Occulta - Paulina Świst - ebook + audiobook
BESTSELLER

Occulta ebook i audiobook

Paulina Świst

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

234 osoby interesują się tą książką

Opis

 Kiedy na ziemię pada cień Kruka, nikt nie może czuć się bezpieczny.

Trzy miesiące po aresztowaniu Anioła Artur i Szczepan jeżdżą po Polsce z odczytami na temat seryjnych morderców. Kto jak kto, ale oni wiedzą o tym naprawdę dużo. Może nawet więcej, niż sami by chcieli. Anka – jak to Anka – goni za sensacyjnym materiałem: uczestniczy w zorganizowanej na jachcie Occulta

orgii, w której biorą udział wysoko postawione osoby. Niektóre z nich nie cofną się przed niczym, żeby rola w skandalicznej sprawie na zawsze pozostała tajemnicą.

Przez chwilę wydaje się, że życie całej trójki wróciło na w miarę normalne tory…

Ale tylko przez chwilę. Znowu zaczynają ginąć ludzie, znowu każdy może okazać się sprawcą.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 251

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 9 min

Lektor: Diana Giurow, Mateusz Drozda

Oceny
4,6 (1359 ocen)
995
232
95
27
10
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
dorotadomagala

Z braku laku…

Pierwsze książki P. Swist to była magia. Nie mogłam się oderwać. Niestety z książki na książkę jest coraz słabiej "koteczki"...
204
Adrianka90

Nie oderwiesz się od lektury

Jak Świst coś napisze, to nie ma przebacz. Kocham miłością do grobowej deski ❤️❤️❤️❤️
ewabet

Nie polecam

nudna
64
eroticbookslover

Nie oderwiesz się od lektury

„Mogę wam robić za wodzianką? Czuję się z zbędna jak kondom na zjeździe impotentów” Są takie autorki, dla których rzuca się wszystko, i są takie książki, dla których odkłada się wszystko inne, a nawet bierze urlop na żądanie, byle by móc na cito przeczytać i przeżyć kolejne cudo spod ich pióra. I w właśnie w przypadku tej autorki i tej właśnie książki tak jest. „OCCULTA” W poprzedniej części rozpoczynającej całkiem nową serię i całkiem nową odsłonę autorki, pod tytułem „Incognito”,Paulina Świst stworzyła idealny trójkąt między bohaterami, niestety (dla mnie ;-)), nie cielesny, ale emocjonalny. W drugim tomie „Occulta”, znowu, autorka szarga całą trójką niemiłosiernie, albo nawet i lepiej, aleeeee chociaż tym razem na szczęście :-))), mamy dużo więcej tak zwanych zbliżeń na centymetry, a nawet ocierań na milimetry. No i mamy luksusową orgię! O i tam, to się dopiero dzieje. Słowa promujące jej książki #ostryseks #ostrajazda i #ostryjęzyk , tym razem moim zdaniem powinny były poja...
1110

Popularność




Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN

Redaktor prowadzący: Grażyna Muszyńska

Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Barbara Milanowska (Lingventa), Renata Jaśtak

Zdjęcie na okładce: © VladimirFLoyd/iStock

© by Paulina Świst

© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2023

ISBN 978-83-287-2724-3

Wydawnictwo Akurat

Wydanie I

Warszawa 2023

–fragment–

„Lęk wysokości, widmo strachu. Patrz, jaki piękny widok z dachu.

Stań na krawędzi ilorazu inteligencji psychopatów.

Cisza ciszy nie słyszy, czas nie czuje czasu,

Świat choruje na słuch – krzyczy, wiatr nie słyszy wiatru – milczy.

Popatrz, opadł kurz. Spadł sufit na mózg, po planetarium pływa łódź…

Mimo wiatrów, sztormów, piorunów, burz – brygantyna trzyma kurs”.

TRZECI WYMIAR, PARANOJE

Dla J.

Dzięki za wszystko :*

* * *

Kruk uśmiechnął się łagodnie do przerażonej dziewczyny.

Nie mogła się odezwać, bo w ustach miała knebel.

Nie mogła się ruszyć, bo ręce i nogi miała skrępowane żeglarską cumą.

Mogła tylko patrzeć…

Ależ on uwielbiał ten ich wystraszony wzrok… Każda w tym momencie zastanawiała się pewnie, jak się tu znalazła… Odpowiedź była tyleż smutna, co oczywista: same się pchały…

– Czy ty się teraz modlisz? – zapytał autentycznie zdumiony, słysząc jednostajny bełkot. Nie rozumiał, co mówi, knebel skutecznie tłumił jej żale. Ale rytm pasował do pacierza.

Ze zdumieniem pokręcił głową. Ludzie są niebywali z tymi swoimi zabobonami. Kruk nie był osobą religijną – żaden z bogów się nim nie interesował i odpłacał im wszystkim taką samą obojętnością. Chociaż nie – „obojętność” nie była właściwym słowem. Pogarda. Ona charakteryzowała go do głębi. Gardził bogami, gardził ludźmi, gardził nawet zwierzętami. Wszystkie te istoty były zwyczajne, miałkie, kierowały się tymi żałosnymi uczuciami… Nikt nie potrafił patrzeć na świat tak jak on: bez zmiękczającej woalki utkanej z tych ich ckliwych, gównianych słabości.

Uwolnił jej usta i popatrzył na dziewczynę, delikatnie przejeżdżając dłonią po jej policzku. W jej oczach pojawiła się iskierka nadziei.

– To jakiś żart? – zaczęła ochrypłym, drżącym ze strachu głosem. – Proszę, przestań, nie podoba mi się. Ja nic z tego nie rozumiem… Ostatnie randki były cudowne… Obiecywałeś, że dziś też tak będzie. Mieliśmy się zabawić… Ale to zbyt realne i zbyt przerażające. – Łzy spłynęły jej po policzkach.

Myśli, że mnie zmiękczy? Obiecanki, cacanki, a kretynkom radość – pomyślał, ale nie powiedział tego na głos. Niech jeszcze chwilkę łudzi się, że to tylko żarty. Że zaraz wróci ten facet, którego pracowicie wymalował jej przed oczami… I który nie miał z prawdziwym nim nic wspólnego.

– No to się bawimy. – Jeszcze raz przejechał nożem po kamieniu. Musiał być pewien, że jest odpowiednio ostry. – Ja zajebiście. A Ty? – Uśmiechnął się zmysłowo.

Na jej twarzy zdumienie toczyło zażartą walkę z przerażeniem. Wiedział, co się dzieje w tym małym móżdżku. Idiotka widzi faceta, który ma idealną sylwetkę, który jest inteligentny, przystojny i elegancko ubrany. Totalnie nie spinało się jej to z obrazem mordercy. No bo jak to tak? Przecież ZŁY jest brzydki i obleśny, a DOBRY jest ładny i seksowny. I nawet jeśli DOBRY zachowuje się jak chuj, to pewnie ma powody i wewnętrzne traumy. A ona je pokona, ona go zmieni i wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie… He, he, he. Niestety, to nie ta bajka.

Kruk nie miał traum, nie miał potwornego dzieciństwa, nikt nawet nigdy nie ukradł mu roweru. Po prostu był ZŁY. I bardzo to lubił.

Jego uśmiech zmienił się na cyniczny.

Dobrze, że ta miękka idiotka była tylko przystawką… Liczył, że danie główne dostarczy mu o wiele więcej emocji. Nie, nie liczył. Był o tym przekonany.

ONA będzie walczyła.

ZNAŁ JĄ.

A on uwielbiał, kiedy walczyły, kiedy nie dało się ich zbyt łatwo złamać, kiedy do końca nie chciały się poddać. Tylko takie miały AURĘ. Kiedy umierały, zabierał im ją i czerpał z niej siłę. Niewiele takich spotkał w życiu… ale wiedział, że ONA go nie zawiedzie.

– Proszę, przecież świetnie się rozumiemy. Co się zmieniło? Co ja ci zrobiłam? – wymiauczała przez łzy przystawka.

Zaczynał mieć jej dość. Aura nie wchodziła w rachubę w jej przypadku, więc nie poświęci jej za wiele czasu. Błędny strzał.

– Nic mi nie zrobiłaś – powiedział łagodnym, sympatycznym tonem.

To, że zaraz rozpruje ją nożem, nie przeszkadza w byciu gentlemanem.

To było dla tych idiotek zawsze największe zaskoczenie. Był szarmancki, miał maniery i dużo klasy. Kiedy szedł ulicą, widział, jak się za nim oglądają, jak bardzo im się podoba. Nawet kiedy szły ze swoimi chłopakami. Kiedy trafiali do łóżka, czar nadal trwał. Był jak ich ukochany Grey… Celowo to podkręcał, śledził trendy, wiedział, że chcą przeżyć coś podobnego… A potem miał być lot helikopterem, ślub i gromadka dzieci. Niestety dużo wcześniej wyłączał czar, a włączał nóż.

– Naoglądałaś się filmów, nieprawdaż? – Popatrzył na nią z udawaną troską. – Powiem ci coś, czego nie wiesz. Nie każdy seks w klimacie BDSM musi skończyć się ślubem…

– Wiem, że nie musi! Nie chcę go wcale! – zapewniła, czepiając się jakiejś wyimaginowanej nitki nadziei. – Ale mówiłeś, że jestem wyjątkowa, że mnie lubisz… a zachowujesz się teraz okropnie. Boję się ciebie… Skończmy to, chyba po prostu źle cię zrozumiałam – poprosiła.

Oj, ewidentnie źle mnie zrozumiałaś, kurwo.

Popatrzył na nią szyderczo.

– Mówienie nic nie kosztuje, to tylko środek do celu. Poza tym wyjebane mam na to, co czujesz – przyznał szczerze. Chyba pierwszy raz w czasie całej ich znajomości. – Poradziłbym, żebyś na przyszłość zwracała większą uwagę na czyny, a nie na słowa, ale… – wzruszył ramionami – tym samym wracamy do głównego tematu… Nie będzie przyszłości. Nie każdy BDSM kończy się ślubem. Niektóre kończą się pogrzebem. To ten przypadek.

– Pierdolenie o Szopenie. – Zatrzasnęłam laptopa. – To na nic. Nie umiem. Po prostu nie umiem. Weź sobie przeczytaj, co za farmazony ja wypisuję. – Wyłożyłam się na fotelu i popatrzyłam w sufit. – Jestem beznadziejna.

Bożenka zmierzyła mnie wzrokiem, po czym wstała i zamknęła szklane drzwi naszego biura, żeby nikt postronny nie słyszał tej rozmowy.

– Po pierwsze, nie klnij. Po drugie, nie jesteś beznadziejna. Jesteś genialna. Po prostu masz zastój. – Usiadła naprzeciwko mnie. – Jak mogę ci pomóc?

Tylko dlatego, że ją kochałam, nie odpowiedziałam: „Srak”.

Jestem zodiakalną wagą, my nie wyżywamy się na najbliższych. Niestety Bożenka wyczytała odpowiedź z mojej miny.

– Nie zgrywaj cwaniary. Dobrze wiem, co ci dolega – stwierdziła pewnie. – Brak weny. Nic się nie dzieje i jak zawsze zaczyna cię nosić, prawda? – Popatrzyła na mnie z niepokojem.

Oczywiście miała rację. Nic nie wpływało na mnie gorzej niż rutyna. Byłam uzależniona od kortyzolu i adrenaliny. A gdy ich brakowało, to najpierw męczyłam się niemiłosiernie, a potem zaczynałam robić głupie rzeczy. Byle tylko coś się ruszyło, byle coś zaskoczyło. Jeśli nie dorwę ciekawego tematu, to za chwilę narobię sobie w życiu gnoju.

– Jest sposób. Przecież wiesz, jak zawsze sobie pomagałam w takich beznadziejnych sytuacjach – rzuciłam, nie patrząc jej w oczy.

– Nie, Anka. – Zacisnęła usta. Po chwili westchnęła głośno i wypaliła: – Nie możesz znowu tego zrobić, nie odzywaj się do tego psychopaty. Nawet jeśli wiesz, że ma dobre newsy.

Mądre słowa, ale nie spowodowały, że opcja stała się mniej kusząca. Mój eks-kochanek był kiedyś moim najlepszym informatorem. Zawsze miał temat, w który potrafił mnie wkręcić. Poza tym nasza relacja wyglądała identycznie jak ta między członkiem AA i wódką. I to niestety ja byłam jak alkoholik, który po roku trzeźwości myśli, że jest zdrowy i że jeden kieliszek mu nie zaszkodzi… Nigdy nie udawało się jednak poprzestać na jednym kieliszku, więc zawsze kończyło się rozpierdolem. Oczywiście w mojej głowie, bo on miał to gdzieś. A potem trzeba było zaczynać proces zdrowienia od początku, a za każdym razem przebiegało to z coraz większym trudem. Teraz było tak źle, że miałam ochotę przybić piątkę Syzyfowi. Czułam, że toczymy ten sam kamyczek z dokładnie takim samym efektem.

– On cię nawet nie lubi. I do niczego nie jest ci potrzebny. Ty potrzebujesz pieprzonej adrenaliny, a on doskonale podbija ci ciśnienie. Tylko tyle. To prawda, że na haju emocji trzaskasz piętnaście artykułów i kończysz książkę. Tylko że on się nie zmieni, ty też nie, więc finał będzie taki jak zawsze. Przyjdzie zjazd… – Patrzyła na mnie ze współczuciem. – Warto?

– I kij z tym zjazdem – nie wytrzymałam. – Pomartwię się tym, ale już po wszystkim.

– Nie, Anka. – Bożenka pokiwała głową w taki sposób, że wiedziałam, że nie odpuści. – Nie umiem patrzeć, jak cierpisz. Tym razem ci na to nie pozwolę. Musisz znaleźć sobie coś, co nie będzie ci robić krzywdy, a da ci taką samą siłę. Albo…

– Albo zmienić robotę – dokończyłam za nią.

– W ostateczności tak. – Pogłaskała mnie po głowie. – Ale myślę, że nie będzie to konieczne. Natomiast jeśli będziesz pisać tylko na niesamowitej adrenalinie, to szybko się wykończysz. Jesteś mądrą kobietą i wiesz o tym. Musisz znaleźć inne paliwo… Bo to jest równia pochyła.

– Chujnia pochyła – nie powstrzymałam się.

Bożenka parsknęła śmiechem, grożąc mi jednocześnie palcem. Moja kochana, porządna, ruda małpa! Ciekawa byłam, kiedy wyszoruje mi usta szarym mydłem za te wszystkie moje bluzgi.

– To nie wszystko, Anka. Przecież widzę. Co się dzieje między wami? – Zgadła, że problem jest bardziej złożony. – Pytam o Artura i… Szczepana.

Trafiła w punkt. Jak zawsze.

– Nic się nie dzieje. – Wzruszyłam ramionami z udawaną obojętnością. Po tej cholernej akcji z Sonią wszystko się zmieniło. A ja nie wiedziałam, jak to poukładać. To było dodatkowym powodem mojej cholernej frustracji. – Przecież wiesz, że od połowy lipca są cały czas w trasie, bo twój ślubny, Jacuś, jeździ z nimi. Swoją drogą nie wiem, jak oni się we trójkę dogadują… Kiedy są na Śląsku, to się z nimi widuję – dokończyłam.

– Z obydwoma naraz się widujesz? – Bożenka zmarszczyła czoło.

– Nie, z każdym osobno. Nie było okazji spotkać się we trójkę – ucięłam krótko.

Westchnęła głośno. Wiem, że nie o to pytała. Ale nie wiedziałam, jak jej to wytłumaczyć. Szczepan miał wszystkie atuty, żeby wykasować mojego eks z całej tej układanki. Niesamowicie mnie kręcił. Kiedyś skoczyłabym w to na główkę, nie namyślając się nawet przez sekundę. I popłynęła na fali zajebistego zauroczenia. Ale… najwyraźniej nawet takie głąby jak ja z czasem zaczynają się uczyć, jeśli wcześniej odpowiednio je zabolało. No i się bałam. A Cień? Cień to mój najlepszy przyjaciel, nie wyobrażałam sobie bez niego życia.

– Nie uważasz, że sytuacja dojrzała do jakiegoś rozstrzygnięcia? – Szczera troska w jej oczach spowodowała, że odpowiedziałam, zamiast pokazać jej środkowy palec, jak wszystkim innym, którzy nieproszeni dawali mi złote rady odnoszące się do moich popieprzonych relacji.

– Bożena, do …uja wafla… – Ugryzłam się w język, widząc jej minę. – Ja po prostu nie wiem – przyznałam szczerze.

– Prześpij się z Arturem – zaproponowała jego najwierniejsza fanka. – Bądźcie razem do końca życia, miej z nim gromadę dzieci i bądź nareszcie szczęśliwa.

Gdyby to wszystko było takie proste.

– Yhym. – Uśmiechnęłam się złośliwie. – I riserczuj non stop cały internet ze strachu, że wali cię po rogach. A na dodatek, jeśli nam nie wyjdzie, to stracę najlepszego przyjaciela. Poza tym znamy się dwadzieścia lat… I co? Teraz nagle zaczniemy za rączkę chodzić?

Jakoś nie umiałam sobie tego wyobrazić. Poza tym Artur nie kwapił się do jakiejkolwiek zmiany naszych stosunków, a ja nie miałam zamiaru się narzucać.

– To prześpij się ze Szczepanem. – Rozłożyła ręce.

Chyba było jej w tym momencie obojętne.

– To, co nas spotkało, to nie była kaszka z mleczkiem. Paweł tego nie przeżył, a my uratowaliśmy się tylko dlatego, że trzymaliśmy się razem. – Spoważniałam. – Nie chcę tego spieprzyć. Zacznę z nim sypiać i znów się zakocham. A on jest… moim typem. Wiesz, jak to się skończy, c’nie? Znów będziecie mnie zbierać przez trzy lata. A wtedy Artur się na niego nieludzko wkurwi, a przecież się przyjaźnią. To jebana grecka tragedia. Cokolwiek zrobię, będzie źle.

Jej mina wskazywała, że przyznaje mi rację. W tym momencie drzwi do biura otworzyły się z hukiem.

– Nie przeszkadzam wam w ploteczkach?

Do naszego pokoju wparowała Dorota – redaktor naczelna „Dziennika Śledczego”. Starałam się od miesiąca schodzić jej z oczu, ale umówmy się – ile można lawirować? Najwyraźniej nadszedł czas sądu.

– Cześć, Dorota. Nie da się uniknąć plotek w naszej pracy. Po części z tego żyjemy. – Bożenka starała się zwrócić na siebie uwagę smoczycy i mnie uratować. Ale bestia była rozjuszona, więc obrona wyszła rudej mniej więcej tak, jak naszym piłkarzom w meczu z Albanią. Czyli miernie.

Dorota, nie zaszczyciwszy Bożeny najmniejszą uwagą, usiadła na biurku i rozciągnęła usta w uśmiechu, ale jej oczy pozostały zimne.

– Anka, dobrze wiesz, że rozjebałaś system tymi artykułami o pierwszej seryjnej morderczyni w Polsce. Wykupiono mnóstwo subskrypcji, zrobiłaś takie wyniki, jakich nikt w tej firmie nie zrobił od wieków, świetnie zarobiłaś… Ale…

– Wszystko przed „ale” jest gówno warte, jak mawiał Ned Stark – przerwałam jej i uśmiechnęłam się promiennie.

Może mnie zjebać, takie jej prawo jako szefowej. Ale wolałam od razu pokazać, że znam granice i na ich przekroczenie jej nie pozwolę. Nadal połowa gazet w tym kraju dałaby się pokroić na plastry, żebym dla nich pisała. Zanim się zorientują, że chwilowo nie jestem w stanie spisać nawet listy zakupów, trochę wody w Rawie upłynie. Nadal miałam pole manewru. Nie chciałam, żeby o tym zapominała.

Sztuczny uśmiech zniknął z jej twarzy.

– Doceniam to, co zrobiłaś. I nawet nie oczekuję od ciebie kolejnej takiej samej sensacji, bo to niemożliwe, ale nie możesz nie oddawać niczego. Kończą ci się wymówki – wypluła.

– Wiem. Ale nic się nie dzieje. – Postawiłam na szczerość. – O czym ja mam pisać?

– Mariusz Gradarz ma o czym pisać. – Obróciła w moją stronę telefon z najnowszym artykułem konkurencyjnej gazety. A jego autorem był złośliwy fiut, z którym ja i Artur chodziliśmy do szkoły. Totalnie nie wiem czemu, ale odkąd zaczęłam pisać, miał na mnie uczulenie. A teraz na dodatek wygrzebał jakąś korupcyjną aferę, o której ja nie wiedziałam NIC! – Nawet lokalnych newsów nie dodajesz. Źródło ci wyschło? – kontynuowała Dorota.

Oczywiście, że wyschło, bo Artur zamiast pracować, bujał się z wykładami po całym kraju. Nie zamierzałam jednak jej tego mówić – nigdy w życiu nie sprzedałam swojego informatora. A przyjaciela to jeszcze bardziej nigdy.

– Raz na wozie, raz pod wozem. To się niebawem musi skończyć, Dorota. Jak każde gówno. Załapię taki temat, że ci kapcie spadną – dodałam pewnie.

Szkoda, że w głębi ducha wcale nie czułam tej pewności.

– Masz czas do szóstego października. – Dorota zsunęła się z biurka. – Jeśli do tej pory nie dostanę od ciebie czegoś dobrego, to zostaje ci tylko rubryka w „Gazecie Kobiecej”, a do „Śledczego” szukam kogoś o wyższych kompetencjach i lepszych znajomościach. – Wyszła z pomieszczenia.

– Nie mówi poważnie – powiedziała niezbyt przekonująco Bożenka, ale widziałam, że pobladła.

Wiedziała, że porady miłosne to dla mnie tylko dobra zabawa. Nie utrzymam się z tego. Najważniejszy był „Śledczy”. Dorota nie może mi go zabrać. Pracuję na tę markę i na swój pseudonim od lat.

Taa, nie może. Ta zazdrosna, atencyjna pizda nie tylko może, ale też zrobi to z prawdziwą przyjemnością, jeśli nie ogarnę swojej kuwety.

– Mówi zupełnie poważnie – wycedziłam przez zęby. – I jeżeli czegoś nie wymyślę, to nie będzie się ze mną pierdolić. Wylecę jak tesla Muska na orbitę i ty dobrze o tym wiesz.

Właśnie w tym momencie mój telefon zapiszczał, informując mnie o mailu. Klikając z wściekłością w klawiaturę, weszłam w wiadomości. Kurwa, co to jest? Kiedy nazbierałam pięćdziesiąt nieodebranych?

– Anka, bez przesady jesteś filarem tej gazety… – zaczęła Bożenka, ale szybko jej przerwałam.

– Filary to są na Akropolu.

Wróciłam do przeglądania maili, dając Bożenie do zrozumienia, że nie mam teraz ochoty na rozmowę.

Nie myślałam, że rozwiązanie pojawi się zaledwie po dwudziestu minutach. Nowy e-mail. Nie wierzę…

– Słuchaj tego, ruda: „Dzień dobry Pani Redaktor, lubi pani seks?” – odczytałam na głos.

Popatrzyłam na jej zdumioną minę.

– Wchodziłaś na strony porno ze służbowego komputera? – zaniepokoiła się.

– Ostatnio nie. – Zarechotałam. – Słuchaj dalej: „Bo to, że lubi Pani obnażać przestępstwa, przekręty i nieprawidłowości, to zdążyłem się domyślić. Czy jest pani zainteresowana opisaniem orgii, którym z zapałem oddaje się grupa prominentów z całej Polski? I biznesów, które przy okazji załatwiają? Jeśli tak, to jestem w stanie Pani pomóc… Z wyrazami szacunku X.”.

Czułam, jak krew zaczyna szybciej krążyć w moich żyłach, a dłonie lekko drżą. Jak zawsze w moim życiu – szansa pojawia się w ostatniej chwili. Wystarczy tego nie spierdolić. Nareszcie, po długich dwóch miesiącach kompletnej posuchy… MAM TO. Poczułam cudowny, ogromny wyrzut kortyzolu.

– Bożena, coś czuję, że jeszcze tę zimną sukę zaskoczę. – Uśmiechnęłam się szeroko. – Dwa tygodnie to trochę mało, żeby wyrzeźbić temat złoto, ale nie takie rzeczy ze szwagrem w siedemdziesiątym dziewiątym się robiło, c’nie? – Wyszczerzyłam zęby jak hiena do rannej zebry i zasiadłam do pisania odpowiedzi.

– W siedemdziesiątym dziewiątym nie było cię nawet w planach, gówniaku, ale cieszę się, że twoje szczęście wróciło. Bam, bam, bam. Mamy to! – Uśmiechnęła się szeroko.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Wydawnictwo Akurat

imprint MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz