Z okruchów nadziei - Siedlecka Anna - ebook + książka

Z okruchów nadziei ebook

Siedlecka Anna

4,5

Opis

Poznanie Piotra było dla Lidki jak wygranie losu na loterii - przystojny, bogaty, szarmancki. Życie jej nie rozpieszczało, a przy jego boku marzenie o założeniu normalnej rodziny stało się realne. Wspólne pasje, ślub, dom, do pełni szczęścia brakowało Lidce tylko dziecka. Wszystko nagle runęło, kiedy Piotr oznajmił, że złożył pozew o rozwód, i odszedł. Bez słowa wyjaśnienia. Jak się po czymś takim pozbierać? Jak nie stracić nadziei, że w ogóle jest to możliwe? Lidka szuka ukojenia w ukochanych górach. To w Zakopanem znajdzie coś więcej niż spokój. Bo kiedy zostają tylko okruchy nadziei, życie pisze dla nas własny scenariusz.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 249

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (63 oceny)
40
18
2
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
lady-wu

Nie oderwiesz się od lektury

piękna, wzruszająca...gorąco polecam
40
Monika309

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna opowieść
30
odzawszekochamczytacksiazki

Nie oderwiesz się od lektury

"Z okruchów nadziei" to książka, która wplątuje czytelnika w gąszcz emocji i przygód, pozostawiając go pełnego podziwu dla siły ludzkiego ducha i determinacji. Anna Siedlecka mistrzowsko ukazuje skomplikowane życie bohaterów, ich walkę z przeciwnościami losu oraz nieustanne dążenie do lepszego jutra. Siedlecka kreuje bohaterów, z którymi łatwo się utożsamić, ich wzloty i upadki stają się naszymi własnymi. W jej piórze drzemią magiczne moce, które sprawiają, że nawet najbardziej z pozoru zwyczajne chwile nabierają wyjątkowego blasku. Historia opowiedziana w "Z okruchów nadziei" nie tylko bawi i wzrusza, ale także skłania do refleksji nad życiem, miłością i ludzką wytrwałością. To opowieść, która pozwala nam spojrzeć głębiej w siebie i dostrzec, że nawet w najciemniejszych chwilach zawsze istnieje iskra nadziei, która potrafi rozświetlić najtrudniejsze drogi życiowej podróży. Jestem przekonana, że każdy, kto sięgnie po tę książkę, znajdzie w niej coś wyjątkowego dla siebie - może to b...
20
Ewelina2611

Nie oderwiesz się od lektury

"Z okruchów nadziei" Anna Siedlecka Lucky Wydawnictwo to debiut ,który wciągnął mnie bardzo szybko. Gdybym nie wiedziała ,że to pierwsza książka Autorki wcale bym w to nie uwierzyła. Zostałam zaskoczona i zabrana w podróż pełną emocji przeplataną ważnymi tematami. Bohaterowie tej historii przechodzą na oczach czytelnika metamorfozę, podejmując nie zawsze dobre decyzje i wybory. Wiele osób stara się zachować pozytywne nastawienie mimo poważnych problemów, z którymi zmaga się każdego dnia. Ale czy może oczekiwać, że sytuacja naprawdę zmieni się na lepsze? Wierzę,że tak!  "Dziś jestem w takim miejscu swojego życia ,o którym marzyłam, choć momentami nie było łatwo". Lidka nie miała łatwego życia w domu rodzinnym. Kiedy poznaje Piotra jej życie zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. Przystojny,bogaty i zakochany w kobiecie Piotr nieba by jej przychylił. Wspólna pasja jaką jest miłość do gór,ślub ,nowy dom ,praca wydaje się ,że bohaterowie mają wszystko. Niestety do szczęścia Lidce br...
20
Mangano

Dobrze spędzony czas

Dobra historia.
20

Popularność




Co­py­ri­ght © Anna Sie­dlecka Co­py­ri­ght © 2024 by Lucky
Pro­jekt okładki: Ilona Go­styń­ska-Rym­kie­wicz
Zdję­cie: AKM­FRIENDZ (stock.adobe.com)
Skład i ła­ma­nie: Mi­chał Bog­dań­ski
Re­dak­cja i ko­rekta: Ka­ta­rzyna Pa­stuszka
Wy­da­nie I
Ra­dom 2024
ISBN 978-83-67787-61-1
Wy­daw­nic­two Lucky ul. Że­rom­skiego 33 26-600 Ra­dom
Dys­try­bu­cja: tel. 501 506 203 48 363 83 54
e-mail: kon­takt@wy­daw­nic­two­lucky.plwww.wy­daw­nic­two­lucky.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Moim naj­bliż­szym:Hani, Ja­siowi, Jar­kowi

~  1  ~

Obec­nie

Łzy pły­nęły mi po po­licz­kach na wspo­mnie­nie wy­da­rzeń sprzed mie­siąca. Wy­cie­raczki nie ra­dziły so­bie z je­sienną ulewą, czu­łam się tak, jakby cały świat pła­kał ra­zem ze mną. Kro­ple desz­czu nie­po­ko­jąco dud­niły o dach sa­mo­chodu. Na prze­mian sły­sza­łam to deszcz ude­rza­jący o bla­chę, to wy­cie­raczki. Deszcz. Wy­cie­raczki. Za­ci­snę­łam dło­nie na kie­row­nicy. Mu­sia­łam tam do­je­chać. Mia­łam na­dzieję, że gdy do­trę na miej­sce, prze­sta­nie bo­leć.

