69,99 zł
Pełna wersja największego bestsellera Roberta Greene’a po raz pierwszy wydana
w języku polskim.
Książka, która porusza, szokuje i uczy. 48 praw władzy to amoralny, przewrotny i głęboko pouczający przewodnik po mechanizmach rządzących światem wpływów. Ta kontrowersyjna publikacja jest nieodzownym kompendium dla każdego, kto pragnie zrozumieć istotę władzy – żeby ją zdobywać, chronić się przed nią lub po prostu przejrzeć jej mechanizmy.
Robert Greene i Joost Elffers zwięźle ujęli trzy tysiące lat historii walki o władzę w czterdziestu ośmiu fundamentalnych prawach. Inspirowali się zarówno dziełami klasyków myśli politycznej – Machiavellego, Sunziego i Carla von Clausewitza – jak i życiorysami postaci takich jak Henry Kissinger czy Phineas Taylor Barnum.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 836
Annie Biller i moim rodzicom
R.G.
Przede wszystkim chciałbym podziękować Annie Biller, która brała udział w redagowaniu tej książki i której bezcenne spostrzeżenia wywarły decydujący wpływ na formę i treść 48 praw władzy. Bez niej nie udałoby się osiągnąć tego wszystkiego.
Jestem również wdzięczny mojemu serdecznemu przyjacielowi Michaelowi Schwarzowi – to on wprowadził mnie do szkoły artystycznej Fabrica we Włoszech, gdzie poznałem Joosta Eiffersa, mojego współpracownika i współautora 48 praw władzy. To właśnie za sprawą intryganckiego świata Fabriki Joost i ja dostrzegliśmy ponadczasowość myśli Machiavellego, a z naszych dyskusji, które prowadziliśmy w Wenecji, zrodził się pomysł na tę książkę.
Moją wdzięczność zaskarbił sobie także Henri Le Goubin, dostarczając mi przez lata wielu anegdot w makiawelicznym duchu, zwłaszcza poświęconych ważnym francuskim postaciom historycznym, które odgrywają w tej książce znaczącą rolę.
Pragnę podziękować Lesowi i Sumiko Billerom, którzy użyczyli mi książek na temat historii Japonii i pomogli w pisaniu rozdziału poświęconego japońskiej ceremonii parzenia herbaty. Dziękuję również mojej serdecznej przyjaciółce Elizabeth Yang, która służyła mi pomocą w dziedzinie historii Chin.
Pisząc książkę taką jak ta, musiałem w znacznej mierze polegać na dostępnych źródłach, dlatego podziękowania należą się też Bibliotece Naukowej UCLA; spędziłem wiele przyjemnych dni, korzystając z jej bogatych zbiorów.
Moim rodzicom, Laurette i Stanleyowi Greene’om, jestem dozgonnie wdzięczny za ich cierpliwość i wsparcie.
Nie mogę też zapomnieć o hołdzie dla mojego kota Borisa, który dotrzymywał mi towarzystwa, gdy spędzałem długie godziny przy pracy.
A co do ludzi, którzy przez wiele lat tak umiejętnie wykorzystywali tajniki władzy, aby mną manipulować i zadawać mi cierpienia – nie żywię urazy i dziękuję wam za dostarczenie mi inspiracji.
Robert Greene
Kiedy nie mamy wpływu na innych ludzi oraz rzeczy, które dzieją się wokół nas, bardzo źle to znosimy – czujemy się bezradni i nieszczęśliwi. Nikt nie chce pozbywać się władzy, każdy chce jej mieć jeszcze więcej. Jednak w dzisiejszym świecie niebezpiecznie jest przejawiać zbytnią żądzę władzy i otwarcie do niej dążyć. Musimy sprawiać wrażenie uczciwych i szlachetnych. Powinniśmy zatem zachowywać się subtelnie – być uprzejmi, ale podstępni; sprawiedliwi, ale sprytni.
Ta cyniczna gra pozorów nasuwa skojarzenie z chwiejnym układem sił panującym na dawnym dworze magnackim. Na przestrzeni wieków dwór skupiał się zawsze wokół osoby sprawującej władzę – króla, cesarza albo innego przywódcy. Dworzanie znajdowali się w szczególnie trudnej sytuacji – musieli służyć swojemu panu, ale jeśli za bardzo mu nadskakiwali i zbyt jawnie próbowali zdobywać jego przychylność, inni mogli to zauważyć i wystąpić przeciwko nim. Dlatego należało subtelnie zabiegać o względy władcy. Nawet ci najbardziej wytrawni i zdolni do takiej subtelności nieustannie musieli się pilnować, gdyż inni dworzanie cały czas knuli, próbując ich wygryźć.
Tymczasem dwór miał być odzwierciedleniem najwyższego poziomu dobrych obyczajów i wytworności. Zbyt gwałtowne lub jawne dążenie do władzy nie było mile widziane – otoczenie cicho i podstępnie zwalczało każdego, kto nadużywał swoich wpływów. Na tym właśnie polegał dylemat dworzanina – uchodząc za wcielenie elegancji, musiał wznosić się na wyżyny subtelności, aby przechytrzyć swoich przeciwników i udaremnić ich zakusy. Z czasem uczył się, jak unikać bezpośredniej konfrontacji – jeżeli wbijał komuś nóż w plecy, robił to w białych rękawiczkach i z uśmiechem na twarzy. Zamiast uciekać się do przymusu lub jawnej zdrady, osiągał swoje cele, posługując się urokiem osobistym i podstępem, a w swoich poczynaniach zawsze planował kilka ruchów naprzód. Dworskie życie było niekończącą się grą, która wymagała ciągłej czujności i taktycznego myślenia; wojną toczoną w wytworny sposób.
W dzisiejszych czasach stajemy w obliczu niepokojąco podobnych dylematów jak dawni dworzanie. Wszystko, co robimy, musi wyglądać na cywilizowane i przyzwoite, zgodne z regułami demokracji i uczciwe. Ale jeśli będziemy ściśle trzymać się tych zasad, jeśli potraktujemy je zbyt dosłownie, pokonają nas ci, którzy nie są aż tak naiwni. Jak napisał wielki dyplomata i dworzanin epoki renesansu Niccolò Machiavelli: „Każdy, kto chce być zawsze dobrym, popadnie w ruinę wśród rzeszy takich, którzy nie są dobrzy”. Dwór uchodził za szczyt wyrafinowania, ale pod jego błyszczącą powierzchnią niczym w bulgocącym kotle kipiały mroczne emocje – chciwość, zazdrość, żądza i nienawiść. Dzisiejszy świat również uważa się za ostoję sprawiedliwości, ale buzują w nim te same ukryte plugastwa co przed wiekami. Zasady gry pozostały niezmienione. Na zewnątrz musicie sprawiać pozory uprzejmych, lecz w głębi ducha – jeśli nie jesteście głupi – szybko uczycie się rozwagi i postępujecie tak, jak zalecał Napoleon: „Na swą żelazną pięść nałóż białą rękawiczkę”. Jeżeli, podobnie jak dawni dworzanie, zdołacie opanować sztukę manipulacji, jeżeli nauczycie się uwodzić, czarować, mamić i subtelnie wprowadzać w błąd przeciwników, wzniesiecie się na wyżyny władzy. Ludzie będą wam ulegać, nie zdając sobie sprawy, że na nich oddziałujecie. A skoro nie będą niczego świadomi, nie musicie obawiać się z ich strony wrogości ani oporu.
Dwór jest bezsprzecznie ostoją galanterii i dobrych obyczajów, a bez nich stałby się siedliskiem zbrodni i chaosu. Ci, którzy teraz się uśmiechają i wymieniają serdeczne uściski, gdyby nie dworskie maniery, zaczęliby się nawzajem znieważać i dźgać sztyletami.
Hrabia Chesterfield
Niektórzy ludzie uważają ideę świadomych machinacji w dążeniu do władzy – nieważne, jak pokrętnych – za zepsuty i antyspołeczny relikt przeszłości. Są przekonani, że mogą wycofać się z gry, postępując w sposób, który nie ma nic wspólnego z władzą. Należy się wystrzegać takich ludzi, bo chociaż otwarcie głoszą oni swoje poglądy, należą do najbardziej wytrawnych graczy. Stosują strategie, za pomocą których sprytnie maskują prawdziwą naturę swoich machinacji. Na przykład często prezentują swoją słabość i brak wpływów jako rodzaj moralnej cnoty. Jednak ktoś całkowicie bezinteresowny nie obnosiłby się z takim wizerunkiem, aby zyskać współczucie albo szacunek. Ta subtelna i zwodnicza strategia przynosi doskonałe efekty (zob. Prawo 22: Stosuj taktykę kapitulacji: przekształć słabość w siłę).
Inną strategią, którą stosują osoby rzekomo niezaangażowane w walkę o władzę, jest domaganie się równości we wszystkich dziedzinach życia. Ich zdaniem każdego należy traktować jednakowo bez względu na status i siłę. Z takim podejściem wiąże się pewien problem, gdyż niektórzy ludzie robią pewne rzeczy lepiej niż inni. Jeżeli traktujemy wszystkich tak samo, ignorujemy dzielące ich różnice, a w rezultacie promujemy mniej zdolnych kosztem tych, którzy potrafią coś więcej. Wielu ludzi postępujących w ten sposób często stosuje ukrytą strategię, rozdzielając gratyfikacje według własnego uznania.
Że jagnięta czują urazę do wielkich ptaków drapieżnych, to nie dziwota, lecz to jeszcze nie powód, by brać za złe wielkim ptakom drapieżnym, że porywają małe jagnięta. A jeśli jagnięta mówią między sobą: „Te ptaki drapieżne są złe; a kto jest jak najmniej ptakiem drapieżnym, owszem jego przeciwieństwem, jagnięciem – nie miałżeby być dobry?”, to nie można takiemu postawieniu ideału nic zarzucić, jakkolwiekby ptaki drapieżne nieco szyderczo na to spoglądały i może mówiły sobie: „My nie gniewamy się na nie, na te dobre jagnięta, kochamy je nawet: nie ma nic smaczniejszego nad delikatne jagnię”.
Friedrich Nietzsche, Z genealogii moralności
Kolejnym sposobem na odżegnanie się od makiawelicznych rozgrywek jest całkowita szczerość i prostolinijność, gdyż ludzie dążący do władzy stosują na ogół techniki oparte na podstępach i tajemnicach. Jednak wybierając taką drogę, na pewno zranimy lub obrazimy wiele osób, a niektóre z nich zechcą odpłacić nam pięknym za nadobne. Nikt nie uzna naszych bezpośrednich wypowiedzi za w pełni obiektywne i pozbawione ukrytych motywów. I słusznie. Szczera postawa jest w rzeczywistości strategią, która ma na celu przekonanie ludzi o naszej szlachetności, dobroduszności i bezinteresowności. Stanowi formę perswazji, a nawet subtelnego przymusu.
Jedynymi środkami do osiągnięcia swoich celów są siła i przebiegłość. Mówią też, że miłość, ale byłoby to jak czekanie na słońce, a w życiu liczy się każda chwila.
