handlu. Od samego początku naszej znajomości dawał mi do zrozumienia, że mam nie pytać, i tego się trzymałam. Podświadomie czasami miałam w głowie zgrzyt, bo nie byłam ani głupia, ani ślepa, ale… Wolałam skupiać się na tym, że jest nam po prostu dobrze. Czułam się bezpieczna, kochana. Nie potrzebowałam niczego więcej.
– Jasne, wiesz, że sobie poradzę.
Roger ujął moją dłoń i ruszyliśmy w stronę sportowego czarnego maybacha. To było jedno z wielu jego aut, ale tym nigdy nie pozwalał mi jeździć. Przez osiem lat związku dostałam od niego kilka samochodów, a ostatnim był mercedes GLE 300d.
– Postaram się szybko to ogarnąć, byśmy musieli tam być jak najkrócej, a potem pojedziemy w fajne miejsce – wyjaśnił.
– Jakie miejsce? – zapytałam, osuwając się na siedzenie pasażera.
Roger jak na dżentelmena przystało podał mi rękę, bym bezpiecznie wsiadła.
– Pojedziemy do hotelu – oznajmił.
Na samą myśl przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
Seks w hotelu obojgu nam kojarzył się bardzo dobrze. Często podróżowaliśmy, ale nawet jeśli byliśmy w Nowym Jorku, to Roger potrafił zabrać mnie do hotelu, by zmienić klimat. Tam zawsze było jakoś inaczej. Nie umiem tego wyjaśnić. Za każdym razem dopadały mnie wtedy taka niepewność, aura tajemniczości… Roger lubił zostawić mnie samą w hotelowym barze i obserwować z boku, jak inni mężczyźni próbują mnie poderwać. Łechtał tym swoje męskie wybujałe ego. A w odpowiedniej chwili podchodził i napawał się zawiedzionym spojrzeniem faceta, któremu sprzątnął mnie sprzed nosa. Miał pewność, że nigdy nie zrobię niczego, co by mu się nie spodobało. Byłam mu całkowicie oddana i wierna.
– Och, cudownie. Dobrze, że nie mam tych majtek – odpowiedziałam.
Roger zanurkował do auta, by mnie pocałować. Jego dłoń powędrowała prosto między moje uda i szybko znalazła się pod materiałem małej czarnej, którą na sobie miałam.
– Jesteś najpiękniejszą i najbardziej seksowną kobietą, jaką znam.
Poczułam, jak wsunął we mnie palec. Byłam mokra od chwili, gdy przyszedł do garderoby.
– Jestem twoją kobietą – jęknęłam, gdy zaczął mnie masować.
Ta krótka chwila pieszczot prawie doprowadziła mnie na szczyt, ale Roger nie miał zamiaru dać mi tego tak szybko. Zawsze graliśmy w jego grę, choć chwilami łudziłam się, że to ja ustalam zasady, ale to były tylko pozory.
Następnie wsiadł jak gdyby nigdy nic i ruszyliśmy z podziemnego parkingu na ulice Nowego Jorku. Nie mieliśmy daleko, ale już byliśmy spóźnieni. Sportowe auto lawirowało między innymi samochodami, a Roger złamał po drodze kilka przepisów. Gdy dojechaliśmy wreszcie do celu, dość szybko udało mu się znaleźć miejsce parkingowe. Wpatrywałam się w telefon, bo właśnie dostałam wiadomość od mamy, która dopytywała się, kiedy ją odwiedzimy, bo po powrocie z wakacji jeszcze tego nie zrobiliśmy. Roger wysiadł, obszedł auto, by otworzyć mi drzwi, i podał mi rękę.
– Skarbie, moja mama pyta, kiedy do niej wpadniemy – powiedziałam i podniosłam wzrok.
– Możemy odwiedzić ją w niedzielę – odrzekł z uśmiechem.
To były ostatnie słowa, które wypowiedział w moim kierunku.
Sekundę potem nasze życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni.
Chwyciłam jego dłoń, ale nie zdążyłam wysiąść, bo wokół nas nagle rozległy się strzały. W pierwszej chwili kompletnie nie wiedziałam, co się dzieje. Huk kul, które odbijały się od blachy lub wbijały w nią i tłukły szyby auta, był tak ogromny, że jedyne, co mogłam zrobić, to skulić się i zsunąć wmiejsce na nogi. Rozległy się krzyki, po czym strzały ustały. Poczułam jedynie, jak dłoń Rogera, którą cały czas mnie trzymał, rozluźnia się, aż w końcu puścił moją rękę. Spojrzałam w jego stronę i zobaczyłam, jak osuwa się na ziemię. Próbował trzymać się drzwi, ale nie był w stanie. Byłam tak zszokowana, że nawet nie krzyczałam. Wysiadłam i dostrzegłam plamę krwi na jego białej koszuli, która wystawała spod czarnej marynarki. Ktoś do nas podbiegł. Ktoś inny zaczął mnie odciągać na bok i dopiero wtedy zaczęłam wrzeszczeć. Policja i pogotowie pojawiły się bardzo szybko. Zaczęli ratować Rogera, reanimowali go bardzo długo. Moją jedyną nadzieję stanowiło to, że walczyli o niego z całych sił, więc może były szanse, by go uratować. Gdy wzięli go do karetki i odjechali, mną zajęła się policja.
