Za horyzont - Tomasz Kieres - ebook + audiobook + książka

Za horyzont ebook i audiobook

Tomasz Kieres

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Ona – piękna aktorka, żyjąca w świetle fleszy, nieustannie kreująca swój wizerunek na Instagramie.
On – spokojny, melancholijny nauczyciel, ceniący swoją prywatność. Napisany przez niego scenariusz filmu otwiera mu drzwi do show-biznesu.

Ona zakończyła właśnie swój długoletni związek ze znanym aktorem. Ich życie było ciągłą zabawą – imprezy, kluby, alkohol. Teraz pragnie spokoju i odnalezienia siebie.
On jest wrażliwym mężczyzną, którego nie interesują przelotne romanse. Za każdym razem, gdy się angażował uczuciowo, nie kończyło się to dla niego dobrze. Dlatego po raz pierwszy w życiu postanawia choć ten jeden raz skupić się na bieżącej chwili, bez wybiegania myślami w przyszłość.

DROGI TYCH DWOJGA SIĘ PRZECINAJĄ, ALE CZY JEST SZANSA, BY SIĘ POŁĄCZYŁY?
CZY MIMO PRZECIWNOŚCI LOSU BĘDĄ W STANIE ZATRACIĆ SIĘ W MIŁOŚCI?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 377

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 31 min

Lektor: Joanna Domańska
Oceny
4,2 (44 oceny)
20
13
9
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
love_ksiazkowe

Nie oderwiesz się od lektury

Wczoraj swoją premierę miała książka „za horyzont” od @tomaszkieres.autor ❤️ A ja dzisiaj zabieram was w świat Igi, młodej, pięknej aktorki oraz Adama, nauczyciela, który napisał scenariusz do pewnego filmu. Iga jest gwiazdą, której nikt nie zauważa. Gra poboczną role w jednym z seriali. W końcu los się do niej uśmiecha. Dostaje szansę, która ma otworzyć jej drzwi do kariery. Teraz ludzie znają ją dzięki jej byłemu już związkowi z pewnym celebrytą, co dziewczynie nie do końca odpowiada. Adam napisał scenariusz do pewnego filmu, do którego zdjęcia mają niebawem ruszyć. Jego życie jest spokojne, podporządkowane pracy z dziećmi, w końcu jest nauczycielem. Nie ma żony, nie ma dzieci, a jedynie dwójkę przyjaciół, którzy wspierają go na każdym kroku. Jeszcze nie wie jak bardzo jego życie się zmieni. W momencie, w którym zaczyna rozmawiać z Igą, zaczyna się jego nowe życie. Czy lepsze? Przekonajcie się sami. Nigdy wcześniej nie czytałam książek od @tomaszkieres.autor , wiec nie byłam pe...
20
jkowalczyk_3

Nie oderwiesz się od lektury

Super książka. Wspaniała.
00
Kasiunia2

Nie oderwiesz się od lektury

Przepiękna książka, jak wszystkie książki Pana Tomasza.
00
JolaJakubek

Z braku laku…

No cóż, doczytałam do końca bo mam to w zwyczaju. Temat piękny i stary jak świat - miłość. Rozwleczenie go na połowę książki ( chodzi mi o dialogi a szczególnie rozmyślania bohaterów w zakresie co powiedzieć, a co nie powiedzieć) i na koniec jedno slowo " kocham" , to przesada. Przerost formy nad treścią.
00
Kaganaabooklover

Dobrze spędzony czas

„Za horyzont” to historia dwojga ludzi, którzy tak naprawdę mieli małą szansę, aby spotkać się w życiu. Ona aktorka, on nauczyciel, który lubi spokojne życie. Jednakże napisany przez niego scenariusz sprawia, że tych swoje się spotyka i zakochuje w sobie. To było moje pierwsze spotkanie z piórem autora. Zachęcona pozytywnymi opiniami o jego innych książkach, z chęcią sięgnęłam po najnowszą, która przykuwa oczy delikatną okładką. Książka napisana jest bardzo przyjemnym językiem, toczy się niespiesznym rytmem. To historia o dokonywaniu wyborów i pokazująca, że w życiu wszystko jest możliwe, że miłość może spotkać nas tam, gdzie najmniej jej się spodziewamy. Bardzo podobało mi się zakończenie, niestety w samej książce zabrakło mi tego czegoś, co sprawia, że książki nie chce się odkładać. Pasji i emocji, które towarzyszą nowej miłości. Jedno wiem napewno. Sięgnę po inne książki autora, aby przekonać się, czy bardziej przypadną mi do gustu.
00

Popularność




 

 

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ 1

 

 

 

 

Dźwięk wibrującego telefonu zdawał się wydobywać gdzieś z oddali. Iga nie była pewna, czy stanowił jeszcze część jej snu, czy raczej przywoływał do sobotniej rzeczywistości. Bo dzisiaj jest sobota, przemknęło jej przez wciąż nie do końca wybudzony umysł. Jedyne, co czuła na pewno, to okropny ból głowy połączony z mdłościami. Nie otwierając oczu, bardzo ostrożnie sięgnęła po telefon. Kiedy już go miała w dłoni, lekko uchyliła powieki, jakby w obawie, że to spowoduje jeszcze większy ból. Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło, ale słońce wpadające przez okno sypialni zdecydowanie kojąco nie oddziaływało. Szybko zmrużyła oczy, chcąc skryć się jak najszybciej w tym kokonie ze snu. Zdawała sobie sprawę, jak bezcelowe były te próby. Zdecydowała przeczytać wiadomość jak najszybciej.

„Jeszcze raz wszystkiego najlepszego. Mam nadzieję, że się dobrze czujesz. I powodzenia dzisiaj… no i witaj w klubie”.

Wiadomość od jej najlepszej przyjaciółki Justyny wypełniona była ponadto mnóstwem emotikonek, począwszy od uśmieszków, mrugnięć i tortów, po stukające się kieliszki. Tych ostatnich na pewno miała na razie dosyć. Wczoraj było ich aż nadto, a za większością stała właśnie Justyna, która za punkt honoru postawiła sobie zadanie, aby przypadkiem jubilatce nie zabrakło drinków.

Iga szybko sprawdziła godzinę. Wpół do dziesiątej. Lada chwila zadzwoni mama z życzeniami. Zawsze robiła to dokładnie o dziewiątej czterdzieści trzy, czyli o godzinie, w której Iga przyszła na świat.

„…no i witaj w klubie”.

Witaj, witaj, odpowiedziała w myślach na słowa przyjaciółki. Czy dzisiaj powinno się coś zmienić? Czy wejście do klubu z trójką na początku powinno jakoś na nią wpłynąć? Teraz czuła się zbyt źle, żeby o tym myśleć, a jeszcze za kilka minut czekała ją rozmowa z mamą.

W tym momencie usłyszała ponownie bzyczenie telefonu. Oprócz SMS-a pojawiła się również informacja, że właśnie została oznaczona w poście na Instagramie. Osoba, która ją oznaczyła, była jednocześnie nadawcą SMS-a. Iga skrzywiła się, jakby ją coś zabolało, co w sumie nie było specjalnie odległe od prawdy. Ból głowy jakoś sam nie chciał przejść. Jednak to, co poczuła na widok informacji zawartych w telefonie, wymykało się jednoznacznej definicji fizycznego bólu.

