W cieniu królowej Jezabel - Mesu Andrews - ebook + książka

W cieniu królowej Jezabel ebook

Andrews Mesu

0,0
60,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

"W cieniu królowej Jezabel", to kolejna powieść z serii "Skarby Jego miłości"

 

Wyszkolona na kapłankę w świątyni Baala, księżniczka Joszeba robi wszystko, by zadowolić swą opiekunkę - wymagającą królową Atalię, córkę Jezabel.

 

Kiedy król otrzymuje list od zmarłego proroka Eliasza przepowiadający zagładę rodziny królewskiej, królowa Atalia realizuje swój niecny plan. Nakazuje Joszebie wbrew jej woli poślubić arcykapłana Jehojadę. Jako intrygantka wkracza w nieznany świat Świątyni Jahwe.  

 

    Czy nowy mąż pokaże jej prawdę i miłość, której tak pragnie?

 

   I czy Joszeba przezwycięży swój strach i uratuje rodzinę – oraz naród – który kocha?

 

,,W swojej mistrzowskiej i opartej na rzetelnych badaniach prozie, Mesu Andrews łączy prawdę Pisma Świętego z historycznymi przesłankami, idealnie oddając duchowy klimat antycznych czasów”

 

Edyta Bogulak

 

 

 

MESU ANDREWS Zdobywczyni nagód Christy, ECPA.

   Inne tytuły serii  "Królowie i Prorocy":

 

- "Dziedzictwo Izajasza" 

- "Córka Izajasza" 

- "Ogień i lwy"

 Seria "Skarby Nilu":

 

- "Miriam"

- "Córka Faraona"

Seria "Skarby Jego miłości"

 

"Hiob. Miłość pośród popiołu"

"Ozeasz, Miłość w peknietym naczyniu"

"Salomon, Święta pieśń miłości"

"W cieniu królowej Jezabel"

"Żona Potyfara"

 

Tłumaczenie:Anna Radkowska

Data i miejsce wydania:2023

Format:145 x 205 mm.

Oprawa:miękka

Liczba stron:528

ISBN:978-83-66397-58-3

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 559

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



W CIENIU JEZEBEL DRZEWO GENEALOGICZNE

Do Czytelnika

Izrael zażądał króla i Jahwe dał im Saula. Kiedy Saul zawiódł swój naród, tak jak przewidział Jahwe, ,,Pan wyszukał sobie człowieka według Swego serca” (1 Sm 13, 14). Tym człowiekiem był Dawid, któremu Jahwe okazał przychylność poprzez potrójne przymierze: rodowód, królestwo i tron na wieki (2 Sm 7, 16). Od czasu do czasu musiał jednak skarcić potomków Dawida.

Pierwszy raz stało się to po śmierci syna Dawida, Salomona, kiedy całe królestwo podzieliło się w wojnie domowej na dwa narody. Dziesięć północnych plemion utrzymało sukcesję Izraela, z ostateczną stolicą w Samarii. Północny naród zyskał miano Judy, na której tronie zasiadali potomkowie Dawida, ze stolicą w Jerozolimie i uwielbieniem oddawanym Jahwe w Jego Świątyni.

Król Izraela, Achab, poślubił córkę fenickiego kapłana Baala, wysuwając pogański kult na czoło izraelskiego społeczeństwa. Choć król Judy, Jozafat, pozostał wierny Jahwe; nie mógł jednak pozwolić sobie na wrogość wobec Izraela. Jako dobry władca zgodził się, żeby jego syn zawarł przymierze małżeńskie z córką Achaba. Jego decyzja sprawiła, że kolejne dwa pokolenia dorastały „W cieniu królowej Jezabel”.

POSTACIE WYSTĘPUJĄCE W KSIĄŻCE:

 

Achab — ósmy król Izraela, poślubił Jezabel (Izebel), aby przypieczętować traktat z Fenicją

Ochozjasz/Ozi (król) — dziewiąty król Izraela; syn Achaba i Jezabel

Ochozjasz/Ozi (książę) — szósty król Judy, syn Jorama i Atalii, przyrodni brat Szeby

Amariasz — arcykapłan za czasów panowania Jozafata i na początku panowania Jorama

Anna — pierwsza żona Jojady (postać fikcyjna)

Asa (król) — trzeci król Judy, abba Jozafata

Atalia/Talia/Tali — córka Achaba i Jezabel; żona Jorama, syna Jozafata; ima Oziego, opiekunka Szeby

Elan — pomocnik kapłanów (postać fikcyjna)

Eliab — kapłan, który pomagał Jojadzie podczas pierwszych dni kapłaństwa (postać fikcyjna)

Eliasz — prorok Jahwe w Izraelu; zmarł ok. dziesięć lat przed rządami Jorama

Elizeusz — prorok Jahwe w Izraelu po odejściu Eliasza

Gadara — położna z Miasta Dawida (postać fikcyjna)

Hoba — ulubiona wdowa Szeby (postać fikcyjna)

Joasz (książę) — syn Ochozjasza i Sibei

Jojada — drugi kapłan za czasów arcykapłaństwa Amariasza

Joram (król) — pierworodny Jozafata, piąty król Judy, mąż Atalii, abba Oziego i Szeby

Jozafat (król) — czwarty król Judy, abba Jorama

Joszeba/Szeba — córka Jorama; przyrodnia siostra Oziego

Jozabad — najlepszy przyjaciel Zabada, Korachita (postać fikcyjna)

Jehu — dowódca wojsk izraelskich za czasów panowania króla Jorama

Jezabel/Izebel — córka fenickiego króla Etbaala I; żona króla Achaba, Królowa Matka (gewira) króla Jorama, ima królowej Atalii; stała za rozszerzeniem kultu Baala w Izraelu/Judzie

Joram/Ram — dziesiąty król Izraela, syn Achaba i Jezabel, młodszy brat Atalii

Keila — młoda wdowa, przyjaciółka Szeby (postać fikcyjna)

Mattan — arcykapłan Baala królowej Atalii

Nataniel — drugi kapłan po Jojadzie (postać fikcyjna)

Obadiasz — zarządca pałacu Achaba; prorok Jahwe

Zabad — młody strażnik mianowany głównym strażnikiem progu pod Jojadą (postać fikcyjna)

Zev — dowódca królewskiej gwardii Karyjczyków w Judzie

Sibeja — żona Ochozjasza, żona księcia Joasza

Prolog

Potem Ben-Hadad, król Aramu, ściągnął całe wojsko, wyruszył i oblegał Samarię. Powstał zatem wielki głód w Samarii.

2 Krl 6, 24-25

Samaria, Izrael 843 r. p.n.e.

Od Jezabel, Królowej Matki – Wielkiej Pani.

Do mojej czcigodnej córki, Atalii, królowej Judy, żony króla Jorama.

„Pozdrowienia i błogosławieństwo od wielkiego Baala Melkarta, Jeźdźcy Chmur.

Nasze starania, aby poszerzyć wpływy Baala, spełzną na niczym, jeśli Twój brat Ram nadal będzie dawał się zwieść Elizeuszowi. Prorok Jahwe przekonał go, że to jego bóg przerwał ostatni atak Arama na Samarię. Ram przysiągł wierność Jahwe i zniszczył moją świątynię Baala oraz święty kamień w Samarii.

Ostrzegłam go, że pewnego dnia poczuje smak zemsty wielkiego Baala, Atalio, ale on tylko się roześmiał.

Teraz Elizeusz buduje szkołę dla proroków i przekazuje swą pogardę dla Baal Melkarta innym, podczas gdy nasz naród drży pod słabymi rządami Rama.

Jeśli król Izraela nie ugnie się pod ciężarem strachu przed Baal Melkartem, być może zlęknie się Jezabel. Ram musi wiedzieć, że żaden król nie jest niezastąpiony – nawet jeżeli jest nim mój własny syn. Nadeszła pora, żebym poznała swojego wnuka, Oziego. Dowiódł już, że jest bardziej uległy niż Ram i zdaje się odważniejszy od twojego męża.

Najwyższy czas, aby w nasze sprawy zaangażowała się także twoja córka, Szeba. Wiem, że jej przygotowania do bycia kapłanką Baala właśnie dobiegają końca, ale może to inna rola okaże się dla niej lepsza. Przyprowadź ją do mnie, żebym sama oceniła.

Przyjedźcie jak najprędzej do naszego wiosennego pałacu w Jizreel”.

Napisane moją własną dłonią.

Część I

1

Przyszło potem do niego pismo od proroka Eliasza tej treści: Tak mówi Pan, Bóg twego praojca, Dawida: Ponieważ nie postępowałeś drogami swego ojca, Jozafata, ani drogami Asy, króla judzkiego.

2 Krn 21, 12

Znowu spóźniona na wieczerzę księżniczka Szeba rzuciła się pędem w dół majestatycznych schodów, ciągle jeszcze kipiąc ze złości. Służąca zgubiła jej ulubiony kolczyk z rubinami, który, po długich poszukiwaniach, odnalazł się dopiero pod sofą. Aby przestrzec pozostałe służące przed podobną nieostrożnością, Szeba odmówiła wszystkim dziewczętom kolacji. Spodziewała się, że królowa Atalia pochwali jej pomysłową dyscyplinę. Może nawet wybaczy jej spóźnienie, kiedy dostrzeże, jak jej rubinowe kolczyki podkreślają szkarłatne nakrycie głowy.

Ponieważ była ukochaną córką króla Jorama, zwykle mogła sobie pozwolić na małe wykroczenia; zastanawiała się jednak, czy tym razem nie posunęła się za daleko. Opuściła głowę i starała się kroczyć tak bezgłośnie, jak to możliwe, lecz nowe sandały z każdym krokiem stukały o marmurową posadzkę.

Dotarłszy wreszcie do podestu, zajęła swoje zwykłe miejsce przy stole kobiet u boku imy Talii. Nie podnosiła głowy, ale czuła, że wszystkie oczy patrzą na królewskie stoły. Ta złowroga wręcz cisza nie mogła wynikać tylko z jej spóźnienia.

— Spóźniłaś się, Joszebo — wyszeptała ima Talia, pochylając się nad córką i używając jej pełnego imienia.

Każda z tych czynności świadczyła o jej gniewie, ale królowa, która uczucia uważała za przywilej słabych, zawsze nad sobą panowała. Jej ubarwione ochrą usta, teraz zaciśnięte w cienką linię, w kontraście z alabastrową skórą wyglądały jak rana.

Prawdopodobnie będę musiała pomóc służącym w sprzątaniu stołów.

Ima często karciła publicznie za przewinienia, które rozgrywały się na oczach ludu. Dowodem na to, jak karała błędy popełniane za zamkniętymi drzwiami, były ukryte sińce Szeby.

Tego wieczoru, jak zwykle podest udekorowano dwoma stołami. Na czele stołu mężczyzn siedział abba Joram w towarzystwie najbliższych doradców, a królewskim kobietom przewodniczyła ima Talia. Wystawną jadalnię wypełniały też długie rzędy stołów, przy których zasiadali członkowie królewskiej rady, drugie żony i dzieci króla, guwernerzy królewskich dzieci i kuzyni Szeby – synowie zmarłego brata abby. Niedługo po śmierci wuja do sali wniesiono trzy nowe stoły, które zajmowali teraz razem ze swoimi opiekunami. Perspektywa sprzątania po tych wszystkich ludziach sprawiła, że zgubiony kolczyk wzbudził w Szebie jeszcze większą irytację.

Może odmówię służącej jeszcze jednego posiłku.

— Przeczytasz to w końcu, czy nie?

Królowa przecięła ciszę swym piskliwym tonem, wbijając wzrok w zapieczętowany zwój w dłoni abby Jorama.

Szeba zamierzała zapytać, co się dzieje, ale powstrzymało ją lodowate spojrzenie imy.

— Ty przeczytaj. — Abba cisnął zwojem w królową. Jego ręka drżała, aż zabrzęczały złote pierścienie na palcach.

Zanim ima złamała pieczęć i rozwinęła pergamin, Szeba zlustrowała wzrokiem stoły królewskich strażników. Jej ulubiony brat Ozi siedział pośród ogromnych karyjskich żołnierzy. Serce zabiło jej mocniej, gdy dostrzegła zdziwienie w jego oczach. Jeśli nawet psotny Ozi zdawał się być zdenerwowany, to zwój rzeczywiście musiał zawierać niepokojące informacje.

Ima Talia parsknęła i obrzuciła abbę Jorama pogardliwym spojrzeniem. Szeba wyprostowała plecy, dumna, że znajduje się po prawicy królowej. Nie po raz pierwszy zadała sobie pytanie, czy abba zdaje sobie sprawę, jak wielkie miał szczęście, że trafiła mu się taka sprytna żona. Atalia, podobnie jak jej ima Jezabel, przed ślubem szkoliła się na kapłankę Baala, w związku z czym znała dobrze nie tylko religijne obrzędy, ale także trzy języki w mowie i piśmie.

— Tak brzmi początek listu: „Królu Joramie, zamiast podążać śladami własnego abby, króla Jozafata, albo judejskiego króla Asy, wybrałeś ścieżkę władców Izraela. Dlatego teraz lud Judy i Jerozolimy uprawia nierząd, zupełnie tak, jak kiedyś dom Achaba” — wyrecytowała Talia i rzuciła zwój na stół. — Naprawdę, Joramie. Nie zamierzam czytać dalej. Eliasz nie mógł tego napisać. Zmarł przecież dziesięć lat temu. To z pewnością zasadzka jego ucznia, Elizeusza, który próbuje cię oszukać, tak jak kiedyś zwiódł mojego brata Rama. Chce mieć kontrolę zarówno nad królem Izraela, jak i królem Judy.

Abba Joram zabrał od niej zwój i odczytał na głos resztę listu.

— „Zamordowałeś własnych braci, członków swojej rodziny, którzy w każdym względzie byli lepsi od ciebie. Teraz więc Jahwe powali potężnym ciosem twoich ludzi, twoich synów, twoje żony i wszystko, co do ciebie należy”.

Jego głos słabł przy każdym kolejnym słowie – ostatnie przeczytał szeptem.

— „Ty sam zapadniesz na ciężką chorobę, przez którą wypadną ci trzewia”.

Upuścił zwój, który opadł ze stukotem na marmurową posadzkę.

Myśli Szeby krążyły tak szybko, jak biło jej serce. Jaki prorok odważyłby się grozić królowi Judy i całemu jego domostwu? Zerknęła na imę Talię, oczekując spokoju na jej twarzy.

Zamiast tego zobaczyła na jej szyi czerwone plamy, które świadczyły o dzikiej furii.

— Obadiaszu!

Stary dostojnik dźwignął się z trudem z ławki i ruszył zgarbiony w stronę królowej, słabo powłócząc nogami.

— Do usług, królowo — powiedział, kłaniając się. Szeba zauważyła, że próbował przykryć rzadkimi włosami łyse pasmo na głowie.

Ima, która odzyskała wyraźnie panowanie nad sobą, zamruczała groźnie.

— Czy, aby na pewno, Obadiaszu? A może dalej służysz prorokom Jahwe, którym sprzyjałeś za czasów mojego abby Achaba?

Obadiasz uniósł siwą głowę, żeby spojrzeć królowej w oczy.

— To prawda, że otrzymałem ten zwój od jednego z proroków Jahwe, i dostarczyłem go mojemu panu, Joramowi. Pozostaję jednak wiernym sługą króla Jorama i jego rodziny, moja pani. Król Achab wysłał mnie do Judy, żeby ocalić mi życie – nie zamierzam go zdradzić.

— Wysłał cię do Judy, bo moja ima Jezabel planowała zamordować cię razem z resztą spiskujących proroków Jahwe.

— Dość, Atalio! Dość!

Abba Joram uderzył pięścią w stół, przewracając swój kielich z winem i strasząc wszystkich na sali. Nad jego górną wargą i na czole zebrała się cienka warstwa potu.

Obadiasz powoli powrócił do uniżonej postawy – zdawało się, że tylko jego na całej sali nie dotknęła wiadomość proroka.

Abba Joram wstał i wyciągnął dłoń ze zwojem w kierunku zarządcy pałacu.

— Spójrz na ten list, Obadiaszu. Czy to pismo proroka Eliasza, czy nie?

Fioletowa szata abby zanurzyła się w rozlanym winie. Abba tego nie zauważył, ale Szeba owszem. Na szacie pojawiła się plama, która rozlała się czerwienią, zupełnie jak krew. Czy to zły omen? Zerknęła na arcykapłana Baala – Mattana, który siedział po lewej stronie abby jako jego główny doradca. To on uczył ją czarnoksięstwa, kiedy szkoliła się na kapłankę Baala. Mówił, żeby wszędzie szukała znaków – w locie ptaka, ugryzieniach owadów, a nawet rozlanym winie – ale teraz ten łysy kapłan o świdrującym spojrzeniu zdawał się tak pochłonięty tajemniczym zwojem jak jego król.

Obadiasz wstał, sięgnął po list i dokładnie mu się przyjrzał.

— Tylko raz widziałem pismo Eliasza, ale z tego, co pamiętam, rzeczywiście wyglądało podobnie.

— Podobnie czy tak samo, człowieku? Czy mogę ufać tej wiadomości? Czy jego proroctwo się spełni?

Dostojnik oddał mu zwój z łagodnym wyrazem twarzy.

— Wierzę, że to autentyczny list, królu Joramie, ale Jahwe jest Bogiem łaskawym i miłosiernym. Czy wasza wysokość chciałby, żebym wezwał Jego arcykapłana? Amariasz pomoże królowi odnaleźć Jahwe tak samo, jak pomógł abbie waszej wysokości, królowi Jozafatowi.

— Jak śmiesz!

Ima Talia wstała z tronu i położyła na ramieniu męża zaborczą dłoń.

— Mój mąż nie potrzebuje porady od kapłana boga, który próbuje go zniszczyć! Odejdź – zanim zrobię to, co gewira Jezabel powinna była zrobić lata temu.

Obadiasz ukłonił się uniżenie i szybko oddalił, a ima posadziła abbę z powrotem na zdobionej sofie, by przy nim uklęknąć.

— Nie pozwolę, żeby ci Gileadejczycy cię zastraszyli. Nie możemy ufać prorokom z Jordanu, a ich Jahwe nie może się równać z Baal Melkartem. Walczy z bogami Kanaanu od czasów twojego abby Jozafata, ale jego władza słabnie.

Ima zerknęła w kierunku Mattana.

— Powiedz mu, że nie ma się czego obawiać.

Arcykapłan skinął głową na znak zgody. Abba się roześmiał i odezwał do zebranych w jadalni, którą spowiła niezręczna cisza.

— Zdaje się, że moja królowa pragnie ukoić resztki naszych lęków. Powiedz nam, Mattanie, dlaczego władza Jahwe słabnie?

Szeba patrzyła na rosnącą plamę na szacie abby i jego przewrócony kielich z winem. Czy Mattan nie uczył jej, że tak ponure symbole zwiastowały coś niedobrego? Jej nauczyciel i arcykapłan podniósł się jednak z zaskakującym spokojem. Skinął głową królowi i zebranym, a potem jego niski, głęboki głos odbił się echem od kamiennych ścian pałacu.

— Wielu z was pamięta, jak król Jozafat zaufał Jahwe, że pobłogosławi jego przedsięwzięcie żeglugowe z Izraelem, ale wszechmocny Baal, bóg burzy zniszczył statki Jozafata, zanim opuściły one port w Esjon-Geber.

— Tak, pamiętam! — krzyknął jeden siwy dostojnik. — Nikt nie jest silniejszy od wszechmocnego Baala!

Mattan uśmiechnął się do niego pobłażliwie, lecz wyciągnął rękę, żądając ciszy.

— Pamiętajcie też, że nawet bóg Moabu pokonał Jahwe, kiedy Elizeusz poprowadził wojska Izraela i Judy przeciwko królowi Meszy. Izrael nadal cierpi bez daniny w postaci wełny Moabu, ponieważ Jahwe nie zapewnił sobie zwycięstwa, gdy król Mesza ofiarował syna Kemoszowi.

Mattan sięgnął po kielich i uniósł go wysoko.

— Wstańcie, wszyscy i pobłogosławcie królewską parę w imię wszechmocnego Baal Melkarta!