Johann Wolfgang von Goethe
Wreszcie są i tacy, którzy sprawiają wrażenie naiwnych, aby zaznaczyć swój dystans do gry i uniknąć oskarżeń o dążenie do władzy. Na nich również powinniśmy uważać, gdyż pozorna naiwność może być skutecznym środkiem manipulacji (zob. Prawo 21: Sprawiaj wrażenie głupszego niż twoja ofiara). Nawet autentyczna naiwność nie jest wolna od sideł władzy. Dzieci są naiwne pod wieloma względami, lecz w swoim postępowaniu często kierują się chęcią uzyskania kontroli nad otoczeniem. Bardzo cierpią z powodu poczucia bezsilności w świecie dorosłych, dlatego wszelkimi możliwymi sposobami zabiegają o to, aby postawić na swoim. Nawet autentycznie naiwne osoby mogą dążyć do władzy i są w tym piekielnie skuteczne, gdyż nie przeszkadza im refleksja. W takich przypadkach naiwność na pokaz może świadczyć o czymś wręcz odwrotnym. Takie rzekomo niezaangażowane osoby możemy rozpoznać po tym, że afiszują się ze swoimi wartościami moralnymi, pobożnością i wyjątkowym poczuciem sprawiedliwości. W ten sposób próbują mydlić nam oczy i odwrócić uwagę od swoich zagrywek, ale nie dajmy się zwieść pozorom szlachetności – wszyscy kierujemy się żądzą władzy. Jeśli przyjrzymy się dokładniej takim ludziom, przekonamy się, że często cechuje ich wyjątkowa biegłość w sztuce dyskretnej manipulacji, nawet jeżeli nie uprawiają jej świadomie. Co więcej, bardzo im się nie podoba rozpowszechnianie technik, z których sami korzystają na co dzień.
Skoro świat jest jednym wielkim dworem pełnym intryg, w którym tkwimy uwięzieni, wszelkie próby wycofania się z gry nie mają sensu. Doprowadziłoby to jedynie do poczucia bezsilności, które mogłoby nas unieszczęśliwić. Zamiast walczyć z nieuniknionym, zamiast toczyć pianę, narzekać i zadręczać się poczuciem winy, o wiele lepiej jest doskonalić się w kontrolowaniu innych. W gruncie rzeczy im większą osiągniecie biegłość w tej sztuce, tym lepiej będziecie sobie radzić jako przyjaciele, kochankowie, mężowie, żony czy w ogóle ludzie. Podążając drogą doskonałego dworzanina (zob. Prawo 24), nauczycie się poprawiać innym samopoczucie – być dla nich źródłem przyjemności. Ludzie staną się od was zależni i będą zabiegali o wasze towarzystwo. Gdy opanujecie reguły zawarte w tej książce, oszczędzicie bliźnim cierpień spowodowanych nieumiejętnym obchodzeniem się z prawami władzy – które jest jak igranie z ogniem bez znajomości jego natury. Skoro gra o władzę i tak wciągnie nas wszystkich, lepiej być w niej mistrzem, aniżeli iść w zaparte albo odstawiać fuszerkę.
Strzała, którą wypuści łucznik, może kogoś ugodzić albo i nie. Za to strategie mędrców mogą nawet zabijać ludzi w łonie matki.
Ćanakja Kautilja, starożytny indyjski filozof
Gra o władzę narzuca szczególny sposób patrzenia na świat, dlatego opanowanie jej zasad wiąże się z koniecznością zmiany perspektywy. Wymaga to wysiłku i lat praktyki, gdyż pewne elementy gry nie przychodzą naturalnie. Należy opanować kilka podstawowych umiejętności, dzięki którym praktyczne stosowanie praw władzy stanie się o wiele łatwiejsze.
Najważniejszą z nich, a zarazem jednym z fundamentów władzy, jest umiejętność panowania nad emocjami. Reakcja emocjonalna w każdej sytuacji jest największą przeszkodą w dążeniu do władzy; błędem zbyt kosztownym, by zrekompensowała go chwilowa satysfakcja, jaką daje rozładowanie napięcia. Emocje przysłaniają zdrowy rozsądek, a brak jasnej oceny sytuacji nie pozwala przygotować się i zareagować na nią w sposób zapewniający jakąkolwiek formę kontroli.
Najbardziej niszczącą reakcją emocjonalną jest gniew, ponieważ w największym stopniu pozbawia nas zdolności trzeźwego osądu. Wyzwala również reakcję łańcuchową, która zawsze utrudnia panowanie nad sytuacją i wzmaga determinację przeciwnika. Jeżeli chcecie zniszczyć kogoś, kto was zranił, o wiele rozsądniej jest trzymać go na dystans, udając przyjaźń, niż okazywać gniew.
Miłość i przywiązanie również mogą być destruktywne, ponieważ sprawiają, że nie dostrzegacie wyrachowania osób, których nigdy nie podejrzewalibyście o niecne zamiary. Gniewu i miłości nie jesteście w stanie stłumić ani uniknąć ich odczuwania – nie ma sensu nawet podejmować takich prób. Musicie jednak zachować ostrożność w ich wyrażaniu i, co najważniejsze, nie powinny one w żaden sposób wpływać na wasze plany i strategie.
Pomyślałem sobie, za pomocą jakich środków, jakich podstępów, sztuk wszelakich i zabiegów stara się człowiek wyostrzyć swój umysł, aby przechytrzyć drugiego, a dzięki tej różnorodności świat staje się jeszcze piękniejszy.
Francesco Vettori, włoski dyplomata i przyjaciel Machiavellego
Z panowaniem nad emocjami wiąże się umiejętność zachowania dystansu do teraźniejszej sytuacji, jak również obiektywnego myślenia o przeszłości i przyszłości. Niczym Janus – starożytny rzymski bóg o dwóch twarzach, opiekun drzwi, bram i mostów – powinniście być zdolni do patrzenia w obu kierunkach jednocześnie. Aby lepiej radzić sobie z niebezpieczeństwami, skądkolwiek nadejdą, jedną twarz zwróćcie ku przyszłości, a drugą skierujcie w przeszłość.
Jeśli chodzi o przyszłość, motto brzmi: „Bądźcie czujni każdego dnia”. Nic nie powinno was zaskoczyć, kiedy nauczycie się przewidywać problemy. Zamiast marzyć o pomyślnej realizacji swoich dążeń, skupcie się na analizowaniu wszystkich możliwych scenariuszy i zapobieganiu porażkom, które mogą pokrzyżować wam plany. Im bardziej dalekowzroczni jesteście, z im większym wyprzedzeniem planujecie swoje posunięcia, tym bardziej rośniecie w siłę.
Druga twarz Janusa powinna nieustannie spoglądać w przeszłość – lecz nie po to, by rozpamiętywać dawne krzywdy lub żywić urazy. To tylko nadszarpnęłoby wasze siły. Połowa sukcesu tkwi w zdolności zapominania o minionych wydarzeniach, które was gnębią i pozbawiają zdolności racjonalnego myślenia. Jednak oglądanie się za siebie ma niewątpliwie wartość edukacyjną – pozwala uczyć się od tych, którzy żyli w dawnych czasach. (Wiele przykładów historycznych zawartych w tej książce ma służyć właśnie temu celowi). Patrzenie w przeszłość daje wam punkt odniesienia dla waszych obecnych poczynań. Jest to najlepsza życiowa lekcja, jaką możecie otrzymać, ponieważ opiera się na osobistych doświadczeniach.
Nie ma na świecie zasad, są tylko wypadki, nie ma praw, są tylko okoliczności. Człowiek wyższy umie korzystać z trafu i z okoliczności. Gdyby były zasady i prawa stałe, to narody nie zmieniałyby ich tak, jak się zmienia koszulę. Pojedynczy człowiek nie jest obowiązany być mędrszym od całego narodu.
Honoré de Balzac, Ojciec Goriot
Zacznijcie od przyjrzenia się swoim błędom z przeszłości – tym, które okazały się najbardziej brzemienne w skutkach. Analizując je w kategoriach 48 praw władzy, możecie wyciągnąć z nich naukę i złożyć sobie przyrzeczenie: „Nigdy nie powtórzę takiego błędu. Nigdy więcej nie wpadnę w taką pułapkę”. Jeżeli potraficie spojrzeć na siebie z takiej perspektywy i dokonać samooceny, nauczycie się przełamywać wzorce utrwalone w przeszłości – co stanowi niezwykle cenną umiejętność.
Jednym z fundamentów władzy jest umiejętność stwarzania pozorów. Aby opanować tę sztukę, musicie się nauczyć przywdziewania wielu różnych masek i korzystania z arsenału zwodniczych sztuczek. Nie możecie pogardzać fałszem i mistyfikacją, uznając je za moralnie naganne. Wszystkie relacje międzyludzkie pod wieloma względami opierają się na kłamstwie, a tym, co odróżnia nas od zwierząt, jest zdolność oszukiwania. Według mitologii greckiej, indyjskiego poematu Mahabharata czy sumeryjskiego eposu o Gilgameszu używanie podstępu było przywilejem bogów. W tej materii rywalizował z nimi wielki bohater Odyseusz, który dorównywał im pod względem przebiegłości. Oszustwo jest wysoce zaawansowaną sztuką znamienną dla rozwoju cywilizacyjnego i najpotężniejszą bronią w walce o władzę.
Chcąc osiągnąć biegłość w tej sztuce, musicie nabrać nieco dystansu do własnego wizerunku – nauczyć się przywdziewać różne maski w zależności od sytuacji. Dzięki takiemu podejściu uwolnicie się od wewnętrznego ciężaru, który hamuje wielu ludzi. Staniecie się elastyczni jak aktorzy, co pozwoli wam ukrywać swoje intencje i wabić innych w pułapki. Gra pozorów i sztuka podstępu mogą stać się źródłem przyjemności, które ubarwią wasze życie. Mają również kluczowe znaczenie w dążeniu do władzy.
O ile podstęp jest najgroźniejszą bronią w waszym arsenale, o tyle cierpliwość pełni funkcję tarczy. Chroni was przed popełnianiem głupich błędów. Podobnie jak umiejętności panowania nad emocjami trzeba się jej uczyć, gdyż nie przychodzi naturalnie. Ale władza nie ma w sobie nic naturalnego – jest bardziej boska niż cokolwiek w otaczającym nas świecie. Cierpliwość jest najwyższą cnotą bogów, którzy mają czasu pod dostatkiem. Jeżeli potraficie cierpliwie czekać i wybiegać myślami w przyszłość, wszystko ułoży się po waszej myśli. Natomiast niecierpliwość sprawia jedynie, że wyglądacie na słabych. Stanowi główną przeszkodę na drodze do władzy.
Władza jest z natury amoralna i w dążeniu do jej osiągnięcia liczy się umiejętność dostrzegania sprzyjających okoliczności, a nie odróżniania dobra od zła. Dążenie do władzy jest grą – przypominać o tym nigdy za wiele – a w grze nie liczą się intencje, lecz efekty. Oceniajcie strategię i siłę swoich przeciwników na podstawie tego, co widzicie i czujecie. Często się zdarza, że ktoś robi dużo szumu wokół swoich intencji, ale jest to tylko zasłona dymna. Jakie ma znaczenie, czy inny gracz – wasz sojusznik albo rywal – deklaruje dobre zamiary, skoro z jego działań wynika tyle zamieszania? Jest rzeczą całkowicie naturalną, że ludzie szukają najróżniejszych usprawiedliwień dla swoich poczynań, zawsze twierdząc, że przyświecały im szlachetne cele. Możecie śmiać się w duchu, ilekroć słyszycie takie zapewnienia, ale nigdy nie oceniajcie czyichś intencji i działań przez pryzmat wartości moralnych, które są jedynie przykrywką dla dążenia do władzy.