Autorem tak SMS-a, jak i posta był Maciek, jej… no właśnie: kto? Ich relacja nie była z pewnością łatwa do zdefiniowania, a i oboje jakby mieli trochę inne spojrzenie na bieżący status ich związku. Zdaniem Igi takowy już od jakiegoś czasu nie istniał. Tego faktu Maciek wyraźnie nie mógł zrozumieć. Ich trwający prawie trzy lata związek był prawdziwą sinusoidą, od wielkiej miłości, przez prawie rozstanie, aż po prawie zaręczyny. Może ta wielka miłość też była „prawie”. To w sumie by się zgadzało, praktycznie we wszystkim byli „prawie”. Może poza swobodnym podejściem Maćka do kwestii wierności. Tutaj „prawie” nie było. Był niewierny pełną gębą. Musiała przyznać, że sama go na niczym nie przyłapała. W tym przypadku zdjęcia w mediach społecznościowych musiały wystarczyć. A tych było mnóstwo.

Maciek nie tylko jako młody obiecujący aktor, ale również jako jedyny syn sławnych rodziców, reżysera i aktorki, od wczesnych lat był w centrum zainteresowania. Co mu oczywiście wcale nie przeszkadzało, a łatka tak zwanego złego chłopca, zmieniającego partnerki jak rękawiczki, wręcz stanowiła powód do dumy. Od zawsze był bohaterem kolorowej prasy i pierwszych stron tabloidów i niestety nie z powodu jakichś wybitnych osiągnięć na polu zawodowym, a bardziej z mniej lub bardziej kontrowersyjnych wybryków, u których podłoża prawie zawsze leżało nadużywanie… czegoś.

Iga westchnęła ciężko.

Jak to w ogóle się stało, że ich ścieżki się połączyły? Chociaż jak teraz o tym myślała, to dochodziła do wniosku, że tak właściwie to te połączenia były nie tylko nietrwałe, ale również dosyć rzadkie, co nie świadczyło najlepiej o tak długim związku. Tak jakby ich ścieżki biegły obok siebie. Szkoda, że doszła do tego tak późno. Chociaż może każdy potrzebował takich doświadczeń, aby wyciągnąć z nich naukę na przyszłość?

Iga uniosła się delikatnie na łokciach, w głowie wciąż jej się kołowało. Jeszcze raz sprawdziła godzinę. W tym momencie wybiła czterdziesta trzecia minuta i jak na zawołanie na wyświetlaczu pojawiło się hasło „Mama”.

– Halo – powiedziała, odbierając połączenie.

Iga znała na pamięć każde słowo, które właśnie było wypowiadane w jej stronę. Nigdy nie mogła powstrzymać uśmiechu, słuchając opowieści mamy o tym, jak pojawiła się na tym świecie, jaka była drobniutka i lekka jak piórko, a jednocześnie taka silna. Tutaj następowała pełna retrospekcja całego jej życia, od przedszkola, przez wszystkie szkoły, aż po studia aktorskie. Iga musiała oddać mamie sprawiedliwość, że każdego roku skupiała się ona na innym wydarzeniu, i szczerze mówiąc, nie przypominała sobie, aby kiedykolwiek doszło do powtórzenia. Może mama robiła sobie notatki? Nie było to wcale takie niemożliwe, znając jej skrupulatność.

Dzisiaj zaś rodzicielka postanowiła zaakcentować jej ostatni sukces. Iga uważała go za pierwszy, i to właściwie w stadium bardzo początkowym. Nieopatrznie podzieliła się swoim zdaniem.

W odpowiedzi usłyszała lekko uniesiony głos swojej mamy:

– Czy ty siebie słyszysz, młoda damo?!

Iga zacisnęła zęby. Litanię, która teraz miała nastąpić, znała aż za dobrze i w przeciwieństwie do wspomnień z przeszłości związanych z urodzinami nie lubiła jej słuchać. Trudno powiedzieć, czy wiązało się to z faktem, że troszkę inaczej na wszystko się zapatrywała, czy może dlatego, że mama jednak miała częściowo rację.

W każdym razie najgrzeczniej jak umiała, przypomniała jej, jak ważny dzień ją dzisiaj czekał, co szybko ukróciło wszelkie dyskusje. Jeszcze buziaki, zapewnienie o dozgonnej miłości i Iga mogła powtórnie opaść na poduszki.

Nie na długo co prawda, bo dzisiaj rzeczywiście był bardzo ważny dzień. I nie miało to żadnego związku z jej urodzinami.

Dzisiaj zaczynała coś, co mogło stanowić pierwszy krok na nowym etapie jej zawodowej kariery.

Chcąc dodać sobie animuszu, Iga usiadła gwałtownie na łóżku. Jak się szybko okazało, nie był to najlepszy pomysł, gdyż głowa kiepsko zareagowała na nagły ruch. Przez chwilę Iga siedziała, oddychając ciężko, po czym stanęła – już delikatniej.

O trzynastej musiała być już na miejscu. Niby czasu było wystarczająco, aby się wyszykować, ale biorąc pod uwagę swój stan, liczyła się z tym, że wszystko będzie jednak robić zdecydowanie wolniej.

Powoli skierowała kroki do łazienki. Nie była specjalną fanką zimnych kąpieli, ale jeśli coś miało jej dzisiaj pomóc, to było właśnie to. Musiało być.

Kiedy pół godziny później siedziała przy stole z kubkiem kawy w dłoni, czuła się tylko nieznacznie lepiej. Na pewno była orzeźwiona. Natomiast mimo wzięcia tabletki przeciwbólowej ból głowy opuszczał ją dosyć powoli.

Na szczęście miała jeszcze trochę czasu. Jedno było pewne, musiała być na sto procent sprawna, tak umysłowo, jak i fizycznie.

Sięgnęła po leżący na stole scenariusz. Przerzuciła kilka stron i zatrzymała się na czwartej scenie, w której to jej bohaterka miała się po raz pierwszy pojawić na ekranie. Iga miała nadzieję, że jednak dzisiaj to będzie takie bardziej spotkanie organizacyjno-zapoznawcze z całą ekipą, a nie już konkretna praca. Chciała wypaść jak najlepiej, a wczorajszy wieczór mocno storpedował jej dzisiejszy stan.

Ten miniserial to mogło być to. To mogła być jej szansa, aby wreszcie przebić się wyżej. Jeszcze na studiach dostała rolę w serialowym tasiemcu w czołowej komercyjnej stacji. Wtedy wydawało się jej, że złapała Pana Boga za nogi. Co prawda nie był to szczyt ambicji, ale była to szansa na zostanie zauważoną, na to, aby jej nazwisko nie było dłużej obce.

Siedem lat później z pewnością nie było, ale czy aby na pewno z tych właściwych powodów? Jej rola w tasiemcu zdążyła się rozrosnąć i cały czas stanowiła główne źródło jej dochodów. W międzyczasie zagrała trochę ogonów w kilku znaczących filmach, za każdym razem licząc, że to może będzie stanowić jakąś platformę do wypłynięcia na szersze wody. W paru przypadkach nawet została zauważona przez krytykę, co jednak nie odbiło się w lepszych propozycjach.

