Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Przypływ to polskojęzyczny magazyn literacko-publicystyczny. Znakomita poezja i proza dostarczająca potężnej fali wzruszeń i refleksji. Artystyczny Gulfstream na Florydzie!
Dla każdego coś dobrego, czyli porywające wiersze Marty, bajka dla dorosłych w stylu Saint-Exupery, romans polsko-francuski, sztuka kryminalna ze złoczyńcami i glinami, wypad kanadyjski z narkotykami, echosonda poetyckiego serca Renezji, sensacje rodem z walizki szefa KGB oraz inne niespodzianki.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 274
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Aleksander Janowski „„Przypływ” Magazyn literacki”
Copyright © by Aleksander Janowski, 2019
Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2019
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie
może być reprodukowana, powielana i udostępniana w
jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.
Redaktor naczelny: Adam Borowicki
Wydawca: Aleksander Janowski
Redaguje Zespół w składzie: Andrzej Kowalski, Bożena Malinowska, Stefania Przemyska
Stała współpraca: Jerzy Tabor – niespożyty, twórczy duch, artysta-muzyk i niezapomniany Tespian,
Marta Kisielewicz – faworytka muzy Kaliope, dbająca o powroty Autorów zza drugiej strony lustra,
Anna Kłosowska – internacjonalistka na straży feminizmu w prozie i poezji, w domu i w zagrodzie,
Aleksander Janowski – przygotowanie zacieru, procesu fermentacji i destylacji produktu
oraz zaproszeni autorzy występujący gościnnie
Redaktor prowadząca: Renata Grześkowiak
Korekta: Andrzej Bartniak
Skład: Joanna Barbara Gębicka
Projekt okładki: Magda Wiklińska
Matka chrzestna wydania: Krystyna Wilson
Public relations, promocja i reklama: Albert Stępniak
Skład epub i mobi: Adam Brychcy
ISBN: 978-83-8119-569-0
Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.
ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-510 Konin
tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706
http://www.psychoskok.pl/http://wydawnictwo.psychoskok.pl/ e-mail:[email protected]
Oddajemy do rąk Szanownych PT Czytelników pierwszy numer polonijnego magazynu literackiego w hrabstwie Palm Beach Południowej Florydy.
Mamy nadzieję, że przy życzliwym zainteresowaniu Państwa ujrzą świat kolejne wydania o interesującej treści.
Jak mawia wschodnie przysłowie, nawet na najdłuższej drodze najważniejszy jest pierwszy krok.
Właśnie go uczyniliśmy. Zamierzamy poczynić kolejne. Zapraszamy mieszkańców naszego słonecznego stanu do współpracy oraz wszechstronnego wspierania naszych wysiłków.
Jeśli napisali Państwo wiersz, opowiadanie, powieść lub wspomnienia z wakacji, chętnie je zamieścimy.
Dziękujemy za uwagę.
Życzymy dobrej lektury.
Z nami nie będzie nudno.
Zespół redakcyjny
przypływ unosi wszystkie łodzie
Generalnie życzliwy ludziom. Wyjątkowo.
Niespokojny duch, pomnożony na ciekawość nieskończonego świata, nieposkromiony pociąg do muzyki, estrady i desek scenicznych, z godnymi podziwu wynikami.
Udało mu się wyjść z tarczą z większości życiowych opresji.
Niezrównany kabareciarz, gwiazda PAGART-u i niezapomniany pan Dulski w słynnej komedii Gabrieli Zapolskiej.
Chętnie słuchany, oglądany, oklaskiwany i podziwiany.
Jego bogatego życiorysu starczyłoby na kilka przeciętnych.
Czekamy, Jurku, na Twoje fascynujące wspomnienia na naszych łamach!
Kogoż ty udajesz, durny, stary błaźnie,Kandydacie na pomnik, intelektu głębio,Przecież wiesz o tym dobrze i widzisz wyraźnieŻe się tylko wygłupiasz, durny, na potęgę.
Nie czekaj aż cię łaskawie pędzel szczęścia maźnie,Przestań fałszować życie oszukaną kartąI pomyśl jeszcze o tym, durny, stary błaźnieCzy to naprawdę warto, czy naprawdę warto?
Kochałem już tyle razy zawsze bez pamięci i wbrew temu co się nazywa zdrowym rozsądkiem bo nie potrafiłem inaczejTrochę ciebie wymyśliłemale wymyślałem wszystkie swoje miłościSpotykam cię codziennieubraną w rozpuszczone włosya czasem tylko w listki powiekSzczęśliwe powietrze, które cię każdego ranka miłośnie obejmujei noc, która się nad tobą łagodnie zamykaKocham wszystko, co tobą w tobie i przy tobiezachmurzone niebo twoich smutkówjasne słońce twojego uśmiechutwoje biodra, ramiona, stopyi kropelkę potu nad różą ustJesteś moją ostatnią miłościąi to zupełnie nieważneże kochałem już tyle razy.
Masz w sobie tę odrobinę szaleństwa,niezbędną, żeby zachować normalność w naszym zwariowanym świecie.Mam nadzieję, że nigdy się nie zmienisz.
Usiłuję napisać do ciebie od kilku dni, a właściwie od momentu, kiedy wsiadłem do samolotu. Wymyśliłem sobie, że zabiorę cię ze sobą w tę podróż, więc jesteś ze mną, w mojej wyobraźni. Pojawiasz się nieoczekiwanie i znikasz i mam nadzieję, że ci się to podoba.
Ale naprzód o Kostaryce. Kostarykę niełatwo opisać, tak jak niełatwo jest opisać obraz lub muzykę. Jak opowiedzieć słoneczniki Van Gogha, te żółcie, ochry, brązy i niebieskość jego nieba? Jak opisać preludia Debussy’ego, albo nokturny Chopina? Jak to zrobić, żebyś zobaczyła Kostarykę: te szaleństwa zieleni, wzgórza, uskoki, wąwozy, doliny, jary, rozlatujące się mosty, a raczej mostki, zbocza obsypane hibiskusami, purpurowymi kwiatami imbiru, hiacyntami, bladoróżowymi buganvilliami, ciemnozłotymi słonecznikami, krzakami kawy, olbrzymimi paprociami, mangrowcami i niezliczoną ilością roślin, których nie sposób rozpoznać, chyba, że ktoś się tutaj urodził. Jak opowiedzieć ciemne, wulkaniczne plaże Guanacaste, rozlewiska kanałów Tortugero, gdzie wylęgają się żółwie, częściowo odsłonięte przydrożne gospody, w których można zjeść picco de gallo, czyli ryż z fasolą drobno pokrajaną, rybę, grube plastry tutejszego sera, no i oczywiście wypić aromatyczną, doskonałą kawę.
Pojawiasz się niespodziewanie i równie niespodziewanie znikasz. Mogłabyś być ze mną przez cały czas, ale pojawiasz się najczęściej wtedy, kiedy wydaje mi się, że sprawi to tobie największą przyjemność. No więc byłaś ze mną w klubie „La Guagua” co po kubańsku znaczy autobus. Tak przynajmniej twierdzi mój przyjaciel Louis, który gra tutaj na altowym saksofonie ze swoim kubańskim zespołem. Trochę piliśmy i tańczyliśmy merenge i salsę. Tak naprawdę to byłaś ze mną jeszcze w wielu innych miejscach, ale dni nakładają się na siebie i wszystko zaczyna się mieszać. Włóczyliśmy się jeszcze po brudnym i zatłoczonym centrum San Jose, jedliśmy lunch z naszym kostarykańskim ambasadorem, Andrzejem Brajterem w malutkiej włoskiej restauracji koło ambasady. A potem przyleciała Raksha ze swoim mężem Frankiem i pojechaliśmy razem w góry, do kurortu El Tucano do ciepłych, termicznych źródeł. Było fajnie, że razem z nami jedziesz, bo jak pamiętasz, Raksha jest trochę zwariowana a poza tym razem z Frankiem spędziła wiele czasu w ashramie i w Indiach. Frank studiował psychologię i filozofię hinduską, więc rozmawialiśmy dużo o zen, yoga i medytacji.
El Tucano jest jeszcze trochę puste o tej porze, prawie bez turystów, bo sezon dopiero się zaczyna. Zaprojektowane w mauretańskim stylu; pełne łuków, podcieni, arabskich ornamentów, ściany z bordowego i popielatego stucco. Puste korty tenisowe pełne palmowych liści i olbrzymi, opustoszały olimpijski basen. Późny obiad jemy już po zmroku, na niewielkim tarasie, za którym słychać szum niewidocznego potoku i gdzie zaczyna się już szaleństwo tropikalnego lasu. Zamawiamy butelkę czerwonego wina, a Raksha opowiada nam swój zwariowany życiorys. Rano bierzemy z recepcji tenisowe piłki i rakiety, uprzątamy liście z kortu i aż do południa gramy. Nie wiem, czy kiedyś grałaś, ale chyba tak, może w poprzednim życiu, bo całkiem nieźle dajesz sobie radę. Szybko łapiesz serwowanie, piłki często lądują za niskim parkanem, przynosimy je razem z Frankiem. Po lunchu jedziemy zobaczyć częściowo aktywny wulkan Arenal, narodową, turystyczną atrakcję. Niestety, jest mgła i kiedy po dwóch godzinach docieramy na miejsce, ledwo widać czerwoną poświatę lawy. Wracamy po zmroku, Raksha pomaga Frankowi odnaleźć powrotną drogę. Siedzimy z tyłu i zasypiasz z głową opartą o moje ramię.
Następnego dnia zjawiasz się wcześnie, o szóstej rano. Kawy jeszcze nie ma. Idziemy do małej, kamiennej łaźni przy basenie. Wisi niska, poranna mgła. Nieopisany spokój. Cisza aż dzwoni w ciepłym, wilgotnym, porannym powietrzu. Stoisz nad brzegiem basenu ubrana w jednoczęściowy kostium. Przed skokiem do wody zastygasz na chwilę w bezruchu, ale jesteś pełna podskórnej, pulsującej energii jak strzała gotowa do wypuszczenia z łuku. Patrzę na ciebie z boku i skaczemy prawie jednocześnie. Woda jest orzeźwiająca, ale nie zimna. Płyniemy obok siebie, na wznak, patrząc w lekko zachmurzone niebo. Kilka minut, które chciałoby się zatrzymać na zawsze.
Wydawnictwo Psychoskok