Skandal sezonu - Annie Burrows - ebook + książka

Skandal sezonu ebook

Annie Burrows

3,3

Opis

Jedna pochopna decyzja zrujnowała reputację Cassandry. Jako szesnastolatka uciekła z młodym żołnierzem, lecz nie kierowały nią porywy serca, a strach przed bezdusznym ojczymem. Skompromitowana i wyrzucona z domu, znajduje schronienie u ciotki, która gardzi konwenansami. Nagle jej nieco nudne, wypełnione obowiązkami życie zmienia się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Matka chrzestna proponuje jej powrót na salony i wsparcie. Niestety na każdym spotkaniu towarzyskim Cassandrę uparcie prześladuje porucznik Nathaniel Fairax, który pamięta skandal sprzed lat. Chociaż nie zna całej prawdy, uważa, że okryta niesławą piękność poluje na kolejnego naiwnego kawalera…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 270

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,3 (8 ocen)
0
4
2
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Pivona

Dobrze spędzony czas

Bajka o Kopciuszku
00
Mgm25

Dobrze spędzony czas

Słodka historia w stylu empire.
00

Popularność




Annie Burrows

Skandal sezonu

Tłumaczenie:

Natalia Kamińska-Matysiak

Tytuł oryginału: The Scandal of the Season

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills&Boons, an imprint of HarperCollins Publishers, 2020

Redaktor serii: Grażyna Ordęga

Opracowanie redakcyjne: Grażyna Ordęga

© 2020 by Annie Burrows

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2023

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Romans Historyczny są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN: 978-83-276-9348-8

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Cassandra stała, przyciskając nos do szyby i tęsknie patrzyła za odjeżdżającym powozem panny Henley z Henley Hall.

– Możesz już odejść od okna – mruknęła ciotka Eunice od krawieckiego stołu, przy którym pracowała. – Odjechała.

Panienka Henley zabrała wszystkie piękne stroje, które Cassandra razem z ciotkami szykowały dla niej od paru miesięcy, często zarywając noce. Czy debiutantka włoży na pierwszy bal suknię z białego muślinu ozdobioną cekinami i błękitnymi wstążkami, w której Cassy wręcz się zakochała? A może, gdy dotrze do Londynu, zapomni o uszytych na prowincji strojach na rzecz dzieł jakiejś modnej miejskiej krawcowej? Tak jak najwyraźniej zapomniała o Cassandrze, gdy tylko straciła ją z oczu. Nawet nie odwróciła się, żeby jej pomachać. Co oczywiście uczyniłaby Cassy, gdyby to panna Hanley siedziała do późna, nabawiając się odcisków na palcach, byle tylko zdążyć z zamówieniem na czas.

Zrobiło jej się smutno, gdy wspomniała, jak wiele wysiłku włożyła w każdy najmniejszy szczegół stroju panny Henley na jej pierwszy sezon w Londynie. Zależało jej na perfekcji, bo pamiętała, jak panna Henley postawiła się matce, która chciała zabrać ją do bardziej znanej krawcowej w Exeter.

– Wolę, żeby to moja droga panna Furnival uszyła stroje, w których wystąpię w Londynie – oznajmiła wtedy. – Bo za każdym razem, kiedy któryś włożę, będę czuła, że ona jest przy mnie i będę się czuła mniej samotna.

To oświadczenie do głębi poruszyło Cassandrę.

– Nie będziesz sama – sucho skomentowała lady Henley. – Przecież ja i papa będziemy przy tobie.

– Tak, ale nie będę miała żadnych przyjaciół w moim wieku – odparła panna Henley, robiąc żałosną minkę. – A wszyscy wokół będą tak… wyrafinowani, że poczuję się jak prowincjonalna gąska i…

Wielkie, błękitne dziewczyny oczy wypełniły się łzami, dlatego jej matka szybko skapitulowała.

– To przynajmniej oszczędzi nam wydatków, co uraduje twojego papę – mruknęła, rozglądając się po salonie, w którym ciotki Cassandry prowadziły pracownię krawiecką. – No i nie trzeba będzie na każdą przymiarkę podróżować do Exeter – znalazła kolejny plus sytuacji. – No, dobrze, kiciu. Niech będzie po twojemu.

– Rozpuszczona dziewucha – skomentowała ciotka Cordelia, gdy damy odjechały.

– Dzięki niej dostałyśmy duże zamówienie – zauważyła zawsze praktyczna ciotka Eunice. – A sir Barnaba zapłaci bez zwłoki.

– To jedyna zaleta tutejszego wikarego – mruknęła Cordelia. – Dłużników odmawiających zapłaty za wykonaną pracę straszy ogniem piekielnym i egipskimi plagami.

– Szczególnie gdy chodzi o zapłatę dla dwóch dobrze urodzonych starych panien. W dodatku te biedne istoty, ciężko doświadczone przez los, musiały zamieszkać razem i zacząć zarabiać na życie szyciem – ironizowała ciotka Eunice.

Kiedy powóz wyjechał za bramę i znikł za zakrętem, Cassandra poczuła, że zaczyna jej drżeć dolna warga. Czy młoda dama, która nim odjeżdżała, choć przez chwilę o niej pomyśli podczas przejażdżki po parku w towarzystwie przystojnego panicza? Albo w czasie przechadzki brzegiem rzeki u boku kawalera prowadzącego ją na piknik?

Najprawdopodobniej nie, odpowiedziała sobie w myślach i ciężko westchnęła.

– Popatrzę, dopóki nie przejadą przez most – powiedziała, nawiązując do wcześniejszej, zawoalowanej prośby ciotki Eunice o powrót do pracy.

Czuła, że chwilę jej zajmie otrząśnięcie się z ponurego nastroju, a nie chciała, by ciotki odczuły jej zachowanie jako niewdzięczność.

– Nie zobaczysz powozu na moście – oznajmiła ciotka Eunice, zanim ciotka Cordelia zdążyła ją uciszyć.

– Na pewno dostrzeże kufry przywiązane do dachu, gdy powóz znajdzie się w najwyższym punkcie mostu nad Teene – oznajmiła pocieszająco.

Tak, kufry. Właśnie się pokazały! Cassandra wspomniała pękate walizy, nad zawartością których pracowała z takim poświęceniem. Teraz stroje jechały do Londynu, w którym nigdy nie była i raczej nie będzie, choć większość arystokratek w jej wieku uważała debiut na salonach za swoje święte prawo.

Cassandra popełniła jednak fatalny błąd.

– Daj jej spokój, Eunice – mruknęła ciotka Cordelia. – Wyobraź sobie, jak musi być ciężko naszej Cassy. Musi patrzeć, jak taka nadęta pannica wybiera się do Londynu, podczas gdy ona…

Była na tyle głupia, żeby powierzyć swój los przystojnemu żołnierzowi o nienagannych manierach, dopowiedziała w myślach Cassy, czując, jak znów zaczyna jej drżeć dolna warga.

Wyjęła chusteczkę z kieszonki fartuszka i ukradkiem otarła oczy, które podejrzanie zwilgotniały. Nie chciała, by ciotki dostrzegły, że jest na granicy płaczu. Mogłyby pomyśleć, że nie jest z nimi szczęśliwa. A to byłoby oznaką braku lojalności. Gdyby jej nie przyjęły i nie dały uczciwej pracy, mogłaby skończyć martwa w jakimś rowie. Albo gorzej, przeżyć, zarabiając na życie w haniebny sposób.

Pociągnęła nosem, prostując plecy. Dzięki dobroci ciotek nie musiała przeżywać takiego horroru. Przyjęły ją pod swój dach, gdy rodzona matka i ojczym ją wyrzucili, twierdząc, że jej upadek narazi rodzinę na niesławę i zaszkodzi również młodszemu bratu Cassy.

Prawdę mówiąc, ciotka Cordelia, która nie była jej prawdziwą ciotką, a daleką kuzynką matki Cassy, z początku niechętnie otworzyła jej drzwi, nie miało to jednak nic wspólnego z sytuacją Cassy.

– Nie bywamy w towarzystwie, odkąd zamieszkałyśmy razem – mruknęła. – Jeśli z nami zamieszkasz, rodzina się od ciebie odwróci, uznając, że zostałaś… hm… skażona naszą…

– Ekscentrycznością – uzupełniła ciota Eunice, gdy Cordelii zabrakło słów.

– To chyba najmniej nieprzyjemny sposób, w jaki określana jest nasza relacja – zaśmiała się ciotka Cordelia.

Cassandra nie zrozumiała wtedy, co miała na myśli. Odparła więc, że dla niej nie ma to znaczenia, bo rodzina i tak nie życzy sobie jej obecności. Ojczym dopilnował, żeby tak się stało.

– Tu jego zdanie się nie liczy – prychnęła Cordelia. – Zresztą nigdy nie zaprzątałam sobie głowy tym starym lubieżnikiem, który poślubił twoją matkę dla pieniędzy. A jeśli chodzi o resztę rodziny, cóż, ode mnie umyli ręce już dawno temu, gdy odmówiłam wyjścia za mąż za jakiegoś nieudacznika i zamiast tego zamieszkałam z moją drogą przyjaciółką. Ale… to właśnie dlatego przyszłaś szukać u nas pomocy, prawda?

Cassandra pokiwała głową.

– No to zostań na trochę i zobaczymy, jak nam się ułoży.

Została więc i wszystko dobrze się ułożyło.

Cassandra wydmuchała nos. Nawet jeśli nie była w pełni szczęśliwa, to z pewnością była zadowolona ze swojego życia. Ciotki nigdy nie dały jej odczuć, że jest gorsza, bo popełniła błąd, nie były nią rozczarowane ani nie stanowiła dla nicha ciężaru. Przeciwnie, doceniały jej wkład w gospodarstwo, odkąd okazało się, że nie tylko dobrze sobie radzi z igłą, ale też jest szybka i dokładna. Za co, o ironio, powinna być wdzięczna ojczymowi, który życzył sobie, by wraz z matką same szyły swoje suknie, zamiast zlecać to krawcowej za pieniądze.

Mimo to w dni takie, jak ten, gdy ciężkie chmury lada moment miały się rozstąpić, przepuszczając słoneczne promienie, a żonkile wychylały łebki spod ziemi, przynosząc nadzieję na lepsze jutro, Cassy była bardziej podatna na rozpamiętywanie przeszłości i smutne myśli.

Dlatego dopóki nie opanuje emocji, zachowa milczenie. Nadal więc stała przy oknie, patrząc tęsknie na ogrodową ścieżkę prowadzącą do bramy i drogi, która wiodła do Londynu. Na wszelki wypadek trzymała chusteczkę w pogotowiu.

Zdążyła wydmuchać nos po raz czwarty i, jak miała nadzieję, ostatni, gdy dostrzegła dach powozu, który wspinał się na odległy mostek.

– Och, wygląda na to, że panna Henley czegoś zapomniała. Nie, jednak to nie jej powóz, bo nie ma kufrów na dachu. O! Powinnyście zobaczyć te konie! Czwórka doborowych siwków – zachwyciła się, wspominając zbieraninę koni sir Barnaby’ego, które zresztą z rzadka zaprzęgano do powozu.

Cassandra usłyszała stukot nożyczek upadających na blat i poczuła obecność ciotki Eunice za plecami.

– Ona ma rację, Cordelio. Niesamowity widok. I och, na drzwiczkach jest herb! – zawołała podekscytowana, gdy powóz znalazł się bliżej.

– Herb? – Teraz i Cordelia rzuciła robótkę i dołączyła do nich w wykuszowym oknie. – Cóż może robić w zapomnianym przez Boga Market Gooding ktoś tej rangi? Szczególnie na tym odcinku drogi – dodała, bo za ich domem był już tylko Henley Hall.