Na popularność na pewno nie mogła narzekać, zwłaszcza biorąc pod uwagę jej dosyć burzliwy związek z Maćkiem. Często była celem paparazzi. Na szczęście po zakończeniu związku, kiedy okazało się, że jej prawdziwe życie nie składa się z samych imprez, to wątpliwej jakości zainteresowanie przygasło.

Na Instagramie miała ponad trzysta tysięcy obserwujących, a każdy jej post zbierał przynajmniej dwadzieścia tysięcy polubień i jeśli w ten sposób chciała mierzyć swoją popularność, to rzeczywiście nie miała powodu do narzekań. Zwłaszcza że to też było źródło bardzo przyzwoitych przychodów. Może gdyby zrobiła sobie dziecko, jak niejedna z jej „koleżanek”, i zaczęła wrzucać jego zdjęcia, zasięgi by podskoczyły. Jednak ona akurat zanimby się zdecydowała na taki krok, musiałaby mieć z kim go uczynić. Co prawda rzeczonym „koleżankom” taki brak w niczym nie przeszkadzał, ale ona jednak trochę inaczej patrzyła na świat.

Może mama miała rację, stawiając ją trochę do pionu. Tylko czy kiedy, będąc jeszcze w liceum, po raz pierwszy przyszedł jej do głowy pomysł o zostaniu aktorką, tak właśnie wyobrażała sobie karierę? Niekończąca się rola w telewizyjnym tasiemcu i posty w mediach społecznościowych. Z przyzwoitości nie wspomniała o kilkuletniej dramie z nią i Maćkiem w rolach głównych.

Czy to było wszystko, na co było ją stać?

Miała sporo koleżanek, których kariera ograniczała się głównie do Instagrama i różnych nie najwyższych lotów programów rozrywkowych i którym to najwyraźniej wystarczało. Także w sumie mogła śmiało uważać się za szczęściarę.

Iga pokręciła delikatnie głową. Ból powoli ustępował. Najwyraźniej lekarstwo zaczęło działać. Czy to trzydzieste urodziny sprawiły, że zebrało się jej na retrospekcje? Czy może ta szansa, która w jej oczach urosła już do nie wiadomo jakich rozmiarów, sprawiła, że tak krytycznie patrzyła wstecz? W końcu jej życie było właściwie bardzo udane. Tylko dlaczego tego w pełni nie czuła?

– Może gdybyś wczoraj „świętowała” z trochę większym umiarem, to twoje dzisiejsze samopoczucie byłoby zdecydowanie lepsze – powiedziała głośno do siebie.

Iga poprawiła się na krześle i dopiła resztki kawy.

Po raz kolejny zmierzyła wzrokiem leżący przed nią scenariusz. To była ta szansa. W końcu w walce o rolę pokonała kilka naprawdę utalentowanych koleżanek, a biorąc pod uwagę, że nie była pierwszym wyborem, to już sam fakt otrzymania tego angażu był chyba jej największym do tej pory sukcesem. Serial dla największej platformy streamingowej to była szansa nie tylko lokalna – to była szansa międzynarodowa. I mimo że starała się tonować w sobie te nadmiary entuzjazmu i nie popuszczać wodzy fantazji zbyt daleko, to trudno było jej powtrzymać ekscytację.

A biorąc pod uwagę, że miała właśnie urodziny, ten dzień musiał się udać.

Na razie musiała zrobić sobie delikatny makijaż i wrzucić fotkę na Insta. W końcu urodziny do czegoś zobowiązywały. Co prawda wczoraj wrzuciła już zdjęcie z klubu i napisała, że świętuje trochę wcześniej, co sprawiło, że pod postem pojawiło się wiele życzeń. Ale dzisiaj było dzisiaj. Napisze coś o porannym chillu przed ważnym popołudniem, to pobudzi ciekawość followersów, a popołudniu, w zależności od sytuacji, może wrzuci jakąś fotkę ze studia, aby rozwiać tajemnicę.

Plan był. Teraz pozostawało doprowadzenie się do porządku, to znaczy zrobienie się na bóstwo i dojechanie na czas do studia. Nowy etap był na wyciągnięcie ręki.

 

* * *

 

Adam zlustrował swoją sylwetkę. Wszystko niby było w porządku, ale cały czas coś jakby go „uwierało”. Czy fakt, że przez całą noc prawie nie zmrużył oka, mógł mieć z tym coś wspólnego? Za nic w świecie nie chciał, aby go zżarła trema, ale to było chyba jednak silniejsze od niego.

Tak to jest, kiedy debiutuje się w wieku trzydziestu siedmiu lat, pomyślał. Trochę późno, ale może wszystko musiało mieć swój czas. To była dosyć ciekawa mantra, głównie służąca tym, co późno zaczynali. I może była w tym jakaś prawda, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego działkę. Jednak nie mógł pozbyć się przeświadczenia, że ta jego szansa przyszła dosyć późno.

Może to stres spowodowany dzisiejszym dniem, a może wrodzone kwestionowanie siebie, a może obie rzeczy naraz powodowały ten rollercoaster myśli. A przecież najtrudniejsze miał już za sobą. Miał kontrakt, produkcja ruszała właściwie lada dzień. Można powiedzieć, że to, co najważniejsze, było zabezpieczone. Mało tego, gdyby nagle wszystko się sypnęło, to i tak kontrakt gwarantował mu pieniądze, nie licząc tych, które już dostał za scenariusz.

Siedem lat, siedem długich lat czekał na ten moment. Siedem lat i osiem scenariuszy musiało upłynąć, aby wreszcie ktoś chciał z jego wypocinami coś zrobić. Biorąc pod uwagę, kto się za to wziął, może właśnie warto było czekać. A pomyśleć, że jeszcze parę miesięcy temu sprzedałby swój scenariusz komukolwiek.

Teraz tylko musiał nie spieprzyć danej mu szansy. Co prawda większość i tak zależała od reżysera i aktorów. W tym momencie przynajmniej. Jego scenariusz już był zaakceptowany, ale odkąd podpisał kontrakt, nie było właściwie chwili, żeby nie myślał, jak go poprawić, ulepszyć, doszlifować, co jeszcze zrobić lepiej.

Na takim bardzo wstępnym spotkaniu z producentem i reżyserem ustalili, a może raczej dowiedział się, że na etapie powstawania filmu pewne zmiany z pewnością się same nasuną, także nie ma co martwić się zawczasu. Musiał przyznać, że w pierwszej chwili taka uwaga mocno go zaniepokoiła, czy ewentualne ingerencje nie będą zbyt duże i na ile tak realnie będzie w stanie utrzymać swoją autonomię. Biorąc pod uwagę, że nie należał do ludzi o pokerowej twarzy, a wszystko, co się działo w jego wnętrzu, było momentalnie widoczne na zewnątrz, jego obawy zostały szybko rozwiane zapewnieniem, że scenariusz jest jego i do niego należy ostatnie zdanie.

