Polska. Losy państwa i narodu 1939–1989 - Andrzej Friszke - ebook

Polska. Losy państwa i narodu 1939–1989 ebook

Andrzej Friszke

0,0

Opis

Zwięzły, kierowany do najszerszego kręgu czytelników opis historii Polski obejmujący lata 1939–1989, autorstwa wybitnego historyka specjalizującego się w dziejach najnowszych, który w bardzo klarownym i obiektywnym, choć niepozbawionym osobistych akcentów toku narracji przedstawia wydarzenia i procesy historyczne (druga wojna światowa, przemiany społeczno-gospodarcze i ustrojowe, rola opozycji i Kościoła, rozwój nauki i kultury, polityczne tło europejskie i światowe). Andrzej Friszke porusza najdonioślejsze zagadnienia, nie pomijając przy tym mniej spektakularnych, ale ważnych epizodów tworzących pełny obraz losów naszego narodu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 821

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




OPRACOWANIE GRAFICZNE Andrzej Barecki

OPRACOWANIE INDEKSU Agnieszka Dziewulska

KOREKTA Dobrosława Pańkowska

Na obwolucie wykorzystano wizerunek orła Wojska Polskiego

Na okładce wykorzystano fragment niemieckiej mapy Generalnego Gubernatorstwa z 1943 roku

Wydanie II uzupełnione i poszerzone

ISBN: 978-83-244-1170-2 (EPUB), 978-83-244-1170-2 (MOBI)

Copyright © by Wydawnictwo ISKRY, Warszawa 2003, 2023

Wydawnictwo dołożyło wszelkich starań, aby ustalić autorstwo i skontaktować się z autorami wszystkich zdjęć zamieszczonych w książce.

W odosobnionych przypadkach okazało się to niemożliwe. Dlatego właścicieli praw do zdjęć, z którymi nie zostały podpisane umowy, prosimy o pilny kontakt z sekretariatem wydawnictwa.

Wydawnictwo ISKRY

al. Wyzwolenia 18, 00-570 Warszawa

e-mail: iskry@iskry. com.pl

www.iskry.com.pl

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej

Pamięcidziadka Aleksandra, żołnierza POW,Wojska Polskiego, Armii Krajowej,więźnia stalinizmu, oraz ojca Edmunda,duchownego ewangelickiego, więźnianiemieckich
W S T Ę P

Historia najnowsza to korzenie naszej współczesności, czas objęty pamięcią żyjących jeszcze pokoleń. Historia najnowsza budzi więc emocje i żywe dyskusje, bywa przedłużeniem w przeszłość konfliktów ideowych i politycznych. Historyk zajmujący się tym okresem musi brać pod uwagę, że jego dzieło będzie czytane przez bohaterów i świadków zdarzeń. Nieraz dochodzi do zderzenia wiedzy o faktach czerpanej ze źródeł pisanych z pamięcią osób, które te fakty przeżyły i zapamiętały. Często też system wartości badacza jest inny niż opisywanych przez niego ludzi i całych formacji. Wszystko to bywa źródłem licznych kontrowersji i polemik.

Historia najnowsza jest ważna dla legitymizowania bodaj każdej władzy państwowej. Staje się to szczególnie istotne w okresach głębokich przemian politycznych i ustrojowych. Jeśli istnieje wolność słowa, spór może się toczyć w sposób nieskrępowany. Tak było w Drugiej Rzeczpospolitej, kiedy piłsudczycy spierali się z narodowymi demokratami o drogę przebytą do odzyskania niepodległości oraz ocenę polityki Piłsudskiego i Dmowskiego.

W powojennej Polsce historia najnowsza w sposób radykalny została podporządkowana potrzebom politycznym rządzącej partii. Nie było możliwe opisywanie dziejów najnowszych w sposób zgodny z prawdą. Nie liczono się również z pamięcią społeczeństwa, zmierzano raczej do przeobrażenia pamięci zgodnie z potrzebami nowej ideologii. Historykom utrudniano dostęp do źródeł, a cenzura pilnowała, aby nie podważali obowiązujących interpretacji.

Do końca lat sześćdziesiątych państwowość PRL w znacznym stopniu budowała swą prawomocność przez radykalną, tendencyjną krytykę Drugiej Rzeczpospolitej oraz jej bezpośredniej kontynuacji – rządu w Londynie oraz podziemia „londyńskiego” w Polsce. Czarny obraz przedwojennej Polski, władz w Londynie i Armii Krajowej miał uwypuklić słuszność postaw i działań komunistów polskich, twórców powojennej państwowości. Zależność od Związku Radzieckiego i „potrzeba” umacniania „przyjaźni polsko-radzieckiej” prowadziły do przemilczania całych wątków historii lat wojny i okupacji, by poprzestać na przykładzie Katynia. W konfliktach polsko-radzieckich z zasady rację musiał mieć ZSRR. Zafałszowane przez urzędową wykładnię dziejów wydarzenia trwały w społecznej pamięci, choć w sposób często uproszczony i wybiórczy. Z pamięci wypierano wiedzę o zróżnicowanych zachowaniach podczas okupacji, o próbach „przystosowania się”. Głębokiej redukcji uległa pamięć o holocauście Żydów. Wspomnienie okupacji niemieckiej łączyło się jedynie z prawdziwymi przecież doświadczeniami polskiej martyrologii oraz walki zbrojnej z okupantem.

Spojrzenie na okres drugiej wojny światowej stopniowo się zmieniało dzięki upływowi czasu i większej wrażliwości nowych pokoleń rządzącej partii na tradycje narodowe. Od lat siedemdziesiątych pozwolono historykom opublikować wiele ważnych dzieł. Władze PRL próbowały nawet adoptować szereg postaci tego okresu do oficjalnego państwowego panteonu. Zmieścić się w nim mieli Sikorski obok Wasilewskiej, Grot-Rowecki obok Berlinga, co przecież wyrażało tendencję do zupełnego pomieszania pojęć i wartości. Nie zmieniała się jednak oficjalna ocena polityki ZSRR wobec Polski, a pilnowanie „prawomyślności” wypowiedzi na ten temat historyków, publicystów i literatów było jednym z najważniejszych zadań cenzury. Dopiero u schyłku PRL, gdy w Związku Radzieckim nastała epoka głasnosti i ujawniano zbrodnie Stalina, nadszedł czas przypominania tragicznych doświadczeń z sowieckim totalitaryzmem.

Dzieje Polski Ludowej były obszarem, na którym niedopuszczalne były poszukiwania i interpretacje nieautoryzowane przez rządzącą PZPR. Historię pierwszych lat powojennych pisano tak, aby uprawomocnić i ukazać słuszność polityki partii. Fakty mogące ten obraz naruszyć były bezwzględnym tabu, a dotyczyło to nie tylko opozycji i podziemia, ale też dziejów PPR i jej sojuszników, postaw społecznych, historii gospodarczej, powojennych przesiedleń i tak dalej. Okres po roku 1948 nie był opisywany nawet przez partyjnych historyków, również politycy PZPR woleli nie nawiązywać do bezpośredniej przeszłości. Gdy jednak czasem powstawała taka konieczność, dzieje PRL zmieniały się zwykle w wyliczenie osiągniętych wskaźników rozwoju ekonomicznego i społecznego. Aż do 1980 roku nie wspominano kryzysów lat 1948, 1956, 1968, 1970. Obowiązywał pogląd, który wyraził Władysław Gomułka w rozmowie z Aleksandrem Dubczekiem w lutym 1968 roku: „Partia nie umacnia się nigdy, jeśli stale wraca do swej złej przeszłości. Zawsze wykorzystują to nasi wrogowie”. Dopiero w 1981 roku prasa oficjalna i solidarnościowa zamieściły wiele artykułów i wspomnień dotyczących powojennych dziejów. Najwyższe władze PZPR powołały komisję dla zbadania przyczyn i przebiegu kryzysów w PRL. W 1983 roku zdołała ona opublikować syntetyczny raport, ale kalendarium kryzysów ukazało się w paryskich „Zeszytach Historycznych”.

Mimo tych ogromnych trudności niektórzy historycy uczynili wiele, by wykorzystać okresy liberalizacji do zbadania przynajmniej niektórych aspektów historii lat 1944–1948, o czym nieco szerzej piszę w nocie bibliograficznej. Próbę dokumentowania powojennych dziejów podejmowała emigracja, a szereg materiałów i przyczynków ukazało się zwłaszcza w redagowanych przez Jerzego Giedroycia „Zeszytach Historycznych” (łącznie ze wspomnieniami Gomułki o okolicznościach tworzenia Krajowej Rady Narodowej). Bardziej systematycznego opisania różnych aspektów powojennej historii podejmowali się od lat siedemdziesiątych historycy i publicyści związani z opozycją. Trzeba wspomnieć książki Jakuba Karpińskiego poświęcone kolejnym kryzysom, a zwłaszcza monografie Krystyny Kersten.

Historiografia opozycyjna przypominała niesuwerenność powojennej Polski, totalitarny charakter tworzonego przez komunistów ustroju, ukazywała bezprawie i terror pierwszego dziesięciolecia. Był to obraz prawdziwy, zgodny z faktami. Historiografia opozycyjna, przypominając te fakty, podważała zarazem prawomocność PRL i jej ustroju, budziła aspiracje do wolności i suwerenności. W latach osiemdziesiątych ujawnił się spór o sposób ujmowania powojennej historii. Czy ma to być obraz raczej publicystyczny, służący potrzebom walki ideowej i politycznej, czy też tę epokę badać należy w sposób możliwie beznamiętny, rozważając okoliczności wydarzeń, skomplikowane racje ludzi, środowisk, ugrupowań.

Do tworzenia naukowej metody opisu dziejów PRL ogromnie przyczyniła się Krystyna Kersten, autorka fundamentalnej monografii Narodziny systemu władzy. Polska 1943–1948, wydanej w podziemiu oraz na emigracji w 1986 roku, a także kilku innych książek i wielu artykułów. Kryteriom ocen, wynikających z uznania wartości demokratycznych i niepodległościowych, towarzyszyła skrupulatna analiza sytuacji międzynarodowej Polski, warunków społecznych, stanu świadomości, istniejących podziałów ideowych, gry różnych interesów. Kerstenowa nie wahała się pisać o faktach przykrych, podważających narodowe mity. Było to dojrzałe spojrzenie, zachęta do głębszego namysłu nad przeszłością. „Traktuję swoje książki i wykłady jako surowiec i zarazem zaczyn do wyrabiania samodzielnych sądów i opinii, od których zależy rozwój racjonalnej myśli społecznej i nowoczesnej kultury politycznej” – mówiła Kerstenowa w 1986 roku. I dodawała z troską: „Czarno-biała klisza dominująca w urzędowym przedstawianiu dziejów ostatniego półwiecza dość rzadko zastępowana jest obrazem operującym światłocieniem”.

Po roku 1989 badania nad przeszłością mogły się swobodnie rozwinąć dzięki likwidacji cenzury, udostępnieniu historykom archiwów (choć długi czas istniały nadal przeszkody, obejmujące do dziś niektóre ważne obszary). Ujawniono cząstkę – niestety nadal niewielką – archiwów radzieckich. Powstało wiele ważnych opracowań, wydano szereg tomów dokumentów, a także ukazały się syntezy, wśród których wszechstronnością i dojrzałością wyróżnia się Pół wieku dziejów Polski Andrzeja Paczkowskiego.

Podjęta przeze mnie próba spojrzenia na dzieje pięćdziesięciu dramatycznych dla Polski lat XX wieku jest kolejną, po cennych syntezach Andrzeja Paczkowskiego, Andrzeja Garlickiego, Wojciecha Roszkowskiego, Anny Radziwiłł, Andrzeja Leona Sowy oraz zeszytach wielu autorów wydanych pod wspólnym tytułem Dzieje PRL. Czy uzasadnione było napisanie kolejnej książki, ocenią czytelnicy.

Przystępując do tego zadania, próbowałem zwrócić szczególną uwagę na kilka wątków: niesuwerenność państwa oraz zmianę stopnia i przejawów tej niesuwerenności; cechy stałe i zmienne systemu politycznego PRL; złożoność relacji władza – społeczeństwo, w których występował zarówno opór, jak przystosowanie; dokonywane w tym ustroju przemiany społeczne, które prowadziły do formowania się nowego społeczeństwa. Spróbowałem także zweryfikować tezę postawioną przed laty w dyskusji na łamach „Tygodnika Powszechnego”: „Władze PRL [...] oceniać należy na podstawie tego, co mogły osiągnąć w narzuconych im granicach niezależności [od ZSRR]. Czy potrafiły tę autonomię poszerzać, czy konserwowały stan istniejący, czy same dążyły do «integracji» i zawężania ram wolności”.

Pisząc tę książkę, opierałem się na licznych już opracowaniach, a także badaniach źródłowych własnych i zespołowych, które prowadziliśmy w Pracowni Najnowszej Historii Politycznej Instytutu Studiów Politycznych PAN. Wiele przemyśleń i interpretacji, które znajdują odbicie w książce, rodziło się podczas dyskusji prowadzonych w tejże pracowni. Za znakomitą, twórczą atmosferę tych prac należą się podziękowania wszystkim ich uczestnikom, a szczególnie profesorowi Andrzejowi Paczkowskiemu.

Integralną część książki stanowi materiał ilustracyjny. Do zgromadzenia i udostępnienia często unikalnych fotografii przyczyniło się wiele osób z Archiwum Akt Nowych, Ośrodka Karta, Archiwum Dokumentacji Mechanicznej, Archiwum Dokumentacji Historycznej PRL oraz Instytutu Pamięci Narodowej. Pracownicy tych instytucji włożyli wiele wysiłku, by odszukać potrzebne zdjęcia, za co autor i wydawnictwo składają gorące podziękowania. Za pomoc w zilustrowaniu książki jesteśmy bardzo wdzięczni Władysławowi Bartoszewskiemu, Erazmowi Ciołkowi, Zbigniewowi Garwackiemu, Marcinowi Kuli, Grzegorzowi Sołtysiakowi i Andrzejowi Werblanowi. Synowi Krzysztofowi dziękuję za pomoc w komputerowym przygotowaniu zdjęć do publikacji.

Andrzej Friszke

P R Z E D M O W A   D O   W Y D A N I A   D R U G I E G O

Wydana w 2003 roku książka Polska. Losy państwa i narodu 1939–1989 była próbą opowiedzenia i podsumowania półwiecza historii: od czasu tragicznej okupacji przez dramatyczne, ale i złożone pod wieloma względami lata PRL, po rozwinięcie się ruchu „Solidarności” i doprowadzenie w toku walki, dialogu, ale i kompromisu do utworzenia demokratycznego państwa polskiego.

Książka spotkała się z życzliwym przyjęciem czytelników, pozytywnymi uwagami, była wykorzystywana w edukacji na poziomie akademickim, a w 2022 roku, przetłumaczona przez Bernarda Wiadernego na język niemiecki, ukazała się w prestiżowym wydawnictwie Brill. Niemieckie wydanie dopełniają rozdziały poświęcone historii III Rzeczypospolitej w latach 1989–2015 napisane przez Antoniego Dudka. Decyzja Iskier, by wznowić syntezę obejmującą okres 1939–1989, poprzestać na zamkniętej epoce, jest zrozumiała i podzielana przez niżej podpisanego. Wynika to również z potrzeby skupienia uwagi na tym okresie, stopniowo zapominanym, często demonizowanym i redukowanym do stereotypów, które mają wydobywać tylko oderwane od siebie fakty i treści.

Zanika pamięć o działającym w czasie wojny rządzie polskim na emigracji, nawet nazwisko gen. Sikorskiego kojarzą tylko lepsi studenci. Pojęcie i realia polskiego państwa podziemnego są atakowane przez prawicę nacjonalistyczną, lansującą mit NSZ w taki sposób, by kreować wyobrażenie równoprawności różnych tradycji oporu i podważyć wyjątkowość AK jako jedynej upełnomocnionej przez rząd polski siły zbrojnej w okupowanym kraju. Zarazem z przeciwnej strony fakty udziału części ludzi podziemia (nie tylko z NSZ, ale też z AK) w zbrodniach na Żydach bywają uogólniane w kierunku podważenia obrazu Polski podziemnej walczącej z Niemcami. Odpowiedzią na to jest negowanie przez obrońców nieskazitelności Polaków wyników badań przeprowadzonych przez Centrum Badania Zagłady Żydów, które pokazują skalę antysemityzmu oraz biernego, ale też nieraz czynnego udziału w zbrodniach, zwłaszcza na prowincji. Tezy o niezłomnym oporze całego narodu znajdują wsparcie instytucji państwa, a w 2018 roku próbowano wprowadzić regulacje prawne zagrażające historykom prowadzącym „niewłaściwe” badania. Dyskusja o latach okupacji i postawach Polaków staje się coraz trudniejsza także dlatego, że w całej historiografii najnowszej następuje przesunięcie uwagi od zainteresowania elitami, organizacjami i instytucjami, do koncentrowania jej na codzienności i doświadczeniach ludzi przeciętnych.

Przyjmowane przed dwudziestu laty w zasadzie bez sprzeciwu słowa Krystyny Kersten, że historyk nie jest prokuratorem ani sędzią, ma wyjaśniać zjawiska, wydarzenia, ich genezę i konsekwencje, a celem jest dojrzałe spojrzenie, zachęta do głębszego namysłu nad przeszłością, zostało odrzucone przez bardzo wielu zajmujących się historią. Uznali się za uprawnionych do orzekania, „kto był bohaterem, a kto zdrajcą”, do kreowania właściwych tradycji, wzorów wychowawczych, ideologicznych i politycznych. Historia stała się dla wielu opowieścią mającą legitymizować partię rządzącą, wzmacniać godnościowe narracje, najlepiej ludowo-narodowe. Przeszkadzające tym ambicjom fakty, organizacje, postacie są spychane na margines, eliminowane z pamięci. Silny jest nurt redukowania doświadczeń powojennego 45-lecia do kilku wątków eksponowanych w ramach konfliktu politycznego przy pomijaniu złożoności sytuacji międzynarodowej, wewnętrznej, społecznej i ekonomicznej oraz trwającej przez powojenne dziesięciolecia ewolucji relacji między monopolistyczną władzą a społeczeństwem. Pamięć o latach powojennych redukuje się zwykle do mitu „żołnierzy wyklętych”, ale już nawet nie do historii WIN-u, a tym bardziej PSL-u, którego aktywność i walka o przeprowadzenie wyborów przestała „mieć znaczenie”. Rozumienie historii zastępowane jest emocjonalną identyfikacją skupioną na bohaterach, symbolach, tym razem nie na ludziach zwykłych, cywilnych, ich sytuacji i losach. Obraz zredukowany do starcia komunistów z partyzantami z lasu niszczy prawdę o złożoności problemów i postaw tego czasu. W prawicowych narracjach nie ma miejsca na dzieje i następstwa społeczne reformy rolnej wraz z exodusem milionów wiejskich dzieci do miast, odbudowy kraju ze zniszczeń wojennych, a nawet objęcia przez Polskę, osiedlenia i zagospodarowania ziem nad Odrą i Nysą. Rozumienie sensu tych trzech wielkich wyzwań i procesów społecznych nie pozwoliłoby redukować obrazu do czarno-białego schematu walki dobra ze złem, bohaterów ze zdrajcami.

W pamięci społecznej, także nauce szkolnej, zanika poczucie znaczenia wielkich cezur 1948, a nawet 1956 roku. Jeśli tę datę się przywołuje, to raczej w kontekście poznańskiego buntu robotniczego niż Października jako wielkiego przesilenia politycznego. W uproszczonym schemacie antykomunistycznym nie ma miejsca na przypominanie i przywoływanie tradycji inteligenckich dążeń do demokratyzacji systemu, obrony praw kultury, szukania dróg otwarcia na Zachód. W prawicowej narracji liczy się właściwie jedynie postawa Kościoła prowadzonego przez kardynała Wyszyńskiego, ale i jego polityka jest upraszczana do schematu niezłomności antykomunistycznej. Kościół ma być jedynym nośnikiem i obrońcą polskiej tożsamości i tradycji. Tendencja takiej prezentacji powojennych dziejów została narzucona przez ministra edukacji w podstawie programowej do przedmiotu Historia i teraźniejszość w 2022 roku.

Redukcja ta prowadzi do coraz słabszego rozumienia sytuacji i zachowań Polaków w PRL, także motywacji i form zarówno przystosowania do systemu, jak i oporu przeciw niemu. Zanika też wiedza, czym był system zbudowany przez partię monopolistę, jakie były jego reguły, jakim zmianom podlegał, jak szukał legitymizacji społecznej. Próba wykreślenia blisko 45 lat PRL z ciągu polskich dziejów jest nie tylko niemądra i krzywdząca, ale oznacza też w konsekwencji uznanie za nieistotne, „nieliczące się” wybory, działania i prace podejmowane przez trzy pokolenia żyjących wtedy Polaków. Uderza w ciągłość tradycji, także nauki i kultury.

Mimo starań Europejskiego Centrum Solidarności, Ośrodka Karta, szeregu innych instytucji i wielu autorów cennych opracowań coraz trudniej rozumieć, czym była „Solidarność”, o co i dlaczego walczyła metodami nacisku i organizowania społeczeństwa do samorządności, jaki miała horyzont ideowy i programowy. Redukowana jest z przestrzeni publicznej pamięć o „Solidarności”, jej działaczach i przywódcach, następuje wymazywanie z historii Lecha Wałęsy, przedstawianego ze względu na błąd młodości jako agent „Bolek”, postać bez zasług i znaczenia. Dzieje głównego nurtu „Solidarności” w sprzedawanych w urzędach pocztowych książkach przedstawiane są jako podejrzenie uwikłania i zdrady. W to miejsce wprowadza się alternatywnych bohaterów i inną „Solidarność”, bo Walczącą.

Zanika też pamięć o wielkim kryzysie ekonomicznym lat osiemdziesiątych, który był punktem wyjścia przemian 1989 roku. Polska droga do wolności polegająca na sporze, walce, ale i dialogu między przywódcami PZPR i „Solidarności”, pokojowa konfrontacja w wyborach 4 czerwca i jej skutki – utworzenie rządu Mazowieckiego, pobudzenie poprzez przykład i powiew nadziei ruchów wolnościowych w NRD i Czechosłowacji, co było słusznie uznane za wielki przełom w dziejach naszej części Europy, przez zajadłych publicystów i polityków redukowana jest do niejasnego manewru, nawet spisku o dwuznacznych konsekwencjach. Odrodzenie Polski jako III Rzeczpospolitej, państwa wszystkich obywateli, demokratycznego, obywatelskiego, opartego na prawie, dążącego do współpracy z sąsiadami oraz jednoczącą się Europą jest pomniejszane i przedstawiane jako epoka „postkomunizmu”.

Powyższe zjawiska w niewielkim stopniu są zawinione przez historyków, skupionych na badaniach, wydających książki i artykuły w pismach fachowych, czasem publikujących też w prasie. Historia traktowana jako nauka przyniosła także w minionym dwudziestoleciu wiele ważnych odkryć i analiz. Niebezpieczne wypaczenia obrazu dziejów spowodowała natomiast tzw. polityka historyczna, która kładzie akcent nie na prawdę o przeszłości, ale na pamięć o niej, wydobywanie tylko niektórych jej wątków, tworzenie mitów i symboli. Polityka historyczna pragnie kształtować ideologię polityczną wspólnoty za pomocą obrazów i przywołań dotyczących przeszłości tak, by kreować godność i chwałę narodu jako treści wychowawcze. Kreatorzy polityki historycznej – głównie politycy prawicy i związani z nimi dziennikarze oraz nieliczni historycy – lekceważą zazwyczaj ustalenia historii akademickiej, poruszają się w kręgu wyobrażeń i mitologii, która ma tworzyć wyobrażenia zamiast wiedzy, ostro dzielić na „swoich” i „obcych”.

Nurt kształtowania wyobrażeń o przeszłości wykorzystał w wielkim stopniu nowe możliwości technologiczne zwłaszcza Internet. Stworzył on cenną pomoc dla zainteresowanych historią – na stronach internetowych można znaleźć wiele szczegółowych opracowań, biogramów, przyczynków, świadectw, fragmenty filmów dokumentalnych, dawno temu opublikowane artykuły, interesujące dyskusje i wywiady z badaczami przeszłości. Nowe technologie, jak choćby e-booki, pozwalają docierać szerzej, zwłaszcza do młodszych czytelników, kształtowanych już przez nowe media. Liczne strony internetowe, także filmiki i wykłady publikowane na You Tube, mają zasięg nieporównywalny z książkami i są łatwe w odbiorze. Zarazem jednak narasta w Internecie zjawisko wypierania wiedzy przez manipulację, prawdy przez półprawdy i fikcje. Dbając o atrakcyjność, komunikatywność, pobudzanie wyobraźni i emocji, twórcy tych narracji często lekceważą zjawiska skomplikowane, opisane przez prawdziwych historyków fakty i procesy, tworzą natomiast własną kreację, wyobrażenia, upraszczają, a bywa, że świadomie kłamią. „Narracje” wytwarzają „bańki medialne”, w których prawda o współczesności i przeszłości jest ustalona, powielana i nie ma być podważana, kolejne wpisy i opowieści mają umacniać wspólne myślenie, wyobrażenia, co nazywa się niekiedy tożsamością. „Media tożsamościowe” służą budowaniu więzi, przekonań, emocji i wyobrażeń prawdy, także historycznej, a nie dociekaniu prawdy. W konsekwencji postępuje brak możliwości rozmowy, dyskusji, szukania porozumienia, dociekania prawdy historycznej.

Część publicystów zajmujących się także historią ma ambicje ideologiczno-polityczne, dotyczy to zwłaszcza ludzi budujących swą popularność albo na podsycaniu nienawiści na przykład do Ukraińców, Niemców, Żydów, albo do tworzenia wizji spisków zmierzających do zniewolenia Polski lub wykupienia jej gospodarki przez obce, wrogie siły, co starają się łączyć z dekonstrukcją pamięci o polskiej drodze do wolności od Sierpnia 1980 do wyborów czerwcowych 1989 roku i dalszego budowania III Rzeczypospolitej.

Konieczne jest przeciwstawienie się tym szkodliwym uproszczeniom i schematom, kłamstwu historycznemu, zrywaniu ciągłości dziejów, tradycji oraz zapominaniu, gdyż prowadzi to do niezrozumienia historii Polski i doświadczeń poprzednich generacji Polaków. I do smutnej konstatacji, że historia niczego nas nie uczy. Skromnym przyczynkiem i pomocą w tych zmaganiach ma być ta książka.

Po 20 latach od napisania tej syntezy podtrzymuję przedstawiony tu obraz zdarzeń i procesów oraz ocen. Przez ten czas powstały dziesiątki książek rozwijających poszczególne opisane tu syntetycznie zjawiska, historycy wykonali ogromną pracę, analizując archiwa PZPR oraz akta MSW zgromadzone w Instytucie Pamięci Narodowej. Sam też przeprowadziłem rozległe badania i opublikowałem kilka opartych na nich książek. Przyrost wiedzy pozwolił pogłębić rozumienie wielu wydarzeń, ale nie wyłania się z wyników badań historia inna niż ta, którą w zasadniczych wątkach znaliśmy już wcześniej. Nie zakwestionowano sensu zdarzeń, nie wykazano, że historia biegła inaczej, niż wcześniej sądziliśmy. Ujawniono jednak dokumenty, powstały opracowania, które każą zweryfikować część kwestii szczegółowych, uściślić liczby, zwłaszcza dotyczące strat ludzkich i represji w czasie okupacji i w okresie powojennym. Takie poprawki zostały wprowadzone. W kilkunastu miejscach dopisałem po kilka lub kilkanaście zdań o wydarzeniach wcześniej nieznanych lub niedokładnie zbadanych, które jednak miały znaczenie dla obrazu przemian, sytuacji sił czy ważnych postaci życia publicznego. Nie mnożyłem jednak szczegółów, nie chciałem bowiem odejść od syntetycznej formy wykładu.

Uważny czytelnik zorientuje się, że syntetyczność wykładu jest większa, gdy omawiam dzieje wojny i okupacji oraz pierwszego dziesięciolecia powojennego. Więcej i szerzej piszę o latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Takie proporcje były zamierzone nie tylko dlatego, że dziesięciolecia wcześniejsze były opisane w monografiach wspominanych w nocie bibliograficznej zamieszczonej w wydaniu pierwszym, ostatnie dwudziestolecie było zbadane znacznie słabiej. Miałem też wzgląd na oczekiwania czytelnika, by czas zapamiętany w osobistym doświadczeniu nie został potraktowany zbyt skrótowo i pobieżnie. Tych proporcji nie naruszam w wydaniu drugim, choć jestem świadomy, że dramaty i tragedie czasu wojny i okupacji oraz lat bezpośrednio powojennych są ogromne i zasługują na wnikliwe ich opisanie. Czynią to historycy, odsyłam do ich najważniejszych prac w zamieszczonej na końcu tomu bibliografii, poprzestając jednak na syntezie. Jej celem – jak zawsze w syntezach – jest wskazanie na fakty i zjawiska najważniejsze oraz wzajemne ich powiązanie, by ukazać proces, kierunek zmian i jego najważniejsze cechy.

Nie przedrukowujemy „Noty bibliograficznej” z pierwszego wydania, która oddaje stan wiedzy o postępie badań z 2002 roku. Jej uaktualnienie wymagałoby bardzo znacznego poszerzenia tekstu. Zamiast tego proponujemy czytelnikowi „Bibliografię selektywną”, w której odnotowano najważniejsze książki pozwalające na pogłębienie wiedzy o różnych aspektach opowiedzianej tu historii.

Andrzej Friszke

1POLSKA PODBITA

„Rząd Rzeszy Niemieckiej i Rząd ZSRR po upadku byłego Państwa Polskiego uważają za swe wyłączne zadanie przywrócić na tych obszarach pokój i porządek oraz zabezpieczyć narodom tam żyjącym spokojny byt, odpowiadający ich właściwościom narodowym”. Od tych słów zaczynał się niemiecko-sowiecki układ „o granicach i przyjaźni” podpisany przez Ribbentropa i Mołotowa na Kremlu 28 września 1939 roku. Skorygowano wówczas granicę rozbioru ustaloną 23 sierpnia – Niemcy zrezygnowały na rzecz ZSRR z wpływów na Litwie, w zamian otrzymując Lubelszczyznę i wschodnie Mazowsze. Granica miała zatem biec wzdłuż Sanu, Bugu, Narwi i Pisy, po stronie niemieckiej znalazł się także okręg suwalski. ZSRR zagarnął 51,5 procent obszaru Drugiej Rzeczypospolitej, Niemcy 48,5 procent. W tajnym protokóle do układu stwierdzano, że oba mocarstwa nie dopuszczą na swych terytoriach do polskiej agitacji, wymierzonej przeciw drugiej stronie, i będą dławiły wszelkie próby takiej agitacji.

Podbój Polski był tylko elementem szerszych zamierzeń totalitarnych mocarstw. W 1940 roku Hitler uderzył na Zachód, podbił Norwegię, Danię, Holandię, Belgię, pokonał Francję, natomiast skuteczny opór zdołała mu stawić Wielka Brytania. Tymczasem Stalin zagarnął Litwę, Łotwę, Estonię oraz przyłączył do ZSRR znaczną część Rumunii. Okrojona Rumunia, podobnie jak Węgry i Bułgaria, znalazła się wśród państw zależnych od Niemiec. Po pokonaniu w zbrojnym starciu Jugosławii nazistowska Trzecia Rzesza dominowała w Europie, ale nadal wizja Hitlera zdobycia ogromnych przestrzeni na wschodzie była niezrealizowana. 22 czerwca 1941 roku, łamiąc układy z 1939 roku, Niemcy uderzyły na Związek Radziecki. W ciągu niewielu dni całe terytorium Drugiej Rzeczpospolitej znalazło się we władaniu Niemiec.

Okupacja niemiecka

W trakcie działań wojennych we wrześniu 1939 roku administrację na okupowanym terytorium sprawowali dowódcy armii Wehrmachtu. Za wojskiem posuwały się grupy operacyjne policji bezpieczeństwa, które miały fizycznie likwidować polską elitę przywódczą. Już zatem przed formalnym ustanowieniem reżimu okupacyjnego doszło do masowych zbrodni, których ofiarą padło kilkanaście tysięcy osób.

Polityka Niemiec w okupowanej Polsce wynikała nie tylko z pragmatycznych potrzeb reżimu okupacyjnego oraz charakteru państwa totalitarnego. Jej ważnym uzupełnieniem były teorie o rasowej niższości Polaków, zamiar wyniszczenia narodu, tak by nie był w stanie aspirować do odzyskania wolności, oraz dążenie do poszerzenia „przestrzeni życiowej” dla narodu niemieckiego. Toteż Niemcy nie starali się o pozyskanie części ludności miejscowej i nie szukali przywódców skłonnych do kolaboracji. Według wielokrotnie w czasie wojny powtarzanych deklaracji i instrukcji przywódców Rzeszy, celem polityki okupacyjnej była degradacja narodu polskiego i przeobrażenie go w rezerwuar taniej siły roboczej.

Podział ziem zajętych przez Niemcy został dokonany w październiku 1939 roku. Dekretem Hitlera z 8 października bezpośrednio włączono do Rzeszy ziemie obejmujące dawny zabór pruski – Wielkopolskę, Pomorze, a także Górny Śląsk, ponadto z dawnego zaboru rosyjskiego północne Mazowsze, Kujawy, okręg łódzki, jak również zachodnie powiaty byłego zaboru austriackiego. Całe to terytorium inkorporowano do niemieckiego obszaru państwowego i gospodarczego, ale od Rzeszy właściwej oddzielono granicą policyjną. Łącznie obszar ziem wcielonych obejmował 92 000 km2 z 10 milionami ludności, w tym 90 procentami Polaków. Politycy hitlerowscy spodziewali się jednak możliwie szybko usunąć „zbędną” ludność polską oraz przeprowadzić akcję germanizacyjną, tak aby ziemie wcielone stały się integralną częścią Niemiec. Po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej w 1941 roku do Rzeszy włączono jeszcze Białostocczyznę, pozostałe ziemie wschodnie Drugiej Rzeczpospolitej weszły w skład Komisariatu Rzeszy Ukraina lub Komisariatu Rzeszy „Kraj Wschodu”.

Na pozostałym, obejmującym 95 000 km2, okupowanym przez Niemcy terytorium dekretem Hitlera z 12 października 1939 roku utworzono Generalne Gubernatorstwo jako obszar osiedlenia Polaków, pozbawiony jakiejkolwiek suwerenności i zarządzany przez niemiecką administrację. Na czele tej prowincji z tytułem generalnego gubernatora z siedzibą na Wawelu stanął Hans Frank, wysoki funkcjonariusz NSDAP, minister sprawiedliwości Rzeszy i prezes Akademii Prawa Niemieckiego. Podlegał mu rząd GG złożony wyłącznie z funkcjonariuszy niemieckich. Obszar GG podzielono na cztery dystrykty administracyjne – krakowski, warszawski, lubelski i radomski. Po wybuchu wojny radziecko-niemieckiej w 1941 roku dołączono wschodnią część dawnego zaboru austriackiego ze Lwowem, tworząc piąty dystrykt – Galicję (47 000 km2). Wiosną 1942 roku w Generalnym Gubernatorstwie mieszkało 17,6 miliona ludzi, w tym 11,3 miliona Polaków, 4 miliony Ukraińców, 2 miliony Żydów oraz około 300 000 cywilnych Niemców, w większości sprowadzonych po 1939 roku.

Wszelkie wyższe stanowiska administracyjne w Generalnym Gubernatorstwie sprawowali Niemcy, na ten teren rozciągała się również władza niemieckiego sądownictwa, policji i aparatu represji. Ustanowiono natomiast między GG a Rzeszą granicę celną, dewizową, walutową i policyjną. Prawo dla GG stanowił kanclerz Niemiec i upoważnione przez niego organy, generalny gubernator oraz dowódca policji i SS w Generalnym Gubernatorstwie. Uniemożliwiono wznowienie pracy przez przedwojenne organy samorządu terytorialnego, ale pozostawiono ich organy wykonawcze. Na czele zarządów miast i gmin stali zatem przeważnie Polacy, lecz ich kompetencje ograniczono do takich spraw, jak gospodarka komunalna, pomoc społeczna, dystrybucja kart żywnościowych i tym podobne. Wszelkie decyzje polskiej administracji mogły być anulowane przez sprawującą nad nią nadzór administrację niemiecką, a każdy urzędnik polski mógł być natychmiast odwołany. Metodą niemieckiego zarządu na wszystkich szczeblach były nakazy i zakazy oraz wymuszanie posłuchu za pomocą represji.

Narzucone specjalne prawa segregowały ludność podbitego kraju według kryteriów narodowych. Pełne prawa posiadali jedynie Niemcy, mniejsze i zróżnicowane mieli ludzie wpisani na niemiecką listę narodowościową (Deutsche Volksliste). Pozostałej ludności system prawa hitlerowskiego nadawał status umożliwiający jej terroryzowanie, przesiedlanie, pozbawianie majątku, ograniczenie możliwości poruszania się. Tych „poddanych” podzielono na różne kategorie – większymi swobodami dysponowali Ukraińcy w Generalnym Gubernatorstwie, mniejszymi Polacy, natomiast wobec Żydów zastosowano represyjne i segregacyjne prawa wynikające z rasistowskich ustaw norymberskich, nim jeszcze przystąpiono do ich ostatecznej zagłady.

1. Niemiecki transparent propagandowy w Krakowie

Już jesienią 1939 roku Niemcy zamknęli wszelkie polskie instytucje życia kulturalnego i komunikacji społecznej. Zlikwidowano Polskie Radio i nakazano zdawanie aparatów radiowych. Zabroniono wydawania polskiej prasy. W jej miejsce powstały nieliczne pisma (w tym kilka dzienników z „Nowym Kurierem Warszawskim” na czele) kierowane przez Niemców i służące za narzędzia propagandowego oddziaływania na społeczeństwo polskie. Zniesiono szkolnictwo średnie typu gimnazjalnego i licealnego oraz zamknięto uniwersytety i inne szkoły wyższe. Aresztowanie profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego (6 listopada 1939 roku) oraz ich zesłanie do obozu koncentracyjnego było jedną z pierwszych tak brutalnych represji, wstrząsnęło polską opinią publiczną i pozbawiło ją złudzeń co do celów niemieckiej polityki okupacyjnej. Uniemożliwiono wydawanie polskich książek, jeśli miały jakiekolwiek przesłanie patriotyczne, zamknięto biblioteki, kontroli poddano księgarnie. Pozostawiono nieliczne teatry, narzucając im niemiecki nadzór i repertuar czysto rozrywkowy. Zabroniono upowszechniania patriotycznej kultury, także utworów muzycznych, na przykład Chopina i Moniuszki. Zdemontowano wiele pomników polskich bohaterów narodowych i pisarzy. Zakazem wszelkiej działalności objęto organizacje polityczne, społeczne, kulturalne, związkowe, zezwalając jedynie na organizowanie pomocy społecznej przez Radę Główną Opiekuńczą, Polski Czerwony Krzyż i – do 1941 roku – przez Stołeczny Komitet Samopomocy Społecznej.

Pozostawiono niższe instancje polskiego sądownictwa, ale mogły one rozpatrywać jedynie sprawy mniejszej wagi – cywilne i karne. Sprawy polityczne i dotyczące naruszenia „interesów Rzeszy” kierowano do sądów niemieckich. Przedwojenną policję po reorganizacji poddano ścisłej kontroli niemieckiej. Licząca 12 000 funkcjonariuszy policja, zwana granatową, spełniała funkcje porządkowe, patrolowe oraz pomocnicze wobec policji niemieckiej, między innymi uczestniczyła w ściganiu podejrzanych o przestępstwa kryminalne i była wykorzystywana do konwojowania niektórych kategorii więźniów. Pozycję nadrzędną, także w sprawach kryminalnych, otrzymała policja niemiecka, natomiast szeroko rozumiane problemy bezpieczeństwa znalazły się w kompetencji odpowiednich formacji niemieckich (kripo, sipo, gestapo).

Wyposażone w rozległe kompetencje organy bezpieczeństwa otrzymywały dyrektywy od Heinricha Himmlera, Reichsführera SS i zwierzchnika policji politycznej i kryminalnej w Rzeszy, mianowanego również komisarzem Rzeszy do umacniania niemczyzny. Podlegający Himmlerowi dowódca policji i SS w Generalnym Gubernatorstwie wpływał na charakter polityki okupacyjnej w stopniu nie mniejszym niż Frank. Najistotniejsze decyzje dotyczące losu Polaków zapadały jednak w Berlinie i były podejmowane przez Hitlera bądź Himmlera.

Eksterminacja polskiego – jak to ujmowano – „elementu przywódczego” rozpoczęła się już we wrześniu 1939 roku. Grupy operacyjne policji bezpieczeństwa według przygotowanych imiennych list wymordowały do końca 1939 roku 40 000 osób na ziemiach wcielonych do Rzeszy oraz około 5000 w Generalnym Gubernatorstwie. W maju 1940 roku rozpoczęto w Generalnym Gubernatorstwie tak zwaną akcję AB – likwidacji „warstwy przywódców duchowych Polski”. Do jesieni tego roku zgładzono z tego „paragrafu” około 3500 osób. Miejscem masowych rozstrzeliwań stały się między innymi Palmiry w Puszczy Kampinoskiej, gdzie zamordowano byłego marszałka Sejmu Macieja Rataja i przywódcę PPS Mieczysława Niedziałkowskiego oraz wielu innych działaczy politycznych, społecznych, dziennikarzy, twórców kultury. W tym samym czasie aresztowano i zesłano do obozów koncentracyjnych około 20 000 osób na ziemiach wcielonych do Rzeszy oraz kilkanaście tysięcy z Generalnego Gubernatorstwa. Oblicza się, że jedynie kilka procent z nich przeżyło do końca wojny. Po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej latem 1941 roku zamordowano 40 profesorów i wykładowców uczelni lwowskich, w tym byłego premiera profesora Kazimierza Bartla i znanego tłumacza oraz krytyka Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Oblicza się, że w ramach akcji likwidowania polskiej „warstwy przywódczej” Niemcy zamordowali 52 000 osób.

System hitlerowskiego „prawodawstwa” wobec Polaków rozwijał się od początku okupacji, osiągając maksymalną represyjność w latach 1942–1943. Karę śmierci przewidziano za wiele czynów, poczynając od udziału w konspiracji czy pomocy dla ukrywających się, a kończąc na słuchaniu zagranicznych radiostacji czy nielegalnym uboju i handlu. Odstąpiono od normalnych procedur sądowych, wnikliwego analizowania dowodów, respektowania prawa oskarżonego do obrony, możliwości apelacji. Według niepełnych danych w całym okresie okupacji hitlerowskiej policyjne sądy doraźne skazały na śmierć około 80 000 osób. Regułą było stosowanie w śledztwie bicia i tortur celem wymuszenia zeznań. Powszechnie znanymi miejscami męczeństwa tysięcy Polaków stały się warszawski Pawiak i siedziba gestapo w alei Szucha, więzienie Montelupich w Krakowie, Zamek Lubelski, Fort VII w Poznaniu.

2. Egzekucja siedmiu Polaków w Krakowie-Płaszowie 23 czerwca 1942

Wprowadzono zasadę zbiorowej odpowiedzialności za „wykroczenia”, która obejmowała zarówno członków rodziny, jak innych mieszkańców danej miejscowości. Już w grudniu 1939 roku rozstrzelano w Wawrze pod Warszawą 106 niewinnych osób w odwecie za zamordowanie 2 niemieckich żołnierzy. W kwietniu 1940 roku na Kielecczyźnie, gdzie działał oddział partyzancki majora „Hubala”, spalono ponad 600 zagród i rozstrzelano ponad 700 osób. Rozstrzeliwanie lub wieszanie zakładników, także w egzekucjach publicznych, oraz pacyfikacja wsi w rejonach działań zgrupowań partyzanckich stały się od 1942 roku szeroko stosowaną metodą zastraszania ludności. Szczególnych zbrodni dopuszczano się w Warszawie, gdzie od października 1943 roku do lutego 1944 roku rozstrzelano na ulicach miasta ponad 1700 zakładników – według list rozwieszanych przez Niemców jako obwieszczenia, a ponad 3000 – według późniejszych ustaleń historyków.

3. Więźniowie obozu Auschwitz

Wobec aresztowanych, których zdecydowano się nie zabijać, powszechnie stosowano zasadę bezterminowego zsyłania do obozów koncentracyjnych. Stworzone w Niemczech wkrótce po dojściu Hitlera do władzy obozy były jedną z charakterystycznych cech nazistowskiego aparatu represji. Stały się również ważnym narzędziem wyniszczania „elementu niepożądanego” w krajach okupowanych. Więzień obozu tracił swą osobowość – odziany w charakterystyczny pasiak, pozbawiony indywidualnych praw, stawał się anonimowym numerem całkowicie zdanym na łaskę oficerów SS oraz ich służby pomocniczej, zwykle rekrutowanej spośród kryminalistów. Zsyłanie obywateli polskich do obozów koncentracyjnych rozpoczęło się już jesienią 1939 roku i było kontynuowane aż do końca wojny. Aresztowanych kierowano do obozów koncentracyjnych w Rzeszy – Dachau, Sachsenhausen, Buchenwaldu, Mauthausen-Gusen, Gross-Rosen, Ravensbrück oraz tworzonych na ziemiach polskich – Stuthoffu na Pomorzu, Oświęcimia, Majdanka pod Lublinem i innych. Obozy zakładano także na obrzeżach wielkich miast, na przykład Płaszów pod Krakowem i Radogoszcz pod Łodzią. Obozy koncentracyjne spełniały istotną rolę w systemie gospodarczym nazistowskiego państwa, dostarczając bezpłatnej siły roboczej do ciężkich prac. Głodowe racje żywnościowe (700–1500 kalorii dziennie), stłoczenie więźniów, tragiczne warunki sanitarne, brak ciepłej odzieży w połączeniu z niewolniczą pracą oraz biciem i innymi metodami znęcania się powodowały ogromną śmiertelność. Ponadto więźniowie słabi, chorzy, nieefektywni często byli mordowani, a ich miejsce zajmował nowy „nabór” pozyskiwany drogą aresztowań lub przeprowadzanych na ulicach miast „łapanek”. Obozy koncentracyjne były również miejscem dokonywania różnorodnych eksperymentów medycznych, w których nie liczyło się zdrowie i życie więźnia. Począwszy od 1941 roku, uruchomiono nowy typ obozów przeznaczonych głównie dla Żydów, a służących natychmiastowej eksterminacji (szerzej na ten temat w rozdziale Zagłada Żydów).

Szczególne znaczenie miał utworzony w 1940 roku obóz w Oświęcimiu (Auschwitz), który stopniowo rozwinięto w swego rodzaju kombinat. Prócz obozu macierzystego zbudowano setki baraków w Brzezince, założono także około 40 podobozów. Oświęcim był obozem śmierci, przystosowanym do masowej eksterminacji Żydów, ale także miejscem wykorzystania na wielką skalę niewolniczej pracy więźniów. W ciągu niespełna 5 lat funkcjonowania obozu trafiło tu co najmniej 1,3 miliona ludzi, w tym 1,1 miliona Żydów, 140 000–150 000 Polaków, 23 000 Cyganów, 15 000 radzieckich jeńców wojennych i około 25 000 więźniów innych narodowości. Około 400 000 więźniów zarejestrowano, skierowano do baraków i pracy, pozostałych – niemal wyłącznie Żydów – natychmiast uśmiercano w komorach gazowych. Spośród więźniów Polaków zginęła połowa. W drugim pod względem wielkości obozie w Majdanku koło Lublina zginęło 230 000–250 000 więźniów.

Ustalenie liczby Polaków, którzy znaleźli się w różnych obozach koncentracyjnych, jest niezmiernie trudne, gdyż pod koniec wojny hitlerowcy niszczyli dokumentacje, a ponadto część więźniów przenoszono z jednego obozu do drugiego. Pobyt w hitlerowskich więzieniach i obozach różnego typu przeżyło kilkaset tysięcy obywateli polskich, trudna do oszacowania jest liczba więźniów, którzy zginęli wskutek nieludzkich warunków, maltretowania lub straconych.

Hitlerowska polityka okupacyjna, prócz eliminacji ludzi zbędnych w nazistowskim państwie, przewidywała również szybką zmianę mapy etnicznej zajętych terenów. Służyły temu przesiedlenia setek tysięcy ludzi (a w zamierzeniu milionów). Jesienią 1939 roku rozpoczęło się rugowanie Polaków z ziem wcielonych do Rzeszy, głównie z Wielkopolski i Pomorza, połączone z konfiskatą ich mienia. Na listach przeznaczonych do wysiedlenia w granice Generalnego Gubernatorstwa znalazły się zwłaszcza rodziny należące do szeroko pojętej lokalnej elity politycznej, społecznej, ekonomicznej, w tym także właściciele zakładów rzemieślniczych i większych gospodarstw rolnych. Wysiedlenia dokonywano przez zaskoczenie, nocą, otaczając kordonem policyjnym wsie lub dzielnice miast, po czym wkraczano do mieszkań, żądając niezwłocznego spakowania niezbędnego bagażu (do 25–30 kg na osobę). W ciągu kilkudziesięciu minut wysiedlanych wywożono do obozów przejściowych, gdzie czekali na dalszy transport. Akcja ta, której szczególne natężenie przypadło na zimę 1939/1940 roku, ale kontynuowana także w następnych latach, objęła ponad 900 000 osób. Jedynie połowa z tej liczby trafiła do Generalnego Gubernatorstwa, część znalazła się na robotach przymusowych w Rzeszy, część tkwiła w obozach przejściowych. W opróżnionych domach, gospodarstwach i warsztatach osadzano Niemców etnicznych, sprowadzanych głównie z krajów bałtyckich, Ukrainy i Rumunii. Akcję wysiedleńczą i równoległą „osadniczą” kontynuowano aż do 1944 roku.

Od listopada 1942 roku do wiosny 1943 roku Niemcy wysiedlili około 100 000 chłopów Zamojszczyzny, z których część trafiła do obozów koncentracyjnych lub na roboty do Rzeszy. Celem wysiedleń na Zamojszczyźnie była próba zainicjowania kolonizacji i germanizacji Generalnego Gubernatorstwa. Efektem tej brutalnej akcji był gwałtowny rozwój ruchu oporu, powstanie oddziałów partyzanckich, ale także rozpalenie konfliktu polsko-ukraińskiego.

Szczególnie wielką grupę Polaków dotknął los przymusowych robotników w Rzeszy. Pozyskiwanie taniej siły roboczej z krajów podbitych było jednym z celów polityki niemieckiej, a poniekąd koniecznością gospodarczą, skoro miliony mężczyzn zaciągano do wojska i różnorodnych formacji policyjnych. Rozpoczęty pod koniec 1939 roku werbunek – zrazu dobrowolny – przyniósł niewielkie rezultaty i już od wiosny rozpoczęło się pozyskiwanie „robotników” drogą wydawania przez niemiecką administrację nakazu pracy w Niemczech oraz przeprowadzania łapanek na ulicach miast, targowiskach, dworcach, pod kościołami i w podobnych miejscach. Status robotników nadano szeregowcom i podoficerom przebywającym w obozach jenieckich. Oblicza się, że w całym okresie okupacji wywieziono „na roboty” z ziem wcielonych ponad 700 000 ludzi, z Generalnego Gubernatorstwa i okręgu białostockiego 1,2 miliona, z dawnych Kresów Wschodnich około 500 000 (w tym Ukraińców i Białorusinów), z obozów jenieckich uzyskano około 300 000. Wywożenie siły roboczej trwało aż do końca 1944 roku. Ogółem do pracy w Rzeszy zmuszono ponad 2,8 miliona obywateli Drugiej Rzeczypospolitej, choć czas ich przebywania na robotach był zróżnicowany i sięgał od kilku tygodni do paru lat. Warunki, w jakich pracowali polscy robotnicy przymusowi, także były różne – od wyniszczających zdrowie w niektórych sektorach przemysłu po dające najlepsze szanse przetrwania w rolnictwie. Wiele zależało od okoliczności trudnych do ujęcia w statystyce – osobistych cech właściciela zakładu i nadzorców, panującego reżimu, typu produkcji i tym podobnych. Wyczerpująca praca fizyczna, do której kierowano także ludzi do niej nienawykłych, długotrwała rozłąka z rodziną, trudności w porozumiewaniu się z otoczeniem, pozbawienie praw cywilnych były przyczyną wielu dramatów. Część wywiezionych zmarła lub zapadła na ciężkie choroby, pewien odsetek trafił do obozów koncentracyjnych, niektórzy natomiast ulegali demoralizacji.

Narzędziem wzmocnienia żywiołu niemieckiego na ziemiach polskich była niemiecka lista narodowa (Deutsche Volksliste). Na obszarze ziem wcielonych do Rzeszy wyodrębniono cztery grupy byłych obywateli polskich, których uznano za Niemców lub „pół-Niemców”. Do pierwszej i drugiej grupy wpisano prawie milion obywateli polskich, którzy przed wojną działali na rzecz Niemiec lub przyznawali się do pochodzenia niemieckiego. Obecnie otrzymywali obywatelstwo Trzeciej Rzeszy. Dwie pozostałe grupy – III i IV – obejmowały osoby uznane za „Niemców” spolszczonych lub całkowicie spolonizowanych. Zaliczano do nich 1,9 miliona ludzi, w tym masowo Ślązaków, Kaszubów, osoby mające niemieckich przodków. Za pomocą volkslisty Niemcom udało się – przynajmniej statystycznie – zmienić skład narodowościowy niektórych prowincji. Na przykład na Pomorzu w 1944 roku liczba przyznających się do polskości spadła do 36 procent, wpisanych do III i IV grupy volkslisty było 44 procent, Niemców 19 procent. Na Górnym Śląsku jako Polacy deklarowało się 42 procent (ale głównie w Zagłębiu Dąbrowskim), zaliczonych do III i IV grupy było 38 procent (w tym większość ludności śląskiej), resztę stanowili Niemcy. W najmniejszym stopniu „operację” tę stosowano w „Kraju Warty”, czyli w Wielkopolsce, gdzie Gauleiter Greiser sprzeciwiał się „brukaniu” niemieckiej krwi polską. Toteż na 4,4 miliona ludności Polacy stanowili nadal ponad 75 procent, pozostali deklarowali się jako Niemcy, volksdeutschów było jedynie 2 procent.

Zapisywanie na „gorsze” kategorie volkslisty nie było dobrowolne, towarzyszył temu nacisk administracyjny i zagrożenie różnymi represjami, w tym konfiskatą mienia. Wejście do III i IV grupy nie łączyło się z przyznaniem pełni praw obywatelskich Rzeszy, pociągało jednak za sobą obowiązek służby wojskowej. Kilkadziesiąt tysięcy mężczyzn wcielonych do Wehrmachtu przeszło potem na stronę aliantów lub po wzięciu do niewoli zgłosiło gotowość walki w szeregach polskich (w 2. Korpusie generała Andersa znajdzie się ich aż 35 000). W ruchu oporu na ziemiach wcielonych uczestniczyły również osoby będące formalnie volksdeutschami.

W ograniczonym stopniu akcję zapisywania na niemiecką listę narodowościową prowadzono w Generalnym Gubernatorstwie. Presję wywierano zwłaszcza na osoby o niemiecko brzmiących nazwiskach, posiadające niemieckich krewnych lub będące wyznania ewangelickiego. Nieraz posuwano się do szantażu, na przykład groźby wyrzucenia z mieszkania lub zesłania do obozu koncentracyjnego. Mimo tego opór był znaczny i volkslistę podpisało tylko 113 000 osób, w tym część wysiedlonych z Zamojszczyzny chłopów.

Niemiecka lista narodowa, choć faktycznie nie zmieniła w istotny sposób składu etnograficznego ziem polskich, pociągnęła jednak za sobą osłabienie spoistości społeczeństwa. Ci, którzy ulegli naciskom, byli często przez polskie otoczenie traktowani jako odstępcy, zdrajcy. Nastąpiły głębokie podziały w lokalnych społecznościach, rodzinach, zostało złamane wzajemne zaufanie. Ogromnie utrudniało to opór przeciw zarządzeniom i polityce okupanta.

Brutalnym represjom poddano Kościół rzymskokatolicki, a także inne wspólnoty wyznaniowe. Już pierwsze tygodnie okupacji przyniosły dezorganizację struktur kościelnych. Prymas Polski wraz z władzami państwowymi opuścił kraj i udał się do Rzymu, a od 1940 roku znajdował się w odosobnieniu we Francji. Tymczasem Niemcy przystąpili do niszczenia sieci kościelnej na obszarze ziem wcielonych i częściowo także w Generalnym Gubernatorstwie. Aresztowano lub internowano kilkunastu biskupów, niektórych zamordowano. W „Kraju Warty” Gauleiter Greiser wręcz zmierzał do zniszczenia życia religijnego – skonfiskowano kościelny majątek, zakazano zbierania datków, grabiono, powszechnie zamykano, a nawet burzono kościoły (w końcu 1944 roku na 1700 obiektów sakralnych około 1500 było zamkniętych lub zniszczonych), usuwano krzyże, rozbierano kapliczki przydrożne. Większość księży wysiedlono lub aresztowano, tak że spośród 2400 kapłanów, którzy na tym terenie pracowali przed wojną, w 1944 roku pozostało około 60, niezmiernie ograniczonych w możliwości sprawowania swego posłannictwa. Inaczej postępował na Pomorzu Gauleiter Forster, który postawił sobie za cel pełną germanizację życia religijnego i wykorzystanie go do przyspieszenia zniemczenia ludności. Wstępem były masowe egzekucje księży (224 w diecezji chełmińskiej). Władzę zwierzchnią nad pomorskimi diecezjami przejął biskup gdański Karl Maria Splett, który w 1940 roku wprowadził zakaz posługiwania się językiem polskim podczas nabożeństw, modlitw publicznych, a nawet przy spowiedzi. Wysiedlono niemal wszystkich polskich księży, pozostawiając tylko tych, którzy podpisali volkslistę. Zarówno w Wielkopolsce, jak na Pomorzu około jednej trzeciej duchowieństwa diecezjalnego straciło życie – zamordowani na miejscu lub w hitlerowskich obozach.

W Generalnym Gubernatorstwie pozostawiono możliwość wykonywania praktyk religijnych, choć przy różnych ograniczeniach. Hans Frank nie krył wrogości dla religii, ale pragnął doraźnie wykorzystać Kościół jako czynnik wzmacniania stabilizacji i nakłaniania społeczeństwa do posłuszeństwa, co zresztą udawało się w bardzo ograniczonym stopniu dzięki postawie znacznej większości kleru. Powszechnym autorytetem z powodu niezwykłej godności i mądrej postawy oporu cieszył się arcybiskup krakowski Adam Stefan Sapieha. W Generalnym Gubernatorstwie kościoły były czynne, odbywały się msze, nie zamknięto klasztorów oraz licznych kościelnych zakładów opiekuńczych, ale wprowadzono zakaz uroczystych pogrzebów, procesji, pielgrzymek, zakazywano wszelkich akcentów narodowych podczas nabożeństw, między innymi śpiewania patriotycznych pieśni i modlitw za ojczyznę. Zamknięto wydawnictwa kościelne, uniemożliwiono druk książek do nabożeństwa. Powszechnie dokonywano (także na ziemiach wcielonych) rabunku dzieł sztuki znajdujących się w posiadaniu Kościoła. W 1941 roku nakazano zdanie dzwonów w celu przetopienia ich na niemieckie armaty. Wydano zakaz przyjmowania kandydatów do seminariów duchownych, a wraz z zamknięciem uniwersytetów uniemożliwiono legalne nauczanie teologii. Księża znajdowali się w grupie najbardziej narażonych na represje, między innymi branych jako zakładnicy. Wśród ofiar niemieckiego terroru był franciszkanin o. Maksymilian Kolbe, zamęczony w Oświęcimiu. Łączny bilans strat Kościoła katolickiego jest ogromny – śmierć poniosło 1932 księży diecezjalnych (18 procent), 580 zakonników i 289 sióstr zakonnych. Wielu przeszło przez niemieckie obozy koncentracyjne – więźniami obozu w Dachau było 1746 księży, z których blisko połowa poniosła śmierć. Zniszczeniu uległo wiele kościołów i kaplic, szczególnie na ziemiach wcielonych i w Warszawie.

W trudnej sytuacji znaleźli się protestanci, traktowani przez okupanta jako żywioł niemiecki, choć po części spolszczony. Kościół ewangelicko-augsburski, przed wojną wewnętrznie podzielony na część niemiecką i polską, pod okupacją został podzielony formalnie. Spośród jego 227 księży polskość deklarowało 125. Blisko połowę z nich aresztowano, a 39 uwięziono w obozach koncentracyjnych. Wieloletni zwierzchnik Kościoła biskup Juliusz Bursche został zamęczony w niemieckim obozie. Na terenie Generalnego Gubernatorstwa w ograniczonym stopniu mogły funkcjonować jedynie 4 polskie parafie luterańskie. Represje dotknęły także ewangelików reformowanych oraz inne kościoły protestanckie.

Oprócz dążenia do eksterminacji „warstwy przywódczej” oraz zniemczenia ziem polskich głównym celem polityki okupacyjnej było gospodarcze wyzyskanie kraju dla wzmocnienia potencjału Rzeszy. Służył temu rabunek polskiego mienia – państwowego, społecznego i prywatnego. Na ziemiach wcielonych do Rzeszy wywłaszczono między innymi należące do Polaków lub Żydów przedsiębiorstwa, ponad 90 procent budynków mieszkalnych, warsztatów rzemieślniczych i sklepów oraz 900 000 gospodarstw o obszarze około 9 milionów ha. W Generalnym Gubernatorstwie przejęto własność państwową oraz wielkie prywatne przedsiębiorstwa produkcyjne i handlowe, a także część majątków ziemskich. Średnie przedsiębiorstwa i wielkie gospodarstwa rolne pozostały formalnie własnością polską, ale znalazły się pod kontrolą urzędników niemieckich. Masowe wywłaszczenie objęło natomiast nawet drobne warsztaty prowadzone przez Żydów.

Przeprowadzona w pierwszych miesiącach trwania okupacji „reforma” pieniężna prowadziła do radykalnego obniżenia zamożności społeczeństwa i faktycznej konfiskaty kapitałów. Na ziemiach wcielonych zlikwidowano polskie banki i instytucje kredytowe oraz wprowadzono markę jako jedyny pieniądz, przy czym Polacy i Żydzi mogli wymienić tylko ograniczoną kwotę i to po niekorzystnym kursie. W Generalnym Gubernatorstwie ustanowiono Bank Emisyjny z zadaniem wprowadzania do obiegu pieniądza, udzielania krótkoterminowych pożyczek i przyjmowania depozytów. Przedwojenne złotówki zastępowano banknotami ostemplowanymi (zwanymi „młynarkami” od nazwiska Feliksa Młynarskiego, kierującego Bankiem Emisyjnym). Jednocześnie zarządzono przymusowy skup walut oraz zakaz handlu nimi (odgrywały one jednak dużą rolę jako pieniądz nielegalny). Rosnąca emisja „młynarek” przy ograniczonej podaży wywożonych do Rzeszy towarów oraz w warunkach systemu kartkowego na artykuły pierwszej potrzeby prowadziła do inflacji. Płace robotników w Generalnym Gubernatorstwie wzrosły o kilkadziesiąt procent, ceny wolnorynkowe podstawowych artykułów żywnościowych od kilkuset do kilku tysięcy procent. System kartkowy natomiast nie pokrywał niezbędnych potrzeb – w Warszawie w 1941 roku przydziały kartkowe dla Niemców wynosiły ponad 2600 kalorii, dla Polaków 669. Mimo szeroko praktykowanego dożywiania w miejscach pracy dodatkowe zakupy na „czarnym” rynku były więc koniecznością. W tych warunkach szybko topniały oszczędności, wyprzedawano cenniejsze przedmioty, a większość szukała możliwości dorobienia na nielegalnym handlu, który stał się jedną ze specyficznych cech życia społeczeństwa w okupowanym kraju. Dla przedsiębiorczych jednostek nielegalny handel, zwłaszcza żywnością, stawał się źródłem nieraz wielkich dochodów i kreował nową warstwę zamożnych pośredników.

Z ogromnego wzrostu cen żywności tylko w niewielkim stopniu korzyść odnosili polscy chłopi, i to głównie w pierwszym okresie okupacji. Już w 1940 roku na gospodarstwa rolne nałożono bowiem obowiązkowe kontyngenty, których wielkość gwałtownie wzrosła w 1942 roku. Kontyngenty obejmowały zboża, zwierzęta hodowlane, ziemniaki, mleko i dziesiątki innych artykułów. Za niedostarczenie kontyngentu groziły surowe kary, aż do osadzenia w obozie koncentracyjnym oraz konfiskaty gospodarstwa. W 1943 roku wprowadzono karę śmierci za nielegalny ubój lub niszczenie produktów rolnych. Wysokie kontyngenty znacznie ograniczyły masę towarów, które chłop mógł sprzedać na rynku. Ponadto handel żywnością został zmonopolizowany i podlegał spółdzielniom rolno-handlowym. Dostarczanie żywności do miast miało zatem charakter przemytu, łączyło się z groźbą konfiskaty towaru, pobicia, aresztowania, a niekiedy nawet śmierci. Równocześnie jednak niemiecka administracja i policja były podatne na korupcję i często czerpały korzyści z nielegalnego przemytu. Wszystko to łącznie musiało powodować radykalny wzrost cen detalicznych.

Produkcja rolna Generalnego Gubernatorstwa w istotnej części zasilała rynek niemiecki i potrzeby żywnościowe armii. Prócz ściągania kontyngentów i ograniczenia podaży żywności do polskich miast czyniono próby zwiększenia wydajności rolnictwa. Dokonywano prac melioracyjnych i komasacji gruntów, sprowadzano zwierzęta zarodowe, lepsze nasiona i maszyny rolnicze, podejmowano próby szkolenia zawodowego rolników, budowano wały ochronne przy rzekach. Tego rodzaju inwestycje były uzasadniane nie tylko doraźną potrzebą zwiększenia wydajności rolnictwa, ale także przygotowaniem warunków pod przyszłe osadnictwo niemieckie.

Niemcy starali się osiągnąć w Generalnym Gubernatorstwie dwa sprzeczne ze sobą cele – z jednej strony wyniszczyć i zastraszyć społeczeństwo, aby nie było zdolne do oporu, oraz pozyskać jak największą liczbę robotników przymusowych do pracy w Rzeszy, z drugiej strony chcieli osiągnąć wysoką produkcję rolną i przemysłową, potrzebną w bilansie wojennej gospodarki Trzeciej Rzeszy. Wzgląd na potrzeby wojenne limitował liczbę wywożonych z Polski robotników przymusowych i powodował odłożenie na okres późniejszy niektórych pomysłów z zakresu „inżynierii społecznej”, na przykład wysiedlania całych regionów pod niemieckie osadnictwo.

Charakter niemieckiego reżimu okupacyjnego był skrajnie represyjny i pociągał za sobą ofiary większe niż kiedykolwiek w historii Polski. Niemcy nie widzieli potrzeby szukania kompromisu z ludnością podbitego kraju. Najzupełniej jawnie zmierzano do zniszczenia polskości na ziemiach wcielonych do Rzeszy, w Generalnym Gubernatorstwie zaś do degradacji społeczeństwa do poziomu rezerwuaru taniej, wykształconej jedynie zawodowo i bezwzględnie eksploatowanej siły roboczej. Polityki tej nie zmieniono nawet w końcowym okresie wojny.

Starania podejmowane przez niektórych arystokratów, wykorzystujących swoją pozycję społeczną i koneksje do interwencji w Berlinie na rzecz zaniechania antypolskiego terroru, pozostawały z reguły bezowocne. Inicjatywy Adama Ronikiera, zabiegającego o łagodzenie polityki okupanta i łudzącego Niemców możliwością stworzenia orientacji ugodowej (wedle wzoru znanego z pierwszej wojny światowej), nie dawały znaczących efektów. Ronikier i ludzie o podobnej orientacji stworzyli natomiast rozległy aparat Rady Głównej Opiekuńczej, który świadczył istotną pomoc charytatywną setkom tysięcy Polaków, między innymi wysiedlonych z ziem wcielonych do Rzeszy i usuniętych z Warszawy po powstaniu. RGO dawała też legalną pracę i możność swobodnego poruszania się niektórym działaczom podziemia.

Nie istniały zatem warunki do wytworzenia się w społeczeństwie polskim choćby słabej orientacji proniemieckiej. Pod tym względem Polska różniła się od innych krajów okupowanych przez Niemcy, gdzie powstawały kolaboracyjne komitety, organizacje czy nawet rządy. Nie istniał zatem w Polsce problem zorganizowanej politycznej kolaboracji. Był natomiast problem jednostek, które z różnych powodów podejmowały współpracę z administracją wroga na szkodę współobywateli, wysługiwały się niemieckiej policji, próbowały za pomocą donosów załatwiać rozmaite porachunki lub się wzbogacić. Profesor Włodzimierz Borodziej obliczył, że około 30 procent aresztowanych uczestników konspiracji padło ofiarą denuncjacji. Kolaboranci byli piętnowani przez społeczeństwo, na niektórych zapadły wyroki sądów podziemnych. Nieliczni aktorzy uczestniczyli w tworzeniu hitlerowskich filmów propagandowych w języku polskim lub występowali w przedstawieniach o podobnym charakterze. Niemiecka, wydawana po polsku, prasa „gadzinowa” dysponowała polskimi współpracownikami, wśród których było także kilku literatów (a wśród nich Jan Emil Skiwski). Dyskusyjna jest również ocena granatowej policji, która wykonywała szereg funkcji potrzebnych ogółowi społeczeństwa, ale równocześnie była narzędziem niemieckiej administracji i niejednokrotnie wspomagała ją w działaniach wymierzonych przeciw polskim obywatelom. Wśród policjantów „granatowych” byli zarówno współpracownicy podziemia, jak ludzie wysługujący się hitlerowcom.

Próba przystosowania się do warunków okupacji i stanowionego przez Niemców „prawa” pociągała za sobą wiele sytuacji ryzykownych moralnie. Właściciele sklepów, zakładów rzemieślniczych, restauracji, a także urzędnicy niskiego szczebla, sołtysi, kolejarze, agronomowie i ludzie wykonujący wiele innych zawodów, musieli na co dzień utrzymywać kontakty z Niemcami. Prowokowało to wiele sytuacji, w których trzeba było szukać kompromisu między stosowaniem się do wydawanych zarządzeń a zachowaniem przyzwoitości ludzkiej i obywatelskiej.

Okupacja sowiecka

Wkroczeniu Armii Czerwonej w granice Rzeczpospolitej towarzyszyły liczne próby wzniecenia oddolnego ruchu „rewolucyjnego”. Dowódca Frontu Ukraińskiego w specjalnej odezwie wzywał wręcz: „Bronią, kosami, widłami i siekierami bij odwiecznych swoich wrogów – polskich panów”. W wielu miasteczkach i wsiach dywersanci oraz zbuntowane grupy miejscowej biedoty napadały na polskich żołnierzy, posterunki policji, stacje kolejowe, mosty, majątki ziemskie, dokonywano zabójstw, rabunku dobytku, samowolnego dzielenia ziemi. Część ludności ukraińskiej, białoruskiej i żydowskiej witała oddziały sowieckie kwiatami, budowano im triumfalne bramy. Chociaż wystąpienia inspirowali komunistyczni agitatorzy, to jednak były one również eksplozją tłumionej przez lata nienawiści. Licznych gwałtów na polskich dworach oraz branych do niewoli żołnierzach polskich dopuszczały się również oddziały Armii Czerwonej. Oblicza się, że ofiarą tych zbrodni padło około 2500 żołnierzy i policjantów oraz kilkuset cywilów.

Na okupowanym terytorium natychmiast zakazano działalności wszelkich niekomunistycznych organizacji politycznych, aresztowano wielu ich działaczy oraz zlikwidowano dotychczas wychodzące gazety i czasopisma. Represje te godziły przede wszystkim w polską infrastrukturę polityczną, społeczną i kulturalną, ale oznaczały także zamknięcie wielu instytucji ukraińskich i żydowskich działających nieraz od kilkudziesięciu lat.

W odróżnieniu od Niemców władze radzieckie dążyły do „zalegalizowania” włączenia okupowanego terytorium w skład ZSRR rzekomą wolą ludności tych ziem. W tym celu rozpisano na 22 października wybory do zgromadzeń ludowych – jak oficjalnie określano zajęte tereny – Ukrainy Zachodniej i Białorusi Zachodniej. Wybory poprzedziła ogromna kampania wieców w setkach miejscowości, organizowana głównie siłami wojska przy pomocy członków tworzonych we wrześniu, lokalnych komitetów rewolucyjnych i milicji. Frekwencja w głosowaniu była zgodna z sowieckimi wzorami i przekraczała 90 procent, a zgłoszeni kandydaci również mieli otrzymać ponad 90 procent głosów. Zgromadzenie Ludowe Ukrainy Zachodniej zebrane we Lwowie 27 października uchwaliło deklarację o włączeniu tych ziem do Ukraińskiej Republiki Radzieckiej, 2 dni później wniosek o przyłączenie do Białoruskiej Republiki Radzieckiej przyjęło obradujące w Białymstoku Zgromadzenie Ludowe Białorusi Zachodniej. Na początku listopada Rada Najwyższa ZSRR „przychyliła się do tych próśb”. Kilkanaście dni później uznano, że zajęte we wrześniu terytoria stały się integralną częścią ZSRR, a ich mieszkańcy obywatelami radzieckimi. Konsekwencją tego była tak zwana paszportyzacja, czyli zmuszenie każdego z mieszkańców tych ziem do złożenia wniosku o wydanie radzieckiego paszportu oraz wypełnienia obszernego kwestionariusza, na podstawie którego władze mogły wyodrębnić różne kategorie wrogów państwa sowieckiego.

Inkorporacja przedwojennych województw wschodnich do sowieckich republik została więc przedstawiona jako suwerennie wyrażona wola ludności. Było to sprzeczne z prawem międzynarodowym, zakazującym przeprowadzania plebiscytów na terenach okupowanych. Państwa totalitarne nie czuły się jednak takimi względami skrępowane. Zarówno ZSRR, jak Trzecia Rzesza przyjmowały tezę o definitywnej likwidacji państwa polskiego i wynikającym z tego wygaśnięciu wszelkich zobowiązań prawnych wobec Polski, jej obywateli i mienia. Dał temu wyraz sowiecki premier Wiaczesław Mołotow w przemówieniu wygłoszonym 31 października, stwierdzając, że pod wpływem uderzenia armii niemieckiej i sowieckiej „nic nie pozostało po tym pokracznym dziecięciu traktatu wersalskiego”.

Okręg Wilna 10 października 1939 roku władze sowieckie przekazały Litwie za cenę stworzenia na jej terytorium baz wojskowych. Od tej pory aż do aneksji Litwy przez ZSRR w lipcu 1940 roku Wilno było jedynym miastem, gdzie Polacy byli względnie bezpieczni i mogło się toczyć – wprawdzie ograniczone restrykcjami nacjonalistów litewskich – polskie życie społeczne i kulturalne.

Inkorporacja do ZSRR oznaczała jednocześnie początek unifikacji ustrojowej, politycznej, społecznej. Wszelką realną władzą, także lokalną, stały się komitety partii komunistycznej, przy czym wszystkie ważniejsze funkcje obejmowali funkcjonariusze przysłani z ZSRR. Na przykład na tereny włączone do Białoruskiej SRR skierowano do jesieni 1940 roku aż 31 000 osób, które objęły różne stanowiska – od kierownictwa ogniw partii poprzez funkcje w prasie, propagandzie, gospodarce, aż po dyrektorów szkół powszechnych. Podobną politykę prowadzono na terenach włączonych do sowieckiej Ukrainy.

Inaczej niż w Generalnym Gubernatorstwie nie zachowano żadnych pozostałości polskiej administracji, sądownictwa i policji. Hasłem, pod którym dokonywano inkorporacji, była „ukrainizacja” lub „białorutenizacja” zajętych terenów, a jej wyrazem usuwanie wszelkich pozostałości polskiej władzy i zewnętrznych oznak polskości (pomników, niektórych nazw ulic i tym podobnych). Językiem urzędowym stawał się ukraiński, białoruski lub rosyjski, choć w dużych miastach trudno było ignorować fakt szerokiego posługiwania się polskim. Uniwersytet Jana Kazimierza we Lwowie przekształcono wprawdzie w Lwowski Uniwersytet Państwowy imienia Iwana Franki, ale nie zdołano dokonać jego językowej ukrainizacji, nie zrezygnowano również z większej części kadry nauczającej. Pozorną ukrainizację przeprowadzono także w Ossolineum. Usuwanie Polaków było jednak praktyką szeroko stosowaną w całym życiu społecznym, kulturalnym i gospodarczym, aż do szczebla szkół powszechnych, a nawet placówek kolei i łączności. Towarzyszyła temu agresywna kampania propagandowa wymierzona w „pańską Polskę”, czyli Drugą Rzeczpospolitą. Złagodzenie antypolskiego kursu nastąpiło dopiero w drugiej połowie 1940 roku, najpewniej pod wpływem zaniepokojenia władz sowieckich blitzkriegiem Hitlera na Zachodzie i pierwszymi rozdźwiękami w stosunkach niemiecko-sowieckich. Najwyraźniejszym przejawem owego złagodzenia były przeprowadzone szumnie w listopadzie 1940 roku obchody 85 rocznicy śmierci Adama Mickiewicza.

Ideologia sowiecka dzieliła ludzi nie ze względu na narodowość, ale przynależność klasową. Wrogami byli wszyscy należący do klasy „wyzyskiwaczy”, czyli burżuazja, ziemiaństwo, bogaci chłopi i mieszczanie, kler niezależnie od ich narodowości. Polacy dominowali jednak w „aparacie klasowego ucisku”, za jaki uznawano przedwojenną administrację, wojsko, policję, sądownictwo oraz związane z tym aparatem grupy inteligencji i wolnych zawodów. Zarówno jednak wśród „wyzyskiwaczy”, jak w warstwie inteligencji znajdowało się wielu Żydów i Ukraińców, rzadziej Białorusinów. Różnorodnym represjom podlegali więc nie tylko Polacy, choć właśnie oni byli prześladowani w największym stopniu. Popierający władzę sowiecką także nie byli grupą jednorodną. Wśród wybranych do Zgromadzenia Narodowego Białorusi Zachodniej było 621 Białorusinów, 127 Polaków, 72 Żydów, 53 Ukraińców i 43 Rosjan. W radzie miejskiej Lwowa wyłonionej w 1940 roku było 53 procent Ukraińców, 28 procent Polaków, 14 procent Rosjan i 4 procent Żydów. Liczby te wskazują na potrzebę wielkiej ostrożności w uogólnieniach dotyczących skłonności do kolaboracji pewnych grup narodowych.

Prowadzoną od jesieni 1939 roku „sowietyzację” życia społeczno-ekonomicznego rozpoczęły decyzje zgromadzeń ludowych o konfiskacie ziemi obszarniczej wraz z zabudowaniami i inwentarzem. Skonfiskowano również ziemię należącą do kościołów katolickiego i prawosławnego. Część tej ziemi przekazano ubogim chłopom, ale w 1940 roku przystąpiono do tworzenia kołchozów i do połowy 1941 roku złączono w nich kilkanaście procent gospodarstw chłopskich. Po wrześniu 1939 roku wywłaszczeniu uległy również zakłady przemysłowe, większe przedsiębiorstwa handlowe i transportowe, natomiast drobny handel i rzemiosło poddano kontroli, rujnującej polityce fiskalnej i stopniowo upaństwawiano. Wprowadzone jesienią 1939 roku zrównanie wartości złotego i rubla (mającego dotąd czterokrotnie mniejszą wartość) umożliwiło licznym przybyszom z ZSRR, przeważnie związanym z wojskiem, partią i administracją, ogołocenie rynku z towarów przedstawiających jakąkolwiek wartość. W grudniu 1939 roku wycofano z obiegu złotówki, przy czym oszczędności wymieniano jedynie do kwoty 300 złotych, reszta ulegała konfiskacie. Te posunięcia, którym towarzyszył wzrost cen artykułów spożywczych o około 100 procent, doprowadziły do szybkiej pauperyzacji ludności miast. Powszechnym doświadczeniem stała się gospodarka niedoboru – brakowało nawet chleba i mleka, a pod sklepami spożywczymi we Lwowie stały kolejki długie nawet na kilkaset metrów. Targowiska uzupełniały braki rynku oficjalnego, ale ceny były tu znacznie wyższe, a ponadto – z przyczyn ideologicznych – władze ograniczały rozmiary wolnego handlu.

Swego rodzaju formą walki klasowej była gospodarka mieszkaniami, zwłaszcza w dużych miastach. Wiele mieszkań oraz domów i willi zajęli sowieccy funkcjonariusze, usuwając dotychczasowych lokatorów. W grudniu 1939 roku przeprowadzono nacjonalizację kamienic. Stawki czynszu (pobieranego już na rzecz państwa) ustalono wedle kryteriów klasowych – najniższe dla robotników, wyższe dla rzemieślników, najwyższe dla kupców i duchownych różnych wyznań. Określono normę powierzchni przysługującą na jednego obywatela i zasiedlano „nadmetraż” osobami przysłanymi z kwaterunku, nieraz sowieckimi urzędnikami i milicjantami, którzy stawali się sublokatorami korzystającymi ze wspólnej kuchni i ubikacji. Taka gospodarka lokalami ułatwiała inwigilację lepiej sytuowanych mieszkańców miast.

Jedną z cech urzędowej ideologii sowieckiej była walka z religią i dążenie do całkowitej ateizacji społeczeństwa. Skonfiskowano ziemię i wiele budynków należących do kościołów, zamknięto stowarzyszenia religijne, organizacje zajmujące się dobroczynnością prowadzone przez księży i zakony, zlikwidowano seminaria duchowne, wszelką prasę i wydawnictwa kościelne, usunięto religię ze szkół, zabroniono wszelkich pielgrzymek i procesji oraz duchownym pojawiania się na ulicach we właściwych im strojach, skasowano wszelkie święta religijne, w tym także niedziele jako dzień wolny od pracy, a jednocześnie szeroko rozpowszechniano liczne antyreligijne publikacje i wspierano ruch ateistyczny. Niektórzy księża zostali zamordowani w pierwszym okresie okupacji, trudną obecnie do ustalenia liczbę aresztowano jako podejrzanych o prowadzenie działalności „antysowieckiej”. Do ograniczenia stanu posiadania kościołów zmierzano przede wszystkim przez nakładanie szczególnie wysokich podatków na księży i budynki (zarówno kościoły, cerkwie i synagogi). Spodziewano się w ten sposób doprowadzić do zamknięcia większości miejsc kultu religijnego.

Na ziemiach anektowanych w 1939 roku NKWD aresztowało ponad 100 000 ludzi, w większości oskarżanych o zdradę, szpiegostwo, dywersję, działalność antykomunistyczną w przeszłości. Represjom podlegali politycy wszelkich partii (łącznie z lewicowymi), działacze samorządowi, społeczni, związkowi, urzędnicy aparatu państwowego, ziemianie, przedsiębiorcy, a także kolejarze, osadnicy wojskowi, gajowi, nauczyciele. Najliczniejszą grupę więźniów tworzyli podejrzani o próbę nielegalnego przekroczenia granicy. Wśród więzionych przeważali Polacy, ale byli wśród nich także Żydzi (około 20 procent), Ukraińcy, Białorusini. W przepełnionych więzieniach panowały złe warunki, aresztowani otrzymywali głodowe racje żywnościowe, doświadczali brutalności nadzorców i śledczych. Wiosną 1940 roku na podstawie decyzji Biura Politycznego KC WKP(b) rozstrzelano ponad 7000 więźniów. W czerwcu 1941 roku po wybuchu wojny sowiecko-niemieckiej zamordowano około 9500 więźniów, których nie zdołano ewakuować na wschód.

Dla wielu więzienia były tylko etapem poprzedzającym wywiezienie do łagru, sowieckiej wersji obozu koncentracyjnego. Od niemieckich różniły się łagodniejszym traktowaniem więźniów, co jednak równoważyła ciężka praca przymusowa, odbywająca się często w warunkach niezwykle surowych pod względem klimatycznym. Bodaj najgorszy był los tych, którzy trafili do kopalń złota na Kołymie, do łagrów w północno-wschodniej Syberii (oblicza się, że spośród 10 000 śmierć poniosło 60 procent). Trudno jeszcze oszacować liczbę Polaków, którzy trafili do łagrów, a tym bardziej liczbę zmarłych. W meldunku do Stalina z 1 sierpnia 1941 roku Beria podawał, że w więzieniach i obozach w ZSRR znajduje się ponad 46 000 polskich obywateli, w tym przeszło 28 000 skazanych na pobyt w łagrach.

Największą część ludności kresowej dotknęły wielkie wysiedlenia w głąb ZSRR. Na podstawie decyzji najwyższego kierownictwa ZSRR w lutym 1940 roku wysiedlono osadników wojskowych i pracowników służby leśnej wraz z rodzinami, z miast część rodzin kamieniczników, przedsiębiorców, policjantów. Akcję przeprowadzono tak, aby zaskoczyć przewidzianych do wysiedlenia – funkcjonariusze NKWD wkroczyli do mieszkań 10 lutego o świcie, dokonali rewizji, zażądali przygotowania niezbędnego bagażu (dając na to, zależnie od miejsca, od 15 minut do 2 godzin), po czym pod eskortą transportowano zatrzymanych na stację kolejową, umieszczano w wagonach towarowych i wywożono na wschód. Trwająca do 4 tygodni podróż odbywała się w strasznych warunkach, przy temperaturze sięgającej minus 40 stopni. Wywożonych nie wypuszczano z wagonów, żywiono minimalnymi racjami, w zasadzie nie udzielano pomocy medycznej, toteż kilka tysięcy zmarło, zwłaszcza dzieci i starców. W ten sposób wywieziono 140 000 osób i osiedlono w północnych rejonach ZSRR, w bardzo trudnych warunkach klimatycznych, gdzie zakwaterowano ich w barakach i przymuszono do ciężkiej pracy, większość przy wyrębie lasów. W kwietniu przeprowadzono następną deportację – 61 000 osób należących do rodzin oficerów i policjantów, aresztowanych przez NKWD urzędników, działaczy społecznych, ziemian i przedsiębiorców. „Technika” wywiezienia wyglądała podobnie jak poprzednio. Wszystkich deportowano do Kazachstanu, do pracy w kołchozach i sowchozach. Część nie otrzymała dachu nad głową i tułała się po stepie, część kwaterowano w skrajnie prymitywnych warunkach – w ziemiankach, chatach z gliny i tym podobnych. Ludzie umierali często z powodu chorób rozwijających się w klimacie stepowym, wobec tragicznych warunków sanitarnych, braku przygotowania do ciężkiej pracy w rolnictwie. Pod koniec czerwca 1940 roku deportowano 78 000 uchodźców z Polski okupowanej przez Niemcy, którzy na tereny zajęte przez ZSRR przybyli we wrześniu 1939 roku. Jeśli poprzednio wśród deportowanych było ponad 80 procent Polaków, to czerwcowa wywózka zagarnęła głównie Żydów (84 procent), a przeważali wśród nich rzemieślnicy – krawcy, szewcy i tym podobni, w mniejszym stopniu kupcy, fabrykanci, artyści, zawodowa inteligencja. Większość wywieziono na Syberię do wyrębu lasów i pracy w kopalniach.

Wiosną 1941 roku przygotowano jeszcze jedną deportację. Podlegali jej członkowie organizacji kontrrewolucyjnych i ich rodziny oraz wszyscy należący do poprzednio wymienionych kategorii, którzy z różnych powodów dotychczas nie zostali wywiezieni. Obszar, z którego dokonywano deportacji, obejmował nie tylko ziemie zajęte we wrześniu 1939 roku, ale także zagarnięte w 1940 roku Litwę, Łotwę, Estonię i Mołdawię. Wywieziono wówczas w północne regiony ZSRR oraz do Kazachstanu około 90 000 osób. Oblicza się, że było wśród nich około 40 tysięcy obywateli polskich, w większości Ukraińców i Białorusinów.

Liczba deportowanych z ziem wschodnich Drugiej Rzeczypospolitej jest przedmiotem kontrowersji. Do końca lat osiemdziesiątych obliczano, że wywieziono od 1 miliona do 1,2 miliona ludzi, a zmarło w czasie transportów lub na zesłaniu około 30 procent. Ujawnione po upadku ZSRR szczegółowe dane NKWD wskazują, że deportowano około 320 000 obywateli polskich, a zmarło w wyniku tej operacji 15 000–20 000. Tę liczbę ofiar trzeba uzupełnić o kilka, może kilkanaście tysięcy zmarłych z wycieńczenia i chorób już po uwolnieniu na mocy amnestii z lipca 1941 roku. Należy też pamiętać, że do Armii Czerwonej zmobilizowano 100–200 tysięcy polskich obywateli, do pracy w głębi ZSRR 140 tysięcy.

Tragiczne były losy polskich jeńców wojennych. Do niewoli radzieckiej trafiło ponad 200 000 żołnierzy, z których znaczną część – białoruskich i ukraińskich chłopów – szybko zwolniono. Spośród pozostałych przed końcem 1939 roku zwolniono do domów 42 000 szeregowych, a 43 000 – pochodzących z Polski zachodniej i centralnej – przekazano Niemcom. Dalszych kilkanaście tysięcy „przekwalifikowano” na robotników przymusowych zatrudnionych przy budowie dróg na Wołyniu, a 10 000 skierowano do hut, kopalń i kamieniołomów we wschodniej Ukrainie, po czym w odwecie za próby oporu w połowie 1940 roku około 8000 wywieziono do łagrów we wschodniosyberyjskiej republice Komi i zmuszono do wyniszczającej pracy przy budowie linii kolejowej.

Odmiennie potraktowano oficerów wziętych do niewoli, jak też emerytowanych, zatrzymanych po zakończeniu działań wojennych. Zostali oni wywiezieni do stworzonych w budynkach poklasztornych obozów w Kozielsku i Starobielsku. Byłych policjantów osadzono w Ostaszkowie, obozie także ulokowanym w budynkach zlikwidowanego klasztoru. Przez kilka miesięcy oficerów poddawano przesłuchaniom, próbując wyłonić grupę gotowych do kolaboracji z ZSRR. Rezultaty były nikłe, ogromna większość była niepodatna na komunistyczną propagandę, nie ukrywała swego patriotyzmu i wiary w odrodzenie państwa polskiego. Los polskich oficerów został zdecydowany przez Biuro Polityczne KC WKP(b) 5 marca 1940 roku. Na wniosek szefa NKWD Ławrientija Berii zdecydowano wymordować 14 700 polskich jeńców wojennych, a także 11 000 polskich obywateli przetrzymywanych w więzieniach (ostatecznie, jak wspomniano, zabito 7000). Operację eksterminacji przeprowadziły oddziały NKWD w kwietniu i maju 1940 roku. „Technologia” mordu była podobna – do miejsc kaźni przywożono ofiary niewielkimi grupami i mordowano strzałem w tył głowy, po czym zwłoki grzebano w zbiorowych mogiłach. Symbolem tej zbrodni stała się wieś Katyń pod Smoleńskiem, gdzie w pobliskim lesie zamordowano 4400 oficerów przywiezionych z Kozielska. Oficerów ze Starobielska (ponad 3800) mordowano w piwnicach pomieszczeń zarządu obwodowego NKWD w Charkowie, a ciała grzebano w pobliskim lesie. Do miasta Kalinin (Twer) przewożono ponad 6200 jeńców z Ostaszkowa i zabijano w piwnicach budynku NKWD, a zwłoki zakopywano w zbiorowych mogiłach w miejscowości Miednoje. Ocalono jedynie, z różnych powodów, około 400 oficerów, których umieszczono w obozie Pawliszczew Bor.

Wymordowanie 14 500 jeńców było zbrodnią niebywałą, nawet w krwawych obyczajach stalinowskiego reżimu. Operację przeprowadzono w najściślejszej tajemnicy i aż do upadku Związku Radzieckiego zapierano się tej zbrodni oraz skrzętnie ukrywano wszelkie świadczące o niej dowody. Do dnia dzisiejszego nie są znane motywy podjęcia decyzji o eksterminacji. Często wymienia się dążenie do eliminacji polskiej elity patriotycznej i zbieżność tej zbrodni z prowadzoną w tym samym czasie pod okupacją niemiecką akcją AB. Decyzji o eksterminacji nie podjęto jednak wobec około 5000 polskich oficerów, których zagarnięto na terytoriach Litwy i Łotwy anektowanych latem 1940 roku.

Polityka reżimu stalinowskiego na inkorporowanych terenach była bardziej nawet represyjna niż poczynania Niemców w pierwszych latach wojny. Jej cechą było zastosowanie tych samych metod „inżynierii społecznej” i terroru, które stosowano w ZSRR przed 1939 roku. Należały do nich zarówno fizyczna eksterminacja „elementów kontrrewolucyjnych” i okresowe czystki wśród więźniów, jak deportacje całych grup ludności (łącznie z rodzinami) do pracy niewolniczej, która stanowiła jeden z ważnych czynników systemu gospodarczego ZSRR.

Jednocześnie władze sowieckie, przeciwnie niż niemieckie, dążyły do zalegalizowania swego panowania na podbitych terenach rzekomą wolą ludności. Służyły temu wybory, prócz październikowych 1939 roku, także do rad rejonowych oraz Rady Najwyższej ZSRR, które odbyły się w 1940 roku. Zabiegano o wysoką frekwencję na różnorodnych wiecach, skłaniano do deklarowania lojalności wobec władzy i akceptacji komunistycznej ideologii. Podejmowano także pewne starania na rzecz poprawy stanu zdrowia nowych obywateli sowieckich (na przykład otwierano szpitale), organizowano kursy dla analfabetów, zakładano ukraińskie i białoruskie szkoły. Działania te przyciągały i wiązały z systemem jednostki podatne na wpływ komunistycznej ideologii, ale także część ludności białoruskiej, ukraińskiej i żydowskiej, przeważnie biedoty, która obecnie miała poczucie postępu materialnego. System sowiecki umożliwiał również awans ludzi, którzy przedtem na to liczyć nie mogli. Większość nawet niższych stanowisk kierowniczych była bowiem przed 1939 rokiem w zasadzie niedostępna dla Żydów, Ukraińców, Białorusinów. Obecnie otwierały się możliwości karier – w administracji, zarządzie gospodarczym, szkolnictwie, milicji. Toteż okres okupacji sowieckiej inaczej zapisał się w pamięci zbiorowej Polaków niż Białorusinów, Żydów i Ukraińców.

4. Ekshumowana ofiara zbrodni katyńskiej

Próba pozyskania i przetworzenia w „ludzi radzieckich” obejmowała również Polaków. Adresowano do nich pokaźną część sowieckiej literatury propagandowej, wśród której wyróżniały się dzienniki „Czerwony Sztandar” (Lwów), „Sztandar Wolności” (Mińsk), kilka tytułów regionalnych oraz kilkanaście pism adresowanych do różnych środowisk, w tym do młodzieży. Pisma te kierowane przez redaktorów sprowadzonych z ZSRR zamieszczały artykuły polskich autorów, zwykle wywodzących się z ruchu komunistycznego. Prasa ta powielała tezy sowieckiej propagandy, między innymi opisy szczęścia panującego w Kraju Rad, hołdy wobec jego przywódców, potępienie anglo-francuskiego imperializmu oraz ataki na „sztucznie stworzone państwo polskie”, które opierało się „na ucisku socjalnym i narodowościowym” i było „skazane na zagładę” („Sztandar Wolności”, numer 1 z 1 listopada 1940 roku). Swoją przyszłość Polacy – sowieccy obywatele mieli wiązać z ZSRR i porzucić marzenia o odzyskaniu wolności czy choćby autonomii. Takie formuły propagandowe budziły sprzeciw nawet wśród niektórych przedwojennych komunistów. Wydarzeniem głośnym w środowisku inteligencji stało się aresztowanie w styczniu 1940 roku grupy polskich pisarzy, przed wojną sympatyków Komunistycznej Partii Polski, a wśród nich Władysława Broniewskiego i Aleksandra Wata. Wielu jednak było gotowych do najdalej posuniętej kolaboracji. Jej symbolem stała się Wanda Wasilewska, którą oficjalnie traktowano jako przywódcę radzieckich Polaków, a w 1940 roku wybrano do Rady Najwyższej ZSRR. Spośród przedwojennych polskich obywateli tylko Wasilewska utrzymywała kontakt z przywódcami sowieckimi, była nawet przyjmowana przez Stalina. Nic nie wskazuje na to, aby swoje wpływy próbowała wykorzystać dla starań o złagodzenie prześladowań.

5. Wanda Wasilewska

Niezwykły awans polityczny Wasilewskiej był możliwy wobec nieufności, z jaką władze sowieckie traktowały działaczy rozwiązanej w 1938 roku KPP. Jej wybitniejszych działaczy dopuszczano jedynie do ograniczonej współpracy i dopiero wiosną 1941 roku zdecydowano się na ich weryfikację jako członków partii komunistycznej oraz przystąpiono do wydawania im legitymacji WKP(b). To posunięcie było związane ze złagodzeniem polityki wobec Polaków w okresie narastania nieporozumień w stosunkach sowiecko-niemieckich. Jednym z przejawów tej „liberalizacji” było uruchomienie tygodnika kulturalnego „Nowe Widnokręgi”, wokół którego próbowano gromadzić elitę intelektualną akceptującą formułę „kultury polskiej jako części kultury radzieckiej”.

Przedstawiciele polskiej inteligencji, którzy decydowali się na uczestnictwo w oficjalnym życiu kulturalnym i artystycznym, skupiali się głównie we Lwowie i Wilnie, częściowo także w Białymstoku i Mińsku. Obok udziału w tworzeniu sowieckiej propagandy w języku polskim, co z natury rzeczy było hańbiące, istniały również – ograniczone wprawdzie – możliwości bardziej honorowego funkcjonowania w oficjalnym życiu publicznym. Takiego kompromisu próbowali naukowcy wykładający na zsowietyzowanych uczelniach czy na przykład aktorzy występujący w polskich teatrach we Lwowie lub w Wilnie. Obok repertuaru sowieckiego, dzięki staraniom polskich artystów wystawiano tam również klasykę, łącznie z polską, o ile mieściła się w granicach sowieckiej cenzury.

W wyniku niemieckiego ataku na Związek Radziecki (22 czerwca 1941 roku) stworzona na tych terenach infrastruktura życia przestała istnieć w ciągu kilku dni. Tysiące funkcjonariuszy sowieckich oraz współpracujących z nimi ludzi w pośpiechu uciekało przed Niemcami. Tymczasem NKWD dokonało masakry tysięcy aresztowanych w wielu więzieniach, a pozostałych pędzono konwojami na wschód. Dwadzieścia jeden miesięcy okupacji sowieckiej kończyła więc jeszcze jedna krwawa zbrodnia.

Zagłada Żydów

Antysemityzm