– Pewnie pobłądzili – uznała ciotka Eunice, gdy powóz zatrzymał się przed gankiem. – Zobacz, foryś idzie do nas, by zapytać o drogę – powiedziała, gdy jeden z dwóch młodych mężczyzn w liberii zeskoczył z tyłu pojazdu.

– To dlaczego ten drugi rozkłada schodki i otwiera drzwiczki powozu?

Wszystkie trzy zamilkły, widząc damę, która wysiadła z karety, przyjmując podane jej ramię lokaja.

– Taka arystokratka nigdy nie podeszłaby, żeby pytać o drogę mieszkańców domku takiego jak nasz – przytomnie zauważyła Cordelia.

– Może to nowa klientka – podsunęła Cassandra, przyglądając się, jak zgrabnie służący chwyta futro, które zsunęło się damie przy wysiadaniu.

– Nie ona – zaprzeczyła Cordelia. – Żadna dama poruszająca się takim powozem i tak ubrana nie zniżyłaby się do zakupu strojów u prowincjonalnej krawcowej.

Cassy usłyszała rozdrażnione prychnięcie ciotki Eunice na taką ocenę jej talentu. To właśnie ona od razu potrafiła dostrzec, co będzie pasowało klientce, a także doskonale ją wymierzyć i bezbłędnie skroić materiał. Cassy zajmowała się szyciem, a Cordelia dodawała ozdoby.

– Ja ubrałabym ją równie pięknie – mruknęła Eunice.

– Mogłabyś, gdybyś tylko dorwała się do tego cudownego błękitnego aksamitu, z którego ma suknię, i gdyby cię o to poprosiła. Ale tego nie zrobi, prawda?

– Zaraz się przekonamy – oznajmiła Eunice, gdy lokaj załomotał do drzwi.

Wszystkie mieszkanki rzuciły się przyjąć odpowiednie pozy w niewielkim saloniku, gdy ich pokojówka Betty poszła otworzyć.

Choć Cassandra starała się dosłyszeć konwersację w holu, solidne dębowe drzwi skutecznie tłumiły wszelkie głosy. Obie ciotki, trzymając narzędzia swojej profesji w rękach, nachylały się ku drzwiom z równą frustracją.

W końcu jednak dama wpłynęła do saloniku w chmurze egzotycznych perfum. Dobrze, że widziały jej przyjazd przez okno, bo w przeciwnym razie stałyby teraz z niemądrymi minami i rozdziawionymi ustami, gapiąc się na takie zjawisko. Elegantka stanęła na środku, a po jej dwóch stronach ustawili się młodzi chłopcy w liberiach, tak wysocy, że niemal sięgali czuprynami sufitu.

Wszystkie trzy wstały w tej samej chwili i dygnęły, pokazując, że nawykły do obcowania z tak znamienitymi gośćmi.

Dama przez chwilę przyglądała się im w milczeniu, a potem rozłożyła szeroko ramiona i niemal pofrunęła w stronę Cassandry.

– Kochanie – zagruchała, zamykając ją w wonnym uścisku. – Nareszcie cię odnalazłam!

Ciotki popatrzyły na nią pytająco, lecz Cassy mogła tylko wzruszyć ramionami. Nie miała pojęcia, dlaczego nieznajoma tak czule ją wita.

– Proszę wybaczyć – powiedziała cicho, wyplątując się z jej uścisku. – Ale musiała mnie pani z kimś pomylić.

Dama przechyliła głowę na bok i przyjrzała się jej roziskrzonym wzrokiem.

– Ty jesteś panną Cassandrą Furnival, nieprawdaż? Córką Julii Hasley, trzeciej córki lorda Sydenhama?

– Hm. Tak, ale…

Dama pokręciła głową i westchnęła tak teatralnie, że Cassy nabrała pewności, że jej słowa, poza i gesty mają zawsze za zadanie wywarcie należytego efektu.

– Powinnam była się spodziewać, że mnie zapomniałaś. W końcu byłaś maleńkim dziecięciem, kiedy widziałyśmy się po raz ostatni – oznajmiła, zdjęła rękawiczki i, nawet nie patrząc, po prostu upuściła je na podłogę. Jeden z lokajów rzucił się naprzód i pochwycił je, nim dotknęły podłogi. – A było na twoim chrzcie – dokończyła myśl, rozglądając się wokół. – Twoja matka była moją przyjaciółką – powiedziała, sadowiąc się z gracją na krześle przeznaczonym dla klientek. – Wielką przyjaciółką – podkreśliła. – Jestem twoją matką chrzestną – oznajmiła z ujmującym uśmiechem.

– Wasza Miłość. – Cassandra ze zduszonym okrzykiem opadła z powrotem na krzesło, zdając sobie sprawę, że ta elegancka dama rzeczywiście przyjechała do niej w odwiedziny.

Księżna Theakstone była jedyną osobą z przeszłości dziewczyny, która utrzymywała z nią kontakt. Nieważne, że były to jedynie skreślone w pośpiechu kartki ze świątecznymi lub urodzinowymi życzeniami. Cassandra pieczołowicie wszystkie przechowywała. To i tak było o wiele więcej, niż doświadczyła od kogokolwiek innego z rodziny.

Księżna roześmiała się perliście, widząc oszołomienie Cassy.

– Widzę, że cię zaskoczyłam – oznajmiła, a kiedy dziewczyna się nie odezwała, kontynuowała: – Nigdy nie poprosiłaś mnie o pomoc, ale ja często żałowałam, że nie mogę ci jej udzielić. Póki żył Theakstone, nie było to niestety możliwe – oznajmiła, krzywiąc lekko usta.

To, co u innej kobiety byłoby brzydkim grymasem, jej udało się zrobić z gracją. Cassandra poczuła się jeszcze bardziej skołowana. Po pierwsze książę, mąż jej matki chrzestnej, zmarł już parę lat temu, a po drugie…

– Wyglądasz na skonsternowaną, moja droga – księżna przerwała rozważania Cassy, uśmiechając się wyrozumiale. – Zupełnie jakbyś nie spodziewała się, że choć kiwnę palcem w twojej sprawie.

– Ach – zaczęła i urwała Cassandra. Dokładnie tak było, choć księżna wydawała się urażona tym posądzeniem. – Cóż, nie. Nie liczyłam na niczyją pomoc, skoro nawet matka nie chciała się do mnie przyznać po tym, jak popełniłam fatalny błąd. Ale nie o to chodzi.

– Tak? A o co dokładnie? – przerwała jej księżna, nagle bardzo chłodno i oschle.

– O to, że wyglądasz pani… Cóż, matka musiała być od ciebie sporo starsza. A w każdym razie wyglądała dużo starzej, kiedy widziałam ją sześć lat temu. Dlatego nie wiem, jak mogłyście się tak bardzo przyjaźnić.

– Och, kochanie, masz wystarczająco rozumu, by mówić to, co inni cjcą usłyszeć – zaśmiała się mile połechtana dama. – Jestem pewna, że będziemy się doskonale bawiły – oznajmiła, rozsznurowując i zdejmując nakrycie głowy, którego przemyślna konstrukcja nie pozwoliła zniszczyć kunsztownie ułożonych, złotych loków.

Ciotka Eunice rzuciła się po kapelusik, zanim któryś z lokajów zdążył wziąć go w swoje wielkie i niewątpliwie brudne łapska, i z poszanowaniem odwiesiła go na specjalny stojak.

– Dziękuję – powiedziała księżna. – Nie tylko za zajęcie się moją garderobą, ale także za pomoc mojej chrześnicy. Tak bardzo się cieszę, że znalazła bezpieczną przystań w domu współczujących dam – dodała i powiodła wokół spojrzeniem, które uświadomiło Cassandrze, że nie dokonała formalnej prezentacji.

– To moja ciotka Cordelia… eee… panna Bramstock, chciałam powiedzieć – poprawiła się zawstydzona.

– Ach, więc to ty spowodowałaś zamieszanie, odrzucając propozycję małżeńską Hendona? Postanowiłaś zamieszkać z przyjaciółką ze szkolnych lat – przypomniała sobie i przeciągle spojrzała na ciotkę Eunice, która tylko uniosła wyżej głowę.

– A tę damę nazywam ciocią Eunice – wtrąciła szybko Cassandra, modląc się w duchu, by nie wydarzyło się nic, co obrazi księżnę i spowoduje jej natychmiastowy wyjazd.

– Ponieważ tak bardzo ją lubisz – dopowiedziała księżna. – I nic dziwnego, skoro zrobiła dla ciebie więcej niż najbliższa rodzina.

Ciotka Eunice wypuściła wstrzymywane powietrze, protestując pod nosem i zapewniając, że nie zrobiła nic nadzwyczajnego.

– Czy jest tu jakieś miejsce, gdzie moi chłopcy mogliby się odświeżyć? – zapytała księżna, wskazując postawnych mężczyzn.

– Oczywiście – zapewniła ciotka Cordelia, która gwałtownie przypomniała sobie o obowiązkach gospodyni i odesłała „chłopców” do kuchni z poleceniem dla Betty, by podała do saloniku herbatę i ciasto.

Potem razem z Eunice usiadły i wpatrzyły się w księżną, zachowując milczenie.

– Skoro zostałyśmy same, mogę przejść do rzeczy – zaczęła księżna. – Jak wspomniałam, nikt nie zaprzeczy, że oddałyście mojej chrzestnej córce olbrzymią przysługę. Jednak teraz potrzebuje ona kogoś o odpowiedniej pozycji, kto wprowadzi ją na salony, nieprawdaż?

– Wprowadzić mnie do towarzystwa? To niemożliwe. Jestem zrujnowana. To znaczy wyłącznie towarzysko. Z tego co wiem, ojczym rozpowiedział wszystkim, że nie przyjmie mnie z powrotem do domu, choć próbowałam mu wyjaśnić mój postępek.

– Tak. I oznajmił też, że odciął cię od pieniędzy, jakby było się czym chwalić – mruknęła księżna.

– Owszem. Podejrzewam, że matka nie powiedziała nawet słowa w mojej obronie.

– Biedne stworzenie jest tak zahukane przez tego prostaka, którego poślubiła, że pewnie nie odważyła się protestować.

– Nawet na pewno – przytaknęła Cassandra, dziwiąc się, że księżna tak łatwo domyśliła się, co zaszło przed laty.

Była ciekawa, czy matka przypadkiem nie napisała do przyjaciółki z prośbą o pomoc, ale przypomniała sobie, że nie byłoby to możliwe, bo ojczym sprawdzał całą korespondencję wychodzącą z domu.

– Ale, gdybym rozpuściła plotkę, że to wszystko było jedynie spiskiem, aby pozbawić cię posagu, to dziś wiele osób by w to uwierzyło – powiedziała powoli księżna. – Bo zdradzę wam, moje drogie, że odkąd ten gbur wygnał Cassandrę z domu, nie raz pokazał swoje prawdziwe oblicze i nie jest lubiany w towarzystwie.

– Ależ Wasza Miłość, to nieprawda! To znaczy, z pewnością skorzystał z okazji, by położyć łapy na pieniądzach, bo jest chciwym dusigroszem. Jednak to nie on wywołał skandal. Rzeczywiście uciekłam z żołnierzem i wróciłam do domu bez obrączki na palcu.

Księżna uniosła dłoń, powstrzymując potok słów Cassy.

– Cieszę się, że jesteś ze mną tak szczera, ale nie odzyskasz reputacji, jeśli będziesz wszem i wobec opowiadać tę historię.

Cassandra pozwoliła sobie na iskierkę nadziei. Czyżby to było możliwe? Czy ciemne chmury wreszcie się rozstąpią? Czy odnajdzie drogę do dobrego towarzystwa i znów będzie szanowaną kobietą? Jednak za jaką cenę?

– Nie będę kłamać, by przekonać ludzi, że jestem kimś, kim nie jestem – zastrzegła.

– Nie ma takiej potrzeby – oznajmiła księżna po chwili milczenia. – Z tego, co właśnie powiedziałaś, ten cały twój skandal to była ledwie młodzieńcza eskapada, którą można było przemilczeć, gdyby twoja matka nie poślubiła potwora.

– No tak, ale… – zaczęła Cassy i urwała, gdy przyszła jej do głowy nowa myśl. – Nie jestem za stara na debiut w towarzystwie?

– Absolutnie nie. Nie możesz mieć więcej niż… dwadzieścia lat?

– Prawie dwadzieścia trzy.

– Wyglądasz na młodszą. Poza tym jest wielu mężczyzn, którzy uważają, że nieco starsze panny są o wiele rozsądniejsze i lepiej przygotowane do małżeństwa. A ty jesteś taka śliczna, że z pewnością znajdzie się ktoś, kto chętnie przymknie oko na tamtą starą sprawę – powiedziała i machnęła ręką, jakby fatalny błąd Cassandry w ogóle nie miał znaczenia.

– Ale… Wcale nie wiem, czy chcę wychodzić za mąż – wykrztusiła Cassandra, patrząc na ciotki, których poglądy na małżeństwo zaczęła traktować jak własne. – Tu mi dobrze.

– Oczywiście – przytaknęła zgodnie księżna. – Jeśli nie znajdziesz męża i zechcesz tu wrócić po zakończeniu londyńskiego sezonu, to przecież możesz. Ale chodzi o coś więcej niż sezon i złapanie męża. Czekają cię przyjęcia i bale, pikniki, zakupy, teatry, galerie i wystawy. Przecież zasługujesz na to wszystko, czego ci dotąd odmawiano, i to nie z twojej winy.

– To prawda, Cassandro – odezwała się ciotka Cordelia. – My odwróciłyśmy się od towarzystwa, ale to był nasz wybór.

– Sama widzisz – ucieszyła się księżna, patrząc na Cassy z triumfalnym uśmiechem. – Cioteczki będą zachwycone, gdy znajdziesz męża i założysz rodzinę, nawet jeśli same wybrały inną drogę – oznajmiła z szokującą szczerością. – Może zraziłaś się do mężczyzn, ale to nie powód, by odmówić wyjazdu do Londynu. Nie chcesz zobaczyć miasta i potańczyć na balu, droga Cassy?

Cassy rozprostowała dłonie, które wciąż trzymała splecione na podołku. Nie dalej jak kwadrans temu marzyła o Londynie. Jeśli miałaby być szczera, gdyby znalazła mężczyznę takiego jak jej ojciec, pogodnego i dobrego, wcale nie broniłaby się przed zamążpójściem. Po pierwsze nie musiałaby zarabiać na życie jako szwaczka. Po drugie mogłaby mieć dzieci. Małe, tłuściutkie cherubinki, które by ją kochały.

– Wiesz – zaczęła burkliwie ciotka Eunice, przerywając jej fantazję o powiększającej się rodzinie – nie zaszkodziłoby, gdybyś pojechała do Londynu i sprawdziła, co teraz jest w modzie.

– I zajrzała do magazynów z jedwabiem, żeby zobaczyć, co mają w ofercie – uzupełniła ciotka Cordelia.

– Sama widzisz, twoje opiekunki się zgadzają. Nawet jeśli nie znajdziesz męża, W Londynie jest wiele użytecznych rzeczy do zrobienia. No i będziemy się cudownie bawić – zapowiedziała księżna, klaszcząc z uciechy. – Och, wiedziałam, że to świetny plan.

– Cóż – zaczęła Cassy, zastanawiając się, dlaczego się waha, skoro wszyscy w pokoju, nie wyłączając je samej, uznali podróż do Londynu za doskonały pomysł. – To wspaniałomyślnie z twojej strony, Wasza Miłość – skapitulowała.

– Och, przestań mnie tak tytułować. Jestem twoją matką chrzestną i pora o tym wszystkim przypomnieć. Ale muszę ci się do czegoś przyznać, skoro ty byłaś ze mną szczera – oznajmiła z psotnym uśmiechem i westchnęła. – To prawda, że kiedyś byłyśmy z twoją matką przyjaciółkami, ale to nie jedyny powód, dla którego postanowiłam wprowadzić cię do towarzystwa – powiedziała, przechylając głowę. – Chodzi o mojego pasierba – wyznała, przestając się uśmiechać. – W zasadzie kazał mi się wynieść z miasta na prowincję do wdowiego domu. Przenigdy! Mam tak okropne wspomnienia z życia w Theakstone Court, że nigdy więcej nie zbliżę się do tej posiadłości. Kiedy mu o tym powiedziałam, zagroził, że nie będę miała innego wyjścia, gdy odprawi londyńskich służących. Cóż… – zawiesiła głos, gdy obie ciotki jęknęły, porażone bezczelnością młodego lorda – …niedoczekanie! Na razie ostrzegłam służbę o jego zamiarach, a oni lojalnie przysięgli, że zostaną ze mną choćby bez zapłaty, jeśli on spełni swoją groźbę. Poczciwe dusze. To oznacza jednak, że ja ich także nie mogę porzucić na pastwę losu. Łamałam sobie więc głowę, jak sprawić, żebyśmy wszyscy mogli nadal mieszkać na Grosvenor Square. I tu właśnie wkraczasz ty – oznajmiła i wyciągnęła do Cassy dłoń, jakby błagała o pomoc.

ROZDZIAŁ DRUGI

Pułkownik Nathaniel Fairfax zatrzymał się w drzwiach sali balowej, badając czujnym wzrokiem otoczenie. Przed sobą miał parkiet zapełniony parami wykonującymi skomplikowane figury taneczne. Po prawej zobaczył ławę zajmowaną przez dobrze odżywione matrony. Za nimi usadzono trio skrzypcowe. Z pomieszczenia były jeszcze dwa inne wyjścia poza tym, w którym stał. Jedno do pokoju z przekąskami, drugie zapewne na zewnętrzny taras. Między wyjściem na taras a parkietem zdobione kolumny formowały rodzaj korytarza. Pomiędzy nimi zaś ustawiono ozdobne donice z kwiatami, które mogły posłużyć za osłonę, na przykład strzelcom.

Oczywiście nie spodziewał się strzelców w sali balowej. Zresztą przeszukiwał teren w pogoni za kimś o wiele bardziej niebezpiecznym.

Szukał kobiety.

Nie było jej wśród tańczących. Niewiele z nich miało ciemne włosy i żadna nie dorównywała jej urodą, o ile dobrze pamiętał jej rysy.

Nie było jej też na ławie wśród opiekunek młodzieży. Musiałaby się bardzo postarzeć i ogromnie przytyć, odkąd widział ją sześć lat temu.

Może stała wśród gości przy drzwiach na taras? Zgromadziło się tam sporo dam obserwujących tańczących zza osłony wachlarzy. Pułkownik przesunął wzrokiem po pstrym szeregu panien. Wysoka i szczuła blondynka, przysadzisty rudzielec, dość drobna brunetka z…

Dobry Boże, Issy miała rację! Nie uwierzył, kiedy siostra twierdziła, że Cassandra Furnival usiłuje wśliznąć się ponownie do towarzystwa, w którym już nigdy nie powinna się pokazywać. Pamiętając jej zuchwałość, mógł się tego spodziewać. Dlaczego, gdy chodziło o jej osobę, nie potrafił myśleć rozsądnie? Była dziewczyną, która potrafiła nocą zwabić mężczyznę do stajni, sprawić, by niemal zapomniał o kodeksie moralnym, którym się kierował. Dziewczyną, która miesiąc później namówiła innego mężczyznę do wspólnej ucieczki. A to wszystko, gdy była jeszcze podlotkiem.

Już wtedy była taka ładna, że dwaj oficerowie z jego regimentu stracili dla niej głowę. Od tamtej chwili stała się jeszcze piękniejsza. Jednak według Issy pod tą śliczną powierzchownością kryło się kamienne serce chciwej intrygantki.

– Nate – załkała Issy – jeśli ty czegoś z tym nie zrobisz, to chyba nikomu się nie uda!

– Co miałbym zrobić? – zapytał zaskoczony, odkładając pióro, kiedy zapłakana siostra bez zapowiedzi wpadła do jego gabinetu, choć wiedziała, że brat jest zajęty. Po jej łzach domyślił się, że nie pozwoli się zbyć. – Nie rozumiem, czego ode mnie oczekujesz.

– Powstrzymaj ją! Zanim pochwyci w swoje szpony kolejnego naiwnego mężczyznę i wydusi z niego ostatni grosz, jak z brata biednej lady Agathy.

Taka stronniczość i nacechowane emocjami słownictwo były typowe dla Issy. Z jego obserwacji wynikało natomiast, że porucznik Gilbey był równie winien tamtej niefortunnej sytuacji, jak panna Furnival.

– A niby jak miałbym to zrobić, twoim zdaniem? – spytał poirytowany. – Nawet gdybyś przekonała mnie, że to moja sprawa, a ja tak nie uważam.

Poza tym Nate nie zamierzał zastraszać żadnej kobiety. Nie było to zachowanie przystojące oficerowi armii Jej Królewskiej Mości.

– Ależ to jak najbardziej twoja sprawa! Brat lady Agathy był jednym z twoich podkomendnych! Chyba nie zapomniałeś biednego porucznika Gilbeya?

Nie, nie zapomniał usychającego z miłości młodego żołnierza. Nie zapomniał żadnego z ludzi, którzy zginęli, gdy nimi dowodził. Jego życie byłoby o wiele prostsze, gdyby umiał o nich zapomnieć.

– Przecież jesteś to winien jego pamięci – nalegała Issy. – I jego rodzinie, wstrząśniętej próbą powrotu tej dziewczyny do towarzystwa.

Rzeczywiście był wiele winien poległym. I ich rodzinom. Ale chyba nie aż tyle, żeby prześladować pannę Furnival? Przed laty wydawała się raczej nieśmiałym i zagubionym stworzeniem, a nie bezczelną harpią, jak opisywała ją jego siostra.

– Jeśli rzeczywiście jest taka podła, jak ją malujesz – zaczął nieprzekonany, – to nie wyobrażam sobie, żeby ktoś ją zaprosił. Myślę, że robisz z igły widły, Issy.

– Nieprawda! To ważne dla lady Agathy. Słyszałam, że podobno wyjechała z miasta, nie chcąc natknąć się na tę podłą dziewuchę, którą wzięła pod swoje skrzydła niemądra księżna Theakstone.

Przez długą chwilę Nate wysłuchiwał równie żarliwych argumentów. Podobno panna Furnival przywiozła przyjaciółkę, pochodzącą z rodziny kupieckiej, i ją również wprowadziła na salony. W końcu uznał, że jedyną metodą na pozbycie się siostry i powrót do pracy będzie obietnica, że przyjrzy się sprawie.

Podejrzewał jednak, że opowieści Issy okażą się dalekie od prawdy Nie wierzył, że ktokolwiek zaprosi pannę Furnival na bal po tym, co zrobiła w przeszłości. Nawet nie zaplanował, co zrobi, jeśli rzeczywiście ją spotka.

Na razie zatem stał w miejscu i wpatrywał się w nią. Trwało to, dopóki nie pochyliła się do rudowłosej towarzyszki i nie roześmiała z jej słów.

Miała czelność się śmiać, jakby nie dotyczyły jej żadne troski, podczas gdy on…

Nathaniel drgnął, gdy w jego myślach zaczęły pojawiać się straszliwe obrazy, które zazwyczaj udawało mu się stłumić. Wiele z nich dotyczyło Gilbeya.

Porucznik siedzący z twarzą ukrytą w dłoniach. Spacerujący nerwowo po otrzymaniu przeklętego listu od panny Furnival. Jego poszarpane kulami ciało barwiące śnieg na czerwono.

Nagle doszedł do wniosku, że Issy miała rację. Ruszył długimi krokami przez salę. Musiał jakoś zareagować. Nie wiedział jeszcze, co zrobi. Niemniej jednak, choć gospodyni balu, lady Bunsford, nie była szczególnie ważnym filarem społeczeństwa, to skoro panna Furnival wprosiła się do niej, nie zatrzyma się, póki nie osiągnie tego, co tak żywo odmalowała Issy. Na to nie mógł pozwolić.

Kiedy ruszył w jej stronę, odwróciła się ku niemu, jakby wyczuła jego zamiary. Popatrzyła. Zmarszczyła brwi, usiłując przypomnieć sobie, skąd go zna.

A potem jej twarz rozjaśnił uśmiech. Jakby ich ponowne spotkanie sprawiło jej prawdziwą radość.

Siła tego uśmiechu niemal go powstrzymała. Był taki ciepły i zachęcający. I tak wiele obiecywał. Przez chwilę Nate czuł się, jakby plotła i zarzucała na niego jedwabną sieć, by przyciągnąć go bliżej. A przecież to on zdecydował się podejść, by ją oskarżyć o niecne zamiary. Dokładnie tak samo postępowała, gdy spotkał ją po raz pierwszy w miejscu stacjonowania jego regiment. Wystarczyło, że spojrzała na niego tęsknie przez ramię, idąc w świetle księżyca w stronę stajni, a pobiegł za nią jak głupi szczeniak. Jak pies przywołany do nogi. Powstrzymał się wtedy przed poproszeniem jej do tańca, sądząc, że jest dla niego za młoda. Dla każdego mężczyzny była wtedy za młoda. Była zaledwie obietnicą, pąkiem kwiatu, który miał dopiero rozkwitnąć i który dopiero czekał, aż ktoś go zerwie. A mimo to stanowiła trudną do odparcia pokusę.

Chodziło o jej usta. Jej pełna górna warga układała się w sposób, który kusił do pocałunków. Chciałby wessać ją do własnych ust i…

Nie, to raczej były jej oczy. Tańczące w nich iskierki zachęcały do zatonięcia w tej zielono–brązowej otchłani.

Nie, to jej skóra była zachwycająca. Nie tak idealnie blada, jak u innych debiutantek, które przypominały porcelanowe laleczki. Jej kremowa i promienna cera pokryta była pieprzykami, które układały się w fascynujący wzór, kuszący, by obwieść go palcami.

– Pułkownik Fairfax – powiedziała Cassandra, wyciągając ku niemu dłoń gestem wytrawnej uwodzicielki.

Żaden mężczyzna nie oparłby się ujęciu jej dłoni i oddaniu jej hołdu, którego oczekiwała. Nawet on, jak się okazało, co go bardzo zdenerwowało i zezłościło.

– Jak miło pana widzieć po tak długim czasie – zagruchała.

Wyprostował się i puścił jej dłoń. Doceniał jej wdzięk i urodę, ale nie pozwoli się omotać. Dzięki siostrze wiedział, do czego jest zdolna ta kobieta. Na przykład do stwierdzenia, że miło go widzieć. Uśmiechała się, jakby rzeczywiście była zadowolona, choć przecież to niemożliwe. Była za młoda i za piękna, by na poważnie interesować się takim starym wygą jak on.

– Panna Furnival – powiedział chropawym z rozdrażnienia głosem. – Nadal po piękną szyję w intrygach, jak widzę.

Dłoń, którą przed chwilą ucałował, pofrunęła do wspomnianej przed chwilą szyi, przyciągając jego spojrzenie i zachęcając, by za wzrokiem podążyły później usta, a może i zęby, gdy okoliczności staną się bardziej sprzyjające. Jeśli to, co mówiła o niej Issy, było prawdą, pewnie panna Furnival nie miałaby nic przeciwko.

Jak to? Przecież właśnie rzucił jej rękawicę? A może lubiła wyzwania? Czekał na jej ostrą odpowiedź, żałując zarazem, że ich relacje staną się dalekie od przyjaznych. Ciepło zniknęło z jej uśmiechu. Czuł upajający zapach jej perfum, ale postanowił to ignorować.

– Intrygi? – powtórzyła i zmarszczyła brwi, jakby nie rozumiejąc, co insynuował. – Co pan ma na myśli?

Przez chwilę marzył, by nie mieć nic na myśli. By nie stali po przeciwnych stronach. Żeby móc grzać się w cieple jej uśmiechu, a nie czekać, aż go zmrozi spojrzeniem. Marzył, by ująć jej dłoń i zatańczyć z nią. Swobodnie rozmawiać i pożartować jak zwykły mężczyzna, któremu spodobała się piękna kobieta.

Taki rozwój wydarzeń nie był jednak możliwy ani teraz, ani wcześniej. Kiedy spotkali się po raz pierwszy, Nate wiedział, że wkrótce wyruszy za granicę, dlatego nie śmiał prosić, by na niego czekała. Poza tym była dla niego stanowczo zbyt młoda. A teraz jego misja wykluczała jakiekolwiek spoufalanie się.

Oderwał od niej wzrok, zanim jej uroda osłabiła jego wolę, skupił się na jej towarzyszce. Młoda kobieta, o której mówiła mu Issy, była córką właściciela młyna i kupca.

– Na początek próbujesz wprowadzić do towarzystwa tę dziewczynę? – spytał kpiąco, patrząc na pulchną rudowłosą pannę. Dziewczę drgnęło i spojrzało na niego nieprzyjaźnie. W tym czasie Nate odzyskał panowanie nad sobą i wrócił spojrzeniem do panny Furnival. – Nie wiem, jak skłoniłaś księżną Theakstone do udziału w jednym z twoich spisków, ale podejrzewam, że wykorzystujesz jej dobre serce.

– W jednym z moich spisków? – powtórzyła panna Furnival i wzmocniła efekt zaskoczenia, energicznie potrząsając głową. – Jakich spisków?

– Nie myśl, że zwiedziesz mnie miną niewiniątka – warknął rozgoryczony, że przed laty jednak jej się to udało. – Zresztą nikogo nie zwiedziesz. Są tacy, którzy wiedzą, co zrobiłaś i jaka jesteś.

– I jaka jestem? – zapytała, unosząc wojowniczo podbródek.

– Awanturnica, która z upodobaniem łamie męskie serca – oznajmił, choć to nie jego serce złamała.

I dobrze, o czym przekonał się, kiedy zobaczył ją ponownie, uczepioną ramienia Gilbeya, który twierdził, że chce ją poślubić i zabrać na pokład statku, którym płynęli na wojnę.

– Myślisz, że można zapomnieć, co zrobiłaś porucznikowi Gilbeyowi? – zapytał, przywołując słowa siostry, choć sam nie znał wszystkich szczegółów tej sprawy.

W dodatku nie potrafił uwierzyć, że ktoś tak urodziwy może jednocześnie być tak podstępny. Może jeśli zarzuci jej jawnie czyny, o które podejrzewała ją Issy, panna Furnival odeprze oskarżenia rozsądnymi argumentami. Z ulgą poinformowałby siostrę, jak bardzo się myliła.

– Omotałaś go do tego stopnia, że postanowił z tobą uciec i wziąć ślub – mówił dalej. – A kiedy już myślałem, że udało mi się wyrwać go z twoich szponów, jakimś cudem udało ci się dobrać do jego pieniędzy.

– Wyrwałeś go z moich szponów? – powtórzyła, a jej oczy najpierw rozszerzyły się ze zdumienia, a potem zmieniły w odłamki lodu.

W tym momencie Nate stracił resztkę złudzeń. Postępowanie panny Furnival nie było jedynie wytworem wyobraźni Issy. Pora, by wyleczył się z naiwności, bo rozczarowania są niezwykle bolesne. Nic nigdy nie okazywało się takie, jak się spodziewał. Ani wojskowa chwała, ani społeczny awans, ani, jak się okazało, ta piękna kobieta.

– Skoro tak mnie pan postrzega, nie sądzę, byśmy mieli o czym dłużej rozmawiać – powiedziała i odwróciła się.

Zamiast ustąpić, Nate postąpił krok i znów stanął tuż przed nią.

– Wprost przeciwnie – oznajmił, napędzany goryczą i rozczarowaniem. – Zjawiłem się tu dziś specjalnie po to, żeby z się z tobą rozmówić. Ostrzec, że wiem o twoich knowaniach. Pewnie przepuściłaś już majątek Gilbeya, dlatego zjawiłaś się w Londynie. Masz nadzieję omotać kolejnego głupca , by go oskubać z pieniędzy.

Tak przynajmniej uważała Issy, która chciała, by brat uniemożliwił pannie Furnival realizację jej niecnych planów.

– Nie zamierzałam robić nic podobnego – zaprotestowała zapalczywie.

– Więc po co cóż innego pozwalasz, by księżna prezentowała cię na salonach? Czy nie po to, by znaleźć bogatego męża?

Panna Furnival zamilkła i ze ściągniętymi brwiami spojrzała na swoją towarzyszkę. Wzięła głęboki oddech. Zanim jednak się odezwała, pułkownik przemówił ponownie.

– Nie ujdzie ci to na sucho. Nie pozwolę na to – zapowiedział z mocą.

Issy miała rację. Był to winien Gilbeyowi i jego rodzinie. I każdemu szanowanemu angielskiemu kawalerowi. Należało powstrzymać bezwzględną kusicielkę.

– Nie ujdzie mi to na sucho? – zapytała z gniewem. – A niby jak zamierzasz mnie powstrzymać?

Gdyby jeszcze miał jakieś wątpliwości, jej słowa przekonałyby go o jej złych zamiarach. Przecież nie zareagowałaby w ten sposób, gdyby nic nie planowała, nieprawdaż?

– Na początek… – zaczął, myśląc gorączkowo, bo nie przygotował się na taki obrót spraw – … poinformuję naiwną damę, która przyjęła cię pod swój dach, kim naprawdę jesteś. Potem dopilnuję, żeby wszyscy dowiedzieli się, że ta, którą nazywasz przyjaciółką, nie ma prawa pojawiać się w towarzystwie – dodał, patrząc na rudowłosą pannę.

– Cassy – szepnęła zmartwiona dziewczyna i pociągnęła pannę Furnival za rękę, zwracając na siebie jego uwagę.

– Nic do ciebie nie mam – zapewnił. – Jeśli wyjdziesz stąd po cichu, dam ci spokój. A jeśli ty – ponownie zwrócił się do panny Furnival – wyznasz księżnej swoje sprawki i opuścisz miasto, zapomnę o sprawie. W końcu jestem człowiekiem honoru.

– Człowiekiem honoru? – powtórzyła niedowierzająco, krzywiąc się. – Ludzie honorowi nie wtykają nosa w cudze sprawy, czyż nie? Nie prężą także muskułów, grożąc bezbronnym kobietom.

Nie prężył muskułów, nie dosłownie, ale jej słowa, co zaskakujące, natychmiast go podnieciły. Czyż to nie dowodziło przebiegłości sprytnej panny Furnival? Nate roześmiał się z goryczą.

– Bezbronna? Jesteś równie bezbronna, jak syreny wabiące śpiewem marynarzy, by rozbili się na skałach u ich stóp.

Panna Furnival wyglądała na wstrząśniętą. Niewielkie zwycięstwo, ale i tak go ucieszyło. Uznał, że lepiej wycofać się teraz, gdy przewaga jest po jego stronie. Skłonił się więc dwornie i opuścił salę balową.

ROZDZIAŁ TRZECI

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Spis treści:

OKŁADKA
STRONA TYTUŁOWA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
ROZDZIAŁ JEDENASTY
ROZDZIAŁ DWUNASTY
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
ROZDZIAŁ CZTERNASTY