Tego pokoju nie da się zjeść - Nicol Hochholczerová - ebook

Tego pokoju nie da się zjeść ebook

Nicol Hochholczerová

4,3

Opis

[O KSIĄŻCE]
Ona ma lat dwanaście, on – pięćdziesiąt. Ona jest uczennicą, on – jej nauczycielem rysunku. Między nimi rozwija się relacja, z której trudno się później wyplątać. Książka do połknięcia w jeden wieczór, znacznie dłużej potrwa jej przetrawienie.

[O AUTORCE]
Nicol Hochholczerová (ur. 1999) pochodzi z Rymawskiej Soboty w środkowej Słowacji. Studiuje w Katedrze Grafiki na Wydziale Sztuk Pięknych Akademii Sztuk w Bańskiej Bystrzycy. Jest dwukrotną laureatką nagrody głównej w konkursie Poviedka za opowiadanie Živá voda (2016) oraz Soul Kitchen (2019).


“Tego pokoju nie da się zjeść” jest jej debiutem literackim, książka znalazła się w finałowej piątce najważniejszej słowackiej nagrody literackiej Anasoft Litera 2022. Wkrótce ukaże się w przekładzie na język węgierski, czeski i bułgarski.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 67

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (3 oceny)
1
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kamilakok

Dobrze spędzony czas

Historia molestowania dziecka. Toksyczna relacja pomiędzy nastolatką i jej dużo starszym nauczycielem. Wykorzystywanie naiwności dziewczynki, zatruwanie jej umysłu i chory związek, która niszczy dorastającą dziewczynę. Niecodzienna forma narracji.
00
Bookowa_pasjonatka

Nie oderwiesz się od lektury

Tereza ma dwanascie lat. Jej nauczyciel ma pięćdziesiąt. Rodzi się między nimi więź, toksyczna jak trucizny. Odrealniona, a jednocześnie tak rzeczywista jak to tylko możliwe. Być może lektura właśnie dlatego jest tak bolesna. Autorka w tej krótkiej powieści, rozkłada na części pierwsze relacje, która jest niezdrowa a z której, żadne nie potrafi się uwolnić. Bez owijania rozprawia się z molestowaniem i przemocą seksulaną wobec nieletnich. Nie jest to historia lekka i łatwa. Powiedziałabym, że z racji tematu staje ością w gardle. Niemniej takie lektury są potrzebne, żeby obudzić społeczeństwo. Ostrzec przed swego rodzaju zagrożeniem. Opuszczona, zostawiona samej sobie, chronicznie wręcz pragnąca miłości i akceptacji dwunastolatka otrzymuje synonim tych uczyć od nauczyciela. Nie zdając sobie sprawy nawet z tego, że jest wykorzystywana. Z tego, że mężczyzna próbuje ją zawłaszczyć, stłamsić, zamknąć ich relację tylko w jej głowie, zmuszając ją, między innymi, do posłusznego milczenia. Lektu...
00

Popularność



Kolekcje



Ni­col Ho­ch­hol­cze­rová, Tego po­koju nie da się zjeść,prze­ło­żył Ra­fał Bu­ko­wicz, Kra­ków 2023
Co­py­ri­ght © Ni­col Ho­ch­hol­cze­rová (un­der li­cence by KK Ba­gala) Co­py­ri­ght © 2023, for the trans­la­tion by Ra­fał Bu­ko­wicz Co­py­ri­ght © 2023, for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Ha!art
Re­dak­tor pro­wa­dzący · Piotr Ma­recki
Re­dak­cja, ko­rekta · Ju­styna Ada­mus
Pro­jekt okładki · Mi­cha­lina Jur­czyk
Pro­jekt ty­po­gra­ficzny · Mar­cin Her­nas
Skład i ła­ma­nie · By Mo­use | www.by­mo­use.pl
This book was pu­bli­shed with a fi­nan­cial sup­port from SLO­LIA,Cen­tre for In­for­ma­tion on Li­te­ra­ture in Bra­ti­slava.
Wy­da­nie I
ISBN 978-83-66571-91-4
519. pu­bli­ka­cja wy­daw­nic­twa
Wy­daw­nic­two Ha!art ul. Ko­nar­skiego 35/8, 30-049 Kra­ków tel. 795 124 207wy­daw­nic­[email protected]
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

SE­RIA PRZE­KŁA­DÓW pro­wa­dzona przez Alek­san­drę Ma­łecką i Pio­tra Ma­rec­kiego

