Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Do Akademii Tańca dołącza nowa uczennica! Do grupy Eli i Kai w Akademii Tańca dołącza Zuzia. W poprzedniej szkole dziewczynka trenowała gimnastykę artystyczną. Balet bardzo podoba się Zuzi, choć jako poczatkującej uczennicy sprawia jej dużo trudności. Niestety Zuzia często opuszcza zajęcia, ponieważ musi opiekować się młodszym rodzeństwem. „Akademia Tańca” to wciągająca seria, w której motywem przewodnim są taniec i przyjaźń. Książki zainspirują młodego czytelnika do wiary w siebie, rozwijania swoich umiejętności i wytrwałego dążenia do celu. Pokażą też, jak ważne są w życiu przyjaźń i wsparcie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 65
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Ulica tonęła w słońcu, a trawniki zmieniły się w morze złocistych mniszków. Zuza uwielbiała ten widok. Oznaczał, że wiosna rozgościła się na dobre. Od teraz można było mieć pewność, że nie wrócą przymrozki i ziemi już nie przykryje gruba warstwa śniegu. Zawsze gdy zauważały z Magdą pierwsze mniszki, urządzały sobie swój pierwszy dzień wiosny. Szły nad rzekę, plotły złociste wianki, a potem godzinami rozmawiały, chrupiąc miodowe ciasteczka upieczone specjalnie na tę okazję. Co roku świętowały tak samo, ciesząc się, że mają swój prywatny rytuał. Hm... a właściwie miały, bo w tym roku wszystko było inaczej...
– Ech... – westchnęła Zuza i zrezygnowana przysiadła na ławce stojącej przy osiedlowym placu zabaw.
Jej wzrok powędrował po wysokich ścianach bloków i zaparkowanych pod nimi samochodach. Cały czas nie mogła się przyzwyczaić do ich liczby oraz tłumów spotykanych na ulicach. Tutaj wciąż panowały ruch, chaos i gwar. Ktoś przechodził, rozmawiał, wjeżdżał i wyjeżdżał, wyprowadzał psa na spacer, dzieci pędziły na rowerkach biegowych, a z placu zabaw docierały nieustanne piski, śmiechy, nawoływania.
Zuza przymknęła na chwilę oczy, próbując się odciąć od miejskiego hałasu. Wystawiła twarz do słońca i we wspomnieniach wróciła do rodzinnej Kamionki. Teraz zapewne siedziałaby z Magdą w ogrodzie i cieszyłyby się nadchodzącym weekendem. Nikt by nie hałasował, co najwyżej słychać by było świergot ptaków i bzyczenie os kręcących się wokół kwitnących mirabelek. Och, Zuza tak wiele by dała, żeby móc teraz tam być... Niestety, od tygodnia mieszkała w zupełnie innym, obcym miejscu i trudno było jej znaleźć tutaj coś, co ją cieszyło. Nie miała obok siebie przyjaciółki, koleżanek z gimnastyki oraz sympatycznej pani Kasi prowadzącej zajęcia, starej, ale znanej szkoły i absolutnie nie wiedziała, gdzie pójść, aby zebrać myśli i na spokojnie się nad wszystkim zastanowić. A przecież miała o czym myśleć: nowi koledzy, nowe...
Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk wiadomości.
Wyciągnęła telefon i szybko zerknęła na wyświetlacz. Na zdjęciu piętrzyła się góra naleśników polanych musem owocowym, a napis pod spodem głosił: „Czekamy, ale nie do końca świata”.
Dziewczynka zerwała się z miejsca, próbując powstrzymać łzy gromadzące się pod jej powiekami. Mama miała jakiś szósty zmysł, zawsze wiedziała, kiedy się odezwać, aby powstrzymać ogarniającą ją falę rozpaczy. Poza tym potrafiła doskonale odgadnąć, na co Zuza miała największy apetyt. Naleśniki były dokładnie tym, co mogło poprawić jej humor. Oby tylko kilka dla niej zostało! Szybkim krokiem ruszyła do bloku.
Gdy tylko otworzyła drzwi mieszkania, od progu powitały ją dwie młodsze siostry.
– Zuzi! Zuzi! – zawołały i rzuciły jej się na szyję, obsypując ją słodkimi od musu pocałunkami.