Za­wsze jeź­dzi­łam w góry z wielką ra­do­ścią, z pla­nem na zdo­by­cie szczytu, po­zna­nie no­wego szlaku, zro­bie­nie nie­sa­mo­wi­tych zdjęć, by po­tem wró­cić do sza­rej, zwy­kłej rze­czy­wi­sto­ści z uczu­ciem speł­nie­nia. Dziś je­cha­łam z zu­peł­nie in­nym na­sta­wie­niem. Czy chcia­łam uciec? Może schro­nić się, scho­wać przed tym, co zna­jome... przede wszyst­kim przed zna­jo­mymi twa­rzami, współ­czu­ją­cymi, cie­kaw­skimi spoj­rze­niami, nie daj Boże – przed osą­dami. Je­cha­łam już trze­cią go­dzinę bez przy­stanku, wie­czorna pora da­wała się już we znaki i or­ga­nizm do­ma­gał się ko­fe­iny. Zje­cha­łam z głów­nej trasy, po­pu­larne M za­chę­cało do zro­bie­nia so­bie prze­rwy na pyszną kawę, ciastko czy nie­zdro­wego ham­bur­gera. We­szłam do środka. Ogar­nę­łam wzro­kiem wnę­trze. Tłum lu­dzi, ra­do­sne dzieci ba­wiące się po­mię­dzy sto­li­kami, gło­śne roz­mowy na­sto­lat­ków i ra­zem z nimi ja... jakby za­mknięta w szkla­nej kuli, ze swo­imi my­ślami, tro­skami, z bó­lem, który nie chciał od­pu­ścić.

Zja­dłam, wy­pi­łam kawę i z po­wro­tem wsia­dłam do sa­mo­chodu. Chcia­łam ru­szyć da­lej, ale nie mo­głam. Opar­łam głowę na kie­row­nicy i znów po­zwo­li­łam im po­pły­nąć. Tak czę­sto te­raz to­wa­rzy­szyły mi łzy.

Żeby wraz z nimi przy­cho­dziło uko­je­nie.

Ale tak nie było. Spoj­rza­łam jesz­cze raz na tych wszyst­kich lu­dzi sie­dzą­cych w środku. Byli za­jęci czymś lub kimś. Za­zdro­ści­łam im. Ja nie mia­łam już nic. Wy­tar­łam łzy. Wzię­łam od­dech. Prze­krę­ci­łam klu­czyk w sta­cyjce i ru­szy­łam. W stronę mo­ich gór. Ucie­ka­łam od lu­dzi, a je­cha­łam tam, gdzie jest ich naj­wię­cej. Za­ko­pane.

Dawno już tam nie by­łam.

Wo­le­li­śmy cie­kaw­sze miej­sca, nowe, jesz­cze przez nas nie­od­kryte.

Za­wsze będę mo­gła za­mknąć się w po­koju i wy­cho­dzić tylko na wy­ku­pione po­siłki, a jak mi się znu­dzi, wyjść na szlak...

Mia­łam całe trzy ty­go­dnie na zło­że­nie się do kupy. Uśmiech­nę­łam się na wspo­mnie­nie Ani i Ma­riana, i chwili, kiedy po­wie­dzieli mi: „Jedź, Lidka, po­ukła­daj so­bie wszystko i wróć do nas”. Za­wsze mo­głam li­czyć na moje sze­fo­stwo, wła­ści­cieli re­stau­ra­cji, w któ­rej pra­co­wa­łam. Choć ni­gdy nie udało mi się wy­bić – za­wsze ba­łam się się­gać wy­żej, po wię­cej – to po dwóch la­tach kel­ne­ro­wa­nia zo­sta­łam kie­row­ni­kiem. Mia­łam pod sobą świetny ze­spół ku­cha­rzy oraz kel­ne­rów. Uwiel­bia­łam swoją pracę, bo uwiel­biam lu­dzi.

Trzy ty­go­dnie... Czy to wy­star­czy, by za­cząć wszystko od nowa? Od zera? Od­dzie­lić grubą kre­ską całe swoje ży­cie i za­cząć od czy­stej kartki? Sama?... Za­sta­na­wia­jąc się nad tym, usły­sza­łam na­wi­ga­cję: „Do­tar­łeś do celu”. Ulica Re­gle... mój tym­cza­sowy azyl. Nie mia­łam po­ję­cia, co za­re­zer­wo­wała mi przy­ja­ciółka, po­pro­si­łam, by zro­biła wszystko za mnie. „Po­szu­kaj, wy­bierz, za­re­zer­wuj” – po­wie­dzia­łam Ka­śce. Ufa­łam jej. Wie­działa do­sko­nale, w ja­kiej sy­tu­acji się znaj­duję, choć po­zna­ły­śmy się w pracy, obie mia­ły­śmy wra­że­nie, jak­by­śmy znały się od dziecka. Wie­działa więc, że kwa­tera bli­sko szla­ków to dla mnie speł­nie­nie ma­rzeń. Miała na­dzieję, że góry przy­wrócą mi chęć do ży­cia. Ja w to wąt­pi­łam.