Zaczęły się pytania, na które nie znałam odpowiedzi.
W jedną sekundę moje życie zamieniło się w piekło.
A to był dopiero początek.
Mój telefon zaczął wibrować na biurku, gdy przeglądałem zamówienie na kolejny weekend w klubie. Zerknąłem na wyświetlacz i uniosłem brwi. Nie spodziewałem się żadnego telefonu o tak późnej porze, ale to był jeden z moich ludzi. Takie telefony najczęściej oznaczają kłopoty, a tego najmniej teraz potrzebowałem.
Miałem wystarczająco dużo na głowie.
– Co jest? – odezwałem się poważnym tonem.
– Kilka godzin temu ktoś próbował odstrzelić Rogera Waltona – usłyszałem w odpowiedzi.
W pierwszej sekundzie zdębiałem, ale w kolejnej wstałem od biurka.
Ktoś próbował zabić Rogera? Ale po co? Przecież ten kutas nikomu nie zagrażał. Był pseudobogaczem, który myślał, że może wiele. A tak naprawdę gówno mógł. Pracował dla mnie za swoje długi. Żył ponad stan, by móc kreować się na jednego z członków nowojorskiej elity.
Żałosny człowiek, ale do prowadzenia mojego klubu nadawał się idealnie. Był bezwzględny i dobrze zorganizowany.
– Żyje? – zapytałem jedynie.
Pustym wzrokiem rozejrzałem się po swoim biurze.
– Stan krytyczny. Leży w klinice Świętej Anny przy siódmej alei.
– Kto mógł to zrobić? Macie jakieś podejrzenia?
– W tym problem, żadnych podejrzeń. Kompletnie nie mamy tropu, ale działamy w tej sprawie.
– Działajcie… – Westchnąłem. – A co z tą jego panną? Przeżyła?
– Nietknięta.
– To świetnie, przynajmniej jeden problem z głowy. Wyślij do niej Roberta, ale tak za kilka dni, niech dziewczyna nieco ochłonie, a potem niech ją uświadomi, że teraz pracuje dla mnie.
– Dobrze, szefie.
– Coś jeszcze? – zapytałem, ale liczyłem, że to już koniec rewelacji.
– Właściwie to nie, ale jak szef wspomniał o tej jego lasce, to mi się przypomniało to ostatnie nagranie, jak…
– Daj spokój, kurwa. Ile ty masz lat? – Aż przewróciłem oczami.
Moi ludzie czasami zachowywali się jak niewyżyci nastolatkowie. Ich proste myślenie dawało mi nad nimi przewagę, ale trzeba było ich pilnować, by nie robili niczego bez mojej zgody. Mój klub był miejscem, w którym elity Nowego Jorku mogły spełniać swoje najbardziej wyuzdane fantazje. Ich było na to stać, a moich ludzi nie. To była moja przewaga: dominowałem nad słabszymi, a bogaczy miałem w kieszeni, bo to u mnie w klubie zostawiali fortuny, by pieprzyć się, z kim chcieli, jak chcieli i kiedy chcieli. Zapewniałem im dyskrecję, a za to elity były w stanie zapłacić każdą cenę.
Pikanie maszyny, która utrzymywała mojego narzeczonego przy życiu, było nie do wytrzymania. Musiałam wyjść zsali, w której leżał, i przejść się, a tak naprawdę chciałam jedynie stamtąd uciec i znaleźć sposób, by cofnąć czas choć o kilka dni. Za wszelką cenę starałam się zrozumieć, co tak naprawdę się stało. Policja powiedziała mi, że to była próba egzekucji. Na szczęście nieudana, ale stan Rogera był krytyczny. Dosięgnęły go dwie kule z kilkunastu, które w niego wystrzelono. Sprawców nie złapano, ba, policja nie miała nawet żadnego podejrzanego. Nic, zero.
Wyszłam przed klinikę Świętej Anny i sięgnęłam do torebki po telefon, który właśnie zaczął wibrować. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam, że to wspólnik Rogera. Nie przepadałam za nim, bo miałam wrażenie, że Roger przy nim zawsze był jakiś spięty i nieswój. Odebrałam niechętnie.
– Robercie, jestem w klinice i nie mogę zbyt długo rozmawiać.
