Dziedzictwo Izajasza - Andrews Mesu - ebook + książka

Dziedzictwo Izajasza ebook

Andrews Mesu

4,5

Opis

E-book dostępny w formacie mobi, epub. nie ma pliku PDF.

Powieść z serii "Prorocy i Królowie" - "Dziedzictwo Izajasza"

  • Od autorki do czytelnika:  

Ezechiasz był najsprawiedliwszym królem Judy; przywrócił on wiarę po tym, jak niemal­że zapomniano o Bogu z powodu bałwochwalstwa Jedyny syn Ezechiasza - Manasses, stał się najbardziej niegodziwym królem Judy i zniszczył wszystko, co jego ojciec odbudował.   Po co piszę tak tragiczną opowieść? Może warto też spytać, dlaczego ty miałbyś ją przeczytać? Zaprowadzę cię w ponury świat rządów. Nie­jednokrotnie będziesz czuł się przytłoczony. Jeśli jed­nak wierzysz w Boże obietnice, jak wierzyła w nie Chefsiba, dotrzesz do Światła prawdy. Bóg, który pozwolił, by Manasses go odrzucił, podążył za krnąbrnym królem i przypro­wadził go do domu. I ja doświadczyłam tego samego; może pomóc również Tobie.

  

  • Rok 693 przed Chrystusem

Ośmioletnia Szule nie zna życia poza swą małą wioską i kochającym ojcem. Tymczasem jej przebiegły wujek Szebna zostaje nauczycielem  Manassesa -przyszłego króla Judei. Szebna podstępnie realizuje swój plan – z udziałem nieświadomej niczego bratanicy Szule. Wprowadza ją w świat obcych bogów. Dziewczynka, wykorzystując ich moc oraz swój osobisty urok, zaprzyjaźnia się z młodym królem.  Czy będzie w stanie oprzeć się manipulacjom podstępnych doradców? Jaką rolę odegra w dziedzictwie Izajasza?

Mijają lata. Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią, umiera król Ezechiasz.  Na tronie zasiada jego ambitny dwunastoletni syn Manasses. Poddaje się urokowi swej pięknej żony, jeszcze bardziej  mrocznej sile  bożków, czego następstwem jest duchowe zniewolenie oraz okrutne rządy. Kolejne wydarzenia dają odpowiedź na pytanie: Czy jest takie miejsce, do którego nie sięga suwerenna miłość jedynego, prawdziwego Boga?   

Kolejne tytuły serii  "Prorocy i Królowie": 

Seria Skarby Nilu

  • - "Miriam"
  • - "Córka Faraona"
Tłumaczenie:
Dominika Głowa
Data wydania:
2021
Liczba stron:
512
ISBN:
978-83-66397-20-0
Wydawnictwo:
Bogulandia

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 551

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (2 oceny)
1
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




POSTACIE WYSTĘPUJĄCE WKSIĄŻCE:

Adajasz – królewski skarbnik za czasów Manassesa

Adna – kilka postaci: matka Szule, kot, służąca Szule

(król) Achaz– ojciec (abba) Ezechiasza

(król) Aszurbanipal*– król Asyrii (668-627 przed Chr.)*

Assoros – strażnik więzienny u Manassesa

Aja – żona Izajasza

Azariasz– Arcykapłan

(król) Baal* – król Tyru*

Baka – osobisty strażnik Manassesa

Bekira – pierworodna córka Manassesa, jej matką była Szule

Belit – babilońska czarownica

Eliakim– Najlepszy przyjaciel Ezechiasza, guwerner Nassesa

(król) Asarhaddon– król Asyrii (680-669 przed Chr.)*

Gemeti – babilońska żona Manassesa

Charus– abba Szule, brat Szebny

(król) Ezechiasz*– król Judy*, ojciec (abba) Manassesa

Izajasz– prorok Boży, ojciec (abba) królowej Siby

Jaszub (Szear-Jaszub)– pierworodny syn Izajasza, brat Siby*, ojciec (abba) Kenaza

Jerycho – uratowana służebna Szule

Kenaz – syn Jaszuba i Jairy, kuzyn Manassesa

(król) Manasses (Nasses)– król Judy*, syn Ezechiasza

Manno – dowódca Aszurbanipala

(książę) Mattaniasz (Matti) – brat Ezechiasza

Meszulemet (Szule)– bratanica Szebny, żona Manassesa

Nahum– prorok Jahwe

Onan – osobisty strażnik Siby

Pania – egipska nałożnica Manassesa

Penina – uratowana służebna Szule

królowa Abijja– matka (ima) Ezechiasza

królowa Naqi’a* – żona Sennacheryba*, matka Asarhaddona*

(król) Sennacheryb*– król Asyrii (705-681 przed Chr.)

(król) Szamasz-szuma-ukin*– asyryjski król Babilonii (667-648 przed Chr.), brat Aszurbanipala*

Szebna– guwerner Manassesa, stryj Szule

(król) Tiglat-Pileser*– król Asyrii (747-727 przed Chr.)

(faraon) Taharka*– król Egiptu (690-664 przed Chr.)

Jaira – przyjaciółka Siby, matka Kenaza, żona Jaszuba

 

Czcionka pogrubiona wskazuje imiona postaci wymienionych wBibli

* oznacza postaci historyczne

 

Do czytelnika

 

Ezechiasz był najsprawiedliwszym królem Judy; przywrócił on w kraju kult Jahwe po tym, jak niemalże zapomniano o Bogu z powodu bałwochwalstwa jego zdeprawowanego ojca. Jedyny syn Ezechiasza - Manasses, stał się najbardziej niegodziwym królem Judy i zniszczył wszystko, co jego ojciec odbudował. Chefsiba - żona Ezechiasza i matka Manassesa, kochała ich obu.

Po co piszę tak tragiczną opowieść? Może warto też spytać, dlaczego ty miałbyś ją przeczytać? Otóż – wiele czasu spędziłam na przemyśleniach, modlitwach, analizach i jestem przekonana, że jest to najlepiej opisany w Biblii przykład marnotrawnego syna.

Zaprowadzę cię w ponury świat Manassesa. Niejednokrotnie będziesz czuł się przytłoczony. Jeśli jednak wierzysz w Boże obietnice, jak wierzyła w nie Siba, dotrzesz do Światła prawdy, której blasku nie da się opisać. Bóg, który pozwolił, by Manasses go odrzucił, podążył za krnąbrnym królem i przyprowadził go do domu. I ja doświadczyłam tego samego; może pomóc również Tobie. I wszystkim Manassesom Twojego życia.

 

Naród kroczący w ciemnościach

ujrzał światłość wielką;

nad mieszkańcami kraju mroków

światło zabłysło.

Iz 9,2

Część I

W owych dniach Ezechiasz zachorował śmiertelnie. Prorok Izajasz, syn Amosa, przyszedł do niego i rzekł mu: «Tak mówi Pan: Rozporządź domem twoim, bo umrzesz i nie będziesz żył». Wtedy Ezechiasz odwrócił się do ściany i modlił się do Pana. A mówił tak: «Ach, Panie, wspomnij na to, proszę, że postępowałem wobec Ciebie wiernie i z doskonałym sercem, że czyniłem to, co miłe oczom Twoim». I płakał Ezechiasz bardzo rzewnie.

Wówczas Pan skierował do Izajasza słowo tej treści: «Idź, by oznajmić Ezechiaszowi: Tak mówi Pan, Bóg Dawida, twego praojca: Słyszałem twoją modlitwę, widziałem twoje łzy. Uzdrowię cię. Za trzy dni pójdziesz do świątyni Pańskiej. Oto dodam do twego życia piętnaście lat. Wybawię ciebie i to miasto z ręki króla asyryjskiego i roztoczę opiekę nad tym miastem».

Iz 38,1-6

Prolog

Nazywam się Szebna. Jestem nikczemnej postury i słabowity na ciele. Mocny za to na umyśle. Jestem lewitą. W wieku szesnastu lat byłem za słaby na służbę w Świątyni Jahwe, więc abba ubłagał proroka Izajasza, by ten przyjął mnie na naukę razem z książętami. Izajasz zgodził się, choć od wielu z nich byłem niższy, od wszystkich starszy i od większości mądrzejszy.

Gdy Achaz zaczął prześladować proroków, ja zastąpiłem Izajasza na posadzie królewskiego guwernera. Cały dzień uczyłem, a wieczorem znosiłem furię abby*. Ale Charus, mój brat, bardziej cierpiał. Był wielki jak wół, ale bojaźliwy jak mysz, mocno wycofany. Ima** starała się go chronić, ale umarła, gdy miał pięć lat. Moją ucieczką była miłość mojej pokojówki, Adny. Ale gdy abba dowiedział się, że po kryjomu planujemy ślub, odprawił ją razem z moim przygłupim bratem.

A ja byłem wówczas zupełnie bezradny.

Gdy umarł król Achaz, mój szkolny kolega, Ezechiasz, objął tron, a swojego teścia, Izajasza, uczynił ministrem spraw zagranicznych.

Ja zaś zostałem zarządcą pałacowym – i nie byłem już taki bezradny.

Po kilku miesiącach dowiedziałem się, że Adna jest w ciąży. Kupiłem Charusowi gospodarstwo w północnym Izraelu. Po kolejnych kilku miesiącach zmarł abba. Pochowałem go, jak na to zasługiwał - w żebraczym grobie. Po niespełna tygodniu umarło też dziecko Adny.

Czy śmierć dziecka Adny była karą Jahwe za moją zemstę?

By odpokutować, posłałem Charusowi i Adnie pokojówkę i parobka. Chciałem w ten sposób udobruchać tego boga, który dawał zbyt długie życie niegodziwym lewitom, a niewinnym dzieciom kazał za wcześnie umierać.

Mój skarbiec rósł, a nie miałem żony ni dziecka do rozpieszczania, więc gdy Ezechiasz wyprawił mnie z poselstwem do Egiptu, wydawałem moje zasoby na tamtejszych bogów. Czciłem Seta i Anubisa – bogów chaosu i śmierci. Okazali mi oni łaskę doprowadzając do zawarcia koalicji egipsko-judejskiej przeciw przepotężnym Asyryjczykom.

Izajasz zazdroszcząc mi dyplomatycznego sukcesu, przepowiedział gniew Jahwe i zwrócił Ezechiasza przeciwko mnie. Król zdegradował mnie do stanowiska sekretarza królewskiego, a zarządcą na moje miejsce powołał Eliakima, swego najlepszego przyjaciela. Zostałem zmuszony do przeprowadzki z luksusowej komnaty w pałacu do jakiejś rudery w Górnym Mieście. Gdy nie stać mnie już było na opłacanie służącej i parobka Adny i Charusa, gorycz przerodziła się w nienawiść.

