Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Zanim Oliwia Andrzejczyk rozpocznie jesienny staż, nie do końca wymarzony, ostatnie wakacje po studiach zamierza spędzić w Przemyślu, w domu swojego ojca. Opuszcza wygodne życie w Warszawie i rozpoczyna pracę w tamtejszej firmie kurierskiej jako doręczyciel przesyłek. Do zawodu przyucza ją Marcelina, młoda matka z sąsiedztwa, której egzotyczna uroda i afrykańskie korzenie robią na niej ogromne wrażenie.
To przyjaźń z tą dziewczyną sprawi, że dwudziestosześciolatka pozna wspaniałych ludzi, wiele nauczy się nie tylko o sobie, ale i znajdzie miłość, której najmniej się spodziewała.
Od kiedy spotyka przystojnego atletę o imieniu na literę ,,M", w jej całe poukładane życie wkrada się wiele nieprzewidzianych zmian.
Mężczyzna sprawi, że serce kobiety rozpocznie walkę z rozumem.
Na wspomnienia z dzieciństwa nałożą się nowe przeżycia, a ich intensywne barwy oraz służbowe podróże przybliżą ją do miasta, w którym kiedyś mieszkała i tak bardzo kochała. Nadejdzie pora rozliczenia przeszłości i podsumowania, czego tak naprawdę chce Oliwia...
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 636
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Mijając budynek szkoły, wychyliła się z nadzieją, że dojrzy grupę dzieciaków i znowu się nie rozczarowała. Wszyscy stali w kole, jakby kogoś otaczali. O ile codziennie słyszała stąd sporo radosnych głosów, o tyle tym razem musiała przyznać, że to już jakaś euforia. Było gwarno, lecz w bardzo pozytywnym znaczeniu. Jakby witano kogoś ważnego. Jakie to fajne mieć tylu przyjaciół – pomyślała. Z niechęcią minęła to miejsce bez zatrzymywania się, ponieważ musiała pojechać dalej.
Okrężnymi drogami zawróciła pod ostatni adres, jaki miała do odwiedzenia tego dnia. Ulica Rakoczego powitała ją jak zwykle spokojem. Kolejny już raz zaparkowała tak, jak pokazała jej Marcelina, po czym zabrała niewielką, lecz ciężką przesyłkę i poszła do zaniedbanego budynku.
To była jedna z wielu paczek w tym tygodniu. Facet tyle kupował, że zaczynało ją to intrygować. Potrząsnęła pakunkiem, by sprawdzić orientacyjnie, jaka może być jego zawartość, jednak po dźwiękach niczego nie wywnioskowała. Nasuwał się zatem wniosek, że dobrze go zabezpieczono. Świadoma tego, że zachowywała się nieprofesjonalnie i na pewno każdy, kto ją teraz zobaczył, tak pomyślał, nie potrafiła jednak zmienić nastawienia. Ilość przesyłek oraz tajemniczość odbiorcy – Mikołaja – którego jeszcze nie widziała, popychała ją do takich zachowań. Może jak swój imiennik lubił się dzielić? – zastanawiała się.
Weszła przez szeroko otwarte metalowe drzwi do korytarza, gdzie wszystkie deski na schodach leżały tak samo. Minęła je i przystanęła przed skrzynką umocowaną koło drzwi. Znalazła w kieszeni bluzy kluczyk i zajrzała do środka. Wewnątrz nadal spoczywały pakunki, które umieściła tam wcześniej. Tego nie rozumiała. Po co tyle kupować? Skoro pan Fiołek jeszcze jednego zakupu nie zdążył odebrać, to dlaczego finalizował kolejne transakcje? Przecież mógł się domyślić, że tutaj nie ma już miejsca.
Zaryzykowała i postanowiła jak zwykle, zapukać do jego drzwi. Stała tak przez chwilę, ale nikt nie otwierał, i nawet sąsiedzi nie zareagowali na dźwięki, które ,,produkowała”.
Stojąc przed otwartą skrytką, zastanawiała się, co zrobić, kiedy nagle na górze ktoś trzasnął drzwiami. Rozpoznała, że posiadacze głosików to chłopcy, i pamiętając rady Marceliny, zdecydowała się skorzystać z ich pomocy, nie spodziewała się jednak, gdy wyłonili się na klatce schodowej, że będą mieć około sześciu lub siedmiu lat. Jeden był blondynem, wyglądającym na ostrożnego, jego duże oczy spojrzały nieufnie na Oliwię, a drugi rudym i piegowatym cherubinkiem z czapką z daszkiem założoną na głowie w sposób określany jako: ,,na bakier”. Obaj mieli spodenki i kolorowe koszulki z bajkowymi nadrukami, saszetki na biodrach oraz sportowe buty. Nie mogła nie zauważyć i nie porównać ilości ich strojów do swojej garderoby. Jej nadal było zimno, nie rozstawała się z bluzą, a oni wydawali się bardzo gorąco-krwiści. Majowe niebo w Przemyślu przeważało zachmurzeniem; słońce pojawiało się tylko na kilka godzin i jego obecność porównać można było z przelotnymi deszczami. Wspominając, jak niedawno w Warszawie spacerowała w sandałach i spodenkach, nie bardzo mogła zrozumieć, dlaczego tutaj czuje taki chłód – uczucie to zaczynało jej się kojarzyć z wieczornym zmęczeniem, kiedy to zawijała się w ciepłą kołdrę i wkrótce potem zasypiała.
– Patrz! – krzyknął chłopczyk o anielskiej twarzyczce. – Zarobimy pięćdziesiątaka od Mikusia. `
– Super, potem nam się to przyda do rozgrywek – ucieszył się ten drugi, ale nie ruszył w jej stronę.
Oliwia słuchała tej dziwnej wymiany zdań i próbowała ją rozszyfrować. Tajemniczy lokator dolnego mieszkania najwyraźniej faktycznie był hojny, być może to był jego sekret na sympatię otoczenia.
– Dzień dobry! – odezwał się pierwszy ,,cherubinek”. Był bardzo energiczny i szybko reagował. – To paczka dla Mikołaja?
– Dzień dobry. Tak... – Nie była pewna czy to rozsądne, ale pamiętała słowa Marceliny.
– Super! Może nam pani ją dać.
– Mieszkacie tutaj? – Zachowała rozsądek, postanowiła najpierw czegoś się dowiedzieć, jeśli znowu miała pokwitować na kolektorze dostawę.
– Tak. Ja tu naprzeciwko – mały pokazał drzwi z numerem dwa – a Maciek na górze – jego ręka znowu zadziałała jak drogowskaz.
– Przyjmujecie czasem paczki za pana Mikołaja?
– No... Przedtem przychodziła taka pani... No taka... Czarna.
Ponieważ to było dziecko, Oliwia nie poprawiła go, widziała bowiem, jak starał się w głowie znaleźć inne słowo, i w końcu zaakceptował porażkę.
– I co robiła z paczkami?
– To, co pani. Też miała nieraz pełną skrzynkę – chłopiec pokazał palcem skrytkę – i jak tak jest, to można zostawić u nas.
– Naprawdę?
– Tak, ja już zawołam mamę. – Dziecko weszło energicznie do środka mieszkania. Przez otwarte drzwi od razu na korytarzu pojawił się zapach ciepłego obiadu, a jego wrzask poniósł się po klatce schodowej. – Mamo! Paczka dla Mikołaja! Mogę odebrać? Jest nowa pani!
– A możesz poprosić mamę?
Oliwia bała się zaufać, lecz najwyraźniej nie zaskoczyło to chłopca, ponieważ wykonał jej prośbę.
– Mamo! – krzyknął jak poprzednio. – Pani chce cię zobaczyć!
Po chwili pojawiła się około czterdziestoletnia kobieta z lekką nadwagą, w mocno opinającej ją białej koszulce i dżinsach. Nie miała makijażu, a twarz jej lśniła od grubej ilości kremu. Marchewkowo-rude loki spięła gumką na karku w rozczochrany kucyk. Sporo kosmyków sterczało jej z przodu jak mgiełka, a równie kręcona grzywka ,,żyła” po swojemu. Jej syn był do niej bardzo podobny, co było widoczne pomimo odciśniętego na jej twarzy trudu losu. Trzymając ściereczkę kuchenną w ręce i wycierając w nią mokre dłonie, wychyliła się na korytarz, starając się nie wychodzić za bardzo z mieszkania.
– Dzień dobry – przywitała się Oliwia. – Czy państwo przyjmują paczki pana Fiołka?
– Tak – odpowiedziała kobieta w taki sposób, jakby to było oczywiste. – Marcelina pani nie wytłumaczyła? Mogła pani zostawić paczkę mojemu synowi, on mu potem wszystko zanosi.
– Ach. No... Dobrze. – Dziewczyna nie spodziewała się takiego tonu, więc straciła pewność siebie. – To proszę.
– Michaś – kobieta pchnęła lekko chłopca – weź paczkę.
– Mówiłem pani. – Chłopiec spojrzał na nią wymownie. – Dzięki. Mikuś będzie wieczorem, to odbierze paczki. Zamyka pani skrzynkę?
– Tak. – Pokiwała głową nieco zbita z tropu.
– To do widzenia. – Nie był to nieuprzejmy zwrot, a jednak Oliwia poczuła, jakby był to przytyk. Pochyliła się, żeby zamknąć pokrywę, a chłopiec w tym czasie odłożył na podłogę ciemnego przedsionka przesyłkę, wyszedł na korytarz, a jego mama zamknęła za nim drzwi. – Idziemy, Maciek? Spóźniliśmy się już za dużo.
– No...
Blondynek omijał ją z daleka; szedł tuż przy ścianie i patrzył tak, jakby miała go pogryźć. Jego zachowanie wydało się jej dziwne. Tym bardziej że wyraźnie widziała, iż kolegę darzył wielkim szacunkiem, i podążył za nim od razu, gdy ten zaczął opuszczać korytarz. Kiedy spojrzała za nimi, zobaczyła, że szli ramię w ramię. Westchnęła, nie rozumiejąc niczego. Co za dziwni lokatorzy... – pomyślała. Aby nie zapomnieć, szybko pokwitowała odbiór paczki, aczkolwiek tym razem zrobiła to bardziej niechętnie niż przez cały tydzień, obawiała się konsekwencji.