– Nie zajmę ci dużo czasu, bo to nie sprawa na telefon. Musimy się spotkać. Chodzi o firmę Rogera – oznajmił poważnym tonem.
– O firmę? A co mi do tego? – Byłam naprawdę zaskoczona.
Roger nigdy nie wtajemniczał mnie w swoją pracę.
– Dowiesz się, jak się spotkamy. Najlepiej dziś – dodał szybko.
– Powinnam wrócić do domu, odświeżyć się. Siedzę wklinice praktycznie od tygodnia – zaczęłam głośno myśleć.
– Nie ma dla mnie znaczenia, czy będziesz pachniała Chanel, czy szpitalem, ale to naprawdę ważne. Mogę po ciebie przyjechać.
Zaczęłam się denerwować. Jego głos wzbudzał niepokój.
– Teraz? – dopytałam niepewnie.
– Tak.
Musiałam się sekundę zastanowić.
– Dobrze, bądź więc za pół godziny.
Rozłączyłam się i jeszcze chwilę się dotleniałam przed kliniką. Następnie wróciłam na oddział, powiedziałam pielęgniarkom, że muszę wyjść i że przyjadę następnego dnia. Personel był dla mnie przemiły i bardzo wyrozumiały, ale to zapewne nie kwestia okoliczności, ale tego, że Roger leżał w najlepszej prywatnej klinice w Nowym Jorku. Stan jego kont umożliwiał to, że mogłam z nim tam przebywać. Mimo że cały czas utrzymywano go w śpiączce farmakologicznej, wierzyłam, że z tego wyjdzie i wszystko znowu będzie pięknie.
Robert podjechał na parking, zaparkował i wysiadł z samochodu. Myślałam, że gdzieś pojedziemy, ale on chyba wolał się przejść. Podszedł do mnie, minę miał nietęgą. Ja zresztą też. Okoliczności były naprawdę bardzo niesprzyjające.
– Jestem tak zestresowana, że każda dodatkowa sytuacja może mnie teraz wykończyć – przyznałam.
– Rozumiem, że to wszystko jest dla ciebie trudne, ale życie toczy się dalej. Zwłaszcza jeśli chodzi o interesy Rogera.
– Domyślam się, ale ja nie mam i nie miałam z tym nic wspólnego. Nigdy. Zresztą sam wiesz… – Spojrzałam na Roberta.
Ten niewysoki mężczyzna nigdy nie wzbudzał we mnie zaufania. Spojrzenia jego szarych oczu zawsze były takie jakieś bezduszne. Nie umiałam tego wyjaśnić.
– Tak, ale myślisz, że Roger nie zabezpieczył się na takie okoliczności? – zasugerował.
Czułam się coraz bardziej zestresowana.
– Zamieniam się w słuch.
– Wiesz, że Roger ma kilka biznesów, a jakiś czas temu zainwestował w całkiem nową branżę. I tu właśnie jest twoja rola.
– Moja rola? – Aż się zatrzymałam.
– Owszem. – Robert zmierzył mnie wzrokiem. – Roger wskazał ciebie jako osobę, która w razie czego może zająć się tym biznesem.
– Mnie? – Stałam jak wryta.
– Tak, Avo, właśnie ciebie.
– A co to za biznes? Co to za branża? Przecież wiesz, że ja zajmuję się domem, nie mam doświadczenia w… żadnej pracy! – Zapiszczałam z przerażenia.
Czy mogło być gorzej?
Mogło.
– Roger jakiś czas temu zaczął zarządzać pewnym ekskluzywnym miejscem, a dokładnie klubem. To specyficzne miejsce, dla elity, a co za tym idzie, nie można tu zastosować standardowego myślenia. Trzeba mieć otwarty umysł, być wygadanym, a z twoją urodą na pewno będzie ci łatwiej niż mnie.
– Żartujesz sobie? – Wpatrywałam się w niego i nie dowierzałam temu, co mówił.
– Absolutnie nie, Avo. Myślę, że jesteś przyzwyczajona do życia na wysokim poziomie, które do tej pory zapewniał ci Roger. W tej chwili ci tego nie zagwarantuje, ale sama możesz to zrobić. Przejmij jego obowiązki, dostaniesz dostęp do konta i godną pensję. Wszyscy wiedzą, że jesteś jego narzeczoną, więc to wiele ułatwi. Skoro on ci ufał, to klienci także to zrobią.
– Ale co ja miałabym tam robić?!
– Zarządzać. Nie bój się, nie zostawię cię bez pomocy. Wprowadzę cię, pokażę, co i jak. Klub jest otwarty jedynie w weekendy, czasami w tygodniu są zamknięte imprezy.
– Poczekaj, muszę się zastanowić…
– Nie ma na to czasu. Jutro jest piątek, musisz tam być.