Wy­sia­dłam z sa­mo­chodu. Cie­płe je­sienne po­wie­trze otu­liło mnie przy­jem­nie. Tu w Za­ko­pa­nem nie było śladu po desz­czu. Moim oczom uka­zał się piękny drew­niany pen­sjo­nat Dwa Dęby. Ro­zej­rza­łam się. Spoj­rza­łam wy­żej, by zo­ba­czyć moją mi­łość – góry, ale czarne niebo je za­sła­niało. Wy­ję­łam z ba­gaż­nika dwie małe wa­lizki, torbę li­sto­noszkę i uda­łam się do głów­nego wej­ścia. Na­prze­ciwko znaj­do­wała się re­cep­cja, a po jej le­wej stro­nie zo­ba­czy­łam piękne drew­niane schody, za­pewne do po­koi, po pra­wej na­to­miast było nie­wiel­kie po­miesz­cze­nie z wy­god­nymi brą­zo­wymi ka­na­pami oraz przy­tul­nym ko­min­kiem. Wnę­trze pen­sjo­natu wy­ko­nane było z drewna, kró­lo­wały w nim piękne ob­razy z gór­skimi szczy­tami, w sali ko­min­ko­wej ściany ozdo­biono skó­rami zwie­rząt. Moim oczom uka­zała się sym­pa­tyczna blon­dynka, jak na moje oko nie­wiele star­sza ode mnie.

– Do­bry wie­czór. – Pra­wie za­śpie­wała z gó­ral­skim ak­cen­tem. – Jak mi­nęła pani po­dróż? – spy­tała, nie da­jąc mi moż­li­wo­ści na przy­wi­ta­nie się.

– Do­bry wie­czór, dzię­kuję – od­po­wie­dzia­łam. – Mam re­zer­wa­cję po­koju na na­zwi­sko... – tu za­wa­ha­łam się na chwilę – Mi­chal­ska – cią­gnę­łam da­lej. Nie chcia­łam wda­wać się w roz­mowy.

– Po­kój jest go­towy. Cze­ka­li­śmy na pa­nią, pro­szę. – Po­dała mi klucz i do­dała: – Po­kój nu­mer cztery jest na pierw­szym pię­trze. Śnia­da­nie po­da­jemy od go­dziny ósmej do dzie­sią­tej – po­in­for­mo­wała mnie, wska­zu­jąc na drzwi, któ­rych wcze­śniej nie wi­dzia­łam.

– Dzię­kuję. – Uśmiech­nę­łam się de­li­kat­nie. – Do­bra­noc.

Wzię­łam wszyst­kie swoje rze­czy i ru­szy­łam w stronę scho­dów. Mój po­kój znaj­do­wał się na końcu ko­ry­ta­rza. Urzą­dzony był w ta­kim sa­mym stylu jak dół pen­sjo­natu. Cały był wy­ło­żony drew­nem, ściany zdo­biły piękne fo­to­gra­fie z gór­skimi szla­kami. Ko­cha­łam drewno, a Kaśka do­brze o tym wie­działa. Nie lu­bi­łam jeź­dzić w góry do luk­su­so­wych, no­wo­cze­snych apar­ta­men­tów. To nie dla mnie. Mój po­kój był skromny, ale śliczny. Z pra­wej strony stało po­je­dyn­cze łóżko, przy nim ma­lutka szafka nocna, a za­raz obok sto­lik z fo­te­lem. Z le­wej strony znaj­do­wała się moja ła­zienka. Nic mi wię­cej nie było po­trzeba. Wró­ci­łam wzro­kiem na szafkę nocną. Stał na niej pre­zent.

Pre­zent? Tu­taj? Dla mnie?

Po­de­szłam bli­żej. Na ko­lo­ro­wej pa­czuszce na­pi­sane było: Lidka. Uśmiech­nę­łam się. Zna­łam to pi­smo. Ro­ze­rwa­łam pa­pier, a moim oczom uka­zała się książka pod ty­tu­łem Jesz­cze bę­dzie pięk­nie, otwo­rzy­łam ją: „Ko­chana! Ko­cham Cię i mocno wie­rzę w Cie­bie! Dasz radę! Je­stem z Tobą! Kaśka”. Za­czę­łam się śmiać i pła­kać jed­no­cze­śnie. Cała Kaśka! Szczera, do­bra, sza­lona. Odło­ży­łam książkę, prze­bra­łam się we fla­ne­lową, cie­płą pi­żamę i zwi­nę­łam się w kulkę pod pie­rzyną. Bez ką­pieli pa­dłam zmę­czona.

Prze­ży­łam ten dzień.

To była moja ostat­nia myśl przed za­śnię­ciem.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki