Zamczysko zła - Beata Cwirko-Godycka - ebook

Zamczysko zła ebook

Beata Cwirko-Godycka

3,5

Opis

Treść Zamczyska zła rozgrywa się w większości na zamku, który jest siedzibą zła. W nim znajduje się zejście do czeluści piekielnych. Król i królowa są głównymi bohaterami, a potem córka, która jest dzieckiem królowej i diabła. Z boku tytułowego zamczyska znajduje się czarny las, w którym żyje zła wiedźma - to przyjaciółka naszej królowej, a w późniejszym czasie i jej dziecka. Kiedy dziewczynka dorasta, uczy ją różnych czarów oraz jak sporządzać wywary i mikstury. Czarownica towarzyszy dziewczynie do samego końca i jest światkiem jej okropnej śmierci.

Beata Cwirko-Godycka jest autorką wydanej w 2013 r powieści grozy ""Horror z piekła rodem”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 302

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (2 oceny)
1
0
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Beata Cwirko–Godycka "Zamczysko zła"

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok, 2014 Copyright © by Beata Cwirko–Godycka, 2014

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, powielana i udostępniana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Skład: Arkadiusz Woźniak INFOX e-bookiProjekt okładki: Wydawnictwo Psychoskok Zdjęcie okładki: © Givaga – Fotolia.com

ISBN: 978-83-7900-196-5

Wydawnictwo Psychoskok ul. Chopina 9, pok. 23, 62-507 Konin tel. (63) 242 02 02, kom.665-955-131

Beata Cwirko–Godycka
Zamczysko zła
Wydawnictwo

Na rozległej polanie u podnóża gór, których szczyty były ośnieżone i odbijały promienie słoneczne stało zamczysko. Było ogromne I złowrogie. Budowla miała wiele okien oraz dwie wysokie wieże, po których piął się bluszcz coraz wyżej i wyżej. Właśnie z nich rozciągał się przepiękny widok na wioskę leżącą w dolinie. Po obu stronach zamku dobudowane były boczne skrzydła w jednym z nich była oranżeria, a w drugim salon tylko dla królowej. Na środku budynku znajdował się duży balkon, a reszta mniejszych rozmieszczona była po bokach. Drzwi duże, ciężkie w kształcie podkowy dwustronne, na których po jednej i drugiej stronie wisiały mosiężne kołatki Po przekroczeniu progu oczom ukazywał się piękny widok i przepych, jaki znajdował się w zamku. W pierwszym holu podłoga wyłożona była marmurem, wysokie sklepienia podtrzymywały dwie ogromne kolumny, na ścianach wisiały sześcioramienne świeczniki, a po prawej stronie stała zbroja rycerska wyczyszczona do połysku, w której odbijały się płomyki świec. Drugi hol połączony był dwoma skrzydłami, a na samym jego środku schody, które prowadziły na górę. Wielki dwu poziomowy żyrandol oświetlał dół zamku i schody z białego marmuru. Tak jak w pierwszym holu i tutaj stały przy schodach dwie ogromne kolumny. Prawy korytarz połączony mniejszym, który prowadził do dużej kuchni, w której kucharze i inna służba przygotowywali posiłki dla państwa i ich gości. Miała dwa wysokie okna spory kominek do gotowania i inne niezbędne rzeczy potrzebne w takim pomieszczeniu. Po przeciwnej stronie prawego holu nieco dalej od kuchni znajdowały się czarne drzwi, spod których bardzo często wydostawała się czerwona łuna. Nikomu, oprócz królowej, nie wolno było tam wchodzić. Drzwi otwierały się same lub za pomocą czarów, albo dotyku jej ręki. Po ich otwarciu schody w dół prowadziły prosto w piekielne czeluści. Korytarz zakończony był salonikiem dla królowej, w którym przesiadywała w każdej wolnej chwili, natomiast lewy korytarz miał czworo pomieszczeń, a zakończony był oranżerią. Oba skrzydła były jasno oświetlone licznymi świecami. Pierwsze drzwi prowadziły do małego saloniku, w którym stała wygodna sofa dwa fotele bogato zdobione i dębowy stolik, na podłodze leżał gruby dywan, a przy ścianie duży świecznik. Okna wychodziły na zachód z tyłu zamku. Drugie drzwi prowadziły do komnaty z portretami. Wisiały tam obrazy króla, królowej oraz wszystkich przodków, którzy do tej pory mieszkali w zamku, było jeszcze jedno wolne miejsce dla potomka tejże pary. Sala ta nie miała żadnego okna, ale małe lampki ustawione na podłodze po obu stronach chodnika nadawały jej charakteru tajemniczości. Trzecie drzwi to biblioteka, z małym sekretarzykiem i skórzanym fotelem stojącym na samym środku komnaty. Dwie ściany zabudowane półkami, na których stały książki oprawione w skórę i złocone ornamenty. Jedna z półek miała sekretne wejście do komnaty, w której ukryta była księga przeznaczenia. Zawierała wydarzenia związane z przeszłością i przyszłością tego rodu, nawet wzmiankę o reinkarnacji i płci potomka. Była oprawiona w czerwoną skórę, a na jej okładce widniało złote słońce, na trzeciej ścianie znajdowało się okno, z którego widać było podnóże góry. Czwarte drzwi to sala tronowa tam para królewska przyjmowała różnych posłańców z dalekiego świata oraz innych gości. Na tron wchodziło się po trzech schodach. Przykryte były czerwono-złotym chodnikiem, który ciągnął się, aż do samego wyjścia z sali. Ściany ozdobione obrazami i świecznikami różnych kształtów i wielkości nadawały pomieszczeniu jasny i ciepły klimat. Oranżeria pełna kwiatów i innych roślin, pod którymi stały miękkie sofy i kanapy, z grubymi poduchami, była ostatnią komnatą tego skrzydła. Z jej okien, na których wisiały firany, aż do podłogi widać było ogród, tajemniczy las, oraz dół wodospadu. Od głównego holu prowadziły jeszcze jedne drzwi, które znajdowały się za schodami. Były one zrobione z dębowego drewna i miały mosiężny uchwyt. Do tej komnaty schodziło się po paru stopniach w głąb zamku. Na ścianach umieszczono pochodnie oświetlające schody oraz to, co znajdowało się w pomieszczeniu. Po zejściu na dół oczom ukazywał się przedziwny widok. Ściany zbudowane z kamienia, w których wykuto półki i półeczki różnych rozmiarów. Na nich stały księgi każda w innych kolorach czerwona, czarna, zielona, fioletowa, szara, były one napisane po łacinie i zawierały magiczne zaklęcia, rytuały i szatańskie uroki. Każda na okładce miała swój symbol czarna- pentagram, czerwona-czarny księżyc, fioletowa-twarz demona, szara- księga śmierci, zielona-świece. Oprócz tego stały różne flakony, flakoniki, butelki, słoiczki jedne z zawartością tajemniczych proszków, mikstur, kolorowych płynów inne pełne były wywarów z ziół, a w niektórych można było zobaczyć ludzkie narządy na przykład język, oko, palec, włosy, serce oraz paznokcie. Ściany między półkami zawieszone były ziołami o bardzo mocnym zapachu. Na stoliku leżały różdżki potrzebne do magicznych rytuałów, noże i sztylety o różnych rękojeściach. Na kamiennej podłodze utworzono palenisko, nad którym wisiał kociołek. To właśnie w nim przygotowywano wszystkie magiczne wywary. Do tego laboratorium miała dostęp tylko królowa, która pochodziła z rodziny czarnoksięskiej. Główne schody prowadziły na półpiętro, z którego przez dwa wysokie okna można było zobaczyć przepiękny widok na góry, a później schody rozgałęziały się w prawo i lewo. Na piętrze znajdowały się trzy okna i balkon wychodzący na centralny plac zamku. Po przeciwnej stronie korytarza była komnata dla gości i ogromne lustro odbijające światło. Po lewej stronie skrzydła ciemny korytarz ze szklanymi drzwiami żyją tam zjawy, upiory, duchy i inne złe istoty, natomiast po prawej ciągnął się długi korytarz, a po obu jego stronach komnaty. Z lewej sypialnia króla i królowej ich łaźnia, oraz pokój przechodni dla potomka, buduar i garderoba. Po prawej cztery komnaty dla rodziny lub innych osób. Skrzydło to kończyło się kolejnym oknem i stromymi schodami prowadzącymi na wieżę, z której w ciepłe dni chętnie oglądano okolicę. Na drugą wieżę wchodziło się od zewnętrznej strony. Z tyłu zamku krętymi schodami schodziło się do lochów. Znajdowały się tam trzy duże groty i dwie mniejsze, wszystkie zabezpieczone kratami zamykane na łańcuchy i kłódki. Pomieszczenie było ponure i wilgotne, a na ścianach łuczywa trzaskały i bardzo kopciły wydając okropny smród to było królestwo dozorcy, z którego para królewska była bardzo zadowolona, ponieważ wypełniał ich rozkazy bez szemrania i był państwu bardzo oddany, żadna ofiara nigdy nie miała możliwości ucieczki zresztą nie było, dokąd z jednej strony bagna, a z drugiej czarny krwiożerczy las, który należał tylko do królowej i innych złych istot, a z którego żaden człowiek nie wychodził żywy tam właśnie mieszkała bardzo stara i zła wiedźma, u której królowa pobierała nauki lub przychodziła po poradę. Chatka czarownicy była drewniana z krzywym płotem, a w środku duże palenisko i całe mnóstwo ziół, które wydawały odurzający zapach. Jedne zdrowotne inne na miłość, na choroby i śmierć, na kalectwo, a niektóre działały halucynogennie. Na progu domu siedział duży czarny kot i żółtymi ślepiami wpatrywał się w dal jakby na coś czekał, a z dala od mieszkania czarownicy na brzegu strumyka w głębi lasu rozciągała się polanka, na której urządzane były rytuały na cześć Pana Ciemności. W bezpiecznej odległości od terenów podmokłych rozlokowane były zabudowania gospodarcze i mieszkania dla służby.

Mur z bramą wejściową, której pilnowali strażnicy odgradzał zamek od nieproszonych osób. Po jej przekroczeniu ukazywał się niesamowity widok alejka prowadząca w stronę zamku, była wybrukowana drobną kosteczką, a po obu jej bokach ciągnął się szpaler drzew. Zaraz za murem stały dwa posągi z groźnymi minami trzymającymi miecze. Żleby te wykuto w skale, a miecze pomalowano na złoty kolor. To byli niemi strażnicy tego zamku strzegący ludzi tam mieszkających oraz ich tajemnic. Przed wejściem do zamku na placu stał kopiec ułożony z dużych głazów, a po prawej stronie rozciągał się wspaniały ogród z wysokimi żywopłotami ładnie przyciętymi, które prowadziły do alejek z kolorowymi kwiatami i ławeczkami, a na samym jego środku stała fontanna, za ogrodem był już tylko las ciemny, tajemniczy oraz góry. Do domu prowadziły kamienne schody, na których stały donice z kwiatami. Poręcze też były z kamienia. O wygląd ogrodu dbał ogrodnik mężczyzna z posępną miną. Ten fach był przekazywany z ojca na syna. Woda płynąca z gór zamieniała się w rzekę, jedna odnoga znikała w lesie, a druga skręcała ostro w bok i spływała z kamienistego stoku prosto do morza. Woda w pobliżu zamku formowała się w piękny wodospad, który widać było z okien. W słoneczny i ciepły dzień tworzyła się nad nim tęcza, skały wokół były omszałe świeżym bardzo zielonym mchem. W deszczowy dzień para unosząca się z gór prawie przysłaniała zamek tak, że widać tylko było flagę powiewającą na dachu. Właśnie te góry ochraniały ląd od zimnego polarnego wiatru. Od zamku, aż do samej wioski szło się krętą ścieżką, a potem były już tylko pola, lasy i łąki. Osada była biedna i poddani żyli bardzo skromnie. Jedna główna uliczka, na której stały ładne kamienice, w których zamieszkiwali nieco możniejsi ludzie, okrągły plac gdzie w wyznaczony dzień odbywał się handel, a pod lasem tylko sama biedota mieszkająca w chałupach, które zbudowano z gliny, a dachy kryte były słomą. Domy bogatszych mieszkańców stały po obu stronach ulicy, pomalowane na jasny kolor ze złoconymi ozdobami i okiennicami w kolorze orzecha. W niektórych oknach można było zobaczyć piękne witraże mieniące się w blasku słońca. Na każdym rogu ulicy była umieszczona latarnia, którą co wieczór świecił dozorca, a w centralnej części wioski na wzniesieniu zbudowano kościół i dużą dzwonnicę. Wierni chodzili na mszę, a wyznawcy diabła po kryjomu ciemną nocą urządzali harce w lesie nad rzeką.

Upływały lata wieś żyła własnym życiem, ale mieszkańcy oraz cały dwór zastanawiali się, czemu na świat nie przychodzi potomek. Król, po nieudanych próbach zostania ojcem, nawet nie wspominał o dziecku. Aż pewnego dnia królowa poprosiła go o rozmowę.

Spotkali się w saloniku, a ona zaczęła rozmowę:

- Mój drogi Ludwiku, jest tylko jedno wyjście, abyś mógł zostać ojcem – powiedziała.

-Jakie - spytał?

- Poproszę o pomoc diabła. On pomoże nam zostać rodzicami.

Król podrapał się po brodzie i skinął głową na znak zgody. Dobrze wiedział, że po tylu latach starań zostało to jedno rozsądne wyjście.

Na drugi dzień, późnym popołudniem, królowa zeszła do czeluści piekielnych na spotkanie z Szatanem. W miarę jak ich rozmowa nabierała tempa łuna pod drzwiami przygasała lub bladła, albo buchały płomyki ognia, w końcu wyszła po długim czasie bardzo z siebie zadowolona.

- I co? - spytał Ludwik - zgodził się.

- Tak - odparła – musiałam go długo przekonywać.

- Kiedy to ma nastąpić? – zapytał.

- Nie wiem, przyjdzie jutro na rozmowę.

Następnego dnia późnym wieczorem otworzyły się czarne drzwi i wyszedł diabeł w ludzkiej postaci, chociaż był częstym gościem na zamku to służba na jego widok uciekała w popłochu tak było i tym razem. On wcale się tym nie przejął i skierował swoje kroki wprost do saloniku, otworzył drzwi i usiadł w fotelu.

- A teraz słucham waszej prośby - powiedział.

- Panie - odezwał się Ludwik – wiesz jak długo staramy się o dziecko, ale niestety nie udaje się nam stąd nasza prośba, abyś pomógł królowej zajść w ciążę.

- Wiem, rozmawialiśmy wczoraj, ale prosicie o dużo.                                   

- Dlaczego? – spytał.

- To moja tajemnica i już - powiedział

- To znaczy, że nic nie da się zrobić- zawołał król zrozpaczonym głosem, przecież królestwo musi mieć następcę!

- Zgodziłeś się przecież - rozpłakała się królowa – wczoraj mówiłeś, że nam pomożesz tak można ci wierzyć! - krzyczała teraz głośno.

- Cisza!!! – wrzasnął diabeł – muszę pomyśleć!

- Miałeś na to całą noc! – krzyknęła wściekła.

Król milczał i czekał, co teraz nastąpi, a diabeł nie chciał się dalej kłócić, bo znał jej gniew i wiedział, kiedy nie przeciągać struny.

- Dobra - rzekł - pomogę, ale pod jednym warunkiem.

- Jakim? – spytała. Uspokoiła się trochę, ale głos drżał jej nadal.

Szatan popatrzył na nich uważnie i podjął najpoważniejszą decyzję swojego życia, której przyszło mu potem żałować i opłakiwać.

- Zawrzemy układ, ja zrobię, co do mnie należy, ale pamiętajcie, to dziecko obojętnie jakiej płci, jest moje, ja jestem prawdziwym ojcem, a nie Ludwik, jeśli nie dotrzymacie umowy uśmiercę je. Jasne? – zapytał spokojnie.

Para popatrzyła na siebie i skinęła głowami na znak zgody. Zrobiliby wszystko, żeby się nie zemścił.

- Kiedy mam być gotowa? - spytała go już spokojnym głosem.

- Za trzy dni – odparł.

- Na tydzień wyjeżdżam – powiedział król – wrócę jak będzie po wszystkim.

- Dobra – zgodzili się oboje.

Po tej rozmowie Ludwik wezwał pokojówkę, osobistą damę dworu królowej i ochmistrzynię.

Wszystkie trzy wystraszone przyszły do saloniku.

- Słuchajcie uważnie, co mam do powiedzenia - odezwał się diabeł. Za trzy dni przygotujecie komnatę małżeńską oraz królową tak, jak do nocy poślubnej, jasne? – spytał.

Popatrzyły na siebie w milczeniu, skinęły głowami i wyszły.

- Teraz się uda – powiedziała ochmistrzyni do damy.

- Tak - odparła tamta – będziemy na to dziecko chuchać i dmuchać - i chociaż wiedziały, że urodzi się diablątko, uśmiechnęły się z radości.

- Tajemnica szybko wyjdzie na jaw - zauważyła dama.

- Będzie większy strach - zachichotała ochmistrzyni.

Diabeł trzymając rękę na klamce, odwrócił się jeszcze do nich i powiedział:

 - Pamiętajcie o obietnicy - to dziecko od narodzin ma się ze mną oswajać, będę przychodził tu bardzo często i jeszcze jedno, o czym zapomniałem powiedzcie służbie, że przyjdę pod własna postacią.

- Czy to konieczne? - spytała królowa.

- Tak, inaczej nici z naszej umowy – warknął.

Król złapał ją mocno za rękę:

- Będzie, jak chcesz – odparł.

Szatan spojrzał na nich jeszcze raz i wyszedł. Idąc korytarzem myślał, czy dobrze zrobił, zgadzając się na ten plan. „Zobaczymy, czas pokaże, czy nie będę tego żałował”, chociaż był pełen obaw, uśmiechnął się pod nosem. Otwierając czarne drzwi, usłyszał śmiechy i wrzaski, a po ich zamknięciu łuna cofnęła się do środka. Po dotarciu na dół rozejrzał się do dokoła:

- Czego się drzecie! – zawołał.

- Dobra decyzja panie, będziemy to dziecko chronić na wszelkie sposoby.

Na drugi dzień rozpoczęły się przygotowania do tej ważnej nocy. Pokojówki biegały, sprzątały i wietrzyły pomieszczenia, przeglądano bieliznę królowej, a ochmistrzyni sama poszła na skraj tajemniczego lasu i wywołała wiedźmę.

- Witaj – powiedziała – chciałam dla królowej wywar uspokajający.

- Wiem – uśmiechnęła się, podając jej zieloną fiolkę – daj to na chwilę przed jego przyjściem – powiedziała.

- Dobrze – odparła ochmistrzyni.

- Jeszcze jedno, ale pamiętaj z nikim nie wolno ci o tym rozmawiać. To dziecko przyniesie nam tyle samo radości, co smutku i żalu.

- Dlaczego? – spytała.

- Zobaczysz w trakcie upływającego czasu. ON będzie bardzo nieszczęśliwy, bo wydarzy się coś bardzo złego, a jego zemsta nie szybko znajdzie zaspokojenie - powiedziała i odeszła.

Ochmistrzyni zaniemówiła na chwilę, ale zaraz się otrząsnęła z tych przykrych słów. Na razie miała do zrobienia, co innego. Idąc w stronę zamku, usłyszała jakiś szelest i nagle coś okropnie trzasnęło, stanęła rozejrzała się, dookoła, ale nic nie zauważyła i chociaż nie była bojaźliwa, to teraz nie myśląc dłużej, przyspieszyła kroku. Po wejściu do holu zobaczyła jak wszyscy się uwijają, żeby zdążyć na czas.

- Gdzie jest pani? - spytała służącą.

- W bibliotece – odpowiedziała.

Weszła i powiedziała:

- Pani byłam u wiedźmy, która dała ci specjalny wywar.

- Wiem Katarzyno i dziękuję, że o tym pomyślałaś, jestem trochę rozkojarzona i zamyślona.

- Rozumiem to wyjątkowe wydarzenie – odparła - ten wywar pozwoli się pani odprężyć i zrelaksować.

- Kiedy mam to wypić- spytała?

- Tuż przed północą – powiedziała.

- Dobrze, przynieś mi go i niech nikogo nie będzie w pobliżu, kiedy ON przyjdzie.

Nadeszła oczekiwana noc. Królowa leżała w małżeńskim łożu przygotowana na tą specjalną chwilę, a na fotelu siedziała Katarzyna i dotrzymywała jej towarzystwa w komnacie paliły się świece, a zasłony były szczelnie zasunięte, nagle płomyki zaczęły się chwiać. Na dole z głośnym trzaskiem otwarły się czarne drzwi i usłyszały jak ciężko stąpając, czart wchodził po schodach krok za krokiem. Ochmistrzyni poprawiła jej poduszki i dała napój do wypicia, a ON w tym czasie wszedł do komnaty. Kobieta spojrzała, skłoniła się i szybko wyszła. Królowa po tym wywarze była trochę odurzona i jak przez mgłę słyszał swoje imię:

- Cecylio, Cecylio jestem tu.

Ona tylko wyciągnęła do niego swoje ramiona, za chwilę było słychać jęk rozkoszy ich obojga i wiatr szalejący w jej komnacie, który zgasił wszystkie świece, gdy było po wszystkim. Diabeł poczekał aż królowa zaśnie i tym samym powolnym krokiem wrócił do siebie. Schodząc na samo dno piekła, spotkał Lucyfera:

- Teraz poczekamy i zobaczymy, czy trafiłeś, jeśli tak to bawimy się przez tydzień i jeszcze jedno, jeśli to będzie dziewczynka, dam jej część swojego światła i chciałbym, żeby jej imię pochodziło częściowo od mojego. Sam wybiorę.

- Chcesz być chrzestnym? – spytał.

- Czemu nie - odparł.

- Dobra – zgodził się Szatan.

Zostało parę dni do powrotu pana i wszyscy zastanawiali się, jaka, mimo wszystko, będzie jego reakcja. Wrócił w umówionym terminie. Po wejściu do domu każdy przywitał go bardzo ciepło, a królowa z tajemniczym uśmiechem zaprowadziła go do saloniku i zaczęła rozmowę;

- Witaj drogi mężu, teraz musimy uzbroić się w cierpliwość i poczekać - powiedziała.

- Kochana Cecylio mam nadzieję, że to nie był próżny trud.

- Na pewno nie, cierpliwości.

Uśmiechnął się do niej i powiedział:

- Miałem parę dni na przemyślenie i powiem ci, co zrobimy.

- Musimy pamiętać o umowie – przerwała mu.

- O tym będziemy pamiętać zawsze - odrzekł – posłuchaj, od najmłodszych lat będziemy uczyć to dziecko wszystkiego, co powinno wiedzieć o naszym kraju i królestwie, musimy nauczyć je tego, co sami umiemy, żeby kiedyś, jak nas zabraknie, wiedziało, jak rządzić. Ty, moja droga, pokażesz to, co sama potrafisz, a ja zajmę się resztą.

- A ON – spytała?

- Jemu damy całkowicie wolną rękę, nauczy je takich rzeczy, na które i tak nie mamy wpływu.

- Zgoda – odparła.

Czas mijał szybko, wszyscy czekali niecierpliwie, co przyniesie, a w dwa miesiące później Cecylia poprosiła na rozmowę Ludwika.

- Mam dla ciebie radosną nowinę, jestem w ciąży – powiedziała.

- Cudownie, nareszcie – wołał król – będę ojcem!!

Na drugi dzień ogłosił nowinę i cała służba odetchnęła z ulgą, ale tajemnica czyje to dziecko jest naprawdę nie trwała długo. Lotem błyskawicy rozeszła się wieść, komu się ono urodzi. Upływały tygodnie królowa była coraz grubsza, a poddani czekali ze strachem na to, co przyniesie przyszłość. Pewnego wieczora jakiś wieśniak odważnie powiedział, co myśli o potomku jaśnie państwa i Ludwik kazał go wtrącić do lochu.

- Moja żono, ofiara czeka na twoją karę.

Cecylia niewiele myśląc, poszła do swojego laboratorium, otworzyła drzwi z głośnym skrzypnięciem i rozejrzała się po buteleczkach. Wzięła z najwyższej półki mały flakon z niebieskim płynem, otworzyła szarą księgę śmierci i powiedziała:

Inwokacja zaklinająca zniszczenie!

- Spójrzcie! Potężne głosy mej zemsty rozbijają nieruchome powietrze i stoją jak posągi gniewu. Wzywam posłańców przeznaczenia, niech uderzą z ponurym zachwytem w ofiarę, którą wybrałem. Milczy ten, co mnie prześladuje, a jego agonia niech odbędzie się w skomleniu i bólu i niech to będzie ostrzeżeniem dla tych, co mego jestestwa nienawidzą. Chwała Szatanowi!!!

Po tych słowach zamek zadrżał w posadach, na dworze rozszalała się burza z piorunami, które raz po raz rozświetlały ziemię, a ludzie chowali się po kątach, bo wiedzieli, że pani wpadła w gniew, nie trwało to długo, kiedy wszystko się uspokoiło Cecylia wzięła flakon z płynem wyszła z zamku i udała się do lochów. Dozorca ukłonił się jej do samej ziemi i wskazał ofiarę:

- Pani jak mogę ci pomóc? – zapytał.

- Zwiąż go i wyprowadź z lochu.

- Już się robi – odparł.

Złapał mocno nieszczęśnika za ręce wykręcił do tylu, związał mocno sznurkiem i solidnym szarpnięciem pchnął w stronę królowej.

- Co teraz pani? – spytał.

- Złap go za włosy i mocno odchyl głowę do tyłu, żebym mogła to podać.

Zrobił, jak mu powiedziała, zatkał nos, a ofiara otworzyła usta, ona jednym ruchem wlała mu płyn do gardła. Kat szybko zacisnął mu szczęki i czekał, aż przełknie, co nastąpiło dość szybko.

- Wrzuć go do lochu i poczekamy - powiedziała.

Zrobił, co kazała i stanął za nią.

- Zanim umrzesz, przeżyjesz prawdziwą męczarnię – zwróciła się do skazańca.

- Niech się stanie, współczuje wszystkim żywym! – wykrzyknął.

Dziesięć minut później przewrócił się na podłogę w śmiertelnych drgawkach, oczy zaszły mu krwią, która zaczęła wypływać z nosa i uszu paznokcie zrobiły się sine. Z gardła wydobyło się rzężenie duszącego człowieka, rzucił się jeszcze dwa razy i było po wszystkim. Królowa i dozorca patrzyli na to bez emocji.

- Usuń ciało tak, aby nikt nie widział - powiedziała.

- Jak zwykle pani do bagna.

Skinęła głową, wyszła z lochu i ciężkim krokiem poszła w stronę głównego wejścia, przeszła przez pierwszy holl i powoli zaczęła wchodzić schodami na piętro. „Ostatnie tygodnie ciąży są bardzo męczące, jeszcze trochę cierpliwości i dziecko przyjdzie na świat” - pomyślała.

Następnego dnia na kilka dni przed rozwiązaniem poszła do biblioteki nacisnęła przycisk i weszła do ukrytego pokoju, wzięła do ręki księgę przeznaczenia, zaczęła czytać, ale tylko do momentu narodzin dziecka dalej wiadomości były zaszyfrowane i nie wiedziała jak sobie poradzić. Zamknęła ją i postanowiła kiedyś spytać starej czarownicy jak dowiedzieć się reszty, schowała ją głęboko w półce i wyszła z pomieszczenia. W bibliotece rozejrzała się po regałach, czy wszystko dobrze pozamykane i poszła do sypialni, gdzie czekał na nią król. Noc miała ciężką bardzo źle spała, a rano po przebudzeniu poczuła tępy ból w brzuchu.

- Ludwiku obudź się chyba się zaczyna – powiedziała.

Zerwał się na równe nogi i biegiem poleciał zawiadomić panie, które miały być przy porodzie.W kuchni zaczęła się krzątanina, bieganina i nerwowe przygotowania. Ochmistrzyni zaraz posłała służącą po doktora. Król wchodząc po schodach na górę, zobaczył przez okno jak cała chmara czarnych wron i kruków z głośnym krzykiem nadlatuje w stronę zamku. Ptaki utworzyły okrąg i nad dachem zataczały koła.

- Moja droga Cecylio – powiedział, nad zamkiem jest pełno czarnych ptaków.

- Wiem – odparła, krzywiąc się z bólu - już się zaczyna, dziecko urodzi się w nocy.

Przyszedł lekarz, kobiety przyniosły wszystko, co było potrzebne, a Ludwik został wyproszony z pokoju.

- Królu – powiedział doktor – bądź cierpliwy, jak będzie po wszystkim, pokażę dziecko.

Zszedł na dół, ale nie mógł wytrzymać w domu, więc kazał osiodłać konie i razem ze swoim koniuszym udali się na przejażdżkę po okolicy, a w tym czasie królowa przechodziła męki. Nadciągał wieczór, a z nim na niebie zbierały się czarne chmury. Ptaki przysiadły na dachu i też czekały. Po powrocie pan spytał ochmistrzynię:

- Czy już coś wiadomo?

Ona tylko pokręciła głową w milczeniu.

Upłynęły jeszcze trzy godziny i nagle na niebie pojawiła się jedna błyskawica i grzmot potem druga, trzecia, lunął deszcz, grzmoty następowały jeden po drugim, a za chwilę wszystko ucichło. Cisza trwała krótko, aż nagle wszystkie ptaki rozwrzeszczały się piekielnie i to właśnie one obwieściły światu narodziny zła, darły się jeszcze przez chwilę, a potem odleciały na pobliskie drzewa. Zmęczony doktor poprosił króla na górę:

- Panie, teraz możesz zobaczyć dziecko i żonę - powiedział – życzę dobrej nocy - skłonił się, a stangret odwiózł go do domu.

- Moja kochana Cecylio, dziękuję ci – powiedział wzruszony.

- Zobacz, jaką piękną mamy córkę.

Ludwik podszedł bliżej, nachylił się i zobaczył maleństwo, miało czarne oczka jak smoła, włoski kręcone w brązowym kolorze, a jej skóra była w odcieniu brzoskwini. Ochmistrzyni wzięła maleństwo na ręce i skinęła głową na króla, żeby z nią wyszedł.

- Co się stało? – spytał.

- Nic – odrzekła - ale doktor mówił, że pani musi mieć teraz spokój.

- Mam nadzieję, że z moją żoną jest wszystko w porządku.

- Oczywiście – odparła – jest bardzo zmęczona, więc dzisiejszą noc spędzę z królewną, a panu posłałam w gościnnym pokoju.

- Bardzo dziękuję – powiedział - ja będę dzisiaj czuwał, a ty pójdziesz spać po tak wyczerpującym dniu.

Katarzyna nie protestowała, oddała małą ojcu i poszła do siebie, a on skierował się z dzieckiem do różowej komnaty, która od tej chwili była do dyspozycji małej królewny. Rano skoro świt służba już była na nogach, a ochmistrzyni biegiem leciała na górę zobaczyć jak państwo się czują. Zajrzała najpierw do pani, ale ta spała, więc po cichu weszła do dziecinnego pokoju. Dziewczynka leżała w swoim łóżeczku, a jej ojciec siedział w fotelu ze spuszczoną głową. Zmorzył go sen. Ochmistrzyni podeszła bliżej, dotknęła delikatnie jego ramienia i powiedziała:

- Panie, panie obudź się!

- Co? Co?! – zawołał wystraszony król.

- Nic się nie dzieje, ale wasza miłość jest zmęczony i pora się przespać, a ja posiedzę przy dziecku, potem razem z pana żoną wybierzemy opiekunkę dla panienki.

Na drugi dzień Ludwik rozesłał trębaczy, żeby powiadomili cała wioskę o narodzinach królewny. Na placu zebrali się wszyscy wieśniacy, a po ogłoszeniu nowiny na okolice padł blady strach, ucieszyli się tylko wyznawcy Szatana. Pan jeszcze tego samego dnia posłał po księdza, który przyszedł bardzo szybko, nie chcąc narazić się na jego gniew, państwo przywitało go w sali tronowej.

- Ojcze – odezwał się król – urodziła nam się córka i musimy ją ochrzcić, żeby jak najmniej było plotek.

- Ja wiem, czyje to dziecko jest - powiedział kapłan.

- I co, nie da jej ksiądz sakramentu? - spytała bardzo powoli Cecylia, nie spuszczając z niego oczu.

Ksiądz wbił spojrzenie w posadzkę i powiedział spokojnym głosem:

- Ależ dam oczywiście. Chciałbym tylko państwa prosić, żeby to odbyło się na zamku, a nie w kościele, ze zrozumiałych względów. Król zerwał się z miejsca i już chciał coś krzyknąć, ale ona złapała go za rękę i powiedziała:

- Spokojnie mój drogi, kapłan ma rację, niech uroczystość odbędzie się tutaj. Ksiądz nie podnosząc oczu, skłonił się tylko i szybko wyszedł.

- Dlaczego byłaś taka pobłażliwa dla niego? – zapytał.

- Tak będzie lepiej, tym bardziej, że On przyjdzie i chyba nie sam, w kościele byłoby niezręcznie.

 Ludwik wiedział, o kim mowa i tylko skinął głową. Po rozmowie dwie godziny później usłyszeli jak otwierają się czarne drzwi i na chwilę wstrzymali oddech. Do sali wszedł sam Lucyfer.

- Powiedz opiekunce, niech przyniesie dziecko.

Królowa nie znała jego zamiarów i na chwilę aż ją sparaliżowało ze strachu.

- No, na co czekasz – powiedział – wołaj służącą.

On wzięła do ręki dzwonek i zadzwoniła, a lokaj natychmiast otworzył drzwi.

- Słucham, jaśnie pani – powiedział.                                               

Czarna postać odwróciła się ku niemu i zanim ktokolwiek zdążył się odezwać, powiedział:

- Niech tu zaraz zejdzie opiekunka z małą i lepiej się pośpiesz - uśmiechnął się, ale to nie było miłe.

 Służący nie zastanawiał się, dłużej tylko w te pędy poleciał na górę. Zapukał i wszedł do pokoju dziecięcego:

- Weź dziecko i chodź szybko na dół – powiedział.

- Co się stało? – spytała.

- Mamy gościa, ale uważaj, bo to jest Drugi po Szatanie.

Spojrzała na niego ze strachem, trzęsącymi rękami podniosła małą i poszła za lokajem. W tym czasie Lucyfer wyjaśniał, po co przyszedł.

- Nie zabiorę wam dużo czasu, bo na dole mamy swoją własną uroczystość z okazji narodzin małej diablicy. Jakiś czas temu rozmawiałem z jej ojcem i zgodził się, żebym wybrał imię dla niej i dał jej część swojego światła, jakiś sprzeciw? –spytał.

- Nie – odparli oboje i aż im się ulżyło po tej rozmowie.

- Myśleliście, że przyszedłem ją skrzywdzić – spytał zły. Skinęli głowami.

- Nigdy do tego nie dopuszczę, żeby cokolwiek jej się stało, chyba, że sama podejmie jakąś głupią decyzję i nie będzie chciała z niej zrezygnować, wtedy nie będę miał wpływu.

- Co by to mogło być? – spytała Cecylia.

On popatrzył jej w oczy, w taki sposób, że aż zrobiło się nieprzyjemnie.

- To moja tajemnica i ani myślę ci o tym mówić, no gdzie to dziecko? – zniecierpliwił się.

Właśnie w tym czasie otwarły się drzwi i weszła opiekunka z maleństwem.

- Nareszcie ile można czekać - burknął – daj mi małą i wyjdź.

Dziewczyna przerażona spojrzała w stronę królowej, a ta skinęła głową, opiekunka podała mu dziecko i wybiegła z sali, a on delikatnie przytulił je do siebie i mocno ucałował w czoło. Państwo przyglądali się temu zafascynowani, bo nie mogli uwierzyć, że tyle jest w nim czułości i miłości.

- Zdziwieni? – spytał – przecież to nasze oczko w głowie. Podniósł małą do góry na taką wysokość, że jej buzia była naprzeciwko jego twarzy, patrzył na nią uważnie i w pewnym momencie mała się uśmiechnęła. Królowa aż wstała z miejsca, taka była zaskoczona.

- Poznała swojego – powiedział Drugi, ponownie przytulił ją mocno do siebie i po cichutku wymamrotał zaklęcie. Nagle świece zatrzeszczały, część z nich zgasła, te, które jeszcze się paliły, pokazały niesamowity widok. Ludwik i Cecylia zobaczyli jak niebieskie ogniki powoli przechodzą na dziecko, nie robiąc mu krzywdy, a łuna, która je otacza, świeci bardzo jasno i ma błękitny odcień.

- Z czasem ten kolor będzie ciemniejszy – wyjaśnił - i jeszcze jedno, dziewczynka ma mieć na imię Łucja. Na chrzcinach nas nie będzie, wiadomo dlaczego.

 Podszedł do nich podał dziecko jeszcze raz na nie spojrzał i wyszedł. Król zwołał całą służbę i powiedział:

- Chrzciny królewny odbędą się na zamku macie trzy dni na przygotowanie uroczystości. Służba uwijała się jak w ukropie, sprzątano, przygotowywano jadłospis i strojono zamek. W umówionym terminie przyszedł kapłan, z rodzicami uzgodnił szczegóły ceremonii i spytał o imię.

- Damy jej Łucja – powiedzieli.

- Oboje dokonaliście takiego wyboru? – spytał.

- Czy to ważne, kto tak ma mięć na imię i basta – odparł zniecierpliwiony król.

Duchowny nie chcąc przeciągać struny i irytacji Ludwika przygotował tackę, wodę święconą i poprosił rodziców, aby potrzymali małej głowę jak będzie nadawał jej imię.

- Zgodnie z wolą rodziców nadaję ci imię Łucja i chrzczę cię w imię ojca i syna i ducha świętego - po tych ostatnich słowach mała wydała taki głos pomieszany z głośnym płaczem, że księdzu po kręgosłupie przeleciał zimny dreszcz, życzył tylko miłej uroczystości, ukłonił się i nie oglądając się wyszedł, dziewczynka uspokoiła się chwilę później. Kapłan idąc na plebanię, rozglądał się bojaźliwie, ale nic mu nie groziło. Tego wieczora wilki urządziły swój własny koncert radości i wyły tak głośno, że aż skóra cierpła, a zabawa przeciągnęła się do późnych godzin nocnych. Nazajutrz służba, która wstawała pierwsza zobaczyła dziwny widok, na drzewach, trawie oraz każdym wolnym miejscu siedziały wszystkie ptaki, jakie tylko były w okolicy. Cichutko, nie wydając żadnego dźwięku, jakby na coś czekały, w milczeniu czyściły swoje piórka, a inne spały. Nagle na górze dało się słyszeć donośny płacz dziecka i na ten sygnał wszystko w momencie zawirowało. Ptaki zerwały się uniosły do góry robiąc przy tym niesamowity wrzask, skrzeczały, szczebiotały, ćwierkały, krakały zrobiły kilka okrążeń w wokół zamku i odleciały. Ludzie popatrzyli na siebie i pomyśleli:

„Oj czekają nas ciężkie lata z małą królewną, oby tylko nie najgorsze”.

Każdy zachował milczenie, nikt nie chciał się narazić pani i skończyć w cierpieniach. Minęły dwa tygodnie i matka postanowiła, że pokaże dziecko prawdziwemu ojcu. Powiedziała o swoim planie mężowi.

- Muszę mu pokazać dziecko – powiedziała.

- Tak – zgodził się z nią - i to jak najszybciej.

- Mógłby pomyśleć sobie, że zapomnieliśmy o obietnicy – rzekła.

Na samo wspomnienie o tym, co mogłoby się stać królowi, aż zrobiło się zimno.

- Nie zwlekaj moja droga – powiedział – chcesz zaprosić go tutaj?

- Nie – odparła - zejdę z nią do piekła, niech zobaczą wszyscy zainteresowani.

- Idź, ale niech to będzie krotka wizyta - powiedział.

 Królowa zawołała opiekunkę i kazała jej ładnie ubrać małą, po czym wzięła ją na ręce i zeszła na dół. Idąc korytarzem zmierzała w stronę czarnych drzwi serce biło jej mocno, a myśli same kłębiły się w głowie. Była ciekawa, co powie diabelskie społeczeństwo na temat gościa. Stanęła naprzeciwko nich wyciągnęła rękę i dotknęła one otworzyły się powoli, a kiedy już było wolno wejść królowa zobaczyła kłęby dymu wraz z czerwoną poświatą. Przekroczyła próg i czekała, chwilę potem wrota się zamknęły, a dym gdzieś się rozwiał. Popatrzyła w dół i westchnęła, przed nią było mnóstwo schodów do zejścia, a droga na dno piekła była długa i kręta. Nie mając innego wyboru zaczęła schodzić. Trwało to dobrą chwilę jak usłyszała jakieś szepty, świst, a powietrze do tej pory nieruchome ożyło. Stanęła na podeście i rozejrzała się. W tym momencie jakaś niewidzialna siła bardzo delikatnie w raz z dzieckiem podniosła ją do góry pojawiły się znów kłęby pary, które zamieniły się w wygodny fotel, na którym mogła usiąść i to waśnie one pomogły jej przebyć tą trudną drogę bardzo szybko. Po dotarciu na miejsce ta sama siła postawiła ją na podłodze i znikła. Królowa znalazła się w ogromnej grocie, która oświetlona była mnóstwem świeczek, które nigdy nie gasły. Znała tę jaskinię i wszystkie te mniejsze, więc nie była zdziwiona wyglądem zastanawiała ją tylko ta cisza panująca wokół.

- Jest tu kto! – zawołała głośno, ale odpowiedziało jej echo.

- Przyszłam pokazać dziecko! – zawołała jeszcze raz.

Nagle zaroiło się od różnych dziwnych i strasznych postaci, przychodziły ze wszystkich stron i oglądały małą, przy tym cmokały, dmuchały, kiwały głowami, przebierały swoimi długimi paluchami, otoczyły ich ze wszystkich stron i podziwiały potomka swojego pana. Nagle tłum zafalował i zaczął się rozstępować, robiąc miejsce właściwej osobie.

- Nareszcie przyszłaś – powiedział z wyrzutem – myślałem, że zapomniałaś o naszej umowie.

- Dałam ci słowo, że nie zapomnę – odrzekła.

- Daj mi małą – powiedział i wyciągnął ręce.

Nie bez obaw podała mu dziecko. On wziął ją pod pachy i uniósł wysoko do góry, a Łucja przestraszona uderzyła w płacz. Jemu to nie przeszkadzało zaśmiał się tylko i zawołał:

- Pamiętajcie od tej chwili macie jej strzec jak oka w głowie i reagować na każde niebezpieczeństwo, które będzie jej groziło obojętnie, z jakiej strony. Ten, który mnie nie posłucha zostanie na wieki zamknięty w lochach rozpaczy!!!!

 Po tej przemowie położył dziecko na swoich rękach i bardzo ciepło się do niej uśmiechnął, schylił swoją głowę do jej małego uszka i wyszeptał.

- Jesteś moja i nigdy cię nie opuszczę, będę cię cały czas obserwował, jestem twoim ojcem i już nic tego nie zmieni.

Dziecko nagle się uspokoiło i wpatrywało się w niego swoimi czarnymi oczkami i nagle małe usta wykrzywiły się w uśmiechu, a w jego oczach po raz pierwszy, choć nie ostatni, pojawiły się łzy.

- No dość tego – powiedział – teraz ja będę przychodził na górę w odwiedziny, a ty Cecylio sprowadzisz ją tutaj dopiero wtedy, jak będzie umiała schodzić sama.

- Dlaczego? – spytała.

- Żadnych pytań, zrób tak jak ci mówię - warknął.

- Dobrze - zgodziła się, wiedziała, co oznacza taki ton i nie zamierzała z nim dyskutować.

Diabeł położył małej na czole wskazujący palec, z którego wydobyły się malutkie iskierki i coś narysował, a po chwili było widać, że nad brwiami widnieje znak diabla. To znamię w postaci trzech szóstek będzie towarzyszyło jej do końca życia, ale tylko nieliczni będą je widzieli. Podał jej dziecko i odprowadził w stronę schodów.

- Do zobaczenia wkrótce- powiedział i odszedł.

Przy schodach utworzyła się ta sama mgła i ta sama siła, która pomogła zejść na dół teraz wnosiła ją z powrotem na górę. W ciągu paru minut była pod drzwiami, które teraz otworzyły się szybko i tak samo zamknęły, królowa wróciła z powrotem na zamek, a naprzeciwko niej szedł Ludwik trochę zdenerwowany.

- Czemu to trwało tak długo? – zapytał.

- Wszyscy musieli ją zobaczyć i nacieszyć się jej widokiem.

- I jak pierwsze spotkanie z ojcem? – spytał.

- Najpierw się wystraszyła, ale dość szybko jej przeszło powiedział, że teraz on będzie do nas przychodził, a kiedy mała będzie umiała sama chodzić po schodach wtedy mam ją sprowadzić,

- I nie powiedział ci, dlaczego dopiero wtedy.

- Nie, a ja nie chciałam drążyć, bo zaczął się niecierpliwić, a kłótnia z nim nie jest nam potrzebna

- Racja, lepiej go nie prowokować.

Parę dni później On sam przyszedł w odwiedziny. Cała trójka siedziała w saloniku. Rodzice rozmawiali o przyszłości małej i nie spodziewali się takiego gościa. Nagle otworzyły się drzwi i diabeł wszedł bez pytania przerywając im rozmowę.

- Witam państwa – powiedział ironicznie – podejmujecie decyzje beze mnie.

- Była umowa, że my nauczymy ją tego, co potrafimy, a ty wprowadzisz ją w świat po swojemu i nie zgadzam się, żebyś wtrącał się w nasze rozmowy ani dyktował, czego mamy jej uczyć – zaoponowała królowa złym głosem.

Pan ciemności zmrużył swoje czarne oczy i przez chwilę patrzył na nią ze złością, ale spojrzał na swoją córkę wziął ją na ręce i zły nastrój minął. Ludwik odetchnął z ulgą, bo awantura wisiała w powietrzu.

- Dobra nie będę się z tobą kłócił - rzekł.

- Nie przychodź tu więcej jak będziesz zły, nie życzę sobie, żebyś swoje humory odbijał sobie na nas - warknęła.

Spojrzał na nią spode łba machnął ręką i wyszedł. Za chwilę usłyszeli jak w korytarzu otworzyły się drzwi z ogromnym hukiem i tak samo zamknęły. Świeczniki pospadały ze ścian. Służba od razu wzięła się za porządki, a Ludwik wyszedł z saloniku, żeby zobaczyć, co się stało. Wrócił po chwili i powiedział:

- Musiał być bardzo wściekły, bo ściana została uszkodzona, a na podłodze jest pełno wosku i świeczniki rozbite.

- Niech sobie dewastuje swoje królestwo a nie nasze - warknęła, ale ponieważ po porodzie jeszcze nie doszła do siebie nerwy wzięły górę, niewiele myśląc zerwała się z miejsca i poleciała do czarnych drzwi. Ludwik nie zdążył jej zatrzymać. W korytarzu przegoniła służbę, otworzyła drzwi do piekła i wrzasnęła;

- Ty diable rogaty jutro przyślesz mi swoich ludzi i wszystko, co zepsułeś będą musieli naprawić!! – darła na całe gardło.

Na dole zawrzało, skłębiona para uderzyła w nią z taką siłą, że poleciała na ścianę, wrota się zamknęły i nastąpiła cisza. Królowa potrząsnęła głową wygładziła suknię, ale złość jeszcze jej nie minęła, zacisnęła dłoń w pięść pogroziła w stronę zamkniętych drzwi i wściekła zawołała:

- Spróbuj mnie zawieść to ja tam zejdę i zrobię ci taki porządek, że długo się nie pozbierasz.

Szybkim krokiem dotarła do saloniku weszła i usiadła na sofie.

- Co tam się stało? – spytał Ludwik słabym głosem.

- Nic – burknęła – powiedziałam, co o nim myślę.

Król blady jak ściana rzekł:

- Musisz się tak z nim kłócić.

- Muszę bałagan niech robi u siebie, tu jest tylko gościem i tak ma się zachowywać.

On pokręcił tylko głową z niedowierzaniem. Takiej żony nigdy nie widział, ale wiedział, co się z nią dzieje i pozostało tylko czekać. Bał się tylko, że jeżeli szybko się nie uspokoi to każda jego wizyta będzie kończyła się awanturą, a jak oboje się rozpędzą w złości to dojdzie do czegoś gorszego. Tego samego wieczora pan mroku przemyślał już spokojnie całą sytuację i powiedział do siebie - „dobra ty wiedźmo naprawią, co zepsułem i nie będę się z tobą więcej kłócił za bardzo zależy mi na dobrych układach i na małej”. Rano służba nie mogła uwierzyć własnym oczom. W korytarzu stali rzemieślnicy i naprawiali ścianę oraz świeczniki. One musiały być zrobione według wzoru i dlatego kawałki zabierano ze sobą.

- Pani ochmistrzyni – odezwał się jeden – jutro po południu wszystkie będą na swoim miejscu.

- Dobrze – odrzekła tamta – powiem królowej jak tylko wstanie.

Pani jak zwykle obudziła się, zła i szybko zeszła na dół zobaczyć, czy jej słowa potraktował poważnie rozejrzała się, ale zanim krzyknęła podeszła Katarzyna.

 - Pani rzemieślnicy byli i powiedzieli, że jutro wszystko będzie gotowe. – odezwała się.

 - No może wreszcie dotarło – rzekła.

Ochmistrzyni skłoniła się nisko i poszła do swoich zajęć.

Nazajutrz dzień był szary i nieciekawy od rana lało jak z cebra, grzmiało, a echo odbijało odgłosy burzy od szczytów gór, które brzmiały złowieszczo. Umówieni ludzie przyszli wszystko naprawili, panny służebne powkładały świece na swoje miejsce i zapaliły je. W miarę upływu godzin chmury gęstniały, a na dworze robiło się coraz ciemniej. Nagle nad górami okropnie zagrzmiało, piorun uderzył w skałę, huk był tak wielki, że zatrząsł zamkiem w posadach. Przestraszona służba latała z kąta w kąt nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Jeszcze dwie błyskawice rozdarły niebo i ucichło. Drzwi się otwarły i do biblioteki, w której były Łucja i Cecylia wkroczył nasz gość.

- Witaj moja droga – powiedział - tylko bez nerwów przyszedłem do córki.

Ona westchnęła i wróciła do szukania książki, która ją interesowała.

- Jesteś coraz ładniejsza córuniu rośnij, rośnij ku naszej radości - powiedział, wyjął ją z kołyski i zaczął chodzić po bibliotece, raz po raz przytulał ją do swojego policzka i uśmiechał się przy tym.

- Ty ją naprawdę kochasz - szepnęła zdumiona.

- Nawet nie wiesz jak bardzo i nigdy się tego nie dowiesz - rzekł.

- Pora zakończyć wizytę, przyjdę za dwa tygodnie, ale pod swoją postacią i nie chciałbym, żeby tu było więcej osób, tylko ja, ty i ona jasne?

- Tak – odparła Cecylia zaskoczona jego i swoim spokojem.

-Więc do zobaczenia. Nie czekając na odpowiedź, wyszedł.

Dwa dni później Ludwik musiał wyjechać gdzieś daleko w sprawach majątku i powiedział o tym żonie;

- Muszę jechać i nie będzie mnie dwa, może trzy tygodnie.

- Wracaj szybko, będziemy na ciebie czekać – powiedziała.

 Następnego dnia pożegnali się czule i król wyruszył w drogę. Po jego wyjeździe parę godzin później przyszła do niej wiedźma z lasu. Cecylia wzięła dziecko i poszła z nią do ogrodu.

- Co się stało Emilio - zwróciła się do niej po imieniu.

- Miło, że jeszcze pamiętasz, od lat nikt mnie już tak nie nazywa.

- Ludziom łatwej jest mówić wiedźma - rzekła królowa.

Czarownica