· Na­pitki & li­te­ra­tura. An­to­lo­gia opo­wia­dań ho­len­der­skich i fla­mandz­kich, pod re­dak­cją Bar­bary Kalli i Bo­żeny Czar­nec­kiej, prze­ło­żyły z ję­zyka ni­der­landz­kiego Bar­bara Kalla, Bo­żena Czar­necka i Ewa Dy­na­ro­wicz

· Am­brose Bierce, Dia­bli dyk­cjo­narz, prze­ło­żył Ma­te­usz Ko­pacz

· An­thony Jo­seph, Afry­kań­skie ko­rze­nie UFO, prze­ło­żyła Te­resa Ty­szo­wiecka Blask!

· Ro­bert Bur­ton, Ana­to­mia me­lan­cho­lii, wy­brał i prze­ło­żył Mi­chał Ta­ba­czyń­ski

· Jean Ray, Mal­per­tuis, prze­ło­żył Ja­kub Po­lasz­czyk

· Niña We­ijers, Kon­se­kwen­cje, prze­ło­żyła Ja­dwiga Ję­dryas

· Ish­mael Reed, Mambo dżambo, prze­ło­żyła prze­ło­żyła Te­resa Ty­szo­wiecka blasK!

· Ka­ta­rína Kuc­be­lová, Cze­piec, prze­ło­żyła Ka­ta­rzyna Du­dzic-Gra­biń­ska

· Pe­ter Mar­kus, Bob albo męż­czy­zna na ło­dzi, prze­ło­żył Piotr Si­wecki

· An­to­lo­gia opo­wia­dań. Ru­ska kla­syka ze­sta­wił i prze­ło­żył Da­niel Maj­ling, prze­pi­sała We­ro­nika Go­gola

· Ka­thy Ac­ker, Krew i flaki w szkole śred­niej, prze­ło­żył An­drzej Woj­ta­sik

· Ju­dith Scha­lan­sky, Szyja ży­rafy, prze­ło­żył Ka­mil Idzi­kow­ski

· Łeś Be­łej, Plan na­prawy Ukra­iny, prze­ło­żyli Alek­san­dra Brzuzy, Ma­ciej Pio­trow­ski, Zie­mo­wit Szcze­rek

· Ni­col Ho­ch­hol­cze­rová, Tego po­koju nie da się zjeść, prze­ło­żył Ra­fał Bu­ko­wicz

KO­LEJNE KSIĄŻKI W SE­RII

· Ice­berg Slim, Al­fons. Hi­sto­ria mo­jego ży­cia, prze­ło­żyła Te­resa Ty­szo­wiecka Blask!

· Bar­bora Hrínová, Jed­no­rożce, prze­ło­żyła Olga Sta­wiń­ska

· Ju­dith Scha­lan­sky, Szyja ży­rafy, prze­ło­żył Ka­mil Idzi­kow­ski

· Ger­trude Stein, Kru­che przy­ci­ski, prze­ło­żyła Te­resa Ty­szo­wiecka Blask!

· Alena Sa­bu­chová, Szep­tu­chy, prze­ło­żyła Olga Sta­wiń­ska

50

Ktoś wy­rywa Iva­nowi włosy, ktoś nie­wi­dzialny. Ivan zbiera je je­den po dru­gim, trudno mu się ich szuka, białe włosy na bia­łym prze­ście­ra­dle, wy­rzuca je po ko­lei do ko­sza ze zgni­łymi owo­cami. My­śli przy tym o córce, jak roz­bi­jała pre­zenty, które od niego do­stała, po­zbie­rał je, ka­wa­łe­czek po ka­wa­łeczku, i scho­wał do szu­flady, ona w tym cza­sie pła­kała w po­koju. My­śli też o tym, jak pła­kała tam, kiedy umarł Freddy Mer­cury, Ivan trzy­mał ją wtedy w ob­ję­ciach, do­póki nie usnęła, i cie­szył się, że ktoś umarł, że nada­rzyła mu się oka­zja do by­cia do­brym oj­cem, cie­szył się też na po­grze­bie jej mamy, trzy­mał w ob­ję­ciach je­dyną córkę i cie­szył się, że przy­je­chała do domu cho­ciaż na kilka dni, z od­pływu w ła­zience wy­cią­gał póź­niej jej włosy i cie­szył się, że omo­tały się wo­kół jego pal­ców, cie­szył się, że z tru­dem od­kle­jają się i spusz­czają, szkoda, że dzieci nie są jak mo­kre włosy, że tak ła­two się od­kle­jają.

Ivan wy­naj­muje ta­nie miesz­ka­nie, w ciągu dnia uczy dzieci ry­sunku, w nocy śni mu się mu­zyka, przy któ­rej jego córka krzy­czała tato, przy­cisz to; a kiedy bu­dzi się i prze­kręca mo­krą od potu po­duszkę, wi­dzi pod nią ty­ka­jące ze­garki, całą chmarę ze­gar­ków, wiją się ni­czym węże. Nie­na­wi­dzi ty­ka­nia ze­ga­rów, a te­raz ty­kają wprost pod jego po­duszką, je­den z nich sy­czy i zwija się w kłę­bek, pod­nosi szpilę na pa­sku tak, aby mo­gło spod niej wy­paść jajko. Z tego jajka wy­lęga się dzie­cięcy ze­ga­rek, wije się we­soło i tyka. Jesz­cze tego skur­wy­syń­stwa tu bra­ko­wało, grzmi Ivan, rzuca ze­garki do ko­sza ze zgni­łymi owo­cami, z kupki jed­nak nie ubywa. Wresz­cie Ivan wcho­dzi do szafy i sie­dzi tam na ster­cie dżin­sów, za młodu za­biłby za dżinsy, za­biłby za ci­szę, ale ze­garki ty­kają, sły­chać je aż w sza­fie, tak jakby peł­zły za Iva­nem, pod­czas gdy jemu włosy spa­dają do kro­cza.

12

Mo­jego po­koju nie da się zjeść. Ani moje pa­znok­cie nie dają się zjeść, co naj­wy­żej ob­gry­zać, wra­cam ze szkoły, ob­gry­zam je so­bie i pła­czę, bo zwy­zy­wali mnie od brzyd­kich lesb, cho­ciaż nie mieli pod­staw, prze­cież wszyst­kie dziew­czyny uczyły się ca­ło­wać z in­nymi dziew­czy­nami, ale go­rzej jest być brzydką, bo inne dziew­czyny ta­kie nie są. Wy­zy­wają mnie też od ku­jo­nów, z tym że ja ni­gdy nie mu­szę się uczyć, mam do­brą pa­mięć. Dzia­dek po­wie­dział mi kie­dyś, że jak na dziew­czynę mam za dużo ko­mó­rek mó­zgo­wych, udaje więc, że je­stem chłop­cem, wy­ra­bia mi różne bro­nie i na­uczył mnie jeść go­to­waną krew. Ła­twiej ją zjeść niż wła­sny po­kój, niż sie­bie samą, od skórki przy pa­znok­ciach aż po uszy, o któ­rych w szkole mó­wią, że są wiel­kie jak ta­le­rze. O tym wszyst­kim mo­gła­bym na­pi­sać, ale nie na­pi­szę, bo na kon­kur­sie li­te­rac­kim po­wie­dzieli nam, że pi­sa­nie o prze­mocy nie jest zbyt ory­gi­nalne, że o tym pi­sze każdy, więc o tym nie na­pi­szę, a jesz­cze je­den z ju­ro­rów po­wie­dział mi kie­dyś czy­ta­łem książkę, która za­czy­nała się zda­niem Rano wsta­łam i od­cię­łam so­bie ręce, tak wła­śnie czuję się po prze­czy­ta­niu two­jego opo­wia­da­nia.

Obu­dzi­łam się rano i od­cię­łam so­bie po­kój, ale nie dał się zjeść, ostatni mleczny ząb od­tur­lał się pod łóżko. Obu­dzi­łam się rano i od­cię­łam so­bie po­kój, po­tem od­cię­łam szkołę, całe szczę­ście dzia­dek na­uczył mnie rą­bać drewno sie­kierą, na­wet je­śli tylko małe ka­wałki i małą sie­kierą. Z tym że szkoła też nie dała się zjeść, z bu­fetu wy­sy­pały się je­dy­nie hałdy że­lek-ka­bli o smaku ar­buza i tru­skawki w jo­gur­cie, a z sali gim­na­stycz­nej wy­bie­gła Si­lvia, moja je­dyna ko­le­żanka, nie li­cząc dziadka i Ru­moša, przy­kryła mi głowę i spo­glą­dała z ukosa na tych, przez któ­rych chcia­łam so­bie wszystko od­ciąć, po­tem z ukosa pa­trzyła na mnie, prze­żu­wa­jąc żelkę o smaku ar­buza.

Od­kąd Ru­moš umarł, nie mam komu drzeć się do ucha, na­wet Si­lvia mówi mi stul pysk i pe­da­łuj. A Ru­moš umarł już dawno, naj­pierw przy­szła pocz­tówka z sa­na­to­rium, po­tem dzia­dek ubił kozę, bo nikt się nią nie opie­ko­wał, to za­da­nie na­le­żało do Ru­moša. Ale jego za­da­niem było przede wszyst­kim słu­chać tego wszyst­kiego, co mu ga­da­łam, wszy­scy to o mnie mó­wią, tej Te­re­zie bu­zia się nie za­myka, stale coś pa­pla, a po­tem mnie przy­tu­lają.

A ja wszystko to pa­mię­tam, bo jak na dziew­czynę mam za dużo ko­mó­rek mó­zgo­wych, kie­dyś za­milknę, nic ni­komu nie po­wiem!

Ro­dzice za­pi­sali mnie na za­ję­cia z ry­sunku. Sie­dzę tam i żuję ko­niec ołówka, jakby to był po­kój, w słu­chaw­kach gra mi me­tal. Pro­si­łam Si­lvię, żeby cho­dziła tu ze mną, ale ona nie chce. Sie­dzę tam i ni­kogo nie znam, a kiedy wy­cią­gnę słu­chawki z uszu, sły­chać tylko skro­ba­nie ołówka i ty­ka­nie ze­gara, i brzę­cze­nie klu­czy, i kroki, to pan, pa­nie pro­fe­so­rze. Cho­dzi pan mię­dzy nami, brzę­czy pę­kiem klu­czy i mówi co to miało być, koń, no to wy­gląda jak szczur i to zde­for­mo­wane pu­dło, to niby miał być dom. Ja ni­czego nie na­ry­so­wa­łam, przede mną jest tylko pu­sta kartka i ołó­wek, któ­rego się nie da zjeść, prze­cho­dzi pan obok mnie, a to co, opiera się pan o stół, klu­cze brzę­czą, od­po­wia­dam ściana.

Po­tem za­czy­nam panu opo­wia­dać, że chrzest mia­łam mie­siąc po uro­dze­niu, na­wet nie zdą­żyły mi uro­snąć włosy ani zęby, a kiedy pro­boszcz po­wie­dział mó­dlmy się, babka się po­pła­kała, bo ja też zło­ży­łam ręce, co, skąd to niby wiem, pa­mię­tam to; pa­mię­tam też to, jak kie­dyś stur­la­łam się ze scho­dów, pro­szę spoj­rzeć, tu mam jesz­cze szramę, i pa­mię­tam też wszyst­kie bajki, które kie­dy­kol­wiek wi­dzia­łam, pa­mię­tam też, jak pła­ka­łam, kiedy nie mo­gli­śmy iść na sanki, bo śniegu było tak mało jak dzi­siaj, i pa­mię­tam też, jak tej sa­mej zimy mama wy­sta­wiła mnie w wózku na dwór, że­bym tam po­spała, a kiedy w końcu za­częło śnie­żyć, zu­peł­nie o mnie za­po­mniała, do­piero kiedy spod śniegu wy­sta­wał mi tylko nos, prze­stała się pa­trzeć na śnieg i mó­wić so­bie, jak pięk­nie pada, i po mnie po­bie­gła. I nie, nie sły­sza­łam tego od mamy, po pro­stu mam taką do­sko­nałą pa­mięć, ni­czego nie za­po­mi­nam, i biada temu, kto mnie skrzyw­dzi, bo ja wszystko pa­mię­tam, i nie po­doba mi się to wę­gier­skie wy­ra­że­nie, że to nie twoja wina, że na cie­bie tylko spadł bicz, nie­na­wi­dzę tego, bo ja wszystko pa­mię­tam, i jak w ko­goś wy­mie­rzę baty, tak kurwa po­rząd­nie, a pan się z tego śmieje, na­wet mnie pan nie skarci, że po­wie­dzia­łam kurwa, nie po­wie pan jak ty się młoda damo wy­ra­żasz.

In­nym ra­zem prze­rzu­cam w rę­kach ka­wa­łek gliny, bę­dzie z niego po­piel­niczka, i spe­cjal­nie ga­dam na głos, żeby wszy­scy się śmiali, ale przede wszyst­kim pan, pa­nie pro­fe­so­rze, kiedy