Adam skłamałby, gdyby powiedział, że od razu uwierzył na słowo, ale jako człowiek z natury ufny, zawsze starał się wierzyć w to, co słyszał od innych. Oczywiście tylko do pierwszego zawodu, który niestety często był nieuchronny. To jednak nie zmieniało jego podejścia i każdą nową osobę obdarzał tym niczym niezmąconym kredytem zaufania. Zastanawiał się czasem, skąd to się brało i czy nie był to jakiś rodzaj ułomności, taka niczym niezmącona ufność. Zwłaszcza że wiara w człowieka jako dominujący gatunek na ziemi z pewnością nie była jego mocną stroną. Z drugiej jednak strony napotkanym na swojej drodze ludziom chciał wierzyć. Tak po prostu, bez żadnych uprzedzeń. Ot, paradoks. Jakby szukał zaprzeczenia na to, co widział dookoła, jakby chciał zobaczyć, że dla naszego gatunku jest jeszcze szansa. Jakby od tego, co on zrobi, jak podejdzie do drugiego człowieka zależało tak wiele. W końcu podobno każdą zmianę na lepsze należy zacząć od siebie. Szkoda, że tak niewielu ludzi to rozumiało.

On jednak, wbrew wszelkim przeciwnościom, zachowywał swojego rodzaju optymizm. Niezależnie, co się działo w jego życiu, wierzył, że to, co najważniejsze, wciąż gdzieś na niego czeka. Pod tym względem jego optymizm był wręcz niepoprawny, tak jakby nie wyciągał żadnych wniosków z własnych doświadczeń.

Ale przecież w końcu był dzisiaj w tym miejscu, prawie gotowy do wyjścia naprzeciw, można powiedzieć, nieznanemu. A dlaczego? Właśnie dlatego, że trwał przy swoim, że się nie zniechęcał, że mimo wszystko wierzył. Jak w takim razie mógł teraz zwątpić, że jeszcze coś na niego w życiu czeka?

Ten swego rodzaju idealizm sprawił, że został polonistą. Chciał zmieniać świat poprzez edukację. Niezależnie, jak górnolotnie to brzmiało, dwadzieścia lat temu naprawdę w to wierzył. Kiedy jego koledzy zastanawiali się, jaki kierunek studiów może przynieść największe pieniądze, on myślał o tym, co mógłby dać innym. Nie żeby aż tak bardzo wierzył w moc nauczania, ale na pewno wierzył, że odpowiedni nauczyciel, który wykonuje swoją pracę z pasją i przekonaniem, może wpłynąć na młodych ludzi. Przynajmniej na niektórych, przynajmniej na paru. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę nauczycielskie zarobki, trudno było nie być pasjonatem, przynajmniej dopóki frustracja i niemoc nie wzięły góry.

Niezależnie od wszystkiego w to właśnie wierzył.

Kiedy nieopatrznie przy jakiejś rozmowie z rówieśnikami pochwalił się swoimi przemyśleniami, momentalnie został nazwany Judymem. Na szczęście nie było w tym złośliwości, bardziej politowanie, że Adam był taki niedzisiejszy. Fakt, że był wysportowany i z pewnością nie był popychadłem, stawiał go w pozycji bardziej ekscentryka niż dziwaka. I to było dla niego w porządku. W tym świecie, do którego nie do końca pasował, mógł być sobą.

A co do porównania do bohatera „Ludzi bezdomnych”, Adam nie uważał siebie za aż takiego Don Kichota. Wierzył szczerze, że jednak nauczanie w liceum nie jest taką walką z wiatrakami, jak to, z czym mierzył się doktor Judym. Ponadto bohater w swojej społecznej krucjacie popełnił jeszcze jeden błąd. A mianowicie poświęcił miłość, a tego on sam za nic w świecie nie mógł zrozumieć.

Adam poczuł, że w rozmyślaniach zawędrował trochę za daleko. Jak od swojego scenariusza znalazł się przy Judymie? Może jedno w jakiś sposób wiązało się z drugim i może miał z tym bohaterem więcej wspólnego, niż myślał?

Nie, na pewno nie. On sam żadnej miłości nie znalazł, więc trudno było powiedzieć, żeby jakąś dla czegoś poświęcił. A że w takową wierzył, to już była całkiem inna inszość.

Adam popatrzył na czerwcowe słońce. Zgranie produkcji w czasie było po prostu idealne. Dzień wcześniej skończył się rok szkolny, także mógł całkowicie poświęcić się pracy przy serialu bez uszczerbku dla swojego głównego zajęcia. Co będzie za dwa miesiące, postanowił się martwić, kiedy przyjdzie co do czego.

Nie było jeszcze do końca wiadome, ile odcinków będzie miał miniserial, ale to podobno miało wyjść w postprodukcji. Wszystko zależało od tego, jak materiał zostanie podzielony. Co w porównaniu z oryginalnym scenariuszem zniknie, a co ewentualnie nowego dojdzie? Wiedział na pewno, że mieli kręcić chronologicznie, co nie było specjalnym standardem.

Musiał przyznać, że czuł ekscytację na myśl o tym, że nagle znajdzie się w tym świecie, który znał tylko z tej drugiej strony. Do tej pory był tylko widzem, teraz miał zobaczyć ten świat od podszewki.

Adam jeszcze raz sprawdził czas na zegarku. Nie chciał być za wcześnie, ale z drugiej strony z pewnością nie chciał się spóźnić.

Jeszcze raz sprawdził trasę. Do studia blisko nie było. Jeśli miał jechać komunikacją miejską, to był najwyższy czas, aby wyszedł z domu. Samochodu nie posiadał, gdyż do pracy miał raptem cztery przystanki autobusem, a do poruszania się po Warszawie tramwaje i metro nadawały się najlepiej. Taksówki, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego nauczycielską pensję, stanowiły raczej luksus, na jaki nie było go stać. Miał jeszcze rower, którego od wczesnej wiosny używał najchętniej i najczęściej, ale jakoś nie wyobrażał sobie, że wpadnie tam zziajany, zwłaszcza biorąc pod uwagę dzisiejszy bardzo ciepły dzień.

– Taksówka – powiedział zdecydowanym głosem do swojego odbicia w lustrze.

W końcu pieniądze za scenariusz już były na jego koncie. Mógł zaszaleć.

Uśmiechnął się do siebie. No, prawdziwe szaleństwo się szykowało. W końcu właśnie stał się częścią show-biznesu.

Na tę myśl aż parsknął śmiechem.

Kolejny świat, do którego na pewno nie pasował.

 

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ 2

 

 

 

 

Iga siedziała lekko znudzona. Trudno powiedzieć, czy tak sobie wyobrażała to spotkanie. Tuż przed wyjściem z domu dostała wiadomość o zmianie lokalizacji. Nagle miała pojechać na Powiśle, do względnie nowego apartamentowca, którego okna wychodziły na park tuż przy ulicy Książęcej. Jak się okazało, to właśnie w mieszkaniu na najwyższym piętrze miała się rozgrywać całkiem spora część akcji serialu.

Marek Brzozowski, reżyser, uznał, że to będzie idealne miejsce na pierwsze spotkanie. Oprócz ich dwójki na miejscu był jeszcze Konrad, który miał się wcielić w głównego bohatera i do którego miało należeć to mieszkanie. Było tam również trochę ludzi z obsługi technicznej, operator, dźwiękowiec i parę innych osób. Część z nich znała z widzenia, część była jej całkowicie obca. Uścisnęła wiele dłoni i usłyszała sporo imion. W tej jednak chwili wszystkie były ze sobą zlane w jedną całość. Normalnie nie miała problemu z zapamiętaniem, jak się kto nazywa, niezależnie, jak mało znaczącą pracę wykonywał na planie. Zawsze starała się do wszystkich podchodzić z jednakowym szacunkiem, gdyż świetnie zdawała sobie sprawę, jak ważne czasami były rzeczy wykonywane przez pozornie najmniej istotne osoby.

Dzisiaj jednak cały czas odczuwała skutki wczorajszego świętowania i najważniejsze dla niej było, aby nikt tego nie zauważył. Na pierwszym wrażeniu starała się skupić całą swoją uwagę. Na początku, dosłownie na chwilę, pojawił się Jacek Karaś, którego znała z epizodów w jej serialu, a który miał zagrać rolę jej męża. Nie była to rola pierwszoplanowa, ale bezwzględnie najważniejsza z drugiego planu. Dla niego to również musiał być awans, ponieważ z tego, co się orientowała, to całą jego karierę stanowiły właśnie drugie i dalsze plany. Teraz jednak jego rola, mimo że nie główna, to bardzo ważna z punktu widzenia fabuły.

Konrad Majewski, grający główną rolę męską, miał z nich największy, a właściwie najbardziej wartościowy dorobek, i to jego nazwisko miało stanowić główny magnez tej produkcji. Czterdziestoletni mężczyzna o dosyć nieoczywistej urodzie amanta po dosyć imponującym starcie w kinie typowo rozrywkowym szybko postanowił zerwać z szufladką, do której został wpasowany, wybierając pozycje ambitniejsze, gdzie jego uroda nie stanowiła głównego atutu. Jak się okazało, wybory były bardzo celne, a on sam dał się poznać jako nie tylko wszechstronny, ale również bardzo dobry aktor, co przełożyło się na wiele nagród – nie tylko na arenie krajowej. Był tylko jeden problem. Chodziły pogłoski, że Majewski nie był najłatwiejszy we współpracy. Ale to były tylko pogłoski i Iga nie miała zamiaru wydawać ocen przed poznaniem go osobiście. A ponadto w najgorszym razie zagryzie zęby i da z siebie wszystko. Majewski rzadko dokonywał złych wyborów i już samo to dawało jej szansę na wyjście poza swoje ramy.

Teraz siedzieli w salonie apartamentu, a Marek do spółki z Marcinem Żwirskim, producentem wykonawczym, roztaczali wizję produkcji: jak wszystko miało wyglądać i czego tak naprawdę oczekiwali. Biorąc pod uwagę, że obaj mężczyźni ewidentnie lubili dźwięk swoich głosów, ich wykład wydawał się trwać i trwać. Iga nie była pewna, na ile to wszystko było potrzebne, ale z pewnością nie miała zamiaru robić jakichś uwag rozkapryszonej gwiazdy, którą z pewnością się nie czuła. To nie był jej tasiemiec. To była produkcja z prawdziwego zdarzenia. To była jej szansa.

Ostatnie zdanie powtarzała jak mantrę, walcząc ze znużeniem i kolejnym etapem wychodzenia z wczorajszego przebalowania. Miała tylko nadzieję, że jak panowie skończą swoje opowieści, to na dzisiaj będzie koniec.

Jedyną osobą, która właściwie nic nie mówiła, był mężczyzna siedzący w tej chwili po skosie od niej i sprawiający wrażenie, że też wolałby być gdzieś indziej. Może się myliła, ale wyraz twarzy Adama, bo tak chyba miał na imię, był dosyć poważny, żeby nie powiedzieć surowy. Najwyraźniej nie był pod wrażeniem przedłużającego się wykładu. W ogóle od początku wyglądał na spiętego, i to delikatnie mówiąc, a jego spojrzenie ilekroć je napotykała, sprawiało, że czuła się nie do końca komfortowo, tak jakby prześwietlał ją na wskroś.

Z tego, co powiedział Marek, to był właśnie mężczyzna odpowiedzialny za scenariusz i wszystko wskazywało na to, że był to jego debiut. Nic dziwnego, że czuł się nieswojo. To wszystko musiało być dla niego czymś całkowicie nowym. Inna sprawa, że Idze podobało się, jak stworzył jej postać, pełną niedomówień, która jednocześnie skrywała kilka bolesnych tajemnic. Na poziomie scenariusza historia miała ogromny potencjał i mogła stać się przebojem. Co prawda idealnie byłoby, gdyby można z tego wyciągnąć coś więcej niż tylko jeden sezon, ale opowieść sprawiała wrażenie zamkniętej całości. I właśnie teraz powinna się skupić, aby wypaść jak najlepiej, a co będzie później, czas pokaże.

Odruchowo zajrzała do telefonu. Pod porannym zdjęciem liczba polubień zdecydowanie szła na rekord, podobnie było z komentarzami. Będzie później musiała, jeśli nawet nie poodpowiadać, to przynajmniej polubić większość. Jutro wrzuci zdjęcie z planu i podziękuje wszystkim za życzenia. Może jeszcze poprosi o trzymanie kciuków. Nie, to zrobi w poniedziałek. Trzeba jakoś wszystko dozować. Konto przecież musiało „żyć”.

Szybko wyłączyła telefon i spojrzała na dwóch panów M. Ci jednak byli w swoim świecie. Musiała przyznać, że potrafili zarazić entuzjazmem. Jeśli pomimo swojego kiepskiego samopoczucia czuła wypełniający ją optymizm związany z tym projektem, to znaczyło, że odwalili kawał świetnej roboty z tą całą swoją motywującą gadką.

Nagle jej wzrok powędrował do scenarzysty. Ten patrzył na nią uważnie i w jego spojrzeniu dostrzegła naganę, albo może tylko jej się wydawało. Poczuła, że się czerwieni, jakby nauczyciel złapał ją na ściąganiu. Szybko schowała telefon do torebki, jednocześnie ganiąc się w myślach za taką wstydliwą reakcję, a może za to, że nie mogła się powstrzymać przed sprawdzeniem swojego konta. Tak naprawdę nie wiedziała, co ją w tej chwili bardziej wkurzało. Jej zachowanie czy reakcja na tę pozbawioną słów reprymendę.

Iga poczuła, że zaczyna ją irytować ten mężczyzna z tym swoim osądzającym spojrzeniem. Chyba jednak miała na dziś już dosyć. Jeszcze chwila i zacznie wkurzać się na Justynę za wczoraj. Tylko że tak wtedy, jak i dzisiaj sama odpowiadała za to, co robiła. Justyna nie wlewała jej drinków na siłę. I teraz miała efekty.

Na szczęście mężczyźni skończyli mówić i zaproponowali, aby teraz wszyscy zajęli się sobą, a oni są gotowi odpowiedzieć na wszelkie pytania i wątpliwości, które mogły się w międzyczasie pojawić.

Iga pokręciła się chwilę po apartamencie, po czym po angielsku się ulotniła. Biorąc pod uwagę catering, który minęła w drzwiach, impreza zapoznawcza miała jeszcze potrwać. Ona miała już dosyć. Jednocześnie przyrzekła sobie uroczyście, że wszelkie balowanie zawiesza przynajmniej do końca zdjęć.