– Ale jeszcze się nie zdecydowałam!
– Myślę, że po prostu nie masz wyjścia, Avo. Roger nigdy cię nie zawiódł i niczego ci nie odmawiał. Chyba ty nie chciałabyś go zawieść? – zasugerował.
Na samą myśl o ukochanym chciało mi się płakać.
– Nie próbuj mną manipulować! – Byłam bardzo zdenerwowana.
– To nie manipulacja, Avo. To fakty. Chcesz mieć dostęp do pieniędzy? To musisz przejąć obowiązki Rogera w klubie. Inaczej będziesz musiała się wyprowadzić z jego apartamentu, iść do zwykłej pracy i żyć życiem, na jakie nie jesteś gotowa.
– A na zarządzanie klubem jestem gotowa?! – Miałam łzy w oczach.
To wszystko brzmiało jak kiepski żart w czarnej komedii pomyłek.
– Myślę, że bardziej niż na mieszkanie w śmierdzącej kawalerce z oknem na sąsiedni budynek lub mur. Ewentualnie zawsze możesz wrócić do matki…
– O nie, co to, to nie… – Aż się wzdrygnęłam.
Kochałam mamę, ale… miałyśmy specyficzne stosunki.
– Więc postanowione? – zapytał, choć sprawiał wrażenie, jakby w ogóle nie czekał na odpowiedź.
– Mogę spróbować… – Mój niepewny głos oddawał to, co czułam w związku z tymi wszystkimi rewelacjami.
– Przecież masz obycie w świecie, jesteś inteligentna iwygadana. Doskonale sobie poradzisz.
– Nie boję się tego, że sobie nie dam rady… – przyznałam.
– A czego?
– Tego, że Roger nie powiedział mi o tym klubie, nie miałam o nim pojęcia.
– Aha… – Robert uniósł brwi.
– I boję się, że za tym stoi coś więcej, coś, na co kompletnie nie jestem gotowa.
– Otwarta głowa, Avo. To podstawa – skwitował na koniec.
Wcale mnie to nie uspokoiło.
Co to znaczyło, że mam mieć otwartą głowę?
Rzadko kiedy wierzyłam w intuicję, ale tym razem to było tak silne, że nie umiałam tego zignorować. I wcale nie czułam, że wszystko się ułoży. Ogarnął mnie niepokój. Z każdą chwilą byłam coraz bardziej zestresowana i przerażona całą sytuacją.
***
– Jak powinnam wyglądać jako menadżer klubu? – zapytałam przez telefon Roberta.
Siedziałam na podłodze garderoby i od dwóch godzin próbowałam zebrać się do kupy. Emocje mnie pokonały. Przepłakałam prawie cały dzień i nie miałam siły znowu jechać do kliniki i wpatrywać się w nieprzytomnego, podpiętego do respiratora Rogera. Czułam do siebie żal, że go nie odwiedziłam, ale chwilowo po prostu nie miałam na to siły.
– Klasycznie i elegancko. Czarna prosta sukienka lub garnitur. Wysokie buty. Klub jest w kolorach czarno-czerwonych więc mogą być czerwone szpilki i szminka – wyjaśnił, jakby znał się na modzie.
– Okej…
– Dostaniesz uniform, ale trzeba go uszyć. Teraz po prostu przyjedź i bądź. Wszyscy wiedzą, co się wydarzyło, więc sama twoja obecność będzie dla gości dowodem szacunku i uznania, że w trudnych chwilach wspierasz Rogera i jego biznes.
– Dobra, przestań pierdolić te psychologiczne kocopoły, Robercie. – Ten człowiek działał mi na nerwy.
– I zapanuj nad tym niewyparzonym językiem. Do klientów nie możesz się tak odzywać – upomniał mnie zimnym tonem.
– Ale do ciebie mogę. – Gdyby tu był, to dodatkowo pokazałabym mu środkowy palec.
– Przestań, bo zacznę wątpić w słuszność decyzji Rogera, by to ciebie wybrać na jego ewentualnego zastępcę.
– Roger doskonale mnie zna, też się temu dziwię – drażniłam się z Robertem, ale w sumie taka była prawda.
Przecież nigdy nie pracowałam. Poznałam Rogera, gdy byłam studentką, i tak jak wpajała mi matka, szybko stałam się jego utrzymanką. On od początku był we mnie wpatrzony, więc okazało się to całkiem proste. Potem i ja zaczęłam coś czuć do niego, z czasem coraz więcej, i tak wszystko idealnie układało się przez osiem lat.
– Wątpisz w swoje umiejętności? – zasugerował.
– O jakich umiejętnościach mówisz? Drinków robić nie potrafię, ale pewnie szybko się nauczę. – Przewróciłam oczami.
– Porozmawiamy o tym, jak dotrzesz do klubu. Nie spóźnij się.