Jadalnia rozbrzmiała okrzykami pochwał dla Jeźdźcy Chmur, ale abba zwrócił się do imy Talii i zapytał cicho:

— Co, jeśli list jest prawdziwy i Jahwe naprawdę mi cię odbierze, ukochana? Umarłbym, gdyby tak się stało.

Serce Szeby niemal stopniało. Nie słyszała, by abba wyznał miłość którejkolwiek z żon, poza imą Atalią.

Królowa ujęła twarz męża i przyciągnęła do swojej.

— Jestem córką Jezabel. Jahwe nie waży się mnie tknąć.

Zaśmiała się gardłowo i pocałowała abbę namiętnie.

Pod wpływem aplauzu ich zwykła kolacja zamieniła się w uroczystość.

— Niech żyje król Joram! — wrzeszczeli mężczyźni z każdego kąta sali. — Niech żyje królowa Atalia!

Szeba wstała i dołączyła do wiwatów, radując się uściskiem rodziców. Och, jakże bym chciała tak kogoś pocałować. Odwróciła wzrok, nie mogąc znieść rosnącego pragnienia w sercu. Bluźnisz! – skarciła samą siebie, nie pozwalając, aby ta romantyczna fantazja zakorzeniła się w jej umyśle.

Już za kilka tygodni miała zostać zainicjowana jako arcykapłanka i przysiąc wierną służbę Baal Melkartowi, na wieki ofiarując ciało tylko księciu bogów. Celibat był niską ceną za zarządzanie własną świątynią, który to zaszczyt miał spośród wszystkich arcykapłanek przypaść wyłącznie jej. Przeszła intymne szkolenie na kapłankę Asztarte, doskonale wiedząc, że nigdy nie będzie potrzebowała umiejętności uwodzenia. A jednak podczas samotnych, oświetlonych księżycem nocy, zastanawiała się często, jak wytrwa do końca życia bez miłości mężczyzny.

Przynajmniej nie będę jedną z wielu w haremie. Po imie Naam, która ją urodziła, pozostały jej tylko mgliste wspomnienia. Naama zmarła, kiedy Szeba była bardzo młoda, ale na zawsze zapamiętała łzy imy.

— Celibat jest lepszy niż życie, w którym niejednokrotnie doznajesz odrzucenia — wyszeptała, patrząc na tłum w jadalni, który stawał się coraz bardziej nieokiełznany.

Strażnicy tacy jak Ozi chwytali służące dla przyjemności, a pozostałe żony abby tańczyły, wpatrzone w króla – niewątpliwie w nadziei, że przykują jego uwagę. Abba Joram oddawał się jednak coraz bardziej namiętnym pieszczotom z ukochaną Talią.

Szeba stała zawstydzona, ze wzrokiem wbitym w nowe sandały. Czuła na sobie spojrzenie Mattana. Dlaczego go unikała? Jeśli mam zostać arcykapłanką, nie mogę się rumienić na widok swawoli. Wzięła głęboki oddech, wyprostowała ramiona i uniosła brodę. Mattan uśmiechnął się z półprzymkniętymi powiekami i delikatnie uniósł brwi, jak gdyby rzucając jej wyzwanie. Szeba spróbowała odwrócić wzrok, ale nie potrafiła. Pod wpływem coraz odważniejszego i taksującego spojrzenia Mattana jej oddech stał się bardziej urywany.

Słyszała od kapłanek Asztarte, że Mattan złamał śluby czystości, ale nikt nie był na tyle głupi, by otwarcie go o to oskarżyć. Mattan przybył do Jerozolimy jako część posagu, który Atalia otrzymała od abby Achaba, i wkrótce zdobył sobie miejsce wśród najbardziej zaufanych doradców króla Jorama. Szeba zacisnęła powieki. Zamiast zmierzyć się z okrutnym nauczycielem, wolała uciec w mrok. Nie ważyła się go obrazić. To on był kluczem do sympatii imy Talii.

Zaciskając ręce w pięści, Szeba wbiła paznokcie we wnętrze dłoni. Przestań, Szebo. Sama możesz stworzyć swoje przeznaczenie. Żaden mężczyzna nie może skraść twojej przyszłości. Powtarzała w myślach niezmordowaną mantrę imy Talii – dewizę, która otaczała każdą myśl, każde słowo i każdy uczynek Szeby, odkąd została protegowaną królowej. Kiedy ima Talia zaczęła ją szkolić, była rozpuszczonym bachorem.

Te czasy dawno minęły. Niezależna. Silna. Zdolna. Teraz to te słowa ją określały.

Dlaczego więc czuła taki niepokój, kiedy Mattan tak na nią patrzył?

Sama możesz stworzyć swoje przeznaczenie. Żaden mężczyzna nie może skraść twojej przyszłości.

Otworzyła oczy i znów dostrzegła spojrzenie Mattana. Tym razem wzięła złoty kielich, uniosła go na znak toastu i zdobyła się na odwagę, by odwrócić głowę z kpiącym uśmiechem na ustach. Ima pokazała jej, jak upokorzyć mężczyznę spojrzeniem, jednak nigdy nie odważyłaby się użyć go na Mattanie.

Kącikiem oka dostrzegła, jak arcykapłan klepie abbę po ramieniu, przerywając czułości królewskiej pary. Zaniepokoiło ją to. Czyżby ten lekceważący uśmiech okazał się zbyt niegrzeczny? Co czekało ją teraz ze strony imy? Kolejne sińce? A może, co gorsze, dni pełne milczenia ze strony kobiety, której aprobata była cenniejsza od powietrza?

Abba Joram nachylił się do Mattana, a potem wysłuchał szeptu imy Talii. Wydawał się zaniepokojony jej słowami, ale zawahał się, gdy zobaczył wyraźnie aprobujące spojrzenie Mattana.

Przyjrzawszy się twarzom ich obojga, wyciągnął ręce, żeby uciszyć tłum w jadalni.

— Aby okazać naszą pogardę dla Jahwistów, którzy pragną wpłynąć na tron Judy, postanowiłem wysłać naszego najmłodszego syna jako przedstawiciela, aby potwierdził parytetowy traktat Judy z Izraelem.

Szeba zerknęła na Oziego, którego twarz przypominała wyciosany kamień. Nienawidził polityki, czego dowodził fakt, że zamiast bezpiecznego kapłaństwa w ufortyfikowanym mieście, jak to było w przypadku pozostałych synów imy Talii, wybrał służbę w królewskim wojsku.

Abba Joram wydawał się ślepy lub obojętny na niezadowolenie Oziego.

— Książę Ozi stanie na czele oddziału Karyjczyków eskortujących moją ukochaną małżonkę, która zażyczyła sobie odwiedzić w Jizreel swoją imę, gewirę Jezabel.

Uniósł kielich wypełniony świeżym winem w kierunku Oziego, ale czarujący książę odpowiedział mu niechętnym toastem.

Ima Talia dźgnęła lekko abbę i znów coś do niego wyszeptała. Król odchrząknął i skupił swoją uwagę na Szebie.

— A ty, moja droga, pojedziesz razem z imą. — Na jego przystojnej twarzy pojawił się szelmowski uśmiech. — Niech bogowie ci dopomogą.

Szeba jęknęła z zachwytu. Ima skarciła to naruszenie etykiety pogardliwym spojrzeniem.

Tłum zaczął szeptać. Szeba usłyszała zniecierpliwione pomruki strażników, którzy znów przyciągali do siebie służące. Dlaczego mężczyźni byli tacy dzicy?

Abba Joram się zaśmiał i wyciągnął dłoń, oddając głos Mattanowi.

— Widzę, że nasz wieczór zaostrzył wasze apetyty na świętowanie, ale pozwólcie najpierw, żeby służące zaserwowały wieczerzę.

Niezadowolenie ludu groziło opóźnieniem wspaniałego posiłku, którego aromat docierał z holu. Wesoły Mattan rzekł:

— Spokojnie, przyjaciele! Jeszcze dziś wieczorem otworzymy bramy świątyni na specjalne ofiary z kapłankami Asztarte.

Mężczyźni z radosnymi okrzykami wypuścili służące do pracy. Mattan znów uniósł kielich, sygnalizując, że nadszedł czas na podanie kolacji.

Szeba zerknęła na Oziego – jego wcześniejsze zaniepokojenie zastąpił teraz pewny siebie uśmiech. Jako najmłodszy z synów Jorama i Atalii, Ozi mógł wybrać własną przyszłość i zdecydował się na los żołnierza. Był równie wysoki, jak najemni wojskowi, a ze sztyletem radził sobie lepiej niż większość z nich. Ozi i Szeba zawsze byli ulubieńcami królowej – ,,wybranymi”, jak nazywali ich pozostali synowie Atalii. W przeciwieństwie do Szeby, bracia Oziego nie doceniali roli kapłanów Baala i nie podzielali jej oddania dla idei czystości.

Ima Talia delikatnie ujęła dłoń Szeby.

— Cieszysz się, że poznasz wreszcie gewirę Jezabel, córko?

Szeba miała ochotę zapiszczeć z radości i uścisnąć imę. Zamiast tego spojrzała jednak w jej przenikliwe oczy i skinęła lekko głową.

— Cieszę się za każdym razem, gdy mogę wykonać rozkaz waszej wysokości, królowo.

Ima uśmiechnęła się z aprobatą. Szacunek. Stosowność. Uległość. Kiedy ludzie wokoło spełniali jej oczekiwania, królowa Talia była łagodna jak owieczka.

2

Ich stanowisko bowiem polegało na tym, że jako przyboczni potomków Aarona służyli w świątyni Pańskiej, na dziedzińcach, w komnatach, przy oczyszczaniu wszystkiego, co poświęcone, i w pracach przy obsłudze świątyni Pańskiej.

1 Krn 23, 28

Jojada ukoił wysuszone gardło ciepłym, miodowym winem i przyjrzał się Amariaszowi – arcykapłanowi i swemu staremu przyjacielowi. Z ciężkimi powiekami i kiwającą głową wyglądał na wycieńczonego. Być może uda mu się zdrzemnąć przed spotkaniem.

Spotkanie. Jahwe, czy przyślesz nam wystarczająco dużo kapłanów i Lewitów? Każdego tygodnia zadawał sobie to samo pytanie. Coraz mniej mężczyzn z przyległych wiosek zgłaszało się do służby w Świątyni, przez co te same obowiązki spadały na coraz mniejszą grupę pracowników. Wszyscy walczyli ze zmęczeniem.

Wszystko zaczęło się psuć lata temu, kiedy król Jozafat odwiedził miasta Judy, aby mianować Lewitów na sędziów i skrybów. Po powrocie do Jerozolimy ustanowił główny sąd z dwoma sędziami najwyższymi. Od tamtej pory orzeczenia w sprawach świątynnych wydawał arcykapłan, a w sprawach państwa – judejski przywódca plemienny. Jozafat zamierzał ograniczyć władzę swojego następcy – obecnego króla Jorama – ale te radykalne zmiany wymagały wzmożonej służby od kapłanów i Lewitów.

Za rządów króla Jozafata Joram i jego żona sprytnie przemycali kult Baala do niektórych uroczystości na cześć Jahwe, lecz po śmierci Jozafata, który odszedł sześć lat temu, zapomnieli o wszelkich subtelnościach. Wszystkie ważne miejsca zanieczyszczały teraz pogańskie ołtarze, a oddanie Jahwe słabło w obliczu obietnic Baala, który oferował wolność i przyjemności.

Jak sprawić, żeby ludzie znowu zaczęli Cię czcić, Jahwe?

Amadiasz drgnął, jakby słyszał modlitwę Jojady, który sięgnął przez stół, aby całkowicie go rozbudzić.

— Gotowy, przyjacielu?

Amariasz podniósł się z niepewnym uśmiechem.

— Zakładam, że Lewici odłożyli już swoje harfy i liry. Zastanawiam się, dlaczego Jahwe nie zawarł w instrukcjach dla Dawida uporządkowanego planu pracy na każdy tydzień?

Zaśmiał się, najwyraźniej rozbawiony własnym żartem, i rozciągnął plecy, a jego kości zaczęły strzelać jak kamienie pod nowymi sandałami.

Jojada poderwał się ze swojej poduszki w kierunku niskiej sofy Amariasza. Wyciągnął rękę.

— Pozwól, że ci pomogę.

Amariasz popatrzył na zaoferowaną dłoń, chwycił ją i obrócił, przyglądając się gładkiej, brązowej skórze Jojady. Potem spojrzał na własne powykręcane palce i poprzetykaną niebieskimi żyłami dłoń.

— Jak to możliwe, że jesteś prawie tak stary, jak ja, a jednak wyglądasz na połowę młodszego?

Jojada uśmiechnął się i nabrał oddechu, żeby odpowiedzieć, ale Amariasz dodał:

— I ile zwierząt dzisiaj poświęciłeś? Nie pytam o ofiary, które nadzorowałeś. Chcę wiedzieć, ile zwierząt ty sam złożyłeś na ołtarzu.

Jojada odpowiedział mu kpiącym uśmiechem. Amariasz nie uwierzyłby, gdyby usłyszał, ile ich było. Tego dnia ofiarował Jahwe trzy byki, pięć baranów i piętnaście owieczek. Kroku dotrzymywał mu tylko jeden, bardzo młody kapłan.

— Chcesz wiedzieć, dlaczego wyglądam młodziej niż ty?

Arcykapłan zmarszczył czoło. Jojada wiedział, że wzbudził jego zainteresowanie.

— Bo pomocnicy kapłanów lubią mnie bardziej od ciebie i dają mi na wieczerzę najlepsze kąski z ofiary.

Amariasz zarechotał, jak zwykle pogodny, i złapał wyciągniętą rękę Jojady.

— Cóż, chodźmy sprawdzić, czy ci pomocnicy przygotowali wszystko na nasze spotkanie. — Położył dłoń na ramieniu przyjaciela, wspierając się na nim lekko. — Pewnego dnia zostaniesz arcykapłanem, przyjacielu.

— Co? Jestem twoim zastępcą, a zastępców nigdy nie mianuje się na arcykapłanów — wybieramy młodszych, Amariaszu. Sam zauważyłeś, że prawie dorównuję ci wiekiem. Arcykapłan musi służyć przez całe pokolenie. Nie miałoby to sensu, gdybym…

— Spełniasz wszystkie wymagania, Jojado. Jesteś pierworodnym. Jesteś kapłanem z linii Aarona i rodziny Zadoka.

— Ale jestem stary! — zaprotestował Jojada, gdy wyszli z komnaty Amariasza na wewnętrzny dziedziniec świątyni.

Kilku przechodzących Lewitów spojrzało na nich z ukosa, więc najwyżsi kapłani natychmiast odzyskali nad sobą panowanie i skinęli im z szacunkiem głowami.

— Tak, jesteś stary — wyszeptał Amariasz, czekając, aż Lewici znajdą się w bezpiecznej odległości. — Ale Pan obdarzył cię tym samym duchem, co Mojżesza, Jozue i Kaleba. Podobnie jak ci ojcowie na pustkowiu, ty również zachowałeś zdrowie i hart niespotykany w twoim wieku. Jahwe nie oferuje takiego błogosławieństwa, jeśli nie ma w tym celu – świętego powołania.

Jojada zarumienił się ze wstydu.

— Jak mógłbym być arcykapłanem Jahwe? Moja żona, niech Pan błogosławi duszę Anny, nigdy nie porodziła nam dziecka w przeciągu czterdziestu lat małżeństwa. Skoro nie nadaję się na abbę, jak mogę nadawać się na arcykapłana?

— Nasz dobry król Jozafat pokazał, że linia potomków nie zapewnia Bożego błogosławieństwa. Był wiernym królem, z całego serca szukał Jahwe i miał siedmiu synów. Gdy zmarł, jego pierworodny wymordował jednak wszystkich sześciu braci, a teraz trzyma bratanków w pałacu niczym niewolników, by nie dopuścić do ich zemsty. To my, kapłani, musimy zadbać o to, aby światło potomków Dawida nadal opromieniało tron Judy.

Jojada poczuł, że rośnie w nim gniew – jak za każdym razem, kiedy dyskutował z Amariaszem o obecnym królu Judy. Zmierzając do wielkiej galerii za Świątynią, minęli mosiężny ołtarz i brązowe kadzie. Jojada zerknął do tyłu, żeby sprawdzić, czy ktoś może ich podsłuchać.

— Król Joram jest potomkiem Dawida tylko z imienia. Kiedy zamordował z zimną krwią braci – kochających ojców i mężów – naraził Judę na niebezpieczeństwo. Bracia Jorama podążali za Jahwe i…

— Właśnie dlatego zginęli.

Jojada pomasował sobie kark.

— Zginęli przez swoją wierność, ale to dzięki ich przywództwu granice Judy pozostawały bezpieczne. Kiedy Joram mianował na zarządców swoich bałwochwalczych, rozpuszczonych synów, osłabił tym samym ufortyfikowane miasta, co osłabiło cały naród; wojsko, kult i morale. Jak możesz go tolerować, Amariaszu?

Arcykapłan przystanął i zaciągnął Jojadę do jednego ze schowków w północnej galerii. Również wyjrzał na korytarz, żeby sprawdzić, czy są sami.

— Toleruję króla Jorama, bo chcę pokazać naszemu krnąbrnemu królowi, że zawsze może odnaleźć Jahwe. Obaj pamiętamy, jakim był chłopcem – zanim trafił w sidła Atalii. Znaliśmy jego abbę Jozafata i wiemy, jak bardzo starał się nauczyć syna, a razem z nim cały naród Judy, pobożności. Joram nigdy nie zabiłby braci, gdyby nie nikczemny wpływ Atalii. Teraz to jej synowie budują świątynie w ufortyfikowanych miastach, którymi zarządzają, a Joram wznosi wysokie miejsca na każdym pagórku.

Wyprostował się, poprawił napierśnik i przybrał spokojniejszy ton.

— Póki co, Jojado, Jahwe każe nam czekać.

— Na co? — Krzyk Jojady odbił się echem od komnaty.

Amariasz uniósł karcąco brew, przypominając Jojadzie o swoim autorytecie arcykapłana. Skutecznie.

Jojada nabrał powietrza, zamknął oczy i odzyskał nad sobą panowanie.

— Na kolejną niszczycielską decyzję króla Jorama? Jak wojna podczas rebelii Edomu? Król i jego dowódcy ledwie uszli z życiem, a my straciliśmy w walce, która nie powinna była mieć miejsca, trzecią część najlepszych żołnierzy Judy. Gdyby Joram nie zabił swoich braci, Edom nie wszcząłby buntu.

— Na próżno gdybasz, przyjacielu. Czekamy, aż Jahwe wyjawi nam Swoją decyzję przez Urim i Tummim (starożytne kamienie arcykapłana, które służyły do objawiania Boskich wyroków).

Amariasz poklepał się po świętym napierśniku, wskazując na dwa ukryte w nim kamienie.

— Jahwe przemawia przez nie od czasów Aarona. Czekamy, aż pojawi się pytanie, na które będziemy mogli odpowiedzieć: tak albo nie, czarne albo białe, winny albo niewinny.

Jojada westchnął, zmęczony do szpiku kości i zaniepokojony pytaniem, które majaczyło mu w umyśle. Czy Urim i Tummim nigdy się nie mylą?

— Widzisz, przyjacielu? — Ścisnął ramię Amariasza i wyprowadził go z bocznej komnaty, nie chcąc wyjawić swoich wątpliwości. — Posiadasz mądrość, która czyni cię o wiele lepszym arcykapłanem niż ja kiedykolwiek mógłbym być.

Ruszyli korytarzem ku tyłom galerii – jedynej części kompleksu Świątyni, która była na tyle duża, że mieściła kapłanów i Lewitów przydzielonych do pracy na dany tydzień; czasami nawet do tysiąca osób. Słudzy Jahwe czekali tam na wyznaczenie zadań, lecz to, co zwykle przypominało brzęczenie w pszczelim ulu, dziś brzmiało w rozległej przestrzeni głośniej niż echo w grobowcu.

Zdumione spojrzenie Amariasza wyrażało to samo, co słowa Jojady.

— Gdzie są wszyscy pozostali?

Stali, gapiąc się na czterystu ludzi, którzy kończyli pracę z poprzedniego tygodnia, i stu nowych, którzy zgłosili się do służby na kolejny tydzień.

U szczytu rządów króla Jozafata jego cenzus kapłanów i Lewitów wynosił trzydzieści osiem tysięcy mężczyzn powyżej trzydziestego roku życia. Każdy kapłan był Lewitą, zrodzonym z plemienia Lewiego, ale nie wszyscy Lewici byli kapłanami. Kapłani, bezpośredni potomkowie brata Mojżesza, Aarona, składali ofiary przed Panem i podzielili się na dwadzieścia cztery rodziny. Lewici, podzieleni na trzy klany, służyli jako muzycy, stróże i skrybowie.

Jojada znał większość przywódców rodzin i ich synów. Rzut okiem na salę zdradził mu, że do służby zgłosiło się dziś więcej Lewitów niż kapłanów, ale i tak przeczuwał problemy z zebraniem pełnego chóru muzyków.

Uniósł dłoń, by uciszyć lud.

— Cisza! Cisza!

Mężczyźni odpowiedzieli na jego żądanie posępnymi minami. Większość sług Jahwe żyła na małych pasmach ziemi rozsianych po całym terytorium Judy i traktowała swoje pięć tygodni w Świątyni jako pewnego rodzaju coroczny zjazd rodzinny. Powodem ich reakcji było bez wątpienia rozczarowanie.

— Gdzie reszta? — Piskliwy głos Amariasza odbił się echem.

Ludzie tuż przed nim patrzyli na swoje stopy, na sufit, na ściany – wszędzie, tylko nie w życzliwe oczy łaskawego przywódcy. Jojada nachylił się do Amariasza, próbując zapanować nad paniką, która go ogarnęła.

— Wiedziałem, że od czasu napięcia z Edomitami liczba naszych sług maleje, ale teraz mamy poważny problem. Co zrobimy?

Amariasz wystąpił naprzód, ignorując pytanie Jojady.

— Dziękuję, bracia, za waszą gorliwą i sumienną służbę Jahwe. Czy ktokolwiek z was zna powód, dla którego pozostali kapłani i Lewici nie mogli dziś do nas dołączyć?

Oskarżycielskie głosy rozległy się ze wszystkich zakątków sali; wściekli kapłani i bracia Lewici zaczęli wymachiwać rękoma, aby podkreślić swoje zażalenia.

Amariasz uniósł obie ręce.

— Po kolei, bracia. Proszę, po kolei.

Wysoki i szczupły Lewita z Tekoi wystąpił do przodu jako rzecznik grupy. Zwykle był cichym mężczyzną, ale teraz jego twarda skóra przypominała kolorem czerwoną ziemię z rodzinnego miasta.

— Moi bracia i bratankowie zostali w domu, aby chronić rodziny przed atakiem. Oddziały judejskie nie robią w Tekoi nic poza piciem wina i oddawaniem tak zwanej czci ze świątynnymi prostytutkami Baala.

Jego pobratymcy zaczęli krzyczeć, zachęcając Lewitę, by mówił dalej.

— Wojsko Judy zauważyłoby atak dopiero wtedy, gdyby rabusie napadli na ich zapasy wina.

— Czy wasi bliscy również nie pojawili się w Świątyni z tego powodu? — zapytał Amariasz, krzycząc do tłumu, który zaczął entuzjastycznie przytakiwać. Znów wyciągnął ręce, aby uciszyć mężczyzn. — W takim razie bracia, ciężar i zaszczyt służby spada tylko na nas. Będziemy musieli pracować ciężej, ale nasza służba będzie weselsza, bo pełnimy ją z własnej woli.

Pogoda ducha Amariasza ukoiła złość ludu. Służba będzie weselsza, bo pełnimy ją z własnej woli. Słowa arcykapłana sprawiły, że oburzenie na twarzach mężczyzn pierzchło jak jesienne liście pod wpływem wiatru. Jak to możliwe, że jego serce pozostawało tak czyste po tylu latach służby?

Zachwycony Jojada sięgnął po koszyk z losami, aby zacząć przydzielanie zadań. Pierwszy z nich zawierał większe kamyki z symbolami lewickich klanów, a w pozostałych znajdowały się kamienie z imionami mężczyzn stojących na czele poszczególnych rodzin.

— Zgodnie z Prawem Mojżesza — zaczął Jojada — Jahwe przydzieli teraz każdemu z was zadania w ramach tygodniowej służby w Jego sakralnej Świątyni.

Odetchnął głęboko, przygotowując się na długie posiedzenie. Przy tak wielkich brakach w ludności proces przypisywania zajęć mógł trwać całe godziny.

Skryba przyłożył rysik do pergaminu, by zanotować na nim wynik losowania .

— Pieczenie świętego chleba przypada w tym tygodniu na klan Nadaba oraz rodziny Harima i Seorima.

Mężczyźni zaczęli mruczeć, omawiając swoje zajęcia na nadchodzący tydzień. Przycinanie knotów, pieczenie chleba, strojenie harf, wybieranie Psalmów, planowanie porannych i wieczornych ofiar – wszyscy zostali wezwani do służby. Dłoń Amariasza ani razu nie wylosowała imienia kapłana albo Lewity, którego nie było na sali. Po przydzieleniu ponad połowy obowiązków wszyscy zdali sobie sprawę z cudu, jaki się między nimi rozgrywał, i zamilkli w zachwycie. To Jahwe, znając imię każdego z nich, wybierał swoich ludzi do pracy.

Po zakończeniu losowania Amariasz, ze łzami cieknącymi po pomarszczonych policzkach, krzyknął:

— Jak możemy Ci dziękować, o Panie? Posłużyłeś się zwykłymi losami, żeby zademonstrować swoją świętą obecność i udowodnić, że to Ty wybierasz każdego z nas z imienia. Niech Twój przytłaczający majestat zmiażdży Twoich wrogów i doda sił Twoim kapłanom. Obyśmy służyli Ci godnie i wiernie strzegli Twojego przymierza przez wszystkie wieki.

Jojada stał obok przyjaciela i arcykapłana w pełnym czci milczeniu. Jeszcze chwilę temu podważał wiarygodność świętych Urim i Tummim, a teraz zobaczył, jak Bóg przemawia do nich przez zwyczajne kamienie. Być może Jahwe jest bardziej osiągalny niż sądziłem.

3

Wstał więc o świcie (...) Gedeon, wraz z całym zgromadzonym ludem i rozbił obóz u źródeł Charod. (...) Pan rzekł do Gedeona: Zbyt liczny jest lud przy tobie, abym w jego ręce wydał Madianitów (...). Wobec tego tak wołaj do uszu ludu: Ten, który się boi i drży, niech zawróci ku górze Gilead.

Sdz 7, 1-3

Szeba od świtu do zmierzchu podskakiwała i kołysała się na grzbiecie galopującego wielbłąda. Teraz czekał ją kolejny dzień tortury. Uratuj mnie, książę Baalu. Była pewna, że podziemie Mota było miejscem, z którego pochodziły, i do którego trafiały wszystkie wielbłądy. Cuchnące, plujące i obrzydliwe stworzenia – miała wielką nadzieję, że nigdy więcej nie będzie musiała na nich jeździć.

Czy od publicznego ogłoszenia podstępu abby, który miał na celu przypieczętować traktat Judy z Izraelem, naprawdę minęły tylko dwa dni? Wszyscy wiedzieli, że umowa między narodami opierała się na małżeństwie abby z królową Atalią – tak jak lata temu traktat między Izraelem i Fenicją został ustanowiony na mocy małżeństwa królowej Jezabel i króla Achaba.

Wystarczył jeden podszept imy na bankiecie, żeby abba zainicjował podróż do Jizreel, nie marnując czasu na pożegnania. Przed świtem kolejnego dnia przekonał Oziego do współpracy z czarnym wierzchowcem z Egiptu i zaledwie kilka chwil później udzielał mu instrukcji przy północnej bramie Jerozolimy.

— Im szybciej dotrzesz do Jizreel, tym mniej kłopotów napotkasz po drodze.

Obecność wszystkich królewskich regaliów abby świadczyła o tym, że nie spał już od dłuższego czasu – być może sam zajmował się wyborem konia dla syna.

— Spiesz się i wymieniaj konie w każdym ufortyfikowanym mieście. Po nocy w Tirsie powinieneś dotrzeć do Jizreel w południe dnia następnego. Czarnego wierzchowca odbierzesz w drodze do domu.

Król Joram często szafował drogimi prezentami, aby ukoić temperament dzieci, ale Ozi nadal był podekscytowany, że będzie przedstawicielem abby w Izraelu.

— Co z imą i Szebą? Sądziłem, że podróż z kobietami zajmie cztery lub pięć dni.

— Jeśli twoja ima weźmie wielbłąda, zajedzie do Aramu i z powrotem przed zachodem słońca. A o Szebę niech już się troszczy sama.

Mrugnął konspiracyjnie do żony, lecz zaraz przybrał poważny wyraz twarzy i rozkazał Oziemu podejść bliżej. Szeba żałowała, że usłyszała ostrzeżenie abby.

— Miej oczy dookoła głowy, synu. Rana po buncie Moaba nadal się nie zagoiła, a prorocy Jahwe poczynają sobie coraz śmielej. Atak Arama na Samarię dobiegł końca, ale niebezpieczeństwo nie minęło, a ty jesteś odpowiedzialny za mój najcenniejszy skarb.

Uderzył zad wierzchowca i Ozi wraz z połową królewskiej straży ruszyli pędem przez północną bramę.

Drugiego dnia podróży Ozi, na grzbiecie czwartego już konia, zgodnie z instrukcjami abby, nadal pozostawał nieustraszonym przywódcą. Trzecia część Karyjczyków Oziego eskortowała imę Atalię, która jechała w swojej lektyce z odsłoniętymi zasłonami. Taki sam kontyngent osłaniał wielbłąda Szeby. Szeba opuściła tylną kurtynę, żeby Mattan, który jechał tuż za nią, nie mógł jej oglądać podczas podróży. Pozostałe oddziały Oziego pełniły straż boczną, chroniąc podróżnych przed rabusiami, dzikimi bestiami i tymi okropnymi prorokami Jahwe. Karawana zatrzymała się wczoraj w Betel, Szilo i Sychem, aby zwierzęta mogły zażyć odpoczynku, a ludzie posilić się chlebem i twardym serem. Szeba zapytała, czy mogłaby udać się na targ, ale brat i ima obrzucili ją w odpowiedzi karcącymi spojrzeniami.

Gdy zeszłej nocy dotarli do Tirsy bramy miasta były już zamknięte. Ima Atalia rozkazującym tonem krzyknęła:

— W imię gewiry Jezabel i króla Jorama, otwórzcie bramy!

Ozi przypomniał jej, że powinna była rozpocząć od imienia wuja Rama. Mimo to strażnicy natychmiast wysłuchali jej rozkazu. A potem tak głośno, by wszyscy słyszeli, dodała:

— Jeśli ktokolwiek z mojej świty nie zbudzi się jutro na czas, zostanie tu z tymi wybornymi żołnierzami, dopóki nie wrócimy po nich w drodze do Jerozolimy – o ile do tego czasu mu przebaczę.

Kiedy tylko na wschodnim niebie pojawiły się pierwsze smugi różu, cała karawana judejska – i stróże z Tirsy – stawili się więc sumiennie przy bramie.

Szeba uśmiechnęła się na to wspomnienie. Ima była silną i wpływową kobietą. Ludzie czuli przed nią lęk i darzyli ją szacunkiem, bo wiedzieli, że nie rzucała słów na wiatr. Gdy zostanę arcykapłanką we własnej świątyni, ja też będę posiadała podobną władzę.

Ima Talia smagnęła wielbłąda biczem. Sunęła w rytm jego długich kroków. Przez cały czas utrzymywała to samo tempo; raz po raz uderzając zwierzę. Natomiast Szeba wprost przeciwnie. Czuła się jak ziarno pszenicy w ręcznym młynku a nie jak księżniczka zmierzająca na spotkanie z gewirą Jezabel .

Wiedziała jednak, że nie powinna narzekać. Ima zbyt dobrze radziła sobie z pejczem. Sińce na rękach Szeby wreszcie zaczęły schodzić. Akurat w sam raz, żeby narobić sobie nowych przez te przeklęte wielbłądy. Wcześniej jechała na nich tylko raz – podczas krótkiej wyprawy do leczniczych źródeł w południowej Judzie. Dałabym tysiąc szekli za chwilę orzeźwienia w wodach El Gedi.

Nagle poczuła, że ma dość własnego narzekania. Dlaczego jęczała tyle przez głupiego wielbłąda? Wyprostowała ramiona i spojrzała z szacunkiem na imę, kobietę, która nauczyła ją, jak się ubierać, jak mówić i jak jeść w stylu prawdziwej królowej. Dziś Szeba miała poznać kobietę, która tego samego nauczyła imę Talię. Moje mięśnie się zagoją tak samo jak sińce. Mocno podekscytowana pacnęła wielbłąda, naśladując jeździeckie techniki imy Talii.

Skręciwszy, po raz pierwszy ujrzała Dolinę Jizreel.

— Jaka piękna — westchnęła.

Dudnienie zwierzęcych kopyt zagłuszyło jej słowa. Szeroka, zielona równina rozciągała się między górami po lewej stronie i łagodnie opadającymi wzgórzami po prawej. Sady i gaje pełne późnozimowych fig wyrastały z głębokiej, czarnej gleby, nad którą unosił się piękny aromat migdałowych pąków. Przemierzanie doliny w takim tempie wydawało się niemal profanacją.

— Chodź, Szebo!

Słysząc wołanie imy Talii, Szeba spróbowała skierować jednogarbną bestię w stronę królowej.

Spoglądając w prawo, dojrzała zagajnik drzew i rozpościerające się za nim obwarowane miasto ze strzelistą wieżą. Zdawało się, że ima Talia wskazuje na oazę i krzyczy coś do Oziego. Szeba miała nadzieję, że królewscy strażnicy wezmą od niej lejce i zaprowadzą ją na miejsce.

Na jej szczęście cały pochód wkrótce zwolnił, a ona z ulgą zauważyła, że istotnie zmierzali do kępy zieleni, która skrywała przepiękne, naturalne źródło. Nie równało się ono z En Gedi, ale krystalicznie czysta woda spadająca kaskadą ze skał tworzyła naturalne fontanny wokół głębokiego, przejrzystego basenu.

— To źródło Gideonu! — krzyknął Ozi, zeskakując z konia, i jako pierwszy rzucił się w kierunku zapraszających wód. — Spójrz, Mattanie! Saba Jozafat opowiadał mi historie o Gedeonie, o tym, jak Jahwe zmiażdżył tu jego armię, mając po swojej stronie zaledwie trzystu żołnierzy.

Po kilku wysokich podskokach nad pszeniczną trawą Ozi znalazł się przy źródle, czekając na arcykapłana Baala.

— Podobno Jahwe odniósł wówczas zwycięstwo nad Madianitami.

Mattan ześlizgnął się ze swojego wielbłąda i ruszył śladem Oziego przez trawiaste bagno.

— Tak jak większość historii o Jahwe, to tylko legenda, panie, umocniona przez lata ciągłego opowiadania. Żadna armia trzystu żołnierzy nie miałaby szans w starciu z całym narodem.

Szeba czekała niecierpliwie, aż główny pasterz pomoże jej zejść z wielbłąda, ale jej złość nie dorównywała furii imy Talii. Królowa sama zeszła na ziemię, lecz Ozi i Mattan całkowicie ją zignorowali. Co gorsze, ruszyli do źródła, zostawiając ją z tyłu. Teraz przybrała swoją waleczną pozę. Stopy wbite w ziemię. Ramiona skrzyżowane na piersi. Mattan i Ozi mieli zapłacić za swoją zniewagę.

Niech bogowie pomogą im obu. Szeba uśmiechnęła się złowieszczo.

Ozi rozpiął pas, a Mattan zdjął turban z ogolonej głowy.

— Ani się waż. — Zabroniła ima Talia lakonicznie.

Obaj mężczyźni zastygli. Znieruchomieli. Oniemieli.

— To ja i Szeba mamy pierwszeństwo do źródła.

Mężczyźni wymienili między sobą zawiedzione spojrzenia i wrócili do zwierząt.

— Oczywiście, imo. Wybacz.

Ozi pochylił głowę i przystanął obok królowej, kładąc jej dłoń na ramieniu.

— Zanim wejdziecie, chętnie sprawdzę dla was, czy w wodzie nie ma węgorzy.

Serce Szeby podskoczyło jej do gardła, lecz ima tylko pchnęła ramię Oziego. Książę prawie się przewrócił, ale wybuchnął śmiechem.

— Jeśli jakiegoś znajdę, pokażę go wam! — odkrzyknęła ze śmiechem w stronę mężczyzn, którzy spieszyli ku wielbłądom.

Ozi zawsze jako jedyny potrafił załagodzić gniew imy.

Jeden ze służących wreszcie pomógł Szebie zejść na ziemię. Dziewczyna rzuciła się pędem przez trawę, zarzucając imę pytaniami.

— Czy to Jizreel tam w oddali? Widziałam strażnicę. Czy to tam mieszkałaś jako dziewczynka? Jeśli to faktycznie jest Jizreel, dlaczego zatrzymaliśmy się tutaj, skoro jesteśmy tak blisko…?

Nagły plusk wody sprawił, że zamilkła. Dwie służące Atalii rozciągnęły obok źródła wielkie białe płótno.

— Co robisz, imo?

Szeba zerknęła na Oziego i Mattana, ale oni byli odwróceni do niej plecami. Najwyraźniej nikogo poza nią nie dziwiło, że królowa Judy brała kąpiel pośród karawany.

Ima Talia chichotała jak panienka, chlapiąc wodą i wołając Szebę zza parawanu.

— Biorę kąpiel, Szebo, i ty też zaraz do mnie dołączysz. Powiedz swoim służącym, żeby przyniosły drugie płótno i olejki. Dziś poznasz Jezabel, córkę króla Etbaala, kapłankę Baala, żonę króla Achaba, gewirę króla Jorama. To groźna kobieta, Szebo, dlatego przed spotkaniem z nią potrzebujesz, aby Źródło Gideonu dodało ci odwagi.

Choć służące wykonały posłusznie rozkaz imy, Szeba nie przestawała się wahać, ciągle zerkając na mężczyzn ustawionych w rzędzie obok zwierząt. Mattan oglądał się przez ramię, żując w ustach źdźbło trawy. Po plecach Szeby przebiegł znajomy dreszcz. Znów spojrzała na źródło, aby upewnić się, że białe płótno rzeczywiście zakrywa imę. Zanim opuściła ją odwaga, zdjęła sandały i zostawiła je na trawie. Służące rozpostarły materiał i ruszyły za nią, a Szeba wbiła wzrok w miękką glebę, na paluszkach zakradając się do wody.

— Chodź, Szebo! Wskakuj! Weź sobie to, na co masz ochotę! Na początku woda wydaje się zimna, ale dołącz do mnie! Nie pożałujesz.

Szeba zamknęła oczy i zanurzyła się w wodzie po pas, czując pod stopami śliskie, pokryte mchem kamienie. Wciągnęła powietrze, zachichotała i otworzyła oczy – a wtedy zobaczyła imę.

Atalia miała na sobie jedynie gładką tunikę; jej włosy były mokre, rozplecione i poprzetykane siwizną. Nie nosiła na twarzy pudrów i farb, a delikatne zmarszczki wokół oczu i ust podkreślały tylko jej niesłabnącą urodę. Szeba patrzyła na najpotężniejszą kobietę, jaką znała, po raz pierwszy widząc ją tak ludzką.

— Gapisz się, Szebo.

Uśmiech imy był równie ostry, co krzemienny nóż. Wyciągnęła rękę, przyciągając do siebie Szebę i powiedziała cicho:

— Od dziś nie będziesz już na mnie patrzyła tak, jak wcześniej, maleńka. Podejdź bliżej, żebyśmy mogły pomówić o tym, co ważne.

Szeba przesunęła nogami po śliskim dnie i znalazłszy się u boku imy, zgięła kolana, żeby spojrzeć jej w oczy, dobrze wiedząc, jakim brakiem szacunku było patrzenie na królową z góry.

Ima uścisnęła jej ramiona – wydawała się cieszyć ich bliskością.

— Jezabel uczyła mnie tak samo, jak ja ciebie, żebym zaakceptowała przeznaczenie królowej, zaszczyt, który uczynił nam książę Baal Melkart. Gewira zaczęła jako kapłanka, potem została królową, a kiedy król Achab zmarł, została imą księcia Rama – Królową Matką Izraela. Dziś oceni, czy jesteś godna zaufania. Nie zawiedź mnie.