 

* * *

 

– Wujek! Pogramy w piłkę?

Ośmioletni Szymek złapał Adama za rękę, nie pozostawiając wątpliwości, że jego propozycja jest raczej nie do odrzucenia.

– Pograj z bratem – przerwał dyskusję tubalny głos Kuby, przyjaciela Adama, a jednocześnie ojca Szymka i starszego o dwa lata Filipa.

Było w tym w głosie coś zdecydowanego, co sprawiało, że Kuba szybko zdobywał sobie posłuch mimo faktu, że nigdy tak naprawdę groźnie nie brzmiał. Mało tego, Adam był pewien, że w życiu nie spotkał cieplejszej i życzliwszej osoby niż jego przyjaciel, a jednak głos robił swoje i mimo że obaj synowie doskonale wiedzieli, że ojcu to właściwie bez problemu mogą wejść na głowę, to i tak zawsze w pierwszym odruchu go słuchali.

Kuba uczył matematyki w tym samym liceum co Adam i ich przyjaźń trwała od dnia, kiedy po raz pierwszy przekroczyli próg tej szkoły. Obaj byli dopiero po studiach i obaj zostali w tym samym momencie rzuceni na głęboką wodę. W związku z odejściem kilku starszych nauczycieli na emeryturę właściwie z marszu zostali „pobłogosławieni” wychowawstwem. Co tu dużo mówić, wzajemne wsparcie było im jak najbardziej potrzebne, a nauka na własnych błędach pomogła im przetrwać pierwszy najtrudniejszy rok.

– Teraz ja porozmawiam z wujkiem, a później zagramy wszyscy razem – dodał jeszcze Kuba, widząc smutną minę syna.

– Ale ja będę z wujkiem w drużynie?

Kuba się roześmiał.

– Oczywiście, że z wujkiem. Pięknie – zwrócił się w stronę Adama – to naprawdę boli – dodał wesoło.

– Ale co? Że gram lepiej od ciebie? – spytał przyjaciela Adam.

– Wcale nie grasz lepiej ode mnie.

– Twój syn uważa inaczej.

– A co on się zna? Ma raptem osiem lat – powiedział Kuba, machając jednocześnie ręką z rezygnacją.

Uśmiech nie schodził mu jednak z twarzy. Już zdążył się przyzwyczaić, że ilekroć Adam ich odwiedzał, jego młodszy syn wszystko chciał robić z wujkiem, i skłamałby, gdyby powiedział, że to go nie cieszyło. W końcu Adam był dla niego jak brat, którego nigdy nie miał.

– Ale my tu o pierdołach, a ty mi raczej opowiadaj, jak tam dzisiaj było.

– No właśnie, właśnie. Opowiadaj – wtrąciła Ola, wychodząc do mężczyzn na taras i siadając z nimi przy stole. – Chyba powinniśmy się cieszyć, że jeszcze z nami się spotykasz, bo lada chwila wciągnie cię ten cały szołbiz i będziemy tylko mogli przeczytać o tobie w kolorowych pismach.

– I na portalach plotkarskich – roześmiał się Adam – oczywiście.

– Ale tak serio, to jak było? I wreszcie wyjaśniło się, kto będzie grał główną rolę żeńską?

Adam upił trochę piwa ze szklanki, którą postawiła przed nim chwilę wcześniej Ola, żona Kuby. Mężczyźni poznali ją rok po tym, jak zaczęli pracę w liceum.

Ola również była nauczycielką, tylko że chemii, ale też uczyła w tej samej szkole. Kiedy pojawiła się tam pierwszy raz, obaj panowie automatycznie wzięli ją pod swoje skrzydła. Drobna brunetka szybko zawładnęła sercami przyjaciół. Do tej pory trwał spór, któremu bardziej zawróciła w głowie. Szybko się jednak okazało, że jej uczucia skradł Kuba. Przez krótki okres cała trójka poruszała się po takim lekko niepewnym terenie w obawie, jak oficjalne ogłoszenie związku wpłynie na ich przyjaźń. Na szczęście obawy okazały się bezpodstawne, a jak sam Adam stwierdził, dla niego Ola była przede wszystkim wspaniałą przyjaciółką.

To zamykało temat, do którego więcej nie wracali, chyba że w żartach.

– Wyjaśniło się – odpowiedział na pytanie Adam.

– Nie jesteś jakoś specjalnie szczęśliwy – zauważyła Ola.

– Sam nie wiem – odparł – chyba nie powinienem się uprzedzać.

– Ale zdradzisz nam, jak się nazywa? – spytał Kuba ze śmiechem. – Czy może to jakaś tajemnica wciąż jest? Skoro ty się dopiero dzisiaj dowiedziałeś, to może to będzie jakoś specjalnie ogłoszone? Nie bardzo znam się na tym całym show-biznesie – dodał, mrugając okiem.

– Ale od teraz będziesz mógł mówić, że znasz kogoś, kto się zna – wtrąciła Ola.

– Nie dacie mi spokoju? – spytał Adam, z trudem powstrzymując śmiech.

– Nie ma takiej możliwości, przyjacielu – odparł Kuba. – Nie ma takiej możliwości. Zrozum, że ten blask również pada trochę na nas.

– Tylko trochę!? Przecież jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi – roześmiała się Ola. – To prawie jakbyśmy też tam byli.

Adam patrzył na rozbawionych przyjaciół. Ich świetny nastrój powoli zaczynał udzielać się również jemu, bo prawda była taka, że po wyjściu ze studia miał, delikatnie mówiąc, mieszane uczucia.

Kuba i Ola z kolei zawsze wspierali go w jego próbach stworzenia czegoś swojego. Niezależnie od ciągłych niepowodzeń i mnóstwa wątpliwości niezmiennie twierdzili, że jego moment na pewno nadejdzie. I kiedy wreszcie ten moment nadszedł, Adam miał wrażenie, że cieszyli się bardziej niż on, okazując nieskrępowaną i szczerą radość, podczas gdy on był w szoku, nie do końca dowierzając temu, co się działo.

Prawda była taka, że w ich żartach nie było nawet krzty złośliwości czy zawiści, a tylko czyste szczęście z sukcesu przyjaciela.

– A na Oscary nas zabierzesz? – spytał wciąż rozbawiony Kuba.

– Chyba raczej na Złote Globy – wtrąciła Ola i spojrzała z politowaniem na męża. – To miniserial jest. I na Emmy – dodała.

Adam się uśmiechnął.

– Nie wiem, mój drogi, ile osób towarzyszących można wziąć, ale jeśli jedną… to cóż, nie wiem, jak to powiedzieć.

– Zanim skończysz to zdanie i powiesz coś, czego mógłbyś potem żałować – powiedział szybko Kuba – przypomnę ci, kogo znasz dłużej.

– Może i znacie się odrobinę, zaznaczam, odrobinę dłużej, ale nie oszukujmy się, z kim będzie wyglądał lepiej. – W tym momencie Ola wskazała na siebie.

Adam uśmiechnął się przepraszająco do przyjaciela, jednocześnie rozkładając ręce.

– Chyba wybór może być tylko jeden.

Ola uśmiechnęła się szeroko, a Kuba momentalnie zrobił obrażoną minę.

– Najpierw syn, potem żona, pięknie. A dla mnie byłeś zawsze jak brat.

– No właśnie, jaki problem, skoro wszystko zostaje w rodzinie? – roześmiał się Adam.

To samo zrobiła Ola, a po krótkiej chwili przyłączył się do nich Kuba.

– Kto wie? Pójdziesz w ten wielki świat, to może znajdzie się ktoś, kto dotrzyma ci towarzystwa na tych wszystkich galach.

Ola popatrzyła uważnie na gościa, jednocześnie intuicyjnie czując, że jej mąż się napina. Kuba nie lubił poruszać tego tematu. Na pewno nie jako pierwszy. Nie miał problemu rozmawiać o wszystkim z przyjacielem, ale czuł się bardziej komfortowo, kiedy to właśnie Adam zaczynał tematy dotyczące jego kłopotów sercowych, a że ten nie robił tego zbyt często…

Ola nie miała takich problemów. Dla niej to, co czuł Adam, było ważniejsze niż ewentualny dyskomfort związany z poruszeniem tematu. Zawsze byli tylko, i w sumie aż, przyjaciółmi, ale gdzieś czasami, kiedy widziała go bawiącego się z Szymkiem i Filipem czy kiedy wspólnie wszyscy spędzali czas, pojawiała się taka myśl, co by było gdyby… Gdyby nie poznała również Kuby, a może gdyby właśnie Adam był bardziej przebojowy i z takim zdecydowaniem zabiegał o jej względy, jak jej przyszły mąż.

Rozważania te były bardzo akademickie, gdyż nigdy nie czuła do Adama tego, co do Kuby, ale biorąc pod uwagę, jak toczyły się sercowe zawirowania ich przyjaciela, nie mogła pozbyć się uczucia odpowiedzialności za to, jak układało się jego życie. Może był w tym wszystkim jakiś rodzaj matkowania, ale po prostu troszczyła się o przyjaciela i wszystko, czego dla niego chciała, to żeby był szczęśliwy. On sam nigdy nie ukrywał, czego, a raczej kogo, do szczęścia potrzebuje.

Adam spojrzał w czujne oczy Oli. Na jej twarzy cały czas widniał uśmiech, ale oczy były poważne i pełne troski. Wbrew temu, co myślał Kuba, Adam nie miał problemu z rozmowami o swoim życiu uczuciowym, a właściwie o jego braku, ale nie widział też specjalnej potrzeby w wyprowadzaniu przyjaciela z błędu. Bo o czym było w sumie rozmawiać? Adam miał za sobą trzy bardzo poważne związki i każdy z tą jedną jedyną, przy czym w jednym przypadku doszło nawet do zaręczyn. Nieudanych, ale jednak.

Co to wszystko mówiło o nim samym? Nad tym wolał się nie zastanawiać. Natomiast uwagi w stylu tej, jaką zrobiła przed chwilą Ola, nie dołowały go w żaden sposób. Można wręcz było stwierdzić, że podchodził do nich coraz spokojniej. Nie był tylko pewien, czy nie była to jakaś forma pogodzenia się z losem. To by oznaczało, że się poddał, a na coś takiego z pewnością nie był jeszcze gotowy.

Adam uśmiechnął się do Oli.

– Kto wie, kto wie – powtórzył.

– No właśnie, wracając do tematu, któż jest tą żeńską gwiazdą? Bo jeśli dobrze pamiętam, Konrad Majewski gra główną rolę, i to z pewnością cię cieszy – stwierdził Kuba.

To zdecydowanie nie oddawało w pełni tego, co czuł Adam. Konrad Majewski, starszy od Adama o dwa lata, miał po prostu szczęście. Oczywiście talentu też mu nie brakowało, ale gdyby jeszcze w szkole aktorskiej nie trafił na kilku bardzo dobrych reżyserów, którzy świetnie wykorzystali jego buntownicze emploi, to bardzo możliwe, że dzisiaj nie byłby jednym z najbardziej rozchwytywanych aktorów w kraju. I czego się nie dotknął, przynosiło uznanie, często zamieniane na nagrody albo przynajmniej nominacje do nagród.

– Szczerze mówiąc, trafiony jest idealnie – przyznał Adam. – Przynajmniej ja tak to widzę albo widziałem.

– A masz wątpliwości? Spotkałeś go już dzisiaj? – spytała z dużym zainteresowaniem Ola.

– Poznałem i… – Adam zawahał się przez moment – i wydał mi się trochę sztywny.

– Sztywny? – zdziwił się Kuba, a na jego twarzy zaczął błąkać się delikatny uśmiech.

– Był cały czas bardzo poważny, nieustannie skupiony, powiedziałbym, zupełnie inny niż niektóre postacie, które kreował. Co jest w sumie zrozumiałe. Miałem odczucie, jakby już myślał o roli, ale przecież mógł myśleć o czymkolwiek. Chyba ja sam byłem dosyć przejęty sytuacją.

W tym momencie delikatny uśmiech Kuby zamienił się w bardzo szerokie wyszczerzenie zębów.

– Bo ja byłem przekonany – odezwał się – że mówiąc o tym poważnym, bardzo skupionym, a wręcz sztywnym, to mówiłeś właśnie o sobie.

Adam również uśmiechnął się szeroko.

– Mogło tak być – przyznał.

– Ja myślę, że nie tylko mogło, ale wręcz było. Pewnie siedziałeś tam taki poważny, lustrując wszystkich po kolei tym swoim przeszywającym wzrokiem. – Kuba przywołał na swoją twarz powagę, demonstrując spojrzenie przyjaciela.

– Ja nikogo nie przeszywam wzrokiem – oburzył się wesoło Adam.

– Może słowo „przeszywasz” nie jest najtrafniejsze, bo ma taki negatywny wydźwięk – wtrąciła Ola. – Ja to raczej widzę, jakbyś czytał ludzi, jakbyś chciał się o nich dowiedzieć jak najwięcej, jakbyś był ich ciekawy. A to raczej dobre jest.

– To chyba w tym czytaniu najlepszy nie jestem. Parę moich związków może o tym śmiało zaświadczyć – stwierdził, starając się nadać swojemu głosowi pozytywną nutę.

– A może to tak, że po prostu chcesz widzieć raczej dobro w ludziach. Nawet w tych nie do końca uczciwych – dodała Ola.

– Czyli generalnie jestem nie tylko ślepy, ale również naiwny, pięknie. Ale w końcu od czego ma się przyjaciół? – dodał już wyraźnie uśmiechnięty.

– Ale musisz przyznać, że pewnie siedziałeś taki uważnie obserwujący wszystko – stwierdził Kuba.

Adam podniósł ręce w geście poddania się.

– Winny! Ale to pewnie wynikało ze stresu. Wiesz, aktorzy, aktorki, wielki świat, no i ja.

– Teraz ty też już jesteś częścią tego świata – zauważył przyjaciel. – Wracając do tej aktorki…

– Strasznie cię ona nurtuje. – Ola uśmiechnęła się do męża.

– To Adam jest taki tajemniczy. Już trzeci raz pytam, a ten cały czas zmienia temat.

– No właśnie, trzeci raz – zauważyła Ola. – Tak jak powiedziałam, strasznie cię nurtuje ta gwiazda.

– Może zostawię was samych? Ewidentnie musicie sobie coś wyjaśnić – roześmiał się ponownie Adam.

– Widzisz, widzisz – zwrócił się Kuba do żony – znowu to robi. Nie odpowiada na pytanie.

Ola popatrzyła na przyjaciela.

– Robisz to specjalnie?

– Teraz już tak – odparł wesoło mężczyzna i szybko dodał: – Ale żeby nie przedłużać, dziewczyna nazywa się Iga Wysocka.

Ola z Kubą popatrzyli na przyjaciela skonsternowani.

– No właśnie – odparł Adam. – A słyszeli wy o takim serialu, a właściwie telenoweli, „Życie”?

Oboje zgodnie kiwnęli głowami. Chyba nie było kogoś, kto nie słyszał, nawet jeśli nie oglądał. Typowa popołudniówka, która charakteryzowała się tym, że na przestrzeni lat przewinęło się przez nią wiele uznanych nazwisk, nawet jeśli rzeczone osoby wolały się tym nie chwalić. Najczęściej takie epizody nazywało się nabieraniem płynności. W końcu czasami potrzebny był ekstra zastrzyk gotówki.

– To właśnie Iga jest tam gwiazdą, jedną z kilku w każdym razie.

– Okeeej – powiedział powoli Kuba. – Ale coś więcej?

– A co byś chciał więcej? Z tego, co się orientuję, to zagrała trochę drugo-, a właściwie trzecio- i czwartoplanowych ról w paru znanych filmach, i tyle. No i jest młoda, i atrakcyjna.

– No nareszcie! – roześmiał się Kuba. – A ten mi jakimiś rolami mydli oczy.

Ola popatrzyła znacząco na męża, który właśnie wyjął telefon i zaczął w nim coś przeglądać.

– Widzisz, co ja tutaj mam? Nie liczą się dokonania, tylko czy atrakcyjna.

– Jakie dokonania? – zaperzył się Kuba wpatrzony w smartfon. – Natomiast muszę ci powiedzieć, że słowo „atrakcyjna” nie oddaje w pełni jej… atrakcyjności.

Ola wyjęła telefon z ręki męża i spojrzała na ekran.

– Obserwujesz ją na Instagramie? – spytała zdziwiona.

– Od kilku sekund – przytaknął Kuba. – Ale chciałbym zaznaczyć, że po pierwsze, to już taka trochę nasza znajoma – spojrzał znacząco na przyjaciela – a po drugie, zobacz, kto jest w tle na najświeższym zdjęciu.

Ola przyjrzała się uważniej ekranowi i po chwili wystawiła go w stronę Adama.

Na omawianym zdjęciu widać było twarz Igi, a w tle ludzi związanych z produkcją. Zaraz na drugim planie stał Konrad Majewski wraz z reżyserem, a tuż za nimi, jakby z boku, naturalnie zamyślony on. Zdjęcie musiało być zrobione zaraz na początku, kiedy wszyscy jeszcze się schodzili.

– I w ten sposób znalazłem się wśród gwiazd – stwierdził Adam.

Ola ponownie spojrzała w telefon i przeczytała na głos:

– „Początek nowej przygody. Trzymajcie kciuki”. Jak widać, bardzo dużo ludzi te kciuki trzyma – stwierdziła.

– Pewnie tak – powiedział Adam bez specjalnego przekonania.

– Wątpisz w siłę Instagrama? – spytała, nie kryjąc ironii.

Adam przez chwilę patrzył na Olę, jakby zastanawiając się nad odpowiedzią.

– Jest ładnie, jest sobota, jest początek wakacji i jak właśnie przeczytałaś, początek nowej przygody. Po co to psuć moimi wynurzeniami na temat mediów społecznościowych? Moje zdanie znacie i nie sądzę, aby się mogło zmienić. Chociaż nie zamykam się na nagłą voltę, aczkolwiek nie bardzo w nią wierzę.

– Ty, który wszędzie widzisz dobro! – roześmiał się Kuba.

– Nie widzę, tylko chcę widzieć, a po drugie, wydaje mi się, że dobro jest z gruntu prawdziwe, więc sam widzisz.

– A co o niej myślisz? – spytała już poważnie Ola. – Bo wiemy, że o Majewskim myślałeś, a… co do aktorki to miałeś różne typy, ale o niej nie słyszałam.

– Wiesz, ja sobie mogłem mieć różne typy, ale i tak ja specjalnie nie miałem nic do gadania. Natomiast ujmę to w ten sposób. Podobno był casting, ja nie byłem zaproszony, ale trochę kandydatek było. Zakładając, że rzeczywiście oceniano zdolności aktorskie, a nie na przykład popularność w społecznościówkach, to nie pozostaje mi nic innego, jak zaufać twórcom, a ze swoją oceną wstrzymać się, dopóki nie zobaczę, co ona potrafi.

Kuba, który od dłuższej chwili zanurzony był w telefonie, podniósł na sekundę wzrok na przyjaciela, wzniósł oczy ku niebu i ostentacyjnie westchnął.

– Trochę naiwny jednak jesteś – stwierdził z uśmiechem.

– Może i tak – odparł Adam.

– Jeśli to, co właśnie czytam, jest chociaż w części prawdą, to z pewnością na brak szumu nie będziecie mogli narzekać – powiedział Kuba z przekonaniem. – Jej chłopak, albo w sumie były chłopak, bo trudno za tą dramą nadążyć, to Maciek Białecki. Z tych Białeckich. Też chyba aktor, który najwyraźniej lubi, jak wokół niego jest głośno, co prawdopodobnie nie świadczy najlepiej o jego umiejętnościach zawodowych, ale z tego, co widzę, to trochę grywa. Wygląda na to, że może być o waszej produkcji głośno.

– Pożyjemy, zobaczymy – wtrąciła Ola. – Ja mam przeczucie, że będzie dobrze, a jeśli chodzi o tę Igę, to jeszcze może pozytywnie zaskoczyć.

– Też taką mam nadzieję. – Adam się uśmiechnął.

– O ile nie przyniesie swojego życia towarzyskiego na plan – wtrącił wyraźnie ubawiony Kuba.

– Już przestań – zbeształa męża gospodyni.

W tym momencie na taras wpadła piłka, którą grali na trawniku chłopcy.

– Mieliśmy chyba zagrać? – powiedział Adam, wstając z miejsca.

– Jesteś gotowy na porażkę? – spytał Kuba.

– Możesz sobie pomarzyć – odparł Adam, stając na trawniku. Za twoje żarty z poważnej produkcji należy ci się porządna przegrana – dodał ze śmiechem.

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej

 

 

 

 

 

Copyright © by Tomasz Kieres, 2021

Copyright © by Wydawnictwo FILIA, 2022

 

Wszelkie prawa zastrzeżone

 

Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.

 

Wydanie I, Poznań 2022

 

Projekt okładki: PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN

 

Zdjęcia na okładce:

© Bogoljubb/Shutterstock

© Jesusfernandez/Dreamstime.com

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:

„DARKHART”

Dariusz Nowacki

[email protected]

 

 

eISBN: 978-83-8195-933-9

 

 

Wydawnictwo FILIA

ul. Kleeberga 2

61-615 Poznań

wydawnictwofilia.pl

[email protected]

 

Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.