Zerknęłam na zegarek – była prawie osiemnasta, a powinnam tam być na dwudziestą. Tymczasem byłam w totalnej rozsypce. Oczy miałam opuchnięte i czerwone od płaczu. Tego nie dało się niczym zatuszować. Zebrałam się jednak w sobie i zaczęłam się ogarniać. Poszłam pod prysznic i pod strumieniem gorącej wody próbowałam zmyć z siebie stres, który spinał całe moje ciało. Oczywiście nie udało się to. Pękłam po raz kolejny. Stałam, woda lała się na mnie, a ja próbowałam oddychać, bo aż dusiłam się od płaczu. W tamtej chwili potrzebowałam jedynie, by Roger mnie przytulił. Tylko tyle i aż tyle. Niewykonalne. Nierealne. I najgorsze było to, że nie miałam pewności, że on kiedykolwiek jeszcze to zrobi.
***
Wpisałam w nawigację adres, który podał mi Robert, i ruszyłam z podziemnego parkingu. Pokazała mi trzydzieści pięć minut drogi, więc dojechałam prawie na styk. Zaparkowałam pod budynkiem, który wyglądał niepozornie i wcale nie mieścił się w elitarnej dzielnicy. Dojechałam do portu, gdzie większość nieruchomości naokoło była opuszczona. Od razu mi się tam nie spodobało, ale to mogły być tylko pozory. Dostrzegłam zaparkowane kawałek dalej auto Roberta i od razu do niego zadzwoniłam, bo nie wiedziałam, jak wejść do środka.
– Jestem! – oznajmiłam.
– Świetnie, zaraz ktoś po ciebie przyjdzie.
– Czekam.
Stałam pod budynkiem z czerwonej cegły i próbowałam usłyszeć jakąś muzykę, cokolwiek. Nic takiego jednak do moich uszu nie docierało. Co prawda była dopiero ósma wieczorem, ale wydawało mi się, że coś już tu powinno się otej porze dziać.
– Jesteś Ava? – nagle usłyszałam głos kobiety, która wyszła zza metalowych ciężkich drzwi.
Zmrużyłam oczy, by dostrzec, jak wygląda.
– Tak, to ja.
– Chodź na górę. Pan Robert już czeka – dodała i od razu wróciła do środka.
Podbiegłam kawałek, ale na wysokich szpilkach to nie było takie proste. Dogoniłam ją, gdy czekała na mnie tuż przed schodami prowadzącymi na górę.
Wszystko wokół faktycznie było czarne i czerwone: czarna podłoga i ściany, czerwona poręcz schodów. Oświetlenie współgrało z tym tajemniczym dla mnie miejscem.
– Jesteś tą panną Rogera, tak? – zapytała blondynka.
Dziewczyna była młoda, śliczna i umiejętnie korzystała z zabiegów medycyny estetycznej.
Panną Rogera? Okej.
– Jestem jego narzeczoną – uświadomiłam złotowłosą.
– Aha, spoko. – Jej mina mówiła wszystko.
I to, co wyrażała, bardzo mi się nie spodobało.
– Co, spoko? Panna a narzeczona to jednak różnica – oburzyłam się. To był naprawdę ciężki dzień i nie umiałam już nad sobą zapanować.
– Przecież nic nie mówię.
Nienawidziłam ignorancji, ale jeszcze bardziej nienawidziłam braku szacunku.
– Nie musisz, widać, że masz wiele do powiedzenia na ten temat – odpowiedziałam i wyprzedziłam ją na schodach.
Nie chciałam od wejścia kłócić się z pracownikami. Zresztą nie miałam nawet pojęcia, kim ona tutaj jest. Dotarłam na piętro, a moim oczom ukazały się kolejne drzwi, przed którymi stało dwóch rosłych mężczyzn wciśniętych wczarne garnitury. Nad ich głowami, nad wejściem, błyszczał napis: Klub Awangarda.
– Robert czeka na ciebie przy barze – usłyszałam głos blondynki, która mnie dogoniła.
Kiwnęłam do ochrony, a jeden z mężczyzn otworzył mi drzwi.
W myślach chciałam uciekać, naprawdę.
To była kompletnie nie moja bajka i wszystko wskazywało na to, że jak przekroczę próg klubu, moje życie skomplikuje się jeszcze bardziej.
Pewnym krokiem podeszłam do Roberta, który rozmawiał z dwoma mężczyznami przy barze. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, czy jestem odważna, bo do tej pory życie nie sprawdzało mnie na tej płaszczyźnie. W głowie miałam pustkę. Kompletnie nie wiedziałam, czego się spodziewać.
– O, Avo, jesteś już. – Robert silił się na uprzejmość.
Nachylił się do mnie i niespodziewanie cmoknął mnie w policzek.
To było tak dziwne, że nawet nie zareagowałam, ale moja mina mówiła wiele.
– No, jestem – odpowiedziałam bez większego entuzjazmu.
Dwóch mężczyzn, z którymi stał Robert, przyglądało mi się uważnie.
– Dziś ma być spokojnie, nie ma specjalnych rezerwacji, więc powinnaś sobie ze wszystkim poradzić. Zaraz pokażę ci plan wieczoru. – Robert poczuwał się do roli mojego „mentora”.
Podejrzewałam, że bardzo się tym szczycił.
– A panowie to kto? – zapytałam, bo nawet mnie nie przedstawił.
– Barmani, potem poznasz załogę. Chodź. – Nagle chwycił mnie za nadgarstek i ruszył ze mną w głąb klubu.
Gdy barmani stracili nas z oczu, ostentacyjnie wyrwałam rękę z uścisku Roberta i się zatrzymałam. Mężczyzna zgromił mnie spojrzeniem.
– Co ty wyprawiasz? Buziaczki na powitanie, a teraz to? Roger nie byłby zadowolony z tego, jak mnie traktujesz! – wypomniałam mu.
– Stwarzam pozory, że dobrze się znamy i że naprawdę jesteś osobą godną zaufania, by zastąpić Rogera. Nie ciskaj się! – wycedził przez zęby.
– Sama nie wiem, czy jestem godna zaufania, no i trudno mi stwarzać takie pozory. A poza tym nie życzę sobie, byś mnie całował. Fuj! – ostrzegłam go.
– To nie jest koncert życzeń. – Robert wyprostował się i miałam wrażenie, że próbuje się wywyższać.
– To ja wychodzę! – Bez wahania odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do wyjścia.
Nie miałam żadnych wątpliwości, że nie powinnam tam być. Coś mi nie pasowało: atmosfera była przedziwna ikompletnie nie dla mnie. To nie był zwykły klub. Jego kolorystyka przywoływała na myśl coś mrocznego, a jednocześnie kojarzyła się z erotyką. Ba, na ścianach wisiały czarno-białe zdjęcia ludzkich aktów, a loże, które w normalnych klubach służą do zabawy i picia alkoholu, tutaj wyglądały jak wielkie łoża, a stolików praktycznie nie było.
– Avo, zaczekaj! – Robert wyrwał za mną i próbował mnie zatrzymać.
– Przepraszam cię, ale to nie dla mnie. – Szłam dalej prosto do wyjścia.
– Nawet nie wiesz, nie spróbowałaś. Prosiłem, byś miała otwartą głowę! – Szedł w zaparte, ale nie robiło to na mnie wrażenia.
– Moja otwarta głowa mówi mi, że nie powinnam podejmować się tego zadania – odpowiedziałam dokładnie tak, jak myślałam.
– Roger…
– Przestań nim grać! – Puściły mi nerwy, a na wspomnienie o nim poczułam łzy pod powiekami. – Roger leży pod respiratorem, nie oddycha sam i nie wiadomo, czy w ogóle przeżyje, a nawet jeśli, to trudno przewidzieć, w jakim będzie stanie, więc proszę cię, nie mów mi, co myślałby teraz Roger! – wykrzyczałam Robertowi prosto w twarz.
Chwyciłam za klamkę i chciałam wyjść. Pchnęłam drzwi i zaraz potem na kogoś wpadłam. Z emocji rzuciłam pod nosem jedynie krótkie „przepraszam” i zbiegłam schodami w dół, a potem wręcz wystrzeliłam z budynku.
Dotarłam do auta, ale ze zdenerwowania nie mogłam znaleźć kluczyków. Oparłam się o drzwi, twarz schowałam w dłoniach. Nie chciałam tam być, a tak naprawdę kompletnie nie wiedziałam, co w tej sytuacji robić. Moje idealne dotąd życie rozsypało się jak domek z kart. Kompletnie nie byłam na to gotowa, a najgorsze, że podświadomie czułam, że dobrze to już było. W żaden sposób nie czułam się na to przygotowana. Nie miałam zbyt wiele swoich pieniędzy, ana pewno nie tyle, by utrzymać się w świecie, który znałam dzięki Rogerowi. Nie pracowałam wcześniej, nie miałam doświadczenia, więc jakiekolwiek zajęcie wiązało się z minimalną pensją i powrotem do matki. Na samą myśl o tym jeszcze bardziej chciało mi się płakać.
Musiałam sama przed sobą przyznać, że wychowała mnie toksyczna kobieta, z którą nie chciałam przebywać na co dzień. To, co wpajała mi przez całe życie, doprowadziło mnie do Rogera, ale czy naprawdę tego pragnęłam? Być utrzymanką bogatego faceta? Być ozdobą? To już nie miało większego znaczenia, bo moje życie z nim było piękne. Ale cały czas miałam w głowie to, co zaplanowałam sobie na początku naszej znajomości. Byłam młodą cizią skupioną na znalezieniu bogatego faceta… Gdy o tym myślałam, nienawidziłam samej siebie. Co z tego, że w końcu naprawdę go pokochałam, skoro przez długi czas chodziło mi tylko o pieniądze? A może ja go wcale nie kochałam? Może chodziło jedynie o ten cały luksus i wygodne życie?
– Zwykłe „przepraszam” nie wystarczy, ty głupia pizdo! – wyrwał mnie z zamyślenia męski głos.
W sekundę otrzeźwiałam i spojrzałam w stronę mężczyzny, który zbliżał się do mnie szybkim krokiem. Wciąż nie mogłam znaleźć kluczyków do auta, w którym mogłabym się schować. Autentycznie przestraszyłam się tego osiłka pędzącego w moją stronę. Trzęsącą się dłonią wymacałam kluczyk, ale gdy go wyjęłam, ten upadł mi na ziemię. Kucnęłam szybko, jednak wielkolud był już tuż obok. Zauważył kluczyki na ziemi, kopnął je i co więcej, stanął butem na mojej dłoni. Krzyknęłam ze strachu i z bólu. Byłam przerażona.
– No, mówiłem, że zwykłe „przepraszam” nie wystarczy! – powtórzył.
Nie umiałam wydusić z siebie nawet słowa. Taka sytuacja nie mogłaby mi się przyśnić nawet w najgorszym śnie. W ogóle miałam wrażenie, że od tamtego okropnego dnia moje życie stało się sennym koszmarem i że niedługo się obudzę, i wszystko będzie dobrze.
– Rozumiesz, co się do ciebie mówi, idiotko?! – Facet wrzeszczał na mnie i cały czas trzymał but na mojej dłoni.
– Ja… ja… nie… – zatkało mnie.
Nie byłam nigdy wcześniej w takiej sytuacji. Nigdy nie doświadczyłam takiej agresji, takiego chamstwa.
– Anto, co tam się dzieje? – usłyszałam głos drugiego mężczyzny.
Byłam przekonana, że nie wyjdę z tego cała.
– Szefie, bo mnie ta pizda staranowała w drzwiach, a ja wybuchowy jestem i, no, musi pożałować – wydukał troglodyta do tego drugiego, który do nas podszedł.
Zadarłam głowę, by na niego spojrzeć. Dostrzegłam masywną sylwetkę odzianą w garnitur, ale nie widziałam twarzy. Facet popatrzył na samochód, a potem na mnie.
– Daj pani spokój – rzucił nagle.
Zatkało mnie.
– Ale szefie…
– Anto, daj pani spokój, przeproś i… wypierdalaj! – warknął, aż się wzdrygnęłam.
Osiłek odskoczył i po prostu szybko odszedł, zostawiając mnie ze swoim szefem sam na sam. Nadal byłam w szoku i mimo że mogłam wstać, to wciąż kucałam przy aucie.
– Przepraszam za niego. Za dużo testosteronu. – Mężczyzna wyciągnął do mnie dłoń, jakby chciał pomóc mi wstać.
Nie odzywałam się.
– No już, proszę pozwolić sobie pomóc. – Nagle chwycił mnie delikatnie za przedramię i postawił do pionu. – Nic ci nie jest, Avo? – zapytał, a ja uniosłam brwi.
Znał moje imię? Skąd?
– Nie… Nie wiem… – wydusiłam z siebie.
– Moi chłopcy bywają porywczy. Nie znają cię, dlatego Anto tak cię potraktował – wyjaśnił.
W końcu dostrzegłam, jak wygląda. Ten wysoki i postawny mężczyzna był brunetem o ciemnych oczach. Miał niewielki zarost, a wyraz jego twarzy, choć w tamtej chwili wydawał się łagodny, stanowił jedynie pozory. Od razu to wiedziałam.
– Ja też ich nie znam, ciebie również – odpowiedziałam.
Z całych sił próbowałam zapanować nad drżącym głosem.
– Z tego, co wiem, to mieliśmy się dziś poznać, ale nie w takich okolicznościach – oznajmił. – Wszystko w porządku? – zapytał.
Widział, że jestem roztrzęsiona i przerażona.
– Nie bardzo – przyznałam. – Chciałabym po prostu wrócić do domu.
Mężczyzna zamilkł na moment. Przyglądał mi się, a ja jemu.
– Rozumiem, to trudny czas dla ciebie, a teraz coś takiego. Odwiozę cię – zaproponował, choć nie brzmiało to jak propozycja.
– Nie trzeba – zaprotestowałam.
– Ale tak wypada, Avo. Ze mną nic ci nie grozi – zapewnił.