Sięgnęła po długi warkocz wystający spod nakrycia głowy Szeby i pociągnęła za niego, całkowicie zanurzając księżniczkę pod wodą. Potem ją puściła

Woda napłynęła Szebie do nosa – kiedy się z niej wynurzyła, zaczęła parskać, kaszleć i ocierać oczy.

— Imo! Dlaczego to zrobiłaś? Nie zawio…

Talia złapała Szebę za ramiona, żeby podtrzymać ją na śliskich kamieniach i otarła łzy z jej oczu. Znów przyciągnęła córkę do siebie, ogrzewając swym ciałem w zimnej wodzie, a jej czuły uśmiech i lśniące spojrzenie zdawały się niemal psotliwe. Szeba zanurzyła się w uścisku imy Talii, zasłuchana, zbierając się na odwagę.

— Widzisz, jak szybko wszystko się zmienia, Szebo? W jednej chwili rozmawiamy, a w drugiej niemal toniesz. — Zaśmiała się śpiewnie i przyjemnie, przez co Szeba rozluźniła się i skinęła głową. — Ozi nazwał ten zbiornik Źródłem Gideonu, ale czasami mówi się też o nim, że to Źródło Drżenia. To tutaj ima Jezabel przyprowadziła mnie jako dziecko, żebym zobaczyła, że nie muszę bać się wody.

Delikatnie zdjęła nakrycie głowy Szeby i pogłaskała ją po włosach, a potem przycisnęła ją sobie do piersi, pogrążając się we wspomnieniach.

— Ale ty nie boisz się wody, prawda, moja mała księżniczko?

Szeba potrząsnęła głową.

— Nie — ciągnęła ima — bo wszystkie swoje skarby nauczyłam pływać w wodach En Gedi. Gewira Jezabel pokazała mi jeszcze jeden powód, dla którego nie powinnam się bać. Chcesz wiedzieć, czemu niczego się nie lękam?

— Niczego?

Szeba uniosła głowę, zdumiona.

— Tak, Szebo. Gewira Jezabel powiedziała, że dopóki jej słucham, nie ma ani jednej rzeczy, której musiałabym się obawiać.

Bez ostrzeżenia zwaliła Szebę z nóg i znów wtrąciła jej głowę pod wodę, tym razem trzymając ją tam tak długo, aż wreszcie spanikowana córka zaczęła się miotać.

Po kilku chwilach – które Szebie zdawały się niemal dniami – ima wyciągnęła ją na powierzchnię, trzymając obiema rękami za szyję. Szeba przerażona łapała powietrze i szlochała.

— Imo, proszę. Przestań. Dlaczego…

— Co się dzieje?

Ozi odepchnął służące na bok, ale zatrzymał się na widok imy i siostry.

— Nie, imo. Zostaw ją.

Zanosząc się cichym płaczem, Szeba utkwiła wzrok w wodzie, ale ima spojrzała hardo na Oziego.

— Przygotowuję twoją siostrę na spotkanie z gewirą, synu. Idź, zajmij się zwierzętami. Kiedy skończymy, będziecie mogli z Mattanem zażyć kąpieli. Ty także musisz być nieskazitelnie czysty, gdy staniesz przed gewirą Jezabel.

Ozi rzucił siostrze bezradne spojrzenie i oddalił się w stronę mężczyzn. Służące trwały w milczeniu, a ima Talia powróciła do swych nauk.

— Zapamiętaj tę chwilę, Szebo. Twoje życie zawsze było – i zawsze będzie – leżało w moich rękach. Mogę z nim zrobić, co zechcę. Kobiety w pałacu rozmawiają tylko o biżuterii, garncarstwie i bogach, ale dziś dowiesz się, na czym polega prawdziwe przeznaczenie królowych, prawdziwy cel córek Jezabel. Królowie zasiadają na tronach, lecz to królowe posiadają władzę. Jeśli kiedykolwiek mi się sprzeciwisz, pożałujesz, że nie utopiłam cię w gideońskim Źródle Drżenia.

4

Tak też powiedział Pan do Mojżesza: «Uczynisz kadź z brązu, z podstawą również z brązu, do obmyć (...). Aaron i jego synowie będą w niej obmywać ręce i nogi. (...) I będzie to prawo zawsze obowiązywać Aarona i jego potomstwo po wszystkie czasy».

Wj 30, 17-19; 21

Złowieszczy blask księżyca wdarł się przez okno do komnaty Jojady, budząc go na chwilę przed świtem. Już wkrótce Świątynia miała wypełnić się odgłosem ostatnich przygotowań, jakie kapłani i Lewici czynili przed otworzeniem bram o wschodzie słońca. Jojada naciągnął na głowę poduszkę z owczej wełny i jęknął. Myśl o tym, że dziś czekały go takie same obowiązki, jak wczoraj i przedwczoraj, zdawała mu się nie do zniesienia. Czy Amariasz czuje się czasem równie przytłoczony?

Od dziecka żył na terenach Świątyni, ale te mroczne dni były chyba najgorszymi, jakie pamiętał. W czasach wspaniałych rządów Asy i Jozafata ziemie świątynne zamieszkiwało prawie czterdzieści kapłańskich rodzin. Arcykapłan, jego zastępca, główny stróż i inni zarządcy świątynni pozostawali na miejscu przez cały rok. Ich żony przenosiły się na czas comiesięcznego okresu nieczystości lub zalecanej rozłąki po porodzie do wyznaczonego domu w mieście.

Dostrzegłszy, jak źle rozstania te wpływają na jego ludzi, król Jozafat powiększył Świątynię o dodatkowy dziedziniec z kwaterami mieszkalnymi wbudowanymi w zewnętrzne mury. Tam całe rodziny mogły spędzać wspólnie czas, bez względu na stan kobiet. Zewnętrzne dziedzińce służyły też dla tysięcy wiernych, którzy każdego dnia oddawali cześć w Świątyni Jahwe.

Teraz było ich jeszcze mniej niż kapłanów, którzy stawiali się do pracy, a komnaty dla rodzin były puste. Ofiary były tak skąpe, że ledwie wystarczały na pożywienie dla kapłanów i Lewitów, którzy służyli w Świątyni.

Jojada westchnął i wyjrzał zza owczej wełny. Jak to możliwe, że Amariasz pozostawał taki radosny, kiedy przyszłość zapowiadała się tak marnie? Jak mógł sądzić poddanych na dworze, kiedy na tronie Judy zasiadał pogański król?

Amariasz! Musimy się pospieszyć!

Jojada zeskoczył z łóżka, sięgnął po dwa krzemienie i rozpalił płomień w glinianej lampie. Ostatnio Amariasz poruszał się nieco wolniej, przez co ubieranie go zajmowało Jojadzie więcej czasu. W zeszłym tygodniu Lewici szeptali między sobą o zbolałym wyrazie twarzy arcykapłana, kiedy wspinał się do ołtarza. Jojada obrzucił ich morderczym spojrzeniem i nie usłyszał na ten temat ani słowa więcej.

Wyglądając przez okno, zobaczył zaczerwienione lekko niebo. Musiał obudzić Amariasza i udać się razem z nim do Mosiężnego Morza na oczyszczenie. Zapukawszy w przyległe drzwi, uniósł żelazną zasuwkę i wszedł bez zaproszenia do środka, witając Amariasza tymi samymi słowy co każdego ranka.

— Dobrze już, bracie kapłanie. Dość tego lenistwa. Pora zacząć nowy dzień.

Mieniący się blask pochodni ledwie rzucał cień na ścianę, ale nawet tak słabe światło sprawiło, że Amariasz zmrużył oczy.

— Cały czas mam nadzieję, że po przebudzeniu usłyszę słowa z ust Jahwe i otworzę oczy w Jego raju.

Jojada się zaśmiał.

— Przykro mi. Zamiast tego pójdziemy umyć ręce i nogi w lodowatej wodzie Mosiężnego Morza.

Amariasz włożył na siebie wełnianą szatę.

— To prawdziwy zaszczyt służyć Jahwe każdego dnia.

Pogrążony w zadumie, wsparł się na przedramieniu Jojady i obaj ruszyli w stronę drzwi.

— Istotnie.

Amariasz miał rację. Ta wewnętrzna radość. Ten niegasnący zapał do służby. Nie pozbawiaj mnie go, Panie.

Jojada i Amariasz obmyli się i wdziali złote szaty kapłańskie na długo przed rozpoczęciem porannej służby. Wreszcie ryk srebrnych trąb oznajmił otwarcie bram Świątyni. Jojada stanął przy wschodnim wejściu, obserwując wiernych, którzy wchodzili do środka. Zamarł. Jest ich jeszcze mniej niż wczoraj.

Cztery lata temu król Joram dokończył budowę świątyni Baala i od tamtej pory ofiary składane Jahwe sukcesywnie malały. Położona w pobliżu miejskiego targu świątynia Baala witała podróżnych, którzy wjeżdżali do Jerozolimy przez najbardziej oblegane bramy. Tajemnicza cytadela Baala kusiła odwiedzających Salą Tronową, co znaczyło, że zagraniczni dygnitarze przybywający z południa, wschodu i zachodu zderzali się najpierw z obłudą Baala, a dopiero później ze splendorem Jahwe.

Jojada odetchnął głęboko, próbując zapanować nad rosnącym gniewem, ale w północnym wietrze dało się już wyczuć smród ofiar Baala – owiec albo kóz, tak samo jak w Świątyni Jahwe. Podobieństwa pomiędzy tymi kultami dezorientowały czcicieli Jahwe. A kiedy królewski dwór ogłosił, że uroczystości Nowiu w obu świątyniach są równie wartościowe, liczba ofiar składanych Jahwe spadła na korzyść rozkosznych rytuałów ze świątynnymi prostytutkami Baala. Ilu czcicieli przekroczyło dziś próg jego przybytku? Czy arcykapłan Mattan rozcinał wnętrze koziej wątroby, żeby przewidzieć przebieg następnej bitwy? A może wierni Baala odgrywali jakąś dramatyczną scenkę na podstawie przygód ich pogańskich bóstw?

— Szalom, Jojado.

Mężczyzna, który minął go z owcą pod pachą, zmarszczył czoło z troską.

— Wszystko dobrze? Wyglądasz, jakbyś nie czuł się najlepiej.