– Mama zrobiła naleśniki – wyszeptała jej do ucha czteroletnia Jagoda.
– Z musem truskawkowym – dodała konspiracyjnie bliźniaczka Malina.
– Chyba dobre? – zapytała ze śmiechem Zuzia, szybko ściągając trampki. – Zostawiłyście coś dla mnie?
– Spokojnie. – Z kuchni wychyliła się pani Judyta z burzą czarnych loków niedbale związanych w węzeł. – Nie pozwoliłam tym łakomczuszkom jeść, dopóki nie wrócisz.
– Chyba nie posłuchały... – wyraziła wątpliwość Zuzia, krytycznie spoglądając na umorusane buzie bliźniaczek.
– Musiały koniecznie spróbować musu babci Ewy – wyjaśniła mama i zaraz mrugnęła porozumiewawczo do najstarszej córki. – Zupełnie jakby go setki razy nie jadły...
– Nie jadłyśmy – zapewniła żywiołowo Malina.
– Nigdy w życiu – dodała równie poważnie Jagoda.
Pani Judyta i Zuza tylko spojrzały na siebie ze zrozumieniem, a potem zabrały się razem za nakrywanie do stołu. Chwilę później we cztery usiadły do słodkiej uczty.
– Pycha. Dziękuję... – oznajmiła po kilku minutach Zuzia, odkładając sztućce. Na jej kolana zaraz wdrapała się Malina, aby pobawić się długimi włosami siostry. – Chyba przez rok się nie ruszę.
– O nie, kochanie, tyle czasu to my nie mamy. – Mama się roześmiała. – W ten weekend musimy się wreszcie rozpakować. – Zerknęła na pudła stojące pod oknem. – Zaczniemy jeszcze dziś od kuchni.
– Mmm – mruknęła Zuza, wycierając z policzka mus, którym umorusała ją młodsza siostra. – Czy mnie się kleją włosy?
– Fryzjer zaraz się tym zajmie – zapewniła z powagą dziewczynka.
– Nie jestem pewna, czy mam na to ochotę – odparła Zuza.
– Masz! – zawołały natychmiast obie siostry.
Jagoda pobiegła do łazienki po szczotkę i koszyczek ze spinkami.
– W takim razie teraz fryzjer i mała kawka – oznajmiła wesoło pani Judyta, zbierając talerze ze stołu. – A potem, Zuzik, pomożesz mi z pudłami. I nie marudź – zastrzegła od razu, puszczając oko do najstarszej córki. – Przynajmniej będziesz to robić w nowej fryzurze. Nowa fryzura, nowe mieszkanie, nowa ty. Mogę ci tylko pozazdrościć.
– Szczerze mówiąc, na razie mam dość nowości – wyznała Zuza, łapiąc się za włosy i próbując uchronić je przed całkowitym wyrwaniem. – Ała! Wolałabym moją starą fryzurę, przynajmniej nie byłabym łysa. A zresztą, co tam włosy... – Rozżalenie wróciło do niej wzmożoną falą. – Nawet bez włosów wolałabym być znów w naszym starym...
Nagle zamilkła zawstydzona, gdy spojrzała na mamę odwróconą do niej plecami.
Pani Judyta znieruchomiała z łyżeczką kawy uniesioną nad kubkiem. Zuza nie widziała jej twarzy, ale domyślała się, że ma smutne spojrzenie, jakie towarzyszyło jej przez ostatnie tygodnie przed przeprowadzką. Kobieta trwała w bezruchu do chwili, gdy zagotowała się woda. Wtedy przygotowała kawę, postawiła kubek na stole i wzdychając, usiadła naprzeciwko Zuzi.
– Nie podoba ci się tutaj – bardziej stwierdziła, niż zapytała.
Zuza milczała. Nie chciała zasmucić mamy wyznaniem, że od tygodnia marzy tylko o powrocie do Kamionki, że nie znosi nowej szkoły, w nowym mieszkaniu czuje się wciąż obco, miasto ją przeraża i tęskni za Magdą. Jednak wiedziała, że udawanie entuzjazmu też nie miało sensu, bo mama wyczuwała kłamstwo na kilometr.
– Ja też nie mogę się tu odnaleźć – wyznała wtedy pani Judyta. – Ale naprawdę nie miałyśmy innego wyjścia. Nie mogłyśmy dłużej zostać w Kamionce. Nie po tym wszystkim. – Zerknęła ukradkiem na bliźniaczki, nie chcąc mówić więcej. – I tak dobrze, że pracuję z domu, więc nie ma znaczenia, gdzie mieszkamy. Najważniejsze, żebyśmy mogły być razem, prawda? – Zuza przełknęła łzy zbierające się pod powiekami i pokiwała głową. Mama pogłaskała ją po dłoni i mówiła dalej: – Rozumiem, że jest ci trudno, ale zobaczysz, to tylko początki. Dajmy sobie trochę czasu. Jestem pewna, że za miesiąc zadomowisz się na dobre. Na pewno z kimś się zaprzyjaźnisz, a miasto będziesz znała jak własną kieszeń. Będziesz wtedy moją przewodniczką, bo ja wciąż się gubię na naszym osiedlu. – Uśmiechnęła się. – Tylko małe korzystają, bo przez moje gapiostwo wciąż odkrywamy nowe place zabaw. Ale cóż zrobić – westchnęła – całe życie mieszkałam na wsi i to na takiej naprawdę zabitej dechami. Z jedną ulicą i dwoma domami...
– Nie miałaś okien? – zaciekawiła się Jagoda, przerywając upinanie na głowie siostry gałązki bzu wyjętej z wazonika.
– Okien? – zdziwiła się mama. – Miałam. A dlaczego miałabym nie mieć?
– Zabita dechami oznacza miejsce gdzieś na odludziu – wyjaśniła Zuza i się roześmiała, ukradkiem ocierając łzy. – Czyli bardzo mała. Mama mieszkała w takiej wiosce, gdy miała tyle lat co wy. Ale okna w domu miała.
– To dobrze – stwierdziła zadowolona Jagoda i wróciła do swojego zajęcia.
– To bardzo dobrze. – Pani Judyta się roześmiała. – Widzisz, ja zawsze będę za wami w tyle, ale ty świetnie sobie poradzisz. Po prostu na razie spróbujmy się skupić na tym, co tu jest fajne. Ja na przykład cieszę się, że mamy wszędzie blisko. Nie musimy polegać na autobusach, które jeździły, jak chciały. Przynajmniej nie będziesz się spóźniać do szkoły i na gimnastykę.
– Ale ja już nie chodzę na gimnastykę, mamo – zauważyła z żalem Zuzia.
– O widzisz! – przypomniała sobie nagle pani Judyta. Zerwała się z miejsca i pobiegła do przedpokoju. Po chwili wróciła z torebką, z której wyciągnęła niewielką kolorową ulotkę. – Od razu powinnam ci o tym powiedzieć! Zapisałam cię – oznajmiła radośnie i pokazała broszurę córce.
W szkole tańca zajęcia z baletu coraz częściej prowadzi wymagająca pani Maria. Kaja, która nie przepada za baletem, jest coraz bardziej zniechęcona. Poza tym obawia się, że tata nie traktuje poważnie jej treningów tanecznych i nie uważa ich za duże osiągnięcie w porównaniu z sukcesami starszego brata, który wygrywa większość zawodów pływackich. Kaja postanawia udowodnić, że może być dobra zarówno w pływaniu, jak i w tańcu. Zapisuje się na zajęcia na basenie. Szybko jednak okazuje się, że mimo dobrych chęci nie nadąża za pozostałymi kursantami. Ma też coraz mniej czasu i siły na taniec... Czy Kaja zrezygnuje z marzeń o tańcu? Czy kiedyś zatańczy taniec srebrzystego łabędzia?
Ela dowiaduje się o festiwalu tańca. Jej przyjaciółka Kaja namawia ją, aby wystartowały w duecie w kategorii gimnastyki artystycznej. Jednak podczas prób Ela nie jest w stanie dorównać przyjaciółce w tańcu.
Ela wymyśla własny układ inspirowany znanym baletem, ale brakuje jej odwagi, aby wystąpić w solówce. Czy będzie miała okazję wykonać swój układ? Czy zrezygnuje z duetu z przyjaciółką? Na finałowy występ wszyscy już czekają!