Toczy się rozgrywka. Siedzicie naprzeciwko swojego przeciwnika. Zachowujecie się jak dżentelmeni bądź damy, przestrzegając zasad gry i nie traktując niczego osobiście. Postępujecie według obranej strategii i obserwujecie posunięcia rywala z takim spokojem, na jaki tylko potraficie się zdobyć. W ostatecznym rozrachunku bardziej docenicie jego uprzejmość aniżeli pozornie dobre intencje. Nauczcie się śledzić efekty jego poczynań i zewnętrzne okoliczności, nie rozpraszając się niczym innym. Połowa waszego sukcesu w grze o władzę tkwi w tym, czego nie robicie – w co nie pozwalacie się wciągnąć. Właśnie dlatego należy analizować wszystkie działania pod kątem tego, ile was będą kosztować. Jak napisał Nietzsche: „Wartość jakiejś rzeczy polega w pewnych razach nie na tym, co się przez nią osiąga, lecz na tym, co się za nią zapłaciło – co nas kosztuje”. Być może dopniecie swego i będzie to szczytny cel, ale za jaką cenę? Zawsze kierujcie się tą zasadą, również wtedy, gdy zastanawiacie się, czy podjąć z kimś współpracę albo wyciągnąć do niego pomocną dłoń. Bądź co bądź życie jest krótkie, sprzyjających okazji nie ma zbyt wiele, a wasze zasoby energii kiedyś się wyczerpią. W tym względzie czas jest tak samo ważnym czynnikiem jak każdy inny. Nigdy nie marnujcie cennego czasu, jak również spokoju ducha na cudze sprawy – jest to zbyt wysoka cena.
Władza jest grą społeczną. Aby odnosić w niej sukcesy, musicie posiąść umiejętność analizowania i rozumienia ludzkich zachowań. Jak napisał wielki siedemnastowieczny myśliciel i kaznodzieja Baltasar Gracián: „Poznanie cech i temperamentów ludzi jest ważniejsze niż wiedza o kamieniach czy ziołach”. Aby osiągnąć mistrzostwo w grze o władzę, musicie być mistrzami psychologii. Nauczcie się rozpoznawać motywy, którymi kierują się inni, co pozwoli wam przejrzeć każdą zasłonę dymną skrywającą ich poczynania. Umiejętność dostrzegania ukrytych motywów jest największym atutem, jakim możecie dysponować w grze o władzę. Otwiera przed wami nieograniczone możliwości na polu manipulacji, uwodzenia i podstępu. Ludzi cechuje niebywała złożoność i nie sposób ich w pełni zrozumieć, nawet gdyby poświęcić na to całe życie. Dlatego tym ważniejsze jest, abyście rozpoczęli swoją edukację już teraz. Musicie przy tym pamiętać o podstawowej zasadzie: nie stosujcie rozgraniczenia między osobami, których zachowania analizujecie, a swoimi najbliższymi. Nigdy nie ufajcie nikomu bezgranicznie i bacznie obserwujcie wszystkich, włącznie z przyjaciółmi i ukochanymi.
I na koniec musicie się nauczyć, jak w dążeniu do władzy zawsze obierać pośrednią drogę. Maskujcie swoją przebiegłość i planujcie każde posunięcie w taki sposób, aby było jak najmniej oczywiste. Bądźcie jak kula bilardowa, która odbija się wiele razy, zanim trafi do celu. Dzięki biegłości w sztuce podstępu możecie święcić triumfy w środowisku nowoczesnego dworu jako wytrawni manipulatorzy uchodzący za uosobienie przyzwoitości.
Potraktujcie 48 praw władzy jako swego rodzaju podręcznik sztuki lawirowania. Każde z praw opiera się na dziełach osób, które osiągnęły mistrzostwo w grze o władzę. Pisma te pochodzą z okresu obejmującego ponad trzy tysiące lat i powstały w cywilizacjach tak odmiennych jak starożytne Chiny i Włochy epoki renesansu. Mimo to przewijają się w nich wspólne wątki i motywy nawiązujące do istoty władzy – zagadnienia, które jeszcze nie doczekało się wyczerpującego opisu. 48 praw władzy stanowi esencję mądrości, którą na przestrzeni wieków zawarli w swoich dziełach wybitni stratedzy (Sun Zi, Carl von Clausewitz), politycy (Bismarck, Talleyrand), dworzanie (Castiglione, Gracián), uwodziciele (Ninon de Lenclos, Casanova) i hochsztaplerzy (Joseph „Yellow Kid” Weil).
Opisane w tej książce prawa są ponadczasowe i ostateczne. Wszystkie opierają się na prostym założeniu – pewne działania prawie zawsze zwiększają naszą siłę (przestrzeganie zasad), podczas gdy inne nas osłabiają, a nawet doprowadzają do upadku (łamanie zasad). Zarówno przestrzeganie, jak i łamanie zasad znajdują swoje odzwierciedlenie w przykładach zaczerpniętych z historii.
Możecie wykorzystać tę książkę na kilka sposobów. Czytając ją od początku do końca, możecie wzbogacić swoją ogólną wiedzę na temat istoty władzy. Chociaż niektóre prawa nie wydają się bezpośrednio nawiązywać do waszego życia, z czasem prawdopodobnie odkryjecie, że wszystkie mają jakieś odniesienia i w gruncie rzeczy są ze sobą powiązane. Znając ogólny zarys całego zagadnienia, będziecie w stanie lepiej oceniać swoje dotychczasowe poczynania i zyskacie większą kontrolę nad swoimi sprawami. Gruntowna lektura jeszcze przez długi czas będzie was skłaniać do refleksji i przewartościowań.
Możecie również wertować tę książkę pobieżnie i skupiać się na prawach, które w danej chwili mają największe znaczenie. Powiedzmy, że doświadczacie problemów z szefem i nie potraficie zrozumieć, dlaczego wasze wysiłki nie przynoszą wam uznania ani awansu. Kilka opisanych tutaj praw odnosi się do relacji przełożony–podwładny i niemal na pewno pasujecie do któregoś z nich. Krótkie streszczenia poszczególnych rozdziałów w spisie treści pomogą wam wybrać ten, który was interesuje.
W końcu możecie także przeglądać tę książkę dla rozrywki, traktując ją jako pasjonującą wyprawę w przeszłość pełną dziwactw i wielkich czynów naszych przodków. Ale jeśli zamierzacie z niej korzystać w takim celu, miejcie się na baczności. Pomyślcie, czy nie lepiej się wycofać. Władza potrafi być na swój sposób niebywale kusząca i zwodnicza. Jest niczym labirynt – roztrząsanie jej niezliczonych zagadnień pochłonie wasz umysł i nagle odkryjecie, jak przyjemny staje się ten stan zatracenia. Innymi słowy, władza dostarcza najwięcej radości, jeżeli traktujecie ją poważnie. Bóstwa władzy srożą się na lekkoduchów – pozwalają dostąpić spełnienia tylko uważnym i wtajemniczonym, a karzą tych, którzy ślizgają się po powierzchni w poszukiwaniu beztroskiej zabawy.
Kto by zawżdy i wszędzie tylko dobrych uczynków był zwolennikiem, ten wśród mnóstwa złych ludzi musi upaść. Przeto dla własnego utrzymania przystoi każdemu księciu uczyć się być złym i z tej nauki korzystać lub nie korzystać, stosownie do potrzeby.
Niccolò Machiavelli, Książę
Nauka:
Zawsze sprawiaj, aby ci, którzy są nad tobą, czuli się lepsi. Starając się ich zadowolić albo im zaimponować, nie posuwaj się zbyt daleko w ujawnianiu swoich talentów, możesz bowiem osiągnąć przeciwny skutek – wzbudzić strach i niepewność. Spraw, aby twoi zwierzchnicy czuli się bardziej błyskotliwi, niż są w rzeczywistości, a osiągniesz wyżyny władzy.
Nicholas Fouquet, minister finansów w pierwszych latach panowania Ludwika XIV, był bogatym człowiekiem, który uwielbiał wystawne uczty, piękne kobiety i poezję. Uwielbiał także pieniądze, ponieważ żył z rozmachem. Był inteligentny i uważał się za niezastąpionego, więc gdy w 1661 roku zmarł kardynał Jules Mazarin, stojący na czele Rady Królewskiej, Fouquet miał nadzieję zostać jego następcą. Tymczasem król zlikwidował to stanowisko. Minister finansów odebrał to jako niepokojący sygnał i zaczął podejrzewać, że popada w niełaskę, dlatego postanowił zjednać sobie władcę, organizując najwspanialsze przyjęcie, jakie kiedykolwiek widział świat. Oficjalnie Fouquet świętował zakończenie budowy swojego pałacu w Vaux-le-Vicomte, ale w rzeczywistości chciał złożyć hołd królowi, który był gościem honorowym.
W uroczystości wzięła udział najznamienitsza szlachta z wielu krajów Europy i kilka najtęższych umysłów epoki – La Fontaine, La Rochefoucauld i madame de Sévigné. Na tę okazję Molier specjalnie napisał sztukę, w której sam wystąpił. Uczta zaczęła się od wykwintnej kolacji z siedmiu dań – na stołach znalazły się dalekowschodnie przysmaki, których jeszcze nikt we Francji nie kosztował, oraz potrawy stworzone specjalnie na ten wieczór. Biesiadnikom przygrywała orkiestra sprowadzona na cześć króla.
Po kolacji zaczęło się zwiedzanie pałacowego ogrodu, którego wystrój stał się inspiracją dla Wersalu. Fouquet osobiście towarzyszył królowi podczas przechadzki między przystrzyżonymi żywopłotami, klombami i fontannami. Po przybyciu nad kanał ogrodowy goście obejrzeli pokaz sztucznych ogni, po którym odbył się spektakl. Przyjęcie trwało do późnej nocy i wszyscy zgodnie twierdzili, że było to najwspanialsze wydarzenie, w jakim brali udział.
Następnego dnia Fouquet został aresztowany przez dowódcę muszkieterów D’Artagnana. Trzy miesiące później stanął przed sądem oskarżony o malwersacje na szkodę skarbu państwa. (Rzeczywiście dopuszczał się kradzieży, ale w imieniu króla i za jego zgodą). Uznany za winnego trafił do najbardziej odludnego więzienia we Francji, alpejskiej twierdzy Pinerolo, gdzie spędził ostatnich piętnaście lat życia.
Ludwik XIV, Król Słońce, był dumnym i aroganckim człowiekiem, który zawsze pragnął być w centrum uwagi. Nie mógł znieść, że ktoś żyje wystawniej niż on, zwłaszcza jego minister skarbu. Na miejsce Fouqueta powołał Jeana-Baptiste’a Colberta, który zasłynął jako skąpiec i gospodarz najbardziej nieciekawych przyjęć w Paryżu. Colbert dbał, aby pieniądze uwolnione z koronnego skarbca trafiały prosto do rąk króla. Za te pieniądze Ludwik wybudował wspaniały pałac w Wersalu, który swoim przepychem przyćmił rezydencję w Vaux-le-Vicomte. Zatrudnił tych samych architektów, dekoratorów wnętrz i ogrodników co Fouquet. W Wersalu wydawał przyjęcia jeszcze bardziej ekstrawaganckie niż to, które Fouquet przypłacił wolnością.
Przeanalizujmy sytuację. Wydając wspaniałe przyjęcie na cześć króla, Fouquet wyobrażał sobie, że w ten sposób okaże lojalność i oddanie. Nie tylko liczył na przychylność Ludwika; myślał, że pokazując swoje bogactwo, koneksje i dobry smak, zaprezentuje się jako niezastąpiony dworzanin i doskonały kandydat na premiera. Widząc jednak reakcje zaproszonych gości, Ludwik nabrał przekonania, że jego minister wzbudza większy zachwyt i uznanie niż on sam, dlatego zaczął postrzegać go jako konkurenta. Zamiast przypodobać się królowi, Fouquet swoim wystawnym przyjęciem uraził jego próżność. Oczywiście monarcha nie przyznał się do tego, ale znalazł wymówkę, aby pozbyć się człowieka, który nieumyślnie nadepnął mu na odcisk. Taki właśnie los spotyka wszystkich, którzy sprawiają, że władca czuje się niepewnie i powątpiewa w swoją wybitność.
Gdy zaczynał się wieczór, Fouquet był na samym szczycie. Gdy zapadła noc, znalazł się na dnie.
Wolter
Na początku XVII wieku włoski astronom i matematyk Galileusz znalazł się w niebezpiecznej sytuacji. Jak wszyscy uczeni doby renesansu był zależny od hojności magnatów, którzy finansowali jego badania, dlatego musiał od czasu do czasu sprawiać im prezenty ze swoich odkryć i wynalazków. Raz na przykład podarował księciu Mantui Vincenzo Gonzadze kompas wojskowy, który wynalazł. Następnie zadedykował księciu Toskanii Kosmie II Medyceuszowi dzieło poświęcone astronomii. Obaj możnowładcy byli zadowoleni, a dzięki nim Galileusz zyskiwał więcej nowych uczniów. Jednak bez względu na to, jak wielkich odkryć dokonywał, zazwyczaj nagradzali go prezentami, a nie pieniędzmi. W efekcie ciągle był od nich zależny i brakowało mu stabilizacji. Dlatego szukał jakiegoś lepszego sposobu na życie.
Nową strategię zastosował w 1610 roku, kiedy odkrył księżyce Jowisza. Tym razem zamiast obdzielać wszystkich mecenasów efektami swojego odkrycia – jednemu ofiarować teleskop, którego używał, innemu zadedykować książkę itd. – jak czynił dotychczas, postanowił skupić się wyłącznie na władcach Florencji. Wybrał ich nie bez powodu. W 1540 roku Kosma I, założyciel dynastii Medyceuszy, nawiązując do świetności cesarstwa rzymskiego, ustanowił patronem rodu Jowisza – najpotężniejszego ze starożytnych bogów, uosobienie władzy wykraczającej ponad politykę i wielkie fortuny.
Galileusz uczynił ze swojego odkrycia wielkie astronomiczne wydarzenie, które miało dodać splendoru Medyceuszom. Ogłosił, że „jaśniejące na niebie gwiazdy” (księżyce Jowisza) pojawiły się w jego teleskopie w tym samym czasie, gdy Kosma II został wielkim księciem Toskanii. Zaznaczył, że ciał niebieskich jest tyle samo – cztery – ilu potomków książęcego rodu (Kosma II miał trzech braci), i krążą one po orbicie Jowisza niczym wnukowie Kosmy I wokół florenckiego tronu. To nie mógł być zwykły przypadek, że same niebiosa odzwierciedlają dominację Medyceuszy. Galileusz zamówił także emblemat, który przedstawiał rzymskiego boga Jowisza siedzącego na chmurze w otoczeniu czterech gwiazd, i wręczył go księciu jako symbol jego związku z kosmicznym porządkiem świata.
Wdzięczny Kosma mianował Galileusza swoim nadwornym filozofem i matematykiem, przydzielając mu stałą pensję. Dla wielkiego uczonego był to życiowy przełom – czasy żebrania o mecenat odeszły już do przeszłości.
Dzięki swojej nowej strategii Galileusz jednym sprytnym posunięciem osiągnął więcej niż przez lata usilnych zabiegań. Powód był prosty – wszyscy władcy chcą się prezentować bardziej imponująco niż inni ludzie. Nie obchodzą ich odkrycia naukowe ani prawda empiryczna; liczy się dla nich tylko własna chwała. Nadając imiona magnatów ciałom niebieskim, Galileusz przysporzył im nieporównywalnie więcej splendoru, niż gdyby uczynił ich patronami jakiegoś instrumentu badawczego albo odkrycia naukowego.
Uczeni też podlegali kapryśnym regułom dworskiego życia i mecenatu. Tak samo jak reszta poddanych musieli służyć możnym, którzy dysponowali kapitałem. W obliczu ich nieprzeciętnego intelektu niejeden magnat mógł poczuć się niepewnie, jakby oczekiwano od niego wyłącznie pieniędzy – co swoją drogą jest upokarzającą i niewdzięczną rolą. Fundator wielkiego sukcesu chciałby być kimś więcej niż tylko dostarczycielem wsparcia finansowego. Chciałby uchodzić za kogoś kreatywnego i potężnego, a także ważniejszego niż samo dzieło stworzone w ich imieniu. Zamiast poczucia niepewności spodziewał się splendoru.
Swoim odkryciem Galileusz nie podważył autorytetu intelektualnego Medyceuszy ani nie sprawił, by w jakikolwiek sposób poczuli się gorsi – dosłownie wyniósł ich do gwiazd i dzięki niemu mogli błyszczeć na tle innych rodów Italii. Nie przyćmił swoich panów, ale pomógł im przyćmić wszystkich dookoła.
Każdy nosi w sobie jakieś obawy. Kiedy prezentujecie światu swoje talenty, naturalną koleją rzeczy wzbudzacie niechęć, zazdrość oraz inne przejawy kompleksów. Musicie być na to przygotowani. Nie możecie przez całe życie zamartwiać się małostkowością innych. Jednak wobec tych, którzy górują nad wami w hierarchii, musicie zastosować inne podejście. Przyćmiewanie władcy lub zwierzchnika jest przypuszczalnie najgorszym z błędów.
Myślicie, że świat się zmienił od czasów Medyceuszy i Króla Słońce? Nic bardziej mylnego. Ci, którzy zajmują wysoką pozycję społeczną, są dziś jak monarchowie i magnaci. Chcą się czuć pewnie na swoich stanowiskach, przewyższając wszystkich dookoła inteligencją, dowcipem i urokiem osobistym. Nie dajcie się zwieść zgubnemu, lecz szeroko rozpowszechnionemu przekonaniu, że demonstrując swoje talenty i umiejętności, możecie sobie zaskarbić względy zwierzchnika. Wasz pan będzie symulował uznanie, lecz przy pierwszej nadarzającej się okazji zastąpi was kimś mniej inteligentnym, mniej atrakcyjnym i mniej groźnym, tak jak Ludwik XIV, który na miejsce błyskotliwego Fouqueta powołał nijakiego Colberta. I tak jak Ludwik XIV nie wyjawi swoich prawdziwych intencji, ale znajdzie pretekst, żeby się was pozbyć.
Prawo to obejmuje dwie zasady, które musicie sobie uświadomić. Po pierwsze możecie nieumyślnie przyćmić swojego zwierzchnika, będąc po prostu sobą. Niektórych ludzi na wysokich stanowiskach cechuje taki brak pewności siebie, że wystarczy okazać przy nich odrobinę charyzmy, aby poczuli się zagrożeni.
Nikt nie mógł się poszczycić tyloma wrodzonymi przymiotami co Astorre Manfredi, książę Faenzy. Najprzystojniejszy ze wszystkich młodych książąt zachwycał poddanych swoją wielkodusznością i otwartością.
W 1500 roku Cesare Borgia oblegał Faenzę. Kiedy miasto się poddało, mieszkańcy spodziewali się najgorszego po okrutnym księciu Romanii, ale ten oszczędził wszystkich. Zajął tylko twierdzę i nie stracił żadnego z obrońców, a księciu Manfrediemu, który wówczas liczył osiemnaście lat, pozostawił pełną swobodę wraz z całym jego dworem.
Minęło jednak zaledwie kilka tygodni i młodziutki książę pod eskortą żołnierzy trafił do więzienia w Rzymie. Rok później wyłowiono z Tybru jego ciało z kamieniem przywiązanym do szyi. Borgia usprawiedliwiał ten okrutny mord spreparowanym oskarżeniem o zdradę, lecz prawdziwa przyczyna tkwiła w jego próżności i niskim poczuciu własnej wartości. Astorre Manfredi wpędzał go w kompleksy, chociaż nawet nie próbował tego robić. Wystarczyła sama jego obecność, by Cesare Borgia czuł się gorszy. Nasuwa się prosty wniosek – jeśli nie potraficie nic poradzić na to, że jesteście atrakcyjni i czarujący, starajcie się unikać takich zakompleksionych potworów jak Borgia. Ewentualnie znajdźcie jakiś sposób, by maskować swoje walory, przebywając w ich towarzystwie.
Po drugie nie wyobrażajcie sobie, że jeśli zwierzchnik darzy was sympatią, możecie sobie pozwalać na wszystko. Można by napisać wiele książek o faworytach, którzy brali swój status za pewnik i popadli w niełaskę, gdyż ośmielili się wywyższać ponad władcę.
Sen no Rikyū cieszył się szczególnymi względami cesarza Hideyoshiego, który panował w Japonii pod koniec XVI wieku. Był mistrzem ceremonii parzenia herbaty – sztuki niezwykle popularnej wśród arystokracji – oraz jednym z najbardziej zaufanych doradców monarchy. Miał swoją kwaterę w pałacu cesarskim i był poważany w całym kraju. Mimo to w 1591 roku Hideyoshi wydał na niego wyrok śmierci, każąc mu popełnić seppuku. Dopiero później wyszła na jaw przyczyna tej radykalnej zmiany nastawienia. Okazało się, że Rikyu, człowiek pochodzący z nizin społecznych, zamówił drewniany posąg, który przedstawiał go w wyniosłej pozie i sandałach stanowiących atrybut szlachectwa. Co więcej, kazał ustawić swoją podobiznę w pałacowej świątyni, gdzie rzucała się w oczy członkom rodziny cesarskiej. Dla Hideyoshiego był to jednoznaczny sygnał – jego faworyt stracił poczucie umiaru. Cieszył się takimi samymi przywilejami jak szlachetnie urodzeni, jednak zapomniał, że niczego nie zawdzięcza samemu sobie i jego pozycja jest zależna od cesarza. Niewybaczalnie przecenił swoją wartość i za ten błąd zapłacił życiem. Dlatego pamiętajcie: nigdy nie bierzcie swojej pozycji za pewnik i nie pozwólcie, aby zaszczyty uderzyły wam do głowy.
Skoro już wiecie, jak niebezpieczne może być wywyższanie się nad sprawującego władzę, możecie obrócić to Prawo na swoją korzyść. Przede wszystkim musicie schlebiać władcy i karmić jego próżność. Jawne komplementy bywają skuteczne, ale mają swoje ograniczenia – są zbyt bezpośrednie i mogą razić innych dworzan. O wiele lepiej działają zawoalowane pochlebstwa. Jeśli na przykład przewyższacie swojego pana intelektem, sprawiajcie odwrotne wrażenie. Niech mu się wydaje, że jest mądrzejszy od was. Grajcie naiwniaków. Zachowujcie się, jakbyście potrzebowali jego rad. Popełniajcie niewinne błędy, które nie zaszkodzą wam na dłuższą metę, ale stworzą okazję, by poprosić go o pomoc. Władcy uwielbiają takie sytuacje. Czują potrzebę obdzielania poddanych swoim doświadczeniem, a jeżeli nie mają takiej możliwości, odnoszą się do nich z urazą i okazują złą wolę.
Jeśli jesteście bardziej kreatywni od zwierzchnika, przypisujcie mu swoje pomysły, w miarę możliwości na forum publicznym. Dawajcie do zrozumienia, że wasze rozwiązania są tylko echem jego rad.
Jeśli przewyższacie go dowcipem, możecie wcielić się w rolę nadwornego błazna, jednak wasz pan nie powinien wyglądać na bezdusznego i gburowatego w porównaniu z wami. Postarajcie się sprawiać wrażenie, jakby to on dozował wasze dowcipy i dobry nastrój. Jeśli z natury jesteście bardziej towarzyscy i wielkoduszni, starajcie się nie przewyższać go pod tym względem. Nie przysłaniajcie innym jego blasku – władca musi być w centrum uwagi, promieniejąc mocą i chwałą niczym słońce, wokół którego wszyscy krążą. Każda próba zaimponowania komuś takiemu może okazać się zgubna – uczcie się od Fouqueta, żeby nie napytać sobie biedy.
Ukrywanie swoich mocnych stron nie świadczy o słabości, jeżeli w ostatecznym rozrachunku prowadzi do zdobycia przewagi. Pozwalając innym górować nad sobą, zachowujecie kontrolę, zamiast paść ofiarą ich poczucia niższości. Możecie to wykorzystać w dniu, w którym postanowicie podnieść swój status. Jeżeli tak jak Galileusz potraficie sprawić, że wasz pan jeszcze bardziej zabłyśnie w oczach innych, będziecie dla niego darem niebios i natychmiast otrzymacie nagrodę.
Wizja: Gwiazdy na niebie. Świecić może tylko jedno słońce. Nigdy nie przysłaniaj jego blasku ani nie próbuj świecić jaśniej. Postaraj się raczej zniknąć na niebie i znajdź sposób, by rozjaśnić blask swojego władcy. Rzeczywistość: Nie przyćmiewaj swojego zwierzchnika. Bycie gorszym od kogoś to stan budzący nienawiść, a odniesienie zwycięstwa nad zwierzchnikiem wynika albo z głupoty, albo z fatalnego zbiegu okoliczności. Gwiazdy uczą nas tej subtelności. Są błyszczącymi dziećmi Słońca, ale nigdy nie próbują go zaćmić (Baltasar Gracián, Sztuka doczesnej mądrości).
Nie możecie się przejmować uczuciami każdej napotkanej osoby, gdyż w niektórych sytuacjach musicie być okrutni. Jeśli wasz władca jest przygasającą gwiazdą, bez obaw możecie go przyćmiewać. Nie znajcie litości – wasz pan nie miał skrupułów, kiedy piął się na szczyt. Oceńcie jego siłę. Jeżeli jest słaby, dyskretnie przyspieszajcie jego upadek – w rozstrzygających momentach róbcie wszystko, by go przechytrzyć. Jeżeli jest bardzo słaby i zbliża się jego koniec, pozwólcie naturze robić swoje. Nie ryzykujcie jednak otwartego wywyższania się ponad słabnącego pana, który może okazać się bezwzględny i zjadliwy. Jeśli natomiast trzyma się mocno na swojej pozycji, czekajcie cierpliwie na odpowiedni moment. Naturalną koleją rzeczy każda władza w końcu przygaśnie i osłabnie. Pewnego dnia wasz pan upadnie, a jeżeli właściwie rozegracie swoją partię, przeżyjecie go i przyćmicie swoim blaskiem.
Nauka
Uważaj na przyjaciół – oni pierwsi cię zdradzą, bo łatwiej wzbudzić w nich zazdrość. Stają się również zepsuci i despotyczni. Zaangażuj za to dawnego wroga, a będzie wierniejszy od przyjaciela, ponieważ ma więcej do udowodnienia. W gruncie rzeczy bardziej należy się obawiać przyjaciół niż wrogów. Jeśli nie masz wrogów, znajdź sposób, aby ich stworzyć.
W połowie IX wieku na tronie Cesarstwa Bizantyjskiego zasiadł młody władca Michał III. Przejmując władzę, zesłał swoją matkę cesarzową Teodorę do klasztoru, a jej kochanka Teoktysta kazał zamordować. Na czele przewrotu pałacowego, który miał na celu obalić Teodorę i przekazać rządy w ręce Michała, stał jego wuj Bardas, człowiek inteligentny i ambitny. Michał był młodym i niedoświadczonym władcą otoczonym przez intrygantów, morderców i hochsztaplerów. W tym trudnym czasie potrzebował zaufanego doradcy i powierzył tę funkcję Bazylemu, swojemu serdecznemu przyjacielowi. Bazyli nie znał się na rządzeniu państwem – piastował urząd koniuszego – lecz wiele razy dał dowód swojej lojalności i przywiązania.
Jeśli chcesz mieć pewnego wroga, wybierz przyjaciela. Przyjaciel wie, gdzie uderzyć.
Diana de Poitiers, kochanka Henryka II, króla Francji
Przyjaciele poznali się kilka lat wcześniej, gdy Michał wizytował jedną z cesarskich stajni i poniósł go narowisty koń. Wtedy to Bazyli, młody stajenny z Macedonii, uratował mu życie. Siła i odwaga stajennego zrobiły wrażenie na władcy, który natychmiast awansował swojego zbawcę, by później obsypywać go podarkami i zaszczytami. Bazyli trafił do najlepszej szkoły w Bizancjum, gdzie nabrał dworskiej ogłady i z nieokrzesanego chłopskiego syna zamienił się w dystyngowanego kawalera.
Ilekroć obsadzam jakiś wolny urząd, stu jest zawiedzionych, a jeden niewdzięczny.
Ludwik XIV
Teraz Michał rządził krajem i potrzebował kogoś zaufanego. Komu mógł powierzyć godność szambelana i głównego doradcy, jak nie człowiekowi, który zawdzięczał mu wszystko? Kochał Bazylego jak brata i był przekonany, że można go podszkolić do pełnienia nowej funkcji. Ignorując rady dworzan, którzy polecali mu bardziej doświadczonego Bardasa, postawił na swojego faworyta.
Dlatego od czasu, kiedy zdarzyło mi się nie raz jeden zostać oszukanym przez kogoś, kogo kochałem najbardziej, ponad wszystkich innych, i przez kogo, jak byłem pewien, także byłem kochany – myślałem sobie czasami, że byłoby dobrze dla nas nigdy już nie ufać nikomu na świecie (…). Dlatego więc sądzę, że dobrze by było kochać kogoś i służyć mu bardziej niż komuś innemu wedle zasług i wartości; przecież jednak nigdy nie dowierzając przyjacielskiej, słodkiej perswazji, abyśmy na koniec nie musieli żałować naszego zaufania.
Baltazar Castiglione, Książka o dworzaninie
Bazyli szybko się uczył i wkrótce zaczął doradzać cesarzowi we wszystkich sprawach państwowych. Jedynym problemem okazały się pieniądze, których wciąż było mu mało. Posmakował wystawnego życia na bizantyjskim dworze i stał się łasy na korzyści płynące z władzy. Michał podwoił, a potem potroił jego wynagrodzenie, nadał mu tytuł szlachecki i ożenił go z własną kochanką Eudokią Ingeriną. Zadowolenie przyjaciela i zaufanego doradcy było dla niego warte każdej ceny. Ale kłopoty miały dopiero się zacząć. Bazyli przekonał cesarza, że Bardas, który teraz dowodził armią, ma dużo większe ambicje – licząc, że zdoła kontrolować siostrzeńca, dokonał przewrotu i osadził go na tronie, ale mógł nadal knuć, żeby samemu zostać cesarzem. Michał tak długo słuchał wrogich podszeptów, aż wreszcie zgodził się na zgładzenie wuja. Bazyli osobiście zasztyletował Bardasa, gdy ten siedział na trybunie i oglądał wyścigi konne. Wkrótce potem doradca cesarza oznajmił, że chce przejąć zwierzchność nad armią, aby móc czuwać nad bezpieczeństwem kraju i tłumić rebelie. Michał spełnił jego wolę.
Od tej pory Bazyli rósł w siłę i pomnażał swoją fortunę. Niebawem cesarz wskutek własnej rozrzutności znalazł się w tarapatach finansowych i zażądał od przyjaciela zwrotu pożyczek, których udzielał mu przez lata. Ku jego bezgranicznemu zdumieniu Bazyli miał czelność odmówić. Uczynił to z taką zuchwałością, że Michał nagle uświadomił sobie, w jak nieciekawym jest położeniu – oto były chłopiec stajenny ma więcej pieniędzy i więcej popleczników, a co za tym idzie, posiada większą władzę niż sam cesarz. Kilka tygodni później po nocy suto zakrapianej alkoholem Michał obudził się otoczony przez żołnierzy, którzy zadźgali go mieczami. Bazyli przyglądał się egzekucji, a potem ogłosił się cesarzem i triumfalnie przejechał na koniu ulicami Bizancjum, obnosząc głowę swojego dobroczyńcy i przyjaciela zatkniętą na ostrzu dzidy.
Wąż, rolnik i czapla
Uciekający przed myśliwymi wąż poprosił rolnika o pomoc. Aby go ukryć, mężczyzna kucnął i pozwolił mu wpełznąć do swojego brzucha. Gdy zagrożenie minęło, kazał wężowi wyjść, ten jednak odmówił. W środku było ciepło i bezpiecznie. Wracając do domu, rolnik natknął się na czaplę. Podszedł do niej i powiedział, co go spotkało, ta zaś poradziła mu, aby kucnął i się naprężył. Gdy wąż wystawił głowę, czapla złapała go, wyciągnęła na zewnątrz i zabiła. Rolnik obawiał się jadu, który wąż mógł zostawić w jego ciele, ale czapla powiedziała, że lekarstwem na wężowy jad jest mięso sześciu białych ptaków. „Ty jesteś białym ptakiem” – rzekł rolnik. „Ciebie zjem na początku”. Włożył czaplę do worka i poszedł do domu, gdzie opowiedział żonie o swej przygodzie. „Zadziwiasz mnie” – odparłakobieta. „Ptak okazuje ci życzliwość, wybawia cię z opresji, właściwie ratuje ci życie, a ty chcesz go zabić”. Natychmiast uwolniła czaplę, która odleciała, ale uciekając, wydziobała jej oczy.Morał: kiedy widzisz wodę płynącą pod górę, oznacza to, że ktoś odwdzięcza się komuś za przysługę.
Afrykańska przypowieść ludow
Michał III postawił całą swoją przyszłość na poczucie wdzięczności, którego spodziewał się po swoim przyjacielu. Wszak Bazyli zawdzięczał mu bogactwo, wykształcenie i pozycję społeczną; jakże mógłby nie odpłacić się wierną służbą? Cesarz spełniał wszystkie jego zachcianki, wychodząc z założenia, że jest to najlepszy sposób na umocnienie przyjacielskiej więzi. Dopiero tamtego feralnego dnia, gdy zobaczył zuchwały uśmiech na twarzy faworyta, zdał sobie sprawę, że sam stworzył potwora.
Bazyli posmakował władzy i wciąż wyciągał rękę po więcej. Dostawał wszystko, czego zażądał, i najwyraźniej czuł się przytłoczony szczodrością, gdyż zachował się tak jak większość ludzi w takiej sytuacji – zapomniał o względach, których doświadczył, i uważał, że cały swój sukces zawdzięcza wyłącznie sobie.
Kiedy Michał zorientował się, że popełnił błąd, mógł jeszcze ujść z życiem, ale za bardzo był zaślepiony przyjaźnią i miłością. Aż do dnia, w którym jego głowa została zatknięta na włóczni, nie wierzył, że przyjaciel mógłby go zdradzić.
Boże, chroń mnie od przyjaciół; z wrogami poradzę sobie sam.
Wolter
Przez kilka stuleci po upadku dynastii Han (220 r.) w dziejach Chin przewijał się ten sam wzorzec oparty na gwałtownych i krwawych zamachach stanu. Wojskowi spiskowali, doprowadzając do obalenia słabego cesarza, i zastępowali go silnym generałem. Generał jako nowy cesarz likwidował innych generałów, żeby zapewnić sobie przetrwanie. Jednak po kilku latach schemat się powtarzał. Nowi generałowie dokonywali przewrotu i zabijali cesarza lub jego synów. Władca Chin rządził samotnie – było to najmniej znaczące i najbardziej zagrożone stanowisko w całym cesarstwie.
W 960 roku generał Zhao Kuangyin został cesarzem, dając początek dynastii Song. Zdawał sobie sprawę, że wedle wszelkiego prawdopodobieństwa w ciągu najbliższego roku zostanie zamordowany. Jakże mógłby przełamać ten ponury schemat? Wkrótce po wstąpieniu na tron wyprawił uroczysty bankiet, na który zaprosił najwyższych rangą dowódców armii. Kiedy wszyscy spili się winem, cesarz Song odesłał strażników oraz innych gości i został sam na sam z generałami, którzy teraz drżeli ze strachu o własne życie.
– Każdy mój dzień przepełnia trwoga i nic mnie nie cieszy zarówno przy stole, jak i w alkowie – odezwał się władca. – Któż z was nie marzy o wstąpieniu na tron? Nie wątpię w waszą lojalność, ale cóż byście uczynili na moim miejscu, gdyby wasi poddani w pogoni za bogactwem i urzędami chcieliby was obedrzeć z żółtych cesarskich szat?
Stąd wyrodziło się zdanie, że mądry książę powinien gdzie tylko może, bodaj fortelami, nieprzyjaciół wynachodzić, aby mieć komu rogi utrzeć i tym samym sławy sobie przyczynić, albowiem trwalszą wierność i więcej pożytku znachodzili wszyscy, a szczególniej nowi książęta, u takich ludzi, którzy zrazu byli ich przeciwnikami lub przynajmniej zostawali w podejrzeniu, niżeli u innych, co natychmiast czołem przed nimi bili, czego także Pandolfo Petrucci, książę Sieny doświadczał.
Niccolò Machiavelli, Książę
Pijani i przerażeni generałowie prześcigali się w zapewnieniach o swej niewinności i wierności, cesarz jednak nie dał się zbić z tropu:
– Najlepszym sposobem na życie jest spokojne rozkoszowanie się dostatkiem i zaszczytami – mówił dalej. – Jeśli zgodzicie się ustąpić ze swoich stanowisk, jestem gotów ofiarować wam okazałe rezydencje, w których będziecie mogli cieszyć się dźwiękami muzyki i towarzystwem pięknych dziewcząt.
Zdumieni generałowie uzmysłowili sobie, że zamiast utarczek i niepewności monarcha oferuje im bogactwo i poczucie bezpieczeństwa. Następnego dnia wszyscy złożyli rezygnacje i obdarzeni tytułami szlacheckimi odeszli na emeryturę, by zamieszkać w posiadłościach, które podarował im Song.
Tak oto za jednym zamachem cesarz zamienił sforę „przyjacielskich” wilków, po których spodziewał się rychłej zdrady, w stadko potulnych owieczek pozbawionych jakichkolwiek wpływów. Przez kolejne lata prowadził kampanię, która miała na celu umocnienie władzy. W 971 roku Liu Cheng, władca niezależnego państwa zwanego Południowym Han, które ponad pół wieku wcześniej oderwało się od Chin, uznał zwierzchność dynastii Song. Ku jego zdumieniu cesarz nadał mu godność na swoim dworze i zaprosił na ucztę. Kiedy wzniósł toast, by przypieczętować nowy sojusz, Liu zawahał się, wietrząc podstęp.
– Występki moje bez wątpienia zasługują na najwyższą karę – rzekł pełen obaw. – Ale błagam cię, najjaśniejszy panie, oszczędź swego sługę. Nie odważę się wypić tego wina.
Song, śmiejąc się, wziął jego puchar i wychylił go do dna. Wino nie było zatrute. Od tej pory Liu był jego najbardziej zaufanym i lojalnym przyjacielem.
W tamtym okresie Chiny były podzielone na wiele niezależnych państewek. Gdy Song podbił jedno z nich, ministrowie radzili mu, aby wtrącił do więzienia jego władcę. Przedstawili mu dokumenty, z których wynikało, że pokonany Chien Zhou nadal spiskuje przeciwko niemu i zamierza go zgładzić. Mimo to cesarz ugościł Zhou i obdarzył zaszczytami, a na pożegnanie ofiarował mu paczkę, którą kazał otworzyć w połowie drogi do domu. W paczce Zhou znalazł papiery stanowiące dowód własnej zdrady. Dotarło do niego, że Song wiedział o jego knowaniach, a jednak darował mu życie. Ujęty tą wielkodusznością stał się jednym z najwierniejszych poddanych cesarza.
Zdobywszy godną wojownika broń, uszczęśliwiony bramin Drona udał się do pałacu króla Drupady, spodziewając się, że ucieszy się on na widok swego przyjaciela z dzieciństwa i odda mu, jak obiecywał, połowę królestwa. Jednak Drupada rzekł: „O, braminie, chyba straciłeś rozum, nazywając mnie swym przyjacielem! Któż to słyszał, aby wyniosły król taki jak ja przyjaźnił się z kimś całkowicie pozbawionym dóbr jak ty, braminie. Nasza przyjaźń zestarzała się. To prawda, że w dzieciństwie byliśmy przyjaciółmi, ale przyjaźń owa bazowała na tym, co wówczas posiadaliśmy. Przyjaźń starzeje się i umiera. Niszczy ją żądza i okalecza ją gniew. Nie licz więc na starą przyjaźń i rozejrzyj się raczej za nową. O, dobry braminie, byłem twym przyjacielem, gdy było to zgodne z moim interesem. Biedak nie może być przyjacielem bogatego, a głupiec nie może być przyjacielem mędrca. I po co komu stary przyjaciel? Przyjaźń i małżeństwo są możliwe jedynie wśród tych, którzy są sobie równi zarówno pod względem bogactwa, jak i urodzenia. Jaki król zechce przyjaźnić się z kimś, kto królem nie jest?”.
Mahabharata
Według starego chińskiego przysłowia przyjaciele są jak szczęki groźnej bestii – jeśli nie będziemy ostrożni, bestia zatopi w nas ostre zęby. Musiał o tym wiedzieć Song, kiedy wstępował na tron. Jego „przyjaciele” dowodzący armią byli gotowi go zagryźć, a gdyby jakimś cudem przeżył, padłby łupem „przyjaciół” ministrów. Cesarz nie chciał mieć do czynienia z takimi przyjaciółmi – przekupił swoich generałów wspaniałymi posiadłościami i trzymał ich z dala od siebie. W ten sposób stali się bardziej nieszkodliwi, niż gdyby kazał ich zabić, co skłoniłoby innych generałów do szukania zemsty. Nie chciał też mieć nic wspólnego z „przyjacielskimi” ministrami, których zazwyczaj częstował zatrutym winem.
Zamiast polegać na przyjaciołach, Song wykorzystywał wrogów, zamieniając ich jednego po drugim w godnych zaufania poddanych. Podczas gdy przyjaciel wciąż domaga się kolejnych gratyfikacji i kipi z zazdrości, dawny wróg nie oczekuje niczego, a dostaje wszystko. Jeżeli ktoś uniknął katowskiego topora, potrafi być naprawdę wdzięczny i pójdzie na koniec świata za władcą, który okazał mu łaskę. Z czasem dawni przeciwnicy stali się najbardziej zaufanymi przyjaciółmi Songa. Cesarzowi udało się w końcu przełamać schemat zamachów stanu, mordów politycznych i wojen domowych – dynastia Song rządziła Chinami przez ponad trzysta lat.
Weź do ręki pszczołę, by jej pomóc, a przekonasz się, że dobroć ma swoje granice.
Przysłowie sufickie
W przemówieniu wygłoszonym podczas wojny secesyjnej Abraham Lincoln nazwał zwolenników Południa bliźnimi, którzy zbłądzili. Pewna leciwa dama zganiła go za to, że zbyt łagodnie wyraża się o zaprzysięgłych wrogach, których należy zniszczyć. „Szanowna pani – odparł prezydent – czyż nie niszczę swoich wrogów, czyniąc ich przyjaciółmi?”
To naturalne, że oczekujecie pomocy ze strony przyjaciół, kiedy znajdziecie się w potrzebie. Świat potrafi być surowy, ale przyjaciele łagodzą tę surowość. Poza tym znacie ich od dawna. Po co liczyć na obcych, skoro macie przyjaciół?
Problem często polega na tym, że nie znacie swoich przyjaciół tak dobrze, jak się wam wydaje. Nierzadko przyjaciele zgadzają się z wami, żeby uniknąć kłótni. Ukrywają swoje przywary, bo nie chcą was urazić. Śmieją się głośno z waszych żartów. Ponieważ szczerość zwykle nie służy przyjaźni, nie dowiecie się, co naprawdę czuje wasz przyjaciel. Gdy zapewnia, że zachwyca się waszymi wierszami, uwielbia waszą muzykę i zazdrości wam gustu, rzeczywiście może tak być – albo i nie.
Ludzie chętniej odwzajemniają się za krzywdy niż za korzyści, ponieważ wdzięczność jest ciężarem, a zemsta przyjemnością.
Publiusz Korneliusz Tacyt
Kiedy postanowicie powierzyć przyjacielowi jakąś ważną funkcję, stopniowo zaczniecie odkrywać cechy, które trzymał w tajemnicy. Co dziwne, to właśnie wasz życzliwy gest zaburzył relację między wami. Ludzie chcą wierzyć, że zasługują na to, aby los im sprzyjał. Przyjmowanie pomocy może się kłócić z tym wyobrażeniem – oznacza, że spotkało ich coś dobrego w imię przyjaźni, a niekoniecznie są wybrańcami, którym wszystko się należy. Jest w takiej przysłudze odrobina protekcjonalizmu, która skrycie uwiera przyjaciela. Uraza będzie wychodziła na jaw powoli – trochę więcej niewygodnej szczerości, przebłyski niechęci, zazdrość i zanim się obejrzycie, po waszej przyjaźni nie zostanie ani śladu. Im więcej przysług i prezentów będziecie dawać, aby ożywić waszą przyjaźń, tym mniej wdzięczności otrzymacie.
Niewdzięczność ma długą i bogatą tradycję. Pokazuje swoją moc od tylu wieków, że aż trudno pojąć, dlaczego ludzie nadal nie traktują jej z należytą powagą. Lepiej zachować ostrożność. Jeśli nie oczekujecie wdzięczności od przyjaciela, będziecie mile zaskoczeni, gdy wam ją okaże.
Problem polega na tym, że korzystanie z pomocy lub zatrudnianie przyjaciela zawsze ogranicza wasze pole manewru. Rzadko kiedy przyjaciel jest akurat tym, który może wam najbardziej pomóc – koniec końców umiejętności i doświadczenie są o wiele ważniejsze niż przyjacielskie uczucia. Wszak Michał III miał w swoim otoczeniu człowieka, którego rady pozwoliłyby mu właściwie pokierować państwem i pozostać przy życiu – był nim Bardas.
We wszystkich sytuacjach służbowych konieczny jest pewien dystans między ludźmi. Bądź co bądź spotykacie się, żeby wykonywać swoją pracę, a nie zaprzyjaźniać się ze sobą, a przyjaźnie – prawdziwe lub fałszywe – tylko przysłaniają cel waszych działań. Dlatego kluczem do władzy jest zdolność oceny, kto najlepiej potrafi zadbać o wasze interesy w każdej sytuacji. Zadawajcie się z przyjaciółmi dla przyjaźni, ale pracujcie z ludźmi kompetentnymi.
Jaki pożytek mogą nam przynieść wrogowie
Któryś z nieprzyjaciół Hierona złośliwie zauważył, że cuchnie mu z ust. Po powrocie do domu Hieron zwrócił się do żony: „Co na to powiesz? Dlaczego mi nigdy o tym nie mówiłaś?”. Ona zaś, kobieta prosta i łagodna, odrzekła: „Sądziłam, że wszyscy mężczyźni tak pachną”. Tak oto tego, co dla wszystkich jest widoczne, co łatwo postrzec zmysłami, co jest namacalne, wrogowie lepiej potrafią nas nauczyć niż nasi przyjaciele i bliscy.
Plutarch, Jaki pożytek mogą nam przynieść wrogowie
Z kolei wasi wrogowie są niewyczerpanymi kopalniami złota, które musicie nauczyć się wykorzystywać. W 1807 roku Talleyrand, minister spraw zagranicznych za rządów Napoleona, doszedł do wniosku, że jego pan prowadzi Francję ku niechybnej zgubie i nadszedł czas, by zwrócić się przeciwko niemu. Zdawał sobie sprawę, jak niebezpieczne jest spiskowanie przeciwko cesarzowi, dlatego potrzebował sojusznika. Jakiemu przyjacielowi mógł zaufać, porywając się na takie przedsięwzięcie? Wybrał Josepha Fouchégo, szefa tajnej policji i swojego najzacieklejszego wroga, który swego czasu próbował nawet go zgładzić. Wiedział, że długoletnia nienawiść może stanowić podłoże do pojednania. Wiedział również, że Fouché niczego nie oczekuje od niego, za to będzie próbował się wykazać – a ludzie, którzy chcą dowieść swej wartości, są zdolni góry przenosić. Wiedział w końcu, że połączy ich relacja oparta na wzajemnym interesie, która nie będzie skażona osobistymi odczuciami. Jego wybór okazał się strzałem w dziesiątkę. Chociaż spiskowcom nie udało się dokonać przewrotu, sojusz tak wpływowych partnerów budził coraz większe zainteresowanie sprawą i opozycja przeciwko Napoleonowi zaczęła się powoli rozrastać. Od tamtego czasu Talleyrand i Fouché kontynuowali owocną współpracę. Dlatego postarajcie się zakopać topór wojenny, jeśli to tylko możliwe, żeby wykorzystać wroga do swoich celów.
Jak zauważył Lincoln, można zniszczyć wroga, czyniąc go swoim przyjacielem. W 1971 roku podczas wojny w Wietnamie złożona głównie z katolickich duchownych grupa pacyfistycznych aktywistów zwana Siódemką z Harrisburga planowała porwanie amerykańskiego doradcy ds. bezpieczeństwa Henry’ego Kissingera. Nie informując organów ścigania, dyplomata zaprosił trzech spośród niedoszłych porywaczy na prywatne spotkanie i zapewnił, że do połowy 1972 roku większość amerykańskich żołnierzy opuści Wietnam. Całkowicie oczarował swoich gości, którzy podarowali mu kilka plakietek z hasłem „Porwać Kissingera”, a jeden zaprzyjaźnił się z nim i często go odwiedzał. Nie było to jedyne zagranie tego rodzaju – Kissinger stosował politykę współpracy z tymi, którzy się z nim nie zgadzali. Jego współpracownicy uważali, że lepiej dogaduje się z przeciwnikami niż ze sprzymierzeńcami.
Kiedy nie mamy wrogów, stajemy się leniwi. Wróg, który depcze nam po piętach, działa na nas mobilizująco, dzięki czemu wciąż jesteśmy czujni i skoncentrowani. Dlatego czasami lepiej wykorzystać wrogów jako takich, zamiast przeciągać ich na swoją stronę.
W swoim podejściu do władzy Mao Zedong uważał konflikt za czynnik o kluczowym znaczeniu. Gdy w 1937 roku Japończycy dokonali inwazji na Chiny, przerwali wojnę domową między komunistami pod wodzą Mao a nacjonalistami z Kuomintangu. W obliczu zagrożenia niektórzy przywódcy komunistyczni sugerowali, aby pozostawić nacjonalistom walkę z najeźdźcą i korzystając z okazji, zregenerować siły. Mao był innego zdania. Uważał, że Japończycy nie zdołają opanować tak olbrzymiego kraju jak Chiny i prędzej czy później się wycofają. Jednak do tego czasu komuniści zdążą skostnieć z bezczynności i nie będą dostatecznie przygotowani, by ponownie stawić czoła nacjonalistom. Walka z tak potężnym wrogiem jak Japończycy byłaby w gruncie rzeczy doskonałą zaprawą dla ich prowizorycznej armii. Plan Mao zyskał aprobatę i z czasem okazał się trafiony. Zanim Japończycy w końcu ustąpili, siły komunistyczne zdążyły nabrać doświadczenia bojowego, które pomogło im pokonać nacjonalistów.
Po latach pewien japoński polityk podczas wizyty w Pekinie chciał przeprosić Chińczyków za to, że padli ofiarą napaści ze strony jego kraju.
– Czy nie powinienem raczej wam podziękować? – odparł Mao, po czym wyjaśnił, że bez godnego przeciwnika żaden naród nie urośnie w siłę.
Oparta na nieustannym konflikcie doktryna chińskiego przywódcy składa się z kilku kluczowych elementów. Po pierwsze musicie być pewni swojego zwycięstwa – tak jak Mao, który wiedział, że Japończycy w końcu przegrają. Nigdy nie podejmujcie walki, nie mając pewności, że zdołacie pokonać przeciwnika. Po drugie, jeśli nie macie jawnego wroga, powinniście wyznaczyć sobie dogodny cel, nawet gdyby polegał na zamianie sprzymierzeńca w przeciwnika. Mao wielokrotnie stosował taką strategię. Po trzecie wykorzystujcie przeciwników, aby przedstawiać wyraźnie swoje dążenia, nawet w kategoriach walki dobra ze złem. Mao celowo doprowadzał do niesnasek ze Związkiem Radzieckim i Stanami Zjednoczonymi, uważał bowiem, że bez jasno określonego wroga naród mógłby zatracić poczucie, czym jest chiński komunizm. Wyraźnie zdefiniowany przeciwnik jest o wiele mocniejszym argumentem przemawiającym na waszą korzyść niż jakiekolwiek słowa.
Nie pozwólcie, aby obecność wrogów wytrącała was z równowagi albo przyprawiała o niepokój – o wiele lepiej mieć zdeklarowanego przeciwnika, niż nie wiedzieć, skąd może nadejść atak. Człowiek sprawujący władzę z zadowoleniem przyjmuje konflikt, wykorzystując wrogów do wzmocnienia swojej reputacji wojownika, na którym można polegać w trudnych czasach.
Wizja: Szczęki niewdzięczności. Nie wkładasz ręki w paszczę lwa, jeśli wiesz, co może cię spotkać. Wobec przyjaciół nie zachowujesz się tak ostrożnie i gdy okażesz im zaufanie, w swojej niewdzięczności zjedzą cię żywcem. Rzeczywistość: Wiedz, jak wykorzystać swoich wrogów. Chwytaj rzeczy nie za ostrze, które Ci grozi, lecz za rękojeść, która będzie Cię bronić. Mądra osoba znajduje wrogów bardziej użytecznych niż przyjaciele, których wybiera głupiec (Baltasar Gracián, Sztuka doczesnej mądrości).
Choć na ogół lepiej nie łączyć pracy z przyjaźnią, w niektórych sytuacjach można wykorzystać przyjaciela z dużo lepszym skutkiem niż wroga. Na przykład człowiek sprawujący władzę często staje w obliczu niewdzięcznych zadań, które ze względu na wizerunek zazwyczaj powierza innym ludziom. Najlepiej nadają się do tego przyjaciele, gdyż ich przywiązanie sprawia, że są skłonni do podjęcia ryzyka. Również jeśli z jakiegoś powodu wasze plany skończą się porażką, możecie wykorzystać przyjaciela jako kozła ofiarnego. Królowie lub magnaci często stosowali takie sztuczki – pozwalali, aby ich przyjaciel poniósł odpowiedzialność za porażkę, gdyż nikomu nie przyszłoby do głowy, że władca byłby gotów celowo poświęcić swojego faworyta. Decydując się na takie zagranie, stracicie bezpowrotnie czyjąś przyjaźń, więc do roli kozła ofiarnego wybierzcie kogoś, kto jest wam bliski, ale nie najbliższy.
I wreszcie współpraca z przyjaciółmi grozi mylnym postrzeganiem granic i dystansu wymaganego w relacjach służbowych. Jeśli jednak zaangażowane strony zdają sobie sprawę z ryzyka wkalkulowanego w ich układ, zatrudnienie przyjaciela może przynieść doskonałe efekty. Mimo to nigdy nie traćcie czujności i uważajcie na wszelkie oznaki zaburzeń emocjonalnych, jak zazdrość czy niewdzięczność. W świecie władzy nie ma nic stałego i nawet najbardziej zaufany sprzymierzeniec może się zamienić w najzacieklejszego wroga.
Nauka
Utrzymuj swoje otoczenie w niepewności, nigdy nie zdradzając, jakie motywy kierują twoim postępowaniem. Jeżeli ludzie nie wiedzą, do czego zmierzasz, nie będą w stanie przygotować się do obrony. Wyprowadź ich w pole i otocz zasłoną dymną, a kiedy zdadzą sobie sprawę z twoich prawdziwych intencji, będzie już za późno.
Jeżeli ludzie, których próbujecie oszukać, na jakimś etapie nabiorą najmniejszych wątpliwości co do waszych zamiarów, wszystko stracone. Nie pozwólcie, aby wyczuli, o co wam chodzi. Podrzucajcie im fałszywe tropy, aby wywieść ich w pole. Udawajcie szczerość, wysyłajcie dwuznaczne sygnały, odwracajcie ich uwagę zwodniczymi przynętami. Zagubieni między prawdą a mistyfikacją nie będą w stanie przejrzeć waszych planów.
Przez kilka tygodni Ninon de Lenclos, słynna paryska kurtyzana i skandalistka, cierpliwie słuchała, jak markiz de Sévigné opowiadał o swoich zmaganiach z piękną, ale niedostępną młodą hrabiną. Ninon miała wtedy sześćdziesiąt dwa lata i wiedziała wszystko o miłości, jej rozmówca zaś był dwudziestodwuletnim młodzieńcem, śmiałym i przystojnym, lecz straszliwie niedoświadczonym. Początkowo Ninon była rozbawiona jego perypetiami, lecz w końcu straciła cierpliwość. Nie znosiła nieudolności w żadnej dziedzinie życia, zwłaszcza gdy chodziło o uwodzenie kobiet, dlatego postanowiła wziąć markiza pod swoje skrzydła. Wyjaśniła mu, że romansowanie jest wojną, a piękna hrabina twierdzą, której oblężenie trzeba starannie zaplanować z najwyższą dbałością o każdy szczegół.
Doradziła markizowi, aby rozpoczął swoje zaloty od podstaw, podchodząc do hrabiny z odrobiną dystansu i nonszalancji. Podczas kolejnego spotkania sam na sam powinien się jej zwierzyć z jakiegoś sekretu, jakby uważał ją za przyjaciółkę, ale nie potencjalną kochankę. Miał ją w ten sposób zmylić, aby przestała odbierać jego zainteresowanie w sposób jednoznaczny i zaczęła się zastanawiać, czy nie zależy mu tylko na przyjaźni.
Ninon zaplanowała również kolejny krok. Kiedy hrabina będzie zdezorientowana, należy wzbudzić jej zazdrość. Przy okazji kolejnego spotkania na wielkiej fecie de Sévigné powinien się pojawić z piękną młodą kobietą u boku. Zainteresuje się także nie mniej olśniewającymi przyjaciółkami swojej nowej towarzyszki, więc gdziekolwiek hrabina natknie się na niego, zobaczy go w otoczeniu największych piękności Paryża. Nie tylko będzie kipieć z zazdrości, ale również zacznie postrzegać swojego adoratora jako przedmiot pożądania innych kobiet. Leciwej kurtyzanie trudno było sprawić, aby markiz zrozumiał jej plan, ale tłumaczyła mu cierpliwie, że jeśli mężczyzna chce zwrócić na siebie uwagę swojej wybranki, powinien jej pokazać, że inne kobiety też są nim zainteresowane. Dzięki temu nie tylko zyskuje na wartości, ale także staje się łakomym kąskiem, którego zdobycie jest tym bardziej satysfakcjonujące.
Gdy hrabina była zaintrygowana i zazdrosna, nadszedł czas, aby ją uwieść. Zgodnie z instrukcjami swojej mentorki markiz przestał pojawiać się w miejscach, w których hrabina spodziewała się go zobaczyć. Potem nagle zaczął bywać na salonach, których nigdy wcześniej nie odwiedzał, za to jego wybranka bawiła tam regularnie. Hrabina nie mogła przewidzieć jego ruchów. Wszystkie te zabiegi wprawiły ją w stan niepewności, który był warunkiem skutecznego uwodzenia.
Podczas gdy markiz wcielał w życie ustalony plan, co trwało kilka tygodni, Ninon poprzez siatkę swoich szpiegów śledziła jego poczynania. Dowiedziała się, że hrabina śmieje się teraz nieco głośniej z jego żartów, uważniej słucha jego opowieści, wypytuje o niego, a podczas spotkań towarzyskich przygląda mu się często i wodzi za nim wzrokiem. Ninon była pewna, że młoda kobieta uległa czarowi jej podopiecznego i jeżeli wszystko pójdzie dobrze, w ciągu kilku tygodni niezdobyta twierdza upadnie.
Parę dni później markiz znalazł się na przyjęciu w domu hrabiny. Gdy zostali sami, nagle stał się innym człowiekiem – zamiast postępować zgodnie z radami swojej mentorki, uległ impulsowi i ująwszy hrabinę za ręce, wyznał jej miłość. Młoda kobieta zareagowała w sposób, którego się nie spodziewał – zakłopotana przeprosiła go uprzejmie i wyszła. Przez resztę wieczoru unikała jego spojrzenia, a kiedy wychodził, nie podeszła, aby go pożegnać. Markiz kilka razy próbował ją odwiedzać, ale dowiadywał się, że nie ma jej w domu. Gdy w końcu go przyjęła, obydwoje czuli się niezręcznie w swoim towarzystwie. Czar prysł.
Ninon de Lenclos nie miała sobie równych w sztuce miłości. Jej kochankami byli najwięksi pisarze, myśliciele i politycy epoki – La Rochefoucauld, Molier i Richelieu. Traktowała uwodzenie jak grę, w której należy dążyć do mistrzostwa. Gdy z wiekiem zyskała renomę, najznakomitsze francuskie rody wysyłały do niej swoich synów, aby wprowadziła ich w arkana romansu.
Ninon zdawała sobie sprawę, że kobiety i mężczyźni bardzo różnią się od siebie, ale pewne rzeczy przeżywają tak samo. W głębi ducha wyczuwają, kiedy ktoś ich uwodzi, ale poddają się, ponieważ sprawia im to przyjemność. Z upodobaniem ulegają drugiej osobie, pozwalając się porwać na wyprawę do nieznanej krainy. Jednak uwodzenie opiera się całkowicie na sugestii. Nie można ujawnić swoich zamiarów ani wyrazić ich w sposób jednoznaczny. Należy zbić z tropu osobę, którą chcemy usidlić. Aby poddała się naszym zalotom, powinna być zdezorientowana. Musimy wysyłać sprzeczne sygnały – okazywać zainteresowanie komuś innemu, poświęcać uwagę naszemu celowi, a następnie udawać obojętność i tak na przemian. Takie zachowania nie tylko zbijają z tropu, ale działają podniecająco.
Przyjrzyjmy się tej historii z perspektywy hrabiny. Kobieta zorientowała się, że markiz prowadzi jakąś grę, ale była tym zachwycona. Nie wiedziała, do czego zmierza jej adorator, co jeszcze bardziej się jej podobało. Była nim zaintrygowana i niecierpliwie czekała na każdy jego kolejny ruch. Nawet zazdrość i niepewność przypadły jej do gustu, bo czasem jakiekolwiek emocje są lepsze od nudnej stabilizacji. Być może markiz kierował się ukrytymi motywami, tak jak większość mężczyzn. Mimo to ona była gotowa czekać, aby się o tym przekonać, i prawdopodobnie gdyby zwodził ją dostatecznie długo, jego intencje nie miałyby większego znaczenia.
Jednak w chwili, gdy wypowiedział fatalne słowo „kocham”, wszystko się zmieniło. To już nie były fascynujące podchody, lecz bezmyślny poryw namiętności. Ujawnił swój zamiar – chciał uwieść hrabinę. To jedno wyznanie rzuciło całkiem nowe światło na jego dotychczasowe poczynania – wszystko, co wydawało się urocze, teraz było odrażające i podstępne. Hrabina poczuła się zawstydzona i wykorzystana. Markiz bezpowrotnie stracił u niej szanse.
Nie bądź sławny z powodu swoich forteli, chociaż bez nich nie możesz żyć. Najlepszym fortelem okazuje się jego ukrycie, ponieważ fortel uznany jest za oszustwo.
Baltasar Gracián, Sztuka doczesnej mądrości
W 1850 roku Otto von Bismarck, trzydziestopięcioletni poseł Landtagu – parlamentu Królestwa Prus – znalazł się w punkcie zwrotnym swojej kariery. Palącą kwestią było wówczas zjednoczenie Niemiec podzielonych na wiele mniejszych państw, do których zaliczały się także Prusy. Problem stanowiła również rywalizacja z Austrią, która dbała, aby niemieckie państewka pozostawały słabe i skłócone, a nawet groziła interwencją zbrojną, gdyby próbowały się zjednoczyć. Pruski następca tronu książę Wilhelm był zwolennikiem wojny z Austrią i miał poparcie parlamentu. Przeciwne stanowisko zajmowali panujący wtedy król Fryderyk Wilhelm IV oraz jego ministrowie, którzy woleli raczej udobruchać groźnego sąsiada.
W trakcie swojej kariery politycznej Bismarck dał się poznać jako lojalny poddany oraz zagorzały orędownik hegemonii i potęgi Prus. Marzył o zjednoczeniu Niemiec i pragnął rozprawić się z Austrią, która od dawna udaremniała to marzenie. Jako były żołnierz uważał wojnę za chwalebne rozwiązanie. Bądź co bądź to on powiedział kilkanaście lat później: „Problemów współczesności nie rozstrzyga się przemówieniami i uchwałami, tylko żelazem i krwią”.
Jednak pomimo żarliwego patriotyzmu i zamiłowania do zbrojnych konfrontacji w szczytowym momencie wojennej gorączki wygłosił w parlamencie przemówienie, którym wszystkich zaskoczył: „Biada mężowi stanu wszczynającemu wojnę z powodu, który nie będzie nadal ważny, kiedy opadnie bitewny kurz. Po wojnie wszyscy ujrzycie inaczej pewne sprawy. Czy wtedy będziecie mieli odwagę spojrzeć w oczy rolnikowi, który patrzy na zgliszcza swojego gospodarstwa; mężczyźnie, który został trwale okaleczony; ojcu, który stracił swoje dzieci?”. Bismarck nie tylko zwrócił uwagę na szaleństwo wojny, ale też usprawiedliwiał poczynania Austrii, czym wzbudził największe zdumienie swoich słuchaczy. Na konsekwencje nie trzeba było długo czekać. Bismarck okazał się przeciwny wojnie – cóż to mogło oznaczać? Wprawił w dezorientację innych deputowanych, a kilku z nich zmieniło stanowisko, kiedy doszło do głosowania. Fryderyk Wilhelm i jego stronnicy dopięli swego – udało się uniknąć wojny. Wdzięczny król mianował elokwentnego posła ministrem. Kilkanaście lat później Bismarck został premierem i na tym stanowisku poprowadził swój kraj oraz miłującego pokój króla do wojny z Austrią, by rozgromić dawne imperium i ustanowić silne państwo niemieckie z Prusami na czele.
Przygotowując swoje wystąpienie w 1850 roku, Bismarck dokonał gruntownej kalkulacji. Po pierwsze zdawał sobie sprawę, że armia pruska nie dotrzymuje kroku siłom zbrojnym innych krajów europejskich i nie jest gotowa do wojny – w konfrontacji z Austrią poniosłaby klęskę, co miałoby katastrofalne skutki. Po drugie gdyby Bismarck zachęcał do wojny, której Prusy nie miały szans wygrać, jego kariera polityczna byłaby poważnie zagrożona. Król i jego konserwatywni ministrowie chcieli pokoju; Bismarck chciał władzy. Dlatego postanowił dla zmyłki wesprzeć przeciwną orientację, mówiąc rzeczy, które sam by wyśmiał, gdyby padły z ust kogoś innego. Cały naród dał się nabrać, a Bismarck dzięki swojemu przemówieniu otrzymał stanowisko ministra. Później awansował na urząd premiera, zyskując władzę niezbędną do wzmocnienia armii i osiągnięcia celu, do którego dążył cały czas – pokonania Austrii i zjednoczenia Niemiec pod przewodnictwem Prus.
Bismarck był niewątpliwie jednym z największych polityków wszech czasów, mistrzem strategii i podstępu. Nie dopuścił, aby ktokolwiek przejrzał jego zamiary. Gdyby wyjawił swoje prawdziwe stanowisko i próbował dowodzić, że rozsądniej jest odłożyć walkę na potem, nie przekonałby nikogo, ponieważ większość Prusaków chciała wojny natychmiast, żywiąc błędne przekonanie o wyższości swojej armii. Gdyby kokietował króla, prosząc o stanowisko ministra w zamian za poparcie pokoju, też niewiele by wskórał – Fryderyk Wilhelm nie wierzył w jego ambicje i wątpił w jego szczerość.
Posuwając się do mistyfikacji i wysyłając mylne sygnały, wywiódł wszystkich w pole i osiągnął to, czego chciał. Taka moc tkwi w ukrywaniu intencji.
Większość ludzi jest jak otwarte księgi. Opowiadają o swoich uczuciach, wyrażają swoje opinie przy każdej okazji i wciąż ujawniają swoje zamiary. Czynią tak z kilku powodów. Po pierwsze mówienie o własnych odczuciach i planach na przyszłość przychodzi nam z łatwością i jest rzeczą naturalną. Potrzeba trochę wysiłku, żeby powściągnąć gadulstwo i kontrolować to, o czym się mówi. Po drugie wiele osób uważa, że szczerość i otwartość świadczą o szlachetnym charakterze i pomagają zjednać serca innych. Nic bardziej mylnego. Szczerość jest jak tępe narzędzie, które nie nadaje się do wykonywania precyzyjnych cięć, a raczej do zadawania bólu. Może być obraźliwa dla innych – o wiele rozsądniej jest ważyć słowa i mówić ludziom, co chcą usłyszeć, a nie przykrą prawdę o waszych przemyśleniach i odczuciach. Co ważniejsze, jeśli będziecie otwarci, staniecie się tak przewidywalni i dosłowni, że nikt nie będzie was szanował ani się bał, a władza nie jest domeną ludzi, którzy nie potrafią wzbudzać takich emocji.
Jeżeli pragniecie władzy, zapomnijcie o uczciwości i uczcie się ukrywania swoich intencji. Opanujcie tę sztukę, a zawsze będziecie mieli przewagę. Podstawą tej umiejętności jest prosta prawda o ludzkiej naturze – w pierwszym odruchu człowiek zawsze ufa pozorom. Nie możemy wątpić w autentyczność tego, co widzimy i słyszymy – gdybyśmy ciągle uświadamiali sobie, że pod pozorami kryje się coś innego, byłoby to dla nas zbyt męczące i przerażające. Fakt ten sprawia, że odwracanie uwagi od prawdziwych zamiarów jest stosunkowo łatwe. Wystarczy pokazać ludziom jakiś obiekt pragnień albo cel, który rzekomo chcecie osiągnąć, a wezmą to za rzeczywistość. Jeśli skupią wzrok na pozorach, nie zauważą, do czego naprawdę dążycie. Próbując kogoś uwieść, wysyłajcie sprzeczne sygnały wskazujące na zainteresowanie i obojętność, a nie tylko wywołacie dezorientację, ale również wzbudzicie pożądanie.
