Opowieść o Grace z Porto Vecchio - Paweł Janiszewski - ebook + audiobook

Opowieść o Grace z Porto Vecchio ebook

Paweł Janiszewski

0,0

Opis

„Opowieść o Grace z Porto Vecchio” to kryminał z lekką dozą erotyzmu, przeznaczony wyłącznie dla dorosłych czytelników. Książka składa się z trzech części, z których każda zawiera kryminalne opowiadanie o Grace, stanowiące jedną, nierozerwalną całość. Grace jest młodą mężatką wplątaną w mafijne układy między jej ukochaną, gorącą Korsyką a zimnym, polskim miasteczkiem Wilczyce. Czy zwycięży miłość czy zdrada? Czy zbrodnia zostanie odkryta? Grace zaprasza do swojego niezwykłego świata.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 81

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Paweł Janiszewski

Opowieść o Grace z Porto Vecchio

trylogia kryminalna

KorektorZespół Ridero

Patron MedialnyCzytaninka

Patron MedialnyRead with tea, dog & me

© Paweł Janiszewski, 2024

„Opowieść o Grace z Porto Vecchio” to kryminał

z lekką dozą erotyzmu, przeznaczony wyłącznie dla dorosłych czytelników. Książka składa się z trzech części, z których każda zawiera kryminalne opowiadanie o Grace, stanowiące jedną, nierozerwalną całość.

Grace jest młodą mężatką wplątaną w mafijne układy między jej ukochaną, gorącą Korsyką a zimnym, polskim miasteczkiem Wilczyce. Czy zwycięży miłość czy zdrada? Czy zbrodnia zostanie odkryta? Grace zaprasza do swojego niezwykłego świata.

ISBN 978-83-8369-618-8

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Wszystkie postaci i wydarzenia opisane w tej książce są fikcyjne, a ich ewentualna zbieżność z rzeczywistymi jest przypadkowa. Książka przeznaczona wyłącznie dla dorosłych czytelników.

Część pierwsza

Grace

Rozdział pierwszy. Korsyka

Grace miała świadomość swojej urody. Była młodą mężatką, która w tym roku skończy dopiero 33 lata. Wiedziała, że zawsze podobała się facetom. Krótkie, rudobrązowe i falujące włosy, po zmianie fryzury sięgały ledwie do końca twarzy. Delikatny makijaż i błyszczyk podkreślały jej kobiecość i wrodzony wdzięk. Jej mąż Bruno od zawsze był o nią zazdrosny, mimo że naprawdę nie miał powodów. Wyszła za niego w wieku 26 lat, czuła się w nim nieziemsko zakochana, a to, że podobała się innym mężczyznom, powinno Bruna cieszyć, a nie drażnić. Grażyna (bo tak brzmiało jej prawdziwe imię) 7 lat temu, zaraz po ślubie, przeprowadziła się z małej miejscowości Wilczyce do małego francuskiego miasteczka na Korsyce — Porto-Vecchio. Kochała to miejsce. Mogła pracować jako bloger i zajmować się administrowaniem znanej grupy książkowej w największym branżowym portalu. Bo książki i zwierzęta były tym, co Grażyna kochała najbardziej. W Porto-Vecchio kupili sobie małą stajnię, gdzie mieszkały dwa rasowe konie, w tym jej brązowy Apollo. Grace, bo tak lubił mówić o niej Bruno, ceniła długie przejażdżki zaraz o świcie lub przy blasku zachodzącego słońca lub spacery z pięknym psem — bokserem Rockim.

Tego dnia Grace myślała, że spędzi kolejny cudowny wieczór, lecz Bruno po powrocie z pracy spojrzał na nią poważnie i powiedział bardzo smutnym głosem:

— Grace, musisz lecieć do Polski. Tym razem sama. No, z Rockim oczywiście, ale niestety nie ze mną.

Grażyna się zdziwiła — gdy lecieli do Polski, to zawsze Bruno jej towarzyszył i zwykle były to jakieś święta, a nie tak jak teraz — maj. Dziwne… przecież nie planowali odwiedzin jej rodziców.

— Co się stało, Bruno? — spytała w końcu Grażyna.

— Adam dzwonił, musisz lecieć do Polski. W Wilczycach ma być jakiś twój szkolny zjazd. Adam mówił, że musisz tam być — ciągnął dalej swój wywód Bruno.

— Jaki zjazd? Adam? Co ty bredzisz, Bruno? — Grace nadal nie wierzyła w to, co mówi do niej jej własny mąż.

Kiedyś, sto lat temu, ona i Adam byli najlepszymi przyjaciółmi. Ze szkolnej wymiany do Wilczyc przyleciał Bruno i od tej chwili wszystko się popsuło. Miał być miesiąc, a został kilka lat. Właśnie dla Grażyny. Bruno i Adam ciągle rywalizowali o Grace. Najpierw delikatnie, a potem zdarzały się bójki, szemrane towarzystwo. I gdy wydawało się, że Bruno i Adam w końcu się pogodzili, zdarzyło się to, co zdarzyć się musiało. Grażyna musiała wybierać i wybrała. Wybrała nie najlepszego przyjaciela, który podkochiwał się w niej całe życie, tylko starszego od niej o kilka lat Francuza. Wtedy na pewnej feralnej imprezie Adam, wściekły, wypił dużo za dużo i zaczął kleić się do takiej biuściastej Baśki. I ten właśnie moment wykorzystał Bruno, który na tę imprezę przyprowadził Grace. Grażyna do dziś pamięta wszystko, co zdarzyło się później. Szybki ślub z Brunonem. Wściekłość odtrąconego Adama. Szemrane towarzystwo, które by skłonić Brunona do dalszej współpracy, chciało porwać Grace. Lecz wtedy zdarzyło się coś, czego Bruno się nie spodziewał — Adam uratował Grażynie życie i posłał lokalnych mafiosów do stu diabłów. Kazał jednak pakować się Grażynie i Brunonowi i wyprowadzić do francuskiego Porto-Vecchio, gdzie macki lokalnej polskiej mafii nie sięgały. Grażyna, Bruno i pies Rocki opuścili na kilka lat nie tylko Wilczyce, ale także kraj. Dopiero od ubiegłego roku, gdy cała lokalna mafia została w końcu schwytana, mogli bez problemu przylatywać do Polski i odwiedzać rodziców Grażyny w Wilczycach. Lecz Adama już tam nie było i nikt nie wiedział, gdzie może się podziewać. Aż do teraz, aż do tej rozmowy.

— Chcesz, żebym sama leciała na jakiś głupi zjazd? Po tym, co się stało? Spotkać się z Adamem? Czy ty jesteś normalny? — Grace była wściekła.

— Nie ma wyjścia, ja też nie mam — wyszeptał Bruno ledwo słyszalnym głosem.

I nie musiał nic dodawać. Grażyna widziała, że jej mąż nigdy nie był tak przerażony i smutny.

Rozdział drugi. Wilczyce

Następnego dnia Grace z Rockim byli na francuskim lotnisku. Lot do Polski minął im cicho i spokojnie. Grażyna zdziwiła się, że Bruno cały czas ma zajęty telefon, lecz szybko o tym zapomniała, bo zadzwonił do niej niezapisany numer. Numer, który mimo upływu 7 lat znała i pamiętała doskonale.

Dzwonił do niej Adam.

— Kiedy będziesz, kochana przyjaciółko? — Głos Adama spoważniał przez te lata, był bardziej męski i trochę zachrypnięty.

— Wieczorem, najpóźniej o 21.00. Powiesz mi w końcu, o co chodzi? — zapytała naburmuszona Grażyna.

— Nie mogę, nie mogę, wszystkiego dowiesz się na naszym zjeździe — odparł ironicznie Adam.

Grace pamiętała, że nigdy nie zwracał się do niej per Grace. Był bardzo szorstki, a nie delikatny jak Bruno. Ale właśnie wtedy, gdy chodziło o uratowanie jej życia, mogła liczyć nie na ukochanego i czułego męża, tylko na cynicznego i oschłego Adama.

Grażyna wiedziała, że zarówno Bruno, jak i Adam zawsze bardzo ją kochali. Lecz o ile Bruno okazywał zazdrość na każdym kroku, to Adam zachowywał się tak, jakby o Grażynę nie był zazdrosny wcale.

Po wyjściu z busa skierowała się najpierw do domu rodzinnego. Przywitała się ze zdziwionymi rodzicami, których ani ona, ani jej mąż nie uprzedzili o jej przylocie. Po szybkim prysznicu i jeszcze szybszej kawie Grażyna wzięła na spacer Rockiego. Mimo że Bruno kilkakrotnie prosił ją, żeby zostawiła ich boksera w jej rodzinnym domu, Grace nie posłuchała. Czułaby się niezręcznie sam na sam z Adamem. Na zjeździe nie zamierzała być długo, a Adam bardzo lubił ich psa.

Kiedy Grażyna dotarła na miejsce, impreza trwała w najlepsze i kobieta musiała kilkakrotnie dzwonić do drzwi, żeby ktoś jej otworzył. W końcu otworzyła pijana Aśka, koleżanka z liceum. Biuściasta, średniej urody, nigdy się ze sobą nie lubiły. Aśka widziała w Grace największą rywalkę, bo podkochiwała się w Adamie.

— To ty? Co ty tu robisz? — zdziwiła się Aśka, wypuszczając papierosowy, mentolowy dym wprost na twarz Grażyny.

— Zawołaj Adama i to szybko, nie mam dużo czasu — odparła Grażyna niewzruszona niezręczną sytuacją.

— Adama? Naszego Adama?

— Nie naszego, tylko jak już, to mojego i to było dawno, bardzo dawno temu — cynicznie odpowiedziała jej Grażyna.

— Przecież Adam… Adaś przecież nie żyje… — W oczach pijanej Aśki pojawiły się szczere łzy wielkie jak groch. I Grażyna nie pytała o nic więcej, bo widziała, że pijana koleżanka nie kłamie.

— Ale przecież rozmawiałam z nim dzisiaj — pomyślała Grace, wybiegając z knajpy.

Grażyna udała się w tajemnicze miejsce. Lubiła tam przebywać całą dekadę temu, gdy przyjaźniła się z Adamem, a Brunona jeszcze nie znała. Były to stare podziemia mieszczące się na podwórku koło istniejącego jeszcze do niedawna pogotowia. Grażyna wiedziała, że teraz nikt tam nie zagląda, ale 10 lat wstecz musieli się z Adamem nieźle gimnastykować, żeby wejść niepostrzeżenie. To tam pierwszy raz Adam ją pocałował. Tak prawdziwie, z języczkiem, i to tam Grace odwzajemniłaby pocałunek, gdyby nie fakt, że Adam bez pytania chwycił ją za pierś, a rękę próbował wepchnąć do jej majtek. To tam pierwszy raz dała mu w twarz i to tam Adam ją potem bardzo przepraszał.

Grace wpadła do podziemia i zapaliła latarkę smartfona. Szła starym korytarzem i nagle w oddali zobaczyła swojego przyjaciela Adama. Żyje! Wiedziała, że żyje. Był trochę grubszy niż 7 lat temu. Bokser Rocki wyszarpał się właścicielce i podbiegł do Adama. Ten jednak, zamiast go pogłaskać, usiłował kopnąć swojego ulubieńca, a Rocki, zamiast się łasić, zaczął szarpać obcego za nogawkę. I nagle Grażyna coś zrozumiała. I nagle ktoś stanął za jej plecami. I uderzył ją w głowę.

Rozdział trzeci. W niewoli

Grażyna obudziła się z wielkim bólem głowy. Było jej niedobrze i wszystko ją bolało. Musiała upłynąć godzina albo jeszcze więcej czasu. Rockiego oczywiście nie było, a Grace leżała związana w jakimś starym lochu. Zanim oczy przyzwyczaiły się do ciemności, myślała o ostatnich wydarzeniach. Czemu Rocki rzucił się na Adama, skoro zawsze go tak lubił? Czemu Adam inaczej wyglądał i miał całkiem inny głos. Czy to był jej Adam? Ale przecież kilka lat go nie widziała, przecież mógł się zmienić. Mógł przytyć. Podobno dużo ostatnio pił, więc i głos mógł mu się zmienić. Ale przecież ta cycata Aśka mówiła, że Adam nie żyje. Kłamała? Ale w jakim celu? I kto do cholery uderzył ją tak mocno? A przede wszystkim — po co i dlaczego ją teraz więzi w tym okropnym miejscu? Nagle rozmyślania Grażyny przerwało coś dużego i ciężkiego turlającego się z drugiego kąta dość rozległego pomieszczenia. Pojmana nie mogła uwierzyć własnym oczom.

— Witaj, Grażyno — odparł Adam.

Grace była w ogromnym szoku. Adam wyglądał dokładnie tak samo jak podczas ich ostatniego spotkania. Nadal był szczupły i przystojny. Nadal był dobrze zbudowany, a może nawet lepiej niż kilka lat temu. W zasadzie jedyną różnicą były zmarszczki, które zaczęły mu się pojawiać między jego pięknymi, piwnymi oczami. Nawet głos miał taki jak dawniej.

Skup się, jesteś mężatką, do cholery — w myślach strofowała się Grażyna.

— To gdzie w takim razie ten twój mąż? — odpowiedział cichutko Adam, nie wiedząc czemu, jakby umiał czytać w jej myślach. — Zawsze umiałem słyszeć twe myśli, pamiętasz? — dodał, a Grażyna pokiwała głową. To była prawda, Adam zawsze wiedział, o czym myślała. I gdyby nie Bruno, z całą pewnością to właśnie on zostałby jej mężem i pewnie to z nim byłaby teraz szczęśliwa.

Nie, skup się, nie wolno ci tak nawet myśleć! — Grace była na siebie wściekła.

— To gdzie jest teraz Bruno, skoro to taki kochany facet? — ponowił swe pytania Adam.

I właśnie wtedy Grażyna chciała coś mu odpowiedzieć. I właśnie wtedy, gdy chciała o wszystko go wypytać, stało się coś, czego Grace się nie spodziewała.

Adam przeciął jej więzy i wbił swe dłonie w jej zmartwioną twarz. Pogładził jej brązoworude włosy i bardzo mocno pocałował ją w usta. A Grace odwzajemniła jego pocałunek. Przez chwilę stali się jednym ciałem i nawet ciemny loch nie przeszkadzał w ich spotkaniu po latach. Adam łapczywie dotykał jej twarzy, włosów, ramion. Całował ją po oczach, szyi, gładził delikatnie jej całe ciało. Zaczął ją wszędzie dotykać, a Grace tym razem mu na to pozwoliła. Nie tylko nie przeszkadzało jej zachowanie jej przyjaciela, ale też sama zaczęła dotykać Adama. Najpierw zdjęła mu koszulę i wbiła się paznokciami w jego silne, męskie ramiona. Dosiadła go, przybliżając się i całując, tak jak zawsze tego chciała. I gdy Adam nagle zaczął dotykać jej pośladków i próbować ściągnąć z niej spodnie, tym razem nie protestowała. Byli jak nastoletni kochankowie, z których ktoś zdjął kilka lat niepewności. Jakby te kilka lat, przez które się nie widzieli, przestało nagle istnieć.

I gdy w końcu uwierzyli, że nikt nie będzie im przeszkadzał i gdy cały ten ponury loch czy rozległa piwnica przemieniła się w intymną świątynię ich niespełnionej miłości, ktoś nagle otworzył głośno stare drzwi. I zapalił przeraźliwie jasne światło.

Rozdział czwarty. Taniec dawnych kochanków

— Co tu się do cholery jasnej wyprawia? Znów się kurwisz, ty wstrętna dziwko! — wykrzyczał wściekły jak osa Bruno.

Grace była zszokowana. Z jednej strony tym, że zobaczyła męża, którego się w Polsce nie spodziewała, a z drugiej, że z delikatnego i czułego partnera stał się taki ordynarny i zwyczajnie chamski. Co robił w tym paskudnym miejscu? Na Boga, przecież miał prawo się wkurzyć. Przyłapał ją przecież na zdradzie z jej przyjacielem, o którego był zawsze zazdrosny, a ona jeszcze się dziwi… I właśnie gdy próbowała szybko odnaleźć się w mało komfortowej sytuacji, wyszarpała się z ramion Adama i podbiegła do Brunona. Gdy chciała mocno się do niego przytulić, przepraszając za swoje niecne zachowanie, wydarzyło się coś, czego zupełnie się nie spodziewała. Bruno pociągnął ją z całej siły za włosy, bez trudu podniósł przerażoną kobietę, a potem z całej siły uderzył ją pięścią w twarz. Śliczna buzia Grace po jednym piekielnie mocnym ciosie zrobiła się cała czerwona i zakrwawiona.

Grażyna ze zdziwieniem spojrzała na swojego męża, który z czułego ukochanego zamienił się w bezwzględnego tyrana, i próbowała coś jeszcze powiedzieć. Niestety nie zdążyła. Bruno zaczął kopać Grażynę po całym ciele i po kilku chwilach ponownie straciła przytomność.

W tym czasie do Brunona podbiegł Adam i rzucił się na oprawcę swojej ukochanej. Bez trudu przewrócił agresora i zaczęli się tarzać po brudnej podłodze, okładając jeden drugiego.

— Zabiję cię tym razem, ty skurwielu — krzyczał donośnie Bruno. Adam z nienawiścią patrzył na niego, lecz nie powiedział ani słowa.

— Zrobiłeś z mojej żony dziwkę i to nie pierwszy raz — warkot Bruna wciąż był pełen nienawiści.

I w momencie, kiedy wściekły Bruno okładał pięściami osłabionego niewolą Adama, ten ostatkiem sił wyciągnął broń zza paska męża Grace. Lufę skierował na twarz Brunona, który zbyt późno to zauważył.

Huk wystrzału był stłumiony. Ciało Bruna zastygło w jednym momencie. W tej jednej chwili. Adam wyszarpał się spod ciężaru oprawcy i wstał, chwiejąc się na boki. Zdawał się wyraźnie osłabiony. Nie zważając na wyczerpanie, podbiegł do nieprzytomnej Grace.

— Grażyna, już dobrze. Już wszystko dobrze, kochanie. Obudź się, proszę, maleńka, otwórz swoje piękne oczka — szeptał Adam, patrząc w nieprzytomne oczy ukochanej. — Grażyna, obudź się, już nic ci nie grozi. — Adam wciąż nie dawał za wygraną.

I gdy jego oczy zrobiły się mokre od strachu i gdy łzy zaczęły spływać z jego twarzy na twarz jego największej miłości, Grace spojrzała w końcu na niego, a jej zakrwawiona twarz delikatnie się uśmiechnęła.

— Kocham cię, najdroższa, zawsze cię kochałem, teraz nam się uda, zobaczysz, teraz już nic ci nie grozi. — Adam nie mógł opanować wzruszenia.

— Ci… cichutko… ci… — wyszeptała powoli Grace.

Adam mimo osłabienia wziął ukochaną na ręce i wyniósł z piwnicznej izby. Szedł powoli i wcale nie czuł jej ciężaru. W prawej dłoni trzymał broń Brunona, bo nie wiedział, czy nie spotka kolejnych nieprzyjemnych gości. Na szczęście w podziemnym korytarzu nie widział już nikogo, a Grace musiała szybko trafić do jego domu i odpocząć. Była dla niego najważniejsza. Tak było kiedyś i tak jest i obecnie. Siedem lat rozłąki we francuskim Porto-Vecchio nie zmieniło niczego. Korsykańska rozłąka tylko wyostrzyła jego apetyt. Grace w końcu będzie jego, a jego największy wróg leży teraz martwy — tylko to się liczyło.

— Martwy? Czy Bruno jest martwy? — zaczął gorączkowo zastanawiać się Adam. — Jutro sprawdzę, dziś muszę odpocząć, muszę tylko chwilę się zdrzemnąć.

Po kwadransie Adam, wciąż niosąc Grace na rękach, opuścił lochy. Grażyna oprzytomniała i spojrzał z czułością na Adama.

I gdy niedoszli kochankowie mieli powiedzieć sobie coś najważniejszego na świecie, podbiegł do nich szczęśliwy bokser Rocki, który poznał Adama i cieszył się jego widokiem.

Adam wiedział, że musi sprawdzić, czy Brunon na pewno jest martwy. Ale to jutro. To dopiero jutro.

Wyciągnął telefon i powiedział tylko jedno zdanie:

— Przyjedź i zabierz mnie do domu.

Po chwili się poprawił i powiedział kolejne:

— Zabierz nas do naszego domu.

Grace wtuliła się w Adama, jakby znów miała 20 lat.

— W poszumie skrzydeł nie widać już nic. Jedyne, co boli, to ból — powiedziała cicho, patrząc z czułością na swego przyjaciela.

— Pamiętasz? — odparł zdziwiony Adam.

— Nikt inny nie pisał dla mnie wierszy. — Grace lekko się uśmiechnęła krwawiącymi ustami.

— Zbiegając ze schodów, rozłożyliśmy skrzydła i pofrunęliśmy do boga miłości — dokończył swój utwór Adam.

Podjechało auto.

Zabrało ich do domu. Do ich domu.