Ostatnie pożegnanie - Magdalena Wojtkiewicz - ebook

Ostatnie pożegnanie ebook

Magdalena Wojtkiewicz

0,0
15,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Daj się oczarować wiedźmom, poznaj tajemnice elfów, wkrocz do raju aniołów, zasmakuj nocnego życia z demonami.

Ostatnie pożegnanie” to jedna z jedenastu niesamowitych historii zaklętych w zbiorze opowiadań „Szczypta magii”.

Książka wydana nakładem wydawnictwa Nie powiem, Hm... zajmuje się dystrybucją.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 40

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



– Widzisz, jak zmizerniała? – szept matki przerywa niezręczną ciszę w izbie.

Ciotka Lucyna jak za dotknięciem magicznej różdżki odwraca głowę i teraz obie zerkają na mnie ukradkiem. Peszą się, gdy je na tym przyłapuję, i szybko uciekają wzrokiem.

– Wrak człowieka – zauważa słusznie ciotka. – Czas goi rany, Bożenko. – Ironia w jej głosie przyprawia mnie o mdłości.

Kręcę chochlą bigos i słucham tych bredni jak za karę. Czas bez Niego jest istną torturą za życia.

– To dopiero miesiąc, ale jak nic się nie zmieni, to umrze z tęsknoty. Nie je, nie śpi…

Umrę? Mogłabym, myślę z goryczą.

– Dajesz jej jakieś leki czy coś? – docieka Lucyna.

– Doktor Zadra przepisał medykamenty, ale Hania nie chce ich brać. Mówi, że są niepotrzebne. Ręce opadają, siostrzyczko, nie wiem, co mam dalej robić! – Podnosi głos z bezradności.

Ciotka ponownie zerka w moim kierunku, a ja patrzę jej prosto w oczy. Mierzymy się wzrokiem ze wzajemną niechęcią. Ciotka nie ma dzieci, a po wsi krążą plotki, że wujek Staszek ożenił się z nią dla posagu. To chyba przez to stała się wypraną z uczuć kobietą. Słysząc matkę, odwraca się do niej przodem.

– Najpierw ojciec, a teraz to… – kwituje. – Gorzej być nie może.

Pół roku temu pochowaliśmy dziadka. I choć Lucyna nie wyglądała na pogrążoną w żałobie córkę, to nie dało się tego samego powiedzieć o mojej mamie, która często płakała i dużo wspominała dziadka Henryka. Babci nie było mi dane poznać. Ponoć zmarła zaraz po moich narodzinach. Nikt nigdy nawet o niej nie wspominał. We wsi ludzie milkli na wzmiankę o Teresie Lubert. Z początku mnie to dziwiło, ale wraz z upływem lat, chęć poznania jej historii zniknęła bezpowrotnie.

Ciotka mlaszcze kilkukrotnie, zanim się odzywa:

– To nie nasza Hanka. Bądź uważna.

Nie mogę dłużej wytrzymać jej obecności. Odkładam chochlę na bok i odchodzę od kuchni kaflowej. Wycieram ręce w fartuch, po czym go zdejmuję i wieszam na krześle obok matki. Rzucam im obu przelotne, pełne gniewu spojrzenie.

– Muszę się przewietrzyć – mówię najspokojniej, jak potrafię. – Niedługo wrócę.

– Zaraz się ściemni. Nie odchodź daleko od domu – instruuje matka, a ja mam ochotę na nią wrzasnąć, że nie jestem dzieckiem i mogę robić, co mi się podoba. Ostatecznie opuszczam pomieszczenie, milcząc.

Na zewnątrz panuje przyjemny chłód i jeszcze przyjemniejsza cisza. Obłędny zapach bzu wymieszany ze słodką wonią rzepaku sprawia, że choć na chwilę serce przestaje mi bić jak oszalałe. Podwórko spowił mrok, a niebo usłały setki gwiazd. Zatapiam spojrzenie w księżycu, który niebawem osiągnie apogeum i przybierze kształt pełnego koła. Jego majestatyczność nieustanie napawa mnie zachwytem i nostalgią. Ostatni raz podziwialiśmy srebrzyste słońce wspólnie… Łzy napływają momentalnie pod granicę dolnej powieki na to bolesne wspomnienie.

– Dlaczego? Dlaczego mi go zabrałeś? – pytam, a moje słowa pochłania głucha przestrzeń. – Mężu, czemu mnie tu zostawiłeś samą? – Nie daję za wygraną, choć wiem, że nikt mi nie odpowie.

Nieśmiały, a może wyczerpany ciągłą od miesiąca obecnością, szloch wydobywa się z rozedrganych ust. Błagam w głębi duszy, aby w końcu nastał dzień, w którym nie będę już nic czuć. Miejsce wspomnień wypełni pustka, a serce przestanie bić z nadzieją, że to wszystko to nie prawda – tylko głupi żart Kostuchy. Przymykam powieki, dając ukojenie piekącym oczom, lecz nie duszy. Ona cierpi nieustannie.

Moje życie nabrało sensu dwa lata temu, gdy podczas zabawy w remizie, wszedł do niej nikomu nieznany, przystojny mężczyzna. Zaraz za nim dumnie kroczył mój kuzyn, Tomasz Wolski. Urok, jaki obcy przybysz roztaczał wokół siebie, hipnotyzował. On najwidoczniej zdawał sobie sprawę z tego, jak działał na kobiety, bo uśmiech nie znikał z jego śniadej twarzy choćby na sekundę. Emanował pewnością siebie i to było bardzo pociągające. Wszystkie dziewczęta pożerały go wzrokiem. W białej, rozpiętej z dwóch pierwszych guzików koszuli przypominał aktorów z zagranicznych filmów, które oglądaliśmy w niedzielę u pani Anieli Otulińskiej. Wysoki, postawny brunet. Chłonęłam spojrzeniem każdy jego ruch, aż w końcu mężczyzna ruszył prosto do mnie i stojącej obok Zosi. Spojrzałam na przyjaciółkę, bo byłam przekonana, że to właśnie do niej podejdzie.

– Kochane! Poznajcie mojego gościa, Waldemara! – Zza pleców bruneta wyskoczył Tomasz, o którym kompletnie zapomniałam. – To syn przyjaciela ojca. Przyjechali dziś z Krakowa – dodał podekscytowany.

Ukłoniłam się nisko przybyszowi z wielkiego świata, po czym zajrzałam w głąb jego źrenic otoczonych piwną tęczówką. I… przepadłam. Zaplątane w sieć miłości serce zadudniło w klatce piersiowej niczym dzwon Zygmunta. Patrzył na mnie, a uśmiech tańczył mu w kącikach ust – On już wiedział. Ujął moją dłoń i złożył na jej wierzchu delikatny pocałunek. Świat dookoła przestał istnieć. Byliśmy tylko my dwoje. Czułam, jak rumieniec rozlewa się po moich policzkach, ale pomimo skrępowania chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie.

– Dobry wieczór pięknym paniom – przemówił niskim głosem i przeniósł figlarne spojrzenie na Zosię. – Nazywam się Waldemar Dobrzański. – Szybko powrócił wzrokiem do mnie.

– Miło mi – odpowiedziałam, starając się z całych sił, aby głos nie ugrzązł mi w gardle. – Hanna Lubert.

– Ach! Cóż za niezwykłe imię, a w zasadzie dwa…

– Jest pan bardzo miły, ale…

– Wiem, co mówię – przerwał mi pewnym siebie tonem.

Zamilkłam zawstydzona, a wtedy on chwycił moją dłoń i poprowadził na parkiet. Przetańczyliśmy ze sobą cały wieczór. Nie liczył się nikt poza nami. Tylko on i ja, wpatrzeni w siebie, jakbyśmy się znali od lat.

Po zabawie, gdy wszyscy już się rozchodziliśmy, Waldemar ponownie przejął inicjatywę i zaprowadził mnie na łąkę, która rozciągała się za budynkiem remizy. Alkohol szumiał mi w głowie, gdy srebrzysta łuna księżyca oświetlała nasze twarze. Gdzieś w oddali słyszeliśmy okrzyki poprzeplatane ze śmiechem biesiadników, delikatny powiew wiatru zaś niósł ze sobą zapach świeżej trawy okraszonej rosą.

– Po co mnie tu zaciągnąłeś? – zapytałam wesoło.

– Jak to po co? Żeby cię pocałować! – odpowiedział natychmiast, na co oboje wybuchliśmy śmiechem.

– Oszalałeś, Waldek!

– O tak! Na twoim punkcie!

Chwycił oburącz moją twarz i przystawił usta do moich. Pocałunek z początku był lekko niezdarny, ale po chwili przerodził się w spójny taniec naszych języków. Jęknęłam z nadmiaru emocji w rozchylone wargi, Waldemara.

– Jesteś wszystkim, czego pragnę, Haniu – wydyszał w przerwie pomiędzy pieszczotami.

Chłonęłam zachłannie jego smak – cydru ze słodkich jabłek. Zaciągałam się głęboko zapachem, jaki od niego emanował – papierosów oraz wody kolońskiej. Tak jakby miał zniknąć wraz z pierwszymi promieniami słońca.

Opowiadanie Ostatnie pożegnanie jest częścią antologii Szczypta Magii.

#szczyptamagii

PRZECZYTAJ TEŻ

Antologia Szczypta magii

Opowiadanie Ostatnie pożegnanie

© Magdalena Wojtkiewicz

© for the Polish edition by Wydawnictwo Hm…

All rights reserved.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody twórców.

Pod redakcją: D. B. Foryś

Redakcja: Monika Foltman

Korekta: Wydawnictwo Nie powiem

Projekt okładki: E.Raj

Skład: D. B. Foryś

Elementy graficzne w treści: pexels.com, unsplash.com, freepik.com

ISBN druk: 978-83-67448-47-5

ISBN e-book: 978-83-67448-51-2

Wydanie pierwsze

Wojkowice 2023

Wydawnictwo Nie powiem

E-mail: [email protected]

Telefon: 518833244

Adres: ul. Sobieskiego 225/9, 42-580 Wojkowice

www.niepowiem.com.pl