Ja pierdolę.
Zabrzmiało to tak dziwnie, że nagle miałam ochotę się roześmiać.
– Nawet nie wiem, kim jesteś i skąd w ogóle znasz moje imię – powiedziałam wprost.
– Jesteś narzeczoną Rogera, stąd wiem, jak masz na imię – odpowiedział.
– Aha, świetnie. – Przewróciłam oczami.
– Jestem stałym bywalcem tego miejsca i dobrym znajomym twojego narzeczonego – dodał, wskazując na budynek.
– I nie masz imienia ani nazwiska? – rzuciłam złośliwie.
Mężczyzna zaskoczył mnie tym, że się roześmiał.
– Panie Torres, wszystko w porządku? – usłyszałam nagle głos Roberta, który szedł w naszą stronę. Zorientował się, że też tam jestem. – Avo, jednak nie pojechałaś? – zapytał zaskoczony.
– Jednak nie… – bąknęłam pod nosem i delikatnie potarłam obolałą dłoń.
– Tak, wszystko w porządku, Robercie. Ava źle się czuje i odwiozę ją do domu, a potem wrócę. Przygotuj wszystko tak, jak ostatnio – rzucił do Roberta, ale jego ton był mocno lekceważący.
– Dobrze, panie Torres. Avo, zadzwonię jutro. – Robert był jakiś nieswój.
Od razu mi się to nie spodobało. Atmosfera była okropna. Nie do wytrzymania.
– Okej. – Skinęłam głową.
Robert zostawił nas samych.
– Dobrze, nazwisko już poznałam, panie Torres. Aimię? Ma pan jakieś imię? – kontynuowałam.
– Owszem, Avo. – Znowu się uśmiechnął. – Mam na imię Santiago. Santiago Torres – dodał.
Ujął moją obolałą dłoń i ucałował ją delikatnie. Patrzył mi przy tym głęboko w oczy.
Myślę, że każdy z nas zna to uczucie, gdy nagle po całym ciele rozlewa się ciepło lub zimno. Ja właśnie wtedy poczułam coś takiego. Było mi zimno, a jednocześnie tak gorąco, jakby mojej dłoni dotykał sam diabeł.
Wpisałam w wyszukiwarkę Google Santiago Torres i zaczęłam czytać informacje na temat mężczyzny, który właśnie odwoził mnie do domu. Zdziwiłam się, że ma aż czterdzieści jeden lat, bo wyglądał młodziej. Byłam przekonana, że jest niewiele starszy ode mnie, ewentualnie dopiero co przekroczył trzydziestkę. Według wszechwiedzącego Google’a Santiago był „biznesmenem” pochodzenia argentyńskiego. Wywodził się z biednej rodziny i sam dorobił się tego, co posiadał: czyli licznych firm, domów, apartamentów, aut i wielu innych dóbr luksusowych. Oczywiście, że śmierdziało to czymś nielegalnym i niebezpiecznym, ale nie miałam odwagi wprost zapytać. Ten facet sprawiał wrażenie miłego, ale to były tylko pozory.
– Czy ty właśnie czytasz na mój temat w Google’u? – Głos Santiago wyrwał mnie z rozmyślań na jego temat.
Schowałam telefon jak małe dziecko przyłapane na gorącym uczynku.
– No, coś tam sprawdzałam… – przyznałam niechętnie, ale i tak pewnie widział, że oglądałam jego zdjęcia.
– Nie lepiej zapytać, skoro siedzisz tuż obok? – zasugerował z ironicznym uśmiechem.
Uwielbiałam ładny męski uśmiech, a Santiago plasował się pod tym względem w moim prywatnym rankingu bardzo wysoko. Tuż na podium za Bradem Pittem lub Henrym Cavillem. Oczywiście uśmiech Rogera był zawsze numerem jeden.
– Już wszystkiego się dowiedziałam z Google’a – próbowałam uciąć temat.
– A co ciekawego tam o mnie piszą? – Pan Torres chyba sobie ze mnie lekko kpił, a na pewno bawiło go to, w jakiej sytuacji mnie postawił.
Zachodziłam w głowę, po co zgodziłam się, by mnie odwiózł. Jak do tego w ogóle doszło?
– Wymieniają twoje liczne sukcesy w przeróżnych branżach, szacują, ile wart jest twój majątek i jakie auto ostatnio kupiłeś. – W chwili, gdy to powiedziałam, uświadomiłam sobie, że właśnie jadę tym autem: astonem martinem vantage.
Poprawiłam się w wygodnym fotelu.
– I co jeszcze? – Ewidentnie łechtał swoje ego.
– Mało jest o życiu prywatnym: nic o żonie, dzieciach, rodzinie – zasugerowałam i spojrzałam na niego odważniej niż do tej pory.