Szarańcza - Gabriel Garcia Márquez - ebook

Szarańcza ebook

Gabriel Garcia Marquez

3,8

Opis

W dogorywającym już po okresie ekonomicznej świetności Macondo umiera znienawidzony niemal przez wszystkich mieszkańców lekarz, który niegdyś odmówił całemu miasteczku swej zawodowej pomocy. Teraz nadeszła dla Macondo chwila odwetu: lekarzowi zostanie odmówiony pochówek. Chyba że znajdzie się ktoś kto wbrew miasteczku i pewnie samemu sobie wyłamie się, by spełnić "haniebny obowiązek".

W swej debiutanckiej powieści przyszły noblista potrafił, we właściwy dla siebie sposób, połączyć narastające napięcie klasycznego westernu z nierozwiązywalnym konfliktem sumień antycznej tragedii, tworząc zarazem jedną z pierwszych "pieśni" eposu o Mocondo i rodzinie Buendía.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 143

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (36 ocen)
11
12
8
4
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MagdalenaLukas

Nie polecam

nie polecam, może za trudna dla mnie, może nie zrozumiałam
00

Popularność




Tytuł oryginału: La hojarasca

Projekt okładki: Magdalena Błażków – KreacjaPro;

dyrektor artystyczny – Andrzej Pągowski

Redakcja techniczna i skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Renata Kuk

© Gabriel García Márquez

and Heirs of Gabriel García Márquez, 1954. All rights reserved

© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 1995, 2018

© for the Polish translation by Carlos Marrodán Casas

ISBN 978-83-287-0739-9

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

Warszawa 2018

FRAGMENT

Dla

Germana Vargasa

***

A zaś obwieścił, aby Polinika

Nieszczęsne zwłoki bez czci pozostały,

By nikt ich płakać, nikt grześć się nie ważył;

Mają więc leżeć bez łez i bez grobu

Na pastwę ptakom żarłocznym i strawę.

Słychać, że Kreon czcigodny dla ciebie,

Co mówię, dla mnie też wydał ten ukaz

I że tu przyjdzie, by tym go ogłosić,

Co go nie znają, nie na wiatr zaiste

Rzecz tę stanowiąc, lecz grożąc zarazem

Kamienowaniem ukazu przestępcom.

Sofokles, Antygona

(przekład Kazimierza Morawskiego)

Nagle, jakby trąba powietrzna zapuściła korzenie w samym środku miasteczka, zjawiła się Kompania Bananowa, a w ślad za nią szarańcza. Wymieszana, wrzaskliwa szarańcza, złożona z odpadków ludzkich, resztek z innych miasteczek; plewy wojny domowej, która wydawała się coraz bardziej odległa i nierzeczywista. Szarańcza była bezlitosna. Zatruwała wszystko zbełtaną wonią tłumów, odorem wydzielin skóry i skrytej śmierci. W niespełna rok rozrzuciła po miasteczku zgliszcza wielu wcześniejszych od niej katastrof, rozsiała po ulicach swój zagmatwany bagaż odpadków. A odpady te, błyskawicznie, w oszałamiającym, nieoczekiwanym rytmie burzy, zaczęły oddzielać się, indywidualizować, by to, co było uliczką ograniczoną z jednej strony rzeką, a z drugiej zagrodą dla zmarłych, przemienić z czasem w odrębne, splątane miasteczko, wzniesione z odpadków innych miast.

Przybyły tu, wymieszane z ludzką szarańczą, porwane przez jej rwącą siłę, odpadki ze sklepów, szpitali, domów rozrywki, elektrowni; odpadki samotnych kobiet i mężczyzn, którzy przywiązywali muła do słupa przed zajazdem, mając za cały bagaż drewniany kufer lub tobołek z ubraniem, a którzy po kilku miesiącach posiadali już własny dom, dwie kochanki i stopień wojskowy, choć z jego nadaniem dotychczas zwlekano, bo zbyt późno ruszyli na wojnę.

Nawet odpadki smutnej, miejskiej miłości trafiły do nas z szarańczą, zbudowały najpierw małe drewniane domki z wydzielonym kącikiem, gdzie resztki polowego łóżka były ponurym legowiskiem na jedną noc, później hałaśliwą, nielegalną ulicę, wreszcie, w środku miasteczka, miasteczko rozpusty.

Wśród tej wichury, tej burzy nieznanych twarzy, namiotów rozbitych na placach, chodnikach, w tłumie mężczyzn przebierających się na ulicy, kobiet siedzących na kufrach, pod otwartymi parasolami, wśród niekończących się stad mułów, opuszczonych, zdychających z głodu w stajni przy zajeździe, my – pierwsi – byliśmy ostatni; to my byliśmy przybyszami.

Po wojnie, gdy przybyliśmy do Macondo i doceniliśmy jego ziemię, wiedzieliśmy, że szarańcza kiedyś i tak nadleci, ale nie przeczuwaliśmy siły uderzenia. Gdy poczuliśmy więc nadejście lawiny, jedyne, co mogliśmy zrobić, to wynieść talerz, widelec i nóż przed drzwi, usiąść cierpliwie i czekać, aż nowo przybyli poznają nas. Wtedy pociąg zagwizdał po raz pierwszy. Szarańcza zakłębiła się, ruszyła powitać go, a zawracając, straciła impet, lecz osiągnęła jedność i solidną trwałość; i poddała się ziemi, zapadła w nią i stała się jej częścią jak wschodzące ziarno.

(Macondo, 1909)

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Dział zamówień: +4822 6286360

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz