Incognito - Paulina Świst - ebook + audiobook + książka

Incognito ebook i audiobook

Paulina Świst

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

122 osoby interesują się tą książką

Opis

Nieuchwytny seryjny morderca… Przynajmniej do chwili, kiedy pojawi się świadek Incognito.

Artur Cienowski i Anka Sawicka znają się od lat. Choć prokurator rejonowy i dziennikarka śledcza nieczęsto stoją po tej samej stronie barykady, to akurat oni zawsze mogą na siebie liczyć. Już niedługo przyjdzie im się o tym dobitnie przekonać.

Jak schwytać mordercę, który doskonale zna wszystkie twoje tajemnice? Który podąża za tobą jak cień, a chwilami wydaje się nawet być krok przed tobą? A co, jeśli na dokładkę z niektórymi osobami prowadzącymi śledztwo wiąże cię coś więcej niż tylko profesjonalna solidarność, sympatia albo przyjaźń? Znaków zapytania jest wiele, odpowiedź może być tylko jedna. Całkowicie oczywista i właśnie dlatego kompletnie nieoczekiwana.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 210

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 5 godz. 48 min

Lektor: Diana Giurow, Mateusz Drozda

Oceny
4,6 (1447 ocen)
1063
237
108
27
12
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
jakiza

Dobrze spędzony czas

Hmm, no niby fajnie się czytało, szybko, jednym ciągiem... Ale zaczęły mnie irytować drobiazgi, np ciągle wybuchają rechotem, jakby nie było innych sformułowań na tę czynność. Wszyscy są tacy oczytani, mądrzy i elokwentni, jak rękawa sypią się cytaty, trafne riposty i udane żarty, jakby nigdy nie rozmawiali ze sobą normalnie, zwyczajnie, a przez to są dla mnie kompletnie nierealni. Lubię tę autorkę, ale chyba przesyciłam się tymi jej silnymi kobietami z jajem. Czytało się dobrze, ale raczej tylko na jeden raz.
130
Karolinapiskor

Z braku laku…

Zagadka bez zagadki, pierwszy typ na mordercę trafiony, dialogi typowe dla autorki, zasadniczo powtórka z rozrywki... Nic specjalnego i na szczęście tylko niecałe 250 stron.
70
edytafidzinska

Dobrze spędzony czas

Ale to juz bylo… ciekawie i szybko się czytało, ale czegoś mi brakuje
40
eroticbookslover

Nie oderwiesz się od lektury

„Było coś podniecającego w takim przesłuchaniu, pewnie dlatego że nie traktowaliśmy go na serio. A ja wiedziałam jak dobry jest w swojej robocie i że gdybym była tu w charakterze świadka, a nie jego „soulmate”, to wcale nie byłoby mi do śmiechu. Ani do prowokacji” Dziennikarka i prokurator. Przyjaźń i pożądanie. Idealnie zaplanowane i przeprowadzone morderstwo. Potem następne. A potem wszystko, dosłownie wszystko wymyka się spod kontroli. I to nie tylko bohaterom, ale także zabójcy… No i mamy to! Kolejna książka Pauliny Świst, która rozpoczyna całkiem nową serię. I choć tym razem nie mamy dotychczasowych sloganów promujących jej książki #ostryjęzyk #ostrajazda #ostryseks to zapewniam Was, że unikatowy styl i ten pazur pisarski Pauliny pozostaje ten sam, chociaż w bardziej mrocznej wersji. Bohaterowie to jakżeby inaczej - totalny samiec alfa, a nawet dwóch i kobieta, która nie da sobie w kaszę dmuchać. Humor i dialogi, jak zwykle na totalnie odjechanym poziomie. Tylko, ten zagadkow...
52
greengroszek

Dobrze spędzony czas

na pewno książka jest duuużo lepsza niż poprzednia. wciąż nie jest to ambitna literatura, ale chyba taka właśnie ma być ;) szybko się ją czyta, a niektóre teksty są zabawne.. to fajnie, że przełamał się schemat powtarzany w poprzednich książkach- jest inaczej i to tylko na plus.
31

Popularność




Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN

Redaktor prowadzący: Grażyna Muszyńska

Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Bartosz Krzyżaniak, Renata Jaśtak

Konsultacja: Monika Frączak-Pawlak

Zdjęcia na okładce: © Vladimir Gjorgiev/Shutterstock

© RichLegg/iStock

Ilustracja wewnątrz:

© Alexlmx/Dreamstime.com

© by Paulina Świst

© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2023

ISBN 978-83-287-2943-8

Wydawnictwo Akurat

Wydanie I

Warszawa 2023

–fragment–

Monice, która mówi, że myślenie ma przyszłość.

I nieodmiennie liczy, że zacznę je praktykować

Uwielbiam Cię, Królowo

„Piękny świat, lubię zapomnieć, że zło nas dosięga.

Wystarczy łza, czujności brak nigdy nie zwycięża.

Nie wiem, jak omijać błędy cudzego sumienia, mierzone w twarz.

Nie uniknę ran – każdy już oberwał”.

GIBBS X KIEŁAS, Piękny świat

W ciemnym pokoju rozlegały się dźwięki jednej z najbardziej nastrojowych ballad wszech czasów. Michael Bolton z przejęciem wyśpiewywał w niej, że jeśli mężczyzna kocha kobietę, to nie potrafi myśleć o niczym innym. I że sprzedałby świat za odrobinę dobra, które by w niej dostrzegł…

Dobro było dla Anioła takim samym pustym frazesem jak zło. Pierdolenie, bez żadnego znaczenia. W życiu liczyły się inne rzeczy. Władza. Kontrola. I moc, którą dają. Wszechogarniająca siła płynąca z decydowania o losie innych. Potęga. Upojenie. Ekstaza.

Anioł był ponad problemami szarych ludzi; więcej, był ich rozwiązaniem. Po nim następowała już tylko ciemność. Nikt, kto trafił na listę Anioła, nie zdołał się uratować. Zawsze to Anioł był ostatnim obrazem, jaki biedne ludzkie stworzonko miało przed oczami. I ta rola podobała się Aniołowi. Był alfą i omegą. Był początkiem i końcem. Był NIM.

I Anioł nareszcie dojrzał do stworzenia nowej listy. A potem jeszcze doskonalszego finału, jeśli można w ogóle przyjmować, że istnieje stopniowanie absolutnego geniuszu.

Anioł był gotowy… i niezwykle podniecony faktem, że oni jeszcze nie wiedzą. Nie wiedzą, że właśnie ich los został przypieczętowany. Wkrótce wypełni się ich przeznaczenie. Muszki nie widziały ani ogromnej pajęczyny, ani tkającego ją pająka… Anioł wykaligrafował ostatnie nazwisko na liście i odłożył wieczne pióro.

Czas zacząć polowanie!

– Nie mogę dłużej ci towarzyszyć w wieczornej alkoholizacji, mój ukochany, gdyż mam niebawem randkę z Tindera. – Uśmiechnęłam się do Artura.

Leżał wygodnie wywalony na mojej kanapie, jadł przygotowaną przeze mnie kolację i popijał przyniesionym przez siebie piwem. Cały dzień siedzieliśmy w domu, pogryzaliśmy popcorn i czytaliśmy na Twitterze komentarze i analizy dotyczące rajdu Prigożina na Moskwę.

Jeśli jednak nie chciałam się spóźnić na spotkanie, to powinnam natychmiast zakończyć śledzenie sytuacji geopolitycznej i zacząć się malować. Za cholerę mi się nie chciało, ale słowo się rzekło – zgodziłam się na to spotkanie, a nie zwykłam łamać obietnic.

– Pokażesz mi tego wybrańca? – Artur uniósł na mnie zaciekawione spojrzenie.

Wzięłam do ręki telefon, odpaliłam Instagrama i pokazałam mu profil faceta, z którym miałam dziś randkę.

– Ha, ha, ha, ha, ha. – Zakrztusił się browarem. – Anka, daj spokój. Typ ma więcej zdjęć na Instagramie niż ty!

– I są zdecydowanie ładniejsze niż moje – przyznałam mu rację.