Karcąc samego siebie za tak wyraźny grymas, Jojada ścisnął ramiona mężczyzny w pocieszającym geście.

— Wszystko w porządku, przyjacielu. Zaspałem i nie miałem czasu, żeby przerwać nocny post. Nabożeństwo poprawi mi nastrój i pomoże zapomnieć o pustym brzuchu.

Na dźwięk rytmicznych kroków Jojada odciągnął mężczyznę na bok, robiąc przejście dla pałacowych strażników, którzy weszli do środka bramą zarezerwowaną dla rodziny królewskiej, mimo że od choroby Jozafata nie przekroczył jej żaden król.

— Ustąpcie miejsca królowi Joramowi! — krzyknął jeden żołnierz.

Zaraz po tym zza rogu wyłonił się król Judy w otoczeniu elitarnych karyjskich strażników, którzy odpowiadali za jego bezpieczeństwo. Jeden z nich prowadził w kierunku wewnętrznego portyku koziego roczniaka.

Kapłani w sali ukłonili się przed Joramem, który maszerował ze swoim kozłem do ołtarza. Amariasz przyjął jego ofiarę i zaprosił władcę na górny taras, gdzie członkowie rodziny królewskiej uczestniczyli w nabożeństwach świątynnych. Przed zajęciem miejsca król szepnął coś jeszcze do arcykapłana.

Co knuje nasz pogański król?

Po drodze do Sali Jojada skinął głową skąpej liczbie wiernych. Gdy niemal dosięgnął schodów prowadzących na górę, poczuł, że ktoś ciągnie go mocno za rękaw.

— Obadiaszu?

Obniżając ton głosu, Jojada skierował królewskiego doradcę na portyk, gdzie mogli spokojnie porozmawiać.

— Co się dzieje? Dlaczego Joram zdecydował się na złożenie na porannym nabożeństwie ofiary za grzechy?

— Król szuka Boskiego przebaczenia.

— To znaczy, że szuka Jego wstawiennictwa. W co on gra?

— W nic, Jojado. Zeszłej nocy dostarczyłem królowi list od Eliasza…

— Co? To niemoż…

— Proszę, Jojado. Sam tego nie rozumiem. Albo prorok napisał tę wiadomość jeszcze przed śmiercią i poinstruował uczniów, kiedy powinni dostarczyć ją królowi, albo…

Wzruszył ramionami, każąc zmierzyć się Jojadzie z mniej realną alternatywą.

— Ale to nie wszystko. List potępił poczynania króla, który zamordował swoich braci oraz przyjął zwyczaje i bożki Achaba, lecz tym, co naprawdę przeraziło Jorama, była zapowiedź wyniszczającej choroby trzewi. Joram pamięta dobrze śmierci saby Asy i jego długą chorobę stóp.

Jojada westchnął z obrzydzeniem.

— Obadiaszu, obaj wiemy, że stopystanowiły delikatne określenie dla bardzo intymnej i upokarzającej przypadłości króla.

Obadiasz przejechał dłońmi przez zmęczoną twarz.

— O to chodzi. Joram obawia się, że coś równie demoralizującego przytrafi się jemu. Jest gotów zgodzić się na wszystko, byle tylko uniknąć osądu Jahwe.

— Co to znaczy: ,,zgodzić się na wszystko”? Wiesz, że to tak nie działa, Obadiaszu.

Z każdym kolejnym słowem mówił coraz głośniej, przyciągając uwagę tych, którzy znajdowali się w pobliżu.

Obaj mężczyźni zmusili się więc do uśmiechu i spokojniejszego tonu rozmowy.

— O brzasku posłał po książęta w ufortyfikowanych miastach — powiedział dostojnik.

— Synów Atalii.

Obadiasz skinął głową – z jego czoła spłynęła kropla potu, choć poranne powietrze było chłodne.

— Żaden z pozostałych synów Jorama nie odważyłby się natrzeć na tron. Atalia zadbała o to, żeby jej synowie byli jedynymi, którzy otrzymają tytuł książąt.

Myśl o potomkach Atalii na tronie Dawida wzmocniła jeszcze złość Jojady.

— Co królowa Atalia myśli o ofiarach, które Joram składa nagle Jahwe?

Obadiasz rozejrzał się dookoła i odpowiedział cicho:

— Książę Ozi eskortował królową Atalię do Jizreel, na spotkanie z Jezabel – albo Izebel, jak nazywają czasem tę rozpustnicę.

Niestosowna uwaga dostojnika sprawiła, że Jojada uśmiechnął się po raz pierwszy tego dnia.

— Nie jestem pewien, po co król Joram wezwał synów ani jak planuje odkupić swoje winy przed Bogiem, ale zdaje się, że pod nieobecność Atalii i jej arcykapłana Baala planuje osiągnąć coś znaczącego. Być może ma to coś wspólnego ze Świętem Przebudzenia Melkarta.

— Nie powinniśmy o tym rozmawiać — wyszeptał Jojada przez zaciśnięte zęby. — Król Joram to tchórz. Niech spróbuje zapłacić za swoje grzechy, kiedy Atalia i jej arcykapłan będą w Jerozolimie! Powinni odwołać Święto Przebudzenia i wziąć udział w prawdziwej Passze!

— Cii, Jojado. Mów ciszej.

— Czy mogę tylko zasugerować, że pokuta króla powinna obejmować również Dzień Pojednania, który będzie miał miejsce za siedem pełni księżyca?

Jojada zakrył usta dłonią i westchnął sarkastycznie, jak gdyby następna myśl pojawiła się w jego głowie po raz pierwszy.

— Ależ chwileczkę! Przecież nie pojedna się z braćmi, których zamordował z zimną krwią.

Obadiasz zacisnął powieki i wypuścił powietrze z ust.

— Jojado, spróbuj zapanować przez chwilę nad gniewem i docenić to, czego jesteśmy świadkami. Prorok Jahwe przemówił do króla Judy! Naturalnie, każdego dnia cieszymy się Jego obecnością w Świątyni, ale nie słyszeliśmy Jego słów od rządów króla Jozafata! Jahwe znów zstąpił pomiędzy nas, Jojado! To wielkie wieści!

Nieprzekonany Jojada skrzyżował ręce na piersi.

— Sam stanę na czele świętujących, kiedy Jahwe odzyska swoje prawowite miejsce w królestwie Judy, ale póki co nie wierzę, że jeden list od zmarłego proroka zainspiruje Jorama do trwałych zmian.

Zamilkł, czekając na kolejną rundę wymówek Obadiasza. Poważny dostojnik spojrzał na niego jednak rozpromienionymi oczyma.

— Los Judy nie może leżeć wyłącznie w rękach Jorama. Jahwe, któremu służę, jest potężniejszy niż porażki naszego króla i wpływy Atalii.

Zanim Jojada zdążył się odezwać, Obadiasz pomknął na górę, by dołączyć do przedstawicieli króla, pozostawiając drugiego kapłana samego z jego rozterkami. Czy Jahwe naprawdę był w stanie pokonać zepsucie, które coraz częściej obserwował w Świątyni? Jeśli istotnie miał moc, aby zatrzymać zło, dlaczego tego nie zrobił?

Niewiele zrozumiał z chwalebnej pieśni chóru i ledwie zauważył, kiedy Amariasz złożył ofiarę w imieniu króla. Królewska delegacja zeszła na dół i wyminęła kilku wiernych, którzy czekali, aż przyjdzie ich pora na zaprezentowanie ofiary. Jojada ruszył na wprost czcicieli za mosiężny ołtarz, gdzie znajdowały się stoły do rozcinania zwierzyny. Ponieważ coraz mniej kapłanów zgłaszało się do służby, on sam pomagał w selekcji codziennych ofiar – rozdzielał zwierzęce trzewia na poświęcenie i na mięso dla kapłanów. Dzień minął mu w zamęcie udręki – myślał tylko o nikczemności pałacu.

Gdy nadszedł wieczór, ku swemu zdziwieniu zobaczył, że król powrócił do Świątyni z czterema synami – książętami. Czterej kapłani Baala stali przy Królewskiej Bramie, zatrzymani przez strażników świątynnych, którzy zabronili im wejścia. Eksponując dumnie białe kapłańskie szaty, gołe stopy i ogolone głowy, jasno dawali do zrozumienia, że nie przyszli tu odpokutować za grzechy jak ich abba o poranku. Zamiast tego obnosili się ze swoją obojętnością, podczas gdy król Joram wspiął się na górny taras, aby obserwować ofiary składane przez Amariasza. Butna obecność książąt była obelgą dla Jahwe, Jego Świątyni i Jego sług.

Rozzłoszczony Jojada zajął miejsce w ciemnym kącie wewnętrznej sali, z oddali przyglądając wieczornemu rytuałowi poświęcenia. Czy Bóg mógł wybaczyć królowi, którego grzech był tak poważny? Co, jeśli przepowiednie Amariasza się sprawdzą i Jojada – choć zupełnie w to nie wierzył – naprawdę zostanie arcykapłanem Jahwe? W Dzień Pokuty to on miałby stanąć jako orędownik całego narodu i odkupić jego grzechy śmiercią jednego zwierzęcia – kozła ofiarnego. Jak mógłby z czystym sumieniem prosić Jahwe o przebaczenie dla ludu tak samo tego niegodnego, jak Joram – w tym także dla jego synów?

Kolejny powód, dla którego nie będę arcykapłanem.

Wieczorna ofiara dobiegła końca, lecz Jojada nadal ukrywał się w cieniu, patrząc jak król dołącza do synów i opuszcza Świątynię główną bramą razem z resztą czcicieli. Kiedy wierny Eleazar zamknął ostatnią bramę Świątyni, Jojada podszedł do jednej z miedzianych kadzi i obmył ręce z krwi po dzisiejszej rzezi. Zanim zdejmie kapłańskie szaty, będzie musiał pomóc Amariaszowi w napełnieniu dziesięciu miednic świeżą wodą. Wiedział, że stary przyjaciel zna go na tyle dobrze, by wyczuć niepokój w jego duszy. Im mniej czasu spędzą sam na sam, tym lepiej. Jojada potrzebował cichego wieczoru, dobrego snu i nowego świtu. Świtu, który – na co liczył – nie przyniesie tylu pytań bez odpowiedzi.