Matrymonialna oferta - Annie Burrows - ebook

Matrymonialna oferta ebook

Annie Burrows

3,8

Opis

Anglia, XIX wiek.

Niewielka przesyłka jest niczym puszka Pandory. Wraz z jej otwarciem wracają stare sprawy i ponownie obciążają żyjących jeszcze uczestników dawnego skandalu, a także ich dzieci. Imogena Hebden dowiaduje się, że nie może liczyć na spadek ani pomoc najbliższych krewnych. Znajduje gościnę u wujostwa, którzy po odpowiednim przygotowaniu wprowadzają ją do towarzystwa. Oczekują od swojej podopiecznej, że znajdzie sobie męża, a tym samym uwolni ich od siebie. Imogena nie uważa się za szczególnie atrakcyjną kobietę, poza tym pochodzi z rodziny uwikłanej w głośny przed laty skandal. Nieoczekiwanie wzbudza żywe zainteresowanie wicehrabiego Monty`ego Mildenhalla, uznawanego za doskonałego kandydata na męża, któremu wyraźnie spieszy się do ślubu. Imogena wie, że w grę nie wchodzi miłość. Co więc powoduje wicehrabią?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 252

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (232 oceny)
88
52
58
26
8
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Master89wt

Dobrze spędzony czas

To część dłuższego cyklu, na który składają się książki różnych autorek, dlatego warto je czytac po kolei, by nie zgubić wątku, który rozrywka się w tle. Sam wątek romansowy pary głównych bohaterów bardzo mi się podobał :-)
00
DanutaJu2

Całkiem niezła

Długo rozpisywania akcja. Brak zakończenia wątków tajemnicy rodzinnej Imogeny...
00
tarnowiec_pkb

Nie oderwiesz się od lektury

Ok
00
MizzuAyo

Nie oderwiesz się od lektury

Miła książka
00
Mgm25

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna historia
00

Popularność




Tłumaczyła Teresa Komłosz

Tytuł oryginału: The Viscount and the Virgin

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2010

Redaktor serii: Barbara Syczewska-Olszewska

Opracowanie redakcyjne: Barbara Syczewska-Olszewska

Korekta: Jolanta Spodar

(c) 2010 by Annie Burrows

(c) for the Polish edition by Arlekin – Wydawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o. o., Warszawa 2011

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Enterprises II B. V.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych lub umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Znak firmowy Wydawnictwa Harlequini znak serii Harlequin Romans Historyczny są zastrzeżone.

Arlekin – Wydawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o. o. 00-975 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25

Skład i łamanie: COMPTEXT (R), Warszawa

ISBN 978-83-238-8257-2

ROMANS HISTORYCZNY – 332

Konwersja do formatu EPUB: Virtualo Sp. z o.o.virtualo.eu

Rozdział pierwszy

Styczeń 1815, Londyn

Imogena Hebden wiedziała, że nie powinna winić sióstr Veryan za katastrofę, którą zakończył się jej pierwszy bal. Właściwie to nie był bal w pełnym tego słowa znaczeniu. Tuż po Bożym Narodzeniu w Londynie bawili nieliczni przedstawiciele socjety, co, jak podkreśliła ciotka, stanowiło okoliczność wielce sprzyjającą. Nieobyta w świecie Imogena mogła pokazać się na muzycznym wieczorku u pani Leeming, nie spotykając osób zajmujących istotną pozycję w towarzystwie, a tym samym unikając ewentualnej kompromitacji.

Mimo wszystko Imogena była zadowolona, ponieważ dżentelmen o nazwisku Dysart poprosił ją do tańca. Nieważne, że zrobił to z drewnianą miną, spełniając obowiązek wobec panny podpierającej ścianę. Sprawiał wrażenie znudzonego, a gdy tylko muzyka umilkła, skłonił się sztywno i umknął do pokoju, gdzie grano w karty.

To wtedy zauważyła, że jedna z trzech falban zdobiąca suknię oderwała się i zwisa smętnie z tyłu. Nie sądziła, by winę ponosił pan Dysart, czułaby przecież, gdyby nadepnął na rąbek sukni. Poza tym przez cały czas trzymał się od niej w odległości wyprostowanego ramienia. Nie, wydawało się znacznie bardziej prawdopodobne, że to ona zaczepiła o nogę krzesła, kiedy się poderwała w odpowiedzi na pierwsze zaproszenie do tańca.

Właśnie zmierzała do pokoju wypoczynkowego, żeby podpiąć oderwaną falbanę, kiedy drogę zastąpiła jej panna Penelopa Veryan w towarzystwie swojej młodszej siostry Charlotte i lady Verity Carlow.

– Mam nadzieję, że podobał ci się taniec z panem Dysartem – zagadnęła przymilnie Penelopa, rozciągając usta w uśmiechu. – Chyba jednak muszę cię ostrzec, byś nie robiła sobie zbyt wielkich nadziei. Jest moim dobrym znajomym i poprosił cię do tańca tylko dlatego, że wie, iż my się tobą interesujemy.

Nagle zachowanie pana Dysarta wydało się Imogenie całkiem zrozumiałe. Ludzie chętnie wyświadczali przysługi bogatej i wpływowej rodzinie Veryanów. Czuła się trochę rozczarowana, że pan Dysart nie działał z własnej woli, ale przynajmniej wiedziała, że kiedy znów go spotka, nie będzie musiała udawać, że go lubi. To dziwne, ale w ciągu roku, odkąd zamieszkała u lady Callandar, przedstawiono jej wiele osób, jednak żadna z nich nie przypadła jej szczególnie do gustu.

– Domyślam się, że oczekujesz moich podzię kowań – odparła Imogena, jakoś nie mogąc wzbudzić w sobie wdzięczności za starania Penelope. Wolałaby już raczej przesiedzieć cały wieczór, niż tańczyć z mężczyzną, który chciał się przypodobać Penelope, a właściwie jej ojcu, lordowi Keddintonowi.

W oczach Penelope pojawił się błysk złości.

– Czy suknia, w której wystąpisz na dworze, jest już gotowa? – wtrąciła się szybko lady Verity.

Imogena odwróciła się do niej z ulgą. Wprawdzie skupiona wyłącznie na modnych strojach i przyjęciach lady Verity bardzo się od niej różniła, ale przynajmniej nie była złośliwa.

– Miałam ostatnią przymiarkę – wyjaśniła Imogena.

– Nie podoba ci się suknia? – podchwyciła Charlotte, nie usłyszawszy entuzjazmu w głosie Imogeny. – Słyszałam, że lady Callandar najęła najlepszą modniarkę i zapłaciła za całe jardy najwspanialszej brukselskiej koronki!

Imogena zjeżyła się wewnętrznie; Charlotte wyraźnie sugerowała, że nawet największe sumy i najzręczniejsze modniarki nie zdołają poprawić jej żałosnego wyglądu. Niestety, miała rację.

Zwiewne muślinowe suknie, w które ciotka ubierała Imogenę, z prostymi spódnicami i rzędami delikatnych falbanek, nie pozwalały na swobodniejsze ruchy poza dreptaniem. A i to czasami źle się kończyło. Zdarzało się, że szew na ramieniu puszczał w drodze z sypialni do pokoju śniadaniowego.

A co do fryzury… Cóż, jej włosy żyły własnym życiem, niezależnie od tego, jak często Pansy, pokojówka, którą przydzieliła jej ciotka, próbowała je uładzić. Imogena zauważyła z zazdrością, że loczki Charlotte wdzięcznie okalają jej twarz i wcale przy tym nie wpadają do oczu. Szkoda, że ciotka nie pozwoliła jej zachować długich włosów i splatać ich w warkocz, tak jak to robiła wcześniej! Modne panny nosiły krótko przycięte grzywki. Dlatego biedna Pansy co rusz musiała manipulować żelazkiem i upinać niesforne kosmyki. Ta myśl przypomniała Imogenie o konieczności podpięcia oberwanej falbany.

– Wyglądam okropnie w sukni, w której mam wystąpić na dworze – przyznała z kwaśnym uśmiechem. – A teraz, jeśli mi wybaczycie… – Ponownie ruszyła do wyjścia.

Dziewczęta jednak nie pozwoliły jej tak po prostu odejść; Charlotte wzięła ją pod ramię, zmuszając do zwolnienia kroku.

– Spróbuj poruszać się tyłem z takim trenem – powiedziała, chichocząc.

Penelopa zawtórowała jej, poruszając głową na boki, jakby nie mogła sobie wyobrazić Imogeny dokonującej takiej sztuki.

– Och, jestem pewna, że sobie poradzisz, jeśli tylko odpowiednio długo poćwiczysz – wtrąciła uprzejmie lady Verity.

Penelopa prychnęła z powątpiewaniem. Wszystkie dobrze wiedziały, że Imogena nie jest w stanie spędzić w sali balowej pół godziny, nie uszkadzając sobie przy tym stroju. Wydawało się niemożliwe, by podołała wymogom etykiety podczas prezentacji na królewskim dworze. Jakie miała szanse na uniknięcie kompromitacji, występując w sukni z długim koronkowym trenem?

Imogenie wciąż udawało się zachować spokój, ale Penelopa znienacka poruszyła temat nakrycia głowy.

– Ćwiczyłaś już wsiadanie do powozu? – spytała tonem udawanej troski. – Zakładam, że kupiłaś pióra. Albo przynajmniej… – Zawiesiła głos, kładąc Imogenie dłoń na ramieniu i zatrzymując ją w miejscu. – Chyba wiesz, jakie są wysokie?

Tego było dla Imogeny za wiele. Zirytowana protekcjonalnym tonem Penelopy odwróciła się gwałtownie.

– Oczywiście, że wiem! – rzuciła ostro. Charlotte puściła jej ramię, więc wykorzystała okazję, by zademonstrować wysokość nieszczęsnych piór. – Są takie! – Zatoczyła szeroki łuk w powietrzu nad swoją głową, natrafiając uniesioną ręką na jakiś przedmiot.

Męski głos wypowiedział słowo, którego z całą pewnością panna nie powinna usłyszeć, a tym bardziej zrozumieć. Obejrzawszy się z przerażeniem, odkryła, że przedmiot, w który niechcący uderzyła, to kieliszek z szampanem, trzymany przez mężczyznę wychodzącego z bufetu. Cała zawartość wylądowała na jego misternie zawiązanym fularze i spłynęła na pięknie haftowaną, zieloną jedwabną kamizelkę.

– Och! Bardzo przepraszam! – Speszona Imogena sięgnęła do torebki po chusteczkę. – Zniszczyłam panu kamizelkę! – Było jej naprawdę przykro, zwłaszcza że kamizelka stanowiła niemalże dzieło sztuki: nawet dziurki były wykończone tak, że guziki przypominały wysadzane klejnotami owoce wyłaniające się z bujnego listowia.

Wyciągnęła chusteczkę, żeby osuszyć najmocniej zachlapane miejsca. Na szczęście, niewiele trunku wsiąkło w jedwab, istniała więc nadzieja, że kamerdyner poszkodowanego zdoła bez większego trudu uratować tę cenną część garderoby swego pana. Pansy potrafiła usuwać najgorsze plamy nawet z bardzo delikatnych tkanin.

Jednak nim Imogena zdążyła dotknąć chusteczką kamizelki, poszkodowany zacisnął palce na jej nadgarstku.

– Niech pani nie waży się mnie dotykać! – rzucił.

Zaskoczona pełnym złości tonem uniosła wzrok, napotykając wściekłe spojrzenie oczu równie zielonych, jak kamienie zdobiące kamizelkę.

Pomyślałaby, że stojący przed nią mężczyzna jest urodziwy, gdyby nie wrogie spojrzenie i dołek w podbródku. Miał regularne rysy twarzy, jasne włosy obcięte,,na Brutusa'', doskonale skrojony ciemnozielony frak i nieskazitelnie wypielęgnowane paznokcie. Imogena słyszała wiele razy o tym, że coś komuś zaparło dech w piersi, ale jej samej zdarzyło się to po raz pierwszy. Ale też nigdy wcześniej nie znalazła się tak blisko równie wspaniałego mężczyzny.

Przywołała się w duchu do porządku. Ubolewała nad tym, że oblała człowieka przywiązującego tak wielką wagę do własnej prezencji. Czuła się zobowiązana przeprosić go za niezręczność.

– Chciałam tylko… – zaczęła, mnąc w palcach chusteczkę.

– Wiem, czego pani chciała – przerwał jej w pół słowa.

Odkąd tylko pojawił się w mieście, matki panien na wydaniu irytowały go, podsuwając mu pod nos córki. Jednak znacznie gorsze były zabiegi przedsiębiorczych dziewcząt, takich jak ta. Podejrzewał, że wkrótce nie będzie mógł spokojnie się przejść po parku, żeby jakaś kobieta, udając potknięcie na niewidocznej przeszkodzie, nie wpadła mu w ramiona.

Sądząc po wyglądzie, w tym przypadku miał do czynienia z jedną z prowincjuszek polujących na bogatego męża, który pomoże jej nabrać ogłady. Z całą pewnością nie była to wychuchana pannica, dla której największym wysiłkiem jest haftowanie. Przytrzymując jej rękę, wyczuł w niej siłę.

Nie rozumiał, dlaczego kobietom się wydaje, że dotykając go, wywrą na nim korzystne wrażenie. Zaledwie dwa wieczory wcześniej przeżył bardzo niemiłe zaskoczenie, kiedy panna siedząca obok niego przy kolacji, młoda i na pierwszy rzut oka dobrze wychowana, pod osłoną obrusa przesunęła dłonią po jego udzie. Najwyraźniej ta zamierzała zrobić to samo z jego torsem, udając że wyciera trunek, który sama na niego wylała.

Nie kryjąc złości, popatrzył jej w oczy. Tęczówki miała pociemniałe, usta wciąż rozchylone od rozmarzonego westchnienia. Nie wiedzieć czemu zapragnął przygarnąć ją do siebie i pocałować. Zamiast tego odsunął się od niej gwałtownie.

– Niedobrze mi się robi, gdy pomyślę, do czego zdolne są kobiety takie jak pani, byle przyciągnąć moją uwagę. – Wbrew temu, co twierdził, jego ciało odpowiedziało na bliskość panny wyraźnym ożywieniem.

– Takie jak ja… przyciągnąć uwagę… co? – powiedziała zdezorientowana Imogena.

– Proszę nie próbować mnie nabierać, odgrywając urażoną niewinność. I proszę się do mnie więcej nie zbliżać. Gdyby pani była osobą wartą zauważenia, potrafiłaby pani zaprezentować mi swoje atuty w bardziej odpowiedni sposób.

Imogena stała z otwartymi ustami, podczas gdy nieznajomy mierzył ją od stóp do głów spojrzeniem zielonych oczu z taką bezczelnością, że poczuła się, jakby była naga.

– O ile pani jakieś posiada – dokończył kpiąco, nie pozostawiając wątpliwości co do swej opinii na jej temat.

Jeden z jego towarzyszy podniósł chusteczkę do ust, żeby ukryć uśmiech, pozostali otwarcie chichotali.

Penelopa i Charlotte zasłoniły twarze rozpostartymi wachlarzami, po czym się oddaliły. Zrobiły to jednak na tyle opieszale, że Imogena zdążyła dostrzec ich miny – obie przywodziły na myśl kota bawiącego się przestraszoną myszą.

– Och – westchnęła lady Verity, marszcząc zazwyczaj nieskazitelnie gładkie czoło. – Co za pech. Chyba pomyślał…

– Nie ma wątpliwości, co pomyślał. Okropny typ! Wydaje mu się, że kim jest?

– Nie mam pojęcia, ale wygląda na to, że to ktoś ważny…

– Raczej ktoś, komu się zdaje, że jest ważny! – Imogena nie kryła złości. – Jak on śmie tak do mnie mówić!

Widząc zmieszanie na twarzy lady Verity, Imogena uzmysłowiła sobie, że zaciska dłonie w pięści, oddycha ciężko i do tego ciska gromy z oczu. Żadna dama nie powinna pozwalać sobie na takie zachowanie, szczególnie w sali balowej. Zrezygnowana spojrzała w stronę ławki, gdzie siedziała jej ciotka, pełniąca rolę przyzwoitki i obserwująca każdy ruch siostrzenicy swojego męża.

– Chyba będzie lepiej, jak dołączę do lady Callandar – zwróciła się Imogena do lady Verity.

Lady Verity dygnęła z wyraźną ulgą i udała się na poszukiwanie przyjaciółek, natomiast Imogena starała się przygotować w duchu na stawienie czoła ciotce.

Lady Callandar w żaden sposób nie zdradziła rozczarowania faktem, że jej podopieczna zupełnie się nie nadaje do występowania w eleganckim towarzystwie. Nigdy nie okazywała bowiem emocji w miejscu publicznym. Krytyczne uwagi, wypowiadane trudnym do zniesienia łagodnym tonem, miały paść dopiero w powozie, podczas drogi powrotnej do domu, gdzie nikt niepowołany nie mógł ich usłyszeć.

Zaczęły się, tak jak Imogena oczekiwała, w momencie, gdy woźnica zamknął drzwi.

– Wiązałam z tobą tyle nadziei, kiedy pani Leeming zaprosiła cię na to małe przyjęcie. A ty co? Musiałaś wykorzystać tę sytuację, żeby zrobić z siebie widowisko i to przed jedną z… jeśli nie najlepszą partią w mieście! Goście widzieli, jak wzburzony wicehrabia Mildenhall opuścił salę. – Pokręciła głową. – Jestem pewna, że wszyscy sądzą, że to przez ciebie, bo oblałaś go szampanem.

Imogena żałowała, że ciotka nie pozwala jej wyjaśnić, iż bynajmniej nie wylała szampana na tego aroganta, że to był po prostu wypadek… Nagle w jej głowie zaświtało podejrzenie. Czy to przypadek, że stała w tamtym miejscu i machała ręką akurat w momencie, gdy z bufetu wychodził wicehrabia z kieliszkiem w ręku? Przypomniawszy sobie, z jakimi minami odchodziły jej towarzyszki, nabrała niemal pewności, że cała sytuacja została zaaranżowana przez Penelopę Veryan, oczywiście z pomocą Charlotte.

Wiedziała jednak, że nie ma sensu oskarżać sióstr Veryan, bo mogła łatwo przewidzieć, co ciotka odpowie: że gdyby Imogena nie była taka narwana i nie wymachiwała rękami jak wiatrak, kamizelka wicehrabiego nie doznałaby uszczerbku.

Wuj był jeszcze bardziej zaślepiony, gdy chodziło o siostry Veryan. Wciąż powtarzał Imogenie, że powinna naśladować ich maniery, i nieustannie dawał jej za wzór te,,doskonale wychowane młode damy''. Wszystko dlatego, że słuchały go z głowami przechylonymi na bok i zachwytem w oczach, jakby chłonęły każde słowo nawet wtedy, gdy plótł bzdury. Do tego poruszały się z gracją, miały piękne stroje i zachowywały się niezwykle układnie. O tak, bardzo pilnowały, żeby przed osobami tak wpływowymi jak lord Callandar nie zdradzić się ze swoimi skłonnościami do płatania innym złośliwych kawałów.

Cóż, jeśli na tym polegało bycie damą, to Imogena mogła się tylko cieszyć, że nie jest nią w oczach swoich opiekunów. Nie zamierzała bowiem naśladować tych podstępnych kocic w paskudnym traktowaniu bliźnich.

– Pomyśleć tylko, ile trudu zadała sobie pani Leeming, żeby go ściągnąć – ciągnęła z wyrzutem lady Callandar. – Będzie na mnie wściekła. Niedawno odziedziczył tytuł i przyjechał do miasta, żeby szybko znaleźć narzeczoną i osłodzić tym ostatnie chwile swojemu biednemu, zacnemu ojcu, hrabiemu Corfe'owi. Pani Leeming ma dwie córki, na które bardzo chciała zwrócić jego uwagę.

Nic dziwnego, że był trochę zdenerwowany, skoro jego ojciec leżał na łożu śmierci, pomyślała Imogena. Kobiety mu się narzucały, wiedząc, że przybył do stolicy w poszukiwaniu kandydatki na żonę, i zapewne stąd brała się jego wyniosłość. Ale żeby zaliczać ją do ich grona tylko dlatego, że machnęła ręką! Przecież nawet nie wiedziała, że on za nią stoi. Myślał, że ona ma oczy z tyłu głowy? Może i był zniewalająco przystojny, ale jeśli nie potrafił rozróżnić zwykłego wypadku od celowego zabiegu, który miałby zwrócić jego uwagę, to oznaczało, że nie tylko porusza się dumnie niczym paw, ale ma też ptasi móżdżek.

– Co ty sobie myślałaś? – nie przestawała mówić ciotka. – Nie… – Zamknęła oczy i uniosła dłoń w geście irytacji, który Imogena zdążyła tak dobrze poznać. – Nie ma sensu cię o to pytać! Wystarczy nieprzerwany strumień wymówek, którymi nas raczysz, odkąd lord Callandar sprowadził cię do naszego domu po śmierci twojego ojczyma. – Otwarła oczy i Imogena dostrzegła w nich tyle smutku, że ogarnął ją żal.

– Wielka szkoda, że mój mąż nie zabrał cię z tego domu wcześniej. – Słowa,,tego domu'' lady Callandar wymówiła szczególnym tonem. – Powinnaś była u nas zamieszkać zaraz po śmierci matki albo rok czy dwa później, kiedy był właściwy moment na wprowadzenie cię w świat. Wtedy byłaś wystarczająco młoda, żeby wyzbyć się choć części fatalnych przywar. – Westchnęła ciężko. – Oczywiście, można współczuć twojej biednej matce, bo nigdy nie doszła do siebie po… – zacisnęła na moment powieki. – …tej strasznej tragedii, jednak nie powinna była pozwolić ci zdziczeć przy tych młodych Bredonach.

– Moich braciach – nie wytrzymała Imogena.

Wiedziała, że dziewczęta nie powinny się spierać ze starszymi od siebie, ale czasami nie była w stanie powściągnąć języka. Wuj oświadczył jej, niespełna tydzień po tym, jak zamieszkała w jego domu, że to jej najgorsza wada.

– Dobrze wychowane młode damy – powiedział wówczas, opuszczając kąciki ust w wyrazie rozgoryczenia – nie powinny nigdy przedkładać swoich racji nad te, które usłyszą od dżentelmena. W istocie, w ogóle nie powinny mieć własnych opinii.

– Nie mieć własnych opinii? – Imogena nie potrafiła ukryć zdumienia. – Jak to w ogóle możliwe? – Była przyzwyczajona do prowadzenia z braćmi żywych rozmów przy stole. Nawet ojczym lubił brać w nich udział, ponieważ od czasu do czasu nie miał nic przeciwko pouczającym debatom.

– Przybrani bracia – sprostowała z naciskiem ciotka. – Nie łączą was więzy krwi.

Imogena się żachnęła. Kiedy Hugh Bredon, uczony, którego z czasem zaczęła uważać za swojego ojca, zmarł, jego drugi syn Nicomedes nie szczędził trudu, by pozbawić ją złudzeń w kwestii ewentualnego dziedziczenia.

– Mój ojciec nigdy cię nie zaadoptował – oznajmił chłodno. – W oczach prawa nie jesteś moją siostrą. Dlatego odtąd nasze wspólne zamieszkiwanie byłoby wysoce niewłaściwe.

Nick, zdobywający szlify adwokata, już wcześniej przekazał jej przykrą wiadomość, że posiadłość Brambles – miejsce w którym dorastała i które uważała za swój dom – trzeba sprzedać, żeby spłacić długi, jakich narobił Hugh pod koniec życia.

– To, co zostanie, przypadnie w równych częściach mnie, Alaricowi i Germanicusowi.

Czuła się tak, jakby Nick ją uderzył.

– A co ze mną? – spytała przez ściśnięte gardło.

Nie mieściło jej się w głowie, że Hugh mógł zostawić wszystko synom, którzy na jej barki złożyli cały ciężar opieki nad swoim chorym ojcem. Nie miała pretensji do żadnego z braci. Nick był zbyt pochłonięty studiowaniem prawa. Alaric walczył na Półwyspie Iberyjskim wraz ze swoim regimentem. Germanicus, porucznik marynarki, pełnił służbę na Karaibach. Nie, to decyzja ojczyma wydała jej się krzywdząca i nie mogła się z nią pogodzić.

Kiedy Nick zaczął mówić o intercyzie i wdowiej rencie, wstąpiła w nią nadzieja, bo okazało się, że przynajmniej matka nie zamierzała jej zostawić bez jednego pensa. W istocie, pozostawiła swemu jedynemu żyjącemu dziecku całkiem pokaźną sumkę. Wyjaśniając, że te pieniądze znajdą się w dyspozycji Imogeny, kiedy ukończy dwadzieścia pięć lat, Nick wyraźnie unikał jej wzroku.

– Niestety, mój ojciec w jakiś sposób uzyskał do nich dostęp i poczynił nieroztropne inwestycje.

Z wyrazu twarzy Nicka Imogena domyśliła się, że ojczym roztrwonił cały majątek jej matki.

– Co w takim razie mam robić? – spytała bezradnie. – Szukać posady?

Prawdopodobnie mogłaby dostać pracę w szkole. Dorastając w domu człowieka, który poświęcił życie na studiowanie historii starożytnej, korzystała z bogatej biblioteki. Mogła uczyć różnych przedmiotów, i to zarówno chłopców, jak i dziewczynki.

– Nie jest aż tak źle – zapewnił ją Nick. – Rodzina twojej matki zgodziła się, byś z nimi zamieszkała, a kiedy zakończysz żałobę, wprowadzą cię do towarzystwa. Jeśli uda ci się znaleźć kandydata na męża, który spodoba się twojemu wujowi, da ci posag w wysokości majątku, jaki dziedziczyłabyś po matce.

W tej sytuacji, mimo że perspektywa wytrzymania na salonach choćby jednego sezonu napawała ją grozą, Imogena spakowała się i wyjechała, aby zamieszkać z lordem Callandarem, bratem swojej matki, oraz jego żoną, lady Callandar. Wprawdzie nie znała ich osobiście, ale lord Callandar przysyłał życzenia na urodziny Imogeny i jej matki.

Nikomu nawet nie przyszło do głowy, by zwrócić się do rodziny jej ojca, zważywszy na ich niechętny stosunek do jej matki. Przypisywali jej całkowitą winę za to, co ciotka nazywała,,straszną tragedią''. Imogena nie miała z nimi żadnego kontaktu.

– Czy ty mnie w ogóle słuchasz? – spytała ciotka, uderzając ją złożonym wachlarzem w nadgarstek. – Usiądź prosto, a ręce trzymaj na kolanach, zamiast je tak bezmyślnie splatać!

Imogena wzdrygnęła się, słysząc gniew w głosie ciotki. Posłusznie wyprostowała plecy. Było jej autentycznie przykro, że sprawiła rozczarowanie wujostwu, którzy na swój sposób okazywali jej troskę. Wuj wydał sporo pieniędzy, starając się nadrobić to, co uważał za braki w jej edukacji. Płacił za lekcje poprawiające sposób chodzenia oraz lekcje tańca i zachęcał ciotkę do kupowania jej coraz to nowych strojów, aż wreszcie miała ich tyle, że mogłyby jej starczyć na całe życie.

Mimo to nie czuła się dobrze w domu wuja Herriarda. Może dlatego, że wciąż pamiętała krótki okres, który spędziła tam poprzednio, po,,strasznej tragedii''. Miała wówczas wrażenie, że dziadek jest ciągle o coś zły, a jej matka cały czas płakała. Nikt nie chciał jej powiedzieć, co się stało z jej starszym bratem Stephenem. Dziadek krzyczał na nią, gdy tylko ośmieliła się o nim wspomnieć, nazywał ją niegrzeczną dziewczyną i groził, że każe ją zbić, jeśli jeszcze raz wymówi to imię. Zastygała wówczas bez ruchu na schodach, w poczuciu bezgranicznego osamotnienia.

Wcześniej, kiedy dorośli się kłócili, Stephen zabierał ją gdzieś, gdzie nie mogła ich słyszeć. Po jego zniknięciu nie miał kto stanąć pomiędzy nią a tym wielkim, groźnym człowiekiem i to ją przera żało. Nawet pokój dziecinny nie spełniał roli bezpiecznej kryjówki – bez Stephena stał się więzienną celą. Miała wrażenie, że zostawiano ją na całe dnie za zamkniętymi drzwiami, ale przecież nawet dziadek nie mógł być aż tak okrutny. Musiał dbać choćby o to, żeby pokojówka przynosiła jej coś do jedzenia.

Tak czy inaczej, choć bardzo się starała docenić wielkoduszność wujostwa, złe wspomnienia nie chciały jej opuścić, ilekroć przekraczała próg wspaniałej rezydencji przy Mount Street.

Kiedy jej matka wyszła za Hugh Bredona, życie Imogenay całkowicie się zmieniło. Skończyła się samotność i poczucie opuszczenia; pierwszy rok w Brambles spędziła na nauce wędkowania, strzelania i jazdy konnej, żeby dotrzymać kroku nowym starszym braciom. Nie uważała tego za zdziczenie, jakkolwiek przez następne dziewiętnaście lat, do końca swego pobytu w Brambles, miała zdecydowanie więcej swobody niż, zdaniem wuja i ciotki, powinna mieć panna z dobrego domu. Kiedy zachciało się jej odwiedzić znajomych, kazała osiodłać klacz albo zaprzęgać do giga i wyruszała w drogę bez żadnej asysty. A potem, po śmierci matki, zajmowała się prowadzeniem domu Hugh Bredona.

Miała świadomość, że wuj Herriard nie pozwoliłby na to, by szesnastoletnia dziewczyna prowadziła mu dom. Nigdy by jej na tyle nie zaufał. Ojczym może nie okazywał uczuć, ale wierzył w jej możliwości. Sprawdzał rachunki tylko przez kilka pierwszych miesięcy i chociaż jej nie chwalił, to również nie narzekał. Pragnął tylko jednego: w spokoju poświęcać się pracy naukowej. Imogena czuła dumę, że może mu to zapewnić.

Musiała jednak stawić czoło faktom, a były takie, że Hugh Bredon nigdy tak naprawdę nie uważał jej za córkę. Jakby nie mógł zapomnieć, że jest owocem pierwszego, niefortunnego małżeństwa jego żony z baronem Framlinghamem.

– Przykro mi, że tak cię rozczarowuję, ciociu – powiedziała Imogena, bezwiednie opuszczając ramiona. – To nie znaczy, że nie staram się zachowywać tak, jak byś sobie życzyła…

– Wiem – przyznała ciotka. – To jest w tym wszystkim najbardziej irytujące. Trudno cię karcić za błędy, których nie jesteś w stanie uniknąć. Tkwią tak głęboko w twojej naturze… Gdybyś chociaż była taka ładna jak twoja matka – powtórzyła po raz chyba setny.

Widząc Imogenę po raz pierwszy, lady Callandar wykrzyknęła:

– O mój Boże! Co za szkoda!

Mocno skręcone włosy i szare oczy o inteligentnym wyrazie sprawiały, że Imogena była uderzająco podobna do swojego ojca, Kita Hebdena, barona Framlinghama.

– Oczy typowe dla Framlinghamów – zauważył z niechęcią lord Callandar. – Patrzyli na ciebie tak, jakby wiedzieli coś, czego ty nie wiesz.

– Każdemu, kto go znał, wystarczy raz na nią spojrzeć, by powiedzieć, że będzie taka sama jak on – orzekła z troską lady Callandar.

– Zatem będziesz musiała się postarać, żeby nie mieli powodów tak myśleć – oznajmił stanowczo lord Callandar.

– Imogeno, moja droga – zwróciła się do niej ciotka ze współczuciem, kiedy jej mąż opuścił pokój. – Nie przejmuj się zanadto ocenami wuja. Jesteś… – Zamyśliła się, po czym twarz jej pojaśniała. – Jesteś jak śliczna róża, która pozbawiona właściwej pielęgnacji źle się rozrosła. Wuj może ci się wydać surowy, ale jest taki, bo pragnie zobaczyć cię w rozkwicie.

Od tamtego dnia ciotka zaczęła,,przycinanie'', żeby nadać jej odpowiedni kształt.

– Gdybyś tylko mogła się nauczyć chodzić tak jak Penelopa i Charlotte! – powtarzała. – Wówczas ludzie w czasem przestaliby mówić o kolczastym owocu,,strasznej niesławy'' twojej matki!

Chociaż skandal związany z osobami jej rodziców miał miejsce przed dwudziestu laty, pojawienie się Imogeny w towarzystwie o nim przypomniało. Jej matka miała kochanka. W jej kręgach nie było to bynajmniej niczym niezwykłym, ale napięcie pomiędzy Williamem Wardale'em, hrabią Leybourne'em, a Kitem Hebdenem, baronem Framlinghamem, osiągnęło niebezpieczny poziom. Najpierw wdali się w bójkę na pięści, a zaledwie kilka tygodni później hrabia brutalnie zasztyletował ojca Imogeny. Jakby tego było mało, okazało się, że w grę wchodzi szpiegostwo. Hrabiego Leybourne'a uznano za winnego nie tylko morderstwa, ale i zdrady stanu. Został pozbawiony ziemi i tytułów, a następnie skazany na śmierć przez powieszenie.

Nic dziwnego, że ludzie patrzyli na nią i szeptali do siebie ukradkiem, kiedy się pojawiała.

Nie była ładna ani bogata, brakowało jej wdzięku i do tego nosiła nazwisko kojarzone ze skandalem. Pani Leeming należała do bardzo nielicznych osób z towarzystwa gotowych rozstrzygnąć wątpliwości na korzyść Imogeny. Tyle że Imogena, doprowadzając do scysji z wicehrabią Mildenhallem, zaprzepaściła szansę pokazania, że różni się od swoich rodziców. Dlatego należało się spodziewać, że obietnice zaproszeń, które ciotce udało się zdobyć prośbą, groźbą i przekupstwem, zapewne nie zostaną dotrzymane.

– Może powinniśmy dać sobie spokój z szukaniem dla mnie męża – powiedziała niepewnie Imogena.

Zaczęła podejrzewać, że wychodząc za mąż za człowieka, który by się podobał wujowi, nie mogłaby liczyć na szczęście. Im więcej dowiadywała się o ludziach z tak zwanego towarzystwa, tym lepiej rozumiała decyzję matki, żeby dobrowolnie udać się na wygnanie z Hugh Bredonem do jego odległej posiadłości w Staffordshire. Miał swoje wady, ale nigdy nie traktował Amandy jak krzewu, który trzeba bezustannie przycinać, żeby utrzymać jego wymyślny kształt.

Ciotka posłała jej srogie spojrzenie, ale nic nie odpowiedziała. Powóz zaczął zwalniać.

Imogena zeskoczyła na ziemię, ignorując wyciągniętą rękę lokaja. Postanowiła, że jeśli kiedyś będzie miała dzieci, dołoży wszelkich starań, by każde z nich czuło się kochane takim, jakie jest, niezależnie od tego, czy będzie chłopcem, czy dziewczynką. Nie będzie tłamsić ich osobowości i nie pozwoli, aby miały poczucie, że wciąż muszą zabiegać o jej akceptację. Tyle że wydawało się mało prawdopodobne, by kiedykolwiek miała dzieci.

Wchodząc za ciotką po schodach, myślała o tym, że żaden mężczyzna odpowiadający wujostwu nie chciałby się związać z dziewczyną taką jak ona. Wystarczyło sobie przypomnieć pogardę bijącą z oczu wicehrabiego i kpiące uśmieszki jego towarzyszy, aby nabrać pewności, że nie uda jej się sprostać oczekiwaniom.

– Wejdźmy tutaj, moja droga – powiedziała ciotka, kierując się przez hol do salonu. W milczeniu czekała, aż lokaj pozapala świece, roznieci ogień w kominku, a wreszcie spytawszy, czy czegoś im nie potrzeba, zostawi je same. – Usiądź prosto – napomniała Imogenę, która zajęła miejsce na sofie. – To, że doznałaś małej nieprzyjemności, nie usprawiedliwia zapominania o manierach.

Imogena wyprostowała się, gotowa na kolejny wykład o tym, jak powinna się zachowywać młoda dama.

– Nie wzięłam cię do swojego domu i nie uczyłam zasad panujących w towarzystwie tylko po to, żebyś odpadła na pierwszej przeszkodzie – ciągnęła lady Callandar. – Nie miałabym nic przeciwko temu, gdybyś przed końcem sezonu zawarła obiecującą znajomość.

Imogena wyobraziła sobie niezliczone bale, które spodziewała się przesiedzieć pod ścianą, obserwując ładniejsze i bogatsze dziewczęta, wirujące na parkiecie w ramionach adoratorów. Jedynie z obowiązku jakiś dżentelmen mógł poprosić ją do tańca, tak jak to było w przypadku pana Dysarta. Pomyślała o piknikach i proszonych śniadaniach, podczas których będzie musiała znosić złośliwe uwagi dziewcząt, takich jak Penelopa i Charlotte. Także o tym, że musi się pilnować, aby się nie wydać podobna do rodziców.

Popatrzyła na twarz ciotki, ściągniętą w wyrazie stanowczości. Biedna, zdeterminowana kobieta, która podjęła się beznadziejnej walki o jej przyszłość… Za nic nie chciała stać się dla wujostwa ciężarem na resztę życia.

– Gdyby do końca sezonu nikt mi się nie oświadczył, mogłabym poszukać posady nauczycielki. Chyba nie chcielibyście, żebym wiecznie z wami mieszkała?

– O tym zdecyduje lord Callandar. Jestem pewna, że nie spodoba mu się pomysł, by ktoś z rodziny Herriardów uczył w szkole.

– Ale ja nie noszę nazwiska Herriard – zwróciła jej uwagę Imogena. – Nazywam się Hebden. – To dlatego Hugh Bredon nie chciał jej adoptować. Ponieważ była córką niesławnego Kita Hebdena. – Nikt się nie zdziwi, ciociu, że nie udało ci się ze mnie niczego wykrzesać, chociaż wszyscy widzą, jak bardzo się starasz zrobić ze mnie osobę bardziej… – Szukając odpowiedniego słowa, zatoczyła ręką szeroki łuk, po czym zmarszczyła czoło. – Zrobić ze mnie osobę mniej…

Lady Callandar wpadła jej w słowo.

– Na tym właśnie polega problem, prawda? Jesteś, jaka jesteś, moja droga, i zaczynam wierzyć, że żadna siła na tej ziemi niczego nie zmieni.

– Przykro mi, ciociu. – Imogena pochyliła głowę i zaczęła ściągać rękawiczki. Materiał na wierzchniej stronie był lepki od zaschniętego szampana. – Nie chcę, żebyś się za mnie wstydziła czy miała przez mnie kłopoty.

– Wiem, moja droga – powiedziała ciotka, wzdychając raz jeszcze. – Tyle że kłopoty same się do ciebie garną.

Rozdział drugi

Imogena siedziała w salonie z tamborkiem na kolanach i bardzo się starała nie dać po sobie poznać, że uważa haftowanie za zajęcie całkowicie bezużyteczne.

Spędzała w domu słoneczny dzień, wyszywając jedwabne kwiaty na kawałku płótna, podczas gdy prawdziwe krokusy rozkwitały w parku oddalonym niespełna dwieście jardów stąd… I to dlatego, że ktoś przypadkiem mógłby wpaść z wizytą! Wprawdzie jej samej nikt nie odwiedzał, ale kiedy ciotka przyjmowała wizyty, przez salon przepływał nieprzerwany strumień gości. Lady Callandar uparła się, by wszyscy widzieli Imogenę siedzącą cicho w kącie, skupioną bez reszty na robótce, i kończąc odwiedziny, wychodzili z pochlebną opinią o niej.

Nie zmieniało to faktu, że Imogena w żaden sposób nie potrafiła dostrzec sensu w tworzeniu czegoś, co nie będzie miało praktycznego zastosowania.

– Lady Verity Carlow – oznajmiła ciotka takim tonem, jakby przywoływała najwyższy z autorytetów – spędza całe godziny z igłą w ręku.

Cóż, Imogenie też się to zdarzało w Staffordshire: naprawiała braciom koszule, obszywała sterty bielizny i cerowała skarpetki. Wówczas nie miała nic przeciwko temu. Zwłaszcza kiedy jeden z chłopców dotrzymywał jej towarzystwa, czytając na głos.

Cofnęła się pamięcią do czasów, kiedy siadywały z matką przy kominku w trochę zagraconym saloniku w Brambles, stawiając przed sobą koszyk z przyborami do szycia. Przywołała w wyobraźni obraz przybranych braci, którzy rozkładali się wówczas u ich stóp niczym przerośnięte szczeniaki, kiedy kamerdyner wuja, Bedworth, stanął w drzwiach, anonsując gościa.

– Kapitan Alaric Bredon.

Wyrwana z rozmyślań Imogena dostrzegła za plecami Bedwortha mężczyznę w czerwonej wojskowej kurtce z żółtymi wyłogami i mankietami, trzymającego pod pachą czako. Ogorzałą od wiatru twarz jej najstarszego i ulubionego przyrodniego brata rozświetlał szeroki uśmiech.

– Rick! – pisnęła z radości, podrywając się z miejsca. Przybory do szycia – motki jedwabiu, tamborek i poduszka do igieł – rozsypały się po podłodze.

Kapitan Bredon wyszedł jej naprzeciw, tak że spotkali się na środku salonu. Odrzuciwszy na bok czako, rozpostarł ramiona, żeby porwać siostrę w objęcia.

– Muszko! – zawołał, a gdy zarzuciła mu ręce na szyję, ze śmiechem poderwał ją z ziemi i zakręcił wokół siebie.

– Och, Rick, to naprawdę ty? – Była taka szczęśliwa, że go widzi! Nie wiedzieć czemu łzy spłynęły jej po policzkach. – Kiedy wróciłeś do Anglii? – spytała, walcząc z nagłą czkawką.

Alarica nie było na pogrzebie ojca, ponieważ list informujący o śmierci Hugh Bredona dotarł do niego dopiero po kilku tygodniach. Imogena miała nadzieję, że brat dostanie urlop i zjawi się w domu, ale jego dowódca widać uznał, że przepędzenie wojsk Bonapartego z powrotem do Francji jest ważniejsze. Alaric przysłał list, w którym napisał:

Masz tam na miejscu Nicka i możesz mu zaufać,