Zasady gry - Jessa Wilder - ebook
NOWOŚĆ

Zasady gry ebook

Jessa Wilder

4,0

357 osób interesuje się tą książką

Opis

On jest gwiazdą hokeja, najlepszym przyjacielem mojego brata i chłopakiem, w którym jestem zakochana od siódmego roku życia.

Problem? Nie chce mieć ze mną nic wspólnego.

Tylko dlaczego zakrada się do mojego pokoju, kiedy śnią mi się koszmary?

Czemu jest zazdrosny, kiedy idę na randkę?

I dlaczego ma na żebrach tatuaż z datą moich urodzin?

O Lucasie Knighcie może powiedzieć wiele rzeczy. Jest zaborczy, zazdrosny i nadopiekuńczy. I możliwe, że po prostu we mnie zakochany.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 339

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (83 oceny)
34
27
13
4
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
justyska2909

Nie polecam

Nie polecam,Szkoda czasu , Moze potencjal na fajna powieść był ale niestety wykonanie do niczego.
41
Zaczytana40

Nie polecam

Niestety banalna,parę rozdziałów przeczytałam,ale więcej nie dam rady.
42
juulkaaa25

Nie polecam

Beznadziejna
20
wioletreaderbooks

Nie polecam

Nudna jak flaki z olejem, spodziewałam się czegoś lepszego po opisie. Nie wiem czemu coś takiego mdłego wydają....
21
NathalieYvaine

Z braku laku…

Słaba.
10

Popularność




 

 

 

 

Tytuł oryginału: Rules of Our Own

Copyright © 2023 by J. Wilder

Copyright © for the Polish translation by Iga Wiśniewska, 2023

Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2024

 

Redaktorka inicjująca: Paulina Surniak

Redaktorka prowadząca: Zuzanna Sołtysiak

Marketing i promocja: Aleksandra Wróblewska

Redakcja: Patryk Białczak

Korekta: Damian Pawłowski, Anna Zientek

Projekt typograficzny, skład i łamanie: Justyna Nowaczyk

Oryginalny projekt okładki: © Mary | Books and Moods

Adaptacja okładki i stron tytułowych: Magda Bloch

Konwercja publikacji do wersji elektronicznej: Dariusz Nowacki

 

Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.

 

Żadna część tej książki nie może być powielana w jakiejkolwiek formie ani za pomocą jakichkolwiek środków elektronicznych lub mechanicznych, w tym systemów przechowywania i wyszukiwania informacji, bez pisemnej zgody autora, z wyjątkiem wykorzystania krótkich cytatów w recenzji książki.

 

eISBN 978-83-68045-52-9

 

CZWARTA STRONA

Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.

ul. Fredry 8, 61-701 Poznań

tel.: 61 853-99-10

[email protected]

www.czwartastrona.pl

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Drodzy Czytelnicy, dziękuję po raz milionowy.

Dzięki Wam moje życie się zmieniło i nie potrafię wyrazić,

jak bardzo Was doceniam.

 

Droga facebookowa grupo Wild One’s, dzięki Wam

pisanie tej książki było wspaniałym doświadczeniem.

Miło prowadzić z Wami tę społeczność.

 

 

 

 

 

OD AUTORKI

––––––––––

 

 

 

 

Mam nadzieję, że pokochacie Lucasa tak samo jak ja!

XOXOXOXO

 

Motywy:

Najlepszy przyjaciel brata

Sekretny kumpel do pisania

Zazdrość

Wzajemna tęsknota

Cierpienie prowadzące do szczęścia

 

Ostrzeżenia o treści:

Śmierć bliskiej osoby

Przedstawienie straty i żałoby

 

Ta książka została zrecenzowana przez troje wrażliwych czytelników (sensitivity readers).

 

 

 

 

 

Playlista

 

I Think I’m In Love – Kat Dahlia

That Part – Lauren Spencer Smith

Always Been You – Jessie Murph

Say You Won’t Let Go – James Arthur

Just The Way You Are – Bruno Mars

Rewrite The Stars – Maddi Jane

Night Drive – Henry

Lose You To Love Me – Selena Gomez

Happier – Marshmello, Bastille

Drivers License – Olivia Rodrigo

When We Were Young – Adele

Hate U Love U – Olivia O’Brien

If The World Was Ending – JP Saxe, Julia

All Too Well (10 min) – Taylor Swift

Say Something – A Great Big World, Christina Aguilera

You Broke Me First – Tate McRae

Demons – Boyce Avenue, Jennel Garcia

Figure You Out – Voilà

Boyfriend – Dove Cameron

Too Good At Goodbyes – Sam Smith

Mercy – Shawn Mendes

Perfect – Ed Sheeran

Can I Be Him – James Arthur

Thinking Out Loud – Ed Sheeran

 

 

 

 

 

PROLOG

––––––––––

Piper

 

Siedem lat

 

 

 

 

Przeprowadziliśmy się dopiero wczoraj, a Marcus już zdążył znaleźć przyjaciela. On i Jax, nasz nowy sąsiad, grali w hokeja na asfalcie, podczas gdy ja tkwiłam w domu. Lubiłam sport – najbardziej piłkę nożną – ale nie przepadałam za hokejem. Wcale.

Krążyłam po domu, chodziłam dookoła wyspy i po salonie, w którym mama rozpakowywała pudła. Wszyscy twierdzili, że ze swoimi blond włosami i niebieskimi oczami wyglądałam jak ona, ale teraz, kiedy trzeba było ściąć większość moich włosów, wydawało mi się, że bardziej przypominałam brata.

Przy czwartym okrążeniu mama westchnęła i podniosła na mnie wzrok.

– Może pójdziesz do taty do garażu? Założę się, że wyciągnął już twój rower.

– Serio? – spytałam, nie kryjąc ekscytacji.

Mama nie spuszczała mnie z oczu od czasu pożaru, ale najwyraźniej wystarczyło okrążyć ją milion razy, by miała mnie dość.

Tata był w garażu, otwierał pudła i uśmiechnął się do mnie, kiedy weszłam.

– Hej, kochanie. Co tam?

– Mama powiedziała, że mogę pojeździć na rowerze.

Uniósł krzaczaste, ciemne brwi i zmarszczył czoło, wstając z kucek.

– Nie wolisz, żebym zawołał twojego brata?

Na myśl, że tata miałby kazać Marcusowi wracać do domu tylko po to, by spędzał ze mną czas, zrobiło mi się niedobrze.

– Nie.

– No dobrze. – Pomógł mi założyć kask i przytrzymał rower, gdy na niego wsiadałam. Choć nauczyłam się jeździć kilka lat temu, nadal czułam się trochę niepewnie. Tata poklepał mój kask. – Nie odjeżdżaj za daleko, okej?

– Okej, tato. – Posłałam mu szeroki uśmiech i nacisnęłam na prawy pedał, ruszając do przodu. Rower się zachwiał, więc mocniej ścisnęłam kierownicę, a gdy zaczęłam pedałować, złapałam równowagę.

Wyjechałam na ulicę, a potem skręciłam za róg. Przed każdym domem był jasnozielony trawnik i kwiaty we wszystkich moich ulubionych kolorach. Krzew, który musiał być tej samej wysokości co ja, zaczął się trząść, a z jego gałęzi spadły liście. Poczułam ucisk w żołądku, gdy podjechałam bliżej.

Spomiędzy liści wypadł chłopiec w moim wieku. Uśmiechał się szeroko, ciemne włosy miał przystrzyżone po bokach i nawet z tej odległości dostrzegałam, że jego brązowa skóra była usiana piegami. Nigdy wcześniej żaden chłopak nie wydawał mi się ładny, ale nie mogłam wymyślić lepszego sposobu, żeby go opisać.

Rozkojarzona, nie zwróciłam uwagi na nierówność w chodniku. Krzyknęłam, gdy rower nagle się zatrzymał i przeleciałam nad kierownicą. Próbowałam wyciągnąć ręce przed siebie, ale wszystko działo się zbyt szybko. W następnej chwili twarz paliła mnie w miejscu, w którym przejechałam nią po chodniku, a łzy zalewały policzki, gdy ciałem wstrząsał gwałtowny szloch.

– Nic ci nie jest? – Drobne dłonie wylądowały na moich ramionach i uniosły mnie, aż usiadłam przy ciepłym ciele. Chłopak, który wyskoczył z krzaków, dotknął mojego policzka, uważając na zadrapanie, i wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczami, zapewniając, że wszystko jest w porządku. Czknęłam, a on się roześmiał, ciągle na mnie patrząc. – Wszystko dobrze, nic ci nie grozi.

Nie mogłam oderwać spojrzenia od jego jasnobrązowych tęczówek otoczonych złotą obwódką.

– Boli.

– Założę się, że tak. Ale, hej, nie wiedziałem, że mamy w okolicy taką kaskaderkę! Żałuj, że nie widziałaś tego przewrotu. To było zarąbiste. – Posłał mi głupkowaty uśmiech, a ja powoli odetchnęłam. – Mam na imię Lucas. Mieszkasz gdzieś niedaleko?

– Dopiero co się przeprowadziłam. – Odwróciłam głowę i wskazałam na dom za moimi plecami. – O tam.

Zaśmiał się.

– To mój dom.

Policzki mi poczerwieniały i odwróciłam wzrok.

– W sensie ten po przeciwnej stronie.

Spojrzał na swój dom, a potem na mnie i uśmiechnął się szeroko.

– Chcesz się przyjaźnić, Kaskaderko?

– Tak…

– Co ci się stało, Knypku? – Marcus rzucił swój rower i podbiegł do nas. Tuż za nim truchtał jego przyjaciel Jax. – Nic ci nie jest?

Pokiwałam głową i wstałam, ignorując ból promieniujący z zadrapań na kolanach i rękach.

– Tak, upadłam, ale nic mi się nie stało.

– Mama cię szuka. Chce, żebyś wróciła do domu. – Marcus spojrzał na mnie z przechyloną głową. – Lepiej się pospiesz. Zaczyna się denerwować.

Lucas przytrzymał mi rower. Kiedy go od niego odebrałam, poczułam motyle w brzuchu. Zdobyłam nowego przyjaciela.

– Chcesz wpaść?

– Mama będzie chciała, żebyś została w domu, Knypku, a on nie ma na to ochoty.

Spojrzałam na Lucasa z nadzieją, że pójdzie ze mną. Właśnie postanowiliśmy zostać przyjaciółmi, ale trzepotanie w żołądku ustało, gdy spojrzał na mojego brata, który dał mu znak, aby poszedł za nim.

– Jestem Marcus. Chcesz zagrać z nami w hokeja?

Lucas już na mnie nie patrzył.

– Nie umiem.

– Nauczymy cię – wtrącił Jax.

Lucas wzruszył ramionami i posłał mi delikatny uśmiech.

– Pobawimy się potem.

W czasie drogi do domu pociągałam nosem. Już zdążyłam stracić mojego pierwszego przyjaciela.

 

 

 

 

 

JEDEN

––––––––––

Piper

 

Rok temu

Lato przed studiami

 

 

 

 

– Dla mnie piwo, a dla niej czerwone wino – powiedział Jayden kelnerowi.

Uśmiechnęłam się do mężczyzny w ramach podziękowania, nim odwrócił się, by pójść po nasze napoje. Spotykałam się z Jaydenem od miesiąca i byłam podekscytowana, kiedy zaprosił mnie do restauracji, w której trudno zdobyć rezerwację. Ściany Nero zdobiły malowidła przedstawiające włoską wieś, a w powietrzu unosił się zapach czosnku.

Jayden nachylił się do mnie nad stolikiem.

– Tęskniłem za tobą przez te ostatnie dni.

Ciepły dreszcz przebiegł po moim kręgosłupie. Nie byłam do końca pewna, co czułam do tego chłopaka, ale cholernie dobrze jest być pożądanym. Przygryzłam dolną wargę, gdy poczułam rumieńce na policzkach.

Następnego dnia po tym, jak spędziliśmy razem noc, miał służbowy wyjazd, ale dzwonił do mnie codziennie. Teraz patrzył na mnie spod na wpół przymkniętych powiek, przez co aż zaschło mi w ustach.

– Proszę bardzo. – Kelner postawił przede mną kieliszek, dzięki czemu nie musiałam odpowiadać.

– Dziękuję. – Uśmiechnęłam się, walcząc z chęcią chwycenia kieliszka i pociągnięcia długiego łyku, gdy Jayden składał nasze zamówienie. Wybrał mi makaron z sosem Alfredo, a ja na wszelki wypadek sięgnęłam do torebki po lactaid.

Gdy tylko kelner odszedł, Jayden pochylił się i przesunął palcami po moim nadgarstku, po czym splótł nasze palce.

– To jak, piękna, wpadasz dziś wieczorem?

Cofnęłam rękę, prawie przewracając kieliszek, i uśmiechnęłam się z przymusem, jednocześnie go podtrzymując. Nie to, że nie chciałam. Ostatnim razem wszystko było w porządku, ale czegoś nie rozumiałam. Jego wzrok zatrzymał się na moich ustach, a ja z trudem przełknęłam ślinę, czując się zmuszona, by odpowiedzieć:

– Tak, oczywiście.

– Ładnie wyglądasz taka zarumieniona. – Przeciągnął językiem po zębach i posłał mi krzywy uśmieszek.

Czułam, że czerwienię się jeszcze bardziej, i moje myśli powędrowały w stronę naszego ostatniego spotkania…

– Jayden! Co ty tu robisz?

Podniosłam wzrok znad talerza z chlebem, gdy do naszego stołu podeszła oszałamiająca brunetka wpatrująca się we mnie jasnozielonymi oczami. Wyglądali, jakby byli sobie przeznaczeni – jej ażurowa biała sukienka i proste buty idealnie pasowały do jego koszuli.

Jayden szybko przeniósł spojrzenie na mnie, a potem na nią i po jego szyi zaczął wspinać się rumieniec. Poczułam ucisk w żołądku, kiedy położyła rękę na jego ramieniu i przeczesała jego jasne włosy palcami z pomalowanymi na czerwono paznokciami.

– Myślałam, że wrócisz dopiero w niedzielę – syknęła do niego.

Przystojną twarz Jaydena wykrzywiła panika. Zimny dreszcz rozprzestrzenił się po moim ciele, wędrując od serca w dół ramion aż po koniuszki palców. Mocniej chwyciłam kieliszek z winem. To pomyłka, prawda? To musiała być pomyłka. Jayden był moim… Cóż, może nie byliśmy gotowi na oficjalny związek, ale z pewnością nie była to przypadkowa znajomość.

W końcu w zeszłym tygodniu uprawialiśmy seks.

No dobra, tak jakby. On zdecydowanie doszedł. Ja byłam zdenerwowana, miałam mętlik w głowie, czułam się rozproszona i… Cholera, jego ładna dziewczyna patrzyła prosto na mnie, jakbym znała odpowiedzi na wszystkie pytania.

Wybacz, laska, jestem tak samo zagubiona jak ty.

Spojrzałam na Jaydena, ciekawa, co powie. Na widok poczucia winy na jego twarzy moje zaskoczenie szybko zmieniło się w gniew, który błyskawicznie przekształcił się w rozczarowanie. I tak po prostu się zdystansowałam. Niczym prawdziwa Królowa Lodu. Kiedy zaczął otwierać swoje głupie usta, zdałam sobie sprawę, że w ogóle nie obchodziło mnie, co miał do powiedzenia. Cokolwiek to było, skończyło się. Teraz chciałam tylko stąd wyjść.

Podczas gdy Jayden coraz bardziej się stresował, mnie ogarnął zimny spokój. Oglądałam tę scenę, jakbym znajdowała się poza ciałem. Niemal nie mogłam się doczekać, by sprawdzić, jak – u licha – będzie próbował się z tego wykręcić. Racjonalnie rzecz biorąc, moją pierwszą reakcją powinna być złość, rozczarowanie, a może nawet lekkie załamanie na wieść, że facet, z którym się spotykałam, miał inną dziewczynę, ale Jayden jeszcze nic nie powiedział, a sam fakt, że był na tyle bezczelny, aby tam siedzieć, wydawał się niemal komiczny.

Dziewczyna numer dwa przeskakiwała między nami spojrzeniem, jakby oglądała mecz ping-ponga, aż w końcu zatrzymała je na nim. Jayden po prostu siedział, na zmianę otwierał i zamykał usta – niczym umierająca ryba.

Moje dłonie zaciskały się i rozluźniały, a zęby zgrzytały, gdy przewracałam oczami, widząc jego niezdolność do sformułowania spójnego zdania.

– A ja miałam cię za przyzwoitego faceta. – Z piskiem odsunęłam krzesło od stołu, przez co wszyscy goście skupili na nas uwagę. Zaczerwieniłam się pod wpływem ich spojrzeń i ogarnęła mnie chęć ucieczki.

Oczy dziewczyny numer dwa były czerwone i błyszczące. Na widok jej łez cała ta sytuacja przestała wydawać mi się choć odrobinę zabawna. Poczułam w piersi ukłucie wyrzutów sumienia.

– Nie wiedziałam – rzuciłam z nadzieją, że dostrzeże szczerość na mojej twarzy.

Po jej policzku spłynęła łza, gdy zapytała:

– Jak długo?

Wyjaśnienia nie były konieczne; nie było wątpliwości, że ten dupek ją zwodził.

– Miesiąc – powiedziałam stanowczo, po czym wstałam, opierając obie dłonie na stole, i pochyliłam się nad Jaydenem. Nie odwracając od niego wzroku, sięgnęłam po wino, zamieszałam ciemnoczerwony płyn w kieliszku, a następnie zapytałam:

– Spotykałeś się z nami obiema, Jayden?

Uśmiechnął się krzywo, przeskakując spojrzeniem między mną a swoją drugą dziewczyną.

– Cóż, obie nie potrafiłyście zaspokoić moich potrzeb.

– Zła odpowiedź.

Oburzona, wpadłam na świetny pomysł. Uniosłam kieliszek i wylałam jego zawartość na idealną fryzurę chłopaka.

Jayden się wyprostował, prychnął, ale zamiast patrzeć na mnie, spojrzał na dziewczynę po mojej prawej stronie.

– Hej, wiesz, że mi przykro, prawda?

To nie powinno mieć znaczenia. I tak mi na nim nie zależało, ale to, że na moich oczach wybrał ją, sprawiło, że moje opanowanie zaczęło się sypać pod wpływem wściekłości. Dziewczyna przysunęła się bliżej, a ja obróciłam się na pięcie, chwytając za torbę z krzesła, żeby nie patrzeć, jak łyka jego kłamstwa.

Oby szybko poszła po rozum do głowy, bo nie było mowy, żeby ten chłopak się zmienił. Wstrzymałam oddech, by zapanować nad sobą, gdy pospiesznie wychodziłam z restauracji. Pragnęłam stamtąd uciec tak bardzo, że moje ciało wibrowało, napędzane wszechogarniającym poczuciem wstydu. Szłam jednak pewnym krokiem z podniesioną głową.

Chciałam, by Jayden martwił się tym, jak dobrze to zniosłam. By wiedział, że mnie to nie obchodzi. Musiałam się tylko stąd wydostać.

Po kilku krokach wyszłam z restauracji na ciepłe, letnie powietrze. Nawet w nocy wilgoć sprawiała, że ubrania kleiły się do skóry, natomiast loki, które starannie zakręciłam, oklapły. Droga była oświetlona latarniami, a odgłosy przejeżdżających samochodów tworzyły szum w tle.

Zaczerpnęłam głęboko powietrza i wypuściłam je powoli, ignorując lekkie drżenie. Musiałam tylko wrócić do domu przed Marcusem i chłopakami. Powiedziałam wszystkim, że idę do Shany, ponieważ planowałam zatrzymać się u Jaydena. Gdyby mnie zauważyli, zaczęliby zadawać pytania.

Przeklinając pod nosem, że nie przyjechałam własnym autem, ruszyłam chodnikiem w stronę domu, oddalonego zaledwie o kilka kilometrów. Miałam jeszcze dwie przecznice do przejścia, gdy skręciłam w prawo na krętą, brukowaną ścieżkę.

Dzięki Bogu, że chłopaki nie wiedziały o Jaydenie, bo inaczej nigdy by mi tego nie darowały. Słyszałam już w myślach głos Marcusa, który mówił, że przecież mnie ostrzegał. Choć był ode mnie starszy tylko o jedenaście miesięcy, zachowywał się tak, jakby chronienie mnie było misją daną mu od Boga. Mamie udało się przekonać naszą szkołę, żeby przyjęli mnie wcześniej, więc chodziliśmy nawet do tej samej klasy. A przecież nie miał prawa traktować mnie jak małego dziecka. Nie powstrzymało go to jednak od ciągłego powtarzania, że wszyscy faceci to dupki i że muszę na nich uważać. Stłumiłam wściekły jęk. Nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić, jak bardzo by mnie z tego powodu męczył.

Oczywiście wiedziałam, że faceci mogli być dupkami. Po prostu zakładanie, że nie dam sobie z nimi rady, było cholernie seksistowskie. Wiecie co? Dziewczyny też mogły być złe.

Po mojej prawej stronie przesunął się jakiś cień, wyrywając mnie z rozmyślań. Po kręgosłupie przebiegł mi dreszcz. Wytężyłam wzrok i zaczęłam wpatrywać się w ciemność pomiędzy dwiema restauracjami, ale latarnie rzucały światło tylko na kilka metrów chodnika.

Zamarłam na chwilę, wsłuchując się w dźwięk własnego oddechu odbijający się echem w uszach. Sekundę później szop wysunął głowę ze śmietnika, a moje ramiona lekko się rozluźniły.

Niby wiedziałam, że to ta sama ulica, którą biegam każdego ranka, a prawdopodobieństwo, że coś pójdzie nie tak, było znikome. Ale lata warunkowania, aby nigdy nie chodzić samemu nocą, zrobiły swoje. Zadzwoniłam do Shany z nadzieją, że porozmawia ze mną w drodze do domu, ale od razu włączyła się poczta głosowa. Zero zaskoczenia. Mogłam mieć tylko nadzieję, że tego wieczoru miała więcej szczęścia ode mnie.

Zacisnęłam palce na telefonie i zaczęłam rozważać pozostałe możliwości. Telefon do Marcusa nie wchodził w grę. Nie chciałam nawet myśleć, jak potoczyłaby się ta rozmowa. Ale nie potrafiłam się pozbyć tego przerażającego uczucia, które pełzało po mojej skórze, gdy szłam sama. Było dopiero nieco po dziewiątej, lecz kiedy minęłam dzielnicę restauracyjną, ruch zamarł, bo większość sklepów była zamknięta. Ogarnął mnie niepokój, więc westchnęłam, przesuwając palcem po ekranie.

Była jeszcze jedna opcja; trudno stwierdzić, czy lepsza, czy gorsza od telefonu do brata. Z jednej strony osoba, do której chciałam zadzwonić, chętnie by mnie pouczała, ale z drugiej – wiedziałam, że zachowa to wszystko dla siebie. Zasadniczo miałam więc do wyboru dalej się bać lub zadzwonić do najlepszego przyjaciela swojego brata i zaryzykować wykład.

Wzięłam głęboki oddech i wybrałam numer Lucasa.

 

 

 

 

 

DWA

––––––––––

Lucas

 

 

 

 

Gdy wróciłem z siłowni do domu, drzwi do mojego garażu były szeroko otwarte, a z głośników leciało Teenage Dirtbag Wheatusa. Jax musiał się bawić w DJ-a – zawsze grał muzykę z lat dziewięćdziesiątych. Kiedy wszedłem do garażu, zobaczyłem go wylegującego się na kanapie z rozłożonymi nogami, jakby był właścicielem tego miejsca, i przeglądającego coś w telefonie.

Marcus mnie zauważył. Blond włosy opadały mu na oczy, gdy ustawiał krążek i bez wysiłku trafiał w prawy górny cel przymocowany do siatki.

– Hej, gdzie byłeś? Przez ostatnią godzinę dawałem wycisk Jaxowi w ramach ćwiczenia celności. – Obrócił się i ukłonił.

Marcus to siła woli i odrobina szaleństwa w ciele jednego człowieka. Nie miałem wątpliwości, że właśnie dlatego odnosił takie sukcesy na lodzie.

– Wal się – rzucił Jax, nie odrywając wzroku od komórki. Uśmiechnąłem się, bo kłócili się jak stare małżeństwo.

Wiele lat temu mój tata urządził w garażu salę do ćwiczeń. Podłogę pokryto specjalnym białym plastikiem imitującym lód, a ściany zabezpieczono grubymi panelami ze sklejki, dzięki czemu mogliśmy strzelać krążkiem bez obawy, że coś uszkodzimy. Pośrodku znajdowała się regulaminowa siatka, w której Marcus aktualnie zaliczał jeden strzał za drugim.

– Jakieś wieści od Samanty? – zapytał Marcus bez odrywania wzroku od siatki.

Samanta to nasza fanka, która uganiała się za mną przez ostatnie dwa miesiące. Niestety nie byłem zainteresowany. W ogóle. Nie zrozumcie mnie źle, była seksowna, ale pieprzyła się niemal ze wszystkimi w zespole, łącznie z Jaxem i Marcusem. Nie miałem zamiaru zbierać resztek po tych gościach, a oni doskonale o tym wiedzieli i dogryzali mi, kiedy tylko mogli.

Jax usiadł prosto, zmiana tematu przykuła jego uwagę. Rozciągnął usta w szelmowskim uśmiechu.

– Kurwa, stary, nie wiesz, co tracisz. Laska zajebiście obciąga.

Marcus roześmiał się i swobodnie oparł kij na ziemi.

– Zapomniałem o tym. Świetnie pracuje językiem.

Jax z jękiem odchylił głowę do tyłu.

Zdusiłem śmiech.

– Gońcie się, chłopaki.

Jax puścił mi oko.

– No weź. Nie można sobie trochę poplotkować? Poza tym, od kiedy stałeś się taki wybredny?

Wolałem nie odpowiadać na to pytanie, bo wiedziałem, jak by zareagowali. Chcieliby wiedzieć, jak udało mi się wytrzymać ponad rok bez seksu. To nie tak, że ich okłamałem, ale pozwoliłem im wierzyć w to, co chcieli. Prawda była taka, że nikt nie wzbudził mojego zainteresowania, odkąd Piper wyszła na swoje podwórko w różowym bikini ze stringami. Ledwo zakrywały jej tyłek. Musiałem schować obolałego kutasa pod paskiem spodenek kąpielowych, zanim Marcus zabiłby mnie za to, że patrzyłem na jego siostrę w taki sposób.

Fantazjowałem o niej przez kolejne dwa tygodnie, waląc sobie do wyobrażeń o tym, jak góra bikini przesunęła się i odsłoniła krawędź różowego sutka. To wspomnienie wypaliło się w moim umyśle na zawsze.

Marcus klasnął w dłonie i uśmiechnął się chytrze.

– Powinniśmy rozpocząć Polowanie.

– Dajcie spokój – zaprotestowałem, padając na kanapę. Próbowałem udawać odprężonego, choć wcale się tak nie czułem. Jeśli zaczniemy z tym gównem, nie będę w stanie dłużej się ukrywać.

Jax zdusił śmiech i objął mnie ramieniem.

– Żartujesz sobie? Ostatnio wygrałeś dwa razy z rzędu. Nie możesz teraz stchórzyć.

Nie mogłem się z nim zgodzić, jeśli nie chciałem, żeby wszystko się wydało. Graliśmy w różne wariacje tej gry od dziesiątej klasy, po tym, jak Marcus po raz pierwszy zaliczył ręczną robótkę. Teraz była to swego rodzaju wakacyjna tradycja, eskalująca z roku na rok, aż zdecydowanie wymknęła się spod kontroli. Ale nie mogłem im tego powiedzieć. Puszczali się z radością.

– Jak sobie chcecie – wymamrotałem.

Marcus przyjrzał mi się i przekrzywił nieco głowę. Znał mnie zbyt dobrze.

– No dobra, potrzebujemy nowych zasad. To staje się zbyt proste. – Przeszedł przez pokój do ogromnej tablicy i zapisał nasze nazwiska w kolumnach. – Za każdą zaliczoną laskę dostajemy punkt. Kto zdobędzie ich najwięcej do końca lipca, ten wygrywa.

Jax pociągnął długi łyk napoju izotonicznego ze swojej białej butelki. T-shirt przykleił mu się do skóry, a końcówki potarganych włosów były mokre od potu po niezliczonych próbnych strzałach.

– Nowa zasada. Liczą się tylko jednorazowe numerki. Drugi raz z tą samą osobą nie będzie zaliczany. Jedna dziewczyna oznacza jeden punkt, dupki.

Westchnąłem i przeciągnąłem dłońmi po twarzy.

– Dobra. Coś jeszcze? Przygotujcie się, że skopię wam tyłki. – Starałem się brzmieć na pewnego siebie, choć z góry wiedziałem, że przegrałem tę grę.

– Tak, żadnego nocowania – dodał Jax, na co Marcus wybuchnął śmiechem.

Zero zaskoczenia. Marcus był znany z tego, że nocował swojej zdobycze, ale Jax miał do tego jakąś awersję i nigdy tego nie robił.

– A co, jeśli lubię się przytulać? – odpowiedział Marcus. Wiedziałem jednak, że nie przeszkadzała mu ta zasada. Przytulanie oznaczało, że dziewczyna za bardzo się przywiązywała, a na to nikt się nie pisał. Marcus spoważniał. – Ostatnia zasada. Trzymać się z daleka od mojej młodszej siostry.

– Choć chciałbym zobaczyć twoją minę, gdyby było inaczej, to żaden z nas nie postrzega w ten sposób twojej siostry, tak że wyluzuj, stary – rzucił Jax.

Kiwnąłem głową, gdy Marcus przeniósł na mnie wzrok.

– Nagroda pozostaje ta sama. Zwycięzca może zawsze siedzieć z przodu. Przegrani kupują napoje przez resztę roku.

Przez następną godzinę na zmianę ćwiczyliśmy triki, aż oblałem się potem. Zdjąłem koszulkę, ale panował taki upał, że to nie wystarczyło, aby się ochłodzić. Szczególnie dobrze wychodził mi strzał Michigan, polegający na podniesieniu krążka na płaską krawędź kija i wrzuceniu go do siatki ponad ramieniem bramkarza. Jako że robi się tak po wyjściu od tyłu zza siatki, bramkarz nie ma szans, aby go zablokować.

Odchyliłem głowę i napiłem się, patrząc, jak chłopaki strzelały. Obaj grali w ataku i wymiatali. Jako obrońca bardziej się skupiałem na odpowiednim ustawieniu i odczytywaniu gry. Nie powstrzymywało mnie to jednak od przychodzenia tutaj i ćwiczenia razem z nimi.

Mój telefon zawibrował i pojawiło się na nim imię Piper. Cholera, czemu do mnie dzwoniła? Zerknąłem na Marcusa, a potem ruszyłem do drzwi wejściowych prowadzących do mojego domu.

– Zaraz wracam. Mama chce, żebym poszedł po mleko.

Żaden nie odpowiedział, bo skupiali się na rywalizacji.

Zamknąłem za sobą drzwi i odebrałem od siostry Marcusa.

– Kaskaderko?

 

 

 

 

 

TRZY

––––––––––

Piper

 

 

 

 

– Kaskaderko? – Gdy usłyszałam znajomy głos Lucasa, wszystkie emocje, które hamowałam, wyrwały się na wolność i nim zdołałam się powstrzymać, z moich ust wydobył się cichy, bolesny dźwięk. Okazało się, że nie byłam aż tak niewzruszona, po prostu dobrze mi szło szufladkowanie.

Zamrugałam, walcząc z pieczeniem pod powiekami, bo nie chciałam płakać z powodu Jaydena.

– Piper? Nic ci nie jest? – Nawet mimo hałasu w tle usłyszałam rosnącą panikę w jego głosie.

Chciałam powiedzieć coś zabawnego. Coś, dzięki czemu mogłabym z nim porozmawiać w trakcie powrotu do domu, a co nie pozwoliłoby mu zauważyć, że byłam zdenerwowana.

– Oj, daj spokój, już nie mogę zadzwonić ot tak?

– Nie okłamuj mnie. Gdzie jesteś?

Przełknęłam z trudem ślinę. Troska w jego głosie jeszcze bardziej mnie rozbroiła i trudno było nie użalać się nad wydarzeniami dzisiejszego wieczoru.

– Możemy o tym nie rozmawiać?

Po drugiej stronie nastąpiła długa chwila ciszy.

– Pewnie, Kaskaderko. Powiedz mi po prostu, gdzie jesteś.

– Idę Camber Street. Możesz ze mną porozmawiać, dopóki nie dojdę do domu?

– A skąd wracasz? – Coś w jego głosie zdradzało, że nie uwierzy, jeśli skłamię i powiem, że od Shany.

Wypuściłam powietrze, przygotowując się na wykład.

– Z restauracji Nero.

– Byłaś na randce? – Wydawał się spięty, jego słowa były niemal stłumione, a ja poczułam ucisk w piersi.

Tak bardzo chciałam, żeby to coś oznaczało. Ale odkąd jedenaście lat temu mój dom spłonął i zostaliśmy sąsiadami, nie dawał mi żadnych sygnałów, że chciałby być dla mnie kimś więcej niż moim przyjacielem. A zawsze, kiedy byłam bliska zdradzenia się z tym, co sama czułam, znikał na chwilę, która wystarczała do tego, żebym stchórzyła.

– Piper?

Jęknęłam.

– Tak, byłam na randce.

– Z kim? – Brzmiał na tak szczerze zszokowanego, że poczułam się, jakbym dostała cios w brzuch.

– A co, sądzisz, że nikt nie chciałby się ze mną umówić? – Próbowałam ukryć ból, ale mi nie wyszło.

– Nie, Kaskaderko, nie to miałem na myśli. Po prostu…

– Po prostu co? – burknęłam ze złością.

Lucas parsknął śmiechem, a ja zatrzymałam się, zaskoczona.

– Po prostu nie sądziłem, że ktokolwiek z naszej szkoły miałby na tyle odwagi, by się z tobą umówić po tym, jak Marcus wszystkim groził.

Choć to irytujące, nie było dla mnie żadną nowością, że mój brat – gwiazda hokeja w naszym liceum – ogłosił mnie nietykalną. Do licha, całe lato z nikim się nie spotykałam, podczas gdy chłopaki co noc wychodziły z innymi dziewczynami. Nie dobijało mnie to aż tak jedynie dlatego, że nie byłam nikim zainteresowana. W każdym razie nikim, kto interesowałby się mną.

Tak było, dopóki nie ukończyliśmy szkoły i każda fanka hokeja w promieniu trzydziestu kilometrów nie rzucała się na Lucasa, a moje cholerne serce nie mogło tego znieść. Nie sądziłam oczywiście, że był prawiczkiem, ale robiło mi się słabo, gdy patrzyłam, jak przez ostatni miesiąc uganiał się za każdą dziewczyną. Na mnie nigdy tak nie patrzył, nigdy się za mną nie uganiał.

Ale Jayden owszem. Odkąd poznaliśmy się w kawiarni, zabiegał o mnie. Zapytał o numer, proponował randki, pisał pierwszy. Nadal nie miałam pewności, czy w ogóle go lubiłam, czy po prosto podekscytowałam się tym, że to ktoś pragnął mnie. A przynajmniej tak sądziłam.

– Nie chodził do naszej szkoły. Jest starszy.

– O ile? – spytał twardo Lucas.

– Wystarczająco, żeby kupić mi dziś kieliszek wina. – Obrazy tego, co zrobiłam z tym winem, zalały mój umysł i wciągnęłam drżący oddech, czując łzy pod powiekami. To nie były łzy smutku, tylko łzy frustracji, pojawiające się, kiedy walisz pięścią w ścianę.

Głos Lucasa natychmiast złagodniał.

– Cholera, Kaskaderko. Co się stało?

Powoli wciągnęłam powietrze.

– Nic takiego, okej? Opowiedz mi po prostu, jak ci minął dzień.

– To nie brzmi, jak nic takiego. Powiedz, co się stało.

Frustracja, ból, zawstydzenie i upokorzenie wypłynęły na powierzchnię, grożąc pokonaniem mojego oporu. Walczyłam z uczuciami, gdy skręciłam w prawo za róg ulicy, i zaczęłam:

– On…

Zderzyłam się z twardą klatką piersiową i krzyknęłam, lecąc do tyłu.

– Już dobrze. To ja. – Lucas zaśmiał się i objął mnie ramieniem, przyciągając moją twarz do swojej piersi.

Krew dudniła mi w uszach, gdy oddychałam głęboko, zaciągając się znajomym zapachem drzewa sandałowego i cynamonu. Wtuliłam się w Lucasa, pozwalając, aby miarowy rytm jego serca uspokoił moje, gdy powolnym ruchem przesuwał dłoń w górę i w dół mojego kręgosłupa. Po kilku chwilach moje serce przestało się obijać o żebra i udało mi się odsunąć.

– Na śmierć mnie wystraszyłeś.

Nie puścił moich ramion.

– Widzę – odparł niskim tonem.

Przełknęłam z trudem ślinę, gdy jego oczy w kolorze whiskey otoczone gęstymi, czarnymi rzęsami błądziły po mojej twarzy.

– Jak w ogóle mnie znalazłeś? – zapytałam.

Lucas wzruszył ramionami.

– Uznałem, że będziesz tędy szła, skoro to najszybsza droga.

Jego spojrzenie wydawało się dziwnie intymne. Opuściłam głowę i przełknęłam ślinę. Mój wzrok padł na wiszące nisko dresy i musiałam walczyć z rumieńcem. Większość hokeistów była atrakcyjna. Wszyscy byli wielcy i pewni siebie, co wywierało wrażenie na dziewczynach. Szczerze mówiąc, powinno to działać odstraszająco, ale laski ciągnęły do czerwonych flag jak ćmy do ognia.

Jednak Lucas ze swoją szeroką klatką piersiową, co najmniej dwukrotnie szerszą od mojej, równoważoną przez chłopięce piegi zdobiące jego brązową skórę, to był zupełnie inny kaliber.

Koszulka leżała na nim krzywo, jakby założył ją w biegu. Choć niezliczoną ilość razy widziałam Lucasa z gołą klatą, i tak ślinka napłynęła mi do ust, gdy zaczęłam go sobie wyobrażać.

– Co się stało? – powtórzył pytanie i przesunął ciepłymi, poznaczonymi odciskami palcami po mojej szczęce, by kciukiem poprowadzić mój podbródek do góry.

Przechylił głowę i uniósł pytająco brew. Gdyby spytał mnie o to ktokolwiek inny, pewnie nic bym nie powiedziała, ale nigdy nie potrafiłam odmówić Lucasowi, bez względu na to, jak upokarzające to było.

Odwróciłam się i wyprostowałam ramiona, skupiając wzrok na zielonej trawie wystającej ze szczelin w chodniku.

– Od nieco ponad miesiąca umawiałam się z jednym facetem. On…

Lucas zesztywniał i objął mnie mocniej, przerywając mi. Zanim się odezwał, jego klatka piersiowa uniosła się i opadła kilka razy.

– Co zrobił?

W oczach znów stanęły mi łzy wściekłości, więc potrząsnęłam głową. Nie chciałam mu mówić, że uprawiałam seks z tym dupkiem tylko po to, by tydzień później okazało się, że miał inną dziewczynę. Ani o tym, że powinnam zostać i na niego nakrzyczeć, a zamiast tego uciekłam. Spięłam się i zakołysałam na piętach, ale Lucas przytulił mnie mocniej.

– Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz – oznajmił szorstko.

Zwiotczałam w jego ramionach, pozwalając, by przejął większość mojego ciężaru. Właśnie dlatego, pomimo całej jego nadopiekuńczości, zadzwoniłam do Lucasa. Miałam wrażenie, że zawsze wiedział, czego potrzebuję, a teraz chciałam o tym wszystkim zapomnieć. Podniosłam wzrok i starałam się przywołać na usta figlarny uśmiech.

– Lucas, z radością nigdy więcej nie będę rozmawiała o dzisiejszym wieczorze.

Przez sekundę patrzył mi w oczy, po czym się lekko uśmiechnął.

– Wiesz, jeśli powiesz mi, kim on jest, skopię mu za ciebie tyłek.

Zrobiło mi się lżej na duchu. Czasem dobrze było wiedzieć, że mogłam liczyć na tych chłopaków. Poczułam, że moje usta rozciągają się w uśmiechu.

– Oblałam go winem.

Lucas zaśmiał się i opuścił ramiona, po czym delikatnie musnął palcem wskazującym mój podbródek.

– Bardzo dobrze.

Robiłam, co mogłam, żeby zignorować niski ton jego głosu, ale sposób, w jaki to powiedział – jakbym była kimś, kogo pragnął – sprawił, że zalało mnie ciepło, które zaczęło wspinać się po mojej szyi. Wydałam z siebie niski dźwięk, a jego oczy pociemniały. Opuścił wzrok na moje usta. Nie odważyłam się oddychać ze strachu, że zepsuję tę chwilę. Staliśmy tak blisko, że nasze oddechy się mieszały, a mięsień w jego szczęce zadrżał. Ciężar wilgotnego powietrza gęstniał od buzującego między nami napięcia, jakby nawet nocne niebo wiedziało, że ten moment jest ważny. Lucas nie zbliżył się, ale też nie odsunął.

Jeśli go chciałam, musiałam być odważna, a pragnęłam go z całych sił. Przełknęłam ślinę, zwilżyłam usta i ostrożnie wspięłam się na palce. Ledwie go musnęłam, gdy cofnął się i odwrócił, jakby nic się nie stało. Odrzucenie sprawiło, że oblał mnie rumieniec, i nagle gorące powietrze zrobiło się zimne na mojej rozpalonej skórze. Oczy paliły mnie z zupełnie nowego powodu, więc schowałam twarz, żeby nie mógł widzieć mojej miny.

Lucas odsunął się jeszcze bardziej i spojrzał na drogę, a cała intymność w jego głosie została zastąpiona lekkim tonem.

– Chodźmy, zanim twój brat zabije nas oboje.

 

 

 

 

 

CZTERY

––––––––––

Lucas

 

 

 

 

Wziąłem płytki oddech i próbowałem zatrzymać w płucach orzeźwiający zapach zielonych jabłek przedostający się do moich zmysłów, gdy w milczeniu szliśmy z Piper w stronę naszych domów. Powietrze między nami zdawało się gęste i ciężkie od tego, co pozostało niedopowiedziane. Przesunąłem spojrzenie w bok, po czym spojrzałem na miejsce, w którym jej prosta czarna sukienka kończyła się w połowie uda, i na to, jak z każdym krokiem odsłaniało się coraz więcej gładkiej skóry. Piper miała umięśnione łydki i paznokcie u nóg pomalowane na ten sam błękitny kolor, który miały również jej oczy. Była wszystkim, czego kiedykolwiek pragnąłem – moją uwodzicielką w niewinnym opakowaniu. Zastanawiałem się, czy miała pojęcie, jak dużą kontrolę mogła nade mną mieć.

Nasze spojrzenia się spotkały, przyłapała mnie na gapieniu się, więc szybko odwróciłem wzrok. Nie powinienem patrzeć na nią w ten sposób. Mieszkaliśmy obok siebie od siódmego roku życia, a Marcus, jej brat, był jednym z moich najbliższych przyjaciół. Nasze podwórka dzielił jedynie dwumetrowy drewniany płot. W ciągu roku od wprowadzenia się Adamsów rodzice zrobili furtkę łączącą nasze podwórka. Dzięki Bogu, bo mieli gigantyczny basen, idealny na takie wilgotne, letnie noce jak ta.

Odsunąłem od siebie wspomnienie seksownej blondynki wspinającej się po schodkach i ociekającej wodą. Zacisnąłem szczękę i pokręciłem głową, aż usłyszałem satysfakcjonujące strzyknięcie. Musiałem wziąć się w garść, nim dotrzemy do domu.

Byłem już bardzo bliski spieprzenia wszystkiego, kiedy wypadła zza rogu, uderzając w moją klatkę piersiową, i spojrzała na mnie tymi przejrzystymi, niebieskimi oczami, zaczerwienionymi od niewylanych łez. Zrobiłbym wszystko, byle zmazać ten wyraz z jej twarzy. Patrząc na jej zarumienione policzki i falującą pierś, pragnąłem jej posmakować. Kiedy mój wzrok padł na pomalowane na różowo usta, musiałem się zebrać w sobie, by nie zmniejszyć dzielącego nas dystansu.

Chciałem sprawdzić, jak daleko mógłbym się posunąć, by całkiem odebrać jej oddech. Ale to się nie wydarzy, niezależnie od tego, jak bardzo była kusząca.

Zwolniłem, gdy dotarliśmy na jej podjazd, bo jeszcze nie chciałem odchodzić. Piper odwróciła się lekko w moją stronę – na tyle, by zwrócić na siebie uwagę, po czym odchrząknęła i wbiła wzrok w ziemię.

– Dzięki za to.

– Nie ma sprawy, to tylko kilka przecznic, Kaskaderko. – Przygryzłem policzek, powstrzymując się od uśmiechu. Uwielbiałem, gdy czerwieniła się za każdym razem, kiedy ją tak nazywałem.

Wypuściła powietrze i choć nie widziałem jej oczu, wiedziałem, że nimi przewróciła.

– Cóż, nie musiałeś mnie odprowadzać, więc po prostu przyjmij podziękowania.

Uniosłem dłonie w geście poddania.

– Okej, wygrałaś. Nie ma za co.

Zerknęła na mnie niebieskimi oczami i na jej policzku pojawił się dołeczek.

– Wpadasz? – Wskazała na drzwi.

Byłem tam tyle razy, że wiedziałem, że były niezamknięte. Dom z czerwoną cegłą, czarnymi markizami nad oknami i wypielęgnowanymi, wiecznie zielonymi krzewami obok frontowych schodów był bliźniaczo podobny do mojego.

– Dzięki, ale chłopaki są u mnie.

Odwróciła wzrok, nie patrząc na mnie, i musiałem mocno zacisnąć pięść, by powstrzymać się przed dotknięciem jej i zmuszeniem, aby znów na mnie spojrzała.

Nienawidziłem rozczarowania, które mignęło na jej twarzy, nim je ukryła, przyklejając na usta lekki uśmiech, tak różniący się od prawdziwego. Chciałem jej powiedzieć, że wolałbym spędzać czas z nią niż z jej bratem. Że najbardziej lubiłem te chwile, kiedy była z nami. Trzymałem jednak buzię na kłódkę, bo byłem dobrym przyjacielem. Kiedy byłem mały, ciągle przeprowadzaliśmy się z miasta do miasta, przez co nie miałem prawdziwych przyjaciół, ale jak tylko Marcus zamieszkał obok, wszystko się zmieniło. Był niczym magnes, przyciągający wszystkich wokół, i moje życie z cichego i samotnego stało się ekscytujące. On i Jax zaakceptowali mnie niczym brata i staliśmy się nierozłączni. Jeśli Piper była siostrą Marcusa, była też moją siostrą i nie powinienem myśleć o niej tak, jak myślałem.

– No dobrze. – Odwróciła się i ruszyła do domu, ale zerknęła na mnie jeszcze szybko przez ramię. – Jeszcze raz dziękuję.

Jedno pytanie nie dawało mi spokoju. Musiałem poznać odpowiedź, zanim zniknie.

– Dlaczego ja?

Odwróciła się i przechyliła głowę.

– Co?

– Dlaczego zadzwoniłaś do mnie, a nie do Marcusa? Wiesz, że wyszedłby po ciebie.

Minęło kilka chwil, nim odpowiedziała:

– Bo chciałam, żebyś to był ty.

Jezu Chryste. Ja też cholernie pragnąłem, żeby to do mnie dzwoniła. Uczucie, które mnie ogarnęło, było niebezpieczne. Musiałem je stłumić.

– Cóż, następnym razem zadzwoń do niego. Chciałby o tym wiedzieć.

Drgnęła i zapragnąłem cofnąć swoje słowa, ale nie dała mi dojść do głosu.

– Chyba mu o tym nie powiesz?

Pewnie powinienem, pragnąłem jednak, żeby jej tajemnica była u mnie bezpieczna. Żebyśmy mieli coś, co będzie tylko nasze.

– Tym razem nie, ale lepiej trzymaj kciuki, żeby się o tym nie dowiedział.

 

 

 

Obszedłem ulicę dookoła, nim wróciłem do domu. Potrzebowałem trochę czasu, żeby się opanować. Chłopaki nadal ćwiczyły w garażu.

Jaxa podniósł głowę i spojrzał na mnie z uniesioną brwią.

– Kupiłeś to mleko?

– Hę?

– Dla mamy. Kupiłeś je? – zapytał.

Cholera.

– Po drodze zadzwoniła i powiedziała, że już go nie potrzebuje.

Przechylił głowę w bok i podrapał się po nosie.

– Dziwne.

Jax przyglądał mi się przez kilka chwil, po czym walnął kijem w ziemię.

– No dobra, frajerzy. Kto ostatni zdobędzie dziesięć punktów, stawia piwa przez cały weekend.

Oczywiście Marcus skopał nam tyłki. Może i gra w hokeja szła nam dobrze, ale to on był wschodzącą gwiazdą. Na zmianę ćwiczyliśmy triki, aż spłynąłem potem. Zmęczony powiesiłem kij w wyznaczonym miejscu na ścianie i chwyciłem za koszulkę.

– Idę wziąć prysznic.

Jax wstał z kanapy.

– Jest dopiero jedenasta. Nie bądź cipką.

Parsknąłem śmiechem.

– Powiedział koleś, który na obozach co wieczór dzwoni do mamy.

– Zejdź z mojej mamy.

Wzruszyłem ramionami.

– Sam się prosiłeś.

Marcus złapał Jaxa za ramię.

– Lepiej odpuść, zanim całkiem cię pogrąży.

 

 

 

Zerwałem koszulkę, która przykleiła się do mojego ciała, i odsłoniłem spocony brzuch. Byłem dumny z tego, że ciężka praca na lodzie przyniosła efekty. Nie umknęło mi, jak w zeszłym roku Piper zaczęła zwracać na mnie uwagę.

Jęknąłem, gdy poczułem na skórze zimną wodę z prysznica. Ciśnienie było idealne, wystarczająco mocne, aby chłostała mięśnie, ale niezbyt mocne na szyi i twarzy. Namydliłem się żelem do mycia ciała i szamponem w jednym. Myśli o Piper w tej podkreślającej krągłości sukience groziły przejęciem przez nią kontroli, więc szybko zakręciłem wodę, wytarłem się puszystym, białym ręcznikiem, który kupiła moja mama, i zawiązałem go w talii.

Przez otwarte okno do środka wpadał gorąc i powinienem je zamknąć, żeby klimatyzacja mogła działać, ale tego nie zrobiłem. Zamiast tego zostawiłem je otwarte z nadzieją, że dostrzegę przez nie ładną blondynkę. Odkąd się wprowadziła, okna naszych sypialni znajdowały się naprzeciwko, a gdy byliśmy dziećmi, krzyczeliśmy przez nie do siebie. Chciałbym powiedzieć, że zostawiłem je otwarte z przyzwyczajenia, ale byłoby to kłamstwem. Światło w jej pokoju było zgaszone, w środku panowała nieprzenikniona ciemność. Pod tym kątem nie mogłem dostrzec jej łóżka, i dobrze, bo nie potrafiłem obiecać, że nie obserwowałbym jej jak jakiś zboczeniec. Sama myśl, że spała tak blisko, doprowadzała mnie jednak do szału.

Wiedząc, że nie zasnę, wyciągnąłem spodenki do koszykówki oraz piłkę i wrzuciłem ręcznik do kosza na pranie. Udałem się na podwórko, żeby oddać kilka strzałów.

Skończyłem rundkę rzutów, kiedy moją uwagę przykuł jakiś dźwięk. Na początku był cichy, ale szybko przerodził się w płacz. Przechodziłem już przez furtkę prowadzącą na podwórko Piper, kiedy szloch przybrał na sile, zmieniając się w krzyk. Pobiegłem do jej okna i wspiąłem się przez nie, nie dbając o to, czy ktoś mnie przyłapie.

 

 

 

 

 

PIĘĆ

––––––––––

Piper

 

 

 

 

Płuca mnie paliły, gdy próbowałam płytko oddychać, oczy piekły od dymu, który dostawał się do mojej sypialni przez szparę pod drzwiami i wił po ścianie, aż sufit zakryła kłębiąca się czarna chmura. Chwyciłam za klamkę, ale była za gorąca, więc cofnęłam rękę. Na mojej dłoni natychmiast utworzyły się pęcherze. Z ust wyrwał się szloch, a do oczu napłynęły łzy, gdy strach przeszył moją klatkę piersiową. Wołałam mamę, ale głos łamał mi się tak, że brzmiał jak szept.

Choć ciągle ją wzywałam, nie przyszła. Nikt nie przyszedł. Dym stawał się coraz gęstszy i zajmował coraz więcej miejsca, aż musiałam się położyć na podłodze, ale ten zbliżał się szybko. Pot pokrył moją skórę, a różowa koszula nocna w fioletowe serca przykleiła się do szyi. Z każdym oddechem czułam, jak dym wypełnia mi płuca, dławiąc mnie i odcinając dopływ powietrza. Moje ciało drżało, pokój był zbyt ciemny, żeby cokolwiek zobaczyć. Nienawidziłam ciemności. To w niej żyły potwory. Nie rozumiałam, dlaczego mama po mnie nie przyszła. Potrzebowałam jej. Krzyknęłam, ale z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk. Sapnęłam, lecz zabrakło mi powietrza i przed oczami zrobiło mi się ciemno. Panika wzięła górę i choć próbowałam wstać, moje kończyny nie chciały się ruszyć. Zza drzwi dobiegał ryk, który stawał się coraz głośniejszy. Drzwi otworzyły się gwałtownie i do środka wdarły się płomienie, a hałas był tak potężny, że mnie ogłuszył. Krzyknęłam, gdy liznęły moją skórę, parząc mi ramię, ale utknęłam na ziemi, jakby przygniatał mnie ciężar. Krzyk przeszył moje wnętrze, a strach ogarnął całe ciało, gdy drżałam w płomieniach. Tak bardzo bolało.

 

– Mam cię. Jesteś bezpieczna. – Do mojego ucha dobiegł niski głos i obudziłam się gwałtownie, z sercem bijącym w piersi.

Napotkałam łagodne, znajome spojrzenie brązowych oczu. Wiedziałam, że gdyby pokój oświetlało coś więcej niż tylko promienie księżyca wpadające przez otwarte okno, dostrzegłabym w nich ciepły, karmelowy odcień. Ciężar Lucasa przygwoździł mnie do łóżka, ale w przeciwieństwie do mojego snu uspokoił mnie i osadził w rzeczywistości. Ciepłe palce dotknęły moich policzków i otarły łzy.

– Już w porządku. To był koszmar – mówił.

Naprawdę czułam się w jego ramionach bezpiecznie, więc wypuściłam drżący oddech i wzięłam kolejny, po czym kiwnęłam głową.

– Nic mi nie jest – powiedziałam, wciąż nieco wstrząśnięta.

Lucas zsunął się ze mnie, zabierając ze sobą ciepło, a ja musiałam wykorzystać całą siłę woli, by go z powrotem nie przyciągnąć. Biała kołdra kłębiła się obok, bo miotałam się podczas snu, i leżałam jedynie w za dużym T-shircie, który mu kiedyś ukradłam. Jeśli go rozpoznał, nie zdradził się z tym. Miałam siedem lat, kiedy spłonął mój dom, i to nie był pierwszy raz, kiedy wspinał się przez moje okno w ciągu ostatnich jedenastu lat. Niedługo po tym, jak się przeprowadziliśmy, obudziłam się w jego ciepłych ramionach, przytulona do jego szyi, i słuchałam kojących zapewnień, że jestem bezpieczna. Doszło do tego, że zaczęłam go potrzebować, a kiedy pewnego razu wyjechał, nie mogłam spać. Chodziłam jak zombie i musiałam unikać swojego pokoju, żeby rodzice nie zaczęli się martwić.

– Wszystko dobrze? – spytał, przyglądając mi się z troską.

Wpatrywał się we mnie, dopóki mój oddech się nie uspokoił i nie byłam w stanie usiąść. Opuścił nogi na podłogę i odwrócił się do mnie plecami. Nienawidziłam tej chwili niemal równie mocno jak samych koszmarów. Nigdy nie zostawał. Nawet kiedy o to prosiłam.

Chciałabym tylko, żeby Lucasowi na mnie zależało. Ale na zawsze będę zdegradowana do roli młodszej siostry jego przyjaciela. Korzystając z okazji, chwyciłam go za nadgarstek. Wzmocniłam uścisk, bo przecież wiedziałam, że może się wyrwać, jeśli będzie chciał.

– Zostań – poprosiłam.

Gwałtownie wciągnął powietrze i wypuścił je ze świstem.

– Marcus jest moim najlepszym przyjacielem. Wiesz, że nie mogę – powiedział tak nisko i z takim napięciem, jakby się do tego zmuszał.

Odrzucenie sprawiło, że oczy mnie zapiekły, ale nie wycofałam się. Tym razem nie mogłam go wypuścić.

– Proszę.

Potarł twarz dłonią, a jego plecy unosiły się i opadały z każdym głębokim oddechem. Myślałam, że odejdzie. Że prosiłam o zbyt wiele. Zaczęłam się bać, że może za bardzo naciskałam i następnym razem w ogóle nie przyjdzie.

– Tylko dopóki nie zaśniesz – zastrzegł Lucas i przekręcił mnie na bok.

Leżałam twarzą do okna, a on znajdował się między mną a drzwiami. Zauważył, że patrzyłam na nie tak, jakby żyły za nimi wszystkie moje demony. Przytulił mnie do swojej klatki piersiowej i objął ramieniem. W bladym świetle księżyca moja skóra wydawała się niemal przezroczysta na tle jego ciepłego brązowego ciała.

Powieki zaczęły mi ciążyć, gdy adrenalina wywołana koszmarem wyparowała w jego bezpiecznych ramionach.

– Dziękuję. – Zamknęłam oczy.

Przysięgam, poczułam, jak pocałował mnie w czubek głowy, a potem jego donośny głos zadudnił przy moich plecach:

– Do usług.

 

 

 

Z głębokiego snu wyrwały mnie stłumione głosy dochodzące z dołu. Tak jak się spodziewałam, strona łóżka, po której leżał Lucas, była zimna. Nie miałam pewności, o której godzinie wyszedł, ale mogłam się założyć, że zrobił to zaraz po tym, jak tylko mój oddech się wyrównał. Ostatnia noc była jednak inna. Nigdy mnie tak nie tulił, nigdy wcześniej nie został, kiedy mój koszmar się skończył. Dotykał mnie ledwie na tyle, żebym się uspokoiła, a potem się odsuwał. Walczyłam z ciepłem, które wypełniło moją klatkę piersiową. Ubłagałam go, żeby został, a to żaden dowód uczuć.

Miał jakieś dziwne poczucie obowiązku, żeby opiekować się mną w imieniu Marcusa, i to wszystko. Nieważne, jak bardzo chciałam, by było inaczej. Jak bardzo chciałam, by spojrzał na mnie tak, jak ja patrzyłam na niego.

Zwlekłam się z łóżka, założyłam sięgające mi do łydek spodnie i zmieniłam T-shirt na inny. Dziewczyny w moim wieku przerzuciły się na dopasowane ubrania, które podkreślały ich kształty, ale ilekroć tego próbowałam, pojawiała się niepewność.

Jax i Lucas jedli w mojej kuchni śniadania każdego ranka, odkąd tylko mieli poranne treningi.

Rozpuściłam włosy, pozwalając, aby długie blond fale sięgające niemal do pasa opadły mi na ramiona.