Rzeczywistość: nasz przyjaciel czy wróg? Od pojęcia prawdy, świadomości i wolnej woli, po pieniądz, religię i AGI - pytań kilka o przedziwną "grę w życie", w którą gramy - Aleksander Szeser - ebook

Rzeczywistość: nasz przyjaciel czy wróg? Od pojęcia prawdy, świadomości i wolnej woli, po pieniądz, religię i AGI - pytań kilka o przedziwną "grę w życie", w którą gramy ebook

Aleksander Szeser

0,0
49,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Wyobraź sobie, że budzisz się w zupełnie nieznanym sobie świecie funkcjonującym według iście tajemniczych praw i reguł. Możliwe, że jest to jakaś hiperrealistyczna symulacja, z której nie masz możliwości ucieczki, nie masz też żadnej instrukcji obsługi dostępnych jej funkcji lub choćby nawet podręcznego przewodnika objaśniającego podstawowe reguły tej gry. Jakie będą twoje pierwsze kroki, aby rozgryźć zagadkę tej przedziwnej rzeczywistości? Na czym oprzesz swoje poszukiwania, aby odkryć panujące w niej zasady, a także swoją rolę w całym tym spektaklu?

Autor tej książki, zgodnie z duchem kartezjańskim, zachęca nas, abyśmy porzucili – choćby tylko na chwilę – naszą codzienną pewność i poczucie oczywistości tego, czym jest rzeczywistość, w której jesteśmy zanurzeni, a następnie razem spróbowali zastanowić się, co my tu w ogóle robimy i o co tutaj tak właściwie chodzi.

Poszukując nieodkrytej wciąż drogi ucieczki z samotnej skały Kartezjusza, autor na nowo interpretuje rzeczywistość i wszystkie jej atrybuty. Kreśli alternatywną podstawę do propozycji nowych hipotez, dociekań filozoficznych i naukowych oraz proponuje odmienne spojrzenie na najbardziej nurtujące zagadki naszej egzystencji poprzez rozpatrywanie zagadnień takich jak:

• Czy możliwe jest, aby posiąść wiedzę (pewną) o czymkolwiek?

• Wolny wybór – fakt czy tylko zgrabny i nieoczywisty oksymoron?

• Czym właściwie jest nasza samoświadomość? Ewolucyjną aberracją czy może czymś więcej?

• Czy pojęciom dobra i zła odpowiadają realne byty lub idee niezależne od naszej percepcji?

• Czym jest matematyka i czy można uprawiać ją w epistemologicznej próżni?

• Czym tak właściwie jest pieniądz i skąd biorą się wszelkie nierówności ekonomiczne?

• Czy czeka nas marginalizacja klasy średniej i bezrobocie technologiczne?

• Czy rozwój inteligencji biologicznej ma swoje granice?

Jeśli kiedykolwiek czuliście pociąg do wielkich egzystencjalnych i filozoficznych pytań – nawet jeśli na wiele z nich macie już wypracowane odpowiedzi lub hipotezy – niniejsza książka jest doskonałą okazją, aby przetestować własne spojrzenie na świat i zadać sobie jeszcze raz pytanie o to, czy na pewno właściwie odczytujemy, czym jest ta przedziwna rzeczywistość. Co tak właściwie możemy o niej powiedzieć? Jaki jest sens tego wszystkiego i co to może dla nas oznaczać?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 577

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Grafika na okładce: obraz autorstwa STARLINE (freepik.com)

Redakcja: Ewa Turek

Korekta: Magdalena Mieczkowska

Projekt okładki: EJ Design

Projekt graficzny środka, skład do druku: EJ Design

Przygotowanie wersji elektronicznej: Epubeum

 

Copyright ® by Aleksander Szeser 2023

Copyright ® by Pan Wydawca 2023

 

ISBN 978-83-67473-85-9

 

Wydanie 1

Gdańsk 2023

 

Pan Wydawca sp. z o. o.

ul. Wały Piastowskie 1/1508

80-855 Gdańsk

 

PanWydawca.pl

Wstęp

W jednym z telewizyjnych wywiadów z lat 50. ubiegłego stulecia znany brytyjski filozof Bertrand Russell, zapytany o to, jakie główne myśli chciałby przekazać przyszłym pokoleniom w swoistej kapsule czasu, jaką jest to krótkie nagranie, odpowiedział:

Gdy studiujesz dowolny przedmiot lub problem filozoficzny, zadaj sobie tylko jedno jedyne pytanie: jakie są fakty i jaka jest prawda, o której świadczą fakty. Nigdy nie dawaj się zwieść ani temu, w co chcesz wierzyć, ani temu, co twoim zdaniem mogłoby mieć korzystne skutki społeczne, gdyby w to uwierzono. Zawsze zadawaj sobie pytanie: jakie są fakty?1

Spoglądając na świat z perspektywy trzeciej dekady XXI wieku, można odnieść wrażenie, że dobra rada Russella sprzed blisko 70. lat jest równie aktualna i dziś. Powód tego stanu rzeczy jest nadal ten sam – w dyskursie publicznym wciąż wielką trudność sprawia nam oddzielanie elementarnych faktów od ich oceny, jakżeż często opartej na nie do końca uświadomionych, intuicyjnych założeniach na temat tego, jaki świat rzekomo jest, co tylko utrudnia nam dostrzeżenie bardziej złożonych praw i mechanizmów, często zupełnie kontrintuicyjnych, a które to efektywniej tłumaczą sporą część tego, o co tak gorąco potrafimy się spierać na co dzień. A debat rozpalających nasze serca oraz umysły i dziś nam nie brakuje: wpływ człowieka na środowisko i nadciągająca katastrofa klimatyczna, pogłębiające się rozwarstwienie dochodów i koncentracja kapitału w rękach mniejszości, ekonomiczna marginalizacja klasy średniej, spór o przyczyny nierówności społecznych – u których podłoża leżą rasa, płeć, orientacja seksualna czy religia – kryzys demograficzny w krajach wysoko rozwiniętych, wpływ nowych, dysrupcyjnych technologii na dynamicznie ewoluujące stosunki społeczne, wciąż żywy spór nauki i religii czy też rewizjonistyczne utarczki o wartość i przyszłość liberalnej demokracji oraz wiele innych. Wszystkie te i podobne dysputy mają wszakże jeden wspólny mianownik – za wszelkie zło i niegodziwości tego świata wciąż obwiniamy siebie nawzajem, odruchowo wskazując palcem na tych inaczej myślących niż my sami.

Pragnę tu z góry zastrzec, że ideą tej książki nie jest argumentacja na rzecz takiego czy innego stanowiska w tych sporach, sformułowana na podstawie dawno już zdefiniowanych linii frontów i okopów, a ponowne przyjrzenie się fundamentom naszego intuicyjnego rozumienia szeroko pojętej rzeczywistości. Być może ponownie nadszedł czas, by wzorem Kartezjusza odstawić na bok, choćby na chwilę, całą naszą codzienną pewność tego, czym jest ta przedziwna rzeczywistość, w której jesteśmy zanurzeni, a następnie zastanowić się raz jeszcze, co tak właściwie możemy o niej powiedzieć i co to może dla nas oznaczać. Cóż bowiem, jeśli odkryjemy, że nasza ludzka intuicja na temat fundamentów funkcjonowania tej rzeczywistości jest w częściowym lub nawet i całkowitym błędzie? Co jeśli okaże się, że cierpimy na przewlekłą chorobę utożsamiania oceny zjawisk oraz własnych stanów emocjonalnych z samymi zjawiskami, z jakimi codziennie konfrontuje nas owa tajemnicza rzeczywistość? Rozważmy oto przykładową próbkę powtarzających się w wielu kulturach intuicyjnych założeń, przyjmowanych często jako oczywistą prawdę a priori i stających się w ten sposób fundamentami, na bazie których konstruujemy nasz pogląd na świat, a następnie lekką ręką wyciągamy z nich daleko idące wnioski:

1. Rzeczywistość jest w swej istocie taka, jaką ją postrzegamy i subiektywnie odbieramy. Może nie dostrzegamy jej w pełni, ale to, co widzimy, jest bezpośrednim odbiciem obiektywnej, niezależnej od nas (fundamentalnej) prawdy przez duże P.

2. Świat jest bierną materią, a jedynie człowiek jest siłą sprawczą kierującą losem swoim oraz całej planety w sposób odmienny od przypadkowego czy też bezwładnego biegu procesów mechanicznych. Między człowiekiem a przyrodą istnieje zatem swoisty dualizm. Człowiek (lub też inteligentne życie) jest niejako ponad przyrodą i obok przyrody, jest czymś odrębnym, podlegającym innym prawom.

3. Natura (lub też przyroda) jest w swej istocie „dobra”, a przynajmniej neutralna względem organizmów żywych. Nic im nie narzuca i niczym nie steruje.

4. Świat Homo sapiens jest w gruncie rzeczy niezmienny. Prawa społeczne i ekonomiczne są ponadczasowe, a tym samym cała nasza moralność i etyka, nasze wartości i idee. Scenografia i gadżety ziemskiego dramatu mogą się zmieniać z czasem, ale istota człowieczeństwa pozostaje taka sama.

5. W związku z powyższym zmiana kulturowa, ekologiczna, ekonomiczna jest możliwa jedynie poprzez zmianę stosunków społecznych lub postaw ludzkich, czy to przez edukację, czy legislację, czy też brutalną siłę.

6. W świecie Homo sapiens nie ma i nie może być niczego za darmo, a ciężka praca jest cnotą samą w sobie.

7. Pieniądz jest niczym więcej jak intersubiektywnym tworem naszej zbiorowej wyobraźni, czyli symbolem bez żadnej faktycznej wartości, któremu nic realnego w „obiektywnej” rzeczywistości nie odpowiada.

8. Życie widziane z perspektywy poszczególnych Homo sapiens i w odniesieniu do innych Homo sapiens jest wyznacznikiem i miarą wszystkiego; całego ludzkiego stosunku do świata, etyki i poczucia sensu istnienia.

9. Dobro i zło są realnymi bytami (lub ideami) niezależnymi od człowieka, jego systemu percepcji oraz jego istnienia w ogóle. Niezależnymi nawet od istnienia Wszechświata jako takiego, a nawet idei jego istnienia.

10. Postęp cywilizacyjny (o ile uznajemy obserwowane zmiany za postęp) zachodzi na drodze ewolucji kultury i różnorodnych wynalazków napędzających kolejne rewolucje, niekoniecznie kierujące nas ku lepszej przyszłości.

11. Obecna biologiczna forma ludzka jest szczytowa i już w gruncie rzeczy niezmienna. Tak jak idea „człowieczeństwa”, z którą jest tożsama.

12. Człowiek jest istotą ciekawą świata i tego, jak on faktycznie funkcjonuje. Pojawienie się i rozwój nauki jest naturalną konsekwencją wrodzonej ludzkiej chęci poznania świata.

Moją intencją jest postawienie wywrotowej tezy: a co, jeśli algorytmy rozumowania leżące u podstaw tych i wielu innych naszych intuicyjnych przekonań o naturze rzeczywistości oraz miejsca, które zajmuje w niej człowiek, mają pewne wspólne i całkowicie błędne podstawy, które odpowiedzialne są za większość sporów ideologicznych, paradoksów, a także wojen i całego pasma innych nieszczęść? Co jeśli nasze szerokie spojrzenie na świat jest obarczone fundamentalnym błędem rodzącym mnóstwo nietrafnych analiz, ocen i intuicji?

Dobrym historycznym przykładem, jaką siłę może mieć sama zmiana paradygmatu myślenia (rekalibrując tym samym nasze algorytmy rozumowania), było przejście od finalistycznego sposobu postrzegania rzeczywistości do nowożytnej metody naukowej. Od czasów antycznych aż po schyłek średniowiecza dominował pogląd, że świat i przyroda są celowe w swej konstrukcji i działaniu, podporządkowane Bogu lub bóstwom albo ludzkim potrzebom czy też idei doskonałości. Założeniem wyjściowym ówczesnej filozofii było, że aby móc uprawiać naukę, trzeba najpierw znaleźć cel oraz istotę i naturę rzeczy, a następnie dedukcyjnie dowodzić wszystkich własności szczegółowych danej rzeczy. Idąc tym tropem, dowodzono na przykład, że istotą Słońca jest to, że jest ciałem najbardziej świecącym lub idealnie jasnym, a następnie dedukcyjnie wyciągano z tego wniosek, że plamy słoneczne i ciemniejsze obszary nie mogą istnieć, bo byłyby sprzeczne z naturą i istotą tego, czym Słońce jest. Tymczasem obserwacje wskazują, że plamy słoneczne (chłodniejsze obszary) faktycznie na Słońcu występują, niemniej w konfrontacji tej prawdy z finalistycznym sposobem rozumowania to fakty musiały zostać zamiecione pod dywan. Współczesny przykład tego modelu myślenia zaobserwować mogliśmy w trakcie pandemii COVID-19. W niektórych kościołach katolickich księża silnie sprzeciwiali się wszelkim ograniczeniom w uczestnictwie we mszy świętej, a także noszeniu przez wiernych maseczek, rozumując m.in. w ten sposób: skoro świątynia jest domem Bożym, do którego żadne zło nie ma wstępu, a COVID-19 jest ewidentnym złem, nie jest zatem możliwe, aby Bóg dopuścił do rozprzestrzeniania się wirusa w trakcie nabożeństwa, gdyż byłoby to sprzeczne z ideą wszechmocnego i dobrego Boga, który nie kazałby przecież wiernym uczestniczyć w nabożeństwie i jednocześnie narażałby ich na chorobę lub śmierć za wykonywanie jego poleceń, i to w miejscu przez siebie uświęconym, z definicji odpornym na wszelkie zło. Tymczasem wirus rozprzestrzeniał się w kościołach w trakcie nabożeństw, szczególnie tam, gdzie nie przestrzegano obowiązujących obostrzeń.

Przez większą cześć naszej historii tego typu myślenie zdawało się zgodne z ludzką intuicją i w jakimś zakresie zaspokajało ciekawość świata, ale zupełnie zawiodło w praktyce, gdyż okazało się całkowicie niezdolne do skutecznego przewidywania zmienności zjawisk i następstw naszego z nimi oddziaływania. Na szczęście na scenie pojawił się nowy paradygmat myślenia i odwrócił kierunek rozumowania, wychodząc z założenia, że tak właściwie nie wiemy, jaka jest natura rzeczy, a wszelkie spekulacje w tym zakresie nie posuwają nas ani o krok. Widzimy natomiast, jak zachowują się rzeczy, i poprzez obserwację, eksperyment oraz indukcję2 możemy zorientować się, czy nie są przypadkiem logicznie ze sobą powiązane, czy dostrzeżenie takich zależności nie ułatwia nam dalszego i skutecznego przewidywania ich zachowania. Jak się okazało, był to strzał w dziesiątkę lub przynajmniej w liczbę na tyle wysoką, aby rozwój nauki, po latach szukania właściwej drogi, wreszcie nabrał tempa. Cały nowożytny postęp naukowy i technologiczny opiera się na zbliżonych algorytmach rozumowania, nie sposób odmówić im zatem skuteczności.

Główną ideą tej książki jest zaproponowanie, jeśli niezupełnie nowych, to choćby jedynie uzupełniających algorytmów interpretowania rzeczywistości i wszystkich jej atrybutów, dając tym samym alternatywną podstawę dla propozycji nowych hipotez i dociekań filozoficznych oraz naukowych, niezależnie od dziedziny i specjalizacji. Podstawę, która może (mam nadzieję) przynieść wymierne korzyści w szczegółowych zastosowaniach, stać się nie tyle definitywnym rozwiązaniem nurtujących nas problemów, co inspiracją dla nowych teorii naukowych i wyszukiwania niebadanych lub ignorowanych wcześniej zależności, np. matematycznych w ekonomii.

Nie jest to jednak pozycja skierowana wyłącznie do specjalistów, skupiająca się na szczegółowych zagadnieniach naukowych lub filozoficznych z dwóch powodów. Po pierwsze, ogrom całego spektrum zagadnień i niewyobrażalna wręcz parcelacja badań naukowych sprawiają, że podejmując dowolny temat filozoficzny w odniesieniu do konkretnej dziedziny badań naukowych, bardzo łatwo jest ugrząźć w zawiłościach językowych i w sporze o szczegóły, schodząc z głównej ścieżki rozumowania i tym samym tracąc z oczu to, co istotne, a wciąż uchwytne. Po drugie, nie jestem autorytetem w żadnej z tych dziedzin, nie widzę więc sensu, aby powtarzać to, co wielu ekspertów i wybitnych filozofów wyraziło dużo lepiej, niż sam byłbym kiedykolwiek w stanie to zrobić. Nie znajdziecie tu zatem rozciągłych komentarzy do znanych źródeł, powielania dobrze już spopularyzowanych problemów, streszczeń historii filozofii czy próby dyskusji i mnożenia nieuzasadnionych hipotez na tematy wysoce specjalistycznych zagadnień, co do których nie posiadam ani warsztatu, ani wiedzy szczegółowej. Niemniej nie jest to praca czysto laicka, niepoparta znajomością źródeł oraz kluczowych osiągnięć filozoficznych i naukowych, wyważająca dawno już otwarte drzwi i potykająca się przy okazji o własne nogi. W królestwie, w którym większość podwładnych zdaje się omamiona nieefektywnymi algorytmami rozumowania, nie jest istotne, kim jest osoba, która wstanie i donośniej krzyknie, że król jest nagi, dając, choćby i małej grupie ludzi, impuls do dalszej refleksji. Czasami to nie geniuszu potrzeba, by zauważyć coś istotnego, ale odwagi.

Choć książka ta nie wymaga od czytelnika szczegółowej wiedzy z zakresu historii filozofii i nauki – przyjmując formę zaproszenia do stawiania pytań i poszukiwania możliwych rozwiązań, testując nowy punkt widzenia – to znajomość głównych myśli filozoficznych i orientacja, choćby popularnonaukowa w zakresie najnowszych postępów w fizyce, biologii, matematyce czy ekonomii, na pewno nie zaszkodzi. Zamiast więc omawiać podstawy pojęciowe wszystkich naszych rozumowań, pozostawiam, gdzie trzeba, odnośniki do polecanych źródeł wprowadzających w przystępny sposób w daną dziedzinę wiedzy.

Finalnie czuję się zobowiązany, aby ostrzec czytelnika: ścieżka myślenia, na którą chcę was zaprosić, wymagać będzie od części z was pewnej odwagi i konsekwencji, nawet jeśli zaprowadzi w miejsca, które nie będą przyjemne i komfortowe, ponieważ stoją w kontrze do tego, co chcielibyśmy zobaczyć i przyjąć za prawdę. Dlatego gdy będziemy iść dalej, tak ważne jest, abyśmy cały czas pamiętali przytoczoną na wstępie maksymę Russella:

Gdy studiujesz dowolny przedmiot lub problem filozoficzny, zadaj sobie tylko jedno jedyne pytanie: jakie są fakty i jaka jest prawda, o której świadczą fakty. Nigdy nie dawaj się zwieść ani temu, w co chcesz wierzyć, ani temu, co twoim zdaniem mogłoby mieć korzystne skutki społeczne, gdyby w to uwierzono. Zawsze zadawaj sobie pytanie: jakie są fakty?

Rozdział IProblem wiedzy (epistemologia)

Jak to już utarło się w dziejach filozofii, chronologię naszych rozważań na temat świata dobrze jest zacząć od postawienia sobie pierwszego zasadniczego pytania:

Czy wiedza (pewna) jest możliwa, a jeśli tak, na czym miałaby się opierać?

Algorytmy rozumowania wielu wybitnych filozofów oraz naturalna ludzka intuicja zdają się tu być w powierzchownej zgodzie, zakładając a priori, że bez wiedzy (pewnej) niczego trwałego nie jesteśmy w stanie osiągnąć. Ów algorytm rozumowania postuluje dalej, że jeśli nie jesteśmy w stanie osiągnąć źródła wiedzy absolutnie pewnej, skazuje to nas na daremną budowę zamków na piasku albo szukanie odpowiedzi w mistycznym objawieniu i wierze weń lub też pozostaje nam wyrzec się ambicji posiadania wiedzy (pewnej) w ogóle i podążyć drogą relatywizmu, konwencjonalizmu, sceptycyzmu, fatalizmu tudzież hedonizmu czy kwietyzmu. Cały ten nerw rozumowania przesiąknięty jest jakimś wewnętrznym lękiem, że bez dostępu do wiedzy (pewnej) zmuszeni bylibyśmy do życia w jakiejś niekończącej się ułudzie, podczas gdy psychika i ambicja ludzka domagają się absolutnego i obiektywnego punktu odniesienia, by poczuć się bezpiecznie i komfortowo. Problem zdaje się zatem niezwykle poważny, a nasza odpowiedź i postawa, jaką przyjmiemy w tej kwestii, mają fundamentalne wręcz znaczenie dla całego naszego poglądu na świat oraz na samych siebie. Siłą rzeczy musimy więc zacząć od epistemologii i postawienia owego pierwszego pytania, czy posiadamy podstawy, by zakładać jakąkolwiek wiedzę (pewną), i czym one miałyby być?

1. Czy pojęcie wiedzy jest tożsame z pojęciem prawdy?

Najpierw jednak wypada zadać na pozór niedorzeczne pytanie: czy pojęcie wiedzy jest tożsame z pojęciem prawdy? Innymi słowy, czy definicja wiedzy, jaką przyjmiemy – jakkolwiek byśmy jej nie określili – jest równoznaczna z definicją znajomości prawdy o danym przedmiocie rozumowania. Wyobraźmy sobie grę komputerową, w której aby otworzyć drzwi do sekretnego pokoju, trzeba najpierw znaleźć, a potem wcisnąć dobrze ukryty guzik. Jeśli w końcu odszukamy ten przycisk i go wciśniemy, wrota się uchylą. Potocznie przyjąć by można, że właśnie posiedliśmy wiedzę, jak otworzyć te drzwi. Należy po prostu przycisnąć przycisk, a one otworzą się za każdym razem, gdy to zrobimy. Co więcej, możemy sądzić, że posiedliśmy wiedzę empiryczną na ten temat. Pytanie tylko, czy ta wiedza daje nam podstawę do twierdzenia, że poznaliśmy fundamentalną prawdę przez duże (P) o tym, że mamy do czynienia z bezpośrednim związkiem przyczynowo-skutkowym, wyjaśniającym, dlaczego wciśnięcie guzika otwiera drzwi. Jak łatwo się domyślić, byłby to zasadniczy błąd. Zarówno sam przycisk, wszystkie znajdujące się w tym pokoju drzwi, jak i wychwytywane przez nas relacje przyczynowo-skutkowe między nimi są jedynie zapisem szeregu algorytmów na jakimś twardym dysku, których zasad tak właściwie nie znamy i nie mamy do nich bezpośredniego dostępu. Być może istnieje zapisany limit, ile razy drzwi się otworzą po przyciśnięciu guzika? Być może są też inne sposoby na uchylenie wrót, gdybyśmy tylko znali szerszy kontekst kodów tej gry? Nasza wiedza, że aby otworzyć drzwi, musimy wcisnąć konkretny przycisk, jest jedynie – rzec by można – prawdą funkcjonalną, a nie fundamentalną prawdą (P) o całym tym kontekście, z którego to w ogóle możemy nie zdawać sobie sprawy. Pojęcie wiedzy nie jest zatem koniecznie tożsame z pojęciem prawdy w jakimś absolutnym sensie, a przynajmniej z punktu widzenia ich funkcjonalnej użyteczności w jakimś układzie odniesienia. Do tego problemu wrócimy w dalszej części naszych rozważań, najpierw przyjrzyjmy się idei prawdy przez duże (P) i naszych poszukiwań możliwej jej podstawy.

2. Kluczowe definicje wyjściowe

Zacznijmy od kilku podstawowych definicji. Samo pojęcie prawdy bądź też faktu jest złożone i różnie rozumiane. Nie chcę podejmować tu szczegółowej rozprawy logicznej i roztrząsać wszystkich kategorii, jak to ma miejsce w literaturze zagadnienia, gdyż nie jest to konieczne do naszego dalszego rozumowania. Wystarczy, że wyjaśnię, co w kontekście tych rozważań rozumiem poprzez prawdę przez duże (P), i w tym znaczeniu będę się tym pojęciem dalej posługiwał.

2.1. Pojęcie prawdy przez duże (P)

Otóż prawdę (P) utożsamiam tu z faktem, czyli zdarzeniem, procesem lub stanem, co do którego postulujemy, że zachodzi w niezależnej od nas fundamentalnej (obiektywnej) rzeczywistości (R), jakkolwiek byśmy ją zdefiniowali. Prawda (P) jest zatem zgodna z naszym intuicyjnym rozumieniem czegoś, co istnieje lub zaistniało „realnie” (obiektywnie) w niemożliwy do zakwestionowania sposób. Innymi słowy, w tym ujęciu idea prawdy (P) postuluje istnienie absolutnego i fundamentalnego punktu odniesienia w stosunku do wszelkiego bytu, niezależnie od tego, czy mamy do samej prawdy (P) bezpośredni dostęp, czy nie. Ideał racjonalizmu oraz myślenia potocznego postuluje, że w świecie istnieją prawdy przez duże (P) mające charakter bezwzględny i ponadczasowy, niezależny od jakiegokolwiek obserwatora, a nawet od istnienia jakiegokolwiek świata w ogóle. Idea prawdy (P) jest zatem jakościowo i „objętościowo” różna od idei prawdy funkcjonalnej (p), jak choćby takiej, że przyciśnięcie guzika w grze komputerowej powoduje otwarcie się drzwi.

Oczywiście wielu z nas w naturalny sposób zakłada, że istnieją też prawdy (p) innego typu, czyli np. różne subiektywne interpretacje faktów (prawd [P] i/lub prawd funkcjonalnych [p]), które mogą – lub wręcz muszą – mieć charakter relatywny. Przykładem są nasze subiektywne odczucia jakości zmysłowych, choćby smaku czy powonienia, ale także nasze wrażenia estetyczne czy oceny moralne bądź też kulturowo odmienne systemy wartościowania zjawisk. Innymi słowy, w przypadku tak rozumianych prawd (p) – jak to trafnie ujmuje popularne powiedzenie – „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”. W tym rozdziale nie będziemy rozważać prawd (p) jako naszych opinii o zjawiskach – postulatem prawdziwej epistemologii jest znalezienie prawdy (P) jako podstawy do dalszych wywodów.

2.2. Algorytmy rozumowania

W dalszej kolejności muszę wyjaśnić, co rozumiem pod pojęciem „algorytmów rozumowania”, gdyż także jest to termin, którym będziemy się często posługiwać. Według klasycznej definicji heurystyki jako podkategorii algorytmu zakładamy, że jest to sposób na wyszukiwanie przybliżonych rozwiązań problemu w sytuacji braku niezawodnych danych wejściowych. W podobnym sensie nasz ludzki sposób mierzenia się ze zjawiskami i próba nadania im jakiegoś znaczenia z konieczności musi działać bez niezawodnych przesłanek (co będziemy rozważać w dalszej części tego rozdziału), jak również w znacznej mierze podświadomie. Moim założeniem jest, że to, co określamy jako nasz świadomy ogląd i odbiór świata, powstaje na podstawie pewnych podświadomych mechanizmów analizy i interpretacji danych wejściowych, które na poziomie świadomym odbieramy jako wrażenia, że rzeczy mają się tak lub inaczej. Jak postulują logicy, każdy świadomy wywód logiczny (niezależnie od samego schematu wnioskowania) musi opierać się na jakichś przesłankach. To, w jaki sposób formułujemy nasze przesłanki, samo w sobie jest jednak zagadnieniem. Moim założeniem jest, że odbywa się to głównie na poziomie podświadomym na podstawie pewnych „algorytmów rozumowania”, nad którymi nie mamy ani bezpośredniej kontroli, ani też bezpośredniego wglądu w schemat ich działania i współoddziaływania na siebie. Możemy je natomiast poznać po wyniku takiego wnioskowania, jedynie domyślając się podświadomie przyjętych mikroprzesłanek takiego wniosku czy wrażenia. Tym samym konstrukcja naszego umysłu (czymkolwiek jest) sama narzuca nam pewne wyjściowe kalki do dalszego samodzielnego budowania poglądu na świat, acz algorytmy te zdają się plastyczne i możemy mieć na nie pośredni wpływ3, choćby zmieniając na poziomie świadomym paradygmat myślenia o czymś i rekalibrując tym samym sposób interpretowania całych klas danych wejściowych na poziomie podświadomym. Jest to zatem w jakimś stopniu system samouczący się o zdolności do autokalibracji i synergii. Ujmując rzecz prościej: to, co na poziomie świadomym przyjmujemy za nasze wyjściowe przesłanki i założenia do dalszego budowania poglądu na świat, samo w sobie opiera się na ukrytych i być może podświadomych algorytmach rozumowania, funkcjonujących na podstawie jakichś mikrozałożeń, wynikających być może z naszej specyficznej, indywidualnej konstrukcji umysłu i doświadczeń życiowych. Przykładem takiej złożonej przesłanki na poziomie świadomym może być twierdzenie, że ciąg przyczyn nie może biec w nieskończoność i musi istnieć jakaś pierwsza przyczyna wszystkiego. Nikt najprawdopodobniej nie rodzi się z taką przesłanką do interpretacji zjawisk zakodowaną w swoim umyśle, nie jest to też jakaś prawda (P) bezpośrednio nam dostępna w jasny i oczywisty sposób. Do takiego założenia musimy dojść w wyniku jakiegoś procesu interpretowania danych opartego na jakichś mikroprzesłankach, czym jest i jak funkcjonuje rzeczywistość, czyli właśnie tego, co określam jako „algorytmy rozumowania”. W zależności od tego, jakie algorytmy rozumowania przyjmuje nasz umysł, możemy odnieść różne subiektywne wrażenia dotyczące tego, jak mają się rzeczy, i tym samym dojść do różnych wniosków złożonych na poziomie świadomym, jak choćby i takiego, że w zasadzie nie mamy żadnych dobrych powodów, aby zakładać, że jakikolwiek ciąg przyczynowy nie może biec w nieskończoność, a zatem nie jest to niezawodna przesłanka do dalszego wywodu logicznego.

2.3. Rzeczywistość przez małe (r)

Finalnie muszę także rozróżnić pojęciowo to, co rozumiem poprzez rzeczywistość przez małe (r) oraz rzeczywistość przez duże (R), gdyż będą to niezwykle istotne terminy, często wykorzystywane w dalszej części naszych rozważań. Pamiętajmy tylko, że fakt, iż definiuję jakieś pojęcie lub kategorię w określony sposób, nie oznacza, że tym samym postuluję jej istnienie. Sformułowania te są tylko naszymi punktami odniesienia (założeniami), za pomocą których możemy zbadać różne możliwości.

Tak więc rzeczywistość przez małe (r) to nic innego jak nasz świat codzienny, tak jak go postrzegamy w naturalny sposób, obejmujący wszystko to, co nazywamy naszym obserwowalnym Wszechświatem. Jest to świat trójwymiarowy, gdzie dodatkowym wymiarem jest czas, biegnący nieubłaganie w jednym kierunku, tak jak go subiektywnie odbieramy. Jest to świat przyczyn i skutków, materii i energii, różnych sił fizycznych i oddziaływań fundamentalnych czy też postulowanego przez wielu dualizmu psychofizycznego. Niezależnie, czy patrzymy przez mikroskop czy teleskop, wszystko to, co postrzegamy jako świat na zewnątrz nas, jest tym, co określam tu jako rzeczywistość (r). Wyrażając się bardziej filozoficznie, rzeczywistość (r) to suma wszystkich zjawisk, które subiektywnie odbieramy, zorganizowanych w ten konkretny sposób, w który je odbieramy.

2.4. Rzeczywistość przez duże (R)

Rzeczywistość przez duże (R) zakłada z kolei, że nasze subiektywne postrzeganie rzeczywistości (r) nie obejmuje całej natury tego, co jest jej podstawą. Niezależnie, czym faktycznie miałaby być rzeczywistość (R), na potrzeby naszych przemyśleń zakładam, że jest zbiorem własności, w którym nasza rzeczywistość (r) jest tylko małym podzbiorem, poza który nasze postrzeganie zmysłowe nie jest w stanie wyjść. I nie chodzi mi tu o to, że zakres naszej wiedzy na temat rzeczywistości (r) jest niekompletny i tylko stopniowo rozszerzany za pomocą obecnych narzędzi i pojęć logicznych, a wszystko to, co kryje się za mgłą niewiedzy, określam jako rzeczywistość (R). Rzecz w tym, że pomiędzy rzeczywistościami (r) a (R) zachodzi zasadnicza różnica jakościowa. Prawa funkcjonujące w rzeczywistości (r) nie przekładają się bezpośrednio i linearnie na zasady funkcjonowania rzeczywistości (R), nie są ich bezpośrednim przedłużeniem, choć nie znaczy to, że obie rzeczywistości są względem siebie arbitralne i niezależne, gdyż wówczas postulat istnienia rzeczywistości (R) byłby znaczeniowo jałowy i zbędny. Intuicyjnie prostym, acz wielce uproszczonym przykładem może być wspomniana gra komputerowa, gdzie nasza subiektywna treść tej gry, włączając w nią przycisk i drzwi, to rzeczywistość (r), podczas gdy szerszy kontekst algorytmów ją tworzących to rzeczywistość (R), a przynajmniej R1.

Aby lepiej zilustrować stosunek rzeczywistości (R) do (r), możemy wyobrazić sobie również kilkupokojowe mieszkanie bez drzwi i okien, dryfujące w bezkresnej przestrzeni międzygwiezdnej. Załóżmy także, że w apartamencie tym jego mieszkańcy odczuwają ziemski poziom grawitacji, być może dzięki fantastycznej technologii zapożyczonej wprost z beztroskiego kina science fiction z lat 60. XX wieku. Lokatorzy mieszkania, zupełnie nieświadomi tego, co jest na zewnątrz, wytworzyli sobie wiele pojęć, które nie tylko pomagają im poruszać się w tym świecie, lecz także zdają się zupełnie sensowne i naturalne. Terminy takie jak „góra–dół”, „lewo–prawo”, „sufit–podłoga”, „front–tył”, „środek–brzeg” z czasem stają się czymś oczywistym w swoim znaczeniu, a wręcz wykorzystywane bywają jako niezawodne przesłanki wielu rozumowań i argumentów, postulując swój uniwersalny i absolutny status prawdy (P). Gdyby jednak pewnego dnia któremuś z mieszkańców udało się wydostać na zewnątrz, nagle okazałoby się, że żadne z tych utartych pojęć nie ma sensu i znaczenia w tym nowym układzie odniesienia. Nie może zatem stać się przesłanką w jakimkolwiek dowodzie i rozumowaniu w tej subiektywnie bezkresnej przestrzeni bez wyraźnych punktów zaczepienia. Zatem dryfujący w tym wymiarze apartament sam jest jedynie pochodną dużo szerszej rzeczywistości; jest pewnego rodzaju układem zamkniętym ze swoją wewnętrzną specyfiką, niemniej jednak jest to system zależny od układu wyższego i procesów w nim zachodzących, nawet jeśli jego mieszkańcy tego nie czują i nie zdają sobie zupełnie z tego faktu sprawy. Możliwość, choćby tylko teoretyczna, istnienia rzeczywistości (R) o własnościach zasadniczo odmiennych od rzeczywistości (r) – lecz niekoniecznie arbitralnych w stosunku do (r) – jest dlatego tak ważna we wszystkich filozoficznych rozważaniach, że stawia pytanie, czy nasze pojęcia, takie jak chociażby przyczyna i skutek, przeszłość i przyszłość, niebyt i nieskończoność, absolut i osobliwość, a tym samym także i pojęcie prawdy (P) rozumianej zero-jedynkowo, w ogóle mają jakiś logiczny sens w odniesieniu do rzeczywistości innej niż (r), niczym geometria euklidesowa świetnie opisująca świat 2D i (wyidealizowany) 3D, ale niekoniecznie 8D lub 52D. Innymi słowy, epistemologicznie rzecz biorąc, nie mamy żadnej podstawy, by zakładać, że suma zjawisk, które odbieramy za pośrednictwem zmysłów, wyraża całość tego, co istnieje w sensie jakości i logiki (relacji, zależności) wszystkiego, co może stanowić ich podstawę. Nie sposób wykluczyć możliwości, że istnieje nieskończenie wielki zbiór zachodzących na siebie rzeczywistości (Rn), a to może mieć fundamentalne znaczenie nawet dla samej idei prawdy (P) jako takiej bądź też możliwości naszego wglądu w nią i jej zrozumienia za pomocą pojęć i kategorii, jakimi się posługujemy.

3. Klasyczne postawy epistemologiczne w odniesieniu do prawdy (P)

Wróćmy zatem do naszego centralnego pytania o możliwość zdobycia wiedzy pewnej i uniwersalnej (P), a nie jedynie wiedzy funkcjonalnej (p). Historycznie rzecz biorąc, cały filozoficzny problem wiedzy zasadza się na tym, że postulując istnienie prawdy (P) w odniesieniu do natury i/lub przyczyny zjawisk, jednocześnie zakładamy, że tylko jej znajomość może dać nam podstawę do niezawodnego rozumowania i budowania pewnej wiedzy zarówno o rzeczywistości (r), jak i (R) – oczywiście przez tych, co sugerują ich rozdzielność, a nie tożsamość. Wedle tego toku myślenia, bez znajomości prawdy (P) o naturze i/lub przyczynach zjawisk, cały nasz konstrukt rzekomej wiedzy i przekonań jest w gruncie rzeczy nic niewart, gdyż nie posiadając kryterium wiedzy pewnej, nie mamy tym samym narzędzi pozwalających nam odróżnić prawdę (P) od fałszu. Słowem – bez kryterium wiedzy pewnej (P) nigdy nie będziemy mieć pewności, czy nie żyjemy jedynie w jakiejś ułudzie wiedzy, niczym w grze komputerowej.