Mijały lata. Jahwiści rośli w siłę i butę. Potępiali wszystkich bogów z wyjątkiem własnego, a tolerancja stała się grzechem. Jednak w miarę, jak zaczęło narastać zagrożenie ze strony Asyryjczyków, słabło zaufanie Ezechiasza do Izajasza. Król zaczął powierzać mi tajne misje dyplomatyczne. Jednak tym razem moje starania spełzały na niczym. Asyryjskie wojsko spadło na nas niczym szarańcza, a jednocześnie król zapadł na ciężką chorobę. Czyżby więc wszyscy bogowie nas zawiedli?

Któregoś ranka po przebudzeniu okazało się, że u murów Jerozolimy leżało sto osiemdziesiąt pięć tysięcy ciał martwych Asyryjczyków, a jednocześnie stan zdrowia Ezechiasza nagle się poprawił. Izajasz przekonał królową Sibę, że oba cudy to zasługa Jahwe i na powrót wkradł się w królewskie łaski.

Plotki o rzekomym cudzie kupcy roznieśli tak, że aż trafiły one do uszu zdetronizowanego króla Babilonii, Medoraka - Baladana. By oddać honory jedynemu narodowi zdolnemu pokonać nieposkromionych Asyryjczyków, przybył on do Jerozolimy z darami. Ponieważ podczas moich podróży już go poznałem, Ezechiasz wybrał właśnie mnie, bym powitał jego i jego świtę. Przybyła z nimi główna babilońska wiedźma, bardzo biegła w tajemnych sztukach.

Belit była oszałamiająca. Wysoka, umięśniona, przewiercała mnie swoimi czarnymi oczyma.

– Ty, malutki, będziesz moim panem – powiedziała tak, by Medorak to usłyszał. Babilończyk przyglądał mi się przez chwilę badawczo.

– Nauczyłem się, że z Belit nigdy nie należy się kłócić – oświadczył po namyśle. – Podaruję ci ją zatem, o ile tylko wykorzystasz jej umiejętności, by zniszczyć Asyryjczyków.

W świdrującym wzroku Belit dostrzegłem jakąś iskrę. Niełatwo byłoby ją wykorzystać. Trzy dni później główna wiedźma Babilonii została moją domową niewolnicą. I dostarczyła mi zwój, w którym Charus pisał, że moja umiłowana Adna zmarła przy porodzie córki. Noworodek przeżył, ale nie miałem ochoty oglądać dziecka, które powinno być moje. Posłałem mu pieniądze na mamkę i co roku zaopatrywałem w ziarno. Przynajmniej tyle zrobiłem dla córki Adny i dla brata, którego nie chciałem już znać.

Gdy skończyły się wizyty zagranicznych gości, znów zostałem zdegradowany do pozycji sekretarza. Ale teraz miałem wspólniczkę, która nienawidziła Jahwe tak mocno, jak ja nienawidziłem Izajasza i Eliakima. Belit jako kapłanka babilońskiego wojska niebieskiego dostarczała mi wiele przyjemności. Choć nigdy się nie pobraliśmy, nigdy też nie nauczyła mnie swoich tajemnych umiejętności, zaczęliśmy ostrożnie włączać w nasz kult – sprawowany w zacisznym gaiku poza miastem – wśród niezadowolonych z aktualnej sytuacji politycznej przedstawicieli szlachty. A kiedy zaznajomiliśmy judzkich dygnitarzy z babilońskimi bogami, stopniowo zacząłem odzyskiwać wpływy.

Gdy Izajasz przepowiedział, że jego córka mimo tego, że nie była już najmłodsza, urodzi następcę Ezechiasza, poprosiłem Belit, by przyczyniła się do kolejnego poronienia. Wyobrażacie sobie moje rozczarowanie, gdy Siba urodziła zdrowiutkiego Manassesa.

– Cierpliwości – upierała się, i dowiodła swych umiejętności na innej Jahwistce. Skoro zasadniczym celem był Izajasz, pierwszą ofiarą Belit została jego żona. Udałem się do niej pod płaszczykiem przyjacielskiej wizyty i wpuściłem do naparu z mięty kroplę eliksiru. Jeszcze tego samego dnia Aja zachorowała, a urok rzucony przez Belit o północy sprawił, że przed świtem żona Izajasza oddała ducha.

A moja cierpliwość została nagrodzona. Nadeszła trzecia pascha od narodzin jedynego syna królowej Siby, a wciąż nie wypowiedział on ani słowa. Magia Belit działała. Chłopiec był wrażliwy na hałas, uciekał przed dotykiem i ignorował wszystkich i wszystko – dokładnie te same dziwactwa dotknęły w dzieciństwie mojego brata, Charusa. Narodziny królewicza może i były cudem, ale obietnicę Jahwe o godnym następcy tronu ciemne sztuczki Belit wywróciły do góry nogami.

Pierwszym zadaniem, jakie zlecił nam po przybyciu do pałacu główny sekretarz, było wypisanie zaproszeń dla zagranicznych gości na koronację Manassesa na koregenta Judy. Miała się ona odbyć za dwa miesiąc. Myśl o upokorzeniu króla i królowej, jakie musiało się wiązać z pierwszym publicznym wystąpieniem królewicza, podnosiło mnie na duchu.

Ale gdy wracałem do domu, moje nadzieje na katastrofę przyćmiły plotki przekazywane przez kupców. Mówiono, że Ezechiasz nie mnie, lecz Izajasza i Eliakima wybrał na nauczycieli syna.

– Kiedyż wreszcie król i królowa dostrzegą, że jestem tak samo… nie, lepszy, niż Izajasz i Eliakim… -zacząłem od progu, gdy tylko ujrzałem Belit, ale ona szybko uciszyła mnie kładąc palec na moich ustach.

– Dołączysz do nauczycieli Manassesa, a córka twej ukochanej Adny pomoże ci zniszczyć Jahwistów – oświadczyła podnosząc palcem mój podbródek, by spojrzeć na mnie z góry oczyma, w których pojawiły się pulsujące, hipnotyzujące żółte plamki. – Kluczem jest twoja bratanica, Szebno. Przekonaj królową, że przygotować jej syna do roli władcy możecie tylko ty i ta dziewczynka.

Nie mogłem oprzeć się jej mrocznemu spojrzeniu. Jej plan był niezwykle błyskotliwy. Zgodziłem się. I chwytając jej kark przysunąłem, by namiętnie ją pocałować. A po zaznaniu przyjemności z Belit, która była moim największym atutem przeciw Jahwistom, rozpoczęliśmy realizację planu.

* abba - ojciec

** ima - matka

1

Meszulemet córka Charusa zJotba.

2 Krl 21,19

Jotba wJudzie

693 r. przed Chr., 7 lat przed przepowiedzianą śmiercią Ezechiasza

Nienawidzę sama pielić, ale lepiej już niech abba kopiuje zwoje niż żebym miała znosić uszczypliwe uwagi sąsiadów. Dlaczego wyśmiewają coś, czego nie rozumieją? Skóra abby nie toleruje wełny, a len jest za drogi, żeby stać go było na więcej niż jedną szatę. A tę, praca w ogrodzie doszczętnie niszczyła, więc któregoś dnia pracował z odsłoniętym torsem, wzbudzając tym gniew wiejskiej starszyzny. Odtąd zawsze już traktowali go podejrzliwie. Choć stało się to trzy lata temu, gdy miałam pięć lat, wciąż pamiętam tamten rumieniec wstydu na twarzy abby. Płakaliśmy wtedy przytuleni do siebie, uwięzieni we własnym domu.

Ze złości mocniej chwyciłam uprzykrzony, zielony pęd.

– Au! – Upuściłam oset, possałam palec i zębami wyciągnęłam kolec.

– Nic ci nie jest, Meszulemet? – zapytała sąsiadka. Jej śpiewny głos wdarł się wprost w mój ponury nastrój.

Splunąwszy na ziemię wróciłam do pracy. Co niby ma mi być? To tylko oset.

– Charus wykorzystuje tę małą jak woła roboczego – oświadczyła sąsiadka zwracając się do swojej służącej. – Zupełnie nie rozumiem, dlaczego starsi mu jej nie odbiorą. Powinna mieć prawdziwą rodzinę.

Pochylona udawałam, że nie słyszę. Przecież jesteśmy prawdziwą rodziną. I co ona w ogóle wie o naszym życiu? Ile na przykład ośmiolatek umie pisać? A ja umiem. A ile umie czytać Torę? Może to ja powinnam napisać skargę do starszych na nią? Westchnęłam tylko. Abba nigdy by na coś takiego nie pozwolił. Zaraz zacytowałby przysłowie Salomona. „Smutek przygnębia serce człowieka, rozwesela je dobre słowo”.

Jest zbyt uprzejmy.

Ziemia pod moimi stopami zaczęła drżeć. Spojrzałam na sąsiadkę, czy też to zauważyła. Ale była zbyt zajęta rozmową. Gdy spojrzała na południowy wschód, wiedziałam już, że to tętent wielu koni.

– Szule, wracaj! – krzyknął abba od progu naszego małego domku. Wtykając szatę za pas, ruszyłam prędko jak sarenka. Może kiedyś odejdziemy z tymi pięknymi stworzeniami do lasu. Sami. Jak najdalej od ludzkich języków. Zawsze, gdy przejeżdżali obcy, abba nie chciał, abym witała się z nimi. Gdy raz spytałam, dlaczego, odpowiedział, że jestem jego jedynym skarbem i dlatego tak mnie strzeże.

Wpadłam do domu i zaciągnęłam przesłaniającą wejście zasłonę. Abba ukląkł obok i wziął mnie w ramiona, tak, byśmy mogli oboje oglądać przejeżdżającą karawanę. Za szeregiem koni i rydwanów wzdłuż wzgórza jechała złota kareta wzbijając za sobą obłok kurzu, który przyprawił sąsiadkę o kaszel. Była zbyt wścibska, by się schować.

Pierwszy rydwan nieoczekiwanie zatrzymał się właśnie przed jej domem. Niski mężczyzna, który zeń wysiadł, podszedł do niej. Zaczął z nią rozmawiać, ale woźnica pozostał w rydwanie. Za chwilę gość i sąsiadka zaczęli pokazywać coś w naszym kierunku.

– O czym rozmawiają, abbo?

Szarpał tylko mimowolnie za brodę, złapałam więc go za dłoń.

– Strach? Zaskoczenie? Zachwyt? Radość?

