Powiedz, że wrócisz - Roma Nowicz - ebook

Powiedz, że wrócisz ebook

Roma Nowicz

4,2

Opis

Przyjaźnili się od zawsze. Ona i ich dwóch. Jeden został policjantem, a drugi gangsterem. Pewnego dnia stali się wrogami. Ona musiała dokonać wyboru pomiędzy tym, co słuszne, a tym, co podłe. Nie miała świadomości, że kierując się rozsądkiem, zamieni swoje życie w piekło, a siebie – w ofiarę. Dopiero po latach zrozumiała, iż przez cały czas żyła w kłamstwie, a przyjaciel okazał się jej największym zagrożeniem. Chcąc ochronić swoją największą miłość, jest gotowa milczeć, nawet za cenę utraty ukochanego. Czy prawda wyjdzie na jaw i odsłoni przebiegłą intrygę sprzed lat, czy zwycięży kłamstwo?

Opowieść o namiętności, żądzy posiadania i manipulacji oraz o tym, w jaki sposób można zniszczyć duszę drugiego człowieka, a zagubioną kobietę zamienić w bezwolną ofiarę.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 330

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (139 ocen)
76
33
20
7
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
melchoria

Nie oderwiesz się od lektury

Koniecznie przeczytać. To nie jest bajka o miłości - to historia o ważnym, wstydliwym problemie społecznym.
00

Popularność




Redakcja

Anna Seweryn

Projekt okładki

Pracownia WV

Fotografia na okładce

© Eugene Partyzan | Shutterstock

Redakcja techniczna, skład, łamanie oraz opracowanie wersji elektronicznej

Grzegorz Bociek

Korekta

Urszula Bańcerek

Wydanie I, Chorzów 2020

Wydawca: Wydawnictwa Videograf SA

41-500 Chorzów, Aleja Harcerska 3c

tel. 600 472 609

[email protected]

www.videograf.pl

Dystrybucja wersji drukowanej: LIBER SA

01-942 Warszawa, ul. Kabaretowa 21

tel. 22-663-98-13, fax 22-663-98-12

[email protected]

dystrybucja.liber.pl

© Wydawnictwa Videograf SA, Chorzów 2019

tekst © Roma Nowicz

ISBN 978-83-7835-774-2

1. Słodki smak młodości

1987

Pamiętam dokładnie dzień, kiedy nasza przyjaźń legła w gruzach, mimo że wówczas nie zdawałam sobie z tego sprawy. Dopiero po latach, patrząc w przeszłość, mogłam wyznaczyć tę datę, bo od tej chwili między nami nic już nie było takie samo. Jednak nie mogę sobie przypomnieć, kiedy wszystko się zaczęło. W moich wspomnieniach istnieją jakieś fragmenty zdarzeń, śmiech, płacz i uczucia, jakie mi wówczas towarzyszyły. Dzisiaj mam trzydzieści lat, elegancką restaurację w nadmorskim kurorcie i złamane serce.

Igor był inny niż my. Niby wydurniał się tak samo, jak ja czy Dominik, ale gdy zaczynaliśmy rozmowę o naszych rodzicach czy rodzeństwie, on milkł. Nigdy też nie zapraszał nas do siebie. Byliśmy trochę zdziwieni, bo przecież nie pochodził z patologicznego domu. My też nie, więc chyba jego rodzice nie mieliby nic przeciwko temu, byśmy od czasu do czasu go odwiedzili. A jednak, gdy proponowaliśmy, żeby popołudnie spędzić u niego, zawsze miał jakąś wymówkę.

– Bajzel mam taki, że nie potrafię odróżnić łóżka od dywanu – mruczał. – Innym razem, OK?

– No dobra – wzdychał Dominik. – Chodźmy do mnie, ale moja zgredka jest w chacie.

– Twoja zgredka nigdy nie rusza się na krok – mruknęłam i wstałam z ławki, by ruszyć za chłopakami do domu Dominika.

Lubiłam jego matkę. Zawsze przynosiła nam do pokoju ciasteczka i herbatę. Ale jej obecność krępowała. Nie mogliśmy włączać muzyki na cały regulator ani opowiadać sprośnych kawałów. Poza tym im byliśmy starsi, tym podejrzliwiej nam się przyglądała. Dwaj chłopcy i dziewczyna… To było akceptowalne w wieku przedszkolnym, ale nie w ostatniej klasie podstawówki czy w szkole średniej. Najpewniej nie była w stanie zrozumieć, że nie patrzę na moich przyjaciół jak na obiekty seksualne.

– Masz bardzo miłą starą – powiedział wówczas Igor, napychając usta maślanym ciastkiem.

– Jest spoko, tylko ma straszną korbę na punkcie moich ocen. Marzy jej się, że kiedyś zostanę lekarzem – mruknął Dominik.

– A ty chcesz być policjantem – odpowiedzieliśmy niemal chórem z Igorem.

– No właśnie. Tak więc chyba nic nie wyjdzie z tych jej planów. – Roześmiał się.

Wiedziałam, że to marzenie zrodziło się po seansach filmów sensacyjnych, które Dominik namiętnie oglądał w każdej wolnej chwili. W lokalnej wypożyczalni wideo był z tego znany. Gotowy był wziąć każdą szmirę, byle tylko traktowała o dzielnych policjantach, uganiających się za bandytami.

Ja i Igor nie mieliśmy jeszcze pojęcia, co chcielibyśmy robić w życiu. Myślę, iż podświadomie czułam już wtedy, że pewnego dnia przejmę schedę po moich rodzicach. Nie sądziłam jednak, że stanie się to w tak tragicznych okolicznościach.

– Moja matka też jest fajna – oznajmił nagle Igor i posmutniał.

– Cieszcie się, moja mnie nawet nie zauważa. Ona ma tylko jedno dziecko, swoją ukochaną Bryzę – parsknęłam.

Powiedziałam prawdę. Miałam wrażenie, że w ogóle nie obchodzę swoich rodziców, chociaż byłam jedynaczką. Kiedy wzięli w ajencję knajpę nad morzem, niczego nie przeczuwałam. Rodzice w wakacje pracowali od rana do ciemnej nocy, ale poza sezonem często bywali w domu i zajmowali się mną troskliwie. Potem jednak postanowili wziąć kredyt i wykupić lokal. Poszło na to kupę kasy, więc zdecydowali, iż restauracja musi dobrze prosperować przez cały rok, żeby byli w stanie spłacać horrendalnie wysokie raty. I nagle poczułam, jakbym stała się sierotą. Nawet gdy bywali w domu, nie rozmawiali o niczym innym, tylko o knajpie. A ja, kiedy tylko miałam czas, musiałam im pomagać w prowadzeniu interesu. Często się buntowałam i wtedy pozwalali mi na spotkania z przyjaciółmi. O naukę nawet nie pytali, przekonani, że jakoś sobie poradzę. I mieli rację. Radziłam sobie, chociaż moi rodzice nie wiedzieli, jak wiele mnie to kosztowało. Zwłaszcza matematyka. Gdyby nie Igor, pewnie miałabym same pały, ale on tak cierpliwie wtłaczał mi do głowy równania i funkcje, że na zakończenie podstawówki mogłam pochwalić się czwórką.

Poszłam do liceum. Igor i Dominik także. Wylądowaliśmy w jednej klasie i cholernie się z tego cieszyliśmy. Z tej okazji nawet wykradłam z knajpy butelkę wina i wypiliśmy ją na naszej łące. Nie wiadomo, do kogo należała, może do państwa albo do Kościoła, ale my zawsze nazywaliśmy ją naszą łąką.

***

Pewnego dnia Dominik powiedział, patrząc na mnie:

– Natalia, kurczę, cycki ci urosły.

Zmieszałam się. Rzeczywiście w moim staniku zaczynało się coś dziać, choć w porównaniu z koleżankami – bardzo niewiele. Znajoma przywiozła mi z Niemiec wkładki z gąbki i często z nich korzystałam, by nie wyglądać jak deska do prasowania.

– No i co w tym dziwnego? – Igor wzruszył ramionami. – Ma szesnaście lat. Chyba czas najwyższy, by stała się prawdziwą kobietą.

I chyba dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że właśnie wkraczam w wiek, gdy płeć ma znaczenie. Zaczęłam baczniej przyglądać się moim kolegom i stwierdziłam, że i oni stali się mężczyznami. Ich głos nabrał innej barwy i można było dostrzec skąpy zarost na ich twarzach. Nawet inaczej pachnieli. Zaczynało mnie to krępować. Kiedyś potrafiłam oprzeć głowę na brzuchu któregoś z nich albo spontanicznie cmoknąć w policzek. Po tym, co powiedział Dominik, przestałam robić podobne rzeczy. Jakbym dopiero uświadomiła sobie, że mogą traktować podobne gesty jak erotyczną zachętę. Sama nie traktowałam ich wówczas jako potencjalnych partnerów. Podobał mi się Robert z drugiej c. Marzyłam, żeby kiedyś zaprosił mnie do kina albo na dyskotekę, a potem pocałował z języczkiem. Moje koleżanki dawno miały już za sobą takie pocałunki, a nawet coś więcej. Tylko ja byłam zielona jak ogórek.

Zaskoczyło mnie nawet, że zaczęto o nas plotkować. W sumie nic dziwnego, przecież wszędzie łaziłam z dwoma chłopakami. Padło podejrzenie, że łączą nas dziwaczne relacje i puszczam się raz z jednym, raz z drugim, a kto wie, może i z oboma naraz. Miałam to w nosie, bo ja wiedziałam najlepiej, jak jest między nami.

– Szkoda, że nie będę widział was tak długo… – żałośnie westchnął Dominik.

Był ostatni dzień roku szkolnego, a rodzice postanowili zabrać go na długie wakacje.

– Szkoda? – zdziwił się Igor. – Chłopie, zwiedzisz Hiszpanię i Portugalię. Żyć, nie umierać.

– Cieszę się z wyjazdu, ale na samą myśl, że będzie z nami moja siostra, dostaję wysypki – prychnął Dominik.

– Fakt, twoja siostra jest wyjątkowo upierdliwa – przyznałam mu rację.

Luiza była wyjątkowo wredną dziewuchą. Była dwa lata młodsza od Dominika, a zachowywała się jak stara maleńka. I wiecznie była niezadowolona z życia.

– Kocha się w Igorze. – Dominik zarechotał.

Igor zrobił się czerwony jak burak, chociaż podobna informacja nie powinna zrobić na nim wrażenia. Luiza latała za nim, odkąd tylko pamiętaliśmy. Może podobały się jej oczy Igora. Duże, szare i pełne nostalgii. Teraz wiem, iż to był smutek, ale wtedy uważałam, że Igor po prostu urodził się z takim melancholijnym spojrzeniem. I sądziłam tak do chwili, gdy pewnego dnia nie zobaczyłam w nich gniewu i wściekłości.

2. Brudna szyba

2004

Żyję w ciągłym pędzie. I chyba tak jest lepiej, bo nie mam czasu na rozmyślanie. I na wspomnienia. Dzisiaj jednak zatrzymałam się na chwilę. Przy oknie. Popatrzyłam na morze i stwierdziłam, że trzeba umyć szyby, bo zamazują mi piękny pejzaż. Po chwili pomyślałam, że tak właśnie wyglądają moje wspomnienia. Widzę je, ale jakby przez brudną szybę. I nie podoba mi się ten widok, bo smugi zamazują to, co było najpiękniejsze. A może ten brud to moje błędy, za które od tylu lat płacę?

Pewnego dnia mój rozsądek wygrał z sercem. Powinnam być z siebie dumna, ale wcale nie jestem, bo los dość szybko pokazał mi, jak wielki błąd popełniłam. A może niepotrzebnie się znowu obwiniam? Gdyby Igor był inny, pewnie nie zdecydowałabym się na pewne kroki. Ale nie był. Sądziłam, że dam radę go zmienić, ale pomyliłam się i nic z tego nie wyszło. Dlatego skryłam się w ramionach, które wydawały mi się bezpiecznym schronieniem. Wtedy pomyliłam się po raz drugi.

– Przywieźli wina – usłyszałam za plecami. – Chce pani zerknąć?

Odwróciłam się i potaknęłam. Musiałam sprawdzić, czy wszystko się zgadza. „Zosia samosia” – tak niekiedy nazywali mnie pracownicy. I nie było to zabawne, tylko nieco złośliwe. Taki mały przytyk do mojego braku zaufania wobec nich. Mieli rację. Ja już nikomu nie ufałam. Od dawna.

Wyszłam na salę. Dostawca wnosił skrzynki, a ja wzięłam do ręki druk zamówienia. Sprawdzałam skrupulatnie każdą butelkę, chociaż równie dobrze mógł to zrobić barman albo kelnerki. A może uciekałam w pracę, by nie zastanawiać się nad pewnymi sprawami? Tak jak dzisiaj, gdy zobaczyłam brudną szybę i zaczęłam sobie przypominać wydarzenia z przeszłości… Otrzymywałam od losu sygnały, które dzisiaj byłabym w stanie zinterpretować. Wtedy chyba byłam na to zbył młoda i zbyt głupia.

– Pięknie wyglądasz, Natalio – powiedział z szelmowskim uśmiechem dostawca.

– A ty dzisiaj specjalnie pojawiłeś się osobiście, by mieć okazję mi to powiedzieć? – zapytałam uszczypliwie.

– Chciałem zaprosić cię na kolację – wydukał Bartek, mój dostawca wina.

Poczułam się głupio, że tak wnikliwie sprawdzam, czy mnie nie oszukał. Jeździł samochodem o niebo lepszym niż ja, więc na pewno nie próbowałby mnie oszukiwać na kilku butelkach. Poza tym raz na jakiś czas sypiałam z nim, więc teraz zachowałam się co najmniej jak upierdliwa paranoiczka. Naprawdę jestem idiotką.

– Sam to pakowałeś? – zapytałam w końcu, odgarniając grzywkę.

– Tak – mruknął.

– Uzupełnijcie stojak, reszta do piwnicy – zarządziłam i zwróciłam się do Bartka: – Mogłeś od razu powiedzieć, dałabym sobie spokój z tym sprawdzaniem.

– Przestań się tłumaczyć, nie mógłbym się na ciebie gniewać, bo wyglądasz cholernie seksownie, gdy odzywa się w tobie szefowa. Jesteś taka skupiona, marszczysz czoło i przygryzasz wargę, gdy coś ci się nie zgadza. – Roześmiał się. – To jak będzie z tą kolacją?

– Przyjedź po mnie o dwudziestej pierwszej – odpowiedziałam pośpiesznie.

– Oczywiście, dyliżans będzie na panią czekał o umówionej godzinie. – Puścił do mnie oko i chwilę potem już go nie było.

Bartek był przystojnym brunetem o szerokich ramionach i ciemnych oczach. Podobał mi się, bo jego ogromna postura przypominała mi Igora…

Odkąd go poznałam, prorokowałam, że z mojego przyjaciela będzie kiedyś wielki facet. I takim się stał. Uwielbiałam wtulać się w jego szerokie ramiona. A potem zamieniłam je na inne. I te drugie zniszczyły mi jedynie kawał życia.

***

Kolacja, tak jak się spodziewałam, miała się odbyć w jego kawalerce. I była pojęciem czysto umownym. Tak naprawdę chodziło tylko o seks i wiedziałam o tym doskonale. Znaleźliśmy się w mieszkaniu, o którym nie miała pojęcia jego żona i które pewnie odwiedzało mnóstwo kobiet. Nie obchodziło mnie to ani trochę. Ani żona, ani te inne. Bartek należał do mężczyzn, o których zapomniałam zaraz po wyjściu z ich łóżka. Nawet nie myślałam o nim, gdy się kochaliśmy. Zamykałam wtedy oczy i wyobrażałam sobie, że jego naprężone ramiona należą do Igora.

– Naprawdę jesteś głodna? – zapytał Bartek zmysłowym głosem, gdy znaleźliśmy się w pokoju i przytulił mnie.

– Oszalałeś? Jestem właścicielką restauracji. Codziennie muszę jeść więcej, niż powinnam. – Zachichotałam.

– Nie widać po tobie – mruknął, przytulając mnie jeszcze mocniej.

Poczułam na podbrzuszu jego podniecenie. Minęło zaledwie kilka minut, odkąd zamknęliśmy za sobą drzwi, a on był już gotowy. Pragnął mnie i to sprawiło, że od razu przestałam się zadręczać. Ktoś chciał się ze mną kochać, więc nie było ze mną tak najgorzej. Moja samoocena od razu wystrzeliła w górę, gorzej było, niestety, z moim libido. Powoli przesunęłam rękę na jego przyrodzenie i zaczęłam masować. Nie chciałam idiotycznych rozmówek prowadzących donikąd, chciałam, żeby mnie wziął natychmiast. Żebym znowu mogła zamknąć oczy i wyobrażać sobie, że kocham się z Igorem. Marzyłam, by tego wieczoru oszukać siebie kolejny raz.

– Szybka jesteś – szepnął chrapliwym głosem.

– Nie zawsze – mruknęłam i zaczęłam rozpinać guziki w jego koszuli.

Jemu chyba także się śpieszyło i jedynie trochę się krygował, bo od razu zaczął rozpinać moją sukienkę. Pomyślałam, że Igor pewnie zdarłby ją ze mnie, a potem przepraszałby za swoją gwałtowność, ale uwielbiałam to w nim. W kimś innym – nienawidziłam… Bartek zrobił to delikatnie, a potem starannie odłożył sukienkę na fotel, zwracając uwagę, by nie za bardzo się pogniotła. „Cóż za kompletny brak spontaniczności” – pomyślałam.

Kiedy stałam już w samej bieliźnie, zdjęłam z niego koszulę i cisnęłam ją na podłogę. Sądziłam, że ten gest da mu do myślenia, ale on nawet nie zwrócił na to uwagi. Wziął mnie na ręce i położył na łóżku. Delikatnie, jakbym była porcelanową lalką.

– Weź mnie – jęknęłam.

– Najpierw cię wycałuję. Każde miejsce na twoim cudownym ciele.

Słyszałam jego przyśpieszony oddech, ale wcale nie miałam ochoty na pieszczoty. W każdym razie nie w wykonaniu Bartka. Nie chciałam jednak wyjść na zbyt niecierpliwą. Pozwoliłam, by zdjął ze mnie bieliznę i sam się do końca rozebrał. A potem zamknęłam oczy i udawałam, że te pocałunki sprawiają mi przyjemność. Próbowałam sobie wyobrazić Igora, ale tego wieczoru nie potrafiłam. Miałam ochotę się rozpłakać. A później zacząć krzyczeć, że Bartek nie jest Igorem i nigdy nie będzie w stanie go zastąpić.

Minuty gry wstępnej dłużyły się w nieskończoność, a ja modliłam się w duchu, żeby mój kochanek przeszedł w końcu do rzeczy. Nie chciałam jednak przejmować inicjatywy, bo Bartek był jednym z tych facetów, którzy uwielbiali celebrować erotyczny teatrzyk według własnego scenariusza, będącego mieszanką filmów porno i romantycznych telenowel. Westchnęłam, kiedy w końcu włożył dłoń między moje uda, a po chwili wsunął palec do mojego wnętrza.

– Jesteś taka sucha dzisiaj. Chyba za mało cię wypieściłem… – wymruczał mi do ucha.

– Zaraz zrobię się taka, jak trzeba – zirytowałam się i dotknęłam dłonią swojej łechtaczki. Robiłam to wiele razy, gdy chciałam przywołać przyjemne momenty, które tak bardzo utkwiły mi w pamięci.

– Może ja w ogóle nie jestem ci potrzebny? – zapytał złośliwie.

Nie odpowiedziałam, choć mój własny dotyk rzeczywiście sprawiał, że zrobiłam się wilgotna. Nie miałam jednak ochoty na idiotyczne pogawędki, w których będę go przekonywała, jakim jest ogierem. Nie przestałam się pobudzać, a drugą ręką włożyłam jego penisa do swoich ust i zaczęłam go pieścić. Chciałam, żeby Bartek się zamknął i przestał się zastanawiać, dlaczego bardziej podnieciła mnie własna dłoń niż jego wilgotne wargi błądzące po całym moim ciele.

– Wariatka… – jęknął. – Doprowadzasz mnie do szaleństwa. Nie wytrzymam…

– To pieprz mnie, do cholery! – syknęłam, zniecierpliwiona.

Położył się na mnie, a po chwili czułam już go w sobie. Momentalnie zrobiłam się mokra. Jak kiedyś, z Igorem. Tylko wówczas wystarczyło mi pełne pożądania spojrzenie. Odgoniłam jednak te wspomnienia, ciesząc się, że nie muszę patrzeć Bartkowi w twarz i mogę dotykać dłońmi jego naprężonych mięśni. Gdyby to był Igor, zapewne wbijałabym z rozkoszy paznokcie w jego ciało, ale żonie Bartka pewnie te ślady mojej gwałtowności by się nie spodobały. A ja nie chciałam żadnych problemów.

Nie zdążyłam nawet przypomnieć sobie połowy tego, co robiłam z Igorem, gdy usłyszałam głośny jęk Bartka. Było po wszystkim. A ja zaledwie się rozkręcałam…

– A ty, skarbie? – zapytał, zdyszany.

– Było mi dobrze… – skłamałam.

– Poczekamy kilka minut i zajmiemy się tobą, dobrze?

– Dobrze – zamruczałam.

Wiedziałam jednak, co za chwilę nastąpi. On przyśnie, a ja wymknę się po cichu do domu. A kiedy Bartek się obudzi, z ulgą stwierdzi, że nie musi odwozić mnie na drugi koniec miasta.

Tak właśnie zrobiłam, gdy tylko usłyszałam jego ciche chrapanie. Poszukałam swoich rzeczy, założyłam sukienkę, którą Bartek tak starannie położył na fotelu, i cicho zamknęłam za sobą drzwi. Dopiero na klatce zadzwoniłam po taksówkę.

***

Wróciłam do pustego mieszkania, ale wcale nie było mi przykro, że mój mąż na mnie nie czeka. Jeśli nie zastałam w nim Igora, lepiej, żeby nie było w nim nikogo innego. A zwłaszcza mojego męża.

Weszłam do kuchni i wstawiłam wodę na herbatę. Na dworze ciemniało. I tak jak w knajpie, i tutaj zobaczyłam zamglony obraz. Natychmiast wzięłam ściereczkę, płyn i wytarłam całe okno. Pozbyłam się smug na szybie, ale co z moim złamanym sercem i poranioną duszą?

3. Drgnienie serca

1987

– Chodźmy na plażę – zaproponowałam Igorowi pewnego słonecznego dnia, gdy leżeliśmy na naszej łące.

Żar lał się z nieba, pogoda była niemal bezwietrzna i wszystko się do mnie lepiło. Igor wymyślił, że spotkamy się na łące, ale tego dnia przypominała ona rozpalony ruszt od grilla.

– Nie, zostańmy tutaj – odparł, patrząc w niebo i żując źdźbło trawy. Po chwili położył się na wyschniętej trawie i przymknął powieki. – Tutaj jest tak miło.

– Co ty bredzisz? – warknęłam. – Zaraz się rozpuszczę.

– Proszę… Nie idźmy na plażę.

Teraz dziwię się, dlaczego wtedy nie zastanowiło mnie, skąd ta niechęć Igora do popluskania się w morzu. Było przecież niemiłosiernie gorąco, więc nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby się prażyć w pełnym słońcu, gdy w pobliżu znajdowało się miejsce, w którym można było poczuć na ciele ożywczą bryzę. W ogóle mnie to jednak nie zaniepokoiło, choć powinno… Sama też przecież mogłam pójść na plażę, ale wtedy nie przyszło mi to do głowy. Może w ogóle byłam zbyt głupia, by poświęcać cenny czas swojej młodości na rozmyślania? Tak czy inaczej, tkwiłam nadal na tej rozgrzanej łące, licząc, że jednak zmieni zdanie. Dominik był na wakacjach, a my z Igorem spotykaliśmy się codziennie.

– No chodź – jęknęłam i zaczęłam go łaskotać.

Najpierw się śmiał. Tak jak ja. A potem zerwał się na równe nogi i wrzasnął na mnie. Pierwszy raz.

– Nie rób tak! Nigdy tak nie rób!

Byłam zszokowana. Nigdy na mnie nie krzyknął, a w dodatku nie zrobiłam niczego złego… A może zrobiłam?

Zrozumiałam dopiero po chwili. Ja wciąż siedziałam na trawie, a on stał tuż obok. Zobaczyłam wybrzuszenie na jego dżinsach. Zatem to nie łaskotki go zdenerwowały, ale fakt, że podniecił go mój dotyk. Zmieszana, odwróciłam wzrok. Nie pomyślałam wtedy jednak, że właśnie nasza niewinna przyjaźń dobiegła końca, a widok, jaki ujrzałam przed chwilą, sprawił mi dziwną przyjemność.

Nagle wszystko zaczęło się w moim naiwnym umyśle układać w logiczną całość. Pewnie nie chciał iść ze mną na plażę, bo obawiał się, że tam, w tłumie ludzi, zdarzy się podobna sytuacja. Zwłaszcza że zdjęłabym z siebie sukienkę, a mój kostium, zgodnie z obowiązującą wówczas modą, nie pozostawiał miejsca wyobraźni.

– Igor… Rozumiem.

Zmarszczył czoło i odgarnął grzywkę.

– Doprawdy? – zapytał ironicznie.

– Krępuje cię to, że ci się podobam.

Jego reakcja mnie zaskoczyła. Zaczął się śmiać. Sardonicznie.

– Natalio, to jest najmniejszy z moich problemów.

Po chwili ściągnął z siebie koszulkę. Popatrzyłam na jego tors i z wrażenia aż zasłoniłam dłonią usta. Ciało Igora pokryte było czerwonymi pręgami. Paskudnymi.

– Tak mam się pokazać na plaży? A może znajdziemy naszych kumpli z klasy i zaprezentuję im się w takim wydaniu? Może zaczekajmy jeszcze ze dwa dni, bo niedługo pojawią się także siniaki. – Próbował kpić, ale w jego głosie usłyszałam smutek i rozgoryczenie.

– Kto ci to zrobił? – wydukałam.

Usiadł z powrotem na trawie. Nie założył koszulki. Milczał, a ja delikatnie zaczęłam wodzić palcami po zaczerwienionych miejscach na jego ciele.

– Ojciec. Wiesz co… najchętniej już dzisiaj uciekłbym z domu. I nawet byłbym skłonny zostawić tam matkę, ale nie mam kasy. Nie będę przecież mieszkał pod mostem – prychnął.

– Dlaczego nic nie mówiłeś? Od kiedy to trwa? – dopytywałam. Przecież byliśmy przyjaciółmi, pozornie wiedzieliśmy o sobie wszystko, a okazało się, że jedno z nas nosiło w sobie ponure tajemnice.

– Od zawsze, Natalio. Odkąd pamiętam, ojciec tłukł mnie i matkę – wyszeptał.

– Nie mogliście iść na milicję? – zapytałam zdumiona.

Igor miał prawie szesnaście lat. Był silny i wysportowany. A przy tym posiadał dość twardy charakter i nie należał do spolegliwych osób, zdziwiłam się więc, że godził się, by ojciec zachowywał się w podobny sposób.

– Posłuchaj, mój ojciec jest pułkownikiem. Kiedy matka dzwoni na milicję, oni wysyłają żandarmerię wojskową. Ci frajerzy przyjeżdżają i zamiast zabrać do ciupy tego damskiego boksera, oddają mu honory i uprzejmie proszą, żeby przestał, bo ludzie będą gadali. Rozumiesz, oni go proszą! A potem znikają błyskawicznie, przepraszając, że żyją. I co wtedy robi mój tatulek? Wyciąga służbową broń i robi nam… musztrę. Przykłada nam pistolet do skroni, każe zakładać ręce na kark i stać pod ścianą, jak za okupacji. Potrafił wytargać mnie za ucho tak mocno, że mi je nadrywał. Kiedy matka prowadziła mnie do przychodni, wojskowej, rzecz jasna, kazała mi milczeć i wymyślała jakąś bajeczkę, w którą lekarz, również wojskowy, niezbyt chętnie wierzył, ale nic nie mówił. Bo mojego ojca boją się wszyscy. A on czuje się bezkarny.

– Dlaczego twoja mama nie ucieknie od niego?

– Moja matka nigdy nie pracowała. Zawsze była jedynie panią domu czy – jak kto woli – szanowną panią pułkownikową. Poza tym ona boi się swojego cienia, a jeszcze bardziej tego, że bez względu na to, jak daleko ucieknie, on nas znajdzie i zabije. Największym problemem jest to, że ona pamięta jeszcze, jak on był innym człowiekiem. Takim, którego można było szanować, a nawet pokochać. Teraz mój stary ostro chla. Ja właściwie nie pamiętam go już trzeźwego. Wiem, pijący kojarzą się z menelami plączącymi się po dworcu, ale uwierz, mój ojciec jest totalną ochlejmordą. Z każdym dniem jest coraz gorzej. Pewnie ma jakieś swoje powody, ale gówno mnie to w sumie obchodzi. Bełkocze, że gdy runie obecny układ władzy, jego powieszą na latarni. Może zabrzmi to strasznie, ale marzę, by zobaczyć ten widok – zakończył z mściwością w głosie.

– Dlatego nigdy nie zapraszałeś nas do siebie? – zapytałam.

Pokiwał jedynie głową. Po chwili dodał:

– Możemy pójść się wykąpać wieczorem, jak już się ściemni. Ale zrozumiem też, jeśli pójdziesz sama na plażę.

Wzięłam jego dłoń i ścisnęłam mocno.

– Nie, Igor, zostanę z tobą.

– Proszę, tylko nie mów o tym Dominikowi. On ma takie idealne życie, a ja nie chcę, żeby się nade mną litował.

– Dominik jest jednym z nas…

– Wiem, ale nie zamierzałem nikomu o tym mówić. Wygadałem się tobie, ale chyba już tego żałuję.

– Może moglibyśmy ci pomóc? – zapytałam niepewnie.

Nie rozumiałam, dlaczego Igor nie chce wyznać prawdy Dominikowi. Jego rodzice należeli do partii, mieli wysokie stanowiska w naszym miasteczku, być może mogliby coś zrobić, by uwolnić Igora od ojca tyrana.

– Nie, Natalio. Sam muszę sobie pomóc. Nie wierzę, że mógłby zrobić to za mnie ktoś inny. Nikogo to nie obchodzi, każdy ma własne sprawy na głowie, a rodzice Dominika zajęci są pilnowaniem swoich stołków, bo nie wiadomo, co będzie za rok.

– Jak chcesz… – mruknęłam i postanowiłam zmienić temat. – A o tym drugim porozmawiamy?

– Nie. – Uśmiechnął się smutno. – Dosyć ciężkich tematów na dzisiaj. Nie ma o czym gadać.

– A gdybym chciała zrobić to z tobą? – Sama nie wiedziałam, dlaczego o to zapytałam. Chyba poczułam, że zrobiliśmy sobie godzinę szczerości i warto wyjaśnić wszystko.

Popatrzył na mnie. Takim wzrokiem, że miałam ochotę zrobić to natychmiast.

– A z Dominikiem? – zapytał, marszcząc czoło.

– Dominik ma dziewczynę – bąknęłam.

– A gdyby nie miał? – Igor brnął dalej.

– Posłuchaj, nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Ale… podobasz mi się.

Nie przyznałam się, że do tej pory o Igorze także nie myślałam w podobny sposób. Jednak tego dnia coś się we mnie przebudziło. Nie miałam pojęcia, co to było, ale myśl, że Igor mógłby zostać moim chłopakiem, wydała mi się niezwykle kusząca. Powiem więcej, miałam ochotę posunąć się dalej i sprawdzić, gdzie mnie to zaprowadzi. Ufałam Igorowi, zresztą tak jak Dominikowi, wierzyłam, że żaden mnie nie skrzywdzi. Jednak Dominik nie pociągał mnie w ogóle. Sądziłam, że ja jego również, więc mój związek z Igorem nie wpłynie pewnie w najmniejszym stopniu na nasze relacje.

4. Ciemne chmury

2004

Od pięciu lat ani razu nie pomyślałam o tym, by związać się z kimś na stałe. Fakt, że Bartek miał żonę, a ja wciąż byłam mężatką, bardzo mi odpowiadał. Co prawda moje małżeństwo istniało jedynie na papierze, ale przestałam już walczyć o to, by Dominik zwrócił mi wolność. Nie robił tego dlatego, że mnie kochał i liczył na naprawienie naszego związku, ale pragnął, bym sprzedała restaurację i oddała mu połowę pieniędzy. Kiedy pobieraliśmy się, nie myślałam o intercyzie. Dla mnie sytuacja, ta prawna także, wydawała się klarowna. Okazało się, że w rzeczywistości sprawy majątkowe nie są takie proste jak mogłoby się wydawać. Knajpa jest całym moim życiem, ucieczką przed bolesną przeszłością, moim potomstwem. Zastąpiła mi dziecko, które straciłam. Nie chciałam stracić kolejnego.

Jak zwykle przechadzałam się pomiędzy stolikami, by sprawdzić, czy wszystko jest gotowe na przyjście gości. Miałam obsesję. Poprawiałam sztućce, ułożenie kwiatów w wazonach, wygładzałam obrusy. Wiem, że personel nabija się ze mnie i z mojej pedanterii. A ja w tych wszystkich drobiazgach szukam ukojenia. Bo gdy skupiam się na nich, nie myślę o niczym innym.

Po ostatniej nocy spędzonej z Bartkiem postanowiłam, że więcej się z nim nie spotkam. Mimo całego jego uroku. Relacja z nim była w pewien sposób wygodnym wyjściem w mojej sytuacji, bo żadnemu z nas nie było na rękę, by opierała się na czymś więcej niż łóżko. Od pewnego jednak czasu nie czułam się już tak podekscytowana seksem z nim, jak na początku. Żyłam złudzeniami, że Bartek pozwoli mi zapomnieć o traumatycznej przeszłości. A potem łudziłam się, że dzięki niemu przypomnę sobie wszystkie podniecające chwile w swoim życiu.

Spieprzyłam sprawę. Po całości. Chciałam, żeby rozsądek wygrał z uczuciami. Złościłam się na siebie, bo ulokowałam swoją miłość w niewłaściwej osobie. I zdławiłam ją w sobie – przynajmniej na jakiś czasu – wybierając na życiowego partnera mężczyznę idealnego. Nie mam pojęcia, jak mogłam się pomylić tak bardzo. Dominik okazał się kimś zupełnie innym, niż sądziłam.

Usłyszałam dźwięk komórki. Nigdy nie lubiłam tych durnych urządzeń, które dzwoniły w najmniej odpowiednich momentach. Często zresztą rzucałam telefon gdzie popadnie, narażając się na liczne wymówki. A przecież każdy, kto mnie znał, dobrze wiedział, gdzie może mnie zastać – w restauracji. Jeśli nawet na moment mnie w niej nie było, pracownicy doskonale wiedzieli, kiedy wrócę.

Zerknęłam na numer. Wyświetlił się „prywatny”. Mimo to postanowiłam odebrać. Być może ktoś chciał zorganizować jakąś wielką imprezę? Odebrałam i niemal od razu tego pożałowałam. Usłyszałam głos, który pragnęłam zapomnieć.

– Natalia? To ja, Dominik.

– Czego chcesz? – warknęłam.

– Porozmawiać.

– Nie mam ci nic do powiedzenia. Oprócz tego, że chcę rozwodu.

– Dobrze, o tym także możemy porozmawiać. Mogę wpaść do ciebie dzisiaj wieczorem?

– Gdzie wpaść? – Mój głos wciąż był lodowaty.

– Do domu – powoli powiedział Dominik.

– Nie ma mowy! Jak chcesz pogadać o rozwodzie, zapraszam do Bryzy.

Jeszcze tego mi brakowało, by ten palant kręcił mi się po domu.

– Boisz się mnie? – zapytał ze śmiechem, co jeszcze bardziej mnie rozsierdziło. – Przecież przyrzekłem ci, że więcej tego nie zrobię… że cię nie skrzywdzę.

To prawda. Przyrzekał, a ja wierzyłam. Wiele razy.Niestety, mogłam się rychło przekonać, co oznaczają podobne przysięgi w jego wykonaniu. Być może nawet WTEDY wybaczyłabym to, co zrobił, jednak tego dnia stało się coś nieodwracalnego. Od tego momentu nasze małżeństwo było już nie do uratowania.

Uderzył mnie. Mocno. Właściwie zrobił mi z twarzy miazgę. Przez tydzień musiałam zasłaniać się dużymi ciemnymi okularami. To był pierwszy raz. Sądził, że go zdradziłam z Igorem. To była prawda, ale nic nie działo się bez przyczyny. Moja zdrada także miała swoje źródło. Dominik mógł jedynie snuć domysły i to one sprawiły, że wpadł w szał. A potem żebrał o wybaczenie. Chyba nigdy w życiu nie dostałam tak wielu kwiatów. Dosłownie obsypał mnie nimi. I tłumaczył się, że zżerała go zazdrość. Płakał jak dziecko. A kiedy już nieco okrzepł, wyjaśnił mi, że każdy zakochany mężczyzna postąpiłby podobnie. W końcu dopuściłam się cudzołóstwa, zrobiłam coś strasznego, więc to zrozumiałe, że puściły mu nerwy.

Wybaczyłam mu. Miałam poczucie winy, bo powinnam poczekać z pewnymi sprawami aż do rozwodu. Jakbym nie rozumiała, że zachowanie Dominika przez dłuższy czas zmierzało właśnie do tego. Do brutalnego pobicia. Nie chciałam już być jego żoną. Od jakiegoś czasu czułam się fatalnie we własnym domu, a mój mąż zachowywał się okropnie. Nie wiem, na co czekałam. Aż się zmieni? Owszem, zmienił się, ale niekoniecznie tak, jak sądziłam. Z każdym dniem stawał się coraz bardziej brutalny. Być może byłam za słaba, żeby zdołać odejść? Może potrzebowałam wsparcia, by nabrać siły na ucieczkę? Otrzymałam je… Na bardzo krótko, ale zrozumiałam jedno – że moje życie nie może tak wyglądać.

***

Od dziewiętnastej chodziłam podenerwowana. Tak było zawsze, gdy miałam spotkać się z Dominikiem. Nie obawiałam się, że kolejny raz podniesie na mnie rękę, ale tego, iż znowu będzie próbował ratować nasze małżeństwo. Albo chociaż przyjaźń. A ja kolejny raz uwierzę, że jest dobrym człowiekiem, którego niszczyłam po kawałku i dlatego pewnego dnia zamienił się w potwora.

Zobaczyłam go krótko po dwudziestej pierwszej. Na sali była zaledwie garstka osób. Jakaś grupa biznesmenów, która do obiadu zamówiła kilka butelek pierwszorzędnego wina. Wszedł jak zwykle pewnym krokiem i trzymał bukiet czerwonych róż. Przewróciłam oczami. Dominik wciąż emanował męskością, którą byłby w stanie oczarować każdą kobietę. I zapewne gdyby któraś z nich ujrzała tak ogromny bukiet, zawyłaby z zachwytu. Każda, ale nie ja.

– Po co te kwiaty? – mruknęłam.

– Na zgodę. – Uśmiechnął się, mrużąc oczy. Kiedyś myślałam, że wygląda z taką miną, jak uroczy łobuziak, teraz nie miałam złudzeń, że to tylko gra.

– Nie wrócę do ciebie, Dominik – powiedziałam zimno.

– Wiem, ale chyba możemy żyć w zgodzie. A może raczej rozstać się w zgodzie – powiedział spokojnie.

– Więc zgadzasz się na rozwód? – Uniosłam brwi i wzięłam do ręki bukiet. To było naprawdę wielkie święto.

– Posłuchaj, Natalio, zgodzę się na ten cholerny rozwód, ale błagam, spróbujmy jeszcze raz. Jeśli się nie uda, podpiszę dokumenty i nie będę chciał od ciebie niczego więcej.

– Jakiś ty łaskawy – burknęłam. – Mieszkanie i knajpa należały do moich rodziców. Ty z pensyjki psa nie zarobiłbyś nawet na kawalerkę, więc nie robisz mi łaski.

– To prawda, nie udzielałem się zbyt mocno w tej restauracji. To, że stała się najmodniejszą i najlepszą knajpą w mieście, jest wyłącznie twoją zasługą. Ale sąd tego nie wie… Jeśli jednak się dogadamy, dowie się o tym na pewno.

Zrobiłam się czujna. Jeśli Dominik prawił mi podobne komplementy, oznaczało to, że czegoś ode mnie chce. I zapewne nie chodziło o ratowanie naszego małżeństwa. Nie wierzyłam, że kiedykolwiek mnie kochał. Wydawało mi się, że chciał jedynie mnie zdobyć. Po to, by dopiec Igorowi. A ja, głupia, złapałam się jak ryba na przynętę.

Igor zresztą wcale nie był lepszy. Kiedy już rozkochał mnie na nowo, dał nadzieję, a ja byłam gotowa rozejść się z mężem i związać z nim, po prostu zniknął. Dwaj najważniejsi i jedyni mężczyźni w moim życiu potraktowali mnie jak piłeczkę pingpongową w rozgrywce między sobą. I jak szmatę.

– Ale czego ty właściwie oczekujesz? – westchnęłam. – Nie kocham cię.

– A jego?

– Kogo? – Udawałam głupią.

– No przecież nie tego lowelasa, Bartosza Romskiego – prychnął.

Nawet mnie nie zdziwiło, że wiedział o mnie i Bartku. Przebiegły pan policjant, oficer śledczy, doskonale orientował się w tym, co i z kim robię. Pewnie nawet w jakim miejscu.

– To nie jest twoja sprawa – mruknęłam.

– Pan Romski czy Igor?

– I jeden, i drugi.

– Posłuchaj, Natalio, nie jestem twoim wrogiem. Chcę jedynie cię chronić.

– Chronić? Przed czym? A może przed kim?

– Przed Igorem Kotwickim. To przestępca. Zwykły bandzior.

– Tak, już mi to kiedyś mówiłeś. Jeśli taki z niego mafioso, a ty doskonale orientujesz się w jego grzeszkach, to dlaczego go nie zamkniesz? – zakpiłam.

– Bo nie mam dowodów. Wystarczających, by spędził za kratami resztę swojego życia.

– To jeśli nie masz dowodów, nie masz także prawa nazywać go bandziorem i przestępcą.

– Już zapomniałaś, co zrobił? Był karany, więc mam pełne prawo, by tak o nim mówić.

– Stare dzieje, głupie młodzieńcze wybryki – powiedziałam niepewnie, chociaż to właśnie ostatni wyskok Igora rozdzielił nas na zawsze.

– Wrócił do Polski – wypalił Dominik.

Trzymana przeze mnie filiżanka z herbatą wypadła mi z rąk. Igor wrócił. Po pięciu latach. To właśnie wtedy widziałam go ostatni raz. I ani przez chwilę o nim nie zapomniałam. Teraz wrócił do kraju, ale najwyraźniej nie do mnie.

– Po co mi to mówisz? – wydukałam, po czym, przybierając obojętny ton, dodałam: – Nawet nie wiedziałam, że wyjechał za granicę.

– Powiedziałem ci, że to niebezpieczny człowiek. Ostrzegam cię więc, że znów kręci się w okolicy.

– Nie boję się go – syknęłam.

W zasadzie powiedziałam prawdę. Mimo swojej bujnej przeszłości i prowadzenia życia niemal na krawędzi wiedziałam, że Igor nigdy nie zrobiłby mi krzywdy. Nawet mimo tego, że go zraniłam. Opuściłam go, gdy najbardziej potrzebował mojego wsparcia i powróciłam w jego czułe ramiona, dopiero gdy grunt palił mi się pod nogami. Nie mogłam mieć do niego żalu, że nie pogodził się z pewnymi faktami i odszedł. A jednak wciąż czuję się w pewien sposób oszukana przez niego. Próbuję zrzucić na niego winę za wszystko, co złego spotkało mnie w życiu, a nawet chwilami porównuję go do Dominika. Nazywam ich w duchu pierdolonymi hazardzistami, a siebie bezrozumnym trofeum. A może czas, bym spojrzała prawdzie w oczy? Powoli do tego dojrzewam, robię bilans swojego dotychczasowego życia. Chciałabym zobaczyć jeszcze kiedyś Igora, mimo iż mnie zostawił w tak ciężkiej dla mnie chwili. Zapytać o tyle rzeczy. Wyjaśnić w końcu, co mną kierowało i co naprawdę wydarzyło się przed laty. A wreszcie pragnę zadać mu to najważniejsze pytanie… Dlaczego bez słowa mnie opuścił?

5. Słona woda

1988

Zawiodłam się. Wydawało mi się, że będziemy kochać się w morzu. Tymczasem przytulałam się do Igora, ale nie czułam na podbrzuszu jego nabrzmiałego członka. Dzisiaj śmieję się z tych moich młodzieńczych frustracji. Mimo upału, utrzymującego się aż do późnych godzin wieczornych, woda była niemal lodowata. Aż chciałoby się rzec: „Pała z biologii, Natalio Welis”.

Co z tego, że w dowodzie mam wpisane nazwisko Dominika, Ratyńska? Nie używałam go od dawna i niekiedy patrzyłam zdziwiona na osoby mówiące do mnie: „pani Ratyńska”. Być może gdybym nie była taką idiotką, z dumą nosiłabym nazwisko Kotwicka? A może wstydziłabym się, sądząc, że wszyscy biorą mnie za żonę gangstera? A teraz niby mogłabym poszczycić się mężem policjantem. Superbohaterem łapiącym najgroźniejszych przestępców w okolicy. Zapewne nikt nie uwierzyłby, że ten cudowny stróż porządku podbił mi oko i skopał tak mocno, iż poroniłam.

Tamtego wieczoru pluskaliśmy się w morzu do północy. Fala była dość wysoka, więc nawet nie próbowałam pływać. Po prostu cieszyłam się chłodną wodą, otulającą moje spocone ciało. W końcu Igor przytulił mnie do siebie. Czułam jego gładką skórę i silne ramiona, które mocno mnie oplatały. A potem mnie pocałował. Inaczej niż zazwyczaj. Nie było to cmoknięcie w policzek, ale prawdziwy soczysty pocałunek. Wsunął swój język w moje usta i stwierdziłam wówczas, że nie ma nic piękniejszego niż podobna pieszczota. Może dlatego, że zrobiłam to pierwszy raz w życiu. Nie przeszkadzał mi słony smak jego ust, bo mnie wydały się najsłodsze na świecie. To dziwne, że mając prawie szesnaście lat, po raz pierwszy całowałam się z chłopakiem, kiedy moje koleżanki miały już za sobą pierwsze seksualne kontakty. Nie było to spowodowane faktem, że nie miałam powodzenia czy należałam do świętoszek. Po prostu żaden chłopak nie ośmielił się do mnie zbliżyć, zakładając, iż należę albo do Igora, albo do Dominika. I to, z czego kiedyś we troje się śmialiśmy, nagle stało się faktem.

Zbliżenie do Igora już nie było przyjacielskie, jak dotychczas. Ani braterskie, jakie zwykło okazywać się siostrze. W tym momencie mogłam chyba powiedzieć, że mam chłopaka. Nie zastanawiałam się, jak może na to zareagować Dominik. Ani przez jedną chwilę. Spotykał się z dziewczynami, nawet mocno zaangażował się w ostatni związek. Sądziłam, że się po prostu ucieszy.

– Teraz to mi zimno – powiedziałam, gdy wyszliśmy z wody.

Chciałam przerwać niezręczną ciszę, która nastała między nami po tym pierwszym poważnym pocałunku.

– Wracamy do domu, mnie też jest zimno – odparł Igor, wycierając się intensywnie ręcznikiem.

Nie sądziłam, że tak zakończy się ten wieczór. Byłam gotowa, by zakosztować cielesnej miłości. I pragnęłam, by tym pierwszym mężczyzną był właśnie Igor. Nie dlatego, iż zakochałam się w nim szaleńczo, ale ufałam mu i pociągał mnie.

– Moi rodzice mają imprezę w Bryzie, wrócą pewnie nad ranem. Chodźmy do mnie – zaproponowałam.

Starałam się, by mój głos brzmiał beztrosko. Jak zawsze, gdy miałam tak zwaną wolną chatę i nasza trójka spędzała czas w moim pokoju, oglądając filmy na wideo.

Podszedł do mnie. Bardzo blisko. Czułam jego przyśpieszony oddech i zapach pomieszany z wonią morskiej wody.

– Jesteś pewna? Wiesz, co się stanie, gdy pójdziemy do ciebie.

– Boisz się? – Na moich ustach zagościł nieco kpiarski uśmiech.

– Tak… – stwierdził poważnym tonem. – Boję się, że będziesz tego żałowała. Że ja będę żałował.

– Dlaczego mielibyśmy tego żałować? – Wzruszyłam ramionami. Nie miałam wątpliwości i nie chciałam, żeby on je miał.

– Bo jeśli coś pójdzie nie tak, rozpadnie się nasza przyjaźń. Boję się zaryzykować, bo nie chcę cię stracić. Naszych spotkań, zwierzeń, przygód… – powiedział niepewnie.

– Chcę to zrobić. I chcę to zrobić z tobą.

Chyba skapitulował, bo westchnął i wziął mnie za rękę. Po drodze zasypywałam go pytaniami o inne dziewczyny.

– To ty powinnaś zostać policjantem, nie Dominik. – Roześmiał się w końcu.

– Pytam z ciekawości. A więc robiłeś to już kiedyś? – brnęłam, chociaż nie miałam pojęcia, do czego potrzebna była mi ta wiedza.

– Tak, kilka razy.

– A z kim? Znam te dziewczyny?

– I Izką Ludwisiak, z Martą Studnicką i kilkoma innymi, których nie znasz.

– Z Izką? Przecież to szkolna panna puszczalska – prychnęłam.

Izka Ludwisiak słynęła z chodzenia do łóżka z każdym, kto tylko miał na to ochotę. To głupie, ale chwilami nawet jej zazdrościłam, że nie ma takich oporów jak ja. Dzisiaj młode dziewczyny zapewne wyśmiałyby moje wątpliwości, a Izki nikt nie potępiałby za takie prowadzenie się, ale wtedy były zupełnie inne czasy. Do spraw seksu podchodziło się poważnie, chociaż może nie aż tak, jak to czyniły nasze matki czy babki, czekając z pierwszym razem do nocy poślubnej.

– Pachnie tobą – powiedział Igor, gdy położył się na moim tapczanie.

Nie schowałam pościeli, bo nie miałam pojęcia, że wylądujemy u mnie. A ja stałam i patrzyłam na niego. Jak wtula się w moją poduszkę, przymyka oczy i uśmiecha się. I chyba w tym momencie zakochałam się w nim. Nagle opuściły mnie wszelkie wątpliwości. Gdy zdałam sobie z tego wszystkiego sprawę, poczułam się jak rażona piorunem. Nie była to z pewnością miłość od pierwszego wejrzenia, ale to pierwsze młodzieńcze uczucie – jak się później okazało – miało we mnie płonąć przez lata. Wtedy jednak nie zdawałam sobie z tego sprawy i przerażało mnie tylko to, że w tamtym momencie Igor mógłby ze mną zrobić wszystko…

– Teraz ja zaczęłam się bać – bąknęłam.

– Od tego się nie umiera, przeciwnie, w ten sposób wszyscy przyszliśmy na świat – odparł ze śmiechem.

Wstał z tapczanu i podszedł do mnie. Zdjął ze mnie nieco wilgotną bluzkę, potem rozpiął mi spodenki. Stałam w stroju kąpielowym i rumieniłam się ze wstydu, chociaż jeszcze przed chwilą pluskałam się w wodzie dokładnie w takim samym stroju. Jednym ruchem pociągnął za trok mojego stanika, potem to samo zrobił z majtkami. A ja wciąż nie mogłam się ruszyć, sparaliżowana strachem i odkryciem, że tak właśnie smakuje pierwsze zakochanie. Człowiek momentalnie traci pewność siebie i trzęsie się ze strachu, czy uczucie zostanie odwzajemnione.

– Teraz zrobię z ciebie kobietę – szepnął, przesuwając palcami po moim brzuchu.

Moje ciało niemal natychmiast pokryło się gęsią skórką.

– Mam się położyć? – zapytałam drżącym głosem.

– Nie, chcę najpierw na ciebie popatrzeć. Wyglądasz jak bogini. Z tymi mokrymi, splątanymi włosami.

– A nie dlatego, że jestem naga?

– Setki razy to sobie wyobrażałem…

Zdziwił mnie nieco, bo ja całkiem do niedawna nigdy nie pomyślałabym o nim w ten sposób. Czułam jednak podniecenie i ostatnim, czego bym wtedy chciała, były poważne rozmowy na temat uczuć.

– Nie zawiodłeś się?

– Nie, przeciwnie. Jesteś jeszcze piękniejsza niż w mojej wyobraźni – powiedział, po czym poślinił palec i zaczął wodzić nim po moim sutku.

– Stwardniał. Jak on…

Wziął moją dłoń i przesunął na swoje podbrzusze. Najpierw poczułam pod palcami delikatne włosy, a potem jego sztywny penis. Wydawał mi się ogromny i zastanawiałam się, jak się we mnie zmieści.

– Jest… duży – jęknęłam. – Będzie bolało…

– Postaram się, żeby było ci przyjemnie.