Oczywiście spotkać się tu mogę z zarzutem, że przytoczony sposób myślenia jest jedynie postulatem racjonalizmu, podczas gdy nauka weszła na drogę największych postępów właśnie w momencie odrzucenia maksymalistycznych pretensji racjonalizmu do poszukiwania wiedzy pewnej (P) o naturze zjawisk, a swój program ograniczyła jedynie do szczegółowego badania i opisu owych zjawisk w dostępnej nam zmysłowo rzeczywistości (r) i stopniowego ich uogólniania (indukcji)4. To fakt, a do samej metodologii nauki jeszcze wrócimy, gdyż z punktu widzenia rozszerzania naszej zdolności do skutecznego poruszania się w rzeczywistości (r) metoda naukowa zdaje się najskuteczniejszym narzędziem ustosunkowywania się do zjawisk, które do tej pory odkrył człowiek. W kontekście postulatu wiedzy pewnej (P) chodzi mi tu tylko o to, że nawet wycinkowo ograniczony program badań empirycznych wciąż posługuje się wieloma ogólnymi założeniami a priori o rzeczywistości (r/R), czy sobie zdaje z tego sprawę, czy nie. Maksymalistyczny zatem postulat racjonalizmu wciąż gdzieś w nas tkwi i wpływa na nasze algorytmy rozumowania w odniesieniu do różnych ogólnych aspektów rzeczywistości (r).

W tym miejscu warto, abyśmy omówili sobie pokrótce klasyczne już koncepcje epistemologiczne jako kolejne punkty odniesienia do naszego dalszego rozumowania. Nie jest to lista kompletna – dorobek stuleci myśli filozoficznej obfituje wręcz w różne możliwe klasy i kategorie rozpatrywania tego zagadnienia – niemniej dla nas wystarczająca.

3.1. Realizm epistemologiczny (ontologiczny)

Hipoteza, która odrzuca istnienie rzeczywistości (R), postulując, że istnieje tylko rzeczywistość (r) będąca jedyną fundamentalną i obiektywną rzeczywistością. Ujmując rzecz prościej: nasz stary, dobry, sprawdzony świat zmysłowy istnieje realnie i niezależnie od nas, jest bytem pierwotnym w stosunku do nas. Jest to niewymagająca refleksji naturalna ludzka postawa psychologiczna. Ludzie, przedmioty, przyroda – wszystko egzystuje niezależnie od nas i jest podstawą oraz przyczyną naszych wrażeń (zjawisk), które zasadniczo nie są różne od owego bytu obiektywnego i od nas niezależnego, na ogół określanego jako materia. Naturalnie, realizm epistemologiczny zgadza się, że ludzkie zmysły nie postrzegają całości rzeczywistości (r), wszyscy mamy przecież świadomość, że ludzki słuch czy wzrok odbierają niewielką jedynie część zakresu fal dźwiękowych czy elektromagnetycznych, ale w sposób wystarczający, by dać nam niezawodny zarys prawdziwej natury rzeczywistości (r) oraz przyczyny zjawisk takich, jak je odbieramy. Główny postulat realizmu sprowadza się do założenia, że przedmioty i cała rzeczywistość (r) istnieją obiektywnie w sposób niezależny od obserwatora. Postrzeżenia zmysłowe odpowiadają bezpośrednio fundamentalnej rzeczywistości, zatem istnienie i poznanie prawdy (P) jest możliwe w obrębie rzeczywistości (r), czyli jedynej istniejącej. Ujmując to jeszcze prościej: posiadanie wiedzy o czymś jest tożsame ze znajomością prawdy (P). Pojęcie wiedzy funkcjonalnej (p) to filozoficzna fikcja lub co najwyżej jakaś półprawda, a nie wiedza we właściwym znaczeniu tego słowa.

Hipoteza ta stara się uzasadnić swoje założenia o zasadniczej zgodności naszych wrażeń (zjawisk) z niezależną i obiektywną rzeczywistością (r) na kilka sposobów. Klasyczne kartezjańskie podejście dowodzi najpierw istnienia absolutu, czyli Boga, i to Boga o bardzo konkretnych, tzw. „klasycznych”, atrybutach, a on przecież nie oszukiwałby nas niecnie, sprawiając, że nasze wrażenia zmysłowe nijak miałyby się do niezależnej od nas, obiektywnej rzeczywistości, jaką sam stworzył.

Innym, bardziej naturalistycznym założeniem jest hipoteza, że choć nie mamy bezpośredniego dostępu do rzeczy, jak tylko poprzez pośrednictwo zmysłów, i przeto zjawisk w naszym umyśle, niemniej skoro nasze zmysły same w sobie są dziełem natury, tj. milionów lat ewolucji i adaptacji do fundamentalnej, niezależnej od nas rzeczywistości, możemy im zatem zaufać. Gdyby bowiem natura wykształciła nasze zmysły w taki sposób, że nie świadczyłyby one o prawdzie (P), to dawno wyginęlibyśmy jako niedostosowani do realiów fundamentalnej rzeczywistości. Założeniem a priori jest tu m.in. hipoteza, że prawdopodobieństwo sukcesu reprodukcyjnego i przetrwania organizmów na drodze ewolucji jest bezpośrednio zależne i pozytywnie skorelowane z poziomem znajomości prawdy (P) o rzeczywistości, w której żyją. Pytanie brzmi: czy takie założenie jest w ogóle uzasadnione i czy da się je wyprowadzić z badań eksperymentalnych, czy tak się nam tylko wydaje? Prosty przykład gry komputerowej zdaje się sugerować, że można sprawnie funkcjonować w jej obrębie, zupełnie nie zdając sobie sprawy z faktycznych zasad ją generujących i leżących u jej podstaw. Realizm epistemologiczny ma oczywiście swój naturalny powab jako teoria całkowicie zgodna z naszym potocznym odbieraniem zjawisk i z intuicyjnymi sądami o nich – i nic w tym dziwnego, skoro to z nich się przecież wywodzi. Nawet w swej wersji krytycznej, oddzielającej własności pierwotne i wtórne, wciąż jest w pełnej zgodzie z powszechną ludzką intuicją, wprowadzając ideę materii lub innych tzw. substancji jako ontologiczną podstawę (przyczynę) naszych wrażeń (zjawisk). Cóż zatem stoi nam na przeszkodzie, aby wziąć tę naszą intuicję i poczucie pewności wiedzy (P) o niezależnej od nas rzeczywistości za dobrą monetę i zatrzymać na tym całe to filozofowanie?

Choć potoczny realizm dobrze sprawdza się w życiu codziennym i w zaspokajaniu potrzeb biologicznych, trudności zaczynają się mnożyć, gdy zaczniemy zastanawiać się nad bardziej abstrakcyjnymi problemami, jak chociażby subiektywnie odczuwany dualizm psychofizyczny, natura matematyki5 i innych praw, kwestia pojęć ogólnych (uniwersaliów), wpływ języka na postrzeganie i interpretację świata czy też generalne własności przestrzeni i czasu, tak jak je intuicyjnie odbieramy. Okazuje się bowiem, że traktując realizm epistemologiczny na poważnie, bierzemy wraz z posagiem również przekonanie o łatwo dostępnej nam prawdzie (P) razem z nieodpartym wrażeniem, że wiemy, czym jest owa prawda (P). A stąd już prosta droga do dogmatyzmu, fundamentalizmu i wszelkiej maści pretensji, choćby do narzucania innym siłą swojego przekonania o tym, czym rzekomo prawda (P) jest i jaki przepis na życie z niej niby wynika. Główny problem realizmu epistemologicznego, budującego swoje konstruktywistyczne postulaty o prawdzie (P), sprowadza się do całkowitego braku kryteriów i narzędzi obiektywnej weryfikacji tych postulatów. Stąd m.in. fiasko w opracowaniu jakiegokolwiek systemu etycznego, który byłby logicznie niezawodny (niesprzeczny) zawsze i wszędzie, co samo w sobie jest dobrym powodem, by skłonić realistów do powtórnej refleksji na temat ich przekonania o idei absolutnej prawdy (P). Ostatecznie jest to hipoteza opierająca się tylko i wyłącznie na intuicji, że rzeczy mają się tak, jak nam się to z góry wydaje, a zatem to nasza intuicja staje się przesłanką logicznych wywodów dowodzących jej zgodności z nią samą.

3.2. Idealizm epistemologiczny (subiektywny)

Ta hipoteza niejako odwraca chronologię myślenia o zjawiskach. Ponieważ nie mamy bezpośredniej styczności z rzeczywistością (r) i możemy postrzegać ją tylko za pośrednictwem zmysłów, brakuje nam zatem podstawy, by zakładać, że postrzegana przez nas rzeczywistość (r) istnieje materialnie, tak jak nam się wydaje, tak jak postuluje to realizm epistemologiczny. Równie dobrze może być po prostu tworem naszego umysłu lub też może on być podpięty do jakiejś wersji matrixa lub innej symulacji, w której nie ma potrzeby tworzenia realnych, materialnych przedmiotów i innych substancji – wystarczy uformować w naszych umysłach koherentną iluzję ich postrzegania wszystkimi naszymi zmysłami. Innymi słowy, przedmioty, na które nikt nie patrzy, nie istnieją, wczytują się w umysł obserwatora jedynie w momencie, gdy ten na nie spogląda, niczym w goglach VR. Postrzegana subiektywnie rzeczywistość (r) jest różna od fundamentalnej rzeczywistości (R), która jest dla nas niedostępna i niepoznawalna, a zatem prawda (P), nawet jeśli istnieje, nie jest osiągalna dla naszych zmysłów i rozumu. Możemy jedynie zdać się na wiarę w jakąś hipotezę o rzeczywistości (R), ale nie na wiedzę o niej. Cała nasza pewność na temat natury rzeczywistości (r) jest zatem jedynie prawdą funkcjonalną (p), której znajomość jest dla nas w zupełności wystarczająca, by sprawnie poruszać się w jej obrębie niczym w grze komputerowej.

Wszystko to brzmi pięknie i zdaje się superostrożne i konsekwentne w kurczowym trzymaniu się zasadniczej chronologii naszego postrzegania ograniczającego się tylko do subiektywnych wrażeń zmysłowych. W całym tym rozumowaniu tkwi jednak jeden mały szkopuł – hipoteza ta jest zupełnie niepraktyczna, tzn. nie pozwala na przewidywanie czegokolwiek w kontrze do realizmu, a co moglibyśmy zweryfikować naukowo i do czegoś konstruktywnie wykorzystać. Nie jest to oczywiście dowód na jej nieprawdziwość, ale swoistą bezużyteczność, a przynajmniej na tym etapie naszego rozumienia rzeczywistości (r). Idealizm subiektywny ma jednak jedną wielką zaletę – wskazuje wyraźnie, że nie mamy bezpośredniego dostępu do rzeczywistości (r), a tym bardziej do (R), gdyby takowa istniała, a to uczy nas pewnej pokory wobec subiektywnego odbierania zjawisk, pokazując, że w żaden sposób nie jesteśmy w stanie wyjść poza wrażenia zmysłowe i doświadczyć „rzeczy samych w sobie”. Nie ma zatem sposobu na udowodnienie ich fundamentalnej i „transcendentnej” natury, a nawet ich istnienia jako niezależnego od nas bytu. Stawia to całą realistyczną ideę istnienia dostępnej nam prawdy (P) pod wielkim znakiem zapytania. Jak w przypadku każdej teorii epistemologicznej, idealizm subiektywny może być rozumiany poprzez całe spektrum postaw ludzkich, poczynając od wersji superostrożnej (agnostycznej) po dogmatyczną. Warto zatem o tym pamiętać i dopytać rozmówcę, jak konkretnie rozumie daną teorię.

3.2.1. Słów kilka o teorii symulacji

Skoro już jesteśmy przy idealizmie subiektywnym, warto w tym miejscu poświęcić słów kilka na temat – zdobywającej coraz większą popularność – tzw. teorii symulacji. Bezprecedensowy rozwój technologii cyfrowej w ostatnich dekadach sprawił, że idee subiektywnego idealizmu znalazły nowy punkt odniesienia – coraz doskonalsze gry komputerowe i symulacje, włączając w to coraz trudniej rozróżnialną od subiektywnej rzeczywistości (r) tzw. rzeczywistość wirtualną. Stąd już blisko, by wysnuć myśl, że być może całe nasze życie i nasz świat są symulowane na podobnej zasadzie, że tak właściwie żyjemy w jakiejś wersji matrixa. Oczywiście możliwości takiej nie sposób obalić, tak samo jak nie można podważyć idealizmu subiektywnego, ale czy to znaczy, że teoria ta wnosi do dyskursu filozoficznego i naukowego coś nowego?

Otóż nie, i to z prostego powodu.

Gdyby było tak, że teoria symulacji jest w stanie wskazać na jakiekolwiek własności postrzeganej przez nas rzeczywistości (r), których nie da się wytłumaczyć na gruncie standardowych modeli naukowych – a które wykazują właściwości matematyczne tłumaczące się np. jako „zewnętrzny” algorytm, arbitralny względem przewidywań standardowych modeli naukowych, np. założeń ogólnej teorii względności w funkcjonowaniu makroświata – wówczas mielibyśmy podstawę, by rozważyć teorię symulacji jako pretendentkę do wyjaśnienia obserwowalnych zjawisk. Nic takiego jednak nie ma miejsca, a przynajmniej nie miało do tej pory. Co więcej, jak wskazują naukowcy, gdyby nasza rzeczywistość (r) faktycznie była jedynie symulacją stworzoną pod nas, Homo sapiens, moglibyśmy oczekiwać, że prawa nią rządzące byłyby dużo prostsze. Jaki bowiem sens ma programowanie nieogarnionej wręcz złożoności oddziaływań „fundamentalnych” kształtujących naszą postrzegalną rzeczywistość (r) w niezwykle skomplikowany sposób, skoro równie dobrze i ekonomiczniej można by wytworzyć ten sam efekt poprzez zbiór prostych podstawowych założeń generujących określony efekt wedle „idei” lub celu, jakim kieruje się projektant? Innymi słowy: jeśli ktoś celowo projektuje konkretny efekt niczym w grze komputerowej, jak np. świat, w którym żyją pewne istoty, i daje im przestrzeń do wzajemnych oddziaływań, po cóż tracić czas na tworzenie nieogarnionej wręcz złożoności na mikro- i makropoziomie? Ona i tak nie jest postrzegana na co dzień przez te istoty i do niczego im nie służy. Który inwestor zgodziłby się wydać fortunę na stworzenie zawrotnie złożonej i skomplikowanej platformy do wirtualnej gry, w której cały Wszechświat we wszystkich swoich niepotrzebnych nikomu szczególikach jest non stop wczytywany, a sama gra ma być prostą strzelanką dla niewielkiej grupy użytkowników w jednym konkretnym środowisku?

Naukowcy określają tę sprzeczność jako tzw. mocną i słabą emergencję (ang. emergence), gdzie w mocnej wersji inteligentny projekt zakłada gotową ideę i przyporządkowuje części składowe tak, aby uzyskać z góry założony efekt (czego nie obserwujemy w naturze). Słaba zaś wersja zakłada, że emergencja jakichkolwiek właściwości na wyższym stopniu złożoności jest poniekąd przypadkową pochodną układu o mniejszej złożoności, który stwarza daną możliwość w określonych warunkach.

Prostym, obrazowym przykładem mocnej emergencji może być projektowanie puzzli. Aby stworzyć sensowną układankę, twórcy najpierw muszą mieć pomysł, w jaki konkretnie wzór chcieliby ją ułożyć, a dopiero potem mogą pociąć obrazek na drobne kawałki i wymieszać w pudełku. Nie ma większego sensu tworzyć pojedynczych puzzli w gigantycznej liczbie, dajmy na to 100 miliardów sztuk, a następnie dopiero się zastanawiać, jaki ułożyć z nich wzór i zapakować w pudełko jako gotowy produkt składający się zaledwie z 200 elementów. Nikt w ten sposób nie projektuje puzzli. Naturalnie osoba, która zaczyna je układać, może nie mieć kompletnie pojęcia, jaki wzór z nich powstanie, a cały proces może jawić się jej jako niebywała zagadka, niemniej każdy pojedynczy kawałek w pudełku służy czemuś bardzo konkretnemu, a z całego ich zestawu nie sposób ułożyć żadnego innego wzoru niż ten ustalony wcześniej przez jego twórców. Co więcej, po ułożeniu kompozycji w pudełku nie pozostają żadne zbędne elementy, które do niczego nie pasują – po cóż bowiem twórcy tego zestawu puzzli mieliby je tworzyć i tam umieszczać? No, chyba że są w jakimś sensie złośliwi lub celowo chcą nam utrudnić zadanie, ale nawet w takim przypadku niepotrzebne kawałki musiałyby być z góry zaprojektowane razem z całością, aby wytworzyć ów efekt. Tym samym wszystkie elementy składowe niższego poziomu są wprzód inteligentnie zaprojektowane, by uzyskać jeden konkretny efekt na poziomie wyższym, który jest de facto celem ich istnienia w ogóle.

Innym użytecznym przykładem może być praca pisarska. Twórca noszący się z zamiarem stworzenia wciągającej powieści ma generalnie dwie strategie, jak przystąpić do tej pracy. Może najpierw ustalić, o czym i o kim jest ten utwór, kim są postaci pierwszoplanowe, jaki jest centralny konflikt między nimi, gdzie znajduje się miejsce akcji, jaki jest jej czas, jakie są główne punkty zwrotne oraz zakończenie, i dopiero wówczas zabrać się do pisania, żeby uzupełnić cały ten z góry założony konstrukt szczegółami dopełniającymi i wzbogacającymi pierwotny zarys, a jednocześnie podporządkowanymi przesłaniu dzieła. Alternatywną strategią jest nieplanowanie niczego, tylko spontaniczne stukanie w klawiaturę i liczenie na to, że prędzej czy później niektóre ciągi liter same ułożą się w jakieś sensowne wyrazy, a nawet i zdania lub też całą powieść. Nie jest to wcale strategia pozbawiona sensu, jeśli założymy, że wprowadzimy moderujące tę grę dodatkowe algorytmy, które będą dawać pewnym układom liter większe szanse na przetrwanie niż innym, pozwalając na zaciekłą konkurencję wedle zasad czegoś na kształt „doboru naturalnego”. Problem tylko w tym, że sam twórca, jeśli już uzyska coś konkretnego po absurdalnie długim wyczekiwaniu, nie może przewidzieć, czy wyjdzie z tego romans czy thriller szpiegowski. No i kto tak właściwie jest jego autorem? Gdyby ów pisarz zarzekał się, że z góry wiedział, czego chce, i tym oto sposobem dopiął swego, mielibyśmy chyba uzasadnione podstawy do powątpiewania w jego inteligencję, a przynajmniej w jego rozsądek rozumiany jako ekonomika myślenia.

Tak czy inaczej, silnik generujący naszą „grę w życie”, czyli rzeczywistość (r), zdaje się bliższy tej drugiej metodzie, gdyż składa się z niewyobrażalnej liczby elementów mogących tworzyć niewyobrażalnie liczne kombinacje najróżniejszych opcji, z których z czasem urzeczywistniają się tylko niektóre, a nawet wówczas nadal muszą one mocno konkurować ze sobą o przetrwanie i powielenie. Proces ten jest tym samym w całkowitej kontrze do idei inteligentnego projektu jakiegokolwiek typu, ukierunkowanego na konkretny efekt. Im więcej „wiemy” o rzeczywistości (r), tym argument z analogii do inteligentnego projektu mniej pasuje do naszych obserwacji, a sama rzeczywistość (r) zdaje się wręcz idealną antytezą takiej analogii6. Podważa to sensowność teorii symulacji jako alternatywnego wyjaśnienia postrzeganych zjawisk w każdej możliwej dziedzinie.

Największym problemem teorii symulacji jest fakt, że zakłada ona, niejako z konieczności, że symulowana rzeczywistość jest w pełni tożsama w swych najdrobniejszych szczegółach z doświadczaną przez nas rzeczywistością (r). To z kolei oznacza, że tak właściwie teoria ta niczego nie dowodzi – jest zupełnie pusta znaczeniowo. Cóż bowiem za różnica, czy postrzeganą przez nas rzeczywistość (r) nazwiemy symulacją, czy światem realnym, skoro nie ma między nimi żadnej widocznej różnicy? Symulacja = rzeczywistość (r). Jest to jedno i to samo; jedna i ta sama teoria rzeczywistości (r) o dokładnie takich samych właściwościach w każdym obserwowalnym aspekcie, której jedynie przypisujemy różne nazwy, nic więcej. Co ciekawe, nawet z teologicznego punktu widzenia teoria symulacji jest w pełni tożsama z teorią świata realnego. Jaka jest bowiem różnica pomiędzy Bogiem a stwórcą (stwórczynią, stwórcami) symulacji tak samo doskonałej jak dzieło przypisywane przez teologów absolutowi?

3.3. Idealizm naukowy (epistemologiczny)

Przyznam od razu, że termin „idealizm naukowy” wykorzystuję tu niekonwencjonalnie na potrzebę odróżnienia pewnej szczególnej postawy epistemologicznej w nauce, niedającej się w moim odczuciu sprowadzić do idei redukcjonizmu (słabej emergencji) jako hipotezy tłumaczącej fundamentalną rzeczywistość (R?) na gruncie realizmu czy też korespondencyjnej teorii prawdy i jej podobnych. Nie jest to zatem pojęcie powszechnie używane w tym znaczeniu, niemniej mam nadzieję, że okaże się wystarczająco trafne.

Jednym z największych nieporozumień w dialogu filozofii i nauki, a także nauki z opinią publiczną (oraz filozofii nauki z religią) jest zrozumienie epistemologicznych założeń stanowiących podstawę tego, co naukowcy określają na ogół jako modele, teorie czy prawa nauki. Błąd osadza się w tym, że w popularnym przekonaniu naukowcy zakładają a priori prawdziwość realizmu epistemologicznego w jego krytycznej wersji, co tłumaczy cały katalog pojęć, którymi się posługują, takich jak: materia, empiryzm, obiektywność, fakt naukowy, siły, prawa natury. Ten tok rozumowania zakłada dalej, że nie sposób przeprowadzić maksymalnie ambitnego programu ujęcia w funkcjonalnym modelu wszystkiego, co istnieje „realnie”, tj. całej „obiektywnej” rzeczywistości, dlatego naukowcy ograniczają swój zakres badań do jakiegoś redukcjonistycznie wyciętego odcinka tejże rzeczywistości, po czym ekstrapolują swoje obserwacje na kolejne poziomy emergencji. Cały czas żywią też przekonanie, że tym sposobem odkrywają fundamentalne i obiektywne prawa i procesy niezależne od jakiegokolwiek obserwatora, czyli de facto prawdę fundamentalną (P).

Z filozoficznego punktu widzenia takie rozumienie postulatów nauki, jej metody oraz pojęć, którymi się posługuje, to błąd. Nauce bliżej jest do… idealizmu subiektywnego niż realizmu z tego powodu, że przyjmuje za fakt, że przedmiotem nauki mogą być tylko i wyłącznie zjawiska, tak jak je odbieramy przez nasze zmysły i możemy potem przetworzyć analitycznie za pomocą rozumowania. Nauka zatem w ogóle nie odnosi się do problemu ontologicznego, czym są zjawiska w naszym umyśle. Zagadnienie to nie jest obiektem jej zainteresowania, gdyż nie może być przedmiotem badań eksperymentalnych, wobec tego nie sposób żadnej hipotezy w tej kwestii ani potwierdzić, ani obalić, nie jest to zatem problem naukowy. W sporze realizmu z idealizmem nauka (świadomie lub nie) generalnie staje po stronie idealizmu, ale z pewnym specyficznym zastrzeżeniem – przyjmuje, że zjawiska nie są chaotyczne i przypadkowe, stanowią pewien złożony zbiór zależności, który można badać „empirycznie”. Tym sposobem nauka postuluje, że rzeczywistość (r) jest sumą zjawisk, tak jak je odbieramy, i od tego momentu zakłada, że jest to cała płaszczyzna, którą badamy. Ma to kolosalny wpływ na rozumienie tego, czym są teorie, hipotezy i modele naukowe oraz jak odnoszą się do tego, co naukowcy rozumieją jako rzeczywistość (r). Albo prościej – w jaki sposób modele naukowe mają się do potocznego rozumienia „realistycznego” konceptu prawdy (P).

Założenie filozoficzne idealizmu naukowego sprowadza się w zasadzie do zgodności teorii z obserwacją (zjawisk!). Modele naukowe są teoretycznym ujęciem i próbą wyjaśnienia (nadania sensu) zależności pomiędzy zjawiskami tak jak je postrzegamy, ale ponieważ pamiętamy, że nie postrzegamy fundamentalnej i transcendentnej rzeczywistości (R), nauka nie rości sobie pretensji do orzekania prawd (P). Wychodząc z subiektywnego psychologicznego postrzegania danych, nauka analizuje je bez zastanawiania się nad ontologiczną naturą zjawisk, a jedynie na ich wewnętrznej strukturze i relacji. Realne jest to, co może zostać opisane w postaci modelu, który da się potwierdzić poprzez metodę naukową. Prawda jest niczym innym jako tylko trafnym wynikiem obliczeń, eksperymentalnym uznaniem zgodności obserwacji (doświadczenia) z hipotezą i ogólnym, koherentnym systemem dotychczasowej wiedzy. Jest to zatem postulat funkcjonalnej prawdy (p). Stąd też z naukowego punktu widzenia nie ma sprzeczności, jeśli okazuje się, że dana teoria staje się niewystarczająco dokładna w swych przewidywaniach i zostaje zastąpiona nową teorią, która lepiej tłumaczy i pozwala przewidywać obserwowalne zależności pomiędzy zjawiskami.

Czego nie rozumie znaczna część ludzi spoza świata nauki, to to, że tak rozumiany idealizm naukowy nie próbuje rozstrzygać o fundamentach transcendentnej rzeczywistości, ale jedynie o matematycznej spójności subiektywnego systemu wrażeń odbieranych poprzez nasze zmysły. Koncepcja faktu naukowego nie jest zatem postulatem ontologicznym, ale bardziej formalno--logicznym, pozwalającym skutecznie przewidywać nasze oddziaływanie ze zjawiskami. Stąd też modele cząstek elementarnych bądź załamanie funkcji falowej (ang. wave function collapse) w mechanice kwantowej nie są traktowane jako obiekty fizyczne, niejako „materialne” elementy i procesy, ale raczej jako modele teoretyczne, najlepiej tłumaczące obserwacje i obliczenia, wykazujące się jednocześnie praktyczną użytecznością.

Oczywiście w praktyce pomocne jest posługiwanie się intuicyjną hipotezą realizmu i materializmu – ułatwia to wiele dyskusji na ogólnym poziomie, niemniej myślenie tak uproszczone może prowadzić do jakieś formy scjentyzmu, czyli dogmatycznej wiary w naukę jako źródło wiedzy pewnej (P) o transcendentnej i fundamentalnej rzeczywistości (r), a nawet i (R). Teolodzy na ogół lubią sprowadzać debatę z nauką do tego poziomu, próbując przekonać wszystkich wokół, że nauka jest tożsama ze scjentyzmem, gdyż tylko z dogmatycznym scjentyzmem są w stanie polemizować na czymś, co wydaje się wspólnym logicznym gruntem rozumowania. Właściwa nauka jest daleka od takiej postawy, stąd też teolodzy i apologeci nie za bardzo wiedzą, jak ją ugryźć, ale do tego motywu wrócimy jeszcze w kolejnych rozdziałach.

3.4. Konstruktywizm

Epistemologicznie rzecz biorąc, konstruktywizm nic nowego nam tu nie wnosi, gdyż postuluje inną chronologię w budowaniu swojego systemu, która to generalnie ignoruje stawianie epistemologii na pierwszym miejscu. Konstruktywizm proponuje przyjęcie a priori jakiejś (dowolnej) hipotezy i założeń ogólnych co do rzeczywistości jako takiej generalnie, a następnie na ich podstawie dedukcyjne stara się rozwinąć pełny i koherentny system objaśniający świat. Tak więc dla konstruktywizmu to wewnętrzna spójność sądów, składająca się na cały system twierdzeń, stanowi właściwe kryterium prawdy. Trudno jednak stwierdzić, czy miałaby to być prawda (P) czy tylko (p). Problemem jest to, że wewnętrzna spójność jakiegoś systemu twierdzeń opartego na dowolnych założeniach początkowych nijak nie gwarantuje jego poprawności (trafności) i zgodności z obserwowalną rzeczywistością (r). Niejeden autor science fiction i fantasy jest w stanie stworzyć zawrotne wręcz światy, zupełnie spójne wewnętrznie, niemniej wciąż pozostające kompletną fikcją.

Idee konstruktywizmu mają jednak pewną zaletę, o której warto pamiętać. Gdyby tylko nie traktować założeń wyjściowych zbyt poważnie, myślenie konstruktywistyczne jest dobrym generatorem różnych nowych idei o tym, jak rzeczy i świat mogą się mieć. Generując wiele alternatywnych scenariuszy, można przypadkiem odkryć coś wartościowego i wysunąć dobre postulaty do dalszej refleksji i analizy, zarówno naukowej, jak i filozoficznej. Tym bardziej że gdyby tak na serio uderzyć się w pierś, dobrze jest zapamiętać, że ostatecznie wszyscy i tak jesteśmy w jakimś sensie konstruktywistami. Ot, taki żart natury względem nas i naszej pozycji epistemologicznej w stosunku do niej.

3.5. Relatywizm

Relatywizm wysuwa dość ciekawy, acz dla wielu niepokojący postulat epistemologiczny. Mianowicie zakłada, że postrzegana przez nas rzeczywistość jest… nieinterpretowalna w obiektywny sposób. Innymi słowy, prawdy (P) nie istnieją i są jedynie pustym postulatem naszej wyobraźni i naszych oczekiwań. Wszystko zależy od punktu widzenia i dowolnie przyjętego punktu odniesienia. Epistemologicznie rzecz biorąc, nie jest to hipoteza, którą można zweryfikować – podobnie jak wszystkie pozostałe – ale kryje się w niej kolejna możliwość wskazująca nie tyle na to, czym rzeczywistość (r) może faktycznie być, lecz na „fakt”, że nie jest dla nas obiektywnie dostępna, że nasza idea obiektywnego punktu odniesienia sama w sobie jest subiektywna, a rzeczywistość nijak się do niej ma.

Relatywizm nie kwestionuje istnienia rzeczywistości (R) ponad (r), ale też ma do nich ambiwalentny stosunek. Podważając natomiast istnienie prawdy (P), uznaje nasze wysiłki w celu jej zdobycia za kompletne mrzonki. Skoro sama idea istnienia prawdy (P) jest naszym wymysłem, tak więc pojęcie interpretacji nie jest tożsame z wyrażaniem jakiejkolwiek prawdy (P), może być co najwyżej naszym subiektywnym stosunkiem do czegoś.

3.6. Sceptycyzm (klasyczny, akademicki)

Sceptycyzm od stuleci nie jest specjalnie poważany przez zbiorowość ludzką, a w oczach wielu ma wręcz pejoratywny wydźwięk, choć to m.in. algorytmom rozumowania sceptycznego zawdzięczamy generalnie tak skuteczny aparat poznawczy jak metoda naukowa okiełznująca sukcesywnie naszą nawigację po rzeczywistości (r). W wielkim skrócie sceptycyzm klasyczny nie kwestionuje ani pozycji rzeczywistości (R) ponad (r), ani też istnienia prawdy (P), podważa natomiast możliwość zdobycia jakiejkolwiek pewnej wiedzy o nich, uznając wszelkie poszukiwania w tym zakresie za stratę czasu. Inteligencja ludzka nie dorasta do złożoności świata i przez to jest skazana na niepowodzenie. Sceptycyzm nie twierdzi zatem, że prawdy (P) nie istnieją, tylko że to my nie mamy poznawczej zdolności do tego, by ich istnienie potwierdzić lub obalić, a zatem z subiektywnego punktu widzenia zagadnienie to jest jałowe. Można by tu wysnuć zarzut skrytego realizmu epistemologicznego w stosunku do oczekiwań co do kryteriów i funkcji wiedzy pewnej (P). Sceptycyzm klasyczny bowiem zdaje się ignorować możliwość postępu w skutecznym nawigowaniu i manipulowaniu rzeczywistością (r), nawet i bez absolutnego kryterium prawdy (P), co wydaje się faktem przez nas obserwowanym.

Przypisy

1https://www.youtube.com/​watch?​v=ihaB8AFOhZo [dostęp: 23.07.2023].

2 Jak to sobie optymistycznie wyobrażali prekursorzy nowożytnej metody naukowej, tacy jak Francis Bacon.

3 Problematyką wolnego wyboru i tego, czy faktycznie mamy wpływ na nasz sposób postrzegania i interpretowania zjawisk, zajmiemy się w rozdziale III.

4 Metoda naukowa już od dłuższego czasu nie opiera się jedynie na prostej (klasycznej) indukcji, ale na bardziej złożonym modelu hipotetyczno-dedukcyjnym, polegającym na propozycji nowej i potencjalnie płodnej hipotezy opartej na aktualnym zasobie wiedzy i dedukcji wynikających z niej własności szczegółowych, które to można potwierdzić eksperymentalnie lub obalić. Indukcja odgrywa tu rolę pomocniczą w złożonym mechanizmie postulowania hipotez, zbierania danych eksperymentalnych i ich późniejszej weryfikacji. Warto mieć jednak na uwadze, że samo proponowanie dających się sfalsyfikować hipotez nie odbywa się w sposób dowolny, istnieje bowiem nieskończenie wielka liczba bezpłodnych hipotez. Nauka nie polega na mnożeniu zbędnych hipotez i ich obalaniu, ale na próbie wyjaśnienia konkretnych, obserwowalnych problemów, których nie da się wyjaśnić za pomocą dotychczasowych modeli lub które oscylują między przewidywalnymi trendami.

5 Max Tegmark, proponując mathematical universe hypothesis (MUH), zakłada, że można udowodnić realizm epistemologiczny, tj. istnienie niezależnej od nas obiektywnej i fundamentalnej rzeczywistości (r/R), jeżeli przyjmiemy, że ma ona formę matematycznego konstruktu dającego się obiektywnie opisać poprzez równania matematyczne. Problem tej hipotezy jako dowodu na istnienie niezależnej od nas i dostępnej nam fundamentalnej rzeczywistości polega na tym, że nawet jeśli jesteśmy w stanie opisać całe nasze subiektywne doświadczenie rzeczywistości (r) za pomocą równań matematycznych, wciąż mogą istnieć zupełnie inne i nieznane nam kategorie matematyczne, w których obrębie wszystko to, co rozumiemy jako matematyczny konstrukt (MUH), jest tylko pewną pochodną lub podzbiorem czegoś o zupełnie innej naturze lub podstawie. Tym samym hipoteza taka jak MUH nie rozwiązuje problemu fundamentalnej podstawy istnienia czegokolwiek, co nie oznacza jednak, że sama w sobie jest błędna i nie może okazać się użyteczną prawdą funkcjonalną (p).

6 Pamiętajmy choćby o niekorzystnej dla nas dychotomii pomiędzy skrajnie niską wydajnością energetyczną ludzkiego organizmu a oceanem niewyczerpanej i darmowej energii zewsząd nas otaczającej. Z punktu widzenia ślepych procesów ewolucyjnych dychotomię tę łatwo jest wytłumaczyć – wszystkie organizmy utrzymują się przy życiu, balansując na granicy energetycznej wydajności, stopniowo akumulując zmiany dające im minimalną przewagę nad otoczeniem. Tym sposobem coraz bardziej złożone organizmy stają się osobliwą akumulacją często nielogicznych, niskowydajnych oraz już niepotrzebnych funkcji i cech, tworząc tym samym przekombinowane systemy, choć wciąż wystarczająco efektywne, aby organizm przeżył w danym środowisku.

Aleksander Szeser – absolwent Akademii Ekonomicznej w Krakowie (obecnie Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie). Ma kilkunastoletnie doświadczenie na stanowiskach kierowniczych w międzynarodowych korporacjach związanych z branżą telekomunikacyjną. Przez 15 lat mieszkał i rozwijał się zawodowo w Irlandii. Hobbystycznie scenarzysta i reżyser filmowy, twórca nagradzanych filmów krótkometrażowych, między innymi Inside I’m Racing (2017), Intymność w sieci (2020), Road Games (2021), Częstotliwość (2022), oraz autor scenariuszy pełnometrażowych i opowiadań, głównie z pogranicza thrillera, posthorroru i science fiction.

Z pasji do filozofii i wielkich egzystencjalnych pytań, jak i wszelkich dziedzin nauki pomocnych w filozoficznych dociekaniach narodziła się właśnie książka Rzeczywistość: nasz przyjaciel czy wróg? Od pojęcia prawdy, świadomości i wolnej woli, po pieniądz, religię i AGI – pytań kilka o przedziwną „grę w życie”, w którą gramy.