Facet był bardzo przystojny, niezwykle zadbany i mocno wystylizowany. No i dobrze, nie każdy musi być takim nieogolonym, niewychowanym, wytatuowanym zabijaką jak mój najlepszy przyjaciel.

– Boże, ależ on ma wymuskaną brodę. Ciekawe, czy wciera w nią brylantynę? – Artur znęcał się dalej. – Pa na to.

Obrócił w moją stronę telefon. Zdjęcie przedstawiało mojego towarzysza w obcisłych białych rurkach, koszuli w serduszka, szykownej marynarce i z malutką filiżanką kawy w ręku. Wpatrywał się z zamyśloną miną w okno.

– Myśliciel jebany – nie darował sobie Artur. – Konfucjusz z Tindera.

– Cień, weź mnie nie wkurwiaj. – Roześmiałam się głośno, bo miałam podobne skojarzenia i w myślach przyznawałam mu rację. – Sam kazałeś mi chodzić na randki! Jak mam kogoś poznać, jak do każdego przypieprzasz się już na starcie? Może to tylko taka instagramowa poza, a w życiu okaże się sympatycznym typem?

Sama nie wierzyłam w to, co mówię, a jego mina wskazywała, że doskonale o tym wie. Ale nie miał jak mi tego udowodnić.

– Będzie ci kradł odżywkę do włosów, zobaczysz. – Wyszedł na balkon i zapalił papierosa. – Mała, wspomnisz moje słowa! Tracisz czas, będziesz się tam strasznie nudzić!

Pokazałam mu fucka, wiedząc, że z balkonu nie może go zobaczyć.

– Odbijasz się w lustrze, cymbale – szybko wyprowadził mnie z błędu. – A na randki kazałem ci chodzić ze ściśle określonego powodu. Musisz w końcu ruszyć do przodu. Ale z tym kolesiem nie ruszysz za cholerę.

Ciekawe, czy powie mi coś, czego nie wiem.

– A skoro już zacząłem temat, którego ty nigdy nie poruszasz, to powiedz, proszę, co tam u „Jego Zjebaności”? – wyzłośliwił się.

Zawsze mówił tak o moim byłym facecie. Nienawidził go bardziej niż placków ziemniaczanych z cukrem, a placków z cukrem nie cierpiał tak bardzo jak szpinaku, klaunów i Legii Warszawa. Muszę chyba zapisać go na jakąś terapię, zdecydowanie zbyt szybko się odpalał.

– Zabrał JĄ dziś do ZOO. Wejdź na Instagrama i sobie zobacz – rzuciłam tonem pozornie obojętnym. Niestety tylko pozornie, ponieważ nadal w jakiś sposób uwierała mnie ta moja pomyłka.

– Poszedł poznać jej rodzinę? – Wsadził łeb do pokoju i uniósł wysoko brew.

Nie mogłam się powstrzymać i ryknęłam śmiechem.

– Zablokuj go w pizdu! Bo jeśli nie przestaniesz się gapić na jego Instagrama, to trzy razy wyjdę z siebie, stanę obok i zacznę cię walić po głowie z czterech stron świata. A rękę mam ciężką. – Zrobił groźną minę.

Ziewnęłam teatralnie.

– Nie byłbyś w stanie mnie nawet porządnie opierdolić, a co dopiero uderzyć – odbiłam piłeczkę.

No cóż, była to szczera prawda.

– Czasami tego żałuję. – Uśmiechnął się, a potem zaczął poważnie: – Zrozum, Mała, chłop ci powiedział, że NIGDY się u niego NIC nie zmieni. Nie da się prościej kazać komuś spierdalać… Nic się nie liczy, oprócz tego zdania. Dzida wygrywa, ty przegrywasz. End of story.

– Pierdolicie, Hipolicie – powiedziałam, żeby go wkurwić. W głębi duszy przyznawałam mu rację. Zapewne dlatego, że ją miał. – Myślę, że jesteś do niego uprzedzony…

– Ja jestem uprzedzony? Ja? – Otworzył szeroko oczy.

– A ona jest ode mnie fajniejsza i tyle – wyłożyłam zakorzenioną w mojej podświadomości tezę.

Ta dziewczyna doprowadzi mnie kiedyś do czarnej, bezdennej rozpaczy. Nie wiem, jak można być tak mądrym i tak głupim jednocześnie. I tak pewnym siebie w jednych sprawach, i tak kompletnie niepewnym w innych. Czasami miałem wrażenie, że ona po prostu nie ogarnia, jaka jest wyjątkowa. Zawsze wyobrażałem sobie jej głowę jako ogromną szafę wypełnioną różnymi pojemnikami, do których prowadziły skomplikowane i poplątane rynny. Zwykle wszystko działało tam jak złoto, ale czasem, zwłaszcza w przypadku wysportowanych brunetów, coś się zacinało i wpadało totalnie nie do tego pudełka, do którego miało…

– Srajniejsza – nie wytrzymałem i wywaliłem, co leżało mi na sercu. – Mam dość słuchania o nim, jego lubej i o tym, że koniunkcja Jowisza i Saturna oraz zły horoskop dla Koziorożca spowodowały, że nie możecie być razem! Nie możecie być razem tylko dlatego, że on nie chce.

To było okrutne, ale potrzebne. Miałem dość patrzenia, jak się zadręcza sytuacją, na którą nie ma najmniejszego wpływu.

– Jak nie będziesz o niego pytał, to nie będziesz o nim słuchał. – Rozłożyła ręce.

Minę miała niewzruszoną, ale wiedziałem, że ją to zabolało. No cóż, czasem musi zaboleć, żeby potem było lepiej.

Przez chwilę milczałem. Najczęściej w ten sposób przyznawałem jej rację. Nie mówiła o nim, póki nie pytałem. A pytałem po to, żeby kiedyś nareszcie usłyszeć, że gówno ją obchodzi, co u niego słychać. Niestety póki co się nie zapowiadało.

– Czemu ty zawsze wybierasz takich gości? – zapytałem.

Zgasiłem papierosa i wróciłem do pokoju. Stała przed lustrem w krótkiej sukience i malowała rzęsy.

– Bo nie chciałeś ze mną chodzić dwadzieścia lat temu. – Pokazała mi język. – Gdybyś chciał, to bylibyśmy razem po dziś dzień, a nasze pierwsze dziecko już pewnie byłoby pełnoletnie.

Puściłem w myślach soczystą wiązankę, ale nie dałem się sprowokować.

– Miałem wtedy dziewiętnaście lat. Nie wpadłbym na to, że wszystko, co teraz odwalasz, to tylko i wyłącznie moja wina – wyzłośliwiłem się.

– Widzisz, a ja na to wpadłam. – Nasze spojrzenia spotkały się w lustrze. Widziałem, że mnie podpuszcza. – Czemu ty się go tak czepiasz? Mam policzyć laski, z którymi tobie w życiu nie wyszło? Nie skończę wtedy do Wielkanocy… Roku Pańskiego dwa tysiące pięćdziesiątego szóstego – kontynuowała.

Tę cholerę to po prostu bawiło. Uwielbiała przekomarzać się ze mną.

– Ale nigdy nie robiłem wszystkiego, żeby je omotać, opętać i wkręcić, kiedy doskonale wiedziałem, że nic z tego nie będzie. To jest zwyczajne skurwysyństwo, a na to mam uczulenie – oznajmiłem, kładąc nacisk na „skurwysyństwo”. – A on z tobą nigdy nie będzie. Nigdy jej nie zostawi. A ona jego to już abso-kurwa-lutnie.

– Dlaczego ludzie to sobie robią? – zapytała, kręcąc głową z niedowierzaniem.

– Nie mam pojęcia i gówno mnie to obchodzi – powiedziałem szczerze. – Zastanawiam się tylko nad jednym… Po chuj ty to sobie robisz?

– Przecież już nie robię! – zaprotestowała.

– No mam, kurwa, nadzieję. – Wyrąbałem się na kanapie. – Idź na randkę z tym Johnnym Bravo. Jakbyś potrzebowała interwencji, to pisz. I jakbyś umierała z nudów. I jakby zaczął robić ci manicure.

– Będziesz tu czekał? – Uśmiechnęła się przekornie. – A jakbym chciała zaprosić go do domu?

Nadal próbowała mnie sprowokować. Na szczęście uodporniłem się na to z wiekiem. Byłem w tej kwestii mistrzem. Poza tym znałem ją dobrze – żeby przespać się z facetem musiała być, co najmniej, zauroczona. W tym wypadku nie widziałem żadnych symptomów.

– Wtedy wyślę cię na badania psychiatryczne.

Wziąłem do ręki pilota i odpaliłem jakiś serwis informacyjny.

– Daj mi znać, jeśli Prigożin dojdzie do Moskwy. Wrócę wtedy z szampanem. – Pocałowała mnie w policzek.

– Coś mi to za ładnie wygląda, śmierdzi jakimś podstępem. – Zerknąłem na ekran, gdzie pokazywano właśnie, jak wagnerowcy jadą przez nikogo nie niepokojeni autostradą M4 w stronę Moskwy. – Leć, będę pilnował.

Mój cholerny najlepszy przyjaciel, przezywany przeze mnie od zawsze „Cieniem”, oficjalnie zaś znany jako prokurator Prokuratury Regionalnej w Katowicach – Artur Cieniowski – jak zawsze miał pierdoloną rację. Byłam na tej randce godzinę, a zaczynałam poważnie się zastanawiać, czy nie wykonać samobójczego skoku do Rawy. Jako że miała tu dwadzieścia centymetrów głębokości, szansa na zakończenie moich cierpień była znikoma.

Mój towarzysz najpierw pochwalił się swoją niezwykłą wiedzą i erudycją, informując mnie, z jakiej kolekcji Tommy’ego Hilfigera mam buty, bo ja tego nie wiedziałam, a na dodatek – miałam to generalnie gdzieś. Potem oznajmił, z której serii Kruka mam pierścionki, co miałam w jeszcze większym poważaniu. Następnie pochwalił moje paznokcie w kolorze lapis lazuli. Udało mi się powstrzymać od pytania: „Co to do chuja jest?”.

Chyba tylko na złość Arturowi nadal się stąd nie zawinęłam. Starałam się porozmawiać z nim na jakikolwiek temat. Ale łatwo nie było… Wojna? Nie ma zdania. Ekonomia? Nie interesuje go. Muzyka? Słucha tego, co leci w radiu. Literatura? To nie dla niego. Filmy? Nie ma czasu ich oglądać. Za zdławienie w sobie pojazdu: „Nie masz czasu, bo czeszesz brodę?” powinnam dostać jakiś order. Krzyż Tindera albo coś w tym stylu… W końcu udało mi się zaczepić o temat nocnych klubów na Wariackiej. Był ich stałym bywalcem…

Zawędrowaliśmy spacerkiem na plac, na którym kiedyś mieścił się katowicki rynek. W tysiąc dziewięćset czterdziestym piątym roku ruscy rozpieprzyli jego południową część, więc powstał nieregularny plac, który od lat przechodzi modernizację. Zaczynało to naprawdę nieźle wyglądać. Usiedliśmy na ławeczce, obok palemki, przy wodnej instalacji…

– Wiesz, mieszkam niedaleko, robię świetne drinki, chodźmy do mnie, przygotuję ci coś specjalnego – usłyszałam tuż przy uchu.

Ożeż, chuju złoty!

– Aleksandrze… – Uśmiechnęłam się niemal z czułością. – Nie pójdę z tobą do twojego domu godzinę po poznaniu cię.

Sprawę należało przedstawić uczciwie. Jeśli gość przyszedł tu tylko dla seksu, to lepiej, żeby nie marnował na mnie czasu. Nic z tego nie będzie. Wbrew obiegowej opinii, mózg faceta jarał mnie o wiele bardziej niż jego wygląd. A obawiałam się, że tu akurat miodu nie będzie.

– Ale ja nie miałem nic złego na myśli – oburzył się. – Po prostu pomyślałem, że może byś się czegoś napiła.

Yhym. Z pewnością. A świstak siedzi i na łapie ma odciski od sreberek.

– Napiłabym się – rzuciłam mu koło ratunkowe. – Sto metrów stąd jest Aïoli, tam też nam zrobią pysznego drinka. Masz ochotę?

– Wiele dziewczyn przychodzi do mnie do domu na drinka, to nie musi od razu oznaczać seksu – powiedział takim tonem, jakbym była jakimś wyjątkowo obrzydliwym dziwadłem.

Kilka lat temu pewnie zrobiłoby mi się przykro, ale dziś mam trzydzieści sześć lat i obcy koleś z internetu nie jest w stanie zachwiać moim poczuciem własnej wartości. Oczami wyobraźni zobaczyłam tonącego Aleksandra i przepływające obok niego koło. Ech… Wyjęłam telefon, żeby sprawdzić godzinę i zobaczyłam wiadomość od Artura. Przesłał mi zdjęcie Aleksandra w wielkich, różowych, puchatych słuchawkach. Najwyraźniej nadal siedział na jego Instagramie. Że też mu się chce. Pod zdjęciem było pytanko: „Radzisz sobie?”. Wysłałam mu płaczącą emotkę i schowałam telefon.

– Aniu, światło tego wieczoru jest piękne… – Chwilę się zawahał. No kurwa, zaraz zacznie jakieś romantyczne pierdolety. – Czy byłabyś tak miła i zrobiłabyś mi zdjęcie na tle tej fontanny? – zapytał Aleksander.

Oooo, jednak nie. Było chyba nawet gorzej! Z całej siły wbiłam sobie paznokcie w dłoń, by nie ryknąć najbardziej wariackim śmiechem, jaki miałam w swoim arsenale. Poczułam, jak rodzi się we mnie diablę. No cóż, jak się bawić, to się bawić… Drzwi wyjebać, okna wstawić – jak mawia Artur.

– Oczywiście. – Wzięłam do ręki jego iPhone’a.

Gość wstał, ustawił się na murku przed fontanną, odwrócił się bokiem, wprawionym gestem poprawił włosy, potem brodę i zrobił mroczną minę.

– Wysuń nogę – rzuciłam, cykając fotkę. – Stań bardziej bokiem… Oooo, tak dobrze. – Wczułam się w rolę.

Obserwowałam z rosnącym niedowierzaniem, jak wykonuje moje polecenia i doszłam do potwornego wniosku: zdechnę sama. Albo wrócę do swojego byłego, który chyba nawet mnie nie lubił, ale z pewnością był typem faceta, którego nie zmusiłabym do takiej sesji, nawet gdybym mu obiecała za nią milion dolarów i trójkąt z przyjaciółką.

– Proszę. – Podałam mu telefon.

– Hmmm – zamruczał, przeglądając zrobione przeze mnie zdjęcia. – Nie chciałbym cię wykorzystywać, ale wyglądam niekorzystnie. Możesz zrobić jeszcze kilka? Stanę z lewej.

Chłopcze, nie umiałbyś mnie wykorzystać, nawet jakbym ci do tego instrukcję napisała.

– Dobra, dawaj – wykonałam jeszcze kilkanaście fotek.

Właśnie w tym momencie zadzwoniła moja komórka. Cień! Dziękuję ci, Boże!

– Przepraszam, ale muszę to odebrać. – Oddałam chłopakowi jego iPhone’a i chwyciłam swój telefon.

– Słucham.

– Gdzie jesteś, lampucero? – usłyszałam oburzony głos. – Dzieci za tobą tęsknią! Ile można biegać po sklepach? Nie ożeniłem się z tobą po to, żeby samemu się tym wszystkim zajmować.

Nie wiem, jakim cudem nie ryknęłam śmiechem. Zniesmaczona mina Aleksandra wskazywała, że słyszał każde słowo.

– Już wracam – rzuciłam wesoło i rozłączyłam się. – Przepraszam cię, Aleksandrze, ale mam kłopoty rodzinne. – Przesłałam mu buziaczka. – Muszę lecieć.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Wydawnictwo Akurat

imprint MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz