Aced. Wymarzony - Ella Frank, Brooke Blaine - ebook

Aced. Wymarzony ebook

Ella Frank, Brooke Blaine

4,3

18 osób interesuje się tą książką

Opis

ROMANS M/M

Ace Locke jest hollywoodzkim gwiazdorem i doskonale wie, jak działa na kobiety. Ale to nie one go interesują, a model z billboardu, koło którego przejeżdża niemal codziennie. Seksowny, przystojny i ubrany jedynie w skórzana kurtkę i niewiele pozostawiające dla wyobraźni białe slipki. Minęło co prawda wiele czasu, od kiedy Ace ujawnił się jako gej, jednak wciąż nie ma odwagi związać się z mężczyzną – doskonale wie, że mógłby zapłacić za to karierą. Dlatego woli nie podejmować ryzyka i skupić się na pracy, a w każdej wolnej chwili marzyć o przystojniaku, którego imienia nawet nie zna.

Dylan Prescott przyjechał do L.A., by zostać modelem, a po bardzo udanej kampanii reklamowej dostał szansę, by zagrać w filmie. I to u boku swojego największego idola – Ace’a Locke’a. Dla Dylana to spełnienie najskrytszych marzeń, ale i powód do stresu. W końcu jest nowicjuszem wrzuconym na głęboką wodę i w dodatku nie wyobraża sobie, jak zachowa spokój przy gwiazdorze, który od wielu lat jest głównym bohaterem jego łóżkowych fantazji.

Obaj mężczyźni spotykają się w studiu filmowym i od razu zaczyna miedzy nimi iskrzyć. Kłopot w tym, ze pewny siebie Dylan nie kryje się z tym, kim jest i czego pragnie, zaś Ace obawia się plotek i prześladujących go przez całą dobę paparazzi…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 338

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (104 oceny)
60
23
17
2
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
SylkaPiotrowska

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam😀
10
Fifilinkag

Nie oderwiesz się od lektury

Uwielbiam, kocham ❤ świetna książka 😍
10
Garbielka

Nie oderwiesz się od lektury

Pokochałam tych dwóch facetów, facetów, którzy pochodzą z dwóch różnych światów. Aced jest słynnym aktorem, a Dawid modelem ,który dopiero rozpoczyna karierę i wchodzi powoli w ten świat , świat , błysku fleszy, paparazzich , w którym nie ma nic prywatności, ma wielki sekret, który ukrywa przed wszystkimi, został bardzo zraniony w dzieciństwie przez swoją matkę, ciągnie ich od samego początku, gdy tylko się spotykają , bucha od nich seksem i namiętnością. Ale nie chcą, aby ten sekret wyszedł na wolność, puki mogą ukrywają to przed wszystkimi, Ace spełnia każde życzenie Dawida, zabiera go w miejsca ,o których mógłby tylko pomarzyć, ufa mu, a przede wszystkim kochają się, oj i to bardzo, ale bajka nie trwa długo i ci wredni paparazzi , dobierają im się do skóry, czy przetrwają teraz w tym świecie, czy to ich zniszczy? Oby nie.
11
Zaczytana_13

Dobrze spędzony czas

To moja piąta przeczytana książka z motywem m/m. Jakoś zawsze mnie odpychały, ale coraz bardziej się do nich przekonuje. Widać moje gusta się zmieniają, no i chyba w końcu "dojrzałam" do czytania o męskiej miłości. Co do samej książki miało być gorąco i z przyjemnością stwierdzam, że naprawdę było gorąco. Polubiłam Ace'a i Dylana od samego początku. Chemia między nimi była wyczuwalna w każdym momencie czytania i nie ustąpiła aż do ostatniej strony. Zaczęło się od wzajemnej fascynacji, powoli przeradzając w coś więcej i to bardzo dobrze ujęły w książce autorki. Polecam
11
BarbaraIrena79

Nie oderwiesz się od lektury

ale się porobiło. tak chłopakom z....... resztę musicie przeczytać warto
00

Popularność




SPIS TREŚCI

1. TWARDY… JAK SKAŁA

2. NAPALONA KOZA

3. CIOS W GŁOWĘ

4. WYRZUCAM CIĘ Z MOICH SNÓW, ZAPRASZAM DO MOJEGO AUTA

5. ZNIEWIEŚCIAŁY DRAŃ

6. DZIĘKUJĘ, ŻE PRZYSZEDŁEŚ

7. TYLKO DLA DUŻYCH CHŁOPCÓW

8. RĘCE PRZY SOBIE

9. PRZESTAŃ GADAĆ, ZACZNIJ ROBIĆ

10. MOCNIEJ, HORACE

11. NIE POZWÓL, ŻEBY ZŁE MOCE POKRZYŻOWAŁY CI SZYKI

12. TRZYDZIEŚCI TRZY CENTYMETRY

13. OSTRE HAMOWANIE

14. I… AKCJA

15. SERDUSZKA I KWIATKI

16. MYŚL GŁOWĄ

17. WYBIERZMY SIĘ NA PRZEJAŻDŻKĘ

18. ZŁE WIEŚCI

19. ZAPIERASZ MI DECH W PIERSI

20. UDAWAJ, AŻ STANIE SIĘ TO PRAWDĄ

21. DOROTKA W KRAINIE OZ

22. NIEZNANY CEL

23. PODNIEŚĆ STAWKĘ

24. ZORRO

25. ZJEDZ MOJĄ PARÓWKĘ

PODZIĘKOWANIA

O AUTORKACH

ACED

TYTUŁ ORYGINAŁU
ACED

Copyright © 2016. Aced by Ella Frank & Brooke Blaine

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Papierówka Beata Bamber, 2019

Copyright © by Wydawnictwo Papierówka Beata Bamber, 2019

Redaktor prowadząca: Beata Bamber

Redakcja: Anna Ćwik

Korekta: Patrycja Siedlecka

Fotografia na okładce: © irinaneva/Adobe Stock

Opracowanie graficzne okładki: Marcin Bronicki, behance.net/mbronicki

Projekt typograficzny, skład i łamanie: Beata BamberWydanie 1 Gołuski 2019 ISBN 978-83-66429-53-6Wydawnictwo Papierówka Beata Bamber Sowia 7, 62-070 Gołuski www.papierowka.com.plPrzygotowanie wersji ebook: Agnieszka Makowska www.facebook.com/ADMakowska
ELLA FRANKBROOKE BLAINE
ACEDWymarzonyPRZEŁOŻYŁAAnna Czyżewska

Wszystkim tym, którzy pragnęli mieć w swoim życiu więcej Ace’a. Bez Was nie tylko nie powstałaby ta książka, ale nie istniałby też Dylan. Tak że dziękujemy Wam za to, że jesteście takimi małymi zachłannymi dupkami.

ACED

Wymarzony

1. TWARDY… JAK SKAŁA

Tuż za mną zawył klakson. I nie był to bynajmniej krótki sygnał mający skłonić mnie do ruszenia tyłka, ale długi dźwięk, który sprawił, że pokazałem kierowcy środkowy palec.

Już od trzech tygodni była to najlepsza część mojego poranka, a skoro siedzenie na dupie na zakorkowanym skrzyżowaniu Hollywood i Highland sprawiało mi przyjemność, to reszta Los Angeles mogła poczekać.

– Rusz się, dupku! – krzyknął ktoś, a potem roztrąbiły się klaksony.

Uśmiechnąłem się pod nosem, patrząc na bilbord, który zmuszał mnie do wydłużania trasy o ładnych kilka kilometrów jedynie po to, by zobaczyć znajdującego się na nim mężczyznę.

Każdego.

Cholernego.

Dnia.

Kimkolwiek był ten smukły i umięśniony jak większość modeli koleś z ciemnymi, lekko rozwianymi włosami, wydawał mi się pieprzonym ideałem. Miał na sobie wyłącznie rozpiętą skórzaną kurtkę i najmniejszą parę białych slipek, jakie mógłby założyć facet. Biła od niego pewność siebie i arogancja. Bez wątpienia był najseksowniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziałem, a w swoim zawodzie spotkałem kilku przystojniaków.

Ale ten… wydawał się inny.

Moją uwagę przykuło przede wszystkim uwodzicielskie spojrzenie jego oczu i sposób, w jaki dotykał kciukiem górnej wargi. Zupełnie jakby mówił: „Chodź, posmakuj mnie. Rzucam ci wyzwanie”. I przynosiło to zamierzony efekt, bo miałem ochotę go skosztować. Tak, nazwijcie mnie płytkim sukinsynem, ale praktycznie śliniłem się na widok calvinów kleinów opuszczonych poniżej linii jego bioder i ciemnych włosów prowadzących wprost do… Kurwa! Jego twardego jak skała tylko-czekającego-żebym-wziął-go-do-ust penisa…

– Ace? Znowu bawisz się w robienie korka? – głos Shayne, mojej energicznej australijskiej przyjaciółki, i swego czasu „brody”, bo chyba powinienem o tym wspomnieć, wyrwał mnie z zamyślenia. – Zabieraj dupę w troki albo zrobię ci z niej taki garaż, że przez tydzień będziesz srał jadaczką!

Zachichotałem na te słowa i – rzuciwszy ostatnie spojrzenie na Marky Marka, bo tak właśnie na niego mówiłem – docisnąłem gaz, ku uldze kierowców aut stojących z tyłu.

– Powiedz, że nie robiłeś tego, co myślę, że robiłeś.

– Słucham? Masz na myśli parkowanie przed darem niebios w bieliźnie i robienie sobie dobrze? – odpowiedziałem, parodiując jej australijski akcent.

– No wreszcie, ty fiucie! – wydarł się mijający mnie mieszkaniec Los Angeles, a ja pomachałem mu w odpowiedzi.

– Cholera ciężka, Ace. Ktoś cię kiedyś zastrzeli, jeśli będziesz utrudniał ludziom dotarcie do pracy. Już widzę te nagłówki: „Największa gwiazda Hollywood zastrzelona podczas masturbacji w swoim lamborghini”.

– Hej, ręce trzymam na kierownicy. Nie wyglądałoby to dobrze, gdybym przyszedł na pierwsze czytanie scenariusza z mokrymi gaciami. Poza tym wolałbym robić to nago w swoim łóżku.

– Eee… Nadmiar informacji.

– Jasne, tak jakby cokolwiek mogło cię zgorszyć. Poza tym to ty zaczęłaś ten temat, Shayne, ja tylko go pociągnąłem.

– A właśnie, dzwonię, żeby przypomnieć ci, że Paige już w piątek zacznie przygotowania do twojej sobotniej balangi urodzinowej, więc dopilnuj, żeby twoi ludzie ją wpuścili, jeśli nie będzie cię na miejscu.

– Spoko. Chociaż nie wątpię, że ochrona chętnie popatrzyłaby, jak kręci tyłkiem, próbując przeleźć przez ogrodzenie.

– Ace…

– Dobrze, dobrze, Sophie ją wpuści.

– Chwila, Sophie nadal jest twoją gosposią? Myślałam, że wywaliłeś ją na zbity pysk, bo prawie codziennie coś tłukła?

– Owszem, zwolniłem ją. Już całe dziewięć razy, a ona za każdym razem wybuchała płaczem i opowiadała mi, jak bardzo mały Johnny chce grać w t-ball w tym sezonie, mała Maria chce na urodziny kuchenkę dla dzieci, a jej nie będzie stać na karmienie ich bezglutenowym gównem, jeśli straci pracę. Do kurwy nędzy, nie mogłem tego wytrzymać.

– Och, kochanie. Masz serce.

– Pewnie, że mam. Chociaż nie za wielkie, bo zwolniłem kamerdynera… – odpowiedziałem.

– Cóż, czasem łatwo o tym zapomnieć, kiedy się człowiek naogląda twardziela, którego zgrywasz w telewizji i w tabloidach. Nie przypominam sobie, żebyś był taki wiecznie… podminowany, kiedy ze sobą „chodziliśmy”.

Bez kitu.

– Wiesz, wtedy do zgrywania twardziela wystarczyła mi gorąca laska uwieszona na ramieniu. Ale od czasu wyjścia z szafy musiałem trochę pozmieniać w moim wizerunku.

– Hm, pasuje ci wizerunek małego aroganckiego fiuta.

– Małego? – prychnąłem.

– Racja. Ogromnego. Gigantycznego. Największego, jakiego widziałam…

– Często to słyszę.

– Ej, chyba wystarczy łechtania twojego ego na jeden dzień.

– Jeśli mam być szczery, to wolałbym, żeby ktoś połechtał mi co innego, ale i tak poprawiłaś mi humor.

– Fuuuj! Jedź już na to swoje spotkanie…

– Czytanie scenariusza.

– Tak, tak, czytanie scenariusza czy co tam. I staraj się nikogo więcej nie wkurzyć. Paparuchy cię obserwują – powiedziała śpiewnie.

Wystarczył rzut oka w lusterko, żebym przekonał się, że miała rację. Ta sama srebrna honda, która jechała za mną, od kiedy ruszyłem z Beverly Hills, znajdowała się kilka samochodów dalej i nie miałem wątpliwości, że co najmniej jeden facet cykał mi teraz fotki.

Zajebiście.

– A właśnie – kontynuowała Shayne. – Widziałam świetne zdjęcie, na którym blokujesz jeden pas Highland i pokazujesz środkowy palec jakiemuś biednemu kierowcy za tobą. Masz klasę, Ace.

– Sukinsyn. To było dwie minuty temu. Ledwo zjechałem na Barham.

– Wiesz, że wszyscy uganiają się za tobą z jednego powodu.

– Tak, wiem, czego chcą.

Od roku, czyli od dnia konferencji, podczas której ujawniłem się jako gej, jeżdżą za mną w jednym celu. Żeby w miejscu publicznym zrobić mi z kimś zdjęcie.

– Powodzenia – mruknąłem. – Nie mają na to najmniejszych szans.

– Po prostu na siebie uważaj, proszę.

– Zawsze uważam – odparłem i rozłączyłem się, a potem nastawiłem głośniej lecącą w radiu rockową piosenkę i wcisnąłem gaz do dechy.

***

Nigdy bym nie przypuszczał, że będę szedł między halami zdjęciowymi studia Warner Bros. w drodze do mojej pierwszej pracy w Hollywood. Ja, Dylan Prescott, zmierzałem do Studia Szesnastego, gdzie miałem nagrywać film. To było zajebiście niewiarygodne. Ale byłem tu. I musiałem przyznać, że się denerwowałem. W końcu nie tylko miałem grać w filmie, ale grać w filmie u boku największej współczesnej gwiazdy kina akcji – Ace’a Locke’a.c Tego Ace’a Locke’a, który walczył z ninjami w Ostatnim dziecku ulicy. Tego Ace’a Locke’a, który ocalił okręt wojenny przed zatonięciem po tym, jak trafiły w niego trzy rakiety w pierwszej części Insurekcji. Dokładnie tego Ace’a Locke’a, który był gwiazdą niemal wszystkich moich nieprzyzwoitych fantazji.

Tak, właśnie tego Ace’a Locke’a.

Kiedy trzy miesiące temu pierwszy raz przyjechałem do L.A., nie zamierzałem zostawać aktorem. Byłem skoncentrowany na karierze modela, póki moja agentka nie zaczęła ględzić, że mam twarz, którą pokochałaby kamera. Co było chyba oczywiste. W końcu już rozbierałem się podczas sesji zdjęciowych niemal do naga. Ale wtedy ona wspomniała o telewizji i kinie, a to wzbudziło moje zainteresowanie.

A więc, dzięki odrobinie szczęścia, kroczyłem teraz ku swojej przyszłości. Zatrzymałem się na środku ulicy, by popatrzeć dokoła. Sławna wieża ciśnień z logo wytwórni Warner Bros., a po lewej plan zdjęciowy Brooklyńskich nocy, jednego z moich ulubionych seriali policyjnych. Po ulicach jeździły otwarte busiki pełne turystów. I wszystko to na tle ogromnego wzgórza, oddzielającego Burbank od Hollywoodu.

Prawie się uszczypnąłem. Co ja tu, do diabła, robię?

Zacisnąłem dłonie na mapie, którą mi dano, i ruchem ramion poprawiłem plecak. Już miałem zrobić krok, gdy usłyszałem za sobą pisk opon, a zaraz potem głośny klakson. Spłoszyłem się i odwróciłem, by ujrzeć odlotowe lamborghini. Było czarne jak noc, z trzmielowo-żółtymi pasami na dole. Szyby miało tak ciemne, że nie widziałem, jaki idiota jechał wąską uliczką niczym najgorszy pirat drogowy. Z wnętrza dobiegała głośna muzyka.

Tymczasem koła zaczęły kręcić się powoli, a auto zbliżyło się do mnie. Zmrużyłem oczy, próbując zajrzeć do środka, lecz bezskutecznie. Wkrótce jednak problem sam się rozwiązał, ponieważ samochód zatrzymał się, a przez opuszczoną szybę po stronie kierowcy głowę wychylił Ace „Pieprzony” Locke i przemówił do mnie. Tak, naprawdę do mnie.

– Hej, pajacu, może zejdziesz mi z drogi, co?!

Okej, może nie tyle przemówił, co się wydarł… ale uważnie na mnie patrzył – chyba. Znaczy, trudno było to stwierdzić z powodu ciemnych okularów.

– Mam cię rozjechać? Przesuń się, dobra? Niektórzy mają ważne sprawy do załatwienia.

Zanim zdążyłem odpowiedzieć, Ace schował się do środka i nacisnął pedał gazu. Czarna bestia wydała z siebie pomruk, co zapewne miało zmobilizować mnie do ruszenia tyłka, ale dopiero gdy po raz kolejny użył klaksonu, zszedłem na bok, potykając się o własne nogi. Auto przesuwało się powoli, aż znalazło się na mojej wysokości, a ja spojrzałem w dół na twarz, którą do tej pory oglądałem wyłącznie na ekranie.

– Wiesz – zaczął Ace, przekrzykując głośną muzykę rockową – byłoby dla ciebie bezpieczniej, gdybyś wykupił sobie wycieczkę busem.

Już otwierałem usta, by wyjaśnić, że nie jestem turystą – a przynajmniej sądzę, że właśnie to bym powiedział – ale zanim mój mózg zaczął formułować choć jedno cholerne słowo, Ace docisnął pedał gazu i odjechał. Mogłem już tylko gapić się jak kretyn na tył jego samochodu.

Cholera, i to by było na tyle w kwestii dobrego pierwszego wrażenia. Czytanie scenariusza zapowiadało się piekielnie niezręcznie i to bynajmniej nie dlatego, że leciałem na gwiazdę naszego filmu, ale przez to, że Ace Locke okazał się totalnym chujem.

***

Gdy tylko zaparkowałem na miejscu oznaczonym moim nazwiskiem, wyłączyłem silnik i zgarnąłem z siedzenia scenariusz Insurekcji 2, który mieliśmy dziś czytać. Nie mogłem doczekać się powrotu na plan. Ostatni film kręciłem przez cztery miesiące w prawie pięćdziesięciostopniowym upale, toteż praca blisko domu i możliwość częstego zanurzania się w zbiorniku wodnym była mile widzianą odmianą.

– Niezła bryka, Ace – powiedział Ron King, reżyser.

Wysiadł ze swojego czerwonego samochodu sportowego, przeszedł kilka kroków i stanął na wprost lamborghini, po czym zagwizdał z uznaniem.

– Więc należysz do grona dwudziestu szczęściarzy, którzy załapali się na tę niegrzeczną dziewczynkę. Pozwolisz mi zabrać ją na przejażdżkę?

– Po moim trupie.

– Rozumiem. W takim razie zabiję cię w pierwszych dziesięciu minutach filmu – rzekł Ron z szerokim uśmiechem i uścisnął mi dłoń na powitanie.

Był niższy ode mnie o dobre dwadzieścia centymetrów, miał rozczochrane rude włosy, które upychał pod czapką z daszkiem, a napisy na jego koszulkach zawsze jasno oznajmiały, jak aktualnie się czuł. Dzisiejszy napis głosił: „Mam alergię na głupotę. Reaguję na nią sarkazmem”.

– Cieszę się, że znowu razem pracujemy – powiedział. – Pewnie nie ruszylibyśmy z tym projektem bez ciebie, ale niech ci woda sodowa nie uderzy do głowy. Chociaż w swojej przyczepie masz nawet zielone MandM’sy.

Posłałem mu krzywy uśmiech i odpowiedziałem, nie mogąc się potrzymać:

– Nie słyszałeś? Teraz wolę Skittlesy. Smak tęczy i te sprawy, sam rozumiesz. Jęknął i otworzył drzwi do Studia Szesnastego.

– Jezu. Właź do środka, ty draniu. I nie flirtuj tam ze wszystkimi.

– Och, nie zamierzam – odparłem, mrugając do niego.

Wewnątrz czekało już na nas mniej więcej trzydzieści ustawionych w kole krzeseł, w większości zajętych. Ze względu na to, że przeważająca część starej obsady została zabita w poprzednim filmie, mieliśmy pracować z nowymi aktorami, więc dzisiejszy dzień zapewne da nam przedsmak tego, czego będziemy mogli się po sobie spodziewać. Przywitałem się z kilkoma osobami, które znałem, a wtedy Ron dał wszystkim znak, by zajęli miejsca.

Usiadłem na najbliższym krześle i wziąłem łyk wody, a wtedy mój wzrok spoczął na zbliżającej się do nas postaci. W czarnych jeansach i dopasowanej szarej koszulce typu henley, która podkreślała jego mięśnie, na pewno zwróciłby moją uwagę… gdyby nie był to ten sam koleś, którego prawie przejechałem chwilę wcześniej. Coś w nim sprawiało, że wydawał mi się znajomy, ale kapelusz zasłaniał mu twarz, więc nie mogłem lepiej się jej przyjrzeć. Usiadł na ostatnim wolnym krześle, dokładnie naprzeciwko mnie, i rozejrzał się wokół, zwijając scenariusz w rurkę.

Ach, nerwy. Najwyraźniej był nowicjuszem, bo z nikim się nie przywitał. Kiedy kontynuował lustrowanie wszystkiego naokoło, nasze spojrzenia się spotkały i przez moment patrzyliśmy na siebie, póki nie uniosłem lekko brwi. Wtedy szybko odwrócił wzrok, a Ron rozpoczął powitalną przemowę. Chwila… Znam tego kolesia…

Ron skończył swoją zagrzewającą do działania gadkę i kazał nam się przedstawić. Nowicjusz zdjął wówczas kapelusz i przeczesał palcami brązowe włosy, mierzwiąc je niedbale, a kiedy podniósł wzrok, jego oczy przeszyły mnie na wylot. Z wrażenia wstrzymałem oddech… Bo tuż przede mną siedział, zupełnie jakbym sam ściągnął go z bilbordu, pieprzony Marky Mark.

***

Czułem to. Obserwował mnie. Nie musiałem nawet patrzeć w jego kierunku, by wiedzieć, że Ace Locke mnie obserwował.

Pewnie zabrzmi to głupio, ale od chwili, gdy zająłem miejsce, aż do teraz oczy Ace’a lustrowały mnie jak cholerne promienie lasera. Przysłuchując się kolejnym osobom, które wstawały, by się przedstawić, kątem oka widziałem, że bezustannie mnie obserwuje.

Co, do diabła? Przecież już wystarczająco się stresowałem. Naprawdę zamierzał zrobić mi scenę przez to, co wydarzyło się przed studiem? Miałem nadzieję, że nie, bo uwielbienie dla jednego z moich idoli zmniejszało się w szybkim tempie.

Kiedy mężczyzna obok Ace’a podniósł się i zaczął mówić o sobie, pomyślałem, że może to wszystko działo się tylko w mojej głowie. Może miałem atak paniki i wyobrażałem sobie, że Ace przyszpila mnie wzrokiem. No bo serio, niby czemu hollywoodzki gwiazdor miałby patrzeć akurat na mnie? Chyba że planował powiedzieć reżyserowi, żeby mnie zwolnił… Cholera! Co miałem teraz zrobić? Kurwa mać.

Pozwoliłem sobie spojrzeć bezpośrednio na Ace’a, gdy koleś obok niego – tak, nawet nie usłyszałem, jak się nazywa – usiadł. Tymczasem Ace wziął łyk wody, zanim wstał, a mnie momentalnie zachwycił jego napinający się biceps. Cholera ciężka. Widywałem już dobrze zbudowanych facetów. Kurde, nawet Derek, mój trener i przyjaciel z rodzinnego miasta na Florydzie, był przypakowany, ale ten tutaj bił go na głowę. Przypuszczalnie nie objąłbym tego bicepsa obiema dłońmi. Po prostu wow!

Kiedy Ace pochylił się, żeby postawić butelkę na podłodze, uniósł głowę i jestem pewien, że tym razem naprawdę spojrzał mi prosto w oczy, bo kącik jego ust drgnął w zadowolonym z siebie uśmieszku, zupełnie jakby… cóż, przyłapał mnie na wgapianiu się w niego.

Szlag!

Wstał i wsunął dłonie w kieszenie jeansów, rozglądając się dookoła, a potem uśmiechnął się szeroko i tak bardzo arogancko, że nie dało się nie podziwiać jego pewności siebie. Facet miał jej od pyty.

– Cześć, jestem Ace – powiedział.

Chyba nie tylko mnie to stwierdzenie wydało się zbędne, bo rozległy się śmiechy i komentarze w rodzaju: „No bez kitu”. Ale on po prostu roześmiał się dobrodusznie i obrzucił spojrzeniem wszystkich siedzących w kółku.

– Naprawdę się cieszę, że będziemy wspólnie pracować nad tym projektem. Ron kazał mi z góry przeprosić za to, że pewnie co najmniej połowa z was zostanie odstrzelona w pierwszych dziesięciu minutach filmu…

– Tak, tak, Ace, spoko – mruknął reżyser.

– No dobra, może tylko jedna trzecia. Kręcenie pierwszej części było rewelacyjnym doświadczeniem i jesteśmy obaj naprawdę szczęśliwi, że dołączyliście do obsady. Nie mogę się doczekać, aż poznam was i zabierzemy się do roboty.

Gdy siadał, wszyscy bili brawo z podekscytowania, a kilka osób nawet zagwizdało. Ja też odruchowo zacząłem klaskać, nie spuszczając z niego wzroku. Tymczasem Ace, gdy już skończył napawać się chwilą, zajął swoje miejsce, skrzyżował ręce na piersi, oparł się wygodnie i – właśnie tak – spojrzał wprost na mnie.

Do diabła!

To nie był objaw paranoi. On zdecydowanie się na mnie zafiksował. A za kilka minut moja kolej, by się przedstawić i jednocześnie udawać, że wzrok mężczyzny, którego pieprzyłem w swoich fantazjach, nie skupia się na mojej osobie wyłącznie dlatego, że uważa mnie za totalnego kretyna. Cóż, gwoli sprawiedliwości, ja uważałem go za napuszonego palanta, więc niby czemu miałbym się przejmować tym, co myślał na mój temat?

Sęk w tym, że przyglądał mi się w specyficzny sposób. Nie potrafiłem sobie tego wytłumaczyć i nie zamierzałem dawać wiary tej części umysłu, która uporczywie podszeptywała, że za jego spojrzeniem kryło się zainteresowanie. Po prostu nie było takiej opcji. Ale Ace patrzył tak… jakby mnie znał.

Przygryzł dolną wargę, zmrużył oczy i wpatrywał się badawczo. A bądźmy szczerzy – mimo że zachowywał się jak skończony kutas – myśl o tym, że Ace Locke przypatruje mi się, jakby chciał podejść i zedrzeć ze mnie ciuchy…

– Koleś. – Dostałem kuksańca od faceta z prawej i wreszcie oderwałem wzrok od Ace’a. – Twoja kolej.

Kurde. Nerwowo strzeliłem oczyma na boki i poczułem, jak fala gorąca uderza mi w twarz. Wszyscy wpatrywali się teraz we mnie, łącznie z Ace’em. Wziąłem głęboki oddech, zastanawiając się, czy ten dzień może spieprzyć się jeszcze bardziej, i nagle postanowiłem… Jak to się mówi? „Udawać, aż stanie się to prawdą”.

Wstałem, ściskając w dłoniach scenariusz, i wtedy z najbardziej wiarygodną zuchwałością, jaką udało mi się z siebie wydusić, przedstawiłem się.

– Cześć, mam na imię Dylan i jestem nowy w tym całym biznesie. – Rozejrzałem się dookoła, usiłując uniknąć patrzenia na mężczyznę, który sprawiał, że popełniałem błąd za błędem. – Szalenie się cieszę, że zostałem częścią tego projektu i chciałbym tylko prosić, żebyście traktowali mnie ulgowo.

Wszyscy zaczęli chichotać, a ja nie mogłem się powstrzymać przed odszukaniem wzrokiem Ace’a. Pochylił się do przodu, oparł łokcie na kolanach i obserwował mnie uważnie, potakując, aż wreszcie powiedział:

– Traktować ulgowo, co? Powinieneś był zatrzymać to dla siebie. Teraz zwróciłeś moją uwagę.

Oparł się o krzesło i zerknął na Rona. Przysięgam, że moje pieprzone serce waliło tak mocno, że chyba tylko cudem nie było tego słychać w ciszy, która zapadła. Czy on w ogóle zdawał sobie sprawę z tego, co do mnie powiedział? Zwróciłem jego uwagę? Bez kitu!

– Ale… może jeśli zaliczysz sprawdzian inicjacyjny, potraktujemy cię ulgowo. Zmrużyłem oczy, patrząc na niego. Jezu, co to, do diabła, miało znaczyć?

– Uch… Jaki sprawdzian?

Ace arogancko przechylił głowę, patrząc na resztę obsady.

– Wkrótce się dowie, co nie, chłopaki?

Wszyscy uśmiechnęli się do niego jak do pieprzonego bohatera, a ja myślałem tylko o tym, jak bardzo chcę mu powiedzieć, żeby się odpierdolił…

– Dziękuję, Dylan – powiedział Ron, po czym spojrzał na Ace’a. – A ty się zachowuj, Locke.

Ace wzruszył ramionami, znów krzyżując ręce i posyłając mi bezlitosny wyszczerz.

– A gdzie w tym zabawa?

Z trudem przełknąłem ślinę, czując, że miał na myśli o wiele więcej niż dwie minuty piekła, które właśnie mi zaserwował.

„Zachowywanie się” nie brzmiało jak coś, co robiłby twardziel, który podjechał pod studio samochodem droższym niż sporej wielkości dom. Ani coś, co robiłby mężczyzna, który teraz znów obserwował mnie jak lew oceniający swoją przyszłą zdobycz.

2. NAPALONA KOZA

Nigdy bym nie przypuszczał, że będę wdzięczny, że mam tylko kilka kwestii porozrzucanych po całym scenariuszu. Lecz po tym, jak zaczął się dzisiejszy dzień, naprawdę nie chciałem, żeby poświęcano mi jeszcze więcej uwagi. Kiedy więc nadszedł czas, bym przeczytał tekst, wyrzuciłem z siebie słowa z największym zdecydowaniem, na jakie było mnie stać, ale głowę wypełniały mi myśli o gwiazdorze siedzącym naprzeciwko.

Jak, do cholery, miałem pracować z tym facetem? I pomyśleć, że jeszcze w drodze tutaj byłem naprawdę podekscytowany. Nie sądziłem, że poczuję się jak niezdarny pierwszoklasista, któremu dokucza rozgrywający z ostatniej klasy. Atrakcyjny rozgrywający z ostatniej klasy.

Na żywo Ace wyglądał jeszcze lepiej niż na srebrnym ekranie i, uwierzcie mi, po tym, co przeszedłem przez niego dziś rano, naprawdę nie chciałem tego przyznawać. Przez ostatnich kilka godzin stał na czele naszej grupy – i to nie tylko dzięki głębokiemu, grzmiącemu głosowi, ale po prostu miał w sobie to coś. Jak się na to mówi? Charyzma. Dzięki niej, kiedy Ace do ciebie mówił, musiałeś go słuchać. A gdy jego ostatnia kwestia i didaskalia zostały przeczytane, wszyscy wznieśli okrzyki i zaczęli gwizdać, a poziom ekscytacji sięgnął zenitu.

– Wykonaliście kawał dobrej roboty – powiedział Ron, wstając. – To co, gotowi do pracy?

Rozbrzmiał zgodny chór głosów, a on przytaknął.

– Świetnie. Mamy przed sobą dość ambitny grafik, bo będziemy kręcić głównie w hali zdjęciowej i w zbiorniku wodnym, więc odpadną problemy związane ze zmianami pogody i ewentualnymi podróżami. Wszyscy będziecie mokrzy od rana do nocy, więc bierzcie cholerne witaminy i pijcie jakieś gówno z zielonych warzyw, proszę.

Rozległo się kilka niezadowolonych jęków, a oczy Rona błysnęły złowieszczo.

– I jeszcze jedno, panienki – powiedział. – Zadbajcie o to, żeby zajrzeć do J.T., zanim wyjdziecie. Jakieś pytania?

Tak… Kto to jest J.T.?

– Dobra, widzimy się jutro.

Gdy wszyscy zaczęli się zbierać, nachyliłem się do siedzącego obok jasnowłosego chłopaka i zapytałem:

– Kto to jest J.T.?

– Fryzjer.

– A dlaczego musimy zajrzeć do fryzjera?

Jego wzrok powędrował ku moim włosom.

– Bo tego będzie trzeba się pozbyć.

Co… do kurwy nędzy?!

– Mówisz poważnie?

Przytaknął, a ja zakląłem głośno. Moja agentka nieźle się wścieknie.

– Jestem Russ – powiedział i uścisnął moją dłoń. – Nie aż tak zielony jak ty, ale grałem tylko w kilku małych, niezależnych produkcjach. Zawsze chciałem pracować z Ronem.

– Pewnie. Wydaje się spoko.

– Cóż, słyszałem, że trzeba mieć twardy tyłek, żeby z nim wytrzymać. Ale ponoć to mimo wszystko równy koleś.

– Ja tam lubię twarde tyłki – odpowiedziałem, szczerząc się.

Jasne brwi Russa powędrowały ku górze, a usta wykrzywiły się w uśmiechu.

– Wiesz, na mój nikt nigdy nie narzekał.

– Na co twojego? – usłyszałem głos za plecami i skoczyłem na równe nogi.

Za mną stał…

Kurwa…

Ace patrzył na mnie wyczekująco, a mój mózg postanowił oczywiście walić to wszystko. Już i tak zrobiłem dziś z siebie debila i jego opinia o mnie nie mogła stać się jeszcze gorsza, więc nie zamierzałem dłużej bawić się w zachowywanie dobrych manier.

– Rozmawialiśmy właśnie o tyłku Russa, co, jak sądzę, powinieneś docenić. Kątem oka dostrzegłem, że Russ szeroko rozdziawia usta, ale twarz Ace’a pozostała bez wyrazu. Nie odrywał ode mnie wzroku. Tak, powiedziałem to. Ace dopiero niedawno wyszedł z szafy, a ja oczywiście musiałem do tego nawiązać. – Odwróć się – zażądał Ace, przenosząc spojrzenie ze mnie na Russa.

– Eee… Co? – zapiszczał Russ.

– Odwróć się. – Ace ponaglił go ruchem ręki. – Nie mogę przyłączyć się do konwersacji, jeśli nie obejrzę towaru.

Russ zawahał się i zerknął na mnie, a potem wzruszył ramionami i powoli stanął tyłem do nas. Ace potarł podbródek, a jego wzrok powędrował od głowy Russa, przez szerokie plecy aż do części ciała, o której rozmawialiśmy.

– I co myślisz? Danny, tak?

– Dylan.

– Racja, Dylan. Więc co myślisz o tyłku Russa?

W co on pogrywa?

– Jest… ładny.

– Ładny? – zakpił Ace. – Żaden facet nie chce słyszeć, że ma ładny tyłek. Spróbuj jeszcze raz.

– Umięśniony. Russ ma umięśniony tyłek.

– No, trochę lepiej. Chociaż nie sądziłem, że zdążyłeś już się o tym przekonać, w końcu dopiero się poznaliście. – Uśmiech Ace’a stawał się coraz szerszy, a kark Russa coraz bardziej czerwony. Ace zerknął na mnie. – Ja powiedziałbym, że… seksowny.

Wytrzymałem jego spojrzenie i dodałem:

– Albo kształtny i sprężysty.

– Wystarczająco twardy, żeby postawić na nim szklankę z drinkiem…

Russ odwrócił się tak szybko, że potknął się o nogę krzesła.

– Dzięki… koledzy. Ale muszę, eee, lecieć do J.T. Dzięki za komplement… komplementy. Do jutra.

Porwał z krzesła scenariusz i niemal wybiegł ze studia.

Ace roześmiał się na cały głos.

– Chyba nieźle go przestraszyłeś.

– Ja? – zapytałem. – To ty kazałeś mu się odwrócić, jakbyś chciał obejrzeć towar wystawiony na aukcję.

– Oho, czyżbyś się na tym znał?

Już otwierałem usta, żeby zaprzeczyć, lecz nagle przypomniałem sobie pewną noc sprzed kilku lat, kiedy Derek zawlókł mnie na scenę, żeby pomóc zebrać kilka tysiaków na cele charytatywne.

Ace przekrzywił głowę, przyglądając mi się badawczo.

– Interesujące. Z każdym wypowiedzianym słowem intrygujesz mnie coraz bardziej. Albo, jak w tym przypadku, z niewypowiedzianym.

– No tak, jestem tu przecież wyłącznie po to, żeby dostarczać ci rozrywki – odpowiedziałem nonszalancko, upychając scenariusz do tylnej kieszeni jeansów.

Ace postąpił kilka kroków. Choć byliśmy mniej więcej tego samego wzrostu, nagle wydał mi się naprawdę ogromny. Onieśmielał mnie, a jego spojrzenie paraliżowało. Stałem przed nim niezdolny do żadnego ruchu, on zaś odezwał się niskim głosem:

– Uważaj na to, co mówisz, Dylan. Mogę zechcieć potraktować to poważnie.

Wiedziałem, że muszę wyglądać na nie mniej zszokowanego, niż się czułem, bo usta Ace’a rozchyliły się w zmysłowym uśmiechu. Wyraźnie zdawał sobie sprawę, że kompletnie mnie zatkało.

– Wiesz, ta mała gierka była całkiem zabawna, a tyłek Russa niezły. Ale założę się, że gdybyś miał na sobie parę białych calvinów kleinów i rozpiętą skórzaną kurtkę, robiłbyś naprawdę piorunujące wrażenie.

Dopiero po kilku chwilach dotarło do mnie, co powiedział. Otworzyłem szeroko oczy. Przecież nie mógł mieć na myśli…

– Wielka szkoda, że będziesz musiał pozbyć się włosów. Zawsze właśnie tak sobie ciebie wyobrażałem, kiedy robiłem sobie dobrze, wspominając ten twój prowokacyjny bilbord. – Umilkł i wyminął mnie, a gdy nasze ramiona otarły się o siebie, wyszeptał: – Do zobaczenia jutro, Dylan.

***

„Warto czasem pokusić się o szczerość”, pomyślałem, wychodząc ze studia. Nie pamiętam już, kiedy ostatni raz czułem się tak dobrze.

Kurwa, kto by przypuszczał, że Marky Mark wystąpi w moim nowym filmie? To było jak uśmiech losu albo coś takiego. Ale nie zamierzałem tego roztrząsać, bo Dylan na żywo okazał się jeszcze bardziej atrakcyjny, niż sobie wyobrażałem. Po prostu… zapierał dech w piersiach.

Zawsze zastanawiałem się, jaki ma kolor oczu, kiedy bezwstydnie zwalniałem, przejeżdżając obok jego bilbordu, ale przysięgam, nigdy bym nie zgadł. Miały przepiękny odcień morskiej zieleni, tak rzadko spotykany, że żadna siła nie mogłaby mnie powstrzymać przed wpatrywaniem się w nie. A jego włosy… Naprawdę wielka szkoda, że musiał je ściąć, bo były to dokładnie takie włosy, jakie miało się ochotę chwycić, by skierować te cudne usta tam, gdzie się chciało.

„A skoro mowa o ustach…”, myślałem, otwierając drzwi lamborghini. Dylan był naprawdę wygadany i rosła we mnie chęć, by zamknąć mu je moimi własnymi, mimo że otaczali nas ludzie – zarówno obcy, jak i znajomi. Na pewno będą z nim kłopoty. W ciągu kilku godzin zdołał sprawić, że stałem się nieostrożny. A to mogło oznaczać tylko jedno. Wdepnąłem w niezłe gówno.

Zająłem miejsce za kierownicą, a gdy drzwi auta się zamykały, Dylan wyszedł ze studia i posłał mi zaintrygowane spojrzenie. Poczułem, że mój fiut twardnieje. Po raz pierwszy od dawna przejmowałem się tym, co ktoś mógł o mnie pomyśleć. Bardzo chciałem znaleźć się w tym momencie w jego głowie. Czy imponował mu mój samochód? Czy uważał, że jestem seksowny? Czy lubił moje filmy…

Serio? Co ja jestem, jakaś dwunastoletnia dziewczynka?

Uruchomiłem silnik, a gdy z głośników ryknęła muzyka, zauważyłem, że Dylan wywraca oczyma. Tak, trochę mi zajmie zdobycie jego sympatii. Chwila… co ja gadam? Od kiedy obchodzi mnie, co inni myślą na mój temat?

Nacisnąłem guzik i opuściłem szybę, widząc, że ruszył w moją stronę. Gdy tylko się zbliżył, przystanął i schylił się, by zajrzeć do wnętrza samochodu. A potem uniósł brew, jakby to, co zobaczył, nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia.

– Postaraj się mnie nie potrącić, co? Byłoby szkoda, gdybyś przejechał mnie tym samym samochodem, w którym robisz sobie dobrze do mojego zdjęcia, nie sądzisz? „Bezczelny”, takim właśnie opisałbym go słowem, bo naprawdę nie potrafiłem wyobrazić sobie, żeby ktokolwiek inny miał czelność powiedzieć mi coś takiego prosto w twarz. I, cholera, przez to pragnąłem go jeszcze bardziej. Skupiłem wzrok na tych jego przemądrzałych ustach i przytaknąłem.

– Racja.

Wargi Dylana zadrżały, a on wyprostował się i ruszył w dalszą drogę, przesuwając palcami po górnej krawędzi drzwi. Dałbym sobie rękę uciąć, że słyszałem jeszcze, jak mówi:

– Zwłaszcza że mam teraz na sobie twoje ulubione calviny… Do zobaczenia jutro, przystojniaku.

Później tego samego popołudnia udałem się do parku Temescal Canyon, żeby spotkać się z Kennym, moim przyjacielem i trenerem. Biorąc pod uwagę, jak wymagające były sceny akcji w Insurekcji 2, bezwzględnie musiałem zachować najlepszą formę, co oznaczało superdługie godziny spędzane na siłowni, a dzisiejszego popołudnia wspinaczkę w górę kanionu. Podskoczyłem do domu, żeby się przebrać i zmienić samochód, a kiedy wjechałem czarnym range roverem na miejsce parkingowe tuż obok jeepa Kenny’ego, zobaczyłem, że czeka już na mnie, opierając się o bagażnik z założonymi na piersi rękami i skrzyżowanymi nogami.

– No, wreszcie – powiedział, gdy wysiadłem z auta. – Zaczynałem podejrzewać, że mnie wystawiłeś.

Obszedłem samochód dookoła, a gdy Kenny podał mi rękę, przyciągnąłem go do siebie, więżąc w przyjacielskim uścisku i poklepując przy tym po plecach.

– Nie marudzić. Wiesz, że o tej porze są kurewskie korki.

– Tutaj są kurewskie korki o każdej porze.

Istotnie. Przysięgam, z każdym rokiem robiło się coraz gorzej. Miałem nieodparte wrażenie, że każdy mieszkaniec Los Angeles wybierał się w drogę, akurat kiedy bardzo mi się dokądś śpieszyło. Dzisiejszy dzień nie był wyjątkiem.

– Ojej, ale przecież dostałeś szansę, żeby nacieszyć się słońcem na łonie natury – odparłem.

– W tym pieprzonym skwarze? Nie uszliśmy trzech kroków, a ze mnie pot się leje, jakbyśmy przebiegli z osiem kilometrów.

Osiem kilometrów? Świetny żart. Gdybyśmy dziś biegali, zaplanowałby nam trasę na co najmniej trzynaście albo i więcej, ale nie to mieliśmy w planach.

Zamierzaliśmy się wspinać na całkiem spory pagórek. A na dokładkę ten podły sukinsyn chciał, żebym zatrzymywał się co półtora kilometra i robił jakieś przypominające tortury ćwiczenia.

Zerknąłem na słońce i pokręciłem głową. Kenny potrafił zmieniać się w prawdziwego tyrana, jeśli w grę wchodził trening. Nie żebym miał do niego pretensje, bo w końcu to on utrzymywał mnie w szczytowej formie przez pięć ostatnich lat. A bez tego nie odniósłbym w zawodzie takiego sukcesu.

– Od kiedy stałeś się mięczakiem, Kenny? Ktoś mógłby pomyśleć, że to ja biegnę za tobą i poganiam cię pejczykiem.

Kenny uniósł brew i posłał mi zadowolony uśmiech.

– Doprawdy, Ace. To nie czas na flirtowanie.

– Nie? Myślałem, że mam prawo oczekiwać choć krótkiej wymiany uprzejmości, zanim dam się komuś zerżnąć.

Roześmiał się i przytaknął.

– Racja. A ty doskonale mnie znasz. Nie zamierzam cię oszczędzać. Więc rusz tyłek, ogierze.

Pokazałem mu środkowy palec, ale chwilę później i tak zmierzaliśmy już w stronę szlaku. Chociaż było okrutnie gorąco, widzieliśmy na parkingu kilka innych samochodów, dlatego zadbałem o to, by opuścić daszek czapeczki najniżej, jak mogłem, i założyłem moje ulubione aviatory. Inwigilacja, której byłem nieustannie poddawany, sprawiała, że zawsze pozostawałem czujny, mimo że nie spodziewałbym się paparuchów akurat tutaj.

„Ech, życie celebryty. Jakież ono, kurwa, wspaniałe”. Któż nie chciałby być non-stop śledzony? Kocham moją pracę, ale czasem chciałbym po prostu wyskoczyć do fast foodu o pierwszej w nocy i zamówić cheeseburgera, nie przejmując się tym, że wszyscy natychmiast zaczną spekulować, czy napycham się, żeby przybrać na wadze do roli, czy zajadam złamane serce. A ja chwilami najzwyczajniej w świecie mam ochotę na burgera.

– Jak tam poranne czytanie scenariusza? Sądzisz, że film będzie tak zajebisty jak jedynka? Wiesz, co mówią o sequelach…

– Zamknij się, dupku, bo jeszcze zapeszysz. Poza tym nie pisałbym się na to, gdybym nie uważał, że damy czadu.

– Fakt – powiedział Kenny ze śmiechem. – A skoro jesteśmy w temacie dawania czadu, zrób dwadzieścia pompek.

Obrzuciłem go zimnym spojrzeniem i odparłem:

– Nienawidzę cię. Chciałbym, żebyś to wiedział.

A potem położyłem się na ziemi i zacząłem robić pompki na środku zakurzonej, stromej ścieżki. Następnie przeszedłem do kombinacji podskoków i pompek, największego przekleństwa wszystkich trenujących. Po dwudziestu wstałem i otarłem brudne ręce o spodnie.

– Kutas – wysapałem, kiedy znów zaczęliśmy iść, a Kenny zachichotał za moimi plecami.

– Wody? – zapytał, podając mi butelkę.

Wyrwałem mu ją i po wzięciu kilku łyków przystawiłem sobie do krocza, gestem sugerując, żeby po nią sięgnął. Facet nie był w moim typie, a w dodatku nie był też gejem, ale skoro zamierzał torturować mnie na każdym kroku, planowałem zrobić, co w mojej mocy, by choć trochę mu odpłacić.

Kenny wywrócił oczyma i odebrał mi butelkę.

– Założę się, że paparuchy dałyby się pociąć za to ujęcie. „Ace obsługiwany przez nowego chłopaka na spacerze po kanionie”.

– Niezły tytuł. Dam cynk tym kolesiom, gdzie się wybieramy na kolejną randkę.

– Nie zamierzam być twoim pierwszym chłopakiem, ale dziękuję za ofertę – odpowiedział Kenny, po czym obrzucił mnie uważnym spojrzeniem. – A są jacyś… eee, kandydaci?

– Kandydaci?

– Nie rżnij głupa. Jesteśmy przyjaciółmi, możemy gadać o takich rzeczach. Nie umawiałeś się z nikim od czasu tej akcji z Shayne i zakładałem, że skoro się ujawniłeś, to… no wiesz…

– Zacznę się dobierać do każdego faceta, którego spotkam?

– Większość ludzi na twoim miejscu właśnie tak by zrobiła.

– A skąd wiesz, że ja tego nie robię?

Kenny zwolnił kroku i spojrzał na mnie.

– Serio?

– To, że nie czytałeś o tym w gazetach, nie znaczy, że tak nie jest. Ale fakt, to nie w moim stylu. – Zerknąłem na niego przez ramię. Dzieliła nas spora odległość. – Zamierzasz dać mi dzisiaj wycisk czy mam się sam wspinać na tę gównianą górę?

Kręcąc głową, Kenny podbiegł bliżej i szturchnął mnie łokciem w bok.

– No dobra, więc kim on jest?

– Kto kim jest?

– Jeśli się nie puszczasz, mimo że możesz, to znaczy, że jesteś typem preferującym związki. A skoro widzę, że w tej chwili przejawiasz wielką ochotę, by urwać mi jaja za to, co powiedziałem, zgaduję, że masz kogoś na oku.

„Pieprzyć przyjaciół, którzy czytają w tobie jak w otwartej książce. Następnym razem trenuję sam”.

Kiedy dłuższą chwilę nie odpowiadałem, Kenny ponownie się odezwał:

– No dawaj! A jak nie chcesz puścić pary z gęby, to na ziemię i pięćdziesiąt pompek.

– Jezu…

Ocierając pot ze skroni, zastanawiałem się, co, u diabła, mam powiedzieć.

„Wiesz, stary… Czasem przejeżdżam koło pewnego bilbordu i walę konia, fantazjując o modelu, który na nim jest, a tak się złożyło, że poznałem go dziś na planie i teraz próbuję ogarnąć, jak to zrobić, żeby nie zaciągnąć go do łóżka przed końcem pierwszego dnia zdjęć”.

Może jednak łatwiej zrobić te pompki…

– Słuchaj…

– Wiedziałem! Kurwa, wiedziałem!

– Gówno wiesz, Kenny – odparłem i wzruszyłem ramionami. – Pewien facet, którego gdzieś wcześniej widziałem, przyszedł dziś na czytanie scenariusza, a ja… nie spodziewałem się tego. I tyle.

– O cholera. – Kenny wyglądał na zaniepokojonego. – Jest producentem albo kimś takim? Scenarzystą?

– Modelem. To jego pierwszy film.

– Och… – Zatrzymał się i położył mi dłoń na ramieniu. – Chyba nie myślisz o tym, żeby go poderwać, co?

„Mój kutas myśli wyłącznie o tym”.

– Może. A może nie.

– Słuchaj, wiesz, że chcę twojego szczęścia i jestem jak najbardziej za tym, żebyś kogoś sobie znalazł, ale… Pamiętasz, co mówią o umawianiu się z ludźmi z pracy?

– Żeby nie rżnąć ich w przerwach na papierosa?

Kenny dał mi kuksańca i skinął głową w kierunku miejsca, gdzie czaiło się dwóch mężczyzn z wielkimi aparatami.

– „W ogóle ich nie rżnij”, to właśnie mówią.

Westchnąłem i zacząłem masować kark. Biorąc pod uwagę fakt, że już i tak powiedziałem Dylanowi i Russowi znacznie więcej, niż powinienem, to chyba nieszczególnie profesjonalnie podszedłem do początku naszej współpracy. Zresztą miałem wątpliwości, czy w ogóle byłbym zdolny do zachowania pełnego profesjonalizmu w towarzystwie Dylana.

Sprawiał, że stawałem się nieostrożny. Przy nim zapominałem, że jestem w pomieszczeniu pełnym ludzi, których w większości nie znałem zbyt dobrze. A wszystko przez to, że od tygodni obsesyjnie o nim myślałem.

Ledwo go znałem, ale w chwili, gdy pojąłem, kim jest, mój mózg się wyłączył, a fiut przejął jego funkcje.

Jak już wcześniej wspomniałem… sprawiał, że stawałem się nieostrożny.

***

Gdy tego popołudnia przestąpiłem próg mojej kawalerki, natychmiast rzuciłem plecak na podłogę i skierowałem się do łazienki. Dopiero co wyszedłem od J.T., fryzjera, który obciął mi włosy, i trochę panikowałem.

Pchnięciem otworzyłem na oścież drzwi i zatrzymałem się przed lustrem. Boże, nie sądziłem, że aż tak się tym przejmę. Wiem, że zabrzmię płytko, ale kochałem moje włosy. Były perfekcyjnej długości, nieco dłuższe na czubku głowy i doskonale wycieniowane, a teraz…

Ściągnąłem kapelusz i wydałem z siebie jęk. Teraz były krótkie jak u Mavericka z Top Gun, jak określił to J.T. Ale ja nie widziałem tego w tak jasnych barwach.

Wyglądałem jak pierwszy lepszy koleś. Zwyczajnie. Niczym się nie wyróżniałem i absolutnie nic nie sugerowało, że jestem wyjątkowy. A tego właśnie szukali fotografowie i projektanci, dla których chciałem pracować. Tymczasem miałem fryzurę przeciętnego faceta. Zajebiście. Moja agentka dostanie szału.

Założyłem kapelusz, przeszedłem przez pokój i sięgnąłem do lodówki po butelkę wody. Mieszkałem w tyciej klitce, a klimatyzacja ledwo ciągnęła. Wziąłem duży łyk i pomyślałem: „Pieprzyć to”, po czym ściągnąłem koszulkę, rzuciłem ją na oparcie kanapy i położyłem się. Wiatrak niepokojąco turkotał mi nad głową i miałem wrażenie, że jeszcze moment, a rąbnie w dół, pozbawiając mnie życia.

Co za dzień.

Pierwszy dzień na planie superdrogiego hollywoodzkiego filmu? Odhaczony.

Bycie prawie przejechanym przez najgorętszego faceta na tej planecie? Odhaczone.

Bycie zwyzywanym przez najgorętszego faceta na tej planecie? Odhaczone.

Dowiedzenie się, że najgorętszemu facetowi na tej planecie staje na mój widok? Odhaczone.

I co, kurwa, miałem z tym wszystkim począć?!

„Cóż – pomyślałem, dotykając ściśniętej jeansami erekcji – poza tym, co wydaje się najbardziej oczywiste…”

Przynajmniej wszystko zaczynało nabierać sensu. Dobra, może nie to, jak wpadliśmy na siebie z samego rana, bo to był przypadek, a ja dokładnie mu się nie przyglądałem. Ale sposób, w jaki Ace cały czas koncentrował się na mnie. I sposób, w jaki zawołał, by zwrócić moją uwagę. Jakby chciał, żebym go zauważył. Teraz wiedziałem dlaczego. Dostrzegł mnie pierwszy. A myśl o tym zwalała z nóg. Przez całe lata razem z Derekiem oglądałem filmy Ace’a i fantazjowałem o nim w sposób, którego nikt nie nazwałby zdrowym. Gdybym wtedy dostał propozycję współpracy, zgodziłbym się bez wahania. A dziś to marzenie się spełniło. I mogłem spojrzeć na to z dwóch stron.

Po pierwsze, sytuacja wydawała się totalnie żenująca, bo facet nie tylko moich marzeń, ale zapewne marzeń każdej kobiety i każdego geja na świecie, prawie zrobił mi z tyłka garaż swoją odpicowaną sportową furą. Po drugie, mogłem skupić się na tym, że Ace „Pieprzony” Locke wykazał zainteresowanie moją skromną osobą i coś mi podpowiadało, że nieprędko uda mu się o mnie zapomnieć…

„Mhmm, tak… – Myśl o tym sprawiała, że traciłem głowę, chociaż gość naprawdę mnie wkurzył. – Och, Jezu, bądź ze sobą szczery. Facet sprawia, że ci staje, mimo że zachował się jak skończony cham”.

Jak to, do diabła, o mnie świadczyło?

Pomyślałem, że Derek nieźle by się uśmiał, słuchając o moim gównianym pierwszym dniu. Włączyłem telewizor i sięgnąłem do kieszeni jeansów po telefon, ale zanim zdążyłem wcisnąć przycisk „zadzwoń”, zerknąłem na ekran i zobaczyłem… Ace’a Locke’a z gołą klatą.

Może i zachowywałem się jak małolat, ale nie będę ściemniać. Kiedy imię Ace’a pojawiło się na ekranie, poczułem taki sam rodzaj ekscytacji jak za każdym razem, gdy czekałem na któryś z jego nowych filmów, tyle że doznanie było teraz o wiele silniejsze. Bo, Jezu, przecież właśnie flirtowałem z tym facetem! No i… zdradziłem mu, jaką mam na sobie bieliznę. Już sam fakt, że powiedział mi prosto w twarz, że chciałby mnie w niej zobaczyć, sprawił, że zacząłem rozpinać jeansy, gotowy na czerpanie jak największej przyjemności z seansu.

I wtedy znów go zobaczyłem. Ace’a Locke’a w przemoczonych plażowych szortach, które opinały każdy mięsień jego masywnych ud i… Ach, tak, imponujące wybrzuszenie pomiędzy nimi. Najlepsza część tego cholernego filmu. Okej, fabuła też była świetna, ale serio, to nie przez nią leżałem teraz na plecach, wpychając sobie ręce w majtki.

Mężczyzna na ekranie szedł w zwolnionym tempie przez uderzające o brzeg fale, jakby był jakimś pieprzonym tytanem, który pojawił się na ziemi, by dać zwykłym śmiertelnikom sposobność dostąpienia zaszczytu przebywania w jego obecności. A z punktu widzenia wielbiciela surfingu, pięknych plaż i seksu musiałem powiedzieć, że spece od castingu trafili w dziesiątkę, obsadzając Ace’a w głównej roli. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety do dziś rozprawiali o czołówce tego filmu, dzięki której stał się taki znany.

Zsunąłem się nieco niżej i potarłem erekcję dłonią. Niezmiennie wystarczyło jedno spojrzenie na Ace’a, żebym od razu zapragnął spuścić się na jego twardy jak deska sześciopak. Wstydziłem się przyznać, że pewnie nie pociągnę dłużej niż do piątej minuty filmu, ale do diabła, doskonale wiedziałem, że na bohaterów czeka szczęśliwe zakończenie. Tak jak na mnie, tyle że dwie godziny szybciej.

Sięgnąłem po lubrykant, który czasami trzymałem pod kanapą, gotowy na odrobinę przyjemności, lecz nagle zawibrował leżący obok telefon. Zerkając ponownie na telewizor, usiadłem i wcisnąłem pauzę, żeby nie uronić ani sekundy ze sceny z gołą klatą Ace’a. Oczywiście właśnie w tym momencie brzuch tego drania zajmował cały ekran. Hej, w sumie nie była to aż taka zła chwila na zatrzymanie filmu.

Zmarszczyłem brwi, widząc, kto do mnie dzwoni, a potem bez zastanowienia dotknąłem palcem ekranu i rozparłem się wygodnie na kanapie.

– Mam nadzieję, że to bardzo ważna sprawa, Ziggy.

Usłyszałem leniwy chichot, zanim mój tata odpowiedział:

– A czemuż to? Czyżbym przeszkodził ci w trzepaniu kapucyna?

Zerknąłem na lubrykant i pokręciłem głową.

– Nie, dzięki tobie jeszcze nie zdążyłem się za to zabrać.

– Ojej, i teraz jesteś kompletnie sfrustrowany – odparł. – Wiem, że marszczysz czoło, młody człowieku. Lepiej przestań, bo zostaną ci zmarszczki, a z nimi kariery nie zrobisz.

Wbrew sobie uniosłem kąciki ust na dźwięk słów Ziggy’ego.

– Tak? A przez to, że przeszkodziłeś mi w waleniu konia, nabawię się sinych jaj i siwych włosów pod kolor. Więc to ty w rzeczywistości narażasz na niebezpieczeństwo moją przyszłość w zawodzie.

– Wiesz, jeśli ci nie staje, zawsze mogę zaoferować trochę dobrego zioła na potencję. Nazywa się Napalona Koza.

– Ziggy…

– Cicho, cicho, posłuchaj. Twoja matka i ja testujemy to od tygodni, naprawdę działa cuda. Do diaska, przedwczoraj dwanaście godzin spędziliśmy w łóżku…

– Nie sądzę, żeby…

– Jeśli u was nie można tego kupić, daj znać. Doktor Faukstein wypisze ci receptę. Nie musisz tego palić, po prostu łykasz pigułkę i od razu ci staje…

Moi rodzice. Dobrzy ludzie, ale… specyficzni.

– Dzięki, Zig, rozejrzę się za tym – odpowiedziałem. – A właśnie, co u Sunshine? Odzyskuje siły po waszym naćpanym maratonie Kamasutry?

– Och, twoja mama jest gorętsza niż tłuszcz spod pieczonego kurczaka. I równie dobrze smakuje. Wręcz palce lizać…

– Dobra, okej, świetnie to słyszeć. A czy mogę ci w czymś pomóc? – zapytałem, chcąc jak najszybciej uciąć temat, skończyć rozmowę i zająć się osiąganiem własnego cholernego orgazmu.

– W zasadzie tak. Zbliżają się urodziny Lennona, a znasz go. Jeśli chodzi o pomysły na prezenty, to siedzi cicho jak mysz pod miotłą. Masz jakieś sugestie?

– Nadal jest na duchowej wyprawie w poszukiwaniu samego siebie? Z tym mu możesz pomóc.

– Nie natrząsaj się z innych, Daydream. – Głos mojego ojca stał się surowy. – Pewnego dnia ty też możesz zacząć szukać odpowiedzi.

– Zamiast coś mu kupować może weźmiecie go ze sobą do jednej z tych saun indiańskich, które tak lubicie? Oczyścicie się z toksyn czy czego tam. Poza tym spędzicie rodzinnie czas.

– Świetna myśli – powiedział i po chwili dodał: – Wybierzesz się z nami? Kiedy wracasz do domu?

Dobre pytanie. Gdy pierwszy raz tu przyjechałem, zatrzymałem się tylko na czas weekendowej sesji zdjęciowej do tej reklamy Calvina Kleina, którą Ace… tak sobie cenił. Ale potem agentka załatwiła mi inną fuchę… a potem kolejną… Zlecenia zaczęły przychodzić tak regularnie, że wyprowadziłem się z hotelu i zdecydowałem na wynajem kawalerki, co miesiąc przedłużając umowę. A teraz miałem przez dwanaście tygodni pracować na planie filmowym. Nie żebym narzekał – uwielbiałem Zachodnie Wybrzeże.

– Chciałbym, Zig, ale nie mam pojęcia, kiedy dam radę się wyrwać. Będziemy kręcić jeszcze przez jakiś czas.

– Mój chłopiec. Gwiazda Hollywood. Spotkałeś już kogoś sławnego? Williego Nelsona? Carly Simon?

Mimowolnie zerknąłem na twarde mięśnie brzucha Ace’a. Och, oczywiście, że spotkałem kogoś sławnego. I coś mi mówiło, że nie będzie to tylko przelotna znajomość…

– Nie – odparłem. – Tylko kilku fotografów, których nazwiska nic ci nie powiedzą. I wyskoczyłem posurfować z kolegami z agencji.

– Ktoś wpadł ci w oko?

– Wiesz, że nie gustuję w ładnych chłopcach.

– Bo sam jesteś ładnym chłopcem. Łapię. Może spróbuj na lekcji jogi?

Przewróciłem oczyma, ale mimo to zachichotałem.

– Jasne. Uściskaj Sunshine.

– Och, zamierzam ją nieźle…

– Okej, świetnie się gadało, Ziggy. Zadzwonię jutro.

Błyskawicznym ruchem zakończyłem połączenie i rzuciłem telefon na kanapę. Czasem zastanawiałem się, jak, do diabła, wyrosłem na normalnego człowieka, mając rodziców, którzy kazali mówić do siebie po imieniu. A zresztą… czym w zasadzie jest normalność? Moje dzieciństwo było tak gówniane, że wszyscy adopcyjni rodzice musieli okazać się lepsi od tych biologicznych. Nawet tacy, którzy wciąż wierzyli w wolną miłość i po obiedzie siadali przy kominku, śpiewając Kumbaya.

Popatrzyłem na ekran telewizora, zastanawiając się, czy warto wrócić do seansu, ale po nadmiarze informacji, których udzielił mi Ziggy, trochę się bałem. A przynajmniej mój fiut się bał.

Co nie znaczyło, że nie mogłem się położyć i powspominać mojego dzisiejszego spotkania z Ace’em. Albo pozastanawiać się, czy – gdziekolwiek teraz był – robił to samo.

3. CIOS W GŁOWĘ

– Świetnie, Dylan, teraz znów spróbuj wyprowadzić cios, ale tym razem trochę szybciej. Na trzy. Raz… Dwa…

Na trzy wykonałem zamach w kierunku Angelo, koordynatora kaskaderów, celując w przestrzeń pod jego podbródkiem.

– Pięknie – powiedział, kiwając głową z aprobatą. – Dołącz teraz do Russa i razem nad tym popracujcie. Angelo przesunął się w stronę kolejnej pary, a ja strzeliłem knykciami i podszedłem do Russa. Był to nasz pierwszy dzień prób. Pracowałem nad ciosami i kopniakami przez większą część poranka. Nigdy wcześniej nie robiłem czegoś takiego – do diabła, nigdy nawet nie grałem, chyba żeby liczyć szkolne przedstawienia – ale dzięki Derekowi byłem w naprawdę świetnej formie. Zadbał o to, żebym ćwiczył na każdej jednej maszynie w siłowni, którą prowadził w Sunset Cove. Wspólne mieszkanie też przyprawiało mnie o ból tyłka, przynajmniej w kwestii jedzenia. Musiałem się kitrać z każdą cholerną paczką czipsów.

– Dobra, twardzielu. Pokaż, co potrafisz – powiedział Russ, przyjmując pozycję.

Wykonałem ruch żywcem wyjęty z Matrixa, zachęcając go, żeby się zbliżył. Russ wyprowadził niskie kopnięcie i dwa ciosy pięścią. Gdy próbowałem oddać kopniaka, trafiłem nieco zbyt wysoko, a on odruchowo zakrył dłońmi krocze.

– Pięć centymetrów wyżej i leżałbym na ziemi.

Nie mogłem się powstrzymać – mój wzrok powędrował ku miejscu, które wciąż zakrywał.

– Tylko pięć? Imponujące.

Dostrzegłem iskierki w oczach Russa, kiedy się uśmiechnął.

– Tak mi mówiono.

– Och, więc to do ciebie ustawiła się ta kolejka dziewczyn przed studiem.

– Mam nadzieję, że nie dziewczyn.

„Aha, teraz wszystko jasne”.

Sposób, w jaki spanikował, kiedy wczoraj Ace oglądał jego tyłek, sprawił, że wziąłem go za przestraszonego heteryka. Ale w tej chwili uświadomiłem sobie, że miało to raczej związek z ocenianiem przez Ace’a Locke’a jego… walorów.

Russ przejechał ręką po świeżo ostrzyżonej głowie, zatrzymując dłoń na karku, wzruszył ramionami i zapytał:

– Nie masz z tym problemu?

– Hej, stary, liczyłem na to, że kilku z tych facetów stoi tam dla mnie. Puściłem do niego oczko, a kiedy się roześmiał, zauważyłem, że chyba mu ulżyło.

– Uhm… Tak przeczuwałem – powiedział, znów przybierając pozycję wyjściową, teraz wyraźnie zrelaksowany.

– Serio? A co mnie wydało? Fakt, że obczajałem wczoraj twój tyłek? Tym razem to Russ skinął na mnie gestem, który wykonałem wcześniej, a potem posłał mi promienny uśmiech. Hmm, był… cóż, kurwa… był atrakcyjnym kolesiem. Tak bardzo skupiłem się na Locke’u, że nie miałem sposobności dokładnie mu się przyjrzeć.

– Była to pewna wskazówka – zachichotał. – A teraz lepiej celuj w nogę, żeby mnie nie uszkodzić, dobra?

Zmierzyłem go wzrokiem i przywołałem w pamięci wszystko, co koordynator kazał nam robić przed wykonaniem ruchu, po czym wyprowadziłem kopniaka, trafiając dokładnie w miejsce, w które celowałem.

Krzyknął i zachwiał się.

– Widzisz, świetnie ci idzie. Jeszcze trochę i zostaniesz profesjonalistą – stwierdził.

– Jeden udany raz chyba nic nie znaczy. Będę miał szczęście, jeśli nie wykastruję całej obsady przed rozpoczęciem zdjęć.

Podszedł bliżej i poklepał mnie po ramieniu. Byliśmy mniej więcej tego samego wzrostu, a jego czekoladowe oczy promieniowały ciepłem, kiedy się uśmiechał.

– Cóż, jeśli dojdzie do najgorszego, po prostu będziesz stał i ładnie wyglądał.

– Albo szybko mnie ukatrupią.

– Nie możesz umrzeć. Musisz pomóc wielkiemu Ace’owi Locke’owi – powiedział, rozsuwając ręce, jakby odsłaniał przed sobą migoczący napis: „Uratować świat”. Zaśmiałem się i dałem mu kuksańca w bok.

– Jasne, jasne. Może się zamienimy, żebyś też mógł trochę poćwiczyć i dotrwać do końca dnia w jednym kawałku, co?

Russ cofnął się nieco i kiwnął głową.

– Dobra. Przygotuj się.

Przybrałem pozycję obronną, stając na szeroko rozstawionych nogach, żeby móc lepiej zachować równowagę, i uniosłem w górę zaciśnięte pięści.

– Czekam.

Zmrużył oczy i widziałem, że szykuje się do ataku, ale dokładnie w tym momencie usłyszałem znajomy śmiech. Odwróciłem lekko głowę, by zobaczyć Ace’a przechodzącego przez próg, lecz ten jeden moment nieuwagi wystarczył. Pięść trafiła mnie w szczękę akurat w chwili, gdy Ace spojrzał mi prosto w oczy.

– O cholera – usłyszałem głos Russa, ale skupić się mogłem jedynie na porażającym bólu podbródka. Chociaż silniejszy od niego okazał się wstyd, który poczułem na myśl o tym, że pewna osoba zobaczyła, jak obrywam.

Świetnie… Po prostu zajebiście.

Nie zamierzałem wyjść przed Ace’em na mięczaka. Wyprostowałem się i poruszyłem szczęką, żeby upewnić się, że nie była złamana – dobra, trochę przesadzałem.

– Przepraszam! – jęknął Russ i podbiegł do mnie. – Poruszyłeś się i było już za późno…

Uniosłem rękę w uspokajającym geście.

– To moja wina, rozproszyłem się.

Russ skierował spojrzenie powyżej mojego ramienia.

– No tak, przy nim o to nietrudno.

Wciąż zdruzgotany, nie zamierzałem się odwracać, żeby popatrzeć na mężczyznę, którego miał na myśli, szturchnąłem więc Russa ze śmiechem.

– Moja kolej.

– Nie planujesz zemsty, prawda? Bo wtedy zrobię, co w mojej mocy, żebyś wylądował pode mną. A nie chciałbym tego robić przed tymi wszystkimi ludźmi

– Ale na osobności już tak? – zapytałem.

Russ zarumienił się lekko i puścił mi oczko.

– Dobrze wiedzieć – dodałem.

Wróciliśmy do pracy nad różnymi kombinacjami ciosów, tym razem nie wchodząc w bezpośredni kontakt. Przez cały czas kątem oka obserwowałem, co Ace robił na drugim końcu sali. To było silniejsze ode mnie.

Ten facet poruszał się z gracją i szybkością lwa atakującego swoją ofiarę, którą w tym przypadku był Angelo. Nie okazywał litości, kiedy wyprowadzał serię kopniaków i uderzeń, zanim rzucił Angelo na podłogę i, kurwa, naprawdę wiele bym dał, żeby to mnie przyciskał teraz do maty.

Gdy tylko o tym pomyślałem, Ace uniósł głowę. Jego wzrok był drapieżny i wygłodniały, skierowany wprost na mnie. A przynajmniej pozwoliłem sobie w to wierzyć przez te kilka sekund. Ale wtedy Angelo wyswobodził się z jego chwytu, a Ace skoczył na nogi i zaczął bronić się przed gradem ciosów. Kiedy znów zyskał przewagę, Russ zagwizdał cicho.

– Jezu, ten facet jest jak maszyna.

Stałem jak słup soli, pożerając wzrokiem umięśnione ciało Ace’a i próbowałem wydobyć z siebie choćby słowo. Wreszcie skinąłem głową i powiedziałem pierwszą rzecz, jaka przyszła mi do głowy:

– Ciekawe, jaki jest w łóżku.

– Tia… I tak się nigdy nie dowiemy.

– Pewnie masz rację – mruknąłem, wzruszając ramionami.

Ale i tak cholernie chciałbym się przekonać.

***

Znów mnie obserwowali. Czułem na sobie ich przenikliwe spojrzenia, zupełnie jakby stali tuż obok, a nie na drugim krańcu sali. Kiedy podniosłem głowę, blondyn szybko odwrócił wzrok, ale Dylan… ten bezczelny dupek patrzył wprost na mnie, jak gdyby chciał, żebym go zmusił, by ukląkł przede mną i mi obciągnął.

Czyż nie jest to kusząca wizja?

Krótsze i postawione z przodu włosy jeszcze bardziej podkreślały jego atrakcyjność i przykuwały uwagę do silnej szczęki i pełnych ust. Ust stworzonych do tego, by wziął w nie mojego fiuta i doprowadził mnie do szaleństwa.

Ból w kroczu był nieznośny i zanim zorientowałem się, co robię, ściągnąłem z siebie koszulkę. Rzuciłem ją na matę, mimowolnie zerkając w stronę Dylana. Przygryzł dolną wargę i wędrował wzrokiem po moim ciele.

Tak, kurwa. Patrzył na mnie z dokładnie takim wyrazem twarzy, jaki miał na bilbordzie. Jakby mówił: „Chodź i mnie skosztuj”. Chociaż akurat teraz wolałbym, żeby to jego usta znalazły się na moim ciele.

Zanim masochistycznie doprowadziłem się do pełnego wzwodu, odwróciłem się do Angelo i strzeliłem szyją.

– Więcej nie masz w zanadrzu? – spytałem, próbując odwrócić uwagę od piekielnie seksownego mężczyzny obserwującego każdy mój ruch.

– Och, spójrzcie państwo, kto zamierza dać dziś z siebie wszystko – odpowiedział Angelo. – To może pokażemy tym chłopakom, jak to robią prawdziwi faceci?

– Nie ma sprawy.

Twarz Angelo zmieniła się w pozbawioną wyrazu maskę. Rzucił się do przodu, mierząc w moją twarz. Złapałem go za rękę i rozpoczęliśmy wymianę ciosów, zaciekle walcząc o przewagę. Zawsze trenował ze mną na poważnie i nie dawał forów, co szczerze doceniałem, cholera, nawet mi się to podobało. Zwłaszcza teraz, gdy musiałem pozbyć się odrobiny nagromadzonej frustracji.

Ręka Angelo owinęła się od tyłu wokół mojej szyi, a jego usta zbliżyły do mojego ucha.

– Skup uwagę na przeciwniku, Ace, nie na tym gorącym towarze za mną. Uwolniłem się z uścisku i odepchnąłem go.

– O czym ty, kurwa, mówisz?

Roześmiał się.

– Myślisz, że nie zauważyłem, jak ciągle zerkasz w tamtą stronę? Nie chciałbym rozłożyć cię na łopatki przed twoim nowym przyjacielem.

– Możesz, kurwa, spróbować.

Na ułamek sekundy znów uciekłem wzrokiem w kierunku Dylana i właśnie wtedy Angelo zaatakował, kompletnie mnie zaskakując. Nie spodziewałem się, że ukucnie i podetnie mi nogę. Upadłem, uderzając o matę. Mocno. Nachylił się nade mną i ze zwycięskim uśmiechem przygwoździł do podłogi, naciskając ręką na moją klatkę piersiową.

– Szach i mat – powiedział.

Stęknąłem i zrzuciłem go z siebie, a kiedy wyciągnął do mnie rękę, złapałem ją i podciągnąłem się na nogi.

– Ale z ciebie dupek.

Angelo roześmiał się. Puścił moją dłoń, po czym cofnął się o kilka kroków, by ponownie przyjąć pozycję.

– Wiesz, studio nie płaci mi za to, żebym cię rozpieszczał i głaskał po główce, kochanie. To nie moja wina, że ładna buźka cię dekoncentruje.

– Jezu, ile ty dzisiaj gadasz.

– A co, mylę się?

Kątem oka dostrzegłem, że Dylan uchyla się przed prawym sierpowym, wyprowadzonym przez blondyna, i miałem wielką nadzieję, że moja twarz zachowała neutralny wyraz.

– Jesteś starą plotkarą. I szczerze wątpię, żeby studio płaciło ci akurat za to.

– Płacą mi, żebym cię nakręcał. I wydaje mi się, że dzisiaj zasłużyłem na premię.

Uniosłem ręce, znów gotowy do walki, ale właśnie wtedy wszedł Ron i wydał z siebie przeraźliwe gwizdnięcie.

– Dobra, panienki, zmykajcie na lunch. Muszę o czymś pogadać z Angelo. Zadbajcie o to, by się nawodnić, żeby potem znowu mógł wam skopać tyłki.

Chór jęków odbił się echem od ścian sali, a ludzie ruszyli w stronę namiotu z cateringiem. Uścisnąłem dłoń Angelo i posłałem mu pewny siebie uśmieszek, dając do zrozumienia, że policzę się z nim po powrocie, a potem sięgnąłem do torby, którą zostawiłem na krześle. Wyjąłem pojemnik z gotowym posiłkiem od LeanNGreen i wtedy zauważyłem Dylana, który wrócił z talerzem w jednej ręce i butelką wody w drugiej.

Zrzuciłem torbę na podłogę i usiadłem na ławce. Ruszył w moją stronę, a sposób, w jaki utrzymywał kontakt wzrokowy, naprawdę robił wrażenie. Nie mogłem sobie przypomnieć, kiedy ktoś zachowywał się w mojej obecności z taką pewnością siebie, co może i trąciło narcyzmem, ale taka była prawda. W moim towarzystwie ludzie zwykle jąkali się albo milkli, ale ten facet pożerał mnie wzrokiem i, cholera, to naprawdę działało na moją nadmiernie pobudzoną wyobraźnię. Zastanawiałem się, czy powinienem wstać, lecz jak tylko poczułem, że drganie penisa zmienia się w równomierne pulsowanie, uznałem, że lepiej pozostać w tej pozycji.

Jezu, jak zachowywać się przyzwoicie w towarzystwie tego faceta?

Nie miałem cholernego pojęcia, ale musiałem coś wymyślić, i to szybko, bo Dylan był coraz bliżej.

– Nie jadamy tego samego co plebs, nie? – zapytał.

Zerknąłem na pojemnik, który trzymałem, a potem na smażonego kurczaka na jego talerzu.

– Wiesz, ty będziesz przed kamerami w ciuchach, a ja większość czasu spędzę bez koszulki.

Dylan wbił wzrok w moją wciąż gołą klatę, kąciki jego ust uniosły się i ujrzałem… cholera ciężka, dołeczek, który chciałem polizać.

– Nikt nie będzie na to narzekał. A na pewno nie ja. Więc skoro musisz jeść jarmuż i inne gówno, to jedz.

Doskonale wiedziałem, co się działo. Dylan otwarcie ze mną flirtował. Bardzo chciałem przycisnąć go do najbliższej ściany i pocałować, ale miałem bolesną świadomość, że otaczają nas ciekawskie spojrzenia.

– Uch, nie jestem fanem jarmużu – odparłem.

Zmrużył oczy, najprawdopodobniej dlatego, że zignorowałem jego próbę flirtu. Starając się prowadzić najbardziej niezobowiązującą pogawędkę, jak to tylko możliwe, żeby utrzymać w ryzach swojego fiuta, rozejrzałem się dookoła i zapytałem:

– A gdzie twój kolega? Przestaliście się przyjaźnić, kiedy dostałeś od niego w dziób?

Dylan uniósł brew, lecz zamiast zrobić zawstydzoną minę uśmiechnął się szeroko i zmysłowo.

– Wyszedł, żeby do kogoś zadzwonić. Ale wciąż się przyjaźnimy. W końcu to nie jego wina. Jeśli miałbym kogoś obarczać odpowiedzialnością, to ciebie.

Nachmurzyłem się, a Dylan odpowiedział na niezadane jeszcze pytanie:

– Rozproszyłeś mnie. Zdekoncentrowałem się na moment i dostałem w szczękę. Dokładnie w taki sam sposób ty wylądowałeś na tyłku.

Bezwiednie otworzyłem usta i już miałem zaprzeczyć, kiedy puścił do mnie oczko.

– Chcesz mnie pocałować, żeby nie bolało? Odwdzięczę się.

Cholera. Miałem rację, myśląc, że Dylan będzie sprawiał kłopoty. Siedziałem, gapiąc się na niego, a syrena w mojej głowie wyła: „Przestań, zanim to zabrnie za daleko!”.

Wstałem, żeby zyskać choć odrobinę więcej kontroli nad nieposkromionymi żądzami. Tymczasem Dylan nie ruszył się z miejsca. Czułem się kompletnie obezwładniony. Przysięgam, musiał być hipnotyzerem.

– To kiepski pomysł – powiedziałem, chociaż mój fiut uważał mnie za pieprzonego idiotę.

Nigdy wcześniej nikt mnie tak nie kręcił, a jednak myśl o poddaniu się temu uczuciu wydawała mi się przerażająca. W głowie kołatało się milion myśli, ale najgłośniejszy był głos Kenny’ego, ostrzegający przed wszystkimi rzeczami, które mogły pójść nie tak.

Dylan przechylił głowę, a kiedy powędrował wzrokiem w dół mojego ciała, musiałem całą siłą woli powstrzymać się przed zrobieniem kroku do tyłu.

– Co jest złym pomysłem? To, że ty miałbyś pocałować mnie w policzek, czy ja ciebie w… twój?

„Mądrala”, pomyślałem, pragnąc się do niego uśmiechnąć i jednocześnie wiedząc, że musiałem to ukrócić, bo on… Cóż, był niebezpieczny.

– Żadne całowanie nie jest dobrym pomysłem.

Spojrzenie Dylana zatrzymało się na moich ustach, a ja zdałem sobie sprawę, że nigdy nie byłem do tego stopnia świadom każdego uderzenia serca jak właśnie w tym momencie. Nawet mnie nie dotknął, a mimo to znalazłem się na granicy wytrzymałości.

– Naprawdę? Mhm, może masz rację. A może nie… – Podrzucił butelkę z wodą i złapał ją, po czym wzruszył ramionami. – Może jesteś tchórzem.

Otworzyłem szeroko oczy, a on popatrzył z taką pewnością siebie, jakby rzucał mi wyzwanie, którego nie mogłem zignorować. Prowokował mnie i naprawdę miałem ochotę pójść za ciosem.

– Jesteś cholernie arogancki jak na nowicjusza. A wiesz, że wystarczy jedno moje słowo, żebyś wyleciał stąd szybciej, niż potrafiłbyś odkręcić tę butelkę?

Dylan powoli się cofnął i wzruszył ramionami.

– Wiem. Ale wtedy nie mógłbyś cały dzień się na mnie gapić, a obaj przecież zdajemy sobie sprawę, jak bardzo lubisz o mnie fantazjować.

Zazgrzytałem zębami, próbując powstrzymać się, by nic już więcej nie powiedzieć, jednak z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu nie mogłem pozwolić mu mieć ostatniego słowa.

– Prawda, ale mam bogatą wyobraźnię. Uważaj, Dylan. Ktoś zawsze obserwuje.

4. WYRZUCAM CIĘ Z MOICH SNÓW,
ZAPRASZAM DO MOJEGO AUTA

Kończył się tydzień prób, który, ku własnemu zdziwieniu, jakoś przetrwałem. Sądziłem, że jestem dobrze przygotowany na to, co mnie czeka, bo przecież byłem w dobrej formie. Ale kiedy trzeciego dnia zainscenizowano scenę sztormu i musieliśmy pokazać, czego się nauczyliśmy, stało się oczywiste, że przede mną jeszcze daleka droga. Całe szczęście, że przed rozpoczęciem zdjęć dostaliśmy wolny weekend.

Przechyliłem butelkę energetyka i długimi łykami opróżniłem ją do dna. Nie tylko ze względu na pragnienie opóźniałem wyjście – łudziłem się, że pewna osoba do mnie podejdzie.

Odkąd Ace uciął nagle naszą ostatnią rozmowę, trzymałem się na dystans, ponieważ odniosłem wrażenie, że daje mi do zrozumienia, że tego właśnie chce. Bo co robił, to już zupełnie inna bajka. Bezwstydnie mnie obserwował, kiedy wydawało mu się, że nie patrzę, a to łechtało moje ego jak cholera.

„Ktoś zawsze obserwuje”.

Czyż nie była to pieprzona prawda? Wyczuwałem, w którym miejscu sali się znajduje, nie musząc nawet odwracać się w tamtą stronę. Zupełnie tak jak teraz. Stał blisko drzwi wyjściowych, z torbą przewieszoną przez ramię, i rozmawiał z Ronem.

Jezu, jakie to żałosne. Po prostu idź i do niego zagadaj.

Wrzuciłem pustą butelkę do torby, żeby później móc wykorzystać ją ponownie, zasunąłem zamek i skierowałem się do wyjścia, ale Russ stanął mi na drodze.

– Hej – powiedział, posyłając mi nieśmiały uśmiech. – Masz jakieś plany na wieczór?

– W zasadzie rozważałem randkę z moją wanną i torbą soli do kąpieli. Brzmi nieźle, co?

– Och. Pewnie. Zwłaszcza po tym całym tygodniu.

Wyglądało na to, że chce dodać coś jeszcze, ale zamiast tego wsadził ręce do kieszeni i wbił wzrok w swoje stopy. Przez chwilę patrzyłem na niego w oczekiwaniu, ale nadal milczał, więc zagadałem:

– A ty co, masz jakąś gorącą randkę?

Poderwał głowę.