Akademia Tańca. Starsza siostra - Aniela Cholewińska-Szkolik - ebook + książka
NOWOŚĆ

Akademia Tańca. Starsza siostra ebook

Aniela Cholewińska-Szkolik

0,0

Opis

Do Akademii Tańca dołącza nowa uczennica! Do grupy Eli i Kai w Akademii Tańca dołącza Zuzia. W poprzedniej szkole dziewczynka trenowała gimnastykę artystyczną. Balet bardzo podoba się Zuzi, choć jako poczatkującej uczennicy sprawia jej dużo trudności. Niestety Zuzia często opuszcza zajęcia, ponieważ musi opiekować się młodszym rodzeństwem. „Akademia Tańca” to wciągająca seria, w której motywem przewodnim są taniec i przyjaźń. Książki zainspirują młodego czytelnika do wiary w siebie, rozwijania swoich umiejętności i wytrwałego dążenia do celu. Pokażą też, jak ważne są w życiu przyjaźń i wsparcie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 65

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Re­dak­tor pro­wa­dząca: Syl­wia Ku­rek
Re­dak­cja: Ka­ta­rzyna Ma­li­now­ska
Ko­rekta: Alek­san­dra Dą­bała
Ilu­stra­cje: We­ro­nika Gross
Opra­co­wa­nie gra­ficzne okładki i skład: Mo­nika No­wicka
© Co­py­ri­ght for text by Aniela Cho­le­wiń­ska-Szko­lik, 2025 © Co­py­ri­ght by Wy­daw­nic­two Zie­lona Sowa Sp. z o.o., War­szawa 2025
All ri­ghts re­se­rved. Wy­da­nie I
ISBN 978-83-8388-223-9
Wy­daw­nic­two Zie­lona Sowa Sp. z o.o. 00-807 War­szawa, Al. Je­ro­zo­lim­skie 94 tel. 22 379 85 50, fax 22 379 85 51wy­daw­nic­two@zie­lo­na­sowa.plwww.zie­lo­na­sowa.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Ulica to­nęła w słońcu, a traw­niki zmie­niły się w mo­rze zło­ci­stych mnisz­ków. Zuza uwiel­biała ten wi­dok. Ozna­czał, że wio­sna roz­go­ściła się na do­bre. Od te­raz można było mieć pew­ność, że nie wrócą przy­mrozki i ziemi już nie przy­kryje gruba war­stwa śniegu. Za­wsze gdy za­uwa­żały z Magdą pierw­sze mniszki, urzą­dzały so­bie swój pierw­szy dzień wio­sny. Szły nad rzekę, plo­tły zło­ci­ste wianki, a po­tem go­dzi­nami roz­ma­wiały, chru­piąc mio­dowe cia­steczka upie­czone spe­cjal­nie na tę oka­zję. Co roku świę­to­wały tak samo, cie­sząc się, że mają swój pry­watny ry­tuał. Hm... a wła­ści­wie miały, bo w tym roku wszystko było ina­czej...

– Ech... – wes­tchnęła Zuza i zre­zy­gno­wana przy­sia­dła na ławce sto­ją­cej przy osie­dlo­wym placu za­baw.

Jej wzrok po­wę­dro­wał po wy­so­kich ścia­nach blo­ków i za­par­ko­wa­nych pod nimi sa­mo­cho­dach. Cały czas nie mo­gła się przy­zwy­czaić do ich liczby oraz tłu­mów spo­ty­ka­nych na uli­cach. Tu­taj wciąż pa­no­wały ruch, chaos i gwar. Ktoś prze­cho­dził, roz­ma­wiał, wjeż­dżał i wy­jeż­dżał, wy­pro­wa­dzał psa na spa­cer, dzieci pę­dziły na ro­wer­kach bie­go­wych, a z placu za­baw do­cie­rały nie­ustanne pi­ski, śmie­chy, na­wo­ły­wa­nia.

Zuza przy­mknęła na chwilę oczy, pró­bu­jąc się od­ciąć od miej­skiego ha­łasu. Wy­sta­wiła twarz do słońca i we wspo­mnie­niach wró­ciła do ro­dzin­nej Ka­mionki. Te­raz za­pewne sie­dzia­łaby z Magdą w ogro­dzie i cie­szy­łyby się nad­cho­dzą­cym week­en­dem. Nikt by nie ha­ła­so­wał, co naj­wy­żej sły­chać by było świer­got pta­ków i bzy­cze­nie os krę­cą­cych się wo­kół kwit­ną­cych mi­ra­be­lek. Och, Zuza tak wiele by dała, żeby móc te­raz tam być... Nie­stety, od ty­go­dnia miesz­kała w zu­peł­nie in­nym, ob­cym miej­scu i trudno było jej zna­leźć tu­taj coś, co ją cie­szyło. Nie miała obok sie­bie przy­ja­ciółki, ko­le­ża­nek z gim­na­styki oraz sym­pa­tycz­nej pani Kasi pro­wa­dzą­cej za­ję­cia, sta­rej, ale zna­nej szkoły i ab­so­lut­nie nie wie­działa, gdzie pójść, aby ze­brać my­śli i na spo­koj­nie się nad wszyst­kim za­sta­no­wić. A prze­cież miała o czym my­śleć: nowi ko­le­dzy, nowe...

Z roz­my­ślań wy­rwał ją dźwięk wia­do­mo­ści.

Wy­cią­gnęła te­le­fon i szybko zer­k­nęła na wy­świe­tlacz. Na zdję­ciu pię­trzyła się góra na­le­śni­ków po­la­nych mu­sem owo­co­wym, a na­pis pod spodem gło­sił: „Cze­kamy, ale nie do końca świata”.

Dziew­czynka ze­rwała się z miej­sca, pró­bu­jąc po­wstrzy­mać łzy gro­ma­dzące się pod jej po­wie­kami. Mama miała ja­kiś szó­sty zmysł, za­wsze wie­działa, kiedy się ode­zwać, aby po­wstrzy­mać ogar­nia­jącą ją falę roz­pa­czy. Poza tym po­tra­fiła do­sko­nale od­gad­nąć, na co Zuza miała naj­więk­szy ape­tyt. Na­le­śniki były do­kład­nie tym, co mo­gło po­pra­wić jej hu­mor. Oby tylko kilka dla niej zo­stało! Szyb­kim kro­kiem ru­szyła do bloku.

Gdy tylko otwo­rzyła drzwi miesz­ka­nia, od progu po­wi­tały ją dwie młod­sze sio­stry.

– Zuzi! Zuzi! – za­wo­łały i rzu­ciły jej się na szyję, ob­sy­pu­jąc ją słod­kimi od musu po­ca­łun­kami.

– Mama zro­biła na­le­śniki – wy­szep­tała jej do ucha czte­ro­let­nia Ja­goda.

– Z mu­sem tru­skaw­ko­wym – do­dała kon­spi­ra­cyj­nie bliź­niaczka Ma­lina.

– Chyba do­bre? – za­py­tała ze śmie­chem Zu­zia, szybko ścią­ga­jąc trampki. – Zo­sta­wi­ły­ście coś dla mnie?

– Spo­koj­nie. – Z kuchni wy­chy­liła się pani Ju­dyta z bu­rzą czar­nych lo­ków nie­dbale zwią­za­nych w wę­zeł. – Nie po­zwo­li­łam tym ła­kom­czusz­kom jeść, do­póki nie wró­cisz.

– Chyba nie po­słu­chały... – wy­ra­ziła wąt­pli­wość Zu­zia, kry­tycz­nie spo­glą­da­jąc na umo­ru­sane bu­zie bliź­nia­czek.

– Mu­siały ko­niecz­nie spró­bo­wać musu babci Ewy – wy­ja­śniła mama i za­raz mru­gnęła po­ro­zu­mie­waw­czo do naj­star­szej córki. – Zu­peł­nie jakby go setki razy nie ja­dły...

– Nie ja­dły­śmy – za­pew­niła ży­wio­łowo Ma­lina.

– Ni­gdy w ży­ciu – do­dała rów­nie po­waż­nie Ja­goda.

Pani Ju­dyta i Zuza tylko spoj­rzały na sie­bie ze zro­zu­mie­niem, a po­tem za­brały się ra­zem za na­kry­wa­nie do stołu. Chwilę póź­niej we cztery usia­dły do słod­kiej uczty.

– Py­cha. Dzię­kuję... – oznaj­miła po kilku mi­nu­tach Zu­zia, od­kła­da­jąc sztućce. Na jej ko­lana za­raz wdra­pała się Ma­lina, aby po­ba­wić się dłu­gimi wło­sami sio­stry. – Chyba przez rok się nie ru­szę.

– O nie, ko­cha­nie, tyle czasu to my nie mamy. – Mama się ro­ze­śmiała. – W ten week­end mu­simy się wresz­cie roz­pa­ko­wać. – Zer­k­nęła na pu­dła sto­jące pod oknem. – Za­czniemy jesz­cze dziś od kuchni.

– Mmm – mruk­nęła Zuza, wy­cie­ra­jąc z po­liczka mus, któ­rym umo­ru­sała ją młod­sza sio­stra. – Czy mnie się kleją włosy?

– Fry­zjer za­raz się tym zaj­mie – za­pew­niła z po­wagą dziew­czynka.

– Nie je­stem pewna, czy mam na to ochotę – od­parła Zuza.

– Masz! – za­wo­łały na­tych­miast obie sio­stry.

Ja­goda po­bie­gła do ła­zienki po szczotkę i ko­szy­czek ze spin­kami.

– W ta­kim ra­zie te­raz fry­zjer i mała kawka – oznaj­miła we­soło pani Ju­dyta, zbie­ra­jąc ta­le­rze ze stołu. – A po­tem, Zu­zik, po­mo­żesz mi z pu­dłami. I nie ma­rudź – za­strze­gła od razu, pusz­cza­jąc oko do naj­star­szej córki. – Przy­naj­mniej bę­dziesz to ro­bić w no­wej fry­zu­rze. Nowa fry­zura, nowe miesz­ka­nie, nowa ty. Mogę ci tylko po­zaz­dro­ścić.

– Szcze­rze mó­wiąc, na ra­zie mam dość no­wo­ści – wy­znała Zuza, ła­piąc się za włosy i pró­bu­jąc uchro­nić je przed cał­ko­wi­tym wy­rwa­niem. – Ała! Wo­la­ła­bym moją starą fry­zurę, przy­naj­mniej nie by­ła­bym łysa. A zresztą, co tam włosy... – Roz­ża­le­nie wró­ciło do niej wzmo­żoną falą. – Na­wet bez wło­sów wo­la­ła­bym być znów w na­szym sta­rym...

Na­gle za­mil­kła za­wsty­dzona, gdy spoj­rzała na mamę od­wró­coną do niej ple­cami.

Pani Ju­dyta znie­ru­cho­miała z ły­żeczką kawy unie­sioną nad kub­kiem. Zuza nie wi­działa jej twa­rzy, ale do­my­ślała się, że ma smutne spoj­rze­nie, ja­kie to­wa­rzy­szyło jej przez ostat­nie ty­go­dnie przed prze­pro­wadzką. Ko­bieta trwała w bez­ru­chu do chwili, gdy za­go­to­wała się woda. Wtedy przy­go­to­wała kawę, po­sta­wiła ku­bek na stole i wzdy­cha­jąc, usia­dła na­prze­ciwko Zuzi.

– Nie po­doba ci się tu­taj – bar­dziej stwier­dziła, niż za­py­tała.

Zuza mil­czała. Nie chciała za­smu­cić mamy wy­zna­niem, że od ty­go­dnia ma­rzy tylko o po­wro­cie do Ka­mionki, że nie znosi no­wej szkoły, w no­wym miesz­ka­niu czuje się wciąż obco, mia­sto ją prze­raża i tę­skni za Magdą. Jed­nak wie­działa, że uda­wa­nie en­tu­zja­zmu też nie miało sensu, bo mama wy­czu­wała kłam­stwo na ki­lo­metr.

– Ja też nie mogę się tu od­na­leźć – wy­znała wtedy pani Ju­dyta. – Ale na­prawdę nie mia­ły­śmy in­nego wyj­ścia. Nie mo­gły­śmy dłu­żej zo­stać w Ka­mionce. Nie po tym wszyst­kim. – Zer­k­nęła ukrad­kiem na bliź­niaczki, nie chcąc mó­wić wię­cej. – I tak do­brze, że pra­cuję z domu, więc nie ma zna­cze­nia, gdzie miesz­kamy. Naj­waż­niej­sze, że­by­śmy mo­gły być ra­zem, prawda? – Zuza prze­łknęła łzy zbie­ra­jące się pod po­wie­kami i po­ki­wała głową. Mama po­gła­skała ją po dłoni i mó­wiła da­lej: – Ro­zu­miem, że jest ci trudno, ale zo­ba­czysz, to tylko po­czątki. Dajmy so­bie tro­chę czasu. Je­stem pewna, że za mie­siąc za­do­mo­wisz się na do­bre. Na pewno z kimś się za­przy­jaź­nisz, a mia­sto bę­dziesz znała jak wła­sną kie­szeń. Bę­dziesz wtedy moją prze­wod­niczką, bo ja wciąż się gu­bię na na­szym osie­dlu. – Uśmiech­nęła się. – Tylko małe ko­rzy­stają, bo przez moje ga­pio­stwo wciąż od­kry­wamy nowe place za­baw. Ale cóż zro­bić – wes­tchnęła – całe ży­cie miesz­ka­łam na wsi i to na ta­kiej na­prawdę za­bi­tej de­chami. Z jedną ulicą i dwoma do­mami...

– Nie mia­łaś okien? – za­cie­ka­wiła się Ja­goda, prze­ry­wa­jąc upi­na­nie na gło­wie sio­stry ga­łązki bzu wy­ję­tej z wa­zo­nika.

– Okien? – zdzi­wiła się mama. – Mia­łam. A dla­czego mia­ła­bym nie mieć?

– Za­bita de­chami ozna­cza miej­sce gdzieś na od­lu­dziu – wy­ja­śniła Zuza i się ro­ze­śmiała, ukrad­kiem ocie­ra­jąc łzy. – Czyli bar­dzo mała. Mama miesz­kała w ta­kiej wio­sce, gdy miała tyle lat co wy. Ale okna w domu miała.

– To do­brze – stwier­dziła za­do­wo­lona Ja­goda i wró­ciła do swo­jego za­ję­cia.

– To bar­dzo do­brze. – Pani Ju­dyta się ro­ze­śmiała. – Wi­dzisz, ja za­wsze będę za wami w tyle, ale ty świet­nie so­bie po­ra­dzisz. Po pro­stu na ra­zie spró­bujmy się sku­pić na tym, co tu jest fajne. Ja na przy­kład cie­szę się, że mamy wszę­dzie bli­sko. Nie mu­simy po­le­gać na au­to­bu­sach, które jeź­dziły, jak chciały. Przy­naj­mniej nie bę­dziesz się spóź­niać do szkoły i na gim­na­stykę.

– Ale ja już nie cho­dzę na gim­na­stykę, mamo – za­uwa­żyła z ża­lem Zu­zia.

– O wi­dzisz! – przy­po­mniała so­bie na­gle pani Ju­dyta. Ze­rwała się z miej­sca i po­bie­gła do przed­po­koju. Po chwili wró­ciła z to­rebką, z któ­rej wy­cią­gnęła nie­wielką ko­lo­rową ulotkę. – Od razu po­win­nam ci o tym po­wie­dzieć! Za­pi­sa­łam cię – oznaj­miła ra­do­śnie i po­ka­zała bro­szurę córce.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

W szkole tańca za­ję­cia z ba­letu co­raz czę­ściej pro­wa­dzi wy­ma­ga­jąca pani Ma­ria. Kaja, która nie prze­pada za ba­le­tem, jest co­raz bar­dziej znie­chę­cona. Poza tym oba­wia się, że tata nie trak­tuje po­waż­nie jej tre­nin­gów ta­necz­nych i nie uważa ich za duże osią­gnię­cie w po­rów­na­niu z suk­ce­sami star­szego brata, który wy­grywa więk­szość za­wo­dów pły­wac­kich. Kaja po­sta­na­wia udo­wod­nić, że może być do­bra za­równo w pły­wa­niu, jak i w tańcu. Za­pi­suje się na za­ję­cia na ba­se­nie. Szybko jed­nak oka­zuje się, że mimo do­brych chęci nie na­dąża za po­zo­sta­łymi kur­san­tami. Ma też co­raz mniej czasu i siły na ta­niec... Czy Kaja zre­zy­gnuje z ma­rzeń o tańcu? Czy kie­dyś za­tań­czy ta­niec sre­brzy­stego ła­bę­dzia?

.

Ela do­wia­duje się o fe­sti­walu tańca. Jej przy­ja­ciółka Kaja na­ma­wia ją, aby wy­star­to­wały w du­ecie w ka­te­go­rii gim­na­styki ar­ty­stycz­nej. Jed­nak pod­czas prób Ela nie jest w sta­nie do­rów­nać przy­ja­ciółce w tańcu.

Ela wy­my­śla wła­sny układ in­spi­ro­wany zna­nym ba­le­tem, ale bra­kuje jej od­wagi, aby wy­stą­pić w so­lówce. Czy bę­dzie miała oka­zję wy­ko­nać swój układ? Czy zre­zy­gnuje z du­etu z przy­ja­ciółką? Na fi­na­łowy wy­stęp wszy­scy już cze­kają!