Tak bawiliśmy się zgadując, czemu abba szarpie brodę. Nie zawsze umiał mi powiedzieć, co czuje. Tym razem pocałował mnie w dłonie i wyjaśnił.

– Ten niski - to mój starszy brat, twój dod, Szebna. Nie widziałem go, odkąd przed laty wyjechaliśmy z imą z Jerozolimy. Nie wiem, po co przyjechał.

Niski ukłonił się sąsiadce i ruszył w stronę naszego domu, a dwóch żołnierzy szło za nim. Dopiero teraz zauważyłam, że jego twarz była taka sama jak abby. Był niższy, ale miał ten sam haczykowaty nos i osadzone blisko siebie ciemne oczy.

– Ukryj się na stryszku – polecił abba, popychając mnie w głąb izby, w stronę drabiny.

Pospieszyłam na górę i schowałam się pod swoim złachmanionym kocem. Było tu cieplej niż w chlebowym piecu, ale ojciec chyba się bał, więc usłuchałam.

Spod koca patrzyłam, jak abba zdejmuje z kołka na ścianie lnianą szatę. Zapominając o sandałach stanął boso pod drabiną szarpiąc jeszcze mocniej brodę.

– Nic złego nie zrobiłem – szepnął – nic złego nie zrobiłem, nic złego nie zrobiłem, nic złego nie zrobiłem…

Koścista dłoń odsunęła zasłonę. Dod Szebna przekroczył wraz z dwoma żołnierzami próg chatki nie czekając na zaproszenie. Usta małego człowieczka wygięły się w uśmiechu, ale zmrużone oczy przyjrzały się badawczo każdemu przedmiotowi w izbie, aż zatrzymały się na abbie.

– Jesteś jeszcze większy, niż gdy wyjeżdżałeś z Jerozolimy.

– Byłem chłopcem, Szebno – odpowiedział abba, wpatrując się w klepisko pod stopami. – Miałem osiemnaście lat.

– Wystarczyło, by ożenić się z moją Adną.

– Tora każe nam czcić rodziców – odpowiedział ojciec, przestępując z nogi na nogę i wyrywając włosy z brody. – Usłuchałem abby.

Nie podobało mi się, w jaki sposób ten karzeł zwracał się do mojego ojca. To nasz dom, nie jego, a abbie dopiero co odrosła broda po tym, jak starsi oskarżyli go o kradzież krowy sąsiada. Dwa dni później sami znaleźli zwierzę w lesie. Czemu ludzie uważają, że wolno im oskarżać i lekceważyć dobrego człowieka tylko dlatego, że jest bardziej nieśmiały niż oni? Zrzuciłam z siebie ten koc.

– Damy wam chleba i wina, jak nakazuje prawo gościnności, ale nie będziecie tu mile widziani okazując abbie brak szacunku – oświadczyłam na głos. Wszyscy czterej tylko przez krótką chwilę patrzyli na mnie zaskoczeni. Potem Szebna i żołnierze zaczęli kpić.

– Masz ten sam ogień, co twoja ima, malutka – zaśmiał się Szebna. – Jak ci na imię?

– Meszulemet – odpowiedział za mnie abba uniemożliwiając dodowi dojście do drabiny. – Ale jej ta rozmowa nie dotyczy.

– O, przeciwnie – odparł Szebna wlepiając we mnie wzrok. – To właśnie ze względu na Meszulemet przyjechałem do Jotba. Zabieram ją do Jerozolimy. Musi pomóc królowi i królowej nauczyć królewicza Manassesa kontaktu z ludź…

– Wynoś się! – Abba pchnął go na strażników. – Nie weźmiesz jej ode mnie. Wyjdź!

Strażnicy dobyli mieczy.

– Nie! – Krzyknęłam, schodząc czym prędzej po drabinie. Szebna stanął między swoimi ludźmi a abbą.

– Odłóżcie miecze – polecił, po czym znów zaczął się we mnie wpatrywać. – Wyglądasz jak druga Adna – oświadczył i zapomniał zamknąć ust. Po szyderczym uśmiechu nie było już ani śladu.

– Znał pan moją imę?

Skinął głową.

– Była moją najdroższą… - przerwał i spojrzał na abbę – przyjaciółką.

Abba wziął mnie na ręce. Objęłam go ramieniem

– Dod Szebna przyjechał z daleka – powiedziałam łagodnie. – Może wysłuchajmy, co ma do powiedzenia?

– Nie możemy mu pozwolić nas rozdzielić, Szule – odpowiedział ojciec całując mnie delikatnie w policzek, po czym postawił mnie na podłodze i popchnął za siebie, jakby się bał, że dod Szebna mnie wyrwie. Potem sięgnął po okrągłą matę ze skóry i położył ją na podłodze, a ja wybrałam trzy najlepsze poduszki. I tak były już poprzecierane. Abba wręczył je gościom – usiądźcie.

Przyniosłam chleby, które udało mi się odłożyć ze śniadania. Stanowiły cały nasz prowiant na dziś, ale wypuszczenie gości bez nakarmienia było nie do pomyślenia.

– Ty je piekłaś? – Zapytał dod. Abba rozdał gościom placki i przysiadł się do nich, po czym rozlał do czterech kubków wino z wodą. Skinieniem głowy dał mi znak, że mogę odpowiedzieć.

– Tak, panie. Upiekłam je dziś rano – nazwałam go „panem” bo miał kosztowną, czerwoną szatę.

– Dojrzała jesteś, jak na ośmiolatkę – stwierdził podnosząc kubek i patrząc ponad jego krawędzią na abbę. Po długim łyku dodał. – Świetnie ją wychowałeś Charusie. Jestem pod wrażeniem.

Abba patrzył na chleb na swoim talerzu, ale dostrzegłam nikły uśmieszek.

– Nauczyłem ją czytać Torę i pisać po hebrajsku i aramejsku, ale to Szule uczy mnie bawić gości.

Szebna upił jeszcze nieco i odstawił kubek.

– Właśnie dlatego musi jechać do Jerozolimy. Królewicz ma niedługo zostać koregentem, a wykazuje wiele objawów podobnych do tych, jakie ty miałeś w wieku pięciu lat.

– A dlaczego ty nie możesz go uczyć? – Abba znów sięgnął do swojej brody.

– Zamierzam, ale dzieci najlepiej uczą się od innych dzieci, takich, które je rozumieją – odparł dod zapraszając mnie ruchem dłoni, bym dołączyła.

Otwarte ramiona abby sygnalizowały, że nie grozi nam niebezpieczeństwo. Usiadłam na jego kolanach, a dod zwrócił się do nas obojga.

– Król Ezechiasz był w dzieciństwie świadkiem złożenia starszego brata w ofierze całopalnej pogańskiemu bogu. Z powodu traumy stracił mowę i dopiero dziewczynka imieniem Iszma, również przeżywająca traumę z powodu uprowadzenia i niewoli, pomogła mu tę mowę odzyskać. Dziewczynka została jego najlepszą przyjaciółką, pozwolono jej uczyć się z Ezechiaszem i synami arystokratów.

Spojrzałam na abbę z niedowierzaniem

– Czemu nigdy mi nie mówiłeś o Iszmie?

– Mówiłem – zaśmiał się, głaszcząc mnie kciukiem po dłoni. – Iszma zamieszkała u Izajasza, który ją adoptował i nadał jej nowe imię - Chefsiba. Znasz ją jako królową Sibę.

– Królowa była niewolnicą? – Nie mogłam sobie tego wyobrazić. – To ona jest tą dziewczynką, która pomogła królowi?

Abba skinął głową, a dod dotknął mojego ramienia tak delikatnie, jakbym była synogarlicą.

– A ja chciałbym, żebyś dla Manassesa właśnie ty była tą dziewczynką. Nie przeżył takiej traumy, jak jego abba, ale ma podobne problemy, jak twój abba miał w jego wieku. Uważam, że jeśli królewicz będzie się uczył z kochającym i rozumiejącym go przyjacielem – jak Ezi i Siba w dzieciństwie – pomoże mu to bardziej, niż najlepsi nauczyciele świata.

– A ty co z tego będziesz miał? – Dłoń abby zatrzymała się na mojej. Jego oddech przyspieszył. Jest zdenerwowany? Czy zły?

Zebrałam się na odwagę, by spojrzeć na doda. Jego małe, czarne oczka wydawały się przebijać człowieka na wylot, ale na abbie nie robiło to większego wrażenia, gdyż rzadko podnosił wzrok.

– Daję Szule możliwość lepszego życia. W Jerozolimie będą ją traktować jak arystokratkę. Będzie towarzyszką przyszłego króla.

– Który zrobi sobie z niej nałożnicę.

– Nie – zaprzeczył dod pochylając się tak, by jego błagalny wzrok znalazł się w polu widzenia abby. – Myślisz, że pozwoliłbym zrobić z córki Adny nałożnicę?

– Myślę, że zrobiłbyś wszystko, żeby udowodnić, że twoje wpływy są większe od twojej postury – odrzekł ojciec, odwracając wzrok.

– Jesteś taki jak abba – dod odstawił gwałtownie kubek na matę. – Odkąd tu wszedłem, jestem uprzejmy, a ty tylko mnie oskarżasz i obrażasz. Wolisz trzymać ją w tej ruderze całe życie? I co jej możesz dać? Kto ją weźmie bez posagu? Bez abby, który by ją wyswatał?

Dłoń abby zaczęła się zaciskać na mojej aż o mało co nie krzyknęłam – z rozpaczy nad swoją przyszłością i z chwilowego bólu. Bo za kogo wyjdę w tej okropnej wiosce?

– Pojedziemy z tobą – oświadczył abba słabym, piskliwym głosem.

– Co? – Szepnęłam czując, jak uwalnia moją dłoń.

– Ciebie, Charusie, nie zapraszałem – przypomniał Szebna, zanim abba zdążył mi odpowiedzieć.

– Jeśli ona jedzie, to i ja – powtórzył abba, patrząc tym razem swojemu bratu prosto w oczy. Nigdy jeszcze nie widziałam, by tak śmiało patrzył komuś w twarz. Okazywał taką odwagę, jak wojownik w bitwie. Zawsze wiedziałam, że jestem jego skarbem, ale teraz zdałam sobie sprawę, że dla mnie rezygnuje z własnego życia. Dobrowolnie porzuca wszystko co znane, by iść w nieznane.

– Nie jadę, abbo – zaprotestowałam, obejmując ramionami jego szyję. – Mąż nie jest mi potrzebny. Kocham cię i nie chcę nigdy…

– W porządku – westchnął Szebna. – Ty, Charusie, też możesz jechać.

Mój ból zamienił się w radość, a ramiona abby objęły mnie jak tarcza.

– Nie wolno nam nigdy zapomnieć, Szule: „Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem - Panem jedynym. Będziesz miłował Pana, Boga twojego z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił. Niech pozostaną w twym sercu te słowa, które ja ci dziś nakazuję”. Jerozolima będzie próbowała ukraść ci serce, ale nie możemy na to pozwolić.

Pocałował mnie w czubek głowy i uwolnił z objęć. Odwróciłam się do doda Szebny, żeby mu podziękować. Uśmiechał się szeroko. W ręku trzymał małe zawiniątko. Odwinął je. W środku było coś brązowego i lepkiego. Kandyzowane daktyle! W brzuchu tak mi zaburczało, że strażnicy aż się zaśmiali.

– Weź jednego, zanim ten potwór nas upoluje.

Włożyłam do buzi całego daktyla i przepchnęłam na policzek, żeby móc mówić.

– Na pewno jesteś kimś ważnym, skoro strzeże cię tylu strażników.

– Byłem kimś ważnym – odpowiedział ocierając syrop ściekający po moim podbródku. Jego uśmiech zgasł. – Ale dwóch arogantów zniszczyło wszystko, nad czym pracowałem. Ale kiedyś, Szule, – jego oddech pachniał przyprawami, a czarne oczy przebijały mnie jak świdry – znów będę kimś ważnym. I ty też. Zadbam, żebyś mogła codziennie do końca życia jeść kandyzowane daktyle.

2

Ezechiasz posiadał bogactwa ibardzo wielką sławę. Przygotował także składy na plony zboża, na moszcz ioliwę. Nabył sobie stada iwwielkiej ilości posiadał owce iwoły, ponieważ Bóg dał mu wielkie bogactwa.

2 Krn 32,27-29

Jerozolima, wJudzie

Dwa miesiące później

Pięcioletni syn Chefsiby siedział na miniaturowym tronie, zupełnie nie zwracając uwagi na złote berło na swoich kolanach, bawiąc się tylko ulubioną, drewnianą zabawką. Gdyby jej mąż spojrzał na chłopca, zamiast patrzeć na salę, dostrzegłby ironię tej sytuacji. Gdy Ezechiasz przemawiał do zgromadzonych, obserwowała jego szerokie ramiona i muskularne plecy. Dlaczego nie dał chłopcu więcej czasu na bycie dzieckiem? Bo jesteś przede wszystkim królem, adopiero potem abbą – odpowiedziała sama sobie w milczeniu. Jej mąż musi przecież przygotować Judę na swoją śmierć. Która, zgodnie z proroctwem, nadejdzie za siedem lat.

Zamknęła oczy starając się zapomnieć o swoich zmartwieniach i nie słyszeć zgiełku dobiegającego z sali tronowej. Ten hałas jeszcze bardziej zaszkodzi pięciolatkowi. Chcąc się nieco uspokoić, wzięła głęboki oddech. Spojrzała na Manassesa siedzącego cicho na tronie obok niej. Kawałki tkaniny, które wetknęła mu do ucha, tłumiły hałas sprawiając, że był spokojny. Przynajmniej dotąd.

– Nic mu nie jest – szept Eziego zaskoczył ją, wzdrygnęła się – Niepotrzebnie się martwisz. Wszyscy widzą, że jest zupełnie spokojny.

Pocałował ją w czubek głowy i wrócił na przednią część podwyższenia, by przypominać wchodzącym do pełnej już sali o konieczności przesuwania się w głąb aż do ścian. Nawet balkony były wypełnione do granic możliwości. Wszak dziś Juda miała uczynić ich syna dziedzicem i królem.

Dlaczego jednak rada nalegała na publiczną koronację, skoro Manasses jak dotąd wypowiedział tylko dwa słowa i to w obecności jedynie rodziców? Ma i ba – jego wersja „imy” i „abby”. Ale okazywał się bardzo bystry, gdy przychodziło do budowania czegoś z klocków albo dodawania i odejmowania. Teraz był bardzo zainteresowany prostym kółkiem prowadzonym przy pomocy patyka. Ale co Ezi zrobi, jeśli jego syn zapomni o dobrych manierach? Czy naprawdę jest tak nieświadomy tego, jaki ciężar składa dziś na barki Nassesa? Czy też po prostu wypiera, nie mogąc zmienić proroctwa abby?

Przedziwna, zdobiona korona uciskała brwi Nassesa tak, że wyglądało, jakby je marszczył. W ogóle rzadko kiedy się uśmiechał. Godzinami uderzał to drewniane kółko, obserwując jak się kręci. Westchnęła. Trzeba przyznać, że nawet gdyby go stąd zabrać i tak będzie kręcił kółkiem i marszczył brwi w swoim własnym świecie. Czy w ogóle kiedykolwiek stanie się częścią ich świata?

Od lat starała się przygotować go do tej koronacji. Już trzymając go przy piersi szeptała mu:

– Kiedyś, syneczku, będziesz królem. Królem jak abba.

Nie sądziła, że słucha. Ale gdy dziś się okazało, że plan dnia został zakłócony, piastunka musiała ją wezwać, żeby go uspokoić.

– Musisz dziś założyć purpurową szatę i koronę, kochanie, żebyś był jak abba.

Tak jasno i niewinnie spojrzał wtedy na matkę tymi brązowymi, szeroko otwartymi oczyma.

– Dziś ja król?

Czemu jego pierwsze zdanie w życiu nie mogło dotyczyć czegoś prostego, jak krowa czy koza?

W sali zapadła cisza, co skierowało uwagę Siby na męża.

– Dziś jej wysokość Chefsiba i ja przedstawiamy naszego syna Manassesa, któremu nadaję wszelkie prawa i przywileje przynależne koregentowi Judy – oświadczył robiąc krok w bok i wykonując ręką ruch w stronę ich ukochanego syna. Nasses w błogiej nieświadomości faktu, że był teraz w centrum uwagi, obracał zabawką.

Po przeciwnej stronie miniaturowego tronu stanął Eliakim, zarządca pałacowy i najlepszy przyjaciel króla.

– Raczysz, Wasza Wysokość, spojrzeć na gości i ich pozdrowić? – Szepnął do królewicza. Ten odwrócił się, sprawiając że berło zaczęło się staczać z jego kolan. Cała sala zamarła, ale Eliakim szybkim ruchem uratował bezcenny, rodowy klejnot. Siba położyła dłoń na piersi usiłując uspokoić skołatane serce.

– Pięcioletni koregent musi się więcej nauczyć niż ja będąc koronowanym w wieku lat dwudziestu – zażartował Ezi, by uspokoić zgromadzonych. Szelest śmiechu złagodził napięcie. Dowcip Eziego niczym grzebień z kości słoniowej pomagał wygładzić wiele kłębiących się politycznych niebezpieczeństw. Pokochała Ezechiasza ben Achaz od pierwszego spotkania, gdy miała pięć lat, a Ezi osiem. Ona straciła głos na widok zabójstwa rodziców, on zmysły, gdy był świadkiem, jak jego brata składano w ofierze całopalnej. Byli po prostu dwojgiem poranionych dzieci, które całkiem przypadkowo, czy raczej za sprawą zamysłu Jahwe – spotkały się, by się wzajemnie wspierać. Być może jej mąż niekiedy bywał porywczy, ale to on był treścią jej życia.

Jakby znając jej myśli odwrócił się i puścił do niej oko, skinieniem głowy dając jej do zrozumienia, by przyprowadziła syna. Wahając się między wzburzeniem a niepokojem pochyliła się do swojego synka:

– Nassesie, czas żebyś został królem. Podejdź ze mną do abby. Chce wziąć cię za rękę.

Żadnej reakcji.

Nie jest w stanie wykonać najprostszego polecenia. Jak Ezi chce, żeby Nasses spędzał całe dnie przyjmując na audiencjach zagranicznych posłów i rozpatrując wewnętrzne spory?

Położyła dłoń obok jego zabawki, nie śmiąc jednak jej dotknąć, czy tym bardziej zabrać.

– Możesz poprowadzić imę za rączkę do abby, żebym się nie zgubiła?

Złapał ją za rękę i zeskoczył z tronu. Małe zwycięstwo. Gdy myśli, że jej pomaga, zwykle się słucha.

Patrząc jak podchodzą, swobodnie mimo tłumu przybyszów, Ezi uśmiechnął się krzywo.

– Przyjaciele! Wielu z was przybyło tu z dalekich stron, by być świadkami historycznej intronizacji mojego syna, Manassesa. Uczyć go będą najwybitniejsze umysły naszego kraju. U Eliakima ben Chilkiasza, wybitnego inżyniera, bezpośrednio będzie zgłębiał tajniki pism mądrościowych Salomona, świata zwierząt, budownictwa, nauki i gwiazd – poinformował wykonując gest w stronę swojego przyjaciela z dzieciństwa, który w tej chwili trzymał berło ich syna. Policzki Eliakima przybrały kolor jego włosów.

– Izajaszu ben Amos, możesz do nas podejść?

Gdy siedzący na galerii doradców prorok wstał, Ezi przypomniał zgromadzonym jego referencje.

– Wywodzący się z rodu Dawidowego - jego miłość Izajasz, wiernie służył każdemu królowi Judy od czasów mego prasaby Azariasza. Przede wszystkim jednak służy naszemu pokoleniu jako prorok Jahwe.

Siba obserwowała, jak Eliakim pomaga sędziwemu prorokowi wejść na podwyższenie. Abba Izajasz i jego żona, Aja, adoptowali ją po tym, jak najpierw zamordowano jej rodziców, a potem została uwolniona z niewoli. A gdy król Achaz porzucił wiarę w Jahwe, Izajasz stał się kochającym abbą również Eziego.

Abba uścisnął serdecznie Eliakima i Eziego. Ich wzajemna serdeczność była oczywista, choć proroctwa abby były cierniem w oku dla tamtych dwóch. Ale osiem pomyślnych lat chyba zdołało uzdrowić rany. A jednak propozycję Eziego, by to właśnie Eliakim i abba uczyli ich jedynego syna przyjęła z wahaniem. Czy aby zrozumieją wyjątkowe wyzwanie? Nasses jest bystry i wszystkiego może się nauczyć, ale czy ci pełni najlepszych intencji mężowie są zdolni prowadzić go z taką cierpliwością, jakiej wymaga?

– Jego miłość Izajasz nauczy Manassesa Prawa Mojżeszowego i interpretowania proroctw – ciągnął Ezi – a gdy chłopiec podrośnie, również polityki zagranicznej.

Abba skłonił się wzbudzając ogłuszający aplauz. Nagły zgiełk wystraszył pięciolatka, który popędził do Siby upuszczając zabawkę. Starając się wspiąć na nią jak na drzewo wczepił się w jej szyję. Jego oczy pulsowały strachem. Spoglądał raz po raz na zgromadzonych, jakby widział ich pierwszy raz w życiu.

– Ćśśś, kochany – uspokajała go Siba. – To tylko hałas.

– Nie jest przyzwyczajony do tłumu – wyjaśnił zgromadzonym Ezi, po czym stanął przed żoną i dzieckiem, by odizolować malca od źródła lęku. Eliakim podniósł zabawkę do twarzy królewicza i zakręcił kółkiem, chcąc odwrócić jego uwagę.

Znajomy przedmiot uspokoił go na tyle, że Siba mogła wyjrzeć zza męża w stronę zgromadzonych. I pożałowała tego. Niektórzy uśmiechali się szyderczo. Inni potrząsali głowami, tak jakby dolegliwość syna dyskwalifikowała go jako władcę. Nie znali siły jej miłości. Rozczesując w zamyśleniu jego czarne kędziory patrzyła, jak znika z powrotem w swoim własnym świecie wraz z obracającą się zabawką. Gdy Kenaz, jej bratanek, miał pięć lat, biegał i bawił się z dzieciakami świergocząc przy tym jak dudek.

Pocałowała Nassesa w czoło starając się stłumić jego narastającą panikę.

– Kiedy Jahwe zabierze abbę do raju, zostaniesz potężnym królem. Ale na razie jesteś Massesem, ukochanym skarbem imy.

Jego wargi wygięły się w ledwie widocznym uśmiechu. A więc słyszał ją.

Zmierzwiła mu włosy ustawiając się tak, by był między nią a Ezechiaszem. Dalej kręcił kółkiem. Ezi patrzył tak, jakby oczekiwał od niej, że zabierze chłopcu zabawkę. Gdyby choć nieco czasu spędzał sam na sam z synem, wiedziałby, jaka to zła decyzja.

– Ogłoś im – szepnęła do męża. Ten, westchnąwszy z dezaprobatą zwrócił się do zgromadzenia.

– Szanowni posłowie sąsiednich państw i obywatele Judy, przedstawiam wam mojego syna i współwładcę, króla Manassesa, czternastego potomka Dawida, który zasiądzie na tronie Judy. Chwała Jahwe!

– Chwała Jahwe – odkrzyknął tłum i choć Ezechiasz dał znak, by wiwaty były jak najskromniejsze, nagły hałas znów wystraszył Nassesa, który tym razem aż się rozpłakał.

Siba złapała dłoń syna jak miecz, po czym marszowym krokiem, niczym żołnierz do boju, zeszła z podwyższenia i wyszła z sali. Oślepiona własnymi łzami i zdana na widok tłumów pędziła przez zatłoczone korytarze. Byle do komnaty, to się uspokoi. Ija też.

– Wasza wysokość! – Zawołał ktoś za nią – Wasza wysokość, proszę poczekać!

Nie zatrzymywała się ciągnąc syna przez pałac pełen – w tym dniu, który powinien być świętem – ludzi. Czyjaś dłoń złapała ją za ramię i obróciła.

– Szebna??

Wydawał się tak samo wstrząśnięty własnym brakiem dobrych manier, jak ona.

– Wybacz, wasza wysokość – powiedział kłaniając się nisko. Stojąca obok niego dziewczynka uklękła przed Nassesem i wyciągnęła do niego swoją dłoń. Ten, z początku nieśmiało, dotknął jej jednym palcem. Zachichotała, a Nasses spojrzał na Sibę uśmiechając się niepewnie. Zanim zdążyła upomnieć Szebnę lub jego małą towarzyszkę, ta obróciła dłoń, a Nasses położył palec na jej środku. Nie ruszała się, nie próbowała złapać go za rękę, ale on po kilku chwilach chwycił jej dłoń. I uśmiechnął się pokazując zęby.

– Nazywam się Szule. Cieszę się, że mogłam poznać waszą wysokość.

– Co to za podstęp, Szebno? – Zapytała Siba odpychając dziewczynkę. Nasses ukrył swoją twarz w jej szacie. Dziewczynka cofnąwszy się do jakiegoś mężczyzny, który stał za Szebną – i zatykał dłońmi uszy – przytuliła się do niego.

– Chodź, abbo. Idziemy – oświadczyła prowadząc go delikatnie do bardziej zacisznego kąta obok schodów do haremu.

– Wybacz, wasza wysokość. To moja bratanica, Meszulemet. Podejdźmy do schodów. Jestem pewien że ona i Charus, mój brat, będą mogli pomóc jego wysokości Manassesowi.

– Ja ci nie ufam, Szebno – odparła chowając Nassesa za sobą, by osłonić go przed człowiekiem, którego egoizm znała od dzieciństwa. Na początku panowania Ezechiasza sam Jahwe przez abbę Izajasza potępił jego hardość i fałsz. I według wszelkich danych nie nastąpiła w tej kwestii żadna zmiana.

– W dzieciństwie Charus uwielbiał kręcić frędzlami u szaty abby – rzekł Szebna wskazując ruchem głowy ulubioną zabawkę Nassesa. – Abbie się to nawet podobało, dopóki nie spróbował go odzwyczaić – pociągnął nosem wykonując gest w stronę olbrzyma, który teraz, odwrócony do ściany, szarpał swój zarost najwyraźniej trudno znosząc hałas i zgiełk korytarza.

– Skoro nie dało się przełamać tego zwyczaju, abba złamał Charusa. Jak widzisz, wasza wysokość, teraz mu ciężko, bo został wyrwany ze swojej rutyny, ale może nauczyć się zachowywać swobodnie w każdym środowisku, byle znajomym. Manasses może nauczyć się radzić sobie ze wszystkim, jeśli tylko go nauczymy – dodał. Po czym, nie czekając na odpowiedź, odszedł do brata i bratanicy pozostawiając Sibę pośród tego zgiełku, szalejącego wokół niej i wewnątrz niej.

Przysunąwszy Nassesa do siebie podeszła do rodziny Szebny. Dziewczynka wyglądała na kilka lat starszą od Nassesa, była chyba bliższa wiekiem Kenazowi. Siba stanęła za kamienną kolumną i porośniętą obfitym bluszczem donicą, które na tyle izolowały od hałasu, że można było rozmawiać nie krzycząc do siebie.

– Przepraszam, byłam niemiła – powiedziała do dziewczynki, ale Szebna jak zwykle nie stronił od kłamstw, obwiniając za wszystkie swoje problemy abbę i Eliakima.

– Przepraszam, że podeszłam do króla bez pozwolenia waszej wysokości – odpowiedziała Szule. Gdy Nasses usłyszał jej głos, puścił się talii Siby. – Mogę jeszcze raz podać mu rękę?

– Możesz, ale rzadko daje rękę nawet kuzynowi Kenazowi– ostrzegła Siba.

Dziewczynka jeszcze raz uklękła przed Nassesem i skłoniła głowę.

– Pamiętasz, wasza wysokość, jak mam na imię? – Spytała wyciągając znów rękę z otwartą dłonią.

– Szua – odpowiedział, kładąc znów palec na jej dłoni.

Siba zakrywając usta stłumiła westchnienie radości i zaskoczenia.

– Prawie… dobrze. Mam na imię Szule. Umiesz wymówić „l”?

– Szullll – Nasses uśmiechnął się dziecinnie i ścisnął jej dłoń. Roześmiała się razem z nim i kłaniając się, położyła na swoim czole jego dłoń.

– Poznać waszą wysokość to dla mnie ogromny zaszczyt. Jestem pewna, że będziesz wspaniałym królem.

Dzieci kontynuowały rozmowę, a Sibie po policzkach spływały łzy. Zerknęła w górę na abbę Szule. Oceniła, że abba Szule jest dwa razy większy od Szebny. Tu, gdzie było nieco ciszej, trochę się uspokoił. Teraz już nie szarpał swojej brody, rozczesywał ją palcami. Ale wciąż odwracał wzrok, jakby był bardziej zainteresowany kamienną kolumną niż królową Judy.

– Nasz abba, obawiając się, by Charus nie przynosił mu wstydu, odprawił go zaraz po ślubie, wraz z żoną do Jotba – szepnął Szebna pochylając się w stronę królowej. – Żona Charusa zmarła przy porodzie, więc sam wychowywał Szule. I chyba świetnie mu się to udało, choć ma wiele problemów podobnych do tych, jakie są udziałem Manassesa.

Ciekawość rozwiązała język Siby.

– Co cię przywiodło do Jerozolimy, Charusie ben Józef?

– Mój brat uważa, że jego metody nauczania i wpływ mojej córki mogą pomóc królowi Manassesowi, tak jak ty w dzieciństwie pomogłaś królowi Ezechiaszowi.

Siba zaśmiała się drwiąco.

– Twój brat za dużo sobie wyobraża, Charusie ben Józef – odpowiedziała, spoglądając zimno na Szebnę. – Mój syn wszystkiego nauczy się od abby i Eliakima. Ani ja ani Ezi nie zaufalibyśmy ci, Szebno w kwestii edukacji naszego syna, ponieważ konsekwentnie przedkładasz osobisty zysk ponad interes Judy.

– Teraz myślę o interesie twojego syna – odparł Szebna z typową dla siebie urazą. – Nasz abba, lewita nie rozumiał potrzeb mojego brata. Surowe wymagania Izajasza i oparte na strachu metody nauczania Eliakima zniechęcą twojego syna do nauki. Ja jestem wykwalifikowanym nauczycielem, a jeśli chodzi o zdolność Szule do nawiązania kontaktu z synem waszej wysokości, nie muszę tego już udowadniać – zamknął oczy i wziął głęboki oddech, po czym kontynuował już spokojniej – Proszę tylko żebyś porozmawiała z jego wysokością Ezechiaszem w sprawie syna. Razem z Szule będziemy w stanie pomóc Nassesowi przyswoić wszystko, czego nauczą go Izajasz z Eliakimem.

Patrzył jej w oczy i czekał. Ale wyglądało na to, że mówi szczerze. Kiedyś już zastępował abbę na stanowisku guwernera. Wykonywał to zadanie gorliwie i efektywnie.

– Jak zamierzasz pomóc Nassesowi przyswajać lekcje?

– Mogę pokazać?

Nie zabroniła, więc ukląkł obok dzieci, które bawiły się kręcąc na zmianę kółkiem na patyku.

– Witaj, wasza wysokość. Mam na imię Szebna, jestem dodem Szule i chciałbym cię o coś zapytać. Mogę?

Pochłonięty kręcącą się zabawką chłopiec zupełnie go zignorował. Ale Szebna nie przestawał mówić.

– Ja lubię śpiewać. Szule nauczyła mnie śmiesznej piosenki o żabie i rybie. Zaśpiewać?

Usta małego monarchy wygięły się w uśmiechu, ale nic nie odpowiadał.

– Hmm… szkoda. Nie wolno mi zaśpiewać, jeśli nie powiesz „tak, poproszę”.

– Szebno, ale on nie u… - zaprotestowała Siba, ale przerwał jej głos syna

– Tak, pfofe.

Ima chłopca ze zdumienia nie była w stanie nawet mrugnąć. Słuchała tylko z otwartymi ustami, jak Szule z Szebną śpiewają piosenkę z najbardziej niemądrym tekstem, jaki kiedykolwiek słyszała. Charus swoim głębokim basem zaczął śpiewać razem z nimi. Poruszona znów do łez Siba szybko podjęła proste słowa i też dołączyła do chórku. Nasses bezgłośnie wypowiadał coś niezrozumiałego rozjaśniając korytarz promiennym uśmiechem.

Dziękuję Ci, Jahwe, za tę przemianę. Dziękuję za stworzenie ścieżki tam, gdzie ja widziałam wokół mojego syna kamienne mury iniedostępne skały.

Siba po raz pierwszy uwierzyła, że jej syn może być w życiu naprawdę szczęśliwy i rządzić Judą tak zdecydowanie, jak abba. Gdy trzeci raz ryczeli refren, strażnicy i goście zaczęli już ich ze śmiechem wytykać palcami. Sibie to nie przeszkadzało. Przeszkadzałoby za to dawnemu Szebnie. Teraz śpiewając razem z olbrzymim bratem i kochaną bratanica, zdumiewał ją. Może przyjazd najbliższych rzeczywiście go zmienił.

Jahwe, czy mogę zaufać Szebnie ipozwolić mu uczyć syna?

Siba zamknęła oczy i słuchała – ale słychać było tylko śpiew. Nauczyła się już nie oczekiwać płonącego krzewu, jak ten Mojżeszowy, ale czasem doświadczała chociaż poczucia bycia pokierowaną przez Boga. Nie tym razem. Tym razem musi zdecydować, którą z danych jej przez Jahwe ścieżek ma wybrać.

– Przyprowadź jutro Szule do klasy – poleciła Szebnie przerywając mu śpiew. – Porozmawiam z Ezim, ale nie mogę obiecać…

– Będziemy, wasza wysokość. Zaraz po wschodzie słońca.

Nasses puścił dłoń Szule dopiero, gdy Siba mu obiecała, że jutro się z nią zobaczy.

– Będziesz potężnym królem – oświadczył Szebna, oddając Nassesowi pokłon. – A dla mnie zaszczytem będzie być wśród tych, którzy ukształtują twój umysł i serce.

3

Trwajże przy twoich zaklęciach

iprzy mnogich twych czarach,

którymi się próżno trudzisz

od swej młodości.

Może zdołasz odnieść korzyść?

Może zdołasz wzbudzić postrach?

Iz 47,12

Tego samego dnia wieczorem

Przeprowadzka do jerozolimskiego Górnego Miasta dla abby, który potrzebował przestrzeni i ciszy, okazała się trudna. Pięciopokojowy dom doda był przestronny, ale jego pokojówka Belit była tak przyjazna, jak lew górski z cierniem w łapie. Ogrodzone murem podwórko miało rozmiar naszego małego ogródka i ze wszystkich stron otaczały nas domy. Szczekanie psów, małżeńskie kłótnie czy nieustanny pisk dzieci – nie do wytrzymania. Trudno było też znieść smród dochodzący z rynsztoka. Kiedy wróciliśmy z pałacu, abba poszedł do swojej komnaty i już z niej nie wychodził. Dod powiedział, żeby dać mu odpocząć.

– Belit, Szule musi założyć dziś błękitną, lnianą szatę – powiedział dod, dość wysokim tonem, co oznaczało, że był podenerwowany.

– Zaplamiona – odparła Belit rozlewając kaszkę do misek i stawiając je na skórzanej macie w salonie. Z biegiem poranka też coraz bardziej się niepokoiłam.

– Może nie powinnam iść? Nie chcę przynieść ci wstydu.

– Ty mi nigdy nie przynosisz wstydu – odparł dod, kręcąc przecząco głową. – Założysz kremową i czerwony pas. A wieczorem zaczniesz lekcje u Belit – dodał całując czubek palca i dotykając nim mojego nosa.

– Żebym umiała lepiej pomóc Nassesowi?

– Niezupełnie – odpowiedziała Belit uderzając drewnianą łyżką w miedziany garnek. Dod spojrzał na nią gniewnie.

– Belit chciała powiedzieć, że nauczy cię, jak ochronić Nassesa przed czymś bardzo, ale to bardzo niebezpiecznym.

Służąca rozłożyła łyżki przy miskach i postawiła na stole dzban ze świeżym, kozim mlekiem oraz kosz ciepłego chleba.

– Wszystko tak ładnie pachnie.

– Proszę – podsunęła mi miskę z rodzynkami i pistacjami, żebym sobie dołożyła do kaszki. Nasypałam garść i podałam dodowi. Odkąd mieszkaliśmy w Jerozolimie, ani razu nie zaburczało mi w brzuchu.

– Jakież to niebezpieczeństwo grozi królowi? Przecież strażnicy go pilnują.

– Tak, ale chodzi o niebezpieczeństwo innego rodzaju – wyjaśnił dod i odłożył łyżkę, zjadłszy zaledwie trochę kaszy. – Belit – szepnął – sprawdź, czy drzwi do izby Charusa są zamknięte.

Gdy sprawdziła, mówił dalej szeptem:

– Obawiam się, mała Szule, że to samo niebezpieczeństwo zagraża również i tobie. I odkąd przybyłem do Jotba drobiazgowo opracowuję plan ochrony dla ciebie.

Belit, wróciwszy do stołu, skinęła znacząco głową w stronę doda, po czym oboje spojrzeli na mnie jak jastrzębie na polną mysz. Abba mógłby wreszcie wyjść z tej izby.

– Trudno będzie ci od razu uwierzyć w to, co ci teraz powiem, ale musisz mi zaufać – wyjaśniał dod. – Dziś po prostu rób to, o co proszę, a jutro razem z Belit wszystko wytłumaczymy i zobaczysz, że to prawda. Możemy na to liczyć, malutka? Możesz nam dziś zaufać i usłuchać Belit?

Jego uśmiech był jakiś inny. Wymuszony. Jak bezgłośne warknięcie. Po plecach pociekła mi strużka potu; poczułam się niewyraźnie. Odwróciłam się w stronę Belit - uniosła brwi.

– Mogę zapytać abby, czy to dobre?

– Nie, kochanie – odpowiedział dod biorąc z powrotem łyżkę – Widzisz, to właśnie Charus i inni jahwiści są tym niebezpieczeństwem. Od dawna zwodzą Judę swoimi kłamstwami, a ty musisz poznać prawdę, żeby pomóc królowi Manassesowi zrozumieć, jak groźny jest Jahwe.

Nie mogłam uwierzyć. To bluźnierstwo!

– Dod, ale Jahwe jest jedynym prawdziwym Bogiem…

– Dziś Belit – przerwał – zademonstruje ci wyjątkową, czarnoksięską umiejętność. Jeśli rano nadal będziesz przekonana, że Jahwe jest jedynym bogiem, możesz opowiedzieć o tym co robimy abbie, królowi, królowej i komu tylko chcesz. Ale jeżeli zrozumiesz, że Jahwiści zwiedli Judę swoimi surowymi prawami i nakazem czci tylko jednego boga, poproszę cię byś uczyła się z Belit i pomogła nam uczynić Nassesa największym królem w historii Judy.

– Nie! Nie! – Nie mogłam uwierzyć, że syn lewity mógł proponować…

– Czy twoja wiara w Jahwe jest tak słaba, że nie wytrzyma jednej nocy próby? – Spytała Belit, mrużąc oczy, głosem przypominającym mruczenie kota.

– Abba śpi, o niczym się nie dowie – namawiał dod.

Moja wiara była przecież niewzruszona. Znałam Jahwe odkąd pamiętałam. Umiałam recytować z pamięci dużą część Tory i przysłowia Salomona. Cokolwiek powiedzą czy zrobią, nie zmieni to moich przekonań.

– Dobra. Jedna noc – zgodziłam się, podnosząc łyżkę. – Ale nigdy mnie nie przekonacie, że istnieje jakiś inny bóg – dodałam, wkładając porcję kaszy do ust.

Dod wyjął z kieszeni znajome, lepkie zawiniątko i położył przede mną na stole codzienny smakołyk.

– Możesz dziś zjeść tyle daktyli, ile chcesz.

Zignorowałam go nie tykając ich w ogóle. Nie zdradzę Jahwe za kilka słodyczy.

Od chłodu zimowej nocy dzwoniły mi zęby, oczy same mi się zamykały. Niebo było czarne jak atrament, a Belit wykopywała ostatni korzeń kurkumy. W tę noc okropnych lekcji widziałam, jak zabija i skóruje węża, łapie żaby i upuszcza im krew, miesza mikstury i obmyśla uroki. Z sakiewki zaczepionej u talii wyjęła pęk włosów, wymieszała je z krwią i owinęła w wężową skórę, po czym pomachała tym wszystkim w stronę nieba zawodząc i tańcząc. Podczas każdego zakazanego czynu czułam coraz silniejszy ucisk w żołądku, aż w końcu nadszedł czas zadania, które mogłam wykonać, nie mając poczucia winy. Miałam jej pomóc narwać kosz ziela. Ale nawet to musiała zepsuć wyjaśniając, że zbieranie ziół w świetle księżyca i gwiazd wzmaga magiczną moc roślin.

Gdyby abba wiedział, co robię, sięgnąłby po pas. Ukarał mnie nim dotąd tylko raz w życiu, gdy nie chciałam przeprosić starszych w Jotba za to, że na nich nakrzyczałam. Fałszywie oskarżyli wtedy abbę o niemoralny czyn z kobietą z miasta. Nie do końca rozumiałam, czym jest „niemoralny czyn”, ale w noc, kiedy tej zbrodni dokonano, byłam chora, a on się mną opiekował.

– Nie mógł tego zrobić – tłumaczyłam im po hebrajsku i aramejsku, bo byli strasznie tępi. Mimo to wychłostali abbę publicznie, a ja krzyczałam z oburzenia, aż skończyli.

A abba zażądał, bym przeprosiła, że ich obraziłam. Nie przeprosiłam i wtedy wziął pasa.

– Opór jest jak grzech wróżbiarstwa, a krnąbrność jak złość bałwochwalstwa.

Belit popełniła dziś wszystkie cztery grzechy. Zgrzeszyłam samym patrzeniem?

– Chodź tu, Szule – zawołała zapraszając mnie gestem w stronę przerażających jaskiń obok Bramy Węgła, gdzie ubodzy chowali swoich zmarłych. Przechodziliśmy obok nich wychodząc z miasta, ale ominęłam je wtedy szerokim łukiem.

– Stań tu obok mnie – poleciła przysuwając mnie do siebie i patrząc w niebo. – Miesiąc byka już mija, ale Enki uśmiecha się do ciebie. Widzisz jego rogi?

Pokazała mi gwiazdy i wyimaginowanym rylcem narysowała rogi byka a potem szarżujące przednie łapy.

– Widzę! – Gwiazdy niczym blask świec połączyły mi się w kształt byka na niebie. Mimo uroku chwili radość szybko ustąpiła miejsca lękowi. Czyżbym właśnie dostrzegła działanie mocy innego boga? Czy tylko mi się wydawało, z powodu zmęczenia po bezsennej nocy?

– Zostańcie z nami, bogowie nocy – odezwała się Belit. – Zważcie na moje słowa, o bogowie przeznaczeń. Okażcie w blasku dnia moc, którą okazaliście w ciemnościach tej nocy. Niech blask waszego światła towarzyszy dziś Szule i niech zalśni nad nią wasza łaska.

Zdążyłam jeszcze pomyśleć, że nie chcę, by lśniła nade mną łaska jakichkolwiek bogów, a już Belit odwróciła się do mnie. Jej ciemne oczy świeciły żółtym światłem.

– Podarowano mnie Szebnie w prezencie – zaczęła. – W roku, w którym król Ezechiasz zachorował i w roku, tym samym, który wyzdrowiał, moi babilońscy panowie przybyli z wizytą do Jerozolimy. Było to trzy lata przed urodzeniem Manassesa. W tym samym roku i tyś się urodziła, Szule…

Zaczęłam cała drżeć.

– Chcę wracać.

– Twoje narodziny i moje przybycie do Jerozolimy… – uśmiechnęła się. – Nasze przeznaczenia się splotły. Bogowie pokazali mi, że ty, Szule, i ja, zadecydujemy o przyszłości narodów. To zapisano w gwiazdach.

Udało mi się jej wyrwać, ale potknęłam się i upadłam na ziemię. Straciłam dech. Ze strachu nie mogłam nawet krzyknąć. Ani uciec. Co ja najlepszego zrobiłam? To nie była taka po prostu służąca. To była prawdziwa wiedźma, a teraz ja zostałam jej pomocnicą. Jeśli to wyjdzie na jaw, stracą mnie.

Próbowałam odczołgać się, ale olbrzymia czarownica przerzuciła mnie przez ramię jak worek ziarna.

– Czas, mała Szule, żebyś zrozumiała, że bogów jest więcej – oświadczyła biorąc kosz z zielem i pozostałymi składnikami, i ruszyła do domu doda.

Gdy dotarłyśmy na podwórze, postawiła mnie na ziemi. Słodki zapach mirtowych kwiatów był niczym przebudzenie z nocnego koszmaru.

– Chce mi się spać – oświadczyłam.

– Ależ oczywiście, że musisz się wyspać – odparła, prowadząc mnie do naszej wspólnej komnaty. – A gdy się przebudzisz, twoje życie będzie już odmienione.

Padłam wyczerpana na matę. Belit postawiła kosz obok. Koc opadł na mnie, Belit opatuliła mnie nim szczelnie, bo bardzo dygotałam. Zamknęłam oczy pragnąc, by sen mnie ukoił, ale widziałam wciąż przerażający blask byka na nocnym niebie.

– Szule, wstawaj! – Poczułam, jak dod szarpie mnie za ramię. – No wstawaj, dziecko.

Wyrwana z głębokiego snu usiadłam i naciągnęłam koc aż na szyję. Dod stał nade mną. Gliniana lampka w mdłym blasku świtu rzucała na jego twarz upiorne cienie.

– Pamiętasz urok, jaki Belit rzuciła w nocy pod znakiem byka?

Skinęłam głową, wciąż półprzytomna. Z tej nocy niczego bym nie zapomniała.

– Pamiętasz włosy, które wyjęła z sakiewki?

Skinęłam ponownie głową. Dod wyciągnął do mnie z uśmiechem rękę.

– Chodź, pokażę ci dowód kwalifikacji Belit i mocy jej bogów.

Ręki mu nie podałam, ale wyszłam z nim z komnaty. Przeszliśmy korytarzem kilka kroków i zatrzymaliśmy się przed izbą abby. Dod wszedł bez pukania. Ze środka usłyszałam rytmiczne zawodzenie Belit.

Sama zatrzymałam się na progu nie mogąc pojąć, co widzę. Abba miał zgoloną brodę i leżał na macie w samej przepasce, pokryty ropiejącymi ranami. Cała zaczęłam się trząść. Zakryłam usta, by stłumić mimowolny krzyk. Jahwe, proszę, nie.

Dod ukląkł znów obok mnie i szepnął coś, co zmieniło całe moje życie.

– To właśnie brody twojego abby użyła Belit podczas uroku. Nie wiem, jak to zrobiła, bo mnie nie zechce nauczyć swojej czarnej magii. Ale przed tobą – tobą, Szule! – pragnie ujawnić tajniki tej cudownej władzy nad ludźmi i bogami.

– Cudowne?! – Krzyknęłam z płaczem, gniewna i zrozpaczona. – To jest okrutne!

– Tak samo, jak kazała bogom zesłać rany, tak samo może Charusa uzdrowić – oświadczył dod, mrużąc oczy. - Ty musisz tylko uznać moc zastępów niebieskich i zacząć – potajemnie – terminować jako czeladniczka Belit.

Ścisnęło mnie w żołądku, aż krzyknęłam. Myślałam, że zwymiotuję.

– Gdy wrócimy od Nassesa, zobaczysz, że przez ten czas abbie bardzo się poprawi. Zrozumiesz też, po co zadaliśmy sobie tyle trudu pokazując ci moc innych bogów. Przecież nawet Jahwe, gdy chciał okazać Mojżeszowi swoją moc w płonącym krzewie, poraził jego dłoń trądem. Bo Jahwe też był kiedyś potężnym bogiem. Kiedyś, Szule. Teraz zastępy niebieskie chcą ci okazać swoją moc. Właśnie tobie. Zastanów się nad tym.

Nie byłam w stanie się zastanawiać, gdy kilka kroków ode mnie leżał cierpiący abba.

– Chcę z nim porozmawiać przed wyjściem.

– Oczywiście – odparł dod, ściskając mój bark. – Choć majaczy w gorączce, musisz ostrożnie dobierać słowa. Jeśli nie powiesz nic o uroku, jeszcze dziś, gdy wrócimy po południu, Charus będzie zdrów. Ale jeśli nas wydasz…

– przerwał, spoglądając na mnie lodowato, po czym poprowadził mnie do maty, przy której klęczała Belit. Karmiła abbę rosołem. – Jak widzisz, Belit ogoliła brodę abby, by równo rosła. Teraz karmi go rosołem na kościach, by odzyskał siłę. Rany pojawiły się nagle, w nocy, ale Belit zna się na ziołach i szybko go wyleczy – wyjaśnił normalnym tonem.

Abba z trudem podniósł do mnie dłoń. Po grymasie bólu na twarzy zrozumiałam, że nawet ten niewielki ruch kosztował go cierpienie.

– Nie ruszaj się, abbo. Wrócę szybko.

– Rosół na kościach działa cuda – odezwała się Belit, spoglądając na mnie przez ramię. Jej oczy nie były żółte, nie pulsowały, ale gdy patrzyła prosto w moje, poczułam ciarki. Dod wyprowadził mnie na korytarz. Otarłam łzy.

– Dobrze, dobrze – powiedział. – Poszczyp się trochę w policzki , żeby nabrały kolorów i załóż tę kremową szatę, i czerwony pas. Słońce już wschodzi, a obiecałem królowej, że o brzasku będziemy na zajęciach.

Usłuchałam, splotłam też luźny warkocz. Złapałam jeszcze kawałek chleba i garść rodzynek, i spotkałam doda przy furtce. Jerozolima w blasku wschodzącego słońca wyglądała uroczo wzbudzając we mnie nadzieję, że Belit potrafi wyleczyć abbę jak obiecała. A jeśli tak się stanie? Czy to znaczy, że Jahwe stracił swą moc? Jahwe, jeśli mnie słyszysz, okaż mi swą moc, bym nie musiała służyć innym bogom.

Nie wiedziałam, czy Jahwe chce wysłuchać dziewczynki. Według Tory powinnam złożyć ofiarę. Ale dod na pewno by nie pozwolił. Świątynia lśniła lawendowym blaskiem przypominając, że mnie nigdy nie będzie wolno stanąć w świętych przedsionkach. Tylko kapłani mogą rozmawiać bezpośrednio z Jahwe. Czy Wszechmogący w ogóle słyszy moje modlitwy?

Mijaliśmy Świątynię idąc do pałacu położonego po przeciwnej stronie. Od chodzenia po wzgórzach miasta bolały mnie nogi, ale w blasku tego nowego świata szybko zapomniałam o bólu. Pałac Salomona choć stary, był jeszcze większy od Świątyni. Olbrzymia budowla składała się z idealnie dopasowanych, gigantycznych, kamiennych bloków. Ale naprawdę imponująca była ze względu na szczegóły. Kafelkowe mozaiki, intarsje - hebanowe i z kości słoniowej. Cedrowe ściany i drzwi. Gdziekolwiek nie spojrzałam, moje oczy widziały piękno; czułam się jak żebrak zaproszony na ucztę.

Gdy przechodziliśmy obok strażników w lśniących zbrojach, trzymali oni swoje ostre bronie w pochwach. Echo naszych sandałów odbijało się w labiryncie cichych korytarzy, ale nie przybyliśmy do klasy jako pierwsi.

– Witaj, mości Szebno – starzec przedstawiony podczas koronacji jako Pan Izajasz podszedł do nas wyciągając powykręcaną rękę. Dod na powitanie chwycił jego nadgarstek, uścisk jego dłoni na mojej zelżał, a na jego twarzy pojawił się taki zabawny uśmiech – niczym bezdźwięczny pomruk.

– Witaj, mości Izajaszu. Zechciej poznać moją bratanicę, Meszulemet – powiedział, popychając mnie naprzód. Ukłoniłam się tak, jak nauczyła mnie Belit.

– Szalom, mości Izajaszu. To ogromny zaszczyt poznać pana.

Pan Izajasz zaśmiał się tak radośnie, jak szmer wody w strumyku.

– Również i dla mnie to ogromny zaszczyt poznać dziewczynę, która tak błyskawicznie wkradła się w łaski mego wnuka. Córka – królowa Siba – mówiła mi, żeś wprost rzuciła na niego urok.

Czyżby Jahwe już powiedział staremu prorokowi, że w nocy wyszłam z Belit?

– Zapewniam waszą miłość, że nie mam nic wspólnego z rzucaniem uroków.

– Widzisz, Nassesie? I są – naszą uwagę odwrócił głos królowej. – Obiecałam, że rano zobaczymy się z Szule i panem Szebną.

Każdy klejnot w jej uplecionych, brązowych włosach lśnił od padającego na nią od tyłu światła, ale delikatną skórę pod jej oczami znaczyły głębokie cienie. Musiała mieć tak samo przykrą noc, jak ja. Za królową do klasy weszła druga kobieta z chłopcem, a za nimi…

– Wasza wysokość, mości Jaszubie, to wielki zaszczyt was spotkać – powiedział dod szturchając mnie, bym uklękła i samemu padając na twarz na kamienną podłogę.

4

Do kogo się On zwracał po radę iświatło,

żeby Go pouczył ościeżkach prawa,

żeby Go nauczył wiedzy

iwskazał Mu drogę roztropności?

Iz 40,14

Większość poprzedniego popołudnia i wieczoru Siba poświęciła na zapewnianie Nassesa, że jeszcze zobaczy Szule, zaś nocy - na przekonywanie Eziego, żeby choć zobaczył bratanicę Szebny i przekonał się, jaki ma kontakt z jego synem. W chwili, gdy wchodziła do klasy ze swoimi obydwoma monarchami, była już wykończona.

Ezi musnął wargami jej policzek i poprowadził Nassesa do Szebny i Szule.

– Wstań, Szebno – polecił przechodząc obok arystokraty, po czym uklęknął przy jego bratanicy – królowa mówiła mi, że masz na imię Szule.

– Tak, wasza wysokość – odpowiedziała, wykonując właściwy ukłon. Zanim podniosła głowę, Nasses wyciągnął do niej dłoń.

– Szullll. Ba – oświadczył, patrząc cały rozpromieniony na Eziego. Siba pomyślała, że jej serce zaraz się rozpłynie.

Król Judy sapnął gwałtownie, tak, jakby właśnie spadł na niego deszcz złotych monet, po czym spojrzał na dorosłych.

– Widzieliście jak śmiało nasz nowy król podał rękę koleżance? – Zapytał, po czym ujął drugą dłoń Szule domykając krąg. – A więc jesteś aniołem zesłanym przez Jahwe, by wydobyć mojego syna z jego samotnego świata.

– Ja… y… ja… - odwróciła się do Szebny, który zachęcił ją dumnym mrugnięciem oka. Ezi ściśnięciem dłoni skierował jej uwagę z powrotem w swoją stronę.

– Czy obiecujesz, mała Szule, pomóc mojemu synowi w nauce wszystkiego, co panowie Izajasz, Eliakim i Szebna będą mu przekazywać, aby gdy Jahwe mnie zabierze, mógł on zostać najlepszym królem, jakiego Juda znała?

Pokiwała głową tak gorliwie, że aż jej loki zatańczyły jak wierzbowe liście na wietrze.

– Obiecuję, ale… - przerwała oglądając się na dorosłych, wyraźnie oszołomiona.

– No, mów – zachęcił Ezi – Możesz mówić wszystko, co chcesz.

– Powiedziałeś, że Jahwe cię zabierze. Dokąd?

Pytanie zniszczyło całą radość chwili. Siba straciła dech. Ezi starał się zachować uprzejmy wyraz twarzy, jego żona pochyliła głowę, by ukryć łzy.

– Przed kilku laty bardzo mocno zachorowałem. Jahwe uzdrowił mnie i darował mi jeszcze piętnaście lat życia.

Chwila milczenia dziewczynki zwróciła uwagę Siby, Królowa dostrzegła na twarzy Szule zagadkowy grymas, który poprzedził jej kolejne słowa.

– Skoro Jahwe miał moc cię uzdrowić, czemu nie pozwoli ci się zestarzeć?

Dla dziecka było to tylko pytanie. W sercu Siby to samo zdanie od ośmiu lat stanowiło oskarżenie.

– Masz bystry umysł, zupełnie jak królowa Siba w twoim wieku – odpowiedział Ezi, uśmiechając się szczerze. – Nie wiem, dlaczego Jahwe dał mi tylko piętnaście lat. Ale wiem jedno: choć nie zawsze rozumiemy Boży plan, zawsze możemy zaufać, że w przyszłości, której jeszcze nie widzimy, okaże nam swoją dobroć.

Nasses wyrwał swoją dłoń z dłoni Szule i skonsternowany zmarszczył brwi. Stanął jak kamień przed abbą. O czym myśli? Czy powie? Machał pięściami w powietrzu jak szalony, jego pierś unosiła się przy każdym oddechu. Gdy wzrokiem przebiegał po podłodze, by następnie zacząć rozglądać się na lewo i prawo, rzęsy trzepotały nad policzkami. Nagle, bez ostrzeżenia, zarzucił ramiona na szyję Eziego ściskając go z całej siły.

Abba, który po raz pierwszy otrzymał taki wyraz uczuć od syna zareagował tak, jak każdy rodzic, zapominając o niechęci Nassesa do ograniczania swobody ruchu. Siba skoczyła, by powstrzymać Eziego, ale on zdążył już objąć chłopca silnymi ramionami. Ciepło i moc ojcowskiej miłości przytłoczyły Nassesa. Cofnąwszy się z krzykiem odepchnął abbę. Ezi usiadł na piętach. Jego szyję pokrywały czerwone plamy.

Zmęczona rolą arbitra Siba milczała zakłopotana. Wszyscy patrzyli w podłogę.

Nie wszyscy. Z wyjątkiem Szule.

– Nasses cię kocha, wasza wysokość – powiedziała ciągnąc Eziego za rękę tak, że ukląkł z powrotem – ale nie lubi mocnego przytulania i ściskania, więc na początek trzeba podać mu rękę.

Ezi usłuchał ośmiolatki, jakby sam był dzieckiem, a ona nauczycielką.

– Nassesie, twój abba jeszcze nie umie ładnie cię przytulać – tłumaczyła dalej, gdy chłopiec chętnie chwycił jego dłoń. – No, dalej – zachęciła.

Nasses wykonał dwa kroki naprzód i objąwszy abbę jednym ramieniem, delikatnie poklepał go po plecach. Siba uśmiechnęła się szeroko, aż zasłoniła usta. Poczuła, że ktoś się do niej nachyla.

– Chyba jednak mąż waszej wysokości nie jest jeszcze za stary na naukę – usłyszała szept Eliakima.

– Kiedy przyszedłeś? – Spytała spóźnialskiego nauczyciela.

– W samą porę - na lekcję przytulania.

Przy Eliakimie stali jego brat Jaszub, bratowa Jaira i ich syn Kenaz. Również byli pod wrażeniem młodej nauczycielki

Osiągnąwszy kres swoich możliwości, jeśli chodzi o czas uścisków z abbą, Nasses nagle puścił go i z tą samą serdecznością objął Szule, której policzki natychmiast się zarumieniły. Choć na plus należy jej zapisać, że zastosowała te same zasady, co Nasses wobec Eziego i poklepała go jedną ręką po plecach.

– No, Szebno, wygląda na to, że twoja bratanica zagwarantowała ci stanowisko nauczyciela mojego syna – oświadczył Ezi. – Dołączysz do Izajasza i Eliakima. Będziecie uczyć Nassesa i Kenaza wszystkiego, co muszą wiedzieć, by w przyszłości skutecznie rządzić Judą.

Nasses uwolnił wreszcie Szule ze swego energicznego uścisku, ale wciąż trzymał ją za rękę, wyraźnie zainteresowany tym, co mówił Ezi.

– Chcę, żebyś ty też się uczył – oświadczył król, zwracając się do Kenaza. – Kiedyś zostaniesz jednym z głównych doradców Nassesa.

– Będę zaszczycony, dodzie – odpowiedział zerkając na abbę, który uniesieniem brwi dał mu znak, żeby się poprawił. – To znaczy będę zaszczycony, wasza wysokość.

Jaszub, jego abba, był bratem Siby, a ożenił się – było to podczas kryzysu asyryjskiego – z jej przyjaciółką Jairą. Narodziny Kenaza, gdy rodzice byli już w zaawansowanym wieku, uznano za cud.

„Obaj są Twoi, Jahwe. Posłuż się nimi dla Twojej chwały” – pomyślała Siba. Teraz czuła się spełniona i błogosławiona. Wczorajsza koronacja i ciężka noc dały się jej we znaki, ale zwycięstwo dzisiejszego poranka wzbudziło nadzieję na to, co przyniosą kolejne dni.

Zerknęła w stronę miłej dziewczynki, która sprawiła, że to wszystko mogło się stać. Szule stała sama, miała łzy na policzkach. Gdy Siba do niej podeszła, dziecko otarło łzy zmuszając się do uśmiechu.

– Nic ci nie jest? – Spytała królowa klękając przy dziewczynce.

Ta cofnąwszy się, pobladła, patrząc na kogoś za nimi. Siba odwróciła się w tamtym kierunku. To Szebna, szedł w ich stronę.

– Mam nadzieję, wasza wysokość – zaczął, obejmując ramieniem Szule, - że pozwolisz, byśmy jeszcze dziś zaczęli lekcje z Manassesem.

Dziewczynka ukradkiem otarła drżącą ręką następne łzy.

– Powiedz mi Szebno, czemu Szule tak się ciebie boi? – Spytała królowa, pochylając się nad mikrym człowieczkiem. Jego uśmiech przygasł, choć zupełnie nie zniknął.

– No właśnie nie wiem – odpowiedział, po czym pochylając się nieznacznie, tak by spojrzeć Szule w oczy, zapytał jej. – Bratanico droga, dlaczego królowa